Helena Dziedzicka przyjmujący protokół asystent Instytutu Rosöga, dnia 16/I 1946 r. przepisany 111 Protokół przesłuchania świadka 142 Staje Pan [sic] Frycz Krystyna (Fritsch) urodzon [sic] 18/I 1912 w Łodzi, zawód kosmetyczka wyznanie rzyms.-katol., imiona rodziców Maurycy Marja ostatnie miejsce zamieszkania w Polsce Warszawa obecne miejsce zamieszkania Warszawa pouczony o ważności prawdziwych zeznań, oraz o odpowiedzialności i skutkach fałszywych zeznań, oświadcza, co następuje: [dopisek nad tekstem] więzienie w Stadelheim [/dopisek] przebywałem w obozie koncentracyjnym w Auschwitz w czasie od 1/8-44 do 1/11-44 jako więzień polityczny pod numerem 83021 i nosiłem trójkąt koloru [nieczytelne skreślenie] żółtą gwiazdę z literą [brak] [dopisek] zał. 2 ark. [/dopisek] następnie przebywałem w Bergen Belsen od 1/11-44 do połowy grudnia 44; Salzwedel od poł. grudnia do 1/II-45; od 1/II-45 Bergen Belsen do 15/4-1945. Na pytanie, czy w związku z pobytem, względnie pracą moją w obozie koncentracyjnym mam jakieś szczególne wiadomości w przedmiocie organizacji obozu koncentracyjnego, trybu życia i warunków pracy więźniów, postępowania z więźniami, pomocy lekarskiej i duchowej oraz warunków hygienicznych w obozie, oraz szczególnych wydarzeń, tudzież wszelkiego rodzaju przejawów życia więźniów w obozie, podaję, co następuje: Krystyna Fritsch zeznania zawierają: 1) Okupywanie się szpiegom i Gestapo dla pozostania na aryjskich papierach. Aresztowanie w Niemczech. Ucieczka. 2) Więzienie w Stadelheim. Stosunki w więzieniu. Bombardowania; ewakuacja. Więzienie w Insbrück [sic] i w Wiedniu. 3) Przybycie do Auschwitz. Kąpiel. Stosunki w pralni: wesołe zabawy chłopców i dziewcząt. Kradzież biżuterji [sic]. 4) Stosunki na blokach. Szykany i prześladowania. Uprzywilejowane więźniarki sztubowe i blokowe. Brak wody. 5) Bergen-Belsen. Mieszkanie w szałasach. Ścisk. Brud. 6) Transport do Salzwedel. Zimne i wilgotne bloki. Straszne warunki pracy. Bicie za mycie rąk. Znęcanie się dozorczyń. Głód. Brud. 7) Powrót do Bergen-Belsen włóczęga po obozie przez 2 doby z powodu braku przydziału do bloku. Tyfus. Śmiertelność na blokach, spanie z trupami. Brak wody. Wyniszczenie rodzin żyd. z obozów famil. [stempel] BLOMS BOKTRYCKERI, LUND 1945
[stempel] Zeznania p. Frycz Krystyny Fritsch ur. 18/I-1912 r. Opuściłam Łódź w listopadzie 39 i pojechałam do Warszawy. Zaczęły się prześladowania żydów [sic], a że pochodzenie moje nie jest czysto aryjskie musiałam się ukrywać. Znosiłam prześladowania ze strony żydów i aryjczyków. Szantażowano mnie, oddałam prawie wszystko co posiadałam. Rudolf Roppek z Łodzi, żonę miał żydówkę, która mnie znała i dostarczyła wszelkich danych co do mnie, przysłał mi w nocy swego znajomego Ludwika z policjantem i oświadczyli mi, że wiedzą dokładnie kim jestem i że gestapo żąda takiej a takiej sumy żeby mnie zostawić w spokoju. Pieniądze dałam, zmieniałam adresy i dokumenty. Zdecydowałam się pojechać na roboty do Niemiec, gdyż myślałam że w ten sposób się uchronię. Już w drodze, jechał z nami transport mężczyzn i zadenuncjowano mnie. Dokument mi zabrano do sprawdzenia i pozwolono mi jechać dalej. Po 8 mi. [dopisek nad tekstem] byłam aresztowana, a po przybyciu do Niemiec [/dopisek] chciałam uciec do Szwajcarji (pracowałam w pobliżu) ale złapano mnie i oddano do Arbeitsamtu. Uciekało na [sic] 10 osób, 5 dziewcząt i 5 mężczyzn, w strasznych warunkach szliśmy przez Alpy. W Lindau, weszliśmy do szopy aby się schronić przed deszczem i odpocząć po ciężkim sześciodniowym marszu przez góry. Robotnik [nieczytelne skreślenie] przyszedł rano po narzędzia i zobaczył nas w szopie. Powiedział policji. Przyszli i zabrali nas. Chłopcy poszli do więzienia a dziewczęta skierowano do pracy. Dostałam nawet dobrą pracę w sanatorjum jako pokojówka. Szerzyłam propagandę przeciw-hitlerowską w rozmowach prywatnych z pacjentkami, mówię perfect po niemiecku, aż czasem się bałam że za dużo mądże [sic]. W międzyczasie sprawdzono moje dokumenty i aresztowano mnie za fałszywe dokumenty. Było to 6/12-43. Odesłano mnie do Monachjum do więzienia. Ten co sprawę moją prowadził był Ukraińcem, naz. się Lawraszko. Pracował jako gestapowiec przed tym w Polsce. Przyznałam się że mam fałszywe papiery, aby uniknąć bicia.
Więzienie Stadelheim było znane jako b. ciężkie. Element był b. różny. Polki szlachcianki za politykę i pół inteligencja i proste kobiety za zabicie prosiaka i za szmugiel. Myśmy miały głód, pluskwy. Były tam francuski [sic] za sabotaż (odmówienie pracy) i dużo Niemek przeciwniczek reżimu które cierpiały zarówno jak my a może i więcej. Jeszcze nie było pewnem dla nich że jestem żydówką. Pod naszą celą siedzieli mężczyźni, różnych narodowości i m. in. dużo Niemców. Wieczorem spuszczałyśmy sznurek z okna i mężczyźni przesyłali nam gazety i listy. Niemcy cieszyli się, że Monachjum się pali, że jednego dnia było 8.000 trupów. Miałyśmy wszystkie wiadomości polit. najwcześniej. Cieszyłyśmy się z alarmów, ale po nalocie jednego dnia 31/9-43 zaczęło więzienie palić. W ostatnich miesiącach czerwiec lipiec były szalone naloty. Spalił się pawilon męski, kościół i u nas dach i jedno piętro. Wówczas była ewakuacja. Mnie wyłączono z transportu i wysłano do Auschwitz jako żydówkę. Jechałam do Auschwitz 2 dni, nocując po drodze w więzieniach w Insbruck i Wiedeń. Warunki w więzieniach były straszne po drodze spotykałyśmy transporty mężczyzn między nimi byli Niemcy którzy uciekli z frontu. W więzieniu Stadelheim było dużo bibelforszerek, były one bite, niektóre na śmierć pobite. Nas nie bito. W więzieniu mnie nie tknięto palcem, a w Aschwitz [sic] mnie biły blokowe. W więzieniu złapano mnie na przenoszeniu papierosów gazet i grypsów, i nic mi nie zrobiono. Jedna ze strażniczek chciała mi okazać trochę serca. Zawołała mnie do swego pokoju i dała mi parę kostek cukru i walerjany, gdy się źle czułam. Lekarka Megele okazała mi też dużo serca, w nocy, gdy miałam infekcję po wrzodzie w nocy, dała mi zastrzyk który mnie uratował od śmierci. Byłam tłumaczką w więzieniu, nasłuchałam się różnych powiedzień [sic] przeciwko wojnie i szczególnie przeciwko ustrojowi, od różnych Niemców. W 1/8-44 wysłano mnie do Auschwitz z trans-
portem 25 osób przeważnie Rosjanek, b. poważnie zaangażowanych politycznie. Miały one inne dokumenty niż my. Myśmy miały czerwone, a one miały białe. Te co miały [dopisek nad tekstem] zdaje się [/dopisek] białe dokumenty poszły do gazu. Przywieziono nas do Auschwitz. Tam odczułam grozę strasznego rozwydrzenia. Zabrano nas najpierw do Zaunu [sic]. Pozwolono nam się przespać na deskach. Przy opuszczeniu więzienia zwrócono mi kosztowności; miał obok Zauny bu w budynku Zauny była pralnia i dezynfekcja, gdzie pracowali chłopcy i dziewczęta. Wesoło tam było, bawili [sic], i jedna z dziewcząt zwróciła się do mnie, że mi przechowa moje biżuterje. Oddałam jej a następnego dnia powiedziała mi że oddała wszystko Niemcowi i że jeżeli się będę upominać doniesie władzom i pójdę do sztrafbloku. Na bloku odbywały się straszne rzeczy. Krańcowa nędza z krańcowym luksusem. Sztubowe i blokowa smażyły sobie i jadły najwykwintniejsze rzeczy, jad spały pod puchowymi kołdrami i nosiły najwykwintniejszą bieliznę i używały perfum dobrych. Mnie wybitnie szykanowano, nazywano mnie extrawurst zupę dostawałam ostatnia albo wcale. Po kotły ja musiałam chodzić, i na każdym miejscu byłam bita i kopana. Szykanowano mnie, za moje wykształcenie, Rosjanki mówiły, że jestem uczona i za to wyrzucały mnie w te dni z pracy, kiedy była culaga. 1/11-44 wyjechałyśmy w okropnych warunkach do Bergen-Belsen. W Auschwitz apel był od 4 r. 7 r. o 7 r. wszystkie kolonki przychodziły po ludzi do pracy. Nie było mowy o myciu. Wieczorem był drugi apel, gdyśmy wracały z pracy, a potem była blok szpera. Tygodniami nie myłyśmy się. W Bergen-Belsen na początku spałyśmy w szałasach. Któregoś dnia wicher zerwał szałas i zostałyśmy bez dachu nad głową. Transport nasz wynosił 5.000 osób i wszystkie siedziały w kilku szałasach. Jak wiatr zerwały szałasy, wepchano nas wszystkie do 2-ch. Kobiety były tak stłoczone, że o wyjściu mowy
nie było. Na wilgotnej ziemi spałyśmy, nie rozbierane i nie myte męczyłyśmy się 8 dni. Codziennie niektóre obiecywałyśmy sobie że się zabijemy, ale instynkt samozachowawczy jest silny. Po 8 dniach przeniesiono nas do baraków z pryczami a nawet z waschraumem nawet, kto chciał mógł się myć. To trwało krótko. Trzeba było rąk roboczych, wysłano nas do fabryki amunicji [dopisek nad tesktem] do Salzwedel [/dopisek]. Transport odbył się tak samo jak poprzedni. Warunki lokalne: bloki z pryczami, zimno i wilgotno. Same żydówki tam były. Element b. niesympatyczny. W fabryce panował despotyzm graniczący z sadyzmem. Miałyśmy ręce brudne od ołowiu. Muszle z wodą były obok ale nam nie wolno było umyć rąk. Mnie bito za mycie rąk pod stołem. Dźwigać trzeba było skrzynie z ołowiem. Majster był zanadto skrupulatny. Nocne szichty [sic] od 9 6 r. bez jedzenia. Jak był gong musiałyśmy już być gotowe a do gongu nie wolno nam było ruszyć się od pracy. Auzjerka również znęcała się nad [dopisek nad tekstem] nami [/dopisek] i z rozkoszą spełniała swoje funkcje. Kiedy miałyśmy dzienne szychty, wieczorem dostawałyśmy cienką zupę. W waszraumie nigdy nie było światła nie mogłyśmy się myć. po Nogi mi popuchły i dostałam plamy [dopisek nad tekstem] sine [/dopisek] na nogach i spuchnięte powieki z serca. Lekarz z rewiru zanotował sobie mój nó numer i pierwszym transportem 1/II wysłał mnie do sanatorjum Bergen-Belsen. Kiedy prosiłam go żeby mnie nie wysyłał, potłukł mnie. Jak zobaczyłam ten transport 24 osób byłam pewna że jadę na śmierć. I rzeczywiście wszystkie one umarły tylko ja żyję. Były to już pół trupy. W lagrze w Bergen Belsen nie chciano nas przyjąć do bloku, 2 noce włóczyłyśmy się po bl lagrze bez jedzenia. W naiwności ciągle zwracałam się do lekarki, że ja mam jechać do sanatorjum. Blokową była żydówka polska. Dostałam wszy. Kiedyś przy Niemcu, który coś reperował przeglądałam sobie koszulę. Blokowa zwróciła mi uwagę, czy mi nie wstyd w obecności Niemca szukać wszy. Odpowiedziałam, że to on się powinien wstydzić, bo wszy mam przez nich. Krystyna Fritsch
[stempel] dalszy ciąg zeznań Krystyny Fritsch ur. 18/I-1912 Byłam tak słaba, że ledwo stałam na nogach. W bloku tym było początkowo 800 osób. Zostało na [sic] 5 [dopisek nad tekstem] reszta umarła [dopisek]. Tyfus panował i biegunka. Trupy leżały koło mnie. Spałyśmy na ziemi, [nieczytelne skreślenie] byłam cała zanieczyszczona wydzielinami trupów. Blokowa żydówka czeska zabrała mi buty, które dostałam od jednej z towarzyszek. Miałam nadludzkie siły. Sztubowe pod k rozdawały nam zupę, w której podobno były kawałki mięsa, które sztubowa wyciągała ręką z łyżki [sic]. Sztubowe zabi kupowały biżuterje, za zupy nam zabrane. Kamery gazowej w Bergen-Belsen nie było. W ostatnim miesiącu nie dostawałyśmy chleba, a zupy 1/4 litra raz dziennie, była tak straszna, że mimo wielkiego głodu nie można było tego wziąść [sic] do ust. Bomby uszkodziły zbiornik wody i nie można się było myć ani pić. W jednym bloku gdzieś była woda, to trzeba było za nią płacić [dopisek nad tekstem] zupą [/dopisek]. Było już zupełne rozbestwienie. Jeden drugiemu darmo nic nie zrobił. Władze obozowe z pośród [sic] więźniów tyły i świetnie wyglądały, dobrze były ubrane. Podobno ostatni chleb w Bergen-Belsen był zatruty. W Berg.-Bel. były lagry familijne. Były to żydowskie rodziny, które wyjeżdżały do Ameryki i tam zostali zamknięci. Przed przyjściem Anglik Amerykanów tamci byli zniszczeni. Nas nie niszczyli bo zatruty chleb i tyfus miał nas wyniszczyć w zupełności. Jak Amerykanie przyszli, wszyscy wyrwaliśmy się na organizację. Znalazłam dokumenty tych ludzi z lagrów familijnych, garderoba ich leżała na stosach i wszystkie rzeczy; przypuszczam że wszyscy zostali wymordowani. Amerykanie oddali mnie do szpitala i potem dostałam się do Szwecji. przeczytano i podpisano H. Dziedzicka Krystyna Fritsch Uwagi przyjmującego protokół asyst. instyt. Heleny Dziedzickiej Świadek Krystyna Fritsch, inteligentna zeznaje objektywnie i spokojnie. Zeznania jej zasługują na wiarę. Helena Dziedzicka [stempel]