O żorskiej młodzieży w Wielkim Mieście Był 21 maj kiedy uczniowie klas szóstych stawili się przed świtem pod sklepem DYWYTA, by rozpocząć podróż do słonecznej Warszawy. Pomimo wczesnej pory każdy miał uśmiech na twarzy, a stawał się on jeszcze szerszy z biegiem czasu. Byliśmy coraz bliżej stolicy. Po kilku przerwach i,,śniadaniu w Mc Donalds wjechaliśmy do miasta. Tam przywitały nas lądujące samoloty. Około 11.20 byliśmy już pod Pałacem Kultury i Nauki. Przewodnik zatrzymał się na,,2 minutki, aby powiedzieć nam coś o tym wspaniałym budynku. Później windą podjechaliśmy na wystawę o Leonardzie Da Vinci i dalej na górę, aby oglądać stolicę z lotu ptaka. Pałac Kultury i Nauki to najwyższy budynek w całej Warszawie, a więc miasto było widać jak na dłoni : Później udaliśmy się na Cmentarz Powązkowski. Największe zainteresowanie wzbudził grób Czesława Niemena. Potem wróciliśmy do Muzeum Powstania Warszawskiego. Podzieliliśmy się na dwie grupy i zaczęliśmy zwiedzać. Muzeum było bardzo nowoczesne i ciekawe. Można było przez chwilę poczuć się jak w Warszawie podczas wojny. Zbieraliśmy kartki z kalendarza, ale chyba największą atrakcją były kanały. Przewodnik zaprowadził nas pod ziemię i dał nam możliwość,,uciekania kanałami jak polscy żołnierze (oczywiście po ciemku).
Na koniec zobaczyliśmy wstrząsający film o Warszawie po Powstaniu Warszawskim. Kiedy już zakończyliśmy zwiedzanie, zaprowadzono nas do jadalni. Nie powiem, że jedzenie było smaczne sądząc po reakcji reszty wycieczkowiczów im też nie bardzo smakowało. Po posiłku udaliśmy się do hotelu. Każdy tylko czekał, aby wejść do pokoju i wziąć prysznic, albowiem dzień był nadzwyczaj upalny. Kiedy już wszyscy przywrócili się do jako takiego porządku, część z nas poszła jeszcze do sklepu. W pierwszy dzień każdy był zbyt zmęczony, aby wariować i robić imprezy w pokojach, więc (prawie) wszyscy grzecznie poszliśmy spać. Drugi dzień zapowiadał się bardzo słonecznie, więc ubrani jak najlżej wyruszyliśmy zwiedzać Stare Miasto. Przejeżdżaliśmy obok Stadionu Narodowego i przez najdłuższy tunel w Polsce. Kiedy wysiedliśmy z autobusu mieliśmy szansę przejechać się pierwszymi ruchomymi schodami w naszym kraju. Później zwarci
i gotowi ruszyliśmy do Zamku Królewskiego. Tam także podzieliliśmy się na dwie grupy i zwiedzaliśmy. Nie było to tak ciekawe jak muzeum powstania, ale jako dobrze wychowana młodzież zachowaliśmy się grzecznie. Część z nas znalazła sobie zajęcie w postaci zmieniana kanału na swoich przewodnikach. Pod koniec byliśmy już bardzo zmęczeni sił dodała nam wystawa z dotykowymi panelami w podziemiach zamku. Kiedy już wydostaliśmy się na zewnątrz, ruszyliśmy w stronę kolumny Zygmunta i reszty pomników oraz kościołów na starym mieście. Ale to nie wszystko, przeszliśmy się także do Uniwersytetu Warszawskiego oraz do jakże oczekiwanego KFC. Najedzeni postanowiliśmy zrealizować ostatni punkt zwiedzania dzisiejszego dnia, mianowicie Łazienki. Ten park urzekł nas swoją urodą i spokojem, a także wolno poruszającym się drobiem (pawie ). Niestety część z nas pogryzły komary Wizytą w parku zakończyliśmy zwiedzanie i tak jak dnia poprzedniego zaprowadzono nas na posiłek. Był troszkę lepszy niż poprzedni, jednakże kapryśne nastolatki nie zjadły wcale dużo być może ze względu na wcześniejszy posiłek w KFC, a może dlatego, że po prostu jedzenie najlepiej smakuje we własnym domu Po powrocie do hotelu (tym razem naładowani pozytywną energią) zaczęliśmy schadzki do pokojów. Skończyło się to tak, że,,zgubiono jednego ucznia w szafie (prawie jak w opowieściach z Narnii ). Mimo to obyło się bez większych nieszczęść. Ostatniego dnia obudzono nas wcześniej niż zwykle, aby starczyło nam czasu na zwiedzanie Centrum Nauki Kopernika. Niestety była duża kolejka i przez prawie godzinę czekaliśmy w parku, który wyglądał jak plan z bajki dla dzieci Teletubisie
Było tam dużo sprzętów o niewiadomym przeznaczeniu. Nasi opiekunowie stwierdzili, że przed wejściem do muzeum zobaczymy jeszcze ogrody na dachu biblioteki. Po krótkim odpoczynku w cieniu drzew, zeszliśmy z dachu. Jeszcze przed wejściem do Centrum Nauki Kopernika dostaliśmy przestrogę od pana przewodnika przed nadmiernym używaniem kart, dzięki, którym mogliśmy wydostać się na,,wolność. Kiedy już nauczyciele stwierdzili, że pojęliśmy zasady działania tych kart, wpuszczono nas do klimatyzowanego ośrodka. Podzieliliśmy się na małe grupki i zaczęliśmy zwiedzanie na własną rękę. Szczerze mówiąc nie tego oczekiwaliśmy, ale byliśmy pozytywnie zaskoczeni. Mogliśmy sami wykonywać doświadczenia i uczyć się poprzez zabawę. Dużą popularnością cieszyła się harfa z laserowymi strunami. Było tam wiele wynalazków, które cieszyły dzieci, a także dorosłych w każdym wieku. Na zwiedzanie dostaliśmy cztery godziny, ale żeby spokojnie zobaczyć wszystko i nacieszyć się tym, potrzeba było wiele więcej czasu. Później nadszedł czas by pożegnać się z Warszawą i odjechać. Wszyscy byli zadowoleni z wycieczki, a przecież jeszcze czekała nas jazda autobusem! W drodze powrotnej, podczas jednego z postojów, chłopcy odnaleźli w męskiej toalecie,,przejście do Narnii. Jak widać, dobry humor dopisywał nam do końca. Z przyjemnością stwierdzam (pewnie tak samo nauczyciele), że nie było żadnych nieprzyjemnych momentów i w stolicy pokazaliśmy się z dobrej strony. Możecie być z nas dumni!!!
Do domu wróciliśmy około 21.30. Na drugi dzień do szkoły przyszła tylko połowa klasy pewnie spali i dalej śnili sen o Warszawie... Iga Łużniak