MARTYNA SUCHY G W I A Z D Y
Od niepamiętnych czasów na polanie w rubinowym lesie urządzano bal. Piękne leśne damy w delikatnych sukniach z pajęczyn pokrytych poranną rosą tańczyły wtedy z elfami w jedwabistych garniturach tkanych z mchu i srebrnych księżycowych nici. Na ów bal trwający cztery dni i cztery noce szykowali się wszyscy mieszkańcy lasu. Jeden tylko elf nie wybierał się na przyjęcie, nie szukał pięknego stroju. Doskonale wiedział, że gdy inni będą się bawić, on będzie siedział samotnie w swoim drzewie. Jako że był pomocnikiem czarodzieja, tego ranka udał się jak zwykle do niego, by towarzyszyć mu podczas pracy. - Witaj Elijahu! Dziwi mnie twoja obecność tutaj. Damy stroją się, elfy czeszą czupryny, nawet ja wąsa zakręciłem. A ty? Na bal się nie wybierasz? - Huczne bale nie dla mnie, nie tańce mi w głowie. - Zapewne... Młody jesteś, a młodzi nie stronią od zabaw. - Jak widać, jestem inny. - Elijahu... Tak, Elijah niewątpliwie był inny. Inny niż wszyscy. Nie wyglądał, nie zachowywał się, nie żył tak jak inne elfy. Pogodził się z tym. - Dobrze, zapomnijmy o tej rozmowie, o balu. Powiedz lepiej, co mam zrobić. - Udasz się do zamku, potrzebuję złotą sakiewkę, księgę i bordowe jagody. W zamku panuje co prawda zamieszanie, ale poproś jakiegoś sługę o pomoc. Kon przy paśniku stoi, gotów do drogi. Gdy Elijah jechał przez las, rozmyślał o balu, a dokładniej o pięknej księżniczce mieszkającej na dworze, o której tyle słyszał. Nigdy osobiście jej nie spotkał, a bardzo tego pragnął. Droga szybko mu minęła, prędko dotarł do celu. Melidion miał rację. Panował tam chaos, a słudzy biegali po całym zamku. Elf postanowił, że najpierw uda się do biblioteki po księgę, tam na pewno będzie spokojnie. - Cześć, szukasz czegoś? - zapytała z uśmiechem na ustach niska, drobna dziewczyna. - Ja? Yyy... To znaczy... -Nie stresuj się, spokojnie. Powiedz mi tylko, czego szukasz - jej głos był spokojny i delikatny. - Księgi Szukam księgi. Dokładnie tej, o tam - Elijah wskazał dziewczynie książkę, a ona podała mu ją razem z małą karteczką, której bał się od razu przeczytać. Wyszedł więc w pośpiechu z biblioteki i zapukał do jednej z komnat.
Otworzywszy drzwi, usłyszał zniecierpliwiony głos: - Zaraz, a gdzie materiał? Ten rubinowy. Przecież prosiłam! - Ale ja tutaj nie jestem od tego ja. - Jasne, jasne jakaś surowa dama nie pozwoliła mu skończyć, ty tutaj od siedzenia! Wszystko trzeba dopracować, księżniczka czeka, a... Wtedy do komnaty wbiegła, jak się później okazało, księżniczka w białej, zwiewnej sukni. Elf, gdy tylko ją ujrzał, zrozumiał, że ci, którzy mu o niej opowiadali, mieli rację. Była piękna jak letni poranek, zwiewna i delikatna. - Ja po złoto przyszedłem. Czarodziej Meladion mnie tutaj przysłał. - Jak dobrze, już myślałam, że tak nieurodziwe stworzenie na dworze pracuje - powiedziała księżniczka, a wszystkie służki zaczęły się śmiać. Elijah znów doznał tego uczucia, przed którym wciąż się bronił. Reakcja innych na jego widok była dla niego nie do zniesienia. Cóż mógł poradzić na to, że natura nie obdarzyła go zbyt hojnie? - Bierz tę sakiewkę i odejdź, jeszcze cię tu ktoś zobaczy głos księżniczki był kpiący i nieprzyjemny. Tak też zrobił. Ze łzami w oczach wybiegł z zamku. Jakiż był zaskoczony, gdy obok swojego konia zobaczył poznaną wcześniej dziewczynę. - Nie spełniłeś mojej prośby, gdzie twe maniery? - Nie rozumiem, przepraszam, ale śpieszę się. - Nie rozumiesz, bo nie zechciałeś przeczytać tej karteczki. Wiem, że się spieszysz. Dobrze się składa. Podwieziesz mnie. Zerknąl na kartkę i przeczytał:,, Uśmiechaj się częściej". - Skąd wiesz dokąd jadę?- zapytał niepewnie. - Wiem, wbrew pozorom, jestem nieprzeciętnie inteligentna. Nad Szafirowy Staw poproszę. Jechali więc razem, robili sobie postoje, podczas których zbierali jagody i rozmawiali, a że Elijah mieszkał obok jeziora, pomógł jej wybrać drzewo w tej okolicy, bo Euralia szukała nowego domu. Minęło sporo czasu, zanim Elijah przypomniał sobie o zadaniu, które miał wykonać. Pospieszył do Meladiona. -No nie. Już go nie ma zmartwił się chłopak, gdy oboje stali pod dębem czarodzieja. -Trudno. Najwidoczniej jest już na balu.
Wrócili więc do swoich drzew, ale Euralia nie mogła zasnąć, więc poszła do Elijaha. Rozmawiali, oglądali gwiazdy i śmiali się całą noc. - Dziękuję ci Euralio. - Mnie, za co? - Za to, że teraz razem patrzymy w gwiazdy. Elijah zrozumiał, że każdy ma gdzieś swoją bratnią duszę, taką, której nie musisz znać od zawsze. Dla niej nie liczy się to, jaki jesteś. Dla niej liczy się to, że zawsze jesteś, jesteś przy niej i to, że razem patrzycie w gwiazdy. Rozejrzyj się dookoła, może i na ciebie ktoś czeka.