WSCHODNI PARTNERZY Janukowycz: monopol na marną władzę Witalij Portnikow Czas, który upłynął od wygranych przez Wiktora Janukowycza wyborów, stoi pod znakiem centralizacji władzy. Prezydent skupił olbrzymie pełnomocnictwa, ma pod sobą rząd, ale niewiele z tego wynika, bo on sam i jego obóz polityczny nie mają pojęcia, jak tak zgromadzoną siłę polityczną wykorzystać z pożytkiem dla kraju. Centralizacja ta nie jest wynalazkiem samego Wiktora Fiodorowicza, palce maczali w tym procesie również inni uczestnicy politycznej gry. Stwierdziłbym, że Ukraina była wręcz skazana na centralizację władzy w prezydenckim gabinecie. Choć, zanim do tego doszło, w kraju podjęto starania, by ustrój polityczny rozwijał się w innym kierunku. Próba ograniczenia władzy prezydenckiej i wzmocnienia premiera nastąpiła, gdy w 2004 roku w trakcie pomarańczowej rewolucji walczący o prezydenturę Ukrainy Wiktor Juszczenko zgodził się na reformę konstytucji zmniejszającą kompetencje głowy państwa. Juszczenko po prostu nie miał innego wyjścia: jeśli chciał dojść do władzy, musiał zmienić ustawę zasadniczą, by możliwe było powtórzenie drugiej tury wyborów. A Juszczenko władzy pragnął. Przejściowa reforma, przejściowy prezydent Wiktor Juszczenko nigdy nie ukrywał, że kompromis (dzielenie się władzą) nie był mu na rękę. Jednak nie miał odpowiedniej liczby głosów w parlamencie, by doprowadzić do rewizji reformy konstytucyjnej. Szybko okazało się też, że Juszczenko jest prezydentem przejściowym, którego zaplecze stanowi niewielka, z każdym
18 Publicystyka i analizy Witalij Portnikow, Janukowycz: monopol na marną władzę rokiem coraz bardziej marginalna grupa polityczna. Liderzy partii-gigantów, Wiktor Janukowycz i Julia Tymoszenko, już wcześniej przygotowywali się do centralizacji władzy. Każde z nich myślało o sobie, ale w rzeczywistości ze sobą współpracowali. Tymoszenko i Janukowycz najważniejsi kandydaci na prezydenta w kolejnych wyborach postawili pod Badania socjologiczne w ostatnim czasie znakiem zapytania efektywność konstytucji, przekonując pokazują, że społeczeństwo o konieczności przywrócenia silnej władzy. notowania prezydenta Ich argumentacja mogła brzmieć racjonalnie w kontekście Janukowycza i Partii słabej i nieefektywnej prezydentury Wiktora Juszczenki. Regionów W kuluarach przedstawiciele obydwu sztabów byli jeszcze bardziej otwarci: po zwycięstwie w wyborach ich kandydata ciągle spadają. konstytucja miała zostać zmieniona, pełnomocnictwa prezydenta rozszerzone, tak by uniemożliwić przez to wyniszczające spory pomiędzy premierem i prezydentem. Innymi słowy, aby zmarginalizować ewentualną opozycję, która mogłaby zagnieździć się w rządzie. Czy Julii Tymoszenko udałoby się to, co udało się Wiktorowi Janukowyczowi? Nie wiem. W sumie, dlaczego nie? Gdyby Tymoszenko zwyciężyła w wyborach prezydenckich w 2010 roku, mielibyśmy dziś zupełnie inną większość w Radzie Najwyższej, natomiast Sąd Konstytucyjny znajdowałby się pod wpływem tego samego człowieka, tylko urzędnik ten byłby wierny Tymoszenko, a nie Janukowyczowi. Nie ma jednak co gdybać. Faktem jest, że Janukowyczowi udało się przywrócić wariant konstytucji sprzed reformy w 2004 roku wspomniany sąd zawyrokował, że procedura wprowadzania zmian w ustawie zasadniczej była niezgodna z prawem. Prezydent sklecił większość w parlamencie, przeciągając na swoją stronę deputowanych z opozycyjnych frakcji, bo Partia Regionów i jej satelici nie mieli takiej większości. Było to naruszenie konstytucji, ale wszyscy przymknęli na to oko. Głowie państwa udało się też stworzenie sprawnie działających mechanizmów kontroli nad systemem sądownictwa, organami prawnymi oraz mediami. Pechowy farciarz Do dziś na Ukrainie uchwalane są prawa umacniające pozycję prezydenta i poszerzające jego pełnomocnictwa. Janukowycz zrealizował marzenie Juszczenki: wszystkie ważne dla kraju decyzje są podejmowane w jednym gabinecie w gmachu przy ulicy Bankowej. Pojawia się tu zasadnicze pytanie: i co z tego wszystkiego wynika? Sęk w tym, że nic. System i tak nie funkcjonuje. Przed dojściem Janukowycza do władzy istniał jego mit jako sprawnego menadżera. Nawet całkiem rozsądni ludzie wysuwali tezę, że Juszczenko i Tymoszenko być może chcieliby europeizacji Ukrainy, ale nie potrafią zarządzać krajem. A Janukowycz, no cóż, być może i jest
Witalij Portnikow, Janukowycz: monopol na marną władzę Publicystyka i analizy 19 on człowiekiem radzieckim i ciągnie go bardziej w stronę Rosji, ale jest sprawnym kierownikiem. Dziś już mało kto powtórzyłby podobne opinie na poważnie. Okazało się, że centralizacja władzy to jedno. Inna sprawa to zarządzanie państwem i rozdzielanie pełnomocnictw. Liderowi Partii Regionów udało się zbudować wizerunek menadżera, bo w swej politycznej karierze miał dwa razy fart: na początku dekady został premierem w czasie gospodarczej koniunktury, obywatele zapamiętali go jako premiera, który doprowadził do podwyższenia ich stopy życiowej przy czym w gospodarce nie zaprowadzono żadnych zmian systemowych. Wzrost gospodarczy nie miał nic wspólnego z działaniem premiera. Drugi szczęśliwy traf: ambicja Tymoszenko i strach przed utratą władzy Juszczenki sprawiły, że w 2007 roku, gdy po raz drugi kierował rządem, Janukowycz musiał zgodzić się na przedterminowe wybory i pożegnać się ze stanowiskiem premiera. Po wyborach na czele rządu stanęła Julia Tymoszenko i wtedy nadszedł kryzys gospodarczy I to ona musiała się z nim zmierzyć, a nie Janukowycz. Ówczesna premier nie była w stanie wygrać z kryzysem, co między innymi pomogło Janukowyczowi zwyciężyć w ubiegłorocznych wyborach prezydenckich. Jednak szczęście nigdy nie trwa wiecznie. Pech, jaki dopadł Ukrainę, czyli kryzys gospodarczy, dopadł też nowego prezydenta, a raczej nie minął, zanim ten zdążył się wprowadzić na Bankową. Co gorsza, kryzys nadal trwa. Unaocznił on konieczność przeprowadzenia niepopularnych reform i wprowadzenia zmian systemowych w państwie. Okazało się jednak, że prezydent, ten sprawny menadżer, nawet nie bardzo umie sobie wyobrazić, co kryje słowo reforma. Jednocześnie kadry z jego rodzimej Partii Regionów, które świetnie lobbują interesy swojego biznesu, potrafią zarządzać górami pieniędzy, czyli rozwijać własne firmy, korzystając często ze wsparcia państwa, nie mają bladego pojęcia, jak kierować tymże państwem, gdy brakuje w nim funduszy. Wszystko to sprawia, że rok rządów Janukowycza to kolejny czas, który Ukraina zmarnowała. Rok, w którym pod płaszczykiem rozmów o reformach dokonało się planowe rozkradanie kraju i degradacja ukraińskiej gospodarki. Rok, w którym ukraińskie społeczeństwo było bardziej widzem niż uczestnikiem rozgrywających się w kraju wydarzeń i procesów politycznych. Rok, w którym nie określono realnych priorytetów rozwoju. Dlatego dziś można mówić raczej o zbliżającym się krachu niż o dających nadzieję perspektywach. Pożegnanie z mitami Twierdzenie, że ukraińskie społeczeństwo pozostaje pasywne, byłoby jednak pewnym nadużyciem. Najważniejszym społecznym wydarzeniem ostatniego czasu był podatkowy Majdan, czyli protest małych i średnich przedsiębiorców przeciwko projektowi kodeksu podatkowego forsowanemu przez podległy Janukowyczowi rząd
20 Publicystyka i analizy Witalij Portnikow, Janukowycz: monopol na marną władzę Mykoły Azarowa. Był to pierwszy na współczesnej Ukrainie protest zorganizowany przez społeczeństwo, a nie przez partie polityczne, które zawsze wykorzystują nastroje społeczne do własnych celów i podłączają się do protestów. Władza początkowo zademonstrowała obojętność wobec protestujących: nie chciała zauważyć, że nowe prawo praktycznie uśmierca mały i średni biznes. Jednak w końcu musiała stawić im czoła. Do protestujących na Majdanie Niezależności w Kijowie wyszedł prezydent Janukowycz, który był zmuszony zawetować wątpliwy dokument. Na jednym podatkowym Majdanie nie zakończyła się bynajmniej aktywność społeczna, choć władza starała się uczynić wszystko, co możliwe, żeby społeczeństwo nie miało ochoty na masowe protesty (wszczynano procesy przeciwko protestującym w centrum stolicy, władza starała się ich skompromitować). Inny świeży przykład: dziesięciotysięczny protest nauczycieli, którzy w marcu przyszli pod drzwi ministerstwa, wezwani przez swój związek zawodowy. Nagle po tej pikiecie władza zauważyła, że nauczyciele mają za niskie wynagrodzenia, i postanowiła poprawić ich sytuację. Jestem przekonany, że protesty będą się mnożyć za sprawą wciąż pogarszającej się sytuacji gospodarczej. Możliwe, że właśnie podczas tych manifestacji narodzi się prawdziwe społeczeństwo obywatelskie, a może nawet nowe elity polityczne nieskażone cynizmem poprzedników i niedźwigające bagażu korupcyjnych powiązań. Następny mit, z którym musiało pożegnać się ukraińskie społeczeństwo, zwłaszcza wyborcy ze wschodu kraju, dotyczy prorosyjskiej orientacji Janukowycza. Pierwsze miesiące sprawowania przez niego urzędu prezydenta potwierdzały tę ocenę, umocniły ją zwłaszcza decyzje podjęte w Charkowie (prezydenci Rosji i Ukrainy ustalili wtenczas, że obniżka ceny gazu dla Ukrainy będzie uzależniona od bazowania Floty Czarnomorskiej na Krymie). Janukowycz i Dmitrij Miedwiediew widywali się tak często, że obserwatorzy zaczęli mówić o początku nowego procesu integracyjnego. Jednak po kilku miesiącach spotkania nie tyle stały się rzadsze, ile po prostu ich zaprzestano. Okazało się, że nie ma żadnego planu na ułożenie stosunków rosyjsko-ukraińskich: Ukraina potrzebuje od Rosji tanich surowców naturalnych, a Moskwa ani myśli obniżać ich cen. Rosja potrzebuje od Ukrainy uczestnictwa w rosyjskich projektach integracyjnych i ma zakusy na przedsiębiorstwa strategiczne dla funkcjonowania ukraińskiej gospodarki, natomiast Janukowycz i jego ludzie nie mają ochoty z nikim się dzielić. W tym kontekście umowy zawarte w Charkowie, odtrąbione przez ekipę prezydenta jako wielkie zwycięstwo dyplomatyczne, jawią się jako wielka demonstracja niekompetencji. Janukowycz chciał uzyskać od Moskwy jedno: zmianę w umowach, na których podstawie rosyjski gaz jest dostarczany na Ukrainę. I jedyne, co ukraiński prezydent chciał a zarazem mógł zaproponować Rosji w zamian, to przedłużenie umowy na stacjonowanie Floty Czarnomorskiej na Krymie. Sprawa ta bowiem, oczywiście przez swój wydźwięk propagandowy, była ważna dla prezydenta Dmitrija
Witalij Portnikow, Janukowycz: monopol na marną władzę Publicystyka i analizy 21 Miedwiediewa. Zabieg ten i tak nie pomógł: Ukraińcy szybko się zorientowali, że płacą coraz wyższe rachunki za gaz. Janukowycz kolejny raz pokazał, że umie robić dobre wrażenie, ale z realnymi efektami jest u niego znacznie gorzej. Na Zachodzie też klapa Coś podobnego do gierek z Rosją obserwuje się także w relacjach Ukrainy z Zachodem. Zachód udzielił Janukowyczowi kredytu zaufania jeszcze większego, niż zrobiła to Rosja. Jest to tym bardziej paradoksalne, że od 2004 roku poważnie obawiano się tego polityka. Społeczność międzynarodowa nie potrafiła mu zapomnieć sfałszowanych wyborów prezydenckich (w których uczestniczyły donieckie klany). Zachód dobrze pamiętał też deklaracje Wiktora Fiodorowicza dotyczące polityki zagranicznej oraz jego późniejsze słowa, w których, jako przywódca opozycji, wzywał do uznania niepodległości separatystycznych republik gruzińskich (było to świeżo po wojnie rosyjsko- -gruzińskiej). Jednak przywódcy zachodnich państw mieli też Zachód wymagał od Janukowycza jedynie tego, by nie popełnił kardynalnych błędów, ale on nie był w stanie tego pojąć. w pamięci ostatnie pięć lat ukraińskich dziejów: zdążyli się rozczarować Wiktorem Juszczenką, który zaprowadził w kraju chaos, nie dowierzali populistycznym hasłom głoszonym przez Julię Tymoszenko. Nie pozostawało zatem nic innego, jak tylko postawić na Janukowycza sprawnego menadżera, który przywróci stabilny rozwój ukraińskiej gospodarki. Wymagano od niego jedynie, żeby nie popełnił kardynalnych błędów, ale ani on, ani jego współpracownicy nie byli w stanie tego pojąć. Podjęli natomiast próby zaprowadzenia monopolu w środkach masowego przekazu, zastraszenia opozycyjnych dziennikarzy, krytycznie nastawionych do władzy studentów, a nawet blogerów, wszczynali sprawy przeciwko politykom opozycji (pod przykrywką procesów antykorupcyjnych), nie mieli ochoty reagować na apele międzynarodowych organizacji, a nawet na głos Parlamentu Europejskiego. Wszystko to sprawiło, że na Zachodzie wyczerpał się kredyt zaufania do Janukowycza. Czasem wydawało się wręcz, że władza po prostu nie rozumie reakcji świata na swoje poczynania. Przykład? Choćby to, że należący do szefa Służby Bezpieczeństwa Ukrainy Walerego Choroszkowskiego holding medialny zwrócił się do sądu z żądaniem pozbawiania częstotliwości niezależnych kanałów telewizyjnych (Kanał 5 i TVi). Władza naprawdę nie rozumiała, co czyni: po pierwsze, jej zabiegi były sprzeczne z prawem, po drugie, cały świat dowiedział się, że duży koncern medialny jest kontrolowany przez państwowego urzędnika, i to mającego pod sobą służby specjalne. Zresztą przykładów można by przywołać jeszcze wiele. Najważniejsze, że konsekwencją tego typu zachowań jest to, iż Zachód obawia się wspierania i finansowania jakichkolwiek przedsięwzięć na Ukrainie. Do kogo bowiem trafiają te
22 Publicystyka i analizy Witalij Portnikow, Janukowycz: monopol na marną władzę pieniądze? Odbija się to też na klimacie inwestycyjnym w kraju, w którym szaleje korupcja, zachodnie koncerny nie chcą inwestować. Dlatego kapitał nie przychodzi na Ukrainę, nie tworzy się też nowych miejsc pracy. Rozczarowani bożyszczem Wszystko to, oczywiście, wpływa na gospodarczą sytuację w kraju i na nastroje społeczne, czyli pogłębia kryzys. Badania socjologiczne w ostatnim czasie pokazują, że notowania prezydenta Janukowycza i Partii Regionów, która przywiodła go do władzy, wciąż maleją. Przy czym, co ciekawe, spadek na Wyborcy, którzy zaufali wschodzie kraju jest intensywniejszy niż na zachodzie. Według danych Donieckiego Centrum Studiów Politycznych, Janukowyczowi, są zdumieni, że ich jedynie pięć procent mieszkańców regionu uważa, że prezydent zajmuje się rozwiązywaniem ich problemów. Tym- życie się pogarsza. czasem w grudniu ubiegłego roku uważało tak 21 procent mieszkańców matecznika prezydenta. Warto przypomnieć, że rok temu aż 90 procent mieszkańców Doniecka oddało głos na Janukowycza. Lepsze są notowania Partii Regionów, której wciąż dowierza 22 procent mieszkańców donieckiej obłasti, przy tym ważna informacja: 61 procent respondentów nie ufa żadnej istniejącej w kraju sile politycznej. Janukowycz przeżywa dziś to, co jego poprzednik Wiktor Juszczenko przeżył w 2005 roku. Wyborcy, którzy zaufali Janukowyczowi, są zdumieni, że ich życie się pogarsza. Zamiast zmiany na lepsze, której tak oczekiwali, jest tylko coraz gorzej. Rosną ceny, ze sklepów znikają niektóre produkty, ludzie tracą pracę. Przy tym wszystkim władza stara się wypróbowywać reformy właśnie na zachodzie kraju, trochę mniej obawiając się wybuchu fali niezadowolenia w tej części Ukrainy, w której Janukowycz nigdy nie był zbytnio popularny. Rozczarowani dawnym bożyszczem wyborcy pozostają zdezorientowani: alternatywy nie ma. Nie znaczy to jednak, że się ona nie pojawi. Biorąc pod uwagę niewielkie poparcie dla obecnych rządzących, można z przekonaniem stwierdzić: skonsolidowany model władzy wręcz leży na ulicy (w dosłownym sensie) i szybciej czy później sięgnie po nią ktoś chcący rzucić rękawice nieefektywnemu prezydentowi i jego chciwemu otoczeniu. Zaś fakt, że jest to władza scentralizowana, praktycznie skupiona w jednych rękach, może tylko uczynić to zadanie prostszym. Przełożyła Małgorzata Nocuń Witalij Portnikow jest ukraińskim publicystą, dziennikarzem, pracownikiem rosyjskiej sekcji Radia Swoboda i stałym współpracownikiem Nowej Europy Wschodniej.