CIE WIATRU. Carlos Ruiz Zafón Cieñ wiatru



Podobne dokumenty
KARTA PRACY UCZNIA NR 1.

============================================================================

TAJEMNICZY OGRÓD AZIENKOWSKI

Umiejscowienie trzeciego oka

To z tego poematu, co teraz piszesz? Nadal nie odpowiada. Bo e, on chyba naprawdê obrazi³ siê o tego obcego.

Bajka o dobrym je yku 1

Lekcja 1: Ludzie, których spotka³ Pan Jezus - Chora kobieta. 2. Teœciowa Szymona mia³a wysok¹. 3. Poproszono Jezusa, aby j¹.

EWA CHYLAK-WIÑSKA. Afryka KAPUŒCIÑSKIEGO

NIEZBÊDNIK PRAKTYKANTA SPIS TREŒCI

Ref. Chwyć tę dłoń chwyć Jego dłoń Bóg jest z tobą w ziemi tej Jego dłoń, Jego dłoń

Rozdzia³ 1 ROZPOZNANIE

Jakub Glatsztejn Lublinie, moje œwiête miasto

Anioł Nakręcany. - Dla Blanki - Tekst: Maciej Trawnicki Rysunki: Róża Trawnicka

============================================================================

Joanna Charms. Domek Niespodzianka

Przeczytaj wiersz 3 i 5 i napisz W ASNYMI S OWAMI, co nie podoba siê Bogu.

ZAGUBIONY CZAS. Adam Szafraniec. Scenariusz przedstawienia. Pomoc dydaktyczna dla nauczycieli przedszkolnych i szkół podstawowych KRAKÓW 2010

KONFERENCJE PRZEDZJAZDOWE

instrukcja obs³ugi EPI NO Libra Zestaw do æwiczeñ przepony miednicy skutecznoœæ potwierdzona klinicznie Dziêkujemy za wybór naszego produktu

Pobrano ze strony CZERWONY KAPTUREK

I Komunia Święta. Parafia pw. Bł. Jana Pawła II w Gdańsku

Rozdział 6. Magiczna moc

Październik to czas, w którym świętowany jest Międzynarodowy Miesiąc Bibliotek Szkolnych.

DROGA KRZYŻOWA TY, KTÓRY CIERPISZ, PODĄŻAJ ZA CHRYSTUSEM

Przedmowa. Nauczyciele mog¹ stosowaæ ró ne gry i zabawy matematyczne:

P R Z E D S T A W I E N I E

HENRY HAZLITT COFNIÊCIE CZASU. T³umaczenie: Piotr Tobo³a-Pertkiewicz i Rafa³ Rudowski

Górskie Ochocze Tuptanie

============================================================================

Chwila medytacji na szlaku do Santiago.

Oto kilka rad ode mnie:

Niniejszy ebook jest własnością prywatną.

Gimnazjum w Sadownem- Konkurs Mistrz Dobrego Stylu. (czas pisania:45 minut)

Technika wykonania. Joga. P rœva znaczy bok lub strona, utt na mo na rozbiæ na ut intensywny

JAK WYKORZYSTAĆ STORYTELLING DO SPRZEDAŻY W SOCIAL MEDIACH? STRESZCZENIE VIDEO SZKOLENIA

Copyright SBM Sp. z o.o., Warszawa 2015 Copyright for the illustrations by SBM Sp. z o.o., Warszawa 2015

30-dniowe #FajneWyzwanie Naucz się prowadzić Dziennik!

Carlos Ruiz Zafón. Cień wiatru

Temat zajęć: Agresja jak sobie z nią poradzić?

Nadzieja Patrycja Kępka. Płacz już nie pomaga. Anioł nie wysłuchał próśb. Tonąc w beznadziei. Raz jeszcze krzyczy ku niebu.

Ł AZIENKI K RÓLEWSKIE

Umiłowani, jeśli Bóg tak nas umiłował, to i my winniśmy się wzajemnie miłować. (1 J 4,11) Droga Uczennico! Drogi Uczniu!

O Królowaniu królowi Cypru fragmenty

Hektor i tajemnice zycia

KRAKÓW ZNANY I MNIEJ ZNANY AUDIO A2/B1 (wersja dla studenta) - Halo! Mówi Melisa. Paweł, to ty? - Cześć! Miło cię słyszeć! Co u ciebie dobrego?

Na skraju nocy & Jarosław Bloch Rok udostępnienia: 1994

III. TECHNIKI PREZENTACJI PRODUKTU \ US UGI

Wydanie specjalne gazetki szkolnej Na szóstkę. z okazji. Ogólnopolskiego Dnia Praw Dziecka. obchodzonego 20 listopada

Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie

Badania naukowe potwierdzają, że wierność w związku została uznana jako jedna z najważniejszych cech naszej drugiej połówki. Jednym z większych

1 Ojcostwo na co dzień. Czyli czego dziecko potrzebuje od ojca Krzysztof Pilch


WSZĘDZIE DOBRZE, ALE... W SZKOLE NAJLEPIEJ!!!

VI Liceum Ogólnokszta³c±ce w Katowicach

Cień wiatru. Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA. Carlos Ruiz Zafón

Dzięki ćwiczeniom z panią Suzuki w szkole Hagukumi oraz z moją mamą nauczyłem się komunikować za pomocą pisma. Teraz umiem nawet pisać na komputerze.

- Nie mogę przypomnieć sobie jej twarzy. Nie mogę przypomnieć sobie twarzy mamy - wyszeptałem bez tchu. Tata objął mnie jeszcze mocniej.

Irena Sidor-Rangełow. Mnożenie i dzielenie do 100: Tabliczka mnożenia w jednym palcu

POEZJA Piotr Matywiecki

Copyright 2017 Monika Górska

Katarzyna Michalec. Jacek antyterrorysta

PIZZA FIESTA. CO MOŻNA ZOBACZYĆ NA KOSTCE? Składniki ( ryba, papryka, pieczarki, salami, ser)

Nazywam się Maria i chciałabym ci opowiedzieć, jak moja historia i Święta Wielkanocne ze sobą się łączą

ALLELUJA. Ref. Alleluja, alleluja, alleluja, alleluja. Alleluja, alleluja, alleluja, alleluja.

po.tk.krakow.pl Sprawd¼ oddech próbuj±c wyczuæ go na policzku i obserwuj±c ruchy klatki piersiowej poszkodowanego.

dla najmłodszych polska wersja: naukapoprzezzabawe.wordpress.com

dla najmłodszych polska wersja: naukapoprzezzabawe.wordpress.com

to myśli o tym co teraz robisz i co ja z Tobą

Dziêkujemy GlaxoSmithKline za wspieranie miêdzynarodowego rozwoju i ewaluacji Przyjació³ Zippiego.

Paulina Grzelak MAGICZNY ŚWIAT BAJEK

Szczęść Boże, wujku! odpowiedział weselszy już Marcin, a wujek serdecznie uściskał chłopca.

Charakterystyka ma³ych przedsiêbiorstw w województwach lubelskim i podkarpackim w 2004 roku

ŚWIĘTY JÓZEFIE, OPIEKUNIE RODZIN. 30-dniowe nabożeństwo do świętego Józefa. tel ;

Spis treści. Od Petki Serca

(opr. na podst. To jest właśnie wolność, [online], dostęp: , <

Marzena Kowalska. Польский язык. Интенсивный курс польского языка с компакт-диском

Jeszcze Piotr Hiacynt Pruszcz pisa³:

Szymon Chwaliński. Lunarium. Krzyk

1. Domowa gospodarka, czyli jak u³o yæ bud et

Julia Duszyńska. Jarosław Żukowski. Ilustrował: Siedmioróg 3

Kwestionariusz AQ. Imię i nazwisko:... Płeć:... Data urodzenia:... Dzisiejsza data:...

Pielgrzymka, Kochana Mamo!

MAŁGORZATA PAMUŁA-BEHRENS, MARTA SZYMAŃSKA. Kim będę?

Odkrywam Muzeum- Zamek w Łańcucie. Przewodnik dla osób ze spektrum autyzmu

jêzyk rosyjski Poziom podstawowy i rozszerzony Halina Lewandowska Ludmi³a Stopiñska Halina Wróblewska

BAJKA O PRÓCHNOLUDKACH I RADOSNYCH ZĘBACH

Spis treœci. Wprowadzenie Przedmowa... 9

Część 4. Wyrażanie uczuć.

Magiczne słowa. o! o! wszystko to co mam C a D F tylko tobie dam wszystko to co mam

Indywidualny Zawodowy Plan

LP JA - autoprezentacja JA - autoidentyfikacja MY ONI 1. SZKOŁA: nie było jakiejś fajnej paczki, było ze Ŝeśmy się spotykali w bramie rano i palili

Kurs online JAK ZOSTAĆ MAMĄ MOCY

Artur Samojluk Zostań inwestorem

i na matematycznej wyspie materiały dla ucznia, klasa III, pakiet 3, s. 1 KARTA:... Z KLASY:...

Przygotowanie do przyjęcia Sakramentu Pojednania

Najczęściej o modlitwie Jezusa pisze ewangelista Łukasz. Najwięcej tekstów Chrystusowej modlitwy podaje Jan.

Drogi Rodzicu! Masz kłopot ze swoim dzieckiem?. Zwłaszcza rano - spieszysz się do pracy, a ono długo siedzi w

Liczą się proste rozwiązania wizyta w warsztacie

Nr.10. W tym numerze to psy są zwierzątkami numeru!!! A kto został jasnowidzem? Przeczytajcie!

Transkrypt:

CIE WIATRU Carlos Ruiz Zafón Cieñ wiatru 1

2 Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA

CIE WIATRU Carlos Ruiz Zafón Cieñ wiatru Carlos Ruiz Zafón prze o yli Beata Fbija ska-potapczuk Carlos Marrodán Casas 3

Tytu³ orygina³u: La Sombra del Viento Projekt ok³adki: Dariusz B³oñski Redakcja: Marta Szafrañska-Brandt Redakcja techniczna: Zbigniew Katafiasz Korekta: El bieta Jaroszuk Zdjêcie wykorzystane na ok³adce Francesc Català-Roca Carlos Ruiz Zafón 2001 Photographs Francesc Català-Roca for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2005, 2008 for the Polish translation by Beata Fabjañska-Potapczuk and Carlos Marrodán Casas ISBN 978-83-7495-580-5 (oprawa twarda) ISBN 978-83-7495-572-0 (oprawa broszurowa) ISBN 978-83-7495-585-0 (oprawa p³ócienna) Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA Warszawa 2008 4

Joanowi Ramonowi Planas, choæ zas³u y³ chyba na coœ lepszego 5

6

Cmentarz ZapomnianychKsi¹ ek Wci¹ pamiêtam ów œwit, gdy ojciec po raz pierwszy wzi¹³ mnie ze sob¹ w miejsce zwane Cmentarzem ZapomnianychKsi¹ ek. Szliœmy ulicami Barcelony. By³y pierwsze dni lata 1945 roku. Miasto codziennie dusi³o siê pod naporem szarego jak popió³ nieba i s³onecznego aru, zalewaj¹cego Ramblê Santa Mónica strumieniem p³ynnej miedzi. Danielu, to, co dzisiaj zobaczysz, masz zachowaæ wy³¹cznie dla siebie ostrzeg³ mnie ojciec. Nikomu ani s³owa. Nikomu. Nawet twojemu przyjacielowi Tomasowi. Nawet mamie? spyta³em cichutko. Ojciec westchn¹³, ukryty za tym swoim smutnym uœmiechem, który jak cieñ towarzyszy³ mu nieod³¹cznie przez ca³e ycie. Nie, oczywiœcie, e nie odpar³, spuszczaj¹c g³owê. Przed ni¹ nie mamy tajemnic. Mamie mo esz mówiæ wszystko. Szalej¹ca tu po wojnie domowej epidemia cholery zabra³a mi mamê. Pochowaliœmy j¹ na cmentarzu Montjuïc w dniu moichczwartychurodzin. Pamiêtam tylko, e pada³o przez ca³y dzieñ i ca³¹ noc, a kiedy zapyta³em tatê, czy niebo te p³acze, nie by³ w stanie s³owa z siebie wykrztusiæ. Mimo up³ywu szeœciu lat nieobecnoœæ mamy by³a dla mnie wci¹ jakimœ omamem, krzykiem ciszy, której nie potrafi³em jeszcze zag³uszyæ s³owami. Mieszkaliœmy z ojcem na ulicy Santa Ana, tu przy placu koœcielnym. Nasze ma³e mieszkanie mieœci³o siê bezpoœrednio nad antykwariatem specjalizuj¹cym siê w sprzeda y zarówno rzadkichegzemplarzy dla bibliofilów, jak i ksi¹ ek u ywanych. Ten magiczny bazar odziedziczony po dziadku mia³em z kolei ja przej¹æ po ojcu, który nie mia³ co do tego 7

najmniejszychw¹tpliwoœci. Wyrasta³em poœród ksi¹ ek, zaprzyjaÿniaj¹c siê z niewidzialnymi postaciami yj¹cymi na rozsypuj¹cychsiê w proch stronach, których kolor mam do tej pory na palcach. Jeszcze jako ma³y dzieciak nauczy³em siê zasypiaæ, opowiadaj¹c mamie w pó³mroku pokoju, co takiego zdarzy³o siê w ci¹gu dnia, co spotka³o mnie w szkole, czego nowego siê nauczy³em. Nie mog³em us³yszeæ jej g³osu ani poczuæ jej dotyku, ale jej aura i ciep³o obecne by³y w ka dym zak¹tku mieszkania, a ja, podzielaj¹c wiarê tych, którzy mog¹ jeszcze zliczyæ swój wiek na palcach obu r¹k, wiedzia³em, e wystarczy zamkn¹æ oczy i zacz¹æ mówiæ do mamy, a ona, gdziekolwiek by siê znajdowa³a, na pewno mnie us³yszy. Tata siedz¹c w pokoju jadalnym, s³ysza³ mnie czasami i p³aka³ skrycie. Pamiêtam, e tego czerwcowego dnia obudzi³ mnie mój w³asny krzyk. Serce ³omota³o mi tak, jakby dusza chcia³a wyrwaæ siê z piersi i uciec schodami w dó³. Tata przybieg³ natychmiast i wystraszony, przytuli³ mnie do siebie, usi³uj¹c uspokoiæ. Nie mogê przypomnieæ sobie jej twarzy. Nie mogê przypomnieæ sobie twarzy mamy wyszepta³em bez tchu. Tata obj¹³ mnie jeszcze mocniej. Nie bój siê, Danielu, spokojnie. Ja pamiêtam za nas obu. Spojrzeliœmy na siebie, szukaj¹c s³ów, które nie istnia³y. Po raz pierwszy zda³em sobie sprawê, e mój ojciec starzeje siê, a jego oczy, te zawsze przymglone i zagubione oczy, nieustannie patrz¹ wstecz. Wsta³, rozsun¹³ zas³ony, by wpuœciæ ch³odne œwiat³o œwitu. No, doœæ tego. Pospiesz siê, Danielu, ubieraj siê. Chcê ci coœ pokazaæ powiedzia³. Teraz? O pi¹tej rano? Istniej¹ takie miejsca, które trzeba i mo na ogl¹daæ jedynie w ciemnoœciach. Ojciec nie ustêpowa³, przesy³aj¹c mi zarazem tajemniczy uœmiech, zapo yczony najprawdopodobniej z jednego z tomów Aleksandra Dumas. Gdy wychodziliœmy z bramy, miasto by³o jeszcze opustosza³e, po okrytychmg³¹ ulicachsnuli siê tylko gdzieniegdzie nocni stró e. Latarnie na Ramblas oœwietla³y jedynie opary w prowadz¹cej ku morzu alei, aczkolwiek ichrozrzedzone œwiat³a zaczyna³y ju migotaæ, zwiastuj¹c rych³e przebudzenie siê Barcelony i zrzucenie przez miasto ulotnego przebrania 8

mglistej akwareli. Dotar³szy do ulicy Arco del Teatro, zapuœciliœmy siê w uliczki dzielnicy Raval, przechodz¹c pod arkad¹ rysuj¹c¹ siê niczym sklepienie wzniesione z niebieskiej mg³y. Szed³em za ojcem w¹skim zau³kiem, wydeptan¹ œcie k¹ bardziej ni ulic¹, czuj¹c, jak za naszymi plecami coraz szybciej zanika poœwiata Rambli. Z dachów i z balkonów zacz¹³ zsuwaæ siê ukoœnymi strugami poranny brzask, nie docieraj¹c w ogóle na ziemiê. W koñcu ojciec zatrzyma³ siê przed drzwiami z litego, sczernia³ego od staroœci i wilgoci drewna. Przed nami wznosi³ siê budynek przypominaj¹cy wrak budowli, która kiedyœ by³a pa³acem lub siedzib¹ muzeum gromadz¹cego wy³¹cznie mary, cienie i pog³osy. Danielu, pamiêtaj, e o tym, co zaraz ujrzysz, nie bêdziesz móg³ powiedzieæ nikomu. Pamiêtaj: nikomu, nawet twojemu przyjacielowi Tomasowi. Nikomu. Cz³owieczek o rysachdrapie nego ptaka i posrebrzonychw³osachotworzy³ nam drzwi. Jego ostre, orle i nieprzeniknione oczy spoczê³y na mnie nieruchomo. Witaj, Izaaku. Oto mój syn Daniel obwieœci³ ojciec. Niebawem skoñczy jedenaœcie lat, a w przysz³oœci przejmie po mnie ksiêgarniê. Ju dorós³ dostatecznie, by poznaæ to miejsce. Cz³owiek zwany Izaakiem nieznacznym skinieniem g³owy zaprosi³ nas do œrodka. Wszystko przed nami zanurzone by³o w niebieskawym pó³mroku, który zaledwie pozwala³ siê domyœlaæ zarysu marmurowychschodów i obecnoœci korytarza pokrytego freskami zape³nionymi anio³ami i baœniowymi stworami. Ruszyliœmy za stra nikiem owym zamkowym korytarzem i dotarliœmy do wielkiej okr¹g³ej sali, najprawdziwszej bazyliki ciemnoœci, zwieñczonej kopu³¹, z której wysokoœci pada³y snopy œwiat³a. Niezmierzony labirynt korytarzyków, rega³ów i pó³ek zape³nionychksi¹ kami wznosi³ siê po niewidoczny sufit, tworz¹c ul pe³en tuneli, schodków, platform i mostków, które pozwala³y siê domyœlaæ przeogromnej biblioteki o niepojêtej geometrii. Na wpó³ og³upia³y spojrza³em na ojca. Uœmiechn¹³ siê i puœci³ do mnie oko. Danielu, witamy na Cmentarzu ZapomnianychKsi¹ ek. W g³êbi dostrzec mo na by³o z tuzin krêc¹cychsiê po korytarzykach i platformachpostaci. Kilka z nichodwróci³o siê i pozdrowi³o nas z daleka. Zdo³a³em wówczas rozpoznaæ twarze kolegów ojca ze stowarzyszenia 9

antykwariuszy. W oczachdziesiêciolatka panowie ci jawili mi siê niczym tajne i spiskuj¹ce bractwo alchemików. Ojciec przyklêkn¹³ i patrz¹c mi prosto w oczy, przemówi³ ³agodnym g³osem, tym szczególnym g³osem bardzo osobistychwyznañ i przyrzeczeñ. To miejsce, Danielu, jest tajemnic¹ i miejscem œwiêtym. Ka da znajduj¹ca siê tu ksi¹ ka, ka dy tom, posiadaj¹ w³asn¹ duszê. I to zarówno duszê tego, kto dan¹ ksi¹ kê napisa³, jak i dusze tych, którzy tê ksi¹ kê przeczytali i tak mocno j¹ prze yli, e zaw³adnê³a ichwyobraÿni¹. Za ka dym razem, gdy ksi¹ ka trafia w kolejne rêce, za ka dym razem, gdy ktoœ wodzi po jej stronachwzrokiem, z ka dym nowym czytelnikiem jej duchodradza siê i staje siê coraz silniejszy. Ju dawno temu, wtedy kiedy mój ojciec mnie tu przyprowadzi³, miejsce to mia³o swoje lata i by³o stare. Mo e nawet tak stare jak samo miasto. Nikt na dobr¹ sprawê nie wie, od kiedy to miejsce istnieje ani kto je stworzy³. Teraz powiem ci to, co powiedzia³ mi mój ojciec. Kiedy jakaœ biblioteka przestaje istnieæ, kiedy jakaœ ksiêgarnia na zawsze zamyka podwoje, kiedy jakaœ ksi¹ ka ginie w otch³ani zapomnienia, ci, którzy znaj¹ to miejsce, my, stra nicy ich dusz, robimy, co w naszej mocy, aby te bezdomne ksi¹ ki trafi³y tutaj. Bo tutaj ksi¹ ki, o którychnikt ju nie pamiêta, ksi¹ ki, które zagubi³y siê w czasie, yj¹ nieustaj¹c¹ nadziej¹, i pewnego dnia trafi¹ do r¹k nowego czytelnika, e zaw³adnie nimi nowy duch. W ksiêgarni sprzedajemy i kupujemy ksi¹ ki, ale w rzeczywistoœci one nie maj¹ w³aœciciela. Ka da, któr¹ tu widzisz, by³a czyimœ najlepszym przyjacielem. A teraz te ksi¹ ki maj¹ tylko nas, Danielu. Potrafisz zachowaæ ten sekret? Wzrok mój zagubi³ siê w ogromie przestrzeni, w jej czarodziejskim œwietle. Przytakn¹³em ruchem g³owy, a ojciec uœmiechn¹³ siê. No, dobrze, a wiesz, jak¹ mam dla ciebie niespodziankê? zapyta³. Milcz¹co pokrêci³em g³ow¹. Przyjête jest, e osoba, która po raz pierwszy odwiedza to miejsce, musi wybraæ sobie dowoln¹ ksi¹ kê i przyj¹æ j¹ pod swoj¹ opiekê, zaadoptowaæ j¹, tak by nigdy nie dotknê³o jej zapomnienie. To bardzo wa ne przyrzeczenie. Na ca³e ycie doda³ mój ojciec. A dziœ ty musisz dokonaæ wyboru. Przez niespe³na pó³ godziny b³¹dzi³em po zakamarkachtego labiryntu, nad którym unosi³a siê woñ starego papieru, kurzu i magii. Pozwala³em 10

swoim d³oniom wêdrowaæ po niekoñcz¹cychsiê rzêdachwystaj¹cych grzbietów, kusz¹c los, eby pokierowa³ moim wyborem. Zerka³em na sp³owia³e tytu³y, s³owa w rozpoznawanychprzeze mnie jêzykachi w wielu innychjêzykach, którychnie by³em zdolny czemukolwiek przyporz¹dkowaæ. Krêci³em siê po korytarzachi spiralachtuneli zape³nionychsetkami, tysi¹cami tomów sprawiaj¹cychwra enie, e wiedz¹ o mnie wiêcej ni ja o nich. Doœæ szybko zaw³adnê³a mn¹ myœl, i pod ok³adk¹ ka dej z tych ksi¹ ek czeka na odkrycie bezkresny wszechœwiat, podczas gdy za tymi murami ycie up³ywa ludziom na futbolowychwieczorach, na radiowych serialach, na w³asnym pêpku i tyle. I mo e ta myœl albo przypadek czy te los, powinowaty przypadku, sprawi³y, e w tej samej chwili ju by³em przekonany i w³aœnie wybra³em ksi¹ kê do adopcji. A raczej ksi¹ kê, która mnie usynowi. Wystawa³a niepozornie ze skraju jednego z rega³ów, oprawiona w skórê barwy czerwonego wina, i wyszeptywa³a swój tytu³ z³otymi literami p³on¹cymi w sp³ywaj¹cym spod kopu³y œwietle. Podszed³em do niej i dotkn¹³em opuszkami palców s³ów, czytaj¹c w milczeniu: Cieñ wiatru JULIÁN CARAX Ani tytu³, ani nazwisko autora nigdy nawet nie obi³y mi siê o uszy, ale nic tam. Decyzja zosta³a ju podjêta. Przez jedn¹ i drug¹ stronê. Najostro niej jak mog³em wzi¹³em ksi¹ kê do rêki i przekartkowa³em j¹, wprowadzaj¹c w trzepot jej strony. Opuœciwszy sw¹ klatkê, wreszcie wolna, rozb³ys³a fajerwerkiem z³otego py³u. W pe³ni zadowolony z wyboru, ruszy³em labiryntem w drogê powrotn¹, œciskaj¹c ksi¹ kê pod pach¹ i nie kryj¹c radoœci. Mo e ca³kiem mnie urzek³a magiczna atmosfera tego miejsca, ale by³em œwiêcie przekonany, e ta ksi¹ ka czeka³a na mnie ju od dawna, bardzo mo liwe, e czeka³a ju na mnie, zanim w ogóle przyszed³em na œwiat. Tego samego dnia po po³udniu, wróciwszy ju do mieszkania przy ulicy Santa Ana, zamkn¹³em siê w swym pokoju i postanowi³em zapoznaæ siê z pocz¹tkowymi stronami mojego nowego przyjaciela. Zanim siê obejrza³em, lektura poch³onê³a mnie ju ca³kowicie i nieodwo³alnie. By³a to opowieœæ 11

o cz³owieku poszukuj¹cym swego prawdziwego ojca, którego nie zna³ i dowiedzia³ siê o jego istnieniu z ostatnichs³ów wypowiedzianychprzez matkê na ³o u œmierci. Dzieje tego poszukiwania przeistacza³y siê w fantasmagoryczn¹ odysejê, w trakcie której g³ówny bohater walczy o odzyskanie utraconego dzieciñstwa i utraconej m³odoœci, czytelnik zaœ z wolna odkrywa cieñ nieszczêsnej mi³oœci, a jej wspomnienie ma przeœladowaæ bohatera opowieœci do koñca jego dni. Opowieœæ mia³a strukturê przypominaj¹c¹ rosyjskie matrioszki: w wiêkszej babie siedzi mniejsza, w tej zaœ jeszcze mniejsza. Z czasem narracja rozpada³a siê na tysi¹ce historii, tak jakby g³ówna opowieœæ znalaz³a siê w korytarzu pe³nym luster, co powodowa³o, i jej to samoœæ rozszczepia³a siê niejako na dziesi¹tki ró nychodbiæ, choæ ci¹gle by³a jedn¹ i t¹ sam¹ opowieœci¹. Minuty, godziny mija³y niepostrze enie. Zatopiony w lekturze, ledwie us³ysza³em, jak po paru godzinachdzwony katedry bij¹ pó³noc. Ton¹c w miedzianym œwietle stoj¹cej na biurku lampy, znalaz³em siê w œwiecie obrazów i emocji, jakichnigdy przedtem nie zazna³em. Postaci tak realne, jak wdychane przeze mnie powietrze, porwa³y mnie za sob¹ w tunel przygód i tajemnic, z którego nie chcia³em siê wydostawaæ. Strona po stronie ulega³em coraz bardziej urokowi czytanej historii i jej œwiata, dopóki w oknachnie pojawi³y siê pierwsze promienie œwitu, a moje zmêczone oczy nie dotar³y do ostatniego zdania. Po³o y³em siê w niebieskawym brzasku poranka z ksi¹ k¹ na piersiachi ws³ucha³em siê w dÿwiêki œpi¹cego miasta uderzaj¹ce w dachy, sk¹pane w purpurze. Sennoœæ i zmêczenie puka³y do moichdrzwi, ale nie ulega³em im. Trwa³em tak, urzeczony opowieœci¹, nie chcia³em egnaæ siê z jej postaciami. Kiedyœ us³ysza³em, jak jeden z klientów ojca powiedzia³ w ksiêgarni, e niewiele rzeczy ma na cz³owieka tak wielki wp³yw jak pierwsza ksi¹ ka, która od razu trafia do jego serca. Owe pierwsze obrazy, echa s³ów, choæ wydaj¹ siê pozostawaæ gdzieœ daleko za nami, towarzysz¹ nam przez ca³e ycie i wznosz¹ w pamiêci pa³ac, do którego, wczeœniej czy póÿniej i niewa ne, ile w tym czasie przeczytaliœmy ksi¹ ek, ile nowychœwiatów odkryliœmy, ile siê nauczyliœmy i ile zd¹ yliœmy zapomnieæ wrócimy. Dla mnie tymi zaczarowanymi stronami zawsze bêd¹ te, które znalaz³em w korytarzachcmentarza ZapomnianychKsi¹ ek. 12

Dni popielcowe 1945 1949 13

14

1 Sekret wart jest tyle, ile warci s¹ ludzie, przed którymi powinniœmy go strzec. Kiedy siê obudzi³em, w pierwszym odruchu chcia³em jak najszybciej podzieliæ siê informacj¹ o Cmentarzu ZapomnianychKsi¹ ek z moim najlepszym przyjacielem. Tomás Aguilar by³ szkolnym kumplem, który ca³y swój wolny czas poœwiêca³ pomys³owym, acz ma³o praktycznym wynalazkom, takim jak aerostatyczna rzutka albo b¹czek dynamo. Jeœli ju z kimœ dzieliæ siê t¹ tajemnic¹, to tylko z Tomasem. Œni¹c na jawie, ju wyobra a³em sobie nas, jak wyekwipowani w latarki i kompasy ruszamy na wyprawê, gotowi odkryæ wszystkie sekrety tychbibliotecznychkatakumb. PóŸniej jednak, pamiêtaj¹c o danym przyrzeczeniu, uzna³em, e okolicznoœci zmuszaj¹ mnie do zmiany tego, co w powieœciachkryminalnychokreœlano jako modus operandi. W po³udnie przyst¹pi³em do ojca z seri¹ pytañ dotycz¹cychi ksi¹ ki, i Juliana Caraxa, s³awnych, w moim mniemaniu, na ca³y œwiat. Zamierza³em oczywiœcie zdobyæ wszystkie dzie³a tego autora i w parê dni przeczytaæ je od deski do deski. Jakie by³o moje zdumienie, gdy siê okaza³o, e mój ojciec, antykwariusz z dziada pradziada, po eracz wszystkichkatalogów wydawniczych, nigdy nie s³ysza³ o Cieniu wiatru ani o Julianie Caraksie. Zaintrygowany, zajrza³ do ksi¹ ki i na stronê redakcyjn¹. S¹dz¹c z podanychtu informacji, ksi¹ ka ta pochodzi z wydania, którego nak³ad liczy³ dwa tysi¹ce piêæset egzemplarzy, wydrukowanych w Barcelonie przez wydawnictwo Cabestany Editores w grudniu tysi¹c dziewiêæset trzydziestego pi¹tego roku. Znasz to wydawnictwo? 15

Przesta³o dzia³aæ parê lat temu. Ale to nie jest wydanie pierwsze, bo wczeœniej, w listopadzie tego samego roku, ksi¹ ka ukaza³a siê w Pary u, nak³adem wydawnictwa Galliano & Neuval. Nic mi to nie mówi. To znaczy, e to jest przek³ad? zapyta³em zbity z tropu. Nie ma adnej wzmianki na ten temat. S¹dz¹c z zamieszczonychtu danych, jest to tekst oryginalny. Ksi¹ ka po hiszpañsku, ale wydana najpierw we Francji? Nie pierwszy i nie ostatni raz, takie czasy doda³ ojciec. Mo e Barceló bêdzie coœ wiedzia³ na ten temat Gustavo Barceló, kolega ojca z tej samej bran y, by³ w³aœcicielem ksiêgarni znajduj¹cej siê w suterenie przy ulicy Fernando i najwspanialszym zarazem przedstawicielem barceloñskichantykwariuszy. Nigdy nie odrywa³ siê od zgaszonej fajki, roztaczaj¹cej woñ perskiego bazaru, i lubi³ przedstawiaæ siê jako ostatni romantyk. Barceló utrzymywa³, e jego rodzinê ³¹czy³o jakieœ dalekie pokrewieñstwo z lordem Byronem, mimo i on sam pochodzi³ z miejscowoœci Caldas de Montbuy. Byæ mo e, pragn¹c owe powinowactwa unaoczniæ, nosi³ siê nieodmiennie w stylu dziewiêtnastowiecznego dandysa, w fularach, bia³ych lakierkach i z nieod³¹cznym, choæ zrobionym ze zwyk³ego szk³a monoklem, którego, jak mawiali z³oœliwi, nie zdejmowa³ nawet w ustroniu toalety. Naprawdê zaœ jedynymi wiêzami krwi, jakimi rzeczywiœcie móg³ siê poszczyciæ, by³y wiêzy z w³asnym ojcem, przemys³owcem, który zbi³, nie zawsze najuczciwszymi metodami, fortunê pod koniec dziewiêtnastego wieku. Jak utrzymywa³ mój ojciec, Gustavo Barceló by³, formalnie rzecz bior¹c, cz³owiekiem majêtnym, antykwariat zaœ by³ raczej pasj¹ ni interesem. Kocha³ ksi¹ ki bezgranicznie i choæ stanowczo to dementowa³ jeœli zdarza³o siê, i ktoœ z odwiedzaj¹cychjego ksiêgarniê zakochiwa³ siê w ksi¹ ce, której cena przekracza³a jego mo liwoœci, Barceló obni a³ jej cenê do akceptowalnego poziomu, a nawet przekazywa³ w prezencie, jeœli uzna³, e ma do czynienia z prawdziwym mi³oœnikiem ksi¹ ek, a nie przypadkowym dyletantem. A ponadto mia³ pamiêæ niezwyk³¹ i ogrom wiedzy, którychani wygl¹d, ani pretensjonalne maniery nie mog³y przyæmiæ, bo o czym jak o czym, ale o rzadkichksi¹ kachw³aœnie on, a nie kto inny, wiedzia³ wszystko. Owego wieczoru, po zamkniêciu ksiêgarni, ojciec zaproponowa³ mi, byœmy przeszli 16

siê do kawiarni Els Quatre Gats na ulicy Montsió, gdzie Barceló i jego koledzy spotykali siê regularnie, gawêdz¹c w gronie bibliofilów o przeklêtychpoetach, martwychjêzykachi arcydzie³achoddanychna ³askê i nie³askê moli. Els Quatre Gats znajdowa³a siê rzut kamieniem od domu i by³o to jedno z moichnajbardziej ulubionychmiejsc w Barcelonie. Tam w³aœnie, w roku tysi¹c dziewiêæset trzydziestym drugim, poznali siê moi rodzice, nie bez powodów wiêc przypisywa³em urokowi tej starej kawiarni, przynajmniej po czêœci, pocz¹tek mej podró y ku yciu na tym œwiecie. Kamienne smoki strzeg³y fasady osaczonej nak³adaj¹cymi siê cieniami, a jej gazowe latarnie zatrzymywa³y w miejscu i czas, i wspomnienia. Wewn¹trz lokalu goœcie wspó³ yli z przeró nymi echami z innych epok. Buchalterzy, marzyciele i czeladnicy dzielili stó³ z duchami Pabla Picassa, Isaaca Albeniza, Federica Garcii Lorki czy Salvadora Dalí. Tutaj byle ch³ystek móg³ czuæ siê przez chwilê wa n¹ postaci¹ historyczn¹ za cenê kawy z odrobin¹ mleka. A kogó to widz¹ moje oczy, witaj Sempere zawo³a³ Barceló, ujrzawszy mego ojca synu marnotrawny. Czemu to zawdziêczamy ten niew¹tpliwy honor? Don Gustavo, ów zaszczyt zawdziêcza pan mojemu synowi Danielowi, który w³aœnie dokona³ odkrycia. A to zapraszamy do naszego dostojnego grona, bo takie wydarzenie w pe³ni zas³uguje, by je najodpowiedniej uczciæ oœwiadczy³ Barceló. Dostojnego grona? szepn¹³em do taty. Barceló uwielbia wysokie tony burkn¹³ pod nosem ojciec. Lepiej siê nie wtr¹caj, bo mo e mu to jeszcze bardziej dodaæ skrzyde³. Wspó³biesiadnicy i uczestnicy tertulii zrobili nam miejsce przy stole, Barceló zaœ, który uwielbia³ b³yszczeæ w towarzystwie, ju kilkakrotnie zd¹ y³ g³oœno podkreœliæ, e jesteœmy jego goœæmi. A ile kawaler liczy sobie lat? spyta³ po chwili Barceló, dyskretnie taksuj¹c mnie wzrokiem. Prawie jedenaœcie oznajmi³em. Barceló zareagowa³ szelmowskim uœmiechem. To znaczy dziesiêæ. Nie dodawaj sobie lat, kochaniutki, bo ycie i tak ci ichnie oszczêdzi. 17

Kilku sta³ychuczestników tychkawiarnianychdysput przytaknê³o z aprobat¹. Barceló przywo³a³ jednego z kelnerów, którego wyraz twarzy niechybnie przejêty zosta³ z galerii dowcipów rysunkowych. Koniak dla mego przyjaciela Sempere, ale koniak prawdziwy i oryginalny, a dla latoroœli mleko z cynamonem i z piank¹, bo musi urosn¹æ. Aha, i proszê podaæ jeszcze parê plastrów szynki, ale porz¹dnej szynki, a nie takiej podeszwy jak ostatnio, tego typu wyrób zostawcie raczej szewcom zagrzmia³ antykwariusz. Kelner kiwn¹³ g³ow¹ i odszed³, pow³ócz¹c nogami i dusz¹. A nie mówi³em? skwitowa³ ksiêgarz. Proszê bardzo, a niby sk¹d maj¹ siê braæ nowe miejsca pracy, skoro w tym kraju ludzie, nawet po œmierci, nie odchodz¹ na emeryturê. Wystarczy popatrzeæ na pierwszego lepszego z naszych licznych œwiêtych. I nie ma mocnych. Barceló zaci¹gn¹³ siê raz i drugi ze swej zgaszonej fajki, nie spuszczaj¹c bystrego oka z trzymanej przeze mnie ksi¹ ki. Pomimo kuglarskiej powierzchownoœci i nieopanowanego s³owotoku potrafi³ wyczuæ zdobycz tak, jak wilk wyczuwa zapachkrwi. A teraz do rzeczy powiedzia³ z udawan¹ obojêtnoœci¹. Co te za skarb przynosz¹ mi panowie? Spojrza³em na ojca. Skin¹³ g³ow¹. Bez s³owa i wstêpnychceregieli poda³em ksi¹ kê Barceló. Przej¹³ j¹ ruchem wprawnego antykwariusza. Swymi palcami pianisty natychmiast sprawdzi³ jej stan, jakoœæ papieru, grzbietu i ok³adki. Obdarowuj¹c mnie swoim florenckim uœmiechem, szybko przeszed³ na stronê redakcyjn¹, by poœwiêciæ jej minutê badawczej, niemal œledczej, lektury. Zgromadzeni wokó³ stolika przypatrywali mu siê w milczeniu, jakby oczekiwali cudu lub przyzwolenia na zaczerpniêcie powietrza. Carax. Ciekawe burkn¹³ nieprzeniknionym tonem. Wyci¹gn¹³em rêkê, chc¹c odzyskaæ ksi¹ kê. Barceló zmarszczy³ brwi, ale odda³ mi ksi¹ kê z lodowatym uœmiechem. A gdzie eœ j¹, ch³opcze, znalaz³? To tajemnica odpar³em, wyobra aj¹c sobie, e w tym momencie ojciec skrycie siê uœmiecha. Barceló z kolei uniós³ brwi i skierowa³ wzrok na mojego ojca. 18

Przyjacielu Sempere, przez wzgl¹d na pana osobê i na szacunek, jakim pana darzê, za zaszczyt maj¹c sobie nasz¹ wieloletni¹, g³êbok¹ i, jak mniemam, bratersk¹ przyjaÿñ, proponujê dwieœcie peset i po sprawie. To z moim synem musi pan rozmawiaæ odpar³ ojciec. To jego ksi¹ ka. Barceló obdarzy³ mnie wilczym uœmiechem. Wobec tego, jaka jest twoja odpowiedÿ, m³odzieñcze? Dwieœcie peset, jak na debiutanck¹ transakcjê to ca³kiem nieÿle Sempere, pañskiego syna czeka niezwyk³a kariera w tym interesie. Zebrani przy stole zareagowali na jego art œmiechem nieco wymuszonym. Barceló, przygl¹daj¹c mi siê z daleko id¹c¹ wyrozumia³oœci¹, siêgn¹³ po skórzany portfel. Przeliczy³ dwieœcie peset, które wówczas stanowi³y ca³kiem pokaÿn¹ kwotê, i wyci¹gn¹³ ku mnie plik banknotów. W odpowiedzi tylko pokrêci³em g³ow¹. Barceló uniós³ brwi. Zwa, z ³aski swojej, e zach³annoœæ jest grzechem œmiertelnym, gdy bida piszczy doda³. No dobrze, proszê, oto trzysta peset i otwierasz sobie ksi¹ eczkê oszczêdnoœciow¹, bo w twoim wieku trzeba ju zacz¹æ myœleæ o oszczêdzaniu. Ponownie pokrêci³em g³ow¹. Barceló rzuci³ mojemu ojcu, poprzez swój monokl, gniewne spojrzenie. Na mnie proszê nie patrzeæ powiedzia³ ojciec. Jestem tu jedynie osob¹ towarzysz¹c¹. Barceló westchn¹³ i zacz¹³ mi siê badawczo przygl¹daæ. No, dobrze, dziecko, wiêc czego ty w³aœciwie chcesz? Chcê siê tylko dowiedzieæ, kim jest Julián Carax i gdzie mogê odnaleÿæ inne jego ksi¹ ki. Barceló zaœmia³ siê pó³gêbkiem i doceniaj¹c adwersarza, schowa³ portfel. No, Sempere, gratulujê, roœnie panu uczona s³awa co siê zowie, czym go waœæ karmisz? za artowa³. Ksiêgarz nachyli³ siê ku mnie poufale i przez moment zdawa³o mi siê, e dostrzegam w jego spojrzeniu rodzaj szacunku, którego przed chwil¹ jeszcze nie by³o. Zawrzyjmy uk³ad powiedzia³. Jutro po po³udniu zajdziesz do biblioteki w Ateneo i zapytasz o mnie. WeŸ ze sob¹ ksi¹ kê, chcê siê jej dok³adnie przyjrzeæ, a ja opowiem ci, co wiem o Julianie Caraksie. Quid pro quo. 19

Quid pro co? To ³acina, ch³opcze. Nie ma martwych jêzyków, s¹ tylko uœpione umys³y. A parafrazuj¹c, oznacza to, e nic za darmo, ale przypad³eœ mi do gustu i wyœwiadczê ci przys³ugê. Ów cz³owiek u ywa³ retoryki, która mog³aby zabiæ muchy w locie, ale uzna³em, e jeœli chcê siê czegoœ dowiedzieæ o Julianie Caraksie, lepiej byæ z nim w poprawnych przynajmniej stosunkach. Uœmiechn¹³em siê, okazuj¹c jak najwiêkszy szacunek i podziw dla jego znajomoœci ³aciny i wymownoœci. Pamiêtaj: jutro w Ateneo po egna³ siê antykwariusz. Ale przynieœ ksi¹ kê, bo inaczej uznam uk³ad za zerwany. Tak jest. Rozmowa, przyt³umiona g³osami pozosta³ychuczestników kawiarnianej dysputy, zaczyna³a powoli wygasaæ, by ust¹piæ miejsca g³oœnym rozwa aniom na temat dokumentów odnalezionychw podziemiachescorialu, z którychzdawa³o siê wynikaæ, e don Miguel de Cervantes by³ jedynie pseudonimem literackim w³ochatego babsztyla z Toledo. Barceló b³¹dzi³ gdzieœ myœlami, nie bior¹c udzia³u w bizantyñskiej dyskusji. Przygl¹da³ mi siê jedynie poprzez swój monokl, uœmiechaj¹c siê przy tym skrycie. A mo e patrzy³ tylko na trzyman¹ przeze mnie ksi¹ kê. 20

2 Owej niedzieli chmury zeœlizgnê³y siê z nieba, pokrywaj¹c ulice mgie³k¹ aru, tak e wisz¹ce na œcianach termometry pokrywa³y siê kropelkami potu. W poobiedniej porze, gdy temperatura dochodzi³a ju niemal do trzydziestu stopni, ruszy³em ku ulicy Canuda na spotkanie z Barceló w klubie Ateneo, trzymaj¹c pod pach¹ moj¹ ksi¹ kê i ocieraj¹c pot z czo³a. Ateneo by³o wówczas i wci¹ jest jednym z tychlicznychw Barcelonie miejsc, gdzie wiek dziewiêtnasty wci¹ nie wie, e ju jest histori¹. Z pa³acowego dziedziñca wznosi³y siê kamienne schodki, prowadz¹c ku fantasmagorycznej konstrukcji galerii, sal bibliotecznychi czytelni, gdzie takie wynalazki jak telefon, poœpiechczy zegarek na rêkê okazywa³y siê futurystycznymi anachronizmami. Portier, a mo e by³a to tylko rzeÿba w uniformie, nawet nie mrugn¹³ okiem na mój widok. Wspi¹³em siê na pierwsze piêtro, b³ogos³awi¹c w duchu skrzyd³a wentylatora, który powarkiwa³ nad drzemi¹cymi czytelnikami, rozpuszczaj¹cymi siê niczym kostki lodu nad swoimi ksi¹ kami i gazetami. Sylwetka don Gustava Barceló odcina³a siê na tle okien galerii, wychodz¹cych na ogród. Pomimo niemal tropikalnej atmosfery antykwariusz, jak zwykle, ubrany by³ w stylu staromodnego dandysa, a jego monokl œwieci³ w ciemnoœciachniczym moneta w g³êbi studni. Dostrzeg- ³em przy nim odzian¹ w strój z bia³ej alpaki postaæ, która oczom mym jawi³a siê niczym anio³ sp³ywaj¹cy z mgie³. Us³yszawszy moje kroki, Barceló odwróci³ siê i przywo³a³ mnie gestem rêki. Danielu, bo masz na imiê Daniel, nieprawda? zapyta³ antykwariusz przynios³eœ ksi¹ kê? 21

Przytakn¹³em raz i jeszcze raz i z wdziêcznoœci¹ zaj¹³em krzes³o, które Barceló zaoferowa³ mi obok siebie i tajemniczej towarzyszki. Przez kilka minut ksiêgarz jedynie uœmiecha³ siê ³agodnie, nie zwa aj¹c na moj¹ obecnoœæ. Doœæ szybko straci³em nadziejê, e przedstawi mnie owej bia³ej damie. Barceló zachowywa³ siê tak, jakby w ogóle jej tam nie by³o i aden z nas nie móg³ si³¹ rzeczy jej zobaczyæ. Zerkn¹³em na ni¹ ukradkiem, nie chc¹c napotkaæ jej wzroku, który teraz b³¹dzi³ gdzieœ daleko. Twarz i ramiona zdradza³y blad¹ i tak delikatn¹ skórê, i wydawa³a siê niemal przezroczysta. Pod os³on¹ czarnych, lœni¹cych jak mokry kamieñ w³osów kry³a siê twarz, jak zdo³a³em dostrzec, o ostrych, zdecydowanych rysach. Uzna³em, e wygl¹da najwy ej na dwadzieœcia lat, ale coœ w jej postawie i przyt³aczaj¹cym j¹ niemal fizycznie przygnêbieniu kaza³o mi pomyœleæ, e w tym przypadku trudno w ogóle mówiæ o wieku, bo wygl¹da³a, jakby uwiêziono j¹ w stanie wiecznej m³odoœci, zastrze onym wy³¹cznie dla manekinów z luksusowychwitryn. Usi³owa³em w³aœnie wypatrzeæ pulsuj¹ce têtno na smuk³ej szyi, gdy zda³em sobie sprawê, e Barceló przygl¹da mi siê nader uwa nie. Zatem powiesz mi, gdzie znalaz³eœ tê ksi¹ kê? zapyta³. Chêtnie bym to zrobi³, ale przyrzek³em ojcu, e dotrzymam tajemnicy odpar³em. W³aœnie widzê. Sempere i te jego sekrety stwierdzi³ Barceló. Zreszt¹ i tak siê domyœlam, sk¹d masz tê ksi¹ kê. Ch³opcze, szczêœciarz z ciebie, bo to siê nazywa znaleÿæ ig³ê w stogu siana. Pozwolisz, e j¹ przejrzê? Poda³em mu ksi¹ kê, Barceló zaœ wzi¹³ j¹ ode mnie z nieskoñczon¹ delikatnoœci¹. Mam nadziejê, e j¹ ju przeczyta³eœ? Oczywiœcie, proszê pana. Zazdroszczê ci. Jestem przekonany, e najlepszym czasem na czytanie Caraxa jest wiek, gdy ma siê m³ode serce i myœli niewinne. Wiesz, e to jego ostatnia powieœæ? Pokrêci³em przecz¹co g³ow¹. A wiesz, Danielu, ile jest egzemplarzy tej ksi¹ ki na rynku? Z parê tysiêcy, chyba. Ani jednego stwierdzi³ Barceló. Poza twoim. Wszystkie inne zosta³y spalone. 22

23

Spalone? Za ca³¹ odpowiedÿ musia³ mi wystarczyæ jego nic niemówi¹cy uœmiech, zaj¹³ siê bowiem bez reszty ksi¹ k¹, któr¹ zacz¹³ przegl¹daæ strona po stronie, przesuwaj¹c d³oni¹ po papierze, jakby mia³ do czynienia ze szczególnego rodzaju jedwabiem. Bia³a dama niespiesznie zwróci³a siê ku nam. Na jej ustachpojawi³ siê nieœmia³y i dr ¹cy uœmiech. Jej bia³e niczym marmur Ÿrenice wpatrzone by³y w pustkê. Prze³kn¹³em œlinê. By³a niewidoma. Nie znasz, jak mniemam, mojej siostrzenicy Klary? zapyta³ Barceló. Zaprzeczy³em jedynie, nie bêd¹c w stanie oderwaæ wzroku od tej istoty o twarzy porcelanowej laleczki i bia³ych oczach, najsmutniejszych oczach, jakie kiedykolwiek widzia³em. Bo w³aœnie Klara jest specjalistk¹ od Juliana Caraxa i dlatego przyprowadzi³em j¹ ze sob¹ powiedzia³ Barceló. W tej materii tak dalece czujê siê przy niej ignorantem, e postanowi³em, i za waszym pozwoleniem udam siê do czytelni, by nacieszyæ siê tym egzemplarzem i przejrzeæ go w miarê dok³adnie, wy zaœ w tym czasie bêdziecie mogli spokojnie porozmawiaæ o swoichsprawach. Mam wasz¹ zgodê? Spojrza³em nañ oszo³omiony. Antykwariusz, korsarz nad korsarze, nie czekaj¹c w ogóle na odpowiedÿ, poklepa³ mnie po plecachi odszed³ z moj¹ ksi¹ k¹ pod pach¹. Zrobi³eœ na nim wra enie, wiesz? us³ysza³em za sob¹ g³os. Odwróci³em siê i znalaz³em na wprost siostrzenicy ksiêgarza, trafiaj¹c na jej uœmiech, delikatny i rozchwiany jak wszystko, co nie jest pewne swego adresata. G³os mia³a krystaliczny, przejrzysty i tak kruchy, e odnios³em wra enie, i roztrzaska³aby siê, gdybym jej przerwa³ lub wtr¹ci³ siê nie w porê. Wujek powiedzia³ mi, e zaoferowa³ ci znaczn¹ kwotê za ksi¹ kê Caraxa, ale jej nie przyj¹³eœ doda³a Klara. Zdoby³eœ sobie jego szacunek. Na pewno nikt by nie przyj¹³ westchn¹³em. Zauwa y³em, e uœmiechaj¹c siê, Klara przechyla z wdziêkiem g³owê, jej palce zaœ bawi¹ siê pierœcionkiem, który wygl¹da jak girlanda szafirów. Ile masz lat? zapyta³a. 24

Prawie jedenaœcie odpowiedzia³em. A pani? Klara zaœmia³a siê wobec mej zuchwa³ej naiwnoœci. Niemal dwa razy wiêcej, ale to nie znaczy, e musisz od razu zwracaæ siê do mnie per pani. Wygl¹da pani na m³odsz¹ doda³em, intuicyjnie czuj¹c, e to mo e usprawiedliwiæ mój uprzedni nietakt. Muszê ci wierzyæ na s³owo, bo nie wiem, jak wygl¹dam odpar³a ci¹gle ze swym pó³uœmiechem na wargach. Ale jeœli wydajê ci siê jeszcze m³odsz¹, to tym bardziej powinieneœ zwracaæ siê do mnie po imieniu. Jak pani sobie yczy, panno Klaro. Przyjrza³em siê dok³adnie rozpostartym niby skrzyd³a d³oniom, spoczywaj¹cym na sukni, jej wiotkiej talii zarysowuj¹cej siê pod fa³dami alpaki, zarysowi ramion, niezwyk³ej bladoœci szyi i wypuk³oœci warg, których bardzo chcia³bym dotkn¹æ. Nigdy dot¹d nie mia³em okazji przyjrzeæ siê kobiecie z tak bliska i tak dok³adnie, bez obawy, e napotkam jej wzrok. Czemu siê tak przygl¹dasz? zapyta³a Klara, nie bez nutki z³oœliwoœci. Pani wuj twierdzi, e jest pani ekspertem od Juliana Caraxa powiedzia³em, byle coœ rzec, z trudem prze³ykaj¹c œlinê. Och, wuj gotów jest powiedzieæ cokolwiek, jeœli w zamian pozwoli mu siê spêdziæ trochê czasu sam na sam z fascynuj¹c¹ go w³aœnie ksi¹ k¹ odpar³a Klara. B¹dŸ ³askaw siê zastanowiæ, jak ktoœ mo e byæ specjalist¹ od ksi¹ ek, którychnie mo e czytaæ, bo jest niewidomy. No w³aœnie, nie pomyœla³em o tym. Jak na niespe³na jedenastolatka ca³kiem nieÿle sobie radzisz z k³amstwami. Ale uwa aj, bo skoñczysz jak mój wuj. Obawiaj¹c siê, e znowu pope³niê jakiœ nietakt, tym razem nie odpowiedzia³em ju nic, tylko oszo³omiony wci¹ jej siê przygl¹da³em. No, dobrze, podejdÿ powiedzia³a. Proszê? No podejdÿ, nie bój siê. Przecie ciê nie zjem. Wsta³em i zbli y³em siê do Klary. Siostrzenica ksiêgarza w poszukiwaniu mojej d³oni unios³a praw¹ rêkê. Nie bardzo wiedz¹c, jak mam post¹piæ, podszed³em bardzo blisko i poda³em j¹. Chwyci³a mnie lew¹ rêk¹ i jednoczeœnie poda³a w milczeniu praw¹. Instynktownie zrozumia³em, o co jej 25

chodzi, i skierowa³em jej d³oñ ku swej twarzy. Dotyk by³ zdecydowany i delikatny zarazem. Jej palce przebieg³y po moichskroniachi policzkach. Nie rusza³em siê, nie œmia³em niemal oddychaæ, podczas gdy Klara czyta³a swoimi d³oñmi rysy mojej twarzy. I uœmiecha³a siê do siebie, a ja dostrzec mog³em, e usta jej rozchylaj¹ siê jakby w szepcie. Poczu³em muœniêcie jej palców na czole, w³osachi na powiekach. Zatrzyma³a siê na moich wargach, zarysowuj¹c je w milczeniu palcem wskazuj¹cym i serdecznym. Jej palce pachnia³y cynamonem. Prze³kn¹³em œlinê, czuj¹c, jak têtno roœnie mi gwa³townie, i dziêkuj¹c opatrznoœci, e nikt nie jest œwiadkiem tego, jak moja twarz powleka siê rumieñcem, od którego mo na by³o spokojnie zapaliæ cygaro. 26

3 Tego w³aœnie dnia pe³nego mg³y i m awki Klara Barceló skrad³a mi serce, zabra³a oddechi sen. W magicznym œwietle lamp Ateneo jej d³onie wypali³y na mojej skórze piêtno przekleñstwa, które mia³o przeœladowaæ mnie latami. I podczas gdy ja nie by³em zdolny oderwaæ od siostrzenicy ksiêgarza swego cielêcego wzroku, Klara opowiedzia³a mi swoj¹ historiê o tym, jak równie przypadkiem natrafi³a na strony Juliana Caraxa. Mia³o to miejsce w jednym z prowansalskichmiasteczek. Jej ojciec, ceniony adwokat, zwi¹zany z gabinetem kataloñskiego prezydenta Companysa, mia³ oczywiste przeczucie, e z pocz¹tkiem wojny lepiej wys³aæ onê z córk¹ do siostry mieszkaj¹cej po drugiej stronie granicy. Choæ nie brakowa³o i takich, którzy uznali to za grub¹ przesadê, bo przecie w Barcelonie nic specjalnego siê nie zdarzy, a w Hiszpanii, bêd¹cej kolebk¹ i per³¹ w koronie chrzeœcijañskiej cywilizacji, barbarzyñstwo to rzecz anarchistów, a ci oczywiœcie, na tychswoichrowerachi w tychswoichpocerowanych skarpetkach, daleko nie zajad¹. Lud nigdy nie przygl¹da siê sobie w lustrze, powtarza³ czêsto ojciec Klary, a ju zw³aszcza wtedy, gdy ludowi tylko wojna w g³owie. Adwokat potrafi³ interpretowaæ historiê i wiedzia³, e przysz³oœci nale y wypatrywaæ raczej na ulicach, w zak³adach pracy i w koszarach ni w porannej prasie. Przez szereg miesiêcy pisa³ do nichco tydzieñ. Najpierw ze swej kancelarii na ulicy Diputación, nastêpnie nie podaj¹c ju adresu zwrotnego, wreszcie, po kryjomu, z celi zamku na Montjuïc, gdzie nikt nie widzia³, jak wchodzi³ i sk¹d ju nigdy nie wyszed³. Jak tylu innych. Matka Klary czyta³a listy na g³os, nieumiejêtnie t³umi¹c p³acz i przeskakuj¹c ca³e akapity, którychistnienie córka i tak wyczuwa³a. PóŸniej, 27

o pó³nocy, Klara prosi³a sw¹ kuzynkê Claudette, by ta ponownie czyta³a jej listy od ojca, ju bez matczynychskrótów. I takie w³aœnie, dziêki po yczonym oczom, by³o czytanie Klary. Nikt nigdy nie widzia³, by uroni³a choæ jedn¹ ³zê, ani wtedy, gdy przestali otrzymywaæ listy, ani gdy wiadomoœci wojenne sk³ania³y jedynie do tego, by przeczuwaæ wszystko, co najgorsze. Mój ojciec od pocz¹tku wiedzia³, czym siê to wszystko skoñczy wyjaœni³a Klara. Trwa³ u boku swychprzyjació³, bo s¹dzi³, e taki jest jego obowi¹zek. Zabi³a go lojalnoœæ wobec ludzi, którzy, gdy nadesz³a ichgodzina, zdradzili go. Nigdy nikomu nie ufaj, Danielu, a tym bardziej ludziom, których podziwiasz. Bo nie kto inny, a w³aœnie oni zadadz¹ ci najboleœniejsze rany. Wymawia³a te s³owa twardo i z moc¹ zahartowan¹ przez lata tajemnicy i cienia. Zatraci³em siê w jej porcelanowym spojrzeniu, w oczachbez ³ez i oszustw, s³uchaj¹c, jak mówi o sprawach, których wówczas nie rozumia- ³em. Klara opisywa³a osoby, dekoracje i przedmioty, którychnigdy nie widzia³a, z wyczuciem szczegó³u i precyzj¹ godn¹ mistrza szko³y flamandzkiej. Jej jêzyk by³ dÿwiêkiem samym w sobie, echem, barw¹ g³osów, rytmem kroków. Opowiada³a mi, jak podczas wieloletniego pobytu na wygnaniu wefrancjionaijejkuzynkaclaudettemia³yprywatnegowychowawcê i nauczyciela, piêædziesiêcioletniego pijaczka z literackimi pretensjami, który che³pi³ siê recytowaniem Eneidy Wergiliusza w oryginale, bez akcentu, a którego przezywa³y Monsieur Roquefort z powodu szczególnej woni wydawanej przez jego cia³o, pomimo wody koloñskiej i perfum, jakimi zlewa³ sw¹ pantagrueliczn¹ postaæ. Monsieur Roquefort, mimo swychnader osobliwychcech(wœród którychwyró nia³o siê g³êbokie i niezachwiane przekonanie, e wêdliny, szczególnie zaœ kaszanka, które Klarze i jej matce przesy³a³a rodzina z Hiszpanii, s¹ cudownym lekarstwem na problemy z kr¹- eniem i na podagrê), by³ cz³owiekiem o wysublimowanychgustach. Od m³odoœci jeÿdzi³ co miesi¹c do Pary a, by tam zaspokoiæ swój g³ód kultury ostatnimi nowoœciami literackimi, zwiedzaniem muzeów i, jak g³osi³y plotki, spêdzeniem wyjazdowej nocy w ramionachnimfy, któr¹ zwa³ Madame Bovary, choæ na imiê mia³a Hortense, a jej twarz cechowa³a sk³onnoœæ do pokrywania siê zbytnim zarostem. Podczas swychkulturalnychekspedycji Monsieur Roquefort zwyk³ odwiedzaæ stoisko z u ywanymi ksi¹ kami naprzeciw katedry Notre Dame i tam w³aœnie, przypadkiem, natrafi³ pewnego 28

popo³udnia tysi¹c dziewiêæset dwudziestego dziewi¹tego roku na powieœæ nieznanego autora, niejakiego Juliana Caraxa. Zawsze otwarty na nowoœci, Monsieur Roquefort naby³ ksi¹ kê przede wszystkim ze wzglêdu na sugestywny tytu³, a zwyk³ zawsze czytaæ w podró y powrotnej poci¹giem coœ lekkiego. Powieœæ nosi³a tytu³ Czerwony dom, a z ty³u na ok³adce zamieszczony by³ niewyraÿny wizerunek autora, mo e fotografia albo szkic wêglem. S¹dz¹c z notki biograficznej, Julián Carax by³ m³odym, dwudziestosiedmioletnim autorem, urodzonym z pocz¹tkiem wieku w Barcelonie, mieszkaj¹cym w Pary u i pisz¹cym po francusku, zawodowo zaœ paraj¹cym siê gr¹ na pianinie w nocnychlokalach. Tekst na ok³adce, pompatyczny i tr¹c¹cy myszk¹, w ówczesnym stylu g³osi³ dosyæ bezbarwn¹ proz¹, e jest to debiutanckie dzie³o o niezwyk³ychwalorach, ujawniaj¹ce wielostronny i nieprzeciêtny talent, niemaj¹cy równychpoœród sobie wspó³czesnych, i wielka nadzieja literatury europejskiej. Z nastêpuj¹cego po tej notce streszczenia wynika³o, e opowieœæ zawiera³a pewne elementy nawi¹zuj¹ce do powieœci gotyckiej i powieœci odcinkowej, co w oczachmonsieur zwykle stanowi³o zaletê,dlaniegobowiemtym,conajbardziej,pozaklasykami,odpowiada³o jego gustom, by³y powieœci kryminalne i romanse. Czerwony dom opowiada³ o burzliwym yciu tajemniczego osobnika, który obrabowywa³ sklepy z zabawkami i muzea, a skradzionym lalkom i marionetkom wyd³ubywa³ oczy, by nastêpnie przenieœæ je do swego domu, opuszczonego ogrodu zimowego na brzegu Sekwany. Pewnej nocy bohater nasz zakrad³ siê do wytwornej rezydencji w alei Foix, by przetrzebiæ kolekcjê lalek nale ¹c¹ do magnata, który w epoce rewolucji przemys³owej dorobi³ siê fortuny w wyniku ciemnychinteresów. I zrz¹dzi³ los, e w tym w³aœnie rabusiu zakocha³a siê córka owego magnata, panna z wy szych paryskich sfer, oczytana i obdarzona nader wyrafinowanym gustem. W miarê pog³êbiania siê tego pogmatwanego romansu, niepozbawionego ma³o buduj¹cych epizodów i doœæ mrocznych szczegó³ów, bohaterka dochodzi³a z jednej strony do strasznego sekretu, który pcha³ naszego enigmatycznego i bezimiennego przez ca³y czas bohatera do tego, by oœlepiaæ lalki, z drugiej zaœ odkrywa³a okrutn¹ tajemnicê swego ojca i jego kolekcji porcelanowych figurek, co doprowadza³o w finale do przera aj¹cej gotyckiej tragedii. 29

Monsieur Roquefort, zaprawiony w bojachliterackichd³ugodystansowiec, che³pi¹cy siê ponadto spor¹ kolekcj¹ listów adresowanych doñ przez wszystkichparyskichwydawców, po kolei odrzucaj¹cychprzesy³ane przezeñ uparcie tomy wierszy i prozy swego autorstwa, zidentyfikowa³ wydawnictwo, które opublikowa³o tê powieœæ. Okaza³o siê, i jest to niewielki i ma³o znacz¹cy edytor, obecny na rynku raczej jako wydawca ksi¹ ek kucharskich, kursów kroju i szycia i tym podobnych poradników dla pañ domu. W³aœciciel kramu z u ywanymi ksi¹ kami opowiedzia³ mu, e powieœæ dopiero co siê ukaza³a, ale ju doczeka³a siê, w dwóchwychodz¹cych poza Pary em dziennikach, krótkich recenzji zamieszczonych obok dzia³u nekrologów. Obaj recenzenci za³atwili ca³¹ rzecz szczerze i bez mydlenia komukolwiek oczu, radz¹c debiutantowi Caraxowi, by za adne skarby nie rozstawa³ siê ze swym zawodem pianisty, bo w literaturze bez cienia w¹tpliwoœci nie ma czego szukaæ. Monsieur Roquefort, któremu miêk³o serce i otwiera³ siê portfel wobec pró nychtrudów, spraw daremnych i z góry przegranych, postanowi³ zainwestowaæ pó³ franka i wzi¹³ ze sob¹ ow¹ powieœæ niejakiego Caraxa, przy okazji nabywaj¹c rzadk¹ edycjê wielkiego mistrza, którego czu³ siê zapoznanym, jak na razie, uczniem, to znaczy Gustawa Flauberta. Poci¹g do Lyonu by³ tak zat³oczony, i Monsieur Roquefort musia³, acz niechêtnie, spêdziæ podró w przedziale drugiej klasy, z dwiema zakonnicami, które ledwo ostatni wagon opuœci³ dworzec Austerlitz, zaczê³y rzucaæ w stronê swego wspó³pasa era spojrzenia nieskrywanego potêpienia i wymieniaæ szeptem ma³o yczliwe, chyba, uwagi. Wobec tak oczywistych oznak niechêci nauczyciel postanowi³ siêgn¹æ do teczki po nabyt¹ niedawno powieœæ i schroniæ siê w okopach jej stron. Jakie by³o jego zaskoczenie, kiedy setki kilometrów póÿniej uœwiadomi³ sobie, e ca³kiem zapomnia³ o siostrach, o ko³ysaniu poci¹gu i o pejza u, który przesuwa³ siê, jak z³y sen braci Lumière, za oknami. Czyta³ ca³¹ noc, zupe³nie nie reaguj¹c na chrapanie zakonnic i uciekaj¹ce w ty³ stacje kolejowe spowite mg³¹ Przewracaj¹c ostatni¹ stronê, Monsieur Roquefort spostrzeg³ siê, e ju œwita, a on sam ma w oczach³zy, serce zaœ zatrute zazdroœci¹ i zarazem przepe³nione podziwem. 30

Tego samego dnia Monsieur Roquefort zadzwoni³ do paryskiego wydawnictwa, by uzyskaæ bli sze informacje o Julianie Caraksie. Wreszcie, bo musia³ kilkakrotnie próbowaæ, telefonistka o astmatycznym oddechu i g³osie pe³nym bezinteresownej z³oœliwoœci raczy³a mu odpowiedzieæ, e nieznany im jest adres pana Caraxa, zreszt¹ ten pan nie ma ju adnychkontaktów z wydawc¹, i e Czerwonego domu sprzeda³o siê dok³adnie siedemdziesi¹t siedem egzemplarzy, w wiêkszoœci nabytych, przypuszczalnie, przez panienki wiadomego prowadzenia i innychsta³ychklientów lokalu, w którym autor za marny grosz t³uk³ nokturny i polonezy. Reszta nak³adu zosta³a zwrócona i przerobiona na masê papierow¹, z której mo na drukowaæ msza³y, ksi¹ eczki z mandatami i loteryjne losy. Nêdzny los tajemniczego autora ostatecznie zjedna³ mu sympatiê Monsieur Roqueforta. Przez nastêpne dziesiêæ lat, podczas ka dego kolejnego pobytu w Pary u zachodzi³ do wszystkich mo liwychantykwariatów w poszukiwaniu innychdzie³ Juliana Caraxa. I adnej innej ksi¹ ki nigdy nie znalaz³. O autorze nikt prawie nie s³ysza³, niektórym ledwie coœ siê o uszy obi³o, wiêc wiedzieli o nim tyle, co nic. Byli i tacy, którzy twierdzili, e Carax opublikowa³ jeszcze parê ksi¹ ek, za ka dym razem w ma³o znacz¹cym wydawnictwie i w œmiesznychnak³adach. Ksi¹ ek tych, o ile w ogóle istnia³y, nie sposób by³o znaleÿæ. Jeden z ksiêgarzy zapewnia³, i zdarzy³o mu siê mieæ w rêkachegzemplarz powieœci Juliana Caraxa nosz¹cej tytu³ Z³odziej katedr, ale ju dawno temu, zreszt¹ i tego do koñca nie by³ pewien. Pod koniec tysi¹c dziewiêæset trzydziestego pi¹tego roku dotar³a do Monsieur Roqueforta wieœæ, e nowa powieœæ Juliana Caraxa, Cieñ wiatru, zosta³a opublikowana przez ma³e paryskie wydawnictwo. Napisa³ do wydawnictwa, by nabyæ wiele egzemplarzy. Nigdy nie otrzyma³ odpowiedzi. Nastêpnego roku, wiosn¹ trzydziestego szóstego, jego stary znajomy i w³aœciciel kramu z ksi¹ kami znad Sekwany zapyta³ go, czy Carax nadal go interesuje. Monsieur Roquefort stwierdzi³, e nigdy siê nie poddaje. To ju by³ czysty upór: byæ mo e wszyscy upierali siê, by pogrzebaæ Caraxa w zapomnieniu, ale Monsieur Roquefort nie mia³ najmniejszej ochoty ich naœladowaæ. Znajomy bukinista wyjawi³ mu, e parê tygodni temu pojawi³a siê plotka z Caraxem w roli g³ównej. Wygl¹da³o na to, e wreszcie szczêœcie siê do pisarza uœmiechnê³o. Mia³ o eniæ siê z dobrze sytuowan¹ dam¹ i, po wielu latachmilczenia, wyda³ now¹ powieœæ, która, pierwsza z jego ksi¹ ek, 31

doczeka³a siê wreszcie pochlebnej recenzji, i to w Le Monde. Ale w³aœnie wtedy, kiedy zdawa³o siê, i Caraxowi zaczê³y wiaæ pomyœlne wiatry, opowiada³ ksiêgarz, pisarz wpl¹ta³ siê nieoczekiwanie w jakiœ pojedynek na cmentarzu Père-Lachaise. Okolicznoœci ca³ej tej historii nie by³y ca³kiem jasne. Wiadomo tylko, e pojedynek odby³ siê o œwicie, w dniu, w którym Carax mia³ zawrzeæ œlub, ale pan m³ody nie przyby³ w ogóle do koœcio³a. Komentowano to na wszystkie mo liwe sposoby: jedni uwa ali, e w tym pojedynku zosta³ zabity, a zw³oki jego wrzucono do wspólnej mogi³y; inni, bardziej optymistyczni, sk³onni byli s¹dziæ, e Carax, zamieszany wjakieœciemnesprawki,musia³porzuciæczekaj¹c¹nañprzyo³tarzupannê m³od¹ i uciekaæ z Pary a, by wróciæ do Barcelony. Bezimienny grób nie zosta³ nigdy odnaleziony, a nieco póÿniej zaczê³a kr¹ yæ odmienna wersja: Julián Carax, z³amany kolejnymi nieszczêœciami, zmar³ w swym rodzinnym mieœcie w skrajnej nêdzy. Dziewczyny z burdelu, gdzie gra³ na pianinie, zebra³y pieni¹dze, by sprawiæ mu w miarê przyzwoity pochówek. Kiedy dotar³ przekaz pocztowy, zw³oki zosta³y ju pochowane w masowym grobie, razem z cia³ami ebraków, bezimiennychtopielców wyp³ywaj¹cych na portowychwodachi zmar³ychz zimna na schodachmetra. Choæby tylko po to, eby zrobiæ na przekór innym, Monsieur Roquefort nie zapomnia³ o Caraksie. Jedenaœcie lat po odkryciu Czerwonego domu postanowi³ po yczyæ tê powieœæ swoim dwóm uczennicom, z nadziej¹, i byæ mo e ta dziwna ksi¹ ka sk³oni je do nabrania nawyku czytania. Klara i Claudette by³y wówczas dwiema piêtnastolatkami, z kipi¹c¹ od hormonów krwi¹, podczas gdy przez okna pokoju do nauki œwiat zachêcaj¹co puszcza³ do nichoko. Jak dot¹d, mimo wysi³ków ichnauczyciela, dziewczêta okazywa³y siê odporne na urok klasyków, bajek Ezopa czy nieœmiertelnego rytmu wiersza Dantego. Monsieur Roquefort, lêkaj¹c siê, i obowi¹zuj¹cy kontrakt mo e nie zostaæ przed³u ony, gdy matka Klary odkryje, i ca³a jego dotychczasowa praca dydaktyczna doprowadzi³a, jak na razie, do wyedukowania jedynie dwóchanalfabetek z fiu-bÿdziu w g³owach, postanowi³ namówiæ je do przeczytania powieœci Caraxa, mówi¹c, e jest to historia mi³osna, z gatunku wyciskacz ³ez, co by³o tylko do pewnego stopnia prawd¹. 32

4 Nigdy adna historia tak mnie nie porwa³a i nie oczarowa³a jak historia opowiedziana w tej ksi¹ ce t³umaczy³a Klara. Do tej pory lektury by³y dla mnie wy³¹cznie obowi¹zkiem, czymœ w rodzaju trybutu, jaki nale a³o p³aciæ nauczycielom i wychowawcom, bez zastanawiania siê zreszt¹ z jakiego tytu³u. Przyjemnoœæ czytania, przekraczania tychdrzwi, jakie otwieraj¹ ci siê w duszy, ca³kowitego poddania siê wyobraÿni, piêknu i tajemnicy fikcji i jêzyka, wszystko to by³o mi dot¹d nieznane i obce. A zaistnia³o dla mnie razem z t¹ powieœci¹. Ca³owa³eœ siê ju, Danielu, z dziewczyn¹? Dech mi odebra³o, poczu³em nag³¹ suchoœæ w ustach. No tak, jesteœ jeszcze za m³ody. Ale to jest w³aœnie takie samo wra enie, iskra tego pierwszego razu, którego nigdy siê nie zapomina. Œwiat wokó³ nas jest œwiatem cieni, Danielu, a magii w nim za grosz. Ta ksi¹ ka nauczy³a mnie, e czytaæ to bardziej yæ, to yæ intensywniej, e czytanie mo e przywróciæ wzrok, który straci³am. I to wystarczy³o, by ksi¹ ka, która nikogo nie obchodzi³a, odmieni³a moje ycie. W tym w³aœnie momencie poczu³em siê malutkim i g³upim gapciem na ³asce i nie³asce tej istoty, której s³owom i urokom nie mia³em ju ani jak, ani po co siê opieraæ. Marzy³em tylko o tym, by nie przestawa³a mówiæ, by jej g³os zawsze mnie dochodzi³, a jej wuj zosta³ na zawsze tam, gdzie by³, i nie psu³ owej tylko do mnie nale ¹cej chwili. Przez lata szuka³am innychksi¹ ek Juliana Caraxa kontynuowa³a Klara. Pyta³amwbibliotekach,wksiêgarniach,wszko³ach,napró no. Nikt nigdy nie s³ysza³ ani o nim, ani o jego ksi¹ kach. Nie mog³am tego zrozumieæ. W jakiœ czas póÿniej dotar³a do Monsieur Roqueforta dziwna 33

historia o osobniku, który chodzi³ po wszystkichksiêgarniachi bibliotekach w poszukiwaniu dzie³ Juliana Caraxa i jeœli na nie trafia³, to je kupowa³, krad³ lub te zdobywa³ w jakikolwiek inny sposób, by nastêpnie od razu je spaliæ.iniktniewiedzia³,ktozaczidlaczegotorobi.jakbyzama³oby³otych tajemnic wokó³ Juliana Caraxa, po pewnym czasie moja matka postanowi- ³a wróciæ do Hiszpanii. By³a chora, a jej domem i œwiatem zawsze by³a Barcelona. Ja ze swej strony po cichu ywi³am nadziejê, e w³aœnie tutaj bêdê mog³a wreszcie dowiedzieæ siê czegoœ wiêcej o Caraksie, bo jedno jest pewne, e przecie tu, w Barcelonie, siê urodzi³ i st¹d znikn¹³ na zawsze z pocz¹tkiem wojny. I choæ mog³am liczyæ na pomoc wuja, wszystkie œlady, na jakie natrafia³am, prowadzi³y donik¹d. Mojej matce równie nie uda³y siê jej w³asne poszukiwania. Barcelona, do której wróci³a, nie by³a ju t¹ Barcelon¹, któr¹ kiedyœ opuœci³a. Teraz by³o to miasto ton¹ce w mrokach, miasto ju bez mojego ojca, a jednak ci¹gle jeszcze przesycone pamiêci¹ o nim, wspomnieniami obecnymi w ka dym zak¹tku. Miasto roztaczaj¹ce niezapomniany urok przesz³oœci. Tak jakby ma³o jej by³o beznadziei, upar³a siê wynaj¹æ jakiegoœ cz³owieka, by zbada³, co naprawdê sta³o siê z moim ojcem. Po trzechmiesi¹cachdochodzenia ów prywatny detektyw móg³ siê wykazaæ jedynie zepsutym zegarkiem i nazwiskiem cz³owieka, który zabi³ mojego ojca w kazamatachzamku Montjuïc. A brzmia³o ono: Fumero, Javier Fumero. Powiedziano nam, e osobnik ten, jak wielu innych, zaczyna³ jako bojówkarz Federacji Anarchistów Iberyjskich, e flirtowa³ z anarchistami, komunistami i faszystami, wszystkichoszukuj¹c, sprzedaj¹c swe us³ugi temu, kto da wiêcej, i e po upadku Barcelony przeszed³ na stronê zwyciêzców, wstêpuj¹c do policji. Dziœ jest s³awnym inspektorem, uhonorowanym ró nymi odznaczeniami. Mojego ojca nikt ju nie pamiêta³. Pewnie siê domyœlasz, e matka zgas³a w ci¹gu kilku miesiêcy. Lekarze powiedzieli, e to serce i chyba siê, jak rzadko, nie pomylili. Po œmierci mamy przygarn¹³ mnie wuj Gustavo, jedyny krewny, jaki zosta³ w Barcelonie. Uwielbia³am go, bo zawsze, gdy nas odwiedza³, przynosi³ mi ksi¹ ki w prezencie. By³ moj¹ jedyn¹ rodzin¹ i najlepszym przyjacielem przez wszystkie te lata. Choæ mo esz go postrzegaæ, tak jak go pewnie postrzegasz, czyli jako aroganta, w rzeczywistoœci to cz³owiek go³êbiego serca. Ka dego wieczoru, choæby nie wiadomo jak pada³ ze zmêczenia, zawsze mi czyta. 34

Ja móg³bym pani czytaæ, gdyby oczywiœcie pani chcia³a zaoferowa- ³em siê skwapliwie, a³uj¹c natychmiast w³asnej zuchwa³oœci i przekonany, e dla Klary moje towarzystwo oznaczaæ mog³o jedynie nudê, w najlepszym razie nieporozumienie. Dziêkujê, Danielu odpar³a. Sprawi³oby mi to wielk¹ radoœæ. Jestem do pani us³ug. Skinê³a powoli g³ow¹, szukaj¹c mnie swoim uœmiechem. Niestety, nie mam owego egzemplarza Czerwonego domu rzek³a. Monsieur Roquefort stanowczo odmówi³ rozstania siê z nim. Mog³abym spróbowaæ ci j¹ streœciæ, ale to by³oby tak, jak opisaæ katedrê, mówi¹c, e to zwê aj¹ca siê stromo ku górze kupa kamieni. Na pewno opowiedzia³aby to pani inaczej i lepiej, jestem przekonany wymamrota³em. Kobiety obdarzone s¹ niezawodnym instynktem, dziêki któremu natychmiast wiedz¹, kiedy dany mê czyzna traci dla nich g³owê, tym bardziej jeœli ów mê czyzna jest ca³kowitym, w dodatku niepe³noletnim, g³upcem. Klara Barceló mog³a najspokojniej w œwiecie pos³aæ mnie do wszystkich diab³ów, ja wola³em jednak wierzyæ w to, e jej status osoby niewidomej stwarza mi swoisty margines bezpieczeñstwa, dziêki któremu moja zbrodnia, ca³kowite i bezgraniczne uwielbienie dla kobiety dwukrotnie ode mnie starszej, dwukrotnie inteligentniejszej i wy szej, pozostanie jednak niezauwa ona. Zastanawia³em siê, co takiego Klara dostrzeg³a we mnie, e zaoferowa³a mi przyjaÿñ; mo e jakieœ odbicie samej siebie, nik³y pog³os samotnoœci i zagubienia. W moichszczeniackichsnachmieliœmy byæ zawsze par¹ uciekinierów, galopuj¹cychna grzbiecie ksi¹ ki, gotowychgnaæ przed siebie poprzez œwiaty fikcji i marzeñ z drugiej rêki. Kiedy Barceló wróci³ do nas ze swym nieod³¹cznym kocim uœmiechem na ustach, minê³y dwie godziny, które mnie wyda³y siê zaledwie dwiema minutami. Ksiêgarz wyci¹gn¹³ ku mnie ksi¹ kê i mrugn¹³ porozumiewawczo. SprawdŸ j¹ dok³adnie, eby nie by³o póÿniej, e ci j¹ podmieni³em. Ufam panu ca³kowicie stwierdzi³em. Naiwnychnie siej¹. Ostatniemu delikwentowi, który takimi s³owy mnie potraktowa³ (oczywiœcie jankeski turysta, przekonany, e to Hemingway 35