Macie problemy z zamówieniem jedzenia wegańskiego w Polsce? Planujecie wyjazd poza Europę i zastanawiacie się co zjecie? Ja właśnie wróciłam z Bangladeszu i myślałam, że umrę z głodu, bałam się wszystkiego, podróży, braku dostępu do dobrej wody, braku dobrego jedzenia. Mój brzuch jest pełny a od 4 dni, odpukać ma się lepiej niż w Polsce. Zaczynając podróż pomyślałam, że nie będę polegać na innych i zabiorę ze sobą różne przekąski do walizki, głupia ja nie wiedziałam, że mogę je wziąć do bagażu podręcznego. Jako, że moja podróż była planowana wcześniej zaczęłam od wyboru posiłku w samolocie, wersja strict vegetarian, która jest także opisana( przynajmniej na opakowaniu) jako vegan. W liniach lotniczych Emirates masz takie szczęście, że jak nie jesz mięsa to dostajesz posiłek jako pierwszy. Tak też się stało, dotarła tacka pełna plastiku, to oczywiście tylko pierwsze wrażenie, pamiętając lot do Chin spodziewałam się wszystkiego, co brązowe i nieładne. Po otworzeniu dania okazało się, że to cos w stylu soczewicy dal, ryż i coś jak bakłażan, ciężko określić. Do tego w innym pojemniczku dostajesz pakiet owoców, kawałek ananasa, winogrona, grejpfruta i daktyla. Do tego woda, krakers, chleb z masłem roślinnym (ja nie zjadłam) i sałatka z cieciorki. Wyglądało całkiem porządnie jak na danie samolotowe. Powiem szczerze, ze smakowało także wyjątkowo. Może to dlatego ze byłam stęskniona za tymi
przyprawami. Jeżeli zatem będziecie wybierać się w dłuższy lot, określcie posiłek przy rezerwacji biletu, to dużo ułatwia i jesteś spokojny/a że zjesz cokolwiek z twojego menu. Jak się potem okazało, to był jeden dobry posiłek, danie serwowane na trasie Dubaj- Dhaka już nie było takie dobre a po powrocie dotarło do mnie, że tak naprawdę to nic z tych rzeczy nie było smaczne. Dlaczego? Ano dlatego, że jak już spróbowałam jedzenia w Dhace to zostałam zaskoczona walorem smaków. Do dziś wspominam jedzenie jako coś najlepszego z tego miasta. Do wyboru mamy tu jedzenie, tajskie, koreańskie, chińskie, hinduskie oraz tak zwany local food czyli bengalskie. Z tym ostatnim bądźcie ostrożni bo niechcący możecie dostać coś śmieciowego z ulicznej budy, nie zawsze local food to jedzenie z restauracji. Jedzenie z ulicy Jeżeli chcecie dobrze zjeść w Dhace i w miarę czysto to polecam restauracje. Moi znajomi z Bangladeszu twierdzą, że jedzenie z ulicy to tak zwany junk food i niestety nie wiesz co
dostaniesz oprócz gwarantowanej niestrawności. Pokarmy z ulicy są przemywane brudną wodą i często trzymane w przedziwnych warunkach więc jak masz wytrzymały żołądek i nie boisz się chorób to proszę bardzo. Restauracje W restauracjach jedzenie jest naprawdę przepyszne, zdarza się zauważyć brudne ręce kucharza, albo ryż przewożony na brudnym wózku, jednak nie przypomina to zupełnie warunków panujących przy przygotowaniu jedzenia na ulicy. Jedną z sieciówek jaką mogę polecić to Baton Rouge, podobno jeden właściciel, różne kuchnie. W jednej z tych restauracji trafiłam na najbardziej smakowite jedzenie z różnych zakątków świata. Oczywiście był to szwedzki stół z daniami opisanymi według pochodzenia. Na tym stole znalazłam najwięcej wegańskich opcji.
Warzywa w cieście, chlebki naan, dahl, warzywa w curry, batatowe frytki bardzo pikantne i tym podobne. Niestety co do zawartości masła w dahl lub chlebkach nie mogłam dostać jednoznacznej odpowiedzi. W każdej knajpie zapewniano mnie, że nie ma tam jajek, masła ani mleka. Pozostało mi tylko zaufać lokalnym kelnerom. Jako, iż byłam z ludźmi mówiącym w języku bengalskim łatwiej było mi wytłumaczyć co jem a czego nie i mam nadzieję, że wszystko
jednak było wegańskie. W kuchni koreańskiej dostałam przepyszne, cieniutkie plasterki z marchewki i rzodkiewki obtoczone w cieście, smażone na głębokim oleju, do tego przepyszny ogórek, kapusta kimczi, kiełki o dziwnym smaku orzechowym, trawa coś jak cytrynowa i pewnego rodzaju rzodkiew.
Wielu rzeczy nie byłam w stanie rozpoznać bo u nas po prostu nie istnieją. Danie główne to zawsze ryż, w każdej tutejszej kuchni. Ryż na sucho, ryż prażony, ryż z warzywami.
Czwartego dnia wymiękłam i zamówiłam ziemniaki. Bengalczycy podobnie jak Chińczycy zamawiają bardzo dużo potraw, zaczynają od przekąsek, potem danie główne a na koniec deser. Nie widziałam tylu mężczyzn w Polsce zajadających się słodyczami jak bengalczycy. Taki sposób jedzenia jest nie dla mnie. Zazwyczaj jadam dwa dania na obiad i coś małego na kolację, po tej podróży przytyłam 5kg. Czułam się
przepełniona wszystkimi tymi potrawami, przesiąknięta przyprawami, odwodniona, mimo picia sporej ilości wody.
Na dłuższą metę ta kuchnia jest zbyt podobna w smaku. Jednak pełna owoców i warzyw. Lokalne mango to naprawdę jedno z najlepszych jakie w życiu jadłam. Niestety większość owoców jest importowana, to samo tyczy się alkoholi i napojów typu coca cola czy sprite. Smutna rzeczywistość Jak oceniam pobyt w Bangladeszu? Jako przytłaczający. Nie rozumiem jak można chcieć przyjechać tu w celach turystycznych, oczywiście nie widziałam tych najpiękniejszych miejsc z wodą i palmami, jednak to co widziałam po drodze mnie przytłoczyło.
Bieda i brud w kontraście z uzbrojoną po zęby policja, wojskiem i wielkimi budynkami rządowymi. Każda z poznanych tam osób opowiadała o korupcji rządu, o tym jak to wygodnie jest utrzymywać biedę bo jak wiadomo niewykształconych i głodnych ludzi łatwiej manipulować. Dochodzi do takich sytuacji, że można bez problemu zlecić zabicie kogoś na
życzenie. Ludzie są tak biedni, że za pieniądze zrobią wszystko. Najczęstszym ich zadaniem są drobne prace rzemieślnicze, od zszywania butów, fryzjerstwa, wyrabiania produktów z drewna po budowanie ulicy, często bez wielu podstawowych narzędzi, często w towarzystwie dzieci. W całej Dhace przeprowadzane były roboty drogowe, wszystko było wykonywane za pomocą taniej siły roboczej. Porównując to oraz pracę ludzi w fabrykach stwierdzam, że fabryka jest jednak najlepszym rozwiązaniem. Jest tam czysto, jest dostęp do wody, pomoc medyczna. Mówię oczywiście o tych fabrykach na poziomie, tych ukrytych w najgorszych warunkach nigdy nie widziałam. Architektura Byłam pod wrażeniem wielu budynków, nie mogłam tego za bardzo do niczego porównać. Trochę Afryka Południowa, trochę Barcelona po zbombardowaniu. Miasto wygląda jakby było kiedyś piękne, doznało katastrofy i nikomu nie chciało się już tego odbudować.
Gdzieniegdzie między budynkami przebija się piękna zieleń. Palmy, drzewa owocowe, wszędzie widać zieleń walczącą z ruinami.
Popularne są także wielkie budynki w trakcie budowy lub zupełnie niedokończone. W tych powstają największe squaty na świecie, ludzie biedni wstawiają tam sobie imitacje okien, rozwieszają pranie, dobudowują ściany. Gdzie nie spojrzysz tam widać zamieszkane ruiny. Z drugiej strony, kawałek dalej poza miastem blaszaki, w których robi się wszystko. Od
restauracji, przez sklep, mini fabrykę po mieszkanie. Miliony blaszaków ledwo stojących przy drodze a wszystko to oplecione tysiącem kabli wszelkiego użytku. Mentalność
I tu pojawia się problem bo nie jestem w stanie tego ocenić, pierwsze wrażenie jest takie, że bengalczycy są mili. Ale ja byłam tam w celach służbowych więc w hotelu jak i w biurze wszyscy starali się mnie zadowolić. Codzienne powitanie Good Morning Madame, Yes Madame, przypominało mi czasy kolonizacji brytyjskiej. Jednak już na ulicy można było dostrzec zaciekawione przesadnie a czasem wrogie oczy biednych ludzi. Wielu z nich widząc białą twarz od razu łączy to z zarobkiem. Najbardziej wkurzający są rikszarze, wykrzykujący non stop dziwne słowa. Są bardzo nachalni i często nieprzyjemni, do tego jeżdżą jak wariaci. Co do poruszania się po Dhace to polecam prywatne auto z zaufanym kierowcą.
Jak to powiedział mój znajomy, Dhaka rządzi się prawami dżungli i rzeczywiście tak jest. Od poruszania się autem, po próbę przeżycia za wszelką cenę, dzieci, zwierzęta, dorośli. Każdy walczy o siebie. Czasami lepiej nie patrzeć w bok bo to co widzisz naprawdę boli. Najgorsze odczucie jednak to wszędzie leżące śmieci. Ci ludzie nie wiedzą co to jest śmietnik i po co on
jest. Tam wszystko od lat rzuca się pod nogi, wszystko. W ten sposób mijasz miliony śmieci plastikowych i spożywczych pozostawionych na chodniku. Przejeżdżając obok czujesz kwaśny, duszący zapach. Te śmieci tak sobie leżą i gniją, są pożywieniem dla szczurów i ptaków, często też dzików. Poza miastem wsuwają to kozy i krowy.
W tym miejscu naprawdę traci się wiarę w zmianę świata i rozwój. Pojęcie recykling nie istnieje, w tym miejscu wszystko psuje Ci pomysł na lepsze życie. Jak wysiadłam z samolotu to pomyślałam sobie, że jeżeli istnieje piekło na ziemi to jest ono właśnie w Bangladeszu. Kiedyś myślałam, że Chiny są okropne, dziś widzę ich postęp i zmiany, dziś też wiem, że na zmiany w Bangladeszu trzeba będzie jeszcze bardzo, bardzo długo poczekać. Wracając do meritum czy Bangladesz jest miejscem dobrym dla wegan? Tak jeżeli chodzi o jedzenie, na pewno głodni nie będziecie, jednak to miejsce zostawi wam rysę na psychice, nieodwracalną. Ten świat jest zupełnie inny i rządzi się jednym prawem, kto lepszy, bogatszy i silniejszy ten przeżyje. Zadziwiające jest jednak to, że podobno są to najszczęśliwsi ludzie na świecie. Może dlatego że nie są świadomi co mogą dostać, osiągnąć, zobaczyć poza granicami własnego kawałka chodnika. Bangladesz to kraj pośpiechu, korupcji i niestety biznesu, najczęściej odzieżowego. Najtańsza siła robocza na świecie jest tu, wielu się temu buntuje, jednak bez jakichkolwiek efektów. Dziś doceniam Polskę, mimo tego wszystkiego złego co dzieje się w naszym rządzie, mimo wielu braków i niedociągnięć. W tym kraju mimo wszystko czuje się dobrze i bezpiecznie. Bangladesz na zawsze pozostanie w mojej głowie, jako miejsce, którego odwiedzić już nie chcę. Podziel się: Udostępnij na Twitterze(Otwiera się w nowym oknie) Click to share on Facebook(Otwiera się w nowym oknie) Click to share on Google+(Otwiera się w nowym oknie) Click to share on Pocket(Otwiera się w nowym oknie) Kliknij, aby udostępnić na LinkedIn(Otwiera się w nowym oknie) Więcej Dodaj do ulubionych: Lubię Wczytywanie...