Zesłanie Ducha Świętego Msza w Wigilię Rdz 11,1 9 Rz 8,22 27 J 7,37 39 Kiedyś w raju wąż powiedział do Ewy: gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło (Rdz 3,5). Była to pokusa, która sprowadziła na człowieka grzech, odcięcie się od Boga. Dzisiaj w pierwszym czytaniu słyszymy: Chodźcie, zbudujemy sobie miasto i wieżę, której wierzchołek będzie sięgał nieba, i w ten sposób uczynimy sobie znak, abyśmy się nie rozproszyli po całej ziemi (Rdz 11,4). Ta myśl, wydawałoby się dobra, także okazała się bramą do grzechu, tym razem w wymiarze społecznym. Ale na czym w istocie polegał w obu przypadkach grzech człowieka? Nie jest to takie oczywiste na pierwszy rzut oka. Przecież pragnienie poznania dobra i zła, czyli poznania wszystkiego, oraz pragnienie jedności i zbudowania znaku takiej jedności są dobrymi pragnieniami. W pierwszym przypadku grzechem było złamanie zakazu Boga, ale nie samo złamanie zakazu było jego jądrem. Złamanie Bożego zakazu wynikało z ludzkiego pragnienia bycia jak Bóg. Jednak tutaj natrafiamy na paradoks: Adam może tego nie wiedział, ale my dzisiaj po pełnym objawieniu się Boga i Jego zamysłu względem człowieka wiemy, że Bóg pragnie, byśmy byli do Niego całkowicie podobni, byśmy byli Jego dziedzicami i uczestnikami Jego życia, abyśmy prawdziwie znali dobro i zło, czyli przekładając język biblijny na nasz: abyśmy znali wszystko. Podobnie z wieżą Babel pragnienie tworzenia jedności jest pragnieniem samego Boga. We wczorajszej Ewangelii czytaliśmy słowa modlitwy Jezusa: aby wszyscy stanowili jedno (J 17,21). Dlaczego z takiego pragnienia, wydawałoby się zgodnego z Bożym planem, wyrasta grzech? Czyżby Bogu chodziło jedynie o to, że owszem tak, ale na Moich warunkach, według Mojego planu? Właściwie prymitywnie można by tak odpowiedzieć na to pytanie. Złośliwi mogliby widzieć w takiej odpowiedzi Boży totalitaryzm. Faktycznie grzech człowieka polega na tym, że w swoim życiu pragnie realizować siebie bez Bożej pomocy, a czasem wręcz wbrew
Bogu i Jego prawom. Takie próby podejmował człowiek od samego początku, od raju i wieży Babel. I trzeba było doświadczenia negatywnych skutków własnej głupoty, by z czasem człowiek zaczął mądrzeć. Taka była historia Mojżesza. Jako młodzieniec pragnął wyzwolenia swojego narodu z niewoli. W gwałtownym porywie zabił Egipcjanina bijącego Hebrajczyka. Zaraz po tym musiał się ratować ucieczką. Po 40 latach rekolekcji na pustyni Bóg go wysyła, by wyprowadził Izraela z domu niewoli do wolności, a on się broni, bo wie, że jest słaby i nieudolny. Ale właśnie wtedy jest naprawdę gotowy do podjęcia tego dzieła i Bóg go do niego wyznacza. Przemiana, jaka się dokonała w Mojżeszu, ukazuje, co jest potrzebne. Przy czym ta przemiana jest oczekiwana z utęsknieniem nie tylko przez człowieka, ale i przez całe stworzenie, o czym mówi drugie czytanie. Na czym ona polega? W najstarszej tradycji monastycznej bardzo często nawiązywano do postaci Mojżesza. Często padało sformułowanie: Mojżesz był najbardziej pokornym ze wszystkich ludzi (zob. Lb 12,3). Otóż różnica pomiędzy Bożym zamysłem względem nas a naszymi ambicjami, które zewnętrznie wydają się podobne, wyraża się w wewnętrznej postawie. Jest to różnica pomiędzy pokorą i pychą. Jądrem grzechu jest pycha. Ona prowadzi do grzechu. Jeżeli nawet mamy wspaniałe zamiary, np. jedność ludzi, wolność, braterstwo, równość, jak to można było zobaczyć w historii, w praktycznej realizacji dochodzi do jeszcze większej niesprawiedliwości, nierówności, niewolnictwa itd. To właśnie pycha ludzka powoduje, że nie jesteśmy w stanie sami doprowadzić do zrealizowania wspaniałych idei. Trzeba sobie z tego zdać sprawę. I ta świadomość jest początkiem pokory, a ta z kolei staje się podstawą do przyjęcia daru jedności. W Ewangelii Pan Jezus woła: Jeśli ktoś jest spragniony, a wierzy we Mnie, niech przyjdzie do Mnie i pije. Jak rzekło Pismo: Strumienie wody żywej popłyną z jego wnętrza (J 7,37n). Przedziwne jest to, że upragniony dar jest tak łatwo dawany. Wystarczy tak niewiele: przyjść do Jezusa i zacząć pić, czyli po prostu poprosić. On go chętnie da, ale pod jednym warunkiem: jeżeli z naszej strony będzie odpowiednia otwartość na przyjęcie tego daru. Bo sam dar jest po pierwsze darem, to znaczy nie jest czymś, co nam się należy, do czego możemy mieć pretensję, po drugie ten dar nie jest czymś, ale żywą więzią osobową,
jest miłością, która domaga się wzajemności. Nie jest czymś, co można posiadać, ale komunią, a nawet więcej: ten dar jest Osobą, Duchem Świętym, Osobą komunią i miłością. Sami nie jesteśmy w stanie zrealizować miłości właśnie dlatego, że jedynie Bóg jest miłością, a my możemy w niej mieć jedynie udział przez całkowite zawierzenie, przez udział w Nim, co się dokonuje przez Ducha Świętego.
Zesłanie Ducha Świętego Msza w dzień rok B Dz 2,1 11 Ga 5,16 25 J 15,26-27; 16,12-15 W czasie Zesłania Ducha Świętego doszło do spektakularnego zjawiska: Nagle spadł z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wiatru, i napełnił cały dom, w którym przebywali. Ukazały się im też języki jakby z ognia, które się rozdzieliły, i na każdym z nich spoczął jeden. I wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym, i zaczęli mówić obcymi językami, tak jak im Duch pozwalał mówić (Dz 2,2 4). Ten obraz kojarzy się z samym Zesłaniem Ducha i Jego działaniem. Dar glosolaliów był jeszcze przez lata udzielany nowo ochrzczonym i pierwotny Kościół bardzo mocno przeżywał niejako namacalność otrzymania Ducha. Z czasem to zjawisko zanikło i po wiekach, na początku XX wieku się odnowiło wpierw we wspólnotach protestanckich, a potem także we wspólnotach katolickich. Samo zjawisko jest mocne i pozwala ludziom doświadczyć misteryjnej siły, jaka przez nich działa. Niemniej samo zjawisko jest dane ludziom dla pokrzepienia serca, ale nie stanowi istoty działania Ducha w nas. Św. Paweł bardzo mocno obdarowany różnymi darami Ducha wskazuje właściwy wymiar działania Ducha. Mówi, że można to poznać po tym, co się w nas rodzi, po owocach naszego działania: Jest zaś rzeczą wiadomą, jakie uczynki rodzą się z ciała Owocem zaś Ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie (Ga 5,19.22n). Jest to podobnie jak z uczniami, którzy wysłani przez Pana Jezusa w celu głoszenia dobrej nowiny otrzymali łaskę uzdrawiania i wypędzania złych duchów. Po powrocie byli bardzo podnieceni tym doświadczeniem. Jednak Pan Jezus wskazał im właściwy powód radości: Widziałem szatana, spadającego z nieba jak błyskawica. 19 Oto dałem wam władzę stąpania po wężach i skorpionach, i po całej potędze przeciwnika, a
nic wam nie zaszkodzi. 20 Jednak nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie (Łk 10,18 20). Nowe doświadczenia dające niespodziewaną możliwości nie są żadnym znakiem autentycznej przynależności do Boga! To, czy autentycznie do Niego należymy możemy najpewniej poznać po owocach w naszym życiu. Zdolność dokonywania cudów posiada także Szatan, jednaka to mu nie daje życia prawdziwego! Natomiast może takimi cudami imponować komuś, kto się tym zachwyca i w nich widzi wielką wartość i w ten sposób go zwieść. Prawdziwe spotkanie z Bogiem owocuje bardzo konkretną postawą człowieka, którą można poznać po owocach. Do wymienionych przez św. Pawła w Ga 5,22n owoców trzeba by jeszcze dodać: pokorę, przebaczenie, wdzięczność i wytrwałość, aby w ten sposób uzyskać w miarę pełną listę owoców Ducha. Możemy je odnaleźć w innych testach św. Pawła: np. Kol 3 i Ef 4. W naszym życiu wiary istotne jest to, byśmy rzeczywiście szli drogą prawdy coraz bardziej zbliżając się do Chrystusa. A to można poznać jedynie po jakości naszego życia, którą się rozpoznaje po owocach. Jeżeli nosimy w sobie to, na co św. Paweł wskazuje jako na rodzące się z ciała, czyli z naszego skierowania do świata i życia jego namiętnościami: nierząd, nieczystość, wyuzdanie, bałwochwalstwo, czary, nienawiść, spory, zawiść, gniewy, pogoń za zaszczytami, niezgoda, rozłamy, zazdrość, pijaństwo, hulanki i tym podobne (Ga 5,19 21), to wskazuje to na życie, które odrzuca Chrystusa i Jego królestwo niezależnie od tego, co ci ludzie deklarują sami. Choćby mówili, że wierzą w Chrystusa, choćby byli Jego obrońcami w dyskusjach, działali na rzecz propagowania Ewangelii, to te cechy jego życia jednoznacznie wskazuj, że nie są uczniami Chrystusa. Jego królestwo jest królestwem miłości, a tym samym radości, pokoju, wyrozumiałości, szacunku wzajemnego, przebaczenia itd. Ci którzy w sobie noszą takie owoce, są prowadzeni przez Ducha i to niezależnie od tego, na ile sobie z tego zdają sprawę. Owoce wskazują nam, czy idziemy dobrą drogą, czy ewentualnie zboczyliśmy i daliśmy sobie zaszczepić jakieś namiętne pragnienia lub nasze działanie wynikało z lęku o siebie. Sprawa jest o tyle ważna, że całą prawdę zna jedynie Duch, który nas do niej prowadzi, a my
mamy jedynie konsekwentnie za Nim iść, pozwolić się prowadzić, aby dojść do całej prawdy, która polega na pełni życia. To życie mamy zakodowane w postaci misterium w Eucharystii, pokarmie na życie wieczne, którą celebrujemy we wspólnocie eklezjalnej, czyli wspólnocie w Duchu Świętym i jednocześnie sprawowanej Jego mocą. Niech to misterium stanie się w nas jednym wielkim TAK! AMEN.