LECH EMFAZY STEFAŃSKI, MICHAŁ KOMAR OD MAGII DO PSYCHOTRONIKI CZYLI ARS MAGICA (wyd. orygin.: uaktualnione, 1996)
|
|
- Grzegorz Banach
- 3 lat temu
- Przeglądów:
Transkrypt
1
2 LECH EMFAZY STEFAŃSKI, MICHAŁ KOMAR OD MAGII DO PSYCHOTRONIKI CZYLI ARS MAGICA (wyd. orygin.: uaktualnione, 1996) PRZEDRUK Naszym dzieciom Stefanowi Iwankowi, Bognie Stefańskiej, Magdalenie Komar i Janowi Wacławowi Komarowi książkę tę poświęcają Autorzy SPIS TREŚCI: Autorzy rozdziałów 1-5: Lech E. Stefański, Michał Komar 1. Magia i psychotronika 2. Fizyka zjawisk nadprzyrodzonych 3. Widzenie skórne 4. Hipnoza, oddziaływanie bioenergetyczne, sugestia 5. Spostrzeganie pozazmysłowe w hipnozie Autor rozdziałów 6-13, epilogu i prekursorów polskiej psychotroniki: Lech E. Stefański 6. Szkoła jasnowidzów 7. Magiczne zwierciadło 8. Słuchanie z zapartym tchem 9. Jak powstają magiczne przedmioty 10. Przez uszy do mózgu 11. Mediumizm i metalgniotki 12. Przymierze z ogniem 13. Magiczne wyrocznie Epilog Prekursorzy polskiej psychotroniki Literatura Fotografie do książki
3 Spis Treści / Dalej Określenie pojęć 1. Magia i psychotronika W mniemaniu prawie powszechnym psychotronika uchodzi za domenę raczej magii niż nauki. Zdrowy rozsądek każe podejrzewać ludzi parających się psychotronika o skłonność do nazbyt daleko posuniętej fantazji. Z drugiej strony, ten sam zdrowy rozsądek wskazuje, że np. przedmiot badań biologii submolekularnej lub fizyki nuklearnej albo wyspecjalizowanych dziedzin matematyki wydaje się przeciętnemu człowiekowi równie tajemniczy jak przedmiot zainteresowań psychotroniki. Dlaczego w takim razie biologia, fizyka i matematyka uchodzą za nauki nie kwestionowane, a psychotronika bywa niekiedy określana szyderczym mianem magii? Może dlatego, że przez dłuższy czas ta ostatnia nie była wliczana do zespołu nauk zinstytucjonalizowanych. Gdy wreszcie ją nobilitowano, to wiadomość o tym fakcie pozostała jakby w ukryciu: badaniami psychotronicznymi zainteresowały się przede wszystkim instytucje pracujące na rzecz wojska. W świecie dzisiejszym na naszych oczach granice nauki poszerzają się niemal z dnia na dzień i to, co dziś może uchodzić za domenę niemal czarów, jutro okaże się czymś oczywistym i użytecznym. Czy zresztą nauka nie lokowała się zawsze na pograniczach fantazji? Dlaczego w takim razie psychotronika uchodzi za domenę tajemniczo-magiczną? Zjawisku przypisuje się charakter magiczny pisał polski parapsycholog Józef Świtkowski wtedy, gdy warunki jego powstania wydają się sprzeczne ze znanymi prawami natury". W tym sensie magiczne mogą się wydawać niektóre przedmioty badań psychotronicznych tak, jak ludziom z XIX w. magią trąciły dokonane przez Roentgena doświadczenia z promieniami katodowymi. Cóż w takim razie na pewno jest nauką, a co nie? Nie sposób udzielić odpowiedzi ostatecznej. Jednakże wyuczona konwencja skłania nas, byśmy pewne dziedziny ludzkiego wysiłku poznawczego określali mianem magii, inne zaś uznawali za prawdziwą naukę. Podziały takie są dość zawodne i, prawdę mówiąc, opierają się raczej na przywiązaniu do własnej wiary niż na racjonalnych kryteriach, na doświadczeniu. W średniowieczu ludzie naprawdę oświeceni i uczeni sądzili, że mucha ma osiem nóg, tak bowiem rzekomo twierdził Arystoteles, a twierdzenia zawarte w Piśmie Świętym i w dziełach Arystotelesa nie podlegały w owych czasach dyskusji. W rzeczywistości fałsz zakradł się do dzieł Arystotelesa jeszcze w starożytności z winy nieuważnego przepisywacza rękopisu, który zamiast 6 napisał 8. Errare humanum est..., ale to doprawdy żenujące, że przez setki lat żaden z czytelników Arystotelesa nie złapał muchy, aby policzyć, ile w rzeczywistości ma nóg. A może ci, którzy to uczynili i doliczyli się zaledwie sześciu, nie mieli po prostu odwagi, aby ujawnić światoburczy wynik swego doświadczenia? Ludzie nie wierzący w zasadność praktyk różdżkarskich stanowią większość w sferach naukowych Polski, Europy i całego świata. A jednak w 1968 r. powstała w ZSRR Mieżwiedomstwiennaja Komisja po Problemie Biofiziczeskogo Effekta, państwowa instytucja zajmująca się przede wszystkim zastosowaniem różdżkarstwa w geologii, a także w archeologii i kryminalistyce. Milionowe oszczędności, jakie daje na co dzień stosowanie metody biofizycznej w poszukiwaniach geologicznych, lepiej przemawiająza różdżkarstwem niż jakiekolwiek argumenty teoretyczne. Czy w takim razie badaczy zajmujących się wyjaśnianiem tajemnicy różdżkarstwa umieścimy w grupie prawdziwych uczonych, czy też w grupie amatorów parających się magią? Czym więc jest psychotronika? Zdenek Rejdak, prezes Międzynarodowego Towarzystwa Badań Psychotronicznych, tak oto ją definiuje: Psychotronika jest samodzielną, interdyscyplinarną gałęzią wiedzy, która zajmuje się siłami działającymi na odległość interakcjami zarówno pomiędzy ludźmi, jak też między ludźmi a otaczającym światem (organicznym i nieorganicznym). Interakcje te wiążą się z energetycznymi formami wyżej zorganizowanej żywej materii i są właśnie przedmiotem badań. W odróżnieniu od parapsychologii, którą interesowały fenomeny, psychotronika bada zjawiska, jakie występują w utajonej postaci w każdej żywej jednostce. Chodzi tu o badanie funkcji psychicznej i fizykalnej w ich naturalnym wzajemnym powiązaniu. Psychotronika bada również energetyczną istotę zjawisk tradycyjnie znanych pod pojęciami telepatii, telekinezy, telegnozji (jasnowidzenia) itp. Już w samej definicji można spostrzec powody nieufności do psychotroniki. Zajmuje się ona bowiem zjawiskami wciąż jeszcze nie wyjaśnionymi. Czy wynika stąd, że sama jest dziedziną mglistą i tajemniczą, nienaukową? Tak, jakby prawdziwa nauka zajmowała się zjawiskami oczywistymi! Nie znaczy to wcale, że sprawę związków między nauką a magią można teraz spokojnie pominąć. Ostatecznie jedną z elementarnych cnót nauki jest nieustająca ciekawość badawcza, formułowanie coraz to nowych pytań, badanie, nie zaś skłonność do lenistwa umysłowego, które wyraża się w wygodnym oznaczaniu zjawisk wciąż nierozpoznanych mianem magii, pogardliwym i szyderczym. Inicjatorem naukowych badań nad magią był angielski etnolog i historyk James George Frazer ( ). Zdaniem Frazera z gruntu błędne są zasady myślenia, na których opiera się magia. Magia powiada Frazer jest fałszywym systemem praw przyrody i równocześnie zespołem fałszywych wskazówek postępowania. Jest to zarówno fałszywa nauka, jak i zawodna sztuka". Oczywiście nie mamy tu zamiaru przeprowadzać pełnej rehabilitacji magii, ale też trudno dziś zgodzić się z twierdzeniami Frazera.
4 Czy rzeczywiście istnieją podstawy, aby wszelką działalność magiczną określić wzgardliwym mianem zawodnej sztuki"? Czy zabiegi magiczne bywają zawsze nieskuteczne? Niezliczone przekazy historyczne i świadectwa podróżników i etnografów świadczą o czymś wręcz przeciwnym. Frazer kategorycznie zaprzeczył prawdziwości jednych i drugich, własnych zaś obserwacji nie miał i mieć ich nie mógł, ponieważ sam nie podróżował, zadowalając się kompilowaniem cudzych spostrzeżeń. Nie miejmy mu tego za złe; jego Złota gałąź jest i tak książką pełną niepowtarzalnego uroku. Spróbujmy jednak teraz popatrzeć z innego punktu widzenia na rozmaite fakty, słusznie czy niesłusznie, zaliczane do fenomenów magicznych". W ich wyborze pomagać nam będzie definicja magii, którą podaje w swojej książce amerykański znawca przedmiotu Max Freedom Long: Wszelka działalność wykraczająca poza zakres naszych praw fizycznych jest magią. Obojętne, czy chodzi o natychmiastowe wyleczenie, czy wywoływanie zjawisk parapsychicznych, jak telepatia, jasnowidzenie itp., czy też o skutki tzw. modlitwy śmierci. Tajemnica fakirów Znakomity angielski badacz hipnozy James Braid w rozprawie Uwagi nad transem, czyli snem zimowym u ludzi (1850) opisał doświadczenia z Haridasem, sławnym ongiś indyjskim fakirem. Człowiek ten umiał pogrążyć sam siebie w rodzaj pozornej śmierci. W tym stanie zakopywano go do grobu na 3, 10, 30, a nawet 40 dni. Ostatnie z tych doświadczeń przeprowadzono w Lahore pod okiem sir Claude'a Wade'a, ówczesnego rezydenta angielskiego na dworze tamtejszego maharadży, zresztą wielkiego sceptyka w sprawach wszelkich nadzwyczajności. Na kilka dni przed próbą Haridas zażył środek przeczyszczający i odtąd żywił się tylko mlekiem. W dniu, kiedy miano go zakopać, połknął pas płótna długi na 30 łokci i wyciągnął go z powrotem przez gardło (miało to na celu oczyszczenie żołądka). Potem wykonał coś w rodzaju lewatywy. Wreszcie zatkał sobie wszystkie otwory ciała woskiem, wcisnął język do gardła, skrzyżował ramiona na piersi i zasnął. Wówczas zawinięto fakira w chustę, na której siedział, związano ją, opieczętowano pieczęcią maharadży i złożono do skrzyni. Skrzynię zakopano na pałacowym dziedzińcu. Grobowca i całego pałacu we dnie i w nocy strzegły warty. Po 40 dniach grobowiec komisyjnie rozkopano i wyjęto zeń ciało Haridasa zupełnie sztywne, wyglądające jak martwe. Służący polał je ciepłą wodą, po czym zaczął okładać ciemię gorącym ciastem pszennym. Z nosa i uszu wyjął wosk, wyciągnął też z gardła język. Powieki nacierał roztopionym masłem. Wtem ciało poruszyło się kurczowo, nozdrza się wydęły. Puls był wciąż ledwie wyczuwalny. Wreszcie źrenice odzyskały blask, a fakir, spostrzegłszy, że radża stoi tuż obok, przemówił ledwie słyszalnym głosem: Wierzysz mi teraz?" I sceptyczny radża musiał uwierzyć. Od czytelników rzecz jasna aż tak wiele nie żądamy. Niemniej pozostaje faktem, że od kilku lat świat naukowy przestał traktować z żartobliwym lekceważeniem sztuczki" joginów. Wiąże się to z odkryciem zjawiska biologicznego sprzężenia zwrotnego (po angielsku biofeedback) i z konstrukcją urządzeń, które pozwalają tym zjawiskiem sterować. W dużym uproszczeniu należy powiedzieć, że zjawisko to możemy sztucznie wywołać, wczuwając się w jakiś narząd swego ciała, maksymalnie koncentrując na nim uwagę, a następnie wyobrażając sobie stopniową zmianę w jego działaniu: zwolnienie rytmu serca, zwolnienie rytmów prądów czynnościowych mózgu, zwiększenie elektrycznej oporności skóry itp. Każde spostrzeżenie zmiany powoduje dalsze jej nasilanie się. Proszę zwrócić uwagę: wymieniamy tu takie funkcje organizmu, na które jak sądzono jeszcze niewiele lat temu wola człowieka nie może mieć najmniejszego wpływu. Najprostszym chyba aparatem do biologicznego sprzężenia zwrotnego może być zwykła słuchawka lekarska. Człowiek kładzie się i wsłuchuje w bicie własnego serca, życząc sobie usilnie, aby jego częstotliwość uległa zmianie: zwolnieniu lub przyśpieszeniu. Najmniejsza nawet zauważona zmiana powoduje potęgowanie się zjawiska. Skutek staje się więc przyczyną, a przyczyna z kolei skutkiem, jest to zresztą zasada każdego sprzężenia zwrotnego. Rewelacyjnych wyników oczywiście nie należy oczekiwać podczas pierwszych prób. Wszelkie urządzenia biofeedbackowe" pomagają jedynie w treningu, lecz bynajmniej nie zwalniają od niego. O ile wspomniane tu dla przykładu trenowanie zmiany rytmu serca byłoby dla przeciętnego człowieka raczej niecelowe, o tyle umożliwienie kontroli swoich rytmów mózgowych daje rezultaty ciekawe i bezspornie pożyteczne. Jak wiadomo, zapis elektroencefalograficzny uwidocznia w postaci fal" różne rytmy prądów czynnościowych mózgu. Normalnej pracy mózgu odpowiada tzw. rytm beta nieregularny, o stosunkowo dużej częstotliwości. Stanowi spoczynku, odprężenia fizycznego i psychicznego odpowiada regularny rytm alfa, charakteryzujący się poza tym znacznie większą amplitudą niż wymieniony poprzednio; jego częstotliwość zawiera się w granicach 7-13 Hz. Jeszcze niższy zakres częstotliwości obserwujemy w rytmie theta (4-7 Hz) manifestującym się podczas marzeń sennych i w czasie wytężonej pracy umysłowej o charakterze twórczym. Najniższe częstotliwości (0,5-4 Hz), odpowiadające tzw. rytmowi delta, występują podczas głębokiego snu. Możliwość osiągnięcia na żądanie stanu pełnego relaksu i co za tym idzie szybkiego, a gruntownego wypoczynku jest dla współczesnego człowieka szczególnie kusząca. Zwłaszcza gdy towarzyszą temu rozkoszne marzenia senne na jawie. Wszystko to jest możliwe dzięki aparatowi
5 będącemu uproszczonym elektroencefalografem, bez urządzenia zapisującego, ale za to z ekranem oscyloskopu lub słuchawkami. Sygnał świetlny lub dźwiękowy umożliwia śledzenie własnych rytmów mózgowych i wywieranie wpływu na ich przebieg. Podobnie skuteczne okazały się urządzenia działające na nieco innej zasadzie. Są to biofeedbacki", które wykorzystują tzw. efekt skórnogalwaniczny. Zjawisko to polega na zmienianiu się oporności elektrycznej skóry pod wpływem czynników emocjonalnych. W celu jego dostrzeżenia przymocowuje się elektrody, np. po obu stronach dłoni, włącza się w obwód źródło słabego, zupełnie nieodczuwalnego prądu i mierzy jego przepływ czułym galwanometrem. Gdy wzrasta napięcie emocjonalne (np. pod wpływem przestrachu), wówczas zmniejsza się opór elektryczny i odwrotnie: psychicznemu odprężeniu towarzyszy stopniowo zwiększająca się oporność skóry. Schemat urządzenia do biologicznego sprzężenia zwrotnego (biofeedback), wykorzystującego tzw. efekt skórnogalwaniczny. We wejście, Gł głośnik, Pt potencjometr, R 1 -R 5 oporniki, T 1 -T 3 tranzystory, C 1 -C 2 kondensatory (opr. E. Lepak) Przyczyna tego zjawiska nie została dotąd w sposób zadowalający wyjaśniona, co bynajmniej nie przeszkadza w praktycznym jego wykorzystaniu, m.in. przez policję w detektorach kłamstwa (ciekawych odsyłamy do książki H. J. Eysencka Sens i nonsens w psychologii). Urządzenia umożliwiające trenowanie relaksacji, a działające na zasadzie efektu skórnogalwanicznego, produkowane są seryjnie w USA przez firmę Biofeedback Instrument Company". Aura Ślaz: Domine, z czego, proszę, są promienie, które ty nosisz na głowie? Św. Gwalbert: Są ze mnie! Z mojej wewnętrznej wiedzy i z anioła, co w ciele moim pali się tajemnie. Ślaz: Myślałem, że te płomieniste koła są z włosów. Św. Gwalbert: Ergo nie byłyby z duszy? Ślaz: Domine, a kot, kiedy się napuszy, to tak mu iskry z włosów wylatują... (J. Słowacki, Lilia Wenedd) Już od czasów starożytnych mówi się o pewnego rodzaju promieniowaniu, które umiejscowione jest wokół żywych organizmów. Bywało ono widywane jednakże tylko przez niektóre osoby szczególnie wrażliwe. Poświatę otaczającą głowy świętych odnajdujemy na większości obrazów o treści religijnej bez względu na to, jakiej wierze służą, a także niezależnie od miejsca i czasu ich powstania. Promieniowanie to (nazywane również emanacją, aureolą, polami) w tradycji okultystycznej przyjęło nazwę aury i zachowało ją do dziś. Przedstawia się jako rodzaj mglistej poświaty i ma zarysy kształtu ciała; u człowieka najsilniej jaśnieje okolica głowy. Zdolność widzenia aury posiadał m.in. Stefan Ossowiecki, znany polski jasnowidz z okresu międzywojennego. Twierdził on, że wokół głowy człowieka zajętego pracą umysłową dostrzega niekiedy poświatę zielonkawą. Głowa człowieka zajętego pracą twórczą promieniuje jakoby błękitem. Przy podnieceniu erotycznym poświata staje-się czerwona, w chorobie żółta, a przed śmiercią bieleje. Czy spostrzeżenia te były subiektywne, czy też odpowiadały im jakieś obiektywnie istniejące fakty, trudno orzec. Niemniej pozostaje faktem, że w kilku przypadkach zdarzyło się Ossowieckiemu przepowiedzieć śmierć ludzi na podstawie zaobserwowanej wokół ich głów białej poświaty, a byli wśród nich i tacy, którym rozumowo rzecz biorąc należało raczej wróżyć długie lata życia. W 1908 r. angielski lekarz Walter Kilner, eksperymentując z dicyjaniną, barwnikiem uczulającym emulsję fotograficzną na podczerwień, dokonał przypadkowego odkrycia. Spostrzegł, że w pewnych warunkach świetlnych głowa człowieka oglądana przez szybkę zabarwioną roztworem dicyjaniny wydaje
6 się otoczona poświatą, której nie mają przedmioty martwe. Kilner przeprowadził badania odkrytego przez siebie fenomenu, udoskonalił technikę jego otrzymywania, a nawet spróbował znaleźć dlań zastosowanie w diagnostyce medycznej. Okazało się bowiem, że wielkość i kształt aury" zmieniają się zależnie od stanu zdrowia badanej osoby. W latach dwudziestych bieżącego stulecia, w pracowni Towarzystwa Psychicznego w Bordeaux, u dra I. Maxwella, stosowano następującą metodę: osobę badaną umieszczano przed ciemnym tłem koloru głębokiego błękitu indygo. Następnie rzutowano na nią od przodu słaby promień błękitnego światła i obserwowano przez filtr barwy pomarańczowożółtej. Wówczas można było spostrzec jakby halo, które otaczało głowę osoby badanej. Niestety ani Kilner, ani jego naśladowcy nie umieli orzec, czym jest właściwie obserwowana przez nich aura. Dlatego publikowane przez grono tych osób wyniki przyjmowane były przez świat naukowy z dużym sceptycyzmem. W 1939 r. miejski szpital w Krasnodarze nad Kubaniem zlecił elektrotechnikowi Siemionowi Kirlianowi reperację aparatu d'arsonvala urządzenia do leczniczego masażu prądami wielkiej częstotliwości. Kirliana zafrapowały maleńkie, niebieskie iskierki, przeskakujące pomiędzy szklaną elektrodą a skórą pacjenta, i zapragnął je sfotografować. Skonstruował wówczas własne urządzenie z elektrodą metalową, zabezpieczające kliszę przed dostępem światła z zewnątrz. Na elektrodzie położył kliszę, a na niej własną dłoń. Po wywołaniu ukazał się obraz, który Siemiona wprawił w osłupienie. Ujrzał ciemną sylwetkę swojej dłoni, pokrytą masą świetlistych punkcików, układających się w skupiska i konstelacje, jakby według jakiegoś logicznego, ale niezrozumiałego planu. Natomiast cała sylwetka otoczona była jasną poświatą, która przypominała koronę słoneczną, znaną z fotografii dokonywanych podczas całkowitych zaćmień. Z palców wystrzelały dłuższe promienie, niby protuberancje. Co to było, Kirlian oczywiście nie wiedział, ale przeczucie mówiło mu (i słusznie!), że jest na tropie jakiegoś wielkiego odkrycia. Przede wszystkim postanowił udoskonalić swój aparat. Schemat aparatu do fotografii kirlianowskiej W ciągu kilku następnych lat w pracy pomagała mu tylko żona, Walentyna. Państwo Kirlianowie budowali coraz to nowe urządzenia, które przystosowane były do zdjęć w kolorze, a wreszcie aparaty dające obraz bezpośrednio na ekranie. Równolegle dokonywali nowych obserwacji. Ich wyniki były coraz bardziej zadziwiające. Okazało się, że każda żywa istota ukazuje na fotogramie swój schemat energetyczny", pokrywający się zasadniczo ze schematem anatomicznym, a jednak od niego różny. Także owa świetlista obwódka, której obecność na zdjęciu jest charakterystyczna dla wszystkiego co żyje, ukazywała się w coraz to innych kształtach, rozmiarach i kolorach. Któregoś dnia chciał Siemion Kirlian pokazać gościowi z Akademii Nauk aurę swojej dłoni. Kilkakrotnie ponawiał próby, lecz obrazy ukazywały się ciągle zamazane i prawie pozbawione jasnej obwódki. Kirlian sądził już, że aparat jest uszkodzony, ale dłoń żony dała obraz prawidłowy. Czemu tak się działo, zrozumiał to wieczorem, gdy z wysoką gorączką i migreną musiał położyć się do łóżka: aparat wykrył chorobę przed wystąpieniem jej objawów. Innym razem sfotografował świeżo zerwany liść. Potem szybko odciął znaczną jego część i znów wykonał zdjęcia. Chciał po prostu zobaczyć, jak zachowa się po okaleczeniu pozostała część liścia. Tymczasem na fotografii liść ukazał się... w całości. Jego schemat energetyczny" pozostał prawie nienaruszony. Czyżby więc fotografie Kirliana pozwalały nam widzieć to, co okultyści nazywali zawsze ciałem eterycznym?
7 Najprostsze urządzenie do otrzymywania fotografii kirlianowskiej na filmie 35 mm, biało-czarnym lub barwnym. Jako generator prądów wielkiej częstotliwości może być z powodzeniem użyty aparat elektromedyczny d'arsonvala (stosowany do tzw. elektrycznego masażu). Na ostateczną odpowiedź jest chyba jeszcze za wcześnie. Na razie na całym świecie trwaj ą intensywne badania. W Krasnodarze powstał Instytut Kirlianowski, prowadzone są też doświadczenia w licznych ośrodkach uniwersyteckich. W USA kilka firm zaczęło produkować aparaty kirlianowskie. Rozporządzeniem Prezydium Rady Najwyższej RFSRR przyznano Siemionowi Dawidowiczowi Kirlianowi w 1974 r. za zasługi na polu działalności badawczej zaszczytny tytuł Zasłużonego Odkrywcy RFSRR. Trzeba tu dodać, że fotografia kirlianowska" podobnie jak każde odkrycie czy wynalazek ma swoich prekursorów. Pierwszym, który opracował metodę otrzymywania podobnych obrazów oraz zrozumiał ich wymowę, był Polak dr Jakub Jodko-Narkiewicz. Za życia niedoceniony, po śmierci prawie zapomniany, jeden z tych, którzy urodzili się za wcześnie". Dziś jest on postacią nieznaną tak dalece, że w literaturze obcojęzycznej wymieniany bywa niekiedy pośród uczonych rosyjskich. Ojciec Jakuba Jodko-Narkiewicza, Otton, był zamożnym ziemianinem, właścicielem kilku majątków ziemskich w byłej guberni mińskiej, w powiecie ihumeńskim. Matka, Aniela, z domu Estko, chlubiła się pokrewieństwem z bohaterem narodowym Polski i USA Tadeuszem Kościuszką. Jakub urodził się w 1847 r. w majątku Ottonów. Otrzymał staranne i wielostronne wykształcenie: lekarskie, elektrotechniczne, a także artystyczne. Studiował początkowo w Moskwie, później w Paryżu. Tam, w 1870 r. zastała go wojna francusko-pruska. Podczas oblężenia, aby zarobić na życie, udzielał lekcji muzyki. Po powrocie do kraju Jakub ożenił się z Heleną Pieślak, córką sąsiadów z majątku Mohorty. Z pięciorga dzieci tego małżeństwa najmłodszy Konrad, urodzony w 1885 r., zmarł w Krakowie już po zakończeniu II wojny światowej. W skromnym archiwum rodziny Jodko-Narkiewiczów w Warszawie znajduje się fotografia Jakuba z 1888 roku. Zachował się także afisz reklamujący sanatorium założone przez dra Jodko-Narkiewicza w majątku Nad-Niemen. Jego specjalnością były kuracje kumysowe", a leczniczy napój z kobylego mleka przygotowywali specjalnie w tym celu sprowadzeni specjaliści Baszkirowie. Jednocześnie w swoim nadniemeńskim laboratorium elektrotechnicznym (dobrze pamięta je do dziś synowa wynalazcy) dr Jodko-Narkiewicz pracował nad telegrafią bez drutu". W 1892 r. odbyła się w Wiedniu pierwsza na świecie publiczna transmisja radiowa. Aparat nadawczy składał się z cewki Ruhmkorffa, uziemionej i połączonej z anteną. Odbiornikiem była połączona z ziemią i z anteną słuchawka telefoniczna. Pierwszeństwo Jodko-Narkiewicza w dziedzinie radiotelegrafii zostało potwierdzone 2 grudnia 1898 r. na posiedzeniu Francuskiego Towarzystwa Fizycznego w Paryżu. Trudno jednak nazwać go wynalazcą radia, ponieważ jak orzeczono nie potrafił w dostatecznym stopniu uzasadnić teoretycznie działania swego aparatu. W sierpniu 1896 r. w Berlinie demonstruje Jodko-Narkiewicz inne swoje urządzenie. I znów teoria pozostaje w tyle za praktyką. O ile bowiem same elektrografie" przekonywały na ogół wszystkich, o tyle ich interpretacja budziła nieufność. Nie dziwmy się, Jodko-Narkiewicz był zwolennikiem poglądów barona Reichenbacha, uznającego istnienie szczególnej siły życiowej". W akademickich środowiskach naukowych miały one wówczas opinię zupełnej fantazji. A oto co tygodnik Kraj" pisał w 1896 r. z okazji berlińskiego pokazu, na którym Jodko-Narkiewicz demonstrował swe doświadczenia nad promieniowaniem elektrycznym ciała ludzkiego".
8 Dr Jodko-Narkiewicz użył w tym celu połączonej z niezbyt silnym elementem galwanicznym małej cewki Ruhmkorffa, od której idzie jednobiegunowy przewodnik do ostrza metalowego przytwierdzonego do ściany, mającego zbierać (? L.E.S. i M.K.) elektryczność z powietrza. Do cewki dr Jodko-Narkiewicz przytwierdził drut, którego biegun znajduje się w napełnionej do połowy rozcieńczonym kwasem szklanej rurce zamkniętej. Gdy jedna osoba, np. A, ową rurkę weźmie w rękę i jeżeli do niej zbliży się ktoś drugi, B, wówczas na powierzchni ciała osoby A we wszystkich miejscach, gdzie znajdują się węzły nerwowe (? L.E.S. i M.K.), następuje promieniowanie, czyli wyładowanie elektryczności. Dalej, jeżeli osoba A weźmie w drugą rękę rurkę Geisslera lub Crookesa, to za zbliżeniem się osoby B w rurce tej ukaże się światło. Wspomniane wyładowanie, czyli promieniowanie elektryczności z ciała ludzkego, daje się utrwalić na fotografii. Pan Jodko-Narkiewicz pokazywał w Berlinie zdjęcia fotograficzne z różnych części ciała ludzkiego: na fotografiach promienie występują w jednym miejscu bardzo silnie, w innym bardzo słabo lub wcale ich nie ma. Dr Jodko-Narkiewicz objaśnia to, że im dane miejsce jest zdrowsze, tym promieniowanie odbywa się silniej, przy czym według jego zdania kierunek, siła itp. cechy promieni zależą od uczuć wzajemnych, jakie żywią względem siebie poddane doświadczeniu osoby. Gdy do ręki kobiety A zbliżył swą rękę kochający ją mężczyzna B, wówczas promienie wystąpiły na fotografii silniej i w kierunku prostym, natomiast gdy mężczyznę B zastąpiła kobieta C, z którą A była w stosunkach oziębłych, promienie okazały się na płycie fotograficznej słabe i w kierunku ukośnym. Wychodząc z zasady, że ciało nasze jest do pewnego stopnia materią elektryczną, w której zachodzą mniejsze lub większe wyładowania, uczony spróbował zbadania tych objawów fotograficznie i porobił nadzwyczaj czułe zdjęcia z pojedynczych części organizmu ludzkiego w stanie zdrowia i choroby, a nawet w pewnych stadiach psychicznego nastroju. Uzyskał tedy szereg obrazów, które ilustrują widocznie jego teorię o rozmaitych fizjologicznych i duchowych objawach życia. W tym samym roku (1896) Jodko-Narkiewicz kontynuuje swoje prace w Paryżu, korzystając z laboratorium dra Baraduca, z którym łączyła go serdeczna, długoletnia przyjaźń. Nawet przebywając w różnych miastach Europy obaj ci uczeni pozostawali w łączności listownej i telepatycznej; była to jeszcze jedna forma wspólnie przeprowadzanych eksperymentów. Tygodnik Kraj" reprodukuje już w marcu 1896 r. osiem elektrografii Jodko-Narkiewicza łącznie z artykułem Fotografia na usługach fizjologii. Czytamy tam, że (wg słów badacza) zdrowy człowiek odznacza się wyładowywaniem ze swego ustroju silnych iskier i promieni elektrycznych, chory posiada te właściwości w słabszym stopniu, ciało zaś martwe lub sparaliżowane żadnych tego rodzaju objawów nie daje". Elektrografie były wykonywane przy bezpośrednim kontakcie zdejmowanego obiektu z płytą światłoczułą, na którą oddziaływało światło specyficznych wyładowań dobywających się z obiektu (np. dłoni człowieka). Pewną sensację wystawy fotograficznej w Rosyjskim Imperatorskim Towarzystwie Technicznym w 1889 r. były elektrografie Jodko-Narkiewicza przedstawiające liście roślin, monety, palce rąk ludzkich. Doświadczenia te spróbowali potem z powodzeniem powtarzać badacze francuscy, niemieccy i amerykańscy. Jeszcze bardziej zagadkowe są dalsze eksperymenty naszego badacza. Jeśli wierzyć ks. Niteckiemu (który powołuje się na dość niejasny opis w książce dra Surbleda Spiritisme et spiritualisme), Jodko- Narkiewicz nauczył się otrzymywać luminescencję całych postaci ludzkich. Sprawiało to na widzach wrażenie, jakby w ciemnościach wywoływano ducha" żywej osoby. Śmierć zaskoczyła naszego badacza w Wiedniu, w 1905 roku. Porozumienie ze zwierzętami Sensacją prasową lat poprzedzających I wojnę światową było zamieszczone w Progress Thinker" sprawozdanie prof. Choa. Czytamy tam, że sześcioletni Erwin Goward ze stanu Alabama (USA) w zadziwiający sposób porozumiewał się ze zwierzętami domowymi. Na przykład chłopiec opowiadał domownikom, że przed chwilą wy słuchał zwierzeń psa, Tresa, na temat zagryzionej przez niego wczoraj owcy, z podaniem miejsca wypadku. Muł skarżył mu się, że jest chory, bolą go kolana i chyba nie będzie mógł jutro chodzić. Wszystko po sprawdzeniu okazywało się zgodne z rzeczywistością. Sąsiedzi zaczęli korzystać z tej zdolności chłopca, prosząc go o pośrednictwo w razie choroby zwierząt. Kiedyś wezwany do chorego konia pomówił" z nim i oświadczył, że przyczyną dolegliwości jest zepsuty ząb, którego miejsce wskazał; po usunięciu zęba koń wyzdrowiał. Od rozjuszonego byka dowiedział się, że tkwi mu gwóźdź w kopycie, który rzeczywiście znaleziono i wyjęto. Zwierzęta miały do chłopca nieograniczoną ufność i nigdy nie wyrządziły mu żadnej krzywdy. Erwin, będąc niemowlęciem, rzekomo wyczuwał telepatycznie myśli matki: kaprysił, gdy tylko powzięła zamiar wykąpania go, wcale tego głośno nie wypowiadając. Sławny rosyjski treser zwierząt Władimir Durów ( ) współpracował przez dłuższy czas z prof. Bechteriewem, dostarczając mu materiału do badań nad telepatią. Zwierzęta Durowa wykonywały nawet bardzo nieraz skomplikowane polecenia, wydawane im przez tresera wyłącznie w myśli. Podczas jednego z doświadczeń Bechteriew wręczył Durowowi kartkę z instrukcją, którą Durów miał przekazać telepatycznie psu Marsowi. Treser ujął wówczas głowę psa w dłonie i długo w milczeniu wpatrywał się w jego oczy. Nagle Mars uwolnił się z rąk swego pana i pobiegł do małego pomieszczenia za pracownią; pomieszczenie to było psu dotychczas nie znane. Stały tam trzy stoły pełne papierów i książek. Pies
9 rozejrzał się i stając na tylnych łapach popatrzył na pierwszy i drugi stół, następnie podbiegł do trzeciego. Zrzucił zeń leżącą tam książkę telefoniczną, chwycił ją w zęby i przyniósł ją do laboratorium. Mars wykonał dokładnie to, czego zażądał prof. Bechteriew. Wyniki wielu eksperymentów telepatycznych wskazują, że przekazywanie myśli tą drogą zdaje się jakby omijać język". Dr Carl Schleicher, amerykański psychiatra, działający również na polu psychotroniki, zabrawszy głos podczas sesji zamykającej Kongres Badań Psychotronicznych w Pradze (1973), wyraził nadzieję, że być może już w niedalekiej przyszłości rozmowy" ludzi ze zwierzętami przestaną być tylko tematem bajek dla dzieci. Duchy" stukające Oto co zdarzyło się na probostwie w Cideville, w departamencie Dolnej Sekwany, w 1850 roku. Okoliczności doprowadziły do śledztwa i wydobyto na jaw wiele faktów, badając ogromną liczbę świadków. Cytujemy za A.R. Wallacem: Zaburzenia rozpoczęły się od czasu, gdy na wychowanie do ks. Tinela, proboszcza w Cideville, przybyli dwaj chłopcy, dwunasto- i czternastoletni, i trwały przez dwa miesiące i pół, dopóki dzieci nie usunięto z probostwa. Owe zaburzenia polegały na stukaniu jak gdyby młotkiem po lamperiach, na drapaniu i potrząsaniu całym domem tak, iż wszystkie sprzęty trzeszczały; dalej słychać było odgłosy, jak gdyby wszyscy mieszkańcy domu uderzali laskami o podłogę [...] Obok tych dźwięków widzieć można było dziwne i niewytłumaczone objawy siły. Stoły i biurka poruszały się dokoła bez widocznej przyczyny. Drzwiczki pieców wylatywały wielokrotnie na środek pokoju, szyby były tłuczone, młotek rzucony był również na środek pokoju, a jednak upadł bez łoskotu, jak gdyby położony niewidzialną ręką. U osób stojących w zupełnym odosobnieniu poruszało się ubranie. Kiedy miejscowy mer przyszedł zbadać tę sprawę, stół, przy którym usiadł wraz z inną osobą, odsunął się od nich wbrew usiłowaniom zatrzymania go, gdy tymczasem dzieci stały na środku pokoju. Na koniec wiele innych faktów tego rodzaju bywało przedmiotem obserwacji różnych osób cieszących się szacunkiem i stanowiskiem, z których każda, udając się na miejsce w zamiarze wykrycia oszustwa, przekonywała się po rozważnym zbadaniu sprawy, że zjawisk owych nie dokonywała żadna z osób obecnych. Znamy wszyscy opowieści o miejscach, gdzie straszy", gdzie odzywają się niewiadomego pochodzenia głosy i gdzie przedmioty przesuwają się i unoszą w po wietrze, jakby poruszała nimi jakaś niewidzialna ręka. Są wśród tych opowieści fantazje literatów, bajdy blagierów, ale też relacje świadków, którzy te dziwa jakoby na własne oczy widzieli i na własne uszy słyszeli. Czy są i takie, które zasługują na wiarę? Relacje dawnych autorów zazwyczaj niechętnie skłonni jesteśmy uznawać za wiarygodne, ale i w naszych czasach zdarza się, że nagle gdzieś zaczyna straszyć". Zjawisko takie wydarzyło się na przykład w lutym 1959 r. w USA. Jego bohaterem był jak się potem okazało Jimmy, dwunastoletni syn Jamesa Herrmana, przedstawiciela linii lotniczych. Pewnego dnia do biura zatelefonowała matka chłopca, zawiadamiając, że sześć butelek w domu nagle się otworzyło. Zawierały one takie płyny, jak rozpuszczalnik, wodę utlenioną, spirytus kamforowy i sodę. Trudno więc było znaleźć przyczynę chemiczną, która by spowodowała, aby wszystkie te flaszki naraz wyrzuciły swe korki, zwłaszcza że były w czterech różnych pomieszczeniach. Od tego czasu Hermanowie nie mieli spokoju. Flaszki latały po łazience, cukierniczka fruwała po pokoju, globus został rzucony z impetem przez hali, przenośny gramofon porysował stół drewniany, ciężka półka z książkami, ważąca ponad 35 kg, stanęła do góry nogami. Wezwana policja nie mogła ustalić żadnej przyczyny. Dopiero gdy psycholog dr Pratt z Uniwersytetu Duke'a przyjechał na miejsce i przeprowadził szereg psychoterapeutycznych rozmów z Jimmym, chochliki" przestały psocić. Już dawniejszym parapsychologom udało się ustalić pewną prawidłowość: tam, gdzie straszy", przebywa zazwyczaj młoda osoba w wieku dojrzewania chłopiec lub dziewczyna i ona to bywa nieświadomym źródłem tych zjawisk (jeśli oczywiście zjawiska te nie są wywoływane przez kawalarzy, co zresztą najczęściej ma miejsce). Ustalono, że procesowi pokwitania towarzyszy niekiedy czasowa zdolność do wywoływania spontanicznych zjawisk telekinetycznych, np. przesuwania przedmiotów na odległość. Zdolność ta pojawia się niespodziewanie i przemija. Czasem jednak można ją przywrócić, stosując specjalne treningi. Dzięki temu uczeni radzieccy mieli do swej dyspozycji osoby zdolne do produkowania chochlików" w warunkach laboratoryjnych. Największą wśród nich sławą cieszą się Nina Kułgina i moskiewski reżyser Borys Jermołajew. Przebieg jednego z doświadczeń telekinetycznych tak oto relacjonuje radziecki dziennikarz I. Huberman: Pokój prawie pusty. Stoi w nim tylko stół, a na nim piłeczka tenisowa, pudełko od zapałek i ołówek. Do pokoju wchodzi człowiek, zbliża się do stołu, wyciąga nad przedmiotami rękę i nieruchomieje. Mija jedna minuta, druga. Nagle na stole poruszyła się piłeczka, potem przesunęło się pudełko, drgnął ołówek. Człowiek poruszył przedmioty, nie dotykając ich ręką. Borys Jermołajew swe niezwykłe zdolności demonstrował tym razem w pracowni dra nauk psychologicznych prof. W. Puszkina. Na czym polega mechanizm tych zjawisk i ich tajemniczość? Na to pytanie prof. Puszkin odpowiada: Mówiąc o naturze telekinezy, trzeba zauważyć, że jedną z prób wyjaśnienia tego zjawiska było
10 powołanie się na elektryczność statyczną. Przypuszczano, iż między przedmiotami a ręką działają ładunki elektryczne, które powodują przesunięcia lekkich przedmiotów. Ten punkt widzenia i ja podzielałem, lecz późniejsze obserwacje obaliły to mniemanie. Dlatego zwróciłem uwagę na hipotezę Aleksandra Dubrowa, którego zdaniem żywe organizmy emitują! pochłaniają fale grawitacyjne. Dotychczas nie było mowy o tym, aby człowiek mógł wytwarzać pole grawitacyjne i wpływać tym sposobem na przedmioty, a jednak uwidaczniało się to w doświadczeniach z Jermołajewem: Jermołajew brał jakiś przedmiot do ręki, ściskał go w dłoni i następnie stopniowo rozwierał ją, a przedmiot zawisał w powietrzu. Przy tym odległość między przedmiotem a dłonią była rzędu 20 cm. Co najbardziej zadziwiające, że Jermołajew robił kręgi dłonią dokoła przedmiotu, a ten nie upadał. Im większa była płaszczyzna przedmiotu, tym dłużej utrzymywał się on w powietrzu. Lewitacja Było to w Wielki Piątek 1505 r. Ładysław z Gielniowa wygłaszał w katedrze warszawskiej kazanie o Męce Pańskiej. Kiedy doszedł do opisu biczowania, wpadł w ekstazę i zachwycony cieleśnie" uniósł się podobno nad amboną. Przez pewien czas trwał tak jakby zawieszony w powietrzu ku zdumieniu wiernych zgromadzonych w kościele. W opisach żywotów świętych znajdujemy wiele wzmianek na temat lewitacji jeszcze bardziej zastanawiających. Lewitacje zdarzały się św. Teresie z Avila ( ) tak często, że tłumy zjawiały się na każdym nabożeństwie, w którym miała uczestniczyć Teresa, aby nie stracić okazji do niezwykłego widowiska. Ona tymczasem... wstydziła się, że Bóg wyróżnia ją w sposób tak widoczny. W swym pamiętniku Teresa z Avila napisała: Cierpiałam do ostatnich granic na samą myśl, że coś aż tak nadzwyczajnego nie omieszka wywołać niebawem wielkiej sensacji [...] Innym razem domyślając się, że Bóg ponowi tę łaskę (ściśle mówiąc, było to w imieniny opiekuna naszego klasztoru, kiedy przysłuchiwałam się kazaniu, siedząc na przedzie pań wysokiego urodzenia), padłam nagle plackiem f...] Błagałam Pana, aby zechciał już mnie nie darzyć tą łaską, która przejawiała się oznakami zewnętrznymi [...] Ilekroć chciałam się opierać, wydawało mi się, że czuję pod stopami zadziwiającą siłę, która wyrzucała mnie do góry; nie potrafiłabym porównać jej z niczym... Jakiż to dowód świętości! mógłby zawołać człowiek religijny. Co za wspaniałe medium telekinetyczne! wykrzyknąłby ktoś niewierzący. I obaj każdy ze swojego punktu widzenia mieliby rację. Mówiąc nawiasem, pół żartem pół serio, ich bezowocny spór byłby przykładem jeszcze raz dowodzącym, że zjawiska paranormalne dostarczają bardzo kiepskich argumentów w dyskusjach światopoglądowych. Istnieje też wiele relacji o lewitujących fakirach. Francuski historyk i etnograf Louis Jacolliot tak opisuje zaobserwowane przez siebie zjawisko: W chwili gdy fakir odchodził ode mnie na śniadanie i na parę godzin odpoczynku, co dlań było najpilniejsze, gdyż od 24 godzin nie jadł nic i nie spał, zatrzymał się we framudze drzwi, które prowadziły na taras, a skrzyżowawszy ręce na piersiach z wolna wzniósł się bez widocznej podpory na wysokość 25 do 30 cm. Mogłem oznaczyć dokładnie tę wysokość dzięki znakowi, który upatrzyłem podczas trwania zjawiska. Za fakirem znajdowała się zasłona jedwabna, służąca za portierę, w pasy białe i złote jednakiej odległości; otóż zauważyłem, że nogi fakira były na wysokości pasa szóstego. Widząc zaczynające się wznoszenie, chwyciłem za chronometr. Trwanie całkowite zjawiska od chwili, gdy czarodziej zaczął się wznosić, aż do czasu, gdy stanął znów na ziemi, trwało nieco więcej nad osiem minut. W najwyższym punkcie wzniesienia się pozostawał nieruchomy około pięciu minut. Trzeba dodać, że fakir Kowindazami nie był bynajmniej wędrownym sztukmistrzem wydrwigroszem, lecz myślicielem zdolnym do ekstazy. Istniej ą przekazy historyczne, na których podstawie można mniemać, że w opisywanych wydarzeniach miała miejsce jak gdyby niepełna lewi-tacja- częściowe zmniejszenie się wagi ciała. Tak bywało nieraz, gdy przeprowadzano tzw. próbę wody, chcąc się przekonać o winie kobiety oskarżonej o czary. Jak świadczą dokumenty, niektóre z tych kobiet nagie i związane sznurami wrzucone do wody nie tonęły. Pacjentka dra Justyna Kernera, sławna później jako Jasnowidząca z Prevorst", którą kiedyś usiłowano wykąpać w czasie, gdy była w transie hipnotycznym, nie dawała się pogrążyć w wodzie, a ciało jej pływało na powierzchni jak korek". Jeśli wierzyć doniesieniom prasowym, częściowe zmniejszenie wagi ciała zaobserwowano ostatnio u amerykańskich kosmonautów, którym w trakcie treningu usilnie sugerowano, że pozostają w stanie nieważkości. Co o tym wszystkim sądzi psychotronika? Dr Aleksander Dubrow jest zdania, że fakty takie potwierdzają po prostu słuszność jego hipotezy biograwitacyjnej. Istotnie, łatwiej nawet wyobrazić sobie, że żywa komórka emitując ujemne pole grawitacyjne ( bio-antygrawitacyjne") zmniejsza tym własny ciężar, niż udziela tej właściwości znajdującemu się opodal przedmiotowi martwemu. A przecież to ostatnie zjawisko było już wielokrotnie obserwowane w warunkach laboratoryjnych. Magia zwana czarną O działających jeszcze na początku naszego wieku hawajskich magach kahunach opowiada amerykański etnograf Max Freedom Long w swej książce wydanej w 1948 r. pt. Secret Science Behind
11 Miracles (Cuda a wiedza tajemna). Pewien młody Irlandczyk przybył do Honolulu, przywożąc ze sobą pierwszą nowoczesną taksówkę. Ten rudowłosy młodzieniec był żywy, prędki i charakter miał nieskomplikowany. Nie bał się nikogo i niczego. Niedługo po przybyciu na wyspę zainteresował się jakąś wiejską dziewczyną, która się w nim zakochała, zrywając zaręczyny z tubylczym narzeczonym. Babka dziewczyny, wiedząc, że przybysz nie ma wobec młodej Hawajki uczciwych zamiarów, starała się zerwać ich związek różnymi sposobami. Zagroziła Irlandczykowi nawet karą niebios, jeżeli się od panny nie odczepi. Oczywista rzecz, że intruz kary niebios się nie bał, będąc zdaje się przyzwyczajony do tego rodzaju wystąpień rozwścieczonych matek i babek. Tak więc usiłowania babki nie odniosły skutku. Aż tu jakiegoś dnia młodemu człowiekowi zdrętwiały nogi. Doraźne środki domowe nie pomagały i zdrętwienie postępowało coraz wyżej. W ciągu dnia obejrzeli go dwaj lekarze i przekazali do szpitala. Tam robiono wszystko, aby wyjaśnić przyczynę choroby, lecz nie można było niczego ustalić. Nie przepisano zatem żadnej kuracji. Po 50 godzinach zdrętwienie sięgało już do połowy ciała. Wielu lekarzy zainteresowało się tym przypadkiem, wśród nich jeden z moich przyjaciół, lecz nikt nie potrafił postawić właściwej diagnozy. Wszyscy tylko kiwali głowami i mieli jak najgorsze przeczucia. Wówczas wezwano doktora, który już od wielu lat praktykował na wyspie. Ten od razu zorientował się po symptomach, że są to skutki modlitwy śmierci", i zajął się leczeniem chłopca. Zadawszy mu szereg pytań, dowiedział się o jego perypetiach z hawajską dziewczyną, o groźbach babki, które chłopiec sobie zlekceważył, wcale bowiem nie uważał, że w związku z nimi mógłby zachorować. Stary lekarz nie rzekł nic, lecz poszedł wpierw odszukać babkę. Później opowiedział mi treść ich rozmowy. Wiem, że nie jesteś kahunką i że nie masz nic wspólnego z tym przypadkiem, babciu rzekł lekarz ale może z przyjaźni powiesz mi, co by można zrobić, aby ocalić życie tego chłopca? Na to odpowiedziała babka: Nic nie wiem o tej sprawie i nie jestem kahunką, jak tobie wiadomo. Przypuszczam jednak, że jeżeli ten człowiek obieca, że wyjedzie najbliższym statkiem do Ameryki i że nigdy już tu nie powróci ani nie napisze, to myślę, że może wyzdrowieje. Ręczę za to, że tak zrobi powiedział lekarz. W porządku odparła babka. Irlandczykowi trzeba było tłumaczyć kilkakrotnie, w jakiej znajduje się sytuacji, a kiedy wreszcie zrozumiał, co się z nim dzieje, zgodził się na postawione mu warunki. Działo się to po południu. Późnym wieczorem już był na nogach i mógł wsiąść na japoński statek płynący do USA. Opowieści podobne do powyższej znane są etnografom badającym życie ludów nie tylko pierwotnych i nie tylko egzotycznych. Stanisław Przybyszewski w swym pamiętniku Moi współcześni wspomina własne przeżycia z lat dziecięcych, które całkiem nieźle wytrzymują porównanie z relacjami Longa. Gdy Przybyszewski był małym chłopcem, służąca, chcąc zemścić się na jego ojcu za to, że ją ukarał, nasłała na dziecko potworny ból głowy: Ulicha (bo takie było imię tej dziewczyny) chwyciła mię, wcisnęła między kolana, rozcięła mi skórę na czole dotychczas mam bliznę wtarła w rankę sok niedojrzałych śliwek, które przedtem opluła; mnie zaś kazała powiedzieć, żem sam sobie czoło rozciął o kant stołu, bo inaczej żywcem do piekła się dostanę. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że już po paru godzinach wiłem się z bólu głowy i trzęsła mną zimna febra, czyli jak to na Kujawach nazywają zimna ogroszka. Lekarz nie znalazł żadnego ratunku, a chłopiec milczał. Kto wie, czy nie byłby się rozstał z tym światem, gdyby nie pomoc jego matki mlecznej, Łuchy. Gdy noc zapadła, nagrzebała Łucha w swoim ogródku korzeni żywokostu, zgotowała je na miazgę, o północy wyjechała na Gopło, nazrywała liści baczy-wia" (białych lilii wodnych), skropiła je wywarem korzeni żywokostu ostudzonego w święconej wodzie, zaczerpniętej w Źródełku Gietrzwałdzkim, przy którym kilka miesięcy temu Matka Boska się objawiła. Całą noc przykładała mi te liście na głowę i na piersi wciąż coś mamrotała wiem tylko, że nie były to słowa modlitwy. Na drugi dzień stał się cud: wstałem zdrów i rześki jak nigdy. Natomiast Ulichę znaleziono w stogu słomy trzęsącą się z zimna mimo upalnego lata, kłapiącą i szczękającą zębami wskutek srogiej zimnicy. Ulichę trzeba było odwieźć do szpitala w Inowrocławiu, gdzie niezadługo potem umarła. Śmierć jej, zgodnie z magicznymi wierzeniami, była nieuchronną konsekwencją rzuconych uroków. Siła niszczycielska bowiem raz powołana do działania musi się wyładować. Albo gubi tego, przeciw któremu była skierowana, albo tego, który tę siłę wywołał. Jak powiada Przybyszewski, ten drugi wypadek zachodzi zawsze tam, gdzie złej woli czarownika przeciwstawi się albo wyższy poziom moralny atakowanego, albo jak w cytowanym przykładzie świadome przeciwdziałanie magiczne kogoś, kto wie, jak ten cios odparować. Zawsze niezmiennym warunkiem zwycięstwa jest wyższy stopień etyczny, modlitwa i posługiwanie się przedmiotami kultu, a więc białej" magii (w powyższym wypadku wody z uświęconego źródła). Praktyki magii czarnej", mającej działać na czyjąś szkodę, są odwieczne. W dawnym Rzymie mściwe
12 kobiety lepiły z wosku lub gliny figurkę rywalki albo niewiernego kochanka i przekłuwały ją szpilkami. W Rzymie posługiwano się też tabliczkami klątewnymi" płytkami ołowianymi, na których czarownik wypisywał formułę przekleństwa. Znaleziono m.in. tabliczkę z takim oto napisem: Rufę oddaję demonom. Oddaję jej ręce, zęby, oczy, ramiona, piersi, kości, nogi, usta, stopy, czoło, paznokcie, palce, brzuch, pępek. Wszystkie części ciała Rufy oddaję demonom na tej tabliczce. Głośna we Francji była sprawa fanatyków, którzy wyrabiali z wosku figurki Henryka III, króla Navarry. Przebijali oni owe figurki w różnych miejscach przez dni czternaście, czternastego zaś uderzali je w serce, wierząc gorąco, że tym sposobem sprowadzą śmierć na władcę, którego one wyobrażały. Podobna technika czarnomagiczna praktykowana była również i to od dawna w Indiach. A oto jej zasady wg L. Jacolliota: Ugniatając ziemię wydobytą z 64 miejsc najbrudniejszych [...] i mieszając z nią włosy oraz obrzynki paznokci wroga robi się figurki, na których piersiach pisze się imię tego, na kim ma być zemsta wywarta. Następnie wypowiada się nad nimi wyrazy i zaklęcia magiczne oraz poświęca się je przez składanie ofiar. Przed ich skończeniem grahaowie (czyli złe duchy planet) chwytają osobę wskazaną i wyrządzają jej tysiące nieszczęść. Niekiedy figurki symbolizujące wrogów przebija się na wylot szydłem lub sieje kaleczy na różne sposoby, aby w zamian osoba będąca przedmiotem zemsty była w ten sam sposób zabita lub okaleczona. Czy określanie wszelkich tego rodzaju praktyk wzgardliwym epitetem wierutne bzdury" jest uzasadnione? Czy we wszystkich tych głupstwach nie tkwi maleńkie choćby ziarenko prawdy? Doświadczenia z woskowymi laleczkami przeprowadzał i to jakoby z powodzeniem francuski badacz zjawisk hipnotycznych Albert de Rochas (1895). Przenosił on eksterioryzowane czucie osoby mesmerycznie zahipnotyzowanej na figurkę z wosku. Jeśli potem tę lalkę woskową ukłuto np. szpilką w główkę, osoba ta odczuwała ból w odpowiednim miejscu głowy; gdy lalkę kłuto w rękę, osoba poddana eksperymentowi z krzykiem chwytała się za dłoń. Kłucie lalki odbywało się w oddaleniu od ofiary", która nie wiedziała, jakie manipulacje robiono z lalką. Celem rzekomo kompletnego wyłączenia tła telepatycznego kłucie woskowej figurki przeprowadzała osoba obca tak, że nawet de Rochas nie widział, które miejsca były nakłuwane. Czy zastosowany środek, mający wykluczyć działanie telepatii, istotnie spełniał to zadanie można wątpić. Doświadczenia de Rochasa powtarzał z powodzeniem moskiewski psychiatra Władimir Rajkow (znany jako twórca reinkarnacyjnej" techniki kształcenia talentów twórczych). Osoba w głębokiej hipnozie odczuwała ból, kiedy w innym pomieszczeniu kłuto igłą powierzchnię wody w szklance. Przedtem do wody tej jakoby zebrano" wrażliwość na ból osoby poddawanej doświadczeniu. W 1967 r. w laboratorium Sekcji Bioinformacji Towarzystwa im. Popowa w Moskwie przeprowadzono serię eksperymentów z telepatycznym przekazywaniem negatywnych emocji na odległość. Nadawcą był Aleksander Monin, odbiorcą- Jurij Kamieński. Przekazywano m.in. strach przed śmiercią przez powieszenie, astmatyczny atak kaszlu, omdlenie na skutek uderzenia w głowę. Znajdujący się obok w izolowanym pomieszczeniu Kamieński odczuwał poszczególne emocje i był ich z całą wyrazistością świadom w 80 procentach przypadków. Kamieński (jako nadawca) przesyłał z kolei negatywne emocje Karolowi Nikołajewowi z Moskwy do Leningradu. Odbiorcę kontrolował zespół prof. Siergiejewa. Stwierdzono, że zapis EEG Nikołajewa zmieniał się znacząco, podczas gdy odbierał on drogą telepatyczną impulsy emocjonalne. W jednym z doświadczeń zadanie Kamieńskiego polegało na tym, aby przez kilka sekund wyobrażał sobie, że chwycił Nikołajewa za gardło i że go dusi. Elektroencefalograf rejestrował każdą reakcję Nikołajewa. Ten ostatni nie wiedział, co tym razem będzie mu przekazywał Kamieński: obraz czy dźwięk, zapach czy stan emocjonalny. Gdy Kamieński skoncentrował się na swoim wyobrażeniu, w zapisie EEG Nikołajewa nastąpiły jaskrawe zmiany pojawiły się fale theta i delta. Osoby obsługujące aparat wszczęły alarm i zażądały natychmiastowego przerwania eksperymentu, aby móc rozpocząć akcję ratunkową. Prof. Siergiejew zaprotestował, wiedział bowiem, że fatalny zapis potrwa tylko niewiele sekund, i tak faktycznie było. Telepatyczne przenoszenie wrażenia bólu stanowiło wielokrotnie przedmiot doświadczeń, które L. E. Stefański przeprowadzał z panią A. B. i panem K. S., o czym będzie jeszcze mowa. A zatem zaszkodzenie drugiemu człowiekowi' na odległość nie jest niemożliwe. Wymaga jednak ścisłego, telepatycznego kontaktu, takiego np., jaki daje związek hipnotyzera z osobą hipnotyzowaną. Nie jest wykluczone, że nawiązaniu podobnego kontaktu służy woskowa lalka, zwłaszcza gdy w jej skład wchodzą cząstki ciała (np. ścinki paznokci i włosy) ofiary magicznego ceremoniału. Przecież dotykanie przedmiotów blisko związanych z osobą poszukiwaną jest środkiem stosowanym przez jasnowidzów psychometrów do nawiązania z niąłączno-ści. Dobre wyniki miał w tym zakresie Czesław Andrzej Klimuszko współczesny jasnowidz polski, którego pamiętniki drukował tygodnik Literatura" w latach W latach międzywojennych wiele osób zaginionych odnaleziono dzięki pomocy Stefana Ossowieckiego. Złe oko Wiara w możliwość rzucania złego czaru samym tylko spojrzeniem rozpowszechniona była u starożytnych Rzymian, jak świadczy o tym choćby wiersz Wergiliusza, gdzie czytamy: Nescio quis
13 teneros oculus mihifascinat agnos [Nie wiem, czyje to oko czar rzuca na me owce łagodne]. Mieli oni swego bożka Fascinusa i amulety tejże nazwy, przeznaczone dla ochrony dzieci od czarów tego rodzaju. Posążek bożka, zawieszony na wozie triumfatora, chronił go przed złymi spojrzeniami" zazdrosnych. Ludzie ze średniowiecza wierzyli święcie w złe oko". Wiara w nie (mai occhio) do dziś utrzymuje się powszechnie we Włoszech. Również i w Indiach istnieje rodzaj czarodziejstwa, zwany driszti-docza, czyli urok rzucony oczyma. Na ten temat Jacolliot napisał: Wszystkie istoty żyjące, wszelkie rośliny i owoce samu podległe. Dla uchronienia się odeń panuje tam zwyczaj wbijania w ogrodach wysokiej żerdzi, na której wierzchołku przymocowane jest naczynie gliniane, pobielone z wierzchu wapnem. Przedmiot ów, jak najbardziej widoczny, ma na celu ściągać na siebie spojrzenia przechodniów o złej woli i przeszkadzać, aby nie kierowali wzroku na płody ziemi, które inaczej z pewnością spotkałoby coś złego... Hindusi są w tym względzie tak przesądni, że przy każdej czynności, nawet najbłahszej, na każdym niemal kroku, jaki stawiają, boją się doznać od sąsiada, od przechodnia, od krewnego nawet drisztidocza. Nic na pozór nie pozwala rozpoznać ludzi mających ten dar zgubny złego wzroku; ci nawet, którzy go posiadają, często nie domyślają się tego. Dlatego każdy Hindus spełnia kilka razy na dzień nad sobą, nad swą rodziną, domem i polami swymi obrzęd aratty, obmyślony dla odwrócenia wszelkich uroków pochodzących z oczarowania wzrokiem. Czy wiara w złe oko" jest zupełnie pozbawiona podstaw? Czy też może choćby w jednym przypadku na wiele dziesiątków tysięcy naprawdę może się zdarzyć, aby ktoś komuś zaszkodził tylko spojrzeniem? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, musimy wpierw postawić dwa inne: 1. Czy można drogą telepatyczną przesłać komuś sugestię, która dla odbiorcy będzie nieprzyjemna lub nawet szkodliwa? 2. Czy kontakt wzrokowy nadawcy z odbiorcą telepatii jest okolicznością sprzyjającą dokonaniu się przekazu? Na pierwsze pytanie odpowiedzieliśmy już twierdząco. Częściowa odpowiedź na drugie znajduje się w rozdziale Mechanizm oddziaływania bioenergetycznego". Czy zatem mamy wierzyć w złe oko"? Absolutnie nie! Rzecz nie jest wprawdzie całkiem niemożliwa, ale jej urzeczywistnienie wymaga spełnienia takich warunków, że... możemy spać spokojnie. Psychochirurgia [termin psychochirurgia ma dwa znaczenia. Jedno oznacza operacje zmieniające osobowość, a drugie zabiegi chirurgiczne bez użycia noża (przyp. red.)] Amerykański lekarz dr Nelson Decker był świadkiem kilku tysięcy operacji przeprowadzonych przez filipińskiego maga Tony Agpaoa. Oto urywek jego długiego sprawozdania, zamieszczonego w Psychic News" w 1966 roku. Tony Agpaoa trzyma rękę nad brzuchem pacjenta. W powietrzu wykonuje ostry ruch, jakby ciął powietrze, a skóra rozchyla się jak rozcięta nożem. Uzdrawiacz rozchyla skórę i mięśnie. Podczas całego zabiegu pacjent zachowuje pełną świadomość. Nie czuje bólu i przygląda się operacji ze zdziwieniem [...]. Agpaoa znajduje owrzodzenie. Przedtem wykazał to samo rentgen, lecz pacjent wolał poddać się operacji u znachora, niż pójść do szpitala i dać się operować zwykłym sposobem [...]. Znachor po otwarciu jamy brzusznej wykonuje palcem cięcie w powietrzu, usuwa chorą część jelita, a następnie styka ze sobą oba jego końce, które błyskawicznie zrastają się. Operacja skończona. Agpaoa wpycha trzewia z powrotem do jamy brzusznej i wykonuje nad raną koliste ruchy dłonią. Otwór w brzuchu zrasta się momentalnie, nie pozostawiając nawet blizny. Pacjent utracił dość dużo krwi podczas operacji, lecz czuje się dobrze. Po 15 minutach rekonwalescent wstaje i udaje się do pracy; jest wyleczony, tylko brak mu kawałka jelita. Innym takim współczesnym uzdrawiaczem na Filipinach jest Terte, mieszkający wysoko w górach. Przyjmuje chorych w brudnej szopie. Setki chorych czekają na swoją kolejkę, niektórzy przynoszeni są na noszach. Terte rozpoczyna ordynowanie w półtransie. Do pomocy ma 4 innych uzdrawiaczy i około 20 pomocników. Na środku szopy stoi stary, kulawy stół, operacje następują z fantastyczną szybkościąjedna po drugiej. Jak dr Decker zaobserwował, od chwili, kiedy pacjentów kładziono na stole, do chwili, gdy schodzili już zoperowani, mijało około 15 sekund. Dr Decker przyglądał się operacjom Terte'a przez miesiąc i naliczył ich około tysiąca. Wspomina m.in. o pewnej Kanadyjce chorej na raka. Lekarze dawali jej jeszcze najwyżej 6 tygodni życia. Jej mąż sprzedał farmę i oboje przyjechali do znachora na Filipiny. Dr Decker opisuje w swym sprawozdaniu przeprowadzoną na owej kobiecie operację. Terte potwierdził diagnozę: rak płuc. Kobietę położono na stole. Terte bez użycia noża rozciął błyskawicznie skórę i żebra pacjentki, sięgnął do klatki piersiowej kobiety i podał doktorowi Deckerowi strzęp różowawej tkanki wielkości piłki do ping-ponga. Lekarz zbadał ją i stwierdził, iż był to kawałek rakowatego płuca. Operacje Terte'a są bezkrwawe, u Agpaoa natomiast pacjenci krwawią. Na zapytanie dra Deckera, dlaczego tak jest, Agpaoa oznajmił: Mógłbym również operować bezkrwawo, lecz gdy ukazuje się krew, pacjentom wydaje się, że przechodzą normalną" operację.
14 Jak twierdzi dr Decker, każdy z filipińskich uzdrawiaczy a jest ich około 30 ma swój własny sposób gojenia pooperacyjnych ran. Jedni magowie potrafią przy tym całkowicie obejść się bez plastra i bandaża, inni natomiast nie umieją zamknąć rany działaniem na odległość. Inny amerykański lekarz, dr Belk, tak mówi o Agpaoa i Terte: Otwierają oni ludzkie ciała i wyjmują jak z szafy guzy rakowe, operują schorzenia mózgu, żołądka, oczu, zatok, jednym słowem wszystko, i to błyskawicznie, bezboleśnie, aseptycznie i skutecznie. O filipińskich magach napisano już tysiące artykułów, nakręcono też wiele filmów, na których oglądamy ich zabiegi psychochirurgiczne. Jednego z magów odwiedził polski dziennikarz Wiktor Osiatyński. W swojej relacji w tygodniku Kultura" (1974) z całą powagą opowiada o próbie, jaką na jego prośbę wykonał mag na nim samym: skóra i mięśnie ręki rozchyliły się jakby pod wpływem niewidzialnego cięcia, a potem ciało zamknęło się i po zabiegu nie pozostał żaden ślad. Stosunkowo najmniej dziwne wydaje się zakończenie owego opisanego przez Osiatyńskiego eksperymentu. Szybkie gojenie się ran w specyficznych warunkach, np. w hipnozie, jest zjawiskiem znanym w Europie, i to od dawna. W drugiej połowie XIX w. zetknął się z nim również dr Julian Ochorowicz, docent uniwersytetu lwowskiego, zasłużony badacz zjawisk paranormalnych. Oto jego relacja: Przed paru laty na życzenie jednego z chirurgów usypiałem chorą do operacji dwóch kaszaków na głowie. Operacja przecięcia i wyłuskania, a następnie zeszycia skóry w dwóch miejscach odbyła się bez wiedzy chorej, która nie tylko na jawie, ale nawet w somnambulizmie wierzyć nie chciała, że operacja już się odbyła. Po obudzeniu, to znaczy pół godziny potem, ranki były zagojone. Chirurg, jakkolwiek zdumiony tym rezultatem, nie uważał jednak za stosowne zakomunikować obserwacji Towarzystwu Lekarskiemu z obawy posądzenia o szarlatanerię. Trochę nam to zbliża filipińską psychochirurgię, ale jej nie wyjaśnia. Mechanizm pozostaje ciągle nie poznany. Dr Zdenek Rejdak przypomina o sztucznej stygmatyzacji", jaką u niektórych osób pogrążonych w transie hipnotycznym wywołać można stosowną sugestią. Jeżeli można spowodować otworzenie się rany w hipnozie, to nie jest wykluczone, że wywołanie takiego efektu jest możliwe za pomocą bardzo silnej sugestii również i poza hipnozą. A może pacjent uzdrawiaczy filipińskich jest po prostu nieświadom działania hipnotycznego maga? Dr Jurij Kamieński sądził, że działanie ręki maga, powodujące rozstąpienie się ciała pacjenta, zbliżone jest do działania urządzenia elektrodiatermicznego, stosowanego we współczesnej chirurgii. Aparat taki wytwarza prąd o częstotliwości ok. 1 MHz, przy napięciu ok. 20 kv. Wystarczy, aby igłę aparatu tylko zbliżyć do powierzchni ciała, a już tnie ona tkanki na określoną głębokość. Wszystkie komórki, które znajdują się po drodze, zostają oczywiście przy tym zniszczone. Istnieją- twierdził Kamieński podstawy do tego, aby przypuszczać, że ręka człowieka może emitować pewne rodzaje energii w postaci bardzo skupionych wiązek (przemawiają za tym np. również wyniki prac L. Wienczunasa w moskiewskim laboratorium Sekcji Bioinformacji Towarzystwa im. Popowa). Działanie takiej wiązki pochodzenia organicznego zapewne różni się od mechanicznego działania urządzenia do elektrodiatermicznego cięcia tkanek. Kamieński sądził, że cięcie psychochirurgiczne" polega na naruszeniu dynamicznej równowagi sił (oddziaływań van der Waalsa), które spajają molekuły błon komórkowych poszczególnych komórek. Tym sposobem cięcie" powoduje rozstąpienie się komórek bez uszkodzenia żadnej z nich. Hipoteza Kamieńskiego zdaje się tłumaczyć przyczynę natychmiastowego znikania wszelkich śladów cięcia: w chwili zbliżenia brzegów rany siły van der Waalsa na powrót zespalają rozdzielone molekuły, wchodzące w skład błon komórkowych. Jest to możliwe, jeśli zburzona była tylko dynamiczna równowaga sił związanych ze sobą molekuł, a nie naruszona pozostała struktura wiązanych przez te siły drobin. Obie hipotezy Rejdaka i Kamieńskiego brzmią dość przekonująco i, co więcej, łączą się w całkiem logiczną całość. Psychochirurgia polegałaby na swoistej współpracy obu organizmów: osoby leczącej i osoby leczonej. Ale... wstrzymajmy się lepiej na razie od wszelkich wniosków. Obaj wymienieni tu uczeni zastrzegają się, że psychochirurgię znają tylko ze sprawozdań i fotografii. Zjawy i duchy" W styczniu 1918 r. w wielkiej sali medycznej College de France dr Gustaw Geley ( ) pierwszy dyrektor Międzynarodowego Instytutu Metapsychicznego w Paryżu wygłosił odczyt dla członków Instytutu Psychologicznego. Zreferował w nim wyniki badań nad zdolnością pewnych organizmów do wydzielania z siebie przybierającej różne kształty substancji, która po krótszej lub dłuższej chwili jest z powrotem wchłaniana. Zadziwiające to zjawisko nazwał Geley teleplastią", proponując ten termin zamiast bardzo niefortunnej, wprowadzonej przez spirytystów nazwy materializacja". Oto fragmenty odczytu: Szanowni Państwo! Nie zamierzam tutaj przedstawić krytycznego expose ani historycznego obrazu zjawisk telekinezji i teleplastii. Zjawiska, o których tutaj mówię, rozwijały się przed moimi oczami od powstania aż do końca, a świadectwo moich zmysłów potwierdzały aparaty rejestrujące i zdjęcia fotograficzne. Medium dawało zawsze dowody dobrej woli i bezwzględnej uczciwości. Rezygnacja, z jaką
15 p. Ewa C. poddawała się przykrym nieraz badaniom jej zdolności medialnych, zasługuje ze strony ludzi nauki na szczerą podziękę i wdzięczność. Medium jęczy, narzeka, przypomina kobietę w bólach porodowych. Cierpienia dochodzą do najwyższego paroksyzmu w chwili powstawania zjawy, ustają, gdy materializacja się kończy. Określenie objawów byłoby takie: od ciała medium odłącza się substancja początkowo bezpostaciowa. Zapowiada się ona przez powstawanie białych, świecących, wilgotnych płatów na czarnej sukni medium, najczęściej z lewej strony. Czasami nie ma innych zjawisk. Substancja ta wydziela się właściwie z całego ciała medium, w szczególności z palców, głowy, wgłębień i otworów. Najczęściej występuje z ust: widzieć można, jak wypływa z wewnętrznej strony policzków, podniebienia i dziąseł. Wygląd ma najrozmaitszy: rozciągliwego ciasta, to znów masy protoplazmatycznej, przybiera kształty licznych cienkich niteczek lub sznurków różnej grubości, wąskich, sztywnych promieni albo szerokiej wstęgi bądź też tkaniny z frędzlami i guzami, przypominającej sieć. Ilość występującej materii jest rozmaita. Bywa, że tworzy taką masę, iż okrywa całe medium niby płaszczem. Barwę ma najczęściej białą, czasem szarą, a nawet czarną. Widzialność jej jest również zmienna. Może maleć lub wzrastać. W dotknięciu bywa owa substancja najczęściej chłodna i wilgotna, niekiedy kleista i ciągnąca się, rzadko sucha i twarda. Substancja ta jest ruchliwa. Ruch jej przypomina jakby pełzanie: po kolanach, piersiach i plecach medium; podnosi się i opada. Nieraz ruchy jej są błyskawiczne ukazuje się i znika momentalnie. Substancja ta jest wysoce czuła; wrażliwość jej ma związek z wrażliwością medium. Każde dotknięcie jej odbija się boleśnie na medium, raptowne lub dłuższe dotknięcie wywołuje szok konwulsyjny i dłużej trwające boleści. Światło na ogół powoduje jej znikanie i przykre wstrząsy u medium. W omawianej substancji wrażliwość łączy się z pewnego rodzaju instynktem zwierzęcia bez możliwości obrony, istoty, której jedynym środkiem obrony jest ucieczka, powrót do organizmu, z którego wyszła. Obawia się ona dotykania i jest w pogotowiu do natychmiastowej ucieczki, aby być wchłonięta w organizm medialny. Substancja ta ma skłonność do kształtowania się; nie pozostaje długo w stanie bezpostaciowym. Nierzadko widać bezkształtną masę, w której tkwią twory jak palec lub dłoń wisząca na strzępach materii, widać też głowy osłonięte welonem tejże substancji. Twory są różne: widziałem palce cudownie modelowane z paznokietkami, doskonałe ręce, posiadające kosteczki, stawy, łokieć, patrzyłem na twarze artystycznie modelowane żywe oblicza, oblicza ludzkie. Potem głowy jakby cofają się, twarze zasnuwają się mgłą substancji, pod którą coś się kłębi. Wyciągam rękę, przesuwam po bujnych, gęstych włosach, dotykam kości czaszki twarde, mocne. Mgnienie oka i już wszystko znikło. Twory wykazują pewną samodzielność; narządy zmaterializowane nie są martwe, lecz żywe. Ręka ma pełne funkcjonalne zdolności. Byłem nie tylko dotykany, ale i taką ręką chwytany. Przez cały czas zjawiska materializacja pozostaje w ścisłej łączności z medium widoczny jest delikatny sznurek substancji łączący zjawę z ciałem medium. Jest tu analogia z pępowiną łączącą embrion z matką. Sądzę, że najważniejszym punktem biologicznego zagadnienia jest istota tej substancji organicznej. Wszystko dzieje się tak, jakby cały zespół organizmu kształtowany był przez wyższy dynamizm, następnie kierowany i utrzymywany. Zmaterializowane kształty, ukazujące się na seansach mediumicznych, nie są ani mniej, ani bardziej cudowne niż materializacja płodu kosztem ciała matki, albowiem widzimy kształtowanie form materializacji, które się odbywa kosztem ciała medium. I cierpienia medium są podobne. Tajemnicza substancja, obserwowana niekiedy podczas seansów mediumicznych, nazwana została ektoplazmą albo teleplazmą. Czym jest ona właściwie? Parokrotnie udało się przekonać lękliwe media, że uszczknięcie niewielkiej jej ilości nie będzie zabiegiem szczególnie bolesnym ani niebezpiecznym. Pierwszemu, któremu udało się uzyskać taką próbkę, był chemik, inż. Piotr Lebiedziński, dawczynią zaś Stanisława Popielska. Seans odbył się 20 lutego 1916 r., a nazajutrz w pracowni bakteriologicznej Muzeum Przemysłu i Rolnictwa w Warszawie dokonano mikroskopowego i chemicznego badania części próbki. Druga jej część przesłana została do Monachium, do pracowni dra Alberta von Schrenck-Notzinga. Ektoplazma" okazała się substancją o konsystencji podobnej do piany ubitej z białka jaja kurzego, składającą się głównie z wody i białek. Nie była to niespodzianka należałoby się raczej dziwić, gdyby ektoplazma", czyli tworzywo wyłonione" (z greckiego ektos na zewnątrz i plasma tworzywo), okazała się np. substancją mineralną i krystaliczną. Czy rzeczywiście to tworzywo było kiedykolwiek naprawdę. wyłonione? Czy badacze nie padali za każdym razem ofiarą oszustwa? Jest faktem, że wiele mediów zdemaskowano i oskarżono o oszustwo; nie miejmy złudzeń przeważnie słusznie. Ale... czy zawsze słusznie? Jak napisał znakomity fizjolog, laureat Nagrody Nobla, Charles Richet: Już w wiekach ubiegłych panowało przekonanie, że jakikolwiek zamach na zjawę ludzi żywych oddziaływa na ich ciało fizyczne. Niekiedy zbyt pochopne zdemaskowania mediów polegały na nieznajomości tego związku. Oto np. ktoś podejrzliwy obsypuje podczas materializacji mediumicznej zjawę miałkim węglem lub oblewa ją atramentem, a potem ten węgiel czy atrament znajduje się na odzieży medium. Na pozór jest to niezbity dowód oszustwa. Tymczasem medium było za kotarą, o kilka metrów oddalone od zjawy, ale łączyła ją z nim owa pępowina eteryczna i po niej przeniósł się węgiel lub atrament na ciało medium. Crawford [profesor mechaniki w Queen Uniyersity w Belfaście, pierwszy uczony, który dowiódł, że przy lewitacji jakiegoś przedmiotu ciężar ciała medium zwiększa się o wagę owego przedmiotu (przyp. red.)] posługiwał się nawet w swych doświadczeniach barwnikami, którymi
16 Pytia obsypywał ciało medium, aby barwnik znaczył mu drogę, po której wysuwa się z ciała teleplazma. Chcąc poznać bieg przyszłych wydarzeń, starożytni Grecy udawali się do Delf, gdzie w świątyni Apollina przebywała wieszczka, zwana Pytią. Nie było to imię własne kapłanki-prorokini, lecz raczej rodzaj przydomka związanego ze sprawowanym urzędem, kapłanki bowiem musiały rzecz jasna zmieniać się w ciągu paru stuleci. Czy instytucja wyroczni oparta była li tylko na oszustwie kapłanów i bezkrytyczności ludzi zasięgających jej opinii? Chyba nie. Plutarch np. wydaje Pytii świadectwo bardzo pozytywne: Odpowiedzi jej, jakkolwiek poddawane najsurowszemu badaniu, nigdy [czyżby? przyp. L.E.S. i M.K.] nie okazały się fałszywe lub nieodpowiednie. Przeciwnie, sprawdzanie się ich napełniało świątynię darami ze wszystkich części Grecji tudzież z krajów obcych [...] Odpowiedź Pytii zmierza wprost ku prawdzie, bez wszelkich zboczeń, wykrętów, fałszu i dwuznaczności. Zastanówmy się, czy w ogóle możliwe jest poznanie czegokolwiek z przyszłości w wyniku paranormalnego odbioru informacji? Dr I. Maxwell, sumienny badacz i autor książki Phenomenes psychiques (1903), podaje opis faktu wiele dającego do myślenia. Osoba, z którą Maxwell eksperymentował, ujrzała w kuli kryształowej taką scenę: Na pełnym morzu płynie wielki parowiec, o fladze trójbarwnej w pasy poziome, czarno-białoczerwone, z wypisaną nazwą Deutschland. Nagle para otacza statek, marynarze i podróżni wybiegają na pokład, a statek tonie. O tej dziwacznej i niezrozumiałej wizji powiadomił Maxwell w ciągu następnych dni wiele osób, spodziewając się, że może któraś z nich pomoże mu wyjaśnić znaczenie tej wizji. Tydzień później doniosły dzienniki o katastrofie parowca Deutschland, wywołanej pęknięciem kotła. Wybitny parapsycholog zachodnioniemiecki, kierownik Instytutu Nauk z Pogranicza Psychologii i Psychohigieny we Freiburgu, prof. dr Hans Bender opisał w swej książce Telepathie, Hellsehen und Psychokinese (Telepatia, jasnowidzenie ipsychokineza) m.in. następujące zdarzenie: Urzędniczka XX, Holenderka, miała 27 listopada 1937 roku sen, który zaraz rano zapisała. Widziała we śnie, jak mały samochód, prowadzony przez księcia Bernharda, pod mostem kolejowym zderzył się z ciężarówką, i to w szczególnych, precyzyjnie przedstawionych przez nią warunkach. Dwa dni później, 29 listopada, doszło w dokładnie takich samych okolicznościach do zderzenia na terenie gminy Weest, pod mostem kolejowym. Ciężko rannego księcia przewieziono do szpitala. Czym to wytłumaczyć? Dlaczego dwie przypadkowe osoby mogły ni stąd, ni zowąd poznać przyszłe wydarzenia, które z nimi samymi nie miały nic wspólnego, dotyczyły obcych osób i rozegrały się na odległym, nie znanym im terenie? Nie wiemy. Fakty z dziedziny, o której mowa, należą do najmniej zbadanych zjawisk psychotronicznych. Trudno mówić o ich ewentualnych mechanizmach w sytuacji, kiedy fizyka nie bardzo wciąż sobie radzi z odpowiedzią na pytanie, czym jest czas. Prowizoryczny model zjawiska prekognicji (przewidywania) próbowano wywodzić z teorii Einsteina. Powiedział on kiedyś żartem, że człowiek, który biegłby dostatecznie prędko wokół słupa, dogoniłby i schwytałby wreszcie sam siebie. Zanim zaczniemy poznawać mechanizm prekognicji, musimy postarać się, aby mieć to zjawisko na laboratoryjnym stole", aby móc wywoływać je sztucznie, w każdej chwili i w warunkach naukowej kontroli. Czasem udaje się to... przypadkiem. Do jednego ze słynnych doświadczeń z parą telepatów Kamieński Nikołajew [profesor Andrzej Kajetan Wróblewski w swojej książce Prawda i mity w fizyce", a także w jednym z wywiadów prasowych, podważa prawdziwość wyników doświadczeń telepatycznych Kamieński Nikołajew, powołując się na poważne" i naukowe" źródła radzieckie, jakimi były dla prof. Wróblewskiego jeszcze w roku 1987 artykuły w osławionych Woprosy filozofii" oraz Literaturnaja gazieta". O innych eksperymentach Kamieński Nikołajew patrz także str ], które w latach sześćdziesiątych przeprowadzono w laboratorium Sekcji Bioinformacji Towarzystwa im. Popowa w Moskwie, zamówiono u obcych i nie zorientowanych w całej sprawie osób większą liczbę skrzyneczek zawierających najrozmaitsze, drobne przedmioty. Ich wybór zależał od przygotowujących paczki. Każdy przedmiot zawinięto w watę. Skrzyneczki były jednakowego formatu, tak samo opakowane i zalakowane. Pośrednicy, którzy je dostarczyli do laboratorium, nie wiedzieli, jakie przedmioty zawierają. O ich zawartości nie mieli też pojęcia prowadzący eksperyment. Paczki zostały zamknięte w kasie pancernej na kilka miesięcy, aby ci, którzy je przygotowywali, przestali o nich myśleć. Podczas eksperymentu Nikołajew (odbiorca) znajdował się w miejscu znacznie oddalonym od nadawcy. Po otwarciu kasy pancernej wybraną przypadkowo paczkę podano Kamieńskiemu (nadawcy), a kasę z powrotem zamknięto. Kamieński rozpieczętował paczkę i wyjął z niej przedmiot: była to duża, różowawa muszla ślimaka morskiego. Podczas gdy trzymał ją w rękach i koncentrował na niej uwagę, Nikołajew mówił: to błyszczy... jest gładkie, polerowane, jak popielniczka... ale to nie metal ani masa plastyczna... ale gładkie... jak muszla!
17 Po kilku minutach wyjęto z kasy pancernej drugą paczkę. Zawierała czarny, bakelitowy kontakt elektryczny. Gdy Kamieński starał się przekazać myśl o nim, Nikołajew mówił: to jest czerwone, drewniane, wypukłe... jakby owalne, a u dołu cienkie, białe, gładkie coś takiego jak nóżka... jakby to był grzybek. W trzeciej paczce wyjętej z kasy Kamieński znalazł ustnik od akwalungu. Został on trafnie rozpoznany przez Nikołajewa. Gdy Kamieński otworzył czwartą paczkę, okazało się, że zawiera... drewniany grzybek do cerowania, u góry czerwony, u dołu biały! Rezultat doświadczenia był absolutnie zaskakujący. Przecież to tak, jakby ktoś włączywszy radio w poniedziałek nagle odebrał wtorkowe wiadomości dziennika! A wnioski? Wnioski nasuwają się dwa: pierwszy, że wprowadzony przez parapsychologię model zjawiska telepatycznego (nadawca-odbiorca) jest zbytnim uproszczeniem, a drugi, że słusznie włączono prekognicję do klasy zjawisk spostrzegania pozazmysłowego, traktując ją na równi z telepatią i różnymi formami jasnowidzenia. Systematyczne badania nad prekognicją prowadzono w nowojorskim Laboratorium Snu w Maimonides Medical Center. Mówił o nich dr Stanley Krippner: W naszym laboratorium prowadziliśmy także badania nad prekognicją. Na przykład: polecaliśmy osobie badanej, aby próbowała śnić o doświadczeniu, w którym weźmie udział dopiero w następnym dniu. Rano, gdy osoba ta budziła się, opisywała swoje sny. Potem porównywaliśmy treść tych snów z wybranym przypadkowo i przeprowadzonym w tym samym dniu doświadczeniem, w którym oczywiście brała udział dana osoba. Raz dano osobie badanej do słuchania śpiew ptaków przez 20 minut, podczas pokazywania jej slajdów przedstawiających 50 różnych gatunków ptaków. Inne przeprowadzone przez nas doświadczenie polegało na wprowadzeniu osoby do biura pokrytego białymi kartkami dla imitacji śniegu. Osoba ta otulona była ciepłym ubraniem i podczas słuchania poematu symfonicznego Finlandia" oglądała wizerunek Eskimosa. I oto w pierwszym przypadku osoba badana miała poprzedniej nocy kilka snów o ptakach, a w drugim sny o lodzie i pobycie w pokoju pokrytym bielą. Przeprowadziliśmy te badania tylko z jedną osobą, Malcolmem Bessentem. Miał on przedtem szereg snów prekognicyjnych o wypadkach w kraju i na świecie oraz o wypadkach ze swego życia osobistego. Przeprowadziliśmy z nim dwudziestodniowe badania i otrzymaliśmy znaczące rezultaty. Rok później spotkaliśmy się z nim w celu przeprowadzenia nowych doświadczeń i znowu udało się uzyskać dobre wyniki. Wydaje się, że szczególnie interesującą drogę laboratoryjnych badań nad prekognicją wskazał eksperyment, który w 1968 r. przeprowadził francuski biolog dr Remy Chauvin. Opracował on metodę całkowicie zautomatyzowanych doświadczeń, służących badaniu prekognicji u myszy. Klatkę przedzielił niską przegrodą, którą mysz mogła bez trudu przeskoczyć. W podłodze po jednej i po drugiej stronie przegrody umieścił miedziane druty. Klatkę połączył z generatorem wybierającym na chybił trafił cele" oraz z urządzeniem kontrolnym w innym pokoju. Generator włączał co pewien czas prąd wywołujący lekki wstrząs elektryczny, nieregularnie po jednej lub po drugiej stronie podłogi klatki. Urządzenie kontrolne rejestrowało, gdzie w tym czasie mysz się znajdowała, gdzie odbierała wstrząsy i kiedy przeskakiwała przez barierę, aby się od nich wyzwolić. Mysz Chauvina poddana razy takiej próbie potrafiła uniknąć szoku częściej (o 53 razy), niż gdyby rządził nią przypadek. Szansa uzyskania takiego wyniku wynosi mniej niż 1 na 1000, a więc można wnosić, że mysz wykazała zdolność przewidywania przyszłości. Odkrycie Chauvina, dokonane w toku doświadczeń, podczas których wpływ eksperymentatora na zachowanie myszy był ograniczony do minimum, a kontrola bardzo rygorystyczna, zostało wielokrotnie potwierdzone w Instytucie Parapsychologii w Durhan (USA). Piramida Cheopsa i piramidka Drbala Psychotronika jest interdyscypliną rozwijającą się przede wszystkim na podstawie zdobyczy nauk ścisłych (jak fizyka), ale nie lekceważy sobie bynajmniej wiedzy magów i okultystów. Jan Komarek (Czechosłowacja) zaproponował nawet nazwę dla nowej pomocniczej dyscypliny naukowej" preteritologia [praeteritus (łac.) znaczy dawny]. Jej przedmiotem ma być studiowanie (z punktu widzenia współczesnej wiedzy) starych ksiąg poświęconych naukom hermetycznym: alchemii, magii, astrologii i innych. Nie bez słuszności inż. Komarek twierdził, że takie studia mogą nas w wielu przypadkach uchronić przed daremnym trudem odkrywania na nowo tego, co dawno już było znane. Preteritologia nie przypadkiem narodziła się w Czechosłowacji. Mniej więcej przed dwudziestoma laty praski elektronik Kareł Drbal przeczytał sprawozdanie francuskiego badacza Andre Bovisa, który jako samotny turysta zwiedził kiedyś piramidę Cheopsa. Dotarłszy do wnętrza piramidy, do tzw. komory królewskiej, ku swemu zdumieniu stwierdził, że powietrze jest w niej stosunkowo chłodne i przesycone wilgocią, chociaż komorę łączą ze światem zewnętrznym korytarz oraz dwa kanały wentylacyjne. Co więcej: martwy kot, wrzucony tam do pojemnika ze śmieciami, nie tylko nie rozkładał się, lecz uległ zupełnej mumifikacji. Po powrocie do domu dociekliwy turysta rozpoczął doświadczenia. Zbudował mały model piramidy i zamknął w nim martwego kota. Po pewnym czasie ciało było odwodnione, zmumifikowane. To samo stało się z rybami, jajkami, kawałkami mięsa.
18 Kareł Drbal powtórzył te eksperymenty i poszedł dalej. W małych piramidkach umieszczał substancje nieorganiczne. Zainteresowało go np., jak oddziała na strukturę krystaliczną metalu przetrzymywanie jej w piramidzie? Wyniki badań były ze wszech miar intrygujące, a ich rezultat praktyczny dość zabawny. W 1959 r. Drbal zgłosił w urzędzie patentowym prosty, a praktyczny przyrząd: tekturową piramidkę Cheopsa do ostrzenia żyletek. Otrzymał patent nr Po użyciu żyletkę wystarczy nakryć piramidką, gdzie do następnego rana jej ostrze zregeneruje swą uszkodzoną strukturę krystaliczną. Piramidka Drbala Na pozór rzecz wygląda na absurdalny żart. Tak jednak nie jest urządzenie rzeczywiście działa. Ale jak? Dlaczego? Oto co wiadomo na pewno: piramida skupia (a może i akumuluje) energię, którą czerpie z zewnątrz. Czyżby nią była grawitacja? Piramidka Drbala jako rodzaj rezonatora wnękowego" (taka była opinia prof. Stefana Manczarskiego), a pamiętajmy, że grawitacja ziemska nie jest polem statycznym, są to drgania o częstotliwościach... akustycznych. A może piramida jest samoładującym się akumulatorem energii podobnej lub identycznej z tą, która pochodzi z ludzkiego organizmu? Jest i taka hipoteza. Patent Drbala odkupiła pewna amerykańska firma i obecnie wyrabia piramidki masowo, zasadniczo do ostrzenia żyletek, ale ilustrowany prospekt zachęca nabywców także do eksperymentowania. Spróbujmy i my. Należy w tym celu użyć tektury dość grubej (do 2 mm) i sztywnej. Wycinamy z niej 4 trójkąty. Podstawa każdego z nich powinna mieć 24 cm, a pozostałe boki po 22,6 cm. Trójkąty sklejamy (np. paseczkami przezroczystego plastra) w taki sposób, aby powstała piramida. Ustawiamy ją- bardzo dokładnie na magnetycznej osi północ-południe tak, aby dwa boki jej podstawy były równoległe do linii N-S. Żyletka powinna leżeć w środku piramidy także na osi północ-południe, na pudełku od zapałek lub innej, na 5 cm, wysokiej podstawce (5 cm stanowi jedną trzecią wysokości piramidy); ostrza żyletki powinny być zatem skierowane na wschód i zachód. Ważna jest duża precyzja ustawienia, w przeciwnym bowiem razie piramida źle funkcjonuje. Piramidy nie wolno ustawiać na żadnym urządzeniu elektrycznym. Wielokrotnie używana żyletka musi przebywać we wnętrzu piramidy około sześciu dni, zanim znów stanie się zdatna do użytku. Potem może być używana przez wiele dni codziennie, pod warunkiem że w czasie pomiędzy jednym a drugim goleniem będzie stale przechowywana we wnętrzu piramidy. Czy przebywanie we wnętrzu piramidy rzeczywiście mumifikuje materię organiczną, czy wpływa dodatnio albo ujemnie na siłę kiełkowania nasion, czy mrówki chętniej będą wyjadały cukier spod
19 piramidy, czy spod nakrycia o innym kształcie może warto by się przekonać? Amerykańscy producenci piramid twierdzą, że można pozbyć się uporczywej migreny, trzymając przez pewien czas głowę pod piramidą (innych rozmiarów niż wyżej opisana) dokładnie na jednej trzeciej jej wysokości. Czyżby ceremonialne nakrycia głowy magów również miały kształty i proporcje, które czyniły z nich akumulatory tajemniczej energii? Czyżby nieznany rodzaj energii? Kongres Badań Psychotromcznych, Praga 1973 rok. Na stole stoi małe, czarne pudełeczko o podstawce podobnej do nóżki kieliszka. Czeski inżynier Robert Pavlita bierze je do ręki, kilkakrotnie przykłada do skroni, przez chwilę wpatruje się w zagłębienie w bocznej ściance, znów przykłada do skroni, znów patrzy, wreszcie stawia na stole. Obok montuje mały wirnik: plastikowy krążek na pionowej osi. Wirnik zaczyna się obracać, początkowo wolno, potem coraz szybciej. Z im większym napięciem wpatruje się Pavlita w małe, czarne pudełeczko, tym szybciej obraca się plastikowy rotorek. Dlaczego się obraca? Ponieważ Robert Pavlłta tego chce. Jesteśmy świadkami przedziwnego zjawiska telekinezy. Tym ponadto dziwniejszego, że tym razem pomiędzy człowiekiem a przedmiotem pośredniczy przyrząd o budowie nie znanej nikomu poza Pavlitą- akumulator energii psychotronicznej". Robert Pavlita demonstruje też inne doświadczenie. Ma przed sobą okruchy różnych materiałów: szkła, papieru, rozmaitych metali i mas plastycznych. Do ręki bierze podłużny przyrząd, podobny trochę do wiecznego pióra, zaopatrzony w przykręcaną metalową końcówkę. Dotyka nią kawałeczka żelaznej blachy, która przyczepia się do końcówki" jak do magnesu. Ale żelazna blaszka, przytknięta z kolei do okruszyny szkła, przyczepia do siebie szkło. I dalej szkło przyciąga papier, on zaś miedziany drucik. Z końcówki przyrządu zwisa zatem łańcuszek złożony z kawałków najróżniejszych materiałów, połączonych ze sobą zagadkową siłą przyciągania. Nie jest to siła magnetyczna co do tego nie ma wątpliwości więc może działają tu elektrostatyczne siły przyciągania? Pavlita odpowiada eksperymentem. Na dnie szklanej szalki z wodą leżą podobne okruchy różnych substancji. Pavlita zanurza w wodzie końcówkę swego akumulatora" i zbiera nią kawałeczki szkła i metalu, którym końcówka udziela swej zdolności przyciągania wszystkiego przez wszystko. A zatem nie jest to zjawisko elektrostatyczne tego rodzaju siły przyciągania przestają funkcjonować pod powierzchnią wody. Cóż więc to takiego? Pavlita wyjaśnia: Już ponad 30 lat zajmuję się zagadnieniem oddziaływania energii, którą-jak przypuszczani na podstawie doświadczeń wydziela ludzki organizm. Jej skutki można obserwować na odpowiednio skonstruowanych przyrządach. Za pośrednictwem urządzeń można zmieniać tę energię na energię ruchu, przy czym ilością i jakością oddziaływania można sterować. Skonstruowane urządzenie umożliwia pełną powtarzalność przeprowadzanych eksperymentów i po odpowiednim treningu może być obsługiwane przez kogokolwiek. Energię tę będziemy dalej nazywać energią biologiczną. Przeprowadzone doświadczenia wskazują, że energię biologiczną można wykorzystywać i mierzyć za pomocą fizykalnych urządzeń. Prace nie mają już tylko laboratoryjnego charakteru; istnieje możliwość ich konkretnego, praktycznego zastosowania. To ostatnie twierdzenie Pavlita popiera dwiema efektownymi demonstracjami. Porcję nasion podzielono na dwie części. Jedną z nich poddano wpływowi energii biologicznej" we wnętrzu skonstruowanego przez Pavlitę akumulatora", drugą pozostawiono do doświadczenia kontrolnego. Obie porcje nasion zasiano jednocześnie w takich samych doniczkach, z taką samą ziemią itd., innymi słowy, stworzono im identyczne warunki do rozwoju. Ziarna napromieniowane" dały w tym samym czasie rośliny prawie dwukrotnie większe niż ziarna nienapromieniowane. Dwie butelki napełniono ciemnym, mętnym płynem, pochodzącym ze ścieków fabryki chemicznej. Na dnie jednej z butelek znajdowała się warstwa drobnych kulek, nasyconych energią biologiczną", druga butelka zawierała próbkę kontrolną. Już po paru godzinach płyn w pierwszej butelce zaczął się przejaśniać i klarować. Po upływie doby na dnie leżały kulki zmieszane ze skawalonym osadem, a nad nim znajdowała się całkowicie oczyszczona woda, zdatna nawet do picia. Zawartość drugiej butelki pozostała niezmieniona. Na czym polega działanie tajemniczych akumulatorów" Pavlity? Nie wiadomo. Wynalazca od lat trzyma rzecz całą w tajemnicy. Chętnie demonstruje skutki, ale zataja ich przyczyny. Może liczy się z możliwością sprzedaży wynalazku? Uczeni bardzo nie lubią kolegów, którzy jak cyrkowi magicy pokazują sztuczki z czarną skrzynką". Iluzjoniści to rzetelni artyści, natomiast autorów utrzymywanych w tajemnicy wynalazków" z zasady (i przeważnie nie bez racji) podejrzewa się o szarlatanerię. W tym właśnie duchu przeprowadził ostrą krytykę doświadczeń Pavlity znany fizyk rosyjski prof. Aleksander Kitajgorodski. Zarzuty prof. Kitajgorodskiego są być może słuszne. Trzeba jednak pamiętać, że odnoszą się tylko do trzech doświadczeń. A co z resztą? Znów nie wiemy. Spróbujmy więc (dla próby) uwierzyć Pavlicie na słowo. Powołuje się on, jako na swoich prekursorów, na staroegipskich kapłanów oraz na szwajcarskiego naukowca Eugeniusza Konrada Mullera, który już w 1932 r. rzekomo odkrył zagadkową energię biologiczną i nazwał ją antropoflux R". Ma ona emanować z organizmu człowieka, przejawiając przy tym szereg właściwości, tak opisanych przez Mullera: 1. Fluid ten jest ogromnie przenikliwy. Z większą lub mniejszą łatwością przenika rozmaite ciała, jak
20 miedź, cynę, mikę, szkło, skórę, kolodium, żelatynę, o czym świadczy fakt, że działanie jego było prawie takie samo, gdy ekraniki z tych materiałów umieszczano między ręką a elektrodami. 2. Drewno, woda, stearyna, papier i płótno wchłaniają ten fluid, nasycają się nim. Tak nasycone np. drewno, znajdujące się w pobliżu elektrod, wywołuje skutek identyczny jak ręka zbliżona do tychże elektrod. 3. Antropoflux R promieniuje w przestrzeń na mniejszą lub większą odległość (zależnie od człowieka, który go wydziela), najdalej na dystans 50 cm, jak wykazały doświadczenia. Przypuszczalnie sięga dalej, tylko nasze przyrządy rejestracyjne nie wystarczają już do jego uchwycenia na dalszych odległościach. 4. Wydziela się z całej powierzchni ciała, najsilniej jednak z zewnętrznej strony palców lewej ręki. Gdy z ranki na ręce płynie krew, wypływ fluidu wzmaga się; zależny jest również od oddechu, wysiłku mięśni, a nawet od wysiłku woli. 5. Pewne pokarmy oddziaływają nań swoiście, jedne działają dodatnio, inne ujemnie. Do tych ostatnich należy kawa. Stosowane przez Mullera urządzenia do wykrywania działania antropofluksu składały się z obwodu prądu stałego, w który włączono elektroskop, galwanometr lub cewkę Ruhmkorffa, oraz dwóch oddalonych od siebie elektrod (obwód nie był więc zamknięty). Pomiędzy elektrodami umieszczono np. rękę człowieka lub badaną substancję. Odkrycie Mullera, zdające się potwierdzać zasadność hipotezy siły życiowej" ( prany" filozofów staroindyjskich, odu" Reichenbacha), wywołało krótkotrwałą sensację i poszło w zapomnienie na równi z doniesieniami o wyrobie złota z piasku i rzekomo udanych próbach skonstruowania perpetuum mobile. Ta sprawa jest jednak chyba znacznie poważniejsza, niż na pierwszy rzut oka mogłoby się komuś wydawać. Jak powiada biofizyk z PAN-u dr Włodzimierz Klonowski ( Wiedza i Życie", 1973 nr 12): Na naukowe wyjaśnienie czekają [...] nie tylko zjawiska parapsychiczne, ale i procesy podstawowe dla życia. W promieniowaniu Słońca stwierdzono występowanie tzw. promieniowania zet, nie znanej dotychczas natury, być może natury neutrinowej. Promieniowanie to powoduje np. osiadanie białka w surowicy krwi, ma więc niewątpliwie wielki wpływ na procesy życiowe. Również bardzo mało wiemy jeszcze w gruncie rzeczy o wodzie, która stanowi przeszło 50 procent masy ciała ludzkiego. Stwierdzono np., że jeśli poddać wodę działaniu pola magnetycznego o natężeniu 1000 Oe, to pojone nią świnki morskie ciężko chorują, chociaż żadnych zmian w strukturze tej wody nie udało się dotychczas wykryć. Jak widać już z powyższych, wyrywkowych przykładów, biofizyka f...] jest rzeczywiście nauką przyszłości. Chyba psychotronika tak samo. Czy zagadkowa energia, gromadząca się w piramidach, ma coś wspólnego z promieniowaniem zet"? Jaki jest związek tego promieniowania z energią psychotroniczną" Pavlity? Czy nieznana energia, będąca hipotetyczną istotą życia, rozpuszczona jest w całej przestrzeni kosmicznej, a w stanie silnej koncentracji stanowi to, co ożywia materię? Oto niektóre z pytań formułowanych przez psychotronikę. I niezależnie od tradycyjnego odruchu, który każe szukać powiązań między psychotronika a magią, trzeba przyznać, że przedmiot zainteresowań psychotroniki jest weryfikowalny naukowo. Czym w takim razie jest psychotronika? Sekcja Psychotroniki Polskiego Towarzystwa Cybernetycznego we Wrocławiu, opierając się na cytowanej już przez nas definicji pióra dra Zdenka Rejdaka, zaproponowała robocze określenie psychotroniki. Brzmi ono tak: Psychotronika jest nauką o charakterze interdyscyplinarnym, która bada właściwości i funkcje materii żywej, a w szczególności jej przejawy psychiczne w zakresie ich wzajemnych oddziaływań informacyjnych za pośrednictwem pól energetycznych z przyrodą żywą i martwą, jak również energetyczne podstawy życia biologicznego i psychicznego. Badania tych zjawisk prowadzi przy użyciu metod i narzędzi stosowanych przez nauki matematyczne i biologiczne. Jest to jak już powiedziano definicja robocza, ale też trudno byłoby wobec jakiejkolwiek rozwijającej się dyscypliny wysuwać żądania definicji pełnej i ostatecznej. Taka definicja jak to zauważył kiedyś prof. dr Włodzimierz Sedlak może być punktem dojścia, a nie punktem wyjścia. Z tego też powodu także terminologia, z którą spotykamy się w opisach badań psychotronicznych, jest niejednorodna. Część słownictwa zaczerpnięto z terminologii nauk biologicznych i fizycznych, a część z konieczności wzięta została z terminologii parapsychologicznej i trudno się temu dziwić. Parapsychologia była poprzedniczką psychotroniki. Badała te same zjawiska, którymi obecnie zajmuje się psychotronika, lecz w węższym zakresie i posługiwała się innymi narzędziami badawczymi. Interesowały j ą raczej wielkie fenomeny paranormalne, a metody ich badania wywodziły się przeważnie z psychologii eksperymentalnej. Parapsychologia zajmowała się zjawiskami paranormalnymi, które przybierają bądź postać psychiczną (zjawiska spostrzegania pozazmysłowego), bądź postać fizyczną (zjawiska psychokinetyczne). Parapsychologia dzieliła zjawiska spostrzegania pozazmysłowego na telepatię, jasnowidzenie i prekognicję. Telepatia stanowi przenoszenie informacji (mogą być to zarówno pojęcia, jak i obrazy, dźwięki, uczucia itd.) z mózgu jednego człowieka do mózgu innego człowieka bez pośrednictwa znanych zmysłów, jak wzrok, słuch, węch i inne. Parapsychologia zakłada istnienie co najmniej jednego nie znanego dotąd zmysłu człowieka, nazywając go umownie szóstym zmysłem". Pojęcie to funkcjonuje też
21 w języku codziennym. Zjawiska określane terminem Jasnowidzenie" polegają- podobnie jak telepatiana odbiorze informacji bez pomocy zmysłów, ale też bez pośrednictwa człowieka nadawcy". Zdarza się niekiedy, że bez żadnych racjonalnych powodów odczuwamy niepokój o osobę nam bliską w tym właśnie momencie, gdy znajduje się ona w prawdziwym niebezpieczeństwie tak działa telepatia. Przykładem jasnowidzenia może być przypadek, w którym osoba otrzymująca list potrafi określić jego treść przed otworzeniem koperty trudno bowiem tym razem sobie wyobrazić, aby nie znający momentu otrzymania listu jego autor był tu nadawcą telepatycznego przekazu. Prekognicja jest zdolnością przeczuwania lub przewidywania wydarzeń mających dopiero nastąpić, a których nie da się wyrozumować na podstawie dostępnych informacji. Psychokineza stanowi zdolność paranormalnego oddziaływania człowieka na materię. Jest to duża grupa zjawisk takich, jak zdalne wprawianie przedmiotu w ruch, wpływanie na ruch przedmiotu (przykładem byłoby tu zatrzymanie obracającej się ruletki na żądanej liczbie), zaczernianie emulsji fotograficznej w zamkniętych pojemnikach itd. Zakres zainteresowań tradycyjnej parapsychologii był jak już powiedziano znacznie węższy od zakresu badań psychotronicznych, które obejmują także hipnozę, sugestię, igłolecznictwo (akupunkturę), radiestezję (m.in. różdżkarstwo) oraz te zjawiska, które w okresie kształtowania się parapsychologii w ogóle nie były znane (tj. zjawisko dermooptyczne i efekt Backstera). O tym wszystkim napisaliśmy w dalszej części książki.
22 Wstecz / Spis Treści / Dalej Na co reagujemy 2. Fizyka zjawisk nadprzyrodzonych" Nihil est in intellectu, quodprius non erat in sensu nie ma nic w świadomości, czego nie było poprzednio w doznaniu zmysłowym. Nieodległe to czasy, kiedy owo twierdzenie św. Augustyna wydawało się prawdą najoczywistszą. Jedynymi jak sądzono kanałami, przez które człowiek otrzymuje informacje o otaczającej go rzeczywistości, są zmysły. Odróżnia się ich pięć: wzrok, słuch, smak, powonienie i dotyk. Organami tych zmysłów są kolejno: oko, ucho, język, nos i skóra" [Encyklopedia Orgelbranda, 1884]. Wydawało się, że sprawa jest prosta: nie jesteśmy w stanie odebrać bodźców, dla których nie posiadamy odpowiedniego narządu zmysłowego. Popatrzmy jak sprawa ta wygląda z naszego dzisiejszego punktu widzenia. Oko ludzkie reaguje na światło, czyli na fale elektromagnetyczne o długości nie większej niż 0,76 µm (światło czerwone) i nie mniejsze niż 0,38 µm (światło fioletowe). Podczerwieni i nadfioletu już nie widzimy. Z olbrzymiego zakresu fal elektromagnetycznych od promieniowania kosmicznego i gamma przez promieniowanie rentgenowskie, nadfioletowe, widzialne, podczerwone aż do fal radiowych od milimetrowych do stukilometrowych długości oko nasze uwzględnia" zaledwie maleńki wycinek. Wydawało się, że pozostałe połacie widma elektromagnetycznego mogą nam być dostępne wyłącznie za pośrednictwem aparatów (odbiorników radiowych, noktowizorów itp.). Jak bardzo dalekie jest to od prawdy, dowiemy się w dalszym ciągu tego rozdziału. Ucho ludzkie odbiera drgania powietrza, które słyszymy jako dźwięki, jeśli nie mają częstotliwości mniejszej od 16 Hz (najniższy dźwięk wielkich kościelnych organów) ani większej od Hz. Czy znaczy to, że człowiek nie reaguje ani na niższe częstotliwości (poddźwięki), ani na wyższe (ultradźwięki)? L.E. Stefański znalazł się kiedyś w pracowni elektroakustycznej. Zajęty pogawędką ze znajomym inżynierem nawet nie spostrzegł, jak włączył on jedno z urządzeń. Nagle uczuł jakby zwiększone ciśnienie, gwałtownie wzrastający niepokój, jakieś niemiłe sensacje sercowe, zaczął się pocić. Wówczas rzekł: Przepraszam, nie wiem co mi się stało, muszę wyjść. Inżynier uśmiechnął się, przekręcił wyłącznik i powiedział: Już pan nie musi wychodzić. To był właśnie poddźwięk o częstotliwości 12 Hz. Podobnie wygląda reakcja na częstotliwości wyższe od akustycznych: ucisk w uszach, potem ból, niepokój i rozdrażnienie. Przy dużych natężeniach ultradźwięki stanowią wręcz śmiertelne niebezpieczeństwo. A zatem choć drgań powietrza innych niż akustyczne (od 16 Hz do 22 khz) nie słyszymy, nie znaczy to, że nie reagujemy na nie. I nawet, co szczególnie ważne, możemy tą drogą odbierać różnego rodzaju informacje. Wyobraźmy sobie taką sytuację: człowiek ze stoperem w ręce mierzy w sekundach i zapisuje chwile niemiłego samopoczucia. Odcinek pięciosekundowy odpowiada kropce alfabetu Morse'a, odcinek dziesięciosekundowy kresce. Możemy człowiekowi temu nadać depeszę" włączając i wyłączając na przemian generator poddźwięków i ultradźwięków. Praktycznie nie miałoby to żadnego znaczenia, ale proszę pomyśleć: informacja zawarta w takiej depeszy" dostałaby się do świadomości odbiorcy nie przeszedłszy przedtem przez żaden ze znanych narządów zmysłowych; więc niejako drogą pozazmysłowa"! Reagujemy na pole magnetostatyczne Magnes źródło stałego pola magnetycznego znany jest od tysiącleci (początkowo tylko jako bryła minerału, magnetytu). Termin magneto-biologia" wprowadził przed zaledwie ćwierćwieczem argentyński uczony M. Valentinuzzi. Historia nauki jak napisał wybitny magnetobiolog Jurij Chołodow obfituje w dramatyczne wydarzenia. Ale to, co składa się na losy magnetobiologii, jest sumą takich ludzkich namiętności, jakie nie bywają zwykle wyzwalane podczas rozwiązywania problemów naukowych. Działanie pola magnetycznego na żywy organizm było w ciągu stuleci wielekroć najniewątpliwiej stwierdzone i... zawsze znajdowali się tacy, co równie niewątpliwie konstatowali brak wszelkiego oddziaływania. O leczniczych właściwościach magnesu wspominają w swoich dziełach Arystoteles i Pliniusz. Marcel z Bordeaux (IV w.) magnesem uśmierzał bóle głowy. Albert Wielki (XIII w.) twierdził, że magnes, działając na lewą stronę ciała, zapobiega
23 nieprzyjemnym snom, usuwa z organizmu trucizny, a nawet pomaga przy chorobach umysłowych. Najgorliwszym propagatorem leczniczych właściwości magnesu był sławny niemiecki lekarz z XVI w. Paracelsus. W latach komisja angielskiego Królewskiego Towarzystwa Lekarskiego przebadała działanie magnesu na organizm człowieka i stwierdziła, że polega ono głównie na wpływie na system nerwowy. Mogłoby się zdawać, że rozpoczęte w ten sposób poważne badania naukowe są zapowiedzią szybkiego rozwoju magnetobiologii. Niestety spodziewany rozwój został wkrótce zahamowany, i to na całe stulecie. Przyczyną tego było... terminologiczne zamieszanie. Mimowolnym jego winowajcą stał się Franciszek Antoni Mesmer ( ), austriacki lekarz prosperujący głównie w Paryżu. Jeszcze na początku swej kariery w Wiedniu poczynił próby leczniczego zastosowania magnesu i zdumiał się ich powodzeniem. Mesmer używał blach stalowych różnej formy, wyrabianych wówczas przez zakonnika, ojca Helia, znanego astronoma. Jak podaje Julian Ochorowicz: U pewnej dziewczyny, u której różne przypadłości zależały od uderzeń krwi do głowy, usuwał z łatwością kongestię, przykładając trzy blachy magnetyczne, dwie na nogi, trzecią na żołądek. W innych wypadkach przyłożenie magnesu natychmiast znosiło ból albo też przesuwało go dalej ku kończynom. Ale przypadek zrządził, że robiąc na różny sposób próby, gdy raz w miejsce magnesu zbliżył samą tylko rękę, wynik był ten sam albo nawet lepszy, a dalsze doświadczenia wykazały, że proste przesuwanie ręki przed ciałem, czyli tzw. później przez niego pociągi", spowodowały różne zmiany, poprzednio przypisywane bądź to elektryczności, bądź magnetyzmowi mineralnemu. Z doświadczeń tych wyprowadził Mesmer wniosek, że w ciele ludzkim objawia się siła zdolna (bez pomocy obcych czynników) modyfikować bieg prądów nerwowych". Siłę tę nazwał Mesmer magnetyzmem ludzkim" lub zwierzęcym" w odróżnieniu od magnetyzmu zwykłego, mineralnego. I chociaż obu magnetyzmów" Mesmer nigdy nie utożsamiał, to niestety zrobili to za niego inni. Gdy wysoka komisja (z Beniaminem Franklinem i Antonim Lavoisierem) wydała wkrótce potem na temat odkrycia Mesmera opinię druzgocącą, cios ugodził zarówno w mesmeryzm", jak i w magnetobiologię. Komisja, doceniając zresztą skuteczność kuracji mesmerycznych, orzekła, że przyczyną uleczeń jest wpływ imaginacji" (sugestii), nie zaś magnetyzm zwierzęcy", który po prostu nie istnieje. Po trwającej blisko sto lat przerwie zaczyna się o magneto terapii mówić dopiero w osiemdziesiątych latach ubiegłego wieku. Francuscy lekarze ze szkoły prof. Charcota ustalili, że magnes może na ludzki organizm wpływać rozmaicie: 1. wywoływać w miejscu działania swędzenie, mrowienie, wrażenie kłucia, a nawet bólu; 2. przywracać zniesioną wrażliwość dotykową skórze albo przenosić" niewrażliwość z chorej połowy ciała na zdrową; 3. likwidować lub wywoływać kurcze i drgawki; 4. łagodzić bóle różnego pochodzenia lub też wywoływać ból; 5. powodować ogólne osłabienie, ból głowy i senność. Te same objawy, jak stwierdzono, można wywoływać zarówno za pomocą magnesu stałego, jak i solenoidu (elektromagnesu). Tymczasem (1884) na kongresie w Birmingham wystąpił znany fizyk William Thomson (lord Kelvin) w sprawie wpływu, jaki ma jakoby wywierać magnes na organizm ludzki: Być może, że istnieje on, dotychczas jednak ani fakty, ani spostrzeżenia nie dowiodły tego. Lord Lindsay i p. Cromwell Varley próbowali działania magnetyzmu, wprowadzając głowę między bieguny bardzo silnego elektromagnesu. Otóż wynik był cudowny nie było żadnego działania. Thomsonowi odpowiedział na łamach Revue Scientifique" Julian Ochorowicz. Nie zdziwił go bynajmniej fakt niewrażliwości lordowskiej głowy na bardzo silne" pole magnetyczne. Ochorowicz powołał się w owym artykule przede wszystkim na prace Maggioraniego z lat oraz referował wyniki badań własnych. Jego próby dotyczyły około 700 osób, z których tylko część, a mianowicie 236 przejawiło wrażliwość na magnetyzm mineralny". Oczywiście, jeżeli ktoś sobie wyobraża, że magnes podobnie jak ciepło i elektryczność powinien działać na wszystkich i jeśli podda próbom tylko jedną osobę lub małą liczbę osób, to łatwo może dojść do owego cudownego" wyniku, jaki otrzymali Lindsay i Varley to znaczy nie otrzymać nic. Z badań Ochorowicza wynika, że przeciętnie tylko co trzeci człowiek podlega temu działaniu. Lecz może potęgując siłę magnesu czy elektromagnesu można by dojść do większego procentu? Ochorowicz temu przeczy: Moje doświadczenia nie zostawiają mi tej nadziei. Używałem magnesów bardzo silnych i nie otrzymywałem nic nadto. Podobne wyniki dały nieco późniejsze badania Durville'a. Stosował on rodzaj magnetycznej bransolety, którą zakładał osobom badanym. Jej działanie odczuwało 60 do 70 osób na 100
24 badanych. Zaznaczyć tu jednak należy, że wrażenie gorąca, kłucia lub mrowienia pojawiało się u 30 osób na 100 dopiero po godzinie, podczas gdy próby przeprowadzane przez Ochorowicza nie trwały nigdy dłużej niż parę minut. Rozumiemy już teraz, czemu magnetobiologia jest tak wyraźnie zapóźniona w rozwoju" w stosunku do innych nauk biologicznych: po pierwsze ze względu na niemiły dla wielu uczonych posmak wiedzy tajemnej" (a nasiąkła nim, wrzucona przez słowną pomyłkę do jednego worka z mesmeryzmem), po drugie z powodu niejednoznacznych wyników doświadczeń. Dziesięciolecia musiały minąć, zanim pogodzono się z faktem, że taka jest natura rzeczy". Żywiołowy rozwój magnetobiologii obserwujemy dopiero w ostatnich dziesięcioleciach. Niemiecki entomolog Gunter Becker stwierdził w 1963 r., że większość owadów kończąc swój lot oraz w pozycji spoczynkowej przyjmuje kierunek północ południe i zachód wschód. Gdy w warunkach laboratoryjnych skompensowano pole geomagnetyczne (tzn. doprowadzono je prawie do zera), to takiej orientacji nie dało się już zaobserwować
25 Badanie wpływu pola magnetycznego na żywy organizm: mysz umieszczona pomiędzy biegunami elektromagnesu Szczególnie interesujące wydają się te prace, które dotyczą wpływu pola magnetycznego na system nerwowy. W tej dziedzinie światową sławę zyskał rosyjski uczony Jurij Chołodow. Najpierw postanowił udowodnić, że stałe pole magnetyczne jest istotnie bodźcem, na który reaguje centralny układ nerwowy. W tym celu rejestrował elektryczną aktywność mózgu królika umieszczonego między biegunami elektromagnesu. Natężenie wynosiło od 200 do 1000 Oe, czas oddziaływania od 1 do 20 minut. Jak powiada Chołodow: Najogólniejszym wnioskiem, jaki da się wyciągnąć z przeprowadzonych badań, jest wniosek następujący: mózg oprócz znanych nam funkcji pełni funkcję receptora stałego pola magnetycznego. A więc mamy receptor pozwalający odbierać bodźce (magnetyczne), na które niewrażliwe są nasze klasyczne" zmysły: wzrok, słuch, smak, powonienie i dotyk, a także pozostałe, znane już nam zmysły, jak zmysł równowagi, temperatury i kinestezji. Sławne stało się doświadczenie Chołodowa, na którym wytwarzał on u ryb odruch warunkowy na pole magnetyczne (w tym samym 1958 r. podobny eksperyment przeprowadził inny radziecki badacz, Lissman). Reagujemy na pole elektrostatyczne Prąd elektryczny przepływający przez ciało może jak wiemy porazić, a nawet zabić. A czy pole elektrostatyczne, powstające między okładkami kondensatora, albo dodatnie lub ujemne jony zawarte w powietrzu mogą być dla nas odczuwalne? Do wykrywania elektrycznych ładunków także nie mamy osobnego zmysłu (w znaczeniu tradycyjnym), podobnie jak nie mamy zmysłu magnetycznego. Badania w tym zakresie nie miały tak dramatycznego przebiegu jak magnetobiologiczne, a jednak dopiero w ostatnich latach zaczęliśmy doceniać w pełni znaczenie ładunków elektrycznych w powietrzu. Ładunki bywają dodatnie lub ujemne, a liczba ich jest zmienna. Zmiany te wiążą się ze zmianami pogody, a to, że rozmaite stany elektryczności atmosferycznej mają wpływ na nasze samopoczucie, wiemy od przeszło dwóch stuleci. Już w 1770 r. szwajcarski uczony J. A. deluc twierdził, że nie zmiany ciśnienia powietrza, które pokazuje nam barometr, działają na człowieka, lecz związane z nimi zmiany składu powietrza; na osoby o wrażliwym systemie nerwowym ma elektryczność atmosferyczna wpływ zauważalny, zwłaszcza podczas pogody burzowej. Tego samego zdania jest współczesna biometeorologia! Aż do końca ubiegłego wieku nie było jasne, w jakiej postaci obecne są w powietrzu ładunki elektryczne. Dopiero J. Elsster razem z H. Geitelem oraz C. T. R. Wilson, którzy opublikowali
26 swe prace w 1899 r., uświadomili nam, że elektryczność atmosferyczna to nie fruwające" swobodnie w powietrzu ładunki, lecz jony, cząstki materii, które są nośnikami ładunku energii elektrycznej. W otaczającym nas powietrzu poruszają się w różnych kierunkach naraz jony dodatnie i ujemne; mają one różne rozmiary i rozmaitą szybkość. Górne warstwy atmosfery (pasy Van Allena) bombardowane przez promienie kosmiczne są źródłem ogromnej liczby małych i szybko poruszających się jonów ujemnych. Pod wpływem przyciągania dodatnio naładowanej niższej warstwy atmosfery pędzą one w dół i docierają aż do powierzchni ziemi, ale nie zawsze. Gdy powietrze nad ziemiąjest zamglone, zanieczyszczone dymami i płynami, wokół cząstek tych zawiesin tworzą się duże, powolne jony ujemne, a ich odpychające działanie uniemożliwia przedostawanie się małych, szybkich jonów ujemnych do powietrza, którym oddychamy. Jak groźne może to być w swoich skutkach, przekonaliśmy się przy okazji pierwszych lotów kosmicznych amerykańskich i radzieckich. Zarówno podczas samych lotów, jak i w czasie prób w symulatorach obserwowano zjawisko, które początkowo było zupełnie niezrozumiałe. Już po niedługim czasie pobytu w kabinie występowała u kosmonautów gwałtowna utrata sił, pamięci i zdolności działania, choć atmosfera wytwarzana wewnątrz kabiny (jej skład chemiczny, ciśnienie, temperatura i wilgotność) była jak się zdawało idealnie dostosowana do wymagań ludzkiego organizmu. Okazało się wreszcie, że brakuje w niej jedynie owych małych, szybko poruszających się jonów ujemnych. Dzięki zainstalowaniu w kabinach odpowiednich aparatów, jonizatorów, stały się dopiero możliwe dłuższe kosmiczne podróże. Reagujemy na pole elektromagnetyczne Pole elektryczne i pole magnetyczne stanowią dwie postacie pola elektromagnetycznego. Energia związana z polem elektromagnetycznym składa się z energii pola elektrycznego i energii pola magnetycznego. Już z samego czysto fizycznego określenia, czym jest pole elektromagnetyczne, można by właściwie wywnioskować, że działać ono powinno na żywe organizmy podobnie jak pola magnetyczne i elektryczne. Niezliczone doświadczenia wykonane w ostatnich dziesięcioleciach nie tylko potwierdzaj ą fakt takiego działania, ale też rzucaj ą światło na jego mechanizm. Przebadano wpływ pól elektromagnetycznych (PEM) na izolowane tkanki, komórki oraz na organizmy jednokomórkowe i wyższe. Efektem bezpośredniego działania PEM na układ nerwowy są reakcje ruchowe zwierząt. Reakcję ucieczki zaobserwowano u chomików przy działaniu PEM o niskiej częstotliwości od 1 do 10 khz (Schua, 1953). Psy, jak się okazało (Michaelson, 1958), unikają strefy napromieniowanej polem bardzo wysokiej częstotliwości, począwszy od 2800 MHz. Stwierdzono też, że zwierzęta orientują się co do kierunku promieniowania w zakresie od 2800 do MHz: psy odwracały głowę w stronę źródła promieniowania, a szczury układały ciało w tym kierunku, a więc zachowywały się tak, jak gdyby istniał u nich swoisty zmysł elektromagnetyczny! Najbardziej przekonywające dowody działania PEM na układ nerwowy dały badania ich wpływu na odruchy. Na przykład stosowano PEM jako bodziec warunkowy przy wytwarzaniu reakcji odruchowo-warunkowej. Ciekawe są zwłaszcza tego rodzaju doświadczenia przeprowadzone na ludziach. F. Pietrowowi (1952) udało się wypracować u człowieka obronny odruch warunkowy na bodziec w postaci PEM o niskiej częstotliwości (200 Hz), wytwarzanej przez wibrator umieszczony nad głową badanego. Odruch polegający na skurczu naczyń krwionośnych wywoływali u ludzi G. Plechanow i W. Wieduszkina ( ). Na początku kojarzyli u osoby badanej oddziaływanie PEM (735 khz) z bodźcem bezwarunkowym, którym było oziębienie. Wystarczyło zaledwie 13 do 25 takich skojarzeń, by wyrobić u osoby badanej długo utrzymujący się odruch warunkowy na PEM. Warto może dodać, że używano w tych doświadczeniach PEM o niezwykle małym natężeniu: parametr generatora PEM zmieniano w zakresie od 2,2 x 10-4 do 3,3 x 10-4 V/m. Stosowanie w ostatnich czasach coraz potężniejszych urządzeń nadawczych radiowych, telewizyjnych i radarowych spowodowało występowanie coraz to częściej i wyraźniej pewnych objawów chorobowych u osób obsługujących te urządzenia. Profesor Stefan Manczarski ( ), który wiele lat prowadził badania w tym zakresie, stwierdził, że u pracowników zatrudnionych przy obsłudze stacji radiowych i przemysłowych urządzeń grzejnych wielkiej częstotliwości obserwowano objawy tzw. choroby radiotelegrafistów. U pracowników zatrudnionych przy obsłudze urządzeń mikrofalowych stwierdzono w kilku wypadkach specyficzne objawy chorobowe, których zespół nazwano chorobą mikrofalową. Na czym polega wpływ PEM na żywą komórkę? Jaki jest jego mechanizm? Na to pytanie trudno odpowiedzieć jednoznacznie. Mniej interesuje nas tutaj, w jaki sposób PEM o wielkich natężeniach działają uszkadząjąco, a nawet zabójczo na żywą komórkę. Ciekawsze jest, jak komórka odbiera informacje o obecności bardzo słabych PEM. Stefan Manczarski, opierając się
27 głównie na wynikach doświadczeń uczonych niemieckich i radzieckich, sformułował teorię pozwalającą odpowiedzieć m.in. na to pytanie.... i co z tego wynika? Różdżkarstwo w swojej najstarszej, tradycyjnej formie jest sztuką wykrywania przebiegających pod ziemią strumieni wodnych, złóż minerałów i zakopanych przedmiotów wyłącznie za pomocą trzymanej w rękach różdżki, którą dawniej przeważnie stanowiła odpowiednio przystrugana, rozdwojona gałązka. A więc bez żadnego przyrządu? Trudno przecież kawałek gałęzi nazywać przyrządem". W istocie przyrządem, i to niezmiernie czułym, którym posługuje się różdżkarz jest... on sam. Różdżka stanowi to, co w zegarze wskazówka. Różdżka bowiem nie porusza się w rękach sama, choć tak to niekiedy wygląda, a bywa, że sam różdżkarz jest o tym przekonany. Istnieją bodźce wydobywające się spod ziemi, które oddziałują na organizm różdżkarza i są rejestrowane przez jego system nerwowy, ale żadne informacje na ten temat nie przedostają się bezpośrednio do jego świadomości. Przypomnijmy sobie: F. Pietrow w 1952 r. udowodnił, że można wyrobić u człowieka odruch warunkowy na pojawiające się nagle fale elektromagnetyczne o określonej częstotliwości. Człowiek taki zaczyna wtedy reagować na nie bezwiednym ruchem. A więc i tu świadomość jest wyłączona. Różdżkarz odczuwa na przykład obecność podziemnej wody, lecz nie wie, że ją odczuwa. Uświadamia go o tym dopiero ruch różdżki wywołany przez bezwiedne (mimowolne) skurcze mięśni rąk, które różdżkę trzymają. Na uzdolnienie różdżkarskie składają się zatem co najmniej: wrażliwość na bardzo słabe bodźce oraz zdolność do ruchów mimowolnych. Dzieje różdżkarstwa są chyba tak stare jak sama ludzkość. Różdżkarzy widzimy na staroegipskich płaskorzeźbach. Herodot wspomina o praktyce różdżkarskiej u Scytów. Ślad wiary w moc różdżki odnajdujemy w Eneidzie, gdzie gałązkom pewnych drzew, a przede wszystkim widełkowatej jemiole, przypisuje się moc otwierania wrót świata podziemnego. Uczony jezuita Athanasius Kircher ( ) w dziele De arte magnetica (O sztuce magnetycznej) tłumaczy działanie różdżki w następujący sposób: z wód i minerałów unoszą się pary (dziś mówimy o promieniowaniu!), które łączą się z wyziewami gałązek i unoszą ponad różdżką, sprawiając, że ciężar jej się zmienia, co jest powodem jej wychyleń. To fizykalne tłumaczenie chwalebnie odróżnia stanowisko Kir-chera od ogólnie panujących wówczas, wciąż jeszcze średniowiecznych, poglądów na różdżkarstwo. Na ogół różdżkarzy chętnie posądzano o czary, a Marcin Luter w 1518 r. umieścił posługiwanie się różdżką czarodziejską na liście występków naruszających pierwsze przykazanie boskie. Tymczasem różdżkarze, choć szykanowani, ciągle działali, ponieważ czy to się podobało, czy nie byli niezbędni. W dawnych czasach tylko oni potrafili odnajdywać wodę i złoża minerałów. Sceptyczny wiek XIX mocno podważył zaufanie do różdżkarstwa jako metody nienaukowej". Dopatrywał się w nim przesądu albo oszustwa. Dopiero w 1931 r. podjęto na większą skalę doświadczenia różdżkarskie, mianowicie we Włoszech. Wziął w nich udział m.in. neurolog prof. dr F. Cazzamalli, który zasłynął jako pierwszy badacz elektromagnetycznego promieniowania mózgu. Terenem doświadczeń był wielki stadion w Weronie. Z polecenia komisji złożonej z inżynierów i neurologów zakopano w różnych miejscach z zachowaniem ścisłej tajemnicy wielkie bloki ołowiu, brązu, żelaza, aluminium, miedzi, przeprowadzono także rurociąg z wodą i zawezwano ośmiu głośnych różdżkarzy, aby zademonstrowali swe zdolności. Doświadczenia wypadły wpięciu wypadkach w całej pełni pozytywnie. Różdżkarze wykrywali wodę i zakopane metale, tylko na aluminium nie reagowali. Gdy różdżkarz trafnie wskaże miejsce, gdzie należy kopać studnię, można jeszcze powiedzieć: woda jest wszędzie, a więc różdżkarz nieomal zawsze musi trafić. Bywa jednak i tak, że różdżkarz zwycięsko rozwiązuje zadanie, na którym wpierw zęby połamali" uzbrojeni w nowoczesną aparaturę geologowie. W latach siedemdziesiątych jak podała polska prasa podczas budowy stacji transformatorowej w Słomnikach pod Krakowem geolodzy usiłowali znaleźć ujęcie wody i w tym celu kosztem wieluset tysięcy złotych wywiercili otwór o głębokości 46 m. Wody nie znaleźli. Wezwany na konsultację inż. Rzepecki (różdżkarz) wyznaczył ujęcie w innym miejscu, na głębokości 23 m. Jego kolega, inż. Osuchowski, wyznaczył jeszcze inne miejsce, oddalone zaledwie o półtora metra od linii odwiertu. Geolodzy poszli za wskazówkami różdżkarza i na wskazanej głębokości poszerzyli otwór. Woda wytrysnęła silnym strumieniem. W Wapiennicy koło Bielska Białej poszukiwano za pomocą wierceń geologicznych wody dla jednego z tamtejszych zakładów. Koszt poszukiwań sięgał już zawrotnych sum, a wody nadal nie było. Dopiero różdżkarz uratował państwowe przedsiębiorstwo od groźby zamknięcia na kłódkę.
28 Gdy podczas budowy reaktora atomowego w Świerku pod Warszawą zawiodło wszystko i przyrządy, i geologowie, którzy stwierdzili autorytatywnie, że wody nie ma wezwano różdżkarzy. Wówczas okazało się, że wody jest pod dostatkiem. Technika i psychologia różdżkarstwa W czasach średniowiecznych sporządzano różdżkę z zachowaniem odpowiedniego ceremoniału. W noc św. Jana ścinano widełkowatą gałązkę, najchętniej leszczynową, wymawiając przy tym zaklęcia. Tradycyjna różdżka ma kształt litery Y i jest sporządzona z drewna. Dziś częściej używa się metalu: żelaza, srebra, aluminium. Odmianę różdżkarstwa stanowi wahadełkarstwo. Przy tych samych zasadach działania jak w typowym różdżkarstwie różni się ono tylko formą stosowanych narzędzi. Są to różnego rodzaju wahadła. W grobowcach faraonów znajdowano nieraz drewniane kuleczki zawieszone na nitce; przypuszcza się, że mogły to być magiczne" wahadełka. Abbe Mermet, jeden z najsłynniejszych różdżkarzy ostatnich czasów, opisuje w swych zasadach różdżkarstwa (Principles and Practic of Radiesthesia, 1967) różne formy takich wahadeł. Ich budowa zależy od substancji, jakiej różdżkarz ma zamiar szukać. Czasami może to być naczynie puste albo zawierające jakiś płyn czy substancję, którą różdżkarz chce wykryć. W miejscu, gdzie znajduje się szukany przedmiot, różdżkarz odczuwa jak gdyby zmniejszenie wagi wahadła. Następnie wahadło wykonuje pewne ruchy, których kierunek, natężenie i inne cechy są zależne od przedmiotu, jaki wahadło wykryło. Chociaż wychylenia różdżki czy wahadła zależne są od mimowolnych a więc nieświadomych ruchów rąk różdżkarza, nie znaczy to bynajmniej, że świadomość nie odgrywa tu żadnej roli. Różdżkarz nie skupiony, zajęty innymi sprawami, nie wierzący w pozytywny wynik swej pracy, niewiele zdziała. Dar różdżkarza jest podobnie jak talent poetycki czy muzyczny, czy w ogóle wszelki talent twórczy właściwością psychiczną, funkcjonującą dość kapryśnie i uzależnioną od ogólnego stanu różdżkarza. Na fakt, że uzdolnienia parapsychiczne są bardzo podobne do wszelkich zdolności twórczych, zwrócił uwagę Milan Ryzl czeski naukowiec, który tego rodzaju uzdolnienia u ludzi badał w skali masowej. Jego zdaniem ta okoliczność sama już wyjaśnia, dlaczego parapsychiczne zdolności bywają tak bardzo labilne. Takie czynniki, jak trema, niechęć do wykonywanego doświadczenia, osobiste kłopoty, mogą całkowicie uniemożliwić uzyskanie pozytywnego rezultatu w teście z zakresu spostrzegania pozazmysłowego. Dotyczy to także różdżkarstwa.
29 Wahadełko ujawnia nasze zdolności ideomotoryczne i służy do ich trenowania. Umawiamy się "sami z sobą" (tzn. z naszą podświadomością), że okrężny ruch wahadełka (1) oznacza odpowiedź nie wiem", ruch okrężny (2) znaczy nie chcę lub nie mogę dać odpowiedzi", (3) ruch poprzeczny (lewa prawa) oznacza nie", a ruch (4) od i do pytającego jest odpowiedzią potakującą. Nic więc dziwnego, że próby pod kontrolą osób podejrzliwych i niechętnych różdżkarstwu kończą się niekiedy fiaskiem. Różdżkarz zyskuje w takim wypadku niezasłużone miano szarlatana, a przecież nikt nie oczekuje, aby poeta improwizował na zawołanie pod ostrą kontrolą lub muzyk tworzył we wrogim mu otoczeniu. Różdżkarz nie wie, że zbliża się do poszukiwanego przedmiotu. Podobnie jak u człowieka, u którego wyrobiono odruch warunkowy na określone pole elektromagnetyczne, bodziec jest przez różdżkarza odbierany, ale nie uświadamiany. Nie jest to niczym osobliwym znaczna część informacji docierających do naszego układu nerwowego w ogóle nigdy nie trafia do świadomości. Nie wiemy też, że z takich informacji robimy użytek wszystko odbywa się jakby automatycznie". Odebrane, lecz nie uświadomione informacje pozostają w sferze, którą umownie (bardzo umownie!) nazywamy podświadomością (wg Freuda) lub nieświadomością (wg Junga). Jednym ze sposobów kontaktu pomiędzy świadomością i nieświadomością jest stawianie samemu sobie pytań i obserwowanie własnych ruchów mimowolnych. W przypadku praktyki różdżkarskiej ruchy te objawiają się w postaci wychyleń różdżki lub wahadła. Ludwik Szczepański w książce Okultyzm fakty i złudzenia podaje następującą wypowiedź francuskiego różdżkarza Gabriela Lamberta: U mnie, gdy pracuję w terenie, działanie podświadomości przejawia się w następujący sposób: skoro stoję nad jakimś źródłem wody, wahadełko moje poczyna się obracać. Wówczas liczę: 1, 2, 3 itd., a gdy wahadełko się zatrzymuje, liczba, do której doszedłem, wskazuje na
30 głębokość, na jakiej woda się znajduje. Gdy woda znajduje się w kilku różnych, nad sobą leżących pokładach, wahadełko zatrzymuje się przy liczbie wskazującej głębokość najbliższego pokładu, następnie obraca się dalej, aby zatrzymać się, gdy wymieniam liczbę metrów dzielących mnie od drugiego pokładu. Sądzę więc, że wszystko w różdżkarstwie jest dziełem podświadomości, a metody mierzenia opierają się na bezwiednej umowie konwencjonalnej z podświadomością. W tej chyba rozsądnej wypowiedzi ostatnie zdanie budzi jednak sprzeciw. Nie wszystko bowiem polega na rozmowie" z własną podświadomością. Przedtem podświadomość musi przecież uzyskać informacje. Dzieje się to mianowicie na drodze procesu, któremu badacze radzieccy nadali nazwę efektu biofizycznego". I znów od psychologii wracamy do techniki, jako że w tym ujęciu człowiek, operator", jest traktowany jak aparat biofizyczny. Faktów, które przemawiają za zasadnościątakiego stanowiska, zebrało się już sporo. Prof. J. Walther z Halle stwierdził, że u różdżkarza, który znajduje się ponad podziemnym strumieniem wody, tętno przyśpiesza, a ciśnienie krwi się podnosi. Zespół prof. Soczewanowa z Leningradu przeprowadził badania elektrokardiograficzne osób znajdujących się w ruchu, którym kazano przechodzić m. in. nad miejscem, pod którym przepływa podziemny strumień. Osoby te rzecz jasna nie były o tym informowane. Nie przeszkodziło to, aby zapis EKG wykazywał każdorazowo wyraźne zmiany u różdżkarzy i nieróżdżkarzy. To samo stwierdził dr Solco Tromp, który zajmuje się problematyką różdżkarstwa na zlecenie UNESCO. Według niego reakcje ludzkiego organizmu na wodę lub złoża minerałów pod ziemią dają się dokładnie mierzyć za pomocą EKG. Wyniki ogromnie interesujących doświadczeń przedstawił czeski neurolog dr Jiri Bradna. Wyszedł on z założenia, że reakcja różdżkarza działającego w terenie jest zawsze zjawiskiem bardzo złożonym, spróbował badać elementarne reakcje mięśniowe na wodę i żelazo w warunkach laboratoryjnych. Przeprowadzał też badania kontrolne w miejscach neutralnych, nie zawierających ani jednej, ani drugiej substancji. Badał mięśnie człowieka trzymającego różdżkę za pomocątrzech metod: elektromiografii igłowej, powierzchniowej oraz miotencjometrii. Pomiar ekektromiograficzny polegał na zapisywaniu częstotliwości impulsów i napięcia prądów czynnościowych mięśni, przy czym elektrody były wkłuwane lub przyklejane na skórze. Do miotencjometrii dr Bradna użył aparatu przez siebie skonstruowanego, który mierzy napięcie (tonus) mięśni, uwidoczniając jego wahanie w zmianach wielkości gumowego balonika. Mięśniami, których skurcze powodują ruch różdżki, są głównie zginacze i prostowniki przedramienia. Zbliżeniu się do wody towarzyszy reakcja w postaci powiększenia częstotliwości i amplitudy prądów czynnościowych w zginaczach. Natomiast pod wpływem metalu obserwuje się ruch różdżki ku dołowi na skutek przewagi prostowników. Jak wykazały pomiary miotencjometryczne, mięśnie zmieniały swój tonus pod wpływem wody i metalu także i wtedy, gdy dłonie nie trzymały różdżki. Promieniowanie ziemi Najsilniejszym i jak się zdaje najistotniejszym dla ludzi źródłem pochodzących spod ziemi bodźców nie są bynajmniej minerały, lecz podziemne wody. Różdżkarze, których ustalenia jeszcze dziś uważane są przez część naukowców za przesądy, twierdzili zawsze, że na organizm ludzki i na większość organizmów zwierzęcych i roślinnych woda płynąca pod ziemią ma wpływ niekorzystny. A oto garść faktów na ten temat. Dr E. Jenny, dyrektor szpitala dziecięcego w Aarau w Szwajcarii, hodował myszy w budynku stajni mającym kształt wydłużony. W latach były one systematycznie przeliczane i okazało się, że przeciętnie 79% tych gryzoni unikało spania w tej połowie stajni, pod którą przepływał podziemny strumień wody. W ciągu lat, podczas których prowadzono obserwacje, spało tam 1626 myszy, natomiast poza nią Dr Jenny i jego współpracownicy (dr Stauffer i inż. Lienert) stwierdzili także, że ogórki, selery, cebula i kukurydza ledwie się rozwijały, gdy były zasadzone w strefie działania podziemnych wód. Rzeczoznawcy ogrodnictwa nie mogli ustalić żadnej nieprawidłowości w glebie ani też innej przyczyny, która by powodowała tak zły rozwój roślin. Rosły one za to bujnie tuż obok, poza strefą podziemnych wpływów. A oto wypowiedź znanego hodowcy inż. Henryka Rozendorfa złożona przedstawicielowi prasy: W 1972 r. we Wrocławiu brałem udział w konferencji naukowo-technicznej, poświęconej hodowli bydła. W czasie tej konferencji zademonstrowałem sposób badania stanowisk hodowlanych. W Przedsiębiorstwie Hodowli Zarodowej w Łagiewnikach za pomocą różdżki wyodrębniłem kilka stanowisk wyraźnie szkodliwych dla zwierząt, położonych bezpośrednio nad podziemnymi strumieniami. Moje zdanie potwierdził oborowy: wszystkie krowy, które stały w tych miejscach, kierowane były na rzeź z powodu schorzeń reumatycznych i wypadania narządów
31 rodnych. Podobne badania wykonywałem też w Targoszynie, Wągrożu i innych miejscowościach z identycznymi rezultatami. Starorzymski budowniczy, a zarazem pisarz Witruwiusz w swej książce De architectura, podaje sposób, w jaki przed dwoma tysiącami lat ustalano miejsce, gdzie powinno się budować miasto. Na terenie przewidzianym pod zabudowę urządzano najpierw pastwisko. Po pewnym czasie zabijano wszystkie pasące się na nim zwierzęta i oglądano ich wątroby. Jeśli w większości wypadków były chore, rezygnowano z lokalizacji miasta na tym terenie. W Instytucie Higieny Pracy i Chorób Zawodowych Akademii Nauk Medycznych ZSRR prowadzono systematyczne badania, których wyniki w pełni potwierdziły zasadność starych różdżkarskich przesądów". Stwierdzono, że w organizmie człowieka pod wpływem promieniowania płynącej pod ziemią wody występują m.in. zmiany w bioelektrycznych czynnościach mózgu, w funkcjonowaniu tarczycy, zaburzenia w układzie krzepliwości krwi i odchylenia od normy w jej morfologii, zwiększenie się ilości histaminy, zmiany patologiczne naczyń krwionośnych, spowodowane zaburzeniami wegetatywnymi, nienormalna potliwość, bóle głowy, wahania ciśnienia krwi, częstotliwości pulsu itp. Tuż przed II wojną światową statystyki miejskiej służby zdrowia Hawru wykazały, że w jednej z dzielnic tego miasta śmiertelność na raka jest pięciokrotnie wyższa niż w pozostałych. Służba geologiczna stwierdziła, że dzielnica ta leży na gruncie wilgotnym z licznymi podziemnymi strumieniami. Podobnego typu badania przeprowadził w Szczecinie dr Beyer, a wyniki ich opublikował w 1932 r. w Zeitschrift fur Wuschelrutenforschung". Szczególnie ciekawe są jego spostrzeżenia z tzw. domów fundacyjnych (Stiftshauser). Mieszkańcami ich był jednolity materiał ludzki, tj. starzy ludzie, łatwo podatni nowotworzeniu. Fundacja klasztoru św. Jana przy Elisabethstrasse (obecnie ulica Kaszubska, blok między ulicami Kaszubską, Czackiego i Potulicką) okazała się silnie napromieniowana, gdyż stoi na skrzyżowaniu strumieni podziemnych. Zanotowano tu 28 wypadków śmiertelnych raka. W fundacji Kuhbergowskiej przy Politzerstrasse (dziś aleja Wyzwolenia) wydarzyły się w tym samym czasie tylko dwa wypadki raka. Jest ona tylko w dwóch wąskich pasmach napromieniowana, a dane łóżka stały dokładnie nad strefami działania promieni. Nieco silniej napromieniowana jest fundacja Oskara przy Kreckowerstrasse (obecnie ul. Mickiewicza, między ul. Tarczyńskiego a al. Bohaterów Warszawy). Stwierdzono tu 4 wypadki zachorowań, natomiast fundacja Sanne-Stolle przy Scharnhormtrasse (obecnie ul. Unisławy) przez cały okres czasu branego pod uwagę ( ) nie wykazała ani jednego wypadku raka. Według informacji różdżkarza nie ma tu żadnego działania promieni. Dr Beyer zaznaczył przy tym, że różdżkarzowi nie była oczywiście znana statystyka przez niego zestawiona. Wspominani już wyżej uczeni szwajcarscy (dr Jenny i jego współpracownicy) także potwierdzili eksperymentalnie związek pomiędzy promieniowaniem podziemnej wody a zachorowalnością na raka. Zwierzęta doświadczalne (myszy) poddawane były przez nich dziesięciokrotnemu pędzlowaniu rakotwórczym dziegciem. Okazało się, znacznie wcześniej zginęły z powodu raka wszystkie te myszy, których klatki znajdowały się w sferze działania tzw. promieni ziemnych (Erdstrahlen). Połowa myszy była wystawiona na wpływ promieni" i te wszystkie wkrótce zginęły. Natomiast niektóre spośród drugiej części zwierząt, umieszczonych na terenie wolnym od promieni", w ogóle na raka nie zachorowały. Jaki jest fizyczny charakter owego zagadkowego promieniowania ziemi", jak dotąd nie wiemy. Prof. Stefan Manczarski sądził, że jest to promieniowanie elektromagnetyczne o bardzo szerokim paśmie częstotliwości (tzn. że mamy tu do czynienia z mieszaniną fal o różnych długościach, tak samo jak w świetle białym). Zdaniem prof. Manczarskiego woda przesączająca się przez piasek jest źródłem szczególnie silnego promieniowania tego rodzaju. Z obecnych badań nad promieniowaniem ziemi wynika, że nad podziemnymi strumieniami wody występują takie oto mierzalne zjawiska: anomalie magnetyczne, podwyższenie przewodności elektrycznej ziemi i powietrza, zmiany akustyczne, zwiększenie natężenia pola promieniowania ultrakrótkofalowego oraz podwyższenie intensywności promieniowania podczerwonego. Radzieccy badacze wykryli elektromagnetyczne fale centymetrowe, występujące ponad podziemnymi strumieniami wody. Były one przedmiotem obserwacji i eksperymentów prowadzonych jak już wiemy przez Akademię Nauk Medycznych w Moskwie, które ujawniły ich różnorodne szkodliwe działania na organizm człowieka. Fizyk Bogojawlenski stwierdził, że z wnętrza ziemi dobywa się promieniowanie twarde
32 (zbliżone do promieniowania gamma). Francuski fizyk Ambronne ustalił, że nad geologicznymi przełomami pokładów (uskokami) wykrywa się promienie gamma o większym natężeniu niż na obszarze pozostałym. Jego obserwacje wykorzystali Amerykanie, stosując metodę ustalania obecności uskoków geologicznych; polega ona po prostu na obserwowaniu wskazań licznika promieniowania, który znajduje się w jadącym samochodzie. Gdy samochód przejeżdża ponad geologicznym uskokiem, komora jonizacyjna rejestruje nagle wyczuwalne dla niej pojawienie się promieni gamma, przy czym fakt ten ujawnia obserwatorom jako gwizd dochodzący z aparatu. Ten rodzaj poszukiwań stosowany bywa do wykrywania złóż ropy naftowej. Wielu badaczy radzieckich (nie kwestionując wyników doświadczeń dowodzących występowania ponad powierzchnią ziemi promieniowań, o jakich wyżej była mowa, bo ich obecność jest bezsporna) sądziło, że raczej długofalowe promieniowania elektromagnetyczne są przyczyną powstawania efektu biofizycznego" (zwiększonego napięcia mięśni, będącego reakcją na wydobywające się spod ziemi promienie). Wiele pod tym względem mówiący jest materiał eksperymentalny, który przedstawił geofizyk Anatolij Czekunow. Odkrył on, że jeśli od skraju miejsca, pod którym znajdują się złoża rud miedzionośnych, przeciągnąć na powierzchni ziemi przewód elektryczny długości kilkuset metrów, to różdżkarz idąc wzdłuż tego przewodu będzie przez pewien czas reagował nieustannym wychyleniem różdżki, dalej w pewnym momencie nastąpi gwałtowne wychylenie różdżki w obie strony, a po nim zupełny zanik reakcji. Odległość miejsca, gdzie następuje ta ostatnia, gwałtowna reakcja, od punktu, skąd ciągnie się przewód elektryczny, jest równa głębokości, do której zalega złoże rudonośnego minerału. Inżynier Czekunow opracował na tej podstawie praktyczną metodę, dzięki której można z dużą dokładnością określić rozmieszczenie pod ziemią pokładów rudy miedzianej. Nas interesuje tu w mniejszym stopniu praktyczna strona odkrycia, a bardziej fakt, że wzdłuż przewodu wyprowadzonego z miejsca silnego promieniowania, a położonego na terenie dla różdżkarza neutralnym", różdżka w dalszym ciągu reaguje. Fakt ten świadczy bardzo silnie na korzyść poglądu o elektrycznej naturze efektu biofizycznego. W ostatnich latach dr Lech Radwanowski wystąpił z magnetohydrodynamiczną teorią oddziaływania cieków wodnych. Z przeprowadzonych przez niego badań wynika, że ciek jest źródłem energii zróżnicowanej trzema rodzajami drgań molekuły wody, przy czym emitowane są fale elektromagnetyczne, akustyczne i elektroakustyczne. Pionierem i orędownikiem różdżkarstwa w ZSRR był geolog i mineralog prof. Nikołaj Soczewanow. Ogromne bogactwa naturalne, znajdujące się na terenach tego kraju, długo zapewne musiałyby czekać na odkrywców, gdyby geologowie nie stosowali nowoczesnych metod poszukiwania. Zanim przystąpi się do kosztownych wierceń, stosuje się obecnie badania kompleksowe z zastosowaniem metod: grawimetrycznej, magnetometrycznej, sejsmicznej, elektrycznej (mierzenie przewodności skał) i innych. Takie badania kompleksowe są oczywiście tańsze od wierceń, lecz również niezmiernie czaso- i pracochłonne. Metoda biofizyczna góruje nad tymi wszystkimi swą prostą techniką i niesłychaną wprost taniością. Czy jest niezawodna? Żadna z metod nie jest stuprocentowo niezawodna. Bardzo duży stopień niezawodności daje dopiero ich połączenie, łącznie z zastosowaniem różdżkarstwa. Jako metoda badań pilotażowych, do wstępnego rozeznania terenu, różdżkarstwo wydaje się niezastąpione. Zadecydowało to o jego renesansie w ZSRR w latach sześćdziesiątych. Prof. Soczewanow stwierdził, że tradycyjny kształt różdżki, przypominający literę Y, ma pewne minusy. Nowoczesna różdżka powinna mieć kształt ułatwiający jej wykonywanie ruchów obrotowych. Taka różdżka w momencie, gdy różdżkarz przechodzi ponad źródłem promieniowania, Wykonuje część obrotu, cały obrót, a czasem kilka obrotów z rzędu. Liczba obrotów daje wyobrażenie o sile promieniowania, a nawet pozwala je z pewnym przybliżeniem mierzyć. Różdżka nie powinna być z drewna, lecz z metalu; taki instrument uniezależnia operatora od pory roku i może służyć do dowolnej liczby badań. Radzieccy różdżkarze z powodzeniem dokonywali geologicznych poszukiwań, jeżdżąc samochodami. Liczbę obrotów, jakie różdżka wykonuje w rękach operatora, rejestruje aparat sprzężony z szybkościomierzem samochodu, ponieważ prędkość, z jaką wóz się porusza, i liczba obrotów różdżki są wielkościami od siebie zależnymi. Soczewanow powiada, że: Przy szybkości 20 km/h różdżka wykonuje dwa razy mniej obrotów niż przy szybkości człowieka idącego. Przy 60 km/h liczba obrotów różdżki jest dwudziestokrotnie mniejsza niż przy 20 km/h. Liczba obrotów różdżki zawsze zależy od szybkości ruchu pojazdu. Metalowe podwozie samochodu nie ma wpływu na reakcję różdżkarską. Różdżkarze wykazywali te same reakcje bez względu na to, czy znajdowali się wewnątrz czy na zewnątrz pojazdu. To oznacza, że nieznana siła nie ma natury elektrycznej, ponieważ blaszana obudowa wozu stanowi ekran dla pola elektrycznego.
33 A więc jaka jest właściwie natura promieniowania ziemi", będącego przyczyną efektu biofizycznego? Która z teorii okaże się słuszna? Do głowy operatora przymocowano z tyłu silne magnesy podkowiaste. Gdy znajdowały się one bardzo blisko głowy, liczba obrotów różdżki zmniejszała się; przy odległości ok. 20 cm różdżka w rękach operatora zwracała się w stronę magnesu. Doprawdy trudno przypuścić, aby różdżkarstwo miało być w istocie zjawiskiem biomagnetycznym. Tymczasem holenderski geolog dr Solco Tromp stwierdził, że różdżkarze są w stanie wykryć znajdujące się w pomieszczeniu źródło pola magnetycznego o nikłym natężeniu 0,001 Gs. Potrafią oni też wyczuć, kiedy występują zakłócenia pola magnetycznego Ziemi. Dane te konfrontowano ze wskazaniami magnetometru. W 1967 r. nakładem Kazachskiej Akademii Nauk ukazała się praca prof. Walerego Matwiejewa, zawierająca wyniki badań, które miały odpowiedzieć na podstawowe pytania różdżkarstwa. Stwierdzono, że dla uzyskania porównywalnych wyników konieczna jest ścisła standaryzacja warunków doświadczeń różdżkarskich. Efekt biofizyczny jak się okazało w dużym stopniu zależy od pory dnia, pogody i samopoczucia operatora. Z gruntu inne wskazania otrzymywano stosując rozmaite rodzaje różdżek. O pojawieniu się lub niepojawieniu efektu biofizycznego decyduje forma różdżki, jej grubość oraz materiał, z którego ją sporządzono. W badaniach używano różdżek przypominających kształtem rosyjską literę n, tzw. ramek, o różnych wymiarach i proporcjach, wykonanych z drutów stalowych, aluminiowych lub miedzianych. A oto ostateczny wniosek: aby wykryć obecność pod ziemią określonego minerału, należy użyć ramki" stosownego rodzaju. Profesor Matwiejew szkicuje nawet projekt normalizacji ramek", podając przy tym warunki, w jakich każdy z pięciu ich typów najlepiej funkcjonuje. Jeśli więc materiał i kształt różdżki odgrywa poważną rolę, czy znaczy to, że różdżka stanowi nie tylko wskazówkę" przymocowaną do biofizycznego aparatu", którym jest człowiek? Czy znaczy to, że różdżka może być także czymś w rodzaju anteny? Na jeszcze dziwniejszą zagadkę natknął się prof. Anatolij Małachow. Badał on w warunkach laboratoryjnych przy użyciu różnego rodzaju ramek" reakcję różdżkarza na rozmaite materiały. Na początku przedmiotem eksperymentu były bryły pierwiastków. W wyniku badań pierwiastki te podzielono na trzy grupy: 1. najaktywniejsze, tj. działające na różdżki zarówno aluminiowe, jak i żelazne; 2. działające tylko na różdżkę aluminiową; 3. nie wywołujące reakcji różdżek ani żelaznej, ani aluminiowej. W pierwszej grupie znalazły się m.in.: samorodne żelazo, diament, grafit, złoto, platyna, tytan. Do drugiej grupy zaliczono srebro, miedź i rtęć. Nie wywoływały reakcji siarka, antymon oraz glin (przypomnijmy sobie doświadczenia włoskie z 1931 r., w których różdżkarze wykryli wszystkie zakopane przedmioty oprócz brył aluminiowych). W podobny sposób przebadano kilkaset minerałów. Było ich aż 500. Próbki minerałów badano różdżkami z drutu żelaznego średnicy 1,2 mm i z drutu aluminiowego średnicy 1,8 mm. Odcinki drutów, z których wykonane były różdżki, miały metr długości i wygięte były w taki sposób, że długość różdżki wynosiła 41 cm. Próbki materiałów miały z reguły rozmiary niewielkie, nie przekraczające 3x3x3 cm. I tu rzecz ciekawa: Jak wykazały badania napisał prof. Małachow rozmiar próbek (w warunkach laboratoryjnych i pokojowych) nie wpływa na intensywność BFE" (tzn. biofizycznego efektu). Cóż to znaczy? Na razie nie wiemy. Nie przeszkadza to na szczęście w praktycznych zastosowaniach różdżkarstwa, tak samo jak nie przeszkadza w prasowaniu elektrycznym żelazkiem fakt, że ciągle jeszcze nie znamy istoty elektryczności. Psychometria Wiemy już, że wiele jest kanałów, którymi docierają do nas informacje z otaczającej rzeczywistości; znacznie więcej, niż dawniej sądzono. Wiedza ta pozwala dziś ustosunkować się poważnie do rozmaitego rodzaju zjawisk spostrzegania pozazmysłowego": do różdżkarstwa, do wrażliwości dermooptycznej (będziemy o niej mówili dość szczegółowo w następnym rozdziale), a także do psychometrii. Pod tą ostatnią nazwą- bardzo zresztą niefortunną- kryje się specyficzna wrażliwość niektórych osób, pozwalająca im na podstawie dotykowego kontaktu z przedmiotem stwierdzić, kto przedtem tego przedmiotu dotykał, a czasem nawet odtworzyć związane z tym wydarzenia. W okresie międzywojennym światową sławę zyskał polski psychometra Stefan Ossowiecki. Próbę zbadania mechanizmów rozpoznania psychometrycznego podjął wówczas prof. Stefan Manczarski. Wynikiem tych badań było napisane w latach czterdziestych obszerne studium pt.
34 Psychometria, niestety, dotychczas nie opublikowane. Oto fragmenty tej pracy. Wprowadzą nas one w problematykę z pewnością lepiej niż jakiekolwiek omówienie. Hipoteza śladu Proces rozpoznawania psychometrycznego odbywa się mniej więcej tak: psychometra bierze do ręki jakiś przedmiot, który miała w ręce lub nosiła poszukiwana osoba. Może to być chusteczka, krawat, pióro, list, w ogóle cokolwiek, co miało z tą osobą kiedyś styczność. Jeżeli psychometra znał poszukiwaną osobę, niczego już więcej nie potrzeba; w przeciwnym jednak razie należy mu jeszcze pokazać jej fotografię albo wskazać jakieś charakterystyczne cechy, które by pozwoliły odróżnić tę osobę od tłumu innych, jakie kiedykolwiek stykały się z daną rzeczą. Po wzięciu tej rzeczy do ręki psychometra potrzebuje kilku lub kilkunastu, a czasami nawet kilkudziesięciu minut na to, żeby wejść w kontakt z poszukiwaną osobą. Jest to czas przygotowawczy, w ciągu którego psychometra obraca i ściska w ręku trzymany przedmiot, starając się jak gdyby wchłonąć w siebie zawarte w nim ślady czy emanacje. Spokojna i swobodna rozmowa towarzyska, jaką prowadzi wówczas otoczenie, nie przeszkadza psychometrze, który może nawet brać w niej od czasu do czasu udział. Zbyt intensywne zwracanie uwagi na osobę psychometry nie jest wskazane, gdyż-jak stwierdził Ossowiecki stwarza to u psychometry poczucie przymusu, powodujące z kolei pewne zahamowanie. Po pewnym czasie psychometra wchodzi w kontakt z poszukiwaną osobą i zaczynają widzieć. Wizja rozpoczyna się zawsze w związku z trzymanym przez psychometrę przedmiotem, tzn. psychometra widzi i opowiada, co robiła dana osoba z tym przedmiotem. Jeżeli była to np. karteczka z napisem umieszczona w kopercie, to psychometra widzi, jak dana osoba pisze na tej kartce, i dzięki temu właśnie może zorientować się, co jest tam napisane. W związku z tym należy podkreślić, że Ossowiecki nie mógł odczytywać na drodze psychometrycznej pisma drukowanego, nie dostrzegał bowiem wówczas procesu pisania. Z punktu widzenia fizykalnego jedna rzecz wybija się tu na pierwsze miejsce. Warunkiem niezbędnym do zaistnienia fenomenu jest doręczenie psychometrze przedmiotu będącego przedtem w styczności z poszukiwaną osobą. Istnienie tego warunku jest podstawą do powzięcia koncepcji noszącej nazwę hipotezy śladu. W zjawiskach psychometrii chodzi prawdopodobnie o działanie chemiczne śladu na system nerwowy psychometry. Nasuwają się w związku z tym następujące pytania i zastrzeżenia: 1. Czy ilość śladu pozostającego na przedmiotach jest wystarczająca, tzn. konkretnie: a) jaki jest ten ślad pod względem wielkości masy? b) czy nie przekracza on granicy czułości reakcji biologicznych? 2. Jaki jest skład chemiczny śladu na przedmiotach? 3. Czy substancje chemiczne mogą przedostawać się przez skórę do systemu nerwowego psychometry? 4. Jaki może być mechanizm odczytu psychometrycznego w założeniu działania powyższych substancji chemicznych? Spróbujemy po kolei przeanalizować te zagadnienia. Zaczniemy od masy śladu na przedmiotach, ale przedtem jeszcze pragnąłbym przytoczyć pewien eksperyment, który przeprowadziłem z Ossowieckim przed samym Powstaniem Warszawskim. Została wyżarzona kula metalowa, którą następnie podałem Ossowieckiemu w sposób całkowicie aseptyczny do zbadania, czy na powierzchni tej kuli może on wyczuć jakieś ślady. Wynik był całkowicie ujemny. Wydaje się, że eksperyment ten jest bardzo poważnym potwierdzeniem hipotezy śladu. Pomiary, o których za chwilę powiem, wskazują, że przez dotknięcie palcami rąk pozostawia się na przedmiocie trwały ślad o masie przeciętnie biorąc rzędu 0,01 mg, co stanowi praktycznie granicę dokładności ważenia za pomocą dobrych wag chemicznych. W tych warunkach najlepsze rezultaty daje optyczna metoda ważenia za pomocą mikroskopu. Metoda ta jest niesłychanie czuła. Mikroskopem bowiem można już dość dokładnie wymierzyć cząstkę o średnicy ok. 0,5 µm. Wymiary poziome cząstki najdogodniej określić, stosując szkiełko z podziałką, wymiary zaś pionowe stosując śrubę mikrometryczną tubusa mikroskopu. Przy gęstości ciała zbliżonej np. do 3 g/cm 3 otrzymujemy granicę czułości ważenia metodą mikroskopową leżącą gdzieś w pobliżu wartości g. Na czystym szkiełku, zaopatrzonym w podziałkę pomiarową, odciska się przez niezbyt mocne dotknięcie ślad palca. W polu widzenia tego przyrządu widać wówczas przy odpowiednim oświetleniu charakterystyczny ślad, złożony z mnóstwa maleńkich kropelek. Mierząc za pomocą mikroskopu przeciętny wymiar kropelek śladu oraz przeciętną liczbę tych kropelek na jednostce
35 powierzchni, możemy obliczyć masę śladu przypadającą na 1 cm 2 powierzchni dotkniętego przedmiotu. W taki właśnie sposób uzyskano dla masy śladu pozostawionego przez ręce na przedmiotach przeciętną wartość 10 -g g/cm 2. Jest to tylko, oczywiście, wartość orientacyjna; w poszczególnych wypadkach masa śladu może być wielokrotnie większa lub mniejsza. Sprawdzimy teraz, czy wartość ta nie leży poniżej progu czułości reakcji biologicznych [...] Farmakologia poucza nas, że na drodze reakcji chemicznych można określić obecność niektórych substancji we krwi, gdy są one w rozcieńczeniu: na 1 cm 3 krwi ilość substancji rzędu 10-5 g. Biologicznie udaje się natomiast wykryć obecność niektórych substancji w rozcieńczeniu: na 1 cm3 krwi ułamek miliardowej części grama. Reakcje biologiczne przewyższają również znacznie pod względem czułości najsubtelniejszą analizę spektralną. Dzięki niej możemy np. wykryć sód w ilości nie przekraczającej 3x10-9 g, gdy tymczasem węch ludzki odróżnia już np. wanilinę w ilości g, a piżmo w ilości 0,5x10-10 g. Życiem rządzą reakcje na ogół niesłychanie czułe typu katalitycznego lub autokatalitycznego. Wniosek, jaki możemy postawić na podstawie tego w odniesieniu do psychometrii, jest taki, że masa rzędu 10-5 g/cm 2 jest w zasadzie wystarczająca dla wysterowania reakcji biologicznych na drodze katalitycznej. Wniosek ten może być słuszny tylko pod dwoma warunkami: 1) że w skład śladu pozostawionego przez palce wchodzą rzeczywiście pewne substancje katalityczne; 2) że substancje te mogą przenikać przez skórę do ustroju człowieka. Otóż stwierdzono wielokrotnie przechodzenie dolegliwości z pacjenta na masażystę i odwrotnie. W związku z tym warto zauważyć, ze działanie masaży może polegać częściowo na przekazywaniu pacjentowi substancji chemicznych. W ten sposób mogą przechodzić: ból głowy, zmęczenie, depresja psychiczna, bóle reumatyczne, nawet objawy zatrucia alkoholowego. Mogę tu powołać się na własne eksperymenty. Stwierdziłem w sposób nie ulegający żadnej wątpliwości, że zatrucia alkoholowe mogą być przenoszone z osoby podpitej na osobę całkowicie nie używającą alkoholu przez prosty zabieg kontaktu skórnego między tymi osobami. Warunkiem wyraźnego występowania efektu jest stan wygłodzenia u osoby, na którą przenosi się zatrucie alkoholowe. Zakładam, że przez dotknięcie przedmiotu psychometra wchłania w siebie część substancji chemicznych zawartych w tym śladzie. Nie potrzebuje przy tym bynajmniej przejść do psychometry cała substancja ani nawet znaczna jej część; wystarczy zupełnie, jeżeli przejdą tylko katalizatory, które z miejscowego materiału wytworzą w ciele psychometry odpowiednie substancje. Przypuszczam, że w ten właśnie sposób przechodzą do ustroju psychometry jakieś nie znane nam bliżej katalizatory. Mogą to być nawet katalizatory wyższego rzędu, tworzące łańcuchy, lub autokatalizatory. Do tego wszystkiego potrzebna jest oczywiście specjalna podatność i uzdolnienie psychometry. Po pewnym czasie, gdy ilość wprowadzonej substancji osiągnie już dostateczną wartość, zaczyna ona działać na system nerwowy psychometry. W ten sposób psychometra zaczyna myśleć identycznie jak osoba, która zostawiła swój ślad, i dzięki temu myśleniu jej kategoriami psychometra wczuwa się całkowicie w tę osobę. Proces tworzenia się związków chemicznych w organizmie psychometry i jego wczuwanie się wymaga oczywiście pewnego czasu i tym właśnie możemy wytłumaczyć ów okres przygotowawczy, poprzedzający powstanie u psychometry bardziej lub mniej pełnego obrazu. Sądzę jednak, że samym tylko wczuwaniem się nie można wyjaśnić całokształtu zjawisk psychometrycznych. Wchodzą tu jeszcze przypuszczalnie w grę czynniki pomocnicze, którymi mogą być: 1. wybitnie rozwinięta zdolność kojarzenia typu pars pro toto (odtwarzanie całości na podstawie drobnych części); 2. wykorzystanie procesu sumowania podniet; 3. wykorzystanie różnych wiadomości podświadomych lub pozaświadomych; 4. udział innych objawów paranormalnych, a przede wszystkim telepatii. Na korzyść tego przypuszczenia przemawiają następujące okoliczności i spostrzeżenia: 1. Stan transu psychometrycznego stwarza wyjątkowo dogodne warunki dla zestrojenia rezonansowego systemów nerwowych psychometry i osoby poszukiwanej. 2. Doświadczenia Cazzamalliego stwierdziły, że podczas transu psychometrycznego
36 psychometra promieniuje fale widmowe, których największe natężenie przypada w zakresie fal ultrakrótkich. 3. Dzięki telepatii psychometra może mówić nie tylko to, co się działo, gdy poszukiwana osoba miała w ręce dany przedmiot, ale również to, co ta osoba robi w chwili odczytu psychometrycznego. Rozmowa z profesorem Stefanem Manczarskim Stefański: Od czasu napisania przez Pana Psychometrii minęło wiele lat. Sformułowana wówczas hipoteza śladu związana jest w sposób widoczny z ówczesnym stanem wiedzy. Mówiąc o śladzie, jaki pozostaje na powierzchni przedmiotu po dotknięciu go przez człowieka, ma Pan na myśli ślad chemiczny. W latach następnych zajmował się Pan Profesor śladami o innym charakterze. Manczarski: To prawda. Badałem ślady fal uderzeniowych: akustycznych, magnetycznych i innych. Każda fala uderzeniowa pozostawia na powierzchni przedmiotu ślad będący nieodwracalnym odkształceniem jej struktury molekularnej. Stefański: Czy to znaczy, że w pokoju, w którym wystrzelono z pistoletu, pozostają na ścianach niewidzialne cienie osób znajdujących się tam wówczas? Manczarski: Tak. Istnieją już nawet techniczne możliwości odczytania takich śladów. Z możliwości tych próbuje korzystać amerykańska policja kryminalna. Stefański: Czy osoby sensytywne, tzn. obdarzone zdolnościami parapsychicznymi, są w stanie reagować na ślady fal uderzeniowych, jak reagują na ślady chemiczne? Manczarski: Bez wątpienia. I nie tylko one. Na ślady fal uderzeniowych reagują zwierzęta, nieraz bardzo silnie. Zdarza się, że pies wprowadzony do obcego pomieszczenia jeży sierść i warczy na jedną ze ścian, nie badając jej węchem. Stefański: Niejeden z nas potrafiłby przypomnieć sobie przeżycie podobnego rodzaju. Wchodzi się do pokoju, przyjemnie urządzonego, ciepłego i jasnego, i nagle ogarnia człowieka nastrój przygnębienia lub niepokoju. Wydaje się to reakcją irracjonalną, a przecież niekoniecznie tak musi być. Manczarski: Ma pan rację. Ludzie, których nie podejrzewamy o zdolności parapsychiczne, reagują nieraz bezbłędnie na ślady fal uderzeniowych. W latach pięćdziesiątych przeprowadziłem badania testowe z dużą grupą ludzi. Układałem na stole np, 10 blaszek miedzianych, z których tylko jedna była uprzednio poddana działaniu magnetycznej fali uderzeniowej. Wiele spośród badanych osób potrafiło wskazać tę blaszkę. Stefański: Jak uzasadniali ludzie swój wybór? Manczarski: Nie potrafili tego uzasadnić. Mówili, że blaszka przez nich wybierana jest jakaś inna". Stefański: Czy dotknięcie przedmiotu może pozostawić na nim poza śladem chemicznym także ślad energetyczny", ślad fali uderzeniowej? Przypuszczenie takie wydaje się na pozór zupełną fantazją. Manczarski: A jednak impulsy nerwowe mogą dawać uderzeniowe fale elektromagnetyczne, a te z kolei mogą pozostawiać ślady. Przypominam, że chodzi tu o mikroprocesy w skali zaledwie molekularnej. Żywa komórka promieniuje! Już w latach dwudziestych bieżącego stulecia biolog radziecki Aleksander Gurwicz wysunął hipotezę, że wszystko, co żywe, ma zdolność tworzenia pól biologicznych, które swoiście regulują! organizują rozwój tkanek organizmu. Nieudane próby udowodnienia tego przypuszczenia za pomocą obliczeń i prostego doświadczenia fizycznego doprowadziły jednak do tego, że pola biologiczne uznano za fantazję. Członek Akademii Nauk Medycznych W. Kaznaczejew potrzebował 10 lat, żeby znaleźć doświadczalny dowód dla tej hipotezy. Razem ze swoimi kolegami, współpracownikami laboratorium hodowli tkanek Nowosybirskiego Instytutu Medycznego, wykonał on szereg doświadczeń, które dowiodły, że pola biologiczne Gurwicza istnieją. W jednym z doświadczeń uczeni brali dwie kolby ze szkła kwarcowego, które jak wiadomo przepuszcza promienie ultrafioletowe. W pierwszej kolbie umieszczali zarażoną wirusem hodowlę tkanki, a w drugiej dokładnie taką samą, ale zdrową. Po pewnym czasie w obu kolbach postawionych obok siebie zaczynała szerzyć się ta sama choroba wirusowa, a ściślej mówiąc, choroba o identycznych objawach tu i tam. Wirusy nie mogły w żaden sposób trafić do kolby ze zdrowymi komórkami doświadczenie przewidywało absolutną sterylność. Pozostaje
37 przypuszczenie, że chore komórki wywoływały chorobę w zdrowych, posyłając im informację, za pomocą promieniowania. Odkrycie Kaznaczejewa i jego kolegów okazuje się jednym z dowodów funkcji informacyjnej pól elektromagnetycznych w przyrodzie żywej. Jak powiada warszawski cybernetyk dr Stanisław Grabiec: Jeszcze nie tak dawno zaledwie godzono się na dopuszczenie ewentualności, że żywa komórka może być źródłem promieniowania. Dziś zagadnienie to ujmujemy z krańcowo przeciwnej strony: wszystko, co żyje, musi promieniować, i to w różnych pasmach częstotliwości. Emisja fotonowa jest po prostu jedną z funkcji żywej materii. Pod kierunkiem dra Grabca wielokrotnie przeprowadzano badania na temat emisji fotonowej, towarzyszącej procesom biochemicznym. Natężenie promieniowania mierzy się za pośrednictwem czułych fotopowielaczy. Okazało się, że reakcjom enzymatycznym zawsze towarzyszy promieniowanie. Zjawisko to można badać poza żywymi organizmami, w chemicznej probówce. Tego rodzaju chemoluminescencja bywa niekiedy tak silna, że bez trudu oglądać ją można gołym okiem. Możemy nawet w domu przeprowadzić podobne doświadczenie. Jeżeli w ciemności zanurzymy do mieszaniny wody utlenionej i wywoływacza fotograficznego korzeń chrzanu, spowodujemy wyraźnie widoczną jego luminescencję. Zjawiska bioluminescencyjne rzadko bywąją aż tak efektowne. Silniejszymi źródłami światła są świetliki, czyli robaczki świętojańskie (Lampyris noctiluca), niektóre bakterie, grzyby, pierwotniaki (wśród tych ostatnich np. wiciowce z gatunku Ceratium tripos, którym zawdzięczamy zjawisko fosforescencji morza"), nieliczne gatunki jamochłonów, mięczaków, skorupiaków i ryb, zwłaszcza głębinowych. Bioluminescencja tych zwierząt wiąże się z obecnością lucyferyny, która ulegając utlenieniu przy udziale enzymu lucyferazy wysyła światło. Przeważnie jednak reakcje enzymatyczne zachodzące w żywych organizmach dają słabszą emisję fotonową, niekiedy leżącą już poza widzialną dla ludzkiego oka częścią widma, najczęściej w zakresie ultrafioletu. Jednym ze sposobów badania emisji fotonowej żywych organizmów jest pozostawienie ich na dłuższy czas, np. pół godziny, w bezpośrednim kontakcie z błoną fotograficzną. Dr Grabieć uzyskał tym sposobem wiele ciekawych obrazów biało-czarnych i barwnych. Są to autofotograficzne" zdjęcia przywr, tasiemców i innych pasożytów. Widać na nich, że nie wszystkie części organizmu wydzielają promieniowanie o tym samym natężeniu oraz że różnym organom właściwa jest emisja różnej długości fal. Warto może przypomnieć, że auto fotografie ludzkich dłoni oraz liści roślin uzyskiwał jeszcze w latach poprzedzających I wojnę światową francuski badacz Darget. Wyniki jego doświadczeń pozostały niestety bez echa, ponieważ ich interpretacja miała posmak okultystyczny; na interpretację czysto biofizyczną było wtedy po prostu za wcześnie. Z tego samego powodu nie wzbudziło większego zainteresowania także spostrzeżenie, dokonane mniej więcej w tych samych latach, że ręce medium zdolnego do poruszania na odległość przedmiotów (telekinezy) działają na substancje fluoryzujące, np. szkło uranowe lub roztwór fluoresceiny, powodując ich świecenie w ciemności. Znaczy to, że dłonie medium emitują promieniowanie elektromagnetyczne o długości fali innej niż światło widzialne, a dopiero substancje fluoryzujące przetwarzają to promieniowanie na światło. Podobnie jak ludzie świecący" podziwiani byli ludzie magnetyczni" i elektryczni", a działo się to wiele lat przed odkryciem, że każdy człowiek jest źródłem pól magnetycznych i elektrycznych. Podczas eksperymentów mediumicznych w 1917 r. inż. Fritz Grunewald stwierdził u medium Petera Johannsena występowanie zdumiewających właściwości magnetycznych. Dłoń Johannsena umieszczona pod szybką z rozsypanymi opiłkami żelaznymi powodowała ich przemieszczenie, dzięki czemu tworzył się obraz linii pola magnetycznego. Podobne właściwości stwierdzono potem u obu braci Petera. Przezwisko człowieka-magnesu" nosił zmarły w 1934 r. londyńczyk, urzędnik bankowy Dawid Morton. Dłonie jego odchylały igłę magnetyczną i przyciągały opiłki żelazne. Morton był przedmiotem badań wielu lekarzy i fizyków. Julian Ochorowicz podczas serii eksperymentów z Eusapią Paladino w latach zaobserwował u niej zdolność oddziaływania dłonią na igłę busoli. Prof. Manczarski twierdził, że zdolność taka może się przejawiać u wielu młodych osób, wymaga to jednak dobrego ich samopoczucia i pewnego treningu. E. Chamberlain, portier hotelu Savoy w Londynie, był w latach międzywojennych sensacją jako człowiek elektryczny". Gdy zbliżył rękę np. do klamki metalowej, z jego palców sypały się iskry. Własność ta nasilała się w godzinach rannych: za każdym razem, gdy dotykał klamki,
38 następowały wyładowania. Po południu Chamberlain był już jak sam mówił rozładowany". W tym samym czasie na Węgrzech prowadzono doświadczenia z sześćdziesięciotrzyletnim właścicielem ziemskim J. Berenyi. Potrafił on m.in. Zdalnie sterować kierunkiem igły magnetycznej, a lampka neonowa, brana przez niego do ręki, rozbłyskiwała. Innym fenomenem był francuski chemik M. G. Retgen z Boulognesur-Mer, w którego dłoni podobno zapalała się na moment żarówka dwudziestopięciowatowa. Te same własności przejawiał student uniwersytetu w Atenach P. Culunwachis. Dziś umiemy już mierzyć pole magnetyczne, towarzyszące normalnym procesom życiowym. Jego natężenie na klatce piersiowej człowieka wynosi średnio 5x10-7 Gs, na głowie 1x10-9 Gs. Jest to bardzo niewiele. Dla porównania: ziemskie pole magnetyczne ma natężenie równe W przybliżeniu 0,5 Gs. Najaktywniejszymi narządami pod względem Wytwarzania pola magnetycznego okazały się serce i mózg. Odkrycia tego dokonano jednocześnie w kilku ośrodkach badawczych na świecie. Pierwsi opublikowali wyniki swych prac Amerykanie G. Baulle i R. McFee w pracy pt. Detection ofthe magneticfield of the heart (Wykrywanie pola magnetycznego serca), w 1963 roku. Dwa lata później rozpoczęto eksperymenty w zakresie nowej techniki diagnostycznej magnetokardiografii (MKG). Wkrótce potem narodziła się magnetoencefalografia (MEG), polegająca na rejestrowaniu magnetycznej aktywności różnych części mózgu. Schemat działania magnetokardiografu Jeszcze przed niewielu laty biolog zapytany o pole elektryczne wokół żywego organizmu" nie miałby chyba nic do powiedzenia. Badaniem takich pól zajmuje się Laboratorium Biocybernetyki, działające przy Instytucie Fizjologii Uniwersytetu w Petersburgu. Do niedawna kierował nim prof. dr Paweł Gulajew. Stosowane tam urządzenia zaopatrzono w detektory, wykrywające i mierzące pola elektryczne żywych organizmów określane mianem elektrycznej aury". Rosyjscy badacze stwierdzili, że skurcze mięśni, które towarzyszą myślom i wyobrażeniom, mogą być mierzone na odległość, dostarczając nam cennych informacji na temat stanu organizmu. Jak przypuszczał Gulajew, właśnie te badane przez niego pola energetyczne umożliwiają utrzymywanie wzajemnej łączności wśród ryb, owadów i innych zwierząt. Elektroaurograf profesora Gulajewa jest niesłychanie czuły. Można nim mierzyć pole elektryczne pojedynczego nerwu, a pole elektryczne wytwarzane np. przez układ nerwowy żaby wykrywa już z odległości 24 cm. W Kanadzie na Uniwersytecie Saskatchewan również bada się pola elektryczne ludzkich organizmów. Kanadyjska grupa badawcza, którą kierowali Abram Hoffer i Harold Kelm, stosuje w swej pracy detektor składający się z dwóch kondensatorów o specjalnej budowie, wzmacniacza i urządzenia zapisującego, podobnego do stosowanych w EKG. Detektor wykrywa elektryczną aurę" na odległość. Jeśli np. jakaś osoba wchodzi do pomieszczenia, detektor wykazuje, czy lęka się ona czegoś w tej chwili, czy też nie. D. Thomson i J. Ward z Trenton (New Jersey, USA) ustalili, że istnieją charakterystyczne dla stanów lękowych częstotliwości, które pojawiają się w elektrycznej aurze" człowieka. Thomson, aby udowodnić słuszność tego stwierdzenia, skonstruował nadajnik emitujący fale strachu". Próby dokonano w przepełnionym lokalu; w 15 minut po włączeniu ukrytego nadajnika lokal całkowicie opustoszał. Detektor pól elektrycznych wytwarzanych przez żywe organizmy, będący oryginalną konstrukcją polskich uczonych, stosuje w swojej pracy dr Stanisław Grabieć. To urządzenie znajdujące się w Zakładzie Parazytologii PAN-u w Warszawie, pozwala na odległość ustalić
39 natężenie pola bioelektrycznego oraz jego charakter, o którym decyduje m.in. przewaga ładunków dodatnich lub ujemnych. Moskiewski uczony Wiktor Adamienko od kilku lat zajmował się m.in. tzw. indukcją bioelektryczną i tak oto sformułował jej prawo: 1. Działanie pola elektrycznego powoduje mechaniczne kurczenie się aparatu mięśniowonerwowego żywych obiektów. 2. Napięcie mięśniowo-nerwowe (w szczególności przy napięciu woli) może wytwarzać pole elektryczne wokół organizmów żywych, w wyniku czego w otaczających przedmiotach mogą gromadzić się ładunki elektryczne. Prawdziwości pierwszej części tego prawa jak napisał Adamienko dowiódł Luigi Galvani, który odkrył, że w pewnej odległości od iskry maszyny elektrycznej kurczą się mięśnie w mięśniowonerwowych preparatach żaby. Potwierdzenia drugiej części prawa indukcji bioelektrycznej dostarcza analiza wyników doświadczeń z fotografowaniem obiektów żywych w polu wielkiej częstotliwości (fotografia kirlianowska) oraz analiza badań nad elektrycznymi własnościami miejsc akupunktury ( chińskie punkty") i nad zjawiskiem tzw. telekinezy elektrycznej. Zanim zajmiemy się bliżej tym ostatnim zjawiskiem, przytoczymy tu przedtem fragment z rękopisu wspomnień Zenona Tychońskiego znanego pamiętnikarza warszawskiego. Niezwykłe zdarzenie miałem raz z ołówkiem. Gdy zbliżyłem dłoń do niego on zaczął turlać się i oddalać od moich palców. Gdy cofnąłem rękę, ołówek turlając się wrócił na poprzednie miejsce. Kiedy znów wyciągnąłem rękę, aby go ująć, ołówek z powrotem zaczął uciekać" od moich palców. Zafascynowany tym zjawiskiem powtarzałem kilka razy ten eksperyment. Ołówek zachowywał się stale identycznie: uciekał" przed moimi palcami. Muszę nadmienić, że wróciłem wtedy do domu przemarznięty do szpiku kości, gdyż przebywałem na powietrzu od 6 rano do 6 wieczór, a więc przez 12 godzin. Była to połowa grudnia, sucho, lecz zimno. Przeniknięty byłem zimnem na wskroś. Czyżby ołówek uciekał przed zimnem? Chyba nie. Tłumaczę to sobie tym, że ołówek i moje palce miały ładunek elektryczny o identycznym znaku: plusowym albo minusowym. Adamienko w swoich doświadczeniach nad telekinezą elektryczną w warunkach laboratoryjnych stosuje sześcian z masy plastycznej o własnościach dielektrycznych, którego krawędź ma 50 cm. Układane na jego powierzchni różne przedmioty o masie do 100 g udaje się zdalnie przemieszczać. Jak napisał Adamienko: Jeżeli na naładowanej (przez potarcie) dielektrycznej powierzchni umieści się jakiś nieduży przedmiot, to można spowodować jego przesunięcie za pomocą sił elektrostatycznych [...] Kiedy człowiek przybliża rękę do tego przedmiotu [...], to między ręką człowieka a przedmiotem powstają elektrostatyczne siły odpychające (człowiek jest naładowany ujemnie). Te siły odpychania mogą spowodować przesuwanie się przedmiotu, jeżeli ładunek naelektryzowanej powierzchni jest dostatecznie duży. Jeżeli ładunek nie jest duży, to przedmiot zaczyna się przemieszczać tylko przy wolicjonalnym napięciu mięśni ręki (albo innej części ciała) wytrenowanego eksperymentatora. Pojawienie się dodatkowego eklektycznego pola przy napięciach wolicjonalno-emocjonalnych namacalnie potwierdza prawdziwość drugiej części prawa indukcji bioelektrycznej. Psychofizyczny stan eksperymentatorów znacznie silniej wpływa na powodzenie doświadczenia niż np. warunki atmosferyczne. W stanie hipnozy zdolności eksperymentatorów polepszają się. Badanie psychicznego uwarunkowania telekinezy dowiodło, że zjawisko to podlega treningowi. W początkach treningu eksperymentatorzy zwykle podładowują się tarciem rąk o powierzchnię dielektrycznego sześcianu. Stopniowo eksperymentatorzy przyuczają się pracować bez podładowania. Rozwinięciu zdolności telekinetycznych sprzyja pobudzenie psychiczne. Przy bardzo dobrym stanie psychofizjologicznym wcale nie jest niezbędne stworzenie dodatkowych ładunków na powierzchni sześcianu dla zmniejszenia tarcia, ponieważ dielektryczna powierzchnia akumuluje energię wytwarzaną przez eksperymentatora. Po psychicznym treningu trwającym kilka miesięcy niektórzy eksperymentatorzy wytwarzali w sześcianie ładunek tak duży, że każdy mógł na nim bezdotykowe przemieszczać przedmioty. Powstało wrażenie, że eksperymentatorzy przekazują swoje zdolności telekinetyczne na krótki czas innym ludziom; w istocie tylko kosztem wytrenowanego eksperymentatora zachodzi w czasie pracy z przedmiotami zjawisko gromadzenia energii w dielektrycznym sześcianie. Inni ludzie, przemieszczając przedmioty, z reguły rozładowują dielektryk naładowany uprzednio przez eksperymentatora i w ten sposób wykorzystują jego energię nagromadzoną w sześcianie [...] Istnieje związek między psychicznym stanem człowieka a elektrycznymi charakterystykami
40 miejsc akupunktury. Przewodnictwo aktywnych punktów można zmienić siłą wolicjonalnoemocjonalną. Ta zmiana przewodności związana jest z napięciem mięśni. Uwzględniając drugą część prawa indukcji bioelektrycznej, można przypuścić, że zmiana przewodności punktów akupunkturowych podczas wysiłku wolicjonalno-emocjonalnego wiąże się z gromadzeniem ładunku. Eksperymentatorzy, do których w aktywnych punktach skóry były podłączone elektrody połączone ze wzmacniaczem elektrycznym, za pomocą wysiłku woli powodowali wychylenie wskazówki przyrządu pomiarowego. Znaczy to, że sterowanie polem podczas telekinezy może odbywać się bez przemieszczania ręki eksperymentatora w przestrzeni, lecz tylko na koszt ukierunkowanej zmiany przewodności skóry w punktach aktywnych; w osobnej serii badań ręce eksperymentatorów nie były poruszane i znajdowały się obok przedmiotu leżącego na naładowanej dielektrycznej powierzchni. Eksperymentatorzy powodowali przesuwanie się przedmiotu tylko za pomocą wysiłku woli. Osobą, która w ciągu kilku miesięcy wytrenowała zdolność przemieszczania przedmiotów na plastykowej powierzchni, pozbawionej uprzednio ładunków elektrostatycznych, jest Ałła Winogradowa. Podczas seansu telekinetycznego obserwuje się u niej wzrost liczby uderzeń serca brąz bardzo radykalne zmiany elektrycznej oporności skóry zapewne na skutek uaktywnienia miejsc akupunktury. Ważne okazały się pewne zmienne geofizyczne: Ałła Winogradowa ma najlepsze wyniki w nocy, przy pełni księżyca i podczas trwania burz magnetycznych. Przy okazji sprawa terminologiczna. Zdolność człowieka do zdalnego Wpływania na ruch przedmiotu (np. toczącej się kostki do gry) lub do Wprawiania w ruch przedmiotu nazwano telekinezą albo psychokinezą. Ten drugi termin uznali za obowiązujący parapsychologowie Amerykańscy. Chcieli, aby pierwszy człon nazwy zjawiska ( psycho") przypominał o jego istocie, którą ma być jakoby akt wpływu myśli na materię. Z punktu widzenia psychotroniki termin psychokineza" wydaje się niezbyt fortunny, a przynajmniej zbyt wąski. Myśl jako zjawisko informacyjne nie jest materialna i wobec tego na materię bezpośrednio żadnego wpływu mieć nie może. Ale procesowi myślenia towarzyszą dokonujące się w systemie nerwowym zjawiska materialne, chemiczne i fizyczne. I te dopiero mogą mieć pośredni wpływ na przedmiot: mogą np. spowodować jego ruch. Termin telekineza" stanowi pojęcie szersze. W jego zakres wchodzi wszystko, co jest zdalnym wpływem żywego organizmu na przedmiot. Psychokineza" byłaby tylko szczególnym przypadkiem telekinezy". Ałła Winogradowa tocząca na odległość rurkę, do której NIE zbliża ręki, na powierzchni uprzednio NIE naelektryzowanej demonstruje telekinezę mającą w tym wypadku rzeczywiście charakter psychokinetyczny. Niemniej wydaje się nawet i tu słuszniejsze akcentowanie raczej fizycznej niż psychicznej strony zjawiska. Mówiliśmy dotąd oddzielnie o polach magnetycznych i elektrycznych, wytwarzanych przez żywe komórki. Tymczasem pole elektryczne i pole magnetyczne są dwiema postaciami pola elektromagnetycznego. Stąd wniosek: żywa komórka powinna być również zdolna do wytwarzania pola elektromagnetycznego. Czy tak jest istotnie? Pole elektromagnetyczne charakteryzuje się jednocześnie ciągłością rozkładu w przestrzeni (fale elektromagnetyczne) i nieciągłością struktury ( strumienie" fotonów). Dlatego, gdy mówiliśmy o emisji fotonowej, towarzyszącej procesom biochemicznym, odpowiadaliśmy tym samym na postawione wyżej pytanie twierdząco. Dotyczyło to jednak tylko wąskiego wycinka widma promieniowana elektromagnetycznego, leżącego w pobliżu zakresu częstotliwości światła widzialnego. A fale o innej długości? Owszem, mózg ludzki zdolny jest do emitowania fal, m.in. o częstotliwościach stosowanych w łączności radiowej. Pierwsze doświadczenia w tym zakresie były przeprowadzone przez włoskiego badacza Cazzamallego w 1925 r., a następnie kontynuowane z przerwami do 1941 roku. Badaną osobę umieszczał on wewnątrz zaekranowanej komory, w której znajdowały się odbiorniki radiowe o zakresie częstotliwości od 3 do 4000 MHz i szerokopasmowy generator o zakresie od 60 do 400 MHz. Cazzamalli twierdził, że w przypadku gdy badany znajdował się w stanie silnego pobudzenia emocjonalnego, metodą dudnień" dawało się rejestrować promieniowanie elektromagnetyczne w całym badanym zakresie częstotliwości. Eksperymenty Cazzamallego spotkały się z krytyką. Przypuszczano, że pojawienie się dudnień" związane było ze zmianami położenia ciała osoby badanej. Jednocześnie inne doświadczenia zaczęły wyraźnie potwierdzać tezę o zdolności mózgu do emisji fal radiowych. Zaczęto też mówić o elektromagnetycznej naturze łączności telepatycznej. Powstały trzy koncepcje. Łączność telepatyczna odbywa się według nich: 1. na nadzwyczajnie wielkich częstotliwościach (R. Bibbero, 1951);
41 2. w bardzo szerokim paśmie częstotliwości (S. Manczarski, 1946,1963); 3. na bardzo długich falach radiowych (I. M. Kogan, 1966). Biograwitacja? Słowacki fizyk doc. Julius Krmeśsky przedstawił na Kongresie Badań Psychotronicznych w Pradze (1973) plon swych kilkunastoletnich badań nad telekineza. Prelekcję zakończył pokazem. Na stole ustawił podłużną rynienkę wypełnioną wodą. W oddalonym od eksperymentatora końcu rynienki spoczywała na powierzchni wody tratewka z metalowej folii. Tratewka była zaopatrzona w cieniutki maszt i papierowy żagielek. Do bliższego końca rynienki Krmeśsky zbliżył dłonie skierowane palcami ku sobie. Po chwili tratewka zaczęła płynąć w ich kierunku. Na okrągłej tratewce, pływającej na powierzchni wody w szklance, umieszczona była cienka listewka, długości ok. 30 cm. Drugą taką listewkę trzymał w ręce eksperymentator; jej koniec zbliżył do jednego z końców tamtej. Zbliżył drewno do drewna, a efekt był taki, jakby magnesem działał na żelazo. Tratewka się okręciła, gdy koniec listewki pływającej zaczął podążać za listewką trzymaną przez eksperymentatora. Kiedy pozwolono listewkom, aby zbliżyły się do siebie na kilka milimetrów, przyrząd znieruchomiał (nastąpiła depolaryzacja), po czym zaczął się obracać w przeciwnym kierunku. Drewienko trzymane w dłoni odpychało teraz listewkę leżącą na pływaku. Proste przyrządy, których używa się w bratysławskim laboratorium, są układami pozostającymi w chwiejnej równowadze (labilnymi). Wystarczy siła równa małemu ułamkowi mikroniutona, aby wprawić je w ruch. Do takiej telekinezy nie trzeba wcale wielkich mediów". Zresztą dla potrzeb badawczych wystarczą zjawiska w małej skali, jakie zdolny jest wywołać każdy lub prawie każdy człowiek. Wszyscy mamy pewne zdolności telekinetyczne. Trochę treningu i jesteśmy w stanie wprawić w ruch układy labilne na odległość i nawet zależnie od własnej woli. Tratewka Krmeśskiego. Wklęsły menisk wody nie pozwala, aby brzegi pływaka ocierały się o ścianki naczynia, współczynnik tarcia jest wiec bliski zera
42 Jeszcze jeden z układów labilnych Krmeśskiego. W wycięcie cienkiej płytki (z jakiegokolwiek materiału) wklejona jest półokrągło zatopiona rurka szklana. Rurka tkwi na czubku igły, tworząc łożysko o bardzo małym współczynniku tarcia. Możliwość ruchu obrotowego ograniczają dwa pręciki. Jest tylko kwestią cierpliwości, aby nauczyć się poruszać płytką... za pomocą samego wzroku, i to nawet według z góry ułożonego programu, np. od skrajnego położenia lewego do prawego, potem w lewo tylko do polowy itd. Jaka jest przyczyna tych zjawisk? Czy wywołane ciepłem dłoni ruchy powietrza (prądy konwekcyjne)? Czy ładunki elektrostatyczne, które zależnie od ich rozłożenia mogą działać przyciągające lub odpychająco? Doc. Krmeśsky przez wiele lat prowadził doświadczenia mające dostarczyć potwierdzenia kolejnym hipotezom. Bezskutecznie. Doszedł zatem do wniosku, że mamy tu do czynienia ze zjawiskiem fizycznym, ale niewytłumaczalnym na obecnym etapie rozwoju fizyki; ze zjawiskiem, które występuje tylko w obecności żywych organizmów. To znaczy, że przyczyną musi być jakaś specyficzna właściwość żywej materii. Nazwał ją quasimagnetyczną. Do podobnych wniosków doszedł moskiewski fizyk Aleksander Du-brow. Rozpatrywał on siły działające w żywej komórce, zwłaszcza podczas procesu mitozy. Konsekwencją tych obserwacji i rozważań była konieczność wysunięcia hipotezy istnienia tzw. biograwitacji. Teoretyczna praca Dubrowa na ten temat nie nadaje się ze względu na swój specjalistyczny charakter do bardziej szczegółowego omówienia w tej książce. Zapoznamy jednak Czytelnika z ogólnymi założeniami jego koncepcji na podstawie wypowiedzi autora, którą podajemy tu spisaną z taśmy magnetofonowej. W biologii, a ściślej mówiąc w biofizyce, wiadomo od dawna, że żywe organizmy mają zdolność wytwarzania rozmaitych pół energetycznych: bioelektrycznych, bioelektromagnetycznych i biomagnetycznych. Dlatego logicznie rozumując należy przypuścić, że istnieje także pole biograwitacyjne.
43 Pole biograwitacyjne w żywym organizmie wytwarza się w rezultacie tzw. konformacyjnych zmian w cząsteczkach białek. Dokonują się one w komórce, a polegają na zmianach przestrzennych w strukturze molekuł. Jest to specyficzna właściwość molekuł białkowych. Pole szczególnego rodzaju, które nazwano kon-formacyjnym, czyli biograwitacyjnym, wykazuje istotnie szereg własności i cech grawitacji. Hipoteza pola konformacyjnego mającego cechy grawitacyjne jest ogromnie przydatna. Na jej podstawie można wyjaśnić przyczynę powstawania w organizmie owych różnych rodzajów pól: bioelektrycznych, biomagnetycznych, bioelektromagnetycznych. Powstają one, jak sądzę, w rezultacie tzw. kwantowania fal biograwitacyjnych. W psychotronice na podstawie uznania biograwitacji można już obecnie wyjaśnić takie zjawiska jak telekineza i przekazywanie myśli na odległość. Zjawiska te wykazują, że mamy do czynienia z biograwitacją, a to dlatego, że w doświadczeniach powiedzmy z telekineza- przyciągane są dowolne przedmioty, niezależnie od ich rodzaju. Znamy dziś tylko jeden rodzaj energii, który może wchodzić w rachubę, mianowicie grawitację. Ona jedynie zdolna jest przyciągać wszelkiego rodzaju przedmioty: metal, drewno, plastyk, szkło itp. Proces przesyłania myśli na odległość jak zauważono jest niezależny od odległości i nie wpływa nań ekranowanie. Bez względu na to, z czego jest wykonany ekran, informacje przesyłane za pomocą myśli są odbierane. Własnością przenikania przez wszelkie ekrany odznacza się tylko jeden rodzaj pola pole grawitacyjne. Moją hipotezą o biograwitacji można objaśnić także tak niezwykle zjawisko jak lewitacja. Jest to zjawisko znane, dysponujemy wieloma wiarygodnymi relacjami o tego rodzaju wydarzeniach. Mieliśmy kiedyś okazję dokładnie przyjrzeć się filmowi dokumentalnemu, na którym utrwalono zjawiska psychokinetyczne, wywoływane przez jedenastoletniego Juna Sekiguchi. Mały Japończyk powtarzał efekt Gellera" powodował wyginanie się sztabki z twardej stali. W tym celu wielokrotnie podrzucał ją w powietrzu i łapał w obie dłonie. Podczas tej czynności sztabka wolno zmieniała swój kształt. Autor filmu dr Toschiya Nakaoka twierdził, że Junowi łatwiej wpływać na zmianę kształtu sztabki, gdy postępuje w ten sposób, niż gdy trzyma jaw rękach. Czemu tak się dzieje? Wydaje nam się, że jest to fakt pozostający w zgodzie z hipotezą biograwitacji. Przedmiot podczas spadania znajduje się przez chwilę w stanie nieważkości, podobnie jak lotnik w nurkującym pionowo samolocie. Przez moment przedmiot taki jest jakby wyjęty spod prawa" potężnej siły grawitacji ziemskiej, stając się wtedy podatny na oddziaływanie słabych sił grawitacyjnych. Zjawisko analogiczne: nie jesteśmy w stanie dmuchaniem usunąć opiłków żelaznych z powierzchni rdzenia działającego elektromagnesu; wystarczy jednak na ułamek sekundy wyłączyć prąd, aby opiłki zostały zdmuchnięte. Już przed Dubrowem uczeni nieraz zwracali uwagę na hipotetyczny związek, jaki powinien łączyć zjawiska psi" (zjawiska parapsychiczne) z grawitacją- wystarczy przypomnieć opowieści o lewitacjach świętych i fakirów czy też historie z nieważkimi" przedmiotami, unoszącymi się w powietrzu podczas seansów mediumicznych. O zbieżności tej mówili m.in. sławny fizyk niemiecki Pascual Jordan i dr Banesh Hoffman, bliski współpracownik Einsteina w Princeton. Zbieżność tę potwierdzają badania na Uniwersytecie Meru w Seelisbergu (Szwajcaria). Wiadomości stamtąd brzmią wprawdzie sensacyjnie i nieprawdopodobnie, ale pochodzą ze źródła, którego rzetelność potwierdzono wielokrotnie. Uniwersytet w Seelisbergu założył przed kilkoma laty hinduski badacz zmienionych stanów świadomości (alteredstates ojcomciousnes) Maha-rishi Mahesh Yogi, znany głównie jako współtwórca i propagator transcendentalnej medytacji, w skrócie TM. TM jest jednym z systemów relaksowo-koncentrujących, obok tradycyjnej jogi, japońskiego za-zen, treningu autogennego itp. Jego prostota i skuteczność sprawiły, że w krótkim czasie TM pozostawił swoich konkurentów" daleko w tyle i obecnie zwolenników tego typu medytacji liczy się na miliony. Działanie TM-u nie kończy się na jego doraźnej skuteczności w życiu codziennym medytującego, któremu przynosi spokój wewnętrzny (bez rozleniwienia) i energię do działania (bez nerwowości). Nas interesują tu uboczne produkty" uprawiania TM-u.
44 Elektroencefalografia (EEG) polega na rejestrowaniu rytmów prądów czynnościowych mózgu. W różnych stanach świadomości rytmy te są różne. Normalnemu stanowi czuwania odpowiadają w zapisie drobne i nieregularne fale beta". Gdy człowiek zamknie oczy i stara się odprężyć, zaczynają się pojawiać (początkowo tylko w ciągu ułamków sekund) większe i regularniejsze fale alfa" (zapis A). O stanie postępującego procesu relaksacji świadczą fale alfa" (8-12 Hz) występujące przez dłuższe okresy (zapis B) W lipcu 1977 r. odbyła się na uniwersytecie w Seelisbergu międzynarodowa konferencja prasowa, podczas której poinformowano przedstawicieli czasopism, radia i telewizji o wprowadzeniu specjalnego studium TM-Sidhi. Sidhi jest słowem sanskryckim, a oznacza opanowanie m.in. zdolności paranormalnych. W prawdziwe osłupienie wprawił dziennikarzy pokaz zajęć praktycznych, gdy pogrążeni w medytacji studenci, siedzący ze skrzyżowanymi nogami na dywanie z gąbki, zaczęli odrywać się od ziemi, aby łagodnym łukiem przefrunąć" na inne miejsce. Wyjaśniono, że tak właśnie wygląda pierwszy etap opanowywania sztuki lewitacji. Praktyka, jak się okazało, wyprzedziła tu teorię, bo uczeni z Seelisbergu nie wypracowali dotąd koncepcji, która by tłumaczyła fizyczną stronę zjawiska. Natomiast psychologiczne i fizjologiczne aspekty lewitacji zostały już częściowo zbadane. Warto dodać, że uniwersytet w Seelisbergu jest jedną z najlepiej wyposażonych w aparaturę badawczą instytucji naukowych na świecie. Jak wykazują zapisy EEG, w normalnym stanie czuwania brak widocznej synchronizacji poniędzy prawą i lewą półkulą mózgu (zapis na rys. A). U osoby uprawiającej przez dłuższy czas TM widzimy w zapisach dokonanych podczas medytacji (rys. B) znaczną spójność (koherencję) faz w falach rytmów czynnościowych obu półkul. Zatem możemy mówić o wewnętrznej harmonii człowieka" nie tylko w sensie poetyckim, przenośnym...
45 Opowieści o lewitacjach i sprawozdania z seansów mediumicznych choćby nawet najwiarygodniejsze nie mogą stanowić dostatecznego materiału dowodowego dla ustalenia realności zjawiska fizycznego, a tym bardziej do zbadania jego natury. Większą w takim przypadku wartość mają zjawiska w najmniejszej choćby skali, ale za to powtarzalne i ściśle Wymierne. Takim warunkom odpowiadał eksperyment przeprowadzony W centrum naukowobadawczym w Seattle (USA) w 1970r., a później powtarzany w różnych wariantach przez zespoły uczonych w innych ośrodkach. Oto garść szczegółów na temat eksperymentu w Seattle.. W trakcie samorzutnego rozpadu atomu promieniotwórczego strontu-90 Wyrzucany jest elektron. Może on być wyrzucony z równym prawdopodobieństwem w każdą stronę i w każdej chwili. To znaczy: żaden moment ani żaden kierunek nie jest uprzywilejowany. W doświadczeniu wyrzucane elektrony rejestrowano za pomocą licznika Geigera-Mullera, przy czym droga elektronów do licznika prowadziła przez jeden z czterech otworów w szybko obracającym się ekranie. Niewątpliwie i tu prawdopodobieństwo trafienia elektronu w ten czy inny otwór było jednakowe. Osoby badane w pracowniach uniwersytetu w Seelisbergu Imitują z elektrodami przyczepionymi do głowy i klatki piersiowej. Dzięki temu wiemy, że momentowi uniesienia się w powietrze towarzyszy wzmożona akcja serca oraz całkowite zsynchronizowanie elektrycznej aktywności obu półkul mózgu. Skała po prawej stronie wykresu przedstawia liczbę uderzeń serca na minutę, a skala po lewej stopień synchronizacji prądów czynnościowych mózgu. U dołu czas w odstępach czterdziestosekundowych A oto istota eksperymentu. Obok ekranu sadzano człowieka, który skupiając się miał nakazywać" elektronom wybór konkretnego otworu. Początek i koniec koncentracji psychicznej uczestnik eksperymentu sygnalizował naciśnięciem wyłącznika uruchamiającego aparaturę rejestrującą. Wyniki licznych pomiarów były następnie analizowane przez komputer. Porównywał on je z efektami, które powinny być otrzymywane, gdyby rola człowieka nie miała wpływu na przebieg doświadczenia. Spodziewano się, że komputer nie wykaże żadnych odchyleń od statystycznie wyliczalnego przypadku, tymczasem okazało się coś wręcz przeciwnego. W każdej bez wyjątku serii doświadczeń statystycznie znamienna liczba elektronów podążała do otworu wskazanego myślą człowieka. Wyniki, jakie udało się uzyskać w Seattle, skłoniły m.in. uczonych,z Uniwersytetu Stanforda (USA), aby w badaniach nad psychokinezą zastosować urządzenie, w którym wiązka elektronów zastępowałaby zbyt mało czułe tradycyjne kostki czy kulki. O założeniach i przebiegu eksperymentów informują G. E. Puthoff i R. Targ. Jeden z naszych eksperymentów polegał na odchyleniu wiązki powolnych elektronów za pomocą działania psychoenergetycznego. Podjęliśmy próbę oddziaływania na elektrony, a nie na tradycyjne kostki i kulki ze względu na to, że łatwiej je przesuwać niż zwykle badane obiekty. Odchylenie obserwowane przy próbie zmian toru kostki czy elektronu jest odwrotnie proporcjonalne do energii kinetycznej obiektu. Załóżmy, że użyjemy elektronów o energii 10 ev, których prędkość będzie wynosiła 3x10 8 cm/s, masa zaś około g. Dla porównania: kostka
46 do gry toczy się po równi pochyłej z prędkością 10 cm/s; masa jej nie jest mniejsza od 1 g. Obliczenie wykazuje, że elektrony razy łatwiej jest odchylić niż kostki czy kulki o masie l g. Ponadto elektrony są łatwiejsze do badania. W omawianym doświadczeniu wiązka powolnych elektronów kierowała się do kolektora, składającego się z elektrody wewnętrznej i zewnętrznej. Elektrody były uziemione przez rezystory. W celu dokonywania pomiaru różnicy potencjałów między nimi podłączono do nich galwanometr z urządzeniem rejestrującym. Na początku doświadczenia wiązkę elektronową równoważono względem kolektora tak, aby przez oba rezystory przepływał taki sam prąd. Wówczas galwanometr pokazywał zero. Następnie proszono badanego, aby spróbował spowodować odchylenie wiązki. Mówiono mu przy tym, że wskaźnikiem wystąpienia odchylenia będzie ruch pisaka w urządzeniu rejestrującym (uwaga badanego koncentrowała się zarówno na lampie elektronowej, jak i na urządzeniu rejestrującym, które znajdowało się przed nim). Eksperyment został przeprowadzony w ekranowanej " kabinie. Badany znajdował się w odległości 6 stóp (ok. 2 m) od lampy elektronowej. Wynik omawianego doświadczenia pozwala przyjąć, że badany istotnie wywierał pewien wpływ na położenie wiązki elektronowej wskazywała na to zmiana potencjału zapisywana przez galwanometr i wyraźnie widoczna na otrzymanych wykresach. Należy dodać, że badany miał bezpośrednie sprzężenie zwrotne wykres od razu pokazywał, czy mu się powiodło. W ten sposób mógł on określić, w jakim subiektywnym stanie potrafił wywołać choćby najmniejsze przesunięcie wiązki. Metoda sprzężenia zwrotnego pozwala badanemu kontrolować procesy, które zwykle zachodzą w sferze podświadomości. Z tezą o różnorodnym promieniowaniu żywych organizmów nikt już dziś nie zamierza polemizować. Bliscy też jesteśmy jak się zdaje powszechnemu uznaniu faktu, że w przypadku człowieka (i zapewne zwierząt wyższych) to biopole" zmienia się m.in. pod wpływem czynników psychicznych. Więcej jest istotną częścią psychicznego mechanizmu". Do podobnego wniosku doszedł jeden z najwybitniejszych polskich neurofizjologów, prof. dr Wiesław Romanowski. Na krótko przed śmiercią w 1973 r. napisał: Wydaje się [...] że ani teoria neuronowa, ani biochemiczna nie wyjaśniają dostatecznie istoty biologicznych podstaw życia psychicznego. Prawdopodobnie może to dać dopiero przeniesienie rozważań na teren biofizyczny. Zakłada się istnienie wokół organizmu pola natury fizykalnej, pola biologicznego o cechach przestrzennej stałości, tworzonego przez coraz to nowe elektromagnetyczne błyski" stanów czynnościowych układu nerwowego. To pole biologiczne, wzbogacone coraz to nowymi procesami, modeluje również na zasadzie sprzężenia zwrotnego układy biochemiczne i procesy neurofizjologiczne komórki nerwowej. Można więc zaryzykować przypuszczenie, że właśnie to pole jest biologicznym podłożem życia psychicznego. Na ten temat prowadził swe prace lubelski biolog teoretyk prof. dr Włodzimierz Sedlak. Stworzył on całościową teorię, która tłumaczy wszystkie przejawy życia od jego prebiologicznych początków aż do koronującej ewolucję ludzkiej świadomości. Elektromagnetyczna teoria życia Sedlaka zyskuje sobie coraz liczniejszych zwolenników. Biotelekomunikacja Opory, na jakie natrafiały do niedawna badania nad telepatią w różnych środowiskach naukowych, nie wynikały z powodu zbyt małej liczby faktów potwierdzających jej realność lub z niedostatecznej ich dokumentacji. Sprzeciwy te budziły zjawiska nie wiążące się jakoby w organiczną całość z dotychczas zgromadzoną wiedzą, stojące jakby na uboczu", obok" innych, uznanych. Stąd zresztą wywodzi się nazwa parapsychologia dla zajmującej się nimi nauki (para znaczy po grecku obok). Parapsychologia interesowała się najwyższymi przejawami biotelekomunikacji. Psychotronika sięga do podstaw: stara się w pierwszym rzędzie zbadać przejawy biotelekomunikacji tam, gdzie o jakimkolwiek życiu psychicznym" trudno jeszcze mówić. Decydujące okazało się tu odkrycie dokonane w 1966 r. przez amerykańskiego badacza Cleve Backstera. Był on wówczas kierownikiem ośrodka szkoleniowego nowojorskiej policji, a zajmował się urządzeniami służącymi m.in. do oznaczania zmian elektrycznego oporu, jaki stawia skóra ludzka. Zmiany te bywają również następstwami stanów emocjonalnych (np. strachu) i wtedy zjawisko nosi nazwę odruchu psychogalwanicznego. Backster, podlewając kiedyś roślinę stojącą w doniczce na parapecie, postawił sobie pytanie, czy można by zmierzyć szybkość podnoszenia się poziomu wody w roślinie od korzenia do liścia. Umieścił więc dwie elektrody po obu stronach listka Dracaena massageana, zanim ponownie ją podlał. Aparat nic jednak nie wykazał. Wtedy Backster wpadł na pomysł, aby wobec rośliny
47 zastosować metodę, która u człowieka niezawodnie wywołuje silną reakcję emocjonalną: torturę. Zanurzył jeden z liści w filiżance gorącej kawy. Żadnej reakcji. Sięgnął po zapałkę z zamiarem spalenia innego liścia. W chwili podjęcia tej decyzji nastąpiła gwałtowna zmiana w zapisie krzywej reakcji psychogalwanicznej. Ponieważ nie dotknął rośliny, a zmiana zapisu nastąpiła w chwili, gdy podjął decyzję istniała tylko jedna możliwość: reakcję wywołała jego myśl, zamiar uszkodzenia rośliny. Backster postanowił kontynuować doświadczenia. Przyniósł żywe krewetki i jedną po drugiej wrzucał do wrzącej wody. Za każdym razem, gdy uśmiercał krewetkę, zapis reakcji psychogalwanicznej rośliny wykazywał jak gdyby wzburzenie". W późniejszych eksperymentach, aby wyeliminować własne emocje, Backster całkowicie zautomatyzował doświadczenie: specjalny aparat, zwany generatorem przypadku, sterował wrzucaniem krewetek do wrzącej wody, podczas gdy w pokoju nie było żadnego człowieka. Krzywa psychogalwaniczna rośliny reagowała na śmierć każdej krewetki, lecz nie zadrgała nawet, gdy aparat wrzucał do wody martwe zwierzątka. Backster zgromadził w swoim laboratorium różne gatunki roślin i studiował zapisy ich reakcji psychogalwanicznych. Po jakimś czasie zakazy}, że filodendron wydaje się szczególnie do niego przywiązany". Dotykał więc rośliny tylko z największą ostrożnością, a za każdym razem, gdy trzeba ją było poddać jakiemuś eksperymentowi, używał do tego swego asystenta Hensona, który traktował roślinę bezwzględnie. Filodendron po jakimś czasie zaczął reagować gwałtownie zapisem krzywej psychogalwanicznej, gdy tylko Henson wchodził do pokoju; natomiast gdy ^pokoju przebywał Backster lub nawet kiedy było słychać jego głos z przyległego pokoju wydawał się odprężony". Takie były początki odkrycia tego, co Backster nazwał później percepcją pierwotną. W następnych latach Backster udoskonalił znacznie metody badań, wprowadzając np. aparaturę elektroencefalograficzną, jak również prowadząc wszystkie doświadczenia w komorze o kontrolowanej temperaturze i wilgotności. Rozszerzył też zakres badań: pierwotną percepcję" udało mu się stwierdzić w odłączonych od organizmu macierzystego świeżych owocach, w koloniach pleśni i drożdży, a także bakterii. Bada się w laboratoriach Backster Research Foundation pierwotną percepcję" w wyizolowanych żywych preparatach zwierzęcych. Są to próbki pobierane z zarodków kurzych, z ludzkiego nasienia, z krwi i z różnych tkanek zwierzęcych. Wyniki tych badań mogą mieć w przyszłości duże znaczenie dla immunologii. To, jak istotne jest uniezależnienie wyników doświadczenia od ewentualnego wpływu osoby eksperymentatora, rozumiał Backster już w pierwszych latach badań. W celu dostarczenia niepodważalnych dowodów swej hipotezy zaczął automatyzować przebieg wszystkich doświadczeń. Odbywają się one bez udziału człowieka. Jak tłumaczyć rolę zjawiska Backstera" w przyrodzie tę powszechną łączność ze sobą wszystkiego, co żyje? Czy istnieje jakiś jeden wielki system alarmowy, wspólny dla całej żywej przyrody? Prof. Stefan Manczarski przeprowadzał w latach następujące doświadczenia. Pod obiektywem mikroskopu umieszczał żywy egzemplarz pchlicy lodowej (Isotoma saltans). W prawie przejrzystym ciele tego owada wyraźnie widać narządy wewnętrzne, dzięki czemu ich wypreparowywanie było zbyteczne. Eksperymentator obserwował ruch robaczkowy jelita. Okazało się przy tym, że jest on w stanie wpływać na ten ruch, kurcząc gwałtownie któreś z mięśni własnego ciała (np. mięśnie brzucha). Na każdy taki skurcz reagowało jelito pchlicy zakłóceniem swego rytmu przez falę silniejszego ruchu robaczkowego. Podobne obserwacje poczynili w latach międzywojennych badacze w innych krajach (Rudolf Reutler, W. Steblin, a później N. Richmond). Czy zjawisko Backstera występuje tylko w układach, gdzie człowiek może odgrywać jedynie rolę nadawcy"? Czy pomiędzy człowiekiem a człowiekiem istnieje taka wzajemna łączność jak pomiędzy np. dwiema koloniami tej samej pleśni? W Gefferson Medical College w Filadelfii badano elektroencefalograficznie jednocześnie dwóch bliźniaków jednojajowych, znajdujących się W różnych pomieszczeniach. Stwierdzono, że sprowokowane przez eksperymentatorów zmiany rytmów mózgowych u jednego z bliźniaków powodować mogą podobną zmianę u drugiego. Więź, która na odległość łączy rodzeństwo bliźniacze, istnieje też jak wykazały liczne obserwacje i eksperymenty pomiędzy matką a małym dzieckiem. Jak twierdzi amerykański psychiatra Jan Ehrenwald, tzw. symbiotyczna relacja między matką a dzieckiem zmniejsza się, w miarę jak dziecko dorasta, całkowicie nie znika jednak nigdy. Gdy mówimy o przykładach łączności pomiędzy ludźmi, trudno czasem orzec, gdzie kończy się efekt Backstera", a zaczyna telepatia". Czy nie należałoby zacząć rozumieć telepatię jako szczególny przypadek zjawiska Backstera przejaw łączności organizmów na najwyższych
48 szczeblach rozwoju? Przedmiotem eksperymentu była para królików, które dosyć długo żyły razem. Następnie samicę umieszczono w odizolowanym, ciemnym pomieszczeniu, na jej głowie zamocowano elektrody encefalografu i uruchomiono zapis. Samca przeniesiono do pomieszczenia znajdującego się o pięć pięter niżej. W pewnej chwili ucięto samcowi głowę. W zachowaniu samicy nie dostrzeżono w tym momencie żadnej widocznej zmiany, a jednak linia w zapisie EEG gwałtownie się wychyliła. Znane też jest podobne doświadczenie radzieckie z królicą, której zapis EEG wykazywał za każdym razem śmierć każdego z jej młodych. Króliczęta zabijano na pokładzie głęboko zanurzonej łodzi podwodnej, podczas gdy matka przebywała w tym czasie w laboratorium. Zjawisko nieświadomego odbioru telepatycznego u ludzi można obserwować podczas tzw. testów pletysmograficznych. W 1959 r. czechosłowacki fizjolog Stefan Figar stwierdził, że wzmożona aktywność psychiczna jednej osoby powoduje u drugiej, znajdującej się od tamtej w pewnej odległości, niewielkie zmiany w ciśnieniu krwi. Zmiany takie mierzy i zapisuje przyrząd zwany pletysmografem. Pletysmograf jest wstanie wykazać najsubtelniejsze nawet chwilowe spadki i wzrosty ciśnienia krwi, np. w tętnicach i żyłach palca. Stany emocjonalne człowieka wpływają bezpośrednio na to ciśnienie. Podczas eksperymentu odbiorca połączony jest z pletysmografem, podczas gdy nadawca, Często znajdujący się w znacznej odległości, patrzy na obrazy i słowa, które na odbiorcę powinny działać emocjonalnie. Jeśli krzywa pletysmograficzna odbiorcy wykazuje znaczące zmiany w tych momentach, kiedy nadawca spoglądał na obrazy mające dla niego znaczenie uczuciowe, wynik testu uważa się za udany. Doświadczenia Figara powtarzano z powodzeniem w wielu ośrodkach naukowych na świecie. Kilkaset takich eksperymentów przeprowadził w 1967 r. w warunkach ścisłej kontroli amerykański badacz E. Douglas Dean.
49 Zapisy pletysmograficzne. A jednoczesne zmiany w pletysmogramach nadawcy (niżej) i odbiorcy (wyżej) podczas intensywnej pracy umysłowej, którą wykonywał nadawca. Było to w pamięci wykonane obliczenie, którego czas trwania widać na linii dolnej; B zapis towarzyszący telepatycznemu przekazaniu obrazu, który oddziałał emocjonalnie na nadawcę Ścisłą łączność telepatyczną między dwiema obcymi osobami można wytworzyć sztucznie: przez udany dobór, a później wspólny trening. Ludźmi, którzy dostarczyli radzieckim uczonym najbardziej niezbitych dowodów na istnienie telepatii, pozwalając badać ją do woli w warunkach laboratoryjnych, byli Kamieński i Nikołajew. W kwietniu 1966 r. Karol Nikołajew przebywający w Nowosybirsku nawiązał telepatyczny kontakt ze swym przyjacielem Jurijem Kamieńskim, biofizykiem, znajdującym się w Moskwie, czyli w odległości 3000 km. Obaj pozostawali pod kontrolą ekip naukowych. O ustalonej porze wręczono Kamieńskiemu zalakowaną paczkę, wybraną przez losowanie spośród wielu innych. Kamieński otworzył paczkę, wyjął z niej przedmiot, którym zaczął manipulować, usiłując pokazać go na dystans swojemu przyjacielowi. Przedmiotem był metalowy resor, złożony z siedmiu spiral. W Nowosybirsku Nikołajew tak opisał ów przedmiot: okrągły, metalowy, błyszczący, przypomina bransoletkę. W 10 minut później, kiedy Kamieński skoncentrował się na śrubokręcie o czarnej plastykowej rączce, Nikołajew zanotował: długi, cienki, metal, plastyk, czarny plastyk. Matematyczne prawdopodobieństwo tego, że Nikołajew mógł odgadnąć choć jeden z tych przedmiotów, było znikome. Sekcja Bioinformacji działająca przy Naukowo-Technicznym Towarzystwie im. Popowa otrzymała wtedy kredyty pozwalające na podjęcie doświadczeń na większą skalę. W marcu 1967 r. umieszczono Kamieńskiego w Moskwie, Nikołajewa zaś w laboratorium leningradzkim. Obu zamocowano na głowach elektrody elektroencefalografów. Po pewnym
50 czasie, kiedy Nikołajew oświadczył, że jest gotowy, zarejestrowano u niego specjalny rodzaj mózgowych potencjałów bioelektrycznych tzw. rytm alfa (związany z odprężeniem psychicznym). Nikołajew nie miał pojęcia, w którym momencie zostanie mu przekazany telepatyczny meldunek Kamieńskiego. Gdy w Moskwie Kamieński zaczął nadawać", dokładnie po trzech sekundach zapis elektroencefalograficzny Nikołajewa zmienił się na podobny jak u Kamieńskiego. Tym sposobem uzyskano dowód na przekazanie impulsu z jednego umysłu do drugiego na odległość ponad 600 km! W sekcji Bioinformacji Towarzystwa im. Popowa skonstruowano aparat, który za pomocą sygnału dźwiękowego powiadamiał Nikołajewa o pojawieniu się w jego krzywej elektroencefalograficznej wspomnianego rytmu alfa. Urządzenie to informowało go dźwiękiem, że znajduje się we właściwym stanie psychicznym do odebrania przekazu telepatycznego. Obecność podobnych rytmów mózgowych, podobnych potencjałów elektroencefalograficznych jednocześnie u nadawcy i odbiorcy przekazu telepatycznego, jest wstępnym warunkiem powodzenia. W jednym z doświadczeń poddano Kamieńskiego działaniu światła stroboskopowego, tzn. dostarczanego przez lampę z regulowaną dowolnie częstotliwością wysyłanych impulsów świetlnych. Znane jest zjawisko tzw. wodzenia rytmu alfa, polegające na tym, że częstotliwość biopotencjałów mózgowych dopasowuje się niejako do częstotliwości włączeń i wyłączeń światła. U Kamieńskiego pojawił się zatem rytm alfa odpowiadający częstotliwości błysków stroboskopu. Nikołajew, znajdujący się w innym budynku, przygotował się pod kontrolą elektroencefalografii do odebrania przekazu telepatycznego. Po chwili także u niego pojawił się rytm alfa. Gdy obaj stwierdzili, że sąw kontakcie", obydwa rytmy alfa okazały się idealnie zsynchronizowane. Co więcej, za każdym razem, gdy zmieniano częstotliwość rytmu alfa Kamieńskiego, zapis rytmu u Nikołajewa zmieniał się również w podobny sposób, jakby dopasowując się". Elektromagnetyczna teoria Manczarskiego Tezy elektromagnetycznej teorii przekazu telepatycznego, sformułowanej przez prof. Stefana Manczarskiego w cyklu artykułów w Przeglądzie telekomunikacyjnym" ( oraz 1961), można ująć w następujących punktach: 1. Źródłem Telepatycznych emisji są prądy elektryczne, które w trakcie procesu myślenia przebiegaj ą przez mózg człowieka. 2. Charakter telepatycznego sygnału, podobnie jak i w przypadkach wszystkich innych naturalnych emisji, jest szerokopasmowy, tzn. obejmuje znaczną część widma elektromagnetycznego. 3. Zakres długości fal, w którym głównie odbywa się odbiór, leży w przybliżeniu między milimetrami a dziesiątkami kilometrów. 4. Energia, którą wypromieniowuje mózg przeciętnego człowieka, jest nieznaczna rzędu 2x10-10 W. Dlatego właśnie telepatycznych emisji nie wykrywają techniczne urządzenia odbiorcze; wszystkie one przystosowane są zresztą do odbioru zbyt wąskiego pasma częstotliwości. 5. Przyjmowanie telepatycznych emisji przez mózg odbiorcy dokonuje się metodą, która umożliwia rejestrację sygnałów słabszych niż towarzyszące im zakłócenia. W celu udowodnienia słuszności swojej roboczej hipotezy i płynących z niej wniosków teoretycznych przeprowadził Manczarski następujące grupy doświadczeń: a) Na temat zasięgu telepatycznego przekazu. Statystyczne wyniki prób z przeciętnymi ludźmi nadawcami i odbiorcami świadczą o tym, że przy przesyłaniu wyobrażeń prostych obrazów zasięg telepatycznego przekazu raczej nie przekracza 4 m. Tak dzieje się, jeśli mamy jednego nadawcę i jednego odbiorcę; przy zespołowych eksperymentach zasięg ten może być większy. b) Doświadczenia z metalowymi ekranami. Gdy głowa nadawcy lub odbiorcy otoczona była metalową rurą, stanowiącą zaporę dla fal elektromagnetycznych, wysoki procent zgodności pomiędzy nadawanymi i odbieranymi obrazami spadał znacznie, ale pozostawał statystycznie znaczący. Statystyczne zero osiągano w doświadczeniu dopiero wtedy, gdy odbiorcę umieszczano w dużej metalowej wannie i przykrywano blachą. Odległość między nadawcą a odbiorcą wynosiła przy tych doświadczeniach oczywiście mniej niż 4 m. Wyniki potwierdziły hipotezę udziału w telepatycznym przekazie fal elektromagnetycznych, które wysyła mózg nadawcy, a przyjmuje mózg i całe ciało odbiorcy, które pełni funkcję jakby żywej anteny". Wyniki te stoją w sprzeczności z rezultatami doświadczeń prof. Leonida Wasiljewa, u którego odbiorcy
51 także zamykani byli w metalowych skrzyniach, a mimo to dochodziło do przekazu telepatycznego. Trudno więc oprzeć się przypuszczeniu, że brak odbioru w doświadczeniach prof. Manczarskiego mógł być spowodowany realizacją mimowolnej sugestii eksperymentatora: metalowy ekran stanowi zaporę dla telepatycznego sygnału". c) Doświadczenia z ekranami niemetalowymi. Okazało się, że wszystkie ekrany tego rodzaju nie mają na wynik telepatycznych przekazów żadnego wpływu. To by przemawiało raczej za hipotezą elektromagnetyczną. d) Doświadczenia z soczewkami Fresnela. Użyto wielkich soczewek Fresnela, złożonych z metalowych pierścieni. Takie soczewki skupiają tylko promienie odpowiadające określonej długości fali. Głowa nadawcy i głowa odbiorcy znajdowały się w ogniskach takiej soczewki. Nie wpłynęło to jednak znacząco na wynik telepatycznych przekazów. Rezultat ten zdaje się potwierdzać widmowy (czyli szerokopasmowy) charakter działających tam fal elektromagnetycznych. e) Doświadczenia z metalowymi lustrami. Ustawienie małych luster po stronie nadawcy lub odbiorcy nie wpływało na telepatyczne przekazy. Gdy zastosowano duże zwierciadła, zanotowano wpływ ujemny. Efekt był tym wyraźniejszy, im większe były rozmiary zwierciadeł. Przemawia to wyraźnie na korzyść hipotezy prof. Manczarskiego (jeśli oczywiście nie było tu wpływu sugestii na osoby badane). f) Doświadczenia z induktorem Ruhmkorffa. Jeżeli w pobliżu odbiorcy działa induktor Ruhmkorffa, proces telepatycznego przekazu zostaje zakłócony. Jest to całkowicie w zgodzie z teorią elektromagnetyczną, ponieważ urządzenie emituje bardzo szerokie pasmo fal działających zakłócająco. Wobec takiej interpretacji można jednak wysunąć zastrzeżenie, że jeśli nośnikiem telepatycznego sygnału nie byłyby fale elektromagnetyczne, to i tak prawdopodobnie wystąpiłyby zakłócenia u wrażliwego odbiorcy. g) Telepatyczne przekazy przewodami. W doświadczeniach tych głowy nadawcy i odbiorcy łączono pętlą izolowanego przewodnika. Pętla taka tworzy między nimi dwuprzewodową prowadnicę falową (tzw. feeder}. W tych warunkach bardzo dobre rezultaty przekazów telepatycznych uzyskiwano także wówczas, gdy odległość pomiędzy nadawcą a odbiorcą znacznie przekraczała 4 m i gdy ekranowano ciało odbiorcy lub nadawcy, których głowy otaczała wspólna pętla przewodnika. Pozytywne rezultaty doświadczeń z prowadnicą falową dowodzą, że źródłem emisji telepatycznej są prądy czynnościowe mózgu. Użycie prowadnicy falowej pozwala z przenoszonego pasma częstotliwości elektromagnetycznych usuwać jego części dolną, górną lub środkową. W tym celu włącza się w obwód prowadnicy filtry wysokich, niskich lub średnich częstotliwości. Tym sposobem można było eksperymentalnie ustalić, jaki zakres częstotliwości odgrywa istotną rolę w procesie przekazu telepatycznego. Oto, co udało się ustalić: 1. Odcięcie częstotliwości niższych niż 20 khz (co odpowiada fali długości 15 km), jak również wyższych niż 30 MHz (fala długości 10 m), nie wpływa znacząco na jakość telepatycznego przekazu. Przekaz telepatyczny falowodem 2. Próby wyłączania części widma pomiędzy 10 m a 15 km wykazały, że pogorszenie telepatycznego przekazu pojawia się raczej przy zwężeniu pasma po stronie fal krótkich niż po stronie fal długich. Ogólnie można stwierdzić, że pogorszenie staje się tym większe, im większą część czynnego pasma odetniemy.
52 Teoria Manczarskiego zyskała sobie na świecie wielu zwolenników, ale ma też przeciwników. Na ogół nie kwestionuje się wyników uzyskanych przez polskiego uczonego, raczej zarzuca mu się, że przebadaną część złożonego zjawiska był skłonny uznać za całość, innymi słowy: że telepatyczna łączność odbywa się również ale nie tylko! za pośrednictwem fal elektromagnetycznych. Takiego zdania był prof. Leonid Wasiljew, a podobne mniemanie wyrażał czołowy niemiecki parapsycholog prof. dr Hans Bender. Teofik Dadaszew Jedną z większych sensacji I Międzynarodowego Kongresu Badań Psychotronicznych w Pradze (1973) był pokaz przedstawiony przez członka delegacji radzieckiej Teofika Dadaszewa. Ten dwudziestosześcioletni Wówczas Azerbejdżanin, studiujący prawo na uniwersytecie w Baku, uchodził za najlepszego po śmierci w 1974 r. Wolfa Messinga odbiorcę telepatii na świecie. Nie wymagał wcale wytrenowanego partnera nadawcy, którym może być ktokolwiek. Dadaszew czytał myśli" każdej wskazanej osoby i wykonywał pomyślane przez nią polecenia także wtedy, gdy osoba ta nie władała żadnym ze znanych Dadaszewowi języków. Dadaszew wypełniał rozkazy myślowe przekazywane mu na odległość, jeśli tylko nie przekraczała ona 50 m. Kierowany myślą potrafił odnajdywać ukryte przedmioty. W jednym z eksperymentów była to igła wetknięta w tytoń papierosa, który znajdował się w paczce, ta zaś w kieszeni ubrania. Wypełnianie przez Dadaszewa myślowych poleceń bywało zdumiewająco dokładne nawet wtedy, gdy były one skomplikowane. Eksperymentowano z nim kiedyś w pałacu, w którym nigdy przedtem nie był. Eksperymentator życzył sobie, aby Dadaszew odnalazł salę biblioteczną, gdzie znajdowało się około woluminów. Miał tam zdjąć z półki określoną książkę, otworzyć ją na 371 stronicy i odczytać dwa słowa wydrukowane w siódmej linijce od dołu. Dadaszew wykonał polecenie bezbłędnie. Pokaz na Kongresie odbył się w wielkiej sali konferencyjnej. Wylosowano nadawcę, którym okazała się Amerykanka. Jej zadanie polegało na intensywnym myśleniu o jednej z trzystu osób siedzących na sali, a zadanie Dadaszewa na odnalezieniu i wskazaniu tej osoby. Ze szczelnie zawiązanymi oczami (co, jak twierdzi, ułatwia mu skupienie) telepata błądził przez chwilę pomiędzy rzędami konferencyjnych stołów, nagle zawrócił, bezceremonialnie odsunął na bok kogoś, kto przypadkiem znalazł się mu na drodze, i zdecydowanie położył dłonie na ramionach człowieka siedzącego za tamtym. Następnie nie zdejmując z oczu opaski, zaprowadził go po omacku na estradę. Amerykanka na moment zaniemówiła; była to właśnie osoba, o której myślała. O Teofiku Dadaszewie mówiło się i pisało ostatnio coraz więcej, także na Zachodzie. Jest on przykładem samorodnego talentu w dziedzinie paranormalnego odbioru informacji. Oto przeprowadzona z nim rozmowa, spisana z taśmy magnetofonowej. Stefański: Proszę powiedzieć, jak to się zaczęło? Kto pana odkrył? Dadaszew: Starszy pracownik naukowy Edward Naumow. Przyjechałem do Moskwy mając 19 lat. Wiedziałem, że istnieje placówka zajmująca się problemem telepatii przy Instytucie Politechnicznym im. Popowa w Moskwie. Postanowiłem się zgłosić. Stefański: W którym to było roku? Dadaszew: W Przyszedłem do Instytutu i przedstawiłem się Naumowowi. Powiedziałem mu, że chyba mam jakieś uzdolnienia i że chciałbym, aby mnie przebadał. Naumow wcale nie był zachwycony moją propozycją, ponieważ działo się to tuż przed zakończeniem godzin pracy. Powiedział: Proszę przyjść jutro albo pojutrze". Było to niemożliwe nazajutrz miałem wracać do Baku i dlatego prosiłem, aby próbę zrobić koniecznie dziś. Proszę siadać, młodzieńcze" zgodził się Naumow i wyciągnął talię kart Zenera [karty stosowane w amerykańskich badaniach parapsychologicznych, prowadzonych metodami statystycznymi. Talia kart Zenera składa się z 25 kart, po 5 kart z następującymi znakami: koło, krzyż, linie faliste, gwiazda, kwadrat]. Wybrał jedną. Proszę powiedzieć, o jakiej karcie myślę". Nie mogłem się skupić, byłem okropnie zdenerwowany. Proszę przyjść dziś wieczorem" polecił mi Naumow. Oczywiście przyszedłem. Poza mną zaproszony był jeszcze kolega Naumowa, również uczony. Przystąpiliśmy do doświadczeń; na początku znowu z kartami Zenera. Odgadywałem prawidłowo, zrobiliśmy więc inny eksperyment. Na sali znajdowała się ogromna liczba przedmiotów. Z odległości 15 m przekazywano mi myśl o jednym z nich. Prawidłowo określiłem kilka, a potem znów zacząłem się denerwować i przy ostatnim się pomyliłem. Na drugi dzień odjechałem do Baku. Stefański: Nie próbowano Pana zatrzymać w Moskwie? Dadaszew: Owszem, ale nie mogłem zostać. Wróciłem do Baku. Tam otrzymałem piękne zaproszenie z Moskwy i list od grupy uczonych, którzy chcieli ze mną eksperymentować w
53 swoich laboratoriach w Instytucie im. Popowa. Niestety, dopiero po roku mogłem skorzystać z zaproszenia i przyjechać. Stefański: I wtedy zaczął Pan intensywnym treningiem rozwijać swoje zdolności, czy tak? Dadaszew: Tak, ale nie tylko. Musiałem z czegoś żyć. Uczeni pomogli mi w otrzymaniu pracy w Moskoncercie. Zacząłem występować jako artysta. Stefański: A dawniej, to jest przed spotkaniem z Naumowem, czy przeprowadzał pan sam jakieś doświadczenia? Dadaszew: Kiedy miałem około 15 lat, zauważyłem po raz pierwszy, że zdarza mi się odczuwać dokładnie to samo, co ktoś inny, a nawet więcej, że czasem nie potrafię odróżnić cudzych myśli od własnych. O tych swoich spostrzeżeniach nie mówiłem nikomu bałem się, że mnie wyśmieją. O mojej umiejętności nie wiedzieli nawet rodzice. Ale raz się zdarzyło, że w naszym domu gościliśmy młodego człowieka w wieku około 25 lat. Wyglądał zupełnie normalnie, zdrowo, czuł się też całkiem dobrze. W chwilę po jego przyjściu powiedziałem do rodziców: Mnie się zdaje, że on wkrótce umrze. Nie rozumiem dlaczego, ale tak czuję. On długo nie pożyje". Rodzice skrzyczeli mnie i raz na zawsze zabronili wygadywać takie rzeczy. Dobrze, mogę nie mówić" odpowiedziałem. Minęły cztery miesiące, a nasz gość już leżał w szpitalu na oddziale onkologicznym. Osiem miesięcy po moim przeczuciu zmarł. Stefański: Tego rodzaju przypadki spontaniczne są szczególnie interesujące. Czy miał Pan ich więcej? Dadaszew: Chyba najciekawszy zdarzył mi się w pociągu sypialnym na trasie Moskwa-Baku. Leżałem w przedziale sypialnym na górnej półce. Na niższej leżała jakaś kobieta. Starałem się zasnąć. Wtedy ogarnęło mnie dziwne uczucie. Poczułem się tak smutny, że łzy zaczęły mi spływać po twarzy. Poczułem się kobietą, która jedzie do domu. Tam czeka mąż- alkoholik i awanturnik. Znów zaczną się te same przykrości. Czemu nie dali nam rozwodu? Jakież to były dobre czasy, kiedy żyłam bez niego! Nie chcę tego spotkania! Nagle zdałem sobie sprawę, że to nie są moje myśli. Opanowałem się, otworzyłem oczy. Usłyszałem dobiegające z dołu ciche szlochanie. Zrozumiałem: były to myśli tej kobiety. Wychyliłem się, spojrzałem w dół. Płakała. Spytałem ją, czemu płacze. Nie chciała odpowiedzieć. Wobec tego ja odpowiedziałem za nią. Była zdumiona i przestraszona. Ale zwierzyła mi się ze swoich zmartwień, potwierdzając wszystko to, co z jej myśli przechwyciłem.
54 Jak poznawano zjawisko skórnego widzenia 3. Widzenie skórne [Rozdział pisany wspólnie z Anną Bernat] Wstecz / Spis Treści / Dalej Zjawisko wrażliwości dermooptycznej znane było właściwie już od dawna. Choć je wielokrotnie opisywano, świat naukowy wciąż nie przyjmował go do wiadomości. Lekarz A. Chowrin opisał w 1898 r. swoją pacjentkę, u której stwierdził nadwrażliwość skóry na bodźce niespecyficzne. Podobne, o kilka lat późniejsze, jest doniesienie psychiatry rosyjskiego S. Korsakowa. Dotyczyło ono pacjentki mogącej za pośrednictwem dotyku, ogólnej wrażliwości i specjalnego cieplnego odczuwania" odczytywać pismo na papierze włożonym do koperty, a nawet odcyfrowywać litery przez kilka warstw papieru; potrafiła ona określić przy tym charakter pisma i kolor atramentu. O równie ciekawym przypadku czytamy w IV tomie Zjawisk mediumicznych Juliana Ochorowicza. W 1896 r. Ochorowicz leczył młodą osobę, kuzynkę swojej żony, która w hipnozie ze szczelnie zasłoniętymi oczami odczytywała słowa i poszczególne litery, zbierając je z palców". Sądząc jednak z opisu, nie była to czysta" wrażliwość dermooptyczna; zapewne odgrywała tu sporą rolę telepatia, a może też inne jakieś zjawisko parapsychiczne. Trzeba dodać, że dziewczyna badana przez Ochorowicza była osobą nieco histeryczną, a w każdym razie mocno przewrażliwioną. Przypadek zdecydowanej histeryczki, u której wystąpiło zjawisko widzenia uchem", opisuje w 1882 r. sławny włoski psychiatra Cesare Lom-broso w książce Ricerche sui fenomeni ipnotici e spiritistici (Badania zjawisk hipnotycznych i spirytystycznych). Chora powoli traciła wzrok, zaczęła natomiast widzieć... uchem. Potrafiła jakoby biegle czytać teksty drukowane, które zbliżano do jej lewego ucha. Doniesienie Lombrosa przez długi czas wydawało się wręcz absurdalne. Dziś jednak, w świetle przeprowadzonych kilka lat temu francuskich badań nad rozwijaniem u niewidomych wrażliwości paraoptycznej", przypadek z 1882 r. nie wydaje się nam aż tak nieprawdopodobny. Psycholog francuski E. Boirac odkrył u kilku hipnotyzowanych przez siebie osób zdolność czytania palcami. Pani V. znajdując się w stanie som-nambulizmu (jedna z form transu hipnotycznego) po uprzednim zawiązaniu jej oczu i nalepieniu na powiekach plastrów gumowych zdołała, przesuwając końcami palców, odczytać stronice zadrukowane nie tylko wyraźnymi czcionkami, lecz też pisane piórem bądź ołówkiem". Szczegółowo badał Boirac zjawiska widzenia palcami, mając do dyspozycji niezmiernie podatnego na hipnozę i chętnego do doświadczeń młodego człowieka Ludwika S. Zahipnotyzowawszy go, zawiązywał mu oczy grubą przepaską, następnie nakazywał przesuwać końcami palców po tekstach pisanych lub drukowanych i odczytywać ich treść. Polecał mu też rozpoznawać fotografie. Początkowo Ludwik odczuwał pewne trudności, które jednak ustąpiły po kilku dniach treningu. Boirac, aby wykluczyć ewentualność, że pomaga mu w czytaniu transmisja telepatyczna, dawał Ludwikowi do czytania książkę, której treści nikt z obecnych nie znał, otworzoną na przypadkowej stronicy. Pewnego razu, gdy Ludwik już rozpoczął czytanie za pomocą palców, Boirac zgasił niespodzianie światło. Zahipnotyzowany czytał w dalszym ciągu, jak gdyby nic nie zaszło; zapaliwszy światło, Boirac spojrzał na stronicę czytaną i przekonał się, że tekst był czytany dokładnie. Jak podaje A. Zacchi, pod wpływem stosownych sugestii Ludwik był również w stanie odczytywać zdania umieszczone w pewnej odległości od jego palców. O ścisłym powiązani u zdolności dermooptycznej z innymi uzdolnieniami parapsychicznymi zdaje się też świadczyć inne doświadczenie Boiraca. Uśpiwszy Ludwika eksperymentator kazał mu trzymać go za łokieć i czytać gazetę, po której sam Boirac wolno przesuwał końcami palców. Ludwikowi udało się najpierw sylabizować litery dotykane przez Boiraca, a później biegle czytać, jak gdyby dotykał je własnymi palcami. W 1920 r. Jules Romains (który później zasłynął jako znakomity pisarz, w Polsce znany przede wszystkim z komedii Knock, czyli triumf medycyny oraz z powieści Ludzie dobrej woli) opublikował studium o widzeniu skórnym. Na drodze eksperymentalnej udało się Romains'owi stwierdzić, że zdolność widzenia pozasiatkówkowego" ma cała skóra. Zdolność tę nazwał paraoptyczną". Największą wrażliwość wykazują ręce i twarz. Aby wystąpiło to zjawisko, niepotrzebna jest hipnoza, wystarczy szczególny stan świadomości, podczas którego osoba jest silnie pobudzona". Osoby, z którymi Romains prowadził doświadczenia, uczyły się rozróżniać barwy, czytać pismo drukowane w bezpośrednim dotykowym kontakcie z tekstem, a także na pewną (niewielką) odległość. Świadkami byli m.in. filozof Henri Bergson i pisarz Anatol France. Ostateczne wyniki eksperymentów Romains'a potwierdziła komisja złożona z wybitnych
55 francuskich oftalmologów. Pracę Romains'a kontynuował Rene Maublanc, prowadząc systematyczne doświadczenia z osobą niewidomą od urodzenia (1926). Dziś może się wydawać rzeczą wprost niepojętą, że odkrycie tak ważkie, a przy tym tak dobrze udokumentowane, mogło pójść w zapomnienie. Widocznie zostało dokonane za wcześnie. Rozpoczęcie w dziedzinie widzenia skórnego prac badawczych na większą skalę łączy się z osobą Róży Kuleszowej. Sama jest widząca, ale pochodziła z rodziny niewidomych. Żyjąc wśród nich, nauczyła się nawet czytać alfabetem Braile'a. Wiosną 1962 r. Róża wówczas dwudziestoletnia mieszkanka Niżnego Tagiłu (ZSRR) zwróciła się do swego lekarza neurologa Józefa Goldberga, oświadczając, że potrafi widzieć palcami. Była gotowa natychmiast zaprezentować mu tę swoją umiejętność. Próba wypadła pomyślnie. Róża, wodząc trzecim i czwartym palcem prawej dłoni po barwnych powierzchniach, określała: zieleń, czerwień, błękit, oranż. Ze szczelnie zasłoniętymi oczami potrafiła również odczytywać tytuły w czasopismach i książkach. W ciągu lata 1962 r. przeprowadził dr Goldberg z Różą wiele doświadczeń dermooptycznych. Jesienią odbyła się w Niżnym Tagile konferencja uralskiego oddziału Wszechzwiązkowego Towarzystwa Psychologicznego, na której świat naukowy po raz pierwszy zapoznał się ze zdumiewającymi umiejętnościami Kuleszowej. Bez trudności rozpoznawały palce Róży barwę ubrania, kolory wszelkich przedmiotów podsuwanych jej przez uczonych, a także osobę wyobrażoną na fotografii. Na pytanie, jak osiągnęła tak niezwykłe wyniki, Róża odpowiedziała: Dzięki ćwiczeniu. W ciągu ostatnich sześciu lat ćwiczyłam po sześć godzin dziennie". Dalsze badania niezwykłych umiejętności Kuleszowej przeprowadzono, w ciągu kilku tygodni, w świerdłowskiej Klinice Psychiatrycznej, pod kierunkiem neurologa dra Szefera. Po powrocie do Niżnego Tagiłu Różą zajął się głównie dr Abram Nowomiejski w pracowni psychologii Instytutu Pedagogicznego. Potem wielką serię doświadczeń przeprowadzono z nią w Instytucie Biofizycznym Akademii Nauk ZSRR w Moskwie. Eksperymentami kierowali profesorowie M. Smirnow i M. Bongard. Jesienią 1963 r. moskiewska telewizja nadała program, w którym wystąpiła Róża oraz grupa niewidomych dzieci, trenujących skórne widzenie pod kierunkiem dra Fiszelewa. Wkrótce po powrocie do Niżnego Tagiłu otrzymała Kuleszowa następny telegram, w którym zapraszano j ą do Moskwy, tym razem jednak nie do laboratoriów Akademii Nauk, lecz do... kabaretu. Program nosił tytuł Noc z Różą". Kuleszowa okazała się niezłą aktorką, łatwo nawiązywała kontakt z publicznością, dowcipkowała. Powodzenie imprezy było kolosalne, ale i ono, i podpisany kontrakt zobowiązywały Różę do wyczynów nawet wtedy, gdy była niedysponowana. W takim to złym dniu" pomogła sobie zerknięciem spod opaski. Zrobiła to bardzo niezręcznie, nie umiała przecież oszukiwać. Została przyłapana na gorącym uczynku. Reakcją u niej był atak epileptyczny, a dalszym następstwem całkowite zaniknięcie zdolności skórnego widzenia. Na ratunek przyszli Kuleszowej profesorowie Smirnow i Bongard oraz doktor Gellersztajn, który przeprowadził z nią podstawowe ćwiczenia i, stopniując ich trudność, przywrócił powoli rękom Róży ich cudowne właściwości. Róża chętnie grywała w karty. Uczeni namówili ją, aby spróbowała rozpoznawać karty palcami. Wkrótce znowu siedziała Róża z zasłoniętymi oczami za ścianką-ekranem, kawał tektury otaczał jej szyję, rękę okrywała czarna chusta. Znowu odróżniała barwy promieni światła, rozpoznawała ciemne i jasne pasy. Ponownie zaczęła odczytywać małe litery. Kiedy ręce jej czytały, uczony stawał niekiedy za nią i silnie przyciskał palcami jej zamknięte powieki. Nikt nie jest w stanie podglądać", gdy powieki przyciśnięte są palcami. Nawet gdy nacisk ustąpi i gdy oczy są już otwarte, przez dobrą minutę jeszcze nie można czytać. Bynajmniej nie pedantyczny uczony, lecz sama Róża zaproponowała tę prostą, ale skuteczną metodę, aby udowodnić, że to jej skóra widzi i czyta. Jesienią 1964 r. Róża Kuleszowa była znów w pełnej formie, ale na scenę nie wróciła już nigdy. W tym samym roku prasę amerykańską obiegły sensacyjne doniesienia o niezwykłych dermooptycznych uzdolnieniach Patrycji Stanley z Michigan. Przebadał ją bardzo wszechstronnie dr Richard Voutz. Warto podkreślić, że pani Stanley była już wtedy osobą niemłodą. Odkrycie dra Nowomiejskiego, że wrażliwość dermooptyczna jest dość powszechna i ponadto daje się za pomocą treningu rozwijać, podsunęło różnym badaczom myśl, aby ze skórnego widzenia zrobić użytek w pracy z niewidomymi. Prace z grupą niewidomych dzieci podjął dr Jakob Fisze-lew w Laboratorium Tyflotechnicznym w Świerdłowsku. Najzdolniejszą z jego uczennic okazała się ośmioletnia Nadia Łobanowa. Trening rozpoczął się od oświetlania palców dziewczynki na przemian światłem czerwonym i zielonym. Towarzyszyły temu słowa Fiszelewa: To jest czerwień, a to jest zieleń". Po kilku dniach potrafiła już Nadia powiedzieć w każdym przypadku bezbłędnie, jakiej barwy światło pada na jej dłonie. W kilka tygodni nauczyła się rozróżniać wszystkie kolory tęczy. Następnym etapem były kolorowe papiery; rozpoznawała je także wówczas, gdy przykrywała je szyba. Wreszcie Nadia usiłowała rozróżniać kształty liter.
56 Próby wciąż nieudane ciągnęły się tygodniami, zanim Nadia przeczytała bezbłędnie pierwsze słowo: MIR. Zajęcia dermooptyczne z grupą osób niewidomych dorosłych podjął też dr Nowomiejski. Przypuszczając, że istota zjawiska jest natury elektrycznej, układał testy rozpoznawane przez niewidomych na płytkach izolacyjnych. Ci niewidomi, którzy mieli przedtem trudności z rozpoznawaniem testu, w tych nowych warunkach odczytywali go sprawnie. Nowomiejski stwierdził też, że duże litery rozpoznawane mogą być rękami z większej odległości, jeśli leżą na płycie lekko naładowanej elektrycznie. Rezultaty doświadczeń Nowomiejskiego z ociemniałym metalurgiem Wasylem B. dają podstawę do twierdzenia, że ćwiczenie własności paraoptycznych (wrażliwości całej skóry na światło) może stać się wielkim dobrodziejstwem dla niewidomych w ich życiu codziennym. Niewidomi powinni żyć w rzęsiście oświetlonych pomieszczeniach" twierdzi dr Nowomiejski. Odpowiednio wy trenowana osoba niewidoma potrafi bez trudu odnajdywać żądane przedmioty-jest to tylko sprawą treningu i specjalnego oświetlenia pokoju. Niedowidzący Genadij G., trenowany przez Nowomiejskiego, już po jednej lekcji" potrafił zidentyfikować 7 liter wielkości 6,5 cm, wodząc ponad nimi dłonią, w pewnej niewielkiej odległości. Na następnych posiedzeniach odczytał m.in. dwanaście pięcio-, sześcio- i siedmiocyfrowych liczb. Systematyczne ćwiczenia z niewidomymi dziećmi prowadzone są od wielu lat w Laboratorium Fizjologii Widzenia im. Piłatowa w Odessie. Zespół pod kierunkiem dra Andrieja Szewalewa poza ćwiczeniami dermooptycznymi (za pomocą palców rąk) prowadzi próby rozwijania właściwości paraoptycznych skóry czoła, na którą przez soczewki rzutowane są obrazy i kolory. Metodologię kształtowania nawyku rozpoznawania dermooptycznego na odległość opracowała w 1966 r. N. Swinina w Instytucie Pedagogicznym w Niżnym Tagile. Podobne do radzieckich próby podjął wybitny uczony bułgarski Geor-gi Łozanow w 1964 roku. W celu wykluczenia wszelkiego oszustwa pracował z sześćdziesięciorgiem dzieci, które albo urodziły się niewidome, albo utraciły wzrok w wieku niemowlęcym. Ponadto, chociaż były one niewidome, dla pewności podczas doświadczeń zawiązywano im oczy. Po wielu godzinach ćwiczeń udawało im się odróżnić jeden kolor od drugiego, choć żadne z nich nigdy w życiu nie widziało barw; trzeba więc było im opisywać to, co wyczuwały. Początkowo dzieci mówiły: Czuję różnicę, ale nie mogę powiedzieć, co to jest". Nabyte umiejętności czytania i rozróżniania barw palcami demonstrowały dzieci Łozanowa na jednym z sympozjów psychiatrów i terapeutów. Ciekawostkę stanowi fakt, że również słynną niewidomą jasnowidzącą Wangę Dymitrowa nauczył Łozanow skórnego widzenia. Na Kongresie Badań Parapsychologicznych w Edynburgu (1972) prof. Thelma Moss z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles zreferowała wyniki, jakie osiągnęła, trenując niewidomą Mary Wimberley w rozpoznawaniu dermooptycznym barw przedmiotów wykonanych z różnych materiałów. W lipcu 1971 r. zgłosiła się do prof. Moss telefonicznie Mary, ofiarowując się jako królik doświadczalny". Zaznaczyła przy tym, że osobiście nie wierzy w swój talent do skórnego widzenia. Powiedziała też, że jest zupełnie niewidoma i że uczy dzieci pisma Braille'a. Od samego urodzenia Mary była nękana przez różne choroby oczu, w dzieciństwie przeszła kilka operacji, które jednak nie zapobiegły zupełnej utracie wzroku (jako dziecko widziała światło i rozróżniała kolory). Ten fakt nie przeszkodził jej w uzyskaniu tytułu magistra na wydziale rusycystyki oraz w opanowaniu innych pięciu języków obcych. Próby z Mary Wimberley rozpoczęto od rozróżniania papieru białego i czarnego. Początki były mało zachęcające. Nawet wtedy, gdy rozpoznania trafne zaczęły już przeważać nad błędnymi, Mary ciągle twierdziła, że tylko przypadkiem odgaduje". Mozolne ćwiczenia ciągnęły się miesiącami. Po bieli i czerni wprowadzono kolor czerwony, a następnie jasny błękit. Testy były sporządzane z papieru, tektury, plastyku. Ze szczególnym upodobaniem (i ze znakomitymi wynikami) określała Mary barwę nylonowych spodenek kąpielowych identycznych, lecz zabarwionych różnie. Przeprowadzano też eksperymenty telepatyczne. Do prób czytania czarnodruku używano czarnych liter na złotym tle; litery miały ok. 4 cm wysokości. Po czterech miesiącach ćwiczeń ustalono statystycznie, że prawdopodobieństwo osiągnięcia na drodze przypadku tak dobrych wyników, jakie udało się uzyskać Mary, wyraża się stosunkiem: 1 do 5 milionów. We Pranej i prowadzone są od 1971 r. badaniaw Centre d'eclairagismewspólnie z paryskim uniwersytetem i Instytutem Metapsychicznym. Prowadzi je dr Yvonne Duplessis. Dotacji na te badania udziela Parapsychology Foundation Inc. Eksperymenty, które przeprowadzano tam zarówno z osobami widzącymi jak i niewidomymi oraz niedowidzącymi, omawiano w 1973 r. na I Międzynarodowym Kongresie Badań Psychotronicznych w Pradze [Cytowany tutaj wielokrotnie referat Y. Duplessis przetłumaczył Jacek Kwaśnik]. W Polsce pierwsze próby trenowania wrażliwości dermooptycznej przeprowadzono w
57 Warszawie w 1973 r. z dziesięcioletnią Bogną Stefańską. Dziewczynka miała doskonały wzrok według oceny Kliniki Okulistycznej Wojskowej Akademii Medycznej. Na początku Bogna odróżniała (z Zawiązanymi oczami) karty czerwone od niebieskich, a później również karty zielone. Ćwiczono także odróżnianie czerwonych i niebieskich pionków warcabowych i kawałków kolorowego celofanu. Następnym etapem ćwiczeń było określanie położenia i kolorów kart barwnych, umieszczonych pod szkłem. Po trzech miesiącach dziewczynka czytała już napisy układane z kilkucentymetrowych czerwonych liter na tle niebieskim, potem czarnych na tle białym. Stopniowo zmniejszano wielkość liter; najmniejsze czytane przez Bognę litery miały 4 mm wysokości. Początkowo ćwiczenia przeprowadzane były pod kierunkiem ojca dziewczynki L. E. Stefańskiego, w późniejszych doświadczeniach brał udział współautor Tajemnic parapsychologii (] 977) Krzysztof Boruń. W 1974 r. Bogna demonstrowała swoje umiejętności na III Krajowym Sympozjum Biocybernetyki, Biomatematyki i Biotechniki. Jesienią 1973 r. Anna Bernat, L. E. Stefański i inni przeprowadzili badania testowe w Ośrodku Szkolno-Wychowawczym dla Dzieci Niewidomych w Laskach k. Warszawy. Dalsze doświadczenia prowadzone były z niewielką grupą młodzieży w Polskim Związku Niewidomych w Warszawie. Badania w Laskach objęły 34 chłopców w wieku od lat 8 do 12. Chłopcom z resztkami wzroku zawiązywano podczas badania oczy. Badano za pomocą kompletów kart czerwonych i niebieskich, kart dwubarwnych czerwono-zielonych, pokrytych przezroczystą masą plastyczną, za pomocą arkusików kolorowego celofanu, krat czerwonych i niebieskich w kopertkach plastykowych oraz u zdolniejszych za pomocą testów barwnych, wkładanych pod szybę lub pod grubą plastykową folię. Były to badania przede wszystkim ilościowe. Trafne określenia koloru oznaczano znakiem plus, pomyłkę znakiem minus. Ponieważ wyboru należało dokonywać pomiędzy dwoma kolorami, wyniki do 50% trafień mogły oznaczać tylko przypadek. Znaczące mogły być więc jedynie wyniki, gdzie procent trafień przekraczał 50%. Powyżej 50% trafień osiągnęło 27 chłopców (na 34), czyli 79% badanych. Inaczej muszą być oceniane doświadczenia jakościowe, gdy rozpoznawanie testów pod szybą lub pod folią plastykową dotyczyło figur geometrycznych, abstrakcyjnych znaków, liter i cyfr. Wobec ograniczeń czasowych próby rozwijania już stwierdzonych zdolności dermooptycznych przeprowadzono zaledwie z dwunastoma chłopcami. Warto zauważyć, że nawet stosunkowo niskie procentowo wyniki pierwszych testowań o niczym właściwie nie świadczą. Przykład 1: chłopiec po trzech miesiącach ćwiczeń, czytający testy literowe pod szkłem, w pierwszych testach miał wynik 55%. Przykład 2: chłopiec dokładnie rozpoznający barwy i granice figur geometrycznych pod szkłem miał przy pierwszym badaniu rozróżniania kolorów wynik 50%. Stąd wniosek, że nie tylko chłopcy osiągający wysokie wyniki procentowe przy pierwszych próbach mogą posiadać zdolności dermooptyczne w stopniu wybitnym. Zapewne u wielu dałoby się rozwinąć ich zdolności dermooptyczne do takiego stopnia, który pozwoliłby im użytkować nabyte umiejętności do celów praktycznych. Zjawisko i jego nazwa Zjawisko wrażliwości skóry na światło i barwy nazwane zostało przez dra Nowomiejskiego wrażliwością dermooptyczną (kożno-opticzeskoje czuwstwo). W Rosji stosowano też termin widzenie skórne (kożnoje zrenije) oraz biointroskopia. Niemiecka nazwa brzmi: Hautsicht lub po prostu das augenlose Sehen. Podobnie w języku angielskim mówi się: eye-less sight albo dermooptic semibility. Badacze francuscy wprowadzają rozróżnienie: wrażliwością dermooptyczną nazywaj ą zdolność skóry dłoni do rozpoznawania barw dotykanych przedmiotów oraz form graficznych, natomiast odbiór wrażeń świetlnych bez bezpośredniego kontaktu z rozpoznawanym testem nosi u nich nazwę widzenia paraoptycznego"; ten drugi termin odnosi się zwłaszcza do widzenia" skórą twarzy, a wprowadzony został w 1920 r. przez Romains'a. Drugi zaproponowany przez niego termin widzenie pozasiatkówkowe" (vision extraretinienne) nie przyjął się nawet we Francji. Warunki występowania zjawiska Wydaje się, że potencjalną zdolność widzenia" ma cała skóra człowieka. Trening lub też inne czynniki rozwijają tę zdolność na przykład w opuszkach trzeciego i czwartego palca prawej ręki (u Róży Kuleszowej), w skórze lewego ucha (u pacjentki Cesarego Lombroso) lub też winnych, ściśle określonych miejscach skóry. Jeden zbadanych przez nas chłopców w Laskach upierał się, że najłatwiej jest mu rozróżnić barwy zewnętrzną stroną palców dłoni. Gdy próbowano skłonić Kuleszową, aby posługiwała się lewą ręką, to dopiero po dwóch tygodniach kontrolowanych ćwiczeń jej lewa dłoń osiągnęła pełną wrażliwość na barwy. Dziesięcioletnia
58 uczennica szkoły muzycznej w Charkowie Lena Bliznowa wykazywała zdolność widzenia" nie tylko rękami, lecz także skórą pleców i brzucha. Wśród osób badanych w ZSRR były i takie, które odczuwały światło oraz barwę językiem, łokciem albo nosem. Dużą czułość na światło ma też jak się okazało podniebienie. Wrażliwość skóry twarzy na światło badana była we Francji. Z 17 osób (widzących i niewidomych) 10 rozróżniało skórą twarzy ciemność od światła, jeśli jego natężenie wynosiło przynajmniej 5000 lx. Yvonne Duplessis w wyniku szczegółowych badań uzyskała dane na temat miejsc ciała o szczególnej naturalnej wrażliwości skóry. Najbardziej czułą okazała się lewa strona twarzy, a zwłaszcza lewa skroń. Wyjątkową niewrażliwością odznacza się natomiast środkowa część czoła. Prawa ręka jest zwykle bardziej czuła od lewej, najbardziej zaś wrażliwe są dłonie i palce. Masowe testowania, przeprowadzone w różnych krajach wśród osób dorosłych i dzieci, widzących i niewidomych, wykazały powszechność występowania wrażliwości dermooptycznej. Wydaje się, że potencjalnie ma ją każdy człowiek, chodzi tylko o to, że nie u każdego równie łatwo daje się ją ujawnić. Zasadniczo bez większych trudności tę potencjalną" zdolność widzenia skórnego można uaktywnić u dzieci. Przyczyna tego jest prosta: człowiek dorosły, któremu proponuje się, aby popróbował widzenia palcami", przystępuje do doświadczenia z wielką dozą sceptycyzmu (jeśli nie całkowitej niewiary), czym blokuje sobie możliwość ujawnienia własnych zdolności. Dziecko, na szczęście, nie zakłada z góry, że coś jest niemożliwe. Próbuje i uzyskuje powodzenie. Na Krajowym Sympozjum Psychologów w Permie w 1965 dr S. Dobronrawow stwierdził, że około 72% dzieci ma zdolność skórnego widzenia. Ujawnia się ona zwłaszcza między siódmym a dwunastym rokiem życia. Dane te potwierdzone zostały w badaniach testowych wśród niewidomych dzieci w Laskach. Bułgarski zespół dra Łozanowa przetestował 60 niewidomych dzieci z następującym wynikiem: troje ujawniło zdolność rozróżniania bez dłuższego treningu barw i figur geometrycznych pod warunkiem, że testy pokryte były szybą; ważniejszym rezultatem jest wszakże napisał Łozanow że 57 pozostałych dzieci mogło nauczyć się skórnego widzenia". Zdolność dermooptyczna może ujawnić się u dziecka nieomal spontanicznie. Tak było w przypadku Tani Bykowskiej, która została odkryta" przez swojego nauczyciela biologii w 1965 roku. Przy pierwszej próbie określiła Tania kolor obsadki pióra. W dalszym systematycznym testowaniu Tania potrafiła identyfikować książkowe ilustracje, po których wodziła palcami. Wobec komisji Instytutu Medycznego w Krasnodarze Tania z zawiązanymi oczami, mając ponadto przed twarzą nieprzezroczysty ekran, potrafiła palcami rozróżniać barwy piłeczek, prawidłowo opisała też dotykane przez siebie rysunki, przedstawiające gałąź, szczypce i budzik. Dr Nowomiejski, który przeprowadził doświadczenia z 80 studentami ^działu grafiki Instytutu Pedagogicznego w Niżnym Tagile, stwierdził, że co szósty z nich po półgodzinnym ćwiczeniu potrafi uchwycić różnicę pomiędzy dwoma kolorami. Trzy spośród testowanych przez Nowomiejskiego osób nauczyły się wkrótce rozpoznawać leżące pod szkłem rysunki, litery i cyfry. Nowomiejski, reasumując wyniki wszystkich badań radzieckich, konkluduje, że ok. 30% ludzi może w ciągu kilku lekcji nauczyć się skórnego widzenia. Prof. Thelma Moss z USA nie podziela optymizmu badaczy radzieckich. Znaleźliśmy stwierdziła niewiele osób, które zdawały się posiadać ten talent". W ciągu kilku miesięcy miała ona do czynienia z wieloma Ochotnikami, którzy po jednym lub dwóch posiedzeniach odchodzili znudzeni i rozczarowani. Jak wiadomo, podstawowym warunkiem umożliwiającym wystąpienie zjawiska dermooptycznego jest sugestywna atmosfera wiary w jego realność. Być może, w amerykańskim laboratorium nie stworzono osobom testowanym takiego nastroju, jaki towarzyszył pracom prowadzonym w Związku Radzieckim i Bułgarii. Francuskie doświadczenia z lat przeprowadzane były wyłącznie z osobami dorosłymi, widzącymi i niewidomymi. Większość osób Badanych była w wieku 20 do 30 lat; w doświadczeniach brało też udział kilka osób sześćdziesięcioletnich. W próbach identyfikowania skórą barwnych świateł spośród 17 osób 10 uzyskało wyniki prawidłowe. Na pytanie o wpływ czynników emocjonalnych na występowanie zjawiska trudno dać jednoznaczną odpowiedź. Prof. Thelma Moss pisała, że Mary wykazywała minimalne zainteresowanie, gdy proszono ją, aby pracowała pod kontrolą obcych. A przecież najlepsze wyniki osiągała przed kamerami telewizyjnymi i mikrofonami, wśród tłumu techników i rozmaitych urządzeń technicznych. Przy dwóch takich okazjach otrzymano dwie taśmy magnetowidowe z zapisem doskonałych osiągnięć Mary. Czynniki pobudzające ambicję niewątpliwie oddziaływały na Bognę Stefańską; z
59 powodzeniem prezentowała ona swoje umiejętności podczas wielu publicznych występów, dwukrotnie przed kamerami filmowymi oraz w studiu telewizyjnym. Niemiłe emocje wpływają zdecydowanie hamująco na funkcjonowanie wrażliwości dermooptycznej. Pod wpływem silnego wstrząsu psychicznego wrażliwość ta jak u Róży Kuleszowej może zostać zupełnie zablokowana. W badaniach nad zjawiskiem dermooptycznym, jak zresztą we wszystkich pracach doświadczalnych z zakresu psychotroniki, istotną sprawą jest ustalenie, czy na wynik eksperymentu wpływa obecność osoby eksperymentatora, jeśli tak, to jakiego rodzaju i jak wielki może być ten wpływ. W przypadkach, gdy osoba prowadząca doświadczenie pozostaje z osobą testowaną w ścisłym kontakcie emocjonalnym (np. w relacji ojciec-córka), mogą mieć oczywiście miejsce fakty mimowolnego, bezsłownego przekazywania pewnych informacji. Takim przekazom wystarczają niekiedy ledwie zauważalne zmiany rytmu oddechu i inne tym podobne drobne reakcje emocjonalne eksperymentatora, związane z obserwowaniem przebiegu doświadczenia. Nie wolno lekceważyć ewentualności tego rodzaju wpływu, ale też nie należy jego rozmiaru przeceniać. Tam, gdzie zadanie polega na określeniu koloru karty: czerwona czy niebieska, ścisły kontakt emocjonalny pomiędzy eksperymentatorem a osobą testowaną bez wątpienia może stać się czynnikiem istotnym. Trudno natomiast wyobrazić sobie, aby bezsłowne podpowiedzi" eksperymentatora były w stanie pokierować palcami osoby rozpoznającej dość skomplikowany układ różnobarwnych figur geometrycznych umieszczonych pod szkłem. Ojciec dziewczynki, aby jednak i tę możliwość wykluczyć, podczas wielu doświadczeń z Bogną Stefańską wychodził, pozostawiając osobom obcym kontynuowanie prób. W tych warunkach Bogna przebadana została m.in. przez grupę pracowników naukowych Zakładu Fizjologii Akademii Medycznej w Warszawie, którzy użyli wówczas przygotowanych przez siebie testów. Drugą możliwość wpływu eksperymentatora na wynik doświadczenia stanowi ewentualne jego oddziaływanie telepatyczne na osobę testowaną. Oddziaływanie takie istotnie zostało wykryte, ale znaczenia również i tego rodzaju wpływu nie trzeba przeceniać. Doświadczenia kontrolne, wykonane w warunkach wykluczających wszelkie oddziaływanie innych osób na osobę testowaną, wykazały, że odosobnienie nie ma istotnego wpływu na ilościowy rezultat rozpoznań (doświadczenia z niewidomą Mary W.). Z Bogną Stefańską przeprowadzane były z powodzeniem próby rozpoznawania koloru kart w kopertach z grubego papieru pakowego, przy czym osoba podająca dziewczynce kopertę nie wiedziała, jakiej barwy karta znajduje się wewnątrz. Cechy zjawiska Myliłby się ktoś, kto by sądził, że dotknięciu powierzchni czerwonej towarzyszy pojawienie się w ciemności zamkniętych oczu nagłego rozbłysku czerwieni. Zjawiska takiego nie stwierdziła u siebie żadna z dermooptycznie uzdolnionych osób. Dopiero na drodze długotrwałych ćwiczeń można skojarzyć doznania dermooptyczne (nie mające nic wspólnego z prawdziwymi wrażeniami wzrokowymi!) z wyobrażeniami wzrokowymi dotykanych barwnych powierzchni. Co się właściwie czuje, kiedy widzi się" kolory rękami? Na jakie wrażenia przekłada się" bodziec barwny? Przede wszystkim chyba na wrażenia temperaturowe. Barwy określone tradycyjnie przez malarzy jako ciepłe odczuwane są w skórnym widzeniu istotnie jako ciepłe, zimne zaś jako zimne. Odchylenia od tradycyjnej skali ciepłozimnej przyjętej przez plastyków są minimalne. Bogna Stefańską np. tak szereguje barwy w swojej subiektywnej skali, poczynając od najcieplejszej: czerń, karmin, cynober, żółcień, zieleń majowa, błękit, zieleń szmaragdowa, biel. Należy tu jednak uczynić zastrzeżenie, że wynik powyższy opiera się na doświadczeniach z kolorowymi papierami, układanymi pod szybą. Ściślejszych danych dostarczyłyby eksperymenty przy użyciu aparatu zawierającego monochromator (przyrząd wydzielający niemal idealnie jednobarwne światło), który rzutuje wiązkę światła na matówkę. Gdy w ćwiczeniach z Bogną wprowadzony został po raz pierwszy (bez uprzedzenia) fiolet, dziewczynka określiła go jako jakiś nowy kolor, podobny trochę do czerwonego", ale jego temperatura" była zbliżona mocno do żółtego; dlatego w dalszym ciągu ćwiczeń żółcień i fiolet nieraz bywały przez Bognę mylone. Najsilniejszy kontrast temperatury przedstawiały dla Bogny biel i czerń. Bogna, dotykając powierzchni szyby, pod którą znajduje się papier biały, a koło niego czarny, mówiła, że tu jest zimno, a tu ciepło". Krzysztof Boruń przeprowadził z Bogną doświadczenie mające na celu ustalenie, czy subiektywnym odczuciom dziewczynki odpowiada coś fizycznie konkretnego. Bogna miała przed sobą szereg szklanek unieruchomionych w ten sposób, że nie mogła przez poruszenie ich stwierdzić, które są pełne, a które puste. Były wśród nich szklanki wyłożone od wewnątrz papierem białym, wyłożone papierem czarnym oraz szklanki napełniane podczas eksperymentu wodą cieplejszą i zimniejszą. Chodziło o to, aby Bogna kierując się swoimi wrażeniami
60 temperaturowymi pomyliła" szklankę wyłożoną papierem białym ze szklanką napełnioną wodą zimniejszą, a szklankę wyłożoną papierem czarnym ze szklanką napełnioną wodą cieplejszą. Okazało się, że przy temperaturze powietrza w pokoju ok. 22 C Bogna stwierdziła identyczność temperatur szklanki z białym papierem i szklanki z wodą o temperaturze 26,2 C. Szklanka z papierem czarnym miała wg Bogny tę samą temperaturę, co szklanka z wodą mającą 26,8 C. Szklanki z wodą i szklanki z papierem były później wielokrotnie zamieniane miejscami, ale palce Bogny nie dały się oszukać: zawsze potrafiła powiedzieć, w której z dwóch dokładnie dla niej tak samo ciepłych szklanek znajduje się woda, a w której papier. A zatem nie tylko wrażenia temperaturowe decydują o prawidłowości dermooptycznego rozpoznania. Podobny wynik uzyskał dr Szefer w eksperymencie z Różą Kuleszową. Róża określała płytki czerwone jako ciepłe, natomiast błękitne, zielone i fioletowe jako zimne. Nic dziwnego przecież pochłaniają one i odbijają różnie działające cieplnie wycinki widma. Szefer spróbował ogrzewać płytki o zimnych" barwach, a oziębiać płytki z wyglądu ciepłe". W każdym przypadku potrafiła jednak Róża zidentyfikować kolor płytki. Pewne odcienie kolorów żółtego i niebieskiego miały dla Bogny jednakową temperaturę. Nie myliła ich jednak ze sobą, gdyż żółty był bardziej szorstki", błękit zaś zawsze gładki". Studenci badani przez dra Nowomiejskiego opisywali swoje wrażenia w bardzo różny sposób. Borys M., dotykając czerwonego papieru, mówił, że czuje coś lepkiego, klejowatego. Wszyscy na ogół zgadzali się z tym, iż odczucia dostarczane przez barwy można podzielić na gładkie, lepkie i szorstkie. Kolor żółty określano jako śliski, a przy tym niezupełnie gładki; czerwony, zielony i granatowy były lepkie; zielony wydawał się bardziej lepki od czerwonego; pomarańczowy był twardy i tak szorstki, że zdawał się hamować przesuwającą się po nim rękę. Jeszcze silniej hamująco działał fiolet; odczuwano go jako jeszcze bardziej szorstki od poprzedniego. Najbardziej lepka wydawała się testowanym czerń, najsilniej też działała hamująco. Biel sprawiała wrażenie gładkiej. Wspomniane wyżej hamujące działanie czerni stwierdziliśmy również u Bogny Stefańskiej. Krzysztof Boruń przeprowadził z nią próbę ustalenia zdolności rozdzielczej jej widzenia" palcami. Najwęższym wyczuwalnym czarnym paskiem na białym tle okazała się kreska szerokości 0,5 mm. Natomiast na tle czarnym Bogna wyczuwała dopiero 1,5 mm szeroki biały pasek (w obu przypadkach testy umieszczane były pod szkłem o grubości 3 mm). Obliczanie przez Bognę liczby białych kresek rozrzuconych na tle czarnym trwało znacznie dłużej niż policzenie podobnej liczby kresek czarnych na tle białym. Przy okazji warto wspomnieć o zdolności rozdzielczej receptorów dermooptycznych u Róży Kuleszowej. W okresie doświadczeń w Instytucie Biofizycznym w Moskwie potrafiła ona rozpoznawać palcami obrazki na znaczkach pocztowych lub opisywać kształty kolczyków w uszach kobiety przedstawionej na małej fotografii. Bogna nie doszła do takich rezultatów, ale zdarzało się jej czytać napisy, których litery miały 4 mm wysokości. Niewidome dzieci, z którymi eksperymentował dr Jakob Fiszelew, określały barwy przede wszystkim jako cieplejsze" i zimniejsze" (przy czym czerwień była najcieplejsza), ale też podobnie jak studenci Nowomiejskiego jako szorstkie, gładkie i lepkie. Studenci z Niżnego Tagiłu ćwiczyli także sztukę rozpoznawania barw dłonią z odległości. Odczucia dostarczane im przez barwy miały charakter temperaturowy; prawie jednogłośnie stwierdzili, że czerwona ich pali, pomarańczowa grzeje, żółta jest ledwo ciepła, zielona neutralna, błękit ziębi, a fiolet ziębi i jednocześnie trochę szczypie. Niezależnie od doznań termicznych odczuwali jak gdyby lekkie kłucie w dłoniach, naciskanie lub jakby powiew powietrza. Róża Kuleszowa całkiem inaczej określała to, co czują jej palce. Barwne powierzchnie wydawały się jej jak gdyby pokryte krzyżykami, liniami. prostymi, liniami falistymi lub też kropkami. Odczuciom tym towarzyszyło wzrokowe wyobrażenie koloru, będące rzecz jasna wynikiem 'Skojarzenia utrwalonego ćwiczeniami. s Doświadczenia francuskie pod kierunkiem Yvonne Duplessis wykazały, że barwy wykrywane dermooptycznie można ułożyć w skalę: od zimna i gładkości do ciepła i chropowatości. Kolor niebieski na ogół bywał określany przy tym jako świeży, biały jako męczący (mylono go niekiedy z żółtym i czarnym), zielony wydawał się zimny i bardzo gładki, żółty Bardziej szorstki, lecz gładszy i zimniejszy od czarnego. Kolor czerwony miał być szorstki, jak gdyby po futerku zwierzęcia posuwało się ręką pod włos. Niewidomy J. M. umiejscawiał swoje odczucia przy dotykaniu barwnych powierzchni w sposób następujący: niebieski w lewej dłoni, zielony ponad nią, żółty w prawej dłoni, a ponad nią czerwony". Interesujący jest sposób, w jaki niekiedy odczuwane są umieszczone pod szkłem czarne formy graficzne na tle białym. Dla Bogny przedstawiały się one rozmaicie: czasem jako ciepłe
61 (jak gdyby bardziej szorstkie) kreski i plamki na powierzchni szyby, a czasem jak twierdziła jako bardzo wyraźne wypukłości szkła. Umieszczone pod szybą druciki, cienkie patyczki itp. przedmioty odczuwane bywały przeważnie jako wypukłości na powierzchni szyby, zarówno przez Bognę, jak i niektóre z niewidomych dzieci. Gdy czytamy opisy dermooptycznych sposobów odczuwania barw, nieodparcie nasuwa się refleksja, że mamy tu do czynienia z czymś bardzo podobnym do synestezji (np. widzenie muzyki" i słyszenie" zapachów, opiewane przez Baudelaire'a i innych poetów, a tak cenione przez zażywających LSD). W doświadczeniu Y. Duplessis zamykano osoby badane w pomieszczeniu, którego ściany miały zmienny kolor (były obracane) lub które oświetlano światłem o różnych barwach. Kolory te wywoływały różne odczucia: ciemnozielononiebieski sprawiał wrażenie rozproszonego oddźwięku w chłodnej przestrzeni", a czerwonołososiowy ciepłej, małej przestrzeni z aksamitnym dźwiękiem". Te same odczucia przy kolorze niebieskim miało 60%, a przy czerwonym 50% badanych. Niektóre osoby odczuwają czerń jako cienką", inne jako ciężką i przyciągającą dłoń", a biel sprawia wrażenie grubej" albo lekkiej". Doznania dermooptyczne są często ogromnie trudne do opisania słowami. Młody naukowiec z Uniwersytetu Kalifornijskiego uczestniczący w doświadczeniach z Mary Wimberley zapytał ją kiedyś poważnie, czy mogłaby nazwać odczucie, którego doznaje dotykając purpury. Mary odpowiedziała bez wahania, że chętnie odpowie na to pytanie, jeśli najpierw on jej powie, co właściwie widzi, gdy spogląda na purpurę. Rozpoznawanie barw i form graficznych skórą jest możliwe również bez kontaktu dotykowego. Już osoby ćwiczone przez Romains'a rozpoznawały barwy na odległość. Dr Nowomiejski próbował ustalić, z jakiej odległości potrafią wykryć barwę karty jego studenci. Różne osoby zaczynały odczuwać kolor, trzymając ręce na rozmaitej wysokości. Kartę czerwoną wyczuwał Borys M. trzymając nad nią dłoń przynajmniej na wysokości 35 cm, Ludmiła L. na wysokości 45 cm, Arkadiusz A. 70 cm, a Larysa L. przynajmniej w odległości 77 cm. Czerwień zdawała się promieniować najwyżej ze wszystkich barw, błękit zaś na odległość najmniejszą. Wysokość barwnej bariery, czyli granica odczuwania ręką poszczególnych barw na odległość, zależy oczywiście od charakteru oświetlenia w pomieszczeniu. W doświadczeniach amerykańskich bywała trafnie określana każda z czterech barw (biel, czerń, czerwień, błękit), jeśli dłoń rozpoznająca znajdowała się nie wyżej niż 5 cm nad kartonikiem. Jedna z osób ćwiczonych przez Y. Duplessis odróżniała płytki zielone od czarnych, trzymając rękę na wysokości przynajmniej 20 cm ponad nimi. Przy dobrym oświetleniu Bogna rozpoznawała bez trudu barwy kart czerwonych, niebieskich i zielonych, które zbliżone były do jej dłoni na odległość kilku centymetrów. W długiej serii doświadczeń nie pomyliła się ani razu. Z Krzysztofem Boruniem próbowaliśmy znaleźć wartość progową w rozpoznawali i u na odległość miejsca i kształtu prostych figur geometrycznych, czarnych na białym tle. Bogna wodziła palcami po powierzchni szyby, do której z przeciwnej strony zbliżano arkusz białego papieru z narysowaną na nim kreską i kropką. Kreska miała 20 mm długości i l mm szerokości, leżąca obok kropka miała średnicę 3 mm. Gdy test znalazł się W odległości 19 cm od szyby, dziewczynka była już w stanie dokładnie określić położenie i kształty figur. W dalszych doświadczeniach Bogna wskazywała na powierzchni szkła położenie kresek o szerokości 2 mm, które znajdowały się na papierze leżącym do 30 cm poniżej szyby. Osiągnięcia zespołu dr Duplessis w rozpoznawaniu testów na odległość za pomocą widzenia skórnego (paraoptycznego) wydają się szczególnie interesujące. Ćwiczenia prowadzono kilkoma sposobami, np. osoba badana siadała przy oknie w świetle dziennym; przed nią stawał eksperymentator trzymający kartę (test) w taki sposób, aby sam jej nie widział. Zadaniem osoby badanej niewidomej lub widzącej z zasłoniętymi oczami- było wykrywanie czarnych geometrycznych kształtów na białych kartach lub l do 9 czarnych kółek nalepionych na tło białe. W dalszych ćwiczeniach stosowano testy literowe. Najczęściej rozpoznawaną literą była litera A", z największą trudnością rozpoznawano E". Najpierw odczuwany był kształt ogólny, a następnie po około dwóch minutach silnie napiętej uwagi cała litera. Osoby badane wolały, gdy eksperymentator poruszał karty przed ich twarzą. Badano też widzenie paraoptyczne różnych przedmiotów. Były one umieszczane w przejrzystych, plastykowych pudełkach, na białym lub czarnym papierze. Eksperymentator lekko poruszał pudełkiem naprzeciw twarzy osoby badanej. Widzenie skórne wydaje się dokonywać jakby we mgle, z której stopniowo wynurzają się niewyraźne kontury. W ich wyróżnianiu pomagali sobie badani ruchami głowy. Gdy
62 ich dłonie były obrócone w kierunku przedmiotu, wzmacniało to widzenie paraoptyczne. Niedowidząca pani J. G. (ćwiczona oczywiście z zawiązanymi oczami) potrafiła w ten sposób wykryć, który z pięciu przedmiotów użytych w doświadczeniu znajdował się przed jej twarzą. Ciekawe bywały przy tym jej odczucia; np. gdy przedmiotem rozpoznawanym były nożyczki, pani J. G. odbierała wrażenie smaku metalicznego. W innego typu doświadczeniach osoby badane siadały w ciemnym pokoju w odległości 1,6 m od tablicy, na której znajdowało się 40 żarówek (po 25 W każda) w kolorach: niebieskim, żółtym, białym, czerwonym i zielonym. Żarówki zapalał eksperymentator w różnej kolejności, a osoby badane rozpoznawały ich barwę skórą twarzy. Kolory ciepłe wydawały się jakby migoczące, biel i czerwień bywały niekiedy mylone. W latach pięćdziesiątych radziecki psycholog A. Leontiew wytrenował grupę osób w odróżnianiu świateł czerwonego i zielonego, które rzutowano na ich dłonie. Różnice w oddziaływaniu cieplnym tych świateł zostały przy tym wyeliminowane dzięki zastosowaniu filtrów. Skórę osób badanych uczulano za pomocą podrażnień elektrycznych na działanie światła było to zatem doświadczenie ze sztucznym" efektem dermooptycznym. Dr Nowomiejski rzutował na dłonie Kuleszowej światła barwne, również z odfiltrowanym ciepłem. Róża bardzo szybko nauczyła się określać w tych warunkach wszystkie kolory tęczy. Już w pierwszych doświadczeniach dra Szefera z Różą Kuleszową przekonano się, że palce jej nie wymagają bezpośredniego kontaktu z przedmiotem, aby widzieć". Rozpoznawanie kart barwnych przez szkło. celuloid lub celofan nie jest nawet w najmniejszym stopniu trudniejsze niż bezpośrednie. Rozpoznawany przez szkło rysunek nie musi koniecznie być, jak się okazuje, przedmiotem konkretnym. Bez trudu identyfikowała Róża kolor i kształt linii świetlnej na ekranie oscylografu. Wystarczyło 15 minut ćwiczeń, a umiała również odczytywać zadania arytmetyczne, które rzutowane były na matówkę urządzenia podobnego do ekranu telewizora. Róża potrafiła też określać kolor i wysokość słupka cieczy w probówkach. Przykrycie nieprzezroczystym papierem testu stwarza warunki, w których oko nie jest już w stanie go rozpoznać. Dla palców osoby o dużej wrażliwości dermooptycznej rysunek pozostaje jednak widoczny. W 20 kolejnych doświadczeniach z Bogną Stefańską, w których podawano jej karty barwne w kopertach z grubego, szarobrązowego papieru pakowego, dziewczynka miała 100% wyników trafnych. Doświadczenia przeprowadzano w znakomitych warunkach świetlnych (co dla zjawiska dermooptycznego jest czynnikiem niewątpliwie sprzyjającym): w ogrodzie, w pełnym słońcu. Przy słabym świetle sztucznym przeprowadziliśmy wspólnie z K. Boruniem eksperyment, który polegał na kolejnym zdejmowaniu warstw bibułki pokrywającej rysunek. Tym razem Bogna zaczynała wyczuwać palcami kontury rysunku dopiero wtedy, gdy znajdował się on już na pograniczu widzialności dla wzroku: przez 3 warstwy bibułki. Materiały półprzejrzyste, pokrywające test, nie przysparzały Bognie żadnej trudności; w wielokrotnych próbach rozróżniania kart barwnych przez złożoną dwukrotnie (i więcej) folię polietylenową dziewczynka nie popełniła nigdy błędu. Dermooptyczne właściwości Amerykanki Patrycji Stanley nie zanikały nawet wtedy, gdy na rękach miała gumowe rękawiczki. Osobliwą cechę skórnego widzenia, która daje mu niejaką wyższość nad normalnym widzeniem ocznym, nazwał dr Nowomiejski przenikającą, właściwością wrażliwości dermooptycznej". Jego doświadczenia w tym zakresie dały zdumiewające rezultaty. Nowomiejski kładł kawałki folii aluminiowej, blaszki mosiężne lub miedziane na przezroczyste, kolorowe karty, które od spodu były oświetlane. Uzdolnieni i wytrenowani dermo-optycznie studenci, których palce przesuwały się po powierzchni metalowych pokryw, stwierdzali zawsze, że jest ona jakby lepka, gdy pod spodem wył kolor czerwony; w przypadku błękitu powierzchnia wydawała się im gładka. Niewidomą Nadię Lobanową nauczył dr Nowomiejski rozpoznawania wszystkich barw tęczy, znajdujących się pod miedzianą blachą. Niewidoma widziała więc to, co było niedostępne dla człowieka widzącego. A. Demenewa i A. Koczigina przeprowadziły w 1965 r. w Instytucie Pedagogicznym w Niżnym Tagile doświadczenia polegające na rozpoznawaniu barw kawałków tkanin zamkniętych w metalowych pudełkach. Kolory były identyfikowane dotykiem na podstawie zróżnicowania doznań temperaturowych. W tym samym roku D. Gilew i. I. M. Goldberg w masowym eksperymencie przebadali znaczną liczbę osób za pomocą specjalnego urządzenia pewnego rodzaju ruletki z metalowymi płytkami, przykrywającymi kolorowe płaszczyzny. Na podstawie wyników tych badań możemy dziś mówić o istnieniu zdolności człowieka do rozpoznawania ręką barwy przez warstwę metalu. Jak wykazuj ą rezultaty badań radzieckich z 1973 r., z różnego rodzaju nieprzezroczystych ekranów najmniej utrudniają rozpoznanie dermooptyczne te, które dobrze przepuszczają promienie podczerwone, pochodzące z pokrytych przez nie powierzchni barwnych. Gdy kolorowe testy przykrywano foliami z rozmaitych metali, przez folię aluminiową barwy odczuwane
63 były najsilniej. Widzenie skórne wykazuje jednakże pod wieloma względami podobieństwo do widzenia ocznego. Podobnie jak widzenie normalne słabnie ono w świetle przyćmionym i zanika (choć nie u wszystkich) w zupełnej ciemności. Dwaj spośród studentów Nowomiejskiego potrafili w pozbawionym światła pomieszczeniu czytać rękami, a także Róża Ku-leszowa identyfikowała duże litery, potrafiła też w tych warunkach określać kolor bawełnianych skarpetek i ołówków. Przy bardzo słabym świetle, w którym barwy były już nierozróżnialne wzrokiem dla nikogo z obecnych, Bogna rozpoznawała prawidłowo i szybko wszystkie karty czerwone, oddzielając je od pozostałych (zielonych i niebieskich). Barw tych ostatnich nie potrafiła nazwać, jakkolwiek rozdzieliła je potem prawidłowo: niebieskie jako cieplejsze", zielone jako zimniejsze". W doświadczeniach amerykańskich z Mary Wimberley również badano ewentualny wpływ oświetlenia na częstotliwość trafnych rozpoznań. Mary umieszczano w ciemni i dawano do posortowania talię kartoników w czterech kolorach. W tych warunkach procent popełnianych błędów był dokładnie ten sam, co w doświadczeniach kontrolnych, robionych w pełnym świetle. Istotnym czynnikiem w rozpoznawaniu dermooptycznym jest jak się okazuje kierunek padania światła. W doświadczeniach, które przeprowadziliśmy z Krzysztofem Boruniem, okazało się, że Bogna różnie lokalizuje na powierzchni szkła drobne formy graficzne, znajdujące się o 25 cm niżej, zależnie od kąta, pod którym pada światło na test. Doświadczenia były przeprowadzane w warunkach, w których trudno było dokonać dokładnych pomiarów. Niemniej, miejsce lokalizacji kreski na szkle, które znajdowało się o 25 cm wyżej, określane było przez Bognę w miejscu leżącym dokładnie ponad kreską tylko wtedy, gdy eksperyment przeprowadzano w świetle rozproszonym. Jeśli jednak kierunek padania światła na test był określony, miejsce lokalizacji dermooptycznego odczucia kreski (znajdującej się poniżej płyty szklanej) przesuwało się w kierunku przeciwnym do kierunku, z którego padało światło. Rezultat tego rodzaju doświadczeń zdawałby się świadczyć o możliwości kierunkowego działania hipotetycznych receptorów dermooptycznych". Gdy pod szybą umieszczono na białym tle prostokątny arkusik folii aluminiowej, a szybę ułożono pod takim kątem, aby odbijał padające światło w kierunku rozpoznającej, Bogna stwierdziła ze zdumieniem, że jest tam coś Jaśniejszego od białego papieru". Poproszono wówczas Bognę o cofnięcie rąk i zmieniono kąt nachylenia szyby. Teraz dziewczynka jeszcze bardziej zaskoczona rozpoznawała ten sam prostokącik jako coś ciemnego, dziwiąc się, jakim sposobem mógł się nagle zmienić. Stwierdziliśmy też (znane już zresztą od dawna badaczom w innych krajach) zjawisko mieszania się barw. Położone 30 do 40 cm poniżej szyby dwa stykające się prostokąciki niebieski i żółty były określone przez Bognę jako coś zielonego". Przy intensywnym (prawie monochromatycznym) świetle czerwonym Bogna nie widziała" palcami czerwonego koła, umieszczonego pod szybą na białym tle, tak samo jak nie widzieli go swym normalnym wzrokiem prowadzący doświadczenie. Gdy Róża Ku-leszowa dotykała palcami niebieskiego kwadratu, oświetlonego promieniami czerwonymi, nazwała go fioletowym. Również fioletowe zabarwienie widział eksperymentator. Przy monochromatycznym świetle czerwonym oczy człowieka nie są w stanie zidentyfikować żadnej barwy. Tymczasem drnowomiejski umieścił w takim oświetleniu studenta wydziału grafiki, Borysa M., wytrenowanego w widzeniu skórnym. Podczas pierwszej próby palce Borysa tak, że nie widziały kolorów. Po kilku ćwiczeniach stwierdził on jednak, że nawet przy czerwonym świetle odbiera różne odczucia przy różnych barwach. Wkrótce nauczył się te różnice wychwytywać i je zapamiętał. Odtąd jego ręka widziała to, czego oczy widzieć nie mogły: barwy w świetle czerwonym. Udane próby rozpoznawania testów w zupełnej ciemności przy ich oświetleniu jedynie promieniami podczerwonymi przeprowadzono też w Stanach Zjednoczonych z Patrycją Stanley. Z inicjatywy Krzysztofa Borunia przeprowadzono również z Bogną Stefańską doświadczenia z widzeniem skórnym w podczerwieni. Wiązka promieni podczerwonych skierowana na szybę, pod którą umieszczono test, pomagała dziewczynce w lokalizowaniu czarnej plamy na białym tle. Piszący te słowa obserwowali przez wiele miesięcy dzieci niewidome, trenujące swoje zdolności dermooptyczne. Narzuca się tu podobieństwo działania widzących" palców do działania cybernetycznych aparatów widzących", których konstrukcja wzorowana jest na budowie poznanych już, prymitywnych narządów widzenia zwierząt niższych. Istotnie odnosi się wrażenie, jakby widzeniem skórnym rządziły prawa podobne do tych, które kierują procesami widzenia np. stawonogów. Przy dermooptycznym rozpoznawaniu leżących pod szkłem czarnych sylwet na białym tle występuje co zauważono podczas testowania dzieci w Laskach zjawisko bardzo podobne do
64 zjawiska hamowania obocznego. Hamowanie oboczne poznano przy badaniach nad działalnością fotoreceptorów i należących do nich komórek nerwowych (neuronów). Każda z nich ma wielokrotne połączenia z neuronami sąsiednimi, którym przekazuje otrzymany od swego fotoreceptora sygnał impulsu lub hamowania. Neuron należący do fotoreceptora, który znajduje się tuż przy brzegu pobudzenia (może to być np. granica bieli i czerni), nie będąc hamowany przez sąsiedni neuron niepobudzony, zachowuje się tak, jakby odebrał bodziec znacznie silniejszy reaguje więc ze znacznie większą częstotliwością. Skutkiem tego dla prymitywnego oka zwierzęcia, a także widzącego" aparatu, najlepiej widoczne są brzegi sylwety, podczas gdy wewnątrz niej kontrast pomiędzy jej czernią a bielą tła jest stosunkowo słabo odbierany. Przesuwające się po szkle palce niewidomych dzieci znacznie łatwiej umieją wskazać granicę pomiędzy czernią! bielą, niż określić, po której stronie znajduje się biel, a po której czerń; takie stwierdzenie następuje dopiero później. W wyniku badań nad siatkówką stawonogów okazało się, że istnieją trzy rodzaje komórek nerwowych odbierających bodźce od fotoreceptorów. Są to zwane z angielska komórki typu on, komórki typu off oraz komórki typu on-off. Komórki ostatniego typu odpowiadają wzmożonymi impulsami zarówno na odebrane przez fotoreceptor przejście od ciemności do światła (włączenie światła), jak i na przejście od światła do ciemności (wyłączenie światła). Komórka typu ów odpowiada zwiększoną częstotliwością impulsów tylko na włączenie oświetlenia, nie reaguje zaś wcale, gdy światło gaśnie. Odwrotnie zachowuje się komórka typu off, nie reagująca na pojawienie się światła, a za to reagująca zwiększeniem częstotliwości impulsów na wyłączenie oświetlenia. Struktura połączeń hamowania obocznego. Fotoreccptory przekazują pobudzenie komórkom nerwowym, których wyjścia nie tylko oddziałują na warstwę następną, lecz powodują hamowanie sąsiednich neuronów Wykrywanie brzegów pobudzenia za pomocą hamowania obocznego
65 Odpowiedzi komórek on i off oraz on-off na bodziec świetlny Mamy powody przypuszczać, że podobne procesy towarzyszą dermo-optycznemu rozpoznawaniu testu biało-czarnego. Granica bieli i czerni przekraczana palcami wielokrotnie, lecz zawsze w tym samym kierunku, wydaje się o wiele trudniejsza do zlokalizowania niż w przypadku, gdy ręka przekracza ją w obu kierunkach: od bieli do czerni i od czerni do bieli. Tego rodzaju analogii (a może nawet podobieństw) pomiędzy widzeniem skórnym a widzeniem prymitywnych narządów zwierząt niższych i aparatów na nich wzorowanych jest zapewne więcej. (Czytelników zainteresowanych tym zagadnieniem odsyłamy do książki Ryszarda Gawrońskiego, Rozpoznanie i decyzja, PWN, Warszawa 1970.) Zastanawiające zbieżności w działaniu fotoreceptorów ocznych i hipotetycznych fotoreceptorów" skórnych od początku zwracały uwagę badaczy rosyjskich. F. Czetin i A. Nowomiejski (1968) wymieniają następujące najważniejsze prawa, które są jednakowe dla fotorecepcji skórnej i dla ocznego widzenia: 1. prawo mieszania kolorów; 2. chromatyczny i świetlny kontrast; 3. zjawisko Purkyniego; 4. świadome odbieranie barw i form graficznych; 5. perspektywa optyczna; 6. optyczne złudzenia; 7. adaptacja do światła i ciemności. Choć do tej pory nie znamy istoty zjawiska dermooptycznego, wychodząc od roboczych hipotez próbowano już nawet stwarzać warunki, które pomagałyby w widzeniu skórnym. Dr Nowomiejski dawał swoim studentom kolorowe karty, których barwy rozpoznawane były z niewielkiej odległości. Nowomiejski zakładając, że widzenie skórne ma charakter elektromagnetyczny, próbował kłaść testy na podłożu izolującym. Studenci zaczęli wtedy reagować na kolorową kartę, znajdującą się w takiej odległości od dłoni, jaka uprzednio uniemożliwiała wszelkie rozpoznanie. Gdy w swoich doświadczeniach z dziesięcioma osobami niewidomymi (dorosłymi) kładł Nowomiejski barwne testy na izolujących podłogach, nagle zaczynali oni odbierać charakterystyczne wrażenia dermooptyczne. Gdy użyto płyt izolacyjnych, nie było ani jednej osoby niewidomej, która nie wykazałaby wyraźnie pozytywnej tendencji do widzenia skórnego jak stwierdza eksperymentator. Dr Nowomiejski twierdzi też, że ręce mogą odczytywać z większej odległości litery, które leżą na płytkach mających niewielki ładunek elektryczny. I odwrotnie: zauważył on, że widzenie skórne zanikało, gdy test lub czytająca" ręka niewidomego były uziemione. Na Naukowej Konferencji Psychologów Uralu (1966) Kolesnikow, Filimonow i Biełousow referowali wyniki swych badań przeprowadzonych w pracowni fizycznej, z których dowiadujemy się, że rezultaty rozpoznań dermooptycznych polepszają się nie tylko przez zmianę elektrostatycznego stanu obiektu, lecz również rozpoznającego wycinka skóry. Teorie i hipotezy Żadna z prób dotarcia do istoty zjawiska dermooptycznego nie została dotąd zakończona pozytywnym rezultatem, jakkolwiek istnieje szereg interpretacji usiłujących tłumaczyć to zjawisko. Zdaniem prof. L. Wasiliewa widzenie skórne jest cechą atawistyczną. Zdolność reagowania na światło i barwę bez pomocy oczu mają również pewne zwierzęta. W szczególności spotykamy ją u niektórych gatunków ryb. Ślepe ryby mogą odczuwać światło przez przezroczyste kości czaszki ośrodkiem znajdującym się w międzymózgowiu, z którego w procesie rozwoju zarodkowego tworzy się siatkówka oka. Światłoczułością obdarzony jest również naskórek, przynajmniej u niektórych gatunków ryb. Warto przypomnieć, że światło widzą" nawet zwierzęta jednokomórkowe, co możemy obserwować np. w doświadczeniach z pantofelkami, wykazującymi fototaksję dodatnią (tendencję do płynięcia w kierunku światła). Związek z normalnym widzeniem był tu już wielokrotnie podkreślany. Być może, widzenie skórne jest zapasową" możliwością człowieka, odziedziczoną po jego zwierzęcych przodkach. Bez względu na to, czy w widzeniu udział bierze siatkówka oka, czy receptor skórny, odbierane wrażenia trafiają do ośrodka widzenia w mózgu. Dr Józef Goldberg, pracując z niewidomymi, miał okazję stwierdzić, że pacjenci, których ślepota spowodowana była uszkodzeniem oczu lub nerwu wzrokowego, zdolni byli rozwijać u siebie widzenie skórne, podczas gdy u lud/.j z uszkodzeniami centrum widzenia w mózgu również i skóra nie była zdolna do widzenia. W takim aspekcie widzenie skórne powinno by być równie normalne" jak widzenie oczne, dokonywane tylko za pomocą innych receptorów niż siatkówka oka. Jules Romains zakładał istnienie ocelli" (miniaturowych oczu) znajdujących się w tkankach całej skóry. Niestety, mimo skrupulatnych poszukiwań nie znaleziono w skórze niczego podobnego do fotoreceptorów siatkówki. Później dr Stuart Hamerhoff przedstawił inną fizjologiczną hipotezę. Ocelli" zostały w niej zastąpione przez mostki mikrokanalików (cylindrów proteinowych odkrytych dzięki mikroskopii elektronowej), które można znaleźć w komórkach naskórkowych. Hamerhoff
66 przypisuje im zdolność transmitowania energii fotonowej przez transformowanie jej na sygnały elektryczne, przekazujące informacje neuronom sensorycznym. W innej hipotezie głosi się, że widzenie skórne polega na odbiorze podczerwieni. Zdają się przemawiać za nią wyniki niektórych doświadczeń amerykańskich i radzieckich. Normalnie nie dochodzi do świadomości fakt, że odczuwamy promieniowanie podczerwone, emitowane przez różne powierzchnie barwne. Nie znaczy to jednak, że jest ono w ogóle nie odbierane. Ćwiczenie wrażliwości dermooptycznej polegałoby na przechodzeniu z podświadomości do świadomości odbieranych wrażeń. K. Boruń przeprowadził z Bogną Stefańską eksperyment polegający na mierzeniu szybkości, z jaką dziewczynka lokalizuje palcami czarną figurę na białym tle przez szkło i warstwę powietrza oraz przez szkło i różnej grubości warstwy wody. Zwiększając do 10 mm grubość warstwy wód} pomiędzy dotykaną przez Bognę szybą a testem, uzyskiwało się średnio dwukrotne przedłużenie czasu potrzebnego dla ustalenia, gdzie znajduje się kreska i jakie jest jej położenie, a woda jak wiadomo jest substancją silnie pochłaniającą podczerwień. Zdaniem niektórych badaczy widzenie skórne polega na odbiorze odbitego od rozpoznawanego przedmiotu promieniowania, którego źródłem są radioaktywne izotopy znajdujące się w ciele człowieka, a zdaniem innych na bezpośrednim odbiorze niewidzialnych fal elektromagnetycznych, emitowanych przez rozpoznawany przedmiot. Ten ostatni pogląd zaprezentował M. Kożewnikow na Naukowej Konferencji Psychologów Uralu. W doświadczeniach francuskich osoba niedowidząca z zawiązanymi oczami rozpoznawała barwy kart o wymiarach 17x22 cm, zbliżając j oddalając dłoń od karty. Ręka zatrzymywała się zawsze na pewnej określonej wysokości nad kartą: 13 cm nad czerwoną, około 15 cm nad czarną, 20 cm nad żółtą i 23 cm nad niebieską. Gdy karta była biała lub miała bardzo jasny odcień zieleni czy błękitu, dłoń zatrzymywała się na różnych wysokościach. W doświadczeniu tym bodźce dermooptyczne sterowały mechanizmem ruchów mimowolnych podobnie jak dzieje się to w przypadku radiestety, którego mięśnie kurczą się niezależnie od jego 'woli, gdy znajdzie się ponad wodą płynącą pod ziemią, wprawiając w ruch trzymaną w rękach różdżkę. Na istnienie związku pomiędzy zjawiskiem biofizycznym, stanowiącym o istocie różdżkarstwa, i dermooptycznym zdaje się też wskazywać zdolność Bogny Stefańskiej do wykrywania stalowej kulki, zamkniętej w jednym z sześciu aluminiowych pudełeczek. W serii doświadczeń pomyłki zdarzały się stosunkowo rzadko. Podobne doświadczenia oglądaliśmy na wyświetlanym podczas kongresu psychotronicznego w Pradze filmie amerykańskim Eksperymenty z Uri Gellerem [Uri Geller bywa) wielokrotnie pomawiany o oszustwo. W celu oczyszczenia się z tego rodzaju insynuacji dwukrotnie pozwolił przebadać uczonym demonstrowane przez siebie zjawiska: w 1973 r. w Instytucie Stanforda (USA) oraz w 1974 r. na Uniwersytecie Londyńskim]. Dla prof. Stefana Manczarskiego zjawiska różdżkarstwa i dermooptyczne były pod względem swojej istoty identyczne. Oto w zarysie jego pogląd: Jeżeli na drodze fal elektromagnetycznych postawimy ebonitową płytkę, to wystąpi zjawisko piezoelektryczne: płytka zacznie drgać. Energia elektromagnetyczna przemieni się częściowo w energię mechaniczną, dzięki czemu w pobliżu płytki będziemy mogli stwierdzić obecność fal akustycznych i elektromagnetycznych o powiązanej amplitudzie i częstotliwości. Bywa i odwrotnie. Ruch mechaniczny może powodować powstawanie fal elektromagnetycznych. Woda przesiąkająca przez piasek daje efekt promieniowania energii na tzw. widmowych falach elektromagnetycznych. Źródłem fal elektromagnetycznych w ciele stałym są drgania jego siatki krystalicznej. Tkanka żywa przedstawia tzw. teksturę, to jest mieszaninę substancji bezpostaciowych z wtrąceniami różnych ciał krystalicznych, które podlegają drganiom podtrzymywanym głównie fluktuacjami energii cieplnej. Każde więc ciało wypromieniowuje nieustannie fale akustyczne i elektromagnetyczne w bardzo szerokim zakresie częstotliwości. Jest to zarówno promieniowanie spontaniczne jak i indukowane (stymulowane). Uogólniając można powiedzieć, że każdy przedmiot emituje jakieś własne lub wzbudzone w nim drgania. Daje na odległość znać o sobie. Wysyła informacje o miejscu, w którym się znajduje, o swoim kształcie, wielkości, a nawet składzie chemicznym. Jak odbywa się odbiór tych informacji przez człowieka? Bezpośrednio reagują mitochondria organelle rozsiane we wszystkich żywych komórkach. W każdym mitochondrium zawarty jest system, w którym wyzwalane są wolne elektrony (dryfujące pod działaniem fali elektromagnetycznej w kierunku jej biegu). Mitochondria zachowują się więc jak miniaturowe przekaźniki elektronowe. Działanie wywierane na miliony mitochondriów (obecnych m.in. w palcach zbliżanych do aluminiowych pojemników) sumuje się w sposób nieświadomy w mózgu, w systemie retikularnym.
67 Wiemy już, że wszystkie otaczające nas ciała, żywe i martwe, emitują właściwe sobie drgania i że wszystkie one są przez nas odbierane. W jaki jednak sposób radzi sobie nasz system retikularny z tymi setkami napływających nieraz sygnałów? Jak z tego szumu informacyjnego wyłonić się może ta jedna, właściwa, użyteczna informacja? System retikularny jest urządzeniem, które integruje całokształt pracy naszego systemu nerwowego na zasadach statystycznych, a wiadomo (z teorii informacji), że możliwe jest odbieranie sygnałów nawet bardzo słabych, leżących głęboko poniżej poziomu zakłóceń, jeżeli do rejestracji tych sygnałów stosuje się metodę statystyczną. Przykład prostego obliczenia łatwo pozwoli nam zrozumieć, o co tutaj chodzi. Sygnał s powtórzony n razy podlega sumacji czasowej": odbieram jakby jeden sygnał n razy wzmocniony. Natomiast zakłócenia wzrastają przy tych powtórzeniach w stopniu znacznie mniejszym, wyrażającym się zaledwie pierwiastkiem z n. Dajmy na to, sygnał powtórzony szesnaście razy ulegnie szesnastokrotnemu wzmocnieniu, przy czym zakłócenia wzrosną tylko czterokrotnie. Odbieranie informacji poniżej poziomu szumów wymaga zatem dłuższego czasu rejestracji. Dlatego też np. Bogna nie wskazywała od razu na pojemnik zawierający kulkę, lecz dokonywała wyboru po dość długotrwałym eliminowaniu pudełeczek pustych. Większość psychotroników coraz bardziej skłania się ku poglądowi, że widzenie skórne polega na wzajemnym oddziaływaniu na siebie pól energetycznych, emitowanych przez przedmiot i przez rękę widzącą". Zasadność takich poglądów zdaje się potwierdzać doświadczenie Wiktora Adamienki z Moskwy, który sfotografował w polu wielkiej częstotliwości napis, po czym przykrył go warstwą czarnego papieru i wykonał drugie zdjęcie, kirlianowskie; litery ukazały się również na fotografii drugiej, jedynie z nieco mniejszą wyrazistością. Adamienko nazwał to zjawisko technicznym wariantem widzenia skórnego". Według najnowszej koncepcji Nowomiejskiego zjawisko dermooptyczne polega na interakcji pomiędzy podczerwonymi promieniami powierzchni dłoni i barwnej powierzchni testu. Jest niewykluczone, że badania prowadzone obecnie w wielu ośrodkach na świecie potwierdzą prawdziwość niejednej, lecz naraz dwóch lub trzech spośród powyższych interpretacji. Może zresztą powstaną jeszcze nowe? Podobieństwa i związki zachodzące pomiędzy widzeniem skórnym a zjawiskami określonymi tradycyjnie jako parapsychiczne zwracały już nieraz uwagę eksperymentatorów. Prof. Thelma Moss zwróciła uwagę na niewątpliwie ujawniające się zdolności telepatyczne u trenowanej w widzeniu skórnym niewidomej Mary. Przeprowadzone z nią badania wykazały, że liczba trafień stanowiła ok. 50% w ostatniej serii 100 prób, podczas gdy liczba trafień przypadkowych nie powinna przekraczać 25% (a zatem jest to wynik wysoce znaczący). Thelma Moss nie wyklucza też możliwości istnienia związku pomiędzy zdolnościami dermooptycznymi a zdolnością jasnowidzenia, co stanowiłoby jej zdaniem ogniwo łączące spostrzeganie zmysłowe i pozazmysłowe. W opublikowanych w 1968 r. wynikach badań J. Goldberga czytamy, że najwrażliwsi i wytrenowani w rozpoznawaniu barw na odległość studenci potrafili określać kolor materiału testowanego również po jego usunięciu. Sprawiało to wrażenie, jakby wyczuwali ślad barwy przedmiotu Pozostały w powietrzu. Dr Andriej Szewalew i jego współpracownicy prowadzący ćwiczeń z niewidomymi dziećmi stwierdzili, że dzieci rozwijające swoją wrażliwość dermooptyczną stają się dobrymi odbiorcami przekazów telepatycznych. Z drugiej jednak strony istnieniu związku między zdolnościami dermooptycznymi a telepatycznymi zdaje się zaprzeczać fakt, że u Róży Kuleszowej nie wykryto żadnych innych poza dermooptycznymi zdolności do spostrzegania paranormalnego. Rozwój właściwości odbioru telepatycznego związany z treningiem dermooptycznym wielokrotnie ujawniał się natomiast u Bogny Stefańskiej. Nierzadko zdarzało się jej wiedzieć jakie litery lub jakie słowo dostanie za chwilę do odczytania. Bywało i tal że dziewczynka ujawniała fakt posiadania informacji o treści testu, a faktu tego sobie nie uświadamiała. Gdy np. wylosowane karty z literami ułożyły się w szang", Bogna zaczęła sobie bezmyślnie powtarzać półgłosem szan-szan-szan"; po chwili uświadomiła sobie niedorzecznej wymawianego tekstu i zracjonalizowała" go na chrzan". Innym razem Bogna miała za zadanie rozpoznać gwiazdę leżącą pod szkłem na tle bardzo słabo kontrastującym. Zadanie było trudni a dziewczynka tego dnia wyjątkowo nie skupiona. Przez dłuższą chwilę wodziła palcami po szybie, nie mogąc ustalić, co się pod nią znajduj W końcu w zniecierpliwieniu zaczęła skrobać paznokciami powierzchni szkła. Gdy poproszono ją o skupienie uwagi, odpowiedziała: Przecież widzisz, że nic mi nie wychodzi. Tarłam, tarłam, drapałam tę gwiazdę i ciągle nie wiem nic". Było to znaczące przejęzyczenie: Bogna chciał
68 powiedzieć drapałam tę szybę", a powiedziała gwiazdę" słowo, które znajdowało się u niej już wtedy tuż pod progiem świadomości i nawet wypowiedziane nie przekroczyło tego progu. Bogna indagowana na ten temat zdawała się nie pamiętać, co przed chwilą powiedziała; twierdziła że były to słowa drapałam szybę". Pytanie: czy słowo to było sformułowanym przez nią podświadomie rozwiązaniem zadania dermooptycznego, czy też odebrane zostaj w wyniku przekazu telepatycznego od eksperymentatora? Podczas badań testowych w zakładzie dla niewidomych dzieci w Laskach autorzy przeprowadzili również pewną liczbę testów na zdolność do odbioru telepatycznego. Próby te dokonane zostały dopiero po kilku tygodniach ćwiczeń dermooptycznych, z chłopcami wykazującymi w tym zakresie najwybitniejsze zdolności. Do doświadczeń służyły karty czerwone i niebieskie. Chłopcy odgadywali, na jaką kartę patrzy osoba prowadząca ćwiczenie. W krótkich seriach Tadeusz Ż. i Grzegorz D. uzyskiwali po 7 lub 8, niekiedy 9 trafień na 10 przekazów. W opisanym w podrozdziale Cechy zjawiska doświadczeniu ze szklankami wyłożonymi od środka papierem i ze szklankami napełnionymi wodą ujawniono przypadkowo jeszcze jedną zdolność Bogny: choć para szklanek szklanka z wodą i szklanka z papierem miały tę samą temperaturę (mierzoną z dokładnością do 0,1 C), dziewczynka nigdy nie miała wątpliwości, które z naczyń zawiera wodę, a które papier. Twierdziła, że zewnętrzna powierzchnia szkła zawierającego wodę jest zawsze jakby wilgotna". Gdy obie szklanki przecierano wilgotną watką, po czym osuszano ściereczką (dla ujednolicenia), wilgotna" bywała nadal tylko szklanka zawierająca wodę. Czyżby istota tego zjawiska miała również podobnie jak eksperyment z odszukiwaniem kulki stalowej w wielu pudełkach charakter różdżkarski"? Z Bogną przeprowadzono też doświadczenia, w których rozpoznawała z odległości paru metrów formy i barwy prostych rysunków, poddawanych działaniu szeregu krótkich impulsów elektromagnetycznych w tzw. impulsatorze Manczarskiego. Zwykle w ciągu kilkunastu minut była ona w stanie z całkowitą dokładnością opisać słowami graficzną i kolorystyczną treść tekstu. Na wyciąganie ostatecznych wniosków z tego rodzaju eksperymentów jest jeszcze za wcześnie, ponieważ nie przeprowadzono wszystkich potrzebnych prób kontrolnych. Zasadniczy fakt zdaje się jednak nie ulegać wątpliwości: mamy tu do czynienia z odbiorem informacji, który nie dokonuje się na drodze spostrzegania zmysłowego ani też w wyniku skórnego widzenia. Nina Kułagina, osoba o wybitnych uzdolnieniach psychokinetycznych, jeszcze zanim odkryła w sobie talent do poruszania myślą" przedmiotów, zauważyła kiedyś przypadkiem, że dotykiem potrafi rozróżniać w ciemności barwy kłębków przędzy. Spostrzeżeniem tym podzieliła się z prof. Leonidem Wasiljewem, który zaczął z nią eksperymentować. Dopiero wtedy wyszło na jaw, że Nina ma inne jeszcze zdolności paranormalne. Milan Ryzl, amerykański parapsycholog pochodzenia czeskiego, prowadząc w 1963 r. doświadczenia ilościowe, polegające na ustalaniu przez osobę zahipnotyzowaną kolorów kart umieszczonych w nieprzejrzystych kopertach, trafił na ślad zdumiewającego zjawiska, które nazwał impregnacją psychiczną". Zauważył on mianowicie, że karta raz rozpoznana fałszywie (np. karta czerwona mylnie określona jako niebieska) w dalszym ciągu doświadczeń bywa coraz częściej błędnie odczytywana. W celu przekonania się o zasadności swego spostrzeżenia Ryzl wykonał z Pawłem Stepankiem prób, w których podawał mu do rozpoznania karty uprzednio przez inną osobę rozmyślnie psychicznie impregnowane". Z impregnacją psychiczną kart barwnych spotykamy się na co dzień w ćwiczeniach dermooptycznych. Oto dla przykładu jedno z doświadczeń tego rodzaju. Dla celów ćwiczebnych sporządzono kolejny nowy komplet kart: 6 czerwonych i 6 niebieskich. Na pierwszym posiedzeniu, podczas którego użyto tego kompletu, Bogna była zmęczona i nie skupiona. Jak zwykle, jedną kartę czerwoną! jedną niebieską otrzymała jako wzory, aby dotykiem, porównując z nimi pozostałe 10 kart, łatwiej mogła ustalić ich barwy. Karty-wzory zostały delikatnie oznakowane literą W po przeciwnej stronie. W przeprowadzonym następnie eksperymencie pomyliła się aż trzy razy na dziesięć: błędnie określiła dwie karty niebieskie i jedną czerwoną. Te ostatnie zostały zaznaczone literą X. Gdy podczas kilku następnych posiedzeń Bogna dostawała do rąk ten sam komplet kart, za każdym razem bez wahania wybierała karty W jako najbardziej czerwoną" i najbardziej niebieską". Przy kartach X myliła się już zawsze, a na szóstym posiedzeniu określiła nawet czerwoną kartę X jako prawie lak niebieską jak wzór. O niebieskiej karcie opowiedziała, że jest bardzo czerwona, druga w kolejności po wzorze. Tajemniczy mechanizm zjawiska można by jak sądzimy tłumaczyć. posługując się hipotezą śladu" prof. Stefana Manczarskiego. Milan Ryzl, badacz wszelkiego rodzaju zjawisk spostrzegania poza-zmysłowego, zwracał wielokrotnie uwagę na uderzające analogie pomiędzy objawami uzdolnień artystycznych i
69 parapsychicznych. Te same czynniki jak np. dobre samopoczucie, pobudzona ambicja wpływają dodatnio zarówno na proces twórczy, jak i na proces spostrzegania poza-zmysłowego; i odwrotnie: trema, strach, boi fizyczny, niemożność skupienia uwagi działają hamująco. Odnosi się to także do skórnego widzenia. Niepokój emocjonalny lub choroba często przytępiają wrażliwość dermooptyczną. W sytuacji stresowej, w której dochodzi do ogromnego napięcia emocjonalnego, zdolność widzenia bez oczu" może nawet nagle całkowicie na dłuższy czas zaniknąć, jak to zdarzyło się Róży Kuleszowej. Wydaje się, że i szybko postępujące przemiany związane z dojrzewaniem płciowym mogą mieć wpływ hamujący. U Bogny Stefańskiej jesienią 1974 r. zaobserwowano znaczne przytępienie wrażliwości dermo-optycznej, czemu towarzyszyły charakterystyczne objawy psychiczne, związane z okresem dojrzewania. Zdolności spostrzegania pozazmysłowego można ujawnić i rozwijać w hipnozie. Dokładną metodykę postępowania w tym stanie psychicznym opracował wspomniany przed chwilą Milan Ryzl. Jeżeli zjawisko dermo-optyczne jest w swojej istocie naprawdę pokrewne telepatii, jasnowidzeniu i prekognicji, to może i ono dałoby się sprawniej trenować w hipnozie? przemawiałyby za tym przykłady historyczne (Ochorowicz, Boirac), a także przypadek niespodziewanego ujawnienia się bardzo dużej wrażliwości dermooptycznej u alkoholika leczonego hipnozą, o czym pisze Leonid Wasiliew. Stosownymi sugestiami udaje się niekiedy u osób zahipnotyzowanych wywołać tzw. regresję wieku: człowiekowi takiemu zdaje się wtedy, że znów jest dzieckiem, myśli i zachowuje się jak dziecko. Nie jest wykluczone, że człowiek dorosły, u którego dziecięca wrażliwość dermooptyczna zanika, mógłby ją odzyskać na drodze regresji wieku w hipnozie. Nabytą w hipnozie umiejętność można by zapewne i w takim wypadku przenieść do stanu czuwania działaniem sugestii pohipnotycznej. Wróćmy jeszcze do kwestii, czy istnieje ścisły związek pomiędzy zdolnościami dermooptycznymi a klasycznymi" przejawami spostrzegania pozazmysłowego (telepatią, jasnowidzeniem i prekognicją), przytaczając dwugłos francusko-radziecki na obradach II Międzynarodowego Kongresu Badań Psychotronicznych, który odbył się w 1975 r. w Monte Carlo. Dr Duplessis podała, że badane przez nią osoby (w większości niewidome) czyniły na ogół szybkie postępy w nauce rozpoznawania barw, choć identyfikowały je według różnych, często bardzo indywidualnych kryteriów, natomiast wykrywanie kształtów graficznych figur geometrycznych, symboli z kart Zenera, liter alfabetu było rzadkie. Tylko jedna z osób, H. P., która przypadkowo nie miała dotyku w palcach (jako rezultat leczenia pewnymi narkotykami), potrafiła zidentyfikować przez odczucie termiczne czy wrażenia ruchu odczuwanego przez jej dłoń kształty samogłosek o wymiarach od 18x8 cm do 4x2 cm, które umieszczono pod płytką szklaną o grubości 3 mm. H. P. do odróżnienia jednej samogłoski od drugiej dochodziła dzięki procesowi rozumowemu, przez eliminację. Gdy nie czuła żadnego wrażenia ruchu okrężnego, to nie było to. wtedy O'; jeżeli nie miała wrażeń termicznych w linii pionowej, to nie było to E i tak dalej. Spostrzeganie pozazmysłowe Wrażliwość dermooptyczna Warunki wstępne: telepatia, jasnowidzenie mogą zachodzić na odległość tysięcy mil... Jeżeli chodzi o osoby badane, to efekty są o wiele bardziej spektakularne" z mediami czy osobami sensytywnymi" lub przynajmniej z osobami wybranymi za pomocą testów statystycznych Rezultaty zaobserwowane w tym zjawisku ze zwykłymi osobami osiągają wartość około dwa razy większą, niż wynika to z rachunku prawdopodobieństwa Myślowe dochodzenie do prawidłowego rozwiązania polega tu na zgadywaniu, na intuicji...co nie ma miejsca przy wrażliwości dermooptycznej: źródło pobudzenia i osoba badana są w jednym pokoju, a przedmiot jest bliski ręki osoby. Tu jest odwrotnie: osobą badaną może być wiele osób (jedna na sześć), lecz istnieje tu konieczność treningu W warunkach wskazanych powyżej osoby badane osiągają całkowitą dokładność trafień Tutaj mamy do czynienia z procesem (często x istoty rzeczy) analilycznorozumowym, opartym na wrażeniach Znaki graficzne są łatwo rozpoznawane Mamy tu najczęściej do czynienia z
70 Wizualizowanie obiektu nadawanego jest częstym przypadkiem, nawet jeżeli zostaje on źle odebrany: osoba widzi" kwadrat lub krzyż (czy też literę, co jest zresztą bardzo rzadkie) Włażenie jest globalne, syntetyczne... problemem kolorów, co więcej, zawsze z kilkoma na raz, tak że osoba badana może rozumować na bazie różnic w swych odczuciach. Znaki graficzne są rzadko rozpoznawane Na podstawie tej i innych swoich oraz cudzych prac autorka skłania się do zasadniczego odróżnienia zjawisk telepatycznych jasnowidzenia gzy prekognicji od wrażliwości dermooptycznej. To zróżnicowanie ujęła ona w tabeli (patrz wcześniej). Krańcowo różniące się od poprzedniego stanowisko reprezentuje Larysa Wileńska z moskiewskiej Sekcji Bioinformacji. Według uczonej już w dawniejszych doświadczeniach przeprowadzonych w moskiewskim laboratorium okazywało się, że przy próbach bezdotykowego rozpoznawania przedmiotów o kształtach prostych znaków i figur geometrycznych badani zaczynali nieraz rozpoznawać przedmioty jeszcze przed usłyszeniem hasła upoważniającego do rozpoczęcia próby. Do rozpoznawania przedmiotów dochodziło też, gdy między badaną osobą a obiektem umieszczano nieprzezroczysty ekran. Stąd nasuwa się wniosek, że bezpośredni kontakt z rozpoznawanym przedmiotem nie jest koniecznym warunkiem przy spostrzeganiu dermooptycznym. W innych badaniach przy udziale Wileńskiej zastosowano nową technikę. Polegała ona na lokalizowaniu magnesu oraz innych trójwymiarowych przedmiotów, umieszczonych na stole w 10 nieprzezroczystych pojemnikach. Najpierw w jednym z pudełek umieszczono niewielki cylindryczny magnes. Osoby testowane trzymały ręce nad pudełkami i najpierw wskazywały kolejno osiem pudełek pustych, które usuwano ze Stołu. Następnie dokonywały ostatecznego wyboru. Do następnego zadania przygotowano 5 pudełek zawierających pięć różnych przedmiotów, włożonych tam przez osobę, która nie brała udziału w eksperymencie i nie znała żadnego z badanych. Osoba, która przyniosła pudełka do pracowni, nie miała pojęcia, co one zawierają. Badani, pozostawieni na dwadzieścia minut z każdym pudełkiem, próbowali określić ich zawartość. Oto odpowiedzi jednego z badanych, porównane z rzeczywistą zawartością pudełek: Pudełko 1 Nie występuje właściwie żadne formowanie się wizualizacji kolorów, zwłaszcza u osób niewidomych od urodzenia; osoby badane określają kolory na podstawie innych wrażeń, jakich doznają: wrażenia ciężkości, lekkości, grubości, cienkości. wąskości, gładkości, chropowatości, a także gorąca, zimna itd....podczas gdy tu proces jest analityczny ~ Coś ze szkła lub metalu, w kształcie cylindra; jak lampa radiowa o wydłużonym kształcie Pudełko 2 Coś szorstkiego, wygląda jak jeż, szaroczerwonawy, kulistego kształtu Pudełko 3 Koto niewielkich wymiarów, hiate, z dziurami, jak obręcz z plastiku Pudełko 4 Lampa radiowa typu 6 HIH, długości 5 cm Kawał tłustej gliny, szarozielony, w kształcie jeża Ciałka aparatu telewizyjnego z otworem w środku Coś miękkiego, brązowego z jasnymi miejscami, zawiera inne przedmioty niedźwiadka-zabawkę Zegarek umieszczony w piątym pudełku nie został zidentyfikowany. Zabawka w kształcie psa, brązowego koloru z białymi oczami. Wewnątrz inne przedmioty Z podanego wyżej opisu eksperymentów, w których brała udział Wileńska, można sądzić, że wszystkie one mogły mieć związek z jasnowidzeniem czy mówiąc ogólniej ze
71 spostrzeganiem pozazmysłowym, trudno więc zjawisko dermooptyczne wyłączyć z zespołu uzdolnień pozazmysłowych. Metodyka pracy z niewidomymi Stwierdzenie, że zupełna niewrażliwość dermooptyczna dotyczy jedynie nielicznych jednostek, zachęciło do podjęcia prób rozwijania skórnego widzenia u osób niewidomych. Najwcześniej zastosowaną metodą radziecką było oświetlenie dłoni niewidomych dzieci na przemian czerwonym i zielonym światłem, których oddziaływanie cieplne usuwano przez zastosowanie specjalnych filtrów. Po opanowaniu sztuki rozróżniania barwnych świateł przechodzono do ćwiczeń z kolorowymi papierami, po nich do rozpoznawania form graficznych, a wreszcie do czytania liter. Dorośli niewidomi, jak twierdzi dr Nowomiejski, dochodzą do widzenia skórnego znacznie trudniej niż niewidome dzieci. Dorośli z zasady nie wierzą, że ich ręce mogłyby widzieć". Drugim czynnikiem blokującym subtelne odczucia dermooptyczne jest silnie rozwinięty u nich zmysł dotyku oraz nawyk badania dotykiem struktury powierzchni każdego przedmiotu. Dlatego w pracy z dorosłymi Nowomiejski zaleca szczególnie ćwiczenia bezdotykowego rozpoznawania barw i kształtów. Istotnym czynnikiem przy trenowaniu niewidomych okazało się natężenie światła. Gdy zamiast zwykłej stuwatowej żarówki zainstalowano w pewnym eksperymencie w pracowni oświetlenie trzykrotnie silniejsze, osoby testowane wyczuwały barwy ze znacznie większej odległości do 90 cm. Równie istotną rolę gra kolor światła. Na przykład w świetle niebieskim znacznie łatwiejszy do zidentyfikowania staje się błękit; można go wyczuć z bez porównania większej odległości niż przy innym oświetleniu. Jeśli wszystkie takie przedmioty, jak klamki, telefon, kurek wodociągu, uszka filiżanek, wazony, pomaluje się na żółto, a pokój oświetli się mocnym, żółtym światłem, odpowiednio wytrenowany niewidomy może w takim pomieszczeniu poruszać się prawie nie mniej swobodnie niż człowiek widzący. W trakcie swoich doświadczeń z grupą niewidomych Yvonne Duplessis poczyniła następujące spostrzeżenia: różnice intensywności światła od ciemności do 5000 lx oraz jego rodzaj fluorescencyjne lub żarowe są odczuwane przez nich łatwiej niż różnice kolorów. Niemniej jednak oświetlenie 3000 lx bywało już niekiedy mylone z ciemnością. Światło żarowe wydawało się ciemniejsze i cieplejsze niż fluorescencyjne, a kierunek jego rozchodzenia się był trafnie lokalizowany. Dermooptyczne odczuwanie światła żarówki jako cieplejszego w porównaniu ze światłem rury jarzeniowej ma zresztą pokrycie w rezultatach obiektywnych pomiarów. Temperaturę barwy światła wyraża się w kelwinach (K), czyli w stopniach liczonych od temperatury bezwzględniego zera (-273 C). Jeżeli będziemy ogrzewali drucik wolframowy, to przy ok. 900 K rozżarzy się do czerwoności, potem, przy 1800 K, stanie się żółty jak płomień świecy, przy 3000 K zacznie świecić biało z odcieniem żółtawym, a powyżej 3640 K błyśnie niebieskawobiałym światłem i zaraz się stopi. Możemy więc różnice pomiędzy rozmaitymi barwami światła określić w stopniach. Różnice te są-jak się okazuje rejestrowane także przez skórę człowieka. Z doświadczeń dr Duplessis nad treningiem wrażliwości dermooptycznej u niewidomych wynika praktyczna wskazówka, że należy zapewnić im choćby krótkotrwały relaks, poprzedzający ćwiczenia. Niezmiernie trafna jest końcowa uwaga autorki: Trening spostrzegania bez pomocy wzroku wydaje się uświadamiać ludziom niewidomym, jakiego rodzaju doznania zapewnia wzrok". A oto jakie wskazówki metodyczne wyprowadza ze swoich badań prof. Thelma Moss. Jej zdaniem każde posiedzenie wymaga innego tematu można np. wprowadzić tafelki plastykowe nowego koloru, po czym powtarzać rozróżnianie kart o czterech barwach, potem znów polecać sortowanie papierów kolorowych w odosobnieniu (aby zapobiec ewentualnym wpływom telepatycznym), a wreszcie przejść do prób telepatii. Z metodologicznego punktu widzenia ogromnie ważne jest spostrzeżenie Thelmy Moss dotyczące neurotycznego charakteru pewnych zahamowań w treningu dermooptycznym u niewidomych. Jak o tym dobrze wszystkim psychoterapeutom wiadomo, najtrudniejsze zadanie dla pacjenta stanowi przezwyciężenie własnego nieświadomego przyzwyczajenia do objawu neurotycznego, który ma być zwalczony. Przeciw chęci opanowania widzenia skórnego występuje czasem u niewidomego na pozór niezrozumiały bunt. Wynika on właśnie z nieświadomego przywiązania się do kalectwa i jego życiowych konsekwencji. Omówimy teraz spostrzeżenia i wnioski, do jakich doszliśmy na podstawie prac prowadzonych w Zakładzie Szkolno-Wychowawczym w Laskach i w Oddziale Warszawskim Polskiego Związku Niewidomych oraz podamy opis stosowanych przez nas metod. Ćwiczenia dermooptyczne należy przeprowadzać indywidualnie z każdym dzieckiem. Najlepiej, gdy w pomieszczeniu w czasie ćwiczeń znajdują się nie więcej niż dwie osoby prowadzące i dwoje dzieci. Ponieważ istotnym czynnikiem pomocniczym jest silne oświetlenie
72 pomieszczenia, należy nad stołem ćwiczebnym zapalać przynajmniej pięćsetwatową żarówkę. Ćwiczenia powinny się odbywać codziennie, a przynajmniej trzy razy w tygodniu. Rozpoznawanie dermooptyczne wymaga jak się zdaje szczególnej koncentracji, przez co bywa niekiedy męczące. Jeden z uczestników doświadczenia na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles miewał 100% trafnych rozpoznań w ciągu pierwszych 10 minut każdego z posiedzeń, po czym liczba błędów gwałtownie wzrastała i po chwili w ogóle nie był w stanie dokonać rozróżnienia pomiędzy dwiema barwami. Jest to oczywiście przypadek krańcowy; nie dziwmy się jednak, jeśli seria znakomitych rozpoznań skończy się nagle po kilku minutach. Zajęcia dermooptyczne powinny być dla niewidomych dzieci przede wszystkim zabawą, która daje im możność doskonalenia wyobraźni przestrzennej. Wydaje się, ze postępy w tego rodzaju ćwiczeniach łączą się z rozwijaniem w mózgu ośrodka widzenia (przypomnijmy sobie, co na ten temat pisał dr Józef Goldberg). Jest jasne, że opowiadaniem o niesłychanych rezultatach treningu dermooptycznego u Róży Kuleszowej można zachęcić osobę niewidomą do podjęcia ćwiczeń. Byłoby jednakże nieuczciwością, gdybyśmy przy tym nie ujawnili takich faktów, jak wyjątkowość talentu Róży czy zawrotna liczba godzin, które poświęciła na rozwinięcie swoich zdolności. Lepiej zatem na początku nie obiecywać zbyt wiele. Istnieją dwa czynniki, z których każdy może zupełnie zablokować wrażliwość dermooptyczną: napięcie emocjonalne oraz niewiara w możliwość widzenia palcami". Pierwszemu może zapobiec po prostu chwila relaksu przed przystąpieniem do ćwiczeń. Niewiara we własne siły, której przezwyciężenie bywa poważnym problemem w pracy z dorosłymi, u dzieci zdarza się bardzo rzadko. Wystarczy powiedzieć dziecku, które po raz pierwszy zjawia się na zajęciach, np. że jego kolega przed chwilą bardzo ładnie rozróżniał karty czerwone od niebieskich. W zdaniu tym ukryta jest sugestia, że zadanie, które dziecko za chwilę otrzyma, nie przekracza jego możliwości. Ćwiczenia wstępne w naszej praktyce polegały na rozróżnieniu kartoników o wymiarach 9x7 cm, w kolorach czerwonym i niebieskim, o idealnie takiej samej powierzchni. Dzieci niewidome mają dotyk szczególnie wyczulony na różnice strukturalne powierzchni, dlatego też barwne papiery muszą być tego samego gatunku, najlepiej z jednej wytwórni, a nawet z jednej serii fabrycznej. Przed przystąpieniem do prób rozpoznawania barwy kartoników należy zasugerować dziecku, że karty o różnych kolorach czymś się od siebie różnią, np. że czerwony przy dotyku może wydać się cieplejszy od niebieskiego. Warto też zachęcić dziecko, aby próbowało samo opisać wyczuwaną różnicę; jeden z kartoników może się wydać bardziej szorstki, bardziej lepki itp. Zdarza się, że już odczuta i uświadomiona różnica pomiędzy dwiema barwami w ciągu dalszych ćwiczeń ulega czasowemu odwróceniu. Trenowane przez nas dzieci, podobnie jak Mary W. ćwiczona przez Thelmę Moss, stwierdzały nieraz ku naszemu zdumieniu, że niebieskie kartoniki są cieplejsze" od czerwonych lub że biała powierzchnia jest bardziej szorstka" od czarnej. Dzieciom niewidomym od urodzenia, które wyczuj ą już różnicę cieplną pomiędzy czerwienią i błękitem, warto uświadomić, że kolor czerwony i pomarańczowy są kolorami płomieni (barwy cieple), a kolor niebieski jest np. barwą błękitu nieba odbitego w chłodnej wodzie jeziora (barwa zimna). Zgodnie z zaleceniami prof. Thelmy Moss, aby zmieniać tematykę ćwiczeń podczas kolejnych zajęć, ćwiczenia z talią kart w dwóch kolorach mogą przebiegać rozmaicie: Podaje się dziecku za każdym razem po dwie karty o różnych barwach (niedopuszczalnym nadużyciem zaufania byłby żart" polegający na wręczeniu dwóch kart jednakowych!). Dziecko ustala, która z nich jest czerwona, a która niebieska. Innym razem mówimy testowanemu, że kładziemy po prawej stronie wzór czerwony, po lewej stronie wzór niebieski, a po środku kartę, która jest albo czerwona, albo niebieska. Wówczas dziecko porównuje dotykiem kartę środkową na przemian z czerwoną i niebieską. Istotniejsze jest wyczucie, od której z nich karta środkowa się różni, a mniej istotne stwierdzenie podobieństwa, przy ustalaniu bowiem podobieństwa znacznie łatwiej o pomyłkę. Przekonaliśmy się, że warto stosować zasadę: karta czerwona leży zawsze po tej samej stronie. Można też polecać dziecku rozdzielenie talii potasowanych kart. Na jedną stronę odkłada ono karty czerwone, na drugą niebieskie. Dla zaawansowanych godne polecenia jest podawanie po jednej karcie z talii potasowanej; rozpoznawanie następuje na podstawie już zapamiętanej różnicy doznań pochodzących od barw czerwonej i niebieskiej. Plagą ćwiczeń z kartami barwnymi jest impregnacja psychiczna". Często zdarza się, że kartonik niebieski raz uznany za czerwony w dalszym ciągu rozpoznawania bywa systematycznie nazywany czerwonym. Fałszywe ślady należy zatrzeć przez pokrywanie co pewien czas powierzchni wszystkich kart warstewką lakieru, chociażby lakierem do włosów w
73 aerozolu. Wygodniejsze w użyciu są karty w przezroczystych kopertach plastykowych; po każdej próbie dokładnie przeciera się kopertę watą. Nie ma powodu unikać stosowania kopert z celofanu, cienkiej folii polietylenowej i innych przejrzystych tworzyw. Nie stanowią one dla odbioru dermooptycznego żadnej przeszkody, a dają gwarancję, że odczuwane różnice nie pochodzą od wrażeń dotykowych. Jak zauważyliśmy, dzieci rozróżniają z większą trudnością barwy kart krytych folią plastykową tylko wtedy, gdy są uprzedzone, że tym razem palce ich nie będą bezpośrednio dotykały kolorowej powierzchni. Tak też zapewne stało się \v amerykańskich doświadczeniach z Mary W., której zaproponowano, aby spróbowała rozróżnić barwy kart owiniętych plastykiem. Mary skarżyła się wówczas, że ma uczucie, jak gdyby istniał mur między jej palcami a jej odczuwaniem. Jak przy każdym nowym zadaniu, i tu początkowo nie było sukcesów. Nużące, pełne trudu dokonywanie wyboru pomiędzy dwiema barwami zaczęło się od nowa. W krótkim jednak czasie osiągnęła Mary ten sam wysoki procent trafnych rozpoznań, jaki miała poprzednio przy bezpośrednim dotykaniu testów. Gdy ćwiczenia z kartami czerwonymi i niebieskimi zaczynają już przebiegać dość sprawnie, wprowadzamy karty zielone. Jednocześnie możemy prowadzić ćwiczenia z talią kart białych i czarnych, kolorowych celofaników, czerwonych i niebieskich pionków warcabowych. Szczególnie pożyteczny może się okazać trening rozpoznawania kolorowych kawałków tkaniny; oczywiście i tu trzeba rozpocząć od pary barw kontrastowych. Do ćwiczeń używamy kompletu szmatek otrzymanych przez pocięcie białego płótna i ufarbowanie kawałków na różne kolory. Dobrym i wbrew pozorom nietrudnym ćwiczeniem jest rozpoznawanie, w którym miejscu pod szkłem znajduje się leżąca na białym tle karta czerwona lub czarna, (l tu z całym naciskiem powtarzamy: nie wolno oszukiwać dziecka, każąc mu odnajdywać kartę, kiedy pod szkłem nie ma nic!) Etapem przejściowym do dermooptycznego czytania czarnodruku może być stosowanie kart niebieskich, na których znajdują się czerwone znaki graficzne: kwadracik, prostokąt, kółko, trójkąt itp. Karty takie umieszczamy pod szkłem lub grubą folią plastykową. Mówimy dając dziecku do rozwiązania zadanie:,jest to karta niebieska, a na niej znajduje się coś Czerwonego". Dziecku poleca się zlokalizować znak i określić jego kształt. Kolejnym etapem jest rozpoznawanie pojedynczych liter czerwonych na niebieskim tle (lub odwrotnie). Pierwsze rozpoznawane litery powinny Wiec ok. 6 cm wysokości, grubość kreski ok. 5 mm. Prowadzone w Stanach Zjednoczonych prace, mające na celu nauczenie niewidomych czytania czarnodruku, odsuwają na dalszy plan rozpoznawanie barw i nawet już Wstępne testowanie polega tam na identyfikacji bieli i czerni. W naszych eksperymentach stosowaliśmy kawałki zwykłego szkła okiennego, o zeszlifowanych brzegach i rogach, formatu papieru maszynowego (A-4) lub 30 x 30 cm. Szyba z jednej strony była sklejona z tekturą paskiem plastra, co zapobiegało przesuwaniu się szkła podczas pocierania go palcami. Pomiędzy szybą a tekturową podkładką umieszczono arkusz białego papieru (tło), a dopiero na nim test. Często mogliśmy zauważyć, obserwując młodzież w wieku od 16 do 18 lat podczas szukania leżącej pod szkłem karty, że ręka wędrująca w różnych kierunkach po szybie zwalnia lub nawet zatrzymuje się na moment za każdym razem, gdy przesuwa się ponad kartą, a mówiąc dokładniej ponad granicą karty i tła. Wygląda to tak, jakby ręka ćwiczącego już wiedziała". Jakby ręka była mądrzejsza od głowy". Mamy tu do czynienia ze zjawiskiem ruchów mimowolnych, nieświadomych, podobnie jak to się dzieje w różdżkarstwie. Ze wskazanego przez nas podobieństwa percepcji dermooptycznej do percepcji wzrokowej u zwierząt niższych (a także do działania aparatów czytających) wynikają też pewne konsekwencje metodologiczne: 1. Przesunięcie palcami przez granicę np. bieli i czerni powoduje (na skutek hamowania obocznego) wzmożone impulsowanie w niektórych komórkach nerwowych. Stąd potwierdzający się nieustannie w praktyce wniosek, że ręce ćwiczącego muszą znajdować się w ciągłym ruchu. Ręka nieruchomiejąca natychmiast przestaje rozpoznawać. 2. Gdy palce przesuwają się z powierzchni czarnej na białą, w rozpoznaniu uczestniczą tylko komórki nerwowe typów on i on-off. Gdy palce powracają z bieli na czerń, reagują komórki off i on-off, a nie reagują komórki on. W celu więc zaangażowania w rozpoznanie możliwie największej liczby neuronów trzeba wodzić ręką po teście w różnych kierunkach, nie odrywając palców od powierzchni badanej. 3. Zdarza się często, że ćwiczący nie potrafi zlokalizować np. czarnego prostokącika, leżącego na białym tle pod szybą. Bezskutecznie szuka go przez dłuższy czas, wodząc całą
74 dłonią po szkle. Można wtedy mu zaproponować, aby zmienił technikę poszukiwania. Jeśli będzie przesuwał powoli palce od prawego ku lewemu brzegowi szyby i z powrotem (albo też w kierunku pionowym), prawdopodobnie w którymś momencie zareaguje na przekroczoną granicę bieli i czerni. Wykorzystuje się tu zjawisko wykrywania brzegów pobudzenia za pomocą hamowania obocznego". Po ustaleniu granicy bieli i czerni stosunkowo łatwo jest teraz ćwiczącemu ustalić, po której stronie granicy znajduje się biel, a po której czerń. Tym sposobem złożone zadanie dokładnej lokalizacji czarnego prostokąta na białym tle rozłożone zostaje na kilka działań, z których każde jest niezbyt trudne do wykonania. Wiele radości niewidomym dzieciom daje rozpoznawanie liter niedostępnego im dotąd pisma drukowanego. Najlepiej zacząć od liter L, T, H, E, F najprostszych do rozpoznania. Nieco trudniejsze są już litery zawierające linie skośne: N, M, K, Z, A. Jeszcze większe trudności nastręczają litery mające kształty zaokrąglone: D, O, S, B, C. Dodatkowym utrudnieniem bywa nierzadki u dzieci niewidomych brak znajomości liter alfabetu. Każdą odczytaną dermooptycznie literę dziecko powinno zatem Zapamiętać, musi potrafić rysować jej kształt palcem na stole lub w powietrzu. Choć może wydać się to dziwne, pierwsze dawane do rozpoznania litery nie powinny być zbyt duże, o wysokości nie większej niż 6 cm. Zwłaszcza ważna jest optymalna grubość kreski; w żadnym razie nie może ona przekraczać 10 mm (przybliżona szerokość rozpoznającej opuszki palca), a najlepiej jeśli wynosi od 3 do 5 mm. Oczywiście krój liter powinien być prosty, litery nie mogą być ozdobne, wysmukłe, opatrzone szeryfami, ciasno zestawione. Nawet na etapie bardzo już zaawansowanych ćwiczeń dermooptycznych czytania czarnodruku powracamy przy każdym spotkaniu do ćwiczeń wstępnych: rozróżniania kart czerwonych i niebieskich lub białych i czarnych. Perspektywy W rozmowach prowadzonych na temat możliwości, jakie stwarzają badania dermooptyczne dla niewidomych, słyszeliśmy zawsze tylko pytania o efekty osiągalne przez trening: co? w ile roboczogodzin? u jakiego procentu ćwiczących? Ciekawe, że i u autorów piszących na ten temat nie znajdujemy nigdzie próby śmielszego spojrzenia w przyszłość. Nam wydaje się, że stworzona dzięki treningowi dermooptycznemu Możliwość dania do odczucia człowiekowi niewidomemu od urodzenia istotnej różnicy, np. między czerwienią a błękitem (barwa ciepła, barwa zimna), jest celem doniosłym, ale nie może być on traktowany jako cel ostateczny. Do takiego celu może nas doprowadzić dopiero gruntowne przebadanie mechanizmu dermooptycznej wrażliwości. Kiedy dobrze po-znamy ten mechanizm, niewątpliwie (z pomocą tak przecież niezawodnej współczesnej techniki) będziemy mogli tę wrażliwość wzmacniać w dowolnym stopniu i u każdego człowieka. Nie będzie wówczas problemów związanych z przyrodzonymi zdolnościami i z ich trenowaniem. Po prostu: po krótkim poinstruowaniu niewidomy zacznie palcami odróżniać barwy i czytać druk, w czym pomoże mu urządzenie wzmacniające. Oto według nas główny cel utylitarny badań dermooptycznych. Cel drugi, już nie wprost utylitarny, przedstawiliśmy (wspólnie z Krzysztofem Boruniem) na II Międzynarodowym Kongresie Badań Psychotronicznych w Monte Carlo, w czerwcu-lipcu 1975 roku. Zwróciliśmy tam szczególną uwagę na fakt, że nader interesująca w badaniach dermooptycznych wydaje się możliwość obserwowania na tym stosunkowo łatwo dostępnym materiale zjawisk, które jak sądzono towarzyszą wyłącznie rzadkim objawom parapsychicznym (jak np. odkryta przez Ryzla impregnacja psychiczna kart dawanych do rozpoznawania osobom badanym). Ten aspekt badań nad wrażliwością dermooptyczną był dotąd również prawie nie dostrzegany.
75 4. Hipnoza, oddziaływanie bioenergetyczne, sugestia Wstecz / Spis Treści / Dalej Co rozumiemy przez pojęcie hipnoza? Tradycyjnie przyjęty zakres tego pojęcia obejmuje rozmaite stany, w jakie popadają osoby hipnotyzowane, oraz różne sposoby ich wywoływania. Są to jak wkrótce zobaczymy sposoby uruchamiające z gruntu odmienne mechanizmy w psychice i organizmie osoby hipnotyzowanej. Rozróżnienia rozmaitych mechanizmów, z których każdy z osobna może doprowadzić do wystąpienia jednego ze stanów określonych jako trans hipnotyczny", pierwszy dokonał Julian Ochorowicz (1882). Oczywiście i przed nim zdawano sobie sprawę z niejednorodności zjawiska, nazywanego początkowo magnetyzmem zwierzęcym", a potem hipnotyzmem", ale przez żadnego z wcześniejszych badaczy zjawisko to nie zostało zanalizowane tak dokładnie. O znaczeniu Ochorowicza jako teoretyka hipnozy świadczy przyznanie mu nagrody Francuskiej Akademii Nauk za rozprawę Hypnotisme et Mesmerisme w 1911 roku. Niewydanie tej pracy w języku polskim ani za życia, ani po śmierci autora jest faktem wprost niewiarygodnym. Ochorowicz rozróżnia cztery rodzaje mechanizmów, które powodują powstawanie stanów hipnozy: 1. katapleksję [nie mylić z katalepsją, czyli stanem znieruchomienia i zesztywnienia mięśni, w którym kończyny mają tendencję do utrzymywania nadanego im ułożenia] ogólną lub częściową- zjawiska wywołane rodzajem przestrachu; 2. ideoplastię zjawiska wywołane samym wyobrażeniem skutków mających nastąpić; 3. hipnotyzm (w zwężonym znaczeniu tego słowa) odurzenie senne wywołane przez zmęczenie któregoś ze zmysłów i nieruchomość ciała, przy jednoczesnym wytężeniu uwagi; 4. mesmeryzm ( magnetyzm zwierzęcy"), polegający na fizycznym działaniu jednego organizmu na drugi. Jest to podział teoretyczny. W praktyce mechanizmy te działają przeważnie jednocześnie. Lekarz np. poleca pacjentowi, aby wpatrywał się w błyszczący punkt, a jednocześnie sugeruje mu poczucie ociężałości i senności; uruchamia zatem naraz działanie hipnotyczne (w znaczeniu podanym w punkcie 3) oraz ideoplastyczne. Przy estradowych pokazach hipnozy, dokonywanych na ochotnikach zgłaszających się z sali, z zasady mamy do czynienia z mieszaniną oddziaływań, wśród których nie brakuje też działania mechanizmu kataplektycznego; pomagają tu hipnotyzerowi zażenowanie z powodu publicznego występu, obawa przed czymś nieznanym oraz zaskakujące osobę wprowadzoną w trans działania hipnotyzera. Mechanizm katapleksji Przypomnijmy sobie z dzieciństwa, jak dziwiliśmy się, gdy dotknięcie uciekającej stonogi zamiast zdopingować ją do tym szybszego biegu, powodowało jej znieruchomienie. Zwierzątko wyglądało nagle jak martwe. Katapleksja jest u zwierząt mechanizmem obronnym. Zwierzęta żywiące się innymi zwierzętami z reguły nie zwracają uwagi na obiekty nieruchome choćby w rzeczywistości były one najsmakowitszymi kąskami. I odwrotnie te same zwierzęta połykają nieraz całkiem niestrawne przedmioty tylko dlatego, że się one poruszają; wiedzą o tym dobrze wędkarze łowiący na tzw. błystki. Według Pawłowa katapleksja jest odruchem samozachowawczym. Jeżeli zwierzę nie znajduje ratunku ani w walce, ani w ucieczce, nieruchomieje, aby nie sprowokować przez swoje ruchy agresji strony atakującej. Katapleksja byłaby zatem odruchem odziedziczonym przez człowieka po jego zwierzęcych przodkach, a więc objawem szczątkowym. U ludzi zdrowych (nie wszystkich) mechanizm ten łatwo można uruchomić, stosując technikę hipnozy estradowej". Sławny profesor Charcot, który w drugiej połowie XIX w. podjął na wielką skalę badania nad hipnozą, stosował metodę bardzo prostą: damie, którą zamierzał wprowadzić w trans, nakazywał zajęcie miejsca na krześle i niespodziewanie uderzał w gong nad jej uchem, czemu towarzyszył jego ostry krzyk: spać!" Zamiast uderzenia w gong stosowano też nagły błysk oślepiającego światła, otrzymywanego z elektrycznej lampy łukowej. Były to sposoby jako się rzekło ogromnie proste, ale i równie szkodliwe. Jak wiadomo, niektóre z kobiet wielokrotnie poddawane eksperymentom profesora Charcota, które trafiły do szpitala Salpetriere ze stosunkowo lekkimi przypadłościami, pozostawały potem na dłużej na oddziale psychiatrycznym z objawami ciężkiego rozstroju nerwowego. Odruchowi kataplektycznemu towarzyszy gwałtowny skurcz naczyń krwionośnych, który niczym nie grozi tylko człowiekowi zdrowemu. A przecież, nie przeprowadzając przedtem
76 skrupulatnych badań lekarskich, nigdy nie wiemy, czy mamy przed sobą człowieka z naprawdę zupełnie zdrowym aparatem krążenia. U ludzi nerwowo i psychicznie zdrowych czystym" działaniem kataplektycznym, a więc zaskoczeniem i przestrachem, nagle wytworzonym poczuciem zagrożenia, nie można wywołać zapadnięcia w stan, który można by określić jako jedną z form transu hipnotycznego. Proszę zwrócić uwagę: w metodzie stosowanej przez Charcota na osobę poddawaną doświadczeniu działają na raz dwa czynniki kataplektyczny oraz ideoplastyczny, uruchomiony słowną sugestią zasypiania. U chorych psychicznie (np. w schizofrenii) podobne do hipnozy kataplektycznej zjawisko występuje spontanicznie, i to w jaskrawej formie. Jest to stan osłupienia (stuporu), polegający na znieruchomieniu w momencie zagrożenia i lęku. Częściowa katapleksja, polegająca np. na występowaniu nagle luki w pamięci, poraża" nierzadko osoby psychicznie zdrowe, a tylko nadmiernie wrażliwe. Podobnie jak człowiek pogrążony w hipnotycznym som-nambulizmie z apetytem zajada surowy kartofel, który otrzymał ze słowami proszę spróbować, jaka to znakomita gruszka", tak samo uczeń wyrwany" do odpowiedzi zdolny jest w swoim kataplektycznym osłupieniu uwierzyć w najdzikszy absurd. Za tym, że tego rodzaju szkolne" katapleksje mają naprawdę charakter hipnotyczny, a nie polegajątylko na chwilowej niezborności uwagi, przemawia fakt występowania w takich momentach wzmożonej sugestywności. Niech za przykład posłuży nam znana opowieść. Rzecz działa się w czasach, gdy Adam Mickiewicz był jeszcze uczniem gimnazjalnym. Pewnego razu chłopiec, siedzący na szkolnej ławie obok Mickiewicza, niespodziewanie wezwany do odpowiedzi, wstał całkiem ogłupiały i milczący. Wtedy Adaś podpowiedział mu zdanie, które tamten głośno powtórzył: Niedaleko Damaszku siedział diabeł na daszku". Biedak powtarzając te głupstwa wierzył, że stanowią odpowiedź na zadane przez nauczyciela pytanie! Mechanizm ideoplastii Jeśli tylko potrafimy dość intensywnie wyobrazić sobie czynność ziewania, możemy tym spowodować wystąpienie tego odruchu. Trzeba jednak do tego spełnienia pewnych specjalnych warunków. Jakież są to specjalne warunki?" zastanawiał się Julian Ochorowicz i orzekł brak przeszkód". Te przeszkody są przeważnie natury psychicznej; jedne wyobrażenia paraliżują drugie. Wyobrażamy sobie ziewanie, ale umysł nasz zajęty jest w danej chwili wszystkim innym, tylko nie ziewaniem. Dlatego na szczęście nie ziewamy za każdym razem, gdy tylko pada słowo ziewać". Max Hirsch w książce Sugestia i hipnoza powiada, że efekt fizjologiczny, oczekiwany przez nas w ustroju, ma istotną tendencję do urzeczywistnienia się. A kiedy się urzeczywistnia? Dawniej sądzono, iż warunkiem jest stan zawężonej świadomości". Ku takiemu stanowisku skłaniał się także Ochorowicz. Obecnie wydaje się jednak prawdopodobniej sze, że stan zawężonej świadomości (a raczej jeden z tego rodzaju stanów) jest tylko okolicznością sprzyjającą dotarciu wyobrażenia do głębszych warstw osobowości; tam, gdzie rządzi badana przez psychologów głębi nieświadomość. Stanem sprzyjającym ideoplastycznemu realizowaniu się wyobrażeń przy nie zawężonej świadomości jest stan relaksacji, czyli fizycznego i psychicznego odprężenia. Fakt ten wykorzystuje popularna wśród lekarzy technika hipnotyzowania, tzw. hipnoza werbalna. Postępowanie tu ma w grubszych zarysach następujący przebieg: miejscem zabiegu jest pomieszczenie, gdzie panuje cisza i półmrok. Lekarz poleca pacjentowi, aby ułożył się możliwie najwygodniej, po czym każe mu odprężyć kolejno poszczególne grupy mięśni. Jak wiadomo, napięcie psychiczne powoduje mimowolne naprężanie się różnych mięśni szkieletowych (np. człowiek w gniewie bezwiednie zaciska szczęki, a dłonie ściskają mu się w pięści). Występuje też zjawisko odwrotne: odprężenie mięśni powoduje ustępowanie napięć psychicznych. Doprowadziwszy pacjenta do stanu relaksacji lekarz zwraca uwagę pacjenta na jego oddech, sugerując, że staje się on coraz bardziej spokojny i miarowy, oraz podsuwa wyobrażenie ciężkości i bezwładności ciała. Są to wyobrażenia, które u człowieka zrelaksowanego realizują się ideoplastycznie bardzo łatwo. Nietrudno jest też skłonić pacjenta, aby zrealizował przedstawienie sobie ciepła zjawiającego się w okolicy serca i przyjemnie rozlewającego się po całym ciele. Działa tu swego rodzaju sprzężenie zwrotne: stan relaksacji sprzyja zjawiskom ideoplastycznym, a ich realizacje z kolei utwierdzają i pogłębiają ten stan. Można teraz polecić pacjentowi, aby zwrócił uwagę na to, co dzieje się np. z jego prawą ręką: jest ciężka, ciężka i bezwładna, staje się coraz cięższa. Skutkiem ideoplastycznej realizacji wyobrażenia, że ręka stanowi np. podłużną bryłę żelaza, jest autentyczna niemożność uniesienia ręki. Lekarz proponuje pacjentowi, aby spróbował; pacjent stara się, ręka drga, ale się nie unosi, jest jakby sparaliżowana. Ten fakt wywołuje u pacjenta przekonanie, że zachowawszy świadomość zapadł w stan zbliżony do snu. Przecież w stanie czuwania rozumuje pacjent
77 uniesienie ręki nie może stwarzać trudności. Chyba dopiero od tego momentu zaczyna się proces zawężania świadomości". Zapewne dość trafnie scharakteryzował metodę hipnozy werbalnej jeden z badaczy: lekarz opowiada pacjentowi o zjawiskach towarzyszących zasypianiu (temu zwykłemu, codziennemu), a pacjent dokonuje syntezy" zaśnięcia. Przez kilkadziesiąt lat, od czasów Bernheima wybitnego francuskiego badacza hipnozy z końca XIX w. panowało dość rozpowszechnione przekonanie, że hipnoza jest to stan zbliżony do snu, który wywołujemy u pacjenta działaniem sugestii. Przeciwko takiemu stanowisku już w końcu XIX w. występowali niektórzy wnikliwsi badacze. Jednym z nich był dr Albert von Schrenck-Notzing. Stwierdził on, że istnieją osoby łatwo ulegające hipnozie, ale trudno sugestii oraz że stopień podatności na sugestię nie jest zawsze proporcjonalny do stopnia głębokości hipnozy (hipnozy w rozumieniu Bernheima). Jeden z najwybitniejszych współczesnych badaczy hipnozy prof. Ernest R. Hilgard, opierając się na rezultatach ogromnej liczby doświadczeń przeprowadzonych na Uniwersytecie Stanforda (USA), konkluduje: Nie mamy dostatecznych podstaw, aby identyfikować podatność na hipnozę z podatnością na sugestię. Bez wątpienia osoba podatna na hipnozę podatna jest również na specjalnego rodzaju sugestie, dokonywane w specjalnych warunkach, ale wydaje się, że nic można definiować hipnozy jako podatności na sugestię, ponieważ istnieje szereg rodzajów sugestii leżących poza zjawiskami hipnozy. Ponieważ jak się okazało zjawiska sugestii i zjawiska hipnozy mogą wprawdzie łączyć się ze sobą, lecz. również mogą istnieć niezależnie od siebie, Hilgard proponuje, aby jako czynnik odpowiedzialny za powstawanie hipnozy uznać wyobraźnię: W naszej pracowni przeprowadziliśmy długotrwałe doświadczenia, podczas których studenci poddawani hipnozie byli uprzednio badani za pomocą testów; wielu z nich poddawano podobnym badaniom testowym również i po zakończeniu seansu hipnotycznego. Badania wykazały, że najbardziej podatni na hipnozę studenci odznaczali się już od dzieciństwa żywą wyobraźnią, niektórzy zaś od dzieciństwa zachęcani byli przez, rodziców do jej rozwijania i intensywnego przeżywania wyobrażonych sytuacji. Przez określenie żywa" lub aktywna" wyobraźnia rozumiemy zdolność do koncentrowania się na pewnego rodzaju fantazjach tak realistycznych, że codzienna rzeczywistość pozostaje jak gdyby w zawieszeniu; wyobrażone zdarzenia są odczuwane jako rzeczywiście przeżyte i tak też przechowywane w pamięci. Tego rodzaju wyobraźnia różni się od patologicznej tym, że jest ograniczona czasowo i że kontakt z rzeczywistością może być w każdej chwili na nowo nawiązany. Stanowisko Hilgarda wydaje się słuszne, ale nie jest niczym nowym. Dr Ambroise Auguste Liebeault zdołał stwierdzić już w osiemdziesiątych latach ubiegłego wieku, że osoba, która zwracając uwagę swoją na jakieś wyobrażenia, np. na percepcję dotykową, doznaje jak gdyby rzeczywistego wrażenia, jest zdolna do zapadnięcia w głęboką hipnozę. Podobną myśl wyraża Ochorowicz (1887) twierdząc, że osoby łatwo pochłaniane przez jedną ideę bardzo łatwo podlegają hipnozie i autohipnozie. Dziwne to ale Ochorowicz posuwa się w swoim rozumowaniu dalej niż Hilgard. Nie poprzestaje na skonstatowaniu, że hipnoza może być dziełem wyobraźni. Zadaje pytanie: jak to się dzieje, że wyobrażenie urzeczywistnia się, i odpowiada: jako następstwo pewnych wyobrażeń występuje zjawisko ideoplastii. Ochorowicz napisał: Ideoplastią nazywamy urzeczywistnienie się w osobniku pewnego wyobrażenia, spełnienie pewnego aktu, wytworzenie się pewnego stanu, a to niezależnie od tego, czy owo urzeczywistnienie było wywołane przez poddanie osoby drugiej czy przez spełnienie własnego, danego samemu sobie nakazu (autosugestii), czy też nawet niezależnie od własnych lub obcych poddawali. Według Ochorowicza sprawa przedstawia się następująco: sugestia lub autosugestia realizuje się przez wyobrażenie, które-jeśli może opanować nas choć przez chwilę całkowicie uruchamia szczególny mechanizm ideoplastii. Wydaje się, że Ochorowicz nie zdawał sobie sprawy z roli w tym procesie sfery nieświadomej. Nic zresztą dziwnego psychologia głębi zaczęła się rozwijać dopiero w latach, które były ostatnim okresem życia naszego uczonego. Napisał on, że ideoplastia może występować jedynie w stanach zbliżonych do monoideizmu. To jest warunek główny inne są dodatkowe. Dziś powiedzielibyśmy raczej, że stan zbliżony do monoideizmu opanowanie umysłu przez jedną tylko myśl jest okolicznością wielce sprzyjającą, a warunek konieczny dla ideoplastycznej realizacji wyobrażenia stanowi opanowanie przezeń nieświadomości. człowieka. Hilgard zwraca uwagę na związek zdolności do aktywnego wyobrażania sobie z halucynacjami hipnotycznymi i z rozszczepieniem świadomości,
78 jak to się dzieje przy automatycznym pisaniu, kiedy człowiek pogrążony w rozmowie nie jest świadom tego, co jego ręka pisze. Wiadomo, z jaką łatwością i siłą realizują się ideoplastyczne wyobrażenia człowieka w hipnozie, a więc w stanie przyćmionej świadomości. Człowiek w tym stanie, jeśli wyobrazi sobie np., że ręka jego zanurzona jest w misce z gorącą wodą, istotnie będzie dotkliwie odczuwał gorąco; co więcej, skóra jego dłoni się zaróżowi. Ale i w stanie pełnej świadomości (po przebudzeniu) mogą się realizować ideoplastycznie wyobrażenia, jeśli tylko opanują sferę nieświadomości w trakcie hipnozy. Chodzi tu o realizację tzw. sugestii pohipnotycznych. U niektórych osób wszystkie, nawet najdziwniejsze zjawiska ideoplastyczne można przenieść poza hipnozę. W dokładnie oznaczonym przez eksperymentatora czasie, np. godzinę po przebudzeniu, pacjent ze zdumieniem stwierdza, że nie jest w stanie unieść lewej ręki, że coś" parzy go w prawą dłoń, że patrząc w lustro (o zgrozo!) nie widzi własnej głowy. Ostatecznym argumentem świadczącym, że nie tylko w stanach zbliżonych do monoideizmu jak sądził Ochorowicz występują zjawiska ideoplastii, jest praktyka autosugestii. Nic w tym zresztą dziwnego: podstawowe prace na temat autosugestii (Emila Coue i Władimira Bechteriewa) ukazały się dopiero w latach dwudziestych. Prawdziwie makabryczny eksperyment, dowodzący, jak wielka może być siła wyobrażenia, przeprowadzono w Kopenhadze w 1750 roku. Przekazano tam pewną skazaną na śmierć osobę lekarzom, którzy przywiązali nieszczęśliwca pasami rzemiennymi do stołu i zawiązali mu oczy. Następnie obwieścili, że rozetną mu żyłę na szyi, aby krew wypłynęła z niego do ostatniej kropli. Potem ukłuto go całkiem nieznacznie szpilką i puszczono na jego szyję strumień wody, która z szelestem spływała do basenu ustawionego na ziemi. Zbrodniarz umarł w przekonaniu, że krew L niego wypływa. Duży rozgłos zyskały sobie przed półwieczem badania dra Eugeniusza Osty'ego w Paryżu nad obdarzoną rzadką zdolnością ideoplastyczną Olgą Kani. Potrafiła ona wywoływać na powierzchni swej skóry napisy i obrazy przedmiotów, o których myślała. Po raz pierwszy to się zdarzyło, gdy mając 19 lat zgubiła naszyjnik pereł, co ją wielce zmartwiło. Wystąpiły wówczas na jej ramieniu dziwne znaki: rząd czerwonych, okrągłych kółek zarysował się na skórze. Nikt nie wiedział, co to ma znaczyć, i uważano to za rodzaj wysypki. Dopiero później, przy powtarzaniu się tego zjawiska spostrzeżono, że każda silniejsza emocja, każde silniejsze wrażenie ujawnia się na jej skórze dermograficznie, tj. przez przekrwienie pewnych okolic skóry, na których występują charakterystyczne znamiona. Podobny charakter mają objawy tzw. stygmatyzacji. U osób popadających w religijna ekstazę podczas rozpamiętywania szczegółów męki Jezusa (a przy tym wybitnie uzdolnionych ideoplastycznie) pojawiają się na dłoniach, a czasem i na czole krwawe znaki. Powróćmy teraz do sprawy hipnozy werbalnej. Mechanizm działania słów hipnotyzera na osobę poddającą się zabiegowi sprowadza się tu do uznania ich przez pacjenta za własne i, jak wiadomo, pacjent może sugestię przyjąć lub ją odrzucić. Do ideoplastycznej realizacji sugestii dochodzi tylko wtedy, gdy zostanie ona zaakceptowana, i to nie tylko przez świadomość, ale też przez nieświadomość pacjenta. Sprzyja temu postępujące podczas procesu hipnotyzowania stopniowe zawężanie się świadomości. Amerykański badacz hipnozy Leslie M. Le Cron twierdzi nawet, że w gruncie rzeczy każda hipnoza jest rodzajem autohipnozy. Skłonność do ulegania sugestiom, czyli skłonność do akceptowania cudzych sądów jako własne, jest u różnych ludzi rozmaita pod względem zarówno ilościowym, jak i jakościowym. Również u tego samego człowieka zmienia się ona zależnie od okoliczności. Możemy zaobserwować nieraz w życiu codziennym, jak człowiek silnie zaabsorbowany jakąś sprawą, która prawie całkowicie pochłania jego uwagę, przypadkowo ulega cudzemu zdaniu.
79 Doświadczenia z Olgą Kahl: proste rysunki i litery ukazywały się na żądanie" (nawet głośno nie wypowiedziane!) na skórze pani Kahl w postaci czerwonawych kresek, podobnych do tych, jakie powstają na skutek lekkiego zadrapania, 1 częściowo odtworzone imię Rene; 2 i 3 odtwarzanie trójkąta (4); 5 napis wywołany myśleniem o imieniu Sabina"; 6 na przedramieniu powstał niekompletny obraz kieliszka L. E. Stefański odebrawszy kiedyś telefon do kolegi, pracującego ^sąsiednim pokoju, słuchawkę odłożył na siedzenie fotela i przywołując kolegę powiedział: Tu jest do pana telefon". Słowom tym towarzyszył mimowolny gest, wskazujący leżącą słuchawkę. Skutek był zaskakujący kolega ów odbył długą rozmowę telefoniczną w bardzo niewygodnej pozycji, nisko pochylony nad fotelem; uwierzył bowiem, że telefon jest do niego tu", na wysokości fotela, jakby nie można było słuchawki pod-nieść do góry. Nawet przy pełnej świadomości również jesteśmy zdolni ulegać sugestiom. Nowsze badania wykazały, że istnieją różne rodzaje podatności na sugestię, przy czym nie wszystkie rodzaje podatności na sugestię korelują z podatnością na hipnozę werbalną. Bliższe informacje na ten temat znajdzie Czytelnik w książce H. Eysencka Sens i nonsens w psychologii. W celu pogłębienia hipnozy, gdy chce się wprowadzić pacjenta w stan zbliżony do snu w narkozie, najbardziej celowe wg prof. Bertolda Stokvisa, psychologa holenderskiego jest zastosowanie tzw. metody mutacyjnej. Gdy pacjent zamknie oczy, żąda się od niego, aby oddychał głęboko, dokładnie tak, jakby miał zasnąć. Tempo, w jakim musi oddychać
80 hipnotyzowany, nadawane jest przez lekarza w ten sposób, że przez parę minut sam lekarz oddycha głośno, podobnie jak śpiący człowiek. Pacjent musi ten rytm podchwycić. Imitacja jest zdaniem Stokvisa niczym innym, jak najprymitywniejszą formą sugestii. Za przykład imitacji posłużyć może także znane powszechnie zjawisko udzielania się ziewania. Podobnie jak rytm oddychania jednego człowieka udziela się drugiemu, można by także zapewne zasugerować komuś swój własny rytm serca. Co więcej, wsłuchując się jednocześnie w rytm swego serca i w tykanie metronomu, którego tempo jest nieco szybsze, można przyspieszyć bicie serca, aż wreszcie zrówna się z tykaniem przyrządu. Czyż nie jest to sugestia imitacyjna" z tą tylko różnicą, że osobę indukującą zastępuje mechanizm? Od powyższego zjawiska nie różni się jakościowo zjawisko tzw. wodzenia rytmów prądów czynnościowych mózgu. Polega ono na tym. że u człowieka badanego elektroencefalograficznie, który jednocześnie wpatruje się np. w lampkę migoczącą z częstotliwością około 11 Hz, w zapisie zjawia się po chwili charakterystyczny obraz rytmu alfa (8-12 Hz, amplituda mikrowoltów). Po chwili rytm prądów czynnościowych w pewnych partiach mózgu badanego dostroi się do rytmu, w jakim migocze lampka. I jeśli częstotliwość migotania lampki zmienimy np. na 10 Hz, spowodujemy tym zmianę rytmu alfa z 11 na 10 Hz. Kto wie, czy na tajemniczą dotąd istotę sugestii nie rzuciłyby światła wyniki masowych testowań na wszystkie kolejno rodzaje sugestii werbalnych i imitacyjnych? Ogromnie ważkim odkryciem ostatnich lat wydaje się stwierdzenie, że ;tan daleko posuniętego uwrażliwienia na sugestię nie wiąże się zawsze i hipnozą. Stan ten nie musi być wywoływany jakąś techniką hipnotyczną inni też nie wiąże się nierozłącznie z żadnym innym objawem charakterystycznym dla hipnotycznego transu. Ponadto, jak stwierdzono, w stanie zasugerowania chłonność pamięci zwiększa się wielokrotnie, co pozwala np. na opanowanie podstaw obcego języka w ciągu paru dni. Nie jest to bynajmniej fantazja. Świadczą o tym wyniki nauki języków prowadzone Systematycznie od wielu lat w Sofii, w Instytucie Sugestologii kierowanym przez dra Georgija Łozanowa. Sam Łozanow jest niezrównanym prakykiem i teoretykiem, twórcą nowej dziedziny wiedzy sugestologii. Jego zdaniem, sugestia ł hipnoza stanowią dwa różne zjawiska bez względu na stopień ich genetycznego związku. Łozanow eksperymentował też przed laty z hipnopedią, czyli nauczaniem we śnie naturalnym lub w transie hipnotycznym. Zaniechał jednak tego rodzaju doświadczeń, gdy zrozumiał, że sprzyjający szybkiemu przyswajaniu materiału pamięciowego stan sugestywny osoby uczącej się nie jest bynajmniej związany ani ze snem, ani z hipnozą. Te ostatnie stany, jakkolwiek przyspieszają naukę, jednocześnie wprowadzają pewne okoliczności utrudniające ich wykorzystanie. Odkrycie, że stan ulegania czyjejś sugestii nie musi się łączyć z hipnozą, doprowadziło Łozanowa nie tylko do opracowania i wprowadzenia w życie metod sugestopedii, nowej techniki nauczania. Miało to także swoje konsekwencje dla prowadzonych przez niego badań spostrzegania pozazmysłowego oraz dla prób zastąpienia analgezji hipnotycznej metodą znieczulenia sugestyjnego, Łozanow powiedział: Nie sądzę, aby można było prowadzić badania parapsychologiczne. nie znając praw sugestii. Spostrzeganie pozazmysłowe i sugestia ściśle wiążą się wzajemnie ze sobą. Faktem jest, że niektóre zjawiska na pozór paranormalne są w rzeczywistości sugestiami w stanie czuwania. Z drugiej strony nasze eksperymenty dowodzą, że za pomocą sugestii można podwyższać parapsychiczne zdolności człowieka [...] To, co nazywam stanem sugestywnym, mogłoby też stanowić klucz do zagadki paranormalnych sil joginów. W 1965 roku dokonana została pierwsza na świecie poważna operacja chirurgiczna, przy której zastosowano opracowaną przez Łozanowa metodę analgezji. Pacjentem był pięćdziesięcioletni nauczyciel wychowania fizycznego, który sam zgłosił się i zaproponował przeprowadzenie próby. Łozanow wielokrotnie już przedtem stosował swoją metodę przy małych operacjach, takich jak przecinanie ropni czy usuwanie zębów. Tym razem chodziło o skomplikowaną operację przepukliny pachwinowej, która miała trwać co najmniej godzinę. Podczas wielokrotnych spotkań Łozanow wyjaśniał pacjentowi zasady swojej metody. Przede wszystkim powiedział mu, że nie chodzi tu o hipnozę, a zatem będzie on całą operację przeżywał całkiem świadomie. Cała operacja dla celów studyjnych była filmowana. Łozanow zaczął sugestię odprężającą i przywołującą myśli pozytywne ( nie będzie pan czuł żadnego bólu" itd.). Na znak dany przez Łozanowa lekarze dokonali nacięcia skóry i mięśni długości 4 cm. Pacjent nawet tego nie zauważył. Był najzupełniej przytomny i rozmawiał z personelem otaczającym stół operacyjny. Lekarze usunęli przepuklinę i przystąpili do zszywania. Pacjent nie reagował, żartował sobie na temat metalicznego szczęku instrumentów. Później przypomniał sobie dokładnie cały przebieg
81 operacji. Łozanow zasugerował mu też, że będzie on w stanie powstrzymać krwawienie w miejscu operowanym, i tak się stało. Gdy nacięcie zostało zszyte, Łozanow sugerował, że rana zagoi się szybko, i faktycznie, zagoiła się o wiele prędzej, niż to zwykle bywa. Mechanizm działania monotonnych bodźców Zaczęło się tak: do Anglii przybył francuski magnetyzer mesmerysta. Był nim wnuk wielkiego bajkopisarza, Charles Lafontaine. Dawał on w Manchesterze publiczne wykłady doświadczalne", cieszące się wielkim powodzeniem. Lekarze (jak zwykle) wzruszali ramionami, z góry spoglądając na nowego szarlatana. Ale jeden z nich, James Braid, obdarzony wysokim zmysłem obserwacyjnym, zauważył wkrótce, że zjawiska wywoływane przez Lafontaine'a były prawdziwe, i postanowił dociec i c li przyczyny... Rozpoczął sam analogiczne doświadczenia, starając się je sprowadzić do najprostszej formy. Lafontaine trzymał pacjentów za ręce. wpatrywał się w oczy nieruchomo i robił ruchy ręką. Braid zaniechał ruchów i dotykania, a spoglądanie w oczy zastąpił patrzeniem w jakiś mały przedmiot, mianowicie w świecący guzik albo np. w korek od karafki. U wyniku takiego działania u kilku osób uzyskiwał po kilku lub kilkunastu minutach stan snu, całkiem podobny do tego, który Lafontaine nazywał magnetycznym. Braid rozumował tak: skoro osoba lekarza nie miała na przebieg zjawiska żadnego wpływu, jego przyczyna musiała zatem tkwić w samym pacjencie. Braid upatrzył ją w zmęczeniu wzroku i skupieniu uwagi na jednym punkcie. Wywołany w ten sposób szczególny stan nazwał od greckiego wyrazu hipnos neurohipnotyzmem albo wprost hipnotyzmem i w 1842 r. ogłosił na ten temat dzieło pt. Neurohypnology (Neurohipnologia)- Również z naszego dzisiejszego punktu widzenia wydaje się, że Braid się nie mylił. Fakt, iż długotrwałe działanie jednego bodźca wyzwala w systemie nerwowym doświadczalnego zwierzęcia odruch hamowania, jest dobrze znany współczesnej fizjologii. Działanie monotonne powtarzającego się bodźca wykorzystywane było praktycznie już od tysiącleci. Nie bez głębszej przyczyny we wszystkich częściach świata umieszcza się małe dzieci w rozmaitego rodzaju kołyskach i hamakach lub po prostu kołysze na rękach. Z biegiem lat zestaw technik indukowania hipnozy z pomocą działania bodźców zmysłowych bardzo się rozszerzył. Obejmuje on obecnie metody działania na wzrok i słuch, metody oddziaływań termicznych, dotykowych i innych, w tym również elektrycznych i elektromagnetycznych. Działanie długotrwałego bodźca powoduje znużenie, na drodze zaś skojarzeń wyobrażenie zasypiania, które z kolei realizuje się ideoplastycznie. Udział hipnotyzera w tym procesie sprowadza się do organizacji seansu oraz do podsuwania w trakcie jego trwania stosownych wyobrażeń (w postaci sugestii słownych) pacjentowi, tak więc mamy tu do czynienia Właściwie z czymś w rodzaju kierowanej (i ewentualnie stymulowanej) autohipnozy. W praktyce nigdy nie mamy do czynienia z czystym" działaniem hipnotycznym bodźców zmysłowych; towarzyszy mu lub co najmniej poprzedza je sugestia słowna. Natomiast owo czyste" działanie stanowi (przyczynę niektórych mimowolnych autohipnoz (np. podobne do snu odrętwienie kierowców, pojawiające się podczas przebywania monotonnych odcinków autostrad). Działanie za pomocą bodźców wzrokowych Hipnoza wywołana przez fiksację przedmiotu polega na tym, że hipnotyzer poleca pacjentowi, aby nieruchomo wpatrywał się w jakiś przedmiot, którym może być byle co np. ołówek, klucz czy moneta Przedmiot powinien znajdować się w odległości około 25 cm od oczu pacjenta. Hipnotyzer podaje wówczas serię sugestii. Metoda barw kontrastowych, którą zaproponował w 1908 r. M. Levy-Suhl, zyskuje coraz większą popularność. Pacjent dostaje do rąk kartonik, na którym znajdują się dwa stykające się ze sobą prostokąty o barwach dopełniających i dość jaskrawe. Może to być np. para czerwieńzieleń przeważnie jednak stosuje się zestawienie błękitno-żółte, ponieważ szansę trafienia na daltonistę nieprawidłowo reagującego na te barwy jest minimalna. Pacjent wpatruje się nieruchomo w miejsce styku obu prostokątów. Po chwili spostrzega neonowo" świecące, barwne obwódki wokół prostokątów, kolory zaś prostokątów trącana jaskrawości, szarzeją, zdają się zamieniać miejscami itd. następuje zatem znany efekt działania barw dopełniających, do którego dołącza się znaczne znużenie wzroku, ociężałość myśli i odrętwienie całego ciała. Dokładnie tak, jak czułe na barwy elementy siatkówki pańskiego oka przez wpatrywanie się w jaskrawe barwy będą ulegały normalnemu fizjologicznemu procesowi znużenia sugeruje lekarz tak samo również całe pańskie ciało będzie równocześnie stawało się coraz bardziej znużone, coraz cięższe". Inna popularna metoda wprowadzania w trans hipnotyczny, to metoda fascynacji". Pacjent
82 otrzymuje polecenie, aby wpatrywał się w oczy hipnotyzera. Po chwili ten zaczyna mu podsuwać sugestię ciężkości powiek, ramion, całego ciała, wreszcie sugestię zasypiania. Wielu autorów, zwłaszcza współczesnych, widzi w tym postępowaniu tylko trzy czynniki działające: nużące unieruchomienie wzroku ( czynnik braidowski") oraz dwa czynniki psychologiczne zafascynowanie (czynnik kataplektyczny) i poddanie się autorytetowi hipnotyzera. Przeciwko takiemu poglądowi gwałtownie występował już Ochorowicz. Wielokrotnie zwracał on uwagę na to, że hipnotyzerzy, działający według swojego głębokiego przekonania wyłącznie sugestią, jednocześnie przykładają ręce, naciskają gaiki oczne, robią pociągi, skupiają myśl i wolę czyniąc to machinalnie albo wprost z tą aprioryczną pewnością, iż ręce i wola nie mają tu żadnego znaczenia. Braid również mylił się zdaniem Ochorowicza kiedy np. naciskowi ręki na głowę przypisywał tylko mechaniczne znaczenie. Braid był jednakże wielkim uczonym; dostrzegłszy swoje błędy, nie upierał się. przy nich dłużej. I oto człowiek, o którym mówiono, że zadał cios śmiertelny mesmeryzmowi, napisał w 1883 r.: Przez długi czas wierzyłem w tożsamość zjawisk wywoływanych moją metodą i tych, jakie na swój sposób wywołują mesmeryści; i dziś jeszcze wierzę przynajmniej w analogię działań, wywieranych na system nerwowy. Jednakże sądząc po tym, co w niektórych wypadkach zdają się wywoływać mesmeryści, mniemam, że istnieje dosyć różnic upoważniających nas do uważania hipnotyzmu i mesmeryzmu za dwa czynniki odrębne. Czy oczy hipnotyzera nie są w procesie indukowania hipnozy doprawdy niczym więcej, jak tylko błyszczącymi przedmiotami", które zastąpić mogą z tym samym powodzeniem szkiełka lub guziki? Przecząco zdają się odpowiadać na to pytanie m.in. wyniki wieloletnich badań rosyjskiego uczonego Bernarda Każynskiego. W 1923 r. zgłosił się do niego znakomity treser Władimir Durów. Miał on wielokrotnie okazję przekonać się, że samo spojrzenie człowieka wystarczy nieraz, aby uspokoić dzikie zwierzę. Według jego przekonania oczy ludzkie i zwierzęce wysyłają szczególnego rodzaju promienie. Każynski podjął się zbadania tej sprawy. W latach dokonał prób (przedtem wielką serię eksperymentów przeprowadził z Durowem i jego tresowanymi psami, Marsem i Pikki, sławny neurolog, prof. Władimir Bechteriew). W doświadczeniach Każynskiego detektorami" hipnotycznych promieni, wysyłanych przez oczy Durowa, byli ludzie. Uczony chciał się przekonać, czy w świdrującym" spojrzeniu jest coś więcej niż tylko siła psychologiczna. Osoby badane w laboratorium Każynskiego siadały do Durowa tyłem, a Durów wpatrywał się w ich karki. Prawie każda z tych osób była w stanie powiedzieć, kiedy wzrok Durowa był skierowany właśnie na nią. Niekiedy określano nawet trafnie, pod jakim kątem pada spojrzenie. Udało się wreszcie stwierdzić, iż niewidzialne promienie", emitowane przez oczy Durowa, miały charakter elektromagnetyczny, a pomiary wykazały, że są to fale milimetrowe (uzyskano zresztą wówczas wynik bardzo nieścisły). Ten sam rodzaj doświadczeń kontynuowali w latach czterdziestych profesorowie S. Turlugin i P. Lazarow. Potwierdzili oni to, że nie odczuwa się spojrzenia, kiedy nadawcę (oczy patrzącego) oddziela od osoby fiksowanej wzrokiem ekran w postaci uziemionej siatki metalowej. Spróbowano określić dokładniej długość czynnej tu tali elektromagnetycznej. Wynosiła ona ok. 0,008 mm. Zespół prof. Lazarowa eksperymentował też z meskaliną i innymi środkami halucynogennymi, za których pomocą usiłowano wzmacniać zjawisko promieniowania" oczu. W swej książce Biologiczeskaja radioswiaź (Biologiczna radiokomunikacja) rozwija Każynski hipotezę, w myśl której komórki receptorowe siatkówki oka pręciki i czopki nie tylko odbierają fale elektromagnetyczne, ale też pełnią funkcję miniaturowych anten nadawczych. Istotnym elementem całości tego biologicznego nadajnika ma być jakoby gruczoł dokrewny znajdujący się w mózgu, zwany szyszynką. Jak wiadomo fizjologom, działanie na szyszynkę prądu elektrycznego wywołuje powstawanie na siatkówce podrażnień, które określane są przez osobę badaną jako wrażenia świetlne. Fakt ten nie potwierdza tezy Każynskiego, ale świadczy o trafności kierunku poszukiwań. Działanie za pomocą bodźców słuchowych Zdarzają się osoby, u których szczególnie łatwo wywołać stan hipnozy właśnie za pomocą monotonnych bodźców akustycznych. Może to być regularne tykanie metronomu, terkotanie elektrycznego brzęczyka albo rytmiczny warkot wentylatora. Amerykanie stosują chętnie metodę polegającą na mikrofonowym wzmacnianiu oddechu pacjenta, który się weń wsłuchuje. W tym wypadku nie jest to już czyste" działanie monotonnie powtarzającego się bodźca, ale dość skomplikowany mechanizm sprzężenia zwrotnego; słyszalne uspokojenie oddechu działa na pacjenta uspokajająco, co z kolei wpływa na pogłębienie się i wyrównanie oddechu itd. Działanie za pomocą bodźców dotykowych Chodzi tu przede wszystkim o passy" ( pociągi magnetyczne"), jak je nazywano na początku XIX stulecia. Są to wykonywane powoli i wielokrotnie powtarzane ruchy dłoni hipnotyzera, które przesuwa tuz nad ciałem pacjenta, od głowy do stóp, jeśli pacjent spoczywa w pozycji
83 Jeżącej, a od głowy do kolan, kiedy siedzi. Manipulacje zalecane przez jawnych mesmerystów są bardziej złożone, ale mówić o nich będziemy później, zastanawiając się nad zasadnością zabiegów bioenergetycznych. W tej chwili passy" interesują nas tylko jako monotonnie działający bodziec zmysłowy. Działanie za pomocą bodźców termicznych Stan hipnozy może wystąpić również w następstwie działania sugestywnych, rytmicznych bodźców cieplnych. Można się o tym przekonać jak napisał Berthold Stokvis zawieszając nad osobą poddawaną doświadczeniu źródło ciepła, np. lampę, i wprawiając je w ruch wahadłowy. Autorzy radzieccy (Iwanow-Smolenski i Nikołajew), zajmujący się przyczynami działania tego rodzaju passów", nie są zgodni na temat jego istoty, ponieważ udział mają tu bodźce cieplne i wzrokowe. Elektrohipnoza Do monotonnie działających bodźców sprowadzających stan hipnozy, poza omówionymi działaniami bodźców zmysłowych, zaliczyć chyba wypada i elektrohipnozę. Tak przynajmniej czyni Stokvis, który skuteczność tzw. elektrohipnozy przypisuje połączonemu oddziaływaniu następujących czynników: słabemu prądowi faradycznemu, brzęczeniu aparatu do elektryzacji, sugestii słownej i odprężeniu mięśni. Tzw. prąd faradyczny jest prądem zmiennym o niskim napięciu i natężeniu oraz małej częstotliwości. Tę małą częstotliwość przetransponowaną na drgania akustyczne słyszymy właśnie w brzęczeniu wydawanym przez aparat. Mamy tu więc do czynienia z parą synchronicznie działających bodźców monotonnych elektrycznego i akustycznego. Franz Andreas Volgyesi, który w swojej dziesięciolecia trwającej praktyce lekarza hipnologa stale posługiwał się techniką faradycznej ręki", łączył ściśle istotę jej wpływu ze zjawiskami bioelektrycznymi i biomagnetycznymi. Volgyesi zapewniał o jej absolutnej nieszkodliwości, po czym tak oto opisał urządzenie i zasadę jego funkcjonowania: Jest to mały aparacik do faradyzacji, zasilany z sieci. Ma płynnie regulowane napięcie, działa w nim przerywacz młoteczkowy Wagnera (brzęczyk). Jedną z elektrod trzyma siedzący na fotelu pacjent w złożonej na kolanach ręce. Obwód prądu zamyka lekarz swoją ręką, podczas gdy palcami dotyka czoła, szyi albo powiek pacjenta. Metoda ta również przy wieloletnim jej stosowaniu nie przedstawia żadnego niebezpieczeństwa dla lekarza. Natężenie prądu wynosi mniej więcej 1-1,5, ewentualnie 2-2,2 µa, przy napięciu 40, ewentualnie V i przy częstotliwości Hz. Prąd przepływający przez rękę lekarza nie powinien nigdy stać się przykry do zniesienia. Podobnie jak Stokvis, poważne znaczenie przypisuje Volgyesi brzęczeniu aparatu, ale i on nie zwraca uwagi na to, że mamy tu do czynienia z dwoma bodźcami powtarzanymi z dokładnie tą samą częstotliwością, co wydaje się szczególnie istotne. Działanie faradycznej ręki" łączy Volgyesi zawsze ze słowną sugestią odprężenia, a potem zasypiania. W leczeniu odwykowym alkoholików, gdzie przygotowanie pierwszej hipnozy jest przeważnie dość czasochłonne, ręka faradyczna" może oddać jak twierdzi Volgyesi nieocenione usługi. Podkreślone przez obu wyżej cytowanych autorów znaczenie jednoczesnego działania różnych bodźców było zapewne źródłem pomysłu automatycznego hipnotyzera". Aparat ten zbudowano w Kiszyniowie (ob. Mołdawia) w 1973 r., a działanie jego polegało na wysyłaniu rytmicznych impulsów: elektrycznych, świetlnych, dźwiękowych i cieplnych. W Polsce udane modele aparatów do elektrohipnozy i elektronarkozy opracował prof. Stefan Manczarski. Jeden z pierwszych, zbudowany w latach wojny, służył mu w pracy konspiracyjnej; za pomocą elektrohipnozy i stosowanej pohipnotycznej sugestii usuwano z pamięci pewnych osób wiadomości, których przechwycenie przez okupantów byłoby szczególnie niebezpieczne. Wyjaśniono już powyżej, czym jest elektrohipnoza. A co rozumiemy przez pojęcie elektronarkoza? Pierwsze jej próby przeprowadził jeszcze w XIX w. Mache (1875), działaniem prądu stałego wywoływał analgezję (czyli nieczułość na ból) u ryb. D'Arsonval (l 890) działaniem prądu zmiennego wielkiej częstotliwości uzyskał analgezję u królika. R. Droh (1972) zaproponował zdecydowane rozróżnienie: elektronarkozy (czystej oraz kombinowanej z działaniem środkami farmakologicznymi) od elektroanalgezji, która jest wywołanym elektrycznie lokalnym znieczuleniem, przy zachowaniu świadomości pacjenta. Elektronarkozę można spowodować metodą zbliżoną do elektrowstrząsu albo metodą stopniowego podnoszenia natężenia prądu. Pierwsza z nich jest niezupełnie bezpieczna, grozi wystąpieniem drgawek trwających niekiedy wiele minut i zaburzeń pracy serca. Metoda druga sprowadza głęboki elektrosen" w ciągu kilku
84 do kilkunastu minut. Dlaczego pacjent zasypia? Istnieją na ten temat dwa poglądy i oba-jak sugerował Droh zapewne są słuszne: 1. Elektronarkoza hamuje dopływ informacji biologicznych do mózgu. 2. Prąd działający na centralny system nerwowy powoduje nagłe wydzielenie się do krwi pewnych metabolitów, hormonów i innych substancji, które z kolei działają na części mózgu będące ośrodkami regulującymi sen i czuwanie: podwzgórze i układ siatkowaty. Jak z tego widać, działanie elektronarkozy znacznie różni się w swej istocie od działania elektrohipnozy. To ostatnie bowiem sprowadza się do wywołania raz po raz powtarzającym się bodźcem efektu hamowania, które rozszerza się stopniowo na coraz to większe połacie kory mózgowej. Tak przynajmniej interpretował usypiające działanie bodźców jednostajnych B. Birman (1925) i inni badacze ze szkoły Pawłowa. Także sam stan elektrosnu" jest różny od stanu elektrohipnozy, która nie stanowi przecież nic innego, jak hipnozę uzyskaną za pomocą m.in. działania prądu elektrycznego, i jak zawsze w hipnozie (z wyjątkiem jej formy letargicznej) kora mózgowa pacjenta nie jest całkowicie opanowana hamowaniem, lecz zawiera tzw. punkty czuwające. One to sprawiają, że z człowiekiem zahipnotyzowanym można się porozumieć, podczas gdy z osobą uśpioną- snem naturalnym lub pod wpływem narkozy jest to niemożliwe. Mechanizm oddziaływania bioenergetycznego To, czego nie da się zobaczyć, dotknąć ani powąchać, po prostu nie istnieje". Takimi słowami uzasadniał Benjamin Franklin, członek wysokiej komisji, powołanej w 1784 r. dla zbadania mesmeryzmu, swoją negatywną opinię. Aż dziw bierze, gdy się pomyśli: wypowiedział je badacz elektryczności, a więc właśnie czegoś takiego, czego również nie da się zobaczyć ani powąchać. Niemniej stanowisko Franklina jest zrozumiałe jako wyraz panującego wówczas wśród uczonych naiwnego racjonalizmu. Były to bowiem czasy, kiedy powoływanie się na zdrowy rozsądek (zamiast np. na Pismo Święte) stanowiło nowość i świadczyło o intelektualnej wolności uczonego. Ale dobrze to dziś wiemy żadna postępowa idea nie pozostaje postępową na wieki. Starożytny sposób leczenia przez nakładanie rąk" uważa się dotąd w oficjalnej medycynie za bajkę, a leczących tym sposobem za szarlatanów. Franciszek Antoni Mesmer( ) twierdził, zez rąk uzdrawiacza" dobywa się życiodajny, choć niewidzialny, fluid, który jest wchłaniany przez ciało pacjenta. Czy tak jest rzeczywiście? Zanim spróbujemy odpowiedzieć na to pytanie w sposób, do które«0 upoważnia nas obecny stan wiedzy przyrodniczej, przyjrzyjmy się przez chwilę metodom stosowanym przez sławetną komisję i jej argumentom. Komisja powołana została na wyraźne życzenie dworu królewskiego, a wbrew Akademii, gdzie uważano za stosowne nie zajmować się innymi środkami terapeutycznymi niż upusty krwi, lewatywy i pigułki. Zwrócono się więc nie do Mesmera, lecz do jego ucznia, dra D'Eslona, chcąc w ten sposób przynajmniej osłabić znaczenie całej sprawy. Przyjrzawszy się kuracjom D'Eslona komisja orzekła, że wszystko, co D'Eslon wywoływał było dziełem dotykania, imaginacji i naśladownictwa [...]". Jeżeli któryś chory przy magnetyzowaniu usypiał, to działo się to z nudów; jeżeli odczuwał silne ciepło, to dlatego, że pierwej musiał dużo chodzić; jeżeli któraś kobieta doświadczała przykrych wrażeń duszenia, to dlatego, że zapewne była zanadto ściśnięta stanikiem, jeśli wpadła w konwulsje, to z tego powodu, że naśladowała drugą itp. W ostatecznej konkluzji sprawozdania zawyrokowano: magnetyzm zwierzęcy" nie istnieje. Mało kto wie o tym, że poza sprawozdaniem oficjalnym sporządzono dwa raporty tajne. Miały one powstrzymać poparcie rządu dla nowej metody. Pierwszy z nich dowodził, że mesmeryzm (nie istniejący jakoby!) jest środkiem niebezpiecznym i szkodliwym, w drugim zaś czytamy: Glos publiczny świadczy, że ani u pana D'Eslona, ani u pana Mesmera nikogo nie wyleczono". Było to oczywiste kłamstwo. Nie miejmy złudzeń cała ta kampania przeciw mesmeryzmowi nie toczyła się w czystej atmosferze olimpijskiego sporu pomiędzy Prą\ula a Fałszem. W rzeczywistości z nowatorstwem walczyła tam nie tylko rutyna, ale także po prostu organizacja lekarzy obawiających się o utratę zamożniejszych pacjentów i państwowych synekur. Te pozanaukowe względy łączyły się zresztą w owych czasach harmonijnie, o czym świadczy zalecenie, które w usta lekarza włożył Moliere w 111 akcie Chorego urojenia: Nigdy nie posługiwać się żadnymi innymi lekarstwami, prócz tych, jakie zaleca uczony fakultet, chociażby chory miał przez to zdechnąć". Szyderstwo Moliera nie dotyczy, rzecz jasna, lekarzy będących jednocześnie uczciwymi i rzetelnymi badaczami. W Lecons d'anatomie comnaree (Wykłady anatomii porównawczej) Georges Cuvier wspomina o swych mesmerycznych doświadczeniach na osobach już przed rozpoczęciem eksperymentu
85 zupełnie pozbawionych przytomności oraz na zwierzętach. Do uznania realności zjawisk mesmerycznych dochodzili W późniejszych latach nawet ci uczeni, których uważa się za najwybitniejszych rzeczników wyobraźni jako jedynego czynnika oddziaływającego na organizm pacjenta. Jednym z nich, jak już mówiliśmy, był James Braid. Również wielki lekarz Ambroise Auguste Liebault, współtwórca sugestywnej teorii hipnozy, w swym Etude sur le zoomagnetisme (Studium zoomagnetyzmu) stwierdza, że działanie hipnotyczne może być spowodowane bądź wpływami psychologicznymi, bądź bezpośrednim działaniem nerwowym człowieka na człowieka". Do wycofania się z zajmowanej przez niego poprzednio pozycji zdecydowanie antyfluidystycznej" przywiodły go udane doświadczenia mesmeryczne, które rozpoczął w 1880 r., a prowadził przeważnie na dzieciach w wieku od dwóch miesięcy do trzech lat. Jakie w rzeczywistości bywają skutki zabiegów mesmerycznych? Oto co na ten temat sądzą dziewiętnastowieczni znawcy przedmiotu: Jeśli człowiek dotykający (przykładający dłonie, wykonujący głaski, czyli passy) jest zdrowy i zdrowa jest też osoba dotykana, to w większości wypadków żadnej widocznej reakcji po prostu nie dostrzeżemy. U niektórych osób (podatnych na hipnozę indukowaną mesmerycznie) reakcją będzie zapadnięcie w trans hipnotyczny. Jeżeli osobą dotykaną jest osoba chora, to przy pozornym braku widocznych reakcji przy każdym zabiegu w sumie mogą one spowodować znaczny efekt terapeutyczny. Może również wystąpić reakcja doraźna w postaci hipnozy lub też drgawek, które przy pełnej świadomości ogarniają całe ciało pacjenta i ustępują same (po paru minutach) jeszcze podczas trwania zabiegu. Julian Ochorowicz w swym dziele Psychologia i medycyna proponuje każdemu zdrowemu człowiekowi o suchych i ciepłych dłoniach, aby przy najbliższej okazji przekonał się o możliwościach dokonania skutecznego zabiegu mesmerycznego, czyniąc przy tym smętną refleksję: i tak nikt?.a. pewne nawet nie pofatyguje się spróbować, ponieważ rzecz jest zbyt prosta, aby mogła wydać się prawdopodobna. L. E. Stefański próbował hipnotyzować pewnego studenta chemii u którego spodziewał się ujawnić zdolność do spostrzegania pozazmysłowego. On z kolei liczył też trochę na kojący wpływ hipnozy, który złagodzić miał przykre napięcia psychiczne, powodujące bezsenność. Technika hipnozy werbalnej dawała słabe rezultaty, spróbowano więc passów mesmerycznych. Oto relacja z przebiegu doświadczenia: Po paru minutach ręce chłopca zaczęły drgać, a ich mięśnie mimo woli napinały się. Młodzieniec ze śmiechem zwrócił mi na to uwagę; był tym zjawiskiem zaskoczony i ubawiony. Po chwili zaczęły napinać się również pozostałe mięśnie szkieletowe i drgawki ogarnęły całe ciało. Student śmiejąc się wciąż i komentując swój dziwny stan prężył się konwulsyjnie. Każde dotknięcie moich dłoni powodowało paroksyzm drgawek i było odczuwane jako prąd elektryczny płynący z moich dłoni. Po kwadransie drgawki stawały się coraz słabsze, wreszcie ustały. Przestałem wykonywać passy i przystąpiłem do starannego budzenia" pomimo że młodzieniec nie spał, a świadomość nie opuściła go ani na chwilę. Gdy skończyłem, oświadczył, że czuje się jak nowo narodzony, jakby pozbył się jakiegoś ciężaru. Spytałem go o Mesmera i mesmeryzm. Nie czytał nic na ten temat. Ode mnie dopiero dowiedział się, że to, co przeżył, Mesmer nazywał przesileniem" charakterystyczną dla jego kuracji reakcją drgawkową. Nie musi być ona wcale, jak widać, rezultatem naśladownictwa, co w swoim czasie próbował insynuować wyrok sławetnej francuskiej komisji. Do oddziaływania bioenergetycznego nie jest nawet konieczna wiara w uzyskanie oczekiwanego skutku ani u osoby mesmeryzującej, ani u osoby mesmeryzowanej. Na ten temat przekonujące są doświadczenia Ochorowicza przeprowadzone z grupą lekarzy w 1890 roku. Każdy z nich występował kolejno w roli magnetyzera i magnetyzowanego, a doraźny skutek przeprowadzanych nawzajem na swych rękach zabiegów sprawdzany był za pomocą dynamometru. Jak się wówczas przekonano, gdy na rękę człowieka słabszego oddziałuje ręka silniejszego, następuje zawsze wzmocnienie tej pierwszej i odwrotnie skutkiem działania osobnika słabego i chorego jest zawsze osłabienie ręki człowieka silnego i zdrowego. Wyniki tych i innych tego rodzaju doświadczeń nie mogły jednak przekonać tych wszystkich, którzy w realność zjawisk mesmerycznych z różnych względów wierzyć nie chcieli. Trudno się nawet dziwić Ochorowicz poza sprężynowym dynamometrem niewiele miał do dyspozycji przyrządów, które mogłyby dać obiektywne świadectwo istnienia wpływów bioenergetycznych człowieka na człowieka. Dlatego też sprawa mesmeryzmu, głośna jeszcze na przełomie XIX i XX stulecia, ucichła potem na długie lata. Dziś znów się pisze na temat mesmeryzmu. Powstały w ostatnich latach narzędzia badawcze, które pozwalają siły oddziaływań bioenergetycznych pomiędzy organizmami wykrywać i mierzyć, przy czym stosowane są te same metody badawcze, jakie zostały zaakceptowane już powszechnie w różnych dziedzinach badań naukowych. Nie wiemy dotąd, jaka jest istota oddziaływania bioenergetycznego. Nie wiemy, czy polega
86 ono na działaniu jakiejś bliżej nie znanej nam dotychczas przyczyny, czy też mamy tu do czynienia z czynnikami, z których każdy z osobna jest znany, a tylko ich wspólne działanie sprawia nieoczekiwany skutek. Dużym uznaniem cieszy się hipoteza, że istotą omawianego zjawiska jest przekazywanie rytmów biologicznych. Rytmy biologiczne to nie tylko rytmy układu krążenia, dobowy rytm snu i czuwania, odżywiania i wydalania; to także miliony różnych rytmów prądów czynnościowych we wszystkich komórkach mięśniowych i nerwowych. Być może, to one są właśnie przekazywane w zabiegu bioenergoterapeutycznym, a nieprawidłowe rytmy w organizmie chorego są dostrajane" w trakcie zabiegu do prawidłowych, właściwych dla stanu zdrowia rytmów mesmerysty. Jest też i inna możliwość: istotny dla zjawiska oddziaływania bioenergetycznego czynnik nieznany występuje zawsze łącznie ze znanymi, towarzyszącymi mu, co ogromnie zaciemnia obraz zjawiska. Wyniki nowszych badań zdają się potwierdzać ten ostatni pogląd. W badaniach tych, prowadzonych w wielu ośrodkach naukowych na świecie, posługiwano się czterema metodami: 1) fotografią w polu wielkiej częstotliwości (fotografią kirlianowską); 2) mierzeniem z odległości pól elektrostatycznych, które powstają wokół ludzkich dłoni, czy w ogóle wokół ludzkich postaci; 3) metodą wykrywania i mierzenia oddziaływań bioenergetycznych za pomocą detektorów biologicznych; 4) metodą utrwalania na błonie fotograficznej śladów interakcji pomiędzy palcami uzdrawiacza a ciałem pacjenta (metoda Lwa Wienczunasa). Wielokrotnie i ze szczególną ścisłością przeprowadzane były badania nad zagadkową zdolnością znanego rosyjskiego uzdrawiacza Aleksandra Kriworotowa. Kriworotow jest emerytowanym pułkownikiem. Od 1960 r współpracuje ze swym synem lekarzem, który zajmuje się diagnostyką Najznakomitsze rezultaty uzyskuje Kriworotow w leczeniu lumbago, za-palenia korzonków nerwowych i tym podobnych chorób systemu nerwowego. Kriworotow nie stosuje hipnozy w żadnej z jej postaci. Pacjent siada na krześle, a uzdrawiacz staje za nim. Ręce zbliża na odległość około 5 cm do ciała chorego. Przesuwa je w dół, poczynając od głowy, wzdłuż pleców, nie dotykając jednak ani przez chwilę ciała. Pacjenci stwierdzają prawie jednogłośnie, że dłonie Kriworotowa promieniują przy tym silnym ciepłem. Jeśli jakiś wewnętrzny narząd jest chory, pacjent odczuwa, że miejsce to gwałtownie się ogrzewa. Jest to wyczuwalne również dla Kriworotowa, który na tej podstawie może zlokalizować ognisko choroby. Podczas zabiegu pacjenci czują, jakby ręce Kriworotowa na wskroś ich przenikały". Tymczasem przyrządy wykazują, że ani ręce uzdrawiacza, ani ciała pacjentów nie zmieniają w rzeczywistości swojej temperatury. Gdy w 1966 r. Kirlian wykrył pole elektryczne pomiędzy leczącymi rękami Kriworotowa a pacjentem, zagadka zdawała się być rozwiązana. Jednakże z pomocą technicznie uzyskanego pola elektrycznego jak napisał Wiktor Adamienko (1973) nie udaje się spowodować tych subiektywnych odczuć (jak subiektywne odczucie ciepła i in.), których doznaje pacjent przy leczeniu rękami. Adamienko wnioskuje więc, że mamy tu do czynienia ze specyficznym polem, cechującym tylko żywe organizmy". Przyrządem mierzącym na odległość pole elektrostatyczne wokół żywych organizmów przetestowano w warszawskim Zakładzie Parazytologii PAN-u szereg osób, a wśród nich znanego lekarza hipnologa i bioenergoterapeutę Jana Rublewskiego, praktykującego od lat w Szczytnie Śląskiej. Okazało się, że jest on źródłem pola elektrycznego o natężeniu wielokrotnie wyższym niż notowane u większości osób pozostałych. Badania z zastosowaniem aparatury kirlianowskiej przeprowadzono z Aleksandrem Kriworotowem trzykrotnie: w 1966 r. doświadczenia trwające miesiąc wykonywał Siemion Kirlian, rok później kontynuował je Wiktor Iniuszin z uniwersytetu w Ałma-Acie, a w 1970 r. moskiewski uczony Wiktor Adamienko. Dłonie uzdrawiacza badane były przed przystąpieniem do zabiegu leczniczego, podczas działania i po jego zakończeniu. Uzyskane obrazy różniły się bardzo znacznie. Okazało się przede wszystkim, że jasność świetlistych obwódek wokół palców oraz siła wystrzelających z nich płomyków" zależą od tego, czy Kriworotow jest skoncentrowany, czy odprężony. W tych momentach, gdy pacjent zaczynał odczuwać intensywne gorąco, cała poświata wokół dłoni Kriworotowa ^nniejszała się, za to z niektórych punktów dobywały się pojedyncze promienie, bardzo silnie świecące. Podobne badania prowadził w 1972 r. E. Douglas Dean, pracownik naukowy politechniki w Newark (USA). Przedmiotem badań była Ethel E. De Loach, sekretarka Towarzystwa Parapsychologicznego w Jersey City, która pięć lat przedtem przypadkiem wykryła lecznicze właściwości swoich rąk. Wykonano wiele serii zdjęć w polu wielkiej częstotliwości ( Hz) przy napięciu V na materiałach do fotografii biało-czarnych i barwnych
87 (Ektacolor, Kodachrome i Polaroid). Zdjęć dokonywano w czasie, gdy pani De Loach odpoczywała i kiedy zajmowała się zabiegiem leczniczym. Uzyskane wyniki potwierdzają rezultaty doświadczeń radzieckich, chociaż kształty wyładowań koronowych wokół palców pani De Loach różnią się od obrazów otrzymanych w doświadczeniach z Kriworotowem. Jest to w pewnym stopniu sprawa indywidualnych właściwości obu badanych osób, ale w pierwszym rzędzie różnych warunków przeprowadzania eksperymentu: innej konstrukcji aparatu, innych materiałów światłoczułych, a zwłaszcza innej charakterystyki prądu. Z wieloma różnymi uzdrawiaczami eksperymentuje zespół, którym kieruje Ramos Perera Molina, wykładowca uniwersytetu w Madrycie i prezes Hiszpańskiego Towarzystwa Parapsychologicznego. Jest wśród nich anonimowy sprzedawca w jednym z madryckich sklepów, który w 1974 r. sam zgłosił się w celu przebadania do pracowni dra Moliny. Trzeba dodać, że hiszpańscy badacze zdecydowanie unikają uzdrawiaczy trudniących się leczeniem zawodowo. W seriach kirlianowskich fotografii próbowano uchwycić sam proces energetycznego transferu przechodzenia czegoś z dłoni uzdrawiacza do ciała drugiego człowieka. Otrzymano zdjęcia niewątpliwie efektowne, ale dość trudne do zinterpretowania i przez to niezupełnie przekonywające. Zjawisko energetycznego podładowania" jednego organizmu ludzkiego przez drugi (jeśli ono rzeczywiście istnieje) jest wcale nie takie proste; komplikuje je czynnik psychiczny, od którego w zasadniczym stopniu zależy działanie ręki leczącej a który ma też zapewne jakiś (jak dotąd nie przebadany) wpływ na odbiór" u osoby uzdrawianej. Gdyby jedynym dowodem na istnienie zjawiska oddziaływania bioenergetycznego organizmu na organizm były badania kirlianowskie układu człowiek-człowiek, dowód ten mógłby być bardzo łatwo podważony. Wiadomo przecież, jak czułym indykatorem wszelkich zmian w psychice jest fotografia kirlianowska. Nie można zatem wykluczyć i następującej interpretacji: to, co oglądamy, nie jest obrazem transferu bioenergii", lecz skutkiem sugestii i autosugestii u leczącego i leczonego. W celu uniknięcia tych komplikacji, prof. Thelma Moss prowadziła doświadczenia z wpływem ręki leczącej nie na ludzi, lecz na drobne organizmy żywe oraz martwe przedmioty. Szczególnego rozgłosu doczekały się dwa spośród jej eksperymentów (1972). W polu wielkiej częstotliwości umieszczono świeżo zerwany liść. Na zdjęciu ukazało się dość silne, niebieskawe świecenie. Liść nakłuto w kilku miejscach igłą. Wokół nakłuć pojawiły się czerwone plamki, świadczące o gwałtownej reakcji liścia. Po pewnym czasie liść zaczął więdnąć, a jego świecenie znacznie zmalało. Do liścia zbliżyła się teraz ręka człowieka na odległość ok. 15 do 20 cm. Wówczas na kilka minut świecenie liścia osiągnęło pierwotne nasilenie. Wyglądało to tak, jakby w umierające komórki liścia wlano" świeże siły. Doprawdy trudno przypuścić, aby na liść oddziałała sugestia. Drugie doświadczenie przeprowadzono z przedmiotem martwym. Była to moneta, której od pewnego czasu nie dotykano. W polu wielkiej częstotliwości ukazał się jej obraz: rysunek i napis były wyraźne i czytelne. Po chwili zbliżyła się do monety ręka na odległość centymetra, po czym ponownie wykonano zdjęcie. Tym razem obraz monety był zamglony, pokryty rojem jasnych punktów; przypominał charakterystyczne kirlianowskie obrazy żywych tkanek. Czyżby moneta została impregnowana" hipotetyczną energią biologiczną? Magnetyzerzy mesmeryści twierdzili, że substancją szczególnie chciwie wchłaniającą życiową energię" jest woda. Dr Bernard Grad z Uniwersytetu Mc Gilla w Montrealu przeprowadził w latach wielką serię eksperymentów następującego rodzaju: Gdy ziarna jęczmienia były podlewane wodą z butelki, którą uzdrawiacz trzymał przedtem w rękach, wypuszczone przez nie kiełki rosły Bacznie szybciej niż kiełki z nasion podlewanych zwykłą wodą wodociągową; ale i to jest najbardziej zdumiewająca część doświadczenia gdy butelkę z wodą trzymał przedtem któryś z psychiatrycznych pacjentów wstanie depresji, woda ta opóźniała rozwój roślin. Woda naświetlana" rękami uzdrawiacza w badaniach chemicznych nie wykazała żadnej różnicy w porównaniu z wodą nie naświetlaną". Zmiany ujawnione zostały dopiero w badaniach fizycznych: okazało się, że warstwa tej wody pochłania z przenikającej ją wiązki promieni podczerwonych (o długości fali nanometrów) o 17% więcej niż woda zwykła. Zdolność oddziaływania bioenergetycznego, podobnie jak wszystkie inne zdolności, jest niejednakowa u różnych ludzi. Także i w tej dziedzinie zdarzają się talenty. Takim samorodnym talentem był niewątpliwie Franciszek Antoni Mesmer. Zasłużoną sławą cieszą się bioenergoterapeuci- wspomniany już Aleksander Kriworotow i Georgij Kenczadze z Tbilisi. Działają oni często skutecznie w przypadkach, które oficjalnie medycyna uznała za beznadziejne. Oto przykład przebiegu jednej z kuracji Kenczadzego: chłopiec K. przeszło rok leżał bezwładny bez kontaktu z otoczeniem, nie poznawał rodziców, nie rozróżniał przedmiotów, był na wszystko obojętny i nie wydawał żadnego głosu. Spośród wielu diagnoz
88 najprawdopodobniejsza wydawała się opinia, że jest to rodzaj obustronnego porażenia mózgu. Kenczadze spróbował działać passami, co dało od razu pewien efekt. Już po kilku dniach zabiegów chłopiec zaczął wydawać pierwsze dźwięki, wkrótce mógł już siedzieć, a wreszcie nawet wstawać. W 1973 r., po czterech latach od momentu rozpoczęcia kuracji, chłopiec zaczął samodzielnie chodzić, biegać, śpiewać i przejawiać przy tym dobry słuch muzyczny. Potrafił już sam jeść, rozumiał, co się do niego mówi, miał pełny kontakt z otoczeniem. Dawni magnetyzerzy (mesmeryści) i pierwsi badacze hipnozy akcentowali zawsze bardzo silnie różnicę, jaka istnieje pomiędzy transem hipnotycznym a transem magnetycznym. Późniejsi badacze hipnozy przeważnie uznawali za bajkę cały mesmeryzm, a zatem i wszelkie rozróżnienia pomiędzy nim a właściwą hipnozą. Z punktu widzenia współczesnej psychotroniki dawny pogląd wydaje się zupełnie zasadny. Jeśli bowiem jest prawdą, że oddziaływanie bioenergetyczne polega na przestrajaniu biorytmów pacjenta przez biorytmy organizmu indukującego, na narzuceniu mu rytmów własnych, to nie ma w tym nic dziwnego, że stan hipnozy będący wynikiem takiego działania, różni się od stanu hipnozy wywołanego innymi środkami. Zjawiska normalne i paranormalne Jednym z charakterystycznych przejawów związanych ze stanem hipnozy jest zwiększona niekiedy do zdumiewających rozmiarów zdolność ideoplastyczna. Nie jest ona wcale tym samym, co zwiększona sugestywność, z którą często bywa niesłusznie utożsamiana. W stosowanej przeważnie przez lekarzy werbalnej technice indukowania hipnozy ważny etap stanowi realizacja sugestii, że np. do prawej ręki pacjenta napływa coraz to więcej krwi, przez co staje się ona ciężka i ciepła, coraz cięższa i coraz gorętsza. To, że podsuwane przez lekarza wyobrażenia realizują się u pacjenta w subiektywnym odczuciu ciężkości i gorąca, świadczyć już może o wystąpieniu zwiększonej sugestywności". Ale realizacja tych wyobrażeń może też pójść znacznie dalej. Obiektywne wskazania przyrządów pomiarowych świadczą wtedy o tym, że skóra dłoni jest naprawdę przekrwiona, a temperatura jej powierzchni rzeczywiście się podniosła. W czerwcu 1884 r. o udanych doświadczeniach z tego rodzaju realizacjami ideoplastycznymi w hipnozie poinformował członków Towarzystwa Biologicznego w Paryżu Julian Ochorowicz. Wywoływał on u osób przez siebie hipnotyzowanych m.in. obrzmienia i zaczerwienienie skóry oraz zmiany temperatury ciała o cały stopień. Kilka miesięcy potem dr Faucanchon wykonał swoje sławne doświadczenia z pozorowanym przykładaniem wezykatorii (plastra kantarydynowego, silnie drażniącego skórę). Kiedy osobie zahipnotyzowanej przyklejano zwykły papier, sugerując przy tym, że jest to wezykatoria, skóra zaogniała się i powstawały na niej pęcherze. I odwrotnie: odpowiednią sugestią udawało się zupełnie znieść działanie prawdziwego plastra kantarydynowego. Do tej samej grupy zjawisk zalicza Ochorowicz również bardzo rzadkie fenomeny: realizację ideoplastyczna takich wyobrażeń, jak emisja magnetyczna i różne formy luminescencji ręki. Ochorowicz twierdzi, że w ogóle wszystkie zjawiska mediumiczne o charakterze fizycznym (a więc te, które dziś nazywamy psychokinetycznymi) stanowią w istocie ideo-plastyczne realizacje wyobrażeń. Są one bardzo trudne do wywołania, podstawową trudnością jest już samo wytworzenie i zaakceptowanie przez głębokie, nieświadome warstwy osobowości człowieka wyobrażeń sprzecznych ze wszystkim, co ugruntowało w nim codzienne doświadczenie, np. że ręka wydziela promienie niewidzialne dla oka, a działające na światłoczułą emulsję. Dla dorosłego, trzeźwo myślącego człowieka tego typu wyobrażenia są oczywiście nie do przyjęcia często nawet w głębokiej hipnozie. Po prostu nie mogą powstać, są odrzucane jako absurdalne już in statu nascendi. Jeśli więc koncepcja Ochorowicza jest słuszna i objawy psychokinetyczne naprawdę są tworem ideoplastii (szczególnego rodzaju), to u dzieci powinno być stosunkowo łatwiej je wywołać niż u osób dorosłych. Czy jest tak istotnie? Prasa na początku lat siedemdziesiątych pisała o niesłychanych wyczynach magika" Uri Gellera, który lekko muskając końcami palców metalowe przedmioty przeważnie łyżki lub widelce powodował tym sposobem ich wyginanie się i łamanie. Geller zarobkował występami na estradach i przed kamerami telewizyjnymi, ale też nie stronił od eksperymentów w laboratoriach. W 1973 r. był on w ciągu sześciu tygodni szczegółowo przetestowany w pracowni Instytutu Stanforda (USA), a ciekawsze doświadczenia zarejestrowano na taśmie filmowej. Oglądaliśmy ten film. Widzieliśmy, jak wyginały się łyżki, żelazne sztabki i pierścienie. Ani nam, ani żadnej z osób na sali jesteśmy tego pewni nie przyszła wtedy do głowy myśl, aby po powrocie do domu wziąć do rąk łyżkę i... zrobić to samo co Geller. Nam, ludziom dorosłym i zdrowym na umyśle, nie przychodzą do głowy pomysły tak absurdalne. Wyobrażenie łyżki wyginającej się pod naszymi palcami jest odrzucane, jeszcze zanim zdąży się narodzić. W grudniu 1973 r. Uri Geller wystąpił w studio telewizji angielskiej, w styczniu 1974 r.
89 zachodnioniemieckiej, w lutym zaś i marcu przed kamerami telewizji japońskiej. W każdym ze swych programów Geller zwracał się do telewidzów, aby próbowali go naśladować. Następstwem jego występu w Londynie było dwanaście zgłoszeń rodziców, których dzieci dziewczynki i chłopcy w wieku od 7 do 11 lat- potrafiły jakoby z powodzeniem powtórzyć psychokinetyczne sztuki" Gellera. W RFN, w Austrii i w Szwajcarii znalazło się sześcioro dzieci, którym podobno udawała się zabawa w Uri Gellera. Dziewięcioletni Klaus Goerke z Embsen koło Liineburga nagabywany przez reporterów, jak to robi, że lekko pocierane żelazne sztućce gną mu się jak plastelina, powiedział: tak jakoś mnie przy tym swędzi w palcach". Najwięcej, bo ponad 1000 zgłoszeń o rzekomych lub prawdziwych fenomenach, w stylu Gellera", odebrały telewizja i prasa w Japonii. Sprawdzeniem rzetelności niektórych z tych doniesień zajęło się Japońskie Towarzystwo do Badań nad Spostrzeganiem Pozazmysłowym pod kierunkiem Toschiya Nakaoka. Autentyczne zdolności psychokinetyczne stwierdzono u wielu dziewcząt i chłopców, ale najbardziej niezwykłym talentem okazał się jedenastoletni Jun Seki-guchi. Jeden z kolejnych eksperymentów z nim opisuje dr Nakaoka następująco: Na stole położyłem łyżkę, którą uprzednio zgięto, i kazałem chłopcu stanąć w odległości około 10 cm od stołu. Potem poleciłem mu podnieść prawą rękę do góry, a następnie poruszyć nią kilka razy w lewo i w prawo. Wówczas łyżka wyprostowała się i przyjęła swój pierwotny kształt. Doświadczenia z Junem Sekiguchi prowadzono nieco później w Londynie. Podrzucał on w górę i łapał metalowy przedmiot, powtarzając tę czynność wielokrotnie. W wyniku tego wyginały się sztućce, metalowa rurka i nożyczki. W innym doświadczeniu Jun spowodował wygięcie się łyżki zawieszonej na drucie w szczelnie zamkniętym pojemniku z przezroczystej masy plastycznej. Obserwatorzy widzieli wyraźnie, jak się odkształcała. Podczas następnych spotkań Jun powodował deformację dwóch, trzech, a nawet czterech metalowych przedmiotów podrzucanych jednocześnie w górę. W wyniku podrzucania przez niego równocześnie drutu i monety pięciojenowej drut przechodził przez otwór w monecie. Wygięte przez Juna łyżki z nierdzewnej stali przesłano do państwowego laboratorium przemysłowego w mieście Chiba. W wyniku analizy chemicznej stwierdzono w nich nieznaczny ubytek węgla. Ponadto na łyżkach wygiętych przez Juna i na dołączonych łyżkach nowych identycznej jakości dokonano prób na zginanie. Analiza mikrofotografii przekrojów metalu giętego siłą mechaniczną i psychokinetyczną wykazała znaczne różnice. Jak się okazało, metal gięty psychokinetycznie zachowuje swą naturalną strukturę, podczas gdy na mikrofotografiach metalu giętego siłą mechaniczną widać zawsze pofałdowania i szczeliny. Orzeczenie laboratorium kończy się konkluzją: Uważamy, że łyżki zostały zgięte jakąś nieznaną siłą". Jak widzimy, zaistniałe fakty zdają się niespodziewanie potwierdzać słuszność ideoplastycznej interpretacji zjawisk psychokinezy, którą sformułował Ochorowicz jeszcze w ubiegłym stuleciu. O psychokinetycznych zabawach dzieci nie śniło się nikomu w tamtych czasach. Tylko u osób dorosłych próbowano wówczas trenować zdolności psychokinetyczne, wykorzystując zwiększoną przez hipnozę sprawność wszelkich realizacji ideo-plastycznych. Taką osobą była Stanisława Tomczyk, którą w latach Ochorowicz nauczył wywoływać w warunkach laboratoryjnych, przy dobrym oświetleniu i przy świadkach, rozmaite zjawiska fizycznego mediumizmu". Osobie znajdującej się w średnio głębokiej hipnozie udaje się przeważnie z łatwością zasugerować, że za chwilę przeżyje marzenie senne, przy czym tematyka lub treść tego snu może być narzucona przez hipnotyzera. Możliwość ta bywa wykorzystywana przez hipnoterapeutów. Lekarz sugeruje pacjentowi, że np. znajduje się w teatrze. Poleca mu przy tym, aby jego marzenie senne pozostawało w związku z tematem jego lęków albo problemów konfliktowych. Pacjent może relacjonować, co widzi podczas trwania seansu lub też opowiedzieć swój sen po przebudzeniu. Po uzyskaniu odpowiedniego stopnia głębokości hipnozy można polecić osobie zahipnotyzowanej, aby otworzyła oczy nie ryzykując tym przebudzenia ani nie powodując spłycenia transu. U osób szczególnie podatnych udaje się wtedy za pomocą sugestii słownej wywołać halucynacje warunkowe (mogą to być oczywiście także omamy innych zmysłów). A. M. Muhl i M. Prince, opierając się na tej możliwości, w latach opracowali dość szczególne metody diagnostyczne, pozwalające przywrócić pamięć o istotnych dla ustalenia przyczyn choroby osobach i sytuacjach z przeszłości. Autorzy polecali pacjentowi otworzyć oczy bez przebudzenia się i pokazywali mu kulę kryształową, szklankę wody lub lusterko. Poddawali następnie sugestię, że przy utkwieniu wzroku w pokazanym przedmiocie zobaczy scenę jak w teatrze. Pozostawiali mu przy tym pełną swobodę w wyborze sceny lub zapowiadali tylko, że scena będzie pozostawać w związku z problemami, które go gnębią. W technikach diagnostycznych tego rodzaju chodzi oczywiście tylko o wydobycie na jaw zapomnianego urazu przez dotarcie do pozaświadomości pacjenta. Istnieje jednak możliwość
90 ujawnienia w ten sposób informacji, które zostały odebrane paranormalnie (np. przekazem telepatycznym). To, co osoba zahipnotyzowana lub znajdująca się w stanie autohipnozy widzi rzekomo we wnętrzu kuli, nie jest niczym innym jak hipnotyczną halucynacją. Na ogól nie jest trudno spowodować słowną sugestią wzrokową halucynację u człowieka wpatrzonego w kryształową kulę. Gmatwanina nakładających się na siebie odbić światła na zewnętrznych i wewnętrznych powierzchniach kuli stanowi szczególnie sprzyjającą kanwę", na której jego pobudzona wyobraźnia haftuje" swoje obrazy. Mogą one ale rzecz jasna nie muszą zawierać elementy pochodzące z odbioru paranormalnego. Trudniejsze, wymagające głębszej hipnozy są sugerowane halucynacje przy otwartych oczach, uzyskane bez pomocy kryształowej kuli. Halucynacje tego rodzaju mogą być dodatnie lub ujemne. Dodatnie polegają na tym, że osoba zahipnotyzowana spostrzega coś, co nie istnieje, np. widzi swojego ojca na pustym kartoniku, wręczonym jej ze słowami: oto fotografia pani ojca". Osobom bardziej podatnym można podsunąć nawet bardzo fantastyczne halucynacje, jak np. obraz żywego lwa, siedzącego po przeciwnej stronie stołu. Osoba widząca lwa reaguje wtedy zdumieniem, strachem, rozbawieniem; rodzaj reakcji jest indywidualny, związany z cechami jej osobowości. Natomiast sugerując człowiekowi zahipnotyzowanemu, że zanim otworzy oczy, wszystkie osoby obecne przy doświadczeniu opuszczą pokój, możemy wywołać halucynację ujemną; człowiek ten nie będzie ich widział, a jeśli któraś z tych osób sięgnie po leżącą na stole książkę, dla zahipnotyzowanego będzie to wyglądało tak, jakby książka sama uniosła się i zawisła w powietrzu. Wystąpienie ujemnych omamów wzrokowych jest, według niektórych uczonych (Davisa, Husbanda) dowodem uzyskania wyjątkowo głębokiej hipnozy: głębszą hipnozą byłby już tylko stan letargiczny, kiedy przerwany zostaje wszelki kontakt osoby zahipnotyzowanej z otoczeniem. Szczególnie interesujące dla nas są te przejawy hipnozy, w których ujawniają się zmiany w osobowości człowieka zahipnotyzowanego. Należy do nich regresja, stymulacja zdolności twórczych i różne przejawy rozszczepienia świadomości. Zjawisko regresji uzyskujemy, sugerując zahipnotyzowanemu, że cola się w czasie: Będzie pan miał poczucie cofnięcia się w okres, który panu zasugeruję". Pacjent nie tylko przypomina sobie, co było wczoraj, przed rokiem, przed dziesięcioleciem, ale istotnie czuje się młodszy o dzień, rok, dziesięć lat. Wraz z cofaniem się w czasie możemy obserwować, jak zmienia się sposób wyrażania, charakter pisma, a nawet głos pacjenta. pacjent cofnięty do wieku przedszkolnego traci umiejętność pisania, a jego ręka jest w stanie kreślić zaledwie poszczególne litery. Pamięć osób cofanych w czasie" bywa wprost niewiarygodna. Jeden z pierwszych eksperymentatorów na tym polu, pułkownik de Rochas, nie mógł się nadziwić, kiedy recytowano mu dosłownie teksty wypracowań pisemnych z pierwszych lat nauki w szkole, co potem stwierdzono na podstawie zachowanych zeszytów szkolnych. Służąca pastora powtórzyła grecki traktat, który przed szesnastoma laty czytał na głos jej chlebodawca; powtórzyła go dosłownie, choć nie rozumiała ani słowa. Regresja jest techniką stosowaną w medycynie dość rzadko, ale oddającą niekiedy nieocenione usługi. Jest ona częścią składową wynalezionej jeszcze w XIX w. metody katartycznej, będącej punktem wyjścia współczesnej psychoterapii. Metodą katartyczną udaje się czasem leczyć najcięższe postacie nerwic w trakcie jednego zabiegu. Dzieje się tak, gdy wyjątkowa podatność chorego pozwala go cofnąć w czasie", aby mógł w wyobraźni jeszcze raz przeżyć wydarzenie, które stało się źródłem nerwicy. Ciekawe rezultaty mogłoby dać zastosowanie techniki regresji w badaniach psychotronicznych. Jak wiadomo, uzdolnienia paranormalne (dermooptyczne, psychokinetyczne co do innych na razie brak danych), stosunkowo łatwe do ujawnienia u wielu dzieci, zanikają w wieku dojrzałym. Czy cofnięcie osoby dorosłej do dziecięcego wieku mogłoby uczynić z niej jeszcze jednego naśladowcę Uri Gellera? Tego rodzaju doświadczenia nie były jeszcze przeprowadzane. Istnieją jednak przesłanki,. które pozwalałyby wierzyć w ich powodzenie. Wiemy, że przejawy paranormalne wykazują pewne podobieństwo do uzdolnień artystycznych. Podobnie jak pierwsze, tak i drugie często manifestują się w dzieciństwie, a zanikaj ą podczas dojrzewania. Przywrócenie osobie dorosłej jej utraconych razem z dzieciństwem zamiłowań do rysunku i malarstwa jest możliwe w hipnozie. L. E. Stefański miał nawet okazję osobiście przekonać się o tym. Może więc i przywrócenie uzdolnień paranormalnych dałoby się osiągnąć na tej drodze? Przemawiałby za tym jeszcze jeden fakt. Osoby dorosłe, przejawiające zdolności paranormalne w transie hipnotycznym lub autohipnotycznym, wykazują często przy tym cechy infantylne, a niekiedy z transem łączy się zupełna zmiana osobowości w tym kierunku. Na przykład Stanisława Tomczyk współpracująca z Ochorowiczem którą w celu uzyskania objawów psychokinetycznych wprowadzono w stań hipnozy, zachowywała się wówczas jak dziewczynka, a samą siebie nazywała małą Stasia". Stymulacja zdolności twórczych w hipnozie może być dokonana albo przez prostą sugestię słowną, albo też wywołana przez głęboką zmianę osobowości. Sergiusz Rachmaninow, którego I
91 Symfonia została wygwizdana podczas jej prawykonania w Petersburgu, popadł w apatię i przez kilka lat następnych nie był w stanie niczego skomponować. W 1901 r. przyjaciele skierowali go do znanego hipnotyzera dra Dahla. Seanse odbywały się regularnie przez kilka tygodni. Dahl sugerował w hipnozie: Ma pan wielki talent. Jest pan w stanie komponować z zupełną łatwością". Sugestie lekarza poskutkowały. Rachmaninow napisał swój najlepszy utwór, IIKoncert Fortepianowy c-moll, i zadedykował go hipnotyzerowi. Zupełnie innego rodzaju próby stymulowania zdolności twórczych prowadził od wielu lat znany moskiewski psychiatra Władimir L. Rajkow. Doświadczenia przeprowadzał na studentach zgłaszających się do niego jako ochotnicy. Metoda dra Rąjkowa polega na wywoływaniu u osób pogrążonych w hipnozie zmian w ich osobowości, dlatego też zgłaszający się do eksperymentu są na wstępie starannie psychiatrycznie badani. Właściwy proces sztucznej reinkarnacji" (jak nazywa Rajkow swoją metodę) zaczyna się od pogrążenia osoby testowanej w głębokiej hipnozie, w stanie pasywnym, w którym otrzymuje ona sugestię, że jest znakomitym, znanym z historii artystą malarzem lub muzykiem. Następnie przeprowadza Rajkow pasywny stan hipnozy w aktywny. Nie jest to jednak znany dobrze od przeszło półtora wieku stan tzw. czynnego somnambulizmu. Trans reinkarnacyjny" stanowi coś jakościowo innego, nowego. Potwierdzaj ą to wskazania przyrządów pomiarowych. Przy przejściu ze stanu pasywnej hipnozy w trans reinkarnacyjny z zapisu elektroencefalograficznego znika całkowicie rytm alfa, charakterystyczny dla spoczynku. Zamiast niego pojawia się w zapisie EEG obraz, jaki normalnie bywa rejestrowany w stanie czuwania przy pełnej aktywności. Towarzyszą temu również i inne fizjologiczne przejawy stanu czuwania. Student, który w głębokiej hipnozie przemieniony" zostaje w Rafaela, Matisse'a lub Riepina, jak gdyby budzi się na drugim brzegu". Zmiany w przewodności elektrycznej skóry w punktach akupunkturowych podczas różnych stadiów hipnozy. W stanie sztucznej reinkarnacji" aktywność punktów gwałtownie się zwiększa
92 Chociaż Rajkow nie sugeruje amnezji, czyli pohipnotycznej niepamięci tego, co działo się podczas seansu, po prawdziwym przebudzeniu żadna z osób doświadczalnych nie zachowuje w pamięci najmniejszego wspomnienia ze swego innego wcielenia". Ich psychiczna aktywność w stanie czuwania, w stanach hipnozy o różnej głębokości oraz w transie reinkarnacyjnym badana była również za pomocą aparatu do wykrywania punktów akupunktury i do mierzenia ich elektrycznej aktywności. Jak wiadomo od dawna, stany emocjonalne mają decydujący wpływ na stopień przewodności elektrycznej skóry; na tej zasadzie buduje się m.in. detektory kłamstwa. W szczególności jednak czułymi na tego rodzaju zmiany miejscami okazały się chińskie punkty". Aparat do mierzenia ich elektrycznej przewodności skonstruował fizyk Wiktor Adamienko. Badania wykazały, że przewodność ta gwałtownie spada podczas procesu hipnotyzowania, jest najniższa przy zamkniętych oczach, zwiększa się nieco podczas występowania sugerowanych halucynacji, a maksimum osiąga w czasie transu reinkarnacyjnego; jest ona wówczas większa niż w stanie czuwania. W stosunku do normalnego stanu świadomości stan transu reinkarnacyjnego okazuje się więc jakby stanem nadświadomości". Charakteryzuje się on ujawnieniem zdolności twórczych, o wiele przekraczających przeciętne zdolności normalnych" ludzi. Podobnie nadnormalne" zdolności ujawniają się u osób, które wprawia w stan zwany przez siebie sugestywnym" bułgarski badacz Georgi Łozanow. Inna jest wprawdzie jego metoda postępowania, innego też rodzaju uzdolnienia potęguje się w sofijskim Instytucie Sugestologii (jak pamiętamy, prowadzone są tam skrócone do niewielu dni podstawowe kursy języków obcych itp. prace). Nasuwa się jednak pytanie, czy trans reinkarnacyjny nie jest w istocie stanem sugestywnym", któremu towarzyszy zmiana osobowości? Trudno dziś dać na to zdecydowaną odpowiedź. Na razie praktyka wyprzedza teorię. Dla swoich studentów ochotników stworzył Władimir Rajkow pracownię sztuk plastycznych, gdzie w określonych godzinach żyją oni swoim drugim życiem". Jestem Rafaelem podając rękę przedstawia się gościowi dra Rajkowa dwudziestoletnia dziewczyna. Gość jest zaskoczony; nie samym imieniem, lecz tym, że zostało wypowiedziane tonem tak naturalnym, jakby to było coś sarno przez się zrozumiałego; a przecież dziewczyna przedstawiająca się jako wielki malarz renesansu robi przy tym wrażenie najzupełniej trzeźwej i normalnej. Proszę mi powiedzieć, który rok mamy obecnie? Tysiąc pięćset piąty. Gość, potrzebując chwili, by pokryć swoje zmieszanie, wycelowuje w stronę urodziwej studentki obiektyw aparatu fotograficznego. Doktor Rajkow pyta: Czy wiesz, co to jest? Nie. Nigdy dotąd nie widziałaś czegoś takiego? - Nie, takiej rzeczy nie widziałam nigdy w życiu. Po wykonaniu kilku zdjęć gość próbuje mówić o fotografii, samolotach, sputnikach, a kiedy dziewczyna stanowczo odrzuca tego rodzaju bajki j urojenia, przechodzi do wydarzeń bieżącego roku. Co za bzdury! Proszę mi nie zawracać głowy tymi niedorzecznościami! krzyczy rozzłoszczona. Ależ tak, dobrze uspokaja ją nauczyciel. Proszę powrócić do pracy. Proszę malować, mistrzu Rafaelu! Reinkarnowanym" Rafaelem jest studentka Ira. Inna studentka wydziału fizyki, Ałła, stała się rosyjskim malarzem Ilią Riepinem. Jesteś Riepinem sugerował jej w głębokim transie Rajkow. Myślisz jak Riepin. Widzisz jak Riepin. Jesteś Riepinem i co za tym idzie masz jego talent! Ałła nigdy przedtem nie interesowała się malarstwem. Była przekonana, że nie ma najmniejszych zdolności ku temu, co zresztą zdawały się potwierdzać szkice, które przedłożyła, kiedy zgłaszała się do eksperymentu. Tymczasem już po kilku seansach reinkarnacyjnych widać było, że Ałła rysuje o wiele lepiej. Trzy miesiące później, gdy po 25 lekcjach Rajkow Zakończył kurs, Ałła rysowała niczym zawodowy plastyk wprawdzie nie jak Riepin ani Rafael, ale jak biegły w swoim fachu rysownik dla prasy. Szkice Ałły wykonane są pewną ręką, dobrze zakomponowane i obdarzone zawsze swoistą ekspresją. Żadna z osób przebudzonych po kolejnym transie reinkarnacyjnym nie chce wprost wierzyć we własne autorstwo obrazów sygnowanych Rafael", Riepin" albo Matisse", ale talent wzbudzony zaczyna z czasem przenikać do ich świadomej, właściwej osobowości. Wreszcie
93 absolwenci kursu Rajkowa stwierdzają, że wbrew swym dotychczasowym przekonaniom potrafią rysować i malować. Już po 10 seansach talent ich jest przeważnie ukształtowany i stopniowo staje się nową możliwością świadomego działania. Rajkow również z powodzeniem zwielokrotnia muzyczne talenty. Reinkarnował" np. w pewnym studencie moskiewskiego konserwatorium Dawnego niegdyś skrzypka wirtuoza Fritza Kreislera. Chłopiec uwierzywszy, że jest tym muzykiem, przejął wirtuozowską błyskotliwość stylu gry Kreislera. Zdolność ta wykształciła się również w jego normalnej" świadomości i została zachowana. Sztuczną reinkarnację" twierdzi Rajkow można określić jako szczególny rodzaj inspiracji. Słowa takie, jak Rafael czy Riepin, są tylko symbolami, które pozwalają hipnotyzerowi wniknąć w tajemniczą sferę uzdolnień człowieka i sięgnąć do takich rezerw jego organizmu, jakie nie bywają wykorzystywane nigdy w stanie czuwania. Objawy rozszczepienia świadomości, towarzyszące stanowi hipnozy, są według niektórych badaczy tak dalece dla niej charakterystyczne, że mogą nawet stanowić podstawę dla jeszcze jednego ze sposobów teoretycznego ujmowania hipnozy. Mówi się wówczas o tzw. dysocjacji osobowości. Do objawów tego rodzaju należy m.in. pismo automatyczne". Nie jest to zjawisko związane wyłącznie z hipnozą. U niektórych ludzi, obdarzonych skłonnością do wykonywania rozmaitych ruchów mimowolnych, automatyczne pisanie lub rysowanie jest czymś najzupełniej zwykłym i codziennym. Machinalnie rysują na papierze w czasie ożywionej rozmowy różne figury, piszą wyrazy lub urywki zdań, nie zdając sobie z tego sprawy, co nakreślili lub napisali. Zdolność taką nazywamy automatyzmem graficznym. W stanie czuwania rzadko jednak uzyskuje się na tej drodze coś więcej niż tylko poszczególne słowa. Dopiero w hipnozie (lub autohipnozie) zdolność do graficznego automatyzmu ujawnia się w formach niekiedy prawdziwe zdumiewających. W XIX w., kiedy rozpoczynano dopiero badania nad mechanizmem ruchów mimowolnych, objaw pisania automatycznego podczas seansu spirytystycznego uważany bywał za dowód obecności ducha, który jakoby prowadził rękę medium. Śmieszne, prawda? Ale nie należy na tej podstawie sądzić, że zwolennikami hipotezy spirytystycznej stawali się tylko głupcy i prostacy. Wśród spirytystycznych mediów zdarzały się osoby o autentycznych zdolnościach paranormalnych. W pisanych przez nie automatycznie podczas seansu komunikatach" odkrywano zatem czasami wiadomości, jakie w żadnym razie nie mogły być znane osobie piszącej. Doprawdy trudno było w takim wypadku oprzeć się wrażeniu, że wiadomość pochodzi od jakiejś istoty z zaświatów. Laboratoryjne eksperymenty z pisaniem automatycznym, w którym osoba zahipnotyzowana ujawniała treść odbieranych telepatycznie przekazów, przeprowadzał z powodzeniem prof. Leonid Wasiljew. Wyjątkowo sprawnym odbiorcą stała się studentka C. Nadawcą był hipnotyzer. Wykonywane przezeń rysunki i napisy odtwarzała automatycznie owa studentka, znajdująca się od niego w odległości uniemożliwiającej jakikolwiek przekaz normalną drogą. Początkowo przesyłano jej tylko poszczególne litery i cyfry, potem zadania stały się bardziej złożone (np. przekaz astronomicznego symbolu planety Ziemia). Gdy hipnotyzer wykonywał proste działanie arytmetyczne 1+7 = 8, studentka C. pisała słowami jeden, siedem, osiem". Pismo automatyczne jest jeszcze jednym technicznym środkiem pozwalającym człowiekowi nawiązać kontakt z nieświadomą sferą swej osobowości. Można się spierać, jak wielka jest rola nieświadomości w procesie twórczym, czy zawsze wolno przypisać jej rolę inspirującą, czy nie zawsze. Inspirację twórczą pochodzącą z nieświadomej warstwy osobowości nazywano dawniej natchnieniem. Dla wielu twórców intelekt jest tylko narzędziem do wygładzania tworzywa. W tym sensie mówił o udziale świadomości w swym akcie twórczym Pablo Picasso. Pismem automatycznym posługiwał się chętnie ekspresjonista niemiecki, autor powieści zabarwionych demoniczną fantazją, Gustaw Meyrink. Poeci będący współtwórcami nadrealizmu uczynili z pisma automatycznego technikę, którą posługiwali się, próbując notowania fali obrazów przepływających nieustannie pod progiem świadomości. W Manifeście surrealizmu (1924) Andre Breton określa ecriture mecanique jako dyktando myśli poza jakąkolwiek kontrolą świadomości, z pominięciem jakichkolwiek względów moralnych czy estetycznych, czysty psychiczny automatyzm, który stawia sobie za cel odwzorować prawdziwy przebieg myśli". Zdolność do pisania automatycznego może być z łatwością przeniesiona poza stan hipnozy. Uzyskuje się to za pomocą tzw. sugestii pohipnotycznej. Do tematu pisma automatycznego powrócimy, omawiając kolejno różne zjawiska pohipnozy. Większość zjawisk, które możemy wywołać podczas seansu hipnotycznego, udaje się przenieść poza hipnozę. Nawet zjawiska tak osobliwe, jak pozytywne i negatywne halucynacje wzrokowe, realizują się po przebudzeniu z hipnozy w kilka minut, godzin lub w kilka dni potem. Termin, w którym ma nastąpić realizacja danej w hipnozie sugestii, podaje hipnotyzer łącznie z
94 treścią sugestii. Warunkiem pohipnotycznego zrealizowania się sugestii danej w hipnozie jest amnezja (niepamięć) pohipnotyczna. Jest to ogólna zasada, lecz nie reguła bez wyjątków. Sugestie będące w zgodzie ze świadomą, wolą osoby hipnotyzowanej mają szanse spełnienia się po przebudzeniu, nawet gdy hipnotyzowany pamięta potem wszystkie słowa hipnotyzera. Wywołany w hipnozie wstręt do dymu tytoniowego pozostaje nadal (i utrzymuje się niekiedy przez długi czas), ponieważ sugestia lekarza jest zgodna z intencją pacjenta, który po to przecież przyszedł do hipnotyzera, aby móc odzwyczaić się od palenia. Sugestia pohipnotyczna, której treść byłaby niemożliwa lub trudna do zaakceptowania przez świadomą wolę i wyobraźnię osoby hipnotyzowanej, ma szansę zrealizowania się tylko wtedy, gdy ta świadoma wola i wyobraźnia nie mogą mieć na to wpływu, tzn. wtedy, gdy pacjent po przebudzeniu nie pamięta słów hipnotyzera. Pohipnotyczna niepamięć jest zjawiskiem występującym spontanicznie tylko po transach bardzo głębokich, u osób o szczególnej podatności na hipnozę. U osób, u których amnezja naturalna nie występuje, można wywołać niepamięć pohipnotyczna sztucznie. Służą do tego specjalne ćwiczenia, podczas których osoba w stanie hipnozy trenuje zapominanie tak samo jak w normalnych warunkach trenuje się zapamiętywanie (np. tabliczki mnożenia). Najczęściej stosuje się w tym celu ćwiczenie zalecane przez M. Brenmana i M. Gilla: człowiek w transie usiłuje sobie wyobrazić tablicę, na której pisze (oczywiście również w wyobraźni) trzy różne słowa, podane przez hipnotyzera. Następnie daje mu się zalecenie wymazania tych słów z tablicy, a przy tym i z umysłu. Możliwość zastosowania sugestii pohipnotycznych w terapii nasuwa się sama. Niestety, praktyka wykazuje, że trwałość działania sugestii pohipnotycznych jest ograniczona; zależy od indywidualnych właściwości pacjenta, ale rzadko przekracza kilka dni. Wystarczy to rzecz jasna by nie dopuścić do wystąpienia bólów pooperacyjnych i w wielu różnych przypadkach, gdy chodzi o usunięcie niepożądanego objawu chorobowego. Jeśli jednak potrzebne jest trwałe działanie, sugestię w hipnozie należy odnawiać; stosuje się w tym celu technikę hipnozy ablacyjnej". Hipnoza ablacyjna (nazwa od łacińskiego słowa ablatio zabranie, ponieważ pacjent niejako zabiera" ze sobą hipnozę do domu) nie opiera się na żadnym nowym pomyśle, ale jako metoda doskonale opracowana i stosowana z powodzeniem stanowi nowość powojennego trzydziestolecia. Jej autorem był niemiecki profesor Gerhard Kumbies. Hipnoza ablacyjna staje się wprost niezastąpiona wszędzie tam, gdzie pacjent skazany jest na długotrwałe lub często powtarzające się bóle; bywa tak np. w wielu przypadkach chorób nowotworowych. Podstawą metody jest uzyskanie dostatecznie głębokiego stopnia hipnozy, co przy bardzo dużej podatności u pacjenta jest możliwe nawet podczas pierwszego już seansu, przeważnie jednak uzyskanie stanu somnambulizmu wymaga wielu poświęceń, w trakcie których uzyskuje się coraz to głębsze stany hipnozy. Podczas kolejnych spotkań lekarz wywołuje u pacjenta nieczułość na ból (np. z powodu ukłucia), którą osiąga się stosowną sugestią słowną. Następnie przekonuje się pacjenta, że formuła tej sugestii z równym skutkiem może być wypowiedziana przez niego samego; zahipnotyzowany stwierdza, że jest istotnie w stanie sam siebie uczynić nieczułym na ból. Jednocześnie podczas tych samych seansów pacjent nabywa zdolności do samodzielnego pogrążania się w stan głębokiej autohipnozy, a także do automatycznego budzenia się z niej po uzyskaniu bezbolesności. Istnieje kilka odmian metody ablacyjnej. Do wywołania stanu hipnozy w razie wystąpienia bólów może pacjentowi służyć np. taśma magnetofonowa z nagranym głosem lekarza. Cierpiący uruchamia swój domowy magnetofon ł słyszy kolejno: sugestię usypiającą, sugestię analgezji i sugestię budzącą. Budzi się po kilkudziesięciu sekundach i bólu już nie odczuwa. Gdy po pewnym czasie cierpienie powraca, pacjent po prostu włącza na chwilę magnetofon. Jaką wyższość ma hipnoza nad przeciwbólowymi środkami farmaceutycznymi? Częste stosowanie tych ostatnich prowadzi wreszcie do zaniku skuteczności, przy czym ich szkodliwość (wobec konieczności powiększania dawek) wzrasta niepomiernie. Hipnoza nie daje w ogóle żadnych niepożądanych działań ubocznych. Tak charakterystyczne dla stanu głębokiej hipnozy zwielokrotnienie zdolności ideoplastycznych występuje również i po wyjściu z transu. Ogromną sensację wzbudziły doświadczenia przeprowadzone w 1885 r. przez profesorów Bourru i Burota w Rochefort. Zahipnotyzowali oni kiedyś pewnego niezmiernie wrażliwego marynarza i wmówili weń, że o określonej godzinie dostanie krwotoku z nosa. Sugestia urzeczywistniła się całkowicie. Innym razem ci sami badacze zakreślili tępym narzędziem na ramionach owego marynarza, uśpionego,
95 jego imię i nazwisko i przy tym oświadczyli: Dziś o czwartej na liniach, które nakreślamy, wystąpi krew i na ramionach pokaże się imię twoje napisane krwawymi literami". Istotnie, o oznaczonej porze na ramionach marynarza zarysowały się wyraźnie czerwone kontury liter, wkrótce wzniosły się ponad poziom skóry i pokryły gdzieniegdzie, jakby rosą, drobniutkimi kropelkami krwi. Jeszcze trzy miesiące potem można było przeczytać litery, wprawdzie już nieco wybladłe. Do tej samej grupy zjawisk ideoplastycznej realizacji w pohipnozie należy hipnotyczny doping w sporcie wyczynowym. Jest on nieporównanie skuteczniejszy od dopingu środkami farmakologicznymi, a przy tym prawie niemożliwy do wykrycia; nic też dziwnego, że już od lat bywa plagą wielkich międzynarodowych rozgrywek sportowych. Latem 1973 r. sensacją szwedzkiej prasy stała się historia dwudziestopięcioletniego dziennikarza, miernego sportowca, który pod wpływem hipnozy uzyskał dziewiąte miejsce na mistrzostwach Szwecji w dziesięcioboju, bijąc rekord w skoku wzwyż. Rekordzista nazywa się Andren Kenneth, a jego hipnotyzerem był psycholog Lars-Eric Uhestaahl. Obaj zapowiedzieli wówczas kontynuowanie eksperymentu i start Kennetha w mistrzostwach świata. Do tego jednak chyba nie doszło, ponieważ doping hipnotyczny został wreszcie przez międzynarodowe organizacje sportowe zabroniony, na równi z dopingiem farmakologicznym. Niezmiernie interesującym z różnych względów zjawiskiem jest pismo automatyczne jako objaw pohipnotyczny. Warunkiem jego uzyskania podobnie jak innych realizacji pohipnotycznych jest po pierwsze dostatecznie głęboki trans z gwarancją niepamięci po przebudzeniu, a po drugie, choćby minimalne zdolności ideomotoryczne, które zresztą mogą być łatwo rozwijane przez hipnozę. Pohipnotyczna sugestia pisania automatycznego realizuje się zazwyczaj już po pierwszym seansie, ale wówczas uzyskuje się przeważnie tylko poszczególne litery i wyrazy. Na kilkadziesiąt prób, które L. E. Stefański przeprowadzał z różnymi osobami, ani jedna nie zaczęła pisać pełnymi zdaniami zaraz po pierwszym poświęconym temu tematowi transie. Przeważnie eksperyment kończył się na tej jednej próbie, ponieważ obiektywne przeszkody nie pozwalały na kontynuowanie doświadczeń. U kilku osób, z którymi eksperyment był prowadzony w dalszym ciągu, podczas następnych spotkań zdolność do automatyzmu graficznego szybko wzrastała. Był wśród nich uczeń liceum muzycznego Tadeusz J. Zdumiewająco szybko zjawiła się u niego umiejętność pisania pełnymi zdaniami. Im bardziej jego uwaga była zabsorbowana rozmową, tym doskonalej formułowane były teksty, które jednocześnie pisała jego prawa ręka. Na przykład opowiadając z zapałem o trudnościach wykonawczych i o budowie utworu muzycznego, napisał o planowanym wyjeździe na święta Jadę po pienią-<jze; jak mi wypłacą, to pojadę i kupię prezent bratu; powinienem być już na czwartą u matki jak umówione". Innym razem zdawał dokładnie relację z przebiegu nie zdanego egzaminu z form muzycznych i jednocześnie pisał: Kulig do puszczy będzie organizowany w styczniu; składamy się po 50; będzie zabawa, bigos przy ognisku; pojedziemy do chłopa z ćwiartką i załatwimy sanie". Kiedy rozmowa dotyczyła spraw rodzinnych, ręka Tadeusza J. ujawniała jego kłopoty szkolne: Nie wiem, co ja zrobię, ona zgłupiała, zadała mi trzy etiudy i z sonatiny oprócz tego kazała mi grać". O tym, że pismo automatyczne może oddać cenną usługę jako środek diagnostyczny, miał kiedyś możność przekonać się przypadkowo L. E. Stefański. Oto jego relacja: Przeprowadzałem przed kilkoma laty próbę spostrzegania pozazmysłowego w hipnozie z siedemnastoletnim chłopcem. Jego wygląd ani zachowanie nie zdradzały przedtem niczego niepokojącego. Jednym z jego zadań w hipnozie było wpatrywanie się w szklaną kulę, przy czym sugestia nie narzucała mu żadnego określonego tematu halucynacji. Obserwując chłopca spostrzegłem, że widzenie silnie przykuto jego uwagę, a po chwili w oczach ukazały się łzy i zaczęły spływać po policzkach. Na pytanie, co widzi, odpowiadał ociągając się, niechętnie i z przerwami. Powiedział, że widzi wnętrze pokoju, wiązanki kwiatów i płonące świece. Pośrodku pokoju stała otwarta trumna, a w niej zobaczył samego siebie. Wówczas wtrąciłem, że jest to wizja dalekiej przyszłości. Nie" odpowiedział chłopiec. Ja tam jestem bardzo młody". Zapytany dodał, że wygląda w trumnie na lat 17. Poleciłem mu wtedy zamknąć oczy i zasugerowałem halucynację o treści pogodnej, optymistycznej, po której miało nastąpić przebudzenie w nastroju wesołym; wizja trumny miała pozostać raz na zawsze zapomniana. Osobna sugestia dotyczyła pisma automatycznego po przebudzeniu. Gdy chłopiec się obudził, był wypoczęty i wesoły. Rozmawiał ze mną i żartował, a jednocześnie ręka jego pisała: Dosyć mam tego świata". Gdy przeczytał te słowa, zmieszał się. Spytałem co mogą znaczyć. Zawahał się. Wreszcie jednak opowiedział mi o swoich kłopotach, istotnie bardzo poważnych, groźnych dla jego przyszłości. Spróbowałem mu pomóc; przeprowadziłem szereg rozmów z ludźmi dla chłopca życzliwymi. Jego sprawy przybrały korzystny obrót. Po 8 dniach powtórzyliśmy doświadczenie. Tym razem chłopiec zobaczył w kuli" dziecko śmiejące się i potrząsające grzechotką. Po przebudzeniu ręka jego napisała:
96 Wszystko jest galant. Teraz to się mama ucieszy i nie będzie płakać. Nie będzie narzekać". Pismo automatyczne Janusza F. 2 grudnia 1972r. ujawniło starannie ukrywany przed otoczeniem stan stresowy: Dosyć mam tego świata" Pismo automatyczne Janusza F. Po ośmiu dniach kłopoty zostały usunięte, co odzwierciedliło się w piśmie: Wszystko jest galant. Teraz to się mama ucieszy i nic będzie płakać. Nie będzie narzekać" Jak już mówiliśmy, pismo automatyczne może być dla artysty pomocą w uzyskiwaniu inspiracji twórczej. Gdy w następstwie sugestii pohipnotycznej wyrabia się umiejętność pisania automatycznego u poety, wkrótce zaczyna ono służyć bezpośrednio sprawie twórczości. Tak właśnie się stało w przypadku młodej poetki, pani A. B. Otrzymała ona od L. E. Stefańskiego (wielokrotnie powtarzaną! utrwaloną) sugestię w głębokiej hipnozie: Ilekroć będzie pani chciała, aby pani prawa ręka sama zaczęła pisać, wystarczy, że weźmie pani do ręki pisak, dotknie nim papieru i odwróci głowę. Wtedy pani prawa ręka, która żyje własnym życiem, natychmiast zacznie pisać i pani nie będzie wiedziała, co ona pisze, ho pani prawa ręka żyje własnym życiem. Od wielu lat pani A. B. posługuje się pismem automatycznym, które dostarcza jej poetyckich półfabrykatów". Teksty pisane automatycznie podlegaj ą potem zawsze świadomej obróbce. Pierwszym większym sukcesem, potwierdzającym słuszność tej metody twórczej, była nagroda na ogólnopolskim konkursie za duży poemat, który składał się prawie wyłącznie z tekstów pisanych automatycznie. Dwie są sprawy, które nie wyjaśnione do końca wywołują szczególne zamieszanie w rozmowach na tematy związane z hipnozą. Pierwsza wynika z niezrozumienia konsekwencji płynących z pohipnotycznej automatyzacji procesu usypiania. Druga dotyczy zbitki semantycznej, jaką jest wyrażenie hipnoza na odległość". Mało jest osób, które nawet bardzo zdolny i zręczny hipnotyzer potrafi wprowadzić w stan głębokiego transu od razu, podczas pierwszego spotkania. Uzyskanie głębokiej hipnozy również u osób podatnych wymaga przeważnie kilku seansów. Przy każdym następnym spotkaniu z tym samym pacjentem czas indukowania hipnozy skraca się coraz bardziej, nawet
97 gdy w metodzie postępowania hipnotyzera nic się nie zmienia. Jeśli zaś hipnotyzer skorzysta ze sposobności, jaką daje po raz pierwszy uzyskany stan głębokiego transu z następującą po nim amnezją pohipnotyczną, i zasugeruje zasypianie na sygnał, to już przy następnym spotkaniu zapadanie w równie głęboki trans może trwać nie dłużej niż dwie lub trzy sekundy. Proces hipnotyzowania po raz pierwszy jeśli nawet zakończony jest głębokim transem jest więc właściwie czymś jakościowo różnym od wszystkich następnych (przy pierwszym seansie bowiem wypracowuje się odruch zapadania w trans, a przy następnych korzysta się już z gotowego mechanizmu). Dlatego opowieści w rodzaju, że doktor A. jest świetnym hipnotyzerem, uśpił bowiem swego pacjenta w jednej chwili", są pozbawione sensu tak samo jak opinie typu, że doktor B. jest o wiele gorszym hipnotyzerem od doktora A., gdyż nad jednym pacjentem męczył się przez godzinę". Wiele zależy od osobowości pacjenta i od liczby seansów, którym był poddany. Powtarzające się seanse hipnozy wyrabiają w pacjencie odruch zapadania w trans. Skutkiem postępującego automatyzowania się tego procesu jest nie tylko coraz szybsze zasypianie"; coraz słabszych potrzeba również bodźców, aby uruchomić odruch zapadnięcia w uśpienie hipnotyczne Indukowanie transu wymaga od hipnotyzera coraz mniej czynności i wypowiadanych słów. Wreszcie hipnotyzera może zastąpić jego obraz na ekranie, a jego sugestie z równym skutkiem może recytować głośnik Kontakt bezpośredni hipnoterapeutapacjent" zostaje zastąpiony kontaktem pośrednim hipnoterapeuta-aparat-pacjent". Ponieważ czas lekarza jest drogi, a tradycyjna hipnoterapia dość czasochłonna, nic dziwnego, że metoda hipnoterapii za pośrednictwem aparatów zyskała sobie wielu entuzjastów i propagatorów. Jednym z nich jest petersburski psychoterapeuta prof. Paweł Bul. To on nadał nowej metodzie nazwę telehipnozy". Właściwie trudno mówić o jednej metodzie, skoro ma ona wiele różnych wariantów. Do telehipnozy" zaliczyć by przecież należało wszystkie rodzaje hipnozy ablacyjnej, hipnoterapię za pośrednictwem filmu oraz zabieg hipnotyczny dokonywany przez telefon (np. w razie bólu pacjent telefonuje do swego hipnoterapeuty, który usypia go sygnałem słownym, daje sugestię bezbolesności, po czym podaje sygnał budzenia). Telehipnozę można zatem określić mianem hipnozy na odległość", ale pamiętać należy przy tym, że jest ona rodzajem kierowanej autohipnozy i że nie hipnoza działa tu na odległość, lecz np. telefon. Wyrażenie hipnoza na odległość" nie ma pretensji do ścisłości naukowego terminu, będąc raczej efektownym zwrotem metaforycznym. Prawdziwa hipnoza na odległość była przedmiotem doświadczeń jeszcze w XIX wieku. Eksperymenty z telepatycznym przekazywaniem sygnału zasypiania kontynuował w naszym stuleciu znany rosyjski badacz, prof. Leonid Wasiljew. Prowadził je w latach , a potem od roku Były to zresztąnie tylko badania nad psychicznymi sugestiami snu i przebudzenia", ale i nad telepatycznym przekazywaniem prostych obrazów wzrokowych.
98 Również w Polsce prowadzono W latach międzywojennych badania nad telepatycznym przekazywaniem obrazów. Przy współpracy warszawskiego Towarzystwa Psycho-Fizycznego i greckiego Towarzystwa Badań Psychicznych przeprowadzono serii grupowych doświadczeń telepatycznych w 1928 roku. Każdy rysunek był nadawany w Atenach jednocześnie przez wielu uczestników eksperymentu i w tym samym czasie odbierany w Warszawie (odległość 1597 km) również naraz przez kilka osób. Eksperyment prowadził Angelos Tanagras i Prosper Szmurlo Uczestniczące w testach osoby przygotowywano uprzednio do eksperymentu w zwykły sposób, tzn. usypiano i budzono przy bezpośrednim udziale hipnotyzera, który później brał udział w doświadczeniu. Nadawca usiłował wywołać sen lub przebudzenie badanego, który znajdował się w innym pomieszczeniu. W niektórych eksperymentach umieszczano badanego w klatce Faradaya, czyli w kamerze metalowej, nieprzepuszczalnej dla promieniowania elektromagnetycznego, a w innym nadawca znajdował się w ołowianej kamerze, uszczelnionej rtęcią. Badany trzymał w dłoni gumową gruszkę, którą nieustannie rytmicznie naciskał. Kazcie naciśnięcie poruszało pisakiem połączonym rurką z gruszką, a zapis oscylacji otrzymywano na obracającym się ze stałą szybkością bębnie. Kiedy badany zasypiał, oscylacje ustawały; pojawiały się ponownie, kiedy budził się i zaczynał znów naciskać gruszkę. W nie znanym badanemu momencie nadawca przesuwał przełącznik, wywołując tym znak na obracającym się bębnie, i następnie usiłował wywołać sen. Gdy badany spal nadawca przesuwał ponownie przełącznik, robiąc następny znak na bębnie, po czym starał się obudzić badanego. Czas między podaniem sugestii a zaśnięciem badanego oraz między podaniem sugestii a przebudzeniem można było zatem określić na podstawie zapisu. Zdarzało się jednak, że osoba testowana, przebywająca dłuższy czas w kamerze, pozbawiona w dużym stopniu wrażeń wzrokowych i słuchowych, a przy tym wykonująca nużącą czynność naciskania urządzenia pneumatycznego, zasypiała bez udziału nadawcy. Przypadki takie mogły podważać wiarygodność wyników doświadczeń udanych. Dlatego w badaniach prowadzonych w latach późniejszych prof. Wasiljew wprowadził próby kontrolne. O tym, czy w
99 danym przypadku ma być przeprowadzona próba istotna (z działaniem nadawcy), czy kontrolna (gdy nadawca wstrzymywał się od działania), decydowała seria losowa. Serię taką układał wirujący krążek biało-czarny; jeśli zatrzymał się na stronie białej, nadawca nie próbował wywołać snu, jeśli zaś na czarnej, nadawca natychmiast przystępował do usypiania. Przy metodzie z próbami kontrolnymi o udatności całej serii doświadczeń świadczyła znaczna różnica pomiędzy czasami: od początku eksperymentu bez nadawania do zaśnięcia i od początku eksperymentu z nadawaniem do zaśnięcia. Przeprowadzono 53 testy tego typu, w tym 27 prób kontrolnych oraz 26 prób istotnych. Obliczono ich średnie czasy, a ich porównanie dało wynik, którego prawdopodobieństwo przypadkowego powstania jest mniejsze niż 3 na Wasiljew, szukając jeszcze bardziej przekonywających dowodów na rzetelność istnienia sugestii myślowej na odległość", przeprowadził szereg udanych prób złożonych. W wypadku jednorazowego zaśnięcia i jednorazowego przebudzenia można przypisać przypadkowi fakt ich zbieżności w czasie z usiłowaniami nadawcy, trudno natomiast wyobrazić sobie, aby podczas jednego doświadczenia osoba badana trzy razy zasnęła i trzy razy zbudziła się przypadkiem", zawsze w chwilę po wszczęciu przez nadawcę odpowiedniego działania. W książce Wasiljewa Wnuszenije na rasslojanje (Sugestia na odległość) zamieszczony jest zapis dokonany podczas jednego z takich doświadczeń przez aparat rejestrujący kimograf. W linii górnej widzimy odnotowane wszystkie pociśnięcia gumowej gruszki przez odbiorcę w chwilach czuwania oraz odcinki proste odpowiadające jego nieaktywności podczas uśpienia. W równoległej linii dolnej zaznaczone są momenty, w których nadawca przystępował do indukowania na odległość kolejnych zasypiań i budzeń. Widzimy też, jak w chwilę od rozpoczęcia każdego z działań nadawcy pojawia się odpowiednia reakcja odbiorcy. Badania prof. Wasiljewa nad prawdziwą hipnozą na odległość" rzucają interesujące światło na wciąż jeszcze zagadkowy mechanizm hipnozy mesmeryczne j. Czyżby między bioenergetycznym oddziaływaniem na siebie organizmów na odległość (efekt Backstera) a hipnozą mesmeryczną była taka różnica jak między wysyłaniem i odbieraniem fal elektromagnetycznych niczym nie zmodulowanych a transmisją radiofoniczną? Czy hipnoza mesmeryczna jest przekazem bioenergetycznym zmodulowanym sygnałem zasypiania? Niejedno zdaje się za tym przemawiać. Wiele badań poświęcono ustalaniu ewentualnych związków pomiędzy rozmaitymi cechami osobowości hipnotyzowanego a jego podatnością na hipnozę. Nie można jednak było ustalić korelacji między podatnością na hipnozę a konstytucją fizyczną lub psychiczną, charakterem, rasą, płcią, statusem społecznym. Wykryto jedynie, że podatność na hipnozę werbalną koreluje z pewnymi formami sugestywności. Zdaniem Hilgarda hipnoza jest też zależna od pewnych cech genetycznych: bliźnięta jednojajowe, wychowane nawet oddzielnie i w odmiennych warunkach, reagują na nią podobnie, natomiast bliźnięta dwujajowe często różnie. O tym, że pewne rodzaje sugestywności korelują z podatnością hipnotyczną, mówiliśmy już w rozdziale poświęconym mechanizmowi hipnozy werbalnej. Stąd narodził się pomysł zastosowania testów do mierzenia tej podatności. Szkoda, że w zapale poszukiwania testów psychologicznych zapomniano w ostatnich dziesięcioleciach o pionierskich badaniach Juliana Ochorowicza nad testami fizjologicznymi. Ochorowiczowi udało się bowiem wykryć korelację pomiędzy stopniem podatności hipnotycznej (na hipnozę indukowaną przede wszystkim bioenergetycznie, czyli mesmeryczna) a następującymi reakcjami fizjologicznymi: reakcją biomagnetyczną, skórnogalwaniczną i chemizmu potu. Eksperyment prof. Lconida Wasiljewa: telepatyczne przesyłanie sugestii hipnotycznego snu i przebudzenia. Tym razem obiekt doświadczenia był z rzędu trzykrotnie uśpiony i przebudzony. Początek hipnozy (H); moment gdy hipnotyzer zaczynał przekazywać myślową sugestie usypiania (U) i budzenia (B) Na szczególną wrażliwość na stałe pole magnetyczne u osób łatwo popadających w głęboki trans hipnotyczny zwrócił Ochorowicz uwagę już w 1880 roku. Był wtedy docentem na
100 uniwersytecie we Lwowie i miał dostęp do dobrze wyposażonej pracowni fizycznej. Natrafiwszy na zaskakującą zależność przebadał większą liczbę przypadków i stwierdził, że stopień reakcji na pole magnetyczne jest oznaką stopnia podatności hipnotycznej oraz że rodzaj reakcji niekiedy pozwala przewidzieć, jakie zjawiska wystąpią podczas transu. Opracowany na tej podstawie i opatentowany przez Ochorowicza przyrząd hipnoskop" wytwarzały później we Francji dwie fabryki sprzętu medycznego. Co do korelacji pomiędzy hipnotyczną podatnością a elektryczną przewodnością skóry badania Ochorowicza dają tylko wstępne rozeznanie w tej sprawie. Z danych liczbowych nie wynika, aby test skórnogalwaniczny miał dawać zawsze jednoznaczną odpowiedź na temat podatności egzaminowanego człowieka; na efekt skórnogalwaniczny mają przecież wpływ różne zmienne czynniki. Jeśli więc mierzenie oporności elektrycznej skon' miałoby kiedyś stać się stosowanym w praktyce testem na podatność hipnotyczną, należałoby wpierw starannie opracować metodę postępowania. Ochorowicz używał jako elektrod blach metalowych, źródłem prądu bywała kilkuwoltowa bateria ogniw, a wskazania odczytywano na skali czułego galwanometru. Godnym z pewnością uwagi spostrzeżeniem Ochorowicza jest różnica, jaka występuje pomiędzy chemizmem potu osób wrażliwych i niewrażliwych hipnotycznie, towarzysząc pewnym silnym reakcjom emocjonalnym. Pot osób wysoce podatnych na hipnozę przybiera w takich momentach odczyn zdecydowanie kwaśny. Bliższych danych o doświadczeniach Ochorowicza w tym zakresie nie znajdujemy w jego pracach; zapewne zamieścił je w którymś z nie wydanych, a dziś zaginionych rękopisów. Szkoda. Ale większa szkoda, że nikt jakoś nie zwrócił dotąd uwagi na jak byśmy dziś powiedzieli psychotroniczny punkt widzenia naszego uczonego, który proponował, aby mierzyć nieuchwytne" predyspozycje psychiczne za pomocą ilościowego badania bardzo konkretnych reakcji fizjologicznych.
101 5. Spostrzeganie pozazmysłowe w hipnozie Wstecz / Spis Treści / Dalej O tym, że stanowi hipnozy towarzyszą niekiedy zjawiska spostrzegania pozazmysłowego (stosunkowo najczęściej jest to telepatia), wiedział już Mesmer i pierwsi magnetyzerzy. Zjawiska takie nie tylko były przez nich obserwowane, gdy występowały spontanicznie, lecz potrafili je również wywoływać. W 1775 r., gdy Franciszek Antoni Mesmer przebywał na Węgrzech w miejscowości Rochów, na zamku barona Horckyego, w miejscowym dzienniku ukazał się opis pewnego jego doświadczenia. Opis był sensacyjny; Mesmer, donoszono, wywoływał konwulsje nerwowe u pewnej chorej, działając przez gruby mur, tzn. gdy znajdował się w innym niż chora pokoju, a tylko wyciągał palec w kierunku pacjentki. Austriacki uczony Seifert przeczytawszy artykuł udał się do barona z chęcią wykrycia blagi i oszustwa. Z gazetą w ręce zjawił się na zamku i zaraz przystąpił do sprawy, zapytując Mesmera, czy przyznaje się do wyprawiania takich sztuczek. Mesmer spokojnie potwierdził prawdziwość wydarzenia, a usilnie proszony o zademonstrowanie czegoś podobnego początkowo zgodzić się nie chciał, ale wreszcie uległ. Wybrał jednego ze swych chorych, który wydawał mu się najpodatniejszy, młodzieńca chorego na gruźlicę. Wyprowadzono owego pacjenta do drugiego pokoju, a Seifert usiadł w otwartych drzwiach w ten sposób, aby móc jednocześnie widzieć i pacjenta, i magnetyzera. Mury zamczyska miały grubość aż dwóch i poi stopy, Seifert był zatem więcej niż pewny, że doświadczenie się nic powiedzie. Mesmer stanął o trzy kroki od ściany i zaczął poruszać palcami wskazującymi, przesuwając je z lewa na prawo. Prawie że w tym samym momencie pacjent zaczął stękać i narzekać, robiąc wrażenie naprawdę cierpiącego. Co panu jest? zapytał Seifert. Tak mi niedobrze brzmiała odpowiedź tak mi jakoś dziwnie, jakby wszystko we mnie w środku się przewracało, jakby się kołysało i lewa na prawo. Teraz Mesmer wykonał palcami ruch kolisty, a chory zaczął się skarżyć, że wszystko mu się w środku kręci w kółko. Gdy magnetyzer zaniechał ruchów, pacjent uspokoił się, twierdząc, że dziwne wrażenia ustąpiły. Doświadczenia o pokrewnej tematyce, w których świadomie przestrzegano już uściślonych zasad metodyki badań naukowych, przeprowadzali w XIX w. uczeni w wielu krajach. We Francji byli to: Dusart (1875), Janet i Gibert ( ), Beaunis i Liebeault (1891). W Anglii badaniem zjawisk odbioru telepatii w hipnozie zajmowali się wybitni uczeni, zgrupowani w powstałym w 1882 r. Towarzystwie dla Badań Psychicznych: Myers, Gurney, Podmore, Barret i Wallace. Julianowi Ochorowiczowi zawdzięczamy nie tylko pionierskie prace doświadczalne w tej dziedzinie, ale i wnikliwe ich opracowanie teoretyczne w książce O sugestii myślowej (1887). W naszym stuleciu zjawiskami telepatycznymi w hipnozie zajmował się szczególnie prof. Leonid Wasiljew. Osobom badanym przesyłano na odległość m.in. sugestie zasypiania i budzenia, proste obrazy, cyfry i litery, a także sugestie kinestetyczne dotyczące pozycji i ruchów ciała. Doświadczenia tego ostatniego typu podobne były w zasadzie do demonstrowanych niegdyś przez Mesmera, ale rzecz jasna- przeprowadzane w myśl innych założeń metodologicznych. Ciekawe wyniki dały badania nad wpływem sugestii myślowej padasz do tyłu". Wasiljew napisał: W naszych doświadczeniach odbiorcy z zawiązanymi oczami polecało się stanąć we wskazanej pozycji na podwyższeniu, twarzą do ściany, i stać tak nieruchomo w ciągu całego eksperymentu. Kimograf z obsługującym go obserwatorem znajdował się w odległości 2 do 3 m od odbiorcy i był od niego oddzielony kotarą. Tam też znajdował się nadawca (Wasiljew). Na początku każdego doświadczenia była zapisywana krzywa spontanicznego kołysania się odbiorcy, bezjakiejkolwiek sugestii. Potem nadawca przystępował do słownego lub myślowego sugerowania: Padasz do tylu, padasz do tyłu, ciągnie cię do tyłu!" Czas sugerowania, trwający za każdym razem około minuty, obserwator zaznaczał na kimogramie kreską poziomą. Początkowo doświadczenia udawały się niestety jedynie w przypadkach sugestii słownej, a na sugestię myślową nie reagowała żadna z badanych osób. Rezultat na drodze telepatycznej otrzymano dopiero w doświadczeniach przeprowadzonych z chorą na histerię I. M., przejawiającą i w innych warunkach pewne zdolności do percepcji telepatycznej. Pierwszym parapsychologiem, który postawił śmiałą hipotezę, że wszyscy lub prawie wszyscy ludzie obdarzeni są potencjalnie zdolnościami do spostrzegania pozazmysłowego, był Czech Bfetislav Kafka ( ). Kafka był przekonany, że ujawnienie tych zdolności jest możliwe
102 pod warunkiem zastosowania odpowiedniej metody. W ciągu wielu lat pracował nad taką metodą i ustalił zasady postępowania, które później nazwano treningiem spostrzegania pozazmysłowego w hipnozie". Oto w zarysie poglądy reprezentowane przez Kafkę i jego następców: Hipnoza nie jest bynajmniej warunkiem niezbędnym dla wystąpienia zjawisk paranormalnych. Jest to po prostu jeden ze stanów, w których udaje sieje uzyskać. Hipnoza jest tutaj wygodnym narzędziem, i to z dwóch względów: 1. Właściwy hipnozie stan zwiększonej sugestywności pozwala osobie trenującej uwierzyć we własne zdolności, co w stanie czuwania jest zwykle niemożliwe, głęboko bowiem zakorzeniona niewiara blokuje wówczas mechanizmy spostrzegania pozazmysłowego. 2. Informacje na drodze paranormalnej odbiera nieświadomość. W hipnozie są do uzyskania stany, w których informacje takie mogą wypłynąć na powierzchnię" świadomości. Kafka był dobrze zarabiającym rzeźbiarzem. Eksperymentował w swej obszernej pracowni. Osoby potrzebne do doświadczeń opłacał z własnych funduszów. Uzdolnienia paranormalne budził i rozwijał podczas seansów trwających nieraz po 12 do 14 godzin dziennie. W ten sposób udało się Kafce z dużej grupy ćwiczących (około 16 tysięcy osób!) wyłonić siedem osób, u których zdolność do spostrzegania pozazmysłowego stała się wreszcie prawdziwym talentem. Ich umiejętności wykorzystywano również praktycznie: do stawiania diagnoz paramedycznych i do odnajdywania przedmiotów zgubionych lub skradzionych. Kafka stosował własną interesującą metodę kontroli, którą można by nazwać subiektywno-obiektywną; wypowiedzi każdej z badanych osób kontrolowane były przez dwie inne osoby w stanie hipnozy. Doświadczenia w Laboratorium Snu Badaniem percepcji pozazmysłowej we śnie i w hipnozie zajęto się systematycznie w Laboratorium Snu brooklyńskiego Centrum Medycznego im. Maimonidesa (USA). Eksperymentami kierowali doktorzy Montague Ullman i Stanley Krippner. Punktem wyjścia dla badań były prace Zygmunta Freuda, który przypuszczał, że przekazy telepatyczne odbierane są przez podświadomość, a ulegaj ą zniekształceniu przez świadomość. Dla bliższego zorientowania się w metodach postępowania badaczy z Laboratorium Snu zapoznajmy się z obszernym streszczeniem sprawozdania z serii eksperymentów, którego autorem jest Stanley Krippner. Zostało ono opublikowane w 1968 r. w kwartalniku Journal ofthe American Society for Psychical Research". W doświadczeniach brało udział 16 osób, które miały być odbiorcami przekazów telepatycznych. Wybrano osoby twierdzące, że potrafią pamiętać swoje sny. Materiał do telepatycznego przekazu wybierano przypadkowo. Osiem osób odbierało przekazy w trzech etapach: w transie, w lekkim półśnie po przebudzeniu z transu oraz podczas wszystkich nocy następującego po doświadczeniach tygodnia, kiedy osoby badane spisywały w domu swoje sny. Pozostałe osoby były członkami grupy niehipnotycznej, warunki eksperymentu miały podobne, ale zamiast w transie obrazy były im przekazywane w zwykłym śnie lub w relaksie w pozycji leżącej. Eksperymentator wyselekcjonował 12 reprodukcji obrazów. Zawartość tego zbioru nie była wówczas znana żadnemu z czterech nadawców. Zbiór składał się z kilku kompletów reprodukcji: dla grupy hipnotycznej, dla grupy niehipnotycznej, dla przyszłego użytku przez sędziów i dla późniejszej oceny wyników przez samych odbiorców. Procedurę eksperymentu ułożono tak, aby wykluczyć jakiekolwiek przecieki wiadomości. Reprodukcje zaklejone były w kopertach przechowywanych przez eksperymentatora. Było więc niemożliwe, aby nadawcy wiedzieli o nich cokolwiek, co świadomie lub nieświadomie mogliby przekazać odbiorcom podczas ich wstępnego kontaktu. Kiedy nadawca po raz pierwszy otwierał kopertę z reprodukcją, odbiorca znajdował się w pokoju odległym o kilkadziesiąt metrów. Od momentu, kiedy nadawca wylosował kopertę, nie miał on już zatem kontaktu z odbiorcą aż do zakończenia całego eksperymentu. Nie miał też kontaktów z eksperymentatorem ani z innymi nadawcami. Eksperymentator nie wiedział również aż do końca, jakich reprodukcji użyto. Nadawca podczas wstępnego spotkania z odbiorcą wymawiał z nim o trzech etapach eksperymentu. Następnie odczytywał mu tekst: Wielu badaczy stwierdziło, że podczas hipnozy często dochodzi do odbioru telepatycznego. Wkrótce pomożemy pani (panu) wejść w trans hipnotyczny. W czasie tego transu wylosuję przedmiot nadawania i będę się na nim koncentrował. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że zacznie pani myśleć o tym przedmiocie, pomimo że będziemy się znajdowali w różnych pomieszczeniach. Będzie pani proszona o wyobrażenie sobie, jaki przedmiot wybrałem, i zapewne przyjdzie pani do głowy jakiś obraz albo słowo lub inne wyobrażenie na temat tego przedmiotu. Proszę starać się zapamiętać pierwszy obraz, który przyjdzie do głowy, jak również wszelkiego rodzaju dodatkowe wrażenia. Kiedy pani wyjdzie już z transu, będzie pani miała
103 możność odpoczęcia sobie jeszcze w lekkim półśnie. Wtedy ja znów sięgnę po przedmiot nadawania i będę się na nim koncentrował. Może to być ten sam przedmiot albo inny. Jest bardzo prawdopodobne, że podczas drzemki przyśni się pani coś na jego temat. Jeżeli nie uda się zasnąć, proszę się nie niepokoić, bo jest również prawdopodobne, że i na jawie zacznie pani myśleć o tym przedmiocie. Kiedy opuści pani laboratorium, znowu wybiorę przedmiot nadawania. Ostatnie nasze doświadczenia wykazały, że telepatia może nastąpić, kiedy człowiek śpi. Dlatego będzie pani śnić o przedmiocie nadawanym dzisiaj i w ciągu następnych sześciu nocy. Proszę więc zaraz po przebudzeniu zapisywać wszystko, co ze swych snów będzie pani w stanie sobie przypomnieć. Jeśli będzie trzeba, można też narysować to, co się przyśniło. Jeżeli miałaby pani marzenia na jawie związane z przedmiotem nadawanym, proszę także je zapisać. Również w ciągu dnia będę się co pewien czas koncentrował na tym przedmiocie. Będę to robił też każdego wieczoru przed zaśnięciem. Pani sny będą więc związane z przedmiotem nadawanym. Po tygodniu powróci pani do laboratorium i przyniesie swoje zapisy. Czy są jakieś pytania? Podobny tekst był czytany osobom należącym do grupy niehipnotycznej. Zamiast o hipnozie mówiło się tam o wyobraźni. Po przeprowadzeniu rozmowy nadawca odprowadzał odbiorcę do Pokoju Snu, po czym szedł do biura eksperymentatora, gdzie wylosowywał kopertę z reprodukcja obrazu. Z nią udawał się następnie do oddalonego Pokoju Nadawcy. Wszyscy odbiorcy układali się jak do snu. Osoby z grupy niehipnotycznej proszono jeszcze przedtem o głośne przeczytanie artykułu o snach. Treść artykułu omawiana była ponadto w rozmowie z eksperymentatorem; chodziło tu o wytworzenie motywacji u odbiorcy, o wzmocnienie jego zaangażowania psychicznego. Instrukcja, którą jednocześnie otrzymywał, brzmiała następująco: Jak pani (pan) wie, w innym pomieszczeniu znajduje się nadawca. Koncentruje się on na obrazie do przesłania. Być może pozwoli to pani myśleć właśnie o tej przesyłce. Niektórym ludziom pomaga wyobrażenie sobie białego ekranu, na którym mogą pojawiać się różne obrazy. Inni ludzie nie myślą o tablicach ani o ekranach, a obrazy pojawiają się im jakby znikąd. Może pani używać jakiejkolwiek metody. Procedura drugiego etapu rozpoczynała się budzeniem odbiorcy i poleceniem mu pozostawania nadal w pozycji leżącej w relaksie. Potem eksperymentator opuszczał na 45 minut Pokój Snu. Po powrocie zapytywał odbiorcę, czy może zdołał w tym czasie zasnąć. Twierdząco odpowiadały 4 osoby z grupy hipnotycznej i 3 z grupy niehipnotycznej. Niektóre osoby z obu grup spisały swoje sny samodzielnie, a pozostałe podyktowały raporty eksperymentatorowi. Eksperymentator spisał też dosłownie skojarzenia, jakie wiązała każda z tych osób ze swymi snami. Przed opuszczeniem Laboratorium każdy z odbiorców otrzymywał jeszcze sugestię na temat pojawiania się obrazów nadawanych w snach podczas najbliższych nocy. W trzecim, końcowym etapie eksperymentu, który przebiegał tydzień później, odbiorcy powracali do Laboratorium, przynosząc ze sobą notatki na temat swoich snów i marzeń. Każdy odbiorca otrzymywał wtedy od eksperymentatora komplet 12 reprodukcji i kartę, na której miał dokonać pisemnej oceny swoich własnych wyników z trzeciego etapu. Karta zawierała prośbę, aby odbiorca napisał tytuły 12 reprodukowanych obrazów w kolejności zależnej od ich podobieństwa do treści snów. Każdy z nich też sam oceniał zbieżność swego snu z treścią obrazu, w skali od 1 do 100%. Na drugiej, podobnej karcie odbiorca oceniał potem swoje własne wyniki uzyskane w drugim etapie, a na końcu, na trzeciej karcie wyniki etapu pierwszego. Podczas wypełniania formularzy przez odbiorcę eksperymentator znajdował się zawsze w innym pomieszczeniu, aby nawet mimowolnie nie sugerować niczym odbiorcy. Kopie 48 raportów (trzy od każdej z szesnastu osób) oraz komplet 12 reprodukcji wysłano do trzech sędziów. Każdy sędzia otrzymał także formularze dla wpisywania ocen jeden na każdą kombinację. Arkusze z opisami snów wszystkich osób we wszystkich trzech etapach zostały celowo pomieszane, aby sędziowie nie mogli wiedzieć, który arkusz należy do osoby z grupy hipnotycznej, a który do osoby z grupy niehipnotycznej. Ewentualną zbieżność snów i obrazów reprodukowanych sędziowie mieli zaznaczać kolorem niebieskim. Skojarzenia odbiorców na temat swych własnych snów zestawione były z reprodukcjami, a stopień zbieżności zaznaczony był na formularzu czerwoną kredką. Formularz sędziowski miał skalę stustopniową. Asystenci sędziów przetwarzali ich oceny na wartości cyfrowe i umieszczali je na matrycach do analiz statystycznych. Matryce poddano analizie wariacyjnej przy użyciu metody Scheffego. Dzięki temu mogły być zauważone i skontrolowane zarówno wszystkie zbieżności między każdym z nadawanych obrazów a wszystkimi odpowiedziami odbiorców, jak i zbieżności pomiędzy każdą z wypowiedzi a wszystkimi obrazami. Odbiorcy z grupy hipnotycznej, oceniając swoje własne sny i wyobrażenia w stosunku do nadawanych obrazów, nie osiągnęli statystycznie znaczących rezultatów w żadnym z trzech etapów eksperymentu. Odbiorcy z grupy niehipnotycznej na podstawie swych własnych ocen
104 osiągnęli rezultat znaczący tylko w pierwszym etapie. Według ocen sędziów z zewnątrz odbiorcy w grupie niehipnotycznej osiągnęli rezultat znaczący podczas trzeciego etapu. Gdy ocenie poddano tylko sny i wyobrażenia, ocena była zaledwie znacząca; kiedy jednak uwzględniono skojarzenia, jakie mieli odbiorcy w związku z własnymi snami i wyobrażeniami, oceny były znaczące na pięciokrotnie wyższym poziomie. Godne zastanowienia jest to, że znaczące były tylko: w pierwszym etapie rezultaty według oceny samych odbiorców w grupie niehipnotycznej; w drugim etapie rezultaty w grupie hipnotycznej według oceny sędziów; w trzecim etapie rezultaty w grupie niehipnotycznej według oceny sędziów. Oto jak próbuje interpretować to zjawisko Stanley Krippner: 1. Rezultaty statystycznie znaczące (wg oceny sędziów) zostały otrzymane w grupie hipnotycznej w drugim etapie, czyli wówczas, gdy odbiorcy ciągle jeszcze przebywali w Laboratorium Snu. Natomiast w grupie niehipnotycznej znaczące rezultaty (wg oceny sędziów) otrzymano w trzecim etapie, czyli po opuszczeniu Laboratorium przez odbiorców. Może być, że hipnoza przyspieszyła telepatyczną indukcję obrazów. Może potrzeba było więcej czasu, aby telepatycznie indukowany materiał osiągnął świadomą część osobowości odbiorców w grupie niehipnotycznej. 2. Zastanawiać musi fakt, że osoby z grupy niehipnotycznej otrzymały znaczące wyniki (wg własnej oceny odbiorców) przy ocenie pierwszego etapu, podczas gdy sędziowie ocenili ten sam materiał jako statystycznie nie znaczący. Czemu? Być może każdy odbiorca oceniając swoje wyniki pracował wstecz"; początkowo oceniał etap trzeci, potem drugi i pierwszy. Mógł wytworzyć się efekt kumulacyjny, dzięki któremu uzdolnione telepatycznie osoby z grupy niehipnotycznej mogły dokonać dokładniejszej oceny wyników drugiego, a zwłaszcza pierwszego etapu niż przy ocenianiu etapu trzeciego. Odbiorcy z grupy hipnotycznej nieznacznie tylko ulepszyli dokładność swoich ocen po przejściu przez całą procedurę. Przypatrzmy się teraz kilku przykładom, które zilustrują rodzaje występujących powiązań cel" protokół. Celem" dla osoby nr 6 z grupy hipnotycznej był obraz Hiroshige Kindaikyo, czyli most na rzece Nishigawa. Oto jej wyobrażenie podczas drugiego etapu: Przęsła mostu. Liny prowadzące po moście. Most wiszący". Osobie nr 10 z grupy niehipnotycznej nadawano obraz Renoira Dziewczęta przy pianinie. Przedstawia on dwie kilkunastoletnie panienki w długich sukienkach; jedna z nich gra na pianinie, podczas gdy druga patrzy w nuty. Oto fragmenty wypowiedzi z kolejnych etapów osoby nr 10: Etap pierwszy Airedale terrier [...] Byłam wtedy bardzo młoda [...] Moja matka w gipsie, gdy złamała kręgosłup [...] miałam kilkanaście lat [...] Wydaje mi się, jakbym miała znów lat kilkanaście [...]" Etap drugi Szelest jedwabiu [...] Sukienki. Obcisłe staniki, sukienki obszerne. Klejnot wiszący na szyi. Znowu słychać szelest jedwabiu, żadnych innych dźwięków. Nie było rozmów, ani żadnego tła muzycznego, tylko szelest jedwabiu. Przychodzi refleksja piękno dla piękna". Etap trzeci Dziedziniec szkoły [...] Było tam wiele dziewcząt. Wszystkie wydawały się piękne, myśl o bliskości piękna [...] Podeszły do mnie dwie dziewczyny i wsunęły pieniądze do książki leżącej na moich kolanach [...] Były rozmowy. Nagranie odtwarzane z fonografu [...] Czysta muzyka klasyczna. Nie uświadomiłam sobie żadnego szczególnego utworu, była jednak muzyka". Osoba nr 12 z grupy hipnotycznej odbierała obraz Ukrzyżowanie Salvatora Dali. Podczas drugiego etapu pojawiło się u niej wyobrażenie krzyżów", podczas trzeciego książka o malarstwie Dali". Celem" dla osoby badanej nr 15 z grupy hipnotycznej był obraz Chagalla Świąteczny dzień rabin z cytryną. Obraz ten przedstawia brodatego kapłana z okrytą głową, na której szczycie stoi figurka człowieka. Rabin trzyma w ręce zieloną cytrynę, która kontrastuje z żółtym tłem. Odbiorca nr 15 przyszedł do Laboratorium w towarzystwie szkolnego kolegi. Kolegę tego skierowano do oddzielnego pokoju i powiedziano mu, że jeśli chce może zrobić próbę odebrania i naszkicowania nadawanego obrazu. Podczas transu hipnotycznego człowiek nr 15 mówił m.in.: Ktoś spaceruje na tle żółtego tła. To nie jest fotografia. Widzę melonik. Zarys został właśnie naszkicowany. Czuję bryzgi fal. Niebieskie fale z białą pianą na grzbietach zbliżają się do mnie [...] Głowa w meloniku cofa się. Jest narysowana na żółtym tle, w różnych odcieniach szarości i czerni".
105 Badany nie wiedział, że gdy on był w transie, jego kolega jednocześnie wykonywał swój obrazek. Rysunek przedstawiał brodatego mężczyznę w meloniku. W tle widać było fale i płynący statek oceaniczny. Na pierwszym planie znajdowały się dwa koła podzielone na segmenty jak gdyby kilkoma szprychami. Autor rysunku nie potrafił powiedzieć, co koła te przedstawiają. One po prostu do mnie przyszły" stwierdził. Komuś, kto znałby nadawany cel", koła na rysunku wydawałyby się z pewnością podobne do cytryny przekrojonej na połówki. Trudno jest zadecydować, które elementy obrazu Chagalla zostały odebrane przez człowieka w transie, przy założeniu, że mieliśmy do czynienia z telepatią. Obraz miał tło żółte i to stwierdził odbiorca. Rabin miał nakrycie głowy z ludzką figurką na szczycie obaj, odbiorca i jego kolega, mieli wyobrażenia melonika. Na obrazie nie ma żadnych fal tymczasem obaj mieli wizję fal morskich. Kolega odebrał ponadto dwa element} celu", o których uczestnik eksperymentu nr 15 nie wspomniał: brodę i kręgi podobne do przepołowionej cytryny. Przykład ten wskazuje, że telepatia jest zjawiskiem bardziej złożonym niż jej popularny model nadajnik i odbiornik". Czy nie należałoby raczej mówić zapytuje dr Stanley Krippner o polach" informacyjnych, w których obrębie dochodzi do tego rodzaju następstw? W ciągu 11 lat od 1962 do 1973 r. przeprowadzono w Laboratorium Snu Centrum Medycznego im. Maimonidesa w Brooklynie kilkanaście serii podobnych eksperymentów metodycznych. Były to doświadczenia z zakresu spostrzegania pozazmysłowego (telepatii, jasnowidzenia j prekognicji). Osoby badane znajdowały się wówczas we śnie naturalnym lub w transie hipnotycznym. Zarówno w badaniach nad telepatią, jak j jasnowidzeniem otrzymano wyniki statystycznie znaczące. Próby własne [Dotyczy eksperymentów L. E. Stefańskiego] Opowiemy teraz o doświadczeniach sprzed lat, które nas samych przekonały o realności zjawisk spostrzegania pozazmysłowego (przy czym ścisłe rozróżnienie telepatii od jasnowidzenia nie było tam problemem istotnym). Jak wiadomo, dość łatwo jest za pomocą sugestii słownej wywołać u osoby zahipnotyzowanej marzenia senne. Nie wymaga to nawet głębokiego transu. Temat snu może być przez hipnotyzera również zasugerowany. Eksperymentator kładł więc osobie zahipnotyzowanej pod głowę rysunek oczywiście nie znany jej, w kopercie lub bez i sugerował: Za chwilę będziesz miał sen, marzenie senne. Za chwilę przyśni ci się to, co znajduje się na rysunku, który masz pod głową. To, co jest na rysunku pod twoją głową, będzie tematem twego snu. Gdy skończę mówić, zacznie ci się śnić to, co narysowane leży pod twoją głową. Po przebudzeniu będziesz dokładnie pamiętał swój sen. Proszę śnić! Po tych słowach zatykano palcami uszy osobie zahipnotyzowanej. Oczy miała już przedtem przesłonięte czarną, wielokrotnie złożoną tkaniną. Są to dość istotne szczegóły postępowania w przypadkach, gdy trans hipnotyczny jest niezbyt głęboki (chodzi tu o ograniczenie dopływu wrażeń z zewnątrz). Na marzenia senne przeznaczano przeważnie 3 minuty, po czym pytano osobę zahipnotyzowaną, co się jej śniło bez wyprowadzania z transu, a tylko przerywając marzenia senne odetkaniem uszu i pytaniem. W niektórych wypadkach opowiadanie o śnie miało miejsce dopiero po zupełnym przebudzeniu po wyprowadzeniu z transu hipnotycznego. Pierwszą osobą, z którą eksperymentator przeprowadził serię tego rodzaju doświadczeń, był Stefan I. Oto kilka przykładów. Rysunek przedstawiał ludzką maskę o wyrazie potwornym, z opuszczonymi kącikami ust. S. I. po przebudzeniu opisał i narysował twarz, która prześladowała" go we śnie. Była to typowa maska tragiczna, mająca kąciki ust opuszczone. Rysunek przedstawiał Jezusa ukrzyżowanego. S. I. przyśniła się scena z filmu Wikingowie, który oglądał przed kilkoma laty. Jest to amerykański film przygodowo-historyczny, zrealizowany w 1958 r. wg powieści E. Marshalla. W scenie odtworzonej we śnie przez S. I. wojownicy wracają z długotrwałej wyprawy. Jeden z nich nie jest pewien, czy żona pozostała mu wierna, inicjuje więc publiczną próbę rodzaj sądu bożego". Na pagórku zostaje ustawione pionowo koło zbite z grubych desek, średnicy około dwóch metrów. Koło ma pośrodku otwór, przez który wystawia głowę podejrzana o niewierność kobieta. Jej długie warkocze zostają rozciągnięte na boki i przybite gwoździami do desek, mąż, rzucając siekierkami, próbuje odciąć rozpięte na drewnie warkocze. Ponieważ nie trafia, świadczy to o winie niewiasty. Kolejna siekierka roztrzaskuje wówczas jej czaszkę. Zbieżności ze sceną ukrzyżowania na Golgocie są wyraźne. W obu scenach mamy wydarzenia dziejące się w czasach bardzo dawnych na wzgórzu, w obecności tłumu. I tu, i tam
106 jest to krwawa ceremonia, której ofiarą pada niewinny człowiek. Drewniany krzyż drewniane koło. Rozciągnięte na boki ręce, przybite gwoździami rozciągnięte i przybite warkocze. Inny rysunek przedstawiał słonia, którego krokodyl złapał zębami za trąbę. Z boku napis: Gdy słoń kąpał się w rzece, napadł go krokodyl i odgryzł mu trąbę". Zdanie to wzięto z pamiętników Stefana Ossowieckiego, który przed półwieczem otrzymał je jako test do odczytania przez kilka opakowań. S. I. widział w swoim śnie dużą, płytką wodę jezioro lub szeroko rozlaną rzekę. Na głębokości pół metra stał kuchenny stół. Siedział na nim człowiek i machaniem nogami opędzał się od drugiego człowieka, który pływał w wodzie i usiłował tamtego złapać za nogi. Warto zwrócić uwagę, że na rysunku nie była przedstawiona woda. Czy słowo rzeka" zostało odczytane, czy może obraz rzeki lub jeziora eksperymentator mimo woli przekazał telepatycznie śpiącemu? Tak czy inaczej było to zjawisko przekazu informacyjnego na drodze pozazmysłowej". Różnica nie jest w istocie tak ostra, jak to się może wydawać, wiele bowiem nagromadziło się faktów, które zdają się wskazywać, że modele telepatii (nadawca-odbiorca) i jasnowidzenia (przedmiot-odbiorca) są mylącymi uproszczeniami. Badacze o orientacji bardziej parapsychologicznej mówią dziś o szóstym zmyśle" jako o całości. Psychotronicy rosyjscy, czescy i amerykańscy wprowadzili pojęcie hipotetycznych pól informacyjnych". Są one zasilane informacjami z różnych źródeł, a odbiorcy czerpią z nich informacje także rozmaitymi sposobami. Kolorowy rysunek: zielona ziemia, niebieskawy stożek wulkanu, z krateru na szczycie buchaj ą czerwone płomienie, a w górze szare kłęby dymu. Podpis wybuch wulkanu". W tym przypadku S. I. miał trzy krótkie sny, jeden po drugim. Najpierw oglądał bombardowanie makiety wioski ustawionej na poligonie artyleryjskim, potem widział dwóch obłąkanych strzelających do siebie na oślep z pistoletów maszynowych i znów bombardowanie. W doświadczeniu z W. N. rysunek przedstawiał parę patrzących ludzkich oczu. Po przebudzeniu W. N. mówił, że widział oko, kilka razy z rzędu zjawiające się i znikające jak krzyżyki na ekranie kinowym, gdy przypadkiem pokaże się końcówka filmu, potem obraz korridy i znów kilka razy patrzące oko. Dla P. K. sporządzono rysunek przedstawiający czarną, hitlerowską swastykę na białym tle. Na pytanie, co mu się śniło, P. K. odpowiedział: leżąca na czymś biała kartka, a na niej... ni to krzyż... ni to kwadrat... chyba wiatrak... bo pod tym zjawiało się coś jakby podstawa". Nie dziwmy się, że obraz swastyki nie wywoływał żadnych skojarzeń z wojną i okupacją; P. K. był chłopcem urodzonym wiele lat po zakończeniu wojny. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można w tym wypadku stwierdzić, że P. K. rozpoznawał obraz samodzielnie. Wszelkiego rodzaju przekazy telepatyczne od eksperymentatora musiałyby bowiem zawierać skojarzenia z jego wojennymi przeżyciami. W doświadczeniach z D. K. rysunek przedstawiał palmę kokosową i stojącą obok żyrafę. D. K. śnił o dżungli, słoniu, papugach, antylopach itp. Pani E. K. miała pod głową obraz lichtarza z płonącą świecą. We śnie znalazła się w ciemnym wnętrzu pustego kościoła, na ołtarzu paliło się wiele świec. Wyszła na zewnątrz. Przed kościołem stały kobiety, które sprzedawały świece. Jak już powiedzieliśmy, doświadczenia przeprowadzane tą metodą nie dawały odpowiedzi na pytanie, z jakiego rodzaju zjawiskiem spostrzegania pozazmysłowego" (wg tradycyjnego podziału parapsychologiczne-go) mamy do czynienia, ale też taka odpowiedź wcale nie była oczekiwana. Niewątpliwą zaletą metody okazała się jej stosunkowo duża niezawodność. Znaczące wyniki udało się otrzymywać u ponad połowy osób hipnotyzowanych, i to już podczas pierwszej próby. Trening w hipnozie Na podstawie bogatych doświadczeń Bretislava Kafki dr Milan Ryzl opracował metodę ujawniania i trenowania w hipnozie wszelkiego rodzaju zdolności parapsychicznych. Wyniki swoich przeszło dwudziestoletnich badań opublikował w książce Helleshen und andere parapsychische Phdnomene in Hypnose (Jasnowidzenie i inne zjawiska parapsychiczne w hipnozie). Zasady, na których opiera się jego metoda, streścić można w czterech punktach: 1. Wszyscy ludzie (lub prawie wszyscy) mają zdolność spostrzegania pozazmysłowego. Szósty zmysł" jest jednak z zasady zablokowany przez niewiarę człowieka we własne możliwości. Trzeba więc mu je ukazać, a potem systematycznie pompować" wiarę w osobę trenującą. 2. Zjawiska spostrzegania pozazmysłowego zachodzą, jak już od dawna wiadomo, tylko w szczególnych stanach świadomości. Hipnoza umożliwia wytworzenie stanu izolacji uwagi od wszelkich normalnych spostrzeżeń zmysłowych, stanu, w którym udaje się osiągnąć
107 koncentrację na jednej jedynej myśli. 3. Odbiór dużej liczby informacji naraz na drodze pozazmysłowej jest możliwy tylko u bardzo rzadkich, samorodnych talentów albo u osób przez dłuższy czas uprzednio trenowanych; u początkujących rozpoznanie odbywa się zawsze etapami. 4. Zdolność do odbioru telepatycznego, do jasnowidzenia itp. nabyta w hipnozie może być później przeniesiona poza hipnozę. Osoba trenująca może zostać usamodzielniona". W celu umożliwienia osobie trenującej stopniowe rozpoznawanie testu trzeba nieustannie panować nad głębokością jej transu. Na początku każdego doświadczenia hipnotyzer stara się wywołać u osoby trenującej wewnętrzną pustkę" (Entleerung) moment transu silnie pogłębionego kiedy wszystkie myśli ustają. W tym stanie człowiek staje się potencjalnie gotowy na halucynacyjny" odbiór wrażeń spostrzegania pozazmysłowego. Teraz głębokość hipnozy się zmniejsza; zaczynają się pojawiać myśli. Dopiero w tym stanie osoba trenująca jest zdolna powiązać w całość poszczególne doznania. Potem znów następuje chwila głębszej hipnozy, podczas której powtórne przeżycie parapsychiczne przynosi uzupełniające informacje, a te z kolei przekształcają się w obraz. Inaczej mówiąc: osoba trenująca jak gdyby nurkuje. Z ciemnych głębin dobywa wiadomości, którym przyjrzeć się" może dopiero po wypłynięciu. Jeśli ich nie rozumie, musi nurkować" ponownie. ".. W latach przebadał Ryzl 463 osoby (220 mężczyzn i 243 kobiety). W hipnozie 57 osób (21 mężczyzn i 36 kobiet) ujawniły się wybitniejsze uzdolnienia parapsychiczne. Całość treningu przebiegała ^następujących etapach: 1. Psychologiczne przygotowanie osoby doświadczalnej do hipnozy. 2. Hipnoza i ćwiczenie realizowania się sugestii w stanie hipnozy. 3. Obudzenie zdolności spostrzegania pozazmysłowego. 4. Ćwiczenia w używaniu zdolności spostrzegania pozazmysłowego; podwyższenie stabilności i powtarzalności wyników osiąganych przez osobę doświadczalną. 5. Usiłowanie mające na celu przeniesienie zdolności spostrzegania pozazmysłowego w stan czuwania. Typowym szczegółom treningu przypatrzymy się na przykładach. Prała nad hipnozą u panny J. K. trwała przeszło miesiąc, a spotkania odbywały się 3 razy w tygodniu. Gdy osiągnięta została sprawność zasypiania i budzenia się na hasło, przystąpiono do treningu wizjonerstwa. Dla wyrobienia zdolności wyraźnego widzenia", stanowiącego podstawę wszelkiego jasnowidzenia, prowadzono ćwiczenia dotyczące halucynacji pod wpływem słownej sugestii przy otwartych i przy zamkniętych oczach. Omamy należy w miarę możności dopasowywać do indywidualnych Upodobań osób trenujących: paniom można np. wręczać nie istniejące kwiaty, panowie chętnie oglądają wyimaginowane akty kobiece lub zdjęcia na j nowszych modeli samochodów. Pierwszym ćwiczeniem, które wkracza już w zakres spostrzegania pozazmysłowego, bywa przeważnie wizja autoskopowa". Hipnotyzer, poleca osobie trenującej, aby w wyobraźni podniosła się, odeszła od swojego ciała, odwróciła się. Trzeba teraz poczekać, aż rozpozna swoją twarz (czasem jednak w ogóle nie dochodzi do rozpoznania). Tutaj poleca się osobie trenującej, aby opisała swoje ubranie tak, jak je widzi przy zamkniętych oczach. Niech spróbuje przeliczyć guziki, odczytać godzinę na zegarku itd. Za każdą trafną odpowiedź trzeba chwalić, chociaż najprawdopodobniej nie jest to jeszcze jasnowidzenie. Chwalić zresztą należy ciągle i niekiedy również bez względu na wyniki. Ważne jest bowiem, aby w hipnozie, a więc w stanie wzmożonej sugestywności, napompowywać" osobę trenującą wiarą w siebie. Jeżeli chwalimy dobre widzenie szczegółów w pierwszej wizji autoskopowej, nie będącej jeszcze jasnowidzeniem, to mamy prawo się spodziewać, że przy następnych zadaniach próg paranormalności zostanie przekroczony. W tym celu można w niewielkiej odległości od osoby zahipnotyzowanej umieścić przedmiot, którego nie było przed rozpoczęciem doświadczenia. Gdy osoba trenująca opisując wizję samej siebie zauważy, na przykład: tam koło głowy chyba leży coś jasnego", spostrzeżenie to należy skwapliwie podchwycić i gorąco za nie pochwalić. Hipnotyzer ma w pewnym stopniu możność sterować wizją: Widzi pan jasność jakoś zamgloną. Dobrze. Teraz mgła zaczyna się rozpraszać. Może pan rozpoznać przedmiot". Przeważnie jednak do rozpoznania przedmiotu tak łatwo nie dochodzi. Z reguły odbywa się to etapami. Oto przykład: Za plecami osoby trenującej leży na białym papierze czarna płyta gramofonowa o średnicy 10 cm (list muzyczny). Osoba ta mówi, że spostrzega czarny kwadrat wielkości pocztówki, prawdopodobnie kawałek papieru". Poprawia się po chwili: jest to płaska, ciemna kartka mniej
108 więcej dziesięciocentymetrowej średnicy". Na podstawie tego obrazu osoba trenująca nie jest w stanie zidentyfikować przedmiotu, ale dołącza się wrażenie dotykowe. Jest to szorstkie, twarde... są na tym rowki... to jest płyta gramofonowa". W celu umożliwienia osobie trenującej przechodzenie na coraz to wyższy etap rozpoznania testu powinno się stosować kilkakrotne pogłębianie hipnozy. Od wyobrażonego stania na zewnątrz siebie" jest już tylko krok do wizjonerskiej podróży". Z panną J. K. odbywał Ryzl imaginacyjne spacery po mieście. Opisywała ona mijane ulice, wystawy sklepowe. Pewnego razu weszła do swojego domu i zobaczyła, co robi matka; czuła zapachy kuchni, dotykała stołu kuchennego... Mniej jest ważne, czy to, co widzi" osoba trenująca, jest ściśle zgodne z rzeczywistością. Ważne jest, aby nauczyła się widzieć" tak, jak w życiu codziennym, a nie symbolicznie. Gdy medium widzi tylko symbolicznie napisał Ryzl powstaje wielki problem interpretacji". Jak podano w przekazach historycznych, w takich właśnie symbolicznych obrazach wypowiadały się wizjonerki sławnej w czasach starożytnej Wyroczni Delfickiej. Ich rozpoznania okazywały się często prawdziwe, pod warunkiem jednak, że znalazł się ktoś, kto potrafił zrozumieć język zagadkowych symboli i przetłumaczyć je na obrazy rzeczywistości. Należy zatem osoby trenujące ćwiczyć w widzeniu realistycznym". Mniej więcej trzy miesiące po rozpoczęciu treningu zdarzyło się pannie J. K., że zgubiła klucze od mieszkania. Opowiedziała o swoim zmartwieniu Ryzlowi. Podczas seansu uczony polecił jej cofnąć się w czasie j zobaczyć, co stało się z kluczami. Jest rano mówiła panna J. K. w transie babcia wyjmuje klucze z mojej torebki..." Po chwili zobaczyła", jak babcia chowała klucze do szuflady w komodzie. Po przyjściu do domu J. K. znalazła tam swoje klucze. Stosowany przez Ryzla trening przewiduje przede wszystkim dwa typy 'doświadczeń: rozpoznawanie przedmiotu umieszczonego tuż obok osoby uśpionej oraz widzenie dalekich obiektów lub nawet całych wydarzeń (traveling clairvoyance). Przykładu doświadczenia tego drugiego rodzaju dostarcza sprawozdanie z seansu z Ctiborem S., który odbył się 10 grudnia 1961 roku. Rozpoznane miało być miejsce oddalone o kilometr, znane Ryzlowi, a nie znane osobie trenującej. Ryzl: Przekracza pan drzwi, które mu opisałem; teraz znajdzie się pan w pomieszczeniu i opisze mi, co pan tam zobaczy. Ctibor: Pomieszczenie jest stosunkowo małe, wygląda jak by nie miało żadnych okien. Wzdłuż ścian znajdują się regały, jak gdyby tam były książki albo coś podobnego... Tam są książki, i to wiele książek... Ryzl: Czy widzi pan wyraźnie, że to są książki? Ctibor: Na pewnego rodzaju półkach, na jakich się książki ustawia... czy to są książki, tego nie wiem na pewno, tam nie jest dostatecznie widno. Prawdopodobnie są to książki. Ryzl: Pańskie myśli znów zatrzymują się, uciszają. Teraz czeka pan, aż zjawią się panu dalsze szczegóły. Proszę się spokojnie rozejrzeć po pomieszczeniu i zorientować się co do różnych szczegółów. Tak zbliży się pan do widzenia tego, co jest naprawdę. Ctibor: Jest tak, jak gdyby tam były półki, każda osobno. Po prostu taki większy blok, a w nim poszczególne przegródki... mam uczucie, jak-bym był na cmentarzu. Ryzl: Co oznaczają wszystkie te, jak pan mówi, poszczególne, osobne przegródki? Co to może być? Ctibor: Jest to szczególne uczucie... wszystkie one są takie same, a przy tym jednak się różnią. Nie potrafię powiedzieć... to wygląda na cmentarz, ale przecież to niemożliwe. Ryzl: A co w panu budzi wrażenie cmentarza? Ctibor : Mam takie osobliwe uczucie, przygniatające, jak na cmentarzu. Jakbym czuł zapach świec. Jest coś wokół mnie, nie mogę powiedzieć co, coś, czego się zwykle nie widzi. Ryzl : Proszę mi powiedzieć coś bliższego o tych poprzegradzanych półkach, które jak pan mówi tam się znajdują. Ctibor: Tak, to tak wygląda, jak gdyby każda miała swoje własne imię, to jest takie dziwne.' Nigdy nie widziałem czegoś podobnego... Właśnie tak, ja to już widziałem, to są krypty albo coś podobnego. Wygląda, jakby tam były przechowywane prochy zmarłych. I tak też było w rzeczywistości. Charakterystyczne dla tego rodzaju postępowania powolne dochodzenie do rezultatu
109 ostatecznego jest tu wyraźnie widoczne. Obrazy były niewystarczające dla rozpoznania. Dopiero gdy zjawiło się uczucie jak na cmentarzu", Ctibor S. mógł zidentyfikować miejsce, które mu się zjawiło. W ciągu dwudziestu lat pracy badawczej udało się Milanowi Ryzlowi zgromadzić ogromny materiał. Odkrył on, że w spostrzeganiu pozazmysłowym występują te same zjawiska, które tak dobrze znane są w psychologii snu: kondensacja, przesunięcie, zamiana w przeciwieństwo i inne fenomeny opisane przez psychologów głębi. Szczególnie charakterystyczne dla spostrzegania pozazmysłowego jest zjawisko zwierciadlane". Gdy np. w doświadczeniu z Anatolem S. przedmiotem rozpoznawanym był blok ułożony z kart Zenera: krzyż fala gwiazda fala kwadrat kwadrat A. S. odczytał go prawidłowo, ale w takim układzie: gwiazda fala krzyż kwadrat kwadrat fala Zjawisko zwierciadlane nie jest czymś nowym. W kwietniu 1884 r. Komitet Przenoszenia Myśli przy londyńskim Towarzystwie Badań Psychicznych przedstawił raport z doświadczeń z panem G. A. Smithem (odbiorcą) j z panem Blackburne'em (nadawcą). W eksperymentach poprzednich zwracały uwagę badaczy (prof. E. Gurneya, prof. Barretta, F. W. H. Myersa oraz F. Podmore'a) zdarzające się umysłowe odwrócenia przedmiotu". Chciano się przekonać, czy były one przypadkowe, czy nie. Gdy p. Smithowi, siedzącemu w ciemnym pokoju i odwróconemu od nas plecami, starannie przewiązano oczy chustką, a pomiędzy nim a nami opuszczono ciemną zasłonę, nakreślono strzałkę na kawałku białego papieru. Jeden z członków Komitetu trzymał ją przed oczami p. Blackburne'a, siedzącego obok nas i zwróconego w tym samym kierunku, co p. Smith. W odpowiedzi na pytanie: w którą stronę strzała ma zwrócony koniec, Wypowiadane przez jednego z członków Komitetu głosem monotonnym, p. Smith wymieniał kierunek taki, jaki się unaoczniał w jego umyśle. Przewracaliśmy strzałę po cichu w różnych kierunkach. Wykonano 42 doświadczenia. Na 12 odgadnięć, gdy strzałę trzymano poziomo, było 8 odwróceń strzały, tzn. p. Smith widział ją tak, jak gdyby w zwierciadle. Gdy używano rysunku czarnej strzały na białym tle, p. Smithowi zdarzało się, że widział białą strzałę na czarnym tle. Zjawisko zwierciadlane, jak widać, obejmuje odwrócenia różnego rodzaju: kierunku (lewa prawa), barwy (pozytyw negatyw) itp. Podobne obserwacje poczynili w latach późniejszych O. Lodge i M. Guthire (1886), W. v. Wasielewski (1921)iM. R. Warcollier (1926). Zakłócenia odbioru, które wprowadza zjawisko zwierciadlane, uniemożliwiają w wielu wypadkach praktyczne wykorzystanie rozpoznań na drodze paranormalnej. Nie powiodła się przez to np. jedna z prób odnalezienia człowieka zaginionego, podjęta przez osobę trenującą spostrzega-nie pozazmysłowe w hipnozie, panią A. B., wspólnie z L. B. Stefańskim. Okoliczności towarzyszące zaginięciu Stanisława Ci. potrafiła pani A. B odtworzyć w stopniu wystarczająco dokładnym. Gdy jednak przyszło do opisu drogi przebytej przez zaginionego (i aktualnie już nie żyjącego człowieka), zaczęły się trudności przy określaniu teraz, na prawo" czy na lewo". Pani A. B. skarżyła się, że widzi raz tak, a raz inaczej". W eksperymentach typu laboratoryjnego wielokrotnie zdarzało się pani A. B. odebrać obraz w postaci negatywu zamiast np. czarnych liter na białym tle widziała napis biały na czerni. Gdy otrzymała polecenie, aby w wyobraźni wstała i rozejrzała się po pokoju, oświadczyła, że widzi okno, a na lewo półkę z książkami. W rzeczywistości było odwrotnie. Jest niemożliwe, aby pani A. B. nie pamiętała szczegółów swojego własnego mieszkania. Dlaczego więc zawiodła ją wyobraźnia? A może skłonność do zwierciadlanej inwersji koreluje (lub może bezpośrednio się wiąże) z cechą osobowości zwaną w pedagogice negatywizmem? Poza programem doświadczeń o charakterze jakościowym prowadził dr Ryzl na wielką skalę również eksperymenty ilościowe. Używał podobnie jak inni badacze kart Zenera, ale postępowanie jego było inne. Już bowiem przy pierwszych próbach spostrzegł, że odbiorca, którego zadanie polegało tylko na wyborze jednej z pięciu możliwości (koło, fala, krzyż, kwadrat i gwiazda), nie czyni wysiłku zobaczenia" nadawanego znaku, lecz zgaduje. Zachowanie odbiorców w hipnozie nie różni się tutaj wiele od zachowania niezahipnotyzowanych. Ryzl wyprowadził stąd wniosek, że doświadczenia ilościowe powinny być prowadzone tak samo jak jakościowe. Odbiorca nie powinien w ogóle wiedzieć, że przeprowadzana właśnie próba ma dać wynik ilościowy. Ryzl nie uprzedzał nigdy osoby trenującej, że rozpoznana ma być któraś z kart
110 Zenera. Rozpoznanie postępowało więc tak, jakby chodziło o zupełnie nie znany odbiorcy rysunek. Na przykład: Karta z kołem. Odbiorca Dagmar H. mówił: Biały papier... pośrodku okrągła, ciemna plama, która w środku jest jaśniejsza". Karta z gwiazdą. Odbiorczym Jana R. mówiła: Coś jasnego... kawałek papieru, biały... na środku coś ciemniejszego, ale nie mogę rozróżnić... jakaś figura geometryczna, pośrodku jasna... gwiazda, chyba sześcioramienna, ale promienie widzę wyraźnie... w kierunku ode mnie jeden jest ostry promień... to jest gwiazda pięcioramienna". Jeśli ta sama osoba, która z trudem, ale bezbłędnie rozpoznaje każdą kartę z osobna, zostanie poinformowana, że chodzi o wybór z 5 możliwości, następuje zmiana reakcji: decyzje wprawdzie stają się szybkie, lecz liczba odpowiedzi błędnych natychmiast rośnie. Tak było właśnie z Anatolem S., który potrafił dawać z rzędu 5 bezbłędnych odpowiedzi. Gdy się dowiedział, że chodzi o wybór jednej z pięciu możliwości, liczba trafień spadła do 60%. Zdolności do jasnowidzenia u panny J. K. zostały przetestowane za pomocą kart Zenera, z których każda była zapakowana w kilkuwarstwowej, nieprzejrzystej kopercie. Koperty były starannie tasowane. Pogrążona w transie panna J. K. rozpoznawała każdą kopertę z osobna. Dzięki temu uzyskała wynik niesłychanie wysoki: w dziesięciu seriach, a więc na 250 kart, miała 121 trafień, gdy przewidywana w tym wypadku przypadkowa liczba trafień wynosi 50. Szansa przypadkowego otrzymania 121 prawidłowych odpowiedzi wynosi jeden do tryliona milionów. Doświadczenie kontrolne przeprowadzone w stanie czuwania dało rezultat 46 trafień. Potrzebna dla uzyskania liczących się wyników statystycznych liczba doświadczeń jest bardzo duża. Eksperymenty powtarzane raz po raz, bliźniaczo do siebie podobne stają się wkrótce dla uczestników nużące, co pociąga za sobą zmniejszenie liczby trafnych rozpoznań. Tak bywa z reguły. Ryzlowi udało się trafić na wyjątek. Był nim Paweł Stepanek człowiek wychodzący zwycięsko z serii setek i tysięcy doświadczeń z kartami Zenera i z kartami dwubarwnymi w nieprzejrzystych kopertach. Rezultaty, jakie osiąga Paweł Stepanek, są w historii parapsychologii ogromną rzadkością, jeśli w ogóle kiedykolwiek dotąd zostały otrzymane" stwierdził jeden z czołowych amerykańskich parapsychologów, dr Joseph G. Pratt. Doświadczenia ze Stepankiem rozpoczęto w 1961 roku. Po wielotygodniowej pracy nad hipnozą przystąpiono do prób z kartami Zenera. Pogrążony w głębokim transie, odprężony i uśmiechnięty Stepanek dawał odpowiedzi Krzyż, gwiazda, fala" z zastanawiającą trafnością. Ryzl opracował wtedy nowy test: Paweł miał mówić, czy karta znajdująca się w nieprzejrzystej kopercie leży stroną białą ku górze czy też stroną czarną. Koperty z kartami przygotowała i układała uprzednio żona badacza. W celu uzyskania serii losowej, otwierała książkę telefoniczną na przypadkowej stronicy i odczytywała Pierwszy lepszy numer. Nieparzyste liczby znaczyły, że ku górze zwrócona ma być strona czarna, parzyste, że biała. Stosownie do tego wsuwała karty do kopert i je zamykała. Koperty były całkowicie nieprzejrzyste; koperty takie, nawet puste, trzymane pod silnym oświetleniem żarówki nie przepuszczały wcale światła. Ułożone koperty dostarczono do pracowni, gdzie Ryzl losował je jeszcze raz według innego systemu losowego. Całą serię rozpoznawał Stepanek podczas 10 kolejnych posiedzeń. W sumie zidentyfikował 2000 kart. Prawdopodobne jest otrzymanie w takim wypadku około 1000 prawidłowych odpowiedzi. Prawdopodobieństwo trafnego odgadnięcia barw 1114 kart wyraża się stosunkiem; jeden do miliarda; a to właśnie udało się Stepankowi. O ile rozbudzenie i rozwinięcie talentu do spostrzegania pozazmysłowego wymagało u Stepanka znacznie dłuższego czasu niż u innych osób trenujących, o tyle nieporównanie szybciej osiągnął on świadomą kontrolę nad swymi nowo zdobytymi możliwościami. Miesiąc po pierwszej serii doświadczeń przeprowadzono z nim drugą- podobną, lecz bez pomocy hipnozy. Karty układano według serii losowych, tak jak poprzednio. Ryzl siadał obok Stepanka i pozwalał mu dotykać każdej koperty końcami palców. Stepanek, wpatrzony w pustą przestrzeń z wyrazem natężonej koncentracji, określał barwy kart. Rezultat otrzymany w tej serii był nieco niższy niż w pierwszej, ale i tak prawdopodobieństwo uzyskania go w wyniku przypadku było nikłe: jeden do dwunastu tysięcy. Potem nastąpiły dalsze serie doświadczeń z różnymi, ale zawsze dobrymi rezultatami bez względu na to, czy eksperymentatorem był Ryzl, czy inny badacz. W ciągu niecałych czterech lat rozpoznawał Stepanek kolor karty razy. W jednej tylko serii wyniki okazały się nienadzwyczajne. Było to podczas eksperymentów, które ze Stepankiem przeprowadzał dr John Beloff z uniwersytetu w Edynburgu. Ale i tym razem rezultat był znaczący, nie leżał bowiem
111 blisko statystycznego zera licz-by trafień, jaką można by osiągnąć przypadkiem, lecz znajdował się znacznie poniżej. Oznaczał, że Stepanek podświadomie użył całego swego talentu, aby tym razem odmówić współpracy". To bezwiedne postanowienie wyraziło się właśnie w dawaniu z reguły fałszywych odpowiedzi. W 1968 r. Paweł Stepanek został gruntownie przebadany w pracowni dra Pratta na Uniwersytecie Stanu Wirginia (USA). W roku następnym prowadzono ze Stepankiem próby w kilku ośrodkach naukowych Europy W doświadczeniach ze Stepankiem natrafiono na zjawisko psychicznej impregnacji" niektórych kart, opisywane pod nazwą efektu ogniskowania (focusing effect). Odkrycie zawdzięczamy skrupulatnej analizie matematycznej wyników. Okazało się, że do niektórych egzemplarzy kart Stepanek miał jakby szczególną predylekcję. Wyróżniał je, rozpoznawał natychmiast pośród masy innych. Kolor takiej ulubionej" karty określał bez wahania zawsze trafnie lub zawsze fałszywie. Zdawało się, jakby pewne karty skupiały" na sobie zdolności spostrzegania pozazmysłowego Stepanka, tak jak światło skupia się w ognisku soczewki. Przeprowadzono serie doświadczeń kontrolnych. Okazało się wtedy, że karta po raz pierwszy rozpoznana trafnie przeważnie bywa podczas dalszych prób rozpoznawana również trafnie; karta za pierwszym razem określona fałszywie zostaje jakby skażona błędem" i w dalszych próbach już konsekwentnie określana fałszywie. Jak Czytelnicy zapewne pamiętają, pisaliśmy o tym zjawisku przy okazji omawiania badań nad widzeniem skórnym w Polsce. Ostatnim etapem treningu spostrzegania pozazmysłowego w hipnozie jest przenoszenie rozwiniętych już zdolności poza stan hipnozy. U Stepanka nastąpiło to bardzo szybko, pannie J. K. samodzielne opanowanie swych zdolności parapsychicznych zajęło cały rok. Niektóre osoby traciły na powrót swoje zdolności, gdy Ryzl przestał na drodze hipnotycznej stymulować ich wiarę we własne siły. Przekazanie świadomego panowania nad umiejętnością spostrzegania pozazmysłowego osobie trenującej jest operacją bardzo delikatną. Pomaga w tym oczywiście działanie sugestii pohipnotycznej. Osoba taka musi nauczyć się sama wprawiać w stan konieczny do paranormalnego odbioru informacji: w stan aktywnej duchowej nieaktywności", w stan odprężenia, a zarazem koncentracji. Panna J. K. stwierdziła, że musi w tym celu balansować na wąskiej granicy między snem a jawą". Po wyłączeniu wszystkich myśli musi cierpliwie i najzupełniej pasywnie czekać na pojawienie się wrażeń parapsychicznych, a po zjawieniu się wizji włączyć znowu aktywność duchową, aby odebrane obrazy (i ewentualnie inne jeszcze wrażenia) prawidłowo osądzić i ocenić. Z czasem zdolność do spostrzegania pozazmysłowego zaczęła się włączać niezależnie od woli panny J. K. także wtedy, gdy była w stanie czuwania (np. podczas pracy). Nieraz zdarzało się jej słyszeć" myśli biurowych koleżanek. Czasami nie miały one nic wspólnego z tym, o czym właśnie mówiono wspomina panna J. K. odbierałam inne myśli, które podczas rozmowy przebiegały w ich głowach". Pewnego dnia w biurze, gdzie pracowała panna J. K., zginęło ważne pismo urzędowe. Najskrupulatniejsze poszukiwania nie dały rezultatu. Wtedy J. K. wpadła na pomysł, aby użyć swego nowego talentu. Włączyła swój szósty zmysł" i zobaczyła" pismo. Nie mówiąc nikomu ani słowa, włożyła płaszcz i pojechała do oddalonego o kilka kilometrów oddziału biura. Ostatni raz była tam przed paroma miesiącami. W tym okresie pomieszczenia były remontowane i urządzone całkowicie na nowo. J. K. podeszła od razu do biurka, które zobaczyła przedtem w momencie jasnowidzenia, wyciągnęła szufladę, a z niej zaginiony dokument. Dla badania zjawiska prekognicji opracował Ryzl specjalne postępowanie, któremu nadał nazwę Record-Sheet-Test od angielskiego określenia standardowych arkuszy, stosowanych w Laboratorium Parapsychologicznym na Uniwersytecie Duke'a, zwanych record-sheets. Arkusze te są pokratkowane cienkimi liniami czarnymi w taki sposób, że tworzy się pomiędzy nimi 20 rzędów po 25 białych pól. Osoba badana wypełnia arkusz symbolami kart Zenera: kwadratami, liniami falistymi, krzyżami, kołami i gwiazdami. W każde pole wpisuje jeden znak-taki, jaki według niej pojawi się w tym miejscu np. nazajutrz. Następnego dnia ustala się losowo kolejność znaków i wpisuje się ich symbole na arkusz podobny. Na arkusz nakłada się następnie arkusz wypełniony przez osobę badaną. Znaki pokrywające się oznaczają trafienia. Osoba badana, wypełniając swój arkusz, wyobraża sobie, że kopiuje na półprzejrzystym papierze znaki, które dopiero w przyszłości znajdą się pod spodem. Zamiast znaków Zenera używano także 49 liczb, jakie wchodziły w skład popularnej w Czechosłowacji gry towarzyskiej loteryjki. W doświadczeniach z panną J. K. uzyskano w tej dziedzinie następujące rezultaty: W pierwszej serii, obejmującej w sumie 1000 symboli, wynik ogólny był słaby; wynosił 197 trafień przy możliwości osiągnięcia na drodze przypadku 200 trafień. Eksperymentator zauważył
112 jednak, że liczba trafień spadała w miarę trwania eksperymentu. W jego pierwszej połowie J. K. miała 121 trafień, w drugiej było ich tylko 76. Ta ostatnia liczba jest też statystycznie znacząca (jest bowiem o wiele za niska jak na przypadek), a świadczyć może np. o szybko występującym u osoby badanej znużeniu procedurą testowania. Panna J. K. została o tym poinformowana i w następnej serii osiągnęła 242 trafienia w 1000 pól, a zjawisko spadku wyników" już nie wystąpiło. W pierwszej połowie doświadczenia miała 117 trafień, a w drugiej 125. W eksperymencie z grupą 8 amerykańskich studentów, którzy razem trenowali spostrzeganie pozazmysłowe w hipnozie, wyniki testu na prekognicję były wprawdzie nieco wyższe od przypadkowych, ale niewiele znaczące: 356 trafień na 1568, czyli 42 trafienia więcej, niż należało się spodziewać. Doświadczenie to wykazało, że krótki i powierzchowny trening, jaki możliwy był w warunkach eksperymentu grupowego, nie wystarcza do podwyższenia wyników w testach prekognicyjnych. Znaczące polepszenie wyników uzyskano tylko w testach na jasnowidzenie, które było przedmiotem treningu, prekognicja zaś trenowana nie była. Interesująco wypadło doświadczenie z grupą osób trenujących indywidualnie, mające na celu przewidzenie spośród 49 liczb w grze odpowiadającej naszemu Toto-Lotkowi. Liczby przekształcono w symbole (w Toto-Lotku każda z liczb symbolizuje inną dyscyplinę sportową). Każda z osób trenujących typowała własny zestaw liczb. Liczby powtarzające się w zestawach proponowanych przez różne osoby eksperymentator uznawał za właściwe i nanosił na kupon. W pierwszej grze tylko jedna liczba na sześć okazała się trafna, po tygodniu trzy liczby, a w następnym osiągnięto już cztery trafienia i wygrano dość pokaźną sumę. Ryzl wyprowadził stąd wniosek: Aby dojść do zupełnej niezawodności, trzeba by prowadzić takie doświadczenie z większą liczbą osób, żeby na podstawie wszystkich prób ustalić ostatecznie sześć liczb najczęściej wymienianych. Tą drogą można korygować indywidualne błędy. Eksperymenty jakościowe, w których osoby trenujące w hipnozie próbowały przewidzieć jakieś przyszłe wydarzenia, również przynosiły niekiedy zaskakujące wyniki. W sumie zdają się one przemawiać dość poważnie za istnieniem prekognicji, choć żaden z nich z osobna nie ma bezwzględnej wartości dowodowej. Niektóre jak gdyby rzucają pewne światło na tajemniczy mechanizm losu. Czy przewidzenie nieszczęśliwego wypadku może spowodować, że dzięki podjętym środkom ostrożności do niego nie dojdzie? Czy pewne wydarzenia przyszłe są już obecnie zdeterminowane? A jeśli tak, to które i w jakim stopniu? Angielski fizyk William Barrett zanotował następującą historią W styczniu 1887 r. kapitan armii amerykańskiej Macgowan znalazł się w Brooklynie ze swymi dwoma synami. Korzystając z tej rzadkiej na owe czasy okazji postanowił wybrać się z nimi do teatru i w tym celu kupił już nawet bilety. W dniu przedstawienia jednak jakiś wewnętrzny głos zaczął odwodzić go od tego zamiaru. Głos ten był tak uporczywy, że w południe zarzucił myśl pójścia do teatru i powiedział swoim przyjaciołom, że wraca do Nowego Jorku. Przyjaciele oczywiście zakrzyczeli go mówiąc, by nie pozbawiał obu chłopców tak gorąco oczekiwanej przyjemności. Pod wieczór jednak, na godzinę przed otwarciem teatru, głos wewnętrzny był tak silny, że kapitan Macgowan, sam tego mocno się wstydząc, uległ mu i spędził z obu synami noc w hotelu, aby rano wyjechać do domu. Tej nocy wybuchł w teatrze pożar, przy czym zginęło 300 osób. Parapsychologowie zebrali sporo tego rodzaju wieszczych przewidywań. Na podstawie ich analizy oraz doświadczeń własnych z zakresu prekognicji dr Ryzl wyraża przypuszczenie, że pewne wydarzenia mogą być przewidziane, inne zaś nie. Niektórych wydarzeń nie da się odmienić, innym można zapobiec, jakby przewidywanie dotyczyło nie tyle samego wydarzenia w przyszłości, co tendencji, kierunku, w jakim los byłby skłonny się potoczyć. Czyż nie podobny charakter mają prognozy futurologów, dalekie od wszelkiej parapsychologii, a opierające się na wnikliwej analizie obecnego stanu rzeczy? Miejmy nadzieję, że badania nad prekognicją przyniosą już w najbliższych latach wyniki, dzięki którym straci ona swój posmak zjawiska nadprzyrodzonego. Próba powtórzenia doświadczeń z treningiem metodą Kafki i Ryzla W latach 1972 i 1973 L. E. Stefański miał wiele publicznych prelekcji na temat hipnozy i zjawisk spostrzegania pozazmysłowego. Każda z nich kończyła się pokazem. Zjawiska hipnozy demonstrował najpierw na osobie, która mu towarzyszyła, a potem na ochotnikach z sali. Była to doskonała okazja, aby pozyskać kilka osób dla dalszych doświadczeń: dla treningu spostrzegania pozazmysłowego w hipnozie. Pierwsza próba na estradzie ograniczała się z zasady do uzyskania tylko hipnotycznych objawów. W przypadkach, w których ujawniała się podatność bardzo wysokiego stopnia, L. E. Stefański próbował niekiedy prowokować wystąpienie jakiegoś paranormalnego odbioru informacji. W dwóch wypadkach próba taka
113 powiodła się widzenie" w szklanej kuli było prawdziwe, o czym się przekonano potem. Szczególnie uzdolnionym okazał się Krzysztof K., student ze Szczecina; o kontynuowaniu doświadczeń niestety nie było więc mowy. Do treningu spostrzegania pozazmysłowego w hipnozie metodą Kafki i Ryzla przystąpiło ostatecznie sześć osób, dwie kobiety i czterech mężczyzn: A. B., lat 27, chemiczka, E. K., lat 21, studentka, K. S., lat 19, uczeń technikum, W. N., lat 16, uczeń technikum, D. K., lat 19, uczeń technikum, P. K., lat 17, uczeń technikum. Większą wytrwałość wykazały dwie osoby: A. B. i K. S., które trenowały dość systematycznie przez kilka miesięcy. Z pozostałymi odbyło się kilka do kilkunastu spotkań. Pierwsze spotkania poświęcone były przede wszystkim pogłębianiu transu i ćwiczeniom dodatnich halucynacji wzrokowych przy oczach otwartych i zamkniętych. Wywołanie halucynacji autoskopowej przy zamkniętych oczach okazywało się w każdym wypadku zupełnie łatwe. Szczególną radość sprawiała młodym ludziom zasugerowana halucynacja unoszenia się w powietrzu. Do jej wywołania służył mniej więcej taki test: W tej chwili zaczyna się dziać coś dziwnego. Ciało, dotąd tak ciężkie i bezwładne, teraz zaczyna się stawać coraz lżejsze, lżejsze, coraz lżejsze jest to bardzo przyjemne! lekkie jak piórko... lekkie jak balonik... jak balonik wypełniony wodorem... Ciało unosi się w powietrze, wolno unosi się w powietrze, wznosi pod sufit, zawisa pod sufitem... Teraz odkręca się, jest twarzą do dołu. Teraz otwiera pan oczy. Widzi pan wszystko z góry. Obraz staje się coraz wyraźniejszy. Co pan widzi? Proszę powiedzieć, co pan tam widzi z góry? Osoby trenujące były hipnotyzowane z zasady w pozycji leżącej. W trakcie indukowania hipnozy eksperymentator zasłania osobie trenującej oczy czarną, wielokrotnie złożoną tkaniną (cała górna część twarzy bywała przeważnie zasłonięta). Test, który miał być rozpoznawany, najczęściej leżał na przykrytym tkaniną czole, na poduszce obok głowy lub na piersiach. Rozpoznawanie odbywało się etapami. Osoby trenujące rozpoznawały w ten sposób kilkadziesiąt testów. Tylko w nielicznych przypadkach próba kończyła się zupełnym niepowodzeniem. Często rozpoznawanie bywało niezupełne. Przykład: przebieg jednego z doświadczeń z K. S. (uczniem ostatniej klasy technikum), bardzo inteligentnym, wrażliwym, mającym wybitne osiągnięcia w sporcie wyczynowym. Ćwiczone było początkowo natychmiastowe zasypianie na umowny sygnał słowny, z całkowitym powodzeniem. Następnie K. S. w stanie somnambulizmu czynnego ćwiczył powstawanie dodatnich halucynacji wzrokowych przy oczach otwartych. W tym celu np. opisano mu słowami treść fotografii, potem podano mu ją i polecono, aby powiedział co widzi; K. S. powtórzył w pewnym stopniu usłyszane przed chwilą słowa. Następnie opisano mu treść drugiej fotografii, po czym podano mu pusty kartonik; K. S. zobaczył" na nim to, co mu zasugerowano. Wykonaliśmy kilka takich prób. Potem w pozycji leżącej, z oczami przesłoniętymi wieloma warstwami czarnej tkaniny, K. S. ćwiczył halucynację autoskopową. Na piersi, na tle jego ciemnej koszuli, położono mu białą, prostokątną karteczkę. K. S. widział" samego siebie; zdziwił się, że ma tak ubrudzoną (na biało) koszulę; dopiero potem rozpoznał kształt podłużny kartki. Była to pierwsza u K. S. próba paranormalnego odbioru informacji. Inny przykład: jedno z doświadczeń z uczniem W. N. W wyniku halucynacji autoskopowej zobaczył" on, że tam na dole ktoś leży" (charakterystyczne: osoby trenujące z początku nie rozpoznają siebie w postaciach leżących, które widzą" z góry!). Na przykrytej czarną tkaniną głowie postaci leżącej jak stwierdził coś leży, coś jasnoniebieskiego... nie!", i zaczął porównywać kolor tego czegoś" z turkusowym kolorem swojej koszuli. To powiedział dalej jest bardziej zielone, jasnozielone". Kształtu początkowo nie potrafił określić, w końcu jednak etapami doszedł do rozpoznania kształtu: To ma kształt litery T, ale u góry coś wystaje, przez to figura podobna jest do krzyża". Co wystaje" ponad formą T-kształtną, nie rozpoznał. W rzeczywistości test był wyciętą z jaskrawozielonego papieru sylwetą.
114 Dla treningu metodą Kafki i Ryzla szczególnie charakterystyczne jest postępowanie, które można nazwać rozpoznawaniem etapami". Postępującym rozpoznawaniem kieruje eksperymentator słownie, zachęcając osobę trenującą do dalszych wysiłków, a w momentach kiedy rozpoznający milknie lub zaczyna błądzić, pogłębiając na chwilę trans, aby umożliwić rozpoznającemu zaczerpnięcie dalszej porcji informacji (co jak pamiętamy odbywa się na pograniczu stanu głębokiego uśpienia, w którym ustają wszelkie myśli). Oto typowy przykład takiego rozpoznawania etapami: doświadczenie z K. S., który rozpoznawał przedmiot w postaci oranżowoczerwonej maseczki z papieru o ustach i oczach niebieskich, leżącej po prawej stronie głowy K. S., na ciemnozielonej poduszce. K. S. widział" siebie z góry, widział" ten przedmiot i dokładnie ustalił jego umiejscowienie ( koło ucha, ale trochę wyżej"). Mówił, że jest to coś jasnego", trochę mi to przypomina jajko". Na pytanie o jego przybliżoną wielkość, odpowiedział: Średnica jest mniejsza niż 20 cm" (w rzeczywistości nie przekraczała 11 cm) i kontynuował: chyba jest to wycięte w środku... w każdym razie w środku jest coś ciemniejszego". Zapytany o kolor testu rzekł: czerwony", a dalej: ma to pozaokrąglane kształty... przypomina mi to trochę rysunek płomienia świecy... przypomina może karciany symbol, pik, tyle, że jest to czerwone". Ostatnia wypowiedź świadczyła, że K. S. zaczął tracić kontakt z testem. Nastąpiła więc chwila pogłębionego transu, którą wywołano sugestią słowną: A teraz proszę przez moment odpocząć. Zamyka pan w wyobraźni oczy. Oczy są zamknięte, jest znów ciemno. Zupełnie ciemno... i cicho. Chce się spać. Myśli rozpływają się, myśli zanikają... Spać!..." Po chwili K. S. znów wznosi się" w wyobraźni pod sufit, patrzy" z góry i tym razem od razu widzi", że rozpoznawany przedmiot wygląda trochę na owoc. Przypomina krótką, grubą marchewkę... przypomina serce albo grot. W środku jest coś ciemnego, zwartego, jak dziurka od klucza... coś, jak dwie kreski, ale zwarte". Nagle K. S. zaczyna widzieć coś jakby czerwoną literę v". Po chwili pogłębionego transu mówi: Czerwone oko z granatową, a w każdym razie ciemnoniebieską źrenicą... jak dziurawe jajko". Na pytanie, ile jest w przedmiocie tych niebieskich dziur, K. S. odpowiada bez wahania: trzy" i dodaje: trochę mi to przypomina twarz... ona jest jajkowata, u góry ścięta, jak w maskach balowych... a niebieskości to są usta i oczy... ścięcie u góry jest nierówne, tak jakby tam były włosy". W czasie rozpoznawania tego samego przedmiotu różne osoby odwoływały się do rozmaitych swoich wzorców skojarzeniowych. Niech za przykład posłużą dwa poniższe rozpoznania tego samego przedmiotu; był nim czarny karton z naklejonym pośrodku czerwonym sercem, obwiedzionym cienkim, białym konturem (dla podkreślenia kontrastu). W doświadczeniu z K. S. z 8 września 1973 r. obiekt do rozpoznania leżał na jego piersi. K. S. mówił z długimi przerwami, w których były też chwile pogłębionego transu. Na piersi jest coś... jakby słońce... to jest coś czerwonego... to ma około 15 cm" (w rzeczywistości szerokość serca wynosiła 14,5 cm). Coś podobnego do trójkąta... wierzchołkiem skierowane jest w dół... jakby tarcza herbowa... u góry ma wycięcie trójkątne... ten wycięty trójkącik jest też wierzchołkiem skierowany w dół". W tym mornencie padło pytanie eksperymentatora, rzekomo dla odprężenia, na pozór bez związku z rozpoznawanym obiektem: Czy umie pan grać w brydża?" K. S. nie odpowiedział na nie, tylko rzekł: To jest serce!" i Tego samego wzoru użyto w doświadczeniu z A. B. z 8 sierpnia 1973 roku. Po zakryciu głowy A. B. czarną tkaniną położono na niej wzór. A. B. natychmiast zaczęła się skarżyć, że coś kłuje w czoło, to boli!" Wobec tego zmieniono miejsce wzoru, kładąc go obok uśpionej na tapczanie. A. B. w dalszym ciągu mówiła o nożu, który kłuje, wbija się!... to boli!" Prawie płacząc, skarżyła się na wbijający się w nią sztylet. Widziała coś czerwonego jak krew", dość dokładnie określała też wielkość tego ^czegoś mniej więcej okrągłego". Podobnie jak w poprzednio opisanym Doświadczeniu, niby dla odpoczynku,
115 eksperymentator spróbował zmienić temat: Czy gra pani w brydża?" Tym razem reakcja nastąpiła dopiero po chwili pogłębionego transu: To jest serce". Pani A. B. została wychowana w środowisku praktykujących katolików i jak można było przypuszczać kojarzyła czerwone serce przede Wszystkim z obrazem Matki Boskiej Bolesnej. Stąd owe wbijające się pozę i sztylety", które poprzedziły (!) rozpoznanie formy i barwy testu. y Używane do treningów wzory sporządzano z różnych materiałów (raz nawet posłużono się żywym kwiatem), przeważnie jednak z papieru. Tła Ł umieszczone na nich znaki były czarne, białe lub kolorowe. Znaki stanowiły figury geometryczne (po jednej lub więcej), znaki symboliczne lub proste rysunki (liścia, twarzy, gwiazdy itp.), pojedyncze cyfry i litery. W dalej zaawansowanym treningu odczytywane bywały również liczby dwucyfrowe i proste napisy. Przykład: Pani A. B. po raz pierwszy próbuje odczytać napis EWA złożony z białych liter wysokości 10 cm, na tle czarnym. Czytanie trwa bardzo długo, przeszło pół godziny, z wieloma pogłębieniami transu. Pani A. B. widzi najpierw literę M albo W nie może się zdecydować. Potem widzi stojącą obok literę A i dopiero na tej podstawie decyduje, że przedtem jest W", a nie M, ponieważ literę A widzi do góry nogami". Literę E rozpoznaje na końcu. Wreszcie wymawia słowo EWA. A. B. trafnie określa wielkość liter i grubość kreski, ale cały wzór widzi wciąż w negatywie jako czarny napis na białym tle. Mniemanie, że w tego rodzaju rozpoznaniach mamy do czynienia z paranormalnym odbiorem informacji, zdaje się nie ulegać żadnej wątpliwości. Jaki jest w tym udział bezpośredniego kontaktu z rozpoznawanym obiektem osoby rozpoznającej, a jaka może być rola eksperymentatora jako mimowolnego nadawcy? U ludzi słabo zorientowanych w problematyce spostrzegania pozazmysłowego daje się często zauważyć nieuzasadniona (choć zrozumiała) tendencja, aby każdy przejaw paranormalnego odbioru informacji tłumaczyć telepatią". Dopiero kiedy o przekazie telepatycznym nie może być mowy w żadnym razie, dopuszcza się ewentualność działania innego mechanizmu odbioru. Nie dziwmy się temu. Parapsychologiczny model telepatii nadajnik" i odbiornik" ma w sobie demagogiczną siłę działania na wyobraźnię współczesnego człowieka, użytkownika radia i telewizji. To, że mamy radio w głowie", łatwo trafia do przekonania, ale na to, że w głowie możemy mieć coś w rodzaju radaru", nie godzimy się bez zastrzeżeń. Dlaczego? Ponieważ z radarem mało kto ma do czynienia na co dzień. Wszelkie przejawy jasnowidzenia uchodzą zatem w powszechnym przekonaniu za niezmiernie rzadkie, jeśli w ogóle dopuszcza się możliwość ich istnienia. Tymczasem materiał doświadczalny, jaki zebrała dotąd parapsychologia i psychotronika, wcale nie świadczyć względnej pospolitości" odbioru telepatycznego w porównaniu z innymi formami spostrzegania pozazmysłowego. W celu zdobycia przynajmniej wstępnej orientacji, jak dalece może pomagać" osobie rozpoznającej eksperymentator, spróbowano przeprowadzić pewną liczbę doświadczeń kontrolnych czysto telepatycznych oraz z testem nie znanym eksperymentatorowi. Doświadczenia telepatyczne polegały na przekazywaniu wrażenia bólu w ściśle określonym punkcie ciała. Miejsce ukłucia na ciele eksperymentatora wybierali świadkowie doświadczenia. Przykład: doświadczenie z K. S. 13 października 1973 roku. Podczas chwilowego pogłębienia transu K. S. eksperymentator kłuł się drewnianym ostrzem w palec wskazujący lewej ręki wielokrotnie, z częstotliwością raz na dwie do trzech sekund. Po chwili zaczęła drgać cala lewa ręka K. S., a potem palec wskazujący. K. S. począł skarżyć się, że czuje silne, nieprzyjemne swędzenie i dokładnie wskazał jego umiejscowienie na palcu wskazującym lewej ręki. Podobny przebieg miały tego typu doświadczenia wielokrotnie przeprowadzane z panią A. B., z tą różnicą, że A. B. zawsze bardzo silnie odczuwała indukowany ból. Dlatego też bardzo nie lubiła tych doświadczeń, które przez, to nie zawsze bywały udane. Z panią A. B. przeprowadzono również doświadczenia telepatyczne z przenoszeniem obrazów. Za przykład niech posłuży eksperyment z 8 października 1973 roku. W transie hipnotycznym eksperymentator skoncentrował uwagę na rysunku biało-czarnym: A. B. zapytana, na co patrzy w tej chwili eksperymentator, miała kolejno wyobrażenia: trójkąta, skośnego krzyża (jak litera X), wreszcie zobaczyła coś, co określiła jako
116 muszkę" (rodzaj krawata) i wreszcie trafnie opisała kształt nadawanego rysunku, mówiąc, że złożony jest z czarnych linii. Następnie otrzymała polecenie (sugestią hipnotyczną), aby po przebudzeniu pamiętała ujrzany" obraz. Sugestia zrealizowała się tylko częściowo, bo A. B. nie pamiętała rysunku, lecz obraz muszki", który zjawił się jej wcześniej. Powyższe doświadczenia w dużym stopniu potwierdziły możliwość udziału telepatii w procesie rozpoznawania w hipnozie wzorów znanych eksperymentatorowi. Przeprowadziliśmy więc kilka prób z rozpoznawaniem wzorów nie znanych nikomu z obecnych. Były one zamknięte w grubych kopertach. Przed przystąpieniem do eksperymentu jego świadkowie wylosowali jedną z kopert. Przykład: doświadczenie z 4 grudnia 1973 roku. Pani A. B. mówi, że widzi: Na ciemnym tle coś jasnego... Raczej czarne tło... To coś ma kawałek trójkąta i wyokrąglenia (?), więc może być gwiazdą... Nie widzę takich przemieszczeń kresek, jak w przypadku litery lub cyfry... Tam są t rój kąty, jakby pomiędzy ramionami gwiazdy... Pośrodku jakby nerw liścia... Jakby trójkąty przedzielone kreską... Trójkąty jakby się ze sobą stykały... Jakby gwiazda... Tak, jakby plus... Duży znak plus, około 7 do 9 cm średnicy... 7,5 cm. Dokładnie! Zapytana o barwy wzoru odpowiada: W tej chwili wydaje mi się, że to czarny krzyż na białym tle... Znów jasne na ciemnym! Dwie linie pod kątem prostym! To jest plus!... Może to być znak żółty na tle czarnym ja tego dokładnie nie powiem... Tło ciemne, nie koniecznie czarne. Po otworzeniu koperty okazało się, że zawiera arkusz koloru ciemno-błękitnego z naklejonym na nim krzyżem równoramiennym ( znak plus") o barwie żółtej. Średnica krzyża 9,5 cm. Pozostałe koperty zawierały testy kolorowe i biało-czarne, z prostymi rysunkami, figurami geometrycznymi, pojedynczymi literami i cyframi. Treningi z zakresu prekognicji nie były podejmowane przez żadną ze współpracujących z eksperymentatorem osób, a wykonano zaledwie kilka prób, których wyniki, choć zachęcające, z reguły nie były jednoznaczne, nie miały więc wartości dowodowej. Przytoczmy jednak przebieg jednego z tych doświadczeń (wyjątkowo udanego), aby pokazać, w jaki sposób je przeprowadzano. Jest niedziela 8 kwietnia 1973 roku. Pani E. K. otrzymuje w transie sugestię, że dziś mamy poniedziałek, jest rano, 9 kwietnia. Jest pani już ubrana. Pani wychodzi z domu..." E. K. kontynuuje: Idę po papierosy. Mijam ciężarówkę stojącą na dziedzińcu po prawej stronie akademika. Dochodzę do ulicy, muszę poczekać, bo jedzie autobus Przechodzę przez ulicę, idę do sklepu... Obok w wózku drze się dziecko... Starsza pani idzie z syfonami do budki, zaczyna dziecko zabawiać. Ta pani ma burą jesionkę i przydeptane, brązowe pantofle. W sklepie przy wędlinach jakaś pani robi awanturę. Kupuję dziewczynom pączki. Wracam. Pani Maria siedzi w portierni; dziwne, bo w poniedziałek ma dyżur inna portierka. Następnego dnia rano E. K. zeszła schodami na dół i stwierdziła, że chcąc wyjść na dziedziniec musi okrążyć samochód ciężarowy, który zatrzymał się tuż przy wyjściu na klatkę schodową. Następnie musiała zatrzymać się na krawężniku jezdni, bo przejeżdżał właśnie autobus linii 180. Pani E. K. postanowiła wówczas przeciwstawić się przeznaczeniu" i zawróciła; poszła prosto na wykłady. Dopiero po obiedzie zrobiła zakupy. Przed sklepem stał wózek z krzyczącym dzieckiem, które usiłowała uspokoić staruszka z syfonem, ubrana na brązowo. W sklepie jakaś klientka głośno krzyczała na obsługę stoiska garmażeryjnego. W portierni domu studenckiego siedziała pani Maria, która musiała zastąpić chorą koleżankę. Rezultat doświadczenia pani E. K. uznała za niesamowity" i nie była nim bynajmniej zachwycona. Wkrótce zrezygnowała z udziału w treningach. U trenującej najdłużej ze wszystkich osób pani A. B. rozwinęła się bardzo znacznie zdolność, która w parapsychologii została niezbyt fortunnie nazwana psychometrią". Psychometra dotykając przedmiotu jest w stanie określić, kto z tym przedmiotem pozostawał przedtem w bezpośrednim kontakcie; czasem opisuje też przeszłe wydarzenia, które miały związek z
117 dotykanym przedmiotem (jest to zjawisko retrokognicji, czyli paranormalnego poznania faktów z przeszłości). Psychometra o sławie światowej był w okresie międzywojennym inż. Stefan Ossowiecki. Projekt, aby włączyć do treningu ćwiczenia psychometryczne, wyszedł od samej pani A. B. Podczas pierwszych ćwiczeń tego typu dostawała ona do rąk przedmioty należące do osób jej znanych. Oczywiście nie wiedziała o tym założeniu, bo inaczej z pewnością próbowałaby zgadywać, zamiast koncentrować uwagę na mglistej, rodzącej się wizji. Sugestia towarzysząca wręczeniu przedmiotu brzmiała mniej więcej tak: Daję teraz pani do rąk przedmiot. Proszę, niech pani spróbuje sobie wyobrazić, jak może wyglądać osoba, do której ta rzecz należy". A. B. dotykając przedmiotu widziała" zawsze na początku sylwetkę człowieka jakby bez twarzy lub jej fragment w zbliżeniu uniemożliwiającym rozpoznanie. Dopiero gdy obraz zmienił się parokrotnie, ukazując pełną sylwetkę w ruchu lub całą twarz, A. B. określała właściciela przedmiotu z imienia i nazwiska. Przykład: doświadczenie z 2 sierpnia 1973 roku. Pani A. B. znajdowała się w transie hipnotycznym z zasłoniętymi oczami. Eksperymentator podsunął jej pod palce książkę, której A. B. nigdy przedtem nie widziała ani też nie dotykała, i wydał polecenie: Proszę sobie wyobrazić osobę, do której ta książka należy". A. B. zaczęła mówić natychmiast: To jest starszy człowiek... siwy... ma brodę... nie, to wąsy! Na pytanie, ile może mieć lat, A. B. odpowiedziała: Siedemdziesiąt... chyba więcej. Ubrany jest w garnitur brązowy. To jest człowiek bardzo smutny... ale dobry, sympatyczny, bardzo sympatyczny. Ja go chyba znam. To jest profesor Manczarski! Istotnie, była to książka prof. Stefana Manczarskiego. W dalszych etapach ćwiczeń przedmiot dostarczany był A. B. przez obce osoby. Ani ona, ani prowadzący doświadczenie nie wiedzieli nic o pochodzeniu przedmiotu. Przykład : doświadczenie z 8 października 1973 roku. Pani A. B dostała do rąk plastykową pochewkę ze znajdującym się w środku (jak się później okazało) dowodem osobistym znanego kompozytora muzyki jazzowej i perkusisty, wirtuoza gry na wibrafonie Jerzego Stanisława M. Oto jej wypowiedź: Widzę ucho, ucho mężczyzny, bo kobiety takich nie mają. Ten przedmiot należy do mężczyzny... Może lubi podróżować, bo widzę przed nim coś, jakby koło kierownicy... Ma w brwiach coś filuternego, może ruszać nimi. Ma głos taki, jakby się czemuś dziwił, i rusza przy tym brwiami. Bardzo zdolny człowiek... Musiał dużo podróżować... Bardzo, bardzo zdolny, ogromny talent. Widzę przy nim trąbkę, przy jego uchu jaka błyszcząca!... To może być jakiś muzyk... Jest bardzo zdolnym muzykiem... Ma bardzo dobry słuch... Dużo osiągnął. To jest muzyk. On nie lubi tego momentu, gdy zbliża się do niego kamera... Jest taki rytmiczny w ogóle... Ma takie ręce, jakby był muzykiem. Na pytanie, na jakim gra instrumencie, pani A. B. odpowiada: Na perkusji, na fortepianie nie znam się. Czy on na drugie imię ma Stanisław? Bo na pierwsze imię ma Jerzy. Trzeba dodać, że pan M. jest rzeczywiście bardzo utalentowanym muzykiem, a jako jazzman wirtuoz dużo podróżuje. W zacytowanej wyżej wypowiedzi A. B. zostały opuszczone zdania dotyczące spraw bardziej osobistych. Ciekawe rezultaty dały próby dawania do rąk pani A. B. przedmiotów należących do tych samych osób, których fotografie otrzymywał do zbadania Czesław Klimuszko. Działo się to oczywiście w różnych miejscach i w innym czasie, a obie osoby rozpoznające nie miały ze sobą żadnego kontaktu. Nie wiedziały też nic ani o założeniach, ani o przebiegu eksperymentu. Na kilka tego rodzaju prób nie było ani jednej, w której pomiędzy wypowiedziami pani A. B. i Czesława Klimuszki nie byłoby wyraźnej i niedwuznacznej zbieżności. Przykład: fotografię Jacka S. dostaje do rąk pani A. B. 18 października 1974 roku. Oto nieco skrócona jej wypowiedź: On tego zdjęcia nie dotykał, a jeśli tak, to dwa lata temu. Ja go nie widzę. Chwilami wydaje mi się, że on nie żyje [...], ale to nie jest prawda, bo silniejsze mam odczucie, że żyje. O ile to byłoby możliwe, żeby on wyjechał? i to na przykład od Afryki, gdzieś w pasie równikowym [...] on tam żyje w jakimś szczepie. Od dwóch lat chyba. Pod zmienionym nazwiskiem [...]. Tu to jeszcze coś widzę, a tam tylko jakieś drzewa, busz, egzotyka \...] Chłopak miał fantazję, po co z tego robić tragedię? f...] Może przypadła mu do gustu dziewczyna, ale innej rasy, jakby Indianka [...] Teraz mi się wydaje, że był jedynakiem. Czesław Klimuszko patrząc na tę samą fotografię 24 października 1974 r. mówił:
118 Nie żyje. Zginął za jakąś wielką wodą, może za oceanem. Na zachodzie. Bardzo zdolny, ogromna żywotność. Chyba wcześnie stracił ojca. Widzę go za oceanem. Zginął w jakiejś przygodzie. On nie znał dobrze swojego nazwiska (?) Tak, to południowa Ameryka. Zginął w jakiejś awanturze, przypadkiem od strzelby myśliwskiej. Jedynak. Ojciec nie żyje albo też nie mieli ze sobą nigdy duchowego kontaktu. Kim był człowiek przedstawiony na fotografii i jakie były jego losy nie wiedział nikt z osób biorących udział w doświadczeniu. Doświadczenia z impulsatorem Manczarskiego Impulsator używany był pierwotnie w serii eksperymentów prowadzonych pod kierunkiem twórcy urządzenia prof. Stefana Manczarskiego, mających na celu uzyskanie wyników statystycznych przy rozpoznawaniu zakrytych kart. W doświadczeniach tych hipnoza stosowana nie była. Osoby badane znajdowały się o kilka metrów od urządzenia, nie mogąc widzieć, jaką kartę kładzie na nim prowadzący doświadczenie. Były to karty Manczarskiego, zawierające obrazy: odcinek linii pionowej, odcinek poziomy, trójkąt i koło. Działanie urządzenia tak tłumaczy jego twórca: Karty używane w doświadczeniach ze spostrzeganiem pozazmysłowym. Do badań testowych o charakterze statystycznym jest wygodne (ze względów rachunkowych) stosować karty o niewielkiej liczbie kontrastujących ze sobą znaków graficznych. A karty Zenera używane w badaniach amerykańskich od 1930 r.; B karty Manczarskiego. Te ostatnie górują nad poprzednimi łatwością, z jaką pozwalają dokonywać obliczeń wyników w bitach (cybernetycznych jednostkach informacji). W celu przekazania jednego symbolu wystarczą 2 bity, stąd nazwa karty dwubitowe" W celu pobudzenia do drgania siatki krystalicznej substancji wchodzących w skład karty używa się pętli, wewnątrz której zmienia się gwałtownie pole magnetyczne dzięki rozładowaniu kondensatora przez uzwojenie pętli. Uzyskiwanana tej drodze chwilowa moc maksymalna pola magnetycznego dochodzi do 2,4 kw. Przeprowadzone z impulsatorem eksperymenty wskazują, że pobudzenie do drgań siatki krystalicznej kart prowadzi do emisji fal o długościach w zakresie od ok. 10 do 100 m oraz w zakresie fal infradługich od ok. 10 do 200 km.
119 Uproszczony schemat impulsatora Manczarskiego aparatu, który można by nazwać sztucznym nadawcą telepatii" W doświadczeniach prof. Manczarskiego każda z kart pobudzana była zaledwie kilkoma impulsami w odstępach sekundowych. L. E. Stefańskiego zainteresowała możliwość ewentualnego odbioru testów zupełnie nie znanych osobie odbierającej, a pobudzanych wielką liczbą impulsów. Zadanie takie byłoby dla odbiorcy nieporównanie bardziej skomplikowane. W testach typu ilościowego z kartami Manczarskiego odbiorca ma za zadanie jedynie odgadnąć, czy pobudzona jest w danej chwili karta z pionem, poziomem, trójkątem czy też z kołem. Jest to więc sprawa wyboru pomiędzy czterema możliwościami. W doświadczeniach jakościowych odbiorca musi zobaczyć w wyobraźni obraz, o którego kolorze ani formie nic nie wie. Ma więc do ustalenia: kolor tła, kolor znaku oraz kształt znaku. Może nim być figura geometryczna (jedna lub dwie naraz), cyfra, litera, prosty rysunek symboliczny (jak strzałka, serce itd.). Rozpoznawanie powinno tu się odbywać etapami, podobnie jak w treningu spostrzegania pozazmysłowego według metody Kafki i Ryzla. Bez hipnozy, w stanie lekkiej relaksacji, odbiór okazał się możliwy, ale na jedno doświadczenie udane przypadało kilka nieudanych nawet u osób dość wrażliwych. Podamy tu przykłady przebiegu prób częściowo i całkowicie udanych. Odbiorcą był L. S. Test przedstawiał czarną formę na białym tle: Odbiorca leżał na kanapie, w lekkim relaksie, miał oczy zamknięte i przysłonięte ciemną tkaniną. Aparat był od niego oddalony o ok. 3 m. Częstotliwość impulsów wynosiła przeciętnie 1 impuls na sekundę. Po 7 minutach L. S. wyobraził sobie, że rysunek przedstawia skośny słup czarny, zakończony kwadratem postawionym na jednym z rogów (jak znak karciany karo). W 9 minucie obraz nieco się odmienił. Wyglądał teraz Jakby kwiat z profilu dwa listki rozchodzące się skośnie na boki i coś sterczącego do góry". W 11 minucie sprawiał wrażenie czarnego znaku karo. W 14 minucie odbiorca powiedział: Narzuca mi się kształt, który zaraz narysuję". A oto rysunek:
120 Inny przykład: Odbiorczyni B. S. znajdująca się w pozycji leżącej z oczami zasłoniętymi. Test i tym razem biało-czarny: Całe rozpoznanie trwało 10 minut. Odbiorczyni mówiła z przerwami: Coś czarnego na białym tle. Jakby czarny kwadrat... ale z jego rogów coś wystaje. Jakby z każdego rogu wystawały dwie kreski, po dwa przedłużenia jego boków. Ale ten kwadrat jest pusty w środku... Już wiem! To jest po prostu kratka! Przez tę samą osobę odbierane były z powodzeniem również kolorowe litery na różnych tłach, czerwony półksiężyc, dwa barwne koła umieszczone na sobie mimośrodkowo i inne formy. Czas rozpoznawania trwał średnio 22 minuty, a częstotliwość impulsowania wynosiła przeciętnie jeden impuls na sekundę. Czasem ujawniała się rola wyobraźni dopełniającej obraz. Gdy np. testem był czerwony półksiężyc, B. S. po 7 minutach zobaczyła symbol planety Merkurego (półksiężyc połączony z kołem i krzyżem), a dopiero potem sam półksiężyc. O sposobie widzenia" testu w takich próbach nieco więcej mówi nam raport z doświadczenia z B. S., którego przedmiotem było czerwone koło z trzema wychodzącymi z niego promieniście kreskami na tle białym. Częstotliwość impulsowania wynosiła: 0,5 impulsu na sekundę. W 5 minucie B. S. zaczęła mówić: To jest coś czerwonego". W 13 minucie rzekła: To jest jakieś koło, ale to nie wszystko". W 16 minucie dodała: Tam z tego koła wystają jakieś kreski". W 18 minucie uzupełniła: To jest jakby czerwone słoneczko, tak jak to rysują dzieci". Po chwili uściśliła wypowiedź: Kresek jest 6 albo 8, a kolor tła biały". W 23 minucie stwierdziła: Liczba kresek jest nieparzysta". W 26 minucie była niezdecydowana: Raz mi się zdaje, że 7, a raz że 9". W 30 minucie oświadczyła: Czasem mi się wydaje, że kresek jest 6". W tym momencie doświadczenie przerwano. Odbiorca T. J. w ciągu 45 minut rozpoznał znak złożony z trzech czerwonych, równoległych kresek na niebieskim tle. Rozpoznanie było niepełne: T. J. zobaczył na tle zielonym trzy kreski czerwone, dwie skrajne były równoległe, ale środkowa ułożona lekko skośnie. Odbiorca S. S. w ciągu 58 minut (!) rozpoznał dużą literę T barwy czerwonej na tle zielonym. Był to czas wyjątkowo długi. Próby przeprowadzane z kilkoma innymi osobami przerywano z zasady po minutach, jeśli pozytywny rezultat nie był do tego czasu wyraźnie widoczny. Impulsator Manczarskiego był stosowany jako pomocnicze urządzenie w treningu spostrzegania pozazmysłowego w hipnozie metodą Kafki i Ryzla. Eksperymenty z odbiorcami w stanie głębokiej hipnozy dawały rezultaty znacznie lepsze, a niepowodzenia zdarzały się tu tylko wyjątkowo. Na przykład w ciągu sześciomiesięcznego treningu K. S. rozpoznawał z zupełną niezawodnością takie testy, jak m.in. niebieska litera P na białym tle, czerwona A na białym tle, biały krzyż skośny na czarnym tle czy żółty półksiężyc na niebieskim tle. W tym ostatnim
121 przypadku wbrew narzucającemu się skojarzeniu: błękit nieba ze złocistym sierpem księżyca K. S. określił obraz jako żółty banan na niebieskim tle". Trzeba jednak przyznać, że nietypowy kształt półksiężyca usprawiedliwiał takie właśnie rozpoznanie. Doświadczenia z K. S. wskazują, jak się zdaje, na przydatność impulsatora Manczarskiego w kształtowaniu wrażliwości na paranormalny odbiór informacji. O ile w rozpoznaniach podobnych testów bez pomocy impulsatora miewał K. S. wyniki lepsze lub gorsze, o tyle z impulsatorem osiągał zawsze wyniki bardzo dobre. A przecież-jak wiemy w tego rodzaju treningu każda udana próba stanowi poważny krok naprzód, utrwalając wiarę trenującego we własne możliwości. Zbyt mała ilość materiału eksperymentalnego nie pozwala wyrokować, czy możliwe będzie opracowanie w przyszłości metody treningu spostrzegania pozazmysłowego również u osób nie zapadających w głęboki trans hipnotyczny. W lekkim transie (l 1 stopień skali Davisa i Husbanda) przeprowadzono próbę z panem S. I. Wzór przedstawiał czerwono-niebieski znak w kształcie litery T na tle białym. S. I. rozpoznał białe tło, a na nim coś" czerwonego i niebieskiego. Elementy przemieszczały się, tworzyły też między innymi formę litery T, ale pewności co do kształtu znaku S. I. nie uzyskał. Nie wszystkie jednak osoby dobrze znoszą działanie impulsatora. U A. B., osoby trenującej w głębokiej hipnozie, występowały przy każdym nadawanym impulsie drgania mięśni, powiek i czoła (podobnie zresztą reagowały inne osoby J. P., L. S., B. C.). Każdy impuls odczuwany był przez A. B. jako niewielki, ale nieprzyjemny wstrząs. Dlatego też całość doświadczenia bywała dla niej zawsze raczej niemiła. Wszystkie opisywane tu doświadczenia miały charakter wstępny i orientacyjny. Chodziło o znalezienie drogi poszukiwań, a nie o dotarcie w nich do celu. Próbom poddawane były zarówno osoby, jak i aparaty. Różne typy impulsatorów konstruowali w tym celu m.in. Lech Bodych oraz Edward Lepak. Próby wywoływania zjawisk paranormalnych za pomocą impulsatorów były przeprowadzane tylko na marginesie innej działalności i dlatego pozostało dotąd sporo nie rozstrzygniętych wątpliwości: 1. W jakim stopniu działa impulsator, a w jakim autosugestia u odbiorcy: pomaga mi nadajnik elektromagnetyczny". Zbyt mała liczba prób kontrolnych nie pozwala odpowiedzieć na to w sposób jednoznaczny. Parę przeprowadzonych doświadczeń wykazało jednak, że przy pozorowanym działaniu impulsatora gdy włącznik stukał, ale prąd przez urządzenie nie przepływał uzyskuje się bardzo słabe wyniki (niepełne rozpoznanie pomimo długotrwałego impulsowania). 2. We wszystkich doświadczeniach wzór do rozpoznania był nie znany osobie odbierającej, ale znany eksperymentatorowi i świadkom doświadczenia. Nie można więc wykluczyć wpływów telepatycznych. Co prawda, w wypadku zastosowania impulsatora do treningów jest to rzecz całkiem bez znaczenia, ponieważ tak czy owak odbiór informacji dokonuje się na drodze paranormalnej, a tylko o to przecież chodzi. Liczy się wykazanie osobie trenującej istnienia szóstego zmysłu", a mało ważny jest sposób jego funkcjonowania w konkretnym przypadku (telepatia czy jasnowidzenie). 3. Pozostał nie wyjaśniony ewentualny wpływ impulsów elektromagnetycznych na system nerwowy odbiorcy i nadawcy. Można przypuścić, że impulsator działa podobnie jak urządzenia do elektrohipnozy i elektronarkozy. Nie wiemy jeszcze, w jakiej mierze efekt jego działania zawdzięczamy pobudzeniu do drgania siatki krystalicznej karty", a w jakiej mierze wpływowi elektrohipnotycznemu na eksperymentatora, który staje się dzięki temu dobrym nadawcą telepatii. Nie wiemy też, czy istnieje elektrohipnotyczny wpływ na odbiorcę, który przez to dopiero zaczyna dobrze odbierać. 4. We wszystkich doświadczeniach wzór w trakcie rozpoznawania leżał bokiem w kierunku odbiorcy i nieco wyżej od niego. Frontalna strona wzoru skierowana była zawsze w stronę sufitu. Dlaczego więc odbiorca nie widział" wzoru z boku (grubości papieru itd.), lecz oglądał" go z góry? Czyżby towarzyszącemu rozpoznaniom wyobrażeniu, patrzę na tarczę aparatu z góry i staram się zobaczyć, co na niej leży", miał odpowiadać jakiś konkretny fizyczny proces? Czy i tu mamy do czynienia z rodzajem biologicznego radaru"? Radary" takie spotykamy u wielu gatunków zwierząt; najbardziej znanym z nich jest echolokacja ultradźwiękowa nietoperzy. Osoba rozpoznająca widzi", być może, test pobudzony przez impulsator o tyle wyraziściej, o ile osoba niedowidząca widziałaby lepiej przedmiot pokryty jaskrawą farbą fluoryzującą, ułożony pomiędzy samymi szarymi przedmiotami. Taka interpretacja również potwierdzałaby słuszność teoretycznych założeń prof. Manczarskiego.
122 Wstecz / Spis Treści / Dalej 6. Szkoła jasnowidzów Budzenie i rozwijanie zdolności parapsychicznych metodą Doskonalenia Umysłu Jak wiadomo, zjawiska psi występujące spontanicznie stanowią niewdzięczny materiał dla badacza, któremu nie wystarcza ich opisywanie i klasyfikacja oparta na ich zewnętrznych cechach, ale pragnąłby on dotrzeć do ich istoty. Ponadto choć w ciągu ostatnich lat znacznie zmniejszyła się na świecie liczba naukowców negujących realność zjawisk psi, niemniej są oni nadal. Jeśli zatem psychotronika nie chce być bezbronnym przedmiotem ataków ze strony oponentów, którzy w ogóle negują sens jej istnienia, musi wystawić dla swej obrony potężną armię faktów. W tym celu nie wystarczy poddawanie badaniom osób spontanicznie przejawiających zdolności psi. Tych jest zbyt mało. Wiąże się to z ogólną tendencją rozwój ową cywilizacji europejskiej, która bardzo ceni umiejętność logicznego myślenia, lekceważąc przy tym wyobraźnię i intuicję. Wychowanie typu europejskiego rozwija lewą półkulę mózgu (tę logiczną) nie wykorzystując w pełni prawej. Przeciętny Europejczyk (a także Amerykanin, który wychowywany bywa podobnie) jest, wg określenia Roberta Monroego, półmózgowcem", człowiekiem, którego psychika została żałośnie zubożona; człowiekiem o wyobraźni działającej schematycznie; człowiekiem o zablokowanych zdolnościach psi. Odblokowanie tych zdolności, uświadomienie ludziom faktu, że je posiadają, wreszcie rozwijanie ich to sprawy szczególnie istotne dla rozwoju psychotroniki. W latach siedemdziesiątych naszego stulecia autor tego tekstu przebadał pod względem przydatności kolejno trzy metody. Docieranie do ukrytych zdolności psi jest możliwe przez: ćwiczenie widzenia skórnego" (dermooptyka), ćwiczenia w hipnozie, ćwiczenia wzorowane na systemie kontroli umysłu opracowanym przez Jose Silvę. Metoda trzecia okazała się najskuteczniejsza. W ciągu 14 lat prowadzenia w różnych miastach Polski sześciodniowych szkoleń, zwanych kursami Doskonalenia Umysłu (DU), udało się autorowi zebrać bardzo bogaty zasób spostrzeżeń. Prowadzone przeze mnie kursy DU wzorowane są na wyżej wspomnianej metodzie Jose Silvy, znacznie jednak wzbogacone. Całość kursu składa się z codziennych czterogodzinnych spotkań. W ciągu pierwszych czterech dni uczestnicy kursu opanowują procedurę składającą się z wielu czynności wstępnych (np. specjalny system oddychania i koncentracji uwagi oraz relaksacji fizycznej i umysłowej), dzięki czemu absolwent kursu jest potem zdolny w każdym momencie swojego życia wejść w zmieniony stan świadomości: na tzw. poziom działania nad-świadomego. Człowiek znajdujący się w tym stanie może z pełnym przeświadczeniem panować nad tymi funkcjami swego organizmu oraz psychiki, które normalnie są niezależne od jego świadomej woli, np. nad: budzeniem się i zasypianiem, marzeniami sennymi, zapamiętywaniem i przypominaniem sobie, odczuwaniem lub nieodczuwaniem bólu itd. W czasie działania na poziomie nadświadomości można łatwo pozbyć się niepożądanych nawyków (np. palenia papierosów), schudnąć lub przytyć, a także skorzystać ze swych zdolności parapsychicznych i parafizycznych. Czwartego dnia kursu uczestnicy ze zdumieniem i radością odkrywają w sobie nie ujawnione dotąd zdolności do jasnowidzenia. Prawie każdy z uczestników wykonuje z powodzeniem zadanie polegające na określeniu rysopisu i stanu zdrowia nieznanej osoby, wyłącznie na podstawie jej danych personalnych. Dowiaduje się też, w jaki sposób nowo odkryte zdolności parapsychiczne może rozwijać dalej trenując w domu. Ćwiczenia wizualizacyjne, przeprowadzone drugiego, trzeciego i czwartego dnia kursu, zużytkować można do rozwiązywania trudnych problemów, na jakie natykamy się w życiu i w pracy zawodowej. Podczas wchodzenia na poziom działania nadświadomego" pobudzamy do pracy prawą półkulę mózgu, która w zwykłym stanie świadomości jest zdominowana przez lewą. Sięgając do rezerw swojej intuicji, korzystamy z subtelnych bodźców parapsychicznych. Ostatnie dwa dni kursu poświęcone są dodatkowym technikom medytacyjnym. Kursanci zapoznają się też z koncepcjami struktury osobowości człowieka, co pozwala im nie tylko stosować w praktyce, ale także rozumieć procesy pozaświadome, którymi umieją już teraz kierować. Kursy DU autor prowadził od kwietnia 1980 r., początkowo w grupach 10-osobowych, później przeważnie 30-osobowych. Ich liczebność mogła się zwiększyć dzięki zmianom w metodyce prowadzenia zajęć. W roku 1995 liczba absolwentów zbliżyła się do czterech tysięcy. Metoda DU, rozpatrywana jako system ujawniający i rozwijający zdolności psi, zdecydowanie góruje nad pozostałymi. Metoda dermooptyczna daje doskonałe rezultaty, gdy pracuje się z
123 dziećmi, niestety zawodzi u dorosłych. Metoda hipnotyczna Kafki i Ryzla opiera się na ćwiczeniach indywidualnych, które zarówno dla prowadzącego jak i dla ćwiczącego są ogromnie czasochłonne. Natomiast metoda DU daje rezultaty szybko, przy czym uzyskiwane są one u wielu osób jednocześnie. Ćwiczenie kontrolne w 30-osobowej grupie kursantów wykonuje z rezultatem pozytywnym większość uczestników. Przeciętnie u 2 lub 3 osób wynik jest niedostateczny; są to przeważnie ludzie, którzy ćwiczenia kontrolne traktują jako stresujący egzamin". Wyniki bardzo dobre uzyskuje średnio 7 do 10 osób. Oceny wystawiają sobie nawzajem uczestnicy kursu, a ich zasadność kontroluje potem cały zespół. Jasnowidcze rozpoznanie przebiega o czym koniecznie trzeba pamiętać! w dwóch etapach: intuicyjnym i logiczno-analitycznym. Pierwszy przebiega, w zmienionym u rozpoznającego stanie świadomości, na poziomie działania nadświadomego, gdy obniżona jest aktywność lewej półkuli mózgu, a zwiększona w półkuli prawej. Wówczas rozpoznający powinien relacjonować wszelkie wyobrażenia (wzrokowe, słuchowe, dotykowe, termiczne i inne), odczucia we własnym ciele, a także myśli słowem wszelkie zjawiska psychiczne, jakie pojawiają się w jego świadomości. Należy mówić wyłączywszy wszelką samokontrolę! Zastanawianie się nad tym, co może znaczyć to, co mi przyszło do głowy?" albo czy to aby prawda?" powoduje aktywizację lewej półkuli mózgu, która znów zaczyna dominować nad prawą. Drugi etap pracy wizjonera rozpoczyna się od momentu powrotu do zwykłego stanu świadomości, do stanu czuwania. Teraz jasnowidz musi dokonać logicznej analizy swojej własnej wypowiedzi (zanotowanej przez partnera lub nagranej na taśmie magnetofonowej). Musi rozszyfrować znaczenia obrazów symbolicznych (o ile się takie pojawiły), a także ustalić związki pomiędzy różnymi częściami swojej wypowiedzi. Jeśli jakiś motyw pojawia się w różnych częściach wypowiedzi parokrotnie, powinno się uznać go za szczególnie istotny (np. szyny kolejowe lśniące w słońcu, rozmawiający pasażerowie w przedziale, osoba przy kasie na dworcu). Skąd pochodzą informacje, które uzyskuje człowiek wykonujący takie ćwiczenie kontrolne? Dotyczą one zewnętrznego wyglądu, stanu zdrowia, charakterystycznych cech osobowości, mieszkania, rodziny i rodzaju pracy wykonywanej przez osobę, której imię i nazwisko, wiek i adres podaje ćwiczącemu jego partner. Czy jest to przekaz myślowy, pochodzący od partnera, który przeważnie zna osobę badaną" na odległość? O tym, że tak nie jest, świadczą bardzo liczne przypadki (kilka w każdej grupie), w których wykonujący badanie" mówi o faktach nie znanych partnerowi, ich prawdziwość potwierdza później rozmowa przeprowadzona z osobą badaną". Podczas ćwiczeń kontrolnych często zdarzają się charakterystyczne dla paranormalnego odbioru informacji błędy w określeniu strony: pomylenie prawej z lewą (tzw. zjawisko zwierciadlane). Niekiedy obserwujemy też przesunięcia w czasie". Pewien ćwiczący opisał ramię osoby badanej, jako grubo obandażowane i unieruchomione, czyli tak, jak wyglądało ono podczas wojny we wrześniu 1939 r.; obecnie jest w tym miejscu tylko duża i głęboka blizna. Uczestnikom kursu, jako początkującym paragnostom, z reguły sprawia wiele trudności interpretacja tego, co odbierają. Nie znają jeszcze,języka" swojej własnej wyobraźni. Na przykład: Kobieta wykonująca ćwiczenie miała wyobrażenie człowieka badanego", które zmieniało się co chwila. Był on na przemian: raz brudnym i nieogolonym abnegatem, to znów wymuskanym elegantem. Zaryzykowała przypuszczenie, że ma on rozdwojenie jaźni". Po zakończeniu ćwiczenia partnerka wyjaśniła, że człowiek badany" przebywa od kilku lat w zakładzie psychiatrycznym jako schizofrenik. Ćwicząca opisała krwinki osoby badanej" jako niebieskie, ale nie potrafiła powiedzieć, co to może znaczyć. Później okazało się, że osoba ta jest ciężko chora na białaczkę. Czarna plamka, uporczywie ukazująca się we wnętrzu klatki piersiowej badanego", okazała się w rzeczywistości wszczepionym rozrusznikiem serca. Ćwicząca opisała kobietę badaną", jako siedzącą na podwiniętych nogach, których nie chce pokazać, jakby się ich wstydziła". Jak się później okazało, osoba ta miała nogi amputowane. Umiejętność interpretowania swoich własnych wyobrażeń nabywa się przez długotrwałą praktykę; od początkujących paragnostów oczekiwać jej nie możemy. Natomiast podstawowe zasady, według których funkcjonuje paranormalny odbiór informacji, muszą już być znane uczestnikom kursu. Oto one: Bazować należy na indywidualnych właściwościach swojej wyobraźni. Informacje odbierane
124 kanałami paranormalnymi wcale niekoniecznie muszą docierać do świadomości poprzez wyobrażenia wzrokowe. Już przy pierwszych ćwiczeniach wizualizacyjnych prowadzący musi uczulić uczestników kursu, aby rejestrowali wyobrażenia dotykowe, termiczne i inne, a także myśli sformułowane werbalnie, które spontanicznie pojawiają się w świadomości. Każdy dorosły człowiek wie, jak funkcjonuje jego własna wyobraźnia w zwykłym stanie świadomości (w normalnym stanie czuwania). Ale dopiero podczas kursu DU poznaje się swoją wyobraźnię działającą w zmienionym stanie świadomości, który uzyskujemy przechodząc opanowaną na kursie procedurę doskonalenia umysłu. Korzystamy wówczas z pracy prawej półkuli mózgu. Ta nasza druga wyobraźnia" działa inaczej niż pierwsza" (ta zwykła). Dla drugiej wyobraźni" charakterystyczny jest jej język symboliczny, podobnie jak dla marzeń sennych. Informacja o tym, że badany" na odległość nieznany człowiek ma chorą wątrobę, może pojawić się w świadomości badającego na przykład w postaci symbolu: nienaturalnej barwy, gorąca, mrowienia w palcach. Jeden z kursantów, po usłyszeniu danych personalnych jakiejś kobiety, zobaczył" w wyobraźni róg stołu z leżącą tam książką obłożoną w gruby szary papier. Po zakończeniu ćwiczenia, będąc już w zwykłym stanie świadomości, pomyślał: tak wyglądaj ą książki wypożyczane w publicznych bibliotekach, nie znana mi kobieta jest zapewne bibliotekarką". Tak też było w rzeczywistości. Osoby, które kończą kurs DU, potrafią już samodzielnie wykonywać w domu ćwiczenia rozwijające ich zdolności i umiejętności parapsychiczne. Wiedzą, że punktem wyjścia mogą być dane personalne nieznanej osoby, ale również może to być przedmiot (w radiestezji nazywamy go świadkiem). Niektórzy z absolwentów kursów DU stają się później dobrymi, godnymi zaufania paragnostami. Takim był inżynier Jacek Papiewski, który w ostatnich latach swojego życia zasłynął z efektownych publicznych pokazów jasnowidzenia. Metody zespołowego jasnowidzenia Porównanie metody DU z innymi metodami odblokowującymi i rozwijającymi zdolności parapsychiczne człowieka wypada zdecydowanie na korzyść metody DU, która pozwala na ujawnienie tkwiących potencjalnie prawie w każdym z nas zdolności parapsychicznych, a także zapoznaje uczestnika kursu z ćwiczeniami, umożliwiającymi rozwijanie i pomnażanie nowo odkrytych w sobie zdolności. W jak wysokim stopniu jest to możliwe, o tym mogły się przekonać te osoby, które po przejściu kursu DU zdecydowały się systematycznie kontynuować ćwiczenia jasnowidcze w Grupie Wizjonerów, działającej w Warszawie wiatach Grupą kierowała Helena Wilda-Kowalska, a jej pierwszymi członkami zostali Jerzy Gajewski i Jerzy Walczak. Potem dołączyli: Andrzej Gajewski, Ewa Berger-Jankowska, Piotr Trzciński i Maria Mickiewicz-Gawędzka. Grupa Wizjonerów postawiła przed sobą zadanie niezmiernie ambitne. Podjęto działania, które zapewniają później ścisłą weryfikację uzyskanych wyników. Jest to możliwe w sprawach dotyczących poszukiwania osób zaginionych (typu wyszedł z domu i nie wrócił"), ponieważ w większości wypadków po krótszym lub dłuższym czasie albo wraca człowiek żywy, albo też odnalezione zostają jego zwłoki. W pierwszym roku swojej działalności Grupa Wizjonerów wykonała 20 ekspertyz w sprawach ludzi zaginionych. Do końca wyjaśniło się później spośród nich 9 spraw (co już nie zależy od Grupy): znalazły się poszukiwane osoby lub ich ciała. We wszystkich dziewięciu ekspertyzach, jak się okazało, Grupa Wizjonerów trafnie orzekła, czy zaginiona osoba żyje, czy też nie. Wszystkie te ekspertyzy zawierały również istotne informacje na temat aktualnego losu osoby zaginionej oraz miejsca jej pobytu lub też informacje o warunkach, w których nastąpiła śmierć, wreszcie o miejscu, gdzie należałoby szukać zwłok. Podstawową metodę działania stanowiła wizualizacja w zmienionym stanie świadomości, uzyskanym techniką, którą opanowuje się podczas kursu Doskonalenia Umysłu. Punktem wyjścia dla badanej sprawy były dane personalne osoby zaginionej: imię i nazwisko, wiek, adres. Jest wskazane, aby osoby zabierające się do jasnowidczej ekspertyzy nie były powiadamiane o szczegółach sprawy, a tym bardziej o domysłach snutych przez ludzi z nią związanych. Wiadomości takie zawierają zawsze wiele mylnych sugestii, które później tylko utrudniają wizjonerom uzyskanie celnego wyniku w ich pracy. Trzeba bowiem pamiętać, że dla wizjonera wszelkie informacje wyjściowe (czyli te, które otrzymuje) mają charakter sugestii, od których jego wyobraźni trudno się potem uwolnić. Poza danymi personalnymi jest więc pożądana jedynie lakoniczna informacja o miejscu i czasie zaginięcia osoby poszukiwanej. Dane wyjściowe otrzymywali poszczególni członkowie Grupy, po czym każdy z nich osobno badał sprawę podczas sesji Doskonalenia Umysłu. Następnie kierownik zbierał spisane na kartkach ich wypowiedzi i porównywał je ze sobą. Przyjmuje się przy tym jako zasadę, że szczegóły zbieżne w różnych wypowiedziach traktować należy jako istotne. Niekiedy okazuje się, że sesje wizjonerskie techniką DU należy przeprowadzić powtórnie. Stanowiły one podstawową
125 metodę działania Grupy. W poszczególnych wypadkach stosowane także bywały techniki uzupełniające: 1. Technika zespołowej wędrówki astralnej". Również i ona wywodzi się z umiejętności nabytej na kursie DU, będąc równocześnie jej oryginalnym wariantem, którego autorstwo należy do kierowniczki Grupy. Ona też prowadziła tego rodzaju zespołowe sesje. Wszyscy uczestnicy, uzyskawszy wyższy stan świadomości techniką DU, siedzieli lub leżeli z zamkniętymi oczami, słuchając głosu prowadzącej oraz porozumiewając się z nią w razie potrzeby. Wszyscy równocześnie wchodzili (w wyobraźni) do swoich astralnych" pracowni, rozmawiali" ze swymi opiekunami" i głośno relacjonowali pozostałym wyniki tych rozmów". Następnie na polecenie prowadzącej, wizjonerzy nastawiali swoje wyimaginowane aparaty (które znajdują się w ich pracowniach astralnych") na ten sam czas i miejsce, będące czasem i miejscem zaginięcia osoby poszukiwanej. Każdy z uczestników sesji (wraz ze swym opiekunem") w wyobraźni przenosił się teraz w to miejsce, a potem ewentualnie w inne rejony związane z badanym wypadkiem. Członkowie Grupy Wizjonerów mieli możność niejednokrotnie stwierdzić, że przebywając w wyobraźni na planie astralnym" potrafią swobodnie porozumiewać się ze sobą głośno, nie wychodząc przez to z głębokiego stanu medytacyjnego. W trakcie jednej z takich sesji wyobrażone postacie opiekunów" poprowadziły wizjonerów wzdłuż Wisły. Wizjonerzy nie rozumieli, dlaczego tak się dzieje. Dopiero w dalszym ciągu badania sprawy udało się im ustalić, że człowiek zaginiony utonął w Wiśle, a jego zwłoki popłynęły do innej, odległej miejscowości, gdzie zostały wyłowione. Ciała nie udało się zidentyfikować i Jako N.N." (jak to określił jeden z wizjonerów) zostało pochowane na miejscowym cmentarzu. Ekspertyza okazała się najzupełniej trafna, gdy miesiąc później milicji udało się ustalić, że zwłoki topielca N.N. pochowanego w Nowym Dworze Mazowieckim są ciałem człowieka, który w nieznanych okolicznościach zaginął w Warszawie. 2. Większość członków Grupy Wizjonerów przeszła przez 12 ćwiczeń na seminarium Doznawania Otwarcia Wrót (Gateway Experience), prowadzonego w Warszawie w maju, czerwcu i wrześniu 1986 roku. Stanowią one polską wersję językową ćwiczeń opracowanych w Instytucie Roberta Monroego (Virginia, USA), a wykonuje się je na leżąco, ze stereofonicznymi słuchawkami na uszach. Słucha się przy tym nagranych na taśmę magnetofonową słownych wskazówek oraz generowanych elektronicznie dźwięków, które bezpośrednio steruj ą rytmami prądów czynnościowych mózgu. Uzyskiwane dzięki temu bardzo głębokie stany medytacyjne członkowie Grupy Wizjonerów użytkowali również z powodzeniem dla swoich ekspertyz, posługując się przy tym głównie nagraniem do ćwiczenia nr 6 (Swobodny przepływ). 3. W niektórych wypadkach stosowana była hipnoza o średniej głębokości. Jest to stan sprzyjający wizualizacjom. Sesje tego rodzaju prowadziła Helena Wilda-Kowalska, posługując się swoistą bardzo łagodną metodą którą w rozmowach nazywa łóżeczko". Szczególnie dobre wyniki uzyskiwał dzięki jej stosowaniu Jerzy Walczak. W paru przypadkach istotne dla sprawy informacje przekazali na łóżeczku" najbliżsi krewni osób zaginionych. 4. Kierowniczka Grupy dodatkowo posługiwała się jeszcze trzema technikami: kontemplacją fotografii przedstawiającej osobę zaginioną, metodą teleradiestezyjną analiząpsychometryczną wg M. F. Longa. Po uzyskaniu od poszczególnych członków Grupy wypowiedzi na temat opracowanej sprawy, kierowniczka Grupy przystępowała do drugiego etapu sporządzania ekspertyzy. Z największym naciskiem należy tu podkreślić jej ważność. Prawidłowo przeprowadzane jasnowidcze rozpoznanie musi toczyć się w dwóch etapach: intuicyjnym i logicznym. W etapie pierwszym wizjoner bada sprawę znajdując się w zmienionym stanie świadomości, uzyskanym przez technikę DU, w którym prawa półkula mózgu uzyskuje chwilowy prymat, dzięki czemu możliwy jest paranormalny odbiór informacji. W tym stanie wizjoner relacjonuje wszystko, co pojawia się w jego świadomości: wyobrażenia wzrokowe, słuchowe, dotykowe, termiczne, węchowe, wszelkie myśli zwerbalizowane (które pojawiają się nagle i nie wiadomo skąd"), wszelkie odczucia i emocje. Mówić wówczas należy wszystko od razu, bez jakiejkolwiek samokontroli. Etap drugi jasnowidczego rozpoznania przebiega już w zwykłym stanie świadomości, w stanie czuwania, gdy człowiek posługuje się przede wszystkim lewą półkulą mózgu. Wizjoner dokonuje wtedy logicznej analizy swojej własnej wypowiedzi. Z grupą wizjonerów takiej logicznej analizy wszystkich wypowiedzi dotyczących tej samej sprawy dokonywała (częściowo w konsultacjach z członkami Grupy) Helena Wilda-Kowalska. Ustalało się, jakie istnieją związki pomiędzy uzyskanymi wiadomościami. Rozszyfrowywało się też znaczenie obrazów symbolicznych, które zjawiły się w wyobraźni wizjonerów podczas pierwszego etapu. Korzystanie z informacji, którą niesie obraz symboliczny, jest czasami
126 niełatwe, zwłaszcza dla początkujących wizjonerów, którzy jeszcze słabo znają język" swojej własnej wyobraźni. Umiejętność interpretowania symboli nabywa wizjoner wyłącznie przez praktykę, ponieważ jak wiadomo język" ten bywa niejednakowy u różnych ludzi. W pierwszych miesiącach działania członkowie Grupy Wizjonerów mieli nieraz trudności z obrazami symbolicznymi. Czasami nawet bywały trudności z domyśleniem się, że obraz, który podczas pierwszego etapu pojawił się w świadomości, jest tylko symboliczny. Na przykład: wizjonerom zjawiały się m.in. różne wały ziemne, groble i nasypy, gdy sprawa dotyczyła człowieka, który jak się potem okazało poniósł śmierć na przedmieściu Wrocławia o nazwie Podwale. Sesja wizualizacyjna DU zaczyna się od wykonania procedury, podczas której następuje zmiana stanu świadomości, i od zakodowania w swoim umyśle danych personalnych zaginionej osoby. Procesy psychiczne zatrzymują się na chwilę (moment) w próżni", po czym zaczynają pojawiać się wyobrażenia wzrokowe, myśli sformułowane werbalnie, a odbierane w postaci jakby wewnętrznego słyszenia", czasem dołączają się wyobrażenia doznań dotykowych, termicznych i węchowych. Zdarza się, że wizualizacje zjawiają się zaraz po zakodowaniu problemu. : Wizjoner, gdy pojawiało się wyobrażenie osoby zaginionej, podejmował próbę przeprowadzenia diagnozy paramedycznej"; sposób jej wykonania znany jest doskonale każdemu absolwentowi kursu Doskonalenia Umysłu. Sprawdzał on zatem, czy bije serce, jak działa mózg, a przede wszystkim, czy ciało jest żywe, jędrne, czy też miękkie, rozkładające się i cuchnące. W ten sposób można ustalić, czy osoba zaginiona żyje, czy też nie. Jeśli nie żyje, wizjoner badał, czy zwłoki mają jakieś obrażenia i w jakiej pozycji leżą. Wizjoner starał się też obejrzeć" miejsce, gdzie znajduje się ciało jego obraz ogólny, potem szczegóły. Jeśli jakiegoś istotnego elementu nie było widać", wizjoner uruchamiał swą wyobraźnię ruchową i dotykową, aby dotykiem" wyczuć np. brakujący napis na drogowskazie lub numer domu. Na tym etapie zwraca się też uwagę na ubiór zaginionej osoby. Następnym etapem (w tej samej sesji) było wejście do pracowni", którą w swej wyobraźni buduje się podczas ćwiczeń kursu Doskonalenia Umysłu. W pracowni" wizjoner przeprowadzał rozmowę ze swoim opiekunem" na temat osoby zaginionej, po czym wzywał" ją i pytał, czy żyje, a jeśli tak, to gdzie przebywa. Warto tu zauważyć, że wizjoner nie kontentował się tym, co wyobraźnia sama mu przynosi; nie obserwował biernie, lecz starał się, aby była ona aktywna. W Grupie Wizjonerów zasada aktywnej wyobraźni znalazła pełne zrozumienie. Jak się przekonano, aktywność wyobraźni doskonale daje się pogodzić z zasadniczą nieaktywnością stanu medytacyjnego; nie burzy go ani nie uszkadza. Wezwana do pracowni" osoba czasem nie chce mówić, a czasem kłamie. Zdarzyło się to podczas badania sprawy zaginionej dziewczyny, której dominującą cechą charakteru była jak się później okazało chorobliwa skłonność do kłamstwa. Zamiast wezwanej osoby może pojawić się reprezentujący ją obraz symboliczny. Tak było w czasie poszukiwania osoby, której wyjątkowy spryt i przebiegłość dobrze znano w jej środowisku. Ta przysłowiowo chytra jak lis" osoba ukazała się w wyobraźni wizjonera właśnie pod postacią lisa. W innym przypadku pojawiły się u różnych wizjonerów symboliczne obrazy poszukiwanej kobiety: z głową wyolbrzymioną oraz z głową okręconą szalem. Odnaleziono ją utopioną, z głową zanurzoną w płytkiej wodzie, podczas gdy reszta ciała leżała na brzegu. Istotna była reakcja opiekuna" na wejście wzywanej osoby do pracowni". Zdarzało się, że mówił np. nie żyje" albo też jego reakcja była bezsłowna. Wizjonerowie próbowali również wzywać opiekuna" osoby zaginionej, a także specjalistów". Są to wyobrażenia ludzi nie znanych wizjonerowi, którzy komentują badaną sprawę. W jednym z wypadków był to młody człowiek, który wszedł trzymając księgę, po czym otworzył ją i pokazał narysowany tam krzyż. Był to znak symboliczny, przekazujący wiadomość o śmierci osoby poszukiwanej. Wiadomość ta wkrótce została potwierdzona odnaleziono zwłoki. Innym razem specjalista" rozłożył mapę i pokazał drogę pro wadzącą z Kielc na południe (droga E7). Kilka tygodni później zaginiony chłopiec powrócił do domu tą właśnie drogą. Sesja DU trwa zazwyczaj minut, a czasami nawet więcej. A oto konkretny przykład przeprowadzania ekspertyzy: Rano 1 sierpnia 1986 r. wyszła z domu Alicja K., lat 55. Po tygodniu jej syn powiadomił Grupę Wizjonerów o zaginięciu matki. Przy zapisywaniu danych kierowniczka Grupy omyłkowo zapisała wiek 53" (zamiast 55), czemu towarzyszyła myśl, że ona żyła na kredyt przez dwa lata". Syn zaginionej opowiedział potem o istotnie mającej miejsce przed dwoma laty próbie samobójstwa. Ewa Berger-Jankowska podczas sesji DU mówiła o czarnym trójkącie z wierzchołkiem ku dołowi i o mocno eksponowanej głowie Alicji K. Ta sama wizjonerka w łóżeczku" widzi ciało
127 zaginionej leżące na ziemi, martwe, nieprzyjemne; nad nim zawieszone jej ciało astralne". Andrzej Gajewski w sesji DU: leży nad wodą przy moście; uczucie żalu, że nie można pomóc". Jerzy Gajewski w sesji DU: wrażenie, że nie żyje, leży przy wąskim kanale wodnym". Helena Wilda-Kowalska podczas ćwiczenia nr 6 Dozowania Otwarcia Wrót zadała samej sobie pytanie o los Alicji K., na co w odpowiedzi zjawiła się wizja dłoni z różańcem. Szczególnie wyrazisty był obraz krzyżyka; był on odwrócony tyłem, z czym skojarzyło się słowo negatyw" i wyobrażenie słuchowe: teraz i w godzinę śmierci naszej". Obraz martwej głowy Alicji K., po której spływają smugi-błota. Ta sama wizjonerka podczas sesji DU: głowa Alicji K. w czarnym welonie; jej jakby wypłowiałe oczy bez okularów" (gdy znaleziono zwłoki, okulary leżały obok nich!); osoba patrząca na krajobraz za oknem, gdzie są drzewa i przepływający strumyk, a na nim mostek; głowa okręcona czarnym welonem; wyobrażenie głosu mówiącego świat deszczu, świat rynny"; wyobrażenie głosu Alicji K. smutno mi, smutno mi", wizja muru cmentarnego; przekreślony skośnym krzyżem obraz drzew wokół kanału wodnego. Gdy kierowniczka Grupy zawiesiła wahadełko nad planem miasta, Wskazało ono teren, którego plan już nie obejmował teren Puszczy Kampinoskiej. Syn zaginionej na łóżeczku" miał wyobrażenie Puszczy Kampinoskiej, miejsca, które Alicja K. lubiła odwiedzać. W rezultacie Grupa Wizjonerów wypowiada się w sprawie zaginionej Alicji K.: z całą pewnością nie żyje, a jej ciała należy szukać w Puszczy kampinoskiej, nad kanałem wodnym lub strumieniem, w pobliżu mostku. Zwłoki Alicji K. odnaleziono 27 sierpnia w Puszczy Kampinoskiej. leżały o 30 metrów od ścieżki, przy strumieniu, nad którym przechodzi mostek, i tylko głowa znajdowała się pod wodą. Działalność warszawskiej Grupy Wizjonerów w dziedzinie poszukiwań osób zaginionych pozwala na wysunięcie następujących wniosków: 1. Ukazuje ona możliwość zastosowania zdolności parapsychicznych *v codziennej praktyce, np. w kryminalistyce, gdzie metoda grupy wizjonerów" zająć by mogła miejsce obok dotychczas stosowanych metod konwencjonalnych. Podobnie jak tamte, nie jest ona z pewnością niezawodna, ale w niektórych przypadkach może okazać się niezastąpiona. 2. Potwierdzona została skuteczność metody DU w rozwijaniu i kształceniu zdolności parapsychicznych. 3. Potwierdzona została wyjątkowa skuteczność działania zespołowego w rozwiązywaniu zadań jasnowidczych, o czym już przed laty przekonał się na podstawie swoich hipnotycznych doświadczeń Milan Ryzl. Parapsychiczne rozpoznanie osoby zmarłej. W grudniu 1987 r. przeprowadzono zespołowe doświadczenie, którego celem było zbadanie, w jaki sposób różne osoby, posługując się swoimi zdolnościami parapsychicznymi, mogą stwierdzić, że dostarczone im dane personalne nieznajomego człowieka dotyczą osoby zmarłej. Jego uczestnikami byli w większości początkujący paragnostycy, absolwenci kursów DU, prowadzonych przez L. E. Stefańskiego; niektórzy wchodzili w skład Grupy Wizjonerów, specjalizującej się w pomocy przy poszukiwaniu ludzi zaginionych. W doświadczeniu udział wzięło 12 osób. Każda z nich otrzymała po dwie kartki z danymi personalnymi dwóch różnych ludzi. Nikt z uczestników nie został uprzedzony o tym, że mogą to być osoby zmarłe. Uczestnicy przypuszczali, że i tym razem biorą zapewne udział w kolejnym poszukiwaniu człowieka zaginionego. W rzeczywistości wszystkie kartki zawierały dane personalne osób nieżyjących: imię i nazwisko, wiek w momencie śmierci oraz adres, który tym razem nie mówił o miejscu zamieszkania, lecz był adresem cmentarza, gdzie pochowano osobę zmarłą. Większość danych spisana została przez organizatora eksperymentu ze świeżych nagrobków na dwóch sąsiadujących ze sobą cmentarzach (katolickim i ewangelickim) w Katowicach: ulica Francuska 26 i Francuska 28. Chodziło o to, aby zmniejszyć prawdopodobieństwo, że uczestnik doświadczenia znał osobę zmarłą. Także i o to, by adres" nie budził skojarzeń z cmentarzem. Dla mieszkańca Warszawy (a wszyscy uczestnicy eksperymentu są warszawiakami) nazwa ulicy Francuska" wiąże się z wyobrażeniem spokojnej dzielnicy willowej, Saskiej Kępy. Po zebraniu notatek z wypowiedziami uczestników okazało się, że 7 osób (na 12 osób) dało wyraźne i niedwuznaczne stwierdzenia, iż dane personalne dotyczyły człowieka już nieżyjącego.
128 W wypowiedziach pozostałych pięciu uczestników odnajdujemy obrazy symboliczne, oznaczające być może śmierć, ale których bliższa interpretacja byłaby możliwa dopiero po zapoznaniu się z indywidualnym językiem symbolicznym, którym operuje wyobraźnia każdego z tych wizjonerów. A oto przykłady: na mózgu metalowa klamra, biała kwadratowa plama serce" (z wypowiedzi Andrzeja G.); Teatr Wielki, ona chce tańczyć, podnosi prawą nogę, ale do kolana mięśnie są niewładne i noga tak sobie zwisa" (z wypowiedzi Marianny K.); widziałem jego opiekuna, który był komarem i sprawiał niekorzystne wrażenie" (z wypowiedzi Jerzego G.). Informacja o tym, że człowiek parapsychicznie rozpoznawany nie żyje, może wyrażać się w postaci bardzo rozmaitych treści psychicznych (wyobrażeń wzrokowych, słuchowych, emocji) pojawiających się w świadomości rozpoznającego jako spontaniczna reakcja na dane personalne człowieka nieżyjącego. W innych przypadkach takiej spontanicznej reakcji może nie być, a informacja o fakcie, że rozpoznawana osoba nie żyje, pojawia się w świadomości wykonującego zadanie dopiero jako odpowiedź na postawione w myśli pytanie odpowiedź w postaci wyobrażenia wzrokowego lub słuchowego. Do stwierdzenia tego, że rozpoznawany parapsychicznie człowiek nie żyje, różni wizjonerzy dochodzili rozmaitymi drogami. Na podstawie wypowiedzi zebranych w wyniku doświadczenia można podzielić reakcje wizjonerów na sześć typów. 1. Reakcja pierwszego typu: dane personalne nieznanego człowieka powodują złe samopoczucie u wizjonera, budzi się w nim niechęć do wykonania zadania. A oto przykłady zaczerpnięte z wypowiedzi osób biorących udział w naszym doświadczeniu. Zaraz po zapoznaniu się z danymi personalnymi osoby będącej przedmiotem parapsychicznego rozpoznania niesmak, ucisk w gardle [...] odczułem niechęć do zrobienia doświadczenia" relacjonuje Krzysztof B. Nieprzyjemny szum w uszach, zły niepokojący, sprawa bardzo nieprzyjemna, odczucia jak najbardziej złe" oto wypowiedź Waldemara R. 2. Reakcją drugiego typu jest niemożność ujrzenia w wyobraźni osoby, która nie żyje. Przykłady: Twarz niesamowicie oświetlona od dołu, niepodobna ani do kobiety, ani do mężczyzny" mówi Edward G. odnośnie do jednej z osób rozpoznawanych, na temat zaś drugiej zadałem sobie pytanie, czy on żyje? i zobaczyłem tylko szare puste tło". Tylko twarz, nic od niej nie czułem, jakby jej nie było w naszym świecie, jakby nie żyła" mówi Janusz G., a w wypowiedzi Stanisława J. czytamy: niewyraźna twarz i postać". 3. Reakcją trzeciego typu są wyobrażenia znane z relacji osób, które przeszły przez śmierć kliniczną: ciemny tunel, oślepiająca jasność. Edward G. zadał sobie pytanie, gdzie przebywa osoba, której nie umiał sobie wyobrazić i wtedy nastąpiło wchodzenie w ciemny długi tunel, na jego końcu jasny przebłysk jakby ruchliwa ulica". Zadał sobie następne pytanie, czy osoba ta żyje, a w odpowiedzi nagle przerażająca jasność, jakby reflektor zaświecił w oczy". 4. Reakcja czwartego typu: spontanicznie albo na skutek zadanego w myśli pytania może pojawić się wyobrażenie głosu mówiącego o śmierci badanej osoby. Helena W. w wyobraźni zadaje pytanie swojemu opiekunowi, czy osoba rozpoznawana żyje. I w wyobraźni słyszy odpowiedź: ona żyje, ale ciało w grobie". Mówi Jerzy W.: Pierwsze wrażenie: jej miejsce zamieszkania znajduje się na falach. Wyobrażenia: stara kobieta idzie, po jej lewej stronie obszar ciemności, ale ona idzie po stronie jasności brzegiem granicy [...]. Opiekun mówi: nie żyje. To co widziałem poprzednio, to był jej duch. Ona jest duchem". Wypowiedź Stanisława J.: doradca twierdzi, że nie żyje". 5. Jako reakcja na dane personalne człowieka nieżyjącego pojawiają się obrazy i skojarzenia dotyczące cmentarza, kopania grobu (np. hałdy żółtego piasku" w wypadku osoby przed paroma dniami pochowanej), trumny, ceremonii pogrzebowej. Dla Janusza G. osoba rozpoznawana,jakby była w skrzynce; krzyż z betonu cmentarny; ona była daleko, daleko za mgłą, jakby jej tu nie było". Hałdy żółtego piasku, straszna samotność, zasuszenie, kobieta mimo podanego wieku (lat 54) wydaje się zasuszoną staruszką, postać samotna" mówi Krzysztof B. Twarz z oczodołami zamiast oczu, według mnie osoba ta nie żyje" mówi Edward G.
129 W wyobraźni Waldemara R. zjawiły się najpierw obrazy fantastyczne ciemny gęsty dym, płynący nisko ukosem w górę, nie widać było jego źródła. Morze i nisko nad nim duże czerwone słońce, a wewnątrz niego drugie słońce, bardzo jasne. Kobieta zanurzona głową w dół, tylko jej nogi wystają ponad powierzchnię morza". Dalej nastąpiły obrazy mówiące wprost o śmierci rozpoznawanej osoby: na parterze domu [...] płaska trumna, dookoła ciemne postacie. Towarzyszyło temu przekonanie, że ta osoba nie żyje. Widać ją było w otwartej trumnie". 6. Szósty typ reakcji. W niektórych wypowiedziach znajdujemy opis zwłok leżących aktualnie w grobie, opis rozkładu ciała. Jerzy W. mówi:,jej ciało rozkładające się, brzuch pełen robaków, silne wrażenie zapachowe (chce mi się wymiotować), jest już pochowana, zamurowana w grobie". Na temat innej osoby Jerzy W. mówi: Odczucie: żyje, znajduje się w dobrej kondycji fizycznej. Obraz: coś dziwnego dzieje się z jego twarzą, jakieś zielone plamy, jego twarz zaczyna bulgotać, pełno bąbli, są niebiesko-zielone. Reszta ciała w porządku, ale małe palce u rąk zaczynają się wykrzywiać i dzieje się z nimi to samo, co z twarzą. Czeka to całe ciało". Helena W. daje taki oto opis rozpoznawanej osoby: Nędzne włosy żółto-siwe, z tyłu malutki koczek, biały czepek z koronkami, szeroka spódnica, na nogach czarne trumienne pantofle [...] widzę nogi złożone ściśle ze sobą i pantofle czarne trumienne [...] widzę biały domek ogrodzony białym płotem, to wszystko zmienia mi się w pomnik, biały cokół z wypisanymi nazwiskami poległych, jakiś grobowiec. Wynik eksperymentu przeprowadzonego z grupą osób dysponujących swoimi zdolnościami parapsychicznymi potwierdził to wszystko, co na temat rozpoznania osoby zmarłej na podstawie jej danych personalnych już było wiadome z doświadczeń indywidualnych, a także z dotychczasowej praktyki warszawskiej Grupy Wizjonerów, której członkowie w swych poszukiwaniach ludzi zaginionych nieraz konstatowali śmierć takiego człowieka. Potwierdziło się również i to, że gdy przedmiotem parapsychicznego rozpoznania jest człowiek, wizjoner zawsze powinien zadać sobie pytanie, czy człowiek ten żyje, ponieważ informacja o jego ewentualnej śmierci wprawdzie może pojawić się spontanicznie w jego świadomości, ale bynajmniej nie musi. Doświadczenie nasze pomogło też w ustaleniu pewnych prawidłowości w rozmaitych reakcjach paragnostów na dane personalne człowieka nieżyjącego. Poznanie tych prawidłowości będzie miało niewątpliwe znaczenie także praktyczne: dla początkujących wizjonerów oraz dla grup wizjonerów, które w działaniu zespołowym opracowują ekspertyzy jasnowidcze dla różnych celów. Post scriptum: Zdarzyło się wkrótce po zakończeniu doświadczenia i po uporządkowaniu jego wyników, że podczas kursu DU dla studentów Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Bydgoszczy jeden z uczestników, Andrzej B., podał swojemu partnerowi dane personalne Mariana P., człowieka nieżyjącego (co zresztą było niezgodne z instrukcją). Przyjrzyjmy się szczegółom wypowiedzi Tomasza M., wiedząc już, jakich spontanicznych reakcji na dane człowieka nieżyjącego można się spodziewać. Tomasz M. sądził, że zgodnie z instrukcją- otrzymał dane osoby żyjącej. Mówił: Ciemny, dobrze zbudowany, w garniturze, rozluźniony krawat, rozpięta koszula, ciemny garnitur. (Opis ubrania trumiennego" przyp. L. E. 5.) Zaczyna mi się kręcić w głowie, cały czas karuzela, wszystko zaczyna wirować, jakbym miał się za chwilę przewrócić. (Złe samopoczucie u wykonującego zadanie! przyp. L. E. S.) Zjawy przelatujące obok niego, kobiety w zwiewnych sukniach. (Motyw ze znanych z literatury wyobrażeń na temat tamtego świata" przyp. L. E. S.}. Odwracam się od niego, jakaś siła odkręca mnie razem z fotelem. (Tomasz M. wyjaśnił później, że musiał powstrzymać się, aby nie wykonać obrotu, co świadczy o wielkiej podświadomej niechęci do kontynuowania zadania przyp. L. E. S.) On stoi obok tego wiru, odwracam się od niego plecami. (Pauza w wypowiedzi). Twarzy nie widzę [...] jest zimny na całym ciele, szczególnie lewa strona i kończyny. Dziwnie blade mięśnie dolnych partii nóg. Jakby urwany kawałek mózgu. W miejscu urwanego mózgu czarna plama na czaszce. (Opis zwłok Mariana P. przyp. L. E. S) W rzeczywistości Marian P. nie żyje od pięciu lat, zginął na budowie, spadła na niego ciężka płyta betonowa. Tomaszowi M. podany został jego wiek, jaki miałby, gdyby żył, oraz adres aktualny w chwili śmierci. Zakłócanie rozpoznania jasnowidczego przez osobę zlecającą jego przeprowadzenie W wypracowywanej od wielu lat metodologii badań psychotronicznych wiele uwagi poświęca się sprawie mimowolnego wpływu eksperymentatora na przebieg doświadczenia i jego wynik.
130 Wnioski z obserwacji, które tu chciałbym przedstawić, nawiązują do tego centralnego problemu metodologicznego w psychotronice. Zapewne mogą one nam także przybliżyć problem wciąż jeszcze nieznanej, fizykalnej istoty zjawisk nabywania informacji o przedmiotach odległych w procesie jasnowidzenia. Prowadzone od wielu już lat systematyczne obserwacje osób wykonujących zadania jasnowidcze podczas kursów DU wykazują, że informacje dotyczące nieznanego człowieka (będącego przedmiotem ćwiczenia) nie pochodzą od siedzącego obok partnera, który dał zadanie do wykonania i który zna przedmiot rozpoznawania. W ćwiczeniach tego rodzaju osoba wykonująca zadanie mówi nieraz o wielu szczegółach wyglądu zewnętrznego oraz stanu zdrowia nieznanego człowieka. W większości przypadków osoba dająca zadanie nie wie o niektórych z nich, więc po zakończeniu ćwiczenia kontaktuje się (dla weryfikacji) z człowiekiem będącym przedmiotem jasnowidczego rozpoznania i najczęściej uzyskuje potwierdzenie. Prawidłowość rozpoznania faktów nie znanych samemu zleceniodawcy" świadczy o tym, że ewentualny jego wpływ telepatyczny na osobę wykonującą zadanie nie może być uznawany za decydujący. Czy znaczy to tym samym, że nie ma on żadnego wpływu na tok rozpoznawania jasnowidczego? Ciekawych spostrzeżeń na ten temat dokonał już przed wieloma laty znakomity parapsycholog francuski, dr Eugene Osty. Zainteresował się on gazetowymi ogłoszeniami niektórych paryskich wróżek, wyrażających gotowość mówienia o losach nie tylko klienta, lecz także dowolnej osoby, o której on będzie myślał. Doktor Osty zwrócił się do jednej z nich. Wróżka, pani K., zaczęła mówić o osobie, o której myślał dr Osty. Nie mogło to ulegać wątpliwości, ponieważ wypowiedź zawierała dane odnoszące się wyraźnie do tej właśnie osoby. W pewnym momencie dr Osty przestał myśleć o tej osobie, gdy przyszło mu do głowy, że burzliwe życie i postać jednego z jego przyjaciół lepiej nadawałyby się do tego celu i że jego właśnie trzeba było obrać za przedmiot doświadczenia. Zaledwie ta myśl zajęła jego uwagę, gdy spostrzegł, że wróżka, która mówiła dalej, opowiada już o sprawach odnoszących się nie do pierwszej osoby, lecz do tego drugiego człowieka. Przez parę chwil wróżka sądziła, że mówi w dalszym ciągu o jednej i tej samej osobie. Wkrótce zresztą sama zaczęła się dziwić, bo trudno byłoby znaleźć dwie osoby tak różne pod każdym względem. Ani wiek, ani umysłowość, ani charakter, ani zawód, ani sytuacja materialna jednym słowem nie było nic wspólnego pomiędzy nimi. Było to doświadczenie, które spowodował przypadek. Ale od tego czasu dr Osty powtarzał je umyślnie i wielokrotnie, a zawsze z podobnym rezultatem. Nie stwierdziłem nigdy, obserwując od wielu lat przebieg ćwiczeń jasnowidczych, wykonywanych podczas prowadzonych przeze mnie kursów DU, aby osoba wykonująca takie rozpoznanie podała mylną informację na temat opisywanego człowieka pod wpływem fałszywej sugestii myślowej zleceniodawcy". Przeciwnie zdarzało się, że nawet gdy zleceniodawca miał o obiekcie jasnowidzenia mylne wiadomości, także i wówczas informacje uzyskane w toku rozpoznania jasnowidczego okazywały się być prawdziwe. Typowym przykładem jest tu przypadek Stefana I. z Warszawy. W maju 1980 r. prawidłowo rozpoznał on brak lewego jajnika u pewnej kobiety, której dane personalne podał mu Robert C. Tym razem jak się potem okazało zleceniodawca" był na temat stanu zdrowia badanej kobiety z gruntu źle poinformowany. Ojciec powiedział mu, że operacyjnie usunięto oba jajniki, podczas gdy w rzeczywistości usunięto tylko jeden lewy. Choć nie zdarzyło się, aby zleceniodawca" kiedykolwiek zakłócił tok rozpoznawania jasnowidczego w jego szczegółach, znane są wypadki, w których myślowo ukierunkował fałszywie całe rozpoznanie. W takich przypadkach znajdują potwierdzenie fakty obserwowane niegdyś przez doktora Osty'ego. Osoba wykonująca ćwiczenie jasnowidcze DU, usłyszawszy dane personalne jakiegoś człowieka, nieraz zaczyna mówić o kimś innym, o innym człowieku, również dobrze znanym zleceniodawcy". Czasem zdarzało się pomylić starszego brata z młodszym, innym razem nawet ludzi obcych, ale zamieszkujących razem. Dwa takie przypadki, mające miejsce podczas kursu DU w Płocku, w październiku 1986 r. posłużą nam jako przykłady. W pierwszym z nich zadanie dawał ojciec, pan A., swojemu siedemnastoletniemu synowi. Do ostatniej chwili zamierzał podać mu imię, nazwisko, wiek i adres swojego znajomego, człowieka bez ręki, ale na chwilę przed ćwiczeniem zmienił zamiar. I choć podał dane innej osoby, pierwsze zdanie w wypowiedzi syna brzmiało: ten człowiek nie ma ręki". W drugim przypadku pani B. wprawdzie podała osobie wykonującej rozpoznanie jasnowidcze dane swojej dorosłej córki, ale przez cały czas trwania ćwiczenia nie mogła odsunąć od siebie natrętnych myśli o dwuletniej wnuczce, leżącej wówczas w szpitalu w bardzo ciężkim stanie. Osoba wykonująca ćwiczenie mówiła wyłącznie o chorym dziecku, podając wiele szczegółów zgodnych ze stanem faktycznym. Stało się tak, pomimo że dane personalne, mające
131 ukierunkować rozpoznanie jasnowidcze, dotyczyły przecież osoby dorosłej (matki owego dziecka). Obserwacje wyżej opisane (oraz inne tego rodzaju), a także spostrzeżenia doktora Osty'ego, pozwalają na sformułowanie ogólnego wniosku: Człowiek zlecający przeprowadzenie rozpoznania jasnowidczego nie ma wprawdzie decydującego wpływu na szczegółowy przebieg rozpoznania, ale może swoim oddziaływaniem parapsychicznym skierować jasnowidza na zamierzony lub fałszywy ślad badanego przedmiotu. O możliwości zaistnienia takiego zakłócającego oddziaływania powinny pamiętać zwłaszcza osoby, wykonujące wszelkiego rodzaju ekspertyzy, których przeprowadzenie oparte jest na nabywaniu informacji kanałami paranormalnymi. Grupa Wizjonerów, działająca przed laty w Warszawie, specjalizująca się w poszukiwaniu ludzi zaginionych, starała się zachowywać właśnie dlatego szczególne środki ostrożności przy przyjmowaniu zleceń. Tworzywo i struktura wiadomości nabytej parapsychicznie Akty parapsychicznego nabywania wiadomości wydają się być sprzeczne z pewnym teoriopoznawczym twierdzeniem, które w europejskiej tradycji filozoficznej (i to w bardzo różnych jej kierunkach) funkcjonuje jako pewnik. A brzmi ono w postaci nadanej mu przez wybitnego filozofa średniowiecznego, świętego Augustyna, następująco: Nihil est In intellectu, quodprius non erat in sensu nie ma nic w świadomości, czego nie było poprzednio w doznaniu zmysłowym. W obserwowanych przez XIX-wiecznych parapsychologów aktach odbioru telepatycznego i jasnowidzenia najbardziej rzucającym się w oczy był zawsze fakt pojawiania się w świadomości osoby badanej treści psychicznych, które zdawały się nie pozostawać w związku z tym wszystkim, co mogły odebrać jej zmysły. Tak narodził się (niefortunny zresztą) termin spostrzegania pozazmysłowego". Czy racja jest po stronie św. Augustyna, czy po stronie parapsychologów? W rzeczywistości sprawa jest znacznie bardziej złożona, niż mogli to przypuszczać zarówno dawni parapsycholodzy, jak i filozofowie. W swojej książce Telepatia doświadczalna jako zjawisko kryptomnezji, psycholog i socjolog, prof. Edward Abramowski relacjonuje wyniki uzyskane w serii doświadczeń telepatycznych przeprowadzonych w Laboratorium Psychologicznym, które działało przy Uniwersytecie Warszawskim w latach poprzedzających pierwszą wojnę światową. Odkrywcze jest spostrzeżenie znakomitego autora, że proces pojawiania się w świadomości odbiorcy informacji (czy też wiadomości) przekazanej drogą telepatyczną, wykazuje znaczne podobieństwo do procesu przypominania. Podobnie jak w owym procesie, treści psychiczne (wyobrażenia, myśli zwerbalizowane, emocje) wypływają na powierzchnię świadomości z tych samych mroków niepamięci jak twierdzi autor co i podczas odbioru telepatycznego. To, co w osobowości człowieka stanowi siedlisko zapomnianego", określił Abramowski zamiennie terminem podświadomości" i stwierdził, że akt paranormalnego odbioru informacji zaczyna się zawsze od pobudzenia warstwy podświadomej w osobowości odbiorcy. A jak wyobrażają sobie aktywność psychiczną telepaty inni parapsycholodzy? Profesor Leonid Wasiljew, idąc za myślą francuskiego badacza R. Desoille'a, rozważa, jaka jest funkcja w przekazie telepatycznym świadomych i nieświadomych warstw osobowości nadawcy i odbiorcy. Spośród czterech możliwości za najbardziej wiarygodną uważa tę, w której następuje przekaz ze świadomości A (nadawcy) najpierw do swojej podświadomości, następnie do podświadomości P (odbiorcy), a poprzez nią do świadomości P (odbiorcy) ". Profesor Abramowski, penetrując psychikę telepaty, doszedł jednak znacznie dalej. Według niego wpływ telepatyczny działa na zapomniane [...] na całą podświadomość człowieka, odszukując podobne sobie elementy" i pobudzając do wystąpienia (w świadomości) elementy, mające z nim (tj. z tym wpływem) pewną wspólność dalszą lub bliższą". Pod wpływem pobudzenia parapsychicznego porusza się jedna z warstw podświadomości [...] przysuwa się do progu myśli (następnie przestępuje go i intelektualizuje się) w rozpoznawaniu, w symbolach lub w odtworzeniu wiernym". Pobudzenie parapsychiczne (a może być nim odebrany sygnał telepatyczny, jak to bywało w doświadczeniach Abramowskiego) sprawia zatem, że w świadomości człowieka pojawiają się pewne nowe treści psychiczne. Czy są one naprawdę nowe? Tak, odpowiada prof. Abramowski, ale tylko w pewnym sensie, ponieważ nie możemy jednak przyjąć [...]. że [...] przedmiot (odbioru telepatycznego) nie jest znany osobnikowi [...] Musiał (on) być obecny w jego podświadomości". Znaczenie cytowanych wyżej sformułowań prof. Abramowskiego ocenić możemy dopiero wtedy, gdy zdamy sobie sprawę, jaki zakres przypisuje autor pojęciu podświadomości. Z kontekstów, w jakich to pojęcie pojawia się w jego książce, wynika, że uczony definiował
132 podświadomość podobnie, jak to dziś na ogół czynimy: jako warstwę psychiki człowieka, gdzie tkwią treści, które kiedyś były w jego świadomości [...] i które [...] mogą powrócić do świadomości". Ten powrót do świadomości" jest przypomnieniem sobie tego, co było zapomniane. Niekiedy zdarza się, że zapomniane treści psychiczne wracaj ą na poziom świadomości wyrwane ze swoich dawnych kontekstów i człowiekowi przypominającemu mogą się one wydawać całkiem nowe. Zjawisko to nazwano w psychologii kryptomnezją" czyli ukrytym pamiętaniem". Podstawową myślą zawartą w książce Abramowskiego jest stwierdzenie, że w znanych mu przypadkach odbioru sygnału telepatycznego odbierane treści psychiczne pojawiają się w świadomości właśnie w postaci przypomnień o charakterze kryptomnezyjnym. Odbiorca sądzi, że są to treści nowe, podczas gdy w rzeczywistości naprawdę nowe są w nich tylko odniesienia do tego, co było telepatycznie nadane. Nie zawsze jednak odbiór informacji kanałami paranormalnymi ma ten wykryty przez Abramowskiego charakter kryptomnezyjny. I dopiero na takim wyjątkowym przypadku widzimy, jak dalece trafne są jego spostrzeżenia i jak słuszne są wysnute z nich wnioski. Przyjrzyjmy się bliżej takiemu przypadkowi. Jest on nader interesujący z tej przyczyny, że dotyczy człowieka bardzo wyraźnie przejawiającego zdolności parapsychiczne. Podczas prowadzonego przeze mnie kursu DU w Przyjezierzu, w sierpniu 1987 r., Adam J. z Tych wykonał przewidziane programem zadanie jasnowidcze: na podstawie danych personalnych (Bogumił W., lat 69, zamieszkały w Lublinie) określił z dużym przybliżeniem wygląd zewnętrzny i stan zdrowia tego nie znanego sobie człowieka. Uzyskany bardzo dobry wynik był dla samego Adama J. pewnym zaskoczeniem. Wiedział, że zgodnie z instrukcją- ma głośno zdawać relację o wszystkich treściach psychicznych, jakie aktualnie pojawią się w jego świadomości. Wbrew temu, co przypuszczał, w jego wyobraźni nie pojawił się żaden obraz nieznanego człowieka. Zamiast tego przypomniały się panu Adamowi obrazy widziane lub wyobrażane w przeszłości. Oto zestawienie jego wyobrażeń i wypowiedzi z faktami podanymi potem przez starszą córkę Bogumiła W. Postać dziadka Adama J., jego sylwetka, ręce nawykłe do ciężkiej pracy na roli. Powiedział: wzrost niski", nie jest gruby", bardzo silne ręce". Stan faktyczny: Bogumił W. bardzo dużo pracuje fizycznie; prawidłowe jest też rozpoznanie wzrostu. Głowa drugiego dziadka, już nieżyjącego. Powiedział: lekka łysina". Stan faktyczny: mocno wcięte kąty czołowe, brak włosów na potylicy. Wyobrażenie swojego własnego ciała, jakby przezroczystego, oraz jasnoniebieskich i mocno powiększonych węzłów chłonnych szyi (wyobrażenie związane z chorobą, jaką pan Adam niedawno przeszedł). Powiedział: powiększone węzły chłonne". Stan faktyczny: ziarnica (nowotwór złośliwy) aktualnie leczona. Wyobrażenie, jakie miał kiedyś, gdy ojciec opowiadał o kobiecie, która rozbiła sobie głowę padając na kant krawężnika. Powiedział: czymś ciężkim dostał w tył czaszki". Stan faktyczny: w roku 1970 w wyniku upadku Bogumił W. doznał bardzo poważnego urazu głowy i wstrząsu mózgu, po czym przez 8 dni nie odzyskiwał przytomności. Obraz czaszki i nałożony nań obraz wyjętej ze skorupki połowy orzecha włoskiego o nierównych częściach: jedna jest zdrowa, druga skurczona i wyschnięta. Powiedział: prawa półkula mózgu jakby zmniejszona". Stan faktyczny: Bogumił W. padając uderzył bokiem głowy. Obraz jednej z koleżanek, niedawno spotkanej. Powiedział, że w bliskim otoczeniu Bogumiła W. znajduje się młoda ładna dziewczyna", mająca długie jasne włosy". Stan faktyczny: jest przy nim jego młodsza córka, studentka, której wygląd odpowiada opisowi. Adam J. był szczerze zdumiony, gdy dowiedział się, że wykonanie jego zadania jasnowidczego zostało ocenione bardzo dobrze. Przecież ja tego człowieka wcale sobie nie wyobraziłem. Mnie tylko przypominały się różne rzeczy". Mówi się, że to właśnie wyjątek potwierdza regułę. Tak też jest w wypadku tezy prof. Abramowskiego o kryptomnezyjnym charakterze zjawisk parapsychicznego nabywania informacji. Gdy w wyjątkowym przypadku (a takim jest wyżej opisany) nie mamy do czynienia z ukrytym pamiętaniem", lecz z w pełni świadomym przypominaniem sobie, wówczas szczególnie dobitne potwierdzenie zyskuje mniemanie Abramowskiego, że przedmiot odbioru parapsychicznego musi być obecny w podświadomości odbierającego. To, co dzieje się w psychice jasnowidza, porównać można zatem do układania coraz to innych obrazów mozaikowych ciągle z tego samego zestawu kolorowych płytek. Obrazy powstające są różnej treści, ale ich tworzywo pochodzi wciąż z tego samego źródła, tj. z zasobów podświadomości. Bodziec parapsychiczny powoduje powstawanie nowych struktur z elementów istniejących już w psychice. Nowe są struktury, ale nie ich elementy. I w tym
133 (ograniczonym) zakresie św. Augustyn miał jednak rację. I jeszcze jeden wniosek. Skoro już wiemy, że precyzja wiadomości (względnie informacji) otrzymywanej drogą parapsychiczną zależy tyleż od jej struktury, co i jej tworzywa znajdującego się w podświadomości odbiorcy, potrafimy teraz we właściwy sposób dobierać grupy wizjonerów, mających zespołowo wykonywać określone zadania. Jeśliby na przykład ich zadanie miało polegać na szczegółowym opisaniu nie znanego im urządzenia elektronicznego, to zespół należałoby utworzyć z ludzi posiadających wykształcenie elektroniczne inaczej otrzymalibyśmy wypowiedzi ogólnikowe i mało wartościowe.
134 Wstecz / Spis Treści / Dalej Zamiast motta: 7. Magiczne zwierciadło Książę pochylił się z zaciekawieniem, aby ujrzeć zawartość pudełka, lecz wewnątrz nic nie zobaczył, oprócz szarego skłębionego tumanu. Głębokość pudełka wydała mu się tak otchłanną, jak czarna przepaść, której przecież nie mógł zawierać tak płytki przedmiot. Supramati gubił się w domysłach. Nie mogąc dociec tego, czego sam nie pojmował, poprzestał na dokładnym wykonaniu wskazówek swego mistrza i zapatrzył się w pudełko. Wkrótce w ciemnej głębokośc ukazał się czerwony punkt. Punkt ten poruszał się, zbliżał, powiększając się szybko. Nagie okrzyk wyrwał się z ust Supramatiego. Ukazała mu się zupełnie wyraźnie, choć w mglistym zarysie, wspaniała głowa Ebramara, otoczona delikatnym, srebrzystym obłokiem... (J.W. Kryżanowskaja, Magowie) Magiczne zwierciadło jest przyrządem optycznym, który pozwala rozwinąć u siebie cenną umiejętność wizjonerską. W czasach starożytnych nazywano ją katoptromancją (dosłownie: wróżeniem ze zwierciadła"). W późniejszych wiekach stosowany bywał również termin inspectio speculi magici. Zjawisko katoptromancji jest w gruncie rzeczy identyczne z krystalomancją, czyl widzeniem w kryształowej (szklanej) kuli. Zdolność do widzenia w magicznym zwierciadle można w sobie wyrobić przez systematyczne ćwiczenia autohipnotyczne lub też dzięki sugestii danej w hipnozie. Widzenie" w zwierciadle jest rodzajem śnienia przy otwartych oczach. Gmatwanina odbić załamań światła w ciemnej głębi zwierciadła staje się jakby kanwą, na której pobudzona wyobraźnia wizjonera haftuje" swoje obrazy: krajobrazy, twarze, sceny rodzajowe lub fantastyczne. Niekedy to, co jest zobaczone" w zwierciadle, odpowiada temu, co aktualnie dzieje się w odległym miejscu lub działo się w przeszłości. Zdolność do tego typu jasnowidzenia" jest powszechna, mamy ją wszyscy v mniejszym lub większym stopniu. Wbrew dość powszechnemu przeświadczeniu czynność wizualizowania, czyli plastycznego wyobrażania sobie, przebiega sprawniej, gdy oczy ą otwarte. Stwierdzili to już przed dwudziestoma laty naukowcy z Instytutu Im. Maimonidesa w Nowym Jorku. Wyobrażenia wzrokowe powstają w ośrodku widzenia, znajdującym Się w potylicznym płacie kory mózgowej. Gdy oczy mamy otwarte, korzystamy ze zwiększonej jego aktywności również w procesie wizualizowania. Wrodzoną predyspozycję do widzenia w magicznym zwierciadle (i do krystalomancji w ogóle) objawiają te osoby, które ze szczególną łatwością dopatrują się realnych kształtów na przykład w zaciekach na murze albo w atramentowych plamach w psychologicznym teście Rorschacha. Pokrewną katoptromancji jest też zatem staropolska wróżba z wosku lanego na wodę w wigilię św. Andrzeja. W dawnych czasach magiczne zwierciadło było przeważnie odlewane z metalu lub miało formę czarnego lustra, to jest szyby nie srebrzonej, lecz czernionej po przeciwnej stronie. Zastępować go mogła kałużka atramentu wlanego do wnętrza dłoni lub po prostu błyszcząca powierzchnia. wody (ten ostatni rodzaj wizjonerstwa nazywano hydromancją). Magiczne zwierciadło w swojej nowoczesnej formie, w jakiej produkowane było przez Warsztaty Psychotroniczne ATHANOR, jest wielowarstwowe, a składa się z nałożonych na siebie w specjalny sposób szkieł płaskich i sferycznych oraz ze stosownej obudowy. Dzięki takiej złożonej konstrukcji jest znacznie skuteczniejsze w działaniu. Może warto pamiętać sięgając po nowoczesne magiczne zwierciadło, że po słynnym polskim czarnoksiężniku z czasów zygmuntowskich, Twardowskim, pozostał cenny zabytek, przechowywany w zakrystii kościoła farnego w Węgrowie. Jest to wielkie metalowe zwierciadło w szerokiej czarnej ramie z napisem w języku łacińskim: Bawił się tym zwierciadłem Twardowski, wykonując magiczne sztuki, teraz narzędzie zabawy zostało przeznaczone na służbę Bogu". Trening Poniższe wskazówki zostały zaczerpnięte z różnych źródeł. Wiele z nich pochodzi z nie wydanej nigdy po polsku książki W. E. Butlera, How To Develop Clairvoyance, wyd. The Aquarian Press, Studium tradycyjnej wiedzy tyczącej się rozwijania zdolności psychicznych ujawnia, że duża część tej wiedzy pochodzi z ciekawych tradycji religijno-magicznych średniowiecza, duża część wywodzi się z bardzo dawnego folkloru, a pewna ilość z ciągłych eksperymentów. Część oparta jest na babskich zabobonach" i nie ma podstawy w faktach. Baby" jednakże zachowały
135 przekazywały bardzo ważne wskazówki, które możemy adaptować i stosować dzisiaj. Sukces w rozwijaniu jasnowidzenia polega na przejawianiu psychicznych postrzeżeń w formie wizyjnej. Gdybyście próbowali rozwinąć jasnosłyszenie, wówczas usiłowalibyście przejawiać to postrzeganie w formie subiektywnych dźwięków i słów. Wiele wysiłku w rozwijaniu jasnowidzenia oszczędza naturalna umiejętność wyobrażania obrazów w umyśle. Będziecie więc musieli ćwiczyć się w świadomym wyobrażaniu. Tutaj możemy udzielić wskazówki, która oszczędzi mnóstwa niepotrzebnych kłopotów. W wielu książkach traktujących o wyobrażaniu poleca się nowicjuszowi obrać formę geometryczną, taką jak koło, kwadrat lub trójkąt, i próbować zbudować ją przed oczami duszy". Da się to uczynić, ale łatwiej i równie skutecznie można użyć obrazu zawierającego liczne, różnorakie szczegóły, albowiem myśl jest wówczas w stanie przenosić się z miejsca na miejsce w obrazie, zyskując na sile wyobrażeniowej i unikając równocześnie znużenia. Całkiem możliwe, że owo znużenie umysłowe kryje się za stopniowym obniżaniem się liczby zgadnięć u osobników, z którymi przeprowadzano doświadczenia za pomocą kart Zenera. Zauważono, że osobnik trafnie odgadujący karty zaczyna stopniowo tracić tę umiejętność, za co, całkiem możliwe, odpowiedzialne jest owo znużenie umysłu monotonnością geometrycznych figur. Przypadkowo możecie odkryć, że przypominacie sobie scenę albo przedmiot za pomocą tego, co wydaje się być komentarzem okolicznościowym" o nim w umyśle. Zamiast widzieć przed oczami duszy plamę koloru, zjawi się po prostu w waszym umyśle słowo określające ten kolor. W tym wypadku nie martwcie się, ale dalej usiłujcie poprawić własną silę wyobrażenia (wizualizacji). Ci, którzy używali swych zdolności jasnowidzenia przez długi czas, odkryli, że istnieje ciekawa współzależność między fazami księżyca a działaniem zdolności psychicznych. Kiedy księżyca przybywa", wydaje się, że dają się one łatwiej kierować wolą, kiedy zaś księżyca ubywa", chociaż mogą się pojawić, występują w chaotycznych i niewykończonych postaciach i już nie wydają się całkowicie podlegać kontroli woli. Z tego powodu doświadczony jasnowidz traktuje wrażenia psychiczne uzyskane w tym okresie raczej nieufnie. Również pomocne jest zapisywanie dominujących warunków pogodowych, gdyż są one ważne. Wszystkie poruszone dotychczas zagadnienia dotyczą waszego umysłu i emocji. Teraz zajmiemy się czynnikami mającymi wpływ na wasze ciało fizyczne. Są one najważniejsze, gdyż wrażenia o charakterze fizycznym są tak silne, że mogą na początku rozwoju zatrzeć słabe wrażenia napływające przez podświadomość. Stan ciała fizycznego wywiera silne oddziaływanie na umysł i wzruszenia. Pierwszym i najważniejszym punktem jest to, abyście byli fizycznie rozluźnieni. Ciasne ubranie, ciasne buty, niewygodne krzesło, pozycja magicznego zwierciadła powodująca zmęczenie mięśni, wszystkie te przeszkody muszą być usunięte, jeśli chcecie uzyskać całkowite odprężenie cielesne. Pokój powinien być dosyć ciepły, ale nie duszny. Przed ćwiczeniem należy wstrzymać się od jedzenia. Wpatrywanie się w kryształ natychmiast po obfitym obiedzie wywoła sen, a nie wrażenia psychiczne! Po sesji bardzo przydatny jest lekki posiłek, gdyż pomaga on uśmierzyć aktywność psychiczną! przywrócić was do normalnej świadomości. Światło powinno być przyćmione. Niektórzy stosują czerwone światło, niektórzy niebieskie, a inni po prostu przyciemniają lub osłaniają zwyczajne białe światło. I znowu jest to sprawa indywidualna; wybierzcie oświetlenie najlepiej wam odpowiadające. Światło jednakże powinno być słabe, tak aby otaczające przedmioty były tylko mgliście postrzegane. W późniejszej fazie rozwoju możecie dać mocniejsze światło, lecz wpierw najlepiej będzie, jeśli jak najmniej rozpraszani będziecie przez przypadkowe odbicia w magicznym zwierciadle. Powinno ono być ustawione w taki sposób, aby napis znajdujący się w głębi (na wewnętrznej stronie denka obudowy) nie był widoczny! Każdą z waszych sesji treningowych powinno rozpoczynać krótkie ćwiczenie relaksacyjne. Napięcia mięśniowe i emocjonalne utrudniają (a często i blokują) wasze zdolności wizualizacyjne. Oto jedna z propozycji prostego ćwiczenia relaksacyjnego: Gdy siadasz na krześle, niektóre mięśnie twego ciała są zupełnie niepotrzebnie napięte. Je właśnie należy teraz odprężyć. W celu doznania, czy jakaś grupa mięśni jest napięta, czy też nie, nie wystarczy o niej pomyśleć. Trzeba nią koniecznie lekko poruszyć. Jeśli była napięta, wtedy właśnie się odpręży. Zaczynasz od głowy i rozluźniasz mięśnie twarzy. Rozluźniasz czoło... Porusz mięśniami czoła, aby przekonać się, czy nie siedzisz ze zmarszczonym czołem, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Poruszaj mięśniami czoła... I powiedz do siebie w myśli: Moje czoło jest rozluźnione". Poruszaj mięśniami otaczającymi oczy, powiekami. Zamknij oczy, mocno dociśnij powieki i
136 otwórz je znów. Powiedz sobie w myśli: Moje powieki są już rozluźnione". Rozluźniasz szczęki... Poruszaj żuchwą, aby upewnić się, że nie siedzisz z zaciśniętymi zębami. Powiedz sobie w myśli: Moje szczęki są już rozluźnione". Rozluźniasz wargi, poruszaj nimi i powiedz sobie: Moje wargi są rozluźnione". Następnie odprężasz szyję, mięśnie karku. W tym celu poruszaj delikatnie głową i powiedz sobie: Moja szyja, mój kark są już rozluźnione". Rozluźniasz barki. Koniecznie poruszaj barkami! Wiele osób ma tendencje do ich napinania. Poruszaj barkami, po czym powiedz do siebie: Moje barki są rozluźnione". Pozwól, aby twoje ramiona zwisały luźno, swobodnie, nie dociskasz łokci do tułowia. Poruszaj ramionami. Odprężasz dłonie. Poruszaj palcami obu dłoni, odpręż je, niech będą miękkie i bezwładne. Powiedz sobie: Moje dłonie są odprężone". Tułów się rozluźnia, nie ma napięcia w krzyżu. Poruszaj mięśniami wzdłuż kręgosłupa, na całej jego długości wijąc się jak wąż... Poruszaj mięśniami brzucha, nie wciągaj go, puść swobodnie, luźno. Powiedz sobie: Mięśnie mojego tułowia są rozluźnione". Odprężają się mięśnie nóg, nie ściskasz kolan. Pozwól sobie na siedzenie w rozkroku. Poruszaj mięśniami nóg na całej ich długości, a potem powiedz sobie: Moje nogi są odprężone". Wreszcie rozluźniasz stopy. Poruszaj przez chwilę palcami stóp i powiedz sobie: Moje stopy są rozluźnione. Moje całe ciało jest już teraz rozluźnione... odprężone". Wykonaj trzy bardzo głębokie i bardzo spokojne oddechy. Napełnij powietrzem płuca kolejno: najpierw dolne partie płuc (poczuj, że twój brzuch napełnia się powietrzem), potem środkową partię płuc, wreszcie szczyty płuc. Kiedy wdychasz, przenieś swoją uwagę na szczyt głowy wyobraź sobie, że ożywczy tlen dociera do twego mózgu. Wydychaj powietrze również bardzo wolno i spokojnie. Siedzisz teraz w całkowicie odprężonym stanie umysłu i ciała, wpatrując się spokojnie i bez wysiłku w powierzchnię magicznego zwierciadła. Na początku zaczyna się jedynie wydawać, że powierzchnia zwierciadła stopniowo staje się nieostra i nie można jej widzieć zbyt dobrze. Następnie, zupełnie niespodziewanie, zaczyna być dobrze widzialna w szczegółach. Może to mieć miejsce w czasie części lub nawet podczas całych pierwszych posiedzeń. Być może również doznasz pewnych wrażeń cielesnych. Przeważnie przybierają one formę takiego uczucia, jak gdyby czoło otaczała ciasna obręcz, oraz szczególnego swędzenia lub łaskotania pomiędzy oczami, u nasady nosa. Owo łechtanie określa się w niektórych wschodnich książkach jako łechtanie mrówki", co wydaje się świetnym określeniem dla tego rodzaju zjawiska. Te obydwa wrażenia, zmieniająca się ostrość wzroku i ciasna obręcz wraz z uczuciem łechtania, wydają się mieć czysto fizyczne przyczyny, przynajmniej na początku ćwiczenia. Znikanie i pojawianie się zwierciadła pochodzi od zmęczenia mięśni kierujących ostrością soczewki oka. Kiedy się rozluźniają, oglądany przedmiot staje się nieostry. Po chwili napinają się i nastawiają na umieszczony przed nimi przedmiot. Ciasna obręcz i łechtanie powstają zapewne wskutek lekkich zmian w krążeniu krwi w czole. Nie zniechęcaj się, jeśli to będzie wszystko, czego doznasz w czasie pierwszych kilku posiedzeń. Jeśli będziesz wytrwały, pojawią się inne znaki. Jednym z najczęstszych zjawisk jest pozorne, stopniowe zachmurzanie się powierzchni do tego stopnia, że w końcu wydaje się, jak gdybyś patrzył na zasłonę szarej mgły, pokrywającej całą powierzchnię. Wtedy ta zasłona z mgły zaczyna się rozpadać i kręcić się wkoło w mniejszych obłokach, a lśniące iskry światła pojawiają się na całym zwierciadle. Na tym etapie możesz łatwo cofnąć się w rozwoju wskutek podniecenia wywołanego faktem, że coś widzisz. Podniecenie to jest w stanie bardzo skutecznie zburzyć stan spokoju w umyśle i w ten sposób naruszyć delikatne linie połączenia budowane w dole, w głębi podświadomości. Jeśli potrafisz jednak utrzymać umysł w stanie spokoju, wówczas zjawiska w zwierciadle zaczną z reguły się wzmagać i przyjmować inne kształty. Mogą się ukazać ułamkowe mignięcia jaskrawo kolorowych krajobrazów, twarze poważne i wesołe oraz świetliste obłoki, ale zauważycie, że na początku trudno wam będzie zatrzymać jakikolwiek widok na dłużej aniżeli sekundę lub dwie. Kiedy pojawią się takie krajobrazy, twarze i barwy, jest to dowodem, że zachodzą w umyśle pewne zmiany psychiczne, i że właśnie one umożliwią doprowadzenie wizji wewnętrznej do świadomości na jawie. Widoki te są blisko spokrewnione z hipnagogami z owymi obrazkami, oglądanymi przez niektóre osoby podczas zapadania w sen i ponownie podczas budzenia się z niego. Psychologowie przypuszczają, że wytwarza je i wyświetla podświadomość. Mogą być one
137 także obrazami niosącymi wiadomości, przekazując informacje odebrane przez zmysły wewnętrzne. Są one jak gdyby snami na jawie i mają swoje własne, określone znaczenie. Wówczas, kiedy osiągnąłeś ten etap, już zacząłeś rozwijać jasnowidzenie. Odkryjesz dla siebie ciekawą sztukę utrzymywania umysłu w czujnym, a mimo to odprężonym stanie; coś, co się wpierw wydaje niemożliwe. Wiele razy doznasz nagłego podniecenia wskutek tego, co będziesz widział. I cała wizja zamknie się natychmiast. Odkryjesz również, że wizje zaczynają się dzielić na dwie odmienne grupy, jedna z nich będzie znacznie większa od drugiej, co może wskazywać na rodzaj rozwijanej wizji. Pewna seria obrazów będzie tyczyła się normalnych, codziennych rzeczy, a inna ukaże się w formach symbolicznych. Odkryjesz również, że wizja symboliczna wydaje się łączyć ze zdecydowaną, badawczą postawą umysłu. Wersja rzeczowa odzwierciedla się w umyśle, jak gdyby bez żadnego wysiłku; jest to wizja bierna. Bywaj ą obrazy bezpośrednio związane z nami. Są one używane przez podświadomość jako szyfr, za pomocą którego może zostać przekazana pewna informacja. Może ona łączyć się z własnym, osobistym życiem wewnętrznym i warunkami, a także dotyczyć innych; informacja odebrana przez zmysły wewnętrzne, w niektórych zaś wypadkach może mieć swoje źródło w czynności innych zmysłów, w ten sposób przekazujących wiadomość poprzez wewnętrzne,ja". Trzeba nauczyć się, co w stosunku do nas oznaczają takie formy symboliczne. Podkreśliliśmy kilka tych słów, gdyż są one bardzo ważne. Pewien wizjoner odkrył, że ilekroć zjawił mu się obraz kota, zwiastowało to jego chorobę w ciągu paru dni. Zajmował się on pracą wykładowczą, podróżując po całym kraju. Wizja kota wielokrotnie pozwoliła na znalezienie w porę zastępstwa. Tu zbliżamy się do czegoś bardzo ważnego. Te symbole zobaczone w wizji będą dwóch różnych rodzajów. Jeden z nich oglądany jest w wizji bez jakiejkolwiek atmosfery uczuciowej i nie będziesz miał żadnego śladu pozwalającego odgadnąć, co mógłby on znaczyć. Drugi rodzaj nie tylko się widzi, ale i przynosi on ze sobą określoną wiadomość na temat swojego znaczenia. Ta wiadomość bezpośrednio pojawiająca się wraz z wizją bywa jak twierdzą doświadczeni wizjonerzy prawie niezmiennie poprawna. Jeśli natomiast widzisz symbol i musisz zatrzymać się, aby zinterpretować jego znaczenie, wówczas strzeż się, interpretacja może bowiem być daleka od właściwego znaczenia. Dotyczy to zwłaszcza tych symboli, które się tłumaczy jako przepowiadające przyszłość. Setki razy słyszeliśmy, jak jasnowidze mówili coś w tym rodzaju: Widzę śliczną wiązankę narcyzów ponad tobą i mówi mi to, że kiedy kwiaty zakwitną na wiosnę, otrzymasz pomyślne wiadomości", i tak dalej. W tym przypadku musimy pominąć to, że kwiaty kwitną na długo przed wiosną i że wiosna liczy sporo tygodni, cała rzecz jest zaś dość nieokreślona, a jako wróżba przyszłości raczej jałowa. Radzimy, abyś po odbyciu posiedzenia uczył się utrzymywać w rozdzieleniu oba stany świadomości. Zamknij jasnowidzenie spokojnym wysiłkiem woli. Potrzebujesz tylko powiedzieć sobie cicho, że teraz kończysz posiedzenie i zamykasz tę władzę psychiczną. Bezpośrednio po tym wykonaj jakąś normalną czynność tyczącą się świata fizycznego, taką np. jak notatka o tym, co zdarzyło się podczas sesji. Czy dopuszczalne jest stosowanie tej zdolności w celach zarobkowych? Ponieważ zdolność jasnowidzenia jest całkiem naturalną siłą, a nie świętą samą w sobie, więc nie istnieje żaden logiczny powód, dla którego nie można by jej użyć w ten właśnie sposób, trzeba jednak też wziąć pod uwagę inne względy. Jasnowidz w dużym stopniu jest raczej artystą aniżeli technikiem. Jego siły są zmienne, zależne zarówno od jego własnych warunków wewnętrznych, jak i od czynników zewnętrznych. Do czasu pełnej stabilizacji swej siły nie jest on w stanie występować w roli zawodowego konsultanta psychicznego, gdyż nigdy nie może wiedzieć, kiedy ta umiejętność będzie mu dostępna. Konstrukcja Magiczne zwierciadło można sobie wykonać samemu. Część optyczną zrobisz z dwóch szkiełek zegarkowych i kwadratowego kawałka szkła płaskiego (szyby). Szkiełka zegarkowe, mające średnicę 8 cm, są do nabycia w sklepach ze szkłem laboratoryjnym, chemicznym i medycznym; np. w Warszawie w firmie Promel", ul. Elektoralna 13. Szkło płaskie musi mieć kształt kwadratu o boku długości równej średnicy szkiełek zegarkowych, a więc w tym przypadku również 8 cm. Wszystkie trzy szkła składamy ze sobą tak, aby szkło płaskie znalazło się między szkiełkami zegarkowymi, które wypukłościami skierowane są na zewnątrz. Umieszczamy je w obudowie, którą musimy sobie skleić z grubego kartonu. Pudełeczko takie malujemy od środka na czarno, na spodzie wykonujemy tradycyjny magiczny napis; według włoskiego maga Hieronima Cardana ( ) jest to tzw. charakter Księżyca. Napis ten umieszczamy pod układem optycznym dopiero podczas uświęcania" zwierciadła.
138 Sposób sklejenia pudełka-obudowy ukazuje rysunek A. Rysune A Rysunek B Na rysunku B widzimy całą konstrukcję w przekroju: pudełko-obudowę, a wewnątrz układ optyczny, zamocowany wsuwkami wykonanymi z odpowiednio wygiętych pasków cienkiej blachy. Wsuwki także malujemy na czarno. Uwagi techniczne Zgodnie z zaleceniami większości szkół magicznych, człowiek, który wszedł w posiadanie przedmiotu magicznego (zrobił go, dostał lub kupił), zanim zacznie go użytkować, powinien wejść z nim w specjalnego rodzaju bliski kontakt. Czynność taką przeważnie nazywa się uświęceniem". Również i ty dokonaj uświęcenia twojego magicznego zwierciadła. Zadbaj o to, abyś znalazł się w cichym i spokojnym pomieszczeniu. Jeśli to możliwe, przekręć klucz od wewnątrz, aby mieć pewność, że twojej czynności nikt i nic nie zakłóci. Stwórz spokojny, uroczysty nastrój i poddaj się mu: nakryj stół czystą serwetą, ustaw przed sobą zapalone świece, dokładnie umyj ręce. Z płyt lub kaset wybierz sobie muzykę, spokojną i uroczystą. Podczas rozmontowywania przyrządu myśl o tym, co robisz, a nie o swoich życiowych sprawach i kłopotach. Na dnie obudowy przerysuj (np. za pomocą kalki maszynowej) napis ukazany na rys. C, po czym cieniutkim pędzelkiem umaczanym w przezroczystym lakierze (może to być transparentny lakier do paznokci) namaluj kolejno wszystkie znaki. Staraj się przy tym je zapamiętać.
139 Rysunek C Pozostaw napis do wyschnięcia. Na powrót zmontuj przyrząd. Rozmontowywanie i ponowne montowanie magicznego zwierciadła będzie zapewne w przyszłości konieczne jeszcze z innego powodu: gdy w układzie optycznym zacznie gromadzić się kurz. Zacznij od delikatnego wyjęcia metalowych wsuwek, po czym kolejno wyjmuj: szkło sferyczne, leżące wybrzuszeniem ku górze, kwadratowe szkło płaskie, wreszcie drugie szkło sferyczne umocowane wybrzuszeniem ku dołowi. Przetrzyj je czystą, miękką ściereczką. Zmontuj przyrząd, umieszczając w obudowie szkła w tej samej kolejności i w tych samych położeniach. Dociśnij je znów metalowymi wsuwkami, nie bój się samodzielnego eksperymentowania! W osiągnięciu stanu relaksacji i stanu elektrycznej aktywności mózgu, jaki potrzebny jest do wizualizowania w magicznym zwierciadle, mogą okazać się bardzo pomocne kasety typu SYNCHRO-THETA, a zwłaszcza S-Th-4 Pigułka nasenna". Korzystamy wówczas tylko z pierwszej, relaksującej części nagrania, przerywając odsłuchiwanie, gdy czujemy, że zaczynamy zasypiać.
140 Wstecz / Spis Treści / Dalej 8. Słuchanie "z zapartym tchem" Około roku 1963 bułgarski uczony, dr Georgi Łozanow, opracował własną metodę leczenia, przydatną zwłaszcza w leczeniu nerwic. Okazało się ponadto, że zastosowana do uczenia różnych przedmiotów, od matematyki po języki obce, przynosi wręcz rewelacyjne wyniki. Cały jej sekret polega na tym, by pacjenta czy ucznia wprowadzić dokładnie w taki stan psychiczny, w jakim znajduje się człowiek słuchający koncertu: w stan wewnętrznego rozluźnienia, bierności, ale i czujności zarazem. Podczas słuchania muzyki człowiek odbiera wiele rozmaitych informacji jednocześnie: melodię, barwę dźwięku, harmonię, rytm, ładunek uczuciowy. Łozanow eksperymentował z seriami obcych słów. Odkrył przy tym, że w ciągu jednego seansu sugestopedycznego można wprowadzić do psychiki ucznia aż do tysiąca takich słów; po dwóch dniach ujawniają się one w zapisie pamięci, która definitywnie je w sobie zatrzyma. Do takich słów można dołączyć pewne reguły gramatyczne, pod warunkiem jednak, że uczeń przeżywa głęboką, intensywną potrzebę ich użytkowania. W takim wypadku utrwalają się one w pamięci raz na zawsze. W 1971 r. nakładem sofijskiego wydawnictwa Nauka i Izkustwo, ukazała się rozprawa Łozanowa pt. Sugestologia. Autor wyróżnia w niej pojęcie sugestii, oddzielając je, po pierwsze od hipnozy, po drugie od perswazji, po trzecie od przekazywania wiadomości, po czwarte od konformizmu, który każe ludziom, mniej lub bardziej świadomym atmosfery zastraszenia, przejmować poglądy jednej określonej grupy. Na tym tle sugestia jest czymś zupełnie innym, ponieważ nie onieśmiela i nie zniewala, ale funkcjonalnie sprzęgając świadomość z podświadomością-uruchamia w człowieku ukryte siły i ukryte zapasy energii. Nauczanie za pomocą sugestii różni się też od nauczania w trakcie snu, czyli od metody zwanej hipnopedią. Propagowaną w latach sześćdziesiątych naukę przez sen Łozanow odrzuca, gdyż proces ten zachodzi w sposób nieświadomy, a stresy wpływaj ą hamująco na przyswajanie wiedzy. W celu osiągnięcia dobrych wyników w nauce potrzebny jest w czasie snu stan głębokiego odprężenia i odblokowania psychicznego. Jak wykazały doświadczenia, istotne jest osiągnięcie tego stanu, a nie sam sen. Sugestopedia znana na Zachodzie pod nazwą supernauczania (super-learning) jest holistyczną metodą nauczania opartą na zasadzie harmonii między ciałem a umysłem. Twórca tej metody prof. Łozanow wyszedł z założenia, że człowiek wykorzystuje tylko 10 do 15% swoich intelektualnych możliwości. Dlatego też doprowadzając się do głębokiego stanu odprężenia ciała i umysłu w połączeniu z rytmicznym oddychaniem, odpowiednią muzyką i sugestiami można bez trudu przyswoić znacznąilość wiedzy. Całkowite zniesienie wszelkich blokad hamujących proces uczenia się oraz innego rodzaju przeszkód tkwiących w psychice przyspiesza jak wykazały badania aż do 20 razy zapamiętywanie nowych informacji. Dlatego też podstawę sugestopedii stanowią różne ćwiczenia relaksacyjne. Metoda opracowana przez Georgija Łozanowa nadaje się wyśmienicie nie tylko do nauki języków obcych, ale również do wszelkich innych dziedzin wymagających przyswojenia dużej ilości wiedzy w krótkim czasie. Inspirację do poszukiwań stanowiły: muzykoterapia, nauczanie we śnie, hipnoza, trening autogenny, psychodrama, radża joga oraz ćwiczenia rozwijające zdolności parapsychiczne. Sam prof. Łozanow tak o tym mówił: Sugestologia powstała w czasie pracy klinicznej z chorymi. Sugestia jest bowiem podstawowym elementem w psychoterapii. Zajęcie się problemami sugestii w zakresie psychoterapii, a szczególnie w leczeniu schorzeń psychosomatycznych, doprowadziło stopniowo do ukształtowania się sugestologii jako nauki. Oczywiście w psychoterapii stosuję ponadto wiele innych metod hipnozę, odreagowywanie, psychoanalizę, psychodramę itp. Jako nauka sugestologia zajmuje się głównie problemem możliwości odkrycia rezerw ludzkiej osobowości zwykłymi sposobami -bez hipnozy, którą można osiągnąć za pomocą sugestii, ale która sama sugestią nie jest i nie jest także czynnikiem sugestywnym. Wszystkie czynniki, które nas sugerują, zostały w sugestologii teoretycznie opracowane, uargumentowane, sprawdzone eksperymentalnie i znalazły już swoje miejsce w praktycznym zastosowaniu. Może być ona wykorzystywana w wielu dziedzinach życia, nie tylko w klinice, ale między innymi również w procesie nauczania. Zastosowanie jej w dydaktyce zrodziło sugestopedię naukę, która w nauczaniu bierze pod uwagę wpływ takich czynników, jak: oddziaływanie zachowania nauczyciela i jego wyglądu zewnętrznego, wpływ muzyki, oddziaływanie sztuki, jako jednego z
141 najsilniejszych czynników sugestywnych. Sugestologia to również nauka, która bada, jaki wpływ na wyniki nauczania ma specjalne opracowanie materiału nauczania pod kątem łatwiejszego przyswajania i utrwalania go w mózgu, przy jednoczesnym uruchomieniu rezerw; jak wpływa relaks lub tak zwany przez nas relaks skoncentrowany (maksymalna koncentracja przy maksymalnym relaksie); bada, jak za pomocą muzyki i sztuki w ogóle osiągnąć łatwiej stan skoncentrowanego relaksu. W naszym instytucie, od chwili jego powstania, to znaczy od 1919 r., pracujemy nad problemem rezerw osobowości człowieka w procesie nauczania. Środki, jakie stosujemy w celu ujawnienia tych rezerw, nie tłumią osobowości jednostki, nie ograniczająjej wolności, nie podporządkowują, a wręcz przeciwnie, wyzwala-jąjąod wszelkiego ulegania autorytetom. Człowiek uczy się rozumieć, co i jak na niego wpływa i jak może to wykorzystać dla swojego rozwoju. Sugestopedia prof. Łozanowa zawiera sporo elementów wzorowanych na jodze. W Bułgarii jest wiele osób praktykujących te ćwiczenia. Podstawą systemu radża jogi jest opanowanie umysłu i koncentracja. Wskutek ćwiczeń ascetycznych, praktyk oddechowych i innych ćwiczeń, następuje rozwój tzw. sił siddhi, czyli sił wyzwalających różne parazmysłowe zdolności. Georgi Łozanow odbył w latach sześćdziesiątych podróż do Indii i odwiedził tam różne ośrodki jogi i centra medytacyjne. W Instytucie Śri Yogendry w Bombaju poznał Yogiego Sha, adwokata z zawodu, adepta jogi, który po roku specjalnych ćwiczeń był w stanie zapamiętać liczby składające się z 18 cyfr. Zafascynowało bułgarskiego psychologa, jak w instytutach wedyjskich wyspecjalizowani bramini potrafili recytować z pamięci liczące po kilkaset stron traktaty sanskryckie. Pamięć swoją kształtowali oni przez ćwiczenia jogi i medytacje. To właśnie dzięki technikom jogi bramini potrafią jak twierdził Łozanow wyłowić z podświadomych warstw psychiki odpowiedni zasób potrzebnych informacji w nieprawdopodobnych ilościach. Ważnym czynnikiem wpływającym na procesy pamięciowe jest także według niego odpowiednia muzyka. W kulturze i religii nie tylko Indii, ale także wielu innych kręgów cywilizacyjnych, muzyka odgrywa szczególną rolę. Wprowadzenie w trans uśmierza ból, wywołuje stany ekstatyczne itd. Od wieków muzyka i śpiew ułatwiają pracę, służą do usypiania dzieci (kołysanki) bądź odprężenia i rozrywki. W wielu bułgarskich sanatoriach stosuje się muzykę do terapii licznych chorób. Dlatego też Georgi Łozanow postanowił wykorzystać w swoim systemie nauczania wpływ muzyki na psychikę ludzką. Eksperymentalnie potwierdził, że muzyka odpręża ciało i pobudza umysł, stąd też wyśmienicie służy nauczaniu. Łozanow wybrał do tego celu europejską muzykę poważną. Ustalił, że szczególnie dobrze nadaje się muzyka epoki baroku w tempie largo. Zwalnia ona puls i wprowadza w idealny stan wypoczynku. Bułgarski uczony poszukiwał sposobów, aby skorzystać z rezerw umysłu, przy założeniu, że ciało i umysł łączą się ze sferą intuicji w całość w procesach uczenia się, pamiętania i komunikowania. W systemie radża jogi funkcję integracyjną spełniaj ą techniki oddechowe, stąd też oddech został również wykorzystany przez Łozanowa do przyśpieszenia procesów nauczania. W wyniku eksperymentów stwierdzono, że zapamiętywanie zostaje znacznie wzmocnione przez zrytmizowanie oddechu z muzyką. Okazało się, że przy metrum 4/4 dwie ćwiartki winien zajmować wdech; cztery ćwiartki zatrzymanie oddechu i dwie ćwiartki wydech. W ten sposób powstaje cykl ośmioćwiartkowy. Z przeprowadzonych doświadczeń wynikało, że etapem, w którym następuje najbardziej intensywne przyswajanie informacji przez ośrodki mózgu, jest faza zatrzymania oddechu. Jeśli czytanie tekstu odbywało się w rytmie odpowiedniej muzyki, a oddychanie uczniów było dostosowane do czytania (tzn. w czasie, gdy lektor czytał nowy materiał, uczniowie wstrzymywali oddech), to następowało rozszerzenie pamięci o 87%. Czytanie tekstu na tle muzyki, ale bez dostosowania oddechu do odpowiedniego rytmu, dawało zwiększenie pamięci już tylko o 25%. Przy stosowaniu sugestopedycznej metody nauczania testy wykazywały szybki wzrost ilorazu inteligencji oraz wzmacniającego motywację poczucia własnej wartości. Odprężenie i harmonijne oddychanie pomagało także uczniom pozbyć się w czasie lekcji sugestopedycznej bólu głowy i złego samopoczucia. Osoby ćwiczące uczyły się również prawidłowego sposobu oddychania. Mózg człowieka potrzebuje trzy razy więcej tlenu niż reszta ciała, stąd też tak istotne jest jego dotlenienie przez odpowiednią technikę oddychania. Fizjolodzy stwierdzili, że rytmy ciała (uderzenia serca, fale mózgowe itd.) łatwo dopasowują się do muzyki. W islamie na przykład wyraża się pogląd, że można znacznie zwiększyć koncentrację umysłu oddychając w rytmie śpiewanych słów. Na możliwość zwiększenia koncentracji umysłu przez rytmiczny oddech i jego odpowiednio długie zatrzymania wskazują także wybitni znawcy przedmiotu Yogi Ramaczaraka i Mircea Eliade. Tradycje jogi zalecają także synchronizowanie oddechu z pulsem. Najważniejsze jednak dla procesów przyspieszających uczenie się jest jak twierdzi Łozanow dostosowanie regularnego oddychania do rytmu prezentowanego materiału. Zsynchronizowanie różnych
142 elementów (oddech umysł koncentracja rytm czytanie tekstu lekcji i muzyka) stwarza optymalną gotowość u ucznia do przyswajania wiedzy. Kolejnym, niezwykle istotnym czynnikiem w nauczaniu jest pokonanie barier wewnętrznych, blokad psychicznych i niewiary we własne siły. Łozanow jako psychoterapeuta wiedział, że istotną kwestią w nauce jest wywołanie u uczniów stanu odprężenia, podawanie im różnych pozytywnych sugestii i rozwijanie wiary we własne możliwości uczenia się. Uczniowie, w ramach ćwiczeń wstępnych, po fazie odprężenia i relaksacji, a przed przekazaniem nowego materiału, koncentrują się na powtarzaniu pozytywnych afirmacji. Typową afirmacją jest na przykład zdanie: Potrafię zapamiętać wszystko, co będzie na dzisiejszej lekcji". Każdy z uczestników kursu metodą sugestopedyczną musi indywidualnie stwierdzić, które z elementów tej metody, a więc ćwiczenia oddechowe, ćwiczenia odprężające oraz afirmacje, najbardziej przemawiają do jego psychiki i podnoszą jego zdolności. Na te elementy ćwiczeń winien być położony szczególny nacisk. Z badań Donalda Schustera i Raya Benite-za-Bordona z Uniwersytetu Stanowego Iowa w USA wynika, że średnio rzecz biorąc afirmacje podnoszą zdolność przyswajania wiadomości o 60%, a na przykład synchronizacja oddechu z tempem prezentowanego materiału, w rytm muzyki, aż 78%. Grupy, które wy korzystają atuty wszystkich wspomnianych elementów, uzyskująprzyrost możliwości przyswajania wiedzy wynoszący średnio 141%. Na Zachodzie (głównie w USA) sugestopedia uzyskała już bardzo znaczną popularność. Nasz system nauczania języków obcych mówił prof. Łozanow jest znany na całym świecie. Istnieją dziesiątki i setki ośrodków wykorzystujących tę metodę, poczynając od ZSRR, USA, Japonii, Szwecji, Anglii, Francji i Austrii, a kończąc na bardzo małych dalekich krajach Afryki i Azji. Istnieją szkoły, ośrodki naukowe, które pracują nad tymi problemami, oraz publikacje potwierdzające efekty. Nauczanie języków obcych za pomocą sugestologii zostało wszędzie rozpowszechnione, a u nas przeszło ono kilkakrotne modyfikacje metodyczne, ale bez naruszania podstawowych zasad. Nasz ostatni wariant z 1977 r. jest praktycznie wykorzystywany w Instytucie, jak również w niektórych innych ośrodkach, które utrzymują z nami w ostatnich latach stałe kontakty w celu przygotowania wyspecjalizowanych wykładowców. Składniki kompleksowego działania Badania naukowe wykazały, że umysł lepiej pracuje i jest bardziej chłonny Jeśli mięśnie ciała są rozluźnione, a serce pracuje w wolniejszym tempie niż zwykle. Normalnie pracuje ono z częstotliwością uderzeń na minutę zwolnienie tego tempa do 60 uderzeń już daje oczekiwane rezultaty. Takie odprężenie organizmu nader często prowadzi jednak również do przeciwnego skutku umysł zamiast pracować wydajniej zasypia" w ślad za ciałem. Jak tego uniknąć? zadał sobie pytanie Łozanow. Na trop rozwiązania naprowadziły go badania osób o zdolnościach dużo większych niż te, które ma przeciętny człowiek. Otóż Łozanow stwierdził, że występowaniu stanów psychicznych, podczas których uwidoczniają się nadzwyczajne uzdolnienia, towarzyszy rytm alfa fal mózgowych (7-14 cykli na sek.) mózg wtedy jest odprężony, a jednocześnie pobudzony do zwiększonego wysiłku. Po serii badań Łozanow doszedł do wniosku, że odprężenie ciała i rytm alfa fal mózgowych (oprócz odpowiedniego oddychania) może zapewnić właściwa muzyka, a konkretnie barokowa. Rytmy ciała bicie serca, rytm fal mózgowych synchronizują się z rytmem tejże muzyki. Przekazywana idea, że muzyka może wpływać na ciało i umysł, nie jest nowa. Przez całe wieki ludzie śpiewali swoim dzieciom do snu kołysanki. Przez całe wieki Azjaci, mieszkańcy Środkowego Wschodu czy Ameryki Południowej wprowadzali się przez muzykę w niezwykłe stany świadomości. Muzyka kompozytorów siedemnaste czy osiemnastowiecznych, takich jak Bach, Vivaldi, Telemann, Corelli czy Handel, często nazywana jest muzyką barokową. W wolnych fragmentach tej muzyki odnajdujemy coś znajomego rytm sześćdziesiąt uderzeń na minutę. Ta muzyka barokowa często ma powolne, basowe nuty, niczym wolno bijące serce człowieka. Kiedy słuchasz, słucha także twoje ciało i przystosowuje się do rytmu. Radziecki psycholog l. K. Platonów stwierdził, że sam metronom, wybijający ten rytm, czyli 60 uderzeń na minutę, oddziałuje na ludzi. Pod wpływem tego rytmu umysł działa sprawniej niż zwykle. Ciało relaksuje się, a umysł zostaje pobudzony. Nie musisz starać się o rozluźnienie mięśni, koncentrować się czy przywoływać mantry. Wszystko, co musisz zrobić, to tylko być z muzyką. Kiedy słuchasz Handla, zaczyna się odprężenie fizyczne i umysłowe, a jednocześnie koncentracja psychiczna. W supernauczaniu potrzebny jest jednak nie tylko rytm muzyczny, Łozanow bowiem odkrył również swoisty rytm pamięci. Okazało się, że kiedy materiał podawano szybko lub z jednosekundowymi odstępami, uczniowie zapamiętywali tylko dwanaście procent wiadomości.
143 Po interwałach pięciosekundowych około trzydziestu procent. Kiedy przerwa między informacjami wynosiła dziesięć sekund, zapamiętywano przeszło czterdzieści procent materiału. Oznacza to, że jeśli chciałbyś zapamiętać serię nieznanych stów, zapamiętałbyś ich więcej, jeśli każde byłoby podawane w odstępach dziesięciosekundowych. Stały, monotonny rytm około dziesięciosekundowy wydaje się otwierać zdolności umysłu do zapamiętywania. Czy to zjawisko jest czymś w rodzaju rytmu pamięci? Przed laty radzieccy badacze mózgu i metod uczenia we śnie rzucili na to zjawisko trochę światła. Stwierdzili oni, że pauza między informacjami daje komórkom mózgu pewien odpoczynek. Szybkie podawanie informacji nie pozwala mózgowi na ich absorpcję. Ci badacze nauczania we śnie dzielili lekcje na małe fragmenty i podawali je z przerwami. Bułgarzy rozpoczęli podawanie materiału przeznaczonego do zapamiętania co osiem sekund. Dlaczego nie co dziewięć? Być może dlatego, że chcieli go połączyć dodatkowo z rytmem muzyki, a ta zwykle nie jest pisana w takcie na pięć lub na dziesięć. Niezwykle istotnym czynnikiem w zapamiętywaniu jest także rytmiczny oddech. Potwierdzili to naukowcy ze stanu Iowa. Otóż zauważyli oni, że wystarczyło, iż uczący się oddychali rytmicznie i regularnie podawano im materiał, aby zdolność zapamiętywania wzrosła o 78 %. Stwierdzono też, że jeśli zacznie się rytmicznie oddychać, wówczas umysł automatycznie się wyostrzy. Kiedy między wdechem a wydechem zatrzyma się oddech na parę sekund, sprawność umysłu stabilizuje się i wówczas może on łatwiej skoncentrować się na jednym punkcie, na określonej idei. Pamiętajmy: supernauczanie polega na kompleksowym działaniu różnych czynników żaden nie jest tym istotnym", pozostałe zaś nie są tylko dodatkami"!
144 Wstecz / Spis Treści / Dalej 9. Jak powstają magiczne przedmioty Świadome, programowe uprawianie czystej sztuki" to wynalazek ostatniego wieku. Na ogół przez sztukę starano się wyrażać coś więcej oprócz jej samej (samej formy). Można śmiało powiedzieć, że zakres pojęcia sztuki w znacznej swojej części pokrywa się z takimi pojęciami, jak działalność polityczna, religijna, społeczno-satyryczna, magiczna itp. Jest to dość banalna prawda, a jednak jej niedostrzeganie lub nieuwzględnianie prowadziło nieraz do poważnych nieporozumień w sprawach estetycznych. Dziś nikt nie zechce kwestionować niewątpliwej wartości artystycznej na przykład utworów Maj akowskiego czy też kompozycji Palestriny na tej podstawie, że pierwszy z nich uprawiał jednocześnie sztukę i politykę, a drugi sztukę i religię. Nas interesować będzie ta część zakresu pojęcia sztuk plastycznych", która pokrywa się z zakresem pojęcia działań magicznych". Twórczość plastyczna paleolitu i neolitu bardzo często nie tylko pozostawała w związku z magią, lecz bywała formą działania magicznego to wiemy z historii sztuki. Malowanie łownych zwierząt na ścianach jaskiń było istotną częścią magicznego ceremoniału, mającego na celu zapewnienie powodzenia w polowaniu. Wydaje się, że takie uprawianie magii przez sztukę nie skończyło się w odległych epokach prehistorycznych, lecz pojawiało się zawsze, również w XX wieku. Przecinające się zakresy pojęć. 1 religia; 2 magia; 3 sztuka; 4 polityka Magia od dawien dawna była zaliczana do sztuk (zwano ją przecież ars magica!) w tym sensie, w jakim sztuką była medycyna w ubiegłych wiekach, a i obecnie jest jeszcze w pewnym stopniu. Przykładów związku magii z nauką istnieje bardzo wiele, choćby pitagorejska matematyka i magia liczb. Śladem różnych związków magii ze sztuką jest na przykład słowo tworzenie", stosowane tam, gdzie chodzi o "produkowanie" dzieł sztuki. O tym, że twórczość artystyczną nie tylko wiązano, ale wprost utożsamiano z działaniami magicznymi, świadczy choćby legenda o Orfeuszu, który swą muzyką skłaniał do uległości dzikie zwierzęta, kamienie oraz moce piekielne. Pozostawmy pytanie, aby nie gmatwać naszego toku rozumowania, czy działania magiczne bywały kiedykolwiek (i czy w ogóle mogły być) naprawdę skuteczne? Wiele przemawia za tym, że dziewiętnastowieczna nauka zbyt daleko posunęła się w negacji wszystkiego, co po prostu z nazwy było magiczne". Wysubtelnienie technik badawczych, i to zarówno w postaci szybko postępującego doskonalenia aparatur pomiarowych, jak i w sferze metodologii, pozwoliło w ostatnich latach wielu różnym przedstawicielom nauk przyrodniczych na podjęcie prac nad zjawiskami, które tradycyjnie przyporządkowywano magii. Niejeden cud mniemany" przy tej okazji zdemaskowano jako wytwór fantazji lub po prostu oszustwo. W innych znów przypadkach uzyskują potwierdzenie swojej realności fakty jeszcze niedawno temu w ogóle przez naukę nie przyjmowane do wiadomości. Tak się stało na przykład z potwierdzoną przed niewielu laty, a przedtem kategorycznie negowaną możliwością dowolnego kierowania pracą serca przez joginów. Jak się wydaje, istnieją wystarczające przesłanki do stwierdzenia, że magiczne działanie" często bywa zjawiskiem nie mieszczącym się w kategoriach czysto estetycznych, że istniał (i nadal istnieje) nurt w twórczości plastycznej, którego istotą jest jednoczesne uprawianie sztuki i magii, że dość często spotykany w ostatnich dziesięcioleciach, w pracach krytyków i historyków malarstwa, epitet magiczny" należy niekiedy rozumieć dosłownie. Jakim więc formom plastycznym przypisywane bywało owo działanie magiczne" (rozumiane w sensie estetycznym)? San Lazzaro tak napisał o malarstwie Giorgio Morandiego ( ):
145 swoje malarstwo sprowadził on do prawdziwie magicznej linearności". Jacques Lassaigne o obrazach Giorgio Chirico: w chłodzie idealnych i czystych form architektury cyrkuluje powietrze naładowane inwencją i tajemnicą, powstaje magia przestrzeni". Franz Roh, twórca pojęcia magicznego realizmu" w plastyce XX wieku, tak go określa: stale otaczające nas kształty codzienności czyni niesamowitymi"; z nadrealizmem ma to wspólne, że niczego nie zawoalowuje, a raczej stara się przedmioty ukazywać z ostrość i ą brzytwy ".A zatem: magiczne działanie przypisywane bywa formom, które przedstawiają lub sugerują przestrzeń trójwymiarową, wyrażoną z obiektywizmem wykluczającym wszelką impresyjność, raczej graficznie niż malarsko ( linearność"); są to więc elementy rzeczywistości zmienione przez twórcę, lecz wyobrażone tak, jak gdyby stanowiły plastyczne odzwierciedlenie przedmiotów realnie istniejących. Sztuka psychodeliczna ostatnich lat ogromnie wzbogaciła zasób środków plastycznych, które służą magicznej" ekspresji dzieła. Znakomitym przedstawicielem tego kierunku jest w Polsce Andrzej Urbanowicz, łączący swoją twórczość malarską z zainteresowaniami magią w aspekcie historycznym i psychologicznym. Należałoby tu jeszcze dodać, że magicznie" wyglądają dla nas formy plastyczne również innego rodzaju, o ile tematycznie kojarzą się z magicznym rytuałem. Te możliwości niezwykle celnie wykorzystał Stanisław Zamecznik w swym opracowaniu graficznym książki Tuwima Czary i czarty polskie (wyd. 1960). Rzecz jasna, nie zawsze to, co działa magicznie" (w sensie estetycznym), jest wynikiem prawdziwej magicznej intencji autora. Ale czasem tak bywa. Lassaigne charakteryzuje magiczny" okres w twórczości Chirico, po czym dodaje: zdaniem przyjaciół Chirico, umiał on wówczas wywoływać zjawy i posiadał dar jasnowidzenia". Jeszcze inną zdolność parapsychiczną prekognicję ujawnił Chirico malując portret Apollinaire'a. Oto jak przedstawia ten zdumiewający epizod w życiu malarza Henryk Waniek ("Nowy Wyraz", 7-8, 1975): Rok 1914 przynosi Apollinaire'owi jeden z najdziwniejszych darów, jakie otrzymał kiedykolwiek. Był to jego portret namalowany przez de Chirico. Poeta nazwał go żartobliwie Człowiek-tarcza" i pod tą nazwą obraz przeszedł do historii. Malarz przedstawia na nim dwukrotnie twarz Apollinaire'a raz jako gipsowe popiersie z oczami zasłoniętymi czarnymi binoklami, drugi raz jako ciemną sylwetkę w wojskowym stroju, z białym kółkiem zakreślonym na lewej skroni. Kilka miesięcy po otrzymaniu portretu Apollinaire usiłował w pierwszych dniach wojny, jako ochotnik, dostać się w szeregi Armii Francuskiej. Utrudniało mu to jego włoskie obywatelstwo i niejasne pochodzenie. Cel osiągnął dopiero rok później i Guillaume Apollinaire de Koslrowicki znalazł się na froncie. Tam też został raniony odłamkiem granatu w dokładnie to samo miejsce, jakie białym kółkiem podkreślił na jego portrecie de Chirico. Rzecz wydarzyła się 17 marca 1916 r. we wsi Lendon nie opodal Berry au Bac, pomiędzy kościołem a laskiem Buttes. Był operowany, a przedłużająca się rekonwalescencja skazywała go na bezczynność. Utwór poetycki, jaki powstał w okresie pomiędzy tym wydarzeniem a śmiercią, dedykował de Chirico. Fragment tego wiersza brzmi: Nie śpiewam lego świata ani innych gwiazd Śpiewam moje wszystkie możliwości poza tym światem i gwiazdami Śpiewam radość wędrowania i rozkosz śmierci w wędrówce. 13 sierpnia 1927 r. na Zamarłej Turni w Tatrach zginął tragicznie awangardowy malarz, rzeźbiarz i grafik Mieczysław Szczuka. Tuż przed śmiercią wykonał cykl ilustracji do poematu Anatola Sterna Europa". W jednej z nich zawarł proroctwo na temat swego własnego losu. Stern tak o tym napisał (Wspomnienia z Atlantydy, Warszawa 1959): Współtwórca Europy nie dożył chwili, gdy utwór nasz mógł się ukazać w swej zakończonej postaci. Przeczucie kierowało jego ręką już wtedy, gdy zamykając swój cykl fotomontażowych kompozycji do poematu, czarną krechą otoczył rysunek ostatni Zamarłej Turni świadka swych pierwszych tryumfów taternickich i swego ostatniego śmiertelnego lotu ze skały. [...] Gdybym był mistykiem, musiałbym poczuć na twarzy oddech zaświatów na widok owej klepsydry, jaką malarz, na parę miesięcy przed swoją śmiercią zamieścił w mym poemacie na widok otoczonego czarną krechą szczytu, gdzie dokładnie został zaznaczony punkt, z którego miał później spaść Szczuka. Zastanówmy się teraz, kiedy i w jakich warunkach twórczość artystyczna staje się formą działania magicznego. Zależy to, jak się zdaje, od intencji twórcy i od stanu jego świadomości przynajmniej w momencie inicjowania dzieła. Znaczenie intencji twórcy staje się oczywiste, jeśli uświadomimy sobie, jaką rolę przypisuje się w magii aktowi woli człowieka, który usiłuje się nią posłużyć. Warto tu przypomnieć definicję magii sformułowaną przez Roberta Waltera: Magia jest jednocześnie wiedzą i umiejętnością posługiwania się wolą w taki sposób, by uruchomione nią nadnaturalne (to jest niepojęte dla określonych ludzi) siły powodowały sprawdzalne materialne zdarzenia". Zgodnie z tą definicją typowym przykładem działania magicznego będzie zahipnotyzowanie kogoś, kto nie ma pojęcia o mechanizmie tego zjawiska ("zaczarowanie", jak
146 to określano w dawnych czasach). Jak widzimy, nieodzowną komponentą każdego działania magicznego również na terenie sztuki musi być intencja oddziaływania na otaczającą rzeczywistość, a wiec postawa aktywna, kreacyjna, prowadząca nie do odtwarzania i kopiowania, lecz do tworzenia w swym dziele własnej wersji rzeczywistości. Można to określić metaforycznie: tak bywa, gdy artysta zwraca się do rzeczywistości w trybie rozkazującym. W twórczości poetyckiej dzieje się tak dosłownie. Autor rozkazem zmienia rzeczywistość. Oto przykład fragment magicznego" wiersza Jarosława Markiewicza: Niech to, co widzę poprzez te same oczy zajrzy we mnie. Niech to co widzę poprzez te same oczy zajrzy w umysł, niech w nim zamieszka, jeśli uzna to mieszkanie za wygodne przejście. Niech to, co usłyszę poprzez te same uszy usłyszy to, co słychać [...]. Niech to, czego dotykam poprzez te same ręce wycofa się z mojego dotyku, wróci do siebie i pozostanie spokojnie tym, czym jest. Stwierdzenie istnienia wspólnego pogranicza magii i sztuki prowadzi nas do dalszych wniosków. O psychofizjologicznych warunkach powstawania inspiracji twórczej w sztuce (czyli jak chętnie mówiono dawniej natchnienia") wierny na razie niewiele. Wiadomo już nieomal na pewno, że dokonują się one w szczególnych stanach świadomości, którym towarzyszy pojawianie się w zapisie elektroencefalograficznym rytmów alfa i theta; rytmów regularnych, o małej częstotliwości i dużej amplitudzie. Jednocześnie wiemy, że podobne zapisy elektroencefalograficzne uzyskujemy badając osoby produkujące rzadkie zjawiska psychiczne w wyniku treningów jogi lub podobnych. Dla pomyślności telepatycznego przekazu informacji uzyskanie stanu alfa" wydaje się nawet warunkiem koniecznym (przemawiają za tym miedzy innymi wyniki radzieckich doświadczeń z Jurijem Kamieńskim i Karlem Nikołajewem). Mamy zatem głęboko sięgające analogie pomiędzy stanami towarzyszącymi inspiracji twórczej a stanami świadomości, w których dokonują się zjawiska psychiczne tradycyjnie związane z magią. I jeszcze jedno: procesem powstawania dzieła sztuki kieruje dodatnie sprzężenie zwrotne pomiędzy twórcą i tworzywem. Malarz zainspirowany (mający pomysł) zaczyna rysować, z kolei pierwsze kreski rysunku obserwowane przez malarza już zaczynają oddziaływać na niego, przekształcając jego pierwotny zamysł zmieniając go lub tylko wzbogacając; to wzajemne nieustanne oddziaływanie trwa aż do ukończenia dzieła. Można też powiedzieć inaczej: artysta podczas tworzenia bez przerwy sprawdza na sobie estetyczne oddziaływanie powstającego dzieła. Jeśli na przykład w zamyśle dzieło ma mieć wyraz poważny i skupiony, artysta w trakcie pracy natychmiast zmienia każdy szczegół, który na nim samym zaczyna sprawiać wrażenie trywialne. Malarz, którego intencją jest stworzenie obrazu działającego magicznie" w sensie estetycznym, pozostaje ze swym dziełem w sprzężeniu zwrotnym, które steruje powstawaniem magicznej" ekspresji obrazu. I tak samo mag, tworzący przedmiot dla celów praktyki magicznej (np. amulet), kierowany bywa przez to samo sprzężenie zwrotne. Niejako sprawdza na gorąco" magiczną moc powstającego tworu przez jego oddziaływanie estetyczne. Zdaje się nie ulegać wątpliwości, że tak właśnie powstawały znaki magiczne zwane charakterami", przybory do magii ceremonialnej, niektóre amulety i talizmany. Zasób teoretycznych reguł, jakie mieli do dyspozycji ich autorzy, dawał wprawdzie pewne wskazówki, ale nigdy nie bywał wystarczający do pełnego zdeterminowania formy plastycznej tworu. Ten punkt widzenia potwierdza się zresztą historycznie: skuteczność działania magicznego sensu stricto przypisywano z zasady tym przedmiotom i tym zaaranżowanym sytuacjom, które działają magicznie" w sensie estetycznym. Ale czy nie zarzucamy magom zbytniej naiwności, sądząc, że przynajmniej na etapie tworzenia skłonni są upatrywać istotne właściwości magiczne w przedmiocie po prostu na podstawie jego magicznej" ekspresji? Inaczej mówiąc: czy słusznie identyfikują oni pozór działania z działaniem istotnym, zakładając, że to, co wygląda magicznie, jest w istocie magiczne? Na to pytanie jednoznaczną odpowiedź- potwierdzającą lub przeczącą- można by uzyskać jedynie za pomocą eksperymentu. A to nie należy do nas. Nam wystarczy, jeśli stwierdzimy, że postępowanie twórców interesującego nas pogranicza magii i sztuki wcale nie musi być wyrazem ich naiwności, jako że opiera się na znanym od dawna i wielokrotnie w praktyce sprawdzonym schemacie postępowania. Przykładem może tu być zachowanie hipnotyzera. Zgodnie z poglądami bardzo poważnych autorytetów w tej dziedzinie (Chertok, Wolberg), dobrym hipnotyzerem okazuje się przede wszystkim ten, kto potrafi dobrze zagrać rolę" hipnotyzera zagrać rolę w sensie aktorskim. Jest to jedna z tych sytuacji, gdzie pozór działania jest równoznaczny z samym działaniem. Warto też może przypomnieć znaną anegdotę
147 o ojcu, który przed przyjściem gości tak przemawiał do dzieci: Jesteście niegrzeczne i nic żądam, abyście się zmieniły. Proszę was tylko, udawajcie przed gośćmi, że jesteście grzeczne". Rekapitulując: są poważne podstawy, aby przypuszczać, że podczas wytwarzania przedmiotów, którym jest przypisywana moc działania magicznego, twórca kieruje się intersubiektywnym kryterium estetycznym identyfikując zdolność przedmiotu do działania magicznego" w sensie estetycznym ze zdolnością do istotnego działania magicznego. Czy to istotne działanie" bywa faktem czy urojeniem? Ta sprawa-jak już mówiliśmy nie jest dla nas istotna. Ważne jest, abyśmy się orientowali, w jaki sposób powstają magiczne przedmioty oraz magiczne" dzieła sztuki. Dwie rozmowy z magami Amulety i talizmany Krzysztofa Bullyszki Lech Emfazy Stefański (L.E.S.): Wytwarzaniem przedmiotów magicznych, amuletów i talizmanów zajmowali się zawsze magowie. A zatem jest Pan magiem, prawda? Krzysztof Bułłyszko (K.B.): Sam siebie tak nie określam. A czy przedmioty przeze mnie wytwarzane mają działanie magiczne? O tym mogą się przekonać ich posiadacze, a także osoby zwane sensytywnymi". L.E.S.: Czyli obdarzone zdolnościami parapsychicznymi? K.B.: Zdolności parapsychiczne to tylko robocza nazwa zdolności przyrodzonych każdemu człowiekowi, ale niestety rzadko ujawniających się. L.E.S.: Swoim wyrobom przypisuje Pan jednak magiczne działanie, choć samemu sobie odmawia Pan imienia maga. Jak to możliwe? Czy to skromność przemawia przez Pana? K.B.: Rzecz w tym, jaką definicję przyjmiemy dla magii. Według definicji, najbardziej do mnie przemawiającej, oddziaływanie amuletów i talizmanów nie może być nazwane działaniem magicznym. Mechanizm działania magicznego nie jest znany. Natomiast wiemy, jaka jest zasada działania amuletów i talizmanów. L.E.S.: Słucham pilnie. K.B.: W człowieku przebiegają rozliczne procesy energetyczne i informacyjne. Niepowodzenie losowe człowieka można więc pojmować jako wynik zakłóceń w przekazie informacji oraz energii pomiędzy organizmem a jego otoczeniem. Przedmiot, będący amuletem lub talizmanem, wytwarza swoiste pole energetyczne... L.E.S.: Przepraszam, ale jako notoryczny niedowiarek zapytam podchwytliwie: a skąd to wiadomo? K.B.: Z pomiarów metodami fizycznymi i radiestezyjnymi. A warto (dla niedowiarków właśnie) dodać tutaj, że w Polsce ekspertyza radiestezyjna została decyzją Sądu Najwyższego dopuszczona jako metoda dowodowa w rozprawach. L.E.S.: A co to za pomiary fizyczne? K.B.: Korzystając z uprzejmości pracowników naukowych pewnej instytucji badawczej, wykonałem szereg elektrografii klasyczną metodą kirlianowską. Elektrografowałem gotowe już elementy przyszłych amuletów i talizmanów. Ich korony elektrograficzne (tj. świetlne otoczki) różniły się od poświaty wokół gotowych przedmiotów magicznych". Korony elektrograficzne elementów były mniej gęste i nieregularne. Na zdjęciach kolorowych gotowe amulety i talizmany jarzyły się kolorami pełnymi i wielobarwnymi. Oczywiście trudno byłoby nazwać te moje eksperymenty doświadczeniami ściśle naukowymi, ponieważ nie miałem możliwości zastosować w nich wszystkich obowiązujących zasad metodologicznych. Ale i tak udało się potwierdzić coś, co zaobserwowali parę lat temu badacze włoscy, którzy stwierdzili zmiany aury" elektrograficznej u człowieka będącego w kontakcie z przedmiotem magicznym". L.E.S.: A badania radiestezyjne? K.B.: Jak wiadomo, można metodami radiestezyjnymi określić tzw. barwę radiestezyjna człowieka, jego witalność, a nawet pewne jego predyspozycje psychiczne. Oddziaływanie amuletu lub talizmanu wyraźnie można stwierdzić poprzez tego typu pomiary u człowieka bez amuletu, a potem z amuletem. L.E.S.: Ja znów jako niedowiarek. Skąd wiadomo, że uzyskany wynik jest rezultatem oddziaływania fizycznego (polowego), a nie psychicznego? K.B.: Rzecz w tym, że trudno oddzielić jedno oddziaływanie od drugiego. Pewne zmiany natury psychicznej zachodzące w człowieku, jak wiadomo, powodują zmiany fizyczne w jego organizmie. A te daje się rejestrować za pomocą metod czysto fizycznych. I choć trudno ustalić
148 granicę między tym, co psychiczne a tym, co fizyczne, jedno nie ulega wątpliwości: amulet lub talizman staje się przyczyną dającego się zaobserwować skutku. L.E.S.: A jakie bywają te skutki? K.B.: Przykład. Dziewczyna nie ma powodzenia" u chłopaków. Właśnie pracuję nad stosownym dla niej talizmanem. L.E.S.: Czy mógłby Pan zdradzić nam coś z sekretów warsztatowych? K.B.: Musiałem przede wszystkim osobiście poznać tę osobę. Wykonałem jej kosmogram (czyli wykres astrologiczny), aby zrozumieć, gdzie leży przyczyna jej niepowodzeń. Interpretację takich kosmogramów przeprowadzam zawsze w zmienionym stanie świadomości, który uzyskuję za pomocą procedury DU. Z interpretacji kosmogramu wynikają już pewne wnioski na temat materiałów, które mają być użyte do sporządzenia talizmanu, zostają też wtedy określone formy niektórych jego elementów. L.E.S.: W jakim stopniu posługuje się Pan przy tym regułami zalecanymi przez autorów dzieł magicznych, a w jakim kieruje się Pan instynktem" maga i artysty? K.B.: Nie odrzucam tego, co przekazują tradycje zawarte w magicznych traktatach. Ale nie wszystko okazuje się nadal aktualne w naszych czasach. Dużą rolę musi więc odgrywać intuicja. A do jej stymulowania przydatne są metody działań na własnej świadomości, o których już wspomniałem. L.E.S.: Jestem skłonny wyznaczać intuicji decydującą rolę w procesie tworzenia przedmiotu magicznego, podobnie jak to bywa w sztuce. K.B.: A ja zgadzam się z tym całkowicie. Opieram się przy tym na doświadczeniach własnych i moich sławnych poprzedników. L.E.S.: Zatrzymaliśmy się na kosmogramie. A jak dochodzi do materialnej realizacji talizmanu? K.B.: Nazywam ten ważny moment urodzeniem" talizmanu. Rodzi się on podobnie jak człowiek. W momencie narodzin talizman zostaje w pewien sposób zaprogramowany" przez aktualny w owej chwili układ pól energetycznych, których źródłem jest Kosmos. Są pewne oddziaływania zwane w terminologii fizyków słabymi", które wbrew tej nazwie działają mocno. Te na pozór słabe wpływy energetyczne Kosmosu działają, zarówno na rodzącego się człowieka, jak i na talizman, w stopniu decydującym. Moment urodzin" talizmanu nie może wynikać z przypadku, musi on być starannie dobrany. Pole energetyczne talizmanu ma przecież potem korygować pole energetyczne jego posiadacza. Dobre wyniki osiągnąć można stosując pewną nowość w astrologii, tzw. horoskopie kontaktową, która mówi o wzajemnych wpływach ludzi na siebie. A ja na własny użytek rozszerzyłem tę metodę, aby za jej pomocą ustalać współdziałanie ludzi i przedmiotów magicznych". L.E.S.: Intrygująca jest jeszcze jedna tajemnica Pana warsztatu: skąd tak niezwykłe umiejętności jubilerskie? K.B.: Pół żartem, pół serio mógłbym odpowiedzieć, że mam to zapisane w moim horoskopie. Ktoś ze słonecznym znakiem Wagi i ascendentem Byka wręcz powinien" być jubilerem. Zresztą przeszedłem przeszkolenie rzemieślnicze w tej dziedzinie. Magiczne Ołtarze Stefana Iwanka Jest z wykształcenia metaloplastykiem. Przez dziesięć lat pracował, jako artysta-kowal w Pracowniach Konserwacji Zabytków, w oddziale stołecznym. Jego żona Joanna, czyli Asia. Jej współautorstwo w pracach koncepcyjnych Magicznych Oztarzy jest znaczące. Ich syn malutki Radosław Lech. Mieszkają we wsi Warniłęg, poczta Nowe Worowo. Żyją więcej niż skromnie w pięcioro: z suką Dafne i psem Bafometem. Atmosfera ich domu jest urzekająca i niepowtarzalna; bytują w świecie, gdzie nietrudno o przeżycie boskości", gdzie ziemia rozkwita jako miejsce święte, królestwo mitycznej wyobraźni. Autor Magicznych Ołtarzy ma wieloletnie, bogate doświadczenie medytacyjne. Jego nieprzeciętne zdolności parapsychiczne zostały przebadane i udokumentowane. Lech Emfazy Stefański: Najpierw powstała część centralna i podstawa Świecznika z ręką Jad", tego siedmioramiennego, z głazem granitowym, który symbolizuje zapewne Ziemię. Jak długo stała ta rzeźba niedokończona na strychu?
149 Stefan Iwanek: Ponad rok. L.E.S.: A co spowodowało, że znów znalazła się w pracowni? S.I.: Nie wiem. Miałem robić inną rzeźbę. Decyzja przyszła pewnego wieczoru, naraz, do Asi i do mnie. L.E.S.: Wszystkie twoje rzeźby rozwijają się jak żywe istoty. Zanim z poczwarki wykluje się skrzydlaty motyl, musi ona przedtem dojrzewać" w spokoju, właśnie gdzieś tam na strychu. Musi mieć czas na to, aby się przepoczwarzyć. S.I.: Tak, to był właśnie jej czas. Ja świadomie dopuszczam do takich sytuacji. Niech poleży. Okazuje się, że każdy element z poprzedniej kompozycji znajduje doskonałe zastosowanie do następnej. Na przykład Szkieletor" rozwinął się z części, która ostatecznie nie weszła w skład Ołtarza Władcy Ziemi". L.E.S.: Jak pamiętam, początkowa koncepcja Magicznych Ołtarzy zakładała skomponowanie jednego dużego dzieła. Wprawdzie wieloczęściowego, ale będącego jednością. Miał być wykonany w tej samej osobliwej technice metaloplastycznej i rozrosły do rozmiarów co najmniej półtora na dwa metry. S.L: Każda z tych rzeźb miała w robocie tendencję do rozrastania się, jakby bez końca. W pewnym momencie trzeba było zatrzymać, stłamsić jej rozwój. Nawet nie wiem co by się stało, gdybym go nie zatrzymał. L.E.S.: No, mniej więcej wiadomo: każda z twoich rzeźb była organicznie rozwijającym się zarodkiem takiego wielkiego rozmiarami Magicznego Ołtarza, jaki zamarzył się wam z Asią przed laty. Czy pamiętasz teorię sztuki profesora Artura Sandauera? Profesor twierdził, że dzieło zaczyna się zawsze od jakiegoś bardzo mglistego pomysłu. Jeśli twórcą jest na przykład malarz, siada on do roboty i robi pierwszą kreskę, która powiedzmy zaczyna się pionowo, a potem skręca w prawo. Bo wprawdzie jeszcze nie wiadomo, co ma być z tego ani jak ma być, ale na pewno potrzebny jest w tym kawałek pionu z zakrętasem. Malarz patrzy na te pierwsze dwie kreski, które oddziałują na jego wyobraźnię, inspirując go do zrobienia następnej kreski. I tak stopniowo powstaje dzieło sztuki: na skutek wzajemnego dialektycznego działania na siebie twórcy i powstającego dzieła. Można by powiedzieć, że powstawanie dzieła sztuki tak, jak to przedstawił Artur Sandauer ma charakter procesu organicznego, biologicznego, a nie technicznego, gdzie dzieło jest realizowane ściśle według uprzednio opracowanego projektu. S.I.: Tak, dokładnie tak powstają Magiczne Ołtarze. Tu nic nie trzeba wymyślać. Rzeźba sama rośnie, jak coś żywego. L.E.S.: Nie więc dziwnego, że twoje rzeźby mają ekspresję właściwą materii ożywionej. A nie martwego przedmiotu. Transowe malarstwo Mariana Grużewskiego Każda istotna inspiracja twórcza (naukowa czy artystyczna) pochodzi z pozaświadomego źródła: z głębszych warstw osobowości człowieka, nie kontrolowanych przez jego świadomość. Jak wiadomo, dzieła sztuki nie można po prostu wykoncypować" ani wykalkulować" opierając się na przesłankach czysto racjonalnych. Dopiero w trakcie warsztatowej realizacji dzieło sztuki podlega obróbce rozumowej". Podobnie przebiega proces paranormalnego odbioru informacji: najpierw trafia ona do podświadomości człowieka i albo wcale nie zostaje uświadomiona (jak to dzieje się u ludzi nie potrafiących posługiwać się swymi zdolnościami parapsychicznymi), albo też bywa przekazana do świadomości w charakterystycznym dla komunikatów podświadomości Języku" obrazowo-symbolicznym. Zjawiska inspiracji twórczej łączy także ze zjawiskami parapsychicznymi podstawowy warunek konieczny dla ich zaistnienia: zmieniony stan świadomości. Ani pierwsze, ani drugie nie mogą bowiem powstać, gdy świadomość człowieka (artysty czy paragnosty) pozostaje w zwykłym stanie czuwania. Twórczość artystyczna jest jako zjawisko psychiczne nieustanną grą pomiędzy pozaświadomym a świadomym, między intuicją a intelektem, między natchnieniem" a "warsztatem". Większa lub mniejsza bywa rola każdego z tych dwóch czynników, ponieważ ich proporcje kształtowane bywają rozmaicie przez osobowości różnych artystów. Bywają także przypadki, kiedy proces twórczy wymyka się całkowicie spod kontroli intelektu. Mówimy wtedy o twórczości pozaświadomej. Piszącemu te słowa zdarzyło się nieraz widzieć, jak ręka osoby w hipnozie pisała bezwiednie teksty literackie, bez wątpienia wartościowe treściowo i formalnie. Do tej samej kategorii zjawisk należy też malarstwo Grużewskiego, wybitnego a niesłusznie zapomnianego artysty lat międzywojennych. Marian Grużewski urodził się w Warszawie w roku 1885, działał i mieszkał głównie w Wilnie i
150 Warszawie, bezpośrednio po 11 wojnie światowej w Toruniu, a od 1946 r. w Łodzi, gdzie w roku 1963 zmarł w niedostatku. W młodości sztuką nie zajmował się, nie przypisywał też sobie żadnych zdolności artystycznych. Talent jego objawił się nagle, i to w osobliwych okolicznościach. Tak pisze o tym Prosper Szmurło, jeden z czołowych przed wojną badaczy zjawisk parapsychicznych: W 1919 r. (gdy Grużewski był już cenionym medium, produkującym podczas seansów ciekawe zjawiska w transie, w który wprawiał sam siebie przy pomocy pewnej koncentracji i specjalnego sposobu rytmicznego oddychania) poradziłem mu raz, aby przygotował papier i ołówki, i wzbudził w sobie przed zapadnięciem w trans silną chęć narysowania czegoś... Już pierwsza próba tego rodzaju dała wynik dodatni, następne zaś powiodły się jeszcze lepiej... Rysując oczy ma zamknięte lub może przymknięte. Nie podnosząc opuszczonych powiek, medium ujmuje ołówek i, pozornie bezładnie, nie kreśląc żadnego konturu, szybko i chaotycznie rzuca na papier to tu, to tam, jakieś linie, kreski, plamy, które dopiero przy końcu łączą się ze sobą w harmonijną całość... Ma się wrażenie, jakby medium od razu już widziało na czystym jeszcze papierze cały dla innych niewidzialny obraz, który tylko utrwala ołówkiem lub kredką. Niektóre rysunki wykonane był}' w absolutnej ciemności... Potem p. Grużewski zaczął malować pastelami i olejno duże wielobarwne obrazy o wysokim poziomie artystycznym, w dzień, przy świetle, ale w głębokim, trwającym niekiedy nawet godzinę transie, podczas którego oczy miewał otwarte. Niektóre obrazy wymagały kilku seansów. Czasem w transie wyjaśniał znaczenie i symbolikę obrazów... Po obudzeniu się z transu p. Grużewski nie pamiętał nigdy, co się działo podczas jego trwania, czy i co wtedy malował lub mówił. Jako malarz transowy" zdobył Grużewski popularność i nawet duże uznanie. Wystawiał od 1921 r. w Warszawie i w innych miastach polskich, a w 1927 r. w Paryżu, potem w Atenach (1929) i rok później w Rzymie. Jego paryska wystawa wzbudziła ogromne zainteresowanie. Artystę zaproszono do Międzynarodowego Instytutu Metapsychicznego, a wyniki przeprowadzonych tam eksperymentów, ilustrowane wieloma reprodukcjami, zamieścił miesięcznik Revue Metapsychique" w 1928 roku. Tendencje panujące w polskiej sztuce lat powojennych były dla Grużewskiego ogromnie niesprzyjające, choć nie był on już wtedy malującym medium" ciekawostką z pogranicza sztuki i parapsychologii. Jeszcze w latach międzywojennych zdobył wykształcenie profesjonalne w Paryżu, gdzie studiował pod kierunkiem P. Chabasa, oraz w Rzymie. W ostatnich latach swego życia pasjonował się tematyką pradawnych. zatopionych lądów i ich kultur; chętnie malował zjawy ludzi z Atlantydy. Zarabiał na życie wykonując portrety na zamówienie.
151 Wstecz / Spis Treści / Dalej 10. Przez uszy do mózgu Prowadzone w wielu ośrodkach naukowych na świecie badania elektrycznej aktywności mózgu za pomocą urządzeń elektroencefalograficznych wykazały, że każdemu z różnych stanów świadomości człowieka (czuwanie, sen głęboki, śnienie, relaksacja, różne stany medytacyjne i psychodeliczne itd.) odpowiada dominacja specyficznego rytmu w prądach czynnościowych mózgu, a także stopień koherencji w pracy lewej i prawej półkuli mózgu. Także od dawna już wiadomo, że można wpływać na elektryczną aktywność mózgu przez stymulujące działanie na narządy wzroku lub słuchu. Działanie w tym celu na wzrok stosowane jest już od dziesiątków lat w diagnostyce medycznej. Od 1975 r. w USA, w Monroe Institute, prowadzone są badania, które zaowocowały produkcją kaset magnetofonowych, harmonizujących pracę obu półkul mózgu. Nagrywane są w systemie Hemi-Sync. Nagrania o podobnym działaniu wytwarzane są od kilku lat również w Polsce przez Warsztaty Psychotroniczne ATHANOR. Technika ich wytwarzania jest inna od amerykańskiej Hemi-Sync. We współpracy ze Studiem Eksperymentalnym Polskiego Radia i profesorem Krzysztofem Szlifirskim udało się opracować osiem nagrań, które odtwarzane na magnetofonie stereo i odsłuchiwane przez słuchawki pozwalają na osiąganie pożądanego rodzaju elektrycznej aktywności mózgu. Są to nagrania typu Synchro-Alfa i Synchro-Theta. Nazwy tych nagrań charakteryzują sposób ich oddziaływania. W prądach czynnościowych mózgu człowieka, który jest spokojny i odprężony (czyli zrelaksowany), dominuje rytm alfa: mniej więcej od ośmiu do dwunastu drgań na sekundę (czyli herców). U człowieka zrelaksowanego tak dalece, że znajduje się już na pograniczu zaśnięcia, dominuje rytm theta, powolniejszy od poprzedniego: 3,5 do 7 drgań na sekundę. Nagrania Synchro-Theta pomagają słuchającemu osiągnąć stan theta", głęboki stan medytacyjny, w którym praca obu półkul mózgu jest w dużym stopniu zsynchronizowana w przeciwieństwie do zwykłego stanu świadomości, tego na co dzień, kiedy nie wie lewica, co czyni prawica" i na odwrót. Stosowane są zwłaszcza jako techniczna pomoc w codziennych sesjach medytacyjnych, jako trankwilizatory, a ponadto środki wzmacniające siły obronne organizmu, oraz w domowej psychoterapii". W Synchro-Thetach działają trzy czynniki: czynnik rytmotwórczy (pobudzający mózg do działania w pożądanym rytmie dominującym); czynnik synchronizujący (harmonizujący pracę obu półkul mózgu) oraz czynnik sugestywny (działa na wyobraźnię i sferę emocjonalną słuchacza). Techniczna realizacja nagrań Synchro jest w zasadzie prosta. Z grubsza rzecz biorąc to, co słyszy prawe ucho, odbiera lewa półkula mózgu. I odwrotnie. Oddziaływanie w specjalny sposób na lewe i prawe ucho jednocześnie może zmusić mózg do harmonijnej współpracy. Zasada jest taka: należy dać część do słyszenia lewemu uchu, drugą część prawemu. W celu usłyszenia całości mózg musi wykonać pewien wysiłek i zmuszony zostaje niejako do zsyntetyzowania tego, co usłyszało ucho lewe i prawe. Dzięki wprowadzeniu trzeciego z wymienionych czynników, nagrania typu Synchro korzystnie odróżniają się od popularnych urządzeń elektronicznych, które działają w sposób czysto mechaniczny. Inaczej mówiąc: nagrania Synchro są tworami techniczno-artystycznymi, działającymi zarówno na fizjologię, jak i na psychikę słuchacza. To właśnie sprawia, że ich zastosowania mogą być niezwykle różnorodne, np. jako niefarmakologiczny środek nasenny (Synchro-Theta-4). Wstępne badania elektroencefalograficzne nad skutecznością nagrań Synchro przeprowadzono w Warszawie, ale niedostatki finansowe ograniczyły ich zasięg. Wykonano też badania ankietowe, które przeprowadzono na dwóch grupach po 25 i 36 osób, zespołowo poddawanych przez 12 dni działaniu nagrań sterujących prądami czynnościowymi mózgu, przez około półtorej godziny dziennie, podczas tzw. Seminariów Synchronizacji Półkulowej. Były to grupy osób, zasadniczo zdrowych, kobiet i mężczyzn w wieku od 16 do 63 lat, zgrupowanych na szkoleniach psychotronicznych w Zwardoniu i w Rynii. Pytano je m.in. o doznania, poprawę samopoczucia w wyniku słuchania wspomnianych nagrań, a nawet o to, czy osoby te doświadczyły uczucia, gdy zdawało im się, że ciała w ogóle nie ma", czy też znajdują się gdzie indziej. Z ankiety tej wynika wyraźnie, że nagrania sterujące prądami czynnościowymi mózgu rzeczywiście działają. Ich silny dodatni wpływ na stan zdrowia fizycznego i psychicznego nie ulega wątpliwości. Na podkreślenie zasługuje też atrakcyjność doznań przeżywanych podczas trwania zajęć Seminarium Synchronizacji Półkulowej. Z przeważającej większości wypowiedzi wynika, że ankietowani wchodzili w bardzo głębokie stany medytacyjne, których uzyskanie za pomocą środków tradycjonalnych bywa zwykle dla większości osób ogromnie trudne i czasochłonne, dla niektórych zaś (np. ze skłonnościami do nerwicy depresyjnej) praktycznie niemożliwe. Chciałbym dodać, że niektórzy z ankietowanych uzupełniali swoje relacje wypowiedziami
152 dodatkowymi. Oto przykłady: Odczucia związane z ciałem podczas słuchania: jednoczesny wstrząs całym ciałem jak porażenie prądem; impulsywne stopniowe rozwieranie się rąk i nóg; jak gdyby pikanie" punktowe odczucia w kończynach; raz miałam uczucie kurczenia się; płacz i śmiech; błogość i niechęć do wstania po skończeniu słuchania (Aleksandra F., Szczecin). Byłam bardzo wysoko w górach, nad szerokim wąwozem, a ja byłam jakby duchem w obłokach. Innym razem: Leżąc w słuchalni, prawą i lewą dłonią czułam, jak woda przepływa pod ziemią. Jakieś nitki zimne łączyły moje dłonie z wodą. 1 było uczucie zimna, takiej rosy na całym ciele. Jeszcze innym razem: W pewnym momencie zobaczyłam bardzo długą drogę z ukosa w górę, która była co kilka metrów wyłożona prostokątami, które świeciły w przepięknych odcieniach tęczy, jeszcze takich kolorów nie widziałam (Elżbieta R., Tomaszów Maz.). Działo się bardzo wiele różnych dziwnych rzeczy, które na pewno w znacznym stopniu przekonały mnie i bardzo zmieniły mój światopogląd (Agnieszka H., Kraków.). Ciało zaczynało wewnątrz drgać, a przy słuchaniu muzyki eksterioryzacyjnej ciało nic nie odczuwało, przed oczami widziałem i skrzącą płaszczyznę (Szymon K., Kozy Gaje, woj. bielskie). Zastosowanie metody uważam za niezwykle nowatorskie, mające znacznie wyższy poziom bezpieczeństwa i rokowania terapeutycznego (w porównaniu z metodami klasycznymi), uważam je także za niezwykle łatwe do praktycznego zastosowania, jako nie wymagające ani wielkich nakładów finansowych, ani wieloletniego szkolenia personelu terapeutycznego (Mariusz S., Bielsko-Biała). Wrażenia barwne, gama najrozmaitszych barw. Drżenie mięśni nóg i rąk. Uczucie wpadania do głębokiego wzburzonego oceanu. Przeniesienie do własnego mieszkania. Śmiech, płacz. Uciekanie rąk do góry. Ból w gałkach ocznych. Uczucie głaskania po klatce piersiowej, wrażenie, ze samo się oddycha. Ból głowy. Mrowienie całego ciała (Mariola K., Dubielno, woj. toruńskie). Patrzenie przez długą lunetę, w której pojawiło się światło-slońce. Wrażenie przebywania w przestrzeni. Błogość i spokój (Teresa G., Szczecin). Ciało było lekkie, bez czucia nie znaczy to, że porażone. Nie czułam ubrania, okrycia. Było to moje ciało i nie moje. Byłam na pograniczu jawy i snu-nie-snu, odlotu, unoszenia się. Poza tym wiele wrażeń trudnych do określenia słowami, ale wspaniałych, uskrzydlających wnętrze. Samopoczucie wspaniałe! (Bogumiła S., Bielsko-Biała). Było to doświadczenie jedyne w swoim rodzaju i byłbym wielce rad mogąc je kiedyś powtórzyć (Michał S., Michałowice k. Warszawy), Widziałem kolory utworów muzycznych: jeden miał kolor zielony podbarwiony pomarańczowym, drugi lekko pomarańczowy, trzeci żółty, czwarty błękitny, piąty zmieniał swój kolor. Jeden raz byłem w koszarach i wyruszałem z wojskiem na wojnę. Żołnierze byli w hełmach i w mundurach granatowych. Doznawałem za każdym razem przepływu energii, myślałem, że coś niesamowitego się ze mną dzieje, serce mi biło niesamowicie. Natomiast za drugim razem odbyło się zupełnie spokojnie (Edward G., Łuczyce, woj. krakowskie). Jeden raz byłam w niebie! Nagle znalazłam się pośrodku potężnych, nie znanych mi dotąd chórów anielskich. Właściwie nawet nie znajduję odpowiednich stów, aby to opisać. To było jedno z najpiękniejszych przeżyć w moim życiu! (Barbara Ś., Kraków). NAGRANIA SYNCHRO-THETA Sposób działania nagrań typu Synchro-Theta bliżej wyjaśnić nam może krótka charakterystyka każdego z nich. Kasety o numerach 1, 2,3 i 5 przeznaczone są do treningu medytacyjnego ze słuchawkami na uszach. Należy się z nimi dobrze osłuchać, zanim sięgnie się po nagrania z ćwiczeniami egzosomatycznymi, które pozwalają medytującemu poczuć się poza ciałem", o numerach 6 i 7. Każda z kaset S-Th pomaga wejść w innego rodzaju stan theta: Kasety 1 i 5 ułatwiaj ą słuchającemu osiągnięcie głębokiego stanu relaksacji ciała i umysłu, który charakteryzuje się dominującym rytmem prądów czynnościowych mózgu o częstotliwości 7 herców (Hz). Kasety 2 i 3 sugerują wejście w stan theta, gdy w elektrycznej aktywności mózgu dominuje częstotliwość 6 Hz. Kasety 4, 6 i 7 ułatwiają wchodzenie w najgłębsze stany medytacyjne, kiedy możliwa jest eksterioryzacja świadomości, czyli odczuwanie przebywanie poza ciałem". Dla osób cierpiących na bezsenność pigułka nasenna" (S-Th-4) jest po prostu niefarmakologicznym środkiem nasennym.
153 UWAGA! Kasety typu Synchro-Theta mogą być stosowane przez osoby mające dolegliwości psychiatryczne tylko po uprzedniej konsultacji z lekarzem. Nie zaleca się odsłuchiwania chorym na padaczkę (epilepsję). SYNCHRO-THETA-1: Nagrany utwór Stanisława Prószyńskiego Romantyczne pobrzmienia sugeruje mózgowi słuchacza rytm theta o częstotliwości 7 Hz. Na kasecie SYNCHRO-THETA-1 mamy nagranie utworu mikrofonowego, tzn. zawierającego dźwięki minimalnie różniące się od siebie pod względem wysokości (o ćwierć tonu). Nagranie jest stereofoniczne, ale tym razem nie chodzi po prostu o uzyskanie słuchania przestrzennego. Romantyczne pobrzmienia Stanisława Prószyńskiego wprowadzają nas w głębokie stany medytacyjne, w nie znany nam dotychczas świat dźwięków, które za pośrednictwem zmysłu słuchu potrafią sterować elektryczną aktywnością mózgu. Gdy za pomocą elektroencefalografii zapisujemy prądy czynnościowe mózgu człowieka głęboko zrelaksowanego i pogrążonego w myśleniu twórczym, wizualizacyjnym, aparat zapisuje tzw. rytm theta, zjawiający się synchronicznie w obu półkulach mózgu. Podczas słuchania Romantycznych pobrzmień, gdy siedzisz lub leżysz wygodnie ze stereofonicznymi słuchawkami na uszach, dźwięki odtwarzane z taśmy generują w twoim mózgu takie właśnie korzystne rytmy. Odsłuchiwanie kasety SYNCHRO-THETA-1 pozwala rozwinąć skrzydła twojej twórczej wyobraźni; dopomaga w optymalnym rozwiązywaniu problemów, które dotąd wydawały się nierozwiązalne; czyni twój umysł aktywnym, podczas gdy twoje ciało odpoczywa. Dla amatorów muzyki elektronicznej Romantyczne pobrzmienia mogą stać się najulubieńszą z kaset odjazdowych". Nie wola, lecz wyobraźnia jest źródłem twórczej mocy człowieka. Rozwijaj więc swą wyobraźnię! Muzyka Romantycznych pobrzmień ma wyraźnie charakter ilustracyjny, mocno prowokujący wyobraźnię słuchacza. Daj się sprowokować! Na kanwie utworu wyhaftuj swój własny film. Bądź autorem jego scenariusza i reżyserem chwilami świadomym, chwilami mimowolnym, bądź również aktorem. Jeśli słuchałbyś kasety SYNCHRO-THETA-1 z otwartymi oczami, np. na samotnym spacerze z walkmanem (kieszonkowym magnetofonem) i słuchawkami stereo na uszach, słuchając patrz na to, co cię otacza tak, jak na obraz na ekranie, a muzyki słuchaj tak, jak ilustracji dźwiękowej do tego filmu. SYNCHRO THETA-2: Anastenaria, z szamańską muzyką transową, nagranie sugerujące rytm 6 Hz. Kaseta Anastenaria zawiera po części wstępnej, wprowadzającej -elektroniczną wersję nagrania etnograficznego, dokonanego w Grecji podczas misteriów ( anastenariów"), których uczestnicy wykonują taniec sakralny boso na czerwonym żarze z dogasającego ogniska, nie parząc się przy tym. Jest to ekstatyczna modlitwa w tańcu, obyczaj będący reliktem głębokiej starożytności. Towarzyszy temu tańcowi muzyka prastara, ceremonialna, transowa, muzyka do szamańskiego wtajemniczania, dająca między innymi moc chodzenia po ogniu. Langadas i Agia Eleni, dwie małe miejscowości, gdzie do naszych czasów dotrwał obyczaj odprawiania anastenariów, są ostatnimi zamieszkałymi przez żywych ludzi wysepkami Grecji prastarej, Hellady Homera, na obszarach współczesnego państwa greckiego. Do dziś przed bóstwem składa się tam ofiary ze zwierząt, tam też na jego cześć tańczy się boso po rozpalonych węglach. SYNCHRO-THETA-2 wprowadza w stan świadomości szamana, jest zatem kasetą do uprawiania magii i czarów. Jej przesłuchiwanie regeneruje nadwątlone siły organizmu. SYNCHRO-THETA-2 składa się z następujących po sobie odcinków: dźwięk dzwonów, chór indyjskich mnichów, start samolotu, muzyka szamańska (17 min i 40 s) i lądowanie samolotu. Wszystkie te dźwięki poddane zostały głębokiemu przetworzeniu elektronicznemu, aby mogły bezpośrednio oddziaływać na ciało i umysł słuchacza. Kasetę SYNCHRO -THETA 2 stosować można w różny sposób i do różnych celów: 1) na leżąco, z zamkniętymi oczami, słuchając całości nagrania (30 min) i wykonując ćwiczenia wg instrukcji, co otwiera przed słuchaczem nowe perspektywy odczuwania i rozumienia samego siebie oraz świata wokół, co daje mu nowe możliwości działania na samego siebie i na otoczenie, 2) na stojąco i w ruchu, z otwartymi oczami, słuchając tylko drugiej części nagrania z muzyką szamańską, aby z walkmanem i ze słuchawkami na uszach chodzić boso po żarzących się węglach albo dla nawiązania pełnego porozumienia ze zwierzęciem, albo też dla wykonania
154 jakiegoś innego zadania. Kaseta Anastenaria wprowadza w stan świadomości, w którym łatwo nawiązuje się kontakty ze zwierzętami, kontakty zdumiewająco spontaniczne, pełne wzajemnego zrozumienia, kontakty nowego rodzaju. Jest to stan, w którym zaczyna się poznawać mowę" zwierząt: mowę mimiczną, mowę zachowań, mowę oddziaływań telepatycznych. W czasie spaceru z psem zachowuj się tak, aby on poczuł się nie prowadzony, lecz oprowadzany, z serdecznościami po drodze, jak najmilszy gość. Obserwuj go i rób wszystko to, czego pies sobie życzy, czego oczekuje od ciebie. Zobacz co z tego wyniknie... Albo zamknij się w swoim pokoju i odważ się zatańcz (z walkmanem i słuchawkami na uszach) razem z grającymi i śpiewającymi anastenaridami. Instrukcja do ćwiczenia Usiądź albo lepiej połóż się wygodnie, bardzo wygodnie. Wybierz do tego miejsce, gdzie nikt ci nie przeszkodzi, nie przerwie ćwiczenia. Jeśli to możliwe, zamknij drzwi od środka na klucz. Koniecznie wyreguluj magnetofon tak, aby dźwięki brzmiały dokładnie tak samo głośno w słuchawce dla prawego i w słuchawce dla lewego ucha. Podczas leżenia ze słuchawkami na uszach uruchom magnetofon i zamknij oczy. W czasie słuchania przetworzonego elektronicznie dźwięku dzwonów odpręż mięśnie swojego ciała, niech leży miękko i bezwładnie. Nie wystarczy, gdy powiesz sobie moje mięśnie są odprężone". Często zdaje się człowiekowi, że jakieś mięśnie jego ciała są odprężone, podczas gdy w rzeczywistości pozostają one napięte; np. nie zdajemy sobie sprawy z tego, że mamy zmarszczone czoło, kurczowo zaciśnięte powieki, szczęki, wargi, pięści, że dociskamy łokcie do tułowia, że mamy usztywniony kręgosłup ( jakby kij połknął"). Mów sobie w myśli, wymieniaj kolejno różne grupy mięśni i każdą z nich leciutko porusz, aby się przez to odprężyły, rozluźniły. Odprężaj kolejno: czoło, powieki, szczęki, wargi, język (niech miękko wypełnia jamę ustną, niech dolne zęby nie dotykają do górnych); porusz głową i szyją, barkami, mięśniami wzdłuż kręgosłupa na całej jego długości; wypnij brzuch do przodu i od razu rozluźnij mięśnie brzucha; poruszaj ramionami, poruszaj łokciami, palcami dłoni; lekko ugnij nogi w kolanach i nie rozprostowuj ich potem, nie usztywniaj, niech same się ułożą miękko i bezwładnie; poruszaj palcami stóp. Gdy wszystko to wykonasz, twoje całe ciało będzie odprężone, rozluźnione. Odprężaj swój umysł słuchając dalej dzwonów. Przez chwilę będziesz słyszał, jak dźwięk przesuwa się w prawo i jest słyszalny tylko prawym uchem, a potem przemieszcza się w lewo i słyszysz go uchem lewym zwróć uwagę na to, co dzieje się w twojej przestrzeni dźwiękowej. Gdy zabrzmi przetworzony elektronicznie chór indyjskich mnichów, zacznij oddychać bardzo wolno, bardzo spokojnie, bardzo głęboko. Podczas brania wdechu wyobraź sobie nieskończoność iskrzącej się, wibrującej, ożywczej energii istniejącej wokół ciebie (hinduscy jogini nazywają tę energię praną). Z wdechem wciągnij ją do wszystkich części twojego ciała, a zwłaszcza do głowy (wyobrażaj sobie, że tak właśnie się dzieje!). Wyobrażaj sobie przy tym, robiąc wydech przez szparkę między wargami, że uwalniasz zużytą energię ze swego ciała. Usuwaj też zużytą energię na zewnątrz wydychając powietrze z płuc (wyobrażaj to sobie!), a równocześnie uruchom swoje struny głosowe i przyłącz się do monotonnego śpiewu mnichów, śpiewaj lub mrucz razem z nimi: aaah", oooh" albo uuuhm". Nie lekceważ sobie tego energetyzującego elementu ćwiczenia! Oddychaj znów normalnie, po swojemu, słuchając dźwięku przypominającego start samolotu. Odprężaj się przy tym, odprężaj... Powiedz do siebie w myśli, daj sobie następującą sugestię: Zapamiętam wszystko, czego będę doznawał podczas słuchania tej muzyki transowej". Podczas słuchania przetworzonej elektronicznie muzyki szamańskiej wyobrażaj sobie, że razem z innymi wykonujesz radosny taniec sakralny, że jesteś przy tym lekki, sprawny, sprężysty, młody. Wówczas kaseta Anastenaria oddziałuje zdrowotnie. Albo też wykonuj inny swój program, np. parapsychicznego oddziaływania na otoczenie. Nagranie kończy się dźwiękiem przypominającym lądowanie samolotu. Jest to sygnał budzący", ułatwiający powrót do zwykłego stanu świadomości, do stanu czuwania. SYNCHRO-THETA-3: Przed obliczem Przedwiecznego, nagranie kontemplacyjne z muzyką synagogalną, sugerujące rytm 6 Hz. Podczas słuchania kasety SYNCHRO-THETA-3, gdy siedzisz lub leżysz wygodnie ze stereofonicznymi słuchawkami na uszach, dźwięki odtwarzane z taśmy generują w twoim mózgu takie właśnie korzystne rytmy. Twój umysł jest aktywny, podczas gdy ciało odpoczywa. Na nagranie S-Th-3 składają się dźwięki poddane głębokiemu przetworzeniu elektronicznemu: dźwięki dzwonów, odgłosy przyrody i muzyka synagogalną, a także finalny fragment Stabat Mater" Karola Szymanowskiego. Wykonawcą śpiewów synagogalnych jest znakomity kantor Marcel Lorand z towarzyszeniem tria wokalnego.
155 Kaseta Przed obliczem Przedwiecznego wprowadza w medytacyjny stan świadomości, skłania do medytacji lub też do kontemplacji. Medytacja wprawdzie nie jest modlitwą, ale oczyszczając umysł przygotowuje go do niej. Kontemplacja niekiedy staje się modlitwą idącą^ z wnętrza człowieka, modlitwą, bez tekstu słownego. A może słuchając nagrania S-Th-3 - dojdziesz przy tym do przekonania, że Bóg bywa również Mocą, która potrafi człowieka przeniknąć na wskroś; Mocą, którą próbowali opisywać niektórzy święci i wielcy pisarze. Nie nastawiaj swojego magnetofonu zbyt głośno, aby wibrato będące istotnym elementem nagrania nie stało się zbyt narzucające. W wypadku S-Th-3 lepiej słuchać trochę za cicho, niż za głośno. I jeszcze jedno: wszystkie nagrania S-Th muszą trochę szumieć. Muszą, bo inaczej źle by funkcjonowały. A zatem ostrożnie używaj ekwalizera lub nie stosuj go wcale. Instrukcja do ćwiczenia W czasie jego trwania należy zachowywać się i przyjąć pozycję jak podczas ćwiczeń z S-Th- 2, doprowadzając swój stan do całkowitego odprężenia i rozluźnienia ciała. W dalszym ciągu należy słuchać nagrania leżąc (lub siedząc) z zamkniętymi oczami. Podczas słuchania mogą zjawić się w twoim ciele jakieś doznania, których rodzaj trudny jest nawet do przewidzenia: wrażenia wibracyjne lub jakby elektryczne, z oczu mogą pocieknąć łzy itd. Wiedz, że są to wszystko reakcje jak najbardziej prawidłowe, świadczące o dobroczynnym oddziaływaniu stanu medytacyjnego, w którym się znajdujesz. Gdy nagranie dobiegnie końca, w żadnym razie nie zrywaj się natychmiast. Weź bardzo spokojny i głęboki oddech, poruszaj palcami rąk i palcami nóg, jeszcze raz odetchnij głęboko. I dopiero wtedy wolno otwórz oczy. SYNCHRO-THETA-5: Nagrano tu utwór Jarosława Białego Mistyczna podróż do serca Ziemi', sugerujący rytm 7 Hz. Mistyczna podróż do serca Ziemi jest nagraniem oddziaływującym zdrowotnie, wyzwalającym samoregulację organizmu. Dzięki temu może ono być pomocne w tworzeniu pozytywnych wzorców zachowań (m.in. wzbudzając i stymulując niechęć do nikotyny, zmniejszając nadmierne łaknienie), może też działać antydepresyjnie i ułatwiać zasypianie. Nagranie ma również działanie energetyzujące, polepsza ogólną odporność organizmu, podwyższa poziom odporności na ból i stres, zwiększa sprawność intelektualną. Stosowanie dźwięku jako lekarstwa" budzi coraz większe zainteresowanie. Nieskuteczność działań współczesnej medycyny wobec wielu chorób i dolegliwości zmusza do szukania środków alternatywnych. Podstawową cechą nowej medycyny" jest twierdzenie, że każdy organizm ludzki ma wbudowany mechanizm samoregulacji i samouzdrawiania. Nowa medycyna" powraca też do znanej od tysiącleci prawdy: stan psychiczny jest najważniejszym aspektem wyzdrowienia. I odwrotnie: najgroźniejszym czynnikiem chorobowym jest stres. Wedle uczonych, uznanych za najpoważniejsze światowe autorytety, stres zwłaszcza nieuświadomiony jest równie groźny dla zdrowia, jak skażenie środowiska (metale ciężkie, zanieczyszczenia chemiczne powietrza i żywności, rozproszone pierwiastki promieniotwórcze). Coraz powszechniejsza staje się więc praktyka obniżania poziomu stresu za pomocą różnych technik. Jedną z takich metod jest oddziaływanie na samoregulacyjne zdolności organizmu za pomocą dźwięku. Jarosław Biały należy do nielicznych w naszej części Europy kompozytorów, specjalistów, tworzących muzykę stymulującą samoregulacyjne zdolności organizmu. Jego koncerty i sesje muzykoterapeutyczne (m.in. we Włoszech) wykazały niezbicie pozytywne oddziaływanie tej muzyki. Stwierdzono też, że niewiara w zdrowotne działanie tej muzyki nie ma wpływu na jej faktyczną skuteczność. Przeciwnie, brak oczekiwań co do rezultatów jej słuchania ma nawet tę zaletę, że uwalnia człowieka od napięcia psychicznego, spowodowanego oczekiwaniem na efekt. Dlatego, jeśli chcesz zwiększyć działanie tej kasety, nie oczekuj niczego! Nie koncentruj uwagi na reakcjach twojego organizmu, lecz po prostu słuchaj muzyki; bo reakcje, to sprawa twojego organizmu, a nie twojego intelektu. Jest tutaj pewna analogia z tabletką. Wiadomo, że po połknięciu ulega ona skomplikowanym przemianom chemicznym wewnątrz organizmu. Żaden jednak pacjent nie stara się dociekać, jak z chwili na chwilę przebiegające procesy. Dźwiękowa tabletka nagrana na tej kasecie będzie działać tym lepiej, im mniej będziesz o niej myślał. SYNCHRO-THETA-4: Nazwano ją Pigułką nasenną, ponieważ spełnia funkcję niefarmakologicznego środka usypiającego. Może też osobie mocno osłuchanej z pozostałymi nagraniami Synchro-Theta umożliwić osiągnięcie najgłębszych stanów medytacyjnych, gdy mózg czuwa, pozostając przy tym na samej granicy zaśnięcia.
156 Prowadzone w wielu ośrodkach naukowych na świecie badania elektrycznej aktywności mózgu za pomocą urządzeń elektroencefalograficznych wykazały, że każdemu z różnych stanów świadomości człowieka odpowiada dominacja specyficznego rytmu w prądach czynnościowych mózgu. Rytmy te w języku potocznym bywają nazywane (zresztą niezupełnie ściśle) falami mózgowymi. Na przykład stanowi czuwania (czyli zwykłemu stanowi świadomości w ciągu dnia) odpowiada rytm beta", a stanowi relaksacji ciała i umysłu rytm alfa". Przed zaśnięciem mózg człowieka opanowuje rytm theta", po zapadnięciu w głęboki sen zaś rytm delta". Łatwość zapadania w sen mają ci ludzie, u których potrzebne do tego zmiany elektrycznej aktywności mózgu dokonują się sprawnie i bez zakłóceń. W przeciwnym razie potrzebna bywa pomoc z zewnątrz, niestety, przeważnie w postaci substancji chemicznych, które wprawdzie pomagają zasnąć, ale równocześnie trują i przy częstszym ich stosowaniu uzależniają. A co najgorsze, sen uzyskany z pomocą środków farmaceutycznych nie ma naturalnego przebiegu, rozczłonkowanego na fazy snu głębszego i okresy, kiedy występują marzenia senne. Z takiego sztucznego" snu człowiek budzi się ociężały i nie całkiem wypoczęty. Nagranie SYNCHRO-THETA-4 jest środkiem usypiającym najzupełniej nietoksycznym, działającym na podstawie znanego już od paru dziesiątków lat zjawiska wodzenia fal mózgowych", a wykorzystującym najnowsze zdobycze neurofizjologii i elektroakustyki. Odsłuchiwanie nagrania S-Th-4 łagodnie spowalnia rytmy prądów czynnościowych mózgu, jednocześnie harmonizując pracę jego półkul prawej i lewej. Stosowana codziennie Pigułka nasenna w sposób łagodny stymuluje naturalne procesy fizjologiczne prowadzące do zapadnięcia w sen. Przyzwyczaja do nich mózg człowieka, cierpiącego dotychczas na bezsenność, po to, aby wreszcie stać się już zbędną. Na nagranie S-Th-4 składają się różne dźwięki spreparowane elektronicznie: odgłosy przyrody, tekst słowny ze wskazówkami dotyczącymi odprężania różnych mięśni ciała, a także fragmenty utworu Jana Sebastiana Bacha Wariacje goldbergowskie. Materiał dźwiękowy wycisza się stopniowo, aż do zapadnięcia drgającej ciszy". Dla użytkownika kasety Pigułka nasenna interesująca może być przyczyna, dla której ten właśnie utwór muzyczny włączony został do nagrania. Chronicznie cierpiący na bezsenność poseł rosyjski Kayserling wpadł na pomysł, aby zwrócić się do Bacha z prośbą o napisanie specjalnego utworu usypiającego. Kompozytor wywiązał się ze swego zadania tak doskonale, że zachwycony rezultatem dyplomata nagrodził go znaczną sumą w złocie. W domu Kayserlinga zamieszkał na stałe muzyk Johan Goldberg, aby w każdej chwili był gotów zasiąść do klawikordu i wykonać ów niezawodny utwór nasenny". SYNCHRO-THETA-6: Nagranie słowno-muzyczne, przeznaczone do ćwiczeń egzosomatycznych (do wychodzenia poza ciało") Katabasis. W dniach od 25 kwietnia do 15 maja 1992 roku odbyły się w Grecji (z udziałem przybyłych tam Polaków) zrekonstruowane Wtajemniczenia eleuzyńskie. Po przerwie trwającej szesnaście stuleci ożyły znowu ruiny sanktuarium w Eleusis, a na szczęśliwie zachowanych kamiennych ławach ponownie zasiedli mistowie osoby, które przybyły, aby zdobyć wtajemniczenie. Jednym z nagrań tam zastosowanych, a przygotowanych w tym celu przez Warsztaty Psychotroniczne ATHANOR, była ta właśnie kaseta. Katabasis jest nagraniem typu Synchro-Theta, a więc nagraniem sterującym prądami czynnościowymi mózgu o dominującej częstotliwości 5 Hz. Powinno być ono odsłuchiwane wyłącznie przez słuchawki stereofoniczne, w pozycji leżącej i z zamkniętymi oczami. Ma to dopomóc osobie słuchającej w wejściu w specyficzny głęboki stan medytacyjny, aby wreszcie poczuć się poza ciałem" lub inaczej mówiąc osiągnąć stan egzosomatyczny". O tym, czym jest on i jak bywa odczuwany, możemy poczytać w książce Romana Bugaja Eksterioryzacja istnienie poza ciałem, Warszawa Katabasis jest słowem starogreckim, które znaczy zstąpienie do otchłani. Jak wierzono, zstępują do otchłani dusze ludzi zmarłych. Ale wierzono też, że wyjątkowo można zstąpienia" doświadczyć za życia. Czy relacjom o takich zstąpieniach" możemy dać wiarę? Owszem, jeśli przyjąć, że odbywały się one poza ciałem", a owe otchłanie" umiejscowimy poza naszą rzeczywistością fizyczną, czyli w planie astralnym" (według terminologii okultystycznej), lub w rzeczywistościach paralelnych" (zgodnie z nowszą terminologią Roberta Monroe go). Nagranie Kafabasis jest w pewnym sensie biletem wstępu, ale też przewodnikiem turystycznym po planie astralnym. Zaprasza, prowadzi i zaleca, lecz do osobistych decyzji turysty już się nie wtrąca. Miejsca szczególnie korzystne dla uzyskania przeżyć katabasis nazywano w starożytności plutoniami. Także na terenie wykopalisk znajduje się plutonium. Jest to niezbyt głęboka skalna
157 grota w stromym zboczu wzgórza, na którego szczycie stała niegdyś świątynia bogini Demeter. Podczas ćwiczebnego odsłuchiwania kasety Katabasis należy w stosownym momencie przypomnieć sobie tę grotę lub ją sobie wyobrazić. Jeśli na początku nagrania nastawimy jego pierwszy fragment (odgłosy przyrody) średnio głośno, zauważymy potem, że jego następne części są coraz cichsze, a końcowe odbieramy na samym pograniczu słyszalności. Tak ma być! W żadnym razie nie regulujmy poziomu w trakcie odsłuchiwania kasety! Nawet, jeśli zdaje się, że już nic nie słychać. W takim wypadku Katabasis zaczyna funkcjonować jako tzw. nagranie podświadomościowe (działające bezpośrednio na podświadomość). Podczas odsłuchiwania pierwszej części nagrania następuje stopniowo głębokie odprężenie fizyczne oraz emocjonalne. Gdy zabrzmi przetworzony elektronicznie chór, śpiewający samogłoskową inwokację do Hermesa Przewodnika Dusz (Hermes Psychopompos), zacznij oddychać bardzo wolno, bardzo spokojnie, bardzo głęboko. Podczas brania wdechu wyobraź sobie nieskończoność iskrzącej się, wibrującej, ożywczej energii istniejącej wokół ciebie (hinduscy jogini nazywają tę energię praną). Z wdechem wciągnij ją do płuc i do wszystkich części twojego ciała, a zwłaszcza do głowy. Wyobrażaj sobie, że tak właśnie się dzieje! Oddychaj przez szparkę pomiędzy wargami, wyobrażaj sobie przy tym, że wydalasz zużytą energię ze swego ciała. Usuwaj tę zużytą energię wydychając powietrze z płuc, na zewnątrz (wyobrażaj to sobie!), a równocześnie uruchom swoje struny głosowe i przyłącz się do monotonnego śpiewu brzmiącego w twoich słuchawkach. Śpiewaj lub mrucz razem z chórem: aaah", oooh" albo uuuhm". Nie lekceważ sobie tego energetyzującego elementu ćwiczenia! W nagraniu Katahasis zetkniemy się z bardzo ezoterycznymi tekstami starogreckimi. Pochodzą one z tzw. Złotych tabliczek orfickich. Są to teksty związane z Misteriami orfickimi. Wykorzystano je, ponieważ ich odpowiedniki eleuzyńskie niestety" się nie zachowały. Przekładów Tabliczek orfickich specjalnie dla naszych celów dokonał pan mgr Lech Koziński. Kilka wyobrażeń sugerowanych słuchaczowi nagrania pochodzi z popularnego w Stanach Zjednoczonych ćwiczenia parapsychicznego, z którym przed wieloma laty zapoznała mnie pani Virginia Hurley. Składam Jej podziękowanie korzystając z okazji. We fragmentach muzycznych Katabasis słyszymy nagrane przez prof. Stanisława Prószyńskiego dwa cykle wariacji kolorystycznych na tematy starogreckie. SYNCHRO-THETA-7: Nagranie słowno-muzyczne, przeznaczone do ćwiczeń egzosomatycznych. Dawni Słowianie nazywali świat zagrobowy słowem naw albo raj. Słowo raj" używane dzisiaj nabrało swego obecnego znaczenia dopiero pod wpływem religii chrześcijańskiej. Iść do nawi" znaczyło umierać". Nagranie Naw albo Raj ułatwia słuchającemu wejście w plan astralny. Tym razem jest to astral naszych praprzodków, słowiański Tamten Świat". W celu umożliwienia tego, zastosowano nowe zdobycze neurofizjologii, elektroniki i elektroakustyki. Naw albo Raj jest nagraniem typu Synchro-Theta, a więc nagraniem sterującym prądami czynnościowymi mózgu o dominującej częstotliwości 5 Hz. Jeśli na początku nagrania średnio głośno nastawimy jego pierwszy fragment (odgłosy przyrody), zauważymy, że następne jego części są coraz cichsze, a końcowe odbieramy na samym pograniczu słyszalności. Tak powinno być! Podczas odsłuchiwania pierwszej części nagrania następuje stopniowo głębokie odprężenie fizyczne oraz emocjonalne. Gdy zabrzmi przetworzony elektronicznie chór śpiewający słowiański odpowiednik hinduskiej mantry, zacznij oddychać bardzo wolno, bardzo spokojnie, bardzo głęboko. Podczas brania wdechu wyobraź sobie białą, lśniącą, wibrującą, iskrzącą się energię, która napełnia twoje ciało. Z wdechem wciągnij ją do płuc i do wszystkich części twojego ciała, a zwłaszcza do głowy. Należy sobie wyobrazić, że tak właśnie się dzieje! Należy równocześnie uruchomić swoje struny głosowe i przyłączyć się do monotonnego śpiewu brzmiącego w słuchawkach. Śpiewaj lub mrucz razem z chórem: Świętowit, Świętowit, Świętowit". Nie lekceważ sobie tego energetyzującego elementu ćwiczenia! W czasie wydychania trzeba mieć wrażenie, że zużytą energię oddalasz. W nakładających się na siebie głosach chóru" słyszymy opadający motyw melodyczny: d, cis, a ćwierćnuta i dwie ósemki. Według Anny Czekanowskiej jest to wiodący motyw dawnych pieśni słowiańskich {Słownik starożytności słowiańskich, t. 4, Ossolineum, Wrocław 1970). W warstwie słownej nagrania Naw albo Raj zetkniemy się z przedchrześcijańskimi tekstami liturgicznymi. Wszystkie ich fragmenty są autentyczne, a pochodzą z różnych źródeł historycznych.
158 W opisach grobowców odkopywanych przez archeologów użyte są sformułowania wyjęte z opisów wykopalisk notowanych przez naukowców. Są to zdania z artykułów zamieszczonych w Pracach i materiałach Muzeum Archeologicznego i Etnograficznego w Łodzi, 32, 1985 i 35, We fragmentach muzycznych słyszymy m.in. najstarsze zachowane w zapisie melodie prapolskie. Przytacza je w swojej Historii muzyki polskiej Zdzisław Jachimecki. Ich opracowania i nagrania trikowego na wielośladzie dokonał świetny artysta z Podhala, Piotr Mąjerczyk. * * * DODATEK (opracowanie przedruku za instrukcjami do kolejnych nagrań z serii synchro-theta) SYNCHRO-THETA, Nr 8 10 (kasety sterujące prądami czynnościowymi mózgu) SYNCHRO-THETA 8: ZAKLĘCIE WIELKIEGO WSPÓŁCZUCIA ćwiczenie egzosomatyczne. Kaseta magnetofonowa 2 razy po 40 minuty (po obu stronach to samo). W drugiej części Zaklęcia Wielkiego Współczucia słyszymy przetworzony elektronicznie fragment nagrania dokonanego w malezyjskim mieście Penang, a wydanego przez Disworid Musie SDN. BHD., 19. Jałan Manis 4, Taman Segar, Cheras Kuala Lumpur. SYNCHRO-THETA 9: O NIE ŚPIJ, DRUHU, NOCY TEJ... ćwiczenie egzosomatyczne. Kaseta magnetofonowa 2 razy po 40 minuty (po obu stronach to samo). W drugiej części O NIE ŚPIJ, DRUHU, NOCY TEJ...*' słyszymy przetworzony elektronicznie fragment nagrania dokonanego w tureckim mieście Konya, w cyklu Mevlana Kasetcilik. Jest to muzyka mikrotooowa, napisana w XIII wieku przez wielkiego mistyka, poetę i kompozytora, Dżelaledina Rumi zwanego Melvana (nasz przewodnik ). Tytuł Synhro-Thety 9 stanowią pierwsze słowa poematu Mevlana, którego Karol Szymanowski użył jako tekstu słownego w swojej III Symfonii. SYNCHRO-THETA 10: DUSZA PUSTYNI ćwiczenie egzosomatyczne. Kaseta magnetofonowa 2 razy po 43 minuty (po obu stronach to samo). W drugiej części Duszy Pustyni słyszymy przetworzony elektronicznie fragment nagrania dokonanego w Tunezji przez firmę Soca (nr 1397), a wykonanego przez zespół Al-Mundżi Jbn Anunara. Jest to taneczna muzyka transowa, o bardzo silnym ładunku emocjonalnym. Tekst i system zapisu: Lech Emfazy Stefański. Opracowanie elektroniczne: Krzysztof Szlifirski. Studio Eksperymentalne Polskiego Radia UWAGA! Kasety typu SYNCHRO-THETA mogą być stosowane przez osoby mające dolegliwości psychiatryczne tylko po uprzedniej konsultacji z lekarzem. Nie zaleca się odsłuchiwania chorym na padaczkę (epilepsję). Nagrania te ułatwiają słuchającemu wejście w stan astralny. Aby mu to umożliwić, zastosowano nowe zdobycze neurofizjologii, elektroniki i elektroakustyki. Powyższe nagrania są nagraniem typu Synchro-Theta, a więc nagraniem sterującym prądami czynnościowymi mózgu o dominującej częstotliwości 4 Hz. Powinno być odsłuchiwane wyłącznie poprzez słuchawki stereofoniczne, w pozycji leżącej i z zamkniętymi oczami. Ma ono na celu dopomóc osobie słuchającej w wejściu w specyficzny, głęboki stan medytacyjny, aby wreszcie poczuć się poza ciałem, lub inaczej mówiąc osiągnąć stan egzosomatyczny. UWAGA! Działanie nagrania na rytmy prądów czynnościowych mózgu występuje tylko wówczas, gdy słuchający starannie wyreguluje jednakową głośność w prawym i lewym uchu. Jeśli na początku nagrania nastawimy jego pierwszy fragment (odgłosy przyrody) średnio głośno, zauważymy potem, że jego następne fragmenty są coraz cichsze, a końcowe odbieramy na samym pograniczu słyszalności. Tak ma być? W żadnym razie nie regulujemy poziomu w trakcie odsłuchiwania kasety! Nawet jeśli zdaje się, że nic nie słychać. W takim przypadku nagranie zaczyna funkcjonować jako tzw. nagranie podświadomościowe (działające bezpośrednio na podświadomość). Podczas odsłuchiwania pierwszej części nagrania następuje stopniowo głębokie odprężenie fizyczne oraz emocjonalne. Gdy zabrzmi przetworzony elektronicznie grecki odpowiednik hinduskiej mantry, zacznij oddychać bardzo wolno, bardzo spokojnie, bardzo głęboko. Podczas brania wdechu wyobraź sobie nieskończoność iskrzącej się, wibrującej, ożywczej energii istniejącej wokół ciebie hinduscy jogini nazywają tę energię praną. Z wdechem wciągnij ją do płuc i do wszystkich części Twojego ciała, a zwłaszcza do głowy. Wyobrażaj sobie, że tak właśnie się dzieje! Robiąc wydech przez szparkę pomiędzy wargami, wyobrażaj sobie przy tym, że oddalasz zużytą alergię ze swojego ciała. Wydychając powietrze z płuc, usuwaj tę zużytą energię na zewnątrz (wyobrażaj to sobie!), a równocześnie uruchom swoje struny głosowe i
159 przyłącz się do monotonnego śpiewu brzmiącego w Twoich słuchawkach. Śpiewaj lub mrucz razem z chórem. Nie lekceważ sobie tego energetyzującego elementu ćwiczenia! Kilka wyobrażeń sugerowanych słuchaczowi każdego z nagrań pochodzi z popularnego w Stanach Zjednoczonych ćwiczenia parapsychicznego, z którym przed dwudziestoma laty zapoznała mnie pani Virginia Hurley. Korzystając z tej okazji składam Jej podziękowanie. Wszystkim osobom ćwiczącym życzę powodzenia i być może koniecznej wytrwałości. Trudno bowiem spodziewać się, że od razu pierwsze odsłuchanie kasety u każdego z ćwiczących musi zakończyć się sukcesem. mgr L. E. Stefański SYNCHRO-THETA, Nr (kasety sterujące prądami czynnościowymi mózgu), BIMUZYKA SYNCHRO-THETA 11: POD SZTANDAREM ZAWISZY ćwiczenie egzosomatyczne. Kaseta magnetofonowa 2 razy po 45 minut (po obu stronach to samo). W drugiej części Pod sztandarem Zawiszy słyszymy przetworzony elektronicznie fragment nagrania utworu Stanisława Prószyńskiego, inspirowanego dramatem Słowackiego Zawisza Czarny w formie ćwierćtonowej bimuzyki. SYNCHRO-THETA 12: Z ODDALI WALC ćwiczenie egzosomatyczne. Kaseta magnetofonowa 2 razy po 45 minut (po obu stronach to samo). W drugiej części Z oddali walc słyszymy równolegle: Afrykańskie bębny i ksylofony z Kamerunu, Gwinei, Sahary, Senegalu, Tanzanii, i Togo oraz powtarzający się da capo at finitum temat senegalskiego walca w wykonaniu zespołu Lamina Konte z Dakaru, nadanego w II programie Polskiego Radia 30 stycznia 1993 roku. SYNCHRO-THETA 13: DWIE PRAWDY OBJAWIONE ćwiczenie egzosomatyczne. Kaseta magnetofonowa 2 razy po 45 minut (po obu stronach to samo). W drugiej części kasety słyszymy równolegle: śpiewane wersety Koranu (nagranie z Kairu) oraz inny niż na kasecie S-Th-10 utwór w wykonaniu zespołu Al Mundżi Ibn Ammara (Soca nr 1397) SYNCHRO-THETA 14: PORZĄDEK TAO: ćwiczenie egzosomatyczne. Kaseta magnetofonowa 2 razy po 45 minut (po obu stronach to samo). W drugiej części kasety Porządek Tao słyszymy równolegle: Zaklęcie wielkiego współczucia (Disworid Musie SDN.BHD., 19. Jalan Manis 4, Taman Segar, Cheras Kuala Lumpur) obie części utworu naraz. SYNCHRO-THETA 15: GORĄCY WIATR WSCHODNI ćwiczenie egzosomatyczne. Kaseta magnetofonowa 2 razy po 45 minut (po obu stronach to samo). Brak danych szczegółowych. Tekst i system zapisu: Lech Emfazy Stefański, Studio Eksperymentalne Polskiego Radia. Montaż: Janusz Nowak. UWAGA! Kasety typu SYNCHRO-THETA mogą być stosowane przez osoby mające dolegliwości psychiatryczne tylko po uprzedniej konsultacji z lekarzem. Nie zaleca się odsłuchiwania chorym na padaczkę (epilepsję). Każde z tych nagrań ułatwia słuchającemu wejście w plan astralny. Aby mu to umożliwić, zastosowano nowe zdobycze neurofizjologii, elektroniki i elektroakustyki. Są to nagrania typu Synchro-Theta, a więc nagrania sterujące prądami czynnościowymi mózgu o dominującej częstotliwości 4Hz. Powinny być odsłuchiwane wyłącznie poprzez słuchawki stereofoniczne, w pozycji leżącej i z zamkniętymi oczami. Ma ono na celu dopomóc osobie słuchającej w wejściu w specyficzny, głęboki stan medytacyjny, aby wreszcie poczuć się poza ciałem, lub inaczej mówiąc osiągnąć stan egzosomatyczny. UWAGA! Działanie nagrania na rytm prądów czynnościowych mózgu występuje tylko wówczas, gdy słuchający starannie wyreguluje jednakową głośność w prawym i lewym uchu. Podczas odsłuchiwania pierwszej części nagrania następuje stopniowo głębokie odprężenie fizyczne oraz emocjonalne. Gdy zabrzmi przetworzony elektronicznie grecki odpowiednik hinduskiej manny, zacznij oddychać bardzo wolno, bardzo spokojnie, bardzo głęboko. Podczas brania wdechu wyobraź sobie nieskończoność iskrzącej się, wibrującej, ożywczej energii istniejącej wokół Ciebie hinduscy jogini nazywają tę energię praną. Z wdechem wciągnij ją do płuc, i do wszystkich części ciała, a zwłaszcza do głowy. Wyobrażaj sobie, że tak właśnie się dzieje! Robiąc wydech przez szparkę pomiędzy wargami, wyobrażaj sobie przy tym, że oddalasz zużytą energię ze swego ciała. Wydychając powietrze z płuc, usuwaj tę zużytą energię na zewnątrz (wyobrażaj to sobie!), a równocześnie uruchom swoje struny głosowe i przyłącz się do monotonnego śpiewu brzmiącego w Twoich słuchawkach. Śpiewaj lub mrucz razem z chórem. Nie lekceważ sobie tego energetyzującego elementu ćwiczenia.
160 Kilka wyobrażeń sugerowanych słuchaczowi każdego z nagrań pochodzi z popularnego w Stanach Zjednoczonych ćwiczenia parapsychicznego, z którym przed dwudziestoma laty zapoznała mnie pani Virginia Hurley. Korzystając z tej okazji składam Jej podziękowanie. Wszystkim osobom ćwiczącym życzę powodzenia i być może koniecznej wytrwałości. Trudno bowiem spodziewać się, że od razu pierwsze odsłuchanie kasety u każdego z ćwiczących musi zakończyć się sukcesem. Rozkosze wielomuzyczności mgr L. E. Stefański Śledząc historyczny rozwój muzyki europejskiej, wielokrotnie natykamy się na przejawy tendencji, którą można by nazwać bimuzycznością lub polimuzyczności. Wynikają one logicznie z najogólniejszej linii rozwoju: od monofonii, poprzez heterofonię do polifonii i polichóralności, od romantycznego zgęszczenia faktury do XX-wiecznej politonalności; czyli od prostoty do coraz to większej komplikacji i materiału dźwiękowego, do coraz bardziej złożonej wieloplanowości utworu. Polimuzyka to muzyka o wielu planach dźwiękowych. Jej pierwocinami były dialogujące chóry w średniowiecznych antyfbnach. W pełni wykorzystał efekt polimuzyczności Mozart w operze Don Giovanni, gdzie trzy małe zespoły instrumentalne grają równocześnie trzy tańce: menueta, kontredansa i Walca na 3/8. W muzyce naszego wieku polimuzyczność rozgościła się na dobre. Dźwiękowo wieloplanowy chaos jarmarku maluje Strawiński na początku baletu Pietruszka środkami świadomie polimuzycznymi. Podobnie działa Ives w Czwartym lipca i w Dniu dziękczynienia. W czasach nam najbliższych polimuzycznością interesował się m.in. Stanisław Prószyński, niedawno zmarły kompozytor i pedagog. Już w swoim młodzieńczym dziele, w Małej symfonii, na zakończenie dzieli orkiestrę na dwie niezależne od siebie części, z których pierwsza gra nadal Giocoso, podczas gdy druga równocześnie zaczyna znów początkowe Mesto. Stanisław Prószyński, znany jako kolekcjoner mechanizmów grających, często bawił swoich gości nastawianiem wielu naraz pozytywek, zwracając uwagę na zaskakująco harmonijny rezultat całości, na którą składało się przecież kilka rozmaitych utworów. Wynalazcą polimuzyki, jako w pełni celowego działania artystycznego, możemy nazwać Zygmunta Krauzego. Jak dotąd, stworzył cztery utwory typu, który sam nazywa muzyką przestrzenną. Pierwszy z nich prezentowany był w Warszawie w roku 1968, w specjalnie do tego celu zaprojektowanej architekturze. Był to rodzaj szerokiego korytarza z przylegającymi doń licznymi niszami, z których rozbrzmiewały równocześnie różne przebiegi dźwiękowe, odtwarzane z magnetofonów. Słuchacze przechadzali się, odbierając muzykę naraz z wielu źródeł, przy czym brzmieniowe proporcje zmieniały się nieustannie, gdy zbliżali się do różnych głośników. Drugi podobny utwór wykonywany był w dwa lata później. Dwa następne La fete galante et pastorale (Graz 1976 i Strasbourg 1983) oraz Rzeka podziemna (Metz 1987) wykorzystywały istniejącą już architekturę pałacową. Ten ostatni utwór powtarzany był potem w Łodzi i w Warszawie. Na wystawie rzeźb Stefana Iwanka Magiczne ołtarze (1995) słuchaliśmy bez przerwy trwającej bimuzyki. Były to odtwarzane naprzemian Romantyczne pobrzmienia Stanisława Prószyńskiego i Mistyczna podróż do serca Ziemi Jarosława Białego w formie bimuzycznych kanonów. Czytelnikom tych słów radzę poeksperymentować. Ale pamiętajmy: nie każde zestawienie utworów da efekt bimuzyczności lub polimuzyczności. Słabo, na przykład, nadaje się do tego symfonika romantyczna. Za to prawdziwych rozkoszy dodekafonii można doświadczyć słuchając Koncertu skrzypcowego Albanas Berga jako bimuzyki (w kanonie). Całość brzmi wówczas cudownie mieniącą się harmonią. Nic dziwnego: przecież utwór zbudowany jest z monolitycznie jednorodnego tworzywa jest nim dwunastotonowa seria, z której wysnute zostały wszystkie motywy całości. Synchro-Theta-Bimuzyka jako ćwiczenie medytacyjne Bimuzykę można by określić jako sposób słuchania muzyki. Zresztą różne mogą to być sposoby. Rzecz może np. polegać na przerzucaniu uwagi z jednego planu dźwiękowego na drugi, z jednej rzeczywistości dźwiękowej do drugiej. Można też rozproszyć uwagę: śledzić w miarę możności uważnie różne plany bimuzyki i pozostawać gdzieś między tymi planami. Można śledzić naraz obie muzyki jedną i drugą równocześnie. Uwaga słuchacza wtedy mimo woli rozpina się gdzieś miedzy nimi. Słuchanie S-Th-Bimuzyki jest niezmiernie wartościowym ćwiczeniem medytacyjnym. Rozkoszą jest, gdy uwaga zawisa między jedną a drugą muzyką, nie koncentrując się na żadnej
161 z nich, lecz pojmując obie jako całość.
162 Wstecz / Spis Treści / Dalej 11. Mediumizm i metalgniotki" Reportaż z Sochaczewa, gdzie duchy harcują (1984) Tym razem stukające duchy upodobały sobie mały, bardziej niż skromny, domek na przedmieściu Sochaczewa. My, to znaczy dr Roman Bugaj i ja, zastaliśmy już na miejscu tłumy gapiów, ciekawskich, zabobonnych i podejrzliwych, czasem nawet agresywnych, osoby niezrównoważone psychicznie, aroganckie spirytystki podające się za wysłanniczki innego świata". Przepraszam, przepraszam mówi gospodyni domu, pani Hanna Sokół na żadne tam pytania ja już więcej nie odpowiem, a jak pan porucznik zdecyduje to proszę, niech sobie panowie fotografują. Pan porucznik Leszek Franaszek, przedstawiciel miejscowej milicji, w najbliższej szkole jest przewodniczącym Koła Rodzicielskiego. W okolicy cieszy się sympatią! zaufaniem. Tutaj pełni obowiązki służbowe, a jednocześnie z czysto ludzkiej życzliwości usiłuje pomóc rodzinie, która przez duchy" znalazła się w doprawdy niemiłej sytuacji. Wczoraj wlazł tu jakiś taki pijany gość, od razu na pięterko, i zaczyna rwać drzwi. Ja do niego: czego pan tu szuka, a on łap mnie za rękę i szarpie, żebym z nim szła na Komendę... Ciągle mam tu teraz takie wizyty. Gdyby nie pan porucznik, to by tu nas chyba roznieśli. Albo stoją i wołają, żebym im te duchy pokazała. Pani Hanna Sokół została sama z dwiema córeczkami, ośmio- i trzynastoletnią. Ojciec rodziny zmarł 2 października 1983 roku na białaczkę szpikową. Babcia wyprowadziła się przed kilku dniami do krewnych, nie wytrzymała nerwowo zespołowego najazdu strachów i natrętów. W nawiedzonym domku przebywa prawie nieustannie stryjeczny brat dziewczynek Włodzio. Nawet nocuje tu, żebyśmy się tak nie bały, zawsze to mężczyzna dodaje pani Hanna. Gwoli ścisłości Włodek już niedługo skończy 15 lat. Pytamy o zjawiska, które wielce niepokoją mieszkańców małego domku. Ciekawe, w obecności gospodyni, pani Hanny, nie straszyło ani razu. Jest ona rewidentką w zamrażalni warzyw i owoców, do pracy chodzi przeważnie na drugą lub trzecią zmianę. Poza domem przebywa więc wieczorem i nocą. A właśnie wtedy dzieją się rzeczy najdziwniejsze... Pani Hanna słyszała tylko stukania. Zaczęły się w grudniu. Mieszkanki domku, do którego szczytowej ściany jest bezpośredni dostęp od ulicy, sądziły początkowo, że na zewnątrz awanturuje się po nocy jakiś pijak. Stukania powtarzały się później, były niepokojące, ale nie zdawały się groźne. 2 stycznia 1984 roku także zaczęło się od stukania, a raczej walenia, znów jakby od zewnątrz, w szczytową tylną ścianę domku. Z kuchennego kredensu stojącego na tej ścianie wypadły wszystkie trzy szuflady razem z zawartością. Poprzewracały się krzesła oraz ciężkie wiadra z wodą i węglem. W niedzielę 8 stycznia 1984 roku spadł czajnik z wodą. O tak stał, na kuchni i tam upadł wyjaśnia 13-letnia Asia i demonstruje. Tak równo leciał, że nawet woda się nie wylała, jakby go ktoś niósł. Ale nie za rączkę, bo rączka była cały czas przekręcona na bok. Jedzono wówczas obiad przy kuchennym stole. Włodzio odwrócił głowę, aby zobaczyć, co się dzieje z czajnikiem i wtedy duch" zrzucił mu talerzyk z kisielem na podłogę. Znów wypadły szuflady z kredensu. Wiadro pofrunęło w górę i oblało dzieci wodą. Również nazajutrz szuflady runęły z hukiem na podłogę, a wiadra się poprzewracały. Tym razem domownicy pozostawili je puste, nie chcąc narażać się powtórnie na wielkie sprzątanie. Później spadło ze ściany duże lustro, właściwie nie spadło, lecz jakby zostało zdjęte z haka, przeniesione w prawo i ułożone na podłodze taflą do góry. Wylądowało tam bez najmniejszego uszkodzenia. We wtorek w nawiedzonym przez duchy domu zjawili się ksiądz i radiesteta z Warszawy, pan Andrzej T. Radiesteta stwierdził, że domek stoi na zdrowym terenie. Przedstawiciel duchowieństwa modlił się o wieczny odpoczynek dla zmarłego ojca rodziny, bezskutecznie, jak się wkrótce okazało, bo zjawiska nie ustały. 11 stycznia wieczorem, kiedy w domu nikogo nie było, przedmioty znów oszalały. Gdy domownicy powrócili, było już po wszystkim, na podłodze leżały szuflada, czajnik, poprzewracane krzesła, a także lustro, które spadło ze ściany, ale tak ostrożnie, że nie stłukło szklanki leżącej na podłodze, lecz ułożyło się na niej. Po naszym odjeździe z Sochaczewa, a było to wieczorem piętnastego stycznia, kiedy
163 mieszkanki domu oraz Włodek położyli się spać, zaczęło się, ale trochę inaczej niż dotąd. Dotychczas w obecności pani Hanny odzywały się tylko stukania, lecz przedmioty nie ruszały się, teraz krzesło nagle samo upadło. Pani Hanna wstała z tapczanu i ustawiła je z powrotem. Po chwili znów zachwiało się i runęło. Do drugiej w nocy pani Hanna walczyła z uparcie przewracającym się krzesłem. Nasza powtórna wizyta nastąpiła po tygodniu. Udało się wówczas już w znacznie spokojniejszej atmosferze ustalić, że zarówno Asia jak i Włodek wykazują dużą zdolność do zapadania w trans. Nie chcąc jednak dodatkowo niepokoić udręczonej duchami" rodziny, dr Bugaj i ja zdecydowaliśmy na razie przerwać rozpoczęte doświadczenia. Przeprowadziliśmy za to wywiady i próby testowe z mieszkańcami nawiedzonego" domu. Nic nie wskazuje, aby zjawiska miały być przez kogoś sfingowane. Za ich autentycznością przemawia relacja pani H. Sokół, o próbie, jaką wykonano po pierwszym wypadnięciu szuflad z kredensu. Chciano się wówczas przekonać, czy uderzenia od zewnątrz w szczytową ścianę domku mogą spowodować ruch szuflad. Człowiek, stojący za domkiem, tłukł z całej siły kamieniem w mur; wykruszył nawet jedną z cegieł. Osoby, które pozostały wewnątrz, miały możność przekonać się, że tamto" stukanie było jednak znacznie silniejsze. Doprawdy trudno przypuścić, aby rodzina Sokołów znała z literatury przedmiotu charakterystyczną cechę takich paranormalnych stukań: dochodzą one zawsze jakby z wewnątrz muru lub wnętrza deski stanowiącej blat stołu. Dlatego też okazują się trudne do imitacji. Przypadek strachów" w Sochaczewie jest typowy: prawdopodobnie mimowolnymi sprawcami zjawisk są dzieci wchodzące w okres dojrzewania: 13-letnia Asia i 14-letni Włodek. Warto tu zwrócić uwagę na interesujący szczegół: przez dwa tygodnie duchy" harcowały tylko wówczas, gdy pani Hanna znajdowała się poza domem. Dopiero w połowie stycznia zobaczyła na własne oczy jak krzesło samo" przewróciło się czterokrotnie na podłogę. Wiemy, że nie świadomość, lecz podświadomość osób medialnych steruje takimi zjawiskami telekinetycznymi, jakie obserwuje się w Sochaczewie. Być może również na podświadomość obojga dzieci hamująco działał autorytet pani Hanny. Strachy" stają się naprawdę niegrzeczne" dopiero wówczas, gdy mamy nie ma w domu. Trzeba tu dodać, że to, co dzieje się w Sochaczewie, należy do klasy zjawisk bardzo dobrze znanych badaczom, wielokrotnie opisywanych, a w języku niemieckim określanych jako Spukphaenomene lub żartobliwie Poltergeist ( duch stukający"). Jak się przeważnie okazuje, mimowolnym sprawcą zjawiska bywa dziewczynka lub chłopiec w okresie dojrzewania. Zachwiana w tym czasie równowaga energetyczna organizmu staje się przyczyną wyzwolenia sił, które moskiewski fizyk dr Aleksander Dubrow nazywa biograwitacyjnymi (są to te same siły, które powodują rozrywanie się nici chromosomów podczas podziału jądra komórkowego). Działaniem sił biograwitacyjnych na otoczenie dojrzewającego osobnika nie steruje jego świadomość są to działania bezwiedne, podświadome. Często sprawca jest równocześnie ich ofiarą, jak to bywało np. u Joasi Gajewskiej z Sosnowca, którą wielokrotnie kaleczyło szkło rozbijane przez psotnego chochlika". Obserwacje i doświadczenia Mieszkanie państwa Sokołów odwiedzaliśmy ośmiokrotnie od stycznia do czerwca 1984 roku. Niekiedy towarzyszyła nam pani mgr Maria Błaszczyszyn, czasem także por. Leszek Franaszek. A oto obserwacje i doświadczenia wówczas poczynione w relacji doktora Bugaja: 1. Podczas przechodzenia Joasi przez kuchnię uniósł się do góry i podążał" za nią but leżący początkowo w rogu pomieszczenia. 2. Stwierdziłem unoszenie się i lot w powietrzu nie dotkniętego przez nikogo garnka blaszanego. Samego garnka w locie nie widziałem, gdyż jego lot był zbyt szybki. Lecący garnek uderzył w ścianę kuchni, a następnie spadł na podłogę. 3. Leżąca szufelka metalowa do węgla nagle uniosła się w powietrze, przeleciała kilkadziesiąt centymetrów nad podłogą i upadła z hałasem koło kuchni. 4. Nie dotykany przez nikogo talerz porcelanowy (średniej wielkości), znajdujący się na stole, uniósł się nagle w powietrze, przeleciał niezwykle szybko pod sufitem kuchni i z trzaskiem rozbił się na przeciwległej ścianie. 5. Moja czapka futrzana, którą położyłem w pokoju na otomanie, również poderwała się nagle do góry, przeleciała bardzo szybko w powietrzu przez otwarte drzwi do kuchni, gdzie właśnie przebywałem, i uderzyła mnie w twarz. Pomimo że uderzenie było gwałtowne, nie odczułem bólu z uwagi na rodzaj materiału czapki. 6. Po położeniu czapki na poprzednie miejsce zjawisko to powtórzyło się, tym razem jednak
164 czapka przeleciała nisko nad podłogą, uderzyła mnie w kolano i upadła w kuchni koło kredensu. 7. Następny fenomen był bardzo dziwny, kryjący w sobie zagrożenie. Gospodyni poczęstowała nas gorącą herbatą i postawiła trzy szklanki na stole w pokoju. Przebywałem wówczas w kuchni, Joasia siedziała na krześle ok. l m od stołu. Nagle jedna ze szklanek, pozostająca przez cały czas w polu mojego widzenia (drzwi z pokoju do kuchni są zawsze otwarte), poderwała się do góry, przeleciała niezwykle szybko koło mojej głowy, wylewając prawie całą gorącą herbatę na moje ubranie, część zaś na pobliską ścianę, a następnie rozbiła się z trzaskiem o kredens kuchenny. Pragnę podkreślić, że ani jedna kropla herbaty nie oblała mi twarzy, a także to, że na jasnym ubraniu, po wyschnięciu herbaty, nie powstała żadna plama. 8. Jakaś nieznana siła ściągnęła siedzącej na krześle Joasi pantofle z nóg i odrzuciła je daleko w przeciwległą część pokoju. 9. Joasia siedząca koło stołu na krześle została niespodziewanie z niego zrzucona i częściowo wciągnięta pod stół. W ostatniej chwili zdołała zatrzymać się, chwytając się za jego blat. 10. Po wejściu Joasi do pokoju znajdującego się na pierwszym piętrze, gdzie mieliśmy przez pewien czas przebywać, z podwórza wpadły za nią przez niedomknięte drzwi dwa kamienie. Na podwórzu nie dostrzegliśmy nikogo, kto mógłby je wrzucić; wyjrzeliśmy przez okno natychmiast po upadku kamieni. Zastanawiająca była celność, z jaką przedmioty te przedostawały się przez wąską szczelinę. 11. Wykonany przez mgr. Stefańskiego papierowy rotorek Trommelina" przeznaczony do doświadczeń i postawiony na stoliku koło telewizora znikł bez śladu i tego wieczoru nie mogliśmy go już nigdzie odnaleźć. 12. Kostka Rubika wykonana z plastyku poszybowała nagle w powietrze, przeleciała zygzakowatym ruchem pod sufitem i uderzyła mgr. Stefańskiego w plecy. Uderzenie to nie było zbyt silne. 13. Jeden z moich kluczy od mieszkania, trzymany przeze mnie w kieszeni, mianowicie od zamka yale, został wygięty pod kątem ok. 90 stopni. Stwierdziłem to po przyjeździe z Sochaczewa do Warszawy. Opisane fenomeny, z wyjątkiem ostatniego, widziały oprócz mnie wszystkie wymienione osoby. Manifestacje telekinetyczne zachodziły w pełnym świetle dziennym albo przy silnym oświetleniu elektrycznym, jedynie zjawiska wymienione w punktach 8 i 9 wydarzyły się w ciemności. Lot przedmiotów unoszących się był zazwyczaj tak szybki, że nie mogliśmy ich dostrzec bezpośrednio, stwierdziliśmy jedynie przemieszczenie się lub uderzenie w ścianę względnie mebel i upadek na podłogę. Przelotowi towarzyszył świst albo szelest o charakterystycznym dźwięku. Siła działająca w tych manifestacjach sprawiała wrażenie inteligentnej, ale złośliwej. Świadczy o tym m.in. oblanie mnie gorącą herbatą i wygięcie posiadanego przeze mnie klucza od mieszkania. Nigdy nie było dokładnie wiadomo, gdzie i w jakim kierunku będzie ona działać. Znamienne jest, że żaden z lecących przedmiotów nigdy nie trafił w szyby okien! Dodam na marginesie, że w okresie natężenia opisywanych zjawisk niektórzy domownicy znajdujący się w mieszkaniu wkładali na głowy kaski motocyklowe. Nie było to pozbawione słuszności, gdyż ciotka dziewczynki została uderzona w głowę doniczką z kwiatem, która z parapetu okna poszybowała niespodziewanie w jej kierunku. Osobiście oglądałem ranę na jej głowie było to lekkie rozcięcie naskórka. Pragnę podkreślić, że zjawiska, manifestujące się w mieszkaniu od początku 1984 roku, stały się dla państwa Sokołów prawdziwym utrapieniem. Wiele przedmiotów domowych zostało uszkodzonych, naczynia szklane i porcelanowe rozbite, a prowiant znajdujący się w lodówce uległ zniszczeniu. Pani Sokół prosiła nas o odjęcie" jej córce jeśli to możliwe owej strasznej (jak określiła) właściwości" i przywrócenie jej normalnemu życiu, rodzinie i szkole. Za dziewczynką idącą do szkoły czasami leciały polana drzew, a w szkole, na lekcjach geometrii, rozpadał się jej w ręku na części metalowy cyrkiel; łyżeczka aluminiowa podczas mieszania cukru w herbacie niekiedy pękała pozostawiając w palcach sam trzonek, co zmusiło dziewczynkę do posługiwania się łyżeczką drewnianą. Ostatnio spadł ze stolika w obecności domowników i por. Leszka Franaszka telewizor, przeleciał kilka metrów w powietrzu i rozbił się z hukiem o podłogę. Innym razem nóż kuchenny wyleciał z szuflady kredensu, przeleciał przez kuchnię i pokój, a następnie wbił się ostrzem w drzwi szafy. Pani Sokół opuściła z rodziną na pewien czas mieszkanie, które zostało opieczętowane przez milicję. Babcia wyprowadziła się na stałe.
165 Usiłowaliśmy, mając na uwadze prośbę matki Joanny, w jakiś sposób opanować niszczącą, nieznaną energię generowaną podświadomie przez dziewczynkę typowe medium psychokinetyczne ukierunkować ją i spowodować wyładowanie tejże energii w sposób zamierzony, kontrolowany. Rozpoczęliśmy wraz z mgr L. E. Stefańskim serię doświadczeń. Pierwsza z tych prób polegała na powtórzeniu efektu psychokinetycznego Uri Gelłera i Juna Sekiguchi. Oto fragment odnośnego protokołu: Joasia bierze do ręki aluminiową łyżkę stołową, trzyma ją za trzonek i lekko pociera go dużym palcem. Po kilku minutach łyżka wygina się w kierunku jej biustu, następnie z trzaskiem pęka, przy czym górna część całkowicie odłamuje się i upada na stół. Próba wykonana z widelcem, a następnie z łyżeczką od herbaty, przebiega w sposób podobny, lecz teraz następuje jedynie całkowite wygięcie w miejscu przewężenia trzonka". Wykonałem dziesięć takich prób, wszystkie zakończyły się pozytywnie. Łyżki stołowe, łyżeczki od herbaty oraz widelce stanowiły moją własność i przywoziłem je do Sochaczewa z Warszawy. Duże łyżki aluminiowe zawsze pękały, łyżeczki i widelce stalowe ulegały zaś całkowitemu wygięciu. Proces wyginania, zachodzący w pełnym świetle dziennym względnie elektrycznym, był zawsze poddany naszej obserwacji. Niekiedy wygięcie następowało natychmiast, w oczach" górna część widelca lub łyżki opadała na rękę dziewczynki. Nigdy nie stwierdziłem żadnego wzrostu temperatury metalu. Proces wygięcia trwał przeciętnie 5-7 minut, czasami pół godziny, rzadko zaś zachodził natychmiast. Z doświadczeń tych zostały sporządzone zdjęcia fotograficzne i filmowe. Zauważyłem, że podczas tych eksperymentów Joasia wpada nie zdając sobie z tego sprawy w lekki trans, choć na ogół zachowuje pełną świadomość. Powieki oczu częściowo zamykają się, dziewczynka staje się senna, a spod wpół zamkniętych powiek widoczne są tylko białka oczu. Inny eksperyment polegał na rozciąganiu" drucika miedzianego o średnicy 0,5 mm. Słowo rozciąganie" piszę w cudzysłowie, gdyż w rzeczywistości działanie takie w ogóle nie występowało lub w minimalnym stopniu. Wykonaliśmy pięć prób. Za każdym razem Joasia otrzymywała od nas drucik miedziany o długości 100 mm, obserwowaliśmy jej ruchy przy pełnym oświetleniu elektrycznym przez 5 do K) minut. Po tym czasie oddawała drucik eksperymentatorom. Okazało się, że pierwszy drucik miał teraz długość 129 mm, drugi 128 mm, trzeci 127 mm, czwarty został przerwany i jak gdyby zwęglony", piąty również przerwany, przy czym w miejscu przerwania (po obu stronach) stał się bardzo cienki, jak gdyby wyciągnięty. I jeszcze jedno doświadczenie, powtarzane parokrotnie: pudełko od zapałek położone na krawędzi stołu spadało po chwili na podłogę, gdy Joasia zbliżyła do niego rękę na odległość cm. Metalgniotki Jakże daleko odeszliśmy wciągu minionego ćwierćwiecza od obowiązujących" wówczas poglądów na zjawiska parapsychiczne i para-fizyczne!... Jeszcze nie tak dawno patrzyliśmy przecież na osobę demonstrującą swe zdolności para" jak na cielę o dwóch głowach a więc fenomen niesłychanie rzadki, osobliwy, być może będący nawet uwstecz-nieniem, gdy spojrzymy nań z punktu widzenia ewolucji gatunku homo sapiens. Dziś wiemy, że podobne uzdolnienia mamy potencjalnie wszyscy w mniejszym lub większym stopniu: rzecz tylko w tym, aby je ujawnić i rozwinąć. Wiemy też, że dalsze losy ludzkości zależeć będąw znacznym stopniu od syntezy dotychczas wypracowanego myślenia racjonalnego (związanego z rozwojem lewej półkuli mózgu) z myśleniem inicjatywnym, obrazowym, symbolicznym, magicznym" (mającym swoje siedlisko" w półkuli prawej). I oto wyrastają coraz to nowe metody uświadamiania ludziom, jak niezwykłe tkwią w nich samych możliwości. Siedemnastoletni John Atamac, ujrzawszy, jak trzymana przez niego łyżka sama" wygięła mu się w dłoni na kształt litery U, zemdlał z wrażenia. A wydarzyło się to podczas imprezy, która w USA i Wielkiej Brytanii nazywana bywa Metal Bending Party, w krajach niemieckojęzycznych zaś Metallbiege Party lub żartobliwie Loffelbiege Party. W swobodnym tłumaczeniu na polski będzie to brzmiało Wieczorek towarzyski z wyginaniem łyżek". Tak jest! Impreza, podczas której mają się ujawnić masowo zdolności paranormalne, nie może bowiem mieć nic wspólnego z poważną atmosferą laboratoryjną. Na później odłóżmy eksperymenty naukowe. Najpierw uzyskajmy zjawiska, a dopiero potem weźmy się do ich badania. Jedna z pierwszych w Europie Zabaw w gięcie łyżek", miała miejsce w Bazylei (Szwajcaria) z okazji Kongresu Parapsychologicznego. Prowadzącym był Eli Weidenfeld. Reguły gry miał on
166 okazję poznać w roku 1982, gdy w Cambridge (Wielka Brytania) uroczyście ale też i wesoło obchodzono stulecie pierwszego na świecie towarzystwa parapsychologicznego Society for Psychical Research. Również i w Bazylei wieczorek przebiegał w niewymuszonej atmosferze towarzyskiej zabawy, co jest zresztą koniecznym warunkiem, aby uczestnicy otworzyli się wewnętrznie". Dla lepszego psychologicznego umotywowania przyszłych naśladowców Uri Gellera opowiedziano im o zachęcających rezultatach podobnych spotkań i pokazano przezrocza. Przeprowadzono też grupowe ćwiczenia relaksujące i energetyzujące, po których wszyscy zgromadzeni zawołali gromkim chórem: Zginaj się! Zginaj się! Zginaj się!" i z łyżkami w dłoniach zaczęli się przechadzać po sali. Towarzyszyła im przy tym dyskretna muzyka o charakterze odprężającym. Siadanie na krzesłach jest w takiej sytuacji niewskazane, dynamika w zachowaniu stanowi tutaj kolejny warunek powodzenia. Nie minął nawet kwadrans, gdy do prowadzącego zaczęły się zgłaszać pierwsze osoby, którym się udało, oszołomione sukcesem i niedowierzające sobie samym. Czy rezultaty zostały uzyskane drogą psychokinetycznego oddziaływania na metal, czy też może niektórzy pomagali sobie" (świadomie lub nieświadomie, bo i to jest możliwe) siłą swoich mięśni? Na tym etapie stawianie podobnych pytań po prostu nie ma sensu, ponieważ Wieczorek giętych łyżek" w samym założeniu nie jest naukowym eksperymentem. Jeden z uczestników spotkania, z zawodu poważny psychoterapeuta, wykonywał swą łyżką w powietrzu ruchy faliste, powtarzając: niech sobie potańczy!" I posłuszna tancerka" wygięła się przy tym z wdziękiem. Ogólny rezultat spotkania okazał się słabszy niż się spodziewano: na sali było stanowczo zbyt tłoczno. Dobre wyniki (zarówno prawdziwe jak i fałszywe) uzyskuje przy podobnych okazjach większość uczestników. Na przykład w Cambridge 40 na 60 osób zgromadzonych. Wielokrotnie prowadziłem począwszy od roku 1985 w Warszawie i w innych miastach podobne ćwiczenia-zabawy, apelując do osób biorących w nich udział o zaproponowanie ich polskiej nazwy. Dosłowny przekład Metal Bending Party byłby nie do przyjęcia ze względu na swoją długość: spotkania towarzyskie w niefrasobliwej atmosferze w celu wyginania metalowych przedmiotów". Wreszcie jeden z młodych uczestników zaproponował: metalgniotki". Na czym właściwie polegają takie metalgniotki"? Najkrócej mówiąc: na zabawie i sugestii naśladowczej. Jak pamiętamy, dzieci oglądając w telewizji popisy Uri Gellera naśladowały go potem z powodzeniem. Człowiek dorosły po prostu nie dopuszcza do siebie takiej myśli, odrzucając j ą jako oczywisty absurd". Jeśli jednak opowiemy grupie ludzi dorosłych o psychokinezie, pokażemy zjawiska psychokinezy na ekranie, po czym rozbawimy towarzystwo, okazuje się, że na efekty nie trzeba długo czekać. Stalowe łyżki i widelce pocierane palcami miękną! Jednym z najświetniejszych rezultatów w psychokinetycznym zmiękczaniu metali osiągnęła pani Leokadia Podhorecka, zasłużona prezeska szczecińskiego Towarzystwa Psychotronicznego. Podobnie udane były wielokrotnie prowadzone przez nią później metalgniotki".
167 Wstecz / Spis Treści / Dalej 12. Przymierze z ogniem Żywioł ognia budzi w nas respekt, a czasem lęk. Bez niego jednak nie wyobrażamy sobie życia. To on, pod postacią dobroczynnego żaru, nie pozwala nam zamarznąć w mroźną noc. Temperatura dogasającego ognia, czerwonego żaru (około 500 C), bywa niekiedy dla naszych stóp nie tylko nieszkodliwa, lecz... drażniąco rozkoszna". To nie żart! Niewrażliwość ludzkiego ciała na wysokie temperatury sięgające kilkuset stopni Celsjusza jest zagadką, która intrygowała już starożytnych, a nad której wyjaśnianiem nadal biedzą się współcześni naukowcy. Uczony rzymski z początku naszej ery, Pliniusz Młodszy, napisał: Nieopodal Rzymu zamieszkiwały sławne rodziny, których członkowie podczas dorocznych ceremonii składania ofiar Apollinowi chodzili po żarzących się węglach nie parząc się przy tym. Z powodu tej ich właściwości byli zwalniani od służby w wojsku i innych obowiązkowych świadczeń. Chodzenie po ogniu znane jest też w północnej Afryce. Egipscy muzułmanie traktują tę czynność jako dowód duchowego oczyszczenia i wiążą jaz obrzędami dziesięciu dni żałoby, którymi rozpoczyna się każdy nowy rok mahometański. Ascetyczni marabutowie nie poprzestają na deptaniu po płonących węglach, niektórzy biorą do rąk, a nawet liżą rozżarzone pręty żelazne. Zmarły w 1978 roku polski etnolog i antropolog, Aleksander Lech Godlewski, miał możność obserwować chodzenie po ogniu latem 1938 roku na wyspie Raiatea w archipelagu Wysp Towarzyskich. Profesor miał szczęście, bo w czasie, gdy przebywał na wyspie, zawinął tam duży jacht wiozący na pokładzie bardzo bogatych Amerykanów. Wiedzieli oni, że na wyspie żyje czarownik Teriipao, który organizuje religijne uroczystości połączone z chodzeniem boso po żarzących się węglach. Amerykanie hojnie sypnęli dolarami, co skłoniło czarownika, aby specjalnie dla nich zorganizował taki pokaz. Wykopano rów na osiem metrów długi i na sześć metrów szeroki. Wypełniono go grubymi klocami kasztanowców. Ten olbrzymi ziemny piec rozpalał się przez 36 godzin. Tymczasem Teriipao ze swymi ludźmi udał się na poszukiwanie świętej rośliny ti. Istnieje bowiem w Oceanii i we wschodniej Azji wiara, że liście tej rośliny, którą botanicy nazywają dracena terminalis, chronią przed poparzeniem. Gdy ludzie czarownika Teriipao zdobyli już liście rośliny ti, śpiewając uroczyste pradawne pieśni, zanieśli je do ruin starej świątyni pogańskiej, znajdującej się w dżungli. W marszu śpiewali: Obudźcie się, powstańcie bogowie, idźcie do pieca, wodo słodka i wodo słona idźcie tam także, rozkażcie robaczkom ziemi czarnej i robakowi świecącemu, aby poszli do pieca. Następnego dnia przyniesiono święte liście ti, a tymczasem publiczność zgromadziła się wokół ognistego ziemnego pieca. Żar buchał z niego taki, że turyści musieli się umieścić w przyzwoitej odległości kilkunastu metrów. Bliżej nie można było wytrzymać. A tymczasem czarownik Teriipao stał nieruchomo na samym skraju tego rowu. Od strony dżungli ukazała się procesja złożona z młodych ludzi płci obojga. Szli i śpiewali: O, istoty ziemne, pozwólcie nam przejść po swych ogniach. O, wielka niewiasto, która kładziesz ogień w niebie, trzymaj liść, który ochładza ogień i pozwól nam iść do pieca. Procesja wkroczyła do pieca śpiewając nieustannie. Szli powoli, nie oglądając się na boki, twarze kroczących były spokojne. Kiedy już wszyscy przeszli całą długość pieca, czarownik krzyknął: Z powrotem!" I znów korowód ruszył poprzez straszliwy żar. Gdy przeszli, Teriipao zwrócił się z pytaniem do gromadki białych: Który z was zdecyduje się przejść?" Ośmielił się tylko jeden człowiek młody francuski misjonarz. Nie patrz poza siebie" krzyknął czarownik ostrzegawczo bo możesz się mocno sparzyć". Młody ksiądz przeszedł przez całą długość ognistego pieca, a wówczas... wszyscy rzucili się i na niego, i na tych młodych miejscowych ludzi, aby obejrzeć uważnie ich stopy. Nie było żadnych śladów oparzeń. W opowieści prof. Godlewskiego jest coś z instruktażu: jak należy chodzić po rozżarzonych węglach. Otóż zasadą numer jeden jest to, aby myśleć o tym, co się robi. Wiele osób oświadcza, że boi się wejść na rozżarzone węgle. Odpowiadam im zawsze, że to bardzo sprzyjająca okoliczność, bo gdy się człowiek boi, to na pewno nie będzie myśleć o czym innym idąc po ogniu. Będzie przez cały czas uwagę swoją skupiał na stopach. I to właśnie powoduje uniewrażliwienie ciała na wysoką temperaturę. W jednej z książek Maksa Fridoma Longa znajdziemy relację dr. Brighama, który w pierwszych latach naszego wieku przebywał na wyspie Taiti, gdzie zetknął się z żyjącymi tam jeszcze wówczas magami kahunami. Doktor wiedział, że
168 kahunowie potrafią chodzić boso po zastygłej, ale żarzącej się jeszcze lawie wulkanicznej. Udało mu się namówić trzech kahunów, aby pokazali mu tę sztukę, a oni zobowiązali się nawet jej go nauczyć. We czterech wspinali się bardzo długo na wulkaniczną górę szukając krateru, z którego dopiero co wypłynęła lawa. Gdy znaleźli taką ognistą, żarzącą się rzekę, kahunowie zaczęli podnosić duże odłamy skał i rzucać na powierzchnię lawy, by sprawdzić, czy nie jest ona płynna. Bowiem zapadnięcie się nogami w taką płynną lawę skończyłoby się z pewnością nawet dla magów niedobrze. Okazało się, że lawa już zastygła, ale jeszcze żarzyła się jasnym żarem. Kahunowie przywiązali sobie do stóp liście rośliny ti. Doktor Brigham również, ale do swoich turystycznych buciorów o grubej podeszwie. Kahunowie ostrzegali go, że bogini Peele może się obrazić za te buty. Ale doktor stracił odwagę i powiedział, że albo w butach, albo wcale. Pierwszy wbiegł na żarzącą się lawę najstarszy z kahunów. Doktor patrzył na to szeroko rozszerzonymi oczami. I nie zauważył przez to, że dwaj młodsi zaszli go od tyłu i w pewnym momencie silnie popchnęli w plecy. Wbiegł na żarzącą się lawę i już nie było odwrotu musiał biec dalej. W jednej chwili podeszwy butów nadpaliły się, jedna podeszwa odpadła, a druga niestety nie odkleiła się całkiem, lecz zaczęła klapać, przy każdym kroku grożąc potknięciem się i upadkiem twarzą na rozżarzoną lawę. Na szczęście udało się dobiec na drugi brzeg. Kiedy doktor odwrócił się, zobaczył jak zgubiona podeszwa jego buta pali się jasnym płomieniem. Kahunowie zaś siedzieli na ziemi i pokładali się ze śmiechu. Ale nie tylko w dalekich krajach i w zamierzchłej przeszłości uprawiało się chodzenie po żarzących się węglach. Również w Europie. Krajami, gdzie do dziś zachowała się tradycja chodzenia po ogniu, są Bułgaria i Grecja. W Bułgarii ma to nazwę nestinarstwa. Najpełniejszy obraz bułgarskiego nestinarstwa daje dzieło profesora Emanuila Szarankowa Feuergehen, wydane w 1980 roku w Stuttgarcie. Autor rozpatruje tam chodzenie po ogniu z różnych punktów widzenia: psychologicznego, fizjologicznego oraz historyczno-geograficznego. Badania terenowe prowadził profesor w latach , a potem, po zakończeniu najgorszego okresu stalinowskiego, wznowił je w roku Badania przeprowadzał w żywych jeszcze wówczas ośrodkach nestinarstwa, jakimi była wieś Balgari w powiecie Carewo i miejscowość Nowopaniczarewo, duża osada oddalona o 30 kilometrów na południowy zachód od portu Burgas. Takie ceremonialne chodzenie po ogniu odbywało się w Bułgarii corocznie, w dniach św. Konstantego 3 czerwca i św. Heleny 4 czerwca. Nestinarstwo było obyczajem starożytnym włączonym do obyczajów związanych z przyjętą później religią chrześcijańską. Nestinarowie byli rodzajem sekty należącej do kościoła wschodniochrześcijańskiego. Uroczystości chodzenia poprzedzały zawsze gorące modlitwy, spowiedzi, komunie. Wierzono, że tylko człowiek w ten sposób oczyszczony może bezkarnie chodzić po żarzących się węglach. Ustawiano wielki stos grubych pni drewnianych i podpalano je wszystkie naraz, aby równomiernie się paliły tworząc później stos żarzącego się zwęglonego drewna. Był on rozsypywany w kształt ognistego kręgu. Jako pierwszy wchodził przywódca nestinarów trzymając przed sobą świętą ikonę z wizerunkiem ukrzyżowanego Chrystusa i dwóch postaci po bokach św. Konstantyna i św. Heleny. Za nim dopiero, modląc się, wchodzili pozostali członkowie grupy. W latach powojennych w związku z laicyzacją życia w Bułgarii zanika nestinarstwo religijne, natomiast powstaje jego świecka odmiana za sprawą młodych ludzi nastawionych antyreligijnie, którzy udowodnili praktycznie, że bez przygotowania religijnego również możliwe jest chodzenie boso po rozżarzonych węglach. Obecnie już od wielu lat można w Bułgarii oglądać pokazy nestinarstwa świeckiego. Organizowane są w miejscowościach, gdzie z różnych krajów tłumnie zjeżdżają się turyści. Od roku 1968 nie tylko wielokrotnie oglądałem takie świeckie nestinarki", ale także uczestniczyłem w nich czynnie. Gdy pierwszy raz obserwowałem pokaz nestinarki w Primorsku, w miejscowości położonej nad Morzem Czarnym, blisko granicy tureckiej, postanowiłem spróbować, chociaż na małą skalę, niewrażliwości własnych stóp na żar. W tym celu stanąłem w grupie turystów otaczających ognisty krąg tuż przy rozpiętym dookoła sznurze. Korzystając z ciemności, bo takie pokazy odbywają się w nocy, już podczas trwania pokazu byłem przygotowany, aby wejść na żarzące się węgle, natychmiast gdy tylko demonstrujący taniec nestinarski zejdą z ognistego kręgu. Zagrała ludowa kapela. Wykonywano szybki taniec ludowy raczenicę. Jej krok nadaje się doskonale do pokazu tańca na żarzących się węglach, ponieważ układ taneczny w gruncie rzeczy zasadza się na przestępowaniu z nogi na nogę w bardzo skomplikowanym rytmie, jak to zwykle bywa w bułgarskich ludowych tańcach i śpiewach. Grupka tancerzy w pięknych strojach zakończyła swój pokaz. I gdy jeszcze trwały oklaski, postawiłem nogę na żarzących się węglach i
169 szybko cofnąłem. Stwierdziłem, że nic się nie stało. Wobec tego zdecydowałem się wejść do ognistego kręgu ponownie i natychmiast się cofnąć... Znowu nic... To mnie ośmieliło i pozwoliłem sobie na bieganie po rozżarzonych węglach, a towarzyszyli mi jeszcze dwaj panowie, z którymi umówiłem się, że pokażemy Bułgarom, iż Polacy nie gęsi" i też po ogniu chodzić potrafią. Greckie anastenaria różnią się zasadniczo od współczesnego nestinarstwa bułgarskiego. Anastenaria to ten sam starożytny obyczaj chodzenia po ogniu. Anastenaridowie są pobożnymi grekokatolikami i nie stanowią żadnej sekty ani odłamu wschodniego kościoła. Po prostu kultywują prastarą trądy ej ę lokalną. Obecnie w Grecji są jeszcze dwa żywe ośrodki w Agia Eleni i w Langadas, miasteczku odległym od Salonik o 40 kilometrów. O tym, że anastenaria są obyczajem starożytnym, przechowanym po przyjęciu chrześcijaństwa, świadczy choćby to, że podczas świąt św. Heleny i św. Konstantyna, które w Grecji wypadają 21 i 22 maja, rytualnie zabija się zwierzęta ofiarne, z których potem gotuje się uroczysty obiad dla całej grupy anastenaridów. Składanie ofiar zwierzęcych jest przecież czymś z gruntu obcym tradycjom chrześcijańskim. Z greckimi anastenariami miałem możność zapoznać się bliżej w roku Było to w Langadas, miejscowości odległej o 40 km od Salonik. Zostałem tam zaproszony przez panią doktor Manganas z Aten. Zjawiliśmy się w Langadas już w przeddzień, żeby przyjrzeć się przygotowaniom, które odbywały się w świętej izbie o nazwie konaki. Usytuowano ją w małym parterowym domku, w którym były tylko dwa pomieszczenia wielka podłużna izba o niskim pułapie i maleńka kuchenka. Gdy zjawiliśmy się wieczorem 20 maja, w konaki znajdowało się już sporo osób czekających na rozpoczęcie modlitwy w tańcu. W kącie urządzony był improwizowany ołtarz. Na wąskiej półce zawieszonej na ścianie ustawiono święte ikony, zwieszały się z półki liczne czerwone chusty, tak zwane amanetie, naszywane blaszkami wotywnymi, podobnymi do tych, które widuje się w niektórych kościołach katolickich w Polsce. Izba zaczęła się napełniać anastenaridami, a także turystami, którzy zjeżdżają się chętnie do Langadas, aby być świadkami tak niezwykłych pokazów. Każdy z wchodzących zbliżał się do ołtarza, trzykrotnie żegnał i zapalał małą cieniutką świeczkę ofiarną, którą wtykał w misę napełnioną piaskiem, stojącą na podłodze. Zjawił się Stamatis Liuros, przywódca grupy anastenaridów w mieście Langadas, niosąc glinianą kadzielnicę. Dymem okadził ikonę i amanetie, ucałował z czcią świętą ikonę. Zjawili się też czterej muzykanci trzej mieli ze sobą liraki, ludowe skrzypce podobne do góralskich gęślików; czwarty miał zawieszony na rzemieniu duży bęben, w który uderzał na przemian okręconą na końcu wojłokiem grubą pałką i cienką witką, tak że bęben grał dwugłosowo. Skrzypkowie długo stroili swoje instrumenty, wreszcie jeden z nich zaintonował melodię, którą podchwycili pozostali. Zabrzmiała muzyka skoczna, a jednocześnie monotonna. Do skrzypków dołączył perkusista... Była to typowa muzyka transowa. Podobne dźwięki słyszymy i w Azji, i w Ameryce Południowej oraz w sercu czarnej Afryki. Wszędzie tam, gdzie muzyka służy drastycznemu zmienianiu stanu świadomości. Kobiety zapaliły przed ołtarzem w kącie konaki grubą świecę o długości ponad metr, podobną do znanych w Polsce świec paschalnych. Stamatis Liuros, trzymając w rękach ikonę, zaczął krążyć przestępując z nogi na nogę w rytm muzyki i zbliżał się do stojących w okręgu uczestników uroczystości, którzy żegnali się trzykrotnie krzyżem świętym. Do przywódcy anastenaridów powoli dołączali inni, mężczyźni i kobiety. Każda z tych osób zbliżała się najpierw do ołtarza, całując z czcią świętą ikonę, a potem włączała się do grupy taneczników. Była to żarliwa modlitwa w tańcu, coś dla nas, Polaków, dziś ogromnie egzotycznego. A przecież jeszcze w latach międzywojennych mieliśmy w Polsce znaczną grupę obywateli wyznania mojżeszowego, szczególnie pobożnych chasydów". Wychodzili oni z założenia, że człowiek, który jest ponury i niezadowolony ze swego losu, ubliża Stwórcy. Człowiek powinien być Mu wdzięczny nie za majątek, którym go obdarza, ale za samo to, że został stworzony. Chasydzi" radosnym tańcem wielbili Boga. Sakralny taniec w konaki trwał długo, około trzech godzin. Koniec maja w Grecji to już lato w pełni. Temperatura w konaki sięgała trzydziestu kilku stopni i pot z taneczników lał się strumieniami. Co pewien czas słychać było ostry, krótki krzyk jak gdyby bólu, a czasem któryś z taneczników zanosił się krótkim szlochem. To objawy tego, co w języku psychoterapii nazywa się odreagowaniem. Anastenaridowie przeżywali w konaki odreagowanie różnych stresów. Przygotowywali się do mającej nastąpić nazajutrz uroczystości tańca na rozżarzonych węglach. Pani profesor dr Dede,
170 opiekująca się Polakami, wiedząc, że mam już jakieś doświadczenie nestinarskie z Bułgarii, na moją prośbę zwróciła się do przywódcy anastenaridów z pytaniem, czy zgodziłby się dopuścić Polaka do udziału w anastenariach. Wiedziałem, że jest to niemożliwe, tym bardziej że chwilę wcześniej Stamatis Liuros odmówił tego właśnie młodemu człowiekowi z Finlandii, prawosławnemu, a więc współwyznawcy. Człowiekowi, który ukończył właśnie studia religioznawstwa na Uniwersytecie w Helsinkach i pisał pracę magisterską o różnych obyczajach związanych z kościołem wschodniochrześcijańskim. Moje szansę były zatem znikome. A tymczasem Stamatis Liuros przyjrzał mi się bardzo uważnie i powiedział: Tak, ten może". Proszę mi wierzyć, że poczułem się niesłychanie wyróżniony. Bo przecież w Grecji chodzenie po ogniu nie jest zabawą. Jest to misterium religijne, które traktuje się bardzo poważnie. Stamatis Liuros postawił jednak warunek. Dopiero drugiego dnia uroczystości wolno mi będzie wejść z grupą anastenaridów na rozżarzone węgle. Pierwszego dnia miałem uważnie przyglądać się wszystkim ruchom taneczników, aby później nie wyróżniać się jako obcy. Pierwszego wieczora uczestniczyłem więc tylko jako bierny obserwator ceremonii anastenariów. Plac w mieście Langadas, na którym to się odbywało, obstawiony był ławkami i krzesłami dla widzów. Wewnątrz ustawiono krąg z wysokich, żelaznych krat, takich, jakie stawia się wokół areny cyrkowej, gdy ma się odbyć popis tresury najdzikszych tygrysów bengalskich. Dopiero wewnątrz tego kręgu znajdował się krąg żarzących się węgli. Gdy zbliżał się moment nadejścia procesji, śpiewającej pieśń religijną, zajechała ze zgrzytem opon karetka pogotowia, a kraty otoczone zostały dużą grupą mundurowych policjantów. Pilnujących, aby jakiś szalony turysta nie rzucił się nieopatrznie na ognisty krąg. Na czele procesji szedł Stamatis Liuros z ikoną, za nim grupa anastenaridów trzymających w rękach święte chusty amanetie. Najpierw okrążono ognisty krąg, a potem zaczął się sakralny taniec na ogniu. Następnego dnia całe przedpołudnie spędziłem w konaki tańcząc razem z anastenaridami, ale w kącie izby, pod ścianą. Nie chcąc być nachalnym nie mieszałem się z grupą. Gdy nadszedł moment, aby zgromadzić się przed świętą izbą i wyruszyć na plac, gdzie już dopalało się ognisko, byłem już w takim stanie świadomości, w takim transie", że gotów byłem nie tylko stąpać po ogniu, ale nawet wejść w ścianę ognistą... Grupę anastenaridów otoczyli natychmiast policjanci. Ja stanąłem skromnie z tyłu grupy. I to mnie zgubiło. Bo gdy doszliśmy do żelaznej bramy wiodącej na plac z ogniskiem, policjanci wpuścili anastenaridów... oprócz mnie. Zacząłem krzyczeć, ale nie mogłem się zdradzić, że jestem Polakiem. Po grecku nie umiałem, po polsku było to niecelowe, również po niemiecku. Na szczęście Stamatis Liuros zauważył, co się stało i dał znak, aby idący najbliżej przede mną anastenaridowie interweniowali. Udało się! Ale można łatwo sobie wyobrazić, co pozostało z mojego pięknego transu po szarpaninie z policjantami. Postanowiłem nie rezygnować i uczestniczyłem w tańcu na żarzących się węglach. Byłem jednak podenerwowany, moje ruchy mimo woli były przez to znacznie gwałtowniejsze niż ruchy anastenaridów, więc po paru minutach zasapałem się i postanowiłem przez chwilę odpocząć. Zszedłem z ognistego kręgu i usiadłem na stojącym nieopodal krześle. I wtedy stało się coś strasznego. Rzucili się na mnie naraz i policjanci, i cywile; zaczęli mnie ciągnąć za nogi, podnosić w górę moje stopy. Podczas zsuwania się z krzesła musiałem uważać, by nie uderzyć głową o ziemię i próbowałem tłumaczyć, nie wiadomo dlaczego, po niemiecku, bo i tak przecież nikt nie rozumiał, że wszystko w porządku i że na moich stopach z całą pewnością nie ma żadnych śladów oparzeń. Ale musiano się przekonać, wiele latarek kierowało się na każdą z moich stóp, zanim dano mi spokój. W swojej popularnonaukowej książce, wydanej w ostatnich latach ubiegłego wieku pod tytułem Wiedza tajemna w Egipcie, polski uczony, dr Julian Ochorowicz napisał: W hutach żelaza robotnicy przebiegają nieraz gołą stopą po czerwonym żelazie, a niektórzy odważają się zanurzyć rękę w ołów roztopiony. W tych razach noga lub ręka (spocona) zabezpiecza się od bezpośredniego zetknięcia się z metalem warstwą pary wodnej z potu, który przechodząc pod wpływem gorąca w tzw. stan sferoidalny nie dopuszcza ognia do skóry. Naturalnie tylko przez czas krótki, gdyż odparowanie tej wilgoci ochronnej sprowadziłoby niechybnie sparzenie. Wówczas gdy bliżej przyjrzymy się zjawisku niewrażliwości ciała na ogień, trudno zgodzić się, aby można było wzmożone wydzielanie potu i tworzenie ochronnej warstewki pary uznać za wystarczające wytłumaczenie fizykalne. Jakże bowiem wytłumaczyć niepalność włosów, które
171 przecież nie posiadają zdolności nawilżania się? Jak wytłumaczyć obserwowany nieraz fenomen niezwęglania się odzieży stykającej się bezpośrednio z żarem? Sam profesor Szarankow, który w swojej książce Feuergehen przytacza to archaiczne wytłumaczenie, napisał o swoich wątpliwościach. Gdy w 1960 roku znana nestinarka bułgarska Kera Jordanowa tańczyła na ogniu we wsi Balgari, nagle straciła przytomność i upadła. Świadkowie stojący wokół tego zdarzenia chcieli ją ściągnąć z żaru, ale mąż Kery powstrzymał ich. Fotografowano ją, gdy ponad godzinę leżała na żarzących się węglach. Nie uszkodzone zostały ciało i ubiór, nie zapaliły się jej włosy. Jak zrozumieć to, co pisze Max Freedom Long w książce Magia kahunówl Opisuje on tam swoje spotkanie w Honolulu z magikiem estradowym popisującym się w lokalu. Magik ten gotował wodę w kubku i wrzątek szybko wypijał. Żarzące się węgle brał do ust i gryzł je. Potem rozgrzał do czerwoności sztabę żelazną i lizał ją, aż z języka unosiła się para. Wreszcie zapalił zwykły palnik spawalniczy, płomień zredukował w stożek koloru niebiesko-zielonego. Przeciął płomieniem kilka sztab żelaznych, aby udowodnić, że nie ma w tym żadnego triku, a potem nie zmieniając nic w palniku wkładał go sobie do ust. Palnik dotykał warg, a płomień sięgał głęboko. Na końcu rozgrzał żelazną sztabę pośrodku i gdy jarzyła się jasnoczerwonym żarem, zacisnął ją pomiędzy zębami, oba jej końce ujął w dłonie i wygiął tę sztabę. Dalej Long napisał: Skrobaliśmy uprzejmemu dla nas magikowi krawędzie zębów, aby się upewnić, że nie ma na nich żadnej niewidocznej izolacji. Miły ten człowiek zgodził się opowiedzieć nam o swoim życiu. Urodził się w Indiach, miał białych rodziców. Sierotą został bardzo wcześnie. Adoptowali go tubylcy znający sztukę chodzenia po ogrzaniu. Sztuki tej nauczono go, gdy był jeszcze dzieckiem. Wysiadywał codziennie przed lampą opalaną masłem, próbując wyczuć Boga w płomieniu. Starsi często pokazywali mu swoje umiejętności, trzymali ręce nad płomieniem, który ich nie parzył. Pod ich osłoną- potrafił to też mały chłopiec. Z czasem zorientował się, że istnieje jakaś świadomość związana z płomieniem. Po pewnym czasie prosząc o osłonę przeciw gorącu, otrzymał ją. Nie przechodził przez żadną ceremonię oczyszczającą. Wkrótce życie zmusiło go do pokazywania sztuk z ogniem na estradzie. Udawał magika, a był przecież prawdziwym magiem! Gdy zastanawiamy się nad zagadką różnych form igrania z ogniem, na wstępie musimy dokonać rozróżnienia: czym innym jest nieczułość na gorąco, a czym innym jest niewrażliwość na gorąco. Nieczułość na gorąco nietrudno uzyskać wstrzykując pod skórę na przykład nowokainę. Człowiek o tak uniewrażliwionych dłoniach będzie brał do rąk rozżarzone do czerwoności żelazo nie czując bólu, ale potem będzie to musiał odkupić wielomiesięcznym pobytem w szpitalu... Chodzenie po ogniu nie polega na nieczułości na ból, lecz na niewrażliwości ciała na bardzo wysoką temperaturę. Nie wiemy do tej pory, co jest przyczyną wystąpienia takiego stanu organizmu człowieka. Od strony fizykalnej zjawisko jest w dalszym ciągu trudne do zinterpretowania. Na razie możemy tylko domniemywać, że warstwę ochronną- być może tworzy zimna plazma fizyczna (zwana bioplazmą), występująca blisko powierzchni ciała. W ten sposób chyba należałoby interpretować zjawisko opisane przez dr. Ochorowicza, obserwowane przez niego w latach podczas eksperymentów ze Stanisławą Tomczykówną. Kobieta ta, będąc w stanie głębokiej hipnozy, zbliżała rękę do płomienia, który odsuwał się od niej, jakby odpychała go niewidzialna warstewka otaczająca dłoń. Od lata 1972 roku, po parę razy w roku, prowadzę w Polsce zajęcia teoretyczne i praktyczne pod hasłem chodzimy po ogniu". Dla osób, które nie miały możliwości w nich uczestniczyć, dam krótki instruktaż. Jeśli chcemy na wakacjach zorganizować sobie chodzenie po ogniu, musimy przede wszystkim staranie przygotować ognisko. Podłoże musi być twarde, nie może to być grząski piasek. Drewno musi być w grubych klocach, najlepiej o średnicy ramienia dorosłego mężczyzny. Stos takiego drewna należy podpalić naraz., żeby część nie spaliła się na biały popiół, podczas gdy reszta będzie tylko osmalona płomieniem. Gdy pozostanie już kupa czerwonego żaru, należy j ą rozgarnąć żelaznymi grabiami lub innymi narzędziami o bardzo długich trzonkach, aby węgielki tworzyły cienką warstwę. Stopy nie mogą się zapadać w żarzących się węglach! Nieopodal ogniska należy zwilżyć ziemię, by w tym miejscu była chłodniejsza niż dookoła. A teraz instrukcja dla chętnych do chodzenia boso po żarze: po pierwsze wchodząc na żar nie wolno myśleć o innych sprawach, a tylko o tym, co się robi. To właśnie daje ochronę przed gorącem. Nie rozglądać się na boki! Nie oglądać się za siebie! Mieć uwagę skupioną na swoich stopach, które stąpają po ogniu! Punkt drugi- przed wejściem na ogień trzeba poczuć chłód pod stopami. Można to osiągnąć wyłącznie za pomocą wyobraźni, a można także jej pomóc, depcząc przez chwilę, przed wejściem na ogień, po ziemi zwilżonej i dzięki temu chłodniejszej, smakując chłód pod stopami. Punkt trzeci- należy zawsze zacząć chodzenie po ogniu od przejścia
172 zaledwie paru kroków, ścinając koło po małej cięciwie; znów poczuć chłód pod stopami i znów wejść w ogień tym razem przechodząc dłuższą drogę. Należy stawiać drobne kroczki, nie podrzucać kolan. Nie skakać, lecz chodzić! Cenną pomocą może tu być odtwarzane głośno z taśmy magnetofonowej nagrania Synchro- Theta-2 Anastenaria i poruszanie się w rytmie greckiej muzyki transowej. To samo nagranie może nam też posłużyć do eksperymentu z uodpornieniem dłoni na żar. Należy w tym celu przesłuchać to nagranie z zamkniętymi oczami od początku do końca. Potem odwrócić kasetę, po drugiej stronie znajduje się to samo nagranie po to, aby nie trzeba było cofać taśmy. Słuchać po raz drugi. Gdy skończy się muzyka dzwonów i chór braminów śpiewających mantrę", gdy zaczyna się muzyka transowa, popić zimnego płynu wyobrażając sobie jak ręka staje się zimna, jej temperatura spada coraz bardziej, dłoń staje się zimna, bardzo zimna... zupełnie bez czucia... Potem należy podmuchać na opuszkę palca wskazującego, żeby poczuć tam chłód, i na sekundę przytknąć czubek żarzącego się papierosa. Jeżeli stwierdzimy, że nie spowodowało to oparzenia, możemy teraz posunąć się o krok dalej. Znów podmuchamy na opuszkę palca, aby uczuć na niej chłód. Teraz można wziąć palącego się papierosa pomiędzy kciuk a palec wskazujący: koniec żarzący się pod palec wskazujący, a filtrem w stronę kciuka. Jest to możliwe przez 2-3 sekundy. Można też podmuchać na palec na całej długości, po czym płomieniem zapalonej zapałki wolno wodzić wzdłuż palca, l w tym przypadku się nie sparzymy. Ale nie róbmy takich eksperymentów bez należytego przygotowania, na wariata". W takim wypadku możemy odczuć skutki doświadczenia bardzo dotkliwie!
173 Wstecz / Spis Treści / Dalej 13. Magiczne wyrocznie Kiedy więc sklerotyczna pedagogika przestanie nauczać, że jest tylko jeden Rozum rozum klasycznej fizyki wtedy Nowy Duch Naukowy ukaże nam pluralizm otwartego racjonalizmu. To nie szaleństwo trzeba przeciwstawiać wiedzy racjonalnej, lecz inny rozum. Ratio hermetica. Znakomity antropolog francuski Gilbert Durand, autor powyższych zdań, z pewnością nie jest szaleńcem; nie można go nawet nazwać wzgardliwie paranaukowcem". Jego słowa warto zaś pamiętać, przystępując do lektury tego rozdziału. Wyrocznia jest słowem o kilku znaczeniach. U starożytnych zwano tak osobę, która uchodziła za natchnioną! zdolną do obwieszczania wyroków bogów ludziom, którzy ją o nie zapytali. Wyrocznią nazywano także miejsce, gdzie na zadane pytanie można było uzyskać odpowiedź od osoby uzdolnionej parapsychicznie. Najsłynniejsza wyrocznia czasów starożytnych mieściła się w Delfach (Grecja), w świątyni Apollina. Wypowiedzi pochodziły od wprawiających się w trans wróżek, które zwano Pytiami. Posługiwały się one częstokroć językiem obrazowo-symbolicznym, nie zawsze zrozumiałym dla pytającego. Sama wypowiedź osoby natchnionej, to jest przepowiednia, porada lub nakaz pochodzący jakoby od bóstwa, również zwała się wyrocznią. Tym pojęciem określano także urządzenie techniczne, które umożliwiało posługującej się nim osobie dotarcie do nieuświadomionych rezerw swojej własnej psychiki, a często również nieuświadomionych zdolności parapsychicznych. Zajmiemy się czterema wyroczniami, rozumianymi w tym ostatnim, czwartym znaczeniu tego słowa. Autor chciałby i tu pozostać wierny swojej regule, aby pisać wyłącznie o tym, z czym sam bezpośrednio się zetknął, czym osobiście się zajmował, co miał możność poznać nie tylko na podstawie lektur. Z tego to właśnie powodu nie ma tu omówień tak popularnych technik mantycznych (wróżebnych), jak: Onejromancja (po grecku: wróżenie ze snów, interpretowanie snów, sztuka tłumaczenia istotnego sensu marzenia sennego), Astrologia (paranauka zajmująca się związkami pomiędzy zmiennymi położeniami ciał niebieskich a wydarzeniami toczącymi się na Ziemi, z charakterami i losami pojedynczych ludzi), I-cing (starochińska technika zasięgania porad dotyczących teraźniejszości i przyszłości, opartych na Księdze przemian), Tarot (wyrocznia polegająca na wykładaniu kart z obrazami symbolicznymi i ich interpretowaniu), Chiromancja (wróżenie z dłoni). Zainteresowanie różnymi technikami mantycznymi w naszych czasach nie tylko nie maleje, lecz przeciwnie zdaje się wzrastać. Jakichkolwiek przyczyn dopatrywaliby się w tym zjawisku socjologowie, jedną z nich jest niewątpliwie możliwość racjonalnego wyjaśnienia przynajmniej niektórych procesów psychologicznych, na których zasadza się parapsychiczne poradnictwo, prognozowanie, wróżenie, prorokowanie. Najogólniej mówiąc, środki techniczne umożliwiają człowiekowi sięgnięcie po potrzebne informacje do własnego nieświadomego Ja. Czy warto korzystać z metod pozaracjonalnych" oraz z inspiracji parapsychicznych"? Stwierdzona i dowiedziona w ostatnich czasach powszechność uzdolnień paranormalnych skłania nas coraz częściej do zastanowienia, w jaki sposób można by wykorzystać je w codziennym życiu. Radziłbym w tym względzie wziąć przykład z amerykańskich ludzi interesu. Nie obchodząich żadne teoretyczne subtelności, liczy się tylko praktyczny efekt: udany biznes. Zdumienie ogarnia, gdy dowiadujemy się, jak wielu przemysłowców i handlowców w USA zawdzięcza swe sukcesy decyzjom podejmowanym z pominięciem wszelkiego rozumowania. Nie zastanawiają się oni nad definicją pojęcia intuicja", lecz ją po prostu stosują. H. K. Hunt zdecydował się przed dziesięcioma laty na zakup parceli nr 207 po konsultacjach u sensytywa (tzn. człowieka ujawniającego zdolności parapsychiczne). Wiercenia wykazały wkrótce, że Hunt stał się posiadaczem najbogatszych złóż ropy naftowej w całym regionie. Obecnie jest miliarderem. Psycholog Lee Pulos jest równocześnie współwłaścicielem ogromnej sieci restauracji. Ich kierowników od lat już typuje posługując się wahadełkiem. Intuicja kazała Pulosowi zainwestować ogromną sumę w restaurację, której lokalizacja wydawała się wszystkim niefortunna. Obecnie jest ona ulubionym miejscem spotkań mieszkańców Toronto i najbardziej dochodowym ogniwem łańcucha przedsiębiorstw Pulosa. Te i podobne przykłady nie są tylko anegdotami. Zastanówmy się: w świecie biznesu nietrafna decyzja częstokroć pociąga za sobą katastrofę finansową; można by sądzić, że w takiej sytuacji działanie z wykorzystaniem czynników pozarozumowych jest czystym szaleństwem. Amerykańscy ludzie wielkiego interesu są jednak innego zdania... A praktyka przyznaje im rację. Nasze drugie ja Współczesna psychologia pojmuje całokształt psychiki człowieka, zwanej niekiedy osobowością, jako złożonąw mniejszej części z tego, co świadome (uświadomione), w większej części zaś z tego, co nieświadome (to jest niedostępne dla świadomości). Zawartość" tej części psychiki człowieka, którą nazywamy jego świadomością, stanowi zbiór" różnych treści psychicznych, a są to: nie zawsze wyraźne poczucie własnego istnienia, aktualnie rejestrowane wrażenia zmysłowe, wyobrażenia, myśli, emocje. Zawartość tego zbioru", oczywiście, nieustannie się zmienia. Pewne składniki przybywają, innych zaś ubywa. Ubywa, ponieważ nieustannie trwa proces zapominania. To, co zapominamy, nie jest wymazywane z umysłu, lecz przenoszone do niedostępnego dla świadomości naszego drugiego magazynu pamięci" do podświadomości. Podświadomość gromadzi i przechowuje wszystkie treści psychiczne, które kiedykolwiek były w świadomości. Świadomie pamiętamy zaledwie niewielką część naszych lektur, książek przeczytanych w ciągu całego życia. Nie pamiętamy większości tego, czego uczono nas w szkołach. Podświadomie pamiętamy wszystko. Nasze
174 drugie ja" pod względem wykształcenia góruje zatem bardzo znacznie nad pierwszym, świadomym,ja". Wahadełkowanie może nam umożliwić kontakt z tym ogromnym zasobem wiedzy. Wiadomo, jak maleńki procent wszystkich odbieranych nieustannie bodźców zmysłowych rejestrujemy świadomie. Podświadomość rejestruje i przechowuje wszystko; także i kolor sukienki sprzedawczyni w sklepie z nabiałem, gdzie w zeszłym tygodniu kupowałem ser. Przypadkowy świadek zbrodni zaledwie przez ułamek sekundy widział uciekającego przestępcę i nie potrafi go opisać, póki znajduje się w zwykłym stanie świadomości, w stanie czuwania. Ale w hipnozie może przypomnieć sobie, jak wygląda morderca. Stan hipnozy ułatwia bowiem porozumienie z podświadomością. Nasze drugie ja" jak z tego widać dysponuje także wiedzą, której nie ma i nigdy nie było w naszej świadomości; wiedzą o wszystkim tym, co zostało przez naszą psychikę zarejestrowane podprogowo". Także do tej wiedzy można dotrzeć przez wahadełkowanie. Nasza świadomość odbiera bardzo niewiele informacji o tym, co dzieje się we wnętrzu organizmu. Stoi przede mną talerz z tłustą potrawą. Czuję jej zapach, ale moje świadome,ja" nie rozumie informacji, które on niesie. I nie wiem, czy zjedzenie tej potrawy będzie korzystne dla mojej wątroby, czy też jej zaszkodzi. Moje drugie ja" odbiera informację, którą przynosi mi zapach. Porozumienie z moim drugim ja", uzyskane na przykład przez technikę wahadełkowania, może mi więc pomóc w zdobywaniu wiedzy o tym, co dotyczy funkcjonowania mojego własnego organizmu. Z wyników badań Carla Gustawa Junga wiemy, jak wiele w naszych zachowaniach jest uwarunkowane przez niezliczone wzorce, które dziedziczymy po rodzicach i przodkach. Jung nazwał je archetypami. W naszych marzeniach sennych pojawiają się niekiedy wyobrażenia archetypowe i są to wówczas sny znaczące", których symboliczną wymowę dobrze jest zrozumieć. Marzenia senne są bowiem, jak twierdzą psychologowie, komunikatami naszego nieświadomego drugiego ja", które tym sposobem przekazywane są naszej świadomości. Szkoda, że przeważnie nie rozumiemy ich i nie potrafimy z nich korzystać. A przecież warto. Wahadełkowanie jest techniką, która może nam umożliwić dotarcie również do treści archetypowych, głęboko ukrytych w mrokach naszej psychiki. Rozmaite formy parapsychicznego nabywania informacji dobrze już zostały przebadane w ostatnim stuleciu, choć wiedza o fizykalnej naturze samych kanałów informacyjnych pozostawia jeszcze wiele do życzenia. Wiemy, że odbiorcą tych informacji jest nasze nieświadome drugie ja, skąd tylko w wyjątkowych przypadkach są one przekazane dalej do świadomej psychiki człowieka. Dla umożliwienia takiego przekazu posługujemy się m.in. techniką wahadełkowania. Korzystamy z tej możliwości w radiestezji. Wahadełko uświadamia człowiekowi, jakie informacje docierają do niego kanałami parapsychicznymi". Miał zatem rację C. G. Jung, gdy twierdził, że nieświadome drugie ja" człowieka potrafi niekiedy objawiać inteligencję i celowość, które przewyższają analogiczne cechy świadomości", a komunikaty tego drugiego ja" bywają ponadto objawieniem człowiekowi nieświadomej mądrości, która jest transcendentna wobec niego. Nieświadoma część osobowości człowieka, penetrowana w badaniach Junga, posługuje się własnym językiem: jest to język bezsłowny, obrazowo-symboliczny. Mową symboli przemawia do nas nasze drugie ja", wyrażając treści podświadome (np. nieakceptowane przez świadomość popędy i pragnienia), ale także odziedziczone po przodkach wzorce zachowań, nazwane przez Junga archetypami. Treści archetypowe są zasadniczo nieuświadamiane, ale przejawiają się na przykład w obrazach marzeń sennych, w twórczości artystycznej, a niekiedy w objawach choroby umysłowej. Nasze drugie ja" słabo rozumie język słów. Wiedzą o tym dobrze wszyscy ci, którzy w swojej pracy posługują się słownymi sugestiami. Łatwo natomiast dociera do nieświadomych warstw naszej osobowości mowa obrazów symbolicznych. W czasie posługiwania się nią możemy nawiązywać dialogi" świadomego z nieuświadomionym. Możemy w tym Języku" zadawać pytania drugiemu ja" i otrzymywać odpowiedzi. Temu właśnie celowi służą obrazy symboliczne: ujawnianiu treści podświadomych i archetypowych. Poza myśleniem pojęciowym, do którego przywykliśmy, istnieje równoprawne z tamtym myślenie obrazem", odsyłające do symboli i tworzące symbole, gdzie strefa myśli i strefa wyobraźni zazębiają się ze sobą. Myślenie obrazem" nie jest, jak to dawniej sądzono, niższą formą myślenia, charakterystyczną dla człowieka pierwotnego; jest ono narzędziem poznania, dopuszczającym człowieka w regiony rzeczywistości, które nie są dostępne dla myślenia abstrakcyjnego, pojęciowego, ani też dla uświadomienia zmysłowego. Myślenie obrazem" odsyła zawsze do jakiejś transcendencji, do sfery, która nie jest dostępna żadnym innym formom poznania. Symbol jest wyobrażeniem powodującym pojawienie się [w umyśle kontemplującego ten symbol przyp. [L. E. S.] tajemnego znaczenia, jest epifanią tajemnicy" twierdzi Durand. Zarówno dla dawnego mistrza run, jak i dla dzisiejszego człowieka, posługującego się runami dla celów magicznych, znaki te stanowią punkty kontaktowe" z tym, co nieświadome w naszej psychice. Do tkwiących tam potencjalnie mocy runy umożliwiaj ą nam dostęp, który zwykle pozostaje dla nas zamknięty przeważnie, niestety, na zawsze. Kontakt z runami ustanawia zatem kontakt z naszym nieświadomym drugim ja", mądrzejszym od świadomego,ja" pod wieloma względami. Pozaprzyczynowa struktura rzeczywistości Czy umysł ludzki zdolny jest do wnikania w przyszłość? Jeżeli tak, to przyszłe wydarzenia muszą być całkowicie lub choćby częściowo zdeterminowane w przeszłości i teraźniejszości. A przecież takie wyobrażenie mocno zakłóca nasze zwykłe, zdroworozsądkowe pojmowanie czasu, który jakoby biegnie równomiernie od przeszłości do przyszłości, i którego nie sposób ani cofnąć, ani wyprzedzić. To, co dla nas jest oczywistością, nie jest nią bynajmniej dla współczesnych fizyków. Już Albert Einstein próbował czas powiązać z przestrzenią! od niej go uzależnił. Czy dwa zjawiska mogą wydarzyć się równocześnie i nierównocześnie, jedno po drugim? Okazuje się, że tak. Zależnie od punktu odniesienia dwa wydarzenia mogą być widziane: albo jako oddalone w czasie, albo jako jednoczesne. Według R. P. Feynmana z Kalifornijskiego Instytutu Technologii, antycząstki (elementarne cząstki materii o znakach przeciwnych niż te normalne") są cząstkami chwilowo poruszającymi się wstecz w czasie. Za tę koncepcję odwrócenia czasu Feynman otrzymał w roku 1965 Nagrodę Nobla. Nieco później H. Margenau, fizyk
175 z Uniwersytetu w Yale, wystąpił ze swą rewolucyjną koncepcją czasu wielowymiarowego. Zdroworozsądkowe wyobrażenie czasu zaatakowane zostało nie tylko przez fizyków, lecz także z innej strony psychologicznej. Badania J. Rhine'a, zapoczątkowane w latach międzywojennych na Uniwersytecie Duke'a w Nowej Karolinie, dostarczyły zaskakujących dowodów na istnienie w człowieku parapsychicznej zdolności do przewidywania wydarzeń, które mają nastąpić dopiero w przyszłości. Zdolność tę nazwano prekognicją. W warunkach laboratoryjnych zdobyto potwierdzenie słuszności wiary spotykanej w chyba wszystkich ludzkich kulturach: wiary w możliwość przepowiadania, wróżenia, prorokowania. Pomost pomiędzy wynikami doświadczeń fizyków i psychologów stanowi teoria synchroniczności. Rzeczywistością, która nas otacza, rządzą nie tylko znane nam prawa, przyczyny i skutki. Rzeczywistość, oprócz przyczynowo-skutkowej struktury, ma jeszcze inną strukturę, mianowicie pozaprzyczynową. Ta pozaprzyczynowa struktura rzeczywistości była przedmiotem badań wymienianego już wielokrotnie Carla Gustawa Junga, szwajcarskiego psychologa psychoanalityka, oraz znakomitego, również szwajcarskiego matematyka i fizyka, laureata Nagrody Nobla, Wolfganga Pauliego. Obaj ci uczeni wydali wspólnie książkę na ten temat. Oni właśnie wprowadzili do nauki pojęcie synchroniczności akauzalnej. A zaczęło się od tego, że Carl Gustaw Jung zwrócił uwagę na tak zwane znaczące przypadki. Oto jeden z nich: kiedy uczony rozmawiał z pacjentką, a ta opowiadała mu swój sen o tym, że zobaczyła jakiegoś bardzo rzadkiego żuka, w tej chwili na szybie za głową opowiadającej pojawił się żuk, który przyfrunął z zewnątrz. Jung złapał go. Okazało się, że należy do jednego z najrzadszych gatunków w Europie. Jak wytłumaczyć logicznie takie zjawisko? Czy jest to po prostu tylko przypadek? Jung nagromadził bardzo wiele tego rodzaju dziwnych zdarzeń i zaczął się zastanawiać, czy można z nich wysnuć jakąś prawidłowość, która by te dziwne fakty tłumaczyła? Zaczął się interesować technikami mantycznymi, czyli wróżebnymi. Eksperymentował z astrologią i starochińskim i- cingiem, uzyskując zdumiewająco trafne rezultaty. Zaprosił do współpracy fizyka Pauliego. Najprościej można powiedzieć, że ich teoria głosi, iż wydarzeniom pewnego typu z reguły towarzyszą wydarzenia innego typu, całkowicie od tamtych niezależne. Nie można przecież powiedzieć, dlaczego przy takim, a nie innym układzie ciał niebieskich rodzi się seria niemowlaków, z których potem wyrastają tędzy wojskowi. A statystycznie można to stwierdzić. Tego rodzaju badania były robione przez Michaela Gauqueli-na we Francji, który stwierdził z niezwykle wysokim prawdopodobieństwem (ryzyko błędu: jeden do miliona), że na przykład naukowcy rodzą się mając Saturna wascendencie lub w jednym z kątów, podczas gdy w wypadku wojskowych i sportowców w takiej samej pozycji znajdował się Mars. Czy to znaczy, że gwiazdy wpływają na nasz los? Nie, ale mogą mówić o losach ludzkich, l nie ma w tym twierdzeniu nic podejrzanego o zabobon". Teoria synchroniczności nie stanowi żadnego novum w filozofii. Już w pierwszej połowie XIX wieku niemiecki myśliciel Georg Fryderyk Hegel odkrył prawa dialektyki. Nie podważamy ich prawdziwości, chociaż nikt nie wyjaśnił do dzisiaj (sam Hegel wcześniej także nie), dlaczego po dłuższym rozwijaniu się zjawiska o charakterze ilościowym następuje nagły skok jakościowy. Tak po prostu jest. Jung i Pauli odkryli, że niektóre zjawiska występują zawsze jednocześnie lub następują po sobie. Dlaczego? Nikt tego nie umie wyjaśnić. Po prostu taka jest struktura rzeczywistości, która nas otacza. Takim samym dziwnym zjawiskiem jest prawo serii. Są wzory matematyczne pozwalające na dokonywanie pewnych obliczeń, które się potem w praktyce potwierdzają. Profesor Manczarski przez wiele lat zajmował się weryfikowaniem tych wzorów matematycznych. Niestety, ta praca pozostała w rękopisie czy nawet w notatkach i nie wiadomo, czy dałaby się zrekonstruować w całości. Praca bardzo ciekawa, wykonana w okresie drugiej wojny światowej. Profesor Manczarski miał możliwość praktycznego sprawdzenia słuszności swych wzorów w okresie Powstania Warszawskiego. Jako żołnierz AK był dowódcą grupy złożonej z jeńców wojennych, zajmujących się rozbrajaniem niewypałów, z których czerpano trotyl do wyrobu granatów. Profesor wielokrotnie w ciągu dnia musiał ze swoją grupą przechodzić przez ulice pod ostrzałem. Przedtem zawsze zatrzymywał się, obliczał częstość wystrzałów, szybko stosował swój wzór statystyczny i w pewnym momencie wołał: teraz możemy przejść bezpiecznie! Praktyka wielokrotnie wykazała, że nie było to bezzasadne. Ani jeden z tej grupy nie zginął. Jeńcy więc zaczęli wierzyć, że dowodzi nimi wielki mag. O jeszcze jednym ogólnym prawie natury" mówi koncepcja pola mor-fogenetycznego". Dla rozważań na temat teoretycznego uzasadnienia funkcjonowania różnych wyroczni wydaje się ona szczególnie istotna. Pole morfogenetyczne (z greckiego morphe kształt, genos pochodzenie) to według teorii brytyjskiego biologa Ruperta Sheldrake'a obejmujące całą biosferę pole informacyjne, które steruje kodem genetycznym wszystkich istot żywych, a także zachowaniami poszczególnych ludzi i zwierząt. Koncepcję pola morfogenetycznego sformułował Sheldrake po raz pierwszy w książce A New Science of Life: The Hypothesis of Formative Causation (Nowa nauka o życiu: hipoteza przyczynowości formującej, Londyn 1981). Postać i zachowanie wszystkich żywych organizmów są uzależnione nie tylko od genetycznego kodu czy od ich dziedzicznych cech i skłonności. To, co dziedziczone, przenosi informacje z pola morfogenetycznego do powstających organizmów. Pole morfogenetyczne jest przyczynową, abstrakcyjną strukturą, która istnieje poza czasem i przestrzenią, ale która może być zmieniana przez czas i przestrzeń. Oddziaływaniom pól morfogenetycznych podlegają zapewne także twory nieorganiczne. W odniesieniu do ludzi pole morfogenetyczne jest pewnego rodzaju kolektywną pamięcią, która nowe umiejętności poszczególnych osobników może przenosić na całągrupę. Za konsekwencje istnienia pól morfogenetycznych uważa się równoczesność podobnych wydarzeń w różnych miejscach, równoczesność powstawania tych samych idei czy też zachowań. Na przykład: jeśli doświadczalne szczury w jakimś laboratorium na świecie nauczą się sprawnie trafiać do celu w labiryncie, to od tej chwili szczury w innych miejscach świata łatwiej będą się uczyły trafiania do celu w podobnych labiryntach. Teoria pola morfogenetycznego pozwala zrozumieć wiele niejasnych dotąd zjawisk w biologii, psychologii, socjologii, a także w parapsychologii (np. niespodziewane sukcesy mediów" spirytystcznych w nabywaniu szczegółowych informacji, które dotyczą obcych im osób zmarłych, a które nie znane są również pozostałym uczestnikom seansu).
176 Wyrocznia run Runy stanowią najstarszy typ pisma północnoeuropejskiego, którym posługiwały się zwłaszcza plemiona północnogermańskie, skandynawskie. Pismo runiczne służyło w pierwszym rzędzie do celów magicznych, a dopiero po drugie jako środek do przekazywania wiadomości. Najstarsze napisy runiczne pochodzą z III wieku n.e. Według mitologii skandynawskiej wynalazcą run i pierwszym mistrzem magii runicznej był bóg Odyn. Tajemnica run została mu ukazana w formie objawienia, którego ceną było straszliwe samoudręczenie. O magicznych zastosowaniach run we wczesnym średniowieczu i o tej boskiej ofierze z samego siebie czytamy w księdze zwanej Edda, a będącej zbiorem sag (mitów i legend) staroskandynawskich, spisanych w XII-XIII wieku: Wiem, że wisiałem na drzewie wśród wichrów całe dziesięć nocy, włócznią zraniony, oddany Odynowi sam sobie samemu; na tym drzewie, którego wiedza ogromna z korzeni jego płynie. Bez chleba zostawiony i bez rogu napoju w dół spoglądałem. Przyjąłem runy, z krzykiem je przyjąłem i spadłem na ziemię. Runy służyły do operacji magicznych, chroniących i atakujących, do uzdrawiania, a przede wszystkim do celów mantycznych, czyli do wróżbiarstwa i poradnictwa w szerokim zakresie. By móc się posługiwać runami, należało posiąść trzy umiejętności: opanować pojedyncze znaki, poznać wartość magiczną lub wartość słów z nich powstających oraz trzeba było umieć je barwić (za pomocą krwi lub farby). Zestaw znaków runicznych (runiczny alfabet) nazywa się futhark. Jest to słowo złożone z sześciu głosek odpowiadających sześciu początkowym znakom: f, u, th, a, r, k. Futhark występował w różnych odmianach, z czego dwie podstawowe to: futhark starszy", w składzie z 24 run, zaczął się rozwijać od III do IX wieku, oraz futhark młodszy", uproszczony, składający się tylko z 16 run (wiek IX-XIII). Nasza Wyrocznia run oparta jest na futharku starszym. Na 24 pięciokątnych kartonikach wymaluj runy czerwoną farbą, pomieszaj je starannie i wsyp do woreczka uszytego z białego płótna. Zaleca się początkującym adeptom Magii run, aby wykładali nie więcej niż trzy runy. Można je wybrać z całego futharku (zawartość woreczka) metodą ciągnienia. Układamy kartoniki przed sobą na białym obrusie od prawego (od wschodu) do lewego (w kierunku zachodnim). Runa prawa mówi o przeszłości, runa środkowa o teraźniejszości, runa lewa zaś o przyszłości tej sprawy, której tyczy się pytanie. Czytanie z trzech w ten sposób wyłożonych run daje możliwość uzyskania odpowiedzi znacznie bogatszej w istotne szczegóły. W celu skorzystania z tej szansy, musimy przeformułować nasze pytanie. Prawą runę, której znaczenie wiąże się z przeszłością, pytamy na przykład w ten sposób: co doprowadziło do obecnej sytuacji w sprawie, o którą pytam?" Runę środkową pytamy o teraźniejszość np. tak: Jak w tej chwili przedstawia się problem, o który pytam?" O przyszłościowy aspekt problemu pytamy runę, np: jak rozwinie się ta sprawa, o ile powstrzymam się od interweniowania?" Albo też inaczej, np.: jakie zmiany byłyby wskazane?" Gdy leżą już przed tobą runy wytypowane metodą ciągnienia, powinieneś się przez chwilę odprężyć i nie myśląc o postawionym pytaniu pozwolić symbolom oddziałać na siebie. Nie próbuj nigdy wyrywać" runom ich tajemnicy! Nigdy nie zabieraj się do wykładania run, gdy jesteś zdenerwowany, podekscytowany lub zrozpaczony bo wypowiedzi, jakie od wyroczni otrzymasz, będą błędne! Twoje mądre nieświadome drugie ja", będące prawdziwym autorem odpowiedzi, wymaga traktowania łagodnego i pełnego szacunku (na który zresztą w pełni zasługuje). Runy znaki i znaczenia FEHU Imię runy: Fehu (tzn. bydło). Runa ta oznacza głoskę f. Jej symboliczne znaczenia: Bydło. Kłos nieskończony. Złoto. Pieniądze i własność ruchoma. Nietrwała moc. Wieczne stawanie się. Rozprzestrzenianie. Urodzajność. Obfitość. Stwarzanie i niszczenie.
177 Aspekt pozytywny: Wzbogacanie. Zmiana na lepsze. Siła uzyskana dzięki psychicznej równowadze. Zabezpieczenie stanu posiadania. Solidne zakorzenienie się w sprawach materialnych. Poznanie kosmicznych rytmów, które ujawniają się w życiu społeczeństw i jednostek. Zysk dzięki wspaniałomyślności. Aspekt negatywny: Zubożenie. Słabość wynikła z zapomnienia o prawach materialnego bytu. Zmarnowanie swojej własności. Brak orientacji w sprawach materialnych. Być poza rytmem. Strata przez skąpstwo. URUZ Imię runy: Uruz (tzn. tur). Runa ta oznacza głoskę u. Jej symboliczne znaczenia: Żubry. Prakrowa. Prasiła. Nasiona. Witalność. Zdrowie. Zakorzenienie. Związek z Ziemią. Przyczynowość. Ofiarowanie Ziemi. Aspekt pozytywny: Sukces pomimo konfliktów. Związek z Ziemią. Realizm. Równowaga wewnętrzna osiągnięta przez nawiązanie do pra-źródła. Ozdrowienie. Wzmocnienie sił obronnych. Owocna ofiara. Aspekt negatywny: Odrętwienie i ustępliwość podczas konfliktów. Brak możliwości przeprowadzenia swoich zamiarów. Samooszukiwanie. Bycie ślepym niewolnikiem spraw materialnych. Utrata swoich korzeni. Osłabienie sił witalnych. Chorowitość. THURISAZ Imię runy: Thurisaz (tzn. praolbrzym). W języku islandzkim słowo thorn" albo thyrne" znaczy cierń (kolec). Runa ta oznacza głoskę th. Jej symboliczne znaczenia: Młot. Cień. Grzmot. Błyskawica i grom. Olbrzym. Moc. Wola i czyn. Dwubiegunowość. Życie i śmierć jako bieguny. Przezwyciężanie przeszkód. Sztuka kowalska. Kosmiczny phallus. Unicestwienie wrogów. Aspekt pozytywny: Odparcie sił zawistnych i nieżyczliwych. Burza, która oczyszcza atmosferę. Poznanie względności dobra" i zła". Panowanie nad polaryzacjami. Konstruktywne sprawowanie władzy. Konsekwencja. Przyrost uczuć życzliwości i miłości. Aspekt negatywny: Mania wielkości. Przecenianie swoich możliwości. Zrzędność i pieniactwo. Zakrzepnięcie w dogmatyzmie. Niezrozumienie dla funkcji biegunowości. Nadużycie władzy. Odrętwienie. Cierń. Ślepa złość. Utrata kontroli. Utrata uczuć życzliwości i miłości. Choroba psychiczna. ANSUZ Imię runy: Ansuz (tzn. ród bogów). Runa ta oznacza głoskę a. Jej symboliczne znaczenia: Bóg Odyn. Boskie tchnienie. Czar. Ekstaza. Tworzenie. Śpiew i poezja. Inspiracja. Mądrość. Aspekt pozytywny: Inspiracja. Mądrość. Rozsądne postępowanie. Czar słowa. Oświecające rozmowy. Celność w myśli i w mowie. Duchowa płodność. Życie w boskiej radości. Aspekt negatywny: Blokady w poznaniu i rozumieniu. Nierozsądne przegadanie sprawy. Zahamowania w mowie i piśmie. Fałszywie dobrane słowa. Duchowa bezpłodność. Wyschnięte źródła inspiracji. Życie jako wieczna skarga. RAIDHO Imię runy: Raidho (tzn. podróż). Runa ta oznacza głoskę r. Jej symboliczne znaczenia: Koło. Tarcza Słońca. Cykliczność zjawisk w przyrodzie. Porządek. Droga do celu. Ruch. Rytm. Cykle kosmiczne. Taniec. Rozwój. Śmierć i podróż w zaświaty. Aspekt pozytywny: Zrozumienie dla naturalności i słuszności wydarzeń. Stwarzanie porządku. Czystość. Oświecenie. Prawo Natury. Dostęp do wewnętrznego duchowego Kierownictwa. Poznanie swojego własnego rytmu. Uzyskanie jedności z rytmem kosmicznym. Właściwy czas, stosowny moment. Aspekt negatywny: Brak wyczucia dla prawdziwego porządku. Pedanteria wobec samego siebie. Zamieszanie. Uchybienie wobec prawa Natury. Nieumiejętność kierowania się intuicją. Pogwałcenie rytmu. Niezdrowy tryb życia. Fałszywy moment. KAUNAN Imię runy: Kaunan (tzn. wrzód). Runa oznacza głoskę k.
178 Jej symboliczne znaczenia: Płomień. Spalanie. Wewnętrzny ogień. Popęd seksualny. Zapalenie. Zaognienie. Ropień. Ogień ofiarny. Możność działania. Namiętność. Rozkosz miłosna. Aspekt pozytywny: Twórczy ogień. Uzasadniony zachwyt. Opanowanie płomiennych wpływów. Transformacja. Odnowienie. Oczyszczenie. Siła woli. Namiętność. Rozkosz. Miłość. Zjednoczenie. Owocność, urodzajność. Ciepło podtrzymujące życie. Aspekt negatywny: Zaduszony ogień. Coś, co tli się w ukryciu. Nagły gniew. Złość. Ogień niszczący. Zanik sił życia. Ból, cierpienie. Samounicestwienie. Ślepa namiętność. Wybryk seksualny. Rozstanie. Zagląda.. Żar niszczący życie. GEBO Imię runy: Gebo (tzn. dar). Runa ta oznacza głoskę g. Jej symboliczne znaczenia: Podarunek. Wymiana. Wielkoduszność. Wzajemny stosunek. Objęcie, uścisk. Wierność. Posłuszeństwo. Skrzyżowane ręce. Zjednoczenie. Mistyka seksualna. Aspekt pozytywny: Ekstaza. Zjednoczenie. Powodzenie. Wspaniałomyślność. Obfitość. Wesele. Gościnność. Wzajemna wymiana energii i myśli. Harmonijna współpraca. Harmonia w stosunkach seksualnych. Korzystne zespolenie sił dla wspólnego osiągnięcia celu. Aspekt negatywny: Blokady. Niezgoda. Niepowodzenia z powodu zatargów. Skąpstwo. Nieżyczliwość, zawiść. Niedostatek. Rozłączenie, rozwód. Niegościnność. Mówienie nie do rzeczy. Dysharmonia. Kłótnia i brak jedności we wspólnym dążeniu do celu. Zahamowania w sprawach seksualnych. Zahamowana ekstaza. WUNIO Imię runy: Wunio (tzn. rozkosz, radość, upojenie). Runa ta oznacza głoskę w. Jej symboliczne znaczenia: Radość. Zadowolenie. Pogoda umysłu. Atrakcja. Sława. Rodzina. Koleżeństwo. Życzliwość, przychylność. Miłość braterska i siostrzana. Jedność wśród przeciwieństw. Miejsce, gdzie człowiek dobrze się czuje. Aspekt pozytywny: Wesołość. Zadowolenie. Radość. Dobry rezultat dzięki współpracy. Szczęście. Dobre samopoczucie. Koleżeństwo. Niezawodni przyjaciele. Poczucie należenia do wspólnoty. Popularność wśród swoich. Przezwyciężenie przeciwieństw. Harmonia. Udany związek. Wierność. Aspekt negatywny: Niechęć, osowiałość, zły humor. Przygnębienie. Smutek. Niepowodzenie spowodowane brakiem chęci do współpracy. Nieszczęście. Poczucie niesmaku. Niewierność. Wyobcowanie. Wykorzenienie. Utrata więzi z grupą. Dysharmonia. Zwątpienie. Kajdany. Więzy. Pęta. HAGLAZ Imię runy: Haglaz (tzn. grad). Runa ta oznacza głoskę h. ej symboliczne znaczenia: Grad, gradobicie. Wartościowy kamień krystaliczny. Nasiona. Jajo. Stwarzanie. Kiełkowanie. Równowaga sił. Nakaz przekleństwo i błogosławieństwo. Ochrona. Rzucanie czaru. Doskonałość. Ewolucja. Wiedza mistyczna. Objawienie. Aspekt pozytywny: Pomyślność, wzrost, powodzenie. Rozwój nowych możliwości. Ochrona. Lekarstwo. Bezpieczeństwo. Równowaga sił. Doskonałość. Zdrowa, harmonijna struktura. Kiełkowanie zasiewu. Moc ewolucji. Urodzaj. Aspekt negatywny: Spustoszenie. Chłód uczuciowy. Katastrofa spowodowana przez zimno. Niedostępność. Marznięcie. Usztywnienie struktur. Stan energetycznej nieaktywności. Martwa doskonałość. Zduszenie wszelkiego rozwoju. Zniszczone zasiewy. Nieurodzaj. NAUTHIZ Imię runy: Nauthiz (tzn. niepomyślność, potrzeba, zły los). Runa ta oznacza głoskę n. Jej symboliczne znaczenia: Przypływ. Ogień uzyskany przez tarcie. Los, przeznaczenie. Być w potrzebie. Strata. Brak. Nędza. Przymus, gwałt, opór. Wyzwolenie. Załagodzenie. Pomysłowość, zmysł wynalazczy. Aspekt pozytywny: Zakończenie sporu. Załagodzenie. Utrzymanie ładu. Aktywność twórcza w warunkach narzucających ograniczenia. Pozytywny nacisk. Pobudzenie sił kształtujących. Wyzwolenie spod przymusów. Siła oporu. Aspekt negatywny: Być w potrzebie. Opór. Zatarg. Sprzeczka. Nędza, bieda. Rozluźnienie i zanik porządku. Przygnębienie. Ucisk i przymus. Osłabienie. Brak możliwości wyrażenia swoich przekonań.
179 ISAZ Imię runy: Isaz (tzn. lód). Runa ta oznacza głoskę i. Jej symboliczne znaczenia: Lód. Pramateria. Prarzeka. Źródło, początek. Cisza. Nastawienie odbiorcze. Nastawienie nadawcze. Dualizm Wszechświat i Ja". Czarna otchłań. Moc lecznicza. Aspekt pozytywny: Wyśledzenie ukrytych powiązań. Trudne, ale skuteczne przejście z dotychczasowego stanu w następny. Ekspansja, którą umożliwiła koncentracja. Samoopanowanie. Wzmocnienie samoświadomości. Spoistość, zwartość. Możliwość wywarcia wpływu. Aspekt negatywny: Zamrożenie sił życiowych. Energetyczny bezruch. Zmiana dająca niepowodzenie. Krótkowzroczna egocentryczność. Tępota umysłowa. Ślepota. Odrętwienie wobec zagrożenia. Osłabienie woli. Zaślepienie. Fałszywe planowanie. Strata i brak. Brak rytmu w zachowaniu, w postępowaniu. Niemożność wywarcia wpływu. JERAN Imię runy: Jeran (tzn. żniwa). Runa ta oznacza głoskę j. Jej symboliczne znaczenia: Pory roku. Żniwa. Dobry czas, sprzyjający okres. Cykl życiowy. Ruch bez końca i bez początku. Urodzajność. Harmonia. Zdrowy rytm. Aspekt pozytywny: Sposobny czas. Zbiory owoców pracy dawniej wykonywanej. Działanie w harmonii z naturalnymi, organicznymi prawami. Zdolności twórcze we wszelkich zakresach działalności. Urodzajność. Wynagrodzenie. Rozwój. Aspekt negatywny: Fałszywe rozplanowanie czasu. Strata przez niewłaściwe działanie. Niedbałość o naturalne, organiczne cykle. Pedantyczny upór przy planowaniu na niewykonalnie bliskie terminy. Straty w zbiorach plonów. Stagnacja. EIHWAZ Imię runy: Eihwaz (tzn. cis). Runa ta oznacza głoskę e. Jej symboliczne znaczenia: Cis. Drzewo świata. Związek, łączność. Mądrość. Jedność życia i śmierci. Wieczne życie. Wtajemniczenie. Wytrwałość. Ochrona. Posępne dziecię nocy. Kult zmarłych. Aspekt pozytywny: Przyrost sił. Wtajemniczenie w to, co przedtem było nieznane. Wytrwałość. Zadowolenie. Ochrona przed niepożądanymi obcymi wpływami. Samodyscyplina. Stałość. Radość z zaspokojenia naturalnych skłonności. Sukces. Aspekt negatywny: Osłabienie. Zamieszanie, zamęt. Ułuda, zawód. Niezadowolenie. Wyobcowanie. Osłabienie woli. Brak dyscypliny. Brak wytrwałości. Uleganie popędom. Pozorny sukces. PERTHRO Imię runy: Perthro (tzn. drzewo owocowe). Runa ta oznacza głoskę p. Jej symboliczne znaczenia: Losowanie. Wyrok losu. Owocne polowanie. Prawo przyczyny i skutku. To, co komu przeznaczone. Rajska jabłoń groźba utraty raju. Równoczesność wszelkich wydarzeń. Czas. Aspekt pozytywny: Szczęście. Zrządzenie losu. Wiedza o przyczynach i skutkach. Towarzyskość. Wzrost. Dobre czasy". Właściwy moment. Wyzwolenie. Aspekt negatywny: Unicestwienie spowodowane żądzą uciech i rozkoszy. Okrutny " los. Pomylenie przyczyn ze skutkami. Samotność. Zastój. Złe czasy". Nieśmiałość. ALGIZ Imię runy: Algiz (tzn. łoś). Runa ta oznacza głoskę R (f). Jej symboliczne znaczenia: Łoś. Ochrona i obrona. Wzniosłość, szlachetność. Kontakt z nadświadomością i Kosmosem. Siła. Siła życiowa. Ręka uzdrawiająca. Aspekt pozytywny: Pomyślna realizacja przedsięwzięcia. Siła i bezpieczeństwo dzięki szczeremu stosunkowi do otoczenia. Ozdrowienie. Dobrobyt. Aspekt negatywny: Niepowodzenie spowodowane wygadaniem" swoich planów. Osłabienie z powodu nadużycia siły. Zmniejszanie się. Odosobnienie, osamotnienie. Zmartwienie.
180 SOWILO Imię runy: Sowilo (tzn. Słońce). Runa ta oznacza głoskę s. Jej symboliczne znaczenia: Słońce. Oświecenie. Wola. Siła życiowa. Zwycięstwo. Powodzenie. Sukces. Nadzieja. Zaszczyt, honor, cześć. Błyskawica, która ostrzega. Wąż wrzosowisk. Aspekt pozytywny: Cel na widoku. Udana podróż. Mądre kierownictwo. Uzasadnione nadzieje. Ruch. Wzrost wiedzy. Siła woli. Konsekwencja. Rozsądek. Zwycięstwo. Sukces. Moc czynu. Samorzutność, spontaniczność. Aspekt negatywny: Bezcelowość. Ślepa chęć działania. Nieudana podróż. Nierozsądne kierownictwo. Zastój. Duchowe odrętwienie. Słabość woli. Ciężka, jednostajna praca ( kierat"). TIWAZ Imię runy: Tiwaz (tzn. bóg Nieba). Runa ta oznacza głoskę t. Jej symboliczne znaczenia: Bóg Tyr (Tiwaz). Prawo. Słuszność. Sprawiedliwość. Ofiara z samego siebie. Praworządność. Porządek. Sprawiedliwe zwycięstwo. Sława. Śmierć, która jest tryumfem zmarłego. Aspekt pozytywny: Wierność. Zaufanie. Wierna drużyna. Sprawiedliwy wyrok. Zasłużone zwycięstwo. Tworzenie porządku. Gotowość do samoofiarowania. Niezawodność, wiarygodność. Metodyczne postępowanie. Aspekt negatywny: Niewierność. Nadużycie zaufania. Zawodna, niepewna drużyna. Łamanie prawa. Nierównowaga. Daremna ofiara z samego siebie. Bezwład, zamęt. BERKANAN Imię runy: Berkanan (tzn. brzozowa gałązka). Runa ta oznacza głoskę b. Jej symboliczne znaczenia: Brzoza. Piersi karmiące. Matka Ziemia. Życie ziemskie. Macierzyństwo. Pokój. Urodzajność. Człowiek złożony w ofierze. Być i stawać się. To, co przyjmujące, odbiorcze, receptywne. To, co chroniące, ubezpieczające. Swój dom. Pierwiastek kobiecości. Aspekt pozytywny: Gromadzenie i przechowywanie energii. Zaczynanie od nowa. Powolne zmiany. Dobrobyt. Znalezienie własnego miejsca na ziemi. Ochrona. Bezpieczeństwo. Subtelność. Receptywność. Urodzajność. Ochrona przed odsłonięciem, obnażeniem. Realizm. Aspekt negatywny: Utrata, roztrwonienie energii. Zahamowany rozwój. Odrętwienie. Brak środków. Ograniczoność. Oszustwo. Samooszukiwanie. Przebiegłość. Zablokowana receptywność. Skrytość. Urojenie. EHWAZ Imię runy: Ehwaz (tzn. koń). Runa ta oznacza głoskę e. Jej symboliczne znaczenia: Koń. Jazda na koniu. Ruch. Bliźnięta. Partnerstwo. Praca zespołowa. Symbioza. Urodzajność. Pokój. Zmysłowość. Ochrona. Ufność. Wierność. Aspekt pozytywny: Dynamiczna harmonia. Dobra współpraca. Zgrany zespół. Zaufanie. Lojalność. Wspólne dążenie do tego samego celu. Małżeństwo. Partnerstwo. Pomyślny wynik osiągnięty kolektywnie. Jedność teorii i praktyki, serca" i czynu". Aspekt negatywny: Skostniała harmonia. Spłycenie, bezwolność myśli i uczuć. Samozadowolenie. Bezkrytyczność. Utrata swojej własnej indywidualności. Gnuśność panująca w zespole. Rozbieżność między wolą a czynem. Bezzasadna nadzieja na zmianę. MANNAZ Imię runy: Mannaz (tzn. człowiek). Runa ta oznacza głoskę m. Jej symboliczne znaczenia: Człowiek. Ludzkość. Człowieczeństwo. Porządek społeczny. Zaślubiny Nieba i Ziemi. Aspekt pozytywny: Człowieczeństwo. Moc i zrozumienie dzięki wyższej wiedzy. Wielka przenikliwość widzenia. Szczęśliwe życie we wspólnocie. Pojmowanie wzajemnych zależności w zespole. Wspólność. Kolektywny porządek. Tolerancja. Aspekt negatywny: Utrata orientacji. Brak przenikliwości widzenia. Chaos spowodowany niezrozumieniem wzajemnych zależności w zespole. Zanik tych wzajemnych zależności. Wyobcowanie. Zdziczenie. Osamotnienie. Zaślepienie. Nietolerancja.
181 LAGUZ Imię runy: Laguz (tzn. woda). Runa ta oznacza głoskę l. Jej symboliczne znaczenia: Woda pierwotnych epok geologicznych. Praocean. Źródło życia. Prawo. Przyczyna. Moc oczyszczająca. Wtajemniczenie. Życie. Cnota. Wzrost. Siła życiowa. Surowy egzamin. Podziemne rzeki świat zmarłych. Lecznicza moc ziół (runę Laguz zwano też Laukaz, co oznacza czosnek"). Aspekt pozytywny: Wtajemniczenie. Surowy egzamin na mistrza. Natychmiastowe działanie. Dalszy rozwój na skutek braków i niedostatków. Wzrost. Podróż morska. Długa podróż. Podróż będąca zrządzeniem losu. Aspekt negatywny: Wtajemniczenie, poniechane ze strachu. Manewr wymijający. Odwlekanie. Stagnacja, zastój. Bezruch. Wąskie, nie podlegające zmianom myślenie i pojmowanie. Tchórzostwo. Utrata siły życiowej. Zatrucie. INGWAZ Imię runy: Ingwaz (tzn. bóg urodzaju). Runa ta oznacza głoskę ng. Jej symboliczne znaczenia: Bóstwo Ziemi. Ing. Bohater. Spokój. Twórcza fermentacja. Męskie narządy płciowe. Samotność. Cierpliwość. Cztery strony świata. Cztery pory roku. Cztery elementy: ogień, powietrze, woda, ziemia. Aspekt pozytywny: Okres spokoju. Pokój. Aktywny wzrost wewnętrzny. Czas fermentacji. Cierpliwość. Ciąża. Urodzajność. Przytomność, skupienie. Dynamika trzymana na wodzy. Aspekt negatywny: Wyobcowanie. Utrata poczucia rzeczywistości. Odizolowanie się. Myślenie oderwane od rzeczywistości (autyzm). Paraliż, porażenie. Zaburzenia w rozwoju. Niecierpliwość. Bezowocność. Tendencja do działania na oślep. DAGAZ Imię runy: Dagaz (tzn. dzień). Runa ta oznacza głoskę d. Jej symboliczne znaczenia: Dzień. Światło dnia. Gwiazda Zaranna i Gwiazda Wieczorna. Półmrok, zmierzch. Ogień rytualny. Synteza biegunowości. Aspekt pozytywny: Poznanie mistyczne. Przebudzenie. Dostęp do ideału. Urzeczywistnienie ideału. Nadzieja. Jasne wyobrażenie swojego życia. Święty ogień odpędza demony nocy. Aspekt negatywny: Zaślepienie, omamienie. Fanatyzm. Beznadziejność. Zdrada ideału. Utrata orientacji. Mrok. Lęk. OTHALAN Imię runy: Othalan (tzn. dziedzictwo). Runa ta oznacza głoskę o. Jej symboliczne znaczenia: Odziedziczona posiadłość. Ziemia uprawna. Ojczyzna. Posiadłość rodzinna. Ostoja, miejsce bezpieczne. Ogólny dobrobyt. Zakorzenienie. Obwarowanie się. Prawo i wolność. Rodzina. Aspekt pozytywny: Wewnętrzna ojczyzna. Materialny dobrobyt. Otwartość wobec tego, co zewnętrzne i obce, możliwa dzięki wewnętrznemu umocnieniu i zakorzenieniu. Obyczajność panująca w zespole. Samoświadomość. Porządek w grupie. Wolność. Produktywne użytkowanie stanu posiadania. Aspekt negatywny: Fanatyczne przywiązanie do ziemi. Faszystowska ideologia Blut und Boden". Nienawiść rasowa, nienawiść do obcych. Totalitaryzm. Niewolnictwo. Wyzysk. Ubóstwo. Upadek obyczajów. Poczucie wykorzenienia. Poczucie braku ojczyzny. Katastrofalne wykroczenia przeciw interesom grupowym. Prognostikon Magiczny przyrząd z Pergamonu składa się z okrągłej płytki ze znakami symbolicznymi oraz wahadełka. Wahadełko ciężarek na nitce trzymanej w palcach dłoni najczęściej pełni funkcję narzędzia radiestezyjnego", to jest indykatora oddziaływań o charakterze radiacyjnym lub polowym. Tak bywa najczęściej, ale bynajmniej nie jedynie. Wielu autorów zaleca stosowanie wahadełka w innych celach: dla poznania nieuświadomionych motywów swoich własnych działań, ukrytych przed samym sobą pragnień, niejasnych przeczuć związanych z przyszłością. Tak pojęte wahadełkowanie jest rozmową ze swym drugim ja". Istnieje wiele powodów, aby sięgnąć po wahadełko, a względy te nie mają nic lub niewiele wspólnego z radiestezją. Ujawnianie treści nieświadomych Nasze drugie ja" przemawia niekiedy do pierwszego, świadomego Ja" w sposób spontaniczny. Dzieje się to na przykład podczas snu lub drzemki. Czasem zdarza się osobie drzemiącej niespodziewanie odebrać przekaz
182 telepatyczny od osoby bliskiej, a zwłaszcza gdy znajduje się ona w niebezpieczeństwie. Istnieją też sposoby, pozwalające czerpać z bogatych zasobów wiedzy drugiego ja ". Wiele takich technicznych sposobów opracowano w XIX wieku, głównie w związku z modą na seanse spirytystyczne i dość powszechną wówczas wiarą, że duchy zmarłych mogą przemawiać przez osoby specjalnie do tego predysponowane, zwane mediami. Talerzyk, który rzekomo sam" wskazuje kolejno litery, składające się na słowa komunikatu; deseczka ouija" kreśląca litery na seansowym stoliku; ołówek w dłoni medium", piszący automatycznie to w rzeczywistości środki pozwalające uzyskiwać odpowiedzi na pytania zadawane drugiemu ja". Wszystkie one oparte są na wspólnej zasadzie: podobnie jak różdżkarstwo i wahadełkarstwo wykorzystują bezwiednie występujące napięcia w mięśniach rąk, powodujące tzw. ruchy ideomotoryczne. Steruje nimi nasze drugie ja". Podczas zadawania mu pytania możemy uzyskać odpowiedzi w Języku" ruchów ideomotorycznych. Dla naszego świadomego,ja" bywaj ą one czasem zaskakujące. Podobno (ale tylko podobno) technikę wahadełkowania znano już w starożytnym Egipcie. Wiemy za to na pewno, że znano jaw starożytnej Grecji i nazwano daktyliomancją". Przy końcu ubiegłego wieku przebadał ją z powodzeniem francuski badacz Chevreul, a wahadełko Chevreula" stosowane bywa z powodzeniem i dziś do ustalenia podatności hipnotycznej pacjenta. Wiara w skuteczność wyroczni pierścienia" bywała dość powszechna w późnym antyku. Jak napisał Ammianus Marcellinus, w roku 371 cesarz Flavius Valens wytoczył proces sądowy dwóm wysoko postawionym urzędnikom dworskim, Patriciusowi i Hilariusowi, oskarżając ich o zdradę. Ich przestępstwo polegało na tym, że magicznym sposobem próbowali dowiedzieć się, jak będzie brzmiało imię przyszłego cesarza. Czegoś podobnego nie mógł ścierpieć żaden władca, a ponadto kilka lat wcześniej wróżby zostały zakazane. Oskarżeni ustawili trójnóg (na wzór owego słynnego, znajdującego się w świątyni Apollina w Delfach), a na obrębie jego okrągłego blatu wypisali litery alfabetu. Użyli magicznych przyborów, jak lniana tkanina, poświęcona gałązka oraz pierścień zawieszony na nitce, który wahając się ponad blatem trójnogu wskazywał różne litery. Z nich zdrajcy złożyli imię następcy Valensa. W tym samym celu, posługując się inną techniką mantyczną, sofista Libanios i neoplatonik Jamblichos ustalili, że imię przyszłego władcy będzie się zaczynało od theod". Było to wieloznaczne. Cesarz Valens kazał więc stracić na wszelki wypadek" wielu Theodozjosów, Theodorów i Theodotów. Miał pecha, bo opuścił przy tym swojego rzeczywistego następcę, którym został Theodozjusz, nazwany później Wielkim. Magiczny przyrząd z Pergamonu W latach , a potem na początku naszego stulecia, niemieccy archeologowie rozkopali ruiny starogreckiego miasta Pergamon, położonego w Azji Mniejszej. Wykopaliska przywiezione stamtąd, a zwłaszcza kolosalnych rozmiarów ołtarz Zeusa, znajdujące się dziś w Muzeum Pergamońskim, stanowią jedną z głównych atrakcji turystycznych Berlina. Archeologowie natrafili na szczątki warsztatu czarnoksięskiego, kopiąc na terenie tzw. dolnego miasta. Z jego wyposażenia zachowały się: magiczny stół z wizerunkami bogini Hekate, magiczny gwóźdź z wyrytymi na nim zaklęciami, dwa czarodziejskie pierścienie, pięć amuletów z brązu i z kamienia oraz metalowy krąg magiczny. Jak twierdzi Richard Wtinsch, który opracował te zabytki, ten ostatni przedmiot służył do celów daktyliomancji. Wahadełkiem, które mag trzymał nad kręgiem, był zapewne zgodnie z antyczną tradycją-jeden z pierścieni zawieszony na nitce. Jak przebiegała taka magiczna operacja? Wiemy, że mag zadawał pytanie, a wahadełko swoimi ruchami wskazywało poszczególne przegródki, na które powierzchnia kręgu jest podzielona. Wiemy, że z liter i znaków znajdujących się w tych polach mag odczytywał odpowiedź. Gdyby C. G. Jung zobaczył rysunek magicznego kręgu z Pergamonu, nazwałby go zapewne grecką mandalą". Ta mandala" przedstawia graficzne wyobrażenie świata i jego losów równocześnie w mikro- i makroskali. W tym kierunku idą też domniemania Richarda Wiinscha. Podobnie jak hinduska mandala, Prognostikon jest rysunkiem symbolizującym strukturę mikrokosmosu i makrokosmosu. Bezpośredni indyjski wpływ na jego twórcę wydaje się mało prawdopodobny, ale nie całkiem wykluczony. Czas powstania prognostikonu, to późny antyk. Wieleset lat minęło od wyprawy Aleksandra Wielkiego do Indii. Gdy prognostikon funkcjonował, Indie były dla Greków krajem ogromnie egzotycznym, ale już nie mitycznym. Na załączonym rysunku widzimy schemat kręgu z umowną numeracją poszczególnych 32 jego przegródek. Pole wewnętrzne oznaczone jest cyfrą4, pierścienie zaś otaczające (licząc od zewnątrz) 1, 2 i 3.
183 Przegródki pola wewnętrznego Numeracja przegródek Prognostikonu Złożone z samych samogłosek napisy w polu wewnętrznym są inwokacjami podobnymi do spotykanych w wielu tekstach późnoantycznych oraz na licznych amuletach gnostyckich. W wielu powtarza się zawołanie aeeio(ui)o!" [(ui) niemieckie u umlaut czytane pośrednio między u oraz i], które odczytujemy w przegródce 4.6. W najsławniejszym z pism gnostyckich Pistis Sophia (III wiek n.e.) tak modli się Jezus: Wysłuchaj mnie, mój Ojcze, Ojcze wszelkiego ojcostwa, któryś jest światłem bezkresnym! aeeio(ui)o! iao! aoi! oia!" Do boga Serapisa zwracano się: Wzywam cię, Panie, twoim świętym wołaniem, oaoeooeoe! iao! aao! aeeio(ui)o! eooue!" Podobnie brzmią inwokacje kierowane do Harpokratesa, Ozyrysa oraz Izydy. A oto gnostycka inwokacja do Boga Najwyższego: iao! o(ui)o! io! aio! o(ui)o! ooe!". Podobnie brzmi głos uczestnika misteriów mitraistycznych: Otwórz się, niebo, przyjmij moje wołanie! Słuchaj mnie, słońce, ojcze świata! Wołam do ciebie twoim imieniem Aoe(ui)eoiaioe(ui)eoa!" W jednym z greckich papirusów magicznych spotykamy określenie Apollon Aeeio(ui)o!" Również tak samo nazywany bywa bóg Abraxas, utożsamiany z Serapisem i Kronosem, czyli Saturnem, którego symbol astrologiczny rozpoznajemy w przegródce 4.6, poświęconej władcy czasu. Jego dzień tygodnia to sobota. Jak widzimy, antyczne inwokacje złożone bywały z samych samogłosek. W greckim alfabecie było ich siedem, również z siedmiu sfer składał się starogrecki Kosmos. Wierzono, że każda z tych sfer poruszając się wydaje swoisty dźwięk, każdemu z tych dźwięków odpowiada zaś w naszym ludzkim świecie brzmienie jednej z samogłosek. Następstwa samogłosek były więc dla Greków mową Kosmosu". Dźwięk głosu ludzkiego ma złożoną strukturę. Słyszalna różnica pomiędzy samogłoskami polega na tym, że podstawowemu dźwiękowi towarzyszą przy wymawianiu każdej z nich odmienne kompleksy tonów harmonicznych czyli alikwotów. Te dodatkowe tony są wzmacniane przez rezonujące działanie jamy ustnej. Zależnie od rozmaitego jej ukształtowania, wzmacniane bywają te lub inne alikwoty. Brzmienie samogłoski, odróżniające ją od pozostałych, charakteryzuje się zawartością jakiegoś jednego lub dwóch specyficznych dla niej alikwotów. Występują one zawsze, bez względu na to, na jakiej wysokości jest samogłoska wymawiana lub wyśpiewywana. Gdy ciało człowieka jest głęboko odprężone (ale przy zachowaniu pionowej pozycji kręgosłupa), śpiewnemu wymawianiu poszczególnych samogłosek towarzyszy poczucie rezonowania w różnych obszarach ciała: przy samogłosce U" rezonują okolice najniższej części kręgosłupa oraz brzucha, A" wprawia w drganie klatkę piersiową, płaskie E" gardło i szyję, wibrację towarzyszącą zaś samogłosce I" czuje się wyraźnie w głowie, zwłaszcza na wysokości czoła i nosa. Na takim współbrzmieniu ciała z głosem oparte są techniki wokalne, pomocne przy uzyskiwaniu odmiennych stanów świadomości w tantrycznym buddyzmie, w tzw. stylu Yang. W mongolskich klasztorach rozwinął się inny rodzaj śpiewu alikwotowego o nazwie X(oi)(oi)mi. Z podobną techniką wokalną zapoznaje nas znakomita niemiecka kaseta magnetofonowa Obert(oi) ne" ( Alikwoty"). Jej autorką jest Stephanie Wolff, wydawcą zaś Verlag H. Bauer, Freiburgz Br. Jest to kaseta, dzięki której można się uczyć uzyskiwania osobliwych stanów medytacyjnych przez słuchanie i śpiewne wypowiadanie różnych samogłosek. Podobnie mogły brzmieć i zapewne podobnym celom służyły samogłoskowe inwokacje, których zapisy odczytujemy na środkowym polu magicznego kręgu. Inwokacje w polu środkowym Wypowiadając je śpiewnie, Mag z Pergamonu wprowadza się w stan świadomości stosowny do czynności dywinacyjnych. Wymowa samogłosek: alfa głębokie a", jak w słowie harmonia" (pod warunkiem właściwej wymowy głoski h"!)
184 epsilon płytkie e", jak w słowie bielizna"; samogłoska krótka eta głębokie e", jak w słowie herbata", samogłoska długa iota i", jak w słowie bilet" ypsylon płytkie y" lu u" (u Umlaut) omikron płytkie o", jak w słowie biologia"; samogłoska krótka omega głębokie o", jak w słowie honor"; samogłoska długa Kolejność inwokacji: 4.2, 4.3, 4.1, po czym następuje już w kolejności dowolnej PROGNOSTIKON zapis przybliżona wymowa przegródka oioae 4.1 ieao 4.2 (ui)eeo 4.3 eioao 4.4 eo(ui)i 4.5 aeeio(ui)o 4.6 ieoe 4.7 eoeoi 4.8 Przegródki pierścieni Trzy pierścienie otaczające wewnętrzne pole magicznego kręgu podzielone zostały na 24 przegródki. Richard Wunsch wyraził przypuszczenie, że każda z nich może odpowiadać jednej z 24 liter greckiego alfabetu, ale nie wydaje się to słuszne, sądząc po chaotycznym, niezgodnym z greckim abecadłem, rozmieszczeniu liter, których jest zaledwie 16. Wydaje się, że rozumieć je należy raczej jako literowe skróty słów będących symbolami takich, jak np.: Thanatos, czyli Śmierć; Ge, czyli Ziemia; Bythos, czyli Otchłań. Wiadomo też, że w starożytności przypisywano znaczenie symboliczne pojedynczym literom; np. litera Alfa była symbolem Początku (a w szczególności Prapoczątku). Z uwagi na to, że magiczny krąg służył celom mantycznym, należy znajdującym się na nim literom przypisywać znaczenie symboliczne, a nie bezpośrednie, i to znaczenie, jakie przypisywali im ludzie późnego antyku. Zygmunt Freud, omawiając trudności występujące przy próbach interpretacji marzeń sennych, uczynił słuszną uwagę na temat problemu języka w symbolice snów. Powoływał się przy tym na Artemidora, Greka z Azji Mniejszej, żyjącego w II wieku n.e., autora dzieła Onejrokrytyka", będącego nieocenionym słownikiem antycznego języka symbolów. Według Freuda podobieństwa w brzmieniu i inne związki pomiędzy słowami (dodajmy tu mówionymi i pisanymi) mają decydujące znaczenie dla interpretacji snów, jako że symbolika marzeń sennych jest różna dla ludzi mówiących odmiennymi językami. Powyższe zastrzeżenia należy brać pod uwagę, i to w jeszcze większym stopniu, gdy zastanawiamy się nad symboliką liter i znaków znajdujących się w 24 przegródkach pierścieni magicznego kręgu. Oto przykład: według Artemidora baran (po grecku krios") symbolizuje pana, władcę, króla, ponieważ krioin" znaczy rządzić. Utrata głowy symbolizuje utratę kapitału, stratę finansową, jako że kefale" znaczy głowa", kefalajon" kapitał. Przedstawiona niżej próba przypisania znakom magicznego kręgu konkretnych treści symbolicznych jest oparta na założeniu, że prognostikon jest przedmiotem o bardzo ściśle określonym i znanym nam dziś zastosowaniu praktycznym oraz że sposób myślenia jego twórcy nie jest nam obcy Cztery strony świata. Skrzynia. Ostateczny rozkład, 1.2 Niepowodzenie, możność, milczenie. Energia psychiczna, krzyż Zbawienia, 1.3 Płodzenie, rodzenie. Dokument. Słowo, racja. 1.4 Życie. Odrzucać połowę, odskakiwać. Człowiek mądry. Chleb, pagórek, 1.5 Zagrożenie. Woda. 1.6 Dom, budowla. Ręka kobiety, 1.7 Dawać. Pas. 1.8 Podróż. Jej kończenie lub podejmowanie. Warstwa na warstwie. 2.1 Odpowiedniość rzeczy na górze i na dole, podwójny klucz. Dwie jednostki czasu. Zęby, wstrząsy. 2.2 Człowiek mądry. Miasto. Brama, ogień. 2.3 Wojsko, ruch, bezpieczeństwo. Przemocą zagrodzona droga, sąd, strach. Śmierć. 2.4 Stoa, dysputa. Grota wtajemniczenia. Wytrwałość, upór, niedbalstwo. 2.5 Słowo, racja. Koziorożec, żywioł Ziemi. 2.6 Stać, iść. Chaos, otchłań. Litera filozofów, człowiek trudny we współżyciu. 2.7 Wyjście z ramion matki. Wybór drogi. Napiętnowanie. 2.8 Niebo gwiaździste. 3.1 Rydwan, głos i światło. Napiętnowanie. Prostota, wybawienie.
185 3.2 Wybór dróg. Zwrot na drogę w dół lub na południe. Nóż w ręce. 3.3 Jaśniejący Władca, ewolucja. Zamknięta brama. 3.4 Puste pole. Brak rozumu. Warsztat pracy. 3.5 Przeciwstawne aktywności, burze, przeciwstawne kierunki rozwoju. Bezproduktywność. 3.6 Ofiara na ołtarzu. Wyróżnienie. Żywioł kobiecości, zmienność. 3.7 Panaceum, przeciwstawne siły, wrażliwość. Zupełna pustka. 3.8 Wybór drogi. Początek. Troistość. Pauza, dziesięć. Wahadełkowanie magicznym ceremoniałem Daktyliomancja traktowana była przez starożytnych jako operacja magiczna. Wymagano zatem od wahadełkującego, aby przygotował do jej przeprowadzenia swoje ciało przez post i ablucje, a swego ducha przez modlitewne zamyślenie. Nie wierzono i słusznie aby dobry rezultat otrzymać mógł człowiek o brudnych rękach, lepkich od śladów po czynnościach, które poprzednio wykonywał; człowiek o uwadze rozproszonej, którego myśli przeskakują nieustannie z tematu na temat. Gdy daktyliomanta trzymał już w dłoni wahadełko, swój magiczny pierścień zawieszony na nitce, musiał śpiewnie wypowiedzieć przepisane inwokacje, kierując je do Mocy władających światem: leao, (ui)eeo, oioae! Eioao, eo(ui)i, ieoe, eoeoi, aeeio(ui)o". Mag z Pergamonu nie zawieszał swojego wahadełka nad wykonanym z byle czego okręgiem, lecz nad bardzo starannie przygotowanym kręgiem magicznym. A dlaczego? Nie rozumiemy tego, ponieważ jesteśmy dziećmi cywilizacji, która wszczepiła nam przez wychowanie domowe i szkolne nawyk analitycznego i redukcjonistycznego sposobu myślenia. Chcemy zawsze zrozumieć istotę" przedmiotu, przez wyszukiwanie w nim jakiegoś jednego szczegółu, który stanowi jego istotę", pozostałe zaś traktujemy przy tym jako nieistotne dodatki. Jest to sposób rozumowania dający nie zawsze dobre rezultaty. Zawodny okazał się on na przykład, i to wiele razy, w badaniach farmakodynamicznych. Wydzielony w postaci chemicznej czystej czynny składnik roślinny" okazywał się mieć słabsze, a nie jak się spodziewano silniejsze działanie. Nic dziwnego: inaczej działa kompleks substancji, a inaczej każda z nich z osobna. Myślenie redukcjonistyczne zawodzi całkowicie, gdy stosowane jest dla rozumienia magii. Daktyliomancja jest zjawiskiem bardzo złożonym, przy czym końcowy rezultat takiej operacji magicznej zależy od wzajemnego oddziaływania na siebie wielu czynników: od świadomego, ja" daktyliomanty i jego nieświadomego drugiego ja", od wzajemnego oddziaływania różnych składników nieświadomości, od działania człowieka na przyrząd i działania funkcjonującego przyrządu na jego świadomość i nieświadomość. Trudno tu doprawdy zdecydować, który z działających elementów należałoby uznać za istotny". Magiczne przedmioty, magiczne znaki i zaklęcia nie są nieistotnymi dodatkami" ani ozdobami". Niezależnie od tego, jak wysoki poziom intelektualny reprezentuje mag, aby jego operacja magiczna się powiodła, konieczna jest do tego współpraca tej naiwnej cząstki ^drugiego ja", którą teoretyk autosugestii Emil Coue nazywa podświadomością, Max Freedom Long zaś, badacz systemu magii uprawianej wśród ludów Oceanii, określa jako niższe ja". Kahunowie, dawni czarownicy tahitiańscy, dobrze wiedzieli o tym, że największe wrażenie na niższą jaźń (unihipii) robią rzeczy realne i dotykalne, jak na przykład woda używana przy różnych ceremoniach religijnych do zmywania grzechów". Nie jest ona w nich bynajmniej nieistotnym dodatkiem". Hartmut Miiler, propagujący kontemplowanie symbolicznych kart ta-rota dla celów psychoterapeutycznych, zaleca przy tym przestrzeganie zasad postępowania, które zdają się mocno nawiązywać do tradycji magii ceremonialnej". Karty tarota należy przechowywać w specjalnie zdobionej szkatułce, razem z czystym (najlepiej jedwabnym) obrusikiem. Do wskazywania drobnych części składowych rysunku na karcie ma służyć specjalna sztabka. Sam autor przeznaczył na to wyjątkowo ładnie wykonaną chińską pałeczkę do jedzenia. Karty wykłada na rozłożonym obrusi-ku, stawiając wyżej ulubiony posążek tańczącego Kriszny. Miiler, choć daleki jest od tradycji okultnych", jako wnikliwy psycholog dobrze rozumie potrzebę i sens magicznego działania. W swoim podręczniku wahadełkarstwa Karl Spiesberger każe wahadełko traktować jako przedmiot kultu", nigdy nie dawać w obce ręce", a umycie rąk przed wahadełkowaniem nazywa wręcz podstawowym warunkiem". Magiczna operacja wymaga więc dziwnego działania. Wymaga też specyficznego, magicznego myślenia. Mag musi traktować swoje przybory tak, jak żywe istoty. Musi przemawiać do nich głośno albo w myśli ale tak, jak gdyby słyszały jego słowa. Mag z Pergamonu zwracał się do swego przyrządu jak do partnera, do stworzenia żywego i rozumiejącego. Traktował go tak, jak dostojne zwierzę, które jest trochę oporne, ale w końcu posłuszne. Mówił do niego, jak do lwa króla zwierząt: równocześnie poufale, jako do zwierzęcia, ale też z należytym szacunkiem, jako bądź co bądź do króla. I przyrząd działał. Bo przedmioty magiczne ożywają dopiero w rękach człowieka, który zdecydował się działać i myśleć na sposób magiczny. Wyrocznia odpowiada Połóż przed sobą na stole magiczny krąg prognostikonu oraz wahadełko. Odpręż mięśnie swojego ciała, nie siedź sztywno Jakbyś kij połknął". Śpiewnie wyrecytuj inwokacje samogłoskowe. Teraz zadajesz pytanie, na które ma odpowiedzieć prognostikon. Potem nad każdą kolejno z 32 przegródek zawieszasz na chwilę trzymane w dłoni wahadełko, mówiąc do siebie: Czy w tej przegródce znajduje się odpowiedź na moje pytanie?" Jeśli wahadełko pozostanie nieruchome lub odpowiada nie", przechodzisz do sprawdzenia następnej przegródki. Przegródkę zawierającą właściwą odpowiedź sygnalizuje wyraźna reakcja wahadełka. Odpowiedź uzyskujesz więc przez wielokrotne wahadeł-kowanie, które zdecyduje: 1) o wyborze jednej z przegródek pola środkowego (dla uzyskania odpowiedzi o charakterze ogólnym lub ustalenia dnia tygodnia), 2) o wyborze którejś przegródki z pierścieni zewnętrznych (dla uzyskania odpowiedzi szczegółowej),
186 3) dodatkowym wahadełkowaniem ustalasz, czy znaki w wybranej przegródce należy czytać z lewa na prawo, czy z prawa na lewo. Posługiwanie się wahadełkiem w celu prowadzenia rozmowy" z prognostikonem jest łatwe i dostępne dla każdego, kto tylko zdobędzie się na trochę cierpliwości. Wypracowanie i ustalenie skomplikowanych konwencji mentalnych nie jest tu potrzebne. Wystarczy zaobserwować, jaki ruch wahadełka (ruch jednoznacznie wyraźny) oznacza odpowiedź tak, to jest ta przegródka", oraz jakim ruchem wahadełko odpowiada tak" na dodatkowe pytanie, czy symbole we wskazanej przegródce trzeba czytać z lewa na prawo. Sprawdź! Bo jeśli odwrotnie (z prawa na lewo), wtedy odpowiedź zabrzmi zupełnie inaczej. Wskazane przez wahadełko przegródki zawieraj ą znaki, których znaczenia odnajdziemy w zamieszczonych niżej wykazach. Zarówno znaki przegródek pola wewnętrznego jak i znaki pierścieni zewnętrznych objaśnione są na dwa różne sposoby; najpierw w postaci spisu znaków i ich znaczeń, a potem w formie omówień, które są już w dużym stopniu ich arbitralnymi interpretacjami. Lepiej, ambitniej jest odpowiedzi prognostikonu formułować samodzielnie, tylko na podstawie spisu znaków i ich znaczeń. Zadanie jest wówczas trudniejsze, ale swoboda interpretacyjna większa. Dzięki temu odpowiedź może dokładniej przystawać do postawionego pytania lub problemu. Prościej korzystać z gotowych tekstów, zaglądając do drugiego wykazu zamieszczonego niżej. Czynimy tak, gdy samodzielna interpretacja okazuje się zadaniem zbyt trudnym. Przegródki pola środkowego numer przegródki znak i dzień inwokacja i bóstwo znaczenie przegródki 4.1 poniedziałek oioae Księżyc (Selene) Duch Świata, Księżyc Władca Kobiecości, bogini czarów Hekate. To, co zmienne. Środowisko wodne. 4.4 wtorek eioao Ares (Mars) Walka i wojna. To, co ogniste i krwawe: piekarnie i rzeźnie, zwierzęta drapieżne i miejsca straceń. 4.5 środa eo(ui)i Hermes (Merkury) Świat interesów (m.in. handlowych). Hermes-Trismegistos dawca mądrości i wiedzy. Her-mes-Psychopompos wiodący do świata zmarłych. 4.7 ieoe Zeus (Jowisz) Boski porządek świata. Rządy, magistraty, trybunały sądowe, szkoły. czwartek 4.8 piątek eoeoi Afrodyta (Wenus} Życzliwość i miłość (także zmysłowa). Ukwiecone ogrody. Tańce. Radości macierzyństwa. 4.6 aeeiouo Kronos (Saturn) Władca Czasu. Przynoszący Starość. Świat rzeczy ciemnych i cuchnących. Tworzenie i niszczenie tego, co się stworzyło. sobota 4.2 niedziela ieao Słońce (Helios, Apollo) Królowanie łaska, ale i niepojęta niełaska władcy. Świetne widowiska. Światło zwycięsko wnikające w ciemność. 4.3 (ui)eeo To, co poza czasem i przestrzenią. Świat Bóg Człowiek, Zbawiciel platońskich idei. Praprzyczyna. Pramateria. Wiedza objawiona.
187 bezczas 4.1 Wszystko, co rodzaju żeńskiego, podlega prawom zmiennego Księżyca. Licz się ze zmiennością losu i własnych emocji. Jeśli pytasz o dzień tygodnia: poniedziałek. 4.2 Przemawia głos twego ducha opiekuńczego (starożytni Grecy nazywali go Daimon), który bywa albo dobry, albo zły. Przed tobą znak panowania i twórczych energii. Dzień, o który pytasz? Niedziela. 4.3 Zbawiciel świata modlący się i ukrzyżowany. Dziwny kalendarz: jest w nim przerwa. Pytasz o dzień? Bezczas, wieczność, nieskończoność. 4.4 Z tym, o czym myślisz, wiąże się śmiałość, zuchwałość. Działasz pod znakiem ognia i błyskawicy. Odpowiedź na drugie pytanie, o dzień: wtorek. 4.5 Konieczność, nagląca potrzeba. Wymagana jest dwukrotnie podwyższona inteligencja. Dzień, o który pytasz: środa. 4.6 Nieubłagana sprawiedliwość (Nemezis) przydziela każdemu to, co mu się należy. Licz się z systemami ograniczeń. Pytałeś o dzień? Sobota. 4.7 Sukces, zwycięstwo, perspektywa rozwoju. Znak wyraża pogodzenie płci. A dzień? Masz na myśli czwartek. Interpretacja Przegródek Pierścieni 4.8 Wskazana życzliwość do wszystkiego, co żyje. Czasami bywa ona szarpiącą miłością, czasem poczuciem harmonii. Dzień, o którym myślisz, to piątek. Dzień pojednania. 1.1 > Z czterech stron świata wiodą drogi do skrzyni: miejsca rozpadu ostatecznego. < Miejsce rozkładu. Bierz skrzynię i uciekaj w cztery strony świata. 1.2 > Niepowodzenie losowe. Pomyśl o krzyżu Zbawiciela i proś o pomoc. Ryba to także prastary hieroglif oznaczający móc", a litera Tau to alchemiczny symbol tego, co płonie, symbol duszy. < Energia jest jednym z trzech elementów świata. Alchemicy nazywali go siarką, a oznaczali literą symbolizującą Krzyż Zbawiciela. Wyjście z sytuacji zależy od twej energii, która działa wówczas, gdy na pozór nie działasz. 1.3 > Płodzenie i rodzenie dokumentów jest zgodne ze zdrowym rozsądkiem. < Słusznie będzie dokumentem stwierdzić płodność ziemi, która jest glebą. Ale także Ziemi, która jest planetą. 1.4 > Życie odrzuca od siebie połowę tego, co mogłoby być końcem. Jest to mądre i pod znakiem chleba. < Góruje nad innymi osoba ciężka we współżyciu i chętnie chadzająca krętymi drogami. Dla chleba filozof szykuje się do skoku z prawa na lewo i już robi sobie
188 miejsce, gdzie skoczyć. Będzie to skok pod znakiem życia. 1.5 > Coś ci zagraża. Ale przed tobą woda, która odrodzi twoje siły. < Woda przed tobą. A za wodą monstrualne zwierzę, które ci zagraża. 1.6 > Domowi potrzebna jest ręka kobieca. < Ręka kobiety wiedzie cię do domu. 1.7 > Dać komuś pas" to podstęp. Człowiek w taki sposób opasany czuje się spętany i związany. < Człowieku dookoła opasywany, rozważ, co ci to daje! 1.8 > Podróż kończy się. Warstwa leży na warstwie. < Odsłaniaj warstwę po warstwie. Czas udać się w podróż. 2.1 > To, co na dole, ma swój odpowiednik na górze. Za dwa dni (albo lata) grozi użycie zębów. < Wstrząsy losowe. Zbliża się czas, gdy potrzebny będzie podwójny klucz. 2.2 > Filozofowie przepowiadają: miasto będzie przez ogień oczyszczone. A zatem mądrze będzie, jeśli wyjdziesz za bramę tego miasta. < Ogień zbliża się do miasta. Ale zdolność myślenia je uratuje. Wejdź zatem śmiało tam, gdzie rządzi rozum 2.3 > Wojsko, wiele ruchu. Sąd wydaje wyrok budzący lęk i grozę. Perspektywa śmierci. < Śmierć zagradza drogę do tego, co daje poczucie bezpieczeństwa. 2.4 > Najpierw wiedza głoszona powszechnie w dysputach pod kolumnadą. Potem zstąpienie do jaskini wtajemniczenia, pobyt na osobności. Stąd bierze się łagodna wytrwałość, tak bardzo potrzebna. < Upór i niedbalstwo. Trzeba zejść do groty tajemnego poznania, aby móc uczyć innych. 2.5 > Wyższy rozum nakazuje wziąć pod uwagę bezwzględność żywiołu Ziemi. A trzeba do tego głęboko się nadąć. < Jeśli mocno się nadmiesz, mądry satyr siedzący w tobie podpowie ci najwłaściwsze słowo. 2 6 > Stoisz nad otchłanią. Kieruj się literą filozofów. < Złe współżycie z innymi, chadzanie własnymi ścieżkami powoduje chaos. Wycofaj się albo stój nieruchomo. 2.7 > Dziecko, które wyrywa się z opiekuńczych ramion matki, staje przed koniecznością samodzielnego podjęcia decyzji. Strzeż się, dziecko, bo wezwą cię na języki. < Znak wypalony na czole zmusza do wyboru jednej z dwóch dróg. Wybierz, a poczujesz się, jak na łonie matki. 2.8 > Uklęknij, uspokój się. Nad sobą masz objawienie transcendencji, bezmiaru, wieczności.
189 < Bądź dumny, człowieku. Jesteś owocem zaślubin Nieba i Ziemi. Śmiało patrz przed siebie. 3.1 > Poruszając się na kołach, będziesz napiętnowany, ale wybawiony. < Człowiek prosty i nie wadzący nikomu jest napiętnowany. Ale wtedy słyszy Głos i widzi Światło. 3.2 > Wybierz drogę na południe lub z góry na dół. I odtąd trzymasz w ręce nóż. Ale tylko w jednej. < Trzymając nóż w ręce, docierasz do punktu, w którym się okazuje, czy pójdziesz na południe czy też z góry na dół. I znów staniesz przed wyborem, którą z dwóch dróg masz iść. 3.3 > Zeus jaśniejący jest istotą metali, które muszą nadal ewoluować. Błogosławieństwo spływa na tych, którzy chcą się dalej rozwijać. Taką myśl zawarto w Alchemii. I nie ma innego wyjścia. < Brama zamknięta. Za nią zostali twoi jaśniejący władcy 3.4 > Nic. I na dodatek brak rozumu. A warsztat pracy czeka. < Warsztat pracy jest niezgodny z rozsądkiem: produkuje coś, czego nie ma. 3.5 > Przeciwstawne sobie aktywności rodzaju żeńskiego. Nie spłodzą nic. < Bezproduktywność przerywają dwie burze, nawzajem siebie atakujące piorunami i błyskawicami. Od nich zależy, co dalej: ewolucja czy inwolucja..3.6 > Gdy chcesz złożyć ofiarę na ołtarzu idei, pamiętaj o zmienności pogody. < Przez kobietę wyzwolenie, dzięki kobiecie nagroda. 3.7 > Lek skuteczny na wszystko. Potężna jego moc. Jest uzbrojony w podwójny trójząb. Działają w nim dwie siły, skierowane w przeciwnych kierunkach. I trafia w pustkę. < Pustka, w której intuicyjnie uświadamiasz sobie swój stosunek do dwóch sił, poruszających się w przeciwnych kierunkach. Zdobądź się na potrzebną wrażliwość. 3.8 > Wybór jednej z dwóch dróg jest dobrym początkiem. Rozpatrz jego potrójną naturę. Zanim pójdziesz nią, wpierw policz do dziesięciu. < Po przerwie czas rozpocząć. Ale masz wybór: pomiędzy cnotą a grzechem. Wyrocznia Fusów [Tekst pisany wspólnie z p. Donką Madej] Wróżenie z fusów nie jest ani żartem, ani zabobonem, lecz jedną z technik wizjonerskich. Jest mocno spokrewnione z krystalomancją (widzeniem obrazów w szklanej kuli) i ze staropolskimi wróżbami lania z wosku. W przypadkowo" powstałych zaciekach fusów pozostałych po wypiciu kawy przez klienta wizjoner dopatruje się obrazów. I jak się okazuje, naprawdę mają one związek z treścią pytania, postawionego przez klienta. Oto najprostszy opis funkcjonowania wyroczni fusów".
190 Technika wróżenia z fusów kawowych jest szczególnie popularna na obszarach Iranu zamieszkanych przez ludność armeńską, a także wśród Turków, Greków oraz Bułgarów pochodzenia tureckiego. Z psychologicznego punktu widzenia zacieki z fusów odgrywają rolę podobną do plam atramentowych w teście Rorschacha. Jest to chętnie stosowany test projekcyjny do badania osobowości. Osobie badanej podaje się plansze z bezkształtnymi plamami, polecając powiedzieć, co każda z plam jej przypomina, do czego jest podobna. W wypowiedziach osób badanych pojawiają się częstokroć treści nieuświadomione, istotne dla określenia cech psychicznych tych osób; również tych cech, których osoba badana chętnie by się wyparła. Istotne w teście Rorschacha jest to, że sięga do nieuświadomionych warstw osobowości człowieka. Podobnie test flisów". Wydobywa on na poziom świadomości również te treści psychiczne (wyobrażenia, myśli), które dotarły do podświadomości wizjonera drogami pomijającymi świadomość: przez liczne, odbierane nieustannie bodźce podprogowe (subsensoryczne). Do tych ostatnich należą także te wszystkie supersłabe bodźce, których działanie nazywamy zwykle parapsychicznym". Nie dziwmy się zatem, że wizjoner zapatrzony w zacieki z fusów może wypowiadać treści, których nie było w jego świadomości, tzn, mówić (trafnie!) o czymś, o czym nie miał pojęcia na przykład o intymnych kłopotach swojego klienta. Zdolność do widzenia" realnych kształtów w obłokach, w kupach gnijących liści, w zaciekach na murze, w gmatwaninach odbić i załamań światła we wnętrzu szklanej kuli zależna jest w stopniu decydującym od stanu świadomości, w jakim znajduje się patrzący. Dlatego też zamiast o patrzeniu", należy raczej mówić o wpatrywaniu się" czy o zapatrzeniu się". Medytacyjne wpatrywanie się doprowadza bowiem człowieka ćwiczącego swoją technikę wizjonerską do stanu lekkiej autohipnozy z charakterystyczną dla tego stanu skłonnością do spotęgowania wyobraźni, do halucynowania przy oczach otwartych. W terminologii psychologicznej tego rodzaju halucynacje nazywamy iluzjami". Ich powstawanie nie ma w sobie nic chorobliwego i występuje u osób normalnych na skutek określonego nastawienia psychicznego: dla osoby lękliwej idącej ciemnym lasem krzak przybierze kształt zaczajonego człowieka, a dla wizjonera zaciek z fusów stanie się obrazem symbolizującym sprawę, z którą zwrócił się do niego jego klient. Sposób dopatrywania się" obrazów jest zatem ogromnie istotny. Trzeba uzbroić się w cierpliwość! Niecierpliwe przeszukiwanie wzrokiem powierzchni pokrytej fusami da niewiele. W celu dopatrzenia" się czegoś, trzeba się spokojnie, bardzo spokojnie zapatrzyć" a wtedy pojawiają się obrazy. Osoba zwracająca się o poradę do wyroczni fusów musi mieć ku temu wyraźny powód. Podobnie jak wyrocznie starogreckie, odpowiada ona na konkretne pytania, a nie mówi o losach człowieka w ogóle. Przykład: osoba wybierająca się w podróż może zwrócić się do wyroczni o przewidzenie jej przebiegu i wyniku. Ludzi wróżących z fusów dzielimy na dwie grupy. Jedni potrafią mówić tylko o najbliższej przyszłości klienta i aktualnych wydarzeniach w jego życiu. Drudzy umieją sięgnąć dalej w przyszłość na okres roku, począwszy od chwili obecnej. W tym celu dzielą obwód filiżanki na 12 sektorów. Dzięki temu mogą wyznaczać czas każdego przepowiadanego wydarzenia w określonym miesiącu. Punkt, od którego rozpoczyna się wyznaczenie sektorów, jest miejscem na obwodzie filiżanki, gdzie dotykały wargi klienta z niej pijącego. Odliczanie sektorów odbywa się w kierunku zgodnym z ruchem wskazówek zegara. Rysunek, który powstaje po przeciwległej stronie obwodu filiżanki (tzn. na wprost śladu warg), mówi o wydarzeniu mającym nastąpić za pół roku. Tradycja wymaga, aby zaniechać wróżenia z fusów kawowych po zachodzie słońca, ponieważ brak jest wówczas jakoby potrzebnej energii obraz jest mało czytelny. Najkorzystniejszym dniem do tego typu wróżenia jest piątek; sobota i niedziela zaś są dniami zdecydowanie niestosownymi. Tak przynajmniej mówi tradycja przekazywana z pokolenia na pokolenie na Bałkanach, a przejęta od Arabów i Turków. Tradycja ta wymaga też, aby sama czynność picia kawy miała choćby trochę charakter rytualny. Nie rozmawiajmy o sprawach stresujących! Nie spierajmy się i nie kłóćmy! Osoba pijąca powinna myśleć o swoim losie i o problemie, z którym przyszła. Do wróżenia używamy fusów pozostałych w filiżance, z której pił nasz klient. Filiżanka oraz spodek muszą być białe i bez żadnych ozdób. Ich kształty powinny być obłe, tzn. bez ostrych załamań, zwłaszcza tam, gdzie denko filiżanki przechodzi w jej wewnętrzną ściankę. Kawę trzeba zmielić bardzo drobno, co jest istotne dla utworzenia się wyrazistych form z fusów. A zatem mielimy ziarna prawie na mąkę! Kawa powinna być niedopita do ostatniej kropli. Filiżankę trzeba nakryć spodkiem (denkiem ku górze). Teraz klient chwyta ją jedną ręką tak, aby kciuk przyciskał z wierzchu spodek, pozostałe palce przytrzymują filiżankę od dołu. Należy wiele razy silnie zakręcić filiżanką ruchem wirowym, aby fusy z resztką płynu osiadły na wewnętrznej ściance filiżanki. Odwrócić i postawić na stole spodeczek ze stojącą na nim filiżanką dnem do góry. Po chwili klient powinien odwróconą filiżankę przestawić na leżący obok bibulasty papier (np. kilkakrotnie złożoną gazetę). Papier musi być wsiąkliwy, aby wchłonął resztkę płynu, który w przeciwnym razie zamazałby rysunek powstały z fusów. Ważne są zarówno obrazy z fusów, które z resztą płynu pozostały na spodku, jak i formy powstałe we wnętrzu filiżanki. Odsączanie resztki płynu na warstwie gazety trwa dłużej (około 10 min), na ligninie krócej. Teraz dopiero możemy zająć się obserwowaniem i interpretowaniem obrazów powstałych w filiżance i na spodku. Potem prosimy osobę, która zwróciła się do nas ze swym problemem, aby odcisnęła kciuk na dnie filiżanki. I ten obraz próbujemy interpretować. Na końcu należy zlać płyn ze spodka do filiżanki. Jaki powstanie na nim obraz? Jego interpretacja stanowi uzupełnienie tego, co udało się wyczytać z filiżanki i co zostało uznane za najistotniejsze. Każdy osad z fusów przedstawia mnogość motywów. Są wśród nich stałe: lustra", chmury" i drogi". Białe pola (lustra) oznaczają to, co pozytywne; ciemne pola (chmury) mówią o tym, co negatywne zawsze w związku z sąsiadującym motywem. Zdarza się, że składnikami jednego obrazu są motywy jasne na tle ciemnym
191 oraz elementy rysunku ciemne na tle jasnym przenikające się wzajemnie. Drogi" powstają w każdej filiżance tam, gdzie ściekająca kropla płynu zmyje ciemne cząstki osadu. Ich kształty mówią o ich znaczeniu: mogą być długie lub krótkie, prostolinijne, kręte, okrążające, szerokie lub wąskie itd. Czasem pojawia się wyraźny rysunek litery, która w zależności od tego, w jaki obraz jest wkomponowana może wskazywać na imię (rzadziej na nazwisko) osoby związanej z tym obrazem. Na przykład: jeśli obraz przedstawia drogę, a litera blisko sąsiaduje lub łączy się z nią, litera może oznaczać osobę, która z tą drogą ma coś wspólnego. Litera bliska początkowi drogi może oznaczać współtowarzysza podróży, a litera znajdująca się w pobliżu zakończenia drogi będzie zapewne symbolizowała osobę, do której klient podróżuje. Jeżeli droga jest przerwana, a przy tej przerwie jest jakaś litera, może ona oznaczać imię osoby, która będzie chciała spowodować przerwanie podróży lub do niej nie dopuścić. Skąd mamy wiedzieć, gdzie jest początek", a gdzie koniec drogi"? Droga przebiega zawsze od dna filiżanki w kierunku jej obrzeża. Obrazy powstałe na dnie filiżanki mówią o stanie psychicznym klienta, określają jego obawy, niepokoje, zwłaszcza nieuświadomione. Jeśli na równomiernie ciemnym i płaskim dnie filiżanki spostrzeżemy brodawkowatą wypukłość (przeważnie o średnicy paru milimetrów) możemy stąd wnioskować, że klient ma poważne problemy lub kłopoty. O tym, jakiego są one rodzaju, mówią obrazy na ściankach filiżanki. Jeśli połowa dna jest ciemna, połowa zaś jasna, świadczy to o tym, że problem wkrótce zostanie pozytywnie rozwiązany; jego okoliczności będą symbolizowały obrazy na ściance. Często pojawiają się cyfry. Oznaczać mogą one kolejny dzień, w którym może się coś wydarzyć. O samym wydarzeniu mówi zaś obraz, w którego wnętrzu uformowała się cyfra. Niekiedy pojawiają się obrazy ludzkich głów, popiersi lub całych postaci. Należy się przyjrzeć takiej figurze bardzo dokładnie, aby wychwycić jakąś jej charakterystyczną cechę. Na przykład: postać leżąca może symbolizować osobę chorą. Może się też zdarzyć, że w rysunku zaakcentowana będzie chora część ciała lub chory organ wewnętrzny. Jeśli obraz przedstawia twarz, należy zwrócić uwagę na jej wyraz, bo może on powiedzieć, czy spotkanie z tą osobą będzie miłe czy nie. Bardzo często formują się z fusów motywy roślinne i zwierzęce. Dla ich interpretacji potrzebna jest choćby mała znajomość symboliki obrazów podobnie jak przy interpretowaniu marzeń sennych.
192 Wstecz / Spis Treści / Dalej Epilog Psychotroniczna propozycja światopoglądowa Filozofowie żyjący w różnych czasach i różnych krajach zgodnie twierdzili, że Byt stanowi jedność, a nie konglomerat rozmaitych działających sił". Przeważnie wymieniano trzy takie składniki" albo aspekty" Bytu. Europejscy okultyści nazywali je ciałem, duszą i duchem. Indyjscy teoretycy jogi trzy pierwiastki" Bytu nazywali gunami: tamas (składnik cielesny, materialny), radżas (element ruchu, działania sił wprawiających w ruch materię), sattwa (pierwiastek niematerialny, będący przyczyną każdego celowego działania). W einsteinowskiej fizyce ciało i dusza nazywają się masa i energia, a wzór E = mc 2 mówi o ich jedności. W myśl tego wzoru masa może przekształcić się w energię i odwrotnie. Tak dzieje się na przykład w reaktorach atomowych. W ostatnich dziesięcioleciach fizyków o szerszych horyzontach myślowych zaczął mocno niepokoić brak trzeciego składnika bytu: niematerialnego, porządkującego, organizującego, formotwórczego. Cybernetycy nazwali ten składnik informacją. To właśnie ta niematerialna informacja, zawarta w molekułach soli kuchennej krystalizującej z roztworu, zawsze powoduje tworzenie się kryształów w kształcie sześcianów. Nie co innego jak informacja każe też ewoluować gatunkom zwierząt i roślin. Tę sprawę omawia sławny biolog brytyjski, Rupert Sheldrake, twórca koncepcji pól morfogenetycznych" (czyli formotwórczych"). Profesor Shiuji Inomata, japoński fizyk, ten trzeci, niematerialny składnik Bytu nazywa świadomością (Q) i próbuje powiązać go z dwoma składnikami materialnymi z masą (m) i z energią (E). Myśl swoją przedstawi a profesor w postaci rysunku. (poniżej). Zauważmy, że strzałki pomiędzy kółeczkami symbolizującymi masę i energię są skierowane w obu kierunkach. To znaczy: masa, czyli przedmiot konkretny, materialny może w pewnych warunkach zniknąć i stać się energią. Albo też odwrotnie. Dlatego u dołu widzimy ściśle ujmujący tę sprawę wzór Einsteina. Nowością wprowadzoną przez profesora Inomatę jest jego twierdzenie, że podobne zależności istniejątakże pomiędzy masą i świadomością. Wprawdzie dawni magowie jakby intuicyjnie przeczuwali również i takie możliwości, ale japoński fizyk uzasadnia swoje twierdzenie matematycznymi wzorami. Piękną przyszłość jestem skłonny wróżyć profesorowi Inomacie i jego teoriom. Z tym wybitnym uczonym miałem możność zetknąć się już w roku 1983 na V Międzynarodowej Konferencji Psychotronicznej w Bratysławie. Ale dopiero w Budapeszcie na Konferencji w 1991 r. z gąszczu matematycznych wzorów wyłoniła się koncepcja zrozumiała nie tylko dla teoretyków fizyki. Jeśli obliczenia Inomaty obronią się w dyskusjach z profesjonalistami, ich autor ma szansę zdobycia sławy drugiego Einsteina.
193 Wstecz / Spis Treści / Dalej Prekursorzy polskiej psychotroniki Ignacy Emanuel Lachnicki ( ) pierwszy polski badacz hipnozy Doktoryzował się na Uniwersytecie Wileńskim na podstawie Rozprawy z chemii o rozpuszczaniu. Brał żywy udział w życiu umysłowym na Litwie, zajmując się m.in. statystyką krajową, kwestią dobroczynności, a przede wszystkim wybranymi zagadnieniami z dziedziny, którą później nazwano parapsychologią. Dużą zasługę w krzewieniu oświaty położył jako redaktor i wydawca kwartalnika Pamiętnik Magnetyczny Wileński". Zamieszczał w nim artykuły oryginalne, poświęcone teorii i praktyce hipnozy i oddziaływania bioenergetycznego (mesmeryzmu), tłumaczenia prac obcych na ten temat, doniesienia o nowych odkryciach i poglądach w różnych dziedzinach nauki (chemii, biologii, astronomii), wreszcie wskazówki praktyczne w sprawach gospodarskich i z tzw. medycyny domowej. Jak postępowali dawni magnetyzerzy", chcąc u pacjenta wywołać sen magnetyczny"? W technice mesmeryzowania, rozwiniętej przez markiza Maksymiliana de Puysegur, przewidywano losowanie rozmaitego typu manipulacji; były to passy, czyli pociągi, migania" przed oczami, kropienia", rzuty" magnetyczne i inne. Stosunkowo prosty opis postępowania podaje Ignacy Emanuel Lachnicki w artykule Krótka wiadomość o magnetyzmie zwierzęcym, zamieszczonym przez Pamiętnik Warszawski" (1816): Gdy się pierwszy raz zbliża osoba zdrowa do osoby chorej w celu sprawienia jej ulgi, wtenczas siadają obie dwie naprzeciwko siebie tak, iż stopy osoby cierpiącej dotykają się stóp osoby działającej, a ręce pierwszej kładą się na kolanach ostatniej. Magnetyzujący bierze za ręce chorego, styka swe palce z palcami cierpiącego i każe mu stale w oczy patrzeć, co też zachować należy i w ciągu dalszego działania. To się zowie wejść w związek magnetyczny. Związek takowy ustanawia się częstokroć za pierwszym, drugim, czwartym lub piątym posiedzeniem, a niekiedy potrzeba na to znacznego przeciągu czasu. Pierwsze posiedzenia nie powinny trwać dłużej nad pół godziny lub nieco więcej. Po wejściu w związek wkładają się ręce na osobę cierpiącą[...] Najpospolitszy i najbezpieczniejszy sposób magnetyzowania jest wkładanie rąk na głowę osoby cierpiącej, sprowadzając one po ramionach aż do palców i powtarzając ruch takowy do widocznego okazania się skutków magnetyzmu [...]. Najpierwszy fenomen, który daje się postrzegać na magnetyzowanym, jest, że go dreszcz przejmuje, albo że się mu zdaje, jakoby kto go wodą gorącą zlewał; w tym ostatnim przypadku cała powierzchnia ciała nagłym się potem pokrywa, dalej następuje ociężałość wszystkich członków, a szczególniej głowy, później sklejanie się mimowolne powiek, a w końcu uśnienie. Zazwyczaj przez kilka poprzednich posiedzeń samo się tylko drzemanie okazuje, które się powiększa następnie w stosunku prędszego lub późniejszego ustanowienia się związku magnetycznego między osobą działającą a cierpiącą. Uśnienie nawet widoczne jest dwojakie: pierwsze niczym się prawie nie różni od snu zwyczajnego, drugie jest snem magnetycznym. W pierwszym osoba uśpiona na zapytanie albo nie odpowiada, albo zapytana nagle się ze wzruszeniem przebudza; uśnienie takowe najczęściej oznacza sposobność do snu prawdziwie magnetycznego, który zaledwo po wielokrotnym poprzedniczym uśnieniu zwykł się okazywać. Drugie, to jest sen magnetyczny, wystawia nam fenomena równie nadzwyczajne jak fizycznymi sposobami trudne do wytłumaczenia. Osoba znajdująca się we śnie magnetycznym nie jest w stanie zwyczajnym i przyrodzonym. Puls onej się odmienia, oddech zagęszcza, głos się przytłumia, a powieki w ciągu onego są tak sklejone, że osoba uśpiona na rozkaz magnetyzującego mimo wszelkie usiłowanie nie jest w stanie otworzenia onych. Sen takowy zwyczajnie trwa kilka minut, a niekiedy, czego rzadkie są przykłady, dni kilkanaście. Osoba znajdująca się we śnie magnetycznym odpowiada najprzytomniej na wszystkie szczegóły tyczące się jej zdrowia [...] Postrzega mniej więcej doskonale przedmioty znajdujące się w wielkim oddaleniu albo zupełnie obce zwyczajnym zmysłom naszym. Po przebudzeniu się, które częstokroć poprzedza lekkie wzruszenie nerwowe, osoba wraca do stanu przyrodzonego i traci zupełnie pamięć tego wszystkiego, co się z nią działo w czasie uśpienia. Julian Ochorowicz ( )- badacz, któremu czas przyznaje rację Urodził się w 1850 r. w Radzyminie pod Warszawą. Po ukończeniu gimnazjum w Lublinie (1866) zapisał się na wydział filologiczny Szkoły Głównej Warszawskiej, potem na wydział fizyczno-matematyczny. Dyplom kandydata nauk przyrodniczych uzyskał w 1872 roku. W następnym roku otrzymał dyplom doktora filozofii na uniwersytecie w Lipsku. Po przeniesieniu się do Lwowa (1875) Ochorowicz został docentem filozofii i psychologii na tamtejszym uniwersytecie. Poza wykładami zajmował się fizyką eksperymentalną oraz
194 zagadnieniami psychologii i parapsychologii. Był sekretarzem Polskiego Towarzystwa Przyrodników im. Kopernika i wiceprezesem Koła Literackiego we Lwowie. W 1882 r. wyjechał do Paryża, gdzie kontynuował prace z zakresu psychologii i elektrotechniki. W tamtym okresie dokonał kilku wynalazków w dziedzinie telefonii: opracował nowe typy mikrofonu węglowego, termomikrofonu, telefonu magnetycznego oraz oryginalny telefon dwumembranowy ( głośno mówiący"). Przez urządzenie telefoniczne Ochorowicza zainstalowane w jednym z pawilonów światowej wystawy w Paryżu transmitowano głośno i wiernie koncerty z opery, co przyniosło wynalazcy zaszczytną nagrodę. W Paryżu powstało też jego dzieło De la suggestion mentole (O sugestii myślowej), wydane w języku francuskim w 1887 r., po polsku w 1937 roku. Po powrocie do kraju w 1892 r. Ochorowicz zamieszkał w Warszawie, gdzie zajmował się nadal pracą naukową i literacką (pisywał pod pseudonimem Julian Mohort). Ochorowicz mając już wtedy doskonałe przygotowanie w zakresie badań zjawisk hipnozy i spostrzegania pozazmysłowego, podejmuje w latach badania nad przejawami mediumizmu fizycznego", czyli grupy zjawisk, nazwanych później telekinetycznymi albo psychokinetycznymi. Pierwszym medium, z którym pracował Ochorowicz, była Włoszka Eusapia Paladino. Na zaproszenie przyjechała do Warszawy, gdzie stworzono warunki eksperymentalne wykluczające wszelkie oszustwo. Wówczas stwierdzona została komisyjnie realność objawów mediumicznych wywoływanych przez Eusapię. W latach Ochorowicz mieszkał w Wiśle na Śląsku Cieszyńskim. Był tam współzałożycielem i pierwszym prezesem Stowarzyszenia Miłośników Wisły. W latach eksperymentował ze Stanisławą Tomczykówną. Na drodze hipnotycznego treningu stała się ona jednym z najwybitniejszych mediów świata, a jednocześnie co warto podkreślić chyba jedynym sławnym medium, któremu nigdy nie zarzucono oszustwa. Wyniki doświadczeń z Tomczykówną publikowane były w Annales des Sciences Psychiques". Badania Ochorowicza nad telekinezą są niezrównane pod względem metodycznym. Po raz pierwszy udało się zjawiska mediumiczne uzyskać na żądanie, w dobrym oświetleniu, w warunkach laboratoryjnych. Ochorowicz był nieprzejednanym wrogiem spirytyzmu, co jako badacza zjawisk mediumicznych" stawiało go nieraz w trudnej sytuacji: do jego przeciwników należeli zarówno spirytyści i okultyści, jak i bardziej ortodoksyjnie nastawieni naukowcy. Tymczasem Ochorowicz był badaczem, który jako fizyk z góry odrzucał wszelką nadprzyrodzoną" interpretację zjawisk mediumicznych, a będąc równocześnie psychologiem, umiał zawsze uwzględniać ich specyfikę. W doświadczeniach z Tomczykówną badane były przede wszystkim: 1) zjawiska zdalnego przemieszczania i unoszenia drobnych przedmiotów; 2) towarzysząca im emanacja z końców palców medium, zachowująca się jak ją określił Ochorowicz jakby włókna i pasma jakiejś substancji niewidzialnej, zdolnej wywoływać skutki mechaniczne poza granicami ciała"; 3) rodzaj bardzo przenikliwego promieniowania, dobywającego się z palców medium, które eksperymentator nazwał promieniami Xx (istnienie takich promieni zdają się potwierdzać badania moskiewskiego fizyka Lwa Wienczunasa); 4) działanie zdalne człowieka na emulsję fotograficzną i tworzenie tym sposobem obrazów (obecnie zjawisko to nosi nazwę psychofotografii, a potrafiąje wywoływać m.in. Ted Serios z USA i Nina Kułagina z WNP). Julian Ochorowicz zmarł na udar serca w 1917 r. w Warszawie i został pochowany w grobie rodzinnym na Cmentarzu Powązkowskim. Stefan Manczarski ( ) fizyk zjawisk psychotronicznych Urodził się w 1899 r. w Warszawie. Był radioelektrykiem, geofizykiem i biofizykiem. Skonstruował pierwszy polski radioodbiornik lampowy w 1922 r. W 1929 roku zbudował i opatentował oryginalny model nadajnika i odbiornika telewizyjnego, w którym obrazy mogły być zapisywane na obracających się płytach metalowych (prototyp dzisiejszego magnetowidu); na podstawie patentu Manczarski ego produkowano w następnych latach w USA ruchome reklamy świetlne. W okresie okupacji opracowywał Manczarski dla dowództwa Armii Krajowej nowe typy anten nadajników radiowych, których wykrycie za pomocą anten kierunkowych było niezmiernie trudne. Wówczas też konstruował nowe typy urządzeń do elektrohipnozy i elektroanalgezji. Od 1946 r. był wykładowcą WAT i Politechniki Warszawskiej, a od 1960 r. dyrektorem Zakładu Geofizyki PAN. W 1956 r. został wybrany na sekretarza naukowego Komitetu Międzynarodowego Roku Geofizycznego i Roku Spokojnego Słońca. Do 1974 r. sprawował funkcję wiceprezesa ZG Polskiego Towarzystwa Cybernetycznego.
195 Oprócz radiotechniki i fizyki interesowały Manczarskiego szczególnie zjawiska parapsychiczne. W latach dwudziestych przedmiotem jego badań (prowadzonych wspólnie z Mariuszem Zaruskim) były zjawiska mediumiczne, obserwowane m.in. na seansach z Marią Nawrocką. W tym samym czasie napisał on pionierską pracę na temat dziedziny rodzącej się dopiero wówczas biometeorologii. W latach trzydziestych i czterdziestych zajmował się fizycznymi przyczynami zjawisk telepatycznych oraz biofizyką mózgu. Przeprowadzał doświadczenia z wpływem kurczącego się mięśnia na inny mięsień, znajdujący się od tamtego w pewnej odległości (obecnie dla tego zjawiska proponuje się nazwę energetyczny miotransfer na odległość"). Skonstruował także wówczas aparat elektromagnetyczny, który ułatwia rozpoznawanie wzorów zakrytych w eksperymentach ze spostrzeganiem pozazmysłowym, nazwany impulsatorem. Urządzenie to można by określić jako sztucznego nadawcę telepatii". Jego działanie potwierdza słuszność teorii Manczarskiego, w myśl której pewne (ale nie wszystkie) przejawy telepatii, jasnowidzenia, różdżkarstwa i psychokinezy mająmechanizm elektromagnetyczny. Nie uczestniczą w nich jednak fale o ściśle określonej długości, lecz fale o charakterze widmowym (obejmujące naraz znaczny zakres częstotliwości). Wynikiem systematycznego eksperymentowania uczonego ze znanym jasnowidzem warszawskim Stefanem Ossowieckim była hipoteza śladu", próbująca tłumaczyć, jakim sposobem szczególnie wrażliwa osoba dotykająca przedmiotu jest w stanie określić, kto uprzednio rzecz tę miał w rękach. Nośnikiem informacji (wg Manczarskiego) są ślady pozostawione na powierzchni przedmiotu. Mogą to być zarówno ślady chemiczne, jak i energetyczne ślady fal uderzeniowych. Dużą wartość mają prace prof. Manczarskiego, dotyczące roli mitochondriów w funkcjonowaniu żywej komórki i znaczenia obecnych tam wolnych elektronów i wolnych jonów. Manczarski jest jednym z twórców teorii bioplazmy. Teoria ta pozwala zrozumieć mechanizm działania pól elektrycznych i magnetycznych na żywy organizm, daje też podstawy do tłumaczenia wielu niezrozumiałych dotąd zjawisk parapsychicznych w kategoriach biologii submolekularnej. Stefan Manczarski zmarł 17 listopada 1979 r. w Warszawie.
196 Wstecz / Spis Treści / Dalej Literatura Abnormal Hypnotic Phenomena pod redakcją Dingwalla E. J., London Abramowski E.: Telepatia doświadczalna jako zjawisko kryptomnezji, Warszawa Bauer W., Dumotz J., Golowin.:Lexikon der Symbole,Munchen BenderH.: Unser sechster Sinn, Stuttgart Bender H.: Telepathie, Hellsehen undpsychokinese, Munchen BilikiewiczT.: Psychoterapia w praktyce ogólnolekarskiej, Warszawa Boruń K., Manczarski S.: Tajemnice parapsychologii, Warszawa Bugaj R.: Eksterioryzacja, Warszawa Bugaj R.: Hermetyzm, Wrocław Camp C. C. de, Camp L. S., de: Duchy, gwiazdy i czary, Warszawa Chertok L.: Hipnoza, Warszawa Chołodow J.: Magnetizm w biologii, Moskwa Cron L. M., Le: Autohipnoza, Genf Cyboran L.: Klasyczna joga indyjska, Warszawa Cygielstrejch A.: Julian Ochorowicz jako psycholog, Warszawa Dakin H. S.: High-Voltage Photography, San Francisco Dede M.: The Anastenari, Athens, Dolińska W.: Co mówią nasze sny, Kraków Dornseiff F.: Das Alphabet in Mystik und Magie, Leipzig Drbal K., Rejdak Z.: Perspektivy telepatie, Praha Drury N.: Don Juan, Mescalito i współczesna magia (tłum. W. Jóźwiak, B. Stefańska), Warszawa Dubrow A., Puszkin W.: Parapsychologia i współczesne przyrodo-znawstwo, Warszawa Duplessis Y.: La visionparapsychologique des couleurs,pańs Duplessis Y. (red.): Les couleurs visibles et nonvisibles, Monaco Eysenck H. J.: Sens i nonsens w psychologii, Warszawa Flammarion C.: UnbekannteNaturkrdfte, Stuttgart Geley G.: L 'ectoplasmie et la clairvoyance, Paris Geley G.: Materializacja zjaw duchowych, Katowice Grunewald F.: Mediumismus, Berlin Hansel C. E. M.: Spostrzeganiepozazmysłowe, Warszawa Herder: Leksykon symboli (tłum. J. Prokopiuk), Warszawa Hirsch M.: Sugestia i hipnoza, Warszawa Huxley A.: Drzwi percepcji, Niebo ipieklo, Warszawa Jacolliot L.: Świat zagrobowy w świetle nauk tajemnych, Warszawa Jahoda G.: Psychologia przesądu, Warszawa Jung C. G.: Archetypy i symbole, Warszawa Jung C. G.: Podróż na Wschód, Warszawa Każynski B.: Biologiczeskaja radioswjaż, Kiew Kleinsorge H., KAumbies G.-.Technik der Hypnose Jur Arzte, Jena Kopaliński W.: Słownik symboli, Warszawa Krawczuk A.: Sennik Artemidora, Wrocław 1972.
197 Krippner S., Rubin D.: Galcaies oflife the Human Aura in Acupuncture and Kirlian Photography, New York Krippner S., Rubin D.-.The Energies of Consciousness, New York, 1975 Libański E.: Tajemnice zjawisk spirytystycznych w świetle badań naukowych, Lwów Long M. F.: Secret Science Behind Miracles, Los Angeles Łozanow G.: Sugestologija, Sofija Maeterlinck M.: Gość nieznany, Lwów-Poznań Manczarski S.: Nowe możliwości oddziaływania na zmysły i pamięć człowieka w: Zbiorze prac z sympozjum Problemy Nowoczesnych Systemów Teletransmisyjnych, Warszawa Matuszewski L: Czarnoksięstwo i medjumizm w: Pismach, tom l, Warszawa Mellinger F.: Zeichen und Wunder; Ein Fiihrer durch die Welt der Magie, Berlin Mermet A.: Principles andpractice ofradiesthesia, London Monroe R. A.: Podróże poza ciałem (tłum. J. Śmigieł), Bydgoszcz Miiller H.: Spiel Tarot, spielleben, Berlin Ochorowicz J.: Wiedza tajemna w Egipcie, Warszawa Ochorowicz J.: Zjawiska mediumiczne, Warszawa Ochorowicz J.: Pierwsze zasady psychologii, Warszawa Ochorowicz J.: Psychologia i medycyna, Warszawa 1916 (tom l), 1917 (tom 2). Ochorowicz J.: O sugestii myślowej, Kraków Okołowicz N.: Wspomnienia z seansów z medium Frankiem Kluskim, Warszawa Opaczewski Z.: Hypnopedia, Warszawa Ossowiecki S.: Świat mego ducha i wizje przyszłości, Warszawa Ostrander S., Schroeder L.: PSI, Bern-Munchen-Wien Ostrander S., Schroeder L.: Super-Learning, Miinchen Ostrzycka A., Rymuszko M.: Nieuchwytna siła, Warszawa Presman A. S.: Pola elektromagnetyczne a żywa przyroda, Warszawa Probierni na sugestołogijata (Problems of Suggestology) w.proce-edings of the I International Symposium of Suggestology, Sofija Radwan Pragłowski K., Różdżka czarodziejska, Lwów Rhine J.B., Pratt J. G., Parapsycholog}'; Frontier Science ofthe Mind, Springfield (Illinois) Richet Ch.: Wiedza metapsychiczna, Katowice Rzymkowski A.: Radiestezja w: Nasze własne i wspólne, Koszalin Ryzl M.: Hellsehen und andere parapsychische Phdnomene in Hypnose, Genf Schmid A.: Biologische Wirkungen der Luft-Elektrizitdt, Bern-Leipzig Schrenck-Notzing A.: Die bedeutung narkotischer MittelJurHypno-tismus, Berlin Schrenck-Notzing A.: Die Materialisationsphdnomene, Munchen Schrenck-Notzing A.: Physikalische Phdnomene des Mediumismus, Munchen Silva J.: Metody kontroli umysłu, Poznań Stokvis B.: Lehrbuch der Hypnose, Basel Suliga J. W.: Biblia szatana, Łódź Szczepański L.: Cuda współczesne, Kraków Szczepański L.: Okultyzm fakty i złudzenia, Kraków Szczepański L.: Wiedza tajemna, wróżbiarstwo, magia dni naszych, Kraków Szczepański L.: Strachy, widma, seanse spirytystyczne i dziwy fakirów, Zakopane Szczepański L., Breyer S., Libański E., Tomanek L.: Dziwy mediumizmu, Kraków 1921.
198 Świtkowski J.: Człowiek niewidzialny, Katowice Świtkowski J.: Okultyzm i magia w świetle parapsychologii, Kraków Tegtmeier R.: Runen, Neuhausen Teoria i metodyka ćwiczeń relaksowo-koncentrujących pod red. Wiesława Romanowskiego, Warszawa The Gateway Experience, Guidance Manual, Faber (Virginia) Tocquet R.: Les mysteres du surnaturel, Paris Tocquet R.: Lespouvoirs secrets de l'homme, Paris Tompkins P., Bird Ch.: The secretlife ofplants, New York Volgyesi F. A.: Hypnose bei Mensch und Tier, Leipzig Walczak J., Żukowski P.: Magiczne ołtarze Stefana Iwanka, Warszawa Walker K.: Die andere Wirklichkeit, Ziirich u. Stuttgart Wallace A. R.: O cudach i nowoczesnym spirytyzmie, Warszawa Wilson J.: Życie po śmierci (tłum. M. Glińska), Warszawa Wasiljew L.: Eksperimentalnyje issledowanija myslennogo wnuszenija, Leningrad Wasiljew L.: Wnuszenije na rasstojanije, Moskwa Wasiljew L.: Tajemnicze zjawiska psychiki człowieka, Warszawa Wasylewski S.: Pod urokiem zaświatów, Kraków Watson L.: Supernature; A Natura! History of the Supernatural, Lon-don Wolberg L. R.: Hipnoza, Warszawa Woprosy kompleksnogo issledowanija kożno-opticzeskoj czuwstwitelnosti, Swierdłowsk Zbiór referatów z I Międzynarodowego Kongresu Badań Psychotronicznych, t. 1-2, Praha Zbiór referatów z II Międzynarodowego Kongresu Badań Psychotronicznych, Monte Carlo Zacchi A.: Spirytyzm i życie pozagrobowe, Poznań 1925.
199 Wstecz / Spis Treści Fotografie do książki Magia i Psychotronika Osiągnięcie stanu relaksacji fizycznego i psychicznego odprężenia znacznie ułatwia zastosowanie aparatu do biologicznego sprzężenia zwrotnego (biofeedback). Na zdjęciu: aparacik produkcji amerykańskiej; jego działanie oparte jest na tak zw. efekcie skórno-galwanicznym. Elektrody zakłada się na palce. (fot. Jerzy Walczak) Elektrografia przedstawiająca pączek na gałęzi bzu. Oryginalne zdjęcie z pracowni Siemiona D. Kirliana, udostępnione przez Wiktora Adamienkę Zastosowanie elektrografii w diagnostyce medycznej. Dr Jan Szymański eiektrografuje palce dłoni i stóp pacjenta, posługując się przy tym aparaturą własnej konstrukcji. Wyniki są stabilne, wobec czego obrazy nadają się do interpretacji. Równoczesne elektrografowanie dłoni i stóp ukazują równowagę energii yin ijang w organizmie, (fot. J. Szymański)
200 Elektrografia Jodko-Narkiewicza z 1896: para dłoni osób ze sobą sympatyzujących. (Ze zbiorów Biblioteki Publicznej m. st. Warszawy) Elektrografia Jodko-Narkiewicza z 1896: para dłoni osób sobie niechętnych. (Ze zbiorów Biblioteki Publicznej m. st. Warszawy)
201 Jakub Jodko-Narkiewicz (ur. 1847, zm. 1905) Dom rodzinny Jakuba Jodko-Narkiewicza w majątku Nadniemem (stan w latach trzydziestych) Kirlianowska fotografia liścia wykonana w pracowni Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles (fot. Janusz Janicki)
202 Tak świeci korona elektrograficzna wokół palca człowieka. Po zażyciu środka farmakologicznego o działaniu hamującym świecenie zmienia swój charakter i kolor. (fot. W. Adamienko, wg. miesięcznika Tiechnika Mołodioży") Kirlianowska elektrografia liścia, którego górna część została przed chwilą odcięta. Niemniej jednak na zdjęciu przez Pewien czas pozostaje widoczna, (fot. H- Andrade, wg. miesięcznika Tiechnika Mołodioży") Gruntowne badanie zjawisk psychokinetycznych przeprowadzał w pierwszych latach XX w. Julian Ochorowicz, zaś osobą, której udało się wytrenować zdolność ich wywoływania w warunkach laboratoryjnych, była Stanisława Tomczyk. Na zdjęciu: lewitacja nożyc krawieckich (a) oraz celuloidowej piłeczki (b) Nina Kuługina jest od lat obiektem obserwacji rosyjskich badaczy. Demonstruje zjawiska psychokinetyczne: u spuszczona z rak piłeczka nie spada, lecz zawisa w powietrzu
203 Przygotowania do eksperymentu z Niną Kuługiną: montowanie urządzeń wszechstronnie kontrolujących stan jej organizmu Foremki parafinowe służą do utrwalania wyników doświadczeń ektoplazmatycznych. Podczas seansów obok medium" umieszczono skrzynię zamkniętą pokrywą z drucianej siatki i zaplombowaną. Wewnątrz niej znajdowały się dwa naczynia z gorącą parafiną i zimną wodą. Widoczne na zdjęciach foremki parafinowe uzyskano w Instytucie Metapsychicznym w Paryżu podczas seansów z Teofilem Modrzejewskim. Niewidzialne ręce (czasem stopy), nie będące ani rękami Modrzejewskiego, ani kogokolwiek z uczestników, zanurzały się w roztopionej parafinie, a następnie w zimnej wodzie, gdzie Potem znajdowano cieniutkie, puste w środku, foremki. Aby je utrwalić, napełniano je gipsem
204 Zjawa ukształtowana z ektoplazmy wyłonionej z ciała Ewy C. Doświadczenia prowadził dr Albert von Schrenck-Notzing. Ich przebieg był dokumentowany przez kilka kamer fotograficznych, które fotografowały zjawisko jednocześnie z kilku stron Czy ektoplazma dobywająca się z ust medium" jest prawdziwą wydzieliną organizmu, czy też np. uprzednio połkniętą, a podczas seansu zwymiotowaną; gazą opatrunkową? Dr Schrenck-Notzing kazał zaszyć Stanisławę Popielską w worku z siatki. Ektoplazma przeszła przez oczka z siatki, a potem tą samą drogą cofnęła się i zniknęła w ustach Popielskiej
205 Sławą najlepszego medium ektoplazmatycznego" w okresie międzywojennym cieszył się Teofil Modrzejewski (używał pseudonimu F. Kluski). Podczas seansów z ciała Modrzejewskiego dobywała się ektoplazma przyjmująca kształty ludzi, przedmiotów lub zwierząt. 30 sierpnia 1919 r. ukazała się zjawa ptaka drapieżnego. Wiarygodność wywoływanych przez Modrzejewskiego zjawisk poświadczali swoimi podpisami na protokołach z seansów m.in. Tadeusz Boy-Żeleński i Stanisław Ignacy Witkiewicz Czesław Andrzej Klimuszko całe swoje życie poświęcił bezinteresownej pomocy ludziom nieszczęśliwym, którzy jej znikąd już nie oczekiwali. Specjalnością tego fenomenalnego jasnowidza było odnajdywanie osób zaginionych. Źle się stało, że pewni dziennikarze doprowadzili do ośmieszenia osoby Klimuszki. Źle się też stało, że naukowcy nie zajęli się przebadaniem fenomenu Klimuszki". Czyżby sami bali się ośmieszenia? Zapewne. Na zdjęciu: ks. Klimuszko na U Międzynarodowym Kongresie Badań Psychotronicznych w Monte Carlo w 1975 r. (fot Wojciech Borzobochaty) Fizyka zjawisk nadprzyrodzonych Studentka uniwersytetu MERU w Szwajcarii, Christiana Quarton, demonstruje swojej siostrze Gail świeżo nabytą umiejętność unoszenia się w powietrzu. Oczywiście nie jest to głównym celem studiów. To tylko produkt uboczny", (fot. z archiwum Uniwersytetu MERU)
206 Podczas badania kobiet podejrzanych o czary stosowano często próbę wody". Niekiedy zdarzało się, że ciało zestresowanej czarownicy" podczas pławienia okazywało się lekkie jak korek Widzenie skórne Dziewczynka widząca palcami". Jedenastoletnia Bogna Stefańska, wodząc palcami po powierzchni szyby, rozpoznaje umieszczone pod nią figury geometryczne i ich kolory lub też odczytuje litery Hipnoza, bioenergetyka, sugestia
207 Usypianie za pomocą passów mesmerycznych" (sztych Daniela Chodowieckiego z 1790r Podczas jednego z publicznych pokazów hipnozy L. H. Stefański demonstruje parapsychiczny odbiór obrazu (metodą snu sugerowanego") Badanie zdolności do zapadania w trans za pomocą hipnoskopu Ochrowicza. W swojej nowej formie jest on
208 baterią ceramicznych magnesów (stosowanych w głośnikach radiowych) Jednym ze sposobów indukowania transu hipnotycznego (czyli hipnotyzowania) jest technika fascynacji" Ślady na błonie fotograficznej pozostawione przez palce uzdrawiaczy-mesmerystów. W laboratorium moskiewskiej Sekcji Bioinformacji Tow. im. Popowa przeprowadzono ok takich doświadczeń. Fizyk Lew Wienczunas użył w nich błon stosowanych w fizyce jądrowej. Pakieciki z kawałkami błon umieszczano między palcami mesmerysty a ciałem pacjenta. Uzyskiwano zaczernienia (a), niekiedy o charaktery stycznych dla danego uzdrawiacza kształtach (b), nawet gdy błonę ekranowano drewnem lub blachami z aluminium i miedzi; zjawisko ustawało, gdy ekranem była gruba blacha ołowiana Jun Sekiguchi (pośrodku) jedenastoletni chłopiec, który zadziwił Japonię: powodował wyginania i łamania drobnych metalowych przedmiotów, w niektórych przypadkach nawet ich nie dotykając Doświadczenie i Junem Sekiguchi w dniu 11 kwietnia 1974 r. przed kamerą telewizji. Tym razem łyżka zawieszona była na drucie w zamkniętym, przezroczystym pojemniku plastykowym Spostrzeganie pozazmysłowe w hipnozie
209 Próba parapsychicznego odbioru informacji przy użyciu impulsatora Manczarskiego (konstrukcji K. Lepaka). Wewnątrz pętli aparatu znajduje się rysunek, który usiłuje zobaczyć" osoba badana Szkoła jasnowidzów L E. Stefański prowadzi kurs Doskonalenia Umysłu. Uczestnicy wizualizują przedmioty i w wyobraźni je dotykają
210 Założyciele warszawskiej Grupy Wizjonerów. Od dołu: Helena Wilda-Kowalska, Jerzv Walczak Jerzy Gajewski (fot. Lech Charewicz) Jak powstają magiczne przedmioty W roku 1914 Giorgio Chirico namalował Portret Apollinaire'a, nazwany później proroczym". Poeta przedstawiony jest na nim również jako figura do ćwiczeń w strzelaniu, z otworem od kuli w głowie. Proroctwo zawarte w portrecie spełniło się w dwa lata później
211 "Uroczysko" dzieło malarza, archeologa i etnografa. Mariana Wawrzenickiego ( ). Temat ułatwił rysownikowi osiągnięcie silnej magicznej" ekspresji dzieła Lampa magiczna, którą zaprojektował Eliphas Levi. Typowy przykład interesującego nas pogranicza magii i twórczości plastycznej
212 Jeszcze jeden zaprojektowany przez Eliphasa Levi przedmiot magiczny: trójząb Paracelsusa" Dla magii ceremonialnej Eliphas Levi przeznaczył ten oto krąg magiczny. Kierował się w tym ogólnikowymi zasadami magii, lecz przede wszystkim kryterium estetycznym oczywiście nieświadomie Malarstwo transowe Mariana Grużewskiego. Obrazy malowane w zupełnej ciemności Marian Grużewski Obłęd"
213 Marian Grużewski inna wersja Obłędu" Marian Grużewski Gnomy spożywające kwiaty astralne" Marian Grużewski Bum natury"
214 Dwa przedmioty magiczne, zaprojektowane i wykonane przez Krzysztofa Bułłyszkę Stefan Iwanek Magiczne ołtarze". Na zdjęciu: Ołtarz Władcy Ziemi", fragment (fot. Paweł Żukowski) Stefan Iwanek Magiczne ołtarze". Na zdjęciu: fragment Ołtarz Władcy Ziemi ", (fot. Paweł Żukowski)
215 Stefan Iwanek Magiczne ołtarze". Na zdjęciu: fragment Świecznika z ręką Jad", (fot. Jerzy Wa!czak) Stefan Iwanek Magiczne ołtarze". Na zdjęciu: fragment Zębaty amulet z belemnitem"
216 Stefan lwanek Magiczne ołtarze". Na zdjęciu: fragment Ołtarza strażnika Skarbów", (fot. Jerzy Walczak) Stefan Iwanek Magiczne ołtarze". Na zdjęciu: Świellisko". (fot. Paweł Żukowski)
217 Słuchalnia miejsce, gdzie na leżąco i ze stereofonicznymi słuchawkami na uszach uczestniczymy w zajęciach synchronizujących pracę prawej i lewej półkuli mózgu. Czasem znajdujemy się z dala od ciała Mediumizm i metalogniotki Domek w Sochaczewie, gdzie duchy harcują". Mieszka lam wdowa z dwiema córeczkami (fot. L. E. Stefański)
218 W roku 1984 zaczęło straszyć". Joasia Sokół miała wtedy 13 lat O tak stal czajnik na kuchni i tam upadł wyjaśnia Asia i demonstruje. Tak równo leciał, że nawet woda się nie wylała, jak by go ktoś niósł. Ale nic za rączkę, bo była cały czas przekręcona na bok"
219 Stryjeczny brat dziewczynki Włodzio. Nawet nocuje tu, żebyśmy się tak nie bały, zawsze to mężczyzna" mówi pani Hanna. A Władziu pokazuje, jak szuflada kuchennego kredensu wysunęła się sama i zawartość jej z hukiem wysypała się na podłogę Uczestnicy metalogniotków na zakończenie z dumą pokazują ich rezultaty: stalowe sztućce zmiękły i odkształciły się Przymierze z ogniem Świętą izbą konaki" jest dziś domek, który odziedziczył Stamatis l.iuros po rodzicach
220 Przed zaimprowizowanym ołtarzem tłoczą się anastenaridowie, ciekawscy i członkowie ludowej kapeli. W rękach mają liraki greckie skrzypce W świętej izbie konaki". Przywódca anastienaridów okadza przedmioty kultowe
221 Zapalone świece paschalne, wetknięte między drewno, rozpalają święty stos. W głębi: czarno ubrana pani prof.. Dede i grube żelazne kraty, oddzielające turystów od świętego (ale naprawdę gorącego!) Nadchodzą amistentjridowie u, uroczystej procesji... Taniec sakralny na żarzących się węglach. W głębi: L. E. Stelański
222 Stematis Liuros na czele grupy anastenaridów Magiczne wyrocznie Wahadełko pokazuje tę przegródkę w kręgach prognostikonu, gdzie znajduje się odpowiedź na zadane pytanie (fot. Michał Sadowski)
223 Jeśli kawa zmielona została prawie na mąkę, fusy tworzą intrygujące zacieki, w których nasza podświadomość każe dopatrywać się twarzy, zwierząt krajobrazów stajemy się wizjonerami (fot. Aleksander Rawski) Zacieki na murze, resztki wypalonego ogniska, bezkształtne" wypukłości na korze drzewa to kanwa", na której nasza wyobraźnia haftuje swoje obrazy. I Ty możesz być wizjonerem! (fot. Paweł Żukowski) Prekursorzy polskiej psychotroniki
224 Julian Ochorowicz ( ) Stefan Manczarski ( )
OD MAGII DO PSYCHOTRONIKI
OD MAGII DO PSYCHOTRONIKI Lech Emfazy Stefański OD MAGII DO PSYCHOTRONIKI STUDIO ASTROPSYCHOLOGII REDAKCJA: Urszula Kowalewska-Pasek PROJEKT OKŁADKI: Anna Drozdowska KOREKTA: Ewa Plona-Burak, Małgorzata
Bardziej szczegółowoDzięki ćwiczeniom z panią Suzuki w szkole Hagukumi oraz z moją mamą nauczyłem się komunikować za pomocą pisma. Teraz umiem nawet pisać na komputerze.
Przedmowa Kiedy byłem mały, nawet nie wiedziałem, że jestem dzieckiem specjalnej troski. Jak się o tym dowiedziałem? Ludzie powiedzieli mi, że jestem inny niż wszyscy i że to jest problem. To była prawda.
Bardziej szczegółowoBóg a prawda... ustanawiana czy odkrywana?
Bóg a prawda... ustanawiana czy odkrywana? W skali od 1 do 10 (gdzie 10 jest najwyższą wartością) określ, w jakim stopniu jesteś zaniepokojony faktem, że większość młodzieży należącej do Kościoła hołduje
Bardziej szczegółowoAnkieta, w której brało udział wiele osób po przeczytaniu
3 WSTĘP 5 Wstęp Ankieta, w której brało udział wiele osób po przeczytaniu książki pt. Wezwanie do Miłości i zawartego w niej Apelu Miłości objawia tym, którzy tego nie wiedzieli, iż książka ta, wołanie
Bardziej szczegółowoCopyright 2015 Monika Górska
1 To jest moje ukochane narzędzie, którym posługuję się na co dzień w Fabryce Opowieści, kiedy pomagam swoim klientom - przede wszystkim przedsiębiorcom, właścicielom firm, ekspertom i trenerom - w taki
Bardziej szczegółowonego wysiłku w rozwiązywaniu dalszych niewiadomych. To, co dzisiaj jest jeszcze okryte tajemnicą, jutro może nią już nie być. Poszukiwanie nowych
Od Autora Rozwój jakiejkolwiek dziedziny wiedzy polega na umiejętności rozwiązywania jej niewiadomych i wyjaśniania często zawiłych zagadek. Cieszy nas pokonywanie kolejnych barier i zdobywanie coraz to
Bardziej szczegółowoMIND-BODY PROBLEM. i nowe nadzieje dla chrześcijańskiej antropologii
MIND-BODY PROBLEM i nowe nadzieje dla chrześcijańskiej antropologii CZŁOWIEK JEST MASZYNĄ (THOMAS HOBBES) Rozumienie człowieka znacząco zmienia się wraz z nastaniem epoki nowożytnej. Starożytne i średniowieczne
Bardziej szczegółowoNASTOLETNIA DEPRESJA PORADNIK
NASTOLETNIA DEPRESJA PORADNIK Upadłam Nie mogę Nie umiem Wstać Sama po ziemi stąpam w snach Sama, samiutka próbuję wstać. Nie umiem Chcę się odezwać Nie wiem do kogo Sama tu jestem, nie ma nikogo Wyciągam
Bardziej szczegółowoWYNIKI BADANIA ILOŚCIOWEGO DOTYCZĄCEGO DEPRESJI DLA
WYNIKI BADANIA ILOŚCIOWEGO DOTYCZĄCEGO DEPRESJI DLA SPIS TREŚCI 1. Informacje o badaniu 2. Charakterystyka respondentów 3. Doświadczenia z depresją 4. Stopień poinformowania o depresji 5. Wiedza i wyobrażenia
Bardziej szczegółowoOpracowała: K. Komisarz
Opracowała: K. Komisarz EEG ElektroEncefaloGraf - aparat do pomiaru fal mózgowych i oceny pracy mózgu. BIOFEEDBACK - z ang. biologiczne sprzężenie zwrotne (dostarczanie człowiekowi informacji zwrotnej
Bardziej szczegółowoPodsumowanie ankiet rekolekcyjnych. (w sumie ankietę wypełniło 110 oso b)
Podsumowanie ankiet rekolekcyjnych. (w sumie ankietę wypełniło 0 oso b) Czy sposób przeprowadzenia rekolekcji (cztery niedziele, zamiast czterech kolejnych dni) był lepszy od dotychczasowego? (=tak; =nie)
Bardziej szczegółowoZatem może wyjaśnijmy sobie na czym polega różnica między człowiekiem świadomym, a Świadomym.
KOSMICZNA ŚWIADOMOŚĆ Kiedy mowa jest o braku świadomi, przeciętny człowiek najczęściej myśli sobie: O czym oni do licha mówią? Czy ja nie jesteś świadomy? Przecież widzę, słyszę i myślę. Tak mniej więcej
Bardziej szczegółowoKATARZYNA POPICIU WYDAWNICTWO WAM
KATARZYNA ŻYCIEBOSOWSKA POPICIU WYDAWNICTWO WAM Zamiast wstępu Za każdym razem, kiedy zaczynasz pić, czuję się oszukana i porzucona. Na początku Twoich ciągów alkoholowych jestem na Ciebie wściekła o to,
Bardziej szczegółowoSpis treści. Od Petki Serca
CZ. 2 1 2 Spis treści Od Petki Serca ------------------------------------------------------------------------------3 Co jest najważniejsze? ----------------------------------------------------------------------------------------------4
Bardziej szczegółowoPRACA Z PRZEKONANIAMI W PROGRAMIE SIMONTONA INSTRUKCJE ROZWIJANIE I WZMACNIANIE KOMPETENCJI EMOCJONALNEJ
PRACA Z PRZEKONANIAMI W PROGRAMIE SIMONTONA INSTRUKCJE ROZWIJANIE I WZMACNIANIE KOMPETENCJI EMOCJONALNEJ To nie rzeczy nas smucą, ale sposób w jaki je widzimy (Epiktet 55 135). Powyższe stwierdzenie wyjaśnia,
Bardziej szczegółowoTWOJE PIERSI. opis praktyk PDF 3
TWOJE PIERSI opis praktyk PDF 3 TY I TWOJE PIERSI Przygotuj się do tego ćwiczenia. Zapewnij sobie chwilę samotności, aby nikt i nic Ci nie przeszkadzało. Zadbaj aby w pomieszczeniu, w którym jesteś było
Bardziej szczegółowoAUDIO / VIDEO (A 2 / B1 ) (wersja dla studenta) ROZMOWY PANI DOMU ROBERT KUDELSKI ( Pani domu, nr )
AUDIO / VIDEO (A 2 / B1 ) (wersja dla studenta) ROZMOWY PANI DOMU ROBERT KUDELSKI ( Pani domu, nr 4-5 2009) Ten popularny aktor nie lubi udzielać wywiadów. Dla nas jednak zrobił wyjątek. Beata Rayzacher:
Bardziej szczegółowoOdzyskajcie kontrolę nad swoim losem
Odzyskajcie kontrolę nad swoim losem Mocno wierzę w szczęście i stwierdzam, że im bardziej nad nim pracuję, tym więcej go mam. Thomas Jefferson Czy zadaliście już sobie pytanie, jaki jest pierwszy warunek
Bardziej szczegółowoRozwój ku pełni człowieczeństwa w nauczaniu Papieża Jana Pawła II
Rozwój ku pełni człowieczeństwa w nauczaniu Papieża Jana Pawła II Wojciech Kosek Pedagogiczna Biblioteka Wojewódzka, Bielsko-Biała, 10. kwietnia 2014 r. Konferencja Personalistyczna koncepcja wychowania
Bardziej szczegółowoChłopcy i dziewczynki
Chłopcy i dziewczynki Maja leżała na plaży. Zmarzła podczas kąpieli w morzu i cała się trzęsła. Mama Zuzia owinęła ją ręcznikiem. Maja położyła się na boku i przesypuje piasek w rączce. Słońce razi ją
Bardziej szczegółowoCzy znacie kogoś kto potrafi opowiadać piękne historie? Ja znam jedną osobę, która opowiada nam bardzo piękne, czasem radosne, a czasem smutne
Czy znacie kogoś kto potrafi opowiadać piękne historie? Ja znam jedną osobę, która opowiada nam bardzo piękne, czasem radosne, a czasem smutne historie. Tą osobą jest Maryja, mama Pana Jezusa. Maryja opowiada
Bardziej szczegółowoWOJEWÓDZKI KONKURS HUMANISTYCZNY DLA SZKÓŁ PODSTAWOWYCH POZNAŃ 2011/2012 ETAP REJONOWY
KOD UCZNIA: Drogi Uczestniku! WOJEWÓDZKI KONKURS HUMANISTYCZNY DLA SZKÓŁ PODSTAWOWYCH POZNAŃ 2011/2012 ETAP REJONOWY Dialog to budowanie wzajemności ks. prof. Józef Tischner Test zawiera pytania z kilku
Bardziej szczegółowoHektor i tajemnice zycia
François Lelord Hektor i tajemnice zycia Przelozyla Agnieszka Trabka WYDAWNICTWO WAM Był sobie kiedyś chłopiec o imieniu Hektor. Hektor miał tatę, także Hektora, więc dla odróżnienia rodzina często nazywała
Bardziej szczegółowoADORACJA EUCHARYSTYCZNA
ADORACJA EUCHARYSTYCZNA Gdy w środowisku chrześcijańskim mówi się o adoracji, spontanicznie i słusznie myślimy o adoracji Najświętszego Sakramentu. Ona jest źródłem i uprzywilejowanym miejscem wszelkiej
Bardziej szczegółowoNajważniejsze lata czyli jak rozumieć rysunki małych dzieci
Najważniejsze lata czyli jak rozumieć rysunki małych dzieci Anna Kalbarczyk Najważniejsze lata czyli jak rozumieć rysunki małych dzieci Rozwój osobowości dziecka w wieku od 2 do 6 lat na podstawie jego
Bardziej szczegółowoRodzaje percepcji wzrokowej:
1.3.4 Oczy Kontakt wzrokowy Oczy stanowią najważniejszy obszar wizualnej uwagi - w czasie rozmowy uwaga koncentruje się na oczach przez ok. 43% czasu. Zasadnicza funkcja kontaktu wzrokowego jest przekazywanie
Bardziej szczegółowo20 Kiedy bowiem byliście. niewolnikami grzechu, byliście wolni od służby sprawiedliwości.
Lectio Divina Rz 6,15-23 1. Czytanie Prowadzący: wezwijmy Ducha św.: Przybądź Duchu Święty... - weźmy do ręki Pismo św.. - Słuchając jak w Kościele śledźmy tekst, aby usłyszeć, co chce nam dzisiaj Jezus
Bardziej szczegółowoAUTYZM DIAGNOZUJE SIĘ JUŻ U 1 NA 100 DZIECI.
LEKCJA AUTYZM AUTYZM DIAGNOZUJE SIĘ JUŻ U 1 NA 100 DZIECI. 1 POZNAJMY AUTYZM! 2 Codzienne funkcjonowanie wśród innych osób i komunikowanie się z nimi jest dla dzieci i osób z autyzmem dużym wyzwaniem!
Bardziej szczegółowoPomyślny los, o traf szczęśliwy. W takim znaczeniu, i tylko w takim, przysłowie mówi o szczęściu, że łut jego więcej wart niż funt rozumu.
Pomyślny los, o traf szczęśliwy. W takim znaczeniu, i tylko w takim, przysłowie mówi o szczęściu, że łut jego więcej wart niż funt rozumu. Rodzaj przeżycia Arystoteles określał, że być szczęśliwym to
Bardziej szczegółowoKod zdrowia dla początkujących Zuchwałych 1 : 2,5-3,5 : 0,5-0,8
// Kod zdrowia dla początkujących Zuchwałych 1 : 2,5-3,5 : 0,5-0,8 Białko 1 : Tłuszcz 2,5-3,5 : Węglowodany 05-0,8 grama na 1 kilogram wagi należnej i nie przejmuj się kaloriami. Po kilku tygodniach dla
Bardziej szczegółowoMinęły dwa lata od pierwszego wydania książki o energetycznym
Przedmowa Minęły dwa lata od pierwszego wydania książki o energetycznym oczyszczaniu domu. Od tej pory tysiące ludzi korzysta z rytuałów w niej opisanych, by uwolnić swój dom i świadomość od dawnych obciążeń
Bardziej szczegółowo"Żył w świecie, który nie był gotowy na jego pomysły". T estament Kościuszki
"Żył w świecie, który nie był gotowy na jego pomysły". T estament Kościuszki -Polacy niestety za często czują się ofiarami. Mieliśmy przecież takich bohaterów jak Kościuszko czy Sobieski. Nie możemy czekać,
Bardziej szczegółowoWOJEWÓDZKA KOMISJA KONKURSU PRZYRODNICZEGO
WOJEWÓDZKA KOMISJA KONKURSU PRZYRODNICZEGO ZADANIA NA ETAP SZKOLNY KONKURSU PRZYRODNICZEGO W ROKU SZKOLNYM 2009/2010 Instrukcja dla uczestników Konkursu 1. Test musi być rozwiązywany samodzielnie. 2. Test
Bardziej szczegółowoPolska poetka noblistka napisała wiele wierszy, które są znane szerszemu kręgowi odbiorców. Wśród nich jest także wiersz pt. Kot w pustym mieszkaniu.
Polska poetka noblistka napisała wiele wierszy, które są znane szerszemu kręgowi odbiorców. Wśród nich jest także wiersz pt. Kot w pustym mieszkaniu. Umrzeć - tego nie robi się kotu o tym przecież wie
Bardziej szczegółowoPaulina Grzelak MAGICZNY ŚWIAT BAJEK
Paulina Grzelak MAGICZNY ŚWIAT BAJEK Copyright by Paulina Grzelak & e-bookowo Grafika na okładce: shutterstock Projekt okładki: e-bookowo ISBN 978-83-7859-450-5 Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo
Bardziej szczegółowoJesper Juul. Zamiast wychowania O sile relacji z dzieckiem
Jesper Juul Zamiast wychowania O sile relacji z dzieckiem Dzieci od najmłodszych lat należy wciągać w proces zastanawiania się nad różnymi decyzjami i zadawania sobie pytań w rodzaju: Czego chcę? Na co
Bardziej szczegółowoROZUMIENIE ZE SŁUCHU
Imię i nazwisko: Data urodzenia: Kraj: Kierunek studiów: punkty: / 70 p. ROZUMIENIE ZE SŁUCHU Proszę wysłuchać tekstu i wykonać zadania. Tekst zostanie odczytany dwa razy. 1. Proszę wybrać jedną poprawną
Bardziej szczegółowoAnkieta. Instrukcja i Pytania Ankiety dla młodzieży.
Ankieta Instrukcja i Pytania Ankiety dla młodzieży www.fundamentywiary.pl Pytania ankiety i instrukcje Informacje wstępne Wybierz datę przeprowadzenia ankiety w czasie typowego spotkania grupy młodzieżowej.
Bardziej szczegółowoEEG Biofeedback. Metoda EEG-Biofeedback wykorzystuje mechanizm sprzężenia zwrotnego do treningu i usprawniania pracy mózgu
EEG Biofeedback Metoda EEG-Biofeedback wykorzystuje mechanizm sprzężenia zwrotnego do treningu i usprawniania pracy mózgu EEG Biofeedback to skuteczna metoda terapeutyczna zwiększająca skuteczność funkcjonowania
Bardziej szczegółowoIstotą naszego powołania jest tak całkowite oddanie się Bogu, byśmy byli jego ślepym narzędziem do wszystkiego, do czego tylko Bóg nas zechce użyć.
o. Walerian Porankiewicz Istotą naszego powołania jest tak całkowite oddanie się Bogu, byśmy byli jego ślepym narzędziem do wszystkiego, do czego tylko Bóg nas zechce użyć. To całkowite oddanie się Bogu
Bardziej szczegółowoDzień dobry panie Adamie, proszę usiąść. No, to proszę dać mi ten wynik.
Dzień dobry panie Adamie, proszę usiąść. No, to proszę dać mi ten wynik. Panie Adamie, test przesiewowy i test potwierdzenia wykazały, że jest pan zakażony wirusem HIV. MAM AIDS??! Wiemy teraz, że jest
Bardziej szczegółowoCzego szukacie? J 1,38
Koło modlitwy Czego szukacie? J 1,38 Panie, naucz nas się modlić. Łk 11,1 We wszystkich wielkich religiach drogą do odkrycia głębokiej i prawdziwej mądrości jest modlitwa. Według pierwszych nauczycieli
Bardziej szczegółowoJASEŁKA ( żywy obraz : żłóbek z Dzieciątkiem, Matka Boża, Józef, Aniołowie, Pasterze ) PASTERZ I Cicha, dziwna jakaś noc, niepotrzebny mi dziś koc,
JASEŁKA ( żywy obraz : żłóbek z Dzieciątkiem, Matka Boża, Józef, Aniołowie, Pasterze ) PASTERZ I Cicha, dziwna jakaś noc, niepotrzebny mi dziś koc, nie potrafię zasnąć wcale! Dziwny spokój mnie nachodzi,
Bardziej szczegółowoPOKAŻ REZULTATY SWOICH DZIAŁAŃ. POKAŻ, CO POTRAFISZ. ALE NAJPIERW TO ZBADAJ! V KONGRES BIBLIOTEK PUBLICZNYCH WARSZAWA PAŹDZIERNIKA 2014 ROKU
POKAŻ REZULTATY SWOICH DZIAŁAŃ. POKAŻ, CO POTRAFISZ. ALE NAJPIERW TO ZBADAJ! V KONGRES BIBLIOTEK PUBLICZNYCH WARSZAWA 20-21 PAŹDZIERNIKA 2014 ROKU TROCHĘ TEORII Rezultat bezpośredni, natychmiastowy efekt
Bardziej szczegółowoi na matematycznej wyspie materiały dla ucznia, klasa III, pakiet 109, s. 1 KARTA:... Z KLASY:...
polonistyczna Ad@ i J@ś na matematycznej wyspie materiały dla ucznia, klasa III, pakiet 09, s. To nie moja wina! Przeczytaj uważnie opowiadanie. Edyta Krawiec To nie moja wina Latać, poczuć się jak ptak.
Bardziej szczegółowoMyśl o mnie, a Ja będę myślał o twoich potrzebach. (Jezus)
Myśl o mnie, a Ja będę myślał o twoich potrzebach. (Jezus) DZIEWI PRÓB JEZUSA Nowenna z Kunegund Siwiec FLOS CARMELI POZNA 2015 NOWENNA ze Suebnic Bo Kunegund Siwiec WPROWADZENIE W trakcie II wojny światowej
Bardziej szczegółowo1 Uzależnienia jak ochronić siebie i bliskich Krzysztof Pilch
1 2 Spis treści Wprowadzenie......5 Rozdział I: Rodzaje uzależnień...... 7 Uzależnienia od substancji......8 Uzależnienia od czynności i zachowań.... 12 Cechy wspólne uzależnień.... 26 Rozdział II: Przyczyny
Bardziej szczegółowomnw.org.pl/orientujsie
mnw.org.pl/orientujsie Jesteśmy razem, kochamy się. Oczywiście, że o tym mówimy! Ale nie zawsze jest to łatwe. agata i marianna Określenie bycie w szafie nie brzmi specjalnie groźnie, ale potrafi być naprawdę
Bardziej szczegółowoNajpiękniejszy dar. Miłość jest najpiękniejszym darem, jaki Bóg wlał w nasze serca
Najpiękniejszy dar Miłość jest najpiękniejszym darem, jaki Bóg wlał w nasze serca Człowiek po prostu spotyka miłość na swej drodze. Została mu ona dana. Doświadcza jej, czy tego chce, czy nie. Może ona
Bardziej szczegółowoCzyż nie jest wam wiadomo, bracia - mówię przecież do tych, co Prawo znają - że Prawo ma moc nad człowiekiem, dopóki on żyje?
Lectio Divina Rz 7, 1-6 1. Czytanie Prowadzący: wezwijmy Ducha św.: Przybądź Duchu Święty... - weźmy do ręki Pismo św.. - Słuchając jak w Kościele śledźmy tekst, aby usłyszeć, co chce nam dzisiaj Jezus
Bardziej szczegółowo1 Homeopatia Katarzyna Wiącek-Bielecka
1 2 Spis treści Bibliografia......5 Wstęp......6 1. Krótka historia homeopatii......9 2. Podział homeopatii.... 10 3. Produkcja leków homeopatycznych.... 11 4. Koncepcja medycyny w homeopatii.... 14 a)
Bardziej szczegółowoWstęp. Historia Fizyki. dr Ewa Pawelec
Wstęp Historia Fizyki dr Ewa Pawelec 1 Co to jest historia, a co fizyka? Po czym odróżnić fizykę od reszty nauk przyrodniczych, nauki przyrodnicze od humanistycznych a to wszystko od magii? Szkolne przedstawienie
Bardziej szczegółowo-Czy aborcja płodu 2 miesięcznego to to samo co aborcja płodu np 6 miesięcznego, do jakiego wieku płodu powinna być dozwolona?
Pod moim i Kai programem o aborcji pojawiły się pytania. Dziękuję za jedne z nich użytkownikowi Filipowi, oczywiście odpowiedzi będą wyrazem moich przekonań: -Czy aborcja płodu 2 miesięcznego to to samo
Bardziej szczegółowoWPŁYW CZYTANIA NA ROZWÓJ DZIECI I MŁODZIEŻY
WPŁYW CZYTANIA NA ROZWÓJ DZIECI I MŁODZIEŻY Czytanie - oto najlepszy sposób uczenia się. Aleksander Puszkin Sukces jednostek i społeczeństw zależy od ich wiedzy. Kluczem do wiedzy wciąż jest czytanie.
Bardziej szczegółowoUwaga, niebezpieczeństwo w sieci!
W samo południe 14 Uwaga, niebezpieczeństwo w sieci! przed czytaniem 1. W internecie można znaleźć wiele rzeczy. W internecie, czyli właściwie gdzie? Opracujcie hasło INTERNET na podstawie własnych skojarzeń
Bardziej szczegółowoJak powstają nowe gatunki. Katarzyna Gontek
Jak powstają nowe gatunki Katarzyna Gontek Powstawanie gatunków (specjacja) to proces biologiczny, w wyniku którego powstają nowe gatunki organizmów. Zachodzi na skutek wytworzenia się bariery rozrodczej
Bardziej szczegółowoSzczęść Boże, wujku! odpowiedział weselszy już Marcin, a wujek serdecznie uściskał chłopca.
Sposób na wszystkie kłopoty Marcin wracał ze szkoły w bardzo złym humorze. Wprawdzie wyjątkowo skończył dziś lekcje trochę wcześniej niż zwykle, ale klasówka z matematyki nie poszła mu najlepiej, a rano
Bardziej szczegółowo1 Ojcostwo na co dzień. Czyli czego dziecko potrzebuje od ojca Krzysztof Pilch
1 2 Spis treści Wstęp......6 Rozdział I: Co wpływa na to, jakim jesteś ojcem?...... 8 Twoje korzenie......8 Stereotypy.... 10 1. Dziecku do prawidłowego rozwoju wystarczy matka.... 11 2. Wychowanie to
Bardziej szczegółowoBiorytmy, sen i czuwanie
Biorytmy, sen i czuwanie Rytmika zjawisk biologicznych określana jako biorytm przyporządkowuje zmiany stanu organizmu do okresowych zmian otaczającego środowiska. Gdy rytmy biologiczne mają charakter wewnątrzustrojowy
Bardziej szczegółowoZAGUBIONA KORONA. Autor:,,Promyczki KOT, PONIEWAŻ NICZYM SYRENCE, W WODZIE WYRASTAŁ IM RYBI OGON I MOGLI PRZEMIERZAĆ POD WODĄ CAŁE MORZA I OCEANY.
ZAGUBIONA KORONA Autor:,,Promyczki DAWNO TEMU W ODLEGŁEJ KRAINIE ŻYŁA SOBIE KRÓLEWNA LIZA ZE SWOIM KOTEM AKWARKIEM. BYŁA TO NIEZWYKŁA KRÓLEWNA I NIEZWYKŁY KOT, PONIEWAŻ NICZYM SYRENCE, W WODZIE WYRASTAŁ
Bardziej szczegółowoSZOPKA. Pomysły i realizacja: Joanna Góźdź
SZOPKA na Boże Narodzenie Pomysły i realizacja: Joanna Góźdź 4 Maryja wstała dosyć wcześnie, ubrała się, umyła, zjadła śniadanie i zaczęła się krzątać po domu. Bądź pozdrowiona! potężny głos nagle wypełnił
Bardziej szczegółowo3 dzień: Poznaj siebie, czyli współmałżonek lustrem
3 dzień: Poznaj siebie, czyli współmałżonek lustrem Trzeba wierzyć w to, co się robi i robić to z entuzjazmem. Modlić się to udać się na pielgrzymkę do wewnętrznego sanktuarium, aby tam uwielbiać Boga
Bardziej szczegółowoCBOS CENTRUM BADANIA OPINII SPOŁECZNEJ OPINIA PUBLICZNA NA TEMAT SONDAŻY BS/55/2004 KOMUNIKAT Z BADAŃ WARSZAWA, MARZEC 2004
CBOS CENTRUM BADANIA OPINII SPOŁECZNEJ SEKRETARIAT OŚRODEK INFORMACJI 629-35 - 69, 628-37 - 04 693-46 - 92, 625-76 - 23 UL. ŻURAWIA 4A, SKR. PT.24 00-503 W A R S Z A W A TELEFAX 629-40 - 89 INTERNET http://www.cbos.pl
Bardziej szczegółowoJames Martin SJ. Jezuicki przewodnik po prawie wszystkim. Przełożył Łukasz Malczak. wydanie drugie poprawione. Wydawnictwo WAM
James Martin SJ Jezuicki przewodnik po prawie wszystkim wydanie drugie poprawione Przełożył Łukasz Malczak Wydawnictwo WAM SPIS TREŚCI ROZDZIAŁ I: SPOSÓB POSTĘPOWANIA 5 Czym jest duchowość ignacjańska
Bardziej szczegółowoJak napisać... - krok po kroku
Liceum Ogólnokształcące im. Jana Pawła II w Złotoryi 23 października 2011 Definicja Definicja Reportaż gatunek publicystyczny, dziennikarsko-literacki. Autor, jako świadek lub uczestnik przedstawianych
Bardziej szczegółowoO czym, dlaczego i dla kogo napisaliśmy Jak na dłoni. Genetyka Zwycięstwa
O czym, dlaczego i dla kogo napisaliśmy Jak na dłoni. Genetyka Zwycięstwa Dawno dawno temu wstępujący na tron osiemnastoletni król Jigme Singye Wnagchuck, najmłodszy monarcha świata, ogłosił: Szczęście
Bardziej szczegółowoS P O T K A N I E ZE S Ł O W E M
Z Ewangelii według świętego Marka: Podszedł także jeden z uczonych w Piśmie, który się im przysłuchiwał, gdy rozprawiali między sobą. Widząc, że Jezus dobrze im odpowiedział, zapytał Go: «Które jest pierwsze
Bardziej szczegółowoBĄDŹ SOBĄ, SZUKAJ WŁASNEJ DROGI - JANUSZ KORCZAK
BĄDŹ SOBĄ, SZUKAJ WŁASNEJ DROGI - JANUSZ KORCZAK Opracowała Gimnazjum nr 2 im. Ireny Sendlerowej w Otwocku Strona 1 Młodzież XXI wieku problemy stare, czy nowe, a może stare po nowemu? Co jest największym
Bardziej szczegółowoLiteratura z elementami biblioterapii dla młodzieży w wieku lat 15 +
Literatura z elementami biblioterapii dla młodzieży w wieku lat 15 + Nadine nie może uwierzyć, że Florian, który był jej pierwszą wielką miłością, ma AIDS. Czy ona też się zaraziła? Kiedy okazuje się,
Bardziej szczegółowoChrześcijanie są jak drzewa
Chrześcijanie są jak drzewa Księga Rodzaju 2:18-24 Potem rzekł Pan Bóg: Niedobrze jest człowiekowi, gdy jest sam. Uczynię mu pomoc odpowiednią dla niego. Utworzył więc Pan Bóg z ziemi wszelkie dzikie
Bardziej szczegółowoSCENARIUSZ LEKCJI BIOLOGII Z WYKORZYSTANIEM FILMU. Skąd biorą się kolory?.
SCENARIUSZ LEKCJI BIOLOGII Z WYKORZYSTANIEM FILMU Skąd biorą się kolory?. SPIS TREŚCI: I. Wprowadzenie. II. Części lekcji. 1. Część wstępna. 2. Część realizacji. 3. Część podsumowująca. III. Karty pracy.
Bardziej szczegółowo22 października ŚW. JANA PAWŁA II, PAPIEŻA. Wspomnienie obowiązkowe. [ Formularz mszalny ] [ Propozycje czytań mszalnych ] Godzina czytań.
22 października ŚW. JANA PAWŁA II, PAPIEŻA Wspomnienie obowiązkowe [ Formularz mszalny ] [ Propozycje czytań mszalnych ] Godzina czytań II Czytanie 1 / 5 Z Homilii św. Jana Pawła II, papieża, wygłoszonej
Bardziej szczegółowoPouczenie o przysługujących prawach
Pouczenie o przysługujących prawach Ta ulotka zawiera ważne informacje dotyczące przysługujących Ci praw podczas pobytu na posterunku policji. Przez prawa rozumiemy ważne swobody i pomoc, z których zgodnie
Bardziej szczegółowoStudium biblijne numer 13. List do Efezjan 1,4. Andreas Matuszak. InspiredBooks
Studium biblijne numer 13. List do Efezjan 1,4 Andreas Matuszak InspiredBooks listopad 2013, dla niniejszego wydania Ver. 1.0 www.inspiredbooks.de List do Efezjan 1,4 Andreas Matuszak InspiredBooks Miłość
Bardziej szczegółowoZADANIA DLA CHĘTNYCH na 6 (seria II) KLASA III
ZADANIA DLA CHĘTNYCH na 6 (seria I) KLASA III Ciało rusza miejsca z przyspieszeniem 1[m/s 2 ]. Oblicz drogę przebytą przez to ciało w 5 sekundzie ruchu. Oblicz drogę przebytą przez to ciało w ciągu 6 sekund.
Bardziej szczegółowoSZKOLENIE DOTYCZĄCE PROFILAKTYKI GRYPY SEZONOWEJ I NOWEJ GRYPY A(H1N1)
SZKOLENIE DOTYCZĄCE PROFILAKTYKI GRYPY SEZONOWEJ I NOWEJ GRYPY A(H1N1) Grypa sezonowa jest ostrą chorobą wirusową, która przenosi się drogą kropelkową, bądź też przez kontakt bezpośredni z zakażoną osobą
Bardziej szczegółowoAndrzej Sarwa. O stygmatach, mumiach i innych niezwykłych zjawiskach. Armoryka
Andrzej Sarwa O stygmatach, mumiach i innych niezwykłych zjawiskach Armoryka Andrzej Sarwa O STYGMATACH, MUMIACH I INNYCH NIEZWYKŁYCH ZJAWISKACH Andrzej Sarwa O STYGMATACH, MUMIACH I INNYCH NIEZWYKŁYCH
Bardziej szczegółowoŻeby zdobyć jakiś zawód, trzeba się go uczyć, czasem całe lata.
Wychowanie dzieci praktyczne (bo biblijne) wskazówki. 29. maja 2011 r. Żeby zdobyć jakiś zawód, trzeba się go uczyć, czasem całe lata. Tymczasem, żeby zostać rodzicem, nie trzeba żadnej szkoły. Większość
Bardziej szczegółowoJĘZYK NIEMIECKI liceum
JĘZYK NIEMIECKI liceum Przedmiotowy system oceniania i wymagania edukacyjne Nauczyciel: mgr Teresa Jakubiec 1. Przedmiotem oceniania w całym roku szkolnym są: - wiadomości - umiejętności - wkład pracy,
Bardziej szczegółowo5. Wykonanie gazetki pod hasłem: Zanim zostali znanymi twórcami r.
5. Wykonanie gazetki pod hasłem: Zanim zostali znanymi twórcami 5.02.2015r. Po kilku miesiącach przygotowaliśmy kolejną gazetkę naścienną. Tym razem dotyczyła znanych i powszechnie cenionych twórców, którzy
Bardziej szczegółowoMĄDROŚCI NIEPRZEMIJAJĄCE
Krystyna Alagor MĄDROŚCI NIEPRZEMIJAJĄCE (wydanie drugie, poprawione i połączone) Copyright by Wydawnictwo Autorskie ALAGOR Krystyna Krawczyk 2007 Skład i łamanie: Rafał Celej Wydawnictwo: W.A. ALAGOR
Bardziej szczegółowo1 Rozważania na każdy dzień. Cz. IX Marcin Adam Stradowski J.J. OPs
1 2 Spis treści Wszystkich Świętych (1 listopada)......6 Wspomnienie wszystkich wiernych zmarłych (2 listopada)......7 Prawdziwie w Bogu (3 listopada)......8 Przełamać duchową pustkę (4 listopada)......9
Bardziej szczegółowoGra planszowa dla 2 5 graczy w wieku powyżej 4 lat
ZAWARTOŚĆ PUDEŁKA: 1 plansza 1 dwunastościenna kostka 36 kartoników ze zdjęciami potwora Nessie 1 woreczek 12 figurek fotografów (3 żółte, 3 czerwone, 2 niebieskie, 2 czarne i 2 zielone) 1 figurka potwora
Bardziej szczegółowoWYCHŁODZENIE I ODMROŻENIE
WYCHŁODZENIE I ODMROŻENIE ZAPAMIETAJ!!! TEKST POGRUBIONY LUB PODKREŚLONY JEST DO ZAPAMIĘTANIA Opracował: mgr Mirosław Chorąży Wychłodzenie i odmrożenia Temperatura 36 C. to stan normalny organizmu ludzkiego.
Bardziej szczegółowoSKALA ZDOLNOŚCI SPECJALNYCH W WERSJI DLA GIMNAZJUM (SZS-G) SZS-G Edyta Charzyńska, Ewa Wysocka, 2015
SKALA ZDOLNOŚCI SPECJALNYCH W WERSJI DLA GIMNAZJUM (SZS-G) SZS-G Edyta Charzyńska, Ewa Wysocka, 2015 INSTRUKCJA Poniżej znajdują się twierdzenia dotyczące pewnych cech, zachowań, umiejętności i zdolności,
Bardziej szczegółowoJohn Gray porusza wiele ciekawych zagadnień. Zwróćmy uwagę na niektóre z nich...
Na wakacjach warto poza literaturą piękną, która ma za zadanie zrelaksować i odprężyć, sięgnąć również po lekturę, która może pomóc zrozumieć drugiego człowieka. Absolutną klasyką gatunku jest książka
Bardziej szczegółowowiecznie samotny, bo któreż ze stworzonych serc mogłoby nasycić Jego miłość? Tymczasem Bóg jest całą społecznością w wiecznym ofiarowywaniu się z
TRUDNY TEMAT Nauczyliśmy się słuchać łatwych kazań. Wygłaszanych, jak to się mówi, pod publiczkę. Nieraz kokieteryjnych, zalotnych, brzdąkających w bardzo serdeczną i łatwą strunę budzenia miłości do bliźniego.
Bardziej szczegółowoBóg Ojciec kocha każdego człowieka
1 Bóg Ojciec kocha każdego człowieka Bóg kocha mnie, takiego jakim jestem. Raduje się każdym moim gestem. Alleluja Boża radość mnie rozpiera, uuuu (słowa piosenki religijnej) SŁOWA KLUCZE Bóg Ojciec Bóg
Bardziej szczegółowoPawłowe pozdrowienia
Pawłowe pozdrowienia Efezjan 1:1-2 Paweł, z woli Boga apostoł Chrystusa Jezusa, do świętych zamieszkałych w Efezie, wiernych w Chrystusie Jezusie: Niech łaska i pokój, których źródłem jest Bóg, nasz Ojciec,
Bardziej szczegółowoPsychologiczne teorie emocji - skąd biorą się emocje? Teoria Jamesa-Langego Teoria Cannona-Barda Teoria Schachtera-Singera
Psychologiczne teorie emocji - skąd biorą się emocje? Teoria Jamesa-Langego Teoria Cannona-Barda Teoria Schachtera-Singera 1 Teoria Jamesa-Langego Czy emocje są wywoływane przez nasze reakcje fizjologiczne?
Bardziej szczegółowoWYBUCHAJĄCE KROPKI ROZDZIAŁ 1 MASZYNY
WYBUCHAJĄCE KROPKI ROZDZIAŁ 1 MASZYNY Witaj w podróży. Jest to podróż matematyczna oparta na historii mojej, Jamesa, która jednak nie wydarzyła się naprawdę. Kiedy byłem dzieckiem, wynalazłem maszynę -
Bardziej szczegółowoALE DLACZEGO KLUB SENIORA? OSOBISTE HISTORIE
ALE DLACZEGO KLUB SENIORA? OSOBISTE HISTORIE 2 ALE DLACZEGO KLUB SENIORA? OSOBISTE HISTORIE 2 ALE DLACZEGO KLUB SENIORA? OSOBISTE HISTORIE ALE DLACZEGO KLUB SENIORA? OSOBISTE HISTORIE 2 2 ALE DLACZEGO
Bardziej szczegółowoTłumaczenia: Love Me Like You, Grown, Hair, The End i Black Magic. Love Me Like You. Wszystkie: Sha-la-la-la. Sha-la-la-la. Sha-la-la-la.
Downloaded from: justpaste.it/nzim Tłumaczenia: Love Me Like You, Grown, Hair, The End i Black Magic Love Me Like You On mógłby mieć największy samochód Nie znaczy to, że może mnie dobrze wozić Lub jeździć
Bardziej szczegółowoBudowa i montaż Camera Obscura: drzwi
Izabela Just-Szymkowiak PINHOLE CAMERA Projekt i wykonanie instalacji opierałam głównie na wiadomościach z książki Zbigniewa Tomaszczuka Odwzajemnione spojrzenie. O fotografii otworkowej. Oczywiście zachęcam
Bardziej szczegółowoAnioły zawsze są obok ciebie i cały czas coś do
Anioły zawsze są obok ciebie i cały czas coś do ciebie mówią zwłaszcza wtedy, kiedy się do nich modlisz. Ich subtelny głos, który dociera do nas w postaci intuicyjnych odczuć i myśli ciężko usłyszeć w
Bardziej szczegółowoCo to jest niewiadoma? Co to są liczby ujemne?
Co to jest niewiadoma? Co to są liczby ujemne? Można to łatwo wyjaśnić przy pomocy Edukrążków! Witold Szwajkowski Copyright: Edutronika Sp. z o.o. www.edutronika.pl 1 Jak wyjaśnić, co to jest niewiadoma?
Bardziej szczegółowoMojżesz i plagi egipskie (część 1) Ks. Wyjścia, rozdziały 7-9
Mojżesz i plagi egipskie (część 1) Ks. Wyjścia, rozdziały 7-9 Ks. Wyjścia 7,8-12 Bóg polecił Mojżeszowi i Aaronowi, aby poszli wcześnie rano nad brzeg Nilu, aby spotkać tam faraona. Mieli mu przekazać
Bardziej szczegółowoScenariusz zajęć nr 2
Autor scenariusza: Małgorzata Marzycka Blok tematyczny: Witamy Nowy Rok Scenariusz zajęć nr 2 I. Tytuł scenariusza: Skąd się bierze dzień i noc? II. Czas realizacji: 2 jednostki lekcyjne. III. Edukacje
Bardziej szczegółowoColorful B S. Autor: Anna Sowińska. Wydawca: Colorful Media. Korekta: Marlena Fiedorow ISBN: Copyright by COLORFUL MEDIA Poznań 2012
Autor: Anna Sowińska Wydawca: Colorful Media Korekta: Marlena Fiedorow ISBN: 83-919772-7-7 Copyright by COLORFUL MEDIA Poznań 2012 Okładka: Colorful Media Skład i łamanie: Colorful Media Colorful B S O
Bardziej szczegółowoKonspekt szkółki niedzielnej
Konspekt szkółki niedzielnej 1. NIEDZIELA PO NARODZENIU PAŃSKIM Główna myśl: Pan Jezus przychodzi dla nas Tekst: Łk 2,22-35 Błogosławieństwo Symeona Wiersz przewodni: Ewangelia Jana 1,14 Słowo ciałem się
Bardziej szczegółowo