POLSKI INSTYTUT ŹRÓDŁOWY W LUND Rosöga, dnia 26-II 1946 r. Krystyna Karier przyjmujący protokół asystent Instytutu Protokół przesłuchania świadka 181 Staje Pan [sic] Bodziochowa Aniela urodzon [sic] 19-VI-1886 w Lwów Brzozów, zawód felczerka, masażystka wyznanie rzym.-kat., imiona rodziców Franciszek, Franciszka ostatnie miejsce zamieszkania w Polsce Gdynia obecne miejsce zamieszkania Rosöga Härad pouczony o ważności prawdziwych zeznań, oraz o odpowiedzialności i skutkach fałszywych zeznań, oświadcza, co następuje: przebywałem w obozie koncentracyjnym w Ravensbrück w czasie od 1941 do X-1942 jako więzień polityczny pod numerem 4.000 i nosiłem trójkąt koloru czerwonego z literą P następnie przebywałem w Grüneberg od X-1942 do 14-IV-1945 od 14-IV-1945 do 28-IV-45 Ravensbrück Na pytanie, czy w związku z pobytem, względnie pracą moją w obozie koncentracyjnym mam jakieś szczególne wiadomości w przedmiocie organizacji obozu koncentracyjnego, trybu życia i warunków pracy więźniów, postępowania z więźniami, pomocy lekarskiej i duchowej oraz warunków hygienicznych w obozie, oraz szczególnych wydarzeń, tudzież wszelkiego rodzaju przejawów życia więźniów w obozie, podaję, co następuje: od 1-I-1940 do II-1940 więzienie Kielce - - II-1940 - - III-1940 Oświęcim - - III-1940 - - 1941 Majdanek - - 1941 - - X-1942 Ravensbrück - - X-1942 - - 14-IV-1945 Grüneberg - - 14-IV-1945 - - 28-IV-1945 Ravensbrück Bodziochowa Aniela Zeznania obejmują 9 stron ręcznego pisma i zawierają: 1. Okres prześladowań i wysiedlenia z Gdyni przed uwięzieniem. Napad na dom 30 gestapowców i przewiezienie do więzienia w Kielcach. BLOMS BOKTRYCKERI, LUND 1945
2. Przesłuchiwanie w więzieniu Kieleckim; rozstrzelanie 16 osób więźniów z więzienia w Kielcach. 3. 3-tygodniowy pobyt w Oświęcimiu. 4. Majdanek: stosunek do mężczyzn, katowanie; obrazek okrucieństwa niemieckiego. Revier, krematorium. 5. Podróż i przybycie do Ravensbrück. Praca, szczucie psami, stosunek do chorych. Charakterystyka dwu blokowych. Apele, warunki mieszkaniowe. 6. Grüneberg fabryka amunicji. Ciężkie warunki pracy i życia. Traktowanie więźniarek przez aufsehrki i kolonkę Lubę. Organizowanie lekarstw i pomoc na bloku. Podstęp i szykana ze strony kolonki. 7. Powrót do Ravensbrück, pobyt w Strafbloku i wyzwolenie.
Jako świadek staje pani Bodziochowa Aniela: Podejrzana byłam już w pierwszych dniach, gdy Niemcy weszli do Gdyni. Pracowałam w szpitalu starowiejskim [dopisek nad tekstem] jako ochotniczka [/dopisek]. Gdy widziałam polskiego rannego żołnierza, który leżał na korytarzu na posadzce, chciałam mu coś podłożyć i dać coś do picia. Niemiec nie pozwolił, kopnął go i powiedział: niech zdechnie przeklęty Polak. Gdy Niemiec odszedł podsunęłam pod rannego stary materac i obmyłam i zabandażowałam mu ranę. Przy tym powiedziałam, żeby Bóg skazał tego Niemca za to. Słuchała tego pracująca tam Olga Bermann, która doniosła to temu Niemcowi. Na drugi dzień szukała mnie już policja niemiecka. Uciekłam i chowałam się w lesie. Widziałam wielkie zbrodnie jak Niemcy postępowali z kobietami. W straszny, barbarzyński sposób znęcali się nad niemi. W tym czasie zamknięto mojego męża, żeby wydał o mnie. Posądzali mnie, że pracuję w tajnej organizacji. Po kilku dniach wróciłam do domu i nastąpiło wysiedlenie Gdyni. Wozili nas 9 dni w wagonach bydlęcych, zamkniętych, bez okna i powietrza, bez wody i jedzenia. W tym wagonie gdzie ja, było 80 osób, w tym 6 kobiet ciężarnych. Wskutek okropnych warunków nastąpiły przedwczesne porody. Dzie Ściągnęłam koszulę z siebie i z męża dla niemowląt. Jednak dzieci i matki w tych warunkach poumierały. Po 9-ciu dniach przywieźli nas do Częstochowy do koszar Słowackiego. Obstawiano nas karabinami maszynowymi i mówili na nas, że bandyci przyjechali. Było nas 4.000. Jedzenie dostaliśmy następnego dnia. Na 4.000 ludzi dostaliśmy 25 kg suchego makaronu, 1 kg margaryny i po 7 dkg chleba. Byli też tam jeńcy wojenni, głodni i wynędzniali. Chcieli od nas chleba. Gdyśmy im przez druty podali chleb, Niemcy bili i kopali ich okropnie do krwi, a nam powiedzieli, że gdy jeszcze raz to zobaczą i my nie dostaniemy jeść. Mimo to podawaliśmy im ukradkiem jedzenie. Podawaliśmy jeńcom
ubranie cywilne, zbierane przez męża i przeze mnie i w ten sposób pomagaliśmy im do ucieczki. Tam przebywaliśmy blisko miesiąc. Potem nas rozpuszczono. Mnie z mężem odstawiono do Kielc. Tam byliśmy 4 doby na dworcu kolejowym w strasznych warunkach. Na przeciąg miesiąca dostaliśmy mieszkanie, pusty, zimny pokój. Zabrali nam wszystkie rzeczy i pieniądze. Nie miałam środków do życia. Biskup kielecki udzielił nam, na moją prośbę pomocy, 50 zł. Za te pieniądze żyliśmy cały miesiąc. Bochenek chleba kosztował 4 zł. Po miesiącu wysłali nas na wieś Chmielnik Busko. Szliśmy 31 km na piechotę w letnich ubraniach przy 30 mrozie. Dwa tygodnie byliśmy tam u chłopa, w nieopalonej izbie na słonie. Policja nas obserwowała. W nocy z 31 na 1-go stycznia naszło na nasz dom 30 gestapowców i zaczęli strzelać do mieszkania. Rzucili też 4 granaty. Mąż został ranny i oboje zostaliśmy zabrani do więzienia do Kielc. Męża w więzieniu leczyli, bo chcieli ściągnąć z niego zeznania. Nic jednak się od niego nie dowiedzieli. W więzieniu w Kielcach hie byłam miesiąc. Dwa, trzy razy tygodniowo brano mnie na śledztwa. Bili mnie i katowali do krwi. Byłam cała posiniaczona i w ranach. Przez 11 dni byłam w ciemnicy. Dostałam dziennie szklankę wody i 15 dkg chleba. Nie było tam żadnej pryczy, a na posadzce była zimna woda. Byłam w cienkiej sukni i boso. Potem wzięli mnie znów do celi. Tam była jakaś kobieta, która bardzo Niemców wyzywała. Poznałam, że to jest szpieg i nic jej nie odpowiadałam na te narzekania. Raz mnie i 16 innych osób zabrali autem do lasu i tam nad wykopanym dołem kazali się nam ustawić. Gestapowiec zapytał mnie, żebym się przyznała, ale powiedziałam, że nic nie wiem i że nie boję się śmierci. Chciał mi oczy zawiązać, ale nie pozwoliłam sobie. Uderzył mnie w twarz i odzyskałam przytomność dopiero w aucie. Tamte osoby rozstrzelano. Mnie przywieźli do więzienia. Za 3 dni byłam znowu na przesłuchaniu. Przystawili mi rewolwer do głowy, że ostatni raz pytają się mnie. Nic nie powiedziałam. Bili mnie do krwi.
Straciłam na chwilę przytomność, a potem podawali mi bułkę ze szynką i herbatę. Powiedziałam, że nic nie chcę od nich i rzuciłam garnuszkiem gestapowcowi w głowę. Rozcięłam mu czoło. Wtedy okropnie mnie zbili i nieprzytomną lali mnie wodą. Zanieśli mnie do celi, tam 14 dni leżałam z 40 gorączki. Przychodził do mnie lekarz. Na początku lutego 1940 r. wywieźli mnie do Oświęcimia. Tam byłam na bloku 11-tym. W Oświęcimiu byłam przesłuchiwana dwa razy. Też byłam b. bita. W Oświęcimiu byłam trzy tygodnie. Przewieźli mnie znów na Majdanek. Tam przebywałam 7 albo 8 miesięcy. Na Majdanku było okropnie. Był to Majdanek śmierci. Na polu 2-gim, 3-cim i 4-tym szalenie katowali mężczyzn. Na dworze, przy okropnym mrozie, dawali im jedzenie 1/2 l brukwi. Byli prawie, że nago. Padali z głodu i zimna jak muchy. Przez pewien czas pracowałam w rewirze. Pomagałam i chorym w rewirze i na blokach. Na rewirze było bardzo brudno i pełno wszy. Jeden z więźniów politycznych, którego zawsze b. bili i głodzili ukradł raz dużą marchew. Blokowy doniósł to SS-manowi. Ten kazał wynieść na pole ławkę, położyć się temu więźniowi i razem z blokowym go bili do nieprzytomności. Potem kazali mu stać między drutami, w kalesonach, boso i trzymać w rękach dwie cegły. Wsadzili mu w usta marchew, marchew była b. duża, może ćwierć kilo i kamieniem wbijano mu marchew w usta tak, że usta mu się porozdzierały. Oczy krwią mu naszły. Stał 30 min. i padł. Pół żywego zabrano go do krematorium. Widziało to dużo ludzi, cała szwalnia. Ja byłam razem z Haliną Brückmann, obie to widziałyśmy. Krematorium było czynne dzień i noc. Dziennie 10 12 wozów ludzkich ciał Żydzi zrzucali do krematorium. Na rewirze męskim widziałam mężczyznę, nazywał się Kazimierz, który umarł z głodu, brudu i wszy go zagryzły. Na opisanie tego wszystkiego za mało byłoby kilka dni opowiadanie. Okropne sceny rozgrywały się na każdym kroku.
Z Majdanku wywieźli nas (40 [dopisek nad tekstem] na [/dopisek] 41 rok) do Ravensbrück. Jechałyśmy trzy doby w bydlęcych wagonach zamkniętych, bez jedzenia, bez wody, na podłodze bez słomy. W podłodze zrobiłyśmy dziurę dla potrzeby, gdyż ubikacji nie było i wagonów nie otwierali. W wagonie jechało 80 osób. Kobiety pochorowały się. Wszy po nich łaziły. Po trzech dniach, w okolicy Berlina, dali nam pierwszy raz jedzenie: kartofle rozgotowane zalane mlekiem, bez chleba. 2 km pędzili nas na piechotę do lagru, bito nas, kopano, żebyśmy prędzej szły. Wyzywali nas verfluchte polnische schwein. Kobiety upadały po drodze, były wyczerpane, nie miały sił iść. Na drugi dzień, po takich strasznych trzech dniach, kazali nam iść do roboty na piaski. Byłam na bloku 26 potem 27. Przed pracą zaprowadzili nas do kąpieli, zdarto z nas odzienie, dano nam buty drewniane, ze strasznie grubą skórą, która poraniła kobietom nogi, obcinano wszystkim włosy. Kobiety b. płakały, niektóre miały całkiem czyste włosy, pytały się dlaczego im włosy obcinają, odpowiedziano im, że mają lojzy. Gdy kobiety nie chciały, kopano je, bito i szczuto psami. Psy ich gryzły, miały rany. Zabrano nas na piaski. Byłyśmy otoczone ausierkami i psami. Dano nam łopaty i kazano przerzucać piasek z miejsca na miejsce po pełnej łopacie. Gdy któraś słaba nie mogła przenieść całej łopaty i ausierka to zauważyła, obrzucała ją wyzwyskami [sic] i kopała i biła. Krzyczała: weiter machen. Na mnie puściła psa, który mnie ugryzł w nogę. Krzyknęłam: Jezus, Maria!, na co ona przedrzeźniała mi się i uderzyła mnie w twarz. Moją przyjaciółkę Halinę Brückman pies ugryzł dwa razy bardzo silnie w nogę i w brzuch, ona upadła. Nie miałyśmy wody, był straszny upal, mdlałyśmy z pragnienia. Wskutek ran i osłabienia H. Brückman zachorowała się, dostała flegmony. Mdlała z bólu i osłabienia, mimo to zmuszano ją do pracy. Przy 39.9 temperatury kazali jej iść do rewiru. Mdlała, nie mogła iść. Zaniosłam ją na rękach do rewiru, duży kawałek drogi. Ausierka, gdy to zobaczyła, uderzyła mnie w twarz, kazała chorej samej stać, ale ona
nie mogła i upadła. Położyłam ją na noszach. Tam była 14 dni. Gorączka spadła, ale noga była straszna, sina, opuchnięta. Oddano ją na ten sam blok, dostała Bettkarte, że ma zostać na bloku. Była bez żadnej opieki, starałam się w przerwie 1/2 godz. obiadowej przenieść [dopisek nad tekstem] ją [/dopisek] do ustępu na rękach, opatrzyć ranę, wyprać wszystko z pod niej, bo miała Durchfall i śpieszyć [dopisek nad tekstem] musiałam [/dopisek] się na piaski. W nocy b. jęczała z bólu, musiałam do niej wstawać. Organizowałam w rewirze przez znajome lekarstwa, starałam się ją ratować. Więcej osób miałam takich, którymi się opiekowałam. Bo Po blokach było dużo chorych ludzi, którym pomagałam w nocy. Spałam dwie godziny. Blokowa, volksdeutsch, nazywała się Marta [dopisek nad tekstem] Brett z Bydgoszczy [/dopisek], znęcała się okropnie nad nami. Gdy raz jedna z więźniarek prosiła ją o zwolnienie z piasków, ta powiedziała to ausierce. Obie zaczęły ją bić i kopać tak, że ją potem musiano przenieść do rewiru. Trzeciego dnia umarła. Również blokowa 25 bloku, potem bl. 27, 30, Steckowska, okropnie postępowała z Polkami. Wszystko donosiła ausierkom. Wyzywała: bandy, polskie świenie [sic] i biła. Całymi godzinami stałyśmy na apelach. Gdy były upały, kobiety mdlały, na ape a nie wolno im było podać kropli wody. Musiały same oprzytomnieć. Nam nie wolno było drgnąć, stałyśmy na baczność. W łóżku spało nas dwie albo trzy. Koje były wąskie, niewygodne, trzy-piętrowe, drewniane, więc pluskwy się wszędzie trzymały. Było też pełno wszy. Gdyśmy o tym meldowały ausierce, ta wyzywała nas od bydła, świń i mówiła, że dla nas to wszystko jedno, bo i tak nie będziemy żyć. Gdy skończyły się piaski, wysyłali nas na roboty do Grüneberg. Wstawałyśmy o godz. 3-ciej rano, dwa i pół km prędko szłyśmy do stacji kolejowej i 1 1/2 godz. jechałyśmy do Gr. Początkowo pracowałyśmy 8 9 godz., lecz potem podniesiono nam ilość godzin pracy do 12-tu. Praca była b. ciężka. Pracowałyśmy w fabryce amunicji. Raz, gdy był wybuch, zostało kilkanaście kobiet zabititych [sic] i rannych. Posądzili nas wtedy o sabotaż. Ściągano z nas zeznania,
okazało się, że wypadek spowodowali sami Niemcy. Myśmy jednak stały za karę 6 godz. w czasie silnego upału na apelu. Kobiety mdlały z gorąca, nie wolno było podawać im wody. Obiady jadałyśmy na fabryce. Miałyśmy 6 minut czasu na zjedzenie obiadu i umycie miski. Kolonka, Luba, gdy zobaczyła u którejś nieumytą miskę, ściągała z nogi ciężkiego drewniak i biła nim. Rozcinała głowy, kopała, biła, niektórym odbijała nerki. Była to straszna kobieta, morderczyni, specjalnie nastawiona na nas przez ausierki i oberynkę. Była też na wikcie ausierskim. (W r. 42 albo 43 wywieźli nas na stałe do Grüneb.) W 44-tym roku był okropny głód. Dostawałyśmy chleb na 9 10 osób. Na obiad było 3/4 l suszonej brukwi, bez soli nawet. Gdy raz jedna z kobiet chciała wyjść na austretten, Luba nie pozwoliła jej, zaczęła ją bić, wybiła jej cztery zęby. Innej wybiła oko. A innej odbiła płuca, a jeszcze innej tak zmasakrowała twarz, że dwa tygodnie leżała na rewirze i nie widziała na oczy. Na święta wielkanocne zaprowadzili nas do baden. Gdyśmy wracały i niektóre zmyliły nogę, bo miałyśmy iść links, links, za karę postawili nas na apel. Stałyśmy do południa bez jedzenia. Raz gdy jedna dziewczyna ukradła kawałek chleba, Luba doniosła to ausierce, która przyszła z psem. Zaczęły ją bić wszystkie trzy, t. zn. Luba, ausierka i Lagerälteste Pasza, Ukrainka. Była okropnie zbita, pokrwawiona. Wsadzili ją potem głową do beczki z wodą. Gdy się zachłysnęła, wyciągnięto ją i puszczono na nią psa. Pies poszarpał ją do ran. Wsadzono ją potem do bunkra. Była w samej koszuli, a było 16 mrozu. Leżała pół przytomna z bólu na kamieniach. Trzeciego dnia zmarła. Ciało jej, które b. było czuć trzymano 14 dni w bunkrze. Gdy raz w czasie rewizji ausierka zauważyła u jednej kobiety dwie pary majtek, przewróciły ją, jedna ausierka stała jej na nogach, druga na głowie, a Luba i inna
ausierka biły ją. Zbitą do nieprzytomności wrzucono do bunkra. Tam się na drugi dzień powiesiła. Za posądzenie przez blokową, rzucone na jedną z kobiet, że ta wzięła dwie porcje zupy, ausierka poszczuła ją psem. Pies poszarpał ją do krwi, dostała ataku serca, zwariowała i zabrano ją do Ravensbrück. Niektóre panie dostawały paczki żywnościowe i odzieżowe z domu. Blokowa i kolonka były zazdrosne, doniosły o tym ausierce. Ausierka nie wierzyła, że te rzeczy są z domu, ale twierdziła, że są ukradzione z kamery. Za karę kazano im się rozebrać do naga i przez godzinę przy bardzo silnym mrozie polewali je wodą. Za pracę dawano premię. Gdy ja odmówiłam przyjęcia premii, odstawiano mnie na bok, a po apelu zapytano mnie, dlaczego nie chcę przyjąć. Odpowiedziałam, że zabrano mnie pod przymusem do roboty, nie chcę więc żadnej premii. Dostałam trzy dni bunkra. Ausierki były na mnie wściekłe, bo posądzały mnie, że buntuję inne kobiety. Miałam lekarstwa, które organizowałam na lewo, dużo kobiet leczyłam. Lekarstwa miałam schowane w suficie za oderwaną deską, żeby przy rewizji nie znaleziono. Dużo osób wiedziało, że mam lekarstwa, ale nie wiedzieli skąd, gdzie i w jakiej ilości. Na rewirze na wszystkie choroby stosowano tylko proszek na ból głowy. Raz Luba zachorowała na oczy. Chodziła na rewir, gdzie lekarka zapuszczała jej oczy kroplami. Nic jej to jednak nie pomagało. Widocznie lekarka nie miała innych środków. Luba dowiedzia się [sic], że ja kilku osobom pomogłam na oczy, zwróciła się więc do mnie, żebym jej dała jakieś lekarstwo na oczy. Odpowiedziałam jej, że mam lekarstwo na oczy, które sama używam. Bardzo mnie prosiła, więc zgodziłam się na to, pod warunkiem, że mi przyrzeknie, że nie będzie rozbijać kobiet. Luba przyrzekła mi i oczy jej wyleczyłam w przeciągu 16 dni. W tym czasie
nie biła kobiet. Lecz, gdy już miała oczy zdrowe, zaczęła znowu okropnie bić, jakby chciała wyrównać te spokojne dwa tygodnie. Za kilka dni zrobił się znowu Lubie wrzód na twarzy, koło ust. Zwróciła się znowu do mnie i gdy kazałam jej iść do rewiru, wyzywała lekarkę. Lekarka była też Rosjanką, lecz Luby b. nie lubiła, widząc, że Luba tak znęca się na [sic] Rosjankami i Polkami. Przez Lubę napływały stale chore do rewiru. Na prośbę Luby dałam jej maść na ten wrzód. Sam wrzód trochę zmniejszył się, lecz po twarzy dostała wysypki. Pytała mnie o radę, bo chciała być ładna, gdyż miała przyjaciela Niemca, który był majstrem w fabryce. Przyrządziłam jej odpowiednią maść i tą maścią kazałem smarować jej całą twarz. Maść tak odpowiednio przyrządziłam, że Lubie po całej twarzy zaczęły się robić wstrętne wrzody, do ran. Przez ten czas był spokój, nie biła nikogo i kobiety dziękowały Bogu, że ją tak ukarał. Prosiły, żeby jak najdłużej leżała. Luba miała do mnie wielką pretensję, że jej dałam złą maść. Wytłumaczyłam jej, że ma widocznie przeziębioną krew, dlatego jej tak na twarzy wyrzuca, a ja nic więcej nie mogę zrobić. Kazałam jej iść do lekarki. Luba podejrzewała mnie jednak, była na mnie wściekła i chciała mi dokuczyć. Pracując jako kontrolerka przy maszynach, kontrolowałem pracę häftlingów, a mnie kontrolowały Niemki. Razu pewnego zepsuła się maszyna. Byłyśmy 5 godz. bez pracy. Było to na nocnej zmianie. Nie mając co robić, z nudów zaczęłam kontrolować jedną skrzynię patronów. Naraz znalazłam kartkę z napisem: precz z przeklętym Hitelerem. Przeraziłam się bardzo, bo wiedziałam, że mi za to grozi kula w łeb. Byłam nadal b. ostrożna, bo wiedziałam, że to jest podstęp. Podejrzewałam Lubę. Postanowiłam to sprawdzić. Razu pewnego, w czasie nocnej pracy, podeszłam do
Luby z prośbą, żeby mi napisała adres pewnej Rosjanki, gdyż nie mam przy sobie okularów. Luba napisała mi i za chwilę mogłam sprawdzić, że to jest to samo pismo, które znalazłam na kartce w patronach. Od tego czasu byłam jeszcze bardziej ostrożna. Wierzyłam mocno w opiekę Bożą. Luba starała mi się dokuczać i napuścić na mnie ausierkę, lecz się jej to nie udało. W ostatnich dniach przed przybyciem Anglików, kiedy już Luba nie była taka ważna i wszystkie Polki i Rosjanki odgrażały się jej, Luba zwróciła się znów do mnie z jakąś prośbą. Odpowiedziałam jej, że dla takiej morderczyni jak ona nic nie mam. Pokazałam jej kartkę, którą mi ona napisała, potwierdziła, że to jest jej pismo. Potem pokazałam jej tę drugą kartkę znalezioną w patronach. Gdy ją zobaczyła okropnie się speszyła i początkowo zaczęła się wymawiać, lecz umilkła, gdy jej powiedziałam, że przecież to samo pismo jest na obydwóch kartkach. Powiedziałam jej wtedy, że to ja jej zrobiłam tak, że miała wrzody na twarzy; że zrobiłam jej to za karę, za to znęcanie się nad bezbronnymi kobietami; żeby ona też wiedziała co to ból i zakosztowała trochę cierpień. Luba była na mnie wściekła, odgrażała mi się, lecz w tym czasie już nic nie mogła zrobić. Okropnie przeżywałyśmy alarmy i naloty. Dzień i noc pędzili nas do schronów, nie miałyśmy czasu ani jeść, ani się trochę wyspać, bo ze snu nas zrywano i pędzono do schronów. Niemcy strasznie się bali i jeszcze gorzej znęcali się wtedy nad nami. Szczuli nas psami, bili kolbami, kopali. Dwa tygodnie przed wyjazdem do Szwecji zabrali nas [dopisek nad tekstem] Niemcy [/dopisek] do Strafbloku w Ravensbrück. Było tam okropnie. Dwa tygodnie byłyśmy bez żadnej opieki, zamknięte. 28 kwietnia wyjechałyśmy do Szwecji. Protok.: Borcz Czesława Przeczytano i podpisano: Bodziochowa Aniela
Zeznania świadka p. Bodziochowej Anieli są w treści swej wiarygodne. Znajdują potwierdzenie w innych protokołach będących w posiadaniu Instytutu. Wymagają jednak pewnych poprawek. 1. Wnoszę poprawkę do nazwiska: Steckowska powinno być Cetkowska. Opinia podana przez świadka nie jest ścisła. Znając osobiście blokową p. Cetkowską na przestrzeni [dopisek nad tekstem] dat [/dopisek] 31.V.42 24.IV.45 r. stwierdzam, że zdanie: wszystko donosiła ausierkom nie odpowiada prawdzie. 2. Nieścisłości w datach, a mianowicie: początek pracy w fabryce Grüneberg przypada na wczesną jesień 43 r., kiedy to skompletowano I transport do fabryki. P Bodziochowa wyjechała którymś z następnych transportów zupełnie możliwe, że transport wyjechał w październiku, która to data potwierdza się również w protokule [sic] p. Brückmann (nr protok. 43), na którą p. Bodziochowa powołuje się. Cofając się wstecz, okres Ravensbrück wypada więc na 43 r. również, Majdanek na przełomie 42 43 r. Numer obozowy świadka nie odpowiada numeracji przypadającej na rok 1943. (Transport z Pawiaka, przybyły do Rav. dn. 31.V.42 r., otrzymał numery od 11 197 do 11 505 patrz wykazy z obozu.) Załączam kartę protokularną [sic], w której zestawiłam częściowo datami okresy pobytu w obozach. Datę aresztowania trudno ustalić. Nieścisłości te zupełnie nie umniejszają wartości protokułu [sic]. Osłabienie pamięci, jakiemu ulegają b. więźniowie obozów koncentracyjnych szczególnie jeśli chodzi o daty i nazwiska jest objawem zupełnie normalnym i usprawiedliwionym. W wypadku p. Bodziochowej znajduje podkład w biciu któremu była poddana w czasie przesłuchiwania i przeżyciu w lesie, gdzie rozstrzelano 16 więźniów. Upoważniona protokulantka, p. Czesława Borcz spisała protokół na moją prośbę. Krystyna Karier Lund, dnia 27.III.46 r. Asyst. Instytutu
POLSKI INSTYTUT ŹRÓDŁOWY W LUND Rosöga, dnia 26.II 1946 r. Krystyna Karier przyjmujący protokół asystent Instytutu Czesława Borcz protokulantka [sic] Protokół przesłuchania świadka Staje Pani Bodziochowa Aniela urodzona 19.VI.1886 w Lwów Brzozów, zawód felczerka, masażystka wyznanie rzymsk.-kat., imiona rodziców Franciszek, Franciszka ostatnie miejsce zamieszkania w Polsce Gdynia obecne miejsce zamieszkania Rosöga Härad pouczony o ważności prawdziwych zeznań, oraz o odpowiedzialności i skutkach fałszywych zeznań, oświadcza, co następuje: przebywałem w obozie koncentracyjnym w Ravensbrück w czasie od [brak] do X.1943 jako więzień polityczny pod numerem i nosiłem trójkąt koloru czerwonego z literą P następnie przebywałem w Grüneberg fabryka amunicji od X.43 r do 14.IV.1945 od 14.IV.45 r. do 28.IV.1945 w Ravensbrück Na pytanie, czy w związku z pobytem, względnie pracą moją w obozie koncentracyjnym mam jakieś szczególne wiadomości w przedmiocie organizacji obozu koncentracyjnego, trybu życia i warunków pracy więźniów, postępowania z więźniami, pomocy lekarskiej i duchowej oraz warunków hygienicznych w obozie, oraz szczególnych wydarzeń, tudzież wszelkiego rodzaju przejawów życia więźniów w obozie, podaję, co następuje: 42 r. 43 r. Majdanek 7 lub 8 miesięcy 43 r. X.43 Ravensbrück X.43 14.IV.45 Grüneberg 14.IV.45 28.IV.45 Ravensbrück BLOMS BOKTRYCKERI, LUND 1945