Kinga Gąska. Anna Matuszewska-Rachuta



Podobne dokumenty
Kolejny udany, rodzinny przeszczep w Klinice przy ulicy Grunwaldzkiej w Poznaniu. Mama męża oddała nerkę swojej synowej.

PODRÓŻE - SŁUCHANIE A2

Dzięki ćwiczeniom z panią Suzuki w szkole Hagukumi oraz z moją mamą nauczyłem się komunikować za pomocą pisma. Teraz umiem nawet pisać na komputerze.

FILM - W INFORMACJI TURYSTYCZNEJ (A2 / B1)

Czy na pewno jesteś szczęśliwy?

ERASMUS COVILHA, PORTUGALIA

Z wizytą u Lary koleżanki z wymiany międzyszkolnej r r. Dzień I r.

10 najlepszych zawodów właściciel szkoły tańca

mnw.org.pl/orientujsie

Igor Siódmiak. Moim wychowawcą był Pan Łukasz Kwiatkowski. Lekcji w-f uczył mnie Pan Jacek Lesiuk, więc chętnie uczęszczałem na te lekcje.

Hektor i tajemnice zycia

Moje pierwsze wrażenia z Wielkiej Brytanii

Marcin Budnicki. Do jakiej szkoły uczęszczasz? Na jakim profilu jesteś?

Nowy projekt Leonardo da Vinci w ZSZ Nr 3. "Perspektywy twojej przyszłej kariery zawodowej"

Jak bezrobotny może wyjechać na Wolontariat Europejski? Prześledźmy to na przykładzie:

CZYTANIE B1/B2 W małym europejskim domku (wersja dla studenta) Wywiad z Moniką Richardson ( Świat kobiety nr????, rozmawia Monika Gołąb)

Spotkanie z Jaśkiem Melą

Sprawozdanie z wyjazdu HORSENS DANIA

Zaimki wskazujące - ćwiczenia

145 cm i mniej 146 cm-154 cm 155 cm-164 cm 165 cm-174 cm 175 cm i więcej

Rok Nowa grupa śledcza wznawia przesłuchania profesorów Unii.

Joanna Charms. Domek Niespodzianka

ASERTYWNOŚĆ W RODZINIE JAK ODMAWIAĆ RODZICOM?

Sprawdzian kompetencji trzecioklasisty 2014

Wyjazd na Erasmusa polecam każdemu. Moim zdaniem wynikają z niego same korzyści zaczynając od udowodnienia samemu sobie na ile nas stać, nauczenia

Jesper Juul. Zamiast wychowania O sile relacji z dzieckiem

Andrzej Dobber - jestem spełniony i szczęśliwy

5. W jaki sposób dostałaś/eś się na studia? (Sposób rekrutacji) 6. Czy studia odpowiadają twoim wyobrażeniom o nich? (zadowolenie czy rozczarowanie?

30-dniowe #FajneWyzwanie Naucz się prowadzić Dziennik!

Interesant. Doradca. Przykład krótkiego dialogu poradnictwa z pięcioma etapami 1

POLITYKA SŁUCHANIE I PISANIE (A2) Oto opinie kilku osób na temat polityki i obecnej sytuacji politycznej:

Rozumiem, że prezentem dla pani miał być wspólny wyjazd, tak? Na to wychodzi. A zdarzały się takie wyjazdy?

Wypowiedzi chórzystów Gaudeamus, z anonimowej Ankiety przeprowadzonej w lutym 2017 roku ZACHĘCAM CIĘ

Jestem pewny, że Szymon i Jola. premię. (dostać) (ja) parasol, chyba będzie padać. (wziąć) Czy (ty).. mi pomalować mieszkanie?

Paulina Szawioło. Moim nauczycielem był Jarek Adamowicz, był i jest bardzo dobrym nauczycielem, z którym dobrze się dogadywałam.

Zapoznaj się z opisem trzech sytuacji. Twoim zadaniem będzie odegranie wskazanych ról.

Podsumowanie projektu

W MOJEJ RODZINIE WYWIAD Z OPĄ!!!

Projekt "Seniorzy na wsi"

4. Rozmawiasz z pracodawcą odnośnie Twojej pracy wakacyjnej. Omów: - wynagrodzenie - obowiązki - godziny pracy - umiejętności

Obóz odbywał się od 6 do 28 lipca i z naszej szkoły pojechały na niego dwie uczennice r. (wtorek)

Nasza Kosmiczna Grosikowa Drużyna liczy 77 małych astronautów i aż 8 kapitanów. PYTANIE DLACZEGO? Jesteśmy szkołą wyróżniającą się tym, że w klasach

Podsumowanie projektu

SKALA ZDOLNOŚCI SPECJALNYCH W WERSJI DLA GIMNAZJUM (SZS-G) SZS-G Edyta Charzyńska, Ewa Wysocka, 2015

Podsumowanie projektu

Program wyjazdów integracyjnych dla klas IV


Chwila medytacji na szlaku do Santiago.

Wywiady z pracownikami Poczty Polskiej w Kleczewie

Kwestionariusz stylu komunikacji

NAUKA JAK UCZYĆ SIĘ SKUTECZNIE (A2 / B1)

Celem Alvias jest poprawa warunków pracy polskich Opiekunek. Osób Starszych w Niemczech oraz zwiększenie szans na dobrą i

Człowiek jest wielki nie przez to, co ma, nie przez to, kim jest, lecz przez to, czym dzieli się z innymi Jan Paweł II

REFERENCJE. Instruktor Soul Fitness DAWID CICHOSZ

PL01-KA

Ankieta dla ucznia kandydata na beneficjentów projektu. Europraktyki autostradą do zawodowego sukcesu młodzieży POWERVET PL01-KA

Witaj w Czerwonym Krzyżu!

SZKOLNE KOŁO CARITAS. Gimnazjum nr 17 im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego Prymasa Tysiąclecia w Gdańsku- Zaspie

TRYB ROZKAZUJĄCY A2 / B1 (wersja dla studenta)

Test mocny stron. 1. Lubię myśleć o tym, jak można coś zmienić, ulepszyć. Ani pasuje, ani nie pasuje

LONDYN. Projekt Erasmus Nowoczesny nauczyciel świadomy Europejczyk

R A Z E M. Relacje Aktywność Zabawa Emocje Miejsce. Joanna Matejczuk. Instytut Psychologii Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu

Wioletta Paciorek Mariusz Paciorek Konferencja sprawozdawcza 19 kwietnia 2013 r.

Możesz miksować jak SAM chcesz!

Partnerski Projekt Szkół Comenius: Pilzno i Praga, Podsumowanie ewaluacji - wszystkie szkoły partnerskie

Friedrichshafen Wjazd pełen miłych niespodzianek

Kurs online JAK ZOSTAĆ MAMĄ MOCY

AUDIO / VIDEO (A 2 / B1 ) (wersja dla studenta) ROZMOWY PANI DOMU ROBERT KUDELSKI ( Pani domu, nr )

Partnerski Projekt Szkół Comenius, Münster i Bremerhaven, 3-8 X Podsumowanie ewaluacji - wszystkie szkoły partnerskie

Europejscy zawodowcy w Portugalii 2-23 marca 2019

Wizyta w Gazecie Krakowskiej

SPRAWOZDANIE Z POBYTU W HISZPANII (PROGRAMU ERASMUS+)

Podsumowanie projektu. Dobry zawód otwiera drzwi do Europy PL01-KA

Portfolio Plan daltoński Gr I

BURSZTYNOWY SEN. ALEKSANDRA ADAMCZYK, 12 lat

"Dwójeczka 14" Numer 15 04/17 PROJEKTU

zdecydowanie tak do większości zajęć do wszystkich zajęć zdecydowanie tak do większości do wszystkich do wszystkich do większości zdecydowanie tak

PLYMOUTH raj Wielkiej Brytanii

Irena Sidor-Rangełow. Mnożenie i dzielenie do 100: Tabliczka mnożenia w jednym palcu

10 SEKRETÓW NAJLEPSZYCH OJCÓW 1. OKAZUJ SZACUNEK MATCE SWOICH DZIECI 2. DAJ DZIECIOM SWÓJ CZAS

Sytuacja zawodowa pracujących osób niepełnosprawnych

SPOSOBY NA DOBRY POCZĄTEK ROKU SZKOLNEGO

Mimo, że wszyscy oczekują, że przestanę pić i źle się czuję z tą presją to całkowicie akceptuje siebie i swoje decyzje

PONIEDZIAŁEK, 11 marca 2013

w obradach. Na zdjęciu Michał Toruński w trakcie wygłaszania rezolucji

OKOLICZNOŚCIOWE WYDANIE GAZETKI SZKOLNEJ KLASY III PUBLICZNEJ SZKOŁY PODSTAWOWEJ IM. ARMII KRAJOWEJ

Skala Postaw Twórczych i Odtwórczych dla gimnazjum

SPRAWOZDANIE Z KURSU METODYCZNO- JĘZYKOWEGO W WIELKIEJ BRYTANII

ODKRYWCZE STUDIUM BIBLIJNE

WYNIKI ANKIETY EWALUCYJNEJ DLA UCZNIÓW NA TEMAT REALIZACJI PROJEKTU COMENIUS W ZESPOLE SZKÓŁ IM. PIOTRA WYSOCKIEGO

SPRAWOZDANIE Z POBYTU NA PRAKTYKACH ZAGRANICZNYCH W FIRMIE RAMBOLL W HELSINKACH W RAMACH PROGRAMU ERASMUS

Working holiday Kreta 2013

WARSZTATY pociag j do jezyka j. dzień 1

Zajęcia grupowe w hospicjum Martin House

Uprzejmie prosimy o podanie źródła i autorów w razie cytowania.

Jaki jest Twój ulubiony dzień tygodnia? Czy wiesz jaki dzień tygodnia najbardziej lubią Twoi bliscy?

Poniższe pytania dotyczą różnych spraw związanych z korzystaniem z mediów i urządzeń cyfrowych, w tym komputerów stacjonarnych, laptopów, notebooków,

Copyright 2015 Monika Górska

DZIAŁANIA PROMUJĄCE POSTAWY PROEKOLOGICZNE W NASZYM PRZEDSZKOLU

Transkrypt:

Anna Matuszewska-Rachuta Kinga Gąska Anna: Jestem wolontariuszem w Centrum Inicjatyw Senioralnych. Oni się opiekują różnymi klubami. Wyszukują te już działające i inicjują różne wydarzenia, by poszerzyć ich oferty. Organizowane są wieczorki taneczne, kursy języka, targi dla seniorów, propagują zdrowe życie, wydają broszury pomagające przy różnych dolegliwościach, np. jak trenować pamięć. Kinga: Ja bardziej podróżuję dzięki książkom. W zależności od doboru literatury można w pewien sposób zwiedzić cały świat, nie ruszając się ze swojego fotela. A co ciekawe, poznać też drugiego człowieka. Akt czytania jest czasami dla mnie takim wejściem w cudze życie, problemy, pomysły, pasje. To bardzo dużo daje. Studia Anna: Moje doświadczenie studenckości wiążę się z pobytem za granicą. Skończyłam technikum chemiczne i wyjechałam na staż do Sosnowca. Na polskim rynku zaczęły pojawiać się nowe włókna syntetyczne, które musiały być w odpowiednich warunkach prane, prasowane i farbowane. Brakowało wykwalifikowanych fachowców. Ambitnie podchodziłam do obowiązków w zakładzie włókienniczym, dlatego tamtejszy dyrektor zaproponował mi podjęcie studiów w byłych DDR. W Polsce włókiennictwo raczkowało, jeśli chodzi o sztuczne tkaniny. Brakowało procesów wykańczania i konserwacji nowych włókien. Zdałam egzamin na Politechnice Warszawskiej, później odbyłam kurs przygotowawczy w Warszawie. Częściowo językowy, częściowo bardzo polityczny. Władzom zależało na wyrobieniu odpowiedniej świadomości w wyjeżdżającej młodzieży. Jeśli chciało się skorzystać z możliwości nauki w innym kraju, trzeba było przez to przejść. Następnie odbyłam trzymiesięczny kurs językowy w Instytucie Herdera w Lipsku. Zakwaterowano mnie w akademiku, gdzie mieszkała młodzież z różnych krajów. Przede wszystkim bardzo dobrze wpłynęło to na moją mentalność. Do tej pory byłam zamknięta w obszarze rosyjskojęzycznej Europy, a nagle zetknęłam się z państwami afrykańskimi, Algierią, Wietnamem. Wówczas bardzo się zmieniłam i od tego czasu jestem, tak jak teraz młodzież mówi, europejska. Dodatkowo przed pierwszym rokiem studiów pojechałam na miesiąc do Londynu na zaproszenie 169

Gdyby młodość wiedziała gdyby starość mogła cioci. Udało mi się zobaczyć, jak żyją wielonarodowościowe kraje. Mogłam otworzyć się na normalne życie. Człowiek był taki zahukany, zamknięty w sobie. Studia były też bardzo przydatne, ponieważ skupiały się na praktyce. Mieliśmy zadawanych mnóstwo samodzielnych prac. Po zajęciach teoretycznych wysyłano nas na miesięczne praktyki. Byłam w Dreźnie, Berlinie, Erfurcie. Robiłam staż w pralni miejskiej, obok której znajdował się zakład psychiatryczny. Pacjenci byli zatrudniani do pracy właśnie przez tę pralnię. To było dla mnie nowe doświadczenie. Przyjrzenie się z bliska terapii poprzez pracę, a jednocześnie wyrobienie poczucia obowiązku, szacunku do starszych. Bardzo mi się to podobało. Każdy tam dostawał wędkę, ale nie gotową rybę. Praktyki pobudzały mnie do odpowiedzialnej pracy nad sobą. Poszerzały także perspektywę, ponieważ pozwalały wyjść poza ramy swojego zawodu. Zawsze staraliśmy się być jak najdalej od problemów politycznych. Cieszyliśmy się z możliwości wyjazdu, zdobywania nowych umiejętności i nauki. Mimo że panował duży reżim, okres studiów wspominam bardzo dobrze. Oczywiście były pewne niesnaski. Na 1 maja musieliśmy paradować w pochodzie z jakimś szyldem: studenci obcokrajowcy, nieść swoje flagi i szturmówki. Zapytałam się, czy mogę nieść polską flagę zamiast szturmówki. Nie udzielono mi odpowiedzi, ale na najbliższych zajęciach w laboratorium dostałam taką analizę do zrobienia, że wszyscy wyszli o drugiej, a ja siedziałam do siódmej. Polityka przekładała się na życie codzienne. Kolejny epizod, który mnie zbulwersował: studenci idą na prace społeczne. Wyobrażałam sobie, że dostaniemy coś, co pozwoli nam się wykazać. Przychodzimy na miejsce, a tu wyrywanie lebiody prawie tak wielkiej jak my, mającej około 120 cm. Gdy spytałam, czy nie można dla nas znaleźć bardziej intelektualnego zajęcia, to znowu dostałam taką analizę i mycie szkła w laboratorium, tak że na drugi raz nie odważyłam się już zapytać. Były to dla nas sytuacje niełatwe, ale my się tym nie przejmowaliśmy. Polak na ogół sobie wszędzie radzi, nie byliśmy najgorsi, znajdowaliśmy się w pozytywnej grupie studentów. Mieliśmy rozsądnego opiekuna. Po powrocie zauważyłam, jaki to jest duży plus dla młodego człowieka, gdy znajduje się w różnych innych, nieraz trudnych sytuacjach. Zdziwiłam się, że polski student tego nie wie, tamtego nie słyszał, ale zapewne miał więcej politycznych przeżyć. Mnie studia przygotowały do pracy, pozwoliły też nabyć szereg umiejętności potrzebnych w życiu. W Niemczech stawiano na praktykę. Nawet pozwalano przynieść wszystkie materiały na egzamin, tylko szybko trzeba było umieć się pośród nich odnaleźć. 170

Anna Kinga Nie mieliśmy czasu tęsknić. W Dreźnie byli Polacy. Gdy pojechałam do Niemiec, moja siostra zdała maturę i nie dostała się na psychologię. Dlatego załatwiłam jej pracę w pralni, w której miałam kiedyś staż. Poszłam do akademika Wyższej Szkoły Technicznej w Dreźnie i poprosiłam Polaków, żeby zajmowali się moją siostrą. Zarobiła sobie niezłe pieniądze, była ambitna, nauczyła się języka. W akademiku był też Węgier, który bardzo sympatyzował z Polakami ze względu na wojenne przeżycia swojego ojca i on powiedział: Ja się nią zajmę. Dzisiaj są już od 40 lat małżeństwem. Nauczyłam się samodzielności. Pisałam listy do ojca, ale przecież list wtedy dochodził do adresata po dwóch tygodniach. Gdy byłam chora, nie było sensu nawet martwić rodziny, bo zanim oni by się o tym dowiedzieli, ja zdążyłabym już wyzdrowieć. Gotowałyśmy bigos i jechaliśmy na weekend w góry czy do Szwajcarii Saksońskiej. Nie było to tak łatwe przedsięwzięcie jak teraz, ale noclegi zawsze załatwialiśmy i wyruszaliśmy w podróż. To było takie ambitne. Czasami jechaliśmy z kiełbasą, innym razem coś upiekłyśmy. Całe weekendy tam spędzaliśmy. To było poznawanie siebie, ale też świata. Robiliśmy ogniska, ktoś przygotował szlak do wędrówki. A wszystko to bardzo kulturalnie, bez ekscesów. A to, co do dzisiaj mi zostało, to przekonanie, że trzeba się do wszystkiego włączyć. Bo czekać i otrzymywać, to jest najprostsze. Jestem przekonana, że człowiek jest do tego stworzony, by nie tylko brać, ale też dawać. Był na przykład w Niemczech jeden bardzo życzliwy wykładowca, miał trójkę dzieci. Zawsze mogłam przyjść na obiad czy kolację. Ja teraz też tak robię. Jeśli człowiek żyje sam, jest nieotwarty na innych. Nie poznaje ciekawych osób i nie ma skali porównawczej. Kinga: Myślę, że mimo wielu możliwości kontaktu z ludźmi, telefonów komórkowych, komunikatorów, portali społecznościowych, teraz zdarza się dość często taki rodzaj zamknięcia, o jakim Pani mówi. Wiele osób jest zabieganych, zaaferowanych swoimi sprawami. Pozornie mamy tyle sposobności, a w rzeczywistości ograniczamy się do wymiany komunikatów. A tego nie nazwałabym tak naprawdę rozmową. Anna: Dokładnie. Człowiek jest wtedy ubogi. Kontakty z ludźmi dużo dają. Podczas studiów byłam na międzynarodowym obozie studenckim. To był taki dziwny czas w DDR. Zgłosiłam się na listę, ale chciałam, żeby moja siostra jechała ze mną. Bardzo się ucieszyła, chociaż studiowała konstrukcje górnicze we Wrocławiu na Politechnice i mało znała niemiecki, nadrabiała znajomością rosyjskiego. Zawiadomiłam ją, że określonego dnia ma przyjechać do mnie do 171

Gdyby młodość wiedziała gdyby starość mogła Cottbus. Ona wsiadła we Wrocławiu w pociąg i dojechała. Wyjechałam po nią, czekam w Cottbus na dworcu, pociąg z Polski przyjechał, a jej nie ma. Studiowałam w Forst. To takie włókiennicze miasto, gdzie Niemcy zburzyli przejście graniczne. Wróciłam do akademika w Forst i poszłam spać. Pomyślałam, że muszę się z nią skontaktować, a wtedy to nie było takie proste. A tu nagle dzwoni policjant: No my dzwonimy do Pani, bo Pani siostra jest na następnej stacji. Ja każę mu powtórzyć, co powiedział i tłumaczę, że jedziemy razem na obóz następnego dnia. Na co policjanci stwierdzili, że ją do mnie przywiozą. I faktycznie, posadzili ją na motor i przywieźli do akademika. Ona nie bardzo znała niemiecki, więc musiałam im wszystko wytłumaczyć. Szczęśliwie udało nam się pojechać na obóz. To były takie prawdziwe wakacje. Przebywaliśmy w dobrych warunkach, integrowaliśmy się. Byli studenci z socjalistycznych państw: Kubańczycy, Wietnamczycy, Węgrzy, Czechosłowacy, Rosjanie, Polacy, osoby z krajów afrykańskich. Młodzież była bardzo sympatyczna. Mówiło się po angielsku, niemiecku, rosyjsku, co kto umiał i jak kto umiał, a wszyscy się dogadywali. Dla mnie to było już w miarę normalnie, ale moją siostrę z początku zaskoczyła mnogość różnych narodów i sposób porozumiewania się między obcokrajowcami. A wszystko to było bardzo kulturalnie, grzecznie, miło, po prostu wakacyjnie. Siostra któregoś dnia siedziała na plaży i narzekała, że się nudzi. Dołączyli do nie jacyś chłopcy, a ona im mówi, że jest jej nudno. Przyszli do mnie zmartwieni, ponieważ nie wiedzieli, co słowo nudno oznacza. Gdy im wytłumaczyłam, od razu poszli do niej i wymyślili jakieś ciekawe zajęcie. Szło się na spacer, zwiedzało okolicę, wyjeżdżało gdzieś. Myślę, że też to był jakiś przełom w jej życiu. Zauważenie, że świat tak naprawdę jest otwarty, a młodzież jest wszędzie młodzieżą, o tej samej mentalności, tylko obcojęzyczną. To jej bardzo dużo dało. Choć były to ciężkie czasy z uwagi na polityczny reżim, staraliśmy się po prostu żyć swoim życiem. Wiedzieliśmy, po co przyjechaliśmy do Niemiec. Mieliśmy szansę poznać kulturę, muzykę. Do tej pory wspominam przepiękne koncerty w Dreźnie, Hale, Lipsku. Muzyka niemieckich kompozytorów, dodatkowo w ich starannym wykonaniu, to rewelacja. Niemcy są krajem wartym zwiedzenia. Obóz miał charakter raczej wypoczynkowy. Każdy sam sobie organizował swój czas wolny. Tam kładzie się nacisk na pracę społeczną wszelkiego rodzaju i ja się tego nauczyłam. Na obozie też tak robiliśmy, jednego dnia poszliśmy śpiewać, drugiego dnia Węgrzy tańczyli, trzeciego dnia siedzieliśmy przy ognisku. Razem szlifowaliśmy język. Poznawaliśmy inne kultury, uczyli- 172

Anna Kinga śmy się tolerancji wobec różnych wierzeń, tradycji, zwyczajów. Miałam nawet sympatię z Egiptu. Kinga: Gdy tak Pani opowiada, to ta studenckość bardzo się łączy z moją. Podczas spotkań państwo z klubu opowiadali, że spotykali się razem, w jakiś sposób skupiali, mieli wspólne przeżycie pokoleniowe. Wydaje mi się, że teraz tak nie jest. Studiuję filologię polską, więc my skupiamy się na wydarzeniach kulturalnych i literackich. Jeśli odbywa się Festiwal Poznań Poetów, wówczas idziemy na spotkania, wydarzenia mu towarzyszące. Poezja i poloniści to jest w pewien sposób równoznaczne. Gdy ktoś od nas organizuje wieczór literacki, zawsze pojawią się ludzie z roku. Jeśli znajomi tworzą festiwal literacki, wtedy idziemy, chociażby na chwilę. Trudniej jest jednak zorganizować zwykłe wyjście, które przyciągnęłoby dużą liczbę osób, do tego mało sobie znanych. Nie mamy grup dziekańskich, więc to też działa na cały rok trochę dezintegrująco. Zapisujemy się indywidualnie na każde zajęcia. Z jednej strony spotykamy się z dużą liczbą osób na różnych przedmiotach, ale z drugiej też często po prostu wzajemnie się mijamy. A wspólne, poznańskie miejsca? Mam wrażenie, że to sprawa poboczna, ważniejsi są zawsze ludzie, którzy gdzieś akurat idą. Mamy jeden, dwa puby, gdzie bardzo często można nas spotkać. To sprawa w pierwszej kolejności raczej prozaiczna bliskość od uczelni, dopiero w drugiej to już przyzwyczajenie i pewnie powoli kształtujący się sentyment. Dlaczego wybrałam taki kierunek? Przez pasję. To był niczym i przez nikogo niewymuszony mój wolny wybór. Myślę, że dobry. Wiadomo, każdy ma swoje chwile zwątpienia, zniechęcenia, ale kiedy mijają, okazuje się, że jest się na właściwej drodze. Studiowanie dla mnie to przede wszystkim przygoda, ale też i możliwość. Moment, kiedy można sięgnąć po teksty, na które samodzielnie by się nie wpadło, zrozumieć te, które w innej sytuacji szybko by znużyły i wreszcie, chwila na sprecyzowanie swoich zainteresowań, połączona jednak ciągle z szukaniem. Wciąż ma się możliwość skorygować decyzję i rozpocząć poszukiwania od nowa. To także dobry czas na sprawdzenie samego siebie. Nie tylko na uczelni, ale także w przyszłym miejscu pracy czy zawodzie. Przy odrobinie chęci można dostać się na staż lub praktyki do różnych instytucji. Zobaczyć, jak funkcjonują i zdecydować, czy na pewno do nich pasujemy i jaki zawód chcielibyśmy wykonywać po studiach. Nie zawsze wyobrażenia przystają do zastanej rzeczywistości, dlatego ta możliwość próby jest tak ważna. A co istotne, często dokonywana w cieplarnianych warunkach, bo zawsze można się wycofać i nie stracić zbyt wiele na tym. 173

Gdyby młodość wiedziała gdyby starość mogła Wolontariat Anna: Wpływ niemieckiej staranności i odpowiedzialność za wykonywane obowiązki rzutuje na mnie do dziś. Jeśli się czegoś podejmowałam, musiałam w pełni się w to zaangażować. Może właśnie przez tę potrzebę włączenia się, całe życie brałam udział w przeróżnych akcjach pomocowych, czy to Caritas czy OPS (Ośrodek Pomocy Społecznej). Przez dłuższy czas prowadziłam socjoterapeutyczną świetlicę dla dzieci. Zgłaszano tam dzieci, które miały rodziców niewydolnych wychowawczo, uczniów, potrzebujących psychologicznego wsparcia, przeżywających patologie rodzinne. Co ciekawe, z własnej woli przychodziły do nas dzieci zapracowanych rodziców, które same chciały uczestniczyć w tych zajęciach. Po prostu potrzebowały zainteresowania ze strony dorosłego, nie chciały korzystać w pełni ze swobody pozostawianej im przez zajętych zawodowo rodziców. Ta świetlica działa w dalszym ciągu. Ja spędziłam tam 10 lat. Pomagałam w niemieckim i matematyce. Pomagałam na koniec roku wyciągnąć lepsze oceny, uniknąć powtarzania klasy. Oczywiście, to była praca nieodpłatna. Rodzice, których było stać, załatwiali najlepszych fachowców. A tym, których nie było stać, trudno było się do tego przyznać. Dlatego najczęściej te dzieci same do mnie przychodziły. I sprawiało mi to naprawdę wielką satysfakcję, kiedy wracały i chwaliły się swoimi poprawionymi ocenami. Z drugiej stroną chodziłam do PKPS (Polski Komitet Pomocy Społecznej), tam organizowano akcje pomocy ludziom biednym. Zajmowaliśmy się np. wydawaniem artykułów spożywczych. Obecnie jestem opiekunem prawnym 36-letniej pani w Śremie. Jeżdżę do niej, odwiedzam, rozmawiamy, kontroluję też wydatki, jakie są czynione na jej rzecz, napływające pieniądze, załatwiam sprawy z jej lekarzem, ponieważ jest mocno chora. Ale przede wszystkim, gdy tam jadę, po prostu jestem z nią. To takie poczucie bycia z drugim człowiekiem, przyjazną duszą. Można porozmawiać, zobaczyć coś nowego, pomóc. Jedną z najpiękniejszych chwil w moim życiu był moment adoptowania córki. Monika ma dwóch braci. Zdecydowałam, że będzie mieć kontakt ze swoją rodziną. Dlatego naturalne było, że musiałam ich wspierać. W rzeczach ważniejszych, takich jak zmotywowanie do pójścia określoną drogą, wykorzystania swoich umiejętności. To są bardzo zdolni chłopcy, ktoś ich jednak musiał zmotywować. Pomagałam też w rzeczach przyziemnych, takich jak kupienie nowych butów, podesłanie jedzenia. I jak już mówiłam, duża pomoc psychiczna, długie rozmowy i jeszcze raz rozmowy. 174

Anna Kinga Kinga: Oczywiście mam o wiele mniej doświadczeń związanych z wolontariatem. Jednymi z pierwszych były wizyty w hospicjum z kółkiem muzycznym. Dzieliliśmy się na kilkuosobowe grupy, odwiedzaliśmy każdy pokój i graliśmy na fletach. Często chodziliśmy przed świętami grać kolędy, pojawialiśmy się na wiosnę z przygotowanymi przez naszą opiekunkę piosenkami. Tego nie można nazwać takim prawdziwym przebywaniem z drugim człowiekiem. Mieliśmy mało czasu, tylko wchodziliśmy do pokoju, graliśmy, zamieniliśmy parę słów i szliśmy do kolejnej sali. Może wydawać się to dość powierzchowne, ale ku naszemu zaskoczeniu byliśmy bardzo dobrze przyjęci. Panie niejednokrotnie miały łzy w oczach. Nawet bardzo chore osoby i wyraźnie cierpiące, mówiły, że im nie przeszkadzamy i chcą nas posłuchać. A przecież czasami jest tak, że zdrowy człowiek nie ma zamiaru marnować czasu na grupę młodzieży z piszczałkami. W mojej okolicy jest też szkoła specjalna. Organizowaliśmy przedstawienie, szliśmy tam, a po występie siadaliśmy przy jednym stole i rozmawialiśmy. Takie chwile wyzwalały wiele pozytywnych emocji. Z kolei w liceum jeździliśmy do domu dziecka, wystawialiśmy jasełka, przywoziliśmy paczki zbieraliśmy zeszyty, maskotki, zabawki. Moja wychowawczyni czuwała nad tą akcją. Wtedy tak naprawdę można było docenić, w jak dobrej sytuacji się znajdujemy. Nie tyle w sensie materialnym, ale przede wszystkim mówię tu o rodzinie. Anna: Nasze życie jest na tyle krótkie, że nie można widzieć tylko i wyłącznie czubka własnego nosa. Myślę, że gdybyśmy sobie wzajemnie nie pomogli, to byłoby ciężko. Akcje pomocowe uważam za normalne, tak jest w życiu. Ciągle gdzieś coś robiłam. Byłam niedawno na spotkaniu z moimi pracownikami i wspominali sytuację, kiedy jeden z pracowników przyszedł do pracy nietrzeźwy. Ja byłam kierownikiem i wiedziałam, że miał dwoje małych dzieci. Kompletnie już zdążyłam zapomnieć o tej sytuacji, przypomniano ją dopiero na tym spotkaniu. Więc podobno wzięłam go do biura i wyjaśniłam, że on ma rodzinę, dzieci, że musi im zapewnić byt. I kazałam mu iść do domu i przemyśleć to. Ten mężczyzna od tej pory chodził regularnie do pracy. Moi pracownicy podsumowali tę historię słowami: Pani mu otworzyła oczy. Pozostaje się tylko cieszyć z takich momentów. Kinga: Ma Pani rację. Chyba ciężko porównać satysfakcję, jaką odczuwa się, kiedy widzimy pozytywne skutki naszych działań, z jakimkolwiek innym uczuciem. Mam podobne doświadczenie przy rówieśniczych relacjach związanych z nauką. W młodszych klasach zbieraliśmy się wspólnie: osoby, którym lepiej szła nauka i ci, którym sprawiała duże trudności i staraliśmy się pewne sprawy wyjaśnić, 175

Gdyby młodość wiedziała gdyby starość mogła nadrobić zaległości, przygotować do zbliżającego się sprawdzianu, poprawić oceny. Co ciekawe, korzystały na tym obydwie strony. Słabsi nadrabiali materiał, a ci, którzy sobie z nim radzili, dzięki tłumaczeniu innej osobie, konieczności przystępnego wyjaśnienia danego zagadnienia, utrwalali swoją wiedzę. To była też doskonała nauka spojrzenia na jeden problem z wielu różnych stron. Teraz zdarza się, że pomagam przy pracach maturalnych. Ale nigdy nie piszę za kogoś pracy, tylko wspólnie zastanawiamy się nad tematem, podsuwam lektury czy opracowania. Czytam, co ktoś przygotował, dodaję swoje uwagi, naprowadzam, podaję przykładowe pytania, myślę o zagadnieniach, które mogą być poruszone na prezentacji. Widzę, że ktoś naprawdę pracuje i chce to zrobić dla siebie, a czasami naprawdę zainteresuje się swoim tematem. A później, gdy ta osoba zdobędzie dużą ilość punktów, dobrze wypadnie przed komisją, odczuwam swego rodzaju dumę. Anna: Myślę, że podejmowanie działalności związanej z wolontariatem wiąże się z indywidualnymi predyspozycjami. Dla mnie sensem życia jest robienie czegoś. Trzeba dobrze zorganizować swój czas i mieć dobre chęci. Jeśli jest ktoś otwarty na drugiego człowieka, zdąży zrobić wszystko. Znajdzie czas na wyjście, pomoc czy miłe słowo. Pasja Anna: Nigdy nie miałam pieniędzy na rozwinięcie pasji, które ich wymagały. Zawsze poszukiwałam i chwytałam się różnych małych i średnich przedsięwzięć. Zaczynałam od należenia do szkolnego chóru. Nauczyciel był bardzo wymagający, mieliśmy fantastyczny repertuar i zajmowaliśmy wysokie miejsca w województwie wrocławskim. Moją wielką pasją w latach szkolnych był teatr. Oglądałam wszystkie przedstawienia w Teatrze Bytomskim. Przeważnie jechałam sama, oglądałam każdą nowość. Moje koleżanki raczej chodziły na dyskoteki, ja wolałam chodzić na koncerty. W technikum mieliśmy przygotowanie do odbioru muzyki poważnej, co bardzo mi się przydało. Swego czasu zbierałam znaczki. Były tak piękne, pojawiały się różne serie: zwierzęta, polityczne, rocznicowe. Wymienialiśmy się nimi. Kolejną moją pasją stały się piesze wędrówki. PTTK miejski organizował przechadzki niedzielne. Szło się 6 7 km, a w międzyczasie zatrzymywało się na przykład u jakiegoś gospodarza na mleko, uczestniczono w mszy świętej. Tak bardzo spodobały mi się te wycieczki, że zaangażowałam się w dłuższe wyprawy. Jednego dnia pokonywaliśmy nawet do 25 km. Poznałam tam bardzo 176

Anna Kinga miłe koleżanki, z którymi nadal mam kontakt. Sprzyjający klimat, pogoda, ludzie, piękny krajobraz. I tak się szło. Pan Łęcki, były wojewoda, opracował przewodniki po Wielkopolsce i właśnie z nich korzystaliśmy. Były tam dokładnie opisane szlaki. Spotkałam wielu ciekawych ludzi podczas tych wypraw. Każdy miał inny zawód, odrębne doświadczenie życiowe. Przeważali starsi, my byłyśmy zazwyczaj najmłodsze. Strasznie mi to było potrzebne, mieszkałam w bloku. Tyle czasu na świeżym powietrzu, wysiłek fizyczny, dostarczały mi niesamowitej energii. Zostałam nawet pilotem wycieczek zagranicznych. Zrobiłam kurs, zdałam egzamin i dostałam zaświadczenie, dzięki któremu mogłam pilotować podróże. Cały urlop przeznaczałam na wyjazdy. Bo równolegle pracowałam w zakładzie chemicznym i uczyłam w technikum chemicznym. Dzięki temu zwiedzałam wschodnią Europę. Jeździłam też do Malme, Wiednia i Berlina. Trzeba pamiętać, że to były specyficzne czasy. Dla wielu turystyka była tylko szyldem, a w rzeczywistości to raczej wyprawami handlowymi można było nazwać. Ja zwyczajnie nie potrafiłam handlować. Raz mąż mnie namówił. Więc po rozmowach ze znajomymi, kupiłam polecane przez nich towary: jakiś kryształ i męskie skórzane rękawiczki. I przyjechałam z tym z powrotem do Polski. Po prostu nie miałam do tego smykałki ani chęci. Pojeździłam po Węgrzech, Czechosłowacji, Rumunii. Byłam nad Morzem Czarnym, często w DDR i ZSRR. Odwiedziłam zakaukaskie nadbałtyckie republiki. Zwiedziłam Moskwę, Ukrainę. To był okres intensywnej pracy, ale nie byłam zmęczona. Bardzo to lubiłam. Pieniądze były małe, chodziło mi bardziej o możliwość wyjazdu. Pozwalało mi to w pewien sposób oderwać się od codzienności. Były też momenty na swój sposób tragiczne. Podróżowaliśmy Heweliuszem. Dla mnie było to dość stresujące. Nie mówiono nam, gdzie są szalupy i kamizelki ratunkowe. Wchodziłam z ludźmi na prom, rozkwaterowywałam ich, ostatnia kładłam się spać. Rano budziłam wszystkich na śniadanie i wysiadaliśmy. Bardzo przeżywałam tę podróż, odpowiedzialność za tyle osób. Nie wiem, dlaczego pojawiło się we mnie koszmarne pytanie, czy to nie ostatni raz kładziemy się spać. Jednak szczęśliwie udawało nam się dopłynąć. A później jak grom z jasnego nieba spadła na mnie informacja, że prom zatonął. Co było najtrudniejsze w tej pracy? Odpowiedzialność za ludzi. To trochę ciąży pilotowi wycieczki. Każdy jest trochę inny mentalnie, do każdego trzeba inaczej podejść, to często ludzie dorośli, ale jest się za nich odpowiedzialnym. 177

Gdyby młodość wiedziała gdyby starość mogła Niemniej, dawało mi to dużą satysfakcję. Dwa razy byłam też w Anglii. Kupiłam przewodnik w języku niemieckim i sama chodziłam 3 tygodnie po Londynie. Kiedy wracałam do kraju, znajomi mało się interesowali moimi wyprawami. Wtedy ludzie rzadko wyjeżdżali, nikt o tym nie myślał. Dlatego nie miałam za bardzo komu opowiadać swoich wrażeń po podróżach. Już prywatnie, za własne pieniądze, pojechałam do republik azjatyckich: Uzbekistanu, Tadżykistanu i Kirgizji. To był najpiękniejszy wyjazd. Kupiłam nawet zestaw kawowy, który przetrwał 12 przelotów samolotem! Czasami ludzie się dziwią, dlaczego byłam w takich miejscach, a nie zwiedziłam Paryża, Rzymu. Odpowiadam zawsze, że cywilizacja jest cywilizacją. A z moich podróży wyniosłam niezapomniane przeżycia. Lubiłam też jeździć w Tatry. Jest tam Rusinowa Polana. To prywatna własność gaździny Kobylarczyk, którą wszyscy nazywali Babką. Wszystkie tereny wokół zostały wykwaterowane, a ona nie chciała opuścić swojej własności. Miała szałas, w którym mieszkała całe lato. Ona spała po lewej stronie, a po prawej był salonik dla gości. Kiedyś w to miejsce spędzano owce. Niżej jest kaplica. Ksiądz zawsze czekał na Babkę, którą my musieliśmy sprowadzać do tego kościółka. Dopiero kiedy była na miejscu, ksiądz rozpoczynał mszę. Przychodziło wielu studentów. Wspominam te wyprawy jako chwile pełne przeżyć. Pewnego razu patrzę, a tu młoda para idzie. Dziewczyna ma welon, bukiet, spodnie, buty, jest ubrana jak turystka i idzie pod rękę ze swoim mężem. Tatry to taki mój konik. W Poznaniu, kiedy rozpoczęłam już pracę, weszłam w grono absolwentów, byłych studentów z Duszpasterstwa Akademickiego. Udzielałam się też społecznie. Nie należałam do partii jako jedyna kierowniczka. Dlatego organizowałam akademię pierwszomajową. Układałam program artystyczny, potem kawa, pączek. Młodzież się angażowała, ludzie z zakładu przychodzili, oglądali, potem siadali wspólnie i nawet przeżywali te chwile. To było bardzo sympatyczne. Kiedyś dyrektor zapytał mnie, co dzisiaj robię. Ja odpowiedziałam, a on na to: Ale wszystko Pani na raz i dzisiaj robi?. Ja, że tak, bo to musi być dzisiaj zrobione. Bardzo lubiłam organizować. Mam też typowo babskie zainteresowania: wyszywam, szyję, robię na drutach. Teraz myślę o kursie plastycznym. Kinga: I to kolejny dowód na chęć aktywnego włączenia się. Anna: Ale to trzeba tak. Jestem wolontariuszem w Centrum Inicjatyw Senioralnych. Oni się opiekują różnymi klubami. Wyszukują te już działające i inicjują różne wydarzenia, by poszerzyć ich oferty. Organizowane są wieczorki taneczne, kursy języka, targi dla seniorów, propagują zdrowe życie, wydają broszury po- 178

Anna Kinga magające przy różnych dolegliwościach, np. jak trenować pamięć. Każdy może coś sobie wybrać. Młodzież też się tam udziela. Teraz jest propozycja wyjazdu do Niemiec na 3 tygodnie. I się nad tym zastanawiam. Kinga: Ja bardziej podróżuję dzięki książkom. W zależności od doboru literatury można w pewien sposób zwiedzić cały świat, nie ruszając się ze swojego fotela. A co ciekawe, poznać też drugiego człowieka. Akt czytania jest czasami dla mnie takim wejściem w cudze życie, problemy, pomysły, pasje. To bardzo dużo daje. A jeśli chodzi o mniej statyczne rozrywki, to uwielbiam jeździć na koncerty. Wybieram pojedyncze występy zespołów lub wykonawców, którzy mnie interesują albo jeżdżę na festiwale muzyczne. Wtedy przez kilka dni można mieć kontakt z naprawdę dużą dawką muzyki granej na żywo. Raz w miesiącu chodzę do poznańskich teatrów: Polskiego, Nowego czy Wielkiego. Patrzę, czy są jakieś nowości w repertuarze, a jeśli nie, wybieram sztuki, których jeszcze nie widziałam, a wiem, że są warte zobaczenia lub te, które w jakiś sposób mnie zainteresują. Jestem wegetarianką, więc w naturalny sposób obchodzą mnie sprawy zwierząt. Uwielbiam koty: obserwować je, przebywać z nimi. Każdy kot jest inny, mam w domu złośnika, despotę, poczciwca i bombę energetyczną. Do każdego trzeba inaczej się odnosić, odmiennie je traktować. Jeden potrzebuje dużo uwagi, drugi nie toleruje zbytniej poufałości. Ciekawy też jest sposób, w jaki tworzą naturalną hierarchię w swoim mini-stadzie. Poza tym lubię ćwiczyć jogę, a kiedy robi się cieplej, zaczynam jeździć na wrotkach. Anna: O widzi Pani, ja bardzo aktywnie lubię spędzać czas. Byłam przyzwyczajona zawsze do ruchu, więc potrafiłam iść do pracy w tenisówkach, żeby móc przy okazji pobiegać. I chyba mam takie małe przestawienie na punkcie staroci. Podczas wyprawy do republik azjatyckich kupiłam np. miedziany rukamojnik to taka specjalna miska do rytualnego mycia rąk. Ma bardzo szeroki kołnierz i do tego jest taka wkładka, żeby woda nie parowała. Do tego należy wysoki dzbanek z długim uchem. Strasznie lubię kolekcjonować starocie. Część rzeczy przekazałam do muzeum etnograficznego. Dobrze też jest mieć pasję z kimś. Można się nią dzielić, wspólnie przygotować. Monotonia jest zła. Miałam dziadka, który był w Buchenwald pięć lat jako polityczny więzień. Po powrocie bardzo często uczył nas piosenek i ogólnie postawy patriotycznej. Ja miałam naście lat wtedy. To bardzo nas interesowało. Może ze względu na klimat domu. A teraz każdy się spieszy, to są inne czasy. 179

Gdyby młodość wiedziała gdyby starość mogła Kinga: Czasy faktycznie się trochę zmieniły, ale ja bardzo lubię słuchać różnych opowieści. Wspomnienia starszych osób są chyba nieocenione. Anna: Taki przykład. Byłam w Niemczech przed stanem wojennym. O godzinie 8 wieczorem przyszedł policjant do znajomych, u których byłam i kazał mi się spakować i wyjechać do Polski. Takich Polaków jak ja było na dworcu cała grupa. Byliśmy tacy zdezorientowani, nie wiedzieliśmy, co się dzieje. W Polsce dopiero o 12 ogłoszono stan wojenny. I jak ja opowiadam komuś, kto przeszedł stan wojenny, każdy mówi, że Niemcy musieli wiedzieć, że coś się będzie dziać. Bo zostaliśmy wyproszeni cztery godziny przed ogłoszeniem. Dla nas to było wielkie przeżycie, tak straszny fakt dla Polaków. Jak opowiadam rówieśnikowi, on wraca do tych wspomnień. A na ile interesujące jest to dla młodych ludzi? Kinga: Chyba wciąż bardzo aktualne, ale już nie tak przerażające. Dopiero kiedy suche fakty z lekcji historii czy podręcznika konfrontuje się z czyimiś wspomnieniami, prasą tamtego czasu, wtedy dopiero można naprawdę odczuć minione wydarzenia. Anna: A po co jest ten projekt? Kinga: Myślę, że to przede wszystkim zwrócenie uwagi na innego człowieka. Mówimy o sobie, ale przede wszystkim się słuchamy. Interesujemy się partnerem rozmowy, tym co ma do powiedzenia, co przeżył. Nie można podejść do tego egocentrycznie. Właśnie ten drugi człowiek w pewien sposób na to nie pozwala. To dobrze. Anna: Takie projekty są teraz po prostu bardzo potrzebne i cenne. Spisała i zredagowała: Kinga Gąska