GOYA / str.16 KULTURA I ROZRYWKA KUCHNIA MODA ZDROWIE I URODA WNĘTRZA



Podobne dokumenty
Dzięki ćwiczeniom z panią Suzuki w szkole Hagukumi oraz z moją mamą nauczyłem się komunikować za pomocą pisma. Teraz umiem nawet pisać na komputerze.

AUDIO / VIDEO (A 2 / B1 ) (wersja dla studenta) ROZMOWY PANI DOMU ROBERT KUDELSKI ( Pani domu, nr )

30-dniowe #FajneWyzwanie Naucz się prowadzić Dziennik!

mnw.org.pl/orientujsie

Przeżyjmy to jeszcze raz! Zabawa była przednia [FOTO]

WOKALISTYKA POZIOM 1

Copyright 2015 Monika Górska

BĄDŹ SOBĄ, SZUKAJ WŁASNEJ DROGI - JANUSZ KORCZAK

WOKALISTYKA POZIOM 1

autorska KLASA MEDIALNA Liceum Ogólnokształcące Nr I im. Danuty Siedzikówy Inki we Wrocławiu

WOKALISTYKA POZIOM 2

PROJEKT KOFFTA. Aneta Todorczuk-Perchuć

WOKALISTYKA POZIOM 2

Jesper Juul. Zamiast wychowania O sile relacji z dzieckiem

10 najlepszych zawodów właściciel szkoły tańca

Rodzina Gierlachów - koncert w rodzinnym mieście

O międzyszkolnym projekcie artystycznym współfinansowanym ze środków Ministerstwa Edukacji Narodowej w ramach zadania ŻyjMy z Pasją.

Wypowiedzi chórzystów Gaudeamus, z anonimowej Ankiety przeprowadzonej w lutym 2017 roku ZACHĘCAM CIĘ

E-450. Jak wybrać aparat cyfrowy? 20 lat fotografii Gazety Wyborczej OLYMPUS. lustrzanka na miarę GUY GANGON WADEMEKUM KUPUJĄCEGO

2A. Który z tych wzorów jest dla P. najważniejszy? [ANKIETER : zapytać tylko o te kategorie, na które

8 Ogólnopolski Przegląd Teatrów Studenckich i Niszowych EPIZOD NR 8

Do życzeń dołączył się także Wojtek Urban, który z kolei ukołysał publiczność kolędą Lulajże Jezuniu

JAK BYĆ SELF - ADWOKATEM

Marcin Budnicki. Do jakiej szkoły uczęszczasz? Na jakim profilu jesteś?

Piaski, r. Witajcie!

WOKALISTYKA POZIOM 2

Joanna Charms. Domek Niespodzianka

Indywidualny Zawodowy Plan

Czy na pewno jesteś szczęśliwy?

MŁODZI raport. Badanie potrzeb kulturalnych młodzieży powiatu przasnyskiego oraz atrakcyjności potencjalnych ofert kulturalnych.

Kielce, Drogi Mikołaju!

Punkt 2: Stwórz listę Twoich celów finansowych na kolejne 12 miesięcy

PODRÓŻE - SŁUCHANIE A2

Każdy patron. to wzór do naśladowania. Takim wzorem była dla mnie. Pani Ania. Mądra, dobra. i zawsze wyrozumiała. W ciszy serca

Moja Pasja: Anna Pecka

Rozumiem, że prezentem dla pani miał być wspólny wyjazd, tak? Na to wychodzi. A zdarzały się takie wyjazdy?

NAUKA JAK UCZYĆ SIĘ SKUTECZNIE (A2 / B1)

Nikt nigdy nie był ze mnie dumny... Klaudia Zielińska z Iławy szczerze o swoim udziale w programie TVN Projekt Lady [ZDJĘCIA]

Polo TV telewizja muzyczna prezentująca niezapomniane hity disco polo i dance. Poza teledyskami w ramówce stacji obecne są programy rozrywkowe

Nazwijmy go Siedem B (prezentujemy bowiem siedem punktów, jakim BYĆ ) :)

Sytuacja zawodowa pracujących osób niepełnosprawnych

Sprawdzian kompetencji trzecioklasisty 2014

WARSZTATY pociag j do jezyka j. dzień 1

W MOJEJ RODZINIE WYWIAD Z OPĄ!!!

WOKALISTYKA POZIOM 1

Wizyta w Gazecie Krakowskiej

Paulina Szawioło. Moim nauczycielem był Jarek Adamowicz, był i jest bardzo dobrym nauczycielem, z którym dobrze się dogadywałam.

KATARZYNA POPICIU WYDAWNICTWO WAM

Oto sylwetki kandydatów, którzy spełnili w/w warunki oraz to, co chcieli nam powiedzieć o sobie i swoich planach

TEST TKK TWÓJ KAPITAŁ KARIERY

Poloneza czas zacząć! Pozdrowienia z Berlina :) Fortuna kołem się toczy. Wywiad numeru Fotografia to moja pasja FESTIWAL NAUKI

VII Liceum Ogólnokształcące im. Józefa Wybickiego w Gdańsku. Klasa medialno-lingwistyczna

USZATKOWE WIEŚCI MARZEC 2018 Gazetka Przedszkola nr 272 im. Misia Uszatka WARSZAWA

WZAJEMNY SZACUNEK DLA WSZYSTKICH CZŁONKÓW RODZINY JAKO FUNDAMENT TOLERANCJI WOBEC INNYCH

AUTYZM DIAGNOZUJE SIĘ JUŻ U 1 NA 100 DZIECI.

Spis treści. Od Petki Serca

3.2 TWORZENIE WŁASNEGO WEBQUESTU KROK 4. Opracowanie kryteriów oceny i podsumowania

Kurs online JAK ZOSTAĆ MAMĄ MOCY

FILM - W INFORMACJI TURYSTYCZNEJ (A2 / B1)

Ania Karwan - koncert w Teatrze DOM na Piotrkowskiej

Poradnik opracowany przez Julitę Dąbrowską.

POLITYKA SŁUCHANIE I PISANIE (A2) Oto opinie kilku osób na temat polityki i obecnej sytuacji politycznej:

Zatem może wyjaśnijmy sobie na czym polega różnica między człowiekiem świadomym, a Świadomym.

SKALA ZDOLNOŚCI SPECJALNYCH W WERSJI DLA GIMNAZJUM (SZS-G) SZS-G Edyta Charzyńska, Ewa Wysocka, 2015

CZYTANIE B1/B2 W małym europejskim domku (wersja dla studenta) Wywiad z Moniką Richardson ( Świat kobiety nr????, rozmawia Monika Gołąb)

Z Gdyni do Cannes przez Warszawę

1 Ojcostwo na co dzień. Czyli czego dziecko potrzebuje od ojca Krzysztof Pilch

Test mocny stron. 1. Lubię myśleć o tym, jak można coś zmienić, ulepszyć. Ani pasuje, ani nie pasuje

Copyright 2015 Monika Górska

Kwestionariusz stylu komunikacji

ALMANACH LITERACKI NR 31

To My! W numerze: Wydanie majowe! Redakcja gazetki: Lektury - czy warto je czytać Wiosna - czas na zabawę Strona patrona Dzień MAMY Święta Krzyżówka

WYBRANY FRAGMENT Z KOBIETA Z POCZUCIEM WŁASNEJ WARTOŚCI.

PRZYSZŁOŚĆ ZALEŻY OD KOBIET

Zawsze wydaje się, że coś jest niemożliwe, dopóki nie zostanie to zrobione. Nelson Mandela. Te słowa są idealnym poparciem mojej kandydatury na

Liczą się proste rozwiązania wizyta w warsztacie

Program lojalnościowy w Hufcu ZHP Katowice

Gra pod batutą Przemysława Drabczyka. Powstała z jego inicjatywy wiosną 2014 roku. Działa przy Ośrodku Kultury, Sportu i Rekreacji Gminy Oświęcim.

Szczęść Boże, wujku! odpowiedział weselszy już Marcin, a wujek serdecznie uściskał chłopca.

Kolejny udany, rodzinny przeszczep w Klinice przy ulicy Grunwaldzkiej w Poznaniu. Mama męża oddała nerkę swojej synowej.

Śpiewali o Ojczyźnie i dla Ojczyzny. Konkurs piosenki patriotycznej w Pacanowie

MIĘDZYSZKOLNE DNI KULTURY W ROKU CHOPINOWSKIM POEZJA DŹWIĘKÓW

Kobiety teatru. Konkurs Zwyczajne i nadzwyczajne kobiety w historii Polski

REFERENCJE. Instruktor Soul Fitness DAWID CICHOSZ

Z wizytą u Lary koleżanki z wymiany międzyszkolnej r r. Dzień I r.

Rok Nowa grupa śledcza wznawia przesłuchania profesorów Unii.

Dnia udaliśmy się na wycieczkę do średniowiecznego, a zarazem nowoczesnego miasta Jawor. Wiąże się z nim bardzo wiele średniowiecznych

Chwila medytacji na szlaku do Santiago.

Numer specjalny marzec 2008

Andrzej Dobber - jestem spełniony i szczęśliwy

Zwycięstwo Pawła Babicza

Wywiad z Panem Mariuszem Horowskim Dyrektorem Szkoły Podstawowej Nr 7

FOTOGRAF PROJEKT EDUKACYJNY

PIOTR KUCIA FOTOGRAF MODY / ASP

1. Czym się teraz zajmujesz?/do jakiej szkoły chodzisz? 2. Co najmilej wspominasz z czasów, gdy byłeś uczniem Gimnazjum nr 3 w Lublinie?

Nowy projekt Leonardo da Vinci w ZSZ Nr 3. "Perspektywy twojej przyszłej kariery zawodowej"

Numer 1 oje nformacje wietlicowe

SCENARIUSZ SPOTKANIA Z UCZNIAMI WOLSKICH SZKÓŁ PONADGIMNAZJALNYCH NA TEMAT PROBLEMÓW MŁODZIEŻY I KOMUNIKACJI

PREFERENCJE MUZYCZNE UCZNIÓW III KLAS GIMNAZJUM

Transkrypt:

W NUMERZE: Goya, fot. EMI Music Poland GOYA / str.16 Na okładce: Pokaz firmy Aryton w czasie 3. urodzin Miasta Kobiet, fot. J. Wrzesiński i M. Urban, MAI, więcej na str. 32 Wydawca: Agencja Etna, Kraków 30-107, plac Na Stawach 1 (pokój 411), tel. 012/ 294 11 82, tel. /fax 012 / 294 11 80; redaktor naczelny: Aneta Pondo, anetapondo@miastokobiet.pl; sekretarz redakcji: Andrzej Politowicz, redakcja@miastokobiet.pl; skład i opracowanie graficzne: Eliza Luty; współpraca: Marianna Dembińska, Emilia Fajkowska, Paweł Gzyl, Agata Jałyńska, Karolina Kelman, Zyta Kowalska, Agnieszka Kozak, Małgorzata Krajewska, Łucja Kucia, Anna Laszczka, Ola Przegorzalska, Matylda Stanowska, Kamil M. Śmiałkowski, Emilia Wadowska; ilustracje: Agnieszka Kucia, Eliza Luty; reklama: Barbara Fijał (tel. 698 901 255) Ludmiła Mentlewicz (tel. 609 817 533) Renata Stós-Pacut (tel. 601 998 170); Druk: Leyko, ul. Romanowicza 11, Naklad: 11 tys. egz. Miasto Kobiet bezpłatny dwumiesięcznik, dostępny w kawiarniach, klubach i restauracjach, salonach kosmetycznych i fryzjerskich, sklepach, przychodniach, klubach fitness, itp. Następny numer Miasta Kobiet ukaże się 18 stycznia 2008. Zamówienia na reklamy przyjmujemy do 28 grudnia 2007 (tel: 012 294 08 83, tel./fax 012 294 11 80). Zapraszamy do współpracy! w w w. m i a s t o k o b i e t. p l > K O N K U R S Salon fryzjerski Franc Provost (ul. Sienna 1) ufundował dla Czytelników Miasta Kobiet 10 zaproszeń na usługi fryzjerskie o wartości 100 zł. Aby je otrzymać należy do 31 grudnia 2007 wysłać sms o treści: MKA FRANC PROVOST IMIĘ I NAZWISKO na numer 7101 (koszt sms-a wynosi 1,22 z VAT, 1 zł bez VAT) > INNE KONKURSY szukaj na www.miastokobiet.pl KULTURA I ROZRYWKA 4 Każdemu po aniele (Andrzej Politowicz) 6 Aldona Jankowska: Twarz na sprzedaż (Małgorzata Krajewska) 8 Machina Fotografika: Kobiety patrzą przez obiektyw (Agnieszka Kozak) 10 Krzykiem rozmowa z Januszem Radkiem (Paweł Gzyl) 12 Zielone szkiełko w dwanaście lat później (Kamil M. Śmiałkowski) 14 Na fali rozmowa z Katarzyną Dąbrowską (Paweł Gzyl) 16 Rozważna i romantyczna rozmowa z Magdą Wójcik (Paweł Gzyl) 18 Edukacja: Dwie wszechnice, dwa pokolenia (Aneta Pondo) 19 Książki recenzje 19 Wydarzenia kalendarium 20 Nowości płytowe (Paweł Gzyl) / filmy na DVD (Agata Jałyńska) KUCHNIA 21 Nowe miejsca (Ola Przegorzalska) 24 Mleko po góralsku (Marianna Dembińska) 25 Kasyno się odmładza (Ola Przegorzalska) MODA 28 Ubierając kobietę sukcesu (fragment książki Jerzego Turbasy) 32 Fotoreportaż: To był jubileusz! (3. urodziny Miasta Kobiet) 36 Trendy: Czapki do przeglądu marsz! (Matylda Stanowska) ZDROWIE I URODA 38 Rekreacja: Na zimową nudę (Emilia Fajkowska i Karolina Kelman) 44 Testujemy: Kryształowe SPA (Agnieszka Kozak) 47 Testujemy: Gorączka złota (Renata Stós-Pacut) 48 Testujemy: Le Premier (Aneta Pondo) 52 Makijaż: Przed wielkim wyjściem 56 Uroda do poprawki rozmowa z Tomaszem Kasprzykiem, specjalistą chirurgii plastycznej 58 Porozmawiajmy o zdrowiu (Aneta Pondo) 59 Krótka lekcja stylu rozmowa z Jolantą Kwaśniewską (Aneta Pondo) WNĘTRZA 64 Zimowe ogrody (Andrzej Politowicz)

V obyczaje KAŻDEMU PO aniele Festiwal Anielski ilustracja: Angnieszka Kucia C zy chcemy czy nie, naszymi wyborami kierują mody. To, w co się ubieramy, gdzie i co jadamy, jakiej rasy pies towarzyszy nam na spacerze i czyja muzyka brzmi nam wówczas w słuchawkach modnej empeczwórki I nie łudźmy się gdy w przedświątecznym zapale zaczniemy szukać upominków dla najbliższych, będzie tak samo. Dlaczego więc, nie uchybiając panującej modzie, nie kupić komuś anioła? A dokładniej czegoś, co go mniej lub bardziej dosłownie wyobraża? Choć tyle jest innych pięknych przedmiotów obrazów, rzeźb, naczyń, kwiatów które można kupić na prezent, to moda na anioły nie dziwi ani trochę. W naszym wariackim, zapętlonym świecie, świadomie lub nie całkiem, szukamy duchowości. A czym jest takie anielskie wyobrażenie, jak nie niewinnym symbolem furtki do wyższych uczuć? Kluczem do własnego, zaniechanego wnętrza? I pretekstem, by choć na chwilę oderwać się od ziemi i na przykład posłuchać deszczu i wiatru, strząsającego ostatnie liście z drzew? W przedświąteczny czas anioły szczególnie nie pozwalają o sobie zapomnieć. W niektórych okolicach kraju to one a nie krasnalowaty Święty Mikołaj ani Gwiazdor przynoszą dzieciom prezenty pod choinkę. Ich włosami przystroimy świąteczne drzewko, pojawią się też rojnie przy okazji kolęd i pastorałek. Ile jednak osób wie, jaka jest ich prawdziwa natura? Albo, że anioły nie są bynajmniej własnością ani domeną świata chrześcijańskiego? Wyobrażenia aniołów w postaci skrzydlatych zwierząt z ludzkimi twarzami funkcjonowały już u starożytnych Egipcjan i Babilończyków. Otaczały ich całe roje duchów i istot, będących pośrednikami między bogami i człowiekiem. Tamte prastare anioły nie były też całkiem bezcielesne mogły odczuwać głód i pragnienie, a nawet się rozmnażać. Dziś w różnych religiach judaizmie, islamie, nawet buddyzmie anioły, choć różnie wyobrażane, funkcje spełniają podobne. Dla muzułmanów wiara w anioły to istotny składnik dogmatyki ich religii. Wierzą oni, że Allah stworzył je z ognia i że przebywając w niebiosach służą swemu stwórcy. Pełnią też funkcję posłańców, chronią ludzi i spisują ich uczynki. To anioł Dżibril w imieniu Boga podyktował Mahometowi treść Koranu, a inny Iblis zbuntował się przeciwko Bogu. Świat chrześcijański wiarę w anioły przejął wprost od judaizmu, choć co do ich natury był mały problem. Niektóre autorytety w początkach chrześcijaństwa chciały w nich widzieć istoty eteryczno-ogniste. Jeszcze w ósmym wieku Sobór Nicejski pozwalał im mieć subtelne ciała. Tomasz z Akwinu położył temu kres anioły to duchy. Mają wprawdzie wolną wolę, ale nie mają ciała, a samo słowo anioł nie określa bynajmniej, jak ów duch wygląda, ale jaką spełnia funkcję. Największym bogactwem wyobrażeń aniołów dysponuje prawosławie mówi Katarzyna Korba, pasjonatka angelologii, właścicielka galerii z aniołami Art Cherub, od trzech lat pomysłodawczyni i organizatorka corocznego krakowskiego Festiwalu Anielskiego. Najbardziej znane wizerunki aniołów to te na ikonach Andrieja Rublowa (przełom XIV i XV w.). W ikonopisarstwie najczęściej przedstawiano archanioła Michała, księcia aniołów, najważniejszego w hierarchii anielskiej. Rzadziej patrona podróżujących archanioła Rafała i Gabriela zwiastuna dobrej nowiny. Każdy z nich miał stosowne atrybuty, po których można było go poznać: Michał miecz, wagę albo kulę ziemską w dłoni, Rafał torbę i kij, a Gabriel lilię. A czy pan wie, że anioły bizantyjskie przedstawiano z czarnymi twarzami? Z aniołami oswojonymi, czyli stróżami, najlepszy bo nieskażony kontakt mają dzieci. To oczywiste, skoro w momencie urodzin każdemu przydzielany jest co najmniej jeden, który potem nie odstępuje człowieka na krok przez całe życie. Anioły mogą mieć dwie lub trzy pary skrzydeł, ale mogą też nie mieć ich wcale i przez to nie przestają być aniołami twierdzi pani Katarzyna. Cherubinów, stojących najwyżej w hierarchii anielskiej, wyobrażano z mnóstwem oczu na skrzydłach, stąd przydomek Wielookie. Podobnie Serafinów nazywa się Wieloskrzydłymi, bo mogą posiadać wiele par skrzydeł Nie wolno jednak zapominać, że nie wszystkie anioły są takie piękne i uładzone. Upadłe anioły nadal pozostają aniołami, choć prawie się o tym nie wspomina. Często mówię ludziom, że nawet jeśli ktoś nie wierzy w anioły, to anioły wierzą w niego mówi z uśmiechem pani Katarzyna. Człowiek powinien używać swoich aniołów, zwłaszcza stróżów, bo to dobrze robi. Jeśli ich o coś poprosimy, to na pewno dostaniemy. Moim celem jest, żeby te moje anioły, wśród których jest taka różnorodność, trafiały między ludzi, żeby o nich jak najwięcej mówić, pisać o nich. I taki jest cel jej Festiwalu Anielskiego (tegoroczny odbył się w dniach 5 7.10) poznanie bytów anielskich przez kulturę, naukę i sztukę; przez koncerty, wykłady oraz wystawy, na których prezentowane są różne wyobrażenia aniołów: w rzeźbie, obrazach olejnych czy pracach na deskach. Festiwal jest dedykowany Szpitalowi Bonifratrów, z którym sąsiaduje galeryjka pani Katarzyny. Anioły uzdatniają nas, ludzi, do życzliwości i otwartości na innych reasumuje. Powiedziałabym, że wszyscy jesteśmy aniołami, ale ułomnymi, bo o jednym skrzydle. Aby mieć dwa musimy sobie paść w ramiona. Andrzej Politowicz 4 MIASTO KOBIET LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2007

V rozrywka Zyta Gilowska, Danuta Hojarska, Julia Tymoszenko, Superniania, ojciec Rydzyk. Nie mają ze sobą nic wspólnego? A jednak. Za tymi barwnymi postaciami, które wystąpiły w programie Szymon Majewski Show stoi mistrzyni parodii Aldona Jankowska. TWARZ NA SPRZEDAŻ Aldona Jankowska A ldona Jankowska nie zawsze była satyrykiem. W młodym wieku, kiedy każdy intensywnie zadaje sobie pytania o sens życia, skłaniałam się ku rolom dramatycznym. Nie były to dla mnie łatwe lata. Studia w krakowskiej PWST były wprawdzie czasem beztroski, ale równocześnie okresem przyśpieszonego dojrzewania. W czasach studenckich aktorka bardzo poważnie myślała o śpiewie. Z tych lat szczególnie wspomina Olgę Szwajgier, która jak mówi ukształtowała jej głos, ale też podbudowała ją psychiczne, otworzyła na nowe próby i nauczyła, że można popełnić błąd, i że nie jest grzechem szukać. Po studiach wyjechała do Norwegii, gdzie występowała w off-owych teatrach, grając także role dramatyczne. Przełom nastąpił po roli Katarzyny w Poskromieniu złośnicy Jerzego Stuhra. Posypały się role komediowe, a ja odkryłam, że życie kabaretowe to jest to! I rzeczywiście artystka na dobre zagościła na scenie rozrywkowej. Występowała w Kabarecie pod Wyrwigroszem, Spotkaniach z Balladą, brała udział w telewizyjnych programach rozrywkowych Kraj się śmieje i w Kabaretonach w Mrągowie i Koszalinie. Miała też benefisy w Teatrze STU i grywała w serialu komediowym Klinika pod Wydrwigroszem oraz w HBO Na stojaka. Od niedawna w TVN 7 jest gospodarzem Bombonierki programu promującego młode talenty kabaretowe. A jak zaczęła się jej przygoda z Szymon Majewski Show? Wzięła po prostu udział w castingu, na który przygotowała parodię Zyty Gilowskiej. To była pierwsza parodia w jej życiu. Kolejne postaci podsuwa jej szczodrze polskie życie publiczne. Wystarczy, że przyjrzę się komuś dwa-trzy razy i już wiem, czy mogę go sparodiować. Z bólem serca patrzę na tych przedstawicieli naszej polityki, których warto byłoby sparodiować, ale nigdy tego nie zrobię, bo przeszkadzają mi warunki fizyczne (choć mamy genialnych charakteryzatorów) lub psychofizyczne. Moją artystyczną porażką jest Zbigniew Ziobro, którego bardzo chciałam sparodiować, ale niestety jest to z jakichś powodów (i nie chodzi o płeć) niemożliwe. Szymon Majewski Show otworzył przez aktorką nowe możliwości. Teraz specjalizuje się ona w nieznanym w Polsce gatunku stand-up comedy. To kabaretowa forma estradowa wzorowana na występach komików amerykańskich. W Jak nie ja, to kto? teksty satyryczne przeplatają się z piosenkami. Artystka wciela się w różne osobowości, z których jedne zaskakują, inne zastanawiają, ale wszystkie wywołują śmiech Dziesięć lat uprawiałam typowo polski kabaret i trochę już z tego wyrosłam. Stand-up comedy to coś pomiędzy kabaretem a monodramem. Zakłada on dialog z widzami, który bywa bardzo poważny. Jest to też forma prowokacyjna, gdzie wszystko może się zdarzyć podkreśla. Aldona Jankowska ceni rzetelną pracę sceniczną. Mój podziw wzbudzają artyści, którzy potrafią wyjść na scenę o wymiarach dwa na dwa metry, stanąć naprzeciw mikrofonu i zaczarować widza. Jak Hanka Bielicka, Irena Kwiatkowska, Jerzy Połomski czy Bogdan Łazuka. To warsztat, pokora wobec widza, profesjonalizm i talent poparty ciężką pracą. Małgorzata Krajewska Aldona Jankowska wystąpi ze swoim programem stand-up comedy pt.: Jak nie ja, to kto? 25 listopada o godz. 20.00 w Teatrze Groteska w Krakowie Aldona Jankowska, fot. Leszek Szymaniec 6 MIASTO KOBIET LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2007

V fotografia KOBIETY PATRZĄ (PRZEZ OBIEKTYW) Machina Fotografika ma już rok czy to czujecie? Zaczynacie już stabilnie stać na nogach? Bo pierwsze kroki macie na pewno za sobą. Miejsce Fotograficzne Machina Fotografika jako grupa nieformalna rozpoczęło swoją działalność dokładnie 14 września 2006 roku. Do marca 2007 w starej, odnowionej przez nas kuchni w Klubie Lokator, który bezpłatnie użyczył nam miejsca, zorganizowałyśmy 9 wernisaży, dwanaście wykładów z teorii, historii oraz techniki fotografii, cztery spotkania z fotografami połączone z pokazami slajdów i trzy fotoakcje portrety mieszkańców Krakowa. Było tego sporo i było intensywnie, zatem pierwsze kroki faktycznie Rozmowa z Sylwią Nikko Biernacką i Grażyną Guttą Makarą założycielkami krakowskiego Miejsca Fotograficznego Machina Fotografika mamy za sobą, ale do stabilności dużo nam jeszcze brakuje. Szukamy przede wszystkim nowego miejsca. Jakie były Wasze pierwsze kroki? Skąd wziął się pomysł? Pomysł siedział nam w głowach już długo. Przyjaźniłyśmy się i czasami współpracowałyśmy ze sobą. Podczas weekendowego pobytu na ranczu Gutty w Brzeźnie, rozmawiałyśmy przy ognisku o tym, co i jak mogłybyśmy razem robić w przyszłości. Miałyśmy masę pomysłów, które zaczęłyśmy sprawdzać w praktyce i jak widać nadal to robimy z przyjemnością. A nazwa? Nazwę Machina Fotografika wymyśliłam w 2005 roku otwierając swoją firmę. Po portugalsku oznacza ona po prostu aparat fotograficzny, brzmienie ma cudowne i trochę magiczne. Firma działała tylko rok, ale nazwa pozostała. Zaczęłam sygnować nią ukazujące się w prasie publikacje moich zdjęć, potem zaproponowałam Guttcie, żebyśmy wspólną działalność prowadziły pod tą nazwą. Zgodziła się i tak już pozostało. Dodałyśmy przed Machiną Miejsce Fotograficzne, na określenie przestrzeni wystawienniczej, świadomie unikając nazwy Galeria. Chciałyśmy, aby Machina MF Machina Fotografika Nikko i Gutta podczas projektu Podgórzanie Fotografika było terytorium fotograficznym, do którego przychodzi się nie tylko oglądać fotografie, ale i współuczestniczyć w różnego rodzaju zdarzeniach fotograficznych. W lutym powołałyśmy do życia Fundację Machina Fotografika, co, mamy nadzieję, pomoże nam w rozwinięciu jeszcze ciekawszej działalności. Wasze dotychczasowe dokonania jako duetu Machina Fotografika to...... cykle. Mamy skłonność do cykli i kilka ich w Machinie powstało. Do tej pory zrealizowałyśmy cztery Fotodebiuty czyli spotkania z fotografią debiutantów. Fotografki czyli o patrzeniu kobiet to cykl wystaw, spotkania oraz warsztaty prowadzone przez fotografki z Polski oraz ze świata. Jednym z najważniejszych celów naszej fundacji jest prezentacja, promocja kobiet artystek zajmujących się fotografią, filmem oraz multimediami jako dziedzinami sztuki. Fotografie Vesny Krajniec-Humpl zostały zaprezentowane w ramach cyklu Fotografia z Czech. Wojciech Plewiński przyjął zaproszenie na spotkanie w ramach cyklu Spotkania z Mistrzami. Cyklicznie odbywały się też prowadzone przez Martę Miskowiec i cieszące się ogromną popularnością Lekcje czytania fotografii, czyli rozmowy o możliwościach interpretacji obrazu fotograficznego oraz ćwiczenia w oparciu o teksty mistrzów i obrazy, które mówią więcej niż nam się z pozoru wydaje jak trafnie opisała to Marta. Jest jeszcze Technika czyli pierwszy krok do magii, w ramach której Beata Długosz opowiedziała o fotografii bezkamerowej, Psychologiczne aspekty fotografii, które poprowadził Mariusz Makowski oraz wykład Nikko o Sophie Calle w ramach cyklu Portrety artystek. Faktycznie jesteśmy uzależnione od cykli... Gdy dostałyśmy zaproszenie na wykład o Sophie Calle oraz prezentacje Machiny przez Gliwicki Dom Fotografii, od razu stworzyłyśmy cykl Latająca Machina czyli Machina w podróży. Wasze dziecko, Miejsce Fotograficzne Machina Fotografika, mieściło się w bardzo nietypowym miejscu, do którego wchodziło się przez... okno, a na środku stała piękna stara wanna. Jaka jest historia tego miejsca? Pio Kaliński zaproponował nam korzystanie przez kilka miesięcy z malutkiej przestrzeni w nowej siedzibie jego Klubu Lokator. Wcześniej była tam kuchnia restauracji Domu Norymberskiego. Przestrzeń to bardzo nietypowa i trudna pod względem wystawienniczym, ale dla nas adaptowanie jej było wielką radością. Wszystko wyczyściłyśmy, pomalowałyśmy ściany i okna, na parapetach położyłyśmy szarą, futerkowatą tkaninę, w doniczkach zasadziłyśmy papirusy, a na środku postawiłyśmy integralny przedmiot naszego Miejsca Fotograficznego czyli wannę. Do każdej wystawy przestrzeń była przez nas specjalnie aranżowana. Do Miejsca Fotograficznego wchodziło się przez okno. Na początku miałyśmy prowizoryczny podest ze skrzynek, ale potem pojawił się podest z prawdziwego zdarzenia, który co prawda zajmował jedną czwartą naszej przestrzeni, ale za to doskonale sprawdzał się na wykładach jako dodatkowe miejsce do siedzenia. Chciałyśmy, żeby Machina Fotografika była miejscem otwartym, bezpretensjonalnym i ciepłym i mamy wrażenie, że się udało. Teraz jesteśmy na etapie poszukiwania nowego miejsca, w którym na środku na pewno będzie stała wanna ta sama. Ulubiona akcja MF czyli Gutty i Nikko? Naszymi ulubionymi akcjami są kąpiele w rzece Nidzie i pływanie pod prąd. Robimy wtedy zdjęcia starając się, żeby aparat nie wpadł do wody... Czego możemy się spodziewać z okazji Waszej rocznicy? Kontynuacji działań. Mamy nadzieję ruszyć od połowy listopada z nowymi spotkaniami w ramach cyklu Latająca Machina. A czego Wam życzyć? Nowego, własnego miejsca. Rozmawiała Agnieszka Kozak Grażyna Gutta Makara Rocznik 72. Absolwentka Zarządzania Kulturą Wydziału Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Znana jako fotoreporterka i fotoedytorka Gazety Wyborczej. Od października 2007 pracuje w Tygodniku Powszechnym jako fotoedytorka i fotografka. Sylwia Nikko Biernacka Rocznik 76. Freelancerka. Absolwentka Kulturoznawstwa w Poznaniu. Studentka Instytutu Twórczej Fotografii w Opavie (Czechy). 8 MIASTO KOBIET LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2007

V muzyka KRZYKIEM Janusz Radek, fot. Radek Polak Kiedy zorientował się Pan, że został obdarzony tak niezwykłym czterooktawowym głosem? Od dawna wiedziałem, że mam takie możliwości, ale dopiero z czasem zacząłem je rozszerzać. Momentem przełomowym stało się moje wkroczenie w świat teatru muzycznego, jakieś osiem lat temu. Nie oznacza to, że jestem aktorem. Teatr pomógł mi jedynie odnaleźć odpowiednie środki do wyrażenia siebie. Reszta to, jak mawiał Lenin: Praca, praca, praca. Zaczynał Pan od poezji śpiewanej, zwanej dekadę temu krainą łagodności. Dlaczego facet z takim głosem sięgnął po tak stonowaną ekspresję? Rzeczywiście, to było dosyć dziwne. Zdecydowanie nie pasowały mi te czarne, wyciągnięte swetry. Próbowałem jednak odnaleźć się w formule soulowej ballady. A ponieważ soul w polskim wykonaniu kojarzył mi się z tekstami banalnymi do bólu, próbowałem połączyć go z poezją. Sądziłem, że dobry tekst sprawi, że soul stanie się na naszym rynku nośną formułą. I nie zaniechałem tych prób do dzisiaj. Na mojej nowej płycie Dziękuję za miłość jest piosenka Sheila, to właśnie taki mój soul czarna muzyka z tekstem Haliny Poświatowskiej. Wracając do krainy łagodności, z czasem nurt ten stracił wiarygodność, swetry za bardzo się wyciągnęły, a rząd dusz przeszedł w inne ręce... To dlatego stanął Pan za mikrofonem rockowego zespołu Zanderhaus? To było wspomnienie młodości. Wtedy fascynował mnie soft-metal i zespoły w rodzaju Bon Jovi czy Def Leppard. Bo miał on niezwykle teatralny charakter, te nastroszone włosy, puszyste futra, makijaże. Podobała mi się ta umowność, dzięki której nikt nie traktował horrorowych spektakli Alice a Coopera czy Ozzy ego Osbourne a na serio. To samo próbowaliśmy robić z Zanderhausem. Kiedyś w jednym z wywiadów nazwał Pan siebie zwierzęciem scenicznym. To dlatego odnalazł się Pan w końcu w piosence aktorskiej? Teatr pozwolił mi na szeroką interpretację piosenek. Nie wtłaczał w żaden schemat. Umożliwił opowiadanie śpiewanych historii ruchem, mimiką, gestem, kostiumem. Dzięki temu nawiązuje się pełny kontakt z widzem. Co ciekawe, z czasem zauważyłem, że te aktorskie elementy interpretacji piosenki są obecne w różnych estetykach od rocka do hip hopu tworząc swoisty kod, język, którym artysta przemawia do swego odbiorcy. Zamiast zapowiadanej płyty z materiałem ze spektaklu Dom za miastem, otrzymaliśmy właśnie Pana autorski album Dziękuję za miłość. Skąd ta zmiana? Co się odwlecze, to nie uciecze. Dom za miastem jest zrobiony, kiedyś ukaże się na płycie DVD. Ale po drodze coś innego zaświtało mi w głowie. Zapragnąłem czegoś lirycznego. Płyta Dziękuję za miłość, która zawiera popowe piosenki, to kolejny Pana ukłon w stronę szerszej publiczności. Pierwszym był występ w polskich eliminacjach do festiwalu Eurowizji w 2004 roku... Wykształciuchy, które pokochały mnie za Serwus madonna i Królową nocy chciały mnie zlinczować. A mnie zafascynował u Rubika ogromny zmysł melodyczny ta największa, może nawet jedyna wartość jego muzyki. Podpisałem wtedy umowę z wytwórnią Magic Records i wspólnie postanowiliśmy, że powinienem zaprezentować się jak największemu audytorium. A telewizyjne show stwarzało ku temu idealną okazję. Odłożyłem więc na poźniej adresowane do wykształciuchów niszowe projekty Serwus madonna i Królowa nocy, i pokazałem się w agro-rockowej piosence autorstwa Romualda Lipko i Andrzeja Mogielnickiego. Nie miałem żadnych kompleksów darłem ryja i zdobyłem piąte miejsce w konkursie. Czy konsekwencją tego kroku był Pana udział w poporatoriach Piotra Rubika? W pewnym sensie tak. Wykształciuchy, które pokochały mnie za Serwus madonna i Królową nocy, chciały mnie za to zlinczować. Co ty robisz, moherowy berecie! słyszałem wokół. A mnie zafascynował u Rubika ogromny zmysł melodyczny ta największa, może nawet jedyna wartość jego muzyki. Zaśpiewałem z nim prawie sto koncertów to było niezwykłe przeżycie. Myślę, że jego publiczność zainteresuje się moim nowym albumem Dziękuję za miłość'. No właśnie. Powiedział Pan o nim, że to inteligentny pop. Co się kryje za tym enigmatycznym stwierdzeniem? Trafiły nań piosenki spełniające wszystkie warunki, aby stać się popularnymi: melodyjne, zaśpiewane na polską nutę, nowocześnie zaaranżowane i wyprodukowane. Do napisania tekstów zainspirowała Pana podobno twórczość Haliny Poświatowskiej. To prawda. Wiersze Poświatowskiej to teksty nie mające pretensji do bycia poezją. Ona nie nadymała się słowem, pisała z pasją i energią, dotykając bolesnych prawd. To niezwykle wiarygodna i nośna twórczość. Dlatego dała mi impuls do napisania tekstów mówiących o rzeczy najważniejszej: potrzebie kochania i bycia kochanym. W polskim popie śpiewa się o miłości tak, że zęby bolą... To fakt. Jedni babrzą się w smutku, niemożności, beznadziei. To przeważnie chłopcy-rockowcy. Nasze piosenkarki idą z kolei w babskie miauczenie, płacz czy wręcz histerię. Takie traktowanie miłości to bujda na resorach. Ja chciałem napisać o miłości prawdziwej dziękując za to, że ktoś mnie kocha. Bo bardzo głęboko ostatnio tego doświadczyłem, zarówno ze strony moich najbliższych żony i córki jak też ze strony moich słuchaczy. Trudniej śpiewa mi się o tym, że ja kogoś kocham. Bo jestem tylko słabym człowiekiem. Czy potrafię więc naprawdę kochać? Dziękuję za miłość to pierwsza Pana autorska płyta z prawdziwego zdarzenia. Trzeba było do niej dojrzeć? Oczywiście. Dziś taka forma twórczości właśnie najbardziej mi odpowiada. Już powstaje mój drugi autorski album. Bo tak się zapaliłem do pracy, że napisałem 10 MIASTO KOBIET LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2007

V muzyka Rozmowa z Januszem Radkiem ponad trzydzieści piosenek, a tylko trzynaście trafiło na Dziękuję za miłość. Tych najbardziej melodyjnych bo tak zadecydował Mateusz Pośpieszalski. Dlaczego akurat jego wybrał Pan na producenta? Szukałem kogoś takiego od dwóch lat. Sam nie chciałem tego robić, bo miałem do tych piosenek zbyt mały dystans. W końcu przypomniałem sobie o Mateuszu, z którym współpracowałem przy kilku zbiorowych przedsięwzięciach. Początkowo nie chciał się zgodzić. Nie miał czasu, pracował bowiem nad Zakopowerem i swoim własnym projektem. Ale ponieważ ciągle przysyłałem mu piosenki, w końcu skapitulował. I bardzo zaangażował się w moją płytę. Włożył w nią mnóstwo swojej inwencji. To słychać w zgrabny sposób połączył akustyczne i elektroniczne brzmienia, uzyskując nowoczesny efekt. Spojrzał na moje piosenki z boku i wymyślił dla nich własny system aranżacyjny. Nie korzystał z żadnej biblioteki sampli. Wymyślał je sam dmuchał, szurał, trzaskał, nagrywał to, ciął na loopy i wklejał w poszczególne nagrania. Z drugiej strony nie zrezygnował z żywych instrumentów. W efekcie podbijają one potęgę brzmienia i łagodzą jego plastikowy charakter. Mimo popowej formuły tych piosenek nadal rozpoznajemy w nich Pana niesamowity głos... W prostocie jest smak, tajemnica, emocja. I nie wyklucza ona wyrafinowania melodii. Weźmy choćby utwór Kiedy u... ukochanie to niezwykle trudna do zaśpiewania piosenka. Na jednym oddechu ciągnę w niej długą frazę. Ale to nie popis dla samego popisu. Służy pokazaniu piękna i trudności tej melodii. Czy po serii projektów, w których ukrywał się Pan za swoimi scenicznymi kreacjami, piosenki z Dziękuję za miłość odsłaniają wreszcie Pana własne oblicze? Tak i będzie to widać szczególnie wyraźnie podczas koncertów. Rezygnuję bowiem z kostiumów. Będę śpiewał ubrany tak jak chodzę na co dzień. Oczywiście nie będzie to wywalanie swoich flaków przed publiczność taka histeria nie jest dla mnie autentyczna. Podobno pierwszym recenzentem Pana piosenek jest żona. Jak zareagowała na Dziękuję za miłość? Te utwory bardzo jej się spodobały. Poznała je we wczesnym etapie, kiedy komponowałem je przy pianinie. Stwierdziła, że staną się one bardzo ważne w moim artystycznym życiorysie. I szybko przypisała je do naszego prywatnego życia bardzo słusznie zresztą. Piosenka Dobro, promująca płytę, ma tak zaraźliwy refren, że Pana ośmioletnia córeczka Zuzia, zapewne od razu ją polubiła... To prawda. Stwierdziła, że to najlepsza piosenka na płycie i... wybrała ją na singiel. Zgodziłem się, bo Dobro ma tekst zgrabnie sumujący przesłanie albumu docenienie pozytywnego aspektu miłości. Rozmawiał Paweł Gzyl

V muzyka ZIELONE SZKIEŁKO W DWANAŚCIE LAT PÓŹNIEJ Od lewej: Kamil M. Śmiałkowski, Grzegorz Halama (za nim Marek Grabie), Janusz Radek, Aneta Ryncarz (za nią Elżbieta Adamiak), Basia Stępniak-Wilk, Robert Kasprzycki, fot. Instytut Sztuki W Basia Stępniak-Wilk i Andrzej Poniedzielski, fot. Instytut Sztuki iem, że ten tytuł nie brzmi tak dobrze jak dumasowskie W dwadzieścia lat później, ale co zrobić? Od 1995 roku upłynęło dopiero dwanaście lat, a właśnie teraz zaproszono mnie na te łamy, bym powspominał dawne dzieje. Oto więc (by utrzymać się w konwencji), ku uciesze i przestrodze zarazem, losy trzech muszkieterów a w zasadzie nie trzech tylko kilkanaściorga i nie muszkieterów, ale krakowskich piwnicznych artystów Reszta się zgadza. Zaczęło się od estradowego tworu, który pojawił się na plakatach jako Radek Kasprzycki, a składał się w istocie się z dwóch person Janusza Radka i Roberta Kasprzyckiego. Obaj panowie, bywalcy najróżniejszych festiwali, mieli podobne poczucie humoru i ciąg na śpiewanie najróżniejszych rzeczy, więc zaczęli występować wspólnie. I wszystkim buty spadały, choć na scenę leciały czasem i inne części garderoby. A potem pojawiłem się ja, niczym D Artagnan, i zacząłem się wokół nich kręcić. Miałem nawet swoją gitarę. I swoje piosenki. Kilka razy nawet z nimi wystąpiłem (o czym dziś już obaj litościwie zapomnieli), bo też tu analogia z muszkieterami się kończy; nie posiadłem analogicznych talentów estradowych czy muzycznych nawet w cząstce. I to, co jeszcze w liceum czy na studiach uchodziło jako kilka wieczornych autorskich piosenek ułatwiających wytworzenie nastroju prowadzącego do zaawansowanych kontaktów damsko-męskich w zbliżających się godzinach, to w bezpośrednim sąsiedztwie piosenek Roberta i Janusza było kompromitacją, którą dostrzegałem nawet przy swej wysokiej samoocenie. Ale nie zmieniło to faktu, że jakoś trzymaliśmy się razem. A skoro nie sprawdziłem się scenicznie, to przynajmniej zająłem się organizacją koncertów i (w momentach, gdy Robert się zagapił i udało mi się dorwać do mikrofonu) konferansjerką. Po serii koncertów w klubach studenckich zamarzyliśmy o ustatkowaniu się. Najpierw był klub Podium przy ul. Brackiej i cykl Radek Kasprzycki zapraszają, gdzie czasem sami, a czasem z gośćmi bawiliśmy się wiosną 1995. A potem wybuchło Zielone Szkiełko. Dokładnie w Dzień Dziecka, w czwartek 1 czerwca 1995 r., na małej scence Jazz Rock Cafe przy Sławkowskiej 12. Już pod tą nową nazwą i po oficjalnym połączeniu sił z Basią Stępniak i Szymonem Zychowiczem. Robert czujnie zabronił mi wstępu na podwyższenie, więc ja równie czujnie usiadłem przy stoliku tuż przy scenie i podciągnąłem sobie tam mikrofon, dzięki któremu konferansjerowałem sobie w najlepsze. Tydzień później dołączył do nas Grzegorz Halama i tak wykrystalizował się pierwszy skład. Gdy spojrzeć na te pięć nazwisk, to patrząc przez pryzmat ich artystycznych dorobków trudno dziś zrozumieć, co ich wówczas połączyło. Gdy w ubiegłym miesiącu na inaugurację 43. Studenckiego Festiwalu Piosenki zorganizowaliśmy koncert benefisowy i każdy z nich przyprowadził swoich gości, efekt był nadzwyczaj eklektyczny. Równocześnie, jak przed laty, każdy wykonawca był pełen pasji, artystycznej szczerości i potrafił nawiązać rewelacyjny dialog z publicznością. I dokładnie jak przed laty w Szkiełku, widowni nie raziły totalne zmiany estetyki i gatunków z piosenki na piosenkę. Zaraz po Robercie Kasprzyckim i jego gościach pełnym energii zespole Carantouhill, równie duże oklaski zebrał Szymon Zychowicz w lirycznej pieśni zaśpiewanej wspólnie z Mirosławem Czyżykiewiczem. Parodia discopolo Jesienna deprecha wykonana przez Grzegorza Halamę i Tymona Tymańskiego nie kłóciła się z następującą po niej Bossanovą z Augustowa leciutkim, lirycznym pastiszem Basi Stępniak-Wilk i Andrzeja Poniedzielskiego. A potem był jeszcze rockowy Janusz Radek z Mateuszem Pospieszalskim Każdy z zielonoszkiełkowców jest dziś w innym miejscu artystycznego horyzontu, ale wtedy, dwanaście lat temu, połączyła ich idea posiadania własnego krakowskiego miejsca, gdzie co tydzień w sympatycznym towarzystwie mogli ulepszać swe interpretacje, testować nowe utwory, pogadać i posłuchać. Wszyscy byli jeszcze wówczas przed pierwszymi płytami, w twórczym szale. Nowe pomysły aż wylewały się z nich i bawiliśmy się naprawdę świetnie. Skład szybko się poszerzał o kolejne śpiewające artystki (jakoś więcej się do nas garnęło śpiewających kobiet): Aneta Ryncarz, Dominika Kurdziel, Dzidka Muzolf, Hania Strzebońska, Ania Jurecka z zespołem Ogrodowe Aleje 11. Z tygodnia na tydzień wytworzył się trzon grupy akompaniującej z dużym entuzjazmem każdemu, kto chciał: Marek Smok Rajss (konga), Tomek Hernik (puzon) czy Adam Zadora (perkusja). Pojawili się też czasem nawet zabawni, sceniczni gadacze: Przemysław Strzałkowski, Marek Grabie, Krzysiek Janicki, Bartłomiej Brede. A jeszcze czasem zaglądali artystyczni przyjaciele i znajomi spoza Krakowa. I tak przez dwa lata. A potem, dziwnie szybko, zaczęliśmy się starzeć, żenić, wychodzić za mąż, wydawać płyty i występować tak dużo, że te czwartkowe wieczory coraz trudniej było zmieścić w kalendarzu. Demontaż zaczął się w tym samym miejscu, w którym kiedyś powstała grupa. Jako pierwszy, w ostatnich dniach 1996 roku, zrezygnował Robert. Siłą rozpędu dociągnęliśmy do wakacji, po drodze zmieniając lokal na Art-Klub przy Łobzowskiej. Podczas wakacji następnego roku rozstaliśmy się. Po sympatycznych dwóch sezonach i z mnóstwem świetnych wspomnień. Dziś już wiem, że tak było lepiej. I z perspektywy tych dwunastu lat i ostatniego wspominkowego koncertu, który udał się nam bezsprzecznie (bije ze mnie brak skromności, ale TVP1 go rejestrowała i można to sobie organoleptycznie sprawdzić) widzę, że to były piękne dwa lata. A przedsięwzięcie, które zaczerpnęło nazwę z piosenki Roberta Kasprzyckiego nazwę, która wpisała się w zieloną tradycję krakowskich kabaretów (Balonik, Gęś, Szkiełko) pomogło każdemu z nas doszlifować prawie już wówczas ukształtowaną osobowość. Co owocuje do dziś. Kamil M. Śmiałkowski, www.slowem.pl 12 MIASTO KOBIET LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2007

V muzyka NA FALI Katarzyna Dąbrowska Tegoroczny Studencki Festiwal Piosenki w Krakowie zapamiętamy przede wszystkim dzięki konkursowemu zwycięstwu Katarzyny Dąbrowskiej. Ballada o próżności w jej wykonaniu zachwyciła jury i publiczność. A niewiele brakowało, by ta warszawska aktorka i piosenkarka nie dotarła do Krakowa. O tym jak to właściwie przypadek zdecydował o jej wygranej i nie tylko o tym Katarzyna Dąbrowska opowiedziała Miastu Kobiet. Co było w Pani życiu pierwsze: fascynacja aktorstwem czy śpiewaniem? Jedno i drugie pojawiło się równolegle. Kiedy uczyłam się w liceum ogólnokształcącym w Nidzicy, wybrałam się z przyjaciółmi do miejscowego ośrodka kultury, aby spróbować pobawić się w aktorstwo. Śpiewałam już wcześniej, ale jakoś nikt mnie do tego nie zachęcał. Dopiero moja nauczycielka francuskiego zaproponowała mi wzięcie udziału w organizowanym w naszym miasteczku konkursie piosenki francuskiej. Pomysł mi się spodobał, przygotowałam więc dwa utwory. Skąd ta słabość do francuskiej piosenki? Uczyłam się w liceum francuskiego i język ten mnie zafascynował, podobnie jak współtworzona przezeń kultura. Kiedy wyśpiewałam w konkursie pierwszą nagrodę, wyjechałam nad Sekwanę i tam bliżej poznałam francuską piosenkę. Spodobał mi się oczywiście Brel i Piaf, których znałam wcześniej, ale też ich młodsi następcy, choćby Patricia Kaas. W efekcie z radością wzięłam udział w kolejnym konkursie, tym razem już ogólnopolskim, w Lubinie. I znowu wygrałam. Po ogłoszeniu wyników podszedł do mnie Wojciech Młynarski, który przewodniczył jury i chciał mi zaproponować udział w spektaklu... Kiedy powiedziałam mu, że mam dopiero szesnaście lat i uczę się w drugiej klasie liceum, od razu zmienił ton podkreślając, że muszę najpierw zdać maturę, a potem koniecznie zdawać na studia aktorskie. To wtedy pomyślała Pani poważniej o aktorstwie? Szczerze mówiąc to bałam się o tym myśleć. Dorastałam w czternastotysięcznym miasteczku, jeszcze nie myślałam o wyrywaniu się w świat. Ale w końcu podjęłam to wyzwanie. Wybrałam warszawską Akademię Teatralną. Przypomniała się Pani Młynarskiemu w Warszawie? Nie, ale zdarzało nam się przypadkowo spotkać. Ostatni raz po finałowym koncercie konkursu Pamiętajmy o Osieckiej w zeszłym roku. Później ktoś mi opowiedział, że pan Młynarski siedział akurat niedaleko mojej pani profesor Zofii Kucówny. Kiedy pojawiłam się na scenie, podobno nastąpiła wymiana zdań: Ona jest ode mnie. Nie, ona jest ode mnie. Kiedy się o tym dowiedziałam, zrobiło mi się bardzo miło. Zawsze życzyłabym sobie mieć takich opiekunów. W tym roku ukończyła Pani Akademię Teatralną. Warto było włożyć wysiłek w te studia? Oczywiście, choć ten typ studiów wymaga wiele poświęceń. Przez cztery lata w każdy dzień tygodnia miałam zajęcia od rana do wieczora. Mimo to będę wspominać studia jako najpiękniejszy okres w moim życiu. Był to niezwykle intensywny czas, dużo się działo, spotykałam wielu wspaniałych ludzi. Mam tu także na myśli moich wykładowców i wykładowców gościnnie pracujących na uczelni: Jerzego Radziwiłowicza, Beatę Fudalej, Andrzeja Łapickiego, Annę Seniuk, Jarosława Gajewskiego czy Mariusza Benoit. Pod kierownictwem tego ostatniego wzięłam udział w spektaklu MP3 prezentowanym w Teatrze Montownia, gdzie po raz pierwszy wykonałam Balladę o próżności. Kontynuowała Pani podczas studiów swą przygodę z piosenką? Przez pierwsze dwa lata nie miałam takiej możliwości. Obowiązywały wtedy na uczelni ostre przepisy, zakazujące studentom występów. Uważano, że zabierają im one cenny czas, który powinni przeznaczać na naukę. Dopiero na trzecim roku wróciłam do śpiewania. Władze uczelni zaproponowały mi wzięcie udziału w międzynarodowym konkursie wokalnym w Petersburgu. To było niezwykłe doświadczenie. Pojechałam tam na tydzień nie znałam rosyjskiego języka, alfabetu, czułam się jak na księżycu. Wystąpiłam w ramach kategorii Aktor dramatyczny i... zdobyłam drugą nagrodę. W Polsce zrobiło się o Pani głośno w ubiegłym roku, po zwycięstwie w konkursie piosenki Agnieszki Osieckiej... Zaczęłam się wówczas rozglądać za możliwościami zaistnienia na scenie tzw. piosenki aktorskiej. Dziś występy w piwnicach, kabaretach, kawiarniach artystycznych nie zapewniają już takich możliwości jak dawniej. Dlatego postanowiłam wziąć udział w konkursach. Był kwiecień, a pierwszym, który akurat miał się odbyć, był właśnie ten poświęcony piosenkom Osieckiej. Przejrzałam więc jej twórczość, wybrałam odpowiadające mi piosenki i zgłosiłam się do udziału w konkursie. Czy to zwycięstwo otworzyło przed Panią szersze możliwości prezentacji siebie na scenie? Przede wszystkim otworzyło mnie psychicznie. Pomyślałam na serio: Może rzeczywiście powinnam śpiewać?. Ponieważ opiekunem konkursu jest Jerzy Satanowski, spotkanie z nim zaowocowało zaproszeniem do spektaklu Dobranoc panowie, którego premiera odbyła się w sopockim Teatrze Atelier minionego lata. Co więcej zwycięstwo na przeglądzie sprawiło, że zaproszono mnie do udziału w podobnych imprezach. Pojawiłam się m.in. w Rybniku, gdzie z kolei zakwalifikowałam się na Studencki Festiwal Piosenki. Niewiele brakowało, a nie dotarłaby Pani do Krakowa... We wrześniu dostałam etat w warszawskim Teatrze Współczesnym. Obecnie w przygotowaniu jest premiera Procesu Kafki, w reżyserii dyrektora tej sceny Macieja Englerta. Ponieważ próby wypadły akurat w dniach, kiedy odbywały się w Krakowie przesłuchania konkursowe, poinformowałam organizatorów, że niestety nie uda mi się dotrzeć na festiwal. W ostatnim momencie odwołano piątkową próbę dostałam więc szansę pojawienia się w konkursie. Była jednak jeszcze jedna przeszkoda: moja akompaniatorka, Urszula Borkowska, musiała w piątek o godz. 11 wracać do Warszawy. Okazało się jednak, że organizatorzy krakowskiego konkursu z przyczyn technicznych musieli przesunąć rozpoczęcie przesłuchań na godz. 10. Dzięki temu mogłam zaśpiewać w konkursie. Dlaczego sięgnęła Pani po wspomnianą Balladę o próżności Piotra Roguckiego? Kiedy po raz pierwszy zetknęłam się z tą piosenką, miałam wrażenie, jakby zarówno tekst jak i muzyka zostały napisane specjalnie dla mnie. Dlatego wybór był oczywisty. Drugi utwór Pocałunki był jej dopełnieniem. To starsza kompozycja autorstwa Zbigniewa Preisnera do słów Wiesława Dymnego, jednak w nowej aranżacji Uli Borkowskiej. Obie piosenki zawierają w sobie historię pewnej kobiety. I to właśnie te dwie konkretne historie sprawiły, że chcę śpiewać te piosenki. Rogucki był na festiwalu. Poznaliście się? Tak. Od dawna słyszeliśmy o sobie. W Krakowie otrzymałam od Piotra oficjalną zgodę na wykonywanie Ballady o próżności. Choć to utwór z okresu jego solowej działalności, ma już rockowy sznyt uzupełniony elementami ludowości, bliski temu, co sam Rogucki robi teraz z Comą. A co z filmem? Pojawiła się Pani już w kilku serialach telewizyjnych... To były małe rólki i epizody. Nie neguję telewizji praca nad rolą w serialu tez może być ciekawa i twórcza. Jednak chyba to co najpiękniejsze w tym zawodzie to konfrontacja z widzem. Ja stawiam na razie na ten bezpośredni kontakt, a więc na scenę i estradę. Z drugiej strony praca z kamerą to dla mnie wciąż jeszcze coś nieoswojonego, więc jeśli ktoś zaproponuje mi rolę w kinie ucieszę się z nowego wyzwania. Rozmawiał Paweł Gzyl Katarzyna Dąbrowska, fot. arch. artystki 14 MIASTO KOBIET LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2007

Rozmowa z Magdą Wójcik wokalistką zespołu Goya Fot. EMI Music Poland Wasza działalność ma bardzo regularny charakter co dwa lata pojawia się nowa płyta Goyi. Czy rzeczywiście pracujecie w tak uporządkowany sposób? Pracujemy w sposób naturalny. Nagrywamy nowy materiał, a potem promujemy go w mediach i na koncertach. To zajmuje nam około półtora roku. Potem zabieramy się za kolejny album. I wtedy powstają nowe piosenki? Gdy poprzedni album jest już odpowiednio długo na rynku, zaczynamy zbierać pomysły. Piszemy piosenki i chowamy je do szuflady, czyli do komputera. Żeby nie przepadły. Kiedy jest ich odpowiednio dużo, zaczynamy je przeglądać, poprawiać i nagrywać. Czym wyróżniają się nowe utwory z płyty Horyzont zdarzeń? Jeszcze nie mam do nich dystansu. Każdy utwór z tej płyty to dla mnie osobna historia. Na pewno nie ma w nich wielkiej rewolucji. Rozwijamy brzmienie wypracowane na dwóch poprzednich krążkach. Nie wytyczamy nowych szlaków. Może ta płyta ma bardziej zaskakujące brzmienie więcej na niej oddechu i przestrzeni. No właśnie: wydaje mi się, że śmielej użyliście elektroniki... Nasza formuła muzyczna w ogóle nas nie ogranicza. Tworzymy pod wpływem chwili. Dlatego pozwalamy sobie na wszystko. Za pomocą elektroniki tworzymy nie tylko bity, ale też przestrzenne podkłady. Z drugiej strony pozostajecie wierni brzmieniom akustycznym smyczkom, fortepianowi, gitarze które dają waszym piosenkom niemal filmowy rozmach. To nasz znak rozpoznawczy. Gdyby odjąć mój głos, nasza muzyka miałaby bardzo ilustracyjny charakter. Lubimy takie klimaty i dużo słuchamy muzyki filmowej. Czerpiemy z niej natchnienie. Może kiedyś uda nam się stworzyć prawdziwy soundtrack do jakiegoś obrazu. Zdecydowanie inaczej śpiewasz na Horyzoncie zdarzeń. Niemal szepczesz, stwarzając bardzo intymny klimat. Bardzo lubię pracę w studiu. Daje ona możliwość kreowania odpowiedniego nastroju. Dlatego tym razem postawiłam na intymność szept, chórki, przestrzeń. Dla kontrastu na koncertach pozwalam sobie na większą ekspresję. Nieco przearanżowujemy wówczas utwory tak, aby nie tracąc nic ze swego pierwotnego charakteru zabrzmiały trochę mocniej. To dla mnie szansa na pokazanie innej siebie. Wyspecjalizowaliście się w muzyce o lirycznym nastroju... To prawda. Ale nie wykalkulowaliśmy sobie tego. Początkowo nasze piosenki miały inny charakter były dynamiczne, energetyczne i taneczne. Taka jest pierwsza płyta Goyi. Potem rozpoczęliśmy muzyczne poszukiwania i zafascynowały nas inne dźwięki. To co dzisiaj robimy wynika z nas w sposób naturalny właśnie takich dźwięków potrzebujemy. Ale kiedyś nagraliście własną wersję słynnego przeboju Nirvany Smells Like A Teen Spirit... Tak, ale na swój własny sposób. Zawsze uważałam, że to wspaniała kompozycja o pięknej melodii. I to pokazaliśmy w naszym wykonaniu. Dla wielu osób było to ogromne zaskoczenie. Ale też wielu się spodobało. Utwór ten gościł aż 21 tygodni na liście przebojów Trójki. Piosenki Goyi są starannie i bogato zaaranżowane. Zwracacie na to szczególną uwagę? Mamy własne studio, w którym możemy pracować bez pośpiechu. Nic nas nie pogania, nie ograniczają nas żadne terminy. Dlatego spokojnie pracujemy Tak jak każdy lubię chować się przed światem. Uciekam od automatyzacji naszego życia, pogoni za fałszywymi wartościami, nadmiarem informacji. nad każdym utworem. W wielu przypadkach jest tak, że pierwsza wersja nagrania znacznie różni się od tej ostatecznej. Składają się nań pomysły nas trojga moje, gitarzysty Grzegorza Jędracha i klawiszowca Rafała Gorączkowskiego. W utworze Zmiany z Horyzontu zdarzeń śpiewasz o tym, jak zmienia się świat wokół nas i my sami w miarę upływu czasu. Goya gra już dwanaście lat. Jak Ty sama zmieniłaś się przez ten czas? Wychowałam się w małym mieście, w Krasnymstawie. Dlatego wyniosłam z domu tradycyjne wartości. I mimo, iż dzisiaj mieszkam w Warszawie i pracuję w show-biznesie, niewiele się zmieniłam. Zachowałam pewną naiwność czy wręcz infantylność wewnętrzną, jestem ufna wobec ludzi, staram się pod- 16 MIASTO KOBIET LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2007

muzyka V ROZWAŻNA I ROMANTYCZNA trzymać w sobie beztroskę... Mam też dużo pokory. Pozwala mi ona utrzymać odpowiedni dystans do tego, co robię. Z drugiej strony stałam się bardzo świadoma, dokonuję przemyślanych wyborów, potrafię oprzeć się naciskom z zewnątrz, podejmuję suwerenne decyzje. Jesteś jedną z niewielu polskich gwiazd popu, o której nie jest głośno w plotkarskich mediach. Cała otoczka mojej piosenkarskiej działalności jest dla mnie drugorzędna. Umiem z niej korzystać, ale w odpowiedni sposób. Nigdy nie pojawiam się w takich sytuacjach, które można by wykorzystać przeciwko mnie. Dlatego właściwie pozostaję anonimowa. Nie mam potrzeby epatowania swą prywatnością. Wręcz przeciwnie, chcę ją zachować wyłącznie dla siebie. Tylko dwa razy w całej karierze pojawiłam się na łamach plotkarskich czasopism. Ale były to zupełnie niewinne sprawy. Zarówno ja, jak i moi koledzy, chcemy być postrzegani nie przez pryzmat obyczajowych kontrowersji, ale przez naszą muzykę. W piosence Za szybki świat stwierdzasz, że współczesny świat za szybko pędzi. Skąd ta refleksja? Tę piosenkę zainspirowały moje doświadczenia z Internetem. Zjawisko to fascynuje mnie, ale zarazem przeraża. Sieć daje nieograniczony dostęp do informacji, pozwalając również udawać kogoś, kim się nie jest i wylewać bezkarnie swój jad na innych. Kontakty międzyludzkie poprzez Internet tracą swój osobowy charakter. To bardzo niebezpieczne. Mam wrażenie, że przez to coś cennego przecieka nam przez palce... W Dobrych snach przyznajesz, że lubisz uciekać przed otaczającym Cię światem w kolorowe sny. Skąd taka potrzeba u cieszącej się powodzeniem gwiazdy pop? Nie uważam się za gwiazdę. Chyba o żadnej piosenkarce w Polsce nie można tak powiedzieć. Gwiazdą jest Madonna. Dlatego tak jak każdy lubię chować się przed światem. Uciekam od automatyzacji naszego życia, pogoni za fałszywymi wartościami, nadmiarem informacji. Znajduję schronienie nie tylko w snach i marzeniach, ale również w swojej twórczości muzyce i tekstach. Czy często masz ochotę być sama ze sobą, jak śpiewasz w piosence Powrót? Tak. Cieszę się, że osoba, którą kocham rozumie tę potrzebę i też lubi wyciszyć się i pomilczeć przez jakiś czas. To pozwala mi pobyć we własnym świecie i spojrzeć w głąb siebie. Jesteś introwertyczką? Chyba nie. Za bardzo odsłaniam się przed słuchaczami w piosenkach. Mają one bardzo osobisty charakter. Ale funkcjonowanie w show-biznesie staje się czasem męczące i wtedy świadomie uciekam od niego w swoją prywatność. Czy opisujesz w tekstach swe własne przeżycia? Nie, to nie jest mój intymny dziennik. Ponieważ jestem już dojrzałą kobietą, nauczyłam się wczuwać w różne emocje. Kiedy słyszę konkretną muzykę, wywołuje ona we mnie uczucia, stanowiące inspirację dla tekstu. Najczęściej poruszasz tematykę miłosną. Czy to wymóg estetyki pop czy świadomy wybór? Najłatwiej mi pisać o emocjach. A ponieważ chcę, aby moje teksty były szczere, opisuję ludzkie uczucia. Ale nie od początku tak było. Gdy zaczynałam pisać teksty, trochę bałam się otworzyć przed słuchaczami, dopiero od płyty Kawałek po kawałku odważyłam się pisać o uczuciach: miłości, samotności, tęsknocie, rozterkach. Po prostu dojrzałam do tego. To ważne tematy, dotyczące każdego z nas. Zaskakuje Twój wewnętrzny spokój w odbieraniu tego, co przynosi życie, ten który opisujesz w tytułowej piosence z nowego albumu Horyzont zdarzeń. To dlatego, że czuję się spełniona. Od dwunastu lat robię to co kocham i ciągle spotykam się z dobrym odbiorem swej twórczości. Nie oznacza to, że podchodzę do życia biernie. Cały czas staram się je kształtować i walczę o spełnienie swych marzeń. Robię to jednak na własnych warunkach, bez wspinania się po czyichś plecach. To daje spokój sumienia. Myślisz, że są dzisiaj jeszcze tacy ludzie, którzy latami czekają na tę jedyną prawdziwą miłość, o której śpiewasz w Oczekiwaniu? Jestem tego pewna. Ta piosenka powstała w oparciu o obserwację życia mojej przyjaciółki. Ona nie zadowala się namiastkami wierzy, że kiedyś spotka osobę, którą pokocha na całe życie. I są też inne takie osoby. Dowiaduję się tego chociażby z... internetowych blogów, na których niektórzy szczerze opisują swe uczucia. Ty już znalazłaś kogoś takiego... To prawda. Właściwie ta miłość sama mnie znalazła. Jestem z ukochaną osobą już wiele lat i ciągle jesteśmy bardzo szczęśliwi. Patrzysz w przyszłość bez lęku? Teraz tak. Przed wydaniem płyty Smak słów mieliśmy obawy o jej przyjęcie. Zastanawialiśmy się, czy publiczność ją zaakceptuje. Ku naszej radości okazało się, że było zapotrzebowanie na taką romantyczną muzykę. Dlatego pracując nad Horyzontem zdarzeń byliśmy już spokojniejsi. Co prawda niektórzy mówili, że na tej płycie nie ma żadnego przeboju, ale nas to zupełnie nie martwiło. Nie staraliśmy się na siłę napisać hitu. Zależało nam na nagraniu pięknej muzyki. I chyba się udało. To, że dokładnie wiemy co jako zespół chcemy robić, sprawia, że z ufnością patrzymy w przyszłość. Rozmawiał Paweł Gzyl MIASTO KOBIET LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2007 17

V edukacja Akademia 30+, fot. Studio Buzek-Garzyński G dy w ciepłą jeszcze jesienną sobotę moja córka ośmioletnia studentka Uniwersytetu Dzieci słuchała wykładu o sztuce Jakiego koloru są drzewa? ja próbując dotrzymać jej kroku w pędzie do wiedzy, udałam się na pierwszy wykład z cyklu Mistrzowie kina współczesnego, przeznaczony dla tych, co przekroczyli trzydziestkę. Uniwersytet Dzieci Uniwersytet Dzieci zorganizowała fundacja Paideia na wzór podobnych uniwersytetów dziecięcych w Europie. Ten najstarszy i najbardziej znany, w niemieckiej Tybindze, zainaugurował działalność 5 lat temu wykładem Dlaczego wulkany zieją ogniem. Natomiast krakowski uniwersytet ruszył 26 maja, zaczynając od wykładu Zwierzęta mówią nie tylko w wigilię i wielkiej majówki w obserwatorium astronomicznym, a zainteresowanie taką formą edukacji zaskoczyło nawet samych organizatorów. Pierwszy wykładowca, dr hab. Bartłomiej Dobraczyński, powiedział Czuję dużą odpowiedzialność, bo takie rzeczy zasiewają ziarno. Wierzę w pracę organiczną, w pracę u podstaw. Wierzę, że dzieci przyjdą na następny wykład, i na kolejny, że zaciekawi DWIE WSZECHNICE, DWA POKOLENIA Przed wakacjami odnotowaliśmy w Mieście Kobiet start Uniwersytetu Dzieci. W październiku ruszyła inna inicjatywa związana z alternatywnymi formami edukacji, tym razem przeznaczona dla dorosłych Akademia 30+ je to, co usłyszą, że będą pytać i zaczną czytać książki. Bo to rzecz najważniejsza żeby czytały. Ludzie dzielą się na takich, którzy książki czytają i którzy nie czytają. Reszta różnic jest nieistotna. Uniwersytet przeznaczony jest dla dzieci w wieku od 7 do 12 lat. Potwierdzeniem studenckiego statusu jest indeks, w którym dzieci gromadzą karty z odbywających się raz w miesiącu wykładów i warsztatów. Wykładowcy (naprawdę dobre nazwiska!) wiedzą jak przyciągnąć uwagę dzieci i sprawić, by poczuły się one potraktowanymi z pełną powagą uczestnikami tego nowatorskiego procesu edukacyjnego. Na przykład w czasie warsztatów z genetyki rozwiązywano kryminalną zagadkę z włosem i jego kodem genetycznym w roli głównej, a na zajęciach z fizyki wyczarowywano tęczę. W szkole jest sama matma, ortografia, polski. Nie uczymy się o kolorach, nie robimy nic plastycznego. Właściwie bardziej mi się podoba uniwersytet od szkoły powiedziała po wykładzie o sztuce Olga (8 lat). Pani była młoda. Mówiła dlaczego drzewa są o określonej porze białe, żółte, zielone, czerwone i pokazywała nam w komputerze różne obrazki. Mieliśmy obrazek z zachodem słońca, i jedna dziewczynka powiedziała, że widać tam oko, moja koleżanka z klasy podniosła rękę i powiedziała, że widać tam góry, na których jaskrzą się gwiazdy, a inny kolega Kuba powiedział, że widzi tam wielką żmiję. A był to zwykły zachód słońca. Pani pokazywała nam jeszcze obrazki, na których były różne kształty, na przykład kaczka z otwartym dziobem, a jak się ją obróciło to wyszedł z tego zając... Tematy wykładów są tak pasjonujące, że żałuję, że wstęp mają tylko dorośli. Było więc już o tym Dlaczego niektóre ptaki są mieszczuchami?, wspomniany wykład o sztuce, a w listopadzie oprócz warsztatów teatralnych będzie wykład o religiach monoteistycznych Dlaczego istnieje wiele religii?. Akademia 30+ Moje wykłady na Akademii 30+ też zapowiadają się ciekawie, choć nie są aż tak urozmaicone tematycznie. Pierwszy semestr poświęcony jest kinu ( Mistrzowie kina współczesnego. Od Hollywood do Chin ), wykłady odbywają dwa razy w miesiącu. Program tworzony był w oparciu o ankiety, które przeprowadziliśmy na szeroką skalę (przepytaliśmy ponad 600 osób), a także w oparciu o rozmowy z wykładowcami mówi Anna Wrzesińska z Fundacji dla UJ, która jest współorganizatorem Akademii W przyszłym semestrze będą wykłady z archeologii, a oprócz tego prawdopodobnie jeszcze z literatury i z nauk przyrodniczych. W ankietach pytaliśmy też o najmniej pożądane dziedziny Znalazły się w wśród nich: polityka, ekonomia, teologia, chemia i matematyka. Zainteresowanie Akademią 30+ rośnie z wykładu na wykład. Na pierwszym było ponad sto osób, na kolejny, o Almodovarze, zapisało się już ponad 150. Wykład poświęcony twórczości Krzysztofa Krauzego, który wygłosił Prof. Tadeusz Lubelski, był zarazem wykładem o kinie autorskim. Słuchacze mogli obejrzeć fragmenty filmów reżysera (m.in. Gry uliczne, Dług, Mój Nikifor). Historia filmu polskiego to moja specjalność. Chcę popularyzować polskie kino, także w okresie jego nienajlepszej kondycji, dlatego zaproponowałem wybijającego się, ważnego współczesnego polskiego artystę wyjaśnił swój wybór prof. Lubelski. Rozpiętość wieku uczestników była duża. Przeważały kobiety, ale i mężczyźni byli dobrze widoczni. Zapytałam kilku studentów, dlaczego przyszli. Z potrzeby obcowania z ludźmi, którzy mają coś ciekawego do powiedzenia (Urszula, 48 lat, specjalista technik audiowizualnych), Czuję czasem taki niepokój, że zajmuję się tylko pracą (Marta, 48 lat, architekt), Chciałam rozszerzyć trochę horyzonty, bo jednak rodzina i praca to troszkę za mało, dzieci dorosły, mają swoje zainteresowania, teraz ja chciałabym zrobić coś dla siebie (Danuta, 52 lata, księgowa). A Elżbieta i Krzysztof (33 i 30 lat), którzy są małżeństwem, postanowili po prostu inaczej niż zwykle spędzić sobotę. Po wykładzie prof. Tadeusz Lubelski powiedział mi Zauważam, zresztą z przyjemnością, rosnącą dominację kobiet w kulturze. Opowiem anegdotę. Ostatnio byłem na spotkaniu z Olgą Tokarczuk, w związku z promocją jej nowej książki Bieguni. Spotkałem także Andrzeja Wajdę. Wychodziliśmy i on mówi: A zauważył pan, że nas jest kompletna mniejszość? Ja myślałem, że chodzi o pokoleniowość, bo było rzeczywiście wiele młodych ludzi, a on mówi: Nie, nie, ja myślę o tym, że mężczyzn było chyba tylko pięciu. Dziś kobiety się czymś interesują, chcą wyjść poza siebie. Mężczyźni oglądają mecze przy piwie a i to pewniej przy telewizorze, a nie na stadionach. Aneta Pondo Uniwersytet Dzieci, organizator: Fundacja Paideia, informacje i zapisy: www.ud.edu.pl Akademia 30+, organizator: Fundacja dla UJ oraz Gdańska Fundacja Rozwoju im. A. Mysiora, informacje i zapisy: www.akademia30plus.pl Miasto Kobiet jest patronem medialnym Akademii 30+ 18 MIASTO KOBIET LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2007

> KSIĄŻKA Jerzy Turbasa...ubierając kobietę sukcesu... Przez pięć lat zazdrościłyśmy panom kompetentnego i pięknie wydanego poradnika ubraniowego napisanego ze swadą przez Jerzego Turbasę, syna Józefa Turbasy z TYCH Turbasów Zazdrość to uczucie ludzkie, lecz męczące z wdzięcznością i ulgą przyjmujemy więc nowy, damski ubraniowy kodeks, który zdejmuje z nas to brzemię. Książka ta znacznie ułatwia rozstrzygnięcie niekończących się wątpliwości dotyczących odpowiedniego stroju. A dzięki dopracowanej szacie graficznej cieszy oko niczym pięknie uszyty kostium. Mimo że mamy tu do czynienia z opracowaniem typu poradnikowego, sposób przekazywania informacji przypomina narrację o charakterze gawędziarskim. Błądzenie w labiryncie tendencji w modzie, płaszczy, kostiumów, umilają czytelnikowi liczne anegdotki i ciekawostki. (Wydawnictwo AA) Fragment książki publikujemy na str. 28 Łucja Kucia Mario Vargas Llosa Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki Ricardo Somocurcio snuje wspomnienia, których osią jest trwające całe życie, fatalne zauroczenie poznaną w dzieciństwie niegrzeczną dziewczynką, kobietą o stu twarzach. Miarą czasu są tu kolejne przyjaźnie zawierane przez Ricarda na emigracji, a w tle śledzimy przemiany świata w II połowie XX wieku. Czytelnicy zwabieni pikantnymi szczegółami zawiodą się srodze, bo w gruncie rzeczy nic takiego się tu nie dzieje. Kolejne sceny erotyczne tak naprawdę są do siebie podobne, a największe napięcie nie jest efektem opisu ekscesów, ale raczej relacji z odczuwania najrozmaitszych deficytów. Tym, co naprawdę fascynuje, jest sposób relacjonowania rozwoju i przemian skomplikowanej więzi łączącej głównych bohaterów. Jak to bywa w przypadku kultowych pisarzy, nie ja jedna odczuwam pewien dyskomfort, mówiąc głośno, że nie jest to powieść wybitna. Trudno jednak zaprzeczyć, że zwodzi i kusi czytelnika czytając, jesteśmy bezbronni niczym Ricardo wobec niegrzecznej dziewczynki. (Znak) Łucja Kucia Aleksandra Zdrojewska-Przychodzeń Proza paryska czyli kocham Polskę Proza paryska... jest zabawnym zapisem spostrzeżeń i refleksji z pobytu autorki w Paryżu. Studiując tam i pracując, dzień po dniu rozsmakowuje się w mieście i jego wyjątkowym klimacie. Pisze o tym, co każe jej kochać to miasto, a zarazem nie pozwala tam zostać. O tym, jak smakują rano chrupiące bagietki z dżemem, jak krucha i soczysta jest tam sałata. O nonszalanckich, lekko aroganckich i snobistycznych, a mimo to dających się lubić Francuzach. I o Polakach, jak zwykle tęskniących za domem. Czytałam tę książkę w samolocie do Paryża. Uśmiechałam się do swoich myśli i wspomnień. Wracałam tam po raz kolejny, bo czy się jest turystą czy mieszkańcem tego miasta, trudno mu się oprzeć. (Wydawnictwo Miniatura) Renata Stós-Pacut Wisława Szymborska Miłość szczęśliwa Ta informacja zelektryzuje nie tylko pięknoduchów (czytaj: miłośników poezji) 26 listopada trafi do księgarń antologia wierszy miłosnych Wisławy Szymborskiej Miłość szczęśliwa. Ja mam ją już na biurku. I wiem jedno, kto tak jak Szymborska potrafi pisać o wyeksploatowanym już przez sztukę uczuciu, rzeczywiście zasłużył na Nobla. Inny krakowski poeta, Ryszard Krynicki, który dokonał wyboru wierszy, tak je podsumował w posłowiu: I każdy dotyka tajemnicy ludzkiego istnienia. W sposób sobie tylko właściwy. Jedyny. Lektura obowiązkowa. I wymarzony prezent zarazem, na każdą okazję i bez. (Wydawnictwo a5) Ola Przegorzalska > WYDARZENIA > FESTIWALE Festiwal Wyspiański 2007, www.festiwalwyspianski.krakow.pl 16 22.11, Międzynarodowy Festiwal Filmowy Etiuda&Anima, Kino Kijów, al. Krasińskiego 34 i Rotunda, ul. Oleandry 1 > KONCERTY 18.11, Basia Stępniak-Wilk, Bombonierka, Kawiarnia Krzysztofory, ul. Szczepańska 2, g. 20 18.11, Ken Vandermark and Resonance Project koncert finałowy (Krakowska Jesień Jazzowa), Alchemia, ul. Estery 5, g. 20 21.11, Tymański Yass Ensemble (Krakowska Jesień Jazzowa), Alchemia, ul. Estery 5, g. 20 22.11, Boba Jazz Band, Piwnica pod Baranami, Rynek Główny 27 22.11, Ada Fijał i Kasia Weredyńska, Klub Retro, Feniks, ul. św. Jana 2, g. 20.30 23.11, Coma, Klub Studio, ul. Budryka 4, g. 20 23.11, Hanna Banaszak, Stary Teatr, Duża Scena, ul. Jagiellońska 5, g. 19 23. 11, Cinemon and Ulisses, Cafe Szafe, ul. Felicjanek 10, g. 20 24.11, Ewa Kawka i Adnrzej Martinson, Cafe Szafe, ul. Felicjanek 10, g. 20 24.11, Myslovitz, gość Tomek Makowiecki, Rotunda, ul. Oleandry 1, g. 20 24.11, Jaga Wrońska, Loch Camelot, ul. św. Tomasza 17, g. 20 24.11, Agnieszka Rosner, Samotna miłość, czyli smut z ciarami, Cafe Pub Godziny, ul. Miodowa 43, g. 20 25.11, XX Lecie Zielonych Żabek; Gaga, Zielone Żabki, Prawda, Blade Loki, Klub Lochness, ul Warszawska 15, g. 19 27.11, Kris Wanders Quartet (Krakowska Jesień Jazzowa), Alchemia, ul. Estery 5, g. 20 28.11, Zaduszki Wyspiański, Teatr im. J. Słowackiego, pl. św. Ducha 1, godz. 19 28.11, T. LOVE, Rotunda, ul. Oleandry 1, g. 20 28.11, The Car Is On Fire, Klub pod Jaszczurami, Rynek Główny 8, g. 20 28.11, Witold Hronowski Kwintet, Piwnica pod Baranami, Rynek Główny 27 29.11, Janusz Radek, Królowa Nocy, Alchemia, ul. Estery 5, g. 20 29.11, Ludzie estrady Alosza Awdiejew, Teatr Groteska, ul. Skarbowa 2, g. 19 30.11, Pidżama Porno, Klub Studio, ul. Budryka 4, g. 19 01.12, Hunter, Frontside, Klub Lochness, ul. Warszawska 15, g. 19 02.12, Renata Przemyk, Klub Lochness, ul. Warszawska 15, g. 19 02.12, Magiczny Hollywood czyli firewall music, Filharmonia, ul. Zwierzyniecka 1, g. 17 06.12, RGG TRIO (31. Festiwal Jazz Juniors), Rotunda, ul. Oleandry 1, g. 20 04.12, Piosenkarnia Anny Treter, Dworek Białoprądnicki, ul. Papiernicza 2, g. 19 07.12, Irek Głyk Multidound (31. Festiwal Jazz Juniors), Rotunda, ul. Oleandry 1, g. 20 08.12, Koncert Laureatów Jazz Juniors, gościnnie Aga Zaryan, Rotunda, ul. Oleandry 1, g. 20 08.12, Kat & Roman Kostrzewski, Klub Lochness, ul. Warszawska 15, g. 20 18.12, Świąteczny Koncert Kolęd Przy wigilijnym stole Bogusław Morka, Filharmonia Krakowska, ul. Zwierzyniecka 1, g. 19 09.12, Harlem Gospel Choir, Auditorium Maximum UJ, ul. Krupnicza 35, g. 19 15.12, Hey 15-lecie zespołu, Klub Studio, ul. Budryka 4, g. 20 15.12, Anna Treter, Teatr Groteska, ul. Skarbowa 2, g. 20 20.12, Laibach, Klub Studio, ul. Budryka 4, g. 20 21.12, Ludzie estrady Tadeusz Drozda, Teatr Groteska, ul. Skarbowa 2, g. 19.30 > INNE 17.11, Kabaret, Piwnica pod Baranami, Rynek Główny 27, g. 21 23.11, Wysokie obcasy balet, scena PWST, ul. Straszewskiego 22, g. 18.30 25.11, Kabaret Ani Mru Mru, Kino Kijów, al. Krasińskiego 34, g. 18 i 20 25.11, Aldona Jankowska Stand up comedy, Teatr Groteska, ul. Skarbowa 2, g. 20 26.11, Kabaret Moralnego Niepokoju, Filharmonia Krakowska, ul. Zwierzyniecka 1, g. 18 i 20 29.11, monodram Sekrety Baronowej, Klub Galeria Przystanek Kobieta, ul. Jagiellońska 12 02.12, Kabareton, Hala TS Wisła, ul. Reymonta 22, g. 17 06.12, Kabaret Marcina Dańca, Kino Kijów, al. Krasińskiego 34, g. 19.15 07.12, Ireneusz Krosny, Kabaretowa scena OF, Teatr Groteska, ul. Skarbowa 2, g. 20 09.12, Świąteczny Stół Pajacyka, www.pajacyk.pl

> MUZYKA > DVD Katie Melua Pictures Zaledwie dwa albumy wystarczyły tej pięknej Angielce o gruzińskich korzeniach, aby stała się międzynarodową gwiazdą. Było to możliwe, ponieważ Melua wstrzeliła się ze swymi nagraniami w modę na sentymentalne piosenki, śpiewane przez nudziary w rodzaju Nory Jones. Jej utwory nie wykraczały jednak nigdy poza popową poprawność. Tak jest i tym razem. Pictures to zestaw zaaranżowanych na akustyczne instrumentarium nostalgicznych piosenek, łączących w sobie elementy jazzu, folku, bluesa a nawet reggae. Płyną one spokojnym strumieniem, nie wywołując większych emocji ani zachwytu, ani irytacji. [4Art] Kasia Cerekwicka Pokój 203 Na swój sukces pracowała długo od zwycięstwa w Idolu w 1997 roku, przez nieudany debiut ( Mozaika ) po przebojowego Feniksa sprzed dwóch lat. Popularność przyniosły Cerekwickiej popowe piosenki, których największym atutem był jej murzyński wokal. Nic więc dziwnego, że Pokój 203 stanowi jeszcze bardziej radykalny zwrot w stronę czarnych brzmień. Większość utworów na płycie to dynamiczne R&B, osadzone na tanecznych bitach. Cerekwicka wypada w tej wersji bardziej przekonująco niż na popowym Feniksie. [Sony BMG] Mayra Andrade Navega Sukcesy Cesarii Evory sprawiły, że muzyka z Wysp Zielonego Przylądka trafiła na listy przebojów. Konsekwencją tego faktu było pojawienie się kilku młodych artystów kontynuujących linię wyznaczoną przez nestorkę tamtejszego folkloru. Należy do nich urodziwa Mayra Andrade. Jej debiutancki album Navega zawiera dwanaście zgrabnych piosenek, w których mieszają się wpływy różnych kultur afrykańskiej i latynoskiej, portugalskiej i hiszpańskiej. W efekcie nostalgiczne fado sąsiaduje tu z żarliwym soulem i zmysłową bossanovą. Andrade śpiewa pięknym i czystym głosem, który niesie głębokie emocje, tworząc klimat zamyślenia nad ludzkim losem, uczuciami i namiętnościami. [Sony BMG] Raz Dwa Trzy Młynarski Podobno dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki Adam Nowak i jego Raz Dwa Trzy postanowili jednak zaryzykować. Choć po ogromnym sukcesie płyty z utworami Agnieszki Osieckiej zarzekali się, że nie sięgną więcej po cudze kompozycje, za namową szefów radiowej Trójki wzięli na warsztat twórczość innego mistrza polskiej piosenki Wojciecha Młynarskiego. I znowu wygrali. Mimo, iż słuchając płyty ciągle ma się z tyłu głowy niezapomniane oryginały, dekonstrukcje dokonane przez zespół Nowaka po prostu zachwycają. Muzykom udało się odcisnąć własne piętno na klasyce rodzimej piosenki. Pomógł im w tym nie tylko talent, ale i poczucie niezależności, nieoglądanie się na muzyczne mody oraz dystans do świata, uwzględniający zarówno ironię, jak i autoironię. [4 Ever Music] Paweł Gzyl Fraglesi W mieszkaniu starego wynalazcy jest dziura, przez którą można się dostać do tajemniczego podziemnego świata. Gdy jego mieszkańcy hałasują, pies Sprocket bardzo się denerwuje i szczeka jak oszalały. Czy już wiecie, kto mieszka pod domem? Oczywiście Fraglesi! Prócz nich we wspaniałej bajkowej krainie spotkamy rodzinę olbrzymich, niezbyt rozgarniętych Gorgów oraz malutkich Duzersów. Od czasu do czasu głos zabierze też Wszystkowiedząca Stara Wiedźma Ple-ple. Serial Jima Hensona nie tylko dostarcza dobrej zabawy, powodów do śmiechu i wspaniałej muzyki, ale uczy też tolerancji, współdziałania i ciekawości świata Robin z Sherwood Znam mężczyznę, który lata temu, jako dziecko, tak dał się zauroczyć temu serialowi, że ze swym najlepszym przyjacielem z przedszkola miesiącami bawił się wyłącznie w Robin Hooda. Ja z kolei i moje koleżanki kochałyśmy się bez pamięci w Michaelu Praedzie, a wszyscy w klasie bezbłędnie potrafili zagwizdać motyw przewodni filmu. Gdy tylko serial pojawiał się na ekranie telewizora, ruch na podwórku zamierał. Co tu dużo mówić: Robin z Sherwood to rzecz kultowa A teraz dla wszystkich, którzy wtedy stracili głowę dla Robin Hooda gratka nie lada Robin z Sherwood w formie box ów DVD! Box nr 1 to pierwszych 13 odcinków z Michaelem; nr 2 to kolejna seria już z jasnowłosym Jasonem Connerym. Doskonały, choć bez wątpienia nostalgiczny prezent gwiazdkowy. Obsługiwałem angielskiego króla Jan Dziecię po latach wychodzi z więzienia i wspomina. A wspomina swą młodość, dni pierwszych erotycznych i finansowych eksperymentów, wspinaczkę po szczeblach kelnerskiej kariery i marzenia o milionach. Życiorys Jana obejmuje lata międzywojnia, hitlerowskiej napaści i komunistycznej Czechosłowacji, ale wielka historia jest tu obecna jedynie pośrednio, jako tajemna siła popychająca bohatera ku takim czy innym prozaicznym działaniom. Przetacza się ona po ludzkich losach podobnie brutalnie jak w Polsce, jednak czeska mentalność narratora sprawia, że cały świat ujęty zostaje w cudzysłów i traci swą groźną ostrość. Jizi Menzel, najbardziej hrabalowski reżyser na świecie, od lat ostrzył sobie zęby na ekranizację tej powieści. Ale i sama historia powstania tego filmu mogłaby się stać opowiadaniem Hrabala. Najpierw ekranizacja nie była możliwa, bo napisana w 1971 roku powieść była źle widziana przez ówczesne władze. Tuż po aksamitnej rewolucji czeskie kino przeżywało zapaść finansową, a gdy się odrodziło, sam Hrabal odmawiał sprzedaży praw do książki. Dopiero gdy do rozmów z pisarzem wydelegowano Menzla, udało się zdobyć prawa do ekranizacji. Gdy z braku środków projekt upadł, a prawa do powieści stały się przedmiotem handlu, Menzel na festiwalu w Karlowych Warach publicznie okładał rózgą spekulującego nimi Jiziego Sirotkę. Najwyraźniej kara cielesna pomogła. Po 35 latach od powstania powieści ekranizacja Obsługiwałem angielskiego króla trafiła na ekrany w najlepszej możliwej reżyserii. Agata Jałyńska