/trojmiasto/1,35636,18245766,kacper_kowalski Polisa_ubezpieczeniowa_pilota_jest.html#ixzz3eLoQx5Gv Rozmawiała Dorota Karaś 28.06.2015 07:00 Dorota Karaś: Latasz nad Polską od 19 lat. Jak się w tym czasie zmieniła? Kacper Kowalski *) : Jest czyściej. Ludzie zaczęli dbać o swoje otoczenie. Nawet małe gospodarstwa kilometr od asfaltowej drogi są zadbane. Polska z lotu ptaka wygląda bardzo estetycznie, dużo lepiej niż z perspektywy chodnika. Przecież słychać głównie narzekania, że żyjemy w estetycznym koszmarze. Narzekamy, bo mamy to we krwi. Każdemu, kto tak mówi, polecam wyjazd do Indii. Jesteś architektem z wykształcenia. Nic cię nie razi, gdy jesteś w powietrzu i patrzysz w dół na miasteczka i miasta? Zauważam też negatywne zjawiska, na przykład brak spójnej polityki planistycznej. O wyglądzie nowych osiedli w miastach i na jego obrzeżach rozstrzyga dziś właściciel gruntu. O ładzie przestrzennym decyduje to, którą działkę rolnik sprzeda pod nowe osiedle. Z góry takie osiedla wyglądają jak wysepki, które duszą się w sobie. Miasta nie są dobrze skomunikowane, powstają całe dzielnice, z którymi nie do końca wiadomo co zrobić.
2015-06-28 Rozmawiała Dorota Karaś 2 Na przykład? Widzę to praktycznie w każdym mieście, na przedmieściach, nad którymi latam. Pierwszy z brzegu przykład to dzielnica Osowa w Gdańsku. Jest tak pokręcona i nielogiczna, że trudno się w niej odnaleźć. Ale ten problem dotyczy niestety wielu miejsc w Polsce. Projektowanie osiedla to odpowiedzialna praca. Przecież z perspektywy naszego życia zostanie ono na zawsze. Każdy architekt i planista pracujący przy dużych projektach powinien polecieć i zobaczyć jak wygląda teren z lotu ptaka, w jaki sposób funkcjonuje ten fragment miasta i jego otoczenie, jak tę strukturę naturalnie rozwinąć. Sieć dróg, wybudowana za środki europejskie, bardzo zmieniła polski krajobraz? Autostrada A1 jest pięknie zaprojektowana. Z góry także doskonale widać, że nie idzie prostą kreską od punktu A do B, tylko została wpisana w krajobraz. Sama budowa była spektakularnym przedsięwzięciem, nawet operatorzy koparek wspomagali się nawigacją satelitarną. Dzięki temu byli w stanie bieżąco sprawdzać, czy ruch łyżki koparki jest zgodny z tym, co narysował projektant. Na twoich zdjęciach, może poza tymi z powodzi w Sandomierzu, rzadko widać miasta. Jako architekta ten widok cię nie interesuje? Bardziej pociągają mnie obrzeża niż sama aglomeracja. Jest też kwestia przepisów nad Gdańskiem latać nie można, bo jest podejście do portu w Rębiechowie, w Gdyni działa lotnisko wojskowe. Muszę też myśleć o miejscu, w którym w razie awarii mógłbym bezpiecznie wylądować, i o ludziach, którym hałas może przeszkadzać. Poza tym przestrzeń urbanistyczną trzeba fotografować z dużo większych wysokości niż te, na których zwykle latam. Mnie najbardziej interesuje świat obserwowany z wysokości około 150 metrów. Dlaczego akurat z takiej? Na ziemi to taki dystans, który jest przyjazny człowiekowi. Z odległości 100-150 metrów jesteśmy w stanie rozpoznać ludzi, ich twarze, krzyknąć do nich. To ludzka skala, dlatego zachowuję ją, obserwując świat z góry. Trzymam się jej konsekwentnie dzięki temu osoba, która ogląda moje zdjęcia, przyzwyczaja się do wielkości postaci, wymiarów przestrzeni. Porusza się po obrazach w rytmie tej samej skali. Powoduje to, że przekaz staje się łatwiejszy do odkodowania. Tegoroczną nagrodę World Press Photo dostałeś za projekt Efekty uboczne. Twoje zdjęcia ostrzegają przed ingerencją człowieka w krajobraz naturalny? Zdjęcia z tego projektu tak samo chętnie wykorzystują organizacje proekologiczne, jak i agencje związane z rozwojem przemysłu. Nie chcę opowiadać się po żadnej stronie. Trzeba jednak pamiętać, że jeśli chcemy się rozwijać i mieć w domach dobra cywilizacyjne, musimy ponieść jakieś koszty. Zwolennicy farm wiatrowych podkreślają, że dzięki nim pozyskujemy energię ekologiczną. Przeciwnicy przekonują, że giną przez nie ptaki, a taka elektrownia przez cały okres funkcjonowania odda mniej energii, niż kosztuje jej montaż, rozruch i utylizacja. Dyskusja na temat tego, co jest uzasadnione w działalności człowieka, a co nie, do jakich zmian jesteśmy uprawnieni, ciągle się toczy. Ja staram się zachować neutralność. Moje zdjęcia są przyczynkiem do rozmowy na ten temat.
2015-06-28 Rozmawiała Dorota Karaś 3 Na niebie lata coraz więcej dronów, taki sprzęt można kupić już za kilkaset złotych. W powietrzu panuje teraz tłok? Latanie rzeczywiście jest coraz bardziej dostępne, ale przestrzeń powietrzna jest bardzo pojemna. Nie ma w niej tłoku. Dronów rzeczywiście jest więcej. Mam nadzieję, że ich użytkownicy widzą paralotniarzy, małe samoloty i wiatrakowce i mają na tyle wyobraźni, żeby nie ryzykować kolizji. Nie uciekniemy od rozwoju technologii, dronów będzie przybywać. Nie zdziwię się, jeśli za kilka lat zwykły telefon będzie miał opcje wypuszczania śmigiełek i zamieni się w drona, sterowanego głosem, gestem czy okularami. Kiedyś zdjęcia z powietrza były rzadkością. Teraz może je zrobić każdy, kto ma drona. Jeszcze kilka lat po upadku komunizmu trzeba było mieć specjalne zgody na fotografowanie z powietrza. Sprzęt fotograficzny był analogowy, Internet nie był tak masowy. Wtedy robienie zdjęć Polski z góry było odkrywaniem nowej przestrzeni. To była dla mnie wielka motywacja, żeby robić jak najwięcej zdjęć z powietrza. Nie musiałem jechać na drugi koniec świata, żeby pokazać coś nowego w fotografii dokumentalnej. Swoją nieznaną krainę znalazłem sto metrów wyżej. Dziś perspektywa z lotu ptaka bardzo spowszedniała, takich zdjęć jest gigantyczna masa. Twoje zdjęcia jednak ciągle przykuwają uwagę, są nagradzane. Czym się odróżniają od innych fotografii z powietrza? Za pomocą drona rzeczywistość podgląda się trochę jak przez dziurkę od klucza. Samemu nie jest się jej częścią. Dla mnie najważniejsze jest latanie i frajda z tego, że mogę obserwować świat z góry. Fotografowanie jest dodatkiem. Dzięki temu, że jestem architektem, mam wykształcone narzędzia do odkodowywania obrazu świata. Zwracam uwagę na ślady i cechy działalności człowieka. Przez wiele lat latałem też sportowo. Nauczyłem się dzięki temu precyzyjnie obserwować ziemię, szukać miejsc, w których pojawia się ciepłe powietrze. Z czasem zacząłem podświadomie czytać krajobraz jak mapę To tak jak z kierowaniem samochodem? Z czasem wiele czynności robisz automatycznie? Dobre porównanie. Kiedy lecę, obserwuję przeszkody terenowe, żeby się z nimi nie zderzyć. Śledzę znaki, które powietrze zostawia na ziemi: układ dymów, falowanie zboża, szkwał na jeziorze, pył lecący podczas żniw czy zachowanie ptaków. Jednocześnie nieustannie szukam nowych miejsc, które opowiadają o tym, jak człowiek zmienia świat i krajobraz. Dlaczego twoje zdjęcia są niepodpisane? Nie wiadomo dokładnie, jakie miejsca przedstawiają. Podajesz tylko współrzędne geograficzne. U widzów wzbudza to początkowo irytację. Ludzie pytają o podpisy, chcą wiedzieć, co jest na zdjęciu. Są przyzwyczajeni do fotografii, które znają z prasy. Tam zdjęcie ma podpis, który nie tylko rozszyfrowuje obraz, ale również interpretuje, mówi czytelnikowi, co powinien na dany temat sądzić. Z jednej strony przybliża to rzeczywistość, z drugiej trochę ją spłyca. Zdjęcie staje się znakiem drogowym, ma tylko jedno znaczenie.
2015-06-28 Rozmawiała Dorota Karaś 4 Wolisz, żeby twoje zdjęcia pozostały łamigłówkami? Kiedy latam i robię zdjęcia z góry, sam często nie wiem, co dokładnie fotografuję. Sprawdzam to dopiero po powrocie na ziemię. Dla mnie nie jest istotne, czy odgadniesz, co dokładnie przedstawia moje zdjęcie. Możesz stworzyć różne interpretacje i popłynąć w zupełnie innym kierunku niż rzeczywistość. Ci, którzy oglądają moje fotografie, szybko przyzwyczają się, że nie ma przy nich podpisów. Zaczynają wtedy uruchamiać wyobraźnię. To trochę jak z poezją, która nie jest jednoznaczna, można ją interpretować na wiele sposobów. Pamiętam swoje rozczarowanie, gdy wiele lat temu zrozumiałem angielski tekst swojej ulubionej piosenki. Dopóki nie znałem języka, jej słowa były dla mnie częścią melodii. O czym była ta piosenka? Kojarzyła mi się z książką, którą wtedy czytałem. Okazało się, że wokalista śpiewa o parze brudnych spodni. Świadomie nie odzieram swoich zdjęć z tajemnicy. Projekt jest otwarty na interpretacje, do tego stopnia, że zdjęcia można pokazywać w dowolnej orientacji: pionowo, poziomo czy obrócone o 180 stopni. Znaczenie ma też kolejność fotografii. Historię zderzenia człowieka z naturą można opowiedzieć na wiele sposobów. Lecisz nad pomostem i fotografujesz człowieka, który skacze do wody. Jak uchwycić taki moment z paralotni? Fotograf zawsze czeka na odpowiedni moment, żeby zrobić zdjęcie. U mnie różnica polega na tym, że czekam w powietrzu. Muszę wykorzystać sprzęt i umiejętności techniczne, żeby znaleźć się w odpowiednim czasie i miejscu. Kiedy nadleciałem nad pomost, zobaczyłem, że ludzie się rozpędzają i wskakują do wody. Chciałem uchwycić ten moment, gdy ktoś będzie w powietrzu. Musiałem tak manewrować, żeby w tym momencie znaleźć się dokładnie nad środkiem pomostu. Jak się dowiedziałeś o nagrodzie World Press Photo? Kiedy dostałem nagrodę w 2009 roku, byłem właśnie na zawodach paralotniarskich w Australii. Mieszkaliśmy w wieloosobowych domkach, każdy na noc wyciszał telefon, bo różnica czasu wynosiła 11 godzin. Kiedy obudziłem się rano, miałem kilkadziesiąt nieodebranych połączeń. Najpierw pomyślałem, że stało się coś złego w kraju. Do głowy mi nie przyszło, że ma to związek z nagrodą. Potem przeczytałem SMS-y i wszystko było jasne. Zawody przestały mnie już interesować, żałowałem, że nie jestem w Polsce. Organizator World Press Photo zadzwonił w tym czasie do mojej żony, pogratulował nagrody i zapytał: Jak właściwie te zdjęcia zostały wykonane, bo robiliśmy o to zakłady? Zdjęcia z powietrza nie były w tym czasie jeszcze tak częste, organizatorzy zastanawiali się, czy fotografowałem z samolotu, kite a czy może balonu na uwięzi. W tym roku na World Press Photo nagrodzone zostały Efekty uboczne. Znowu dowiedziałem się o tym na drugim końcu świata. Tym razem byłem w Wietnamie. Cieszę się, że nagrodzony został projekt, w którym opowiadam o uniwersalnych problemach dotyczących ludzi, za pomocą zdjęć zrobionych głównie w okolicy Gdyni, w której mieszkam, pracuję i którą obserwuję bardzo uważnie.
2015-06-28 Rozmawiała Dorota Karaś 5 W tym roku po raz pierwszy w konkursie World Press Photo stworzono kategorię projektów długoterminowych takich, które trwają minimum trzy lata. Właśnie w tej kategorii nagrodę otrzymały Efekty uboczne. Twoje zdjęcia były też prezentowane na prestiżowej wystawie w The Curator Gallery w Nowym Jorku. Jak do tego doszło? We wrześniu ubiegłego roku pokazywałem swoje zdjęcia na festiwalu Photoville, który odbywa się w dawnej przestrzeni portowej na Brooklynie w Nowym Jorku. Spotkałem tam Billa Shapiro, który był redaktorem naczelnym magazynu Life. Spodobały mu się moje zdjęcia. Okazało się, że współpracuje z jedną z nowojorskich galerii. Pół roku później miałem indywidualną wystawę, Bill Shapiro był jej kuratorem. Początkowo widzowie reagowali na zdjęcia tak jak ludzie w Polsce byli poirytowani, że nie są podpisane. I tak samo za moment nie chcieli już wiedzieć, co przedstawiają w rzeczywistości. Dyskutowali o tym, co zobaczyli na fotografii, każdy miał inną wizję. Podobno dużo osób kupuje twoje zdjęcia do kolekcji prywatnych? To dla mnie duża satysfakcja. Myślę, że z jednej strony moje zdjęcia stały się ważne dla współczesnej kultury, stąd nagrody. Z drugiej staram się, by były bardzo estetyczne. Dla mnie formalna harmonia to klucz całej konstrukcji. Twoje dzieci interesują się już lataniem? Mój syn ma 7 lat i chciałby już polecieć ze mną. Jest jeszcze trochę za mały w wiatrakowcu pasażer siedzi z tyłu, nie widziałbym, co się z nim dzieje. Mógłby się przestraszyć, próbować wysiąść. Nie zabierałem go jeszcze z sobą. Córka jest jeszcze młodsza, ma trzy lata. Jeśli w przyszłości będą chcieli latać, nie zamierzam ich zniechęcać. Ale zmuszać również nie będę. Ale latanie to niebezpieczny sport. Biegać też można w sposób ekstremalny. Można latać, prowokując los albo bardzo racjonalnie. Da się latać racjonalnie? Polisą ubezpieczeniową każdego pilota są strach, respekt i obawa. Bez tego prowokuje się los. Sporty lotnicze często przyciągają ludzi, którzy szukają guza, stąd obraz lotnictwa jako dyscypliny bardzo niebezpiecznej. Wypadki oczywiście się zdarzają. Ja również ich nie uniknąłem. Mówi się czasem, że piloci dzielą się na tych, co są przed wypadkiem i już po. Zacząłeś latać ostrożniej, gdy urodziły ci się dzieci? Wcześniej bardziej ryzykowałem. Inne mądre powiedzenie lotnicze mówi, że piloci dzielą się na dwie kategorie: odważnych i starych. Nie ma starych, odważnych pilotów.
2015-06-28 Rozmawiała Dorota Karaś 6 Często jesteś w powietrzu? Od kiedy mam wiatrakowiec, mogę latać w zasadzie w każdą pogodę, pod warunkiem że nie pada. Przeszkodą nie jest nawet wiatr wiejący z prędkością 80 kilometrów na godzinę. Kilka razy poleciałem fotografować Bałtyk w czasie sztormu. Wyglądał niesamowicie groźnie i mrocznie, morze zabrało całą plażę. Zacząłem celowo używać pogody jako elementu składowego zdjęć. Zdarza się, że podczas złych warunków, gdy mało kto myśli o lataniu, można zobaczyć coś unikatowego. Skończyłeś już projekt Efekty uboczne? Chcę za jego pomocą opowiedzieć o ludzkiej cywilizacji, tak jakbym tworzył opis dla przybysza z kosmosu. Jestem jak biolog, który odkrywając nowy gatunek rośliny, wykonuje rysunki i opisuje szczegółowo jej cechy. Każde z moich zdjęć jest ilustracją jakiegoś aspektu naszej obecności na ziemi. Projekt będzie skończony, gdy będę miał komplet takich cech. Na szczęście sporo mi jeszcze brakuje, bo ciężko mi myśleć o tym, że rozstaję się z tym pomysłem. Pracujesz nad nowym cyklem zdjęć? Przygotowuję projekt Tkając, w którym odtwarzam swoje wspomnienia i wrażenia z lotów. Nie będzie to cykl dokumentalny. Fotografie będą tu surowcem do dalszego przetwarzania. Efekty uboczne opowiadają o tym, co podczas lotu widziałem, Tkając o tym, co zapamiętałem. *) Kacper Kowalski (rocznik 1977), absolwent Wydziału Architektury Politechniki Gdańskiej. Mieszka i pracuje w Gdyni. Specjalizuje się w fotografii z lotu ptaka. Jest laureatem najważniejszych polskich i międzynarodowych konkursów fotograficznych. W tym roku po raz trzeci zdobył nagrodę World Press Photo. Ostatnio wydał album Efekty uboczne. Fotografie z tego cyklu oglądać można na wystawie w Muzeum Miasta Gdyni, która potrwa do 6 września. Cały tekst: http://trojmiasto.gazeta.pl/trojmiasto/1,35636,18245766,kacper_kowalski Polisa_ubezpieczeniowa_pilota_jest.html#ixzz3eLnPb1ge