ARTYKUŁ: LICENCJA NA ZACIEMNIANIE Dodano: 01.12.2014 Gordon Willis Stephen Pizzello, redaktor naczelny i wydawca magazynu American Cinematographer, dziennikarz Benjamin B., Vilmos Zsigmond, Matthew Libatique, Ed Lachman i Caleb Deschanel, który z powodu odbywającego się w tym samym czasie seansu Pierwszego kroku w kosmos próbował być w dwóch miejscach jednocześnie, znaleźli trochę miejsca w swoim napiętym grafiku, by usiąść i porozmawiać o Willisie. W naszym panelu dyskusyjnym nie ma dziś żadnej ciamajdy - zauważył Pizzello po tym, gdy przedstawiono wszystkich uczestników. Trudno się z było tym nie zgodzić. Uważany za jednego z najlepszych autorów zdjęć filmowych w historii, Gordon Willis zmarł 18 maja 2014 roku w wieku 82 lat. Członek ASC od 1975 roku, Willis dobrze znał przemysł filmowy jego ojciec pracował jako charakteryzator dla Warner Brothers podczas Wielkiego Kryzysu, a on sam pragnął zostać aktorem. Po wojnie w Korei zaczął pracę przy reklamach i dokumentach jako asystent kamerzysty, karierę operatora filmowego rozpoczął natomiast filmem End of the R oad, kultowej ciekawostki pamiętanej dziś głównie dzięki scenie... gwałtu kurczaka. Już zaledwie dwa lata później zrealizował Klute. Dla mnie Klute był jednym z pierwszych filmów tamtego okresu, którego zdjęcia charakteryzował minimalizm. Gordon zawsze pozbywał się z kadru tego, co nie było ważne - zauważył Ed Lachman. Ten film zawiera w sobie tyle zasad,
którymi się kierował, jak selektywne oświetlenie i coś, co określał mianem względności - dodał Stephen Pizzello, który prawie ukończył pisanie poświęconej mu książki zatytułowanej po prostu Gordon Willis on Cinematography. Rozumiał przez to wielkość różnych elementów wizualnych znajdujących się w kadrze, która okazywała się względna. Na początku filmu odnosi się wrażenie, że Klute zawsze wisi nad Jane Fondą blokując część kadru. Wydaje się potężny, a ona bezbronna Gordon bawił się ich fizycznością, by podkreślić rolę, jaką odgrywają. Gordon Willis i Francis Ford Coppola Kadr z filmu "Ojciec chrzestny"
Klute był tylko pierwszym z długiej listy jego arcydzieł i mimo że Gordon Willis zdecydował się przejść na emeryturę dopiero w 1996, zawsze będzie kojarzony głównie z jedną dekadą, latami 70-tymi, kiedy to rozpoczął owocną współpracę z takimi reżyserami jak Alan Pakula, Francis Ford Coppola i Woody Allen, z którym zrealizował ostatecznie aż 8 filmów. Wśród jego najbardziej znanych tytułów znajdują się takie dzieła jak Ojciec chrzestny I i II, Syndykat zbrodni, Wszyscy ludzie prezydenta, Annie Hall oraz Manhattan. W okresie, gdy autorów zdjęć filmowych uważano raczej za techników, nie godził się na to, by pozostawać w cieniu i głośno wyrażał swoje opinie. Może właśnie dlatego tylko dwa razy nominowano go do Oscara i to nawet nie za filmy stanowiące jego największe osiągnięcia; Amerykańska Akademia Sztuki i Wiedzy Filmowej zauważyła tylko jego zdjęcia do komedii Zelig i... Ojca chrzestnego III. Gordon lubił sobie wtedy wypić i był bardzo głośny, używał dość obraźliwego języka, zwłaszcza opisując kierowników studia i reżyserów nie mających pojęcia, co robią. Myślę, że ani razu nie zdarzyło się, żeby w barze nie podszedł do nas ktoś mówiąc: Przepraszam, tu są damy - wspominał Caleb Deschanel, który jako student odbył u Willisa staż i wciąż uważa go za mentora. W 2009 Akademia naprawiła to szokujące niedopatrzenie i Gordon Willis otrzymał wreszcie honorowego Oscara. Najwyższy czas. Mimo burkliwego zachowania, z którego słynął, Willis na każdym kroku podkreślał, że nad filmami pracuje razem z reżyserami. Gordy zawsze potrafił znaleźć wizualną metaforę służącą temu, by lepiej opowiedzieć historię i jest to coś, czego wszyscy powinniśmy się uczyć - obrazy nie służą tylko i wyłącznie reprezentacji. Kiedy analizował scenariusz z reżyserem, zawsze miał zdanie na temat tego, gdzie postawić kamerę i co powinna, a czego nie powinna widzieć. Nie oznacza to jednak, że każda współpraca przebiegała bez zgrzytów. Jeśli jego relacja z Woodym Allenem przypominała, jak to sam ujął, pracę z rekami w kieszeniach, z Coppolą nie poszło już tak łatwo. Powiedział, że praca nad Ojcem chrzestnym przypominała próbę serwowania obiadu przy stole na pokładzie Titanica - powiedział Pizzello. Pewnego dnia Coppola chciał, by aktorzy zaczęli improwizować i swobodnie poruszać się po planie, a Gordon naciskał na to, by stali w konkretnych miejscach. Coppola zaczął krzyczeć, Gordy opuścił plan i reżyser zaczął rozglądać się za kimś, kto mógłby przejąc za niego pałeczkę. Michael Chapman [operator kamery] nie chciał podważać autorytetu Gordy'ego więc schował się w łazience. Siedział tam do momentu, kiedy kryzys został zażegnany. Pracując z Gordonem musiałeś przestrzegać wytyczonych punktów - dodał Deschanel. Jeśli jakiś aktor tego nie robił, Gordon prosił asystenta, by ten położył banknot 100$ na tym punkcie i powiedział aktorowi, że jeżeli ten wreszcie w niego trafi, banknot będzie jego. Myślę, że wcale nie żartował. Przy realizacji Okien, jedynego filmu, który wyreżyserował bardzo tego potem żałując, tak bardzo sfrustrowała go praca z Talią Shire, że w pewnym momencie zaczął po prostu przesuwać jej nogi, by znalazła się w miejscu, które uważał za właściwe.
Gordon Willis i Woody Allen Kadr z filmu "Manhattan" Pracując nad Ojcem chrzestnym rozwinął swój styl polegający na górnym oświetleniu przy jednoczesnym pozostawianiu ciemnych fragmentów na pomysł ten wpadł podczas zdjęć próbnych z Marlonem Brando. Pomogło to zachować tajemniczość jego postaci, ale studio nie było zachwycone ostatecznym efektem nakręcone przez niego sceny uważali za zbyt ciemne i tak nadano mu znienawidzony przydomek Księcia ciemności. Porządnie mu się oberwało za to podejście, bo zupełnie nie przystawało do obowiązującego wtedy stylu. Zyskał sobie wtedy złą reputację wśród aktorek, które obawiały się, że nie oświetla wystarczająco twarzy - powiedział Stephen Pizzello. Na szczęście w swojej karierze zawsze mógł liczyć na wsparcie znanych reżyserów, którzy rozumieli i doceniali jego rozumowanie. Naprawdę nienawidził jednak tego przydomka. Zawsze, gdy ktoś o nim wspominał burczał: to właściwa ekspozycja! Według Matthew Libatique'a wszystko, co robił Gordon miało swoje korzenie w naturalizmie, nawet pomimo faktu, że niektóre z jego filmów były bardzo wystylizowane. Dał nam licencję na zaciemnianie. Jeśli przyjrzeć się bliżej każdemu z jego filmów od razu rzuca się w oczy zupełny brak jakichkolwiek sztuczek. Wszystko wynika z naturalizmu, bez względu na to, czy mowa o tej lampie w Ojcu chrzestnym, która po prostu stoi na stole i jedyną funkcją, jaką spełnia jest delikatne oświetlenie oczu bohatera, czy to fluorescencyjne światło we Wszystkich ludziach prezydenta. Nie jest to najpiękniejszy rodzaj oświetlenia, ale jest właściwy dla tej konkretnej sceny i dla tego otoczenia. Nigdy nie bał się pozwolić ludziom na to, by egzystowali w mroku.
Jak zauważył kiedyś Michael Chapman na łamach magazynu Variety, na historię kinematografii można spoglądać na dwa sposoby: przed i po Gordym. Zmienił wszystko. Gordon tworzył obrazy, które stanowiły w pewnym sensie jego wizytówkę. Od razu wiadomo, kiedy ogląda się film zainspirowany twórczością Gordona Willisa - zaobserwował Ed Lachman. Myślę, że wielu operatorów szanuje Gordona, bo miał w sobie siłę i wewnętrzne przekonanie, że to, co robi jest właściwe. Jego mizantropijne, gburowate nastawienie budziło grozę wśród wielu reżyserów i udawało mu się narzucać im swoje pomysły w tamtym okresie było to niespotykane. Był nowojorczykiem z krwi i kości i nie intelektualizował tego, co robi. Jedno jest pewne Gordy miał do zaproponowania znacznie więcej niż tylko chwytliwy przydomek. Artykuł autorstwa Marty Bałagi