strona 1 Powrót uratowanych jeży do środowiska naturalnego Jest to ciąg dalszy historii uratowanych przez nas czterech jeżyków, po zabiciu ich matki i jednego z rodzeństwa przez auto w dzielnicy Słoneczny Stok w Białymstoku - zatytułowanej Tragedia na ulicy. Przed cotygodniowym ważeniem kontrolnym. Ważenie jeża - pozostałe czekają. Ponieważ jesień zbliżała się ku końcowi i szybkimi krokami zbliżała się zima, a nasze 4 jeże ważyły po niespełna 400 G, postanowiliśmy opiekować się nimi także przez zimę, by na wiosnę wypuścić na wolność. Dlatego, nie bierzemy ich bez potrzeby na ręce, karmę zaś stawiamy dyskretnie - niechaj żyją jak
strona 2 najbardziej dzikie i bez naszej ingerencji. Jedynym wyjątkiem jest cotygodniowe ważenie - dla kontroli ich rozwoju. Kolejny milusiński do ważenia. Przy każdym ważeniu jest sporo zamieszania i zabawnych sytuacji, bo wieczorem wynosimy jeże z kojca na trawnik, a każdy po zważeniu jest odstawiany do kartonowego pudła. Zanim jeden jeż zostanie zważony, w tym samym czasie z pudła ucieka kolejny. Trzeba więc wiele uwagi, by ich nie pomylić i nie ważyć dwa razy tego samego. Jeże podczas ważenia ochoczo wędrują po trawniku, bo to i zapachy im znane i pewne urozmaicenie codzienności. Gdy jego braciszek jest ważony, ten ucieka z pudła.
strona 3 Całe rodzeństwo na spacerze po ważeniu. Kiedy nastały jesienne deszczowe dni, postawiliśmy daszek nad miejscem, gdzie jeże się zwykle posilały. Teraz w ich talerzyku nie robi się zupa z karmy po nocnych opadach deszczu, a jeżyki mogą w spokoju najeść się do syta - nawet podczas ulewy. Jeżowy posiłek pod gałązkami w kojcu. Z chwilą nastania nocy z przymrozkami, zabraliśmy jeże do domu do słabo ogrzewanego pomieszczenia gospodarczego z oknem. Kolejna kontrola wagi wykazała, iż karmione są zdrowo, bo ważą od 480 do 540 G. Będą tu mieszkać do wiosny w swoim kojcu z domkiem i siankiem w środku, a potem przemieścimy je do środowiska ich naturalnego przebywania.
strona 4 Jeże przy posiłku pod daszkiem. Nowy większy domek dla czwórki jeży na zimę. Odkryliśmy też nowe zachowanie jeżyków. Otóż, wraz z nastaniem chłodów, jeże jak na komendę zaczęły jeden po drugim ochoczo znosić mnóstwo suchych liści do swego domku - mimo, iż w ich sypialni było sianko. Wyglądało to zabawnie, choć trzeba przyznać, że pracowano zgodnie i z dużym poświeceniem. To był znak, że zachowują się instynktownie zgodnie z porą roku. Przy okazji przeprowadzki do kojca w domu, zaszła konieczność zbudowania nowego większego domku dla jeży, bo już od kilku dni trzy spały w sypialni w sianie, zaś czwarty się tam nie mieścił i spał w korytarzyku.
strona 5 Tuż przed mrozami, w sypialni jeży pojawiło się wiele suchych liści. Jeże podczas pierwszego posiłku w zimowej kwaterze. W nowym większym domku, jeże znowu spały całymi dniami, przytulone do siebie - jak przystało na rodzeństwo. W tym czasie, za radą Kasi Pudzyńskiej (naszej specjalistki od jeży), utrzymywaliśmy w pomieszczeniu temperaturę +13 do +15 o C. Zauważyliśmy, że jeże bardzo lubią całymi dniami wędrować pomiędzy rozłożonymi dla ich potrzeb kawałkami polan drewna. Ustawiliśmy więc, więcej różnych gałązek z tui oraz cyprysików, co wyraźnie wprawiało je w zadowolenie, bo dosłownie nurkowały pomiędzy gałązkami. Były na tyle sprytne, że wchodziły nawet na półki regału z butami oraz same otwierały niedomknięte drzwiczki do
strona 6 szafki i tam robiły rewizje - a nawet spały. Wszystkie harce odbywały się tylko nocami, bowiem całe dnie jeże poświęcały na sen w domku, z przerwami na potrzeby fizjologiczne i jedzenie. Nie był to dla nas łatwy okres, gdyż najwięcej czasu zajmowało codzienne poranne czyszczenie podłogi pomieszczenia z jeżami. Bardzo dobrze sprawdzała się miękka tektura falista (przeznaczona do ochrony przy malowaniu), która znakomicie wchłania mocz i ułatwia utrzymanie czystości. Jedyną jej wadą, jest koszt, bo w ciągu tygodnia zużywaliśmy jedną pełną rolkę tektury. Harce jeży na wystroju choć trochę przypominającym naturalny. W błogiej sielance, jeżyki przebywały do połowy grudnia. Rytm doby był stale ten sam: cały dzień spanie w domku, ok. godziny 18-tej pierwszy posiłek, ok. północy drugi posiłek, całą noc harce i zabawy a nad ranem gramolenie się do spania w sianku. W połowie grudnia wszystkie jeżyki zgodnie jak na komendę zapadły w sen zimowy, który trwał dość krótko, bo do połowy stycznia. Potem przez tydzień był normalny ich rytm dobowy. Pomiędzy jeżami zaczęła się pojawiać po raz pierwszy pewna niezgodność: kiedy w domku ulokowały się trzy jeże, to czwartego nie wpuszczano i spał w korytarzu. Kiedy próbował on wcisnąć się do sypialni, pozostałe trzy blokowały wejście i groźnie fukały. W końcu, czwarty wciskał się do sypialni, ale spał piętrowo na innym jeżu. Postanowiłem więc, zbudować jeszcze jeden domek, żeby się nie biły o miejsce do spania. W końcu powód był jasny: jeże rosły i stawały się coraz większe. Dwa domki zatem, stanęły obok siebie. Wyglądało, że to rozwiąże problem, ale nic bardziej błędnego: w ciągu nocy sianko zostało przeniesione ze starego do nowego domku i... wszystkie jeże spały w tym domku. Potem co noc sianko było przenoszone raz do jednego, raz do drugiego i za każdym razem - stale się przepychały nie wpuszczając któregoś do już zajętej sypialni.
strona 7 W połowie stycznia ustawiliśmy drugi domek dla jeży. Pod koniec stycznia znowu wszystkie zapadły w sen, który trwał do końca lutego. Spały trzy w jednym domku, zaś czwarty w drugim. W czasie obu okresów spania utrzymywaliśmy temperaturę +9 do +11 o C. Było to możliwe dzięki stale uchylonemu oknu. W marcu właśnie przez szczelinę w oknie, zaczęły napływać pierwsze wiosenne zapachy z zewnątrz. Jeżyki po wyjściu z domku tym razem zachowywały się inaczej niż dotąd: większość czasu zadzierały noski ku górze i intensywnie wciągały powiewy powietrza zewnętrznego. Wtedy zauważyliśmy, że na nosku jednego z jeży pojawiła się dziwna jasna trochę zaczerwieniona plamka bez włosków. Szybko skontaktowaliśmy się z Kasią Pudzyńską, a ta podejrzewała grzybicę. Jeżyk z chorym noskiem na grzybicę.
strona 8 Zastosowaliśmy polecony preparat w płynie OCTENISEPT, który okazał się bardzo skuteczny, gdyż już po dwóch dniach widać było wyraźną poprawę, zaś po czterech dniach objawy choroby znikły zupełnie, a kilka dni później w miejscu plamki znowu wyrosły nowe szare włoski i po chorobie nie było ani śladu. Na zewnątrz śnieg powoli się topił i do pomieszczenia z jeżami docierało coraz więcej zapachów natury. Wśród jeży wyraźnie zauważało się nerwowość objawiającą się nieustannym bieganiem po pomieszczeniu i zadzieraniem nosków po zapachy z okna. Dwa samce rozpoczęły wojnę między sobą - dosłownie o wszystko: o wejście do domku, o przejście wąskim przesmykiem, o przycupnięcie na gałązkach tui, o podejście do talerzyka z wodą. Było przy tym mnóstwo bojowych kwakań przypominających kaczkę oraz groźnych sapań. W końcu samce przeszły do nieustannego ścigania jeden drugiego oraz dosłownie ostrego przepychania. Kiedy u jednego z nich ujrzeliśmy krwawą ranę na tylnej łapce, a plamki krwi były wszędzie na podłodze, zapadła decyzja o ich rozdzieleniu. Pomieszczenie podzieliłem na dwie części odgradzając deskami na wysokość 50 cm - wykorzystując przy tym jeden z domków. Teraz największy bojownik mieszkał sam. Mimo, iż nie miał z kim walczyć, nieustannie biegał po całym swoim terytorium i fukał, i sapał, i kwakał - tak przez całą noc. Na ranę na łapce zastosowaliśmy OCTENISEPT i dodatkowo zasypkę DERMATOL - środek ściągający i hamujący drobne krwawienia oraz odkażający w stanach zapalnych skóry i sączących ran. Te dwa preparaty sprawdziły się dobrze. Inny nasz specjalista, Jerzy Gara opierając się na swojej praktyce, zalecił wymianę sianka zimowego na porwane kawałki ręcznika kuchennego - co uczyniliśmy, dzięki czemu łatwo można było skontrolować czystość. Podzielone pomieszczenie na dwa kojce.
strona 9 Okazało się to trafnym rozwiązaniem, bo znowu zauważyliśmy ślady krwi. Tym razem w kojcu jeden z samców rozpoczął gonitwę za siostrą i przy każdej okazji wskakiwał na nią, a ta się broniła. Było fukanie i sapanie. Zbudowałem kolejny domek i samiczka powędrowała do pomieszczenia w piwnicy, gdzie urządziliśmy kojec powierzchni 4 m 2. Ściółka z kawałków ręcznika kuchennego i śpiący jeż. Jeż uciekający z pomieszczenia po otwarciu drzwi. Na szczęście pozostałe dwa samce nie toczyły walk między sobą, ale pewnego dnia żona stwierdziła, że w domku jest tylko jeden z nich - drugi zniknął! Przeszukaliśmy oba kojce, szafki, półki i wszystkie zakamarki. Jeża nie było! Zupełnie przez przypadek, żona poszła do piwnicy i zauważyła, że na
strona 10 podłodze obok kojca samiczki leży przewrócony mały pojemnik. Idąc dalej tym tropem zajrzała do sąsiedniego pomieszczenia z otwartymi drzwiami - do drewutni. Leżał tam stos pustych kartonów po sadzonkach kwiatów. Podnosiła jeden po drugim i... ujrzała jeża śpiącego na kartonie i zwiniętego w kulkę! Mieliśmy zagadkę - jakim cudem tam się znalazł? Przecież pomieszczenie z jeżami stale było zamknięte, a do piwnicy prowadzą długie i dość strome jak dla jeża schody. Doszliśmy do wniosku, że zapewne podczas wchodzenia kogoś z nas do pomieszczenia, jeż czmychnął pod nogami na podest i potem schował się za stojącą tam drabinką. Doszliśmy do tego później, kiedy zauważyliśmy, że przed każdym otwarciem drzwi, za nimi czatował jeż i natychmiast wbiegał na podest - co w końcu uwieczniłem na fotografii. Ale jak zszedł po tylu stopniach w dół? To jego tajemnica! Rozdzielenie jeży przyniosło ten pozytywny efekt, że nie było między nimi walk i skaleczeń, ale wyraźnie straciły apetyt i tylko biegały przez całą noc oraz wspinały się na tylnych nóżkach i wdychały powietrze z okna. To już były wyraźne oznaki potrzeby wyjścia do ich środowiska! Kiedy tylko na zewnątrz temperatura w nocy podniosła się do +10 o C, najbardziej ruchliwy i kwaczący jeż został przeniesiony wraz z domkiem do warzywnika, gdzie były jesienią. Jeż odżył i od razu wrócił mu apetyt - wręcz wilczy, a przy zbliżeniu fukał i zwijał się w kulkę. Po tygodniu tam przebywania i po karmieniu go przez dwa dni chrząszczami, robakami oraz noworodkami myszy, dokładnie 24 kwietnia o godzinie 18:00, jeż ten wraz z domkiem został przemieszczony do środowiska naturalnego, gdzie wg naszego wywiadu, żyją jeże, tj. na skraju młodego lasku 5 km od Białegostoku i ok. 2 km od szosy. Pierwszy domek wraz z jeżem w zagajniku. Ponieważ jeż był w domku, przykryliśmy domek gałązkami dla zamaskowania przed ciekawskimi, zaś obok wystawiliśmy jego talerzyk z karmą oraz drugi z wodą. Poczekaliśmy kwadrans, ale jeżyk nie wychodził. Zostawiliśmy go więc w spokoju i wróciliśmy do domu. Potem przez kilka dni zaglądaliśmy do
strona 11 tego domku i donosiliśmy karmę, ale właściwie tylko pierwszego dnia trochę jej ubyło, a potem już nawet nie była tknięta. Nic dziwnego, bo sami pod stopami ciągle widywaliśmy jakieś żuki i stonogi, których było dosłownie pełno. Do kojca w warzywniku wraz ze swoim domkiem powędrował kolejny samiec i znowu powtórzyliśmy karmienie naturalne. W dniu 29 kwietnia - także wieczorem - domek wraz z jeżem został przemieszczony do tego samego zagajnika, ale ok. 300 m dalej. Odeszliśmy kilka kroków i wyczekiwaliśmy. Po kilku minutach z domku wychylił się jeżyk i intensywnie wąchał zapachy lasu, po czym przeszedł 3 rundy wokół domku i ruszył zwiedzać okolicę - minąwszy talerzyk z karmą, którą zupełnie nie był zainteresowany. Ledwie zdążyłem uchwycić go na fotografii. Drugi nasz jeż już na wolności. Trzeci jeż - samiczka - juz na polowaniu.
strona 12 Powtórzyliśmy kwarantannę w warzywniku z kolejnym jeżem i 3 maja do tegoż zagajnika przemieściliśmy wieczorem samiczkę wraz z jej domkiem. Jeżyczka zaraz wyszła, rozejrzała się wokół i... dała nura w leśne runo. Zatrzymała się, grzebnęła pazurkami i... usłyszeliśmy znajomy chrzęst chrupanego owada. To dobry znak, więc zaraz wróciliśmy do domu. Po kilku dniach, ostatni jeż powędrował wraz z domkiem do lasu - ok. 500 m od pierwszego domku. Zachowanie jeża było podobne, bo po kilku minutach wyszedł z domku, powąchał las i... ruszył penetrować okolicę, co i raz zatrzymując się i chrupiąc chrząszcza. Na wystawioną karmę nawet nie spojrzał. Ostatni jeż opuszcza domek. Miejsce ustawienia domku nr 1.
strona 13 Od wypuszczenia każdego jeża, potem przez tydzień codziennie odwiedzaliśmy domki w dzień zaglądając dyskretnie czy są ślady ich bytności. Okazało się, że pozostawiana karma nie była nawet tknięta. Zabraliśmy sianko z domków, pozostawiając jedynie śladowe ilości na spodzie, gdyż zrobiło się już naprawdę ciepło. Uzupełnialiśmy jedynie wodę do picia, bo ta wyraźnie ubywała. Miejsce ustawienia domku nr 2. Miejsce ustawienia domku nr 3 - na drzewie żółta wstążka Podczas naszych wizyt tylko raz natknęliśmy się na jednego z naszych jeżyków Uciekiniera, który pod koniec maja spał w środku dnia w jednym z domków. W połowie czerwca w domku Nr 3 spotkało nas zaskoczenie: podczas
strona 14 podnoszenia daszku, z domku nagle wydobyło się znane syczenie, fukanie. Okazało się, że domek wypełniony jest aż po dach suchymi liśćmi i trawami, a stos kilka razy podskakiwał. Tak więc, trafiliśmy na samiczkę przygotowującą się do porodu! Od tej chwili do tego domku już nie zaglądaliśmy, by nie płoszyć jej i dzieci. Uzupełnialiśmy jedynie obok wodę i karmę, bo ta znikała. W tych krzakach stoi domek nr 4. Mieliśmy coraz większe trudności z trafianiem do domków, gdyż zagajnik zarastał tak silnie, że z każdym tygodniem z trudem poznawaliśmy te miejsca. Zawiązaliśmy na drzewach wstążki z żółtej folii, po których docieraliśmy bezbłędnie. Kiedy pewnego razu natrafiliśmy na otwarty domek i porozrzucane gałązki, oznaczyliśmy domki etykietkami z naszym logo, numerem domku, nr telefonu do nas oraz informacją, iż domek jest miejscem lęgowym jeży, że jeże Domek nr 3 z tabliczką informacyjną.
strona 15 są objęte ochroną ścisłą i jego naruszanie jest surowo wzbronione. Trzeba przyznać, że od tego czasu już żaden domek nie był naruszany, a na niektórych nawet przybyło gałązek, którymi przykrywaliśmy domki przed okiem ciekawskich i grzybiarzy. Kiedy nastąpiły nocne przymrozki, do domków włożyliśmy spore porcje siana oraz rozpoczęliśmy dokarmianie suchą karmą i trzeba przyznać, że trafialiśmy w domkach na ślady bytności jeży - charakterystyczne zagłębienia w sianie, znoszone tam suche liście oraz znikającą karmę. Nie koniecznie były to ślady akurat po naszych jeżach. Na cotygodniowej kontroli domków. Na koniec, o pewnym odkryciu. Otóż, tuż przed przymrozkami, w jednym z domków, oprócz znoszonych sporych ilości suchych liści, odkryliśmy na końcu korytarza (tuż przed sypialnią) zgromadzonych kilkanaście chrupek suchej karmy Whiskas Junior, którą dzień wcześniej rozsypaliśmy w pobliżu domku. Czyżby, jakiś jeż znosił zapasy karmy na czas mrozów? Jerzy i Irena Zembrowscy, Białystok fotografie autora