Warszawa, 1979/07/22. Asahi Pentax Spotmatic + 35/3,5, Fotopan FF @ 50 ASA, wywoływacz Kodak D76 1+1, Papier: Ilford Multigrade IV FB. O błonach i ich obróbce Z Jerzym Łapińskim rozmawia Robert Urbański CZĘŚĆ I Publikację cyklu artykułów poświęconych ciemni analogowej zakończyliśmy kilka miesięcy temu. Zdobytą wiedzę należy jednak ciągle utrwalać. Warto poznawać odmienne punkty widzenia różnych artystów, którzy w swojej twórczości posługują się tą techniką. Nasz rozmówca Jerzy Łapiński jest nie tylko znakomitym fotografem. Wśród profesjonalistów cieszy się opinią jednego z najwybitniejszych specjalistów w zakresie fotografii czarno-białej i tym doświadczeniem zechciał się z nami podzielić. 22
O błonach i ich obróbce Kiedy Pan rozpoczął swoją przygodę z fotografią? Bardzo dawno. Już w szkole podstawowej robiłem zdjęcia aparatem ojca Zorką. Ulubionym tematem było fotografowanie pociągów z wiaduktu dworca gdańskiego. Nie było to chyba zbyt bezpieczne? W tamtych czasach tak milicja mogła mnie zamknąć za szpiegostwo. Fotografowałem te pociągi, ponieważ wtedy chciałem zostać kolejarzem. Nigdy nie powiększyłem tych zdjęć. Mam jednak te negatyw i stykówki. Pierwsze poważne zdjęcia powstały podczas mojego pobytu z rodzicami na Cejlonie. Obserwacja tamtego otoczenia wyzwoliła we mnie chęć zarejestrowania tego, co obserwuję oraz moich wrażeń na błonie. Zdjęcia były robione na przeźroczach barwnych. W liceum rozwijałem zainteresowania fotografią. Brałem udział w wystawach grupowych klubu 6x6 działającego pod kierownictwem pana Mariana Szulca przy Pałacu Młodzieży w Warszawie. Potem rozpocząłem studia na Politechnice Warszawskiej na wydziale Samochodów i Maszyn Roboczych. Po dwóch latach przeniosłem się na wydział Instytutu Poligrafii, który był wydziałem najbardziej twórczym w tamtych czasach obok wydziału architektury. Pracę dyplomową robiłem z sensytometrii materiałów fotograficznych cz-b. Na studiach też miałem pierwszą indywidualną wystawę swoich fotografii było to chyba zdjęcia jazzowe lub portrety nie pamiętam już dokładnie. Zanim ukończyłem ten wydział byłem już członkiem Związku Polskich Artystów Fotografików. Po ukończeniu studiów rozpocząłem pracę na ASP jako wykładowca i kierownik pracowni fotografii. W międzyczasie upomniała się o mnie armia. Odbywałem wstępne szkolenie w wojskach łączności, a resztę służby pracowałem jako sekretarz redakcji Przeglądu Wojsk Lądowych. Potem nastąpił stan wojenny i po jego zakończeniu przestałem pracować na ASP. Od tego czasu zajmuję się zawodowo fotografią na własną rękę. Od kiedy zajął się Pan fotografią krajobrazową, z którą jest Pan teraz kojarzony? Krajobrazy zacząłem fotografować pod koniec lat 70. w Bieszczadach. Były to zdjęcia robione aparatem małoobrazkowym. Nie byłem zadowolony z efektów zdjęcia miały ziarno, co bardzo mi przeszkadzało. W 1988 roku kupiłem Hasselblada, co stanowiło poważny bodziec do fotografowania krajobrazów. Marka ta to przede wszystkim rewelacyjna optyka dająca niezależnie od ustawionej przysłony zawsze ostry obraz. Możliwość wymiany kaset również przydatna jest w fotografii krajobrazu. Trochę fotografowałem Sinarem 4x5 cali, ale jest to stosunkowo duży aparat, stosunkowo mniej mobilny. Hasselblad jest dla mnie wygodniejszy zwłaszcza, że wiele jeżdżę na rowerze. Korpus wraz z trzema obiektywami mieści się w plecaku. Pierwsze ambitne zdjęcia krajobrazowe wykonałem na przełęczy Puchaczówka w 1989 roku i od tego czasu zawsze już fotografuję Hasselbladem. Kąty Bystrzyckie, 2000/08/10. Hasselblad 500 C/M + 80/2,8, Filtr pomarańczowy średni; Film: Ilford Delta 100 (120) @ 100 ASA; wywoływacz Kodak Xtol 1+2; Papier: Ilford Multigrade IV FB. Karpno, 2000/08/09. Hasselblad 500 C/M + 150/4, Ilford Delta 100 (120) @ 100 ASA, wywoływacz Kodak Xtol 1+2, Papier: Ilford Multigrade IV FB. 23
Bez cyfry Rozmowa z Jerzym Łapińskim Czy używa Pan filtrów kolorowych? Tak, ale tylko przy fotografii krajobrazowej czerwonego i pomarańczowego. W street-foto nie ma takiej potrzeby niepotrzebnie zabierają światło, wydłużając czas ekspozycji. W fotografii krajobrazowej większość zdjęć wykonuję ze statywu. Puchaczówka, 1989/03/15. Hasselblad 500 C/M + 80/2,8, Orwo NP20 (120) @ 64 ASA, wywoływacz Kodak D76 1+1, Papier: Ilford Multigrade IV FB. Czy komponuje Pan zawsze obraz w kwadracie? Tak, jest to kadr idealny i nie trzeba podejmować wyborów czy obraz będzie lepiej wyglądał w pionie, czy w poziomie. Przyznam, że ja nie jestem w stanie kadrować obrazu w kwadracie. Pamiętam jak kiedyś, na testy do FOTO wypożyczyliśmy Rollieiflexa i nie byłem w stanie zrobić, ani jednego zdjęcia, z którego byłbym zadowolony. Dla mnie nie stanowi to problemu. Ktoś mi kiedyś powiedział, że posiadam naturalną łatwość komponowania obrazu w każdym formacie. Nie kadruję zdjęć pod powiększalnikiem. Komponuję obraz i wykorzystuję cały kadr. Sporadycznie obcinam same brzegi zwykle jest to spowodowane względami technicznymi, gdy coś przypadkowo przylepi się do krawędzi kadru nitka lub pyłek. Jakiej ogniskowej Pan najchętniej używa czy są to obiektywy szerokokątne, teleobiektywy, czy też standardy? To jest ciekawe jak fotografuję małym obrazkiem, to ulubionym obiektywem jest 35 -tka. Ostatnio kupiłem obiektyw Nikona 45 mm tzw. naleśnik dobrze mi się przez niego patrzyło, ale niestety skonfiskował mi go mój syn. Właściwie 99% zdjęć aparatem małoobrazkowym wykonuję z użyciem obiektywu 35mm i jest on zwykle na stałe wkręcony do mojego aparatu. W średnim formacie większość zdjęć wykonuję standardem 80mm. Korzystam czasami z obiektywu szerokokątnego i teleobiektywu. Przez pewien czas robiłem zdjęcia Rolleiflexem dwuobiektywowym 75 mm i nie czułem potrzeby posiadania dodatkowych obiektywów. Jakich błon Pan używa z emulsjami tradycyjnymi czy nowoczesnymi opartymi na kryształach delta? Od 15 lat fotografuję wyłącznie na błonach Ilforda. Krajobrazy robiłem na Delcie 100, obecnie na FP4. Różnica pomiędzy błonami klasycznymi, a nowoczesnymi polega na tym, że te pierwsze mają trochę mniejszy kontrast w światłach obrazu. Nie należę do osób dzielących włos na czworo i nie analizuję szczegółowo właściwości błon. Przeważnie w wypadku większości błon o podobnej czułości, na zdjęciu nie widać tych różnic. Aby je wychwycić należałoby wykonać bardzo duże powiększenia. Dla mnie najistotniejsza jest charakterystyka filmu, czyli to, żeby film pozwalał na wykonanie odbitek ładnych pod względem tonalnym. Od początku swojej działalności fotograficznej wykonuję testy filmów. Nigdy nie włożyłem do aparatu błony na ślepo, czyli nie robię tak jak wiele osób, które najpierw naświetlają błonę, a później dopiero zastanawiają się jak ją wywołać. W testach określam czułość i czas wywołania potrzebny do otrzymania takiej charakterystyki, aby błona ładnie się kopiowała na papierze o gradacji normalnej. Czyli kupuje Pan większą ilość błon o tym samym numerze emulsji, wykonuje test na jednej rolce i po ustaleniu wyników dopiero przystępuje do fotografowania na tych błonach? Tak, postępuję tak zawsze. Kupuję około 30-40 rolek, na testy przeznaczam zwykle 2 rolki (mówimy o błonach zwojowych 120). Potem nie muszę się już zastanawiać nad tym, czy zdjęcie wyjdzie, czy nie jestem spokojny o jakość uzyskanych efektów. Dlatego korzystam z filmów Ilforda, gdyż mają one najmniejszy rozrzut parametrów. Otrzymałem kiedyś kilkadziesiąt rolek błony Kodak Tri-X z różnymi numerami emulsji. Film ten był pod względem czułości bardzo nierówny ISO od 200 do 320. Miał poza tym płaskie światła wychodziły na odbitce mocno przydymione. Ja lubię światła jasne i klarowne. Próbowałem kiedyś fotografować na błonach AGFA Agfapan 400 po testach miał czułość ISO 125 a ziarno charakterystyczne dla 400-tek. Podbijanie czułości przy użyciu różnych wywoływaczy nie dawało rezultatów. W przypadku Ilforda zdarzyła mi się kiedyś partia błon HP5plus, która miała czułość ISO640. W błonach Kodaka, zwłaszcza T-Maxach po zakończeniu obróbki pozostawało różowo-fioletowe zabarwienie podłoża, które w przypadku wykonywania powiększeń na papierach wielogradacyjnych automatycznie powodowało podniesienie kontrastu obrazu, gdyż działało jak filtr purpurowy multigrade. Czy stosuje Pan obróbkę forsowną błon? Nie stosuję takich zabiegów, nie przynoszą one żadnych efektów poza utratą szczegółów w cieniach i przewołany- 24
O błonach i ich obróbce mi światłami. Naświetlam i wywołuję błony tak, aby dobrze kopiowały się na papier o kontrastowości normalnej. Wtedy zmiany filtracji przy powiększaniu dają subtelne zmiany kontrastowości odbitki. Jeżeli film jest wywołany kontrastowo, to niemożliwa jest delikatna kontrola kontrastu na odbitce. Czy stosuje Pan podczas powiększania zabiegi maskowania i doświetlania? Staram się tego unikać, moje negatyw nie wymagają tego typu zabiegów i zwykle naświetlam odbitki wprost. Moja filozofia ciemniowa polega na tym, aby jak najszybciej z ciemni wyjść i nie tracić czasu na zbędne manipulacje. Kombinowanie w ciemni jest ratowaniem się z popełnionych wcześniej błędów. Jeżeli ktoś nie sprawdził uprzednio czułości filmów i myli się już na początku całego procesu nieprawidłowo naświetlając błonę oraz jeżeli nie wykona testów na określenie prawidłowego czasu wywołania, to te dwa błędy nie koniecznie mogą się zniwelować lecz mogą się zsumować i to prowadzi potem do jakiejś szalonej walki w ciemni. Według mnie jest to zwyczajna strata czasu. Filmu niedoświetlonego nie da się uratować jak w cieniach nie zarejestrują się żadne szczegóły, to nic na to nie poradzimy. Film prześwietlony ma natomiast niski kontrast w światłach. Płaskich świateł nie da się niczym ożywić. Stosowanie twardszych gradacji papieru zwiększa bowiem jedynie kontrast w cieniach obrazu. Stosowanie zasady jak nie wiesz jak naświetlać, to lepiej błonę prześwietlić jest błędnym myśleniem. Podsumowując pańskie rozważania możemy powiedzieć, że zawsze należy wykonywać testy świeżo zakupionej partii błon. Współpracuję z różnymi fotografami, dla których wykonuję odbitki, lecz warunkiem współpracy jest przeprowadzenie przeze mnie wstępnych testów zakupionych uprzednio błon. Mimo największych starań producentów poszczególne partie materiałów światłoczułych zawsze różnią się pomiędzy sobą. Jak bardzo spada czułość błon z upływem czasu? W ciągu kilku lat czułość może spaść nawet czterokrotnie. Zwykle spadki te są większe w przypadku błon wysokoczułych. Jakich rad udzieliłby Pan początkującym fotoamatorom? Czy eksperymentować z rożnymi błonami i wywoływaczami w celu poszukiwania optymalnego rozwiązania? Czy od razu wybrać jedną błonę i wywoływacz, wykonać testy i skupić się przede wszystkim na fotografowaniu? Zdecydowanie polecam to drugie rozwiązanie. Na początek warto zacząć pracę z dobrymi i drogimi błonami. Materiały niskobudżetowe zwykle są niskiej jakości często nie posiadają czułości, która jest podana na pudełku, mają duży rozrzut parametrów. Jeżeli ktoś wykona testy dla partii materiałów o określonym numerze emulsji, a potem przy zakupie kolejnej partii o innym numerze emulsji zaniecha wykonania kolejnych testów, to może go spotkać przykra niespodzianka. Ryzyko wystąpienia takich niespodzianek przy produktach dobrych firm Warszawa, 1981/05/23. Asahi Pentax Spotmatic + 35/3,5, Orwo NP55 @ 80 ASA, wywoływacz Kodak D76 1+1, Papier: Ilford Multigrade IV FB. Warszawa, 1979/05/03. Asahi Pentax Spotmatic + 35/3,5, Fotopan CD @ 400 ASA, wywoływacz Kodak D76 1+1, Papier: Ilford Multigrade IV FB. jest znacznie mniejsze. Osobiście polecam na początek wybór materiałów Ilforda. Poszczególne partie materiałów różnią się bardzo nieznacznie pod względem światłoczułości. Różnice w czasie wywoływania również są znikome. Oczywiści błony te są droższe, ale w przeliczeniu na klatkę filmu różnice są groszowe. Polecam wybór jednego wywoływacza. Od wielu lat wykorzystuję ID-11 (czyli ilfordowska wersja D-76) daje on neutralną charakterystykę wywołanego filmu i nie podwyższa, ani nie obniża czułości błony oraz jest drobnoziarnisty. Można go używać w rozcieńczeniu, czyli w kąpielach jednorazowych. Dobrze się przechowuje. Nie jestem zwolennikiem wywoływaczy sprzedawanych w formie koncentratów płynnych. Osobiście nie lubię Rodinalu, który nie wyzyskuje nominalnej światłoczułości filmu i obniża kontrast w światłach. Łatwo pomylić się podczas jego rozcieńczania. W przypadku rozcieńczenia wywoływacza ID-11 w stosunku 1:1 pomyłka o 1 ml jest pomijanie mała. W przypadku Rodinalu przy rozcieńczeniu 1:40 25
Bez cyfry Rozmowa z Jerzym Łapińskim lub 1:100 ewentualna pomyłka o 1ml może być brzemienna w skutkach. Zwykle fotoamatorzy nie stosują precyzyjnych pipet chemicznych tylko menzurki, w których błąd pomiaru może być znaczny. Nie prawdą jest również to, że Rodinal się nie starzeje. Jeżeli koncentrat zmienia kolor, tzn, że się utlenia, a przez to zmienia swoje właściwości. Polecam wywoływacze proszkowe, które lepiej znoszą przechowywanie. Co Pan myśli o błonach typu Rollei R3, które można naświetlać w zakresie ISO 25-3200 i uzyskać za każdym razem dobre efekty obrabiając je w dedykowanych wywoływaczach, modyfikując czas wywoływania? Wydaje mi się, że należy to traktować raczej jako chwyt marketingowy podobnie jak w przypadku błon Kodak T-max 3200 i Ilford Delta 3200, których czułość nominalna wynosi tylko ISO 1000 i bez problemu można ją uzyskać w każdym wywoływaczu. Uzyskanie czułości ISO 3200 jest już efektem forsowania błony. Jerzy Łapiński www.fotolapinski.eu fotolapinski@fotolapinski.eu Członek Związku Polskich Artystów Fotografików, Związku Polskich Fotografików Przyrody. Urodził się w 1954 roku w Warszawie. Fotografią zajmuje się od szkoły średniej. W 1979 ukończył Instytut Poligrafii Politechniki Warszawskiej. Od 1979 jest członkiem Związku Polskich Artystów Fotografików. Od 1979 do 1982 roku uczył fotografii na Wydziale Grafiki Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Od 1977 roku prezentował swoje prace na 24 wystawach indywidualnych w Polsce i Niemczech oraz brał udział w licznych wystawach zbiorowych w Polsce, Czechosłowacji i Niemczech. Prowadził wykłady z fotografii w Łódzkiej Szkole Filmowej i na Wydziale Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Jego fotografie znajdują się w licznych zbiorach i kolekcjach prywatnych w Polsce, Czechosłowacji, Niemczech, Szwecji i USA. Od 2000 jest członkiem Związku Polskich Fotografów Przyrody. Specjalizuje się w fotografii czarno- -białej krajobrazach i miastobrazach. Oprócz czynnego uprawiania fotografii zajmuje się robieniem powiększeń kolekcjonerskich dla innych fotografów i jest rzeczoznawcą i biegłym sądowym w zakresie fotografii. Jest stypendystą Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Wielu początkujących fotografów szuka informacji na temat obróbki błon na forach internetowych zamiast sięgnąć do fachowej literatury. W czasach, gdy ja i moi koledzy zaczynaliśmy fotografować, nikt nie przystępował do pracy zanim nie przeczytał jakiejś książki na ten temat, aby w pełni przyswoić sobie teoretyczne podstawy na ten temat. W tej chwili większość osób bierze się za fotografowanie, nie mając o tym zielonego pojęcia. I szukają informacji na tych forach? Tak, ale co gorsza szukają oni ratunku po fakcie, gdy wcześniej popełnią już wiele błędów. Literatura fachowa jest nadal dostępna, można ją bez problemu kupić (w antykwariatach i na aukcjach internetowych). Przeprowadzenie prostych testów we własnym zakresie nie jest niczym skomplikowanym. Wystarczy zrobić kilka zdjęć próbnych przez okno w domu przy różnych parametrach ekspozycji (niedoświetlenie, naświetlenie prawidłowe i prześwietlenie ciąg kilku klatek z odstępem co pół stopnia EV), które należy zanotować, a po wywołaniu wybrać tę klatkę negatywu, która jest najlepsza i odczytać wyniki. W ten sposób można sprawdzić czy błona trzyma czułość lub jaka jest jej przybliżona rzeczywista wartość. Niestety większość ludzi chce mieć teraz wszystko szybko nie wkładając w to żadnej pracy. Fotografia cyfrowa bardzo to ułatwia i jednocześnie demoralizuje. Technologia analogowa nie wybacza żadnych błędów. Tu trzeba się uczyć, niekoniecznie na własnych błędach i wyciągać z tej nauki wnioski. Tylko po co marnować światłoczułe materiały na naukę na własnych błędach lub powielanie cudzych, skoro taniej jest przeczytać podręcznik i zastosować się do podanych w nim zasad? Tego nie możemy niestety zrozumieć. Dalszy ciąg rozmowy z panem Jerzym Łapińskim w kolejnym numerze FOTO 26