CO Z TYM PSIUNIEM? [podpis] Paweł Kwaśniewski Gazeta Wyborcza nr 96, wydanie z dnia 24/04/1997 REPORTAŻ, str. 12 Żeby dalej uczestniczyć w Programie Powszechnej Prywatyzacji, trzeba otworzyć sobie rachunek w biurze maklerskim. A to kosztuje Nie jestem bogaty, nie mam rachunku inwestycyjnego w biurze maklerskim i, jak większość Polaków, mam tylko jedno Powszechne Świadectwo Udziałowe. Tak jak większość kupiłem je w ostatnich dniach listopada, stojąc w gigantycznych kolejkach pod bankiem i, jak większość, mam blade pojęcie o ekonomii. "Psiunia" - bo takim pieszczotliwym mianem moi znajomi nazwali PŚU - trzymam w szufladzie. Nie mam do niego stosunku emocjonalnego, bo gdy budowano PRL, ja budowałem zamki z klocków. O "psiuniu" przypomniała mi ulotka Ministerstwa Skarbu Państwa, którą dostałem pocztą. Postanowiłem zasięgnąć języka i świadomie uczestniczyć w Programie Powszechnej Prywatyzacji. W ramkę i na ścianę - Decyzję, co zrobić z PŚU, zostawiam na później - mówi Krzysztof Praszkowski, znajomy inżynier sanitarny. - Jeszcze zdążę. No, trzymam je ukryte między projektami. Miałem nawet włamanie, ale "psiunia" złodzieje nie znaleźli. Krzysztof Praszkowski może nie podejmować decyzji do ostatniego dnia 1998 r. Potem świadectwa stracą ważność i będą się nadawać na makulaturę. Pan Andrzej, były robotnik budowlany, dziś emeryt z Piaseczna, od razu zdecydował: - Całe życie harowałem w Peerelu. Odbudowałem stolicę i teraz "g..." z tego mam. Na prywatyzacji tylko bogaci zarobią, bo mają kasę na skup świadectw. Ale ja im nie sprzedam, żeby na mnie kabzy nie nabili. Włożyłem papier w ramkę i powiesiłem na ścianie. Wnuk będzie miał pamiątkę po dziadku budowniczym. Też mógłbym powiesić, ale tracę wtedy zainwestowane w świadectwo 20 złotych. Naj Fajniejsza Impreza Świadectwa udziałowe odebrało 96,5 proc. uprawnionych obywateli, czyli 25,9 mln osób. Najwięcej w województwie lubelskim - 98,5 proc. Najmniejszym powodzeniem PŚU cieszyły się w Katowicach - odebrało je 92,9 proc. Według badań OBOP 40 proc. właścicieli już sprzedało świadectwa, a 11 proc. deklaruje, że je sprzeda, gdy osiągną wyższe ceny. Babcia Krzysztofa Praszkowskiego, inżyniera sanitarnego, sprzedała swoje PŚU tuż przez świętami. Dwóm prawnukom kupiła za nie drogie gwiazdkowe prezenty. Ala, studentka Uniwersytetu Warszawskiego, pozbyła się PŚU pod koniec lutego, gdy na warszawskiej giełdzie świadectwa osiągnęły rekordową cenę - 175 zł. - Sprzedałam, bo nie miałam za co opłacić akademika - mówi. - I nie miałam pomysłu, co z tym papierem dalej robić. W tym samym czasie czterech studentów szkół artystycznych z Warszawy urządziło w Zakopanem imprezę pod hasłem "NFI, czyli Naj Fajniejsza Impreza". Ze sprzedanych w kantorze świadectw odliczyli wkład, czyli po 20 zł. Resztę potraktowali jako czysty zysk i kupili po sześć flaszek każdy. Resztę przeznaczyli na słone paluszki. Właściciel kantoru w centrum Warszawy mówi: - Coraz mniej ludzi przynosi świadectwa. Ci, którzy mieli sprzedać, już to zrobili. Teraz dziesięć, dwanaście osób dziennie chce dokupić świadectwa. W zeszłym tygodniu za mój papier dostałbym w kantorze 148 zł. Mógłbym dorzucić 2 zł i opłacić mojemu synowi trymestr nauki angielskiego albo dołożyć 3 zł i kupić dżinsy, które zbudowały
Amerykę. Mógłbym też kupić półtora markowego adidasa albo neonowożółtą damską kurtkę z lateksu w DT Centrum. Kurtka jest przeceniona. Sekty wykupują Polskę Radio dla Ciebie poświęciło PŚU całą nocną audycję. Pytało, co ludzie robią ze swoimi świadectwami. Zadzwoniła słuchaczka z radą: - Nie oddawajcie świadectw nikomu. Wykupuje je pewna sekta, by opanować nasz kraj. - Ja swoje świadectwo oddałam, ale na pewno pójdzie na dobry cel - odpowiedziała na antenie pani Krystyna Wielicka, sekretarka w państwowej firmie. - Przekazałam je księdzu Rydzykowi. Plotki mówią, że Radio Maryja zebrało już milion świadectw i że ksiądz Rydzyk chce za nie przejąć któryś NFI. Słuchaczka Radia Dla Ciebie dementowała: - Sama słyszałam, że świadectwa zasilą Fundusz Inwestycyjno-Gwarancyjny, który ma zabezpieczyć kredyty dla Stoczni Gdańskiej. W toruńskim Biurze Radia Maryja jedna z sióstr mówi: - Akcję zbierania świadectw rozpoczęła słuchaczka, która na antenie zaproponowała darowiznę PŚU na radio. Nie wiem, ile zebraliśmy, ale do miliona jeszcze daleko. Często odbieraliśmy puste przesyłki, bo na poczcie zorientowali się, że w kopertach idą papiery. Wtedy ojciec Rydzyk zaapelował o osobiste przynoszenie świadectw do lokalnych biur. Generalnie zbieramy na rozwój naszego radia i mediów katolickich. Jeszcze nie wiem, jak zostaną zagospodarowane. Kilkanaście świadectw przyszło na ratowanie stoczni. Obróci się w pył - Gdyby podczas kampanii reklamującej PPP powiedziano mi, ile ze świadectwem będzie zachodu, chyba bym go nie wykupił - skarży się Krzysztof, inżynier sanitarny. Żeby dalej uczestniczyć w PPP, trzeba za 3 zł zdematerializować PŚU na rachunku inwestycyjnym w biurze maklerskim. Dziś tylko kilka procent obywateli ma taki rachunek, reszta musi go sobie dopiero założyć. Robert Kwiatkowski z Działu Obsługi PŚU Krajowego Depozytu Papierów Wartościowych opowiada o dematerializacji: - Klient przynosi świadectwo do biura maklerskiego. Makler stempluje i dziurkuje świadectwo. Potem przywozi je do nas w paczkach po 300 sztuk. Tu dwa urządzenia porównują numery z lewego i prawego rogu świadectwa, porównuje się je w centralnym komputerze z bazą danych o świadectwach wprowadzonych do obrotu. Jeśli wszystko się zgadza, świadectwo zapisujemy na konto biura maklerskiego, a papier wędruje w swą ostatnią drogę do olbrzymiej niszczarki (2,5 x 1 m). Wychodzi z niej tylko pył. Na razie wszysko gra, nie mieliśmy fałszerstw. Do zeszłego piątku zdematerializowano 13 670 105 świadectw, ponad połowę wykupionych. - Czasem trafiają papiery zniszczone, po pożarze, powodzi - mówi Robert Kwiatkowski. - Ale są ważne, póki zachowują 30 proc. powierzchni i dają się odczytać dwa numery. - Złaziłam całą Warszawę - poskarżyła się w nocnym radiu emerytka. - Chciałam założyć rachunek, ale to kosztuje 30 zł. Tyle samo liczą sobie za roczną obsługę. To się przestaje opłacać. W pięciu stołecznych biurach maklerskich, które odwiedziłem, rzeczywiście trzeba zapłacić, ale mniej niż mówiła emerytka - od 10 zł wzwyż. Najlepsze warunki otworzenia i prowadzenia rachunku znalazłem w biurze maklerskim Banku Staropolskiego. Cała usługa za darmo. Nawet dematerializacja o 50 gr tańsza niż gdzie indziej. - I mogę z jednym psiuniem? - pytam z niedowierzaniem. - Z jednym się nie opłaca - radzi makler. - Niech pan dokupi jeszcze z dziesięć. Niech się dzieci uczą
Teresa Wójcik, znajoma dziennikarka z "Tygodnika Solidarność", namawia mnie jednak na giełdową przygodę. Gdybym zdecydował się zdematerializować moje świadectwo, mógłbym już 12 maja zamienić je na akcje 15 Narodowych Funduszy Inwestycyjnych. Dostałbym po jednej akcji z każdego NFI. Najprawdopodobniej pod koniec czerwca fundusze trafią na giełdę. Mógłbym wtedy grać nimi na giełdzie. - To niezwykła szansa - mówi Teresa Wójcik, która kupiła 52 świadectwa średnio po 30 zł od pijaczków pod kantorami. Zamierza obracać nimi na giełdzie. - Jak ktoś nie wie, co zrobić ze świadectwem, niech da je swoim dzieciom. Przejdą przyspieszony kurs edukacji giełdowej. A jak przegrają wszystko, to trudno. To nie są duże pieniądze. Na ostatniej stronie ulotki Ministerstwa Skarbu czytam: "...Jeśli masz tylko jedno świadectwo albo nie czujesz się pewnie jako inwestor... poszukaj możliwości powierzenia świadectwa komuś, kto będzie nim zarządzał w twoim imieniu". Prokurator bada Nestora Spółdzielcze Towarzystwo Inwestycyjne "Nestor" chętnie pomnoży wartość mojego świadectwa. Towarzystwo reklamuje się także jako Krajowy Fundusz Emerytalny i Ochrony Zdrowia. Pan Sebastian z Punktu Obsługi Klienta na Zielnej 37 w Warszawie nie bardzo potrafi mi opowiedzieć, co będę miał z tego, że zostawię tu moje PŚU. - Na pewno zyski, bo Nestor działa jak fundusz powierniczy - mówi. - Będziemy inwestować na giełdzie i z tego będą pieniądze. Dostaję deklarację członkowską - muszę wpłacić 100 zł wpisowego, za 200 zł wykupić udział w spółdzielni i zostawić mojego "psiunia", czyli razem zainwestować ok. 450 zł. Z prospektu informacyjnego nic nie rozumiem, napisano go bełkotem dla prawników, a nie dla mnie - klienta. Zrozumiałem jednak, że cały prospekt to zbiór pobożnych życzeń. "Osiągnięcie wszystkich celów związanych z utworzeniem Towarzystwa uzależnione jest od pozyskania do Funduszu Wkładów jak największej masy aktywów pieniężnych w formie środków pieniężnych oraz świadectw udziałowych w PPP. Wymaga to ustanowienia sprawnej sieci dystrybucji oferty inwestycyjnej Towarzystwa". Na 28 stronach prospektu Krajowego Funduszu Emerytalnego i Ochrony Zdrowia znalazłem jedno zdanie o emeryturach: "Spółdzielnia poprzez odpowiedni system powiązań kapitałowych z instytucjami ubezpieczeniowymi oraz placówkami ochrony zdrowia będzie dążyła do zapewnienia swoim członkom nowoczesnego systemu ubezpieczeniowej ochrony wypłaty świadczeń zdrowotnych oraz świadczeń emerytalnych po upływie odpowiedniego okresu akumulacji kapitału w ramach indywidualnych rejestrów inwestycyjnych członków w Funduszu Wkładów". Pan Sebastian nie wie, czy Fundusz Emerytalny będzie mi wypłacał emeryturę tylko z wpisowego, czy będę musiał płacić dodatkowo comiesięczną składkę. Na ofertę Nestora skusiło się na razie 50 osób. Pan Sebastian nie dał mi statutu. - Prezes nie pozwolił - tłumaczył. - Statut jest do wglądu na miejscu. Mecenas Leszek Bagiński, prezes Nestora, ma trzy wizytówki. Na każdej jest prezesem zarządu innej firmy (między innymi Fidelii-Centrum, powiązanej z Universalem). Wszystkie firmy mieszczą się pod tym samym adresem. Prezes poświęcił mi cztery minuty, tłumacząc, że ma ważne spotkania. - Nasz projekt emerytur jest nowatorski - zdążył mnie zapewnić. - Ja się na tym znam. Zakładałem fundusze powiernicze Pioneer i Fidelia. Nestor działa tak samo. Kilka dni temu gazeta finansowa "Puls Biznesu" ujawniła, że działalnością Nestora zajmuje się warszawska prokuratura. W grudniu 1996 r. Komisja Papierów Wartościowych doniosła, że Nestor bez zezwolenia działa jak normalny fundusz powierniczy. Szlaban dla ubeków - ale to się zmieni Pomysłodawca Krajowego Stowarzyszenia Udziałowców dr Daniel Alain Korona jest pracownikiem Instytutu Nauk Ekonomicznych PAN. Ma około trzydziestki. O swoim pomyśle opowiada rzeczowo, wylicza koszty i zyski co do złotówki. - Wpisowe do Krajowego
Stowarzyszenia Udziałowców to 5 zł plus świadectwo lub wielokrotność tego zestawu - mówi. - Członków znajdujemy przez komitety zakładowe "Solidarności" i przykościelną Akcję Katolicką. Ale nie wszyscy mogą wejść do stowarzyszenia. Z deklaracji wynika, że członkiem nie może być osoba kiedyś pracująca lub współpracująca z SB, MO, ORMO, PZPR itd. - Walny zjazd wkrótce to zmieni - mówi dr Korona. - Bowiem największe gratulacje za pomysł dostaliśmy od lewicy. Wkrótce lewicowcy będą mogli zostać członkami KSU, ale bez czynnych i biernych praw wyborczych. Dziś KSU liczy 500 członków. Poprzez biura maklerskie stowarzyszenie będzie inwestować na giełdzie, ale akcji NFI od razu się pozbędzie. - Z moich wyliczeń wynika, że NFI są bardzo słabe ekonomicznie - twierdzi dr Korona. Zgodnie z prawem KSU jako stowarzyszenie może przeznaczyć zyski tylko na cele statutowe, więc przewidziało szeroką działalność: kultura, opieka zdrowotna, sport, rekreacja. - Bierzesz np. w aptece rachunek na nasze stowarzyszenie, a ono ci zwraca pieniądze do wysokości przypadającego na ciebie zysku - tłumaczy dr Korona. By przyciągnąć członków, Krajowe Stowarzyszenie Udziałowców wymyśliło program Darowizna '97. - To proste - mówi dr Daniel Alain Korona. - Członek KSU darowuje stowarzyszeniu jakąś kwotę - do 15 proc. rocznego dochodu - i może odpisać ją sobie od podatku. Potem te same pieniądze KSU przekazuje np. jego dziecku w postaci nie opodatkowanego stypendium. Gdy limit nie opodatkowanych darowizn się wyczerpie - osobie nie spokrewnionej można darować do 3850 zł w ciągu pięciu lat - założymy nowe stowarzyszenie, wyłącznie dla starych członków. - Chciałem, żeby cały pomysł firmowała krajówka "S", ale wypięli się na nasz pomysł - kończy wykład dr Korona. - Przyjmuję tylko jeden ich argument merytoryczny: gdyby KSU przejęło kontrolę nad jakąś spółką giełdową, to jako "Solidarność" bylibyśmy w zakładzie i związkiem zawodowym, i właścicielem. Sędziowie zabezpieczą przed Grobelnym Andrzej Sadkowski, Polak urodzony w Ameryce, ekonomista, pracował w Ministerstwie Przekształceń Własnościowych, był wiceprezesem Państwowej Agencji Inwestycji Zagranicznych, potem konsultantem w spółce zarządzającej jednym z NFI. - Program prywatyzacji jest tak skonstruowany, że posiadacz jednego świadectwa nie może nic - mówi Sadkowski. - Dlatego założyliśmy Polskie Towarzystwo Udziałowe "Skarbiec". Nikt z trzynastu założycieli nie jest politykiem ani osobą publiczną. Nie chcemy, żeby prywatyzowany majątek dostał się jedynie w ręce potężnych instytucji. PTU działa na podstawie prawa spółdzielczego. Każdy członek wpłaca 7 zł (w tym 3 zł na dematerializację) i deponuje świadectwo w wyznaczonych przez PTU biurach maklerskich. - Jeśli będzie nas kilkadziesiąt tysięcy, to korzystając z pomocy finansistów będziemy znaczącą siłą w którymś z NFI - mówi Sadkowski. - Jeśli będą nas setki tysięcy, będziemy mogli nawet przejąć nad nim kontrolę. Zdaniem Biura Prawnego Komisji Papierów Wartościowych zasady działalności PTU "Skarbiec" "nie wkraczają w sferę regulacji ustawy - Prawo o publicznym obrocie papierami wartościowymi i funduszach powierniczych". - Z dywidendy za swoje 15 akcji nikt nie utrzyma rodziny - mówi prezes Sadkowski. - Dlatego proponuję popularne na świecie tzw. usługi konsumenckie. Jeśli będzie nas np. sto tysięcy, to każdy producent i usługodawca weźmie pod uwagę taką masę potencjalnych klientów. W tym tygodniu mamy podpisać umowę z firmą ubezpieczeniową. Te 10 proc. zniżki za samochodowe OC i AC to
przynajmniej 200 zł zysku. Więcej niż warte jest PŚU. Negocjujemy także upusty na benzynę. Pomysłów na takie usługi mogą być setki. PTU liczy już dwa tysiące członków. - Polacy boją się drugiego Grobelnego - mówi Sadkowski. - Wymyśliłem więc funkcję powiernika. To będzie niezależna firma finansowa, która ma kontrolować każdy dokument PTU. Nad nią będzie stała Rada Powiernicza, do której zaprosiłem autorytety sądownicze. Dwóch sędziów już się zgodziło, z trzecim zacząłem rozmowy. PTU może się poślizgnąć na tym, że nie znajdzie firm chętnych do udzielania zniżek. W Polsce nie jest to jeszcze popularne. Świadectwo za numer - Ja jestem z erotycznego pokolenia, rocznik 1968 - mówił w nocnej audycji Radia dla Ciebie młody męski głos. - Miałem trzy świadectwa - swoje i od rodziców. Trzy razy zamówiłem dziewczynę z agencji. Płaciłem świadectwami. Jedno warte jest numer z dojazdem. Nie uwierzyłem. Zadzwoniłem do agencji. Chropowaty głos potwierdził: - Świadectwem nie gardzę. Przecież to papier wartościowy. Paweł Kwaśniewski [autor fot./rys] Fot. Piotr Wójcik RP-DGW Tekst pochodzi z Internetowego Archiwum Gazety Wyborczej. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez odrębnej zgody Wydawcy zabronione. Archiwum GW 1998,2002,2004