Wychowujemy już dziewiąte dziecko Bohaterami trzeciego reportażu z cyklu Rodzina zastępcza szansą na szczęśliwe dzieciństwo są Pani Krystyna i Pan Jan. Małżeństwo stworzyło zawodową rodzinę zastępczą. Forma zawodowa prawnie nie różni się niczym od innej rodziny. Jedyną różnicą jest fakt, że opiekunowie otrzymują gratyfikację finansową za opiekę nad dziećmi. Jak podkreślają bohaterowie, przez osiem lat robili to jednak bez pieniędzy, będąc niespokrewnioną rodziną zastępczą. W tej chwili w rodzinie Pani Krystyny i Pana Jana jest szóstka dzieci, w wieku od 3 tygodni do 17 lat. Najpierw były dzieci, później formalności Myśl, aby zostać rodziną zastępczą pojawiła się później, najpierw były dzieci, które trafiały do ich domu. Pierwsza była dziewczynka z domu dziecka, która zabierana była do domu na weekendy, święta i wakacje. Później pojawił się jej brat, który przebywał wtedy w Izbie Małego Dziecka w Warszawie. Po kilku wizytach opiekunowie zauważyli, że zaproszone dzieci, nie chcą się z nimi rozstawać. Dziewczynka, gdy nadchodził czas wyjazdu do domu dziecka, zaczynała chorować, a to dostawała gorączki, a to bolała ją głowa, a to pas w samochodzie nie chciał się rozpiąć. Dziewczynka bardzo źle reagowała na rozstania, co opiekunowie widzieli i bardzo nad tym ubolewali. - Szybko zrozumieliśmy, że dzieci nie można oddawać. Ktoś nam podpowiedział, że możemy zostać rodziną zastępczą i tak się zaczęło wspominają ten czas. Pan Jan przypomina sobie, że były rozmowy i między nimi jako małżeństwem i z własnymi,
biologicznymi dziećmi, czy zgodzą się na taką zmianę, czy nie będą zazdrosne o inne dzieci. Bolesne opinie środowiska Pani Krystyna i Pan Jan dosyć szybko doświadczyli zawiści znajomych z otoczenia, którzy uważali, że za opieką nad dziećmi idą duże pieniądze z pomocy społecznej. - To niewiedza powodowała takie opinie. Wyjaśnialiśmy, nie baliśmy się rozmów, w końcu udało się przezwyciężyć te opinie podkreśla Pan Jan. Ale większość znajomych i przyjaciół podchodziła do tego dobrze. W końcu rodzina przeprowadziła się do jednej z miejscowości pod Ciechanowem, gdzie obecnie mieszkają. Sąsiedzi znają i rozumieją sytuację. Są życzliwi i przychylni. - Zdarzało się, że biologiczni rodzice dzieci zarzucali nam, że zarabiamy na ich dzieciach. Nie brakowało też takich opinii od dalszej rodziny wspomina ze smutkiem Pani Krystyna. - Takie zarzuty zawsze bolą - dodaje. Ale wtedy odpowiadają, że to złoto owszem gromadzą, ale w inny sposób, wychowując cudowne dzieci. - Przeżywamy różne kryzysy, ale je przezwyciężamy wyznają opiekunowie. - Suma, którą dostajemy na dziecko nie wystarczyłaby nawet na skromną wyprawkę do szkoły, To pokazuje skalę dofinansowania wyjaśniają. Obaw nie było Najpierw była dziewczynka i jej brat. - Myśleliśmy, że na tym się skończy. Nie myśleliśmy o dużej rodzinie zastępczej mówią bohaterowie. Później padła propozycja, aby wziąć kolejnego chłopca. Teraz jest on u swoich rodziców biologicznych. Później było następne dziecko i następne. W tej chwili małżeństwo wychowuje już 9 dziecko z kolei.
Problemy są, ale można je pokonać Pani Krystyna i Pan Jan wychodzą z założenia, że problemy są i ze swoimi biologicznymi dziećmi, zdarzają się więc i z przysposobionymi. To są tylko dzieci i zdarzają się różne sytuacje. Uśmiechnięta Pani Krystyna nie zaprzecza, że są trudne chwile, najczęściej spowodowane zachowaniem biologicznych rodziców, ale nie wszystkich. Niektórzy rodzice zarzucają, że czegoś dzieciom zabraniamy, że utrudniamy kontakty, choć często sami nie zabiegają o te kontakty. Inni dziękują nam, że ich dzieci mają u nas szanse innego, normalnego życia. Kontakty z biologicznymi rodzicami są normalnym i wymaganym elementem rodzicielstwa zastępczego i oczywiście są. - My o tym nie decydujemy. O tym decyduje sąd podkreślają małżonkowie. Najczęściej są to wizyty raz w tygodniu, albo w ośrodku adopcyjnym, albo w domu naszych bohaterów. - Cieszymy się, gdy relacje z rodzicami są pozytywne. Te dzieci, które wróciły do rodzin biologicznych żyją w nowych realiach, ci rodzicie się zmienili i nas to cieszy - opowiadają. Często rodzice wyciągają wnioski ze swojego dotychczasowego życia i je zmieniają, co pozwala na powrót dzieci do domu. Niestety nie wszyscy się zmieniają i tkwią w problemach. - Tęsknimy za dziećmi, które od nas odeszły, z całą trojką, która nas już opuściła mamy kontakt - zaznaczają. - Nasza najstarsza wychowanka sama jest już mamą i przyjeżdża do nas z dzieckiem po chwili dodają z dumą. Nasi bohaterowie już po raz czwarty zostali dziadkami. Jak zachęcić do rodzicielstwa zastępczego? Pani Krystyna i Pan Jan rodziną zastępczą są od 2003 roku. Ich zdaniem nie ma większych przeszkód, żeby taką rodziną zostać. To nie jest droga przez mękę, jak się powszechnie sądzi. Należy odbyć specjalistyczny kurs, przejść przez testy psychologiczne, uzyskać zaświadczenie z poradni psychologicznej i od psychiatry, że przyszli
opiekunowie nie leczyli się psychiatrycznie i że nie są osobami uzależnionymi. Pani Krystyna wcześniej ukończyła kurs dla rodziców w poradni psychologiczno-pedagogicznej oraz wiele innych. Najwięcej Pani Krystynie dał kurs o chorobie FAZ. Mogła się wiele dowiedzieć o dziecku, które się zamyka w sobie, o jego reakcjach na trudności. Jej zdaniem taka wiedza jest bezcenna. Opiekunowie podkreślają, że sporym problemem jest dla nich i innych rodziców zastępczych niemożność decydowania o dziecku w sytuacji choroby. Dzieci, które chorują, potrzebują zgody opiekunów np. na operację, czy inne leczenie. Brakuje takich uwarunkowań prawnych. Nasi bohaterowie nie o wszystkich dzieciach mogą decydować. A ich zdaniem takie prawo powinno odnosić się do wszystkich dzieci, które trafiają do rodzin zastępczych. Rodzice biologiczni mogą być w tej trudnej sytuacji niedostępni. Niejednokrotnie zmieniają miejsce zamieszkania lub przebywają w więzieniu. Wtedy o leczeniu dziecka decyduje sąd. Na szczęście sądy mogą pracować także nocą i wtedy decyzja zostaje szybko wydana. - Nie mieliśmy takiej sytuacji, ale w razie wypadku trzeba podjąć natychmiastową decyzję - wyznają. Oboje małżonkowie uważają, że na czas opieki powinni mieć możliwość decydowania o dziecku w wielu aspektach. Pani Krystyna wspomina, że jedno z dzieci uległo wypadkowi w szkole i musieli podjąć decyzje o leczeniu. Akurat w stosunku do tego dziecka mieli prawo opiekuna prawnego i wszystko dobrze się skończyło. Dzieci pytają Dzieci dogadują się dobrze między sobą. Pan Jan wyjaśnia swoim podopiecznym, że mogą być u nich dłużej lub krócej. To zależy od rodziców biologicznych, na ile się pozbierają i naprawią swoje życie. Jeśli uporządkują swoje sprawy, sąd decyduje o powrocie dziecka do domu rodzinnego. Sąd bada warunki materialne i obecną sytuację. Rodzice biologiczni rożnie reagują na decyzję sądu. Jedni obwiniają
sąd, drudzy rodziców zastępczych o odebranie dzieci. Inni współpracują z rodziną zastępczą, pytają nawet czy już mogą starać się o powrót dzieci do domu. Dzieci wychodzą z trudnych domów. Inaczej nie znaleźliby się w rodzinach zastępczych. Często są po traumatycznych przeżyciach. Są dzieci, które nie chcą wracać do rodzinnych domów, inni np. jedna z dziewczynek, wróciła do domu, bo nie umiała się poddać zasadom nowego domu, nie godziła się na wracanie do domu o określonej porze itp. Była pełnoletnia i wróciła do matki. Po jakimś czasie zrozumiała swój błąd i wróciła do rodziców zastępczych i ma z nimi dobry kontakt. Mamo czy ciociu, tato czy wujku? Dzieci często zaczynają zwracać się do rodziców zastępczych - mamo czy ciociu, tato lub wujku. Jedni potrzebują na to więcej czasu, inni od razu mówią mamo czy tato. Jeden z chłopców uznał nowych rodziców zaraz po tygodniu. Są laurki, dzieci potrafią przeprosić za złe zachowanie. Nie wszystkie dzieci spędzają jednak święta z nowymi rodzicami, czasem wyjeżdżają do swoich rodziców biologicznych. Dzieci w domu rodziców zastępczych razem pieką ciasta, lepią pierogi, sprzątają. Niektóre dopiero w nowej sytuacji przekonały się, że można normalnie żyć. Środowisko i rówieśnicy Dzieci dobrze się znajdują w nowym środowisku. Są odporne na trudne sytuacje. Inne nazwiska ich i opiekunów wskazują jednak na to, że nie są to rodzice biologiczni. Jeden z chłopców raz zwracał się do nich mamo, innym razem ciociu, a innym pani. Ludzie i dzieci w szkole pytali więc, to w końcu kim są dla niego rodzice? Wspominają sytuacje, kiedy na zakupach chłopiec mówił do Pani Krystyny mamo a do Pana Jana wujku. To wzbudziło zainteresowanie sąsiadów. - To
budzi rożne reakcje środowiska. Ale wystarczy wyjaśnić i sytuacja jest jasna zaznaczają małżonkowie. Trudne decyzje - Są chwile tak trudne, że jestem gotowa poddać się wyznaje Pani Krystyna. - Ale zadaję sobie wtedy pytanie, jeśli nie my to kto? Wtedy wątpliwości mijają i wiemy, że nasza decyzja jest właściwa podkreśla Pani Krystyna. Opiekunowie otrzymują także pomoc merytoryczną. W każdej chwili mogą zgłosić się do kuratora lub do Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie. Duże wsparcie otrzymują też podczas spotkań Stowarzyszenia Rodzin Zastępczych, które od niedawna działa w powiecie ciechanowskim i gdzie rodzice zastępczy są wsparciem sami dla siebie. Zdaniem naszych bohaterów rodzicielstwo zastępcze jest szansą na szczęśliwe dzieciństwo. Szkoda tylko, że takich rodzin jest tak mało. Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie w Ciechanowie Ze względu na to, że nie wszystkie dzieci w tej rodzinie mają uregulowaną sytuację prawną, na prośbę opiekunów, nie publikujemy zdjęcia rodziny ani nazwisk bohaterów reportażu.