PANAMA. Znów w drodze

Podobne dokumenty
Czy na pewno jesteś szczęśliwy?

Z wizytą u Lary koleżanki z wymiany międzyszkolnej r r. Dzień I r.

Nadszedł wreszcie upragniony czas wycieczki. Wszyscy nie mogliśmy się doczekać. Agnieszka Kaj i Arek Grześkowiak ciągle odliczali dni do wyjazdu.

PANAMA. W drodze. PANAMA. W drodze. PANAMA. W drodze Published on biketheworld.pl ( Submitted on

Friedrichshafen Wjazd pełen miłych niespodzianek

Kolejny udany, rodzinny przeszczep w Klinice przy ulicy Grunwaldzkiej w Poznaniu. Mama męża oddała nerkę swojej synowej.

Dzięki ćwiczeniom z panią Suzuki w szkole Hagukumi oraz z moją mamą nauczyłem się komunikować za pomocą pisma. Teraz umiem nawet pisać na komputerze.

Przygody Jacka- Część 1 Sen o przyszłości

Płynęły statkiem aż zobaczyły na wodach ogromnego wieloryba. Dziewczynki bardzo się przestraszyły.

Jakieś 12 godzin później dotarliśmy do miasta Darwin w Australii. Zostaliśmy tam 2 dni, dlatego że byliśmy zmęczeni i potrzebowaliśmy odpoczynku.

1) Jak często odczuwała Pani bóle pleców w ostatnim tygodniu? 2) Jeśli wystąpił u Pani ból pleców, jak długo w ciągu dnia był on odczuwalny.

KATARZYNA POPICIU WYDAWNICTWO WAM

Wycieczka do Torunia. Wpisany przez Administrator środa, 12 czerwca :29

Wszystko to zostało razem zapakowane i przygotowane do wysłania.

ERASMUS COVILHA, PORTUGALIA

Rozumiem, że prezentem dla pani miał być wspólny wyjazd, tak? Na to wychodzi. A zdarzały się takie wyjazdy?

Relacja z pobytu na Majorce

W Beskidzie Sądeckim

Klub PTTK "ŁAZIK" w Stalowej Woli

WAŻNE Kiedy widzisz, że ktoś się przewrócił i nie wstaje, powinieneś zawsze zapytać, czy możesz jakoś pomóc. WAŻNE

wymarzony prezent Prezent Marzeń Lot awionetką

W dniach maja 2012 odbył się wyjazd rowerzystów z Zielonej Góry do Zittau.

WYJAZD DO TURCJI W RAMACH PROJEKTU COMENIUS EURO VILLAGES

Tłumaczenia: Love Me Like You, Grown, Hair, The End i Black Magic. Love Me Like You. Wszystkie: Sha-la-la-la. Sha-la-la-la. Sha-la-la-la.

Witajcie dzieci! Powodzenia! Czekam na Was na końcu trasy!

Strona 1 z 7

Opis trasy maratonu Agrolok MTB Maraton

Niektórym z nas konieczna okazała się pomoc. Dzieci z naszej grupy dorównują sprawnością starszakom. Brawo!

Opowiedziałem wam już wiele o mnie i nie tylko. Zaczynam opowiadać. A było to tak...

Andrzej Dobber - jestem spełniony i szczęśliwy

Wiersz Horrorek państwowy nr 3 Ania Juryta

Igor Siódmiak. Moim wychowawcą był Pan Łukasz Kwiatkowski. Lekcji w-f uczył mnie Pan Jacek Lesiuk, więc chętnie uczęszczałem na te lekcje.

Połóg - rehabilitacja, ćwiczenia po porodzie

Spis treści. Od Petki Serca

Prędkość, droga i czas w matematyce

Leśnicka Łucja Kołodziej Alicja Kościelniak Stefania Bryniarski Wojciech

Sytuacja zawodowa pracujących osób niepełnosprawnych

i na matematycznej wyspie materiały dla ucznia, klasa III, pakiet 109, s. 1 KARTA:... Z KLASY:...

ISLANDIA. Kraina ognia i lodu - bezdrożami przez Islandię

Spotkanie z Jaśkiem Melą

I Nie Było Już Nikogo

TIMETABLE MÓJ ROZKŁAD JAZDY

AUDIO / VIDEO (A 2 / B1 ) (wersja dla studenta) ROZMOWY PANI DOMU ROBERT KUDELSKI ( Pani domu, nr )

BURSZTYNOWY SEN. ALEKSANDRA ADAMCZYK, 12 lat

Wycieczka do Karpacza

Ile "zarobiłem" przez 3 miesiące prowadzenia bloga? (case study + 4 porady)

III. Temat: Pakujemy plecak na pielgrzymkę. ks. Marek Studenski

WYWIAD Z VIDASEM BLEKAITISEM

Quality of Life Questionnaire

LUBIN OCZAMI MŁODEGO ROWERZYSTY. Imię i nazwisko autora: MARCEL ŚWIĄTEK Szkoła Podstawowa nr 10 w Lubinie klasa IV e Opiekun autora: Andrzej Olek

Biblia dla Dzieci. przedstawia. Kobieta Przy Studni

Biblia dla Dzieci przedstawia. Kobieta Przy Studni

Część 11. Rozwiązywanie problemów.

A B C D E A B C D E A B C D E STAN FIZYCZNY ŻYCIE RODZINNE I TOWARZYSKIE

Pod hiszpańskim niebem

! Alesund 2

STAŻ ZAGRANICZNY MÓJ UDZIAŁ I KORZYŚCI PŁYNĄCE Z UCZESTNICTWA W PROJEKCIE. Autor :Karolina Suda

J. J. : Spotykam rodziców czternasto- i siedemnastolatków,

HOTEL COMFORT BERNAU 3* gościnność po niemiecku

ZADANIE 1 Codzienna trasa listonosza ma kształt trójkata równobocznego, którego wierzchołki stanowia

Dzień 2: Czy można przygotować dziecko do przedszkola?

Pomysł na weekend: Success Trip we Lwowie

ZACZNIJ ŻYĆ ŻYCIEM, KTÓRE KOCHASZ!

Ekspresowo na Mazury? Tak, ale tylko z GigaBusem!

Karkonosze maj 2014 Dzień 1 Dzień 2

CHORWACJA HOTEL DUBRAVKA *** nasza propozycja na Lato 2016

Dobry nocleg w Iławie Villa Port

Comenius wyjazd do Włoch. Jagoda Kazana 6a Alicja Rotter 6a

Wymianie uczniowska ze szkołą partnerską we Francji

30-dniowe #FajneWyzwanie Naucz się prowadzić Dziennik!

Tak prezentują się laurki i duży obrazek z życzeniami. Juz jesteśmy bardzo blisko.

Czwórka z plusem PROJEKTU

Moja przygoda w CzechachKarolina. Zaleńska

Pamiętnik szalonego nauczyciela cz. VIII (ostatnia) Napisała: Dorota Pąchalska Rok szkolny 2014/2015

Wreszcie nadszedł ten dzień, na który tak długo czekały. Rodzice przygotowali im tort.

CYPR. CYPR Published on biketheworld.pl ( Dodane dnia Zaktualizowano dnia

Oto kilka rad ode mnie:

Ref: Zaraz po wakacjach. 3.Różne wydarzenia z życia przedszkolnego, wspomnienia zostaną w sercu u każdego. 4. Inscenizacja,,Wakacjusz c.d.

Społeczeństwo nostalgii? grudzień Społeczeństwo nostalgii? TNS grudzień 2013 K.078/13

Magdalena Bladocha. Marzenie... Gimnazjum im. Jana Pawła II w Mochach

Autor: Małgorzata Osica

Chłopcy i dziewczynki

Wakacje "ze skarpety"

PODRÓŻE - SŁUCHANIE A2

i na matematycznej wyspie materiały dla ucznia, pakiet 159, s. 1 KARTA:... Z KLASY:...

Punkt 2: Stwórz listę Twoich celów finansowych na kolejne 12 miesięcy

Pokochaj i przytul dziecko z ADHD. ADHD to zespół zaburzeń polegający na występowaniu wzmożonej pobudliwości i problemów z koncentracją uwagi.

W ramach projektu Kulinarna Francja - początkiem drogi zawodowej

Uprzejmie prosimy o podanie źródła i autorów w razie cytowania.

A2Z ACCESSORIES - LOGISTYCZNE WYZWANIA

Co obiecali sobie mieszkańcy Gliwic w nowym, 2016 roku? Sprawdziliśmy

W krainie włoskich smaków praktyki w Restauracji La Taverna Digli Artisti

Kto chce niech wierzy

Język polski marzec. Klasa V. Teraz polski! 5, rozdział VII. Wymogi podstawy programowej: Zadania do zrobienia:

biegać każdy może! stwierdził lakonicznie: Urodziłem

BAJKA O PRÓCHNOLUDKACH I RADOSNYCH ZĘBACH

VIII Międzyświetlicowy Konkurs Literacki Mały Pisarz

Ziemia. Modlitwa Żeglarza

SPRAWOZDANIE z I R A J D U R O W E R O W E G O SZLAKIEM SŁUPSK STRZLINKO DOLINA CHARLOTTY

Transkrypt:

Dodane dnia 2014.08.06 -- Zaktualizowano dnia 2014.08.15 Wpis dotyczy kraju: PANAMA [1] Zobacz wszystkie wpisy Adeli z kraju: PANAMA [2] Newsletter biketheworld.pl [3] 1.08.2014 KOSTARYKA Tak, jak obiecałam, wrzucam kolejny wpis. Pewnie większość z Was (tych, którzy nie śledzą nas na Facebooku), zastanawia się, czy już wyruszyliśmy w dalszą drogę, a jeśli tak, to gdzie jesteśmy i jak nam idzie. Gdy pisałam ostatnio, byłam po 3 pierwszych jazdach próbnych, które pokazały, że kolano jest w stanie znieść godzinną jazdę, chociaż po 2 miesiącach zupełnej bezczynności, po tak krótkiej jeździe odczuwałam duże zmęczenie i z powodu zaniku mięśni trzęsły mi się nogi. Niedługo po tym, nadszedł dzień pakowania. Po tak długim czasie w jednym miejscu, miałam wrażenie, jakbym tę podróż zaczynała zupełnie od nowa. Moje rzeczy rozpełzły się po różnych zakątkach pokoju. Ponowne zebranie wszystkiego i zorganizowanie w sakwach, zajęło mi niemal cały dzień. Musiałam też poważnie zastanowić się, co zostawić, ponieważ wiedziałam, że nie będę w stanie ujechać z ciężarem, który dotychczas wiozłam. Ostatecznie, udało mi się pozbyć kilku kilogramów i po zważeniu okazało się, że osiągnęłam najlżejszy dotychczas stan - 24 kg we wszystkich sakwach razem. Późnym popołudniem byliśmy spakowani. Grażynka przygotowała pyszny obiad pożegnalny, z szarlotką na deser. Rozmawialiśmy jeszcze do późna i jakoś do mnie nie docierało, że naprawdę wyruszamy! Gdy leżałam już w łóżku, poczułam jak bardzo boli mnie kolano po całym dniu noszenia różnych rzeczy i szwendania się po domu. Wewnętrznie czułam, że to wcale nie jest jeszcze najlepszy moment na kontynuacje podróży. Dopiero od tygodnia byłam na nogach, zrobiłam zaledwie 3 jazdy próbne, nie miałam nawet okazji choć trochę odbudować mięśni. Nigdy nie spędziłam 2 miesięcy niemal wyłącznie siedząc na łóżku, nie wiedziałam ile może zająć powrót do stanu normalnego. Mimo bólu i wątpliwości, starałam się wizualizować bezproblemową i udaną jazdę. Czarne myśli przesłaniały mi jednak próby pozytywnego myślenia. Zastanawiałam się, co będzie, jeśli już pierwszego dnia jazdy z sakwami okaże się, że kolano nie daje rady? Co jeśli zacznie się coś pogarszać? Jak będę partycypować w czynnościach około obozowych, jeśli nie jestem w stanie kucnąć ani klęknąć? Jak w ogóle mam spać w namiocie, na twardej karimacie, skoro do tej pory, na miękkim materacu budziłam się z bólem kolana, jeśli przez sen obróciłam się na brzuch. Gdybym była w domu, na pewno bym jeszcze nie ruszała. Nie wsiadałabym na rower pewnie jeszcze co najmniej przez miesiąc. No ale, że rezydowaliśmy już równo dwa miesiące u naszych gospodarzy, słowo się rzekło, i czas było ruszać w dalszą drogę. Mieliśmy też bardzo dogodną sytuację, ponieważ Maciek nasz gospodarz i dobrodziej jechał akurat do David, miasta oddalonego o 50 km od wsi, w której mieszkaliśmy i mógł nas podrzucić. Rano, pożegnaliśmy się z Grażynką, z wielką jednak nadzieją na spotkanie w przyszłości. Nie powiedzieliśmy zatem żegnaj a do zobaczenia! O wiele łatwiej rozstać się z taką perspektywą. W David Maciek pomógł nam zapakować sakwy na rowery i wreszcie ruszyliśmy w dalszą drogę! 1 Jeszcze tego samego dnia chcieliśmy dotrzeć do Gualaki, w której nocowaliśmy dwa miesiące wcześniej. Tam czekali na nas strażacy, u których ponownie mieliśmy nocować. Dość ruchliwa trasa wiodła raz w górę, raz w dół. Myślałam, że z tak odciążonym rowerem będę pomykać, jakbym miała puste sakwy. Po godzinie i piętnastu minutach mieliśmy jednak przejechane zaledwie 12 kilometrów, a ja już byłam wycieńczona. Trzęsły mi się nogi i ręce. Kolano bolało i czułam jak sztywnieją mi mięśnie. Trudno było o dobry humor. Świadomość, że przejechanie tak mizernego odcinka, kosztowało mnie tyle wysiłku, przybijała mnie. Zastanawiałam się, jak dalej Page 1 of 35

będzie wyglądała nasza podróż, jeśli będę posuwać się naprzód w takim tempie! Po godzinnym postoju, mimo bólu i ogólnego osłabienia postanowiłam, że spróbuje przejechać jeszcze 18 km, które dzieliły nas od Gualaki. Za Gualaką, miał zacząć się 30 kilometrowy podjazd. Wiedziałam, że nie będę w stanie go podjechać bez szwanku dla kolana. Strażacy, z którymi rozmawialiśmy tydzień wcześniej, zaoferowali, że nas podrzucą do przełęczy. Po kilku kilometrach, jasne stało się, że tego dnia, nie dam już rady kontynuować dalszej jazdy. Jak to w takich chwilach bywa, rozwiązanie przyszło samo. Zatrzymał się pick-up i jego kierowca zaoferował nam podwózkę przez góry. Nie mogłam w to uwierzyć! Takie propozycje prawie nigdy nam się nie przytrafiają. A jeśli się przytrafiały, nigdy z nich nie korzystaliśmy! A teraz, rolnik ze środkowej Panamy, jakby wyczuł telepatycznie, że potrzebujemy jego pomocy! Krzysiek zasiadł na pace z rowerami i workami z kukurydzą, a ja zmieściłam się na siedzeniu z rolnikiem i jego żoną. Nawiązała się rozmowa, głównie skupiająca się na tym, jak to możliwe, że jesteśmy tacy starzy i nie mamy jeszcze dzieci. Znam te gadki bardzo dobrze. W większości poznanych przez nas dotąd kultur, dziecko nie jest postrzegane jak w Europie, jako problem, ale jako błogosławieństwo. Gdy próbowałam tłumaczyć, że póki co nie chcemy mieć potomka, kobieta była bardzo zdumiona. Mówiła, że nie mając dziecka, obraża się Boga, i że powinniśmy zrobić sobie jedno i zostawić u nich w domu byliby bardzo szczęśliwi, gdy mieli takiego ślicznego gringito, czyli białaska. Kiedyś myślałabym, że to żarty, ale ponieważ w Afryce padały podobne propozycje wiedziałam, że pani mówi poważnie:-) W międzyczasie dotarliśmy do przełęczy. Zerwał się niesamowity wicher, zaczął zacinać deszcz i okolica zaszła gęstą mgłą. Nie było mowy o wysiadce i dalszej, samodzielnej jeździe. Pan rolnik zaproponował, żebyśmy pojechali z nim kolejne 100 kilometrów, do miejscowości Almirante, położonej nad Morzem Karaibskim, za którą jest już płasko, oraz z której będziemy mogli popłynąć na archipelag wysp Bosas del Toro. Po krótkiej naradzie i ocenie stanu kolana, uznaliśmy, że to dobry pomysł. Obserwując strome podjazdy i następujące po nich ostre zjazdy, miałam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony strasznie było mi żal, że tracę ten odcinek, że nie pokonuję go samodzielnie. Z drugiej zaś strony, bardzo cieszyłam się, że jedziemy samochodem, bo wiedziałam, że to wyzwanie zdecydowanie nie na moje kolano. Okazuje się, że nie zawsze wszystko można przejechać na rowerze. Nie, źle to ujęłam. Da się, wszystko się da. Pytanie tylko za jaką cenę. Uznałam, że kolano ma mi służyć jeszcze przez kilka lat, które zamierzamy być w drodze, więc nie ma co lamentować nad 130 kilometrami przebytymi samochodem. Mam nadzieję, że czytelnicy mnie zrozumieją:-) 3 Na miejsce dotarliśmy pod wieczór. Ku naszemu zaskoczeniu, okazało się, że z niewielkiego Almirante, wypływają w świat banany Chiquity. Niemal wszyscy mieszkańcy pracują dla Chiriqui Fruit Company, producenta Chiquity. Naszym oczom ukazał się port zastawiony kontenerami z bananami. Nigdy nie przypuszczałam, że tak popularny w Europie owoc, przypływa do naszych supermarketów i trafia na nasze stoły, z tak małej mieściny. 4 5 6 7 Gościnę znaleźliśmy u jak zawsze nieocenionych strażaków. Pozwolili nam rozbić namiot pod małym daszkiem. Pierwsza noc, której tak się obawiałam, przebiegła bezproblemowo. Krzycho pożyczył mi swój materac, co okazało się wystarczające dla mojego kolana. Rano odczuwałam jednak wysiłek z poprzedniego dnia. Zdecydowaliśmy, że popłyniemy na główną wyspę archipelagu Bocas del Toro, aby moja noga mogła odpocząć. Rowery zostawiliśmy u strażaków, wypiliśmy kawę w miejscowym barze z trzcinową strzechą i wsiedliśmy na prom. 8 9 Po 2 godzinach, naszym oczom ukazała się wyspa Colon. Porośnięta palmami przystań, z kolorowymi domami na palach, wyglądała bardzo zachęcająco. Nawet szare niebo i ulewny deszcz, nie były w stanie zepsuć pozytywnego wrażenia. 10 Choć nie jest to w naszym zwyczaju, zdecydowaliśmy się na wynajem pokoju w hostelu. W zasadzie pierwszy raz w tej podróży mieliśmy spać w hostelu dla backpakersów. W pierwszej chwili zaskoczył mnie świat wewnętrzny tego miejsca, pełen białych, młodych twarzy, mówiących głównie po niemiecku. Po chwili oniemienia i tak zdecydowaliśmy się zostać. Page 2 of 35

Spacer po mieście był swego rodzaju ulgą, oczyszczeniem po 2 miesiącach spędzonych w domu. Mimo, że wolę miejsca odludne, tym razem czułam niesamowitą radość, gdy mijały mnie samochody i przechodnie. Mimo bólu kolana, nie mogłam przestać iść. Tak dawno nie spacerowałam! Nogi niosły mnie same w kolejne uliczki, wijące się pomiędzy wybrzeżem a kolorowymi, drewnianymi domami. Miasto Bocas na wyspie Colon, zbudowane zostało niegdyś przez amerykańską firmę United Fruit Company i służyło jako miejsce przerzutowe bananów. Teraz jest to główna przystań turystyczna archipelagu. 11 12 13 14 Większość miasta wydaje się należeć do obcokrajowców, którzy w bardzo pomysłowy sposób rozkręcają liczne biznesy. Można napić się piwa na wiekowym statku, zjeść gofra na dachu starego autobusu, czy usiąść na włoską pizzę przy pokazie tańca z ogniem. 15 16 17 Hostele mają kolorowe wystroje, decki z hamakami, ogólnodostępną kuchnię, darmowe rowery, organizowane liczne imprezy oraz wycieczki. A to wszystko, o dziwo w całkiem jeszcze przystępnych cenach, porównywalnych raczej do polskich, niż zachodnioeuropejskich. Cały wieczór towarzyszył nam deszcz. Miejscowi powiedzieli nam, że leje bez ani dnia przerwy już od 3 tygodni i nie zapowiada się na poprawę. Jakież było nasze zdumienie, gdy rano zaświeciło słońce! Szybko zebraliśmy manatki, przenieśliśmy się do innego hostelu i ruszyliśmy autobusem na drugi koniec wyspy, na plażę Boca del Drago. Szukając pustego kawałka własnego raju, szliśmy wzdłuż wybrzeża, ciesząc oczy błękitem wody. 18 19 20 21 22 Idąc tak, całkiem przypadkiem trafiliśmy na Playa de Estrellas, czyli plażę gwiazd. Po pierwszym nurze do wody, zrozumiałam skąd ta nazwa na dnie pełno było różowych, pięknych, wielkich rozgwiazd, dryfujących, delikatnie unoszonych przez prądy. Na plaży spędziliśmy cały dzień. Relaks totalny kolano na wakacjach:-) 23 24 25 25 27 Wieczorem wróciliśmy do naszego nowego hostelu. Jego front stanowiła platforma na palach, która służyła jako miejsce spotkań towarzyskich, oraz przystań dla motorówek taksówek. Następnego dnia, niebo znów zasnuło się chmurami i zaczęło padać. Zjedliśmy długie śniadanie na platformie przystani naszego hostelu, obserwując liczne jachty zacumowane w pobliżu. Przeszliśmy się po mieście i wsiedliśmy na prom powrotny do Almirante. Spędziliśmy jeszcze jedną noc u strażaków i następnego dnia ruszyliśmy w dalszą drogę, kierując się do przejścia granicznego z Kostaryką. Spokojna, wąska droga wiodła pośród soczystej zieleni. Kolano wydawało się wypoczęte i o dziwo nawet mnie nie bolało. Jechało nam się gładko i przyjemnie. Nie minęło jednak czasu wiele, gdy okazało się, że droga wcale nie jest tu płaska. Zaczęły się dość strome, kręte podjazdy. 28 Już po kilku pierwszych, mocnych pchnięciach pedałów, powrócił ostry ból kolana. Zsiadłam i próbowałam rower pchać, ale i to nie było dla mnie łatwe. Mogliśmy złapać kolejnego stopa, ale nie chcieliśmy tego robić. W tej sytuacji Kris podjął się podwójnego wyzwania. Musiał każdy podjazd pokonywać na swoim rowerze, wracać biegiem na dół i ten sam odcinek, następnie podjeżdżać na moim. Ja zaś wlokłam się pod górę pieszo. Niesamowita dla nas sytuacja. 29 30 31 Jak łatwo się domyślić, tym sposobem, nasze tempo było bardzo ślimacze, ale nie było to już dłużej istotne. Najważniejsze było to, że jakkolwiek powoli, to jednak posuwamy się do przodu! Że mimo, iż Page 3 of 35

z mozołem, robimy to o własnych siłach. Po południu mieliśmy przejechane / przemaszerowane 22 kilometry i byliśmy zmordowani, ale szczęśliwi. Na noc, jak zawsze przygarnęli nas strażacy. Rano zebraliśmy manatki, podziękowaliśmy strażakom, zrobiliśmy zakupy i ruszyliśmy do granicy, aby tego samego dnia jeszcze wjechać do Kostaryki. 26.07.2014 Tak, jak obiecałam, wrzucam kolejny wpis. Pewnie większość z Was (tych, którzy nie śledzą nas na Facebooku), zastanawia się, czy już wyruszyliśmy w dalszą drogę, a jeśli tak, to gdzie jesteśmy i jak nam idzie. Gdy pisałam ostatnio, byłam po 3 pierwszych jazdach próbnych, które pokazały, że kolano jest w stanie znieść godzinną jazdę, chociaż po 2 miesiącach zupełnej bezczynności, po tak krótkiej jeździe odczuwałam duże zmęczenie i z powodu zaniku mięśni trzęsły mi się nogi. Niedługo po tym, nadszedł dzień pakowania. Po tak długim czasie w jednym miejscu, miałam wrażenie, jakbym tę podróż zaczynała zupełnie od nowa. Moje rzeczy rozpełzły się po różnych zakątkach pokoju. Ponowne zebranie wszystkiego i zorganizowanie w sakwach, zajęło mi niemal cały dzień. Musiałam też poważnie zastanowić się, co zostawić, ponieważ wiedziałam, że nie będę w stanie ujechać z ciężarem, który dotychczas wiozłam. Ostatecznie, udało mi się pozbyć kilku kilogramów i po zważeniu okazało się, że osiągnęłam najlżejszy dotychczas stan - 24 kg we wszystkich sakwach razem. Późnym popołudniem byliśmy spakowani. Grażynka przygotowała pyszny obiad pożegnalny, z szarlotką na deser. Rozmawialiśmy jeszcze do późna i jakoś do mnie nie docierało, że naprawdę wyruszamy! Gdy leżałam już w łóżku, poczułam jak bardzo boli mnie kolano po całym dniu noszenia różnych rzeczy i szwendania się po domu. Wewnętrznie czułam, że to wcale nie jest jeszcze najlepszy moment na kontynuacje podróży. Dopiero od tygodnia byłam na nogach, zrobiłam zaledwie 3 jazdy próbne, nie miałam nawet okazji choć trochę odbudować mięśni. Nigdy nie spędziłam 2 miesięcy niemal wyłącznie siedząc na łóżku, nie wiedziałam ile może zająć powrót do stanu normalnego. Mimo bólu i wątpliwości, starałam się wizualizować bezproblemową i udaną jazdę. Czarne myśli przesłaniały mi jednak próby pozytywnego myślenia. Zastanawiałam się, co będzie, jeśli już pierwszego dnia jazdy z sakwami okaże się, że kolano nie daje rady? Co jeśli zacznie się coś pogarszać? Jak będę partycypować w czynnościach około obozowych, jeśli nie jestem w stanie kucnąć ani klęknąć? Jak w ogóle mam spać w namiocie, na twardej karimacie, skoro do tej pory, na miękkim materacu budziłam się z bólem kolana, jeśli przez sen obróciłam się na brzuch. Gdybym była w domu, na pewno bym jeszcze nie ruszała. Nie wsiadałabym na rower pewnie jeszcze co najmniej przez miesiąc. No ale, że rezydowaliśmy już równo dwa miesiące u naszych gospodarzy, słowo się rzekło, i czas było ruszać w dalszą drogę. Mieliśmy też bardzo dogodną sytuację, ponieważ Maciek nasz gospodarz i dobrodziej jechał akurat do David, miasta oddalonego o 50 km od wsi, w której mieszkaliśmy i mógł nas podrzucić. Rano, pożegnaliśmy się z Grażynką, z wielką jednak nadzieją na spotkanie w przyszłości. Nie powiedzieliśmy zatem żegnaj a do zobaczenia! O wiele łatwiej rozstać się z taką perspektywą. W David Maciek pomógł nam zapakować sakwy na rowery i wreszcie ruszyliśmy w dalszą drogę! Page 4 of 35

Jeszcze tego samego dnia chcieliśmy dotrzeć do Gualaki, w której nocowaliśmy dwa miesiące wcześniej. Tam czekali na nas strażacy, u których ponownie mieliśmy nocować. Dość ruchliwa trasa wiodła raz w górę, raz w dół. Myślałam, że z tak odciążonym rowerem będę pomykać, jakbym miała puste sakwy. Po godzinie i piętnastu minutach mieliśmy jednak przejechane zaledwie 12 kilometrów, a ja już byłam wycieńczona. Trzęsły mi się nogi i ręce. Kolano bolało i czułam jak sztywnieją mi mięśnie. Trudno było o dobry humor. Świadomość, że przejechanie tak mizernego odcinka, kosztowało mnie tyle wysiłku, przybijała mnie. Zastanawiałam się, jak dalej będzie wyglądała nasza podróż, jeśli będę posuwać się naprzód w takim tempie! Po godzinnym postoju, mimo bólu i ogólnego osłabienia postanowiłam, że spróbuje przejechać jeszcze 18 km, które dzieliły nas od Gualaki. Za Gualaką, miał zacząć się 30 kilometrowy podjazd. Wiedziałam, że nie będę w stanie go podjechać bez szwanku dla kolana. Strażacy, z którymi rozmawialiśmy tydzień wcześniej, zaoferowali, że nas podrzucą do przełęczy. Po kilku kilometrach, jasne stało się, że tego dnia, nie dam już rady kontynuować dalszej jazdy. Jak to w takich chwilach bywa, rozwiązanie przyszło samo. Zatrzymał się pick-up i jego kierowca zaoferował nam podwózkę przez góry. Nie mogłam w to uwierzyć! Takie propozycje prawie nigdy nam się nie przytrafiają. A jeśli się przytrafiały, nigdy z nich nie korzystaliśmy! A teraz, rolnik ze środkowej Panamy, jakby wyczuł telepatycznie, że potrzebujemy jego pomocy! Krzysiek zasiadł na pace z rowerami i workami z kukurydzą, a ja zmieściłam się na siedzeniu z rolnikiem i jego żoną. Nawiązała się rozmowa, głównie skupiająca się na tym, jak to możliwe, że jesteśmy tacy starzy i nie mamy jeszcze dzieci. Znam te gadki bardzo dobrze. W większości poznanych przez nas dotąd kultur, dziecko nie jest postrzegane jak w Europie, jako problem, ale jako błogosławieństwo. Gdy próbowałam tłumaczyć, że póki co nie chcemy mieć potomka, kobieta była bardzo zdumiona. Mówiła, że nie mając dziecka, obraża się Boga, i że powinniśmy zrobić sobie jedno i zostawić u nich w domu byliby bardzo szczęśliwi, gdy mieli takiego ślicznego gringito, czyli białaska. Kiedyś myślałabym, że to żarty, ale ponieważ w Afryce padały podobne propozycje wiedziałam, że pani mówi poważnie:-) Page 5 of 35

W międzyczasie dotarliśmy do przełęczy. Zerwał się niesamowity wicher, zaczął zacinać deszcz i okolica zaszła gęstą mgłą. Nie było mowy o wysiadce i dalszej, samodzielnej jeździe. Pan rolnik zaproponował, żebyśmy pojechali z nim kolejne 100 kilometrów, do miejscowości Almirante, położonej nad Morzem Karaibskim, za którą jest już płasko, oraz z której będziemy mogli popłynąć na archipelag wysp Bosas del Toro. Po krótkiej naradzie i ocenie stanu kolana, uznaliśmy, że to dobry pomysł. Obserwując strome podjazdy i następujące po nich ostre zjazdy, miałam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony strasznie było mi żal, że tracę ten odcinek, że nie pokonuję go samodzielnie. Z drugiej zaś strony, bardzo cieszyłam się, że jedziemy samochodem, bo wiedziałam, że to wyzwanie zdecydowanie nie na moje kolano. Okazuje się, że nie zawsze wszystko można przejechać na rowerze. Nie, źle to ujęłam. Da się, wszystko się da. Pytanie tylko za jaką cenę. Uznałam, że kolano ma mi służyć jeszcze przez kilka lat, które zamierzamy być w drodze, więc nie ma co lamentować nad 130 kilometrami przebytymi samochodem. Mam nadzieję, że czytelnicy mnie zrozumieją:-) Na miejsce dotarliśmy pod wieczór. Ku naszemu zaskoczeniu, okazało się, że z niewielkiego Almirante, wypływają w świat banany Chiquity. Niemal wszyscy mieszkańcy pracują dla Chiriqui Fruit Company, producenta Chiquity. Naszym oczom ukazał się port zastawiony kontenerami z bananami. Nigdy nie przypuszczałam, że tak popularny w Europie owoc, przypływa do naszych supermarketów i trafia na nasze stoły, z tak małej mieściny. Page 6 of 35

Page 7 of 35

Page 8 of 35

Page 9 of 35

Gościnę znaleźliśmy u jak zawsze nieocenionych strażaków. Pozwolili nam rozbić namiot pod małym daszkiem. Pierwsza noc, której tak się obawiałam, przebiegła bezproblemowo. Krzycho pożyczył mi swój materac, co okazało się wystarczające dla mojego kolana. Rano odczuwałam jednak wysiłek z poprzedniego dnia. Zdecydowaliśmy, że popłyniemy na główną wyspę archipelagu Bocas del Toro, aby moja noga mogła odpocząć. Rowery zostawiliśmy u strażaków, wypiliśmy kawę w miejscowym barze z trzcinową strzechą i wsiedliśmy na prom. Page 10 of 35

Page 11 of 35

Po 2 godzinach, naszym oczom ukazała się wyspa Colon. Porośnięta palmami przystań, z kolorowymi domami na palach, wyglądała bardzo zachęcająco. Nawet szare niebo i ulewny deszcz, nie były w stanie zepsuć pozytywnego wrażenia. Page 12 of 35

Choć nie jest to w naszym zwyczaju, zdecydowaliśmy się na wynajem pokoju w hostelu. W zasadzie pierwszy raz w tej podróży mieliśmy spać w hostelu dla backpakersów. W pierwszej chwili zaskoczył mnie świat wewnętrzny tego miejsca, pełen białych, młodych twarzy, mówiących głównie po niemiecku. Po chwili oniemienia i tak zdecydowaliśmy się zostać. Spacer po mieście był swego rodzaju ulgą, oczyszczeniem po 2 miesiącach spędzonych w domu. Mimo, że wolę miejsca odludne, tym razem czułam niesamowitą radość, gdy mijały mnie samochody i przechodnie. Mimo bólu kolana, nie mogłam przestać iść. Tak dawno nie spacerowałam! Nogi niosły mnie same w kolejne uliczki, wijące się pomiędzy wybrzeżem a kolorowymi, drewnianymi domami. Miasto Bocas na wyspie Colon, zbudowane zostało niegdyś przez amerykańską firmę United Fruit Company i służyło jako miejsce przerzutowe bananów. Teraz jest to główna przystań turystyczna archipelagu. Page 13 of 35

Page 14 of 35

Page 15 of 35

Page 16 of 35

Większość miasta wydaje się należeć do obcokrajowców, którzy w bardzo pomysłowy sposób rozkręcają liczne biznesy. Można napić się piwa na wiekowym statku, zjeść gofra na dachu starego autobusu, czy usiąść na włoską pizzę przy pokazie tańca z ogniem. Page 17 of 35

Page 18 of 35

Page 19 of 35

Hostele mają kolorowe wystroje, decki z hamakami, ogólnodostępną kuchnię, darmowe rowery, organizowane liczne imprezy oraz wycieczki. A to wszystko, o dziwo w całkiem jeszcze przystępnych cenach, porównywalnych raczej do polskich, niż zachodnioeuropejskich. Page 20 of 35

Cały wieczór towarzyszył nam deszcz. Miejscowi powiedzieli nam, że leje bez ani dnia przerwy już od 3 tygodni i nie zapowiada się na poprawę. Jakież było nasze zdumienie, gdy rano zaświeciło słońce! Szybko zebraliśmy manatki, przenieśliśmy się do innego hostelu i ruszyliśmy autobusem na drugi koniec wyspy, na plażę Boca del Drago. Szukając pustego kawałka własnego raju, szliśmy wzdłuż wybrzeża, ciesząc oczy błękitem wody. Page 21 of 35

Page 22 of 35

Page 23 of 35

Page 24 of 35

Idąc tak, całkiem przypadkiem trafiliśmy na Playa de Estrellas, czyli plażę gwiazd. Po pierwszym nurze do wody, zrozumiałam skąd ta nazwa na dnie pełno było różowych, pięknych, wielkich rozgwiazd, dryfujących, delikatnie unoszonych przez prądy. Na plaży spędziliśmy cały dzień. Relaks totalny kolano na wakacjach:-) Page 25 of 35

Page 26 of 35

Page 27 of 35

Page 28 of 35

Page 29 of 35

Wieczorem wróciliśmy do naszego nowego hostelu. Jego front stanowiła platforma na palach, która służyła jako miejsce spotkań towarzyskich, oraz przystań dla motorówek taksówek. Następnego dnia, niebo znów zasnuło się chmurami i zaczęło padać. Zjedliśmy długie śniadanie na platformie Page 30 of 35

przystani naszego hostelu, obserwując liczne jachty zacumowane w pobliżu. Przeszliśmy się po mieście i wsiedliśmy na prom powrotny do Almirante. Spędziliśmy jeszcze jedną noc u strażaków i następnego dnia ruszyliśmy w dalszą drogę, kierując się do przejścia granicznego z Kostaryką. Spokojna, wąska droga wiodła pośród soczystej zieleni. Kolano wydawało się wypoczęte i o dziwo nawet mnie nie bolało. Jechało nam się gładko i przyjemnie. Nie minęło jednak czasu wiele, gdy okazało się, że droga wcale nie jest tu płaska. Zaczęły się dość strome, kręte podjazdy. Już po kilku pierwszych, mocnych pchnięciach pedałów, powrócił ostry ból kolana. Zsiadłam i próbowałam rower pchać, ale i to nie było dla mnie łatwe. Mogliśmy złapać kolejnego stopa, ale nie chcieliśmy tego robić. W tej sytuacji Kris podjął się podwójnego wyzwania. Musiał każdy podjazd pokonywać na swoim rowerze, wracać biegiem na dół i ten sam odcinek, następnie podjeżdżać na moim. Ja zaś wlokłam się pod górę pieszo. Niesamowita dla nas sytuacja. Page 31 of 35

Page 32 of 35

Page 33 of 35

Jak łatwo się domyślić, tym sposobem, nasze tempo było bardzo ślimacze, ale nie było to już dłużej istotne. Najważniejsze było to, że jakkolwiek powoli, to jednak posuwamy się do przodu! Że mimo, iż z mozołem, robimy to o własnych siłach. Po południu mieliśmy przejechane / przemaszerowane 22 kilometry i byliśmy zmordowani, ale szczęśliwi. Na noc, jak zawsze przygarnęli nas strażacy. Rano zebraliśmy manatki, podziękowaliśmy strażakom, zrobiliśmy zakupy i ruszyliśmy do granicy, aby tego samego dnia jeszcze wjechać do Kostaryki. [4] Source URL: https://www.biketheworld.pl/panama-znow-w-drodze Links: [1] https://www.biketheworld.pl/panama [2] https://www.biketheworld.pl/adela-country/493 [3] https://www.biketheworld.pl/biuletyn/newsletter-biketheworldpl [4] https://www.biketheworld.pl/sites/default/files/imagecache/minigaleria_big/adela/16.panama 3 ADELA BLOG.JPG Page 34 of 35

Page 35 of 35 Powered by TCPDF (www.tcpdf.org)