POLSKI INSTYTUT ŹRÓDŁOWY W LUND Malmö, dnia 6.3 1946 r. Melchior Luba przyjmujący protokół asystent Instytutu Protokół przesłuchania świadka 215 Staje Pan [sic] Chackiewicz Konstancja urodzon [sic] 19.9 1928 r. w Warszawie, zawód uczennica wyznanie rzymsko-katolickie, imiona rodziców Władysław i Bronisława ostatnie miejsce zamieszkania w Polsce w Warszawie obecne miejsce zamieszkania jadę do Polski do Wawra k. Warszawy pouczony o ważności prawdziwych zeznań, oraz o odpowiedzialności i skutkach fałszywych zeznań, oświadcza, co następuje: przebywałem w obozie koncentracyjnym w Mauthausen w czasie od 1.9.1944 do do [sic] 8.9 1944 jako więzień polityczny ewakuowa. Warszawy pod numerem [brak] i nosiłem trójkąt koloru [brak] z literą [brak] następnie przebywałem w Ravensbrücku od 8.9 1944 do października 1944 następnie przebywałam w Leipzig od października 1944 do stycznia 1945 następnie przebywałam w Bergen Belsen od stycznia 1945 do 15 kwietnia 1945. Konstancja Chackiewicz Na pytanie, czy w związku z pobytem, względnie pracą moją w obozie koncentracyjnym mam jakieś szczególne wiadomości w przedmiocie organizacji obozu koncentracyjnego, trybu życia i warunków pracy więźniów, postępowania z więźniami, pomocy lekarskiej i duchowej oraz warunków hygienicznych w obozie, oraz szczególnych wydarzeń, tudzież wszelkiego rodzaju przejawów życia więźniów w obozie, podaję, co następuje: zeznanie obejmuje 7 stron pisma ręcznego. 1. Ewakuacja [dopisek nad tekstem] mieszkańców [/dopisek] Warszawy do Pruszkowa wyjazd 2. Mauthausen mężczyźni w obozie, opis obozu, umieszczenie kobiet w odległym kącie obozu, transport chorych, wysyłka zdrowych. 3. Ravensbrück przybycie, przyjęcie, łaźnia, ścięcie włosów, przebranie, warunki mieszkaniowe, odżywienie, przygotowanie do transportu do pracy, kąpiel, przebranie, podróż, prz 4. Taucha obok Leipzig warunki mieszkaniowe, hygieniczne warunki pracy, premje [sic], współżycie wśród więźniów, koncerty, kontakt z wolnością, ewakuacja, wyjazd. 5. Bergen-Belsen droga ze stacji do obozu, przyjęcie, trupy w blokach, dzień w obozie, apel, odżywienie, nastrój, choroby, pomoc Rosjanki, wyswobodzenie. BLOMS BOKTRYCKERI, LUND 1945
1 Zeznanie p. Chackiewicz Konstancji ur. 19.9.1928 r. 1 września 1944 roku wypędzono nas z Warszawy do Pruszkowa, razem ewakuowano nas z Warszawy. Byłam z rodzicami, a brat brał udział w powstaniu. W Pruszkowie rozdzielono nas. Mnie z mamusią wysłano razem do Mauthausen. Na drogę nie otrzymaliśmy jedzenia. Czerwony Krzyż nam dał po drodze żywność. Jechałyśmy 60 osób w wagonie bydlęcym. Droga trwała 4 dni. W Mauthausen oczekiwali holendrzy [sic] w mundurach wojskowych niemieckich. Byli oni sami karani, oznaczeni byli czerwonymi paskami na mundurach. Pełnili w obozie służbę blokowych. Obchodzili się z nami względnie dobrze. Mauthausen był obozem męskim bardzo ciężkim. Mężczyźni byli albo zupełne cienia albo popuchnięci z głodu. Strasznie się z nimi obchodzono. Mężczyźni sami słabi nosili ciężkie głazy, uginali się pod nimi. A bito ich bardzo. Mauthausen wyglądał jak miasto. Były ulice. Baraki były symetrycznie ustawione malowane na zielone. Przed bramą była budka na podwyższeniu i lornetował nas stamtąd oficer niemiecki. Wyglądało na defiladę więźniów. Zaprowadzono nas do baraków odległych trochę od lagru męskiego, gdzie były ustawione 8 szałasów i ambulans. Szałas był duży okryty plandeką, podłoga była przykryta plandeką. Na niej układane sienniki. Spotkałam tam znajomego doktora, który mi proponował posadę läuferki (goniec), pomiędzy ambulansem i blokami. Było wśród nas dużo chorych rannych z powstania jeszcze, i wymagały opieki lekarskiej. Chorych oddzielono od zdrowych i wysłano do Linz. Reszta została. Odżywienie było względne (w owym czasie nam się wydawało bardzo złe, ale później wobec panujących stosunków w innych obozach, wydawało nam się nadzwyczaj dobrem). Apele były raz dziennie o godz. 11-ej, trwał dość krótko. Było nas około 1000 kobiet. Były umieszczone w ośmiu szałasach. Blokowymi byli Holendrzy, którzy byli dość dobrzy. Po ośmiu dniach wywieziono nas do Ravensbrück pociągami osobowymi. Na drogę otrzymałyśmy żywność. Eskortowali nas wachmani. Droga trwała 24 godzin.
2 Na stacji w Ravensbrücku oczekiwały aufseherki. Zmierzyły każdą z nas wzrokiem krytycznym. Odprowadziły nas do bramy lagru. W bramie lagru stał SS man z laską w ręku, liczył nas. Wypędzono nas na piasek. Tam byłyśmy 2 dni bez dachu nad głową. Po dwóch dniach kazali nam się w Zelcie rejestrować i otrzymałyśmy numery. Musiałyśmy oddać wszystko, cośmy posiadały z biżuterji. Nazywało się na przechowanie. Nocą wołano nas do kąpieli. Tam ścięto mi włosy i badano nas ginekologicznie w poszukiwaniu kosztowności. W kąpieli ubrano mnie jak anormalną. Dostałam długą koszulę, krótką sukienkę. Mamusia moja dostała znów malutką koszulkę i długą wlokącą się suknię, imitacja balowej. Ja nie dostałam butów, aufseherka powiedziała, że mogę i tak iść bez pantofli. Zapędzono nas do bloku 17-ego. Tam była blokową Teresa (polka [sic]) i sztubowa Irka. Były dość dobre. Będąc na apelu spotkałam swoją kuzynkę, która była już 3 lata w lagrze. Ona mi pomagała. Blok był dość czysty. Łóżka były 3piętrowe. Plagą były pchły. Każde łóżko zaopatrzone było w siennik i poduszkę ze słomy, były również 2 koce. Na łóżku spały 2 osoby. Odżywienie było gorsze niż w Mauthausen. Otrzymałyśmy kawę gorzką na śniadanie o 9-ej rano był obiad, składający się 1/4 litra zupy wodnistej [sic] bez soli, na kolację dostałyśmy 1/4 litra kaszy i 20 dk chleba i zulage w postaci kawałeczka margaryny 3 razy w tygodniu. Po odbyciu kwarantanny były transporty do fabryk amunicji. Przerażenie było wielkie, kiedy się dowiedziałam że mamusia wyjeżdża, a mnie nie chcieli przyjąć, bo byłam za młoda. Pomogła mi blokowa w tej sprawie i pojechałam z mamusią. Transport nasz był bardzo duży. Około 1300 osób, same Polki. W nocy nas wywołano z listy, następnie prowadzono nas do magazynu, gdzie otrzymałyśmy siedmiomilowe buty drewniane. Całą noc stałyśmy na dworzu, czekając na łaźnię. Było nam bardzo zimno, przytulałyśmy się do siebie, ogrzewając się nawzajem. [nieczytelne skreślenie] Na placu był szałas,
3 wszystkie szukały tam schronienia. Natłoczyło się dużo osób, tak, że szałas wyglądał jak coś ruchomego, bo się wznosił i opadał. O 9-ej rano poprowadzono nas do kąpieli. Wykąpano nas i przebrano. Tym razem dostałyśmy oprócz bielizny sukienki ciepłe i swetry. O godz. 2-ej był odmarsz na stację. W wagonie zaopatrzono nas w żywność: pół bochenka chleba i ćwiartkę margaryny i kiełbasę mały kawałek. Jechałyśmy wagonami towarowemi [sic], gdzieniegdzie rozsiana była słoma, 50 osób w wagonie eskortował w wagonie jeden SS man. 40 km przed Lipskiem wysadzono nas, okazało się, że 300 osób było za dużo między niemi ja i mamusia. Wyprowadzili nas na dworzec i pojechaliśmy dalej. Zdawało mi się, że nas spotkało nieszczęście, ale okazało się wręcz przeciwnie. Bo moje towarzyszki podróży, cieszyły się tylko ze 3 dni życiem. Był bowiem wielki nalot i całe osiedle: fabryka i obóz, zostało doszczętnie zniszczone. Ludzie znaleźli tam śmierć. Nas odprowadzono do małego lagru Taucha (6 km od Leipzig). Był to mały obóz razem z mężczyznami było nas 1000 osób. Mężczyźni przyjechali po nas, umieszczono ich na tym samym polu tylko w oddzielnych barakach. Obóz urządzony był na zgliszczach fabryki. Pole kobiece posiadało 4 baraki, kuchnię, rewir i zabudowania dla aufseherek i SS manów. Baraki były czyste. Łóżka były 2 piętrowe, po 2 spały na łóżku. Łóżko miało siennik, poduszkę i 2 koce. Warunki hygieniczne bardzo dobre. Miałyśmy możliwości do mycia się i prania. Co tydzień zmieniano nam bieliznę. Otrzymałyśmy mydło i proszek. Kantyna była, gdzie dostawałyśmy różne drobne rzeczy jak: proszek, mydło, nici, guziki. Co tydzień otrzymywałyśmy pensję od 2 5 marek, za co mogłyśmy sobie [dopisek nad tekstem] kupić drobiazgi [/dopisek] w kantynie. Apeli nie było. Był tylko dzwonek, nawołujący do zebrania się do pracy. Przy bramie nas liczono. Fabryka była odległa o 3 km. od obozu. Był to Hassag [sic] fabryka amunicji.
4 Podlegałyśmy zarządowi Hassagu i tem się tłumaczy nasze lepsze traktowanie. Praca była ciężka przy maszynach i niebezpieczna. Niebezpieczny był dział, gdzie były kwasy, czyściło się rdzę ze starych rur i farby działały szkodliwie na zdrowie. Utrzymanie [dopisek nad skreśleniem] Odżywienie [/dopisek] było niezłe, Odżywienie było dostateczne, nie było na ogół głodu. Dozorowali przy pracy majstrowie, Niemcy cywile, i polski kierownik. Naznaczona była norma, kto normy nie zrobił dostał bicie. Były premje, ale starałyśmy nie zasłużyć na nie [sic]. Jeżeli ktoś zrobił ponad normę oddał słabszemu, który nie był w stanie się wywiązać. Obozem zarządzał Lagerführer SS man i Oberaufseherin. Traktowanie było nie najgorsze. Zarząd obozowy był z nas zadowolony. Dlatego było mało kar i starali się naogół [sic] dla nas. Współżycie wśród więźniów było dobre. Jeden drugiemu pomagał przy pracy i materjalnie. Paczki żywnościowe, jakie otrzymałyśmy z domu, dzieliłyśmy między sobą. W naszym obozie urządzaliśmy koncerty. Jedna z naszych dziewcząt grała pięknie na pianinie, mężczyzna jeden śpiewał pieśni sybirskie, śpiewaliśmy pieśni polskie wolnościowe [dopisek nad tekstem] na inne melodje [/dopisek]. Na nasze przedstawienia przyjechali Niemcy z innych obozów z Lipska, był nawet raz komendant Buchenwaldu, który bawił w Lipsku. Aufseherka często była wzruszona naszymi pieśniami. Śpiewałyśmy Jeszcze Polska nie zginęła na melodję [sic] mazurka Dąbrowskiego, Rosjanki śpiewały Wołgę, Moskwę, a aufseherki nie przeszkadzały nam. Współżycie z Rosjankami również było dobre. Mieliśmy kontakt z wolnością, listy również załatwiano nam. Orjentowałyśmy się w sytuacji politycznej, bośmy było do dostawały gazety. Oczywiście było to nielegalne. Pewnego dnia usłyszałyśmy gwizdek nawołujący nas na plac. Był główny Zahl Appell. Konstancja Chackiewicz
5 dalszy ciąg zeznania p. Chackiewicz Konstancji ur. 19.9.1928 r. Ustawiłyśmy się piątkami. Przyszedł Lagerführer i ze smutną miną oświadczył, że musi pół obozu ewakuować, bo lager ma być ewakuowany. Wiedziałyśmy dlaczego. Wróg był blisko, front się zbliżał, słychać było huki ciężkich dział. Wybrał najmocniejsze dziewczęta młode, które miały zostać do ostatniej chwili, pr by pracować przy torach, przy odwalaniu gruzów i ratowaniu rannych Niemców. Mnie z mamusią wysłano. Na pocieszenie powiedział Lagerführer, że jedziemy na odpoczynek. Odprowadzono nas na stację. Zaopatrzono w żywność. Każda z nas dostała 1 1/4 chleba, kawałek margaryny, kiełbasę i trochę marmelady. Usadowiono nas w towarowych wagonach dość wygodnie. W wagonach były żelazne piece, które były opalane. Aufseherka nas pocieszała, że już nie długo będziemy cierpieć, że wojna jest na ukończeniu. Jechałyśmy 6 dni. Po drodze w Hamburgu SS mani ograbili rozbity magazyn win (na wskutek bombardowania). Nam też się dostało trochę. 4 osoby dostały butelkę [dopisek nad tekstem] wina [/dopisek]. Po 6 dniach zajechałyśmy do Bergen Belsen. Przywitali nas bardzo źli SS mani i SS manki. Pomimo, że już było dość ciemno, zimno pędzili nas niemiłosiernie 6 km. od stacji do obozu. Słabe kobiety po drodze mdlały, padały. Zezłoszczony SS man puszczał psa na ofiarę, kt którą przywracano w ten sposób do przytomności. Droga ta wydawała się wieczną. Pragnęła bowiem każda choć na chwilę, przystanąć i odpocząć. Jak dotarłyśmy do obozu jest dla mnie zagadką dziś. Na wasze usłyszałyśmy straszny krzyk kobiety. Co się okazało? Bito jakąś węgierkę za skradzenie kawałka chleba. Przywitała nas Lagerälteste, Stenia, znana ze swego okrucieństwa i jakiś gruby SS man. Jakaś blokowa nastraszyła nas, że idziemy do krematorjum. Wydawało nam się tem prawdopodobne, że w pobliżu [dopisek nad tekstem] był [/dopisek] komin, skąd ulatywał się dym, jak się później okazało była to kuchnia. Jakaś blokowa odprowadziła nas do baraku. Było to w nocy. Jak weszłam potknęłam się o jakiegoś trupa
6 okazało się, że w bloku było więcej trupów, z którymi myśmy miały spać razem. W naszej sztubie były 3 piętrowe łóżka. Na każdym łóżku leżało po 5 osób, oczywiście było nie możliwem [sic] spać. Było tyle osób w bloku, że nie było nawet miejsca gdzie stanąć. Dobroczynna blokowa chciała nas poczęstować kawą, ale niestety nalot alarm przeszkodził temu. Byłyśmy razem na bloku z węgierkami, które odnosiły się do nas źle. Były to już chodzące trupy, te które były na bloku. Rano jeszcze przed świtem, budzono nas na apel. Następnie sprzątano blok. Trupy wyciągano za nogi. Zrobiło to na mnie straszne wrażenie. Nie fatygowano się by wynieść. Trup trupa ciągnął. Bo te, które ciągnęły trupa, same były trupy. Codziennie zbierano, najmniej dwadzieścia. Trupy układano przed blokami, na stosy. Kiedy stos już był bardzo duży mężczyźni zabierali. Pełno było dookoła trupów. Rozkład ciał zatruwał powietrze. Po pobudce wypędzono nas przed bloki, ustawiano nas w piątki, czekałyśmy na apel. Przed apelem była inspekcja aufseherek w blokach, sprawdzały, czy uprzątnięto wszystkie trupy. Apel trwał 3 4 godziny. Na apelu dużo osób mdlało i padali. Po apelu również zbierano trupy z placu. Wpuszczono nas do bloku. Cały dzień pozostałyśmy w bloku, czekając na jedzenie. Raz dziennie otrzymywałyśmy zupę z brukwi zaprawioną mąką zatrutą. To też [sic] prawie wszyscy byli chorzy. Apatja panowała wśród nas, chociaż miałyśmy możność wychodzenia, nie czyniłyśmy tego. Chleba nie było. Raz na dwa tygodnie dostałyśmy kawałek chleba, jak się okazało był zatruty. Stwierdzili to lekarze angielscy. Głód był wielki. W lagrze męskim zdarzył się wypadek ludożerstwa. Jeszcze ciepłego trupa, pokroili mężczyźni i zjedli. Wody mi Wśród kobiet nie jest mi znane ludożerstwo. Dokuczał nam brak wody. Dużo było chorych na tyfus plamist [sic] i brzuszny, wysoka temperatura budziła w nas pragnienie, a nie było co pić. Sama też byłam chora, mama również.
7 Byłam już bardzo ciężko chora. Jako trupa wynieśli mnie przed blok. Rosjanka znajoma z mego transportu z Lipska poznała mnie, przyniosła mnie z powrotem na blok. Po dwóch tygodniach odzyskałam przytomność i powoli wróciłam do życia. Rosjanka mnie uratowała. Przynosiła mi wodę, myła mnie. Kiedy pierwszy raz stanęłam na nogach wyszłam przed blok. Powiedziano, że Anglicy weszli na męski lager. Nie mogłam w to uwierzyć. Po pół godzinie widziałam pierwszego Anglika na tanku obok Lagerführer z białą opaską na rękawie. Byli więźniowie podchodzili, pchali się ile się dało i bili Lagerführera. Anglicy obchodzili się z nami wzruszająco dobrze. Nosili nas na rękach i opiekowali się jak dziećmi. Nawet nie przestrzegali przepisów sanitarnych. Nosili sami na rękach trupy już w rozkładzie często. Później zaprzęgnęli do uprzątnięcia trupów SS manów i bauerów okolicznych. Dopiero teraz miałam okazję się rozejrzeć jak wyglądał obóz. Obóz był wielki, składał się z poszczególnych małych lagrów, oddzielanych bramami. Dookoła lagru i w samym lagrze było pełno budek strażniczych w których byli SS mani. Anglicy wywieźli wszystkich chorych i zdrowych z obozu. Odbyła się przy tem uroczystość i podpalono lager, który był grobem dla tylu ludzi. 28 czerwca wyjechałam do Szwecji. Tego dnia umarła mamusia. Zostawiłam ją na pruskiej ziemi, której była ofiarą. Konstancja Chackiewicz