chwilę zapatrzył się w widoczny za oknem kawałek błękitnego nieba. Tylko kawałek, ponieważ przed samym oknem rosła dość zadbana tuja, regularnie



Podobne dokumenty
Joanna Charms. Domek Niespodzianka

Dzięki ćwiczeniom z panią Suzuki w szkole Hagukumi oraz z moją mamą nauczyłem się komunikować za pomocą pisma. Teraz umiem nawet pisać na komputerze.

Przedstawienie. Kochany Tato, za tydzień Dzień Ojca. W szkole wystawiamy przedstawienie. Pani dała mi główną rolę. Będą występowa-

30-dniowe #FajneWyzwanie Naucz się prowadzić Dziennik!

KATARZYNA POPICIU WYDAWNICTWO WAM

Hektor i tajemnice zycia

Rozumiem, że prezentem dla pani miał być wspólny wyjazd, tak? Na to wychodzi. A zdarzały się takie wyjazdy?

mnw.org.pl/orientujsie

JĘZYK. Materiał szkoleniowy CENTRUM PSR. Wyłącznie do użytku prywatnego przez osoby spoza Centrum PSR

Irena Sidor-Rangełow. Mnożenie i dzielenie do 100: Tabliczka mnożenia w jednym palcu

Szczęść Boże, wujku! odpowiedział weselszy już Marcin, a wujek serdecznie uściskał chłopca.

Jesper Juul. Zamiast wychowania O sile relacji z dzieckiem

Magdalena Bladocha. Marzenie... Gimnazjum im. Jana Pawła II w Mochach

Izabella Mastalerz siostra, III kl. S.P. Nr. 156 BAJKA O WARTOŚCIACH. Dawno, dawno temu, w dalekim kraju istniały następujące osady,

ROZPACZLIWIE SZUKAJĄC COPYWRITERA. autor Maciej Wojtas

AUDIO / VIDEO (A 2 / B1 ) (wersja dla studenta) ROZMOWY PANI DOMU ROBERT KUDELSKI ( Pani domu, nr )

BAJKA O PRÓCHNOLUDKACH I RADOSNYCH ZĘBACH

Kolejny udany, rodzinny przeszczep w Klinice przy ulicy Grunwaldzkiej w Poznaniu. Mama męża oddała nerkę swojej synowej.

Ilustracje. Kasia Ko odziej. Nasza Księgarnia

Copyright 2015 Monika Górska

ASERTYWNOŚĆ W RODZINIE JAK ODMAWIAĆ RODZICOM?

ŻYCIE BEZ PASJI JEST NIEWYBACZALNE

WAŻNE Kiedy widzisz, że ktoś się przewrócił i nie wstaje, powinieneś zawsze zapytać, czy możesz jakoś pomóc. WAŻNE

Chwila medytacji na szlaku do Santiago.

BURSZTYNOWY SEN. ALEKSANDRA ADAMCZYK, 12 lat

Opowiedziałem wam już wiele o mnie i nie tylko. Zaczynam opowiadać. A było to tak...

Bajkę zilustrowały dzieci z Przedszkola Samorządowego POD DĘBEM w Karolewie. z grupy Leśne Ludki. wychowawca: mgr Katarzyna Leopold

Pielgrzymka, Kochana Mamo!

Nie ruszaj, to moje!

Anioł Nakręcany. - Dla Blanki - Tekst: Maciej Trawnicki Rysunki: Róża Trawnicka

Igor Siódmiak. Moim wychowawcą był Pan Łukasz Kwiatkowski. Lekcji w-f uczył mnie Pan Jacek Lesiuk, więc chętnie uczęszczałem na te lekcje.

Zaimki wskazujące - ćwiczenia

Zuźka D. Zołzik idzie do zerówki

8 sposobów na więcej czasu w ciągu dnia

Stenogram Nr 10 VN :22 6:38:30 MAMA SYLWIA KINGA TATA

Olaf Tumski: Tomkowe historie 3. Copyright by Olaf Tumski & e-bookowo Grafika i projekt okładki: Zbigniew Borusiewicz ISBN

SZOPKA. Pomysły i realizacja: Joanna Góźdź

Tłumaczenia: Love Me Like You, Grown, Hair, The End i Black Magic. Love Me Like You. Wszystkie: Sha-la-la-la. Sha-la-la-la. Sha-la-la-la.

TEST SPRAWDZAJĄCY UMIEJĘTNOŚĆ CZYTANIA ZE ZROZUMIENIEM DLA KLASY IV NA PODSTAWIE TEKSTU PT. DZIEŃ DZIECKA

Kocham Cię 70 sekund na minutę, 100 minut na godzinę, 40 godzin na dobę, 500 dni w roku...

Część 11. Rozwiązywanie problemów.

NASTOLETNIA DEPRESJA PORADNIK

KIDSCREEN-52. Kwestionariusz zdrowotny dla dzieci i młodych ludzi. Wersja dla dzieci i młodzieży 8 do 18 lat

Uprzejmie prosimy o podanie źródła i autorów w razie cytowania.

Przygody Jacka- Część 1 Sen o przyszłości

FILM - W INFORMACJI TURYSTYCZNEJ (A2 / B1)

Podziękowania dla Rodziców

BĄDŹ SOBĄ, SZUKAJ WŁASNEJ DROGI - JANUSZ KORCZAK

Kurs online JAK ZOSTAĆ MAMĄ MOCY

Pokochaj i przytul dziecko z ADHD. ADHD to zespół zaburzeń polegający na występowaniu wzmożonej pobudliwości i problemów z koncentracją uwagi.

MAŁGORZATA PAMUŁA-BEHRENS, MARTA SZYMAŃSKA. W szpitalu

Jestem pewny, że Szymon i Jola. premię. (dostać) (ja) parasol, chyba będzie padać. (wziąć) Czy (ty).. mi pomalować mieszkanie?

W MOJEJ RODZINIE WYWIAD Z OPĄ!!!

INSCENIZACJA NA DZIEŃ MATKI I OJCA!!

Umiłowani, jeśli Bóg tak nas umiłował, to i my winniśmy się wzajemnie miłować. (1 J 4,11) Droga Uczennico! Drogi Uczniu!

Sprawdzian kompetencji trzecioklasisty 2014

HISTORIA WIĘZIENNEGO STRAŻNIKA

Rozdział II. Wraz z jego pojawieniem się w moim życiu coś umarło, radość i poczucie, że idę naprzód.

Czy na pewno jesteś szczęśliwy?

Kto chce niech wierzy

Pan Toti i urodzinowa wycieczka

Streszczenie. Streszczenie MIKOŁAJEK I JEGO KOLEDZY

SCENARIUSZ ZAJĘĆ REWALIDACYJNYCH Z WYKORZYSTANIEM TECHNOLOGII INFORMACYJNO-KOMUNIKACYJNYCH

BEZPIECZNY MALUCH NA DRODZE Grażyna Małkowska

STARY TESTAMENT. JÓZEF I JEGO BRACIA 11. JÓZEF I JEGO BRACIA

Moje pierwsze wrażenia z Wielkiej Brytanii

Chłopcy i dziewczynki

Część 4. Wyrażanie uczuć.

ZARZĄDZANIE CZASEM JAK DZIAŁAĆ EFEKTYWNIEJ I CZUĆ SIĘ BARDZIEJ SPEŁNIONYM

Kielce, Drogi Mikołaju!

J. J. : Spotykam rodziców czternasto- i siedemnastolatków,

Drogi Doktorze! Drogi Doktorze!

Z wizytą u Lary koleżanki z wymiany międzyszkolnej r r. Dzień I r.

Chrzest. 1. Dziękuję za uczestnictwo w Sakramencie Chrztu Świętego

Drogi Rodzicu! Masz kłopot ze swoim dzieckiem?. Zwłaszcza rano - spieszysz się do pracy, a ono długo siedzi w

Zasady Byłoby bardzo pomocne, gdyby kwestionariusz został wypełniony przed 3 czerwca 2011 roku.

Dorota Sosulska pedagog szkolny

"PRZYGODA Z POTĘGĄ KOSMICZNA POTĘGA"

WYCIECZKA DO ZOO. 1. Tata 2. Mama 3. Witek 4. Jacek 5. Zosia 6. Azor 7. Słoń

Anna Kraszewska ( nauczyciel religii) Katarzyna Nurkowska ( nauczyciel języka polskiego) Publiczne Gimnazjum nr 5 w Białymstoku SCENARIUSZ JASEŁEK

Zrób sobie najlepszy prezent

MAŁGORZATA PAMUŁA-BEHRENS, MARTA SZYMAŃSKA. Bo to było tak

Spis treści. Od Petki Serca

Test na poziom pracoholizmu.

Liczą się proste rozwiązania wizyta w warsztacie

Sytuacja zawodowa pracujących osób niepełnosprawnych

Moje dziecko chodzi do szkoły...

Copyright by Andrzej Graca & e-bookowo Grafika i projekt okładki: Andrzej Graca ISBN Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo

Mimo, że wszyscy oczekują, że przestanę pić i źle się czuję z tą presją to całkowicie akceptuje siebie i swoje decyzje

Wychowawca/nauczyciel. Starszy brat / starsza siostra. Rodzice/opiekunowie/inne osoby z rodziny. Psycholog/pedagog szkolny

Jak przygotować się do ważnego sprawdzianu w krótkim czasie?

STARY TESTAMENT. JÓZEF I JEGO BRACIA 11. JÓZEF I JEGO BRACIA

JASEŁKA ( żywy obraz : żłóbek z Dzieciątkiem, Matka Boża, Józef, Aniołowie, Pasterze ) PASTERZ I Cicha, dziwna jakaś noc, niepotrzebny mi dziś koc,

JAK RADZIĆ SOBIE Z NASTOLATKIEM W SYTUACJACH KONFLIKTOWYCH?

Język polski marzec. Klasa V. Teraz polski! 5, rozdział VII. Wymogi podstawy programowej: Zadania do zrobienia:

Ankieta. Instrukcja i Pytania Ankiety dla młodzieży.

Jaki jest Twój ulubiony dzień tygodnia? Czy wiesz jaki dzień tygodnia najbardziej lubią Twoi bliscy?

Transkrypt:

Rozdział 1 Skończył się kolejny ciężki dzień pracy. Paweł Adamski z westchnieniem ulgi wyciągnął się, po czym wstał zza biurka. Rozejrzał się. Nie za bardzo wielki pokoik, urządzony był gustownymi meblami i dobrym sprzętem. Na parapetach różnorodne kwiaty, które ciągle sam podlewał, bo jego kolega nie miał ochoty się przemęczać. W zasadzie biuro było bardzo wygodne i lubił w nim spędzać czas, ale kiedy był niesamowicie zmęczony, tak jak dziś, o wiele bardziej marzyło mu się łóżko, niż wygodny skóropodobny fotel i dostosowane do jego wzrostu, biurko. Trzeba przyznać, że szef dbał o pracowników. Mieli na tyle wygodne miejsca do pracy, żeby jak najmniej nadwerężali sobie zdrowie. Szef wychodził z założenia, i słusznie zresztą, że doskonałe miejsce do pracy nie tylko zadba o zdrowie pracowników, ale też spowoduje, że pracownicy chętnie będą do niego przychodzić. Zatem każdy z nich miał fotel z wysokim oparciem i klawiaturę biurka na tyle nisko, żeby nie przemęczając rąk, można było na niej pisać. Oczywiście kierownik nie przesadzał w hojności, więc żaden pracownik nie miał fotela obitego skórą, ale tak podobnym materiałem, że i tak były wygodne a chłopakom nie robiło to różnicy. W zamian za to mieli doskonałej jakości komputery i takież same oprogramowanie, każdy do swojej pracy. Dlatego na warunki pracy, żaden się nie skarżył, bo w zasadzie nie było po co, co najwyżej na nadmiar pracy, jeśli mieli pilne zlecenie i musieli pracować długo. Zmęczony już solidnie chłopak, podniósł głowę i przez

chwilę zapatrzył się w widoczny za oknem kawałek błękitnego nieba. Tylko kawałek, ponieważ przed samym oknem rosła dość zadbana tuja, regularnie podcinana przez wynajmowanego ogrodnika, którą można było podcinać, jak się chciało i nadawać jej kształty, jakie się podobały. Teraz była zaś zwykłą tują, której kształt przywoływał na myśl oscypka, lub spławik do łowienia ryb, w zależności kto na to patrzył. Przez otwarte okno wpadały promienie słońca i świeże powietrze. Delikatne firanki z białego muślinu, poruszał łagodny wiaterek. Wstał, żeby rozprostować kości, ponieważ tyle godzin spędzonych nawet na wygodnym fotelu, dawało się we znaki, szczególnie jednej części ciała. Paweł zza drzwi dobiegł go głos szefa. Słucham? Mógłbyś jeszcze zostać? Mam parę spraw do załatwienia i przydałaby mi się pomoc. Chłopak opadł na krzesło, pochylił się nad biurkiem i oparł głowę na dłoniach. Nie miał siły się kłócić, ale też nie podobał mu się pomysł siedzenia kolejnych kilku godzin w pracy. Miał dość. Wiedział doskonale, że ma prawo odmówić szefowi, i nie spotka go za to kara, ale był szalenie obowiązkowy a projekt nad którym pracował, musiał być skończony na czas. Wiem że jesteś zmęczony, ale to bardzo ważne kierownik stanął za nim i przyglądał się pochylonej nad biurkiem sylwetce Pawła za to następny dzień będziesz miał cały wolny. Możesz go spędzić z rodziną. Szefie, z całym szacunkiem, mam za sobą dzień i noc w pracy. Przepraszam że nie tańczę z radości z powodu nawału pracy, ale po prostu nie mam siły.

Normalny człowiek pracuje po osiem godzin a potem odpoczywa a ja mam prawie dwadzieścia dwie godziny i nie mogę odpocząć. Chcę tylko pójść do domu i się przespać. Czy to tak dużo? Rozumiem cię, nawet twój sarkazm, ale proszę cię. Pomóż mi. Chociaż godzinę. Nie ma mowy. Jeśli zrobię coś źle, to będzie na mnie. Jestem półprzytomny i kompletnie nie nadaję się do pracy. Ba. Nie nadaję się nawet do powrotu do domu, bo mam trudności z ustaniem na nogach. Jeszcze chwila i zasnąłbym na fotelu, zapominając, po co tu jestem. A Pan chce jeszcze coś mi dać do zrobienia? Jak? Przecież ja już nawet kreski równo nie zrobię. Nie każe ci robić wszystkiego, po prostu mi pomóż. W drobnych pracach. Je będziesz w stanie zrobić. Pod warunkiem, że będę w stanie. A mój wypoczynek, który mi się zresztą należy? Pojedziesz do domu już niedługo. Zresztą sam cię odwiozę, żebyś nie spowodował wypadku. Tylko mi pomóż. Wiem, że nie musisz, że to nie twoja robota, ale bardzo cię proszę. Paweł zastanowił się. Fakt. Był zmęczony, ale sam i tak nie byłby w stanie wrócić do domu. Nie w takim stanie. Jeśli szef go odwiezie, to nic się nie stanie, jeśli coś mu tam odrobinę pomoże. Dobrze - westchnął i głośno ziewnął ale proszę o jakieś dziesięć minut odpoczynku. Inaczej nie dam rady zrobić nic. Zgoda cieszył się kierownik. - Jak tylko odpoczniesz, wracaj mi pomóc. Potem zawiozę cię do domu. Ok.

Chłopak wyszedł przed budynek i usiadł na ławce. Miał 36 lat. Był grafikiem. Pracował w dziale projektów w dużej firmie reklamowej. Już na studiach poznał dziewczynę, śliczną brunetkę, w której się zakochał. Był wspaniałym kolegą i kompanem do różnych imprez. Nie należał do pięknych mężczyzn, raczej przeciętnych, ale po pierwszym zetknięciu z nim, po pierwszych słowach, zdobywał sympatię wielu ludzi. Miał fantastyczne poczucie humoru a smukła wysoka sylwetka i wspaniałe ciemnogranatowe oczy robiły takie wrażenie na koleżankach, że niejedna chętnie zamieniłaby się z Moniką na miejsca. On jednak oprócz wyjątkowej osobowości, był również stały w uczuciach i po kilku latach po ślubie dorobili się dwójki cudownych dzieci. Czteroletnia Amelka i sześcioletni Tomek wspaniałymi szkrabami i ich wielką radością a śliczna Monika, całym jego życiem. Wiele pań zachwycało się nie tylko jego szczerym uśmiechem, ale też pięknymi bielutkimi zębami. Mnóstwo osób uważało, że on aż do przesady dba o wygląd, jednak rzeczywistość była bardzo prozaiczna. Paweł po prostu panicznie bał się dentysty. Tak bardzo, że był gotów szorować zęby przy każdej okazji, żeby tylko nie odwiedzać, niemiłego gabinetu stomatologicznego. I rzeczywiście nikt go tam nie widział, ponieważ przynosiło to efekt. Piękne i bielutkie zęby, nie psuły, się, gdyż bardzo o nie dbał. Majowe słońce mocno grzało. Oparł się wygodnie o oparcie ławki i zamknął oczy. Marynarkę zostawił na krześle w biurze i teraz w samej koszuli z krótkim rękawem, mógł się cieszyć porannym słońcem. Jasne spodnie od garnituru i ciemnogranatowa koszula, dodawały mu tylko uroku.

W swojej pracy, musieli bardzo dbać o wygląd, więc garnitur był standardowym strojem dla mężczyzn. Taki był wymóg, ponieważ większość projektów wykonywali na zlecenie firm, które zwracały także uwagę na szczegóły, a tym był także schludny i elegancki wygląd. Słońce ogrzewało mu twarz a w oddali słychać było śpiew ptaków. Paweł zamyślił się. Przez chwilę pozwalał odpocząć swojej głowie, wsłuchując się w ów świergot ptaków. Po chwili jednak powrócił do rzeczywistości. Pomyślał o żonie i dzieciach, którzy na niego czekali i na pewno się niepokoili. Późnym wieczorem wysłał im wiadomość, że nie wróci na noc, ale to żadna pociecha. Raczej będą się martwić, jeśli w ogóle Monika da mu się wytłumaczyć. Taki czas pracy był przecież maksymalnym przegięciem. Wyjął komórkę. Wystukał numer i po chwili odezwał się delikatny dziewczęcy głos: Słucham? Moniko to ja odezwał się. Co się stało? Miałeś pracować do późna a ty w ogóle nie zjawiłeś się na noc. Co się z tobą dzieje? Myślisz, że jeden sms, z wiadomością, że nie wrócisz na noc, załatwia sprawę? Kochanie Paweł głośno ziewnął cały czas pracowałem. Miałem dużo pracy bo kolega zachorował i musiałem podgonić jego część. Ale dzwonię bo muszę jeszcze zostać. Szef chce żebym mu pomógł. Że co? Nie mam mowy. A on wie, że jesteś tylko człowiekiem? Proszę cię. Nie chcę się z tobą kłócić, ale on naprawdę sobie nie da rady z pracą. Obiecałem mu, że pomogę. Święta Matka Teresa się odezwała Monika aż

kipiała ze złości każdemu tak będziesz pomagał? A on chociaż wie, że ty masz rodzinę, i że czasem mógłby ci się odwdzięczyć przyzwoitą premią? Przecież zarabiam dobrze, nie wiem o co ci chodzi. O sprawiedliwość. Ilu twoich kolegów zostało z tobą na noc? A ilu dostanie takie pensje, jak ty? Paweł zamyślił się. Wiedział, że Monika ma rację. Nie chodziło tylko o pieniądze, bo wcale tak bardzo im ich nie brakowało. Chodziło o czystą ludzką przyzwoitość bo przecież nie on jeden pracował w tej firmie, ale jak któryś nawalił, zawsze musiał poprawiać i pomagać on. Postanowił, że będzie to ostania taka długa praca, i spróbuje wychodzić z firmy na czas, nie zawracając sobie głowy zleceniami. Jeśli inni tego nie robią, czemu on ma się tak poświęcać. Niech szef pamięta, że on ma też obowiązki w domu. Póki co, musiał uspokoić wściekłą już żonę. A nie było to łatwe. On tylko chciał mojej pomocy. Tylko przez chwilę i tylko w drobnych sprawach. Raczej chce cię wykończyć stwierdziła Monika z ironią nikt normalny nie jest w stanie tyle pracować. Obiecałem, że mu pomogę. W zamian on obiecał mi cały dzisiejszy dzień i cały jutrzejszy wolny. No cóż. To żadna łaska, jeśli chodzi o dzisiaj. Wyrobiłeś w nocy dzisiejszą normę ale jutrzejszy wolny mi się podoba. Nie gniewaj się. To nie moja wina, ale szef tak prosił. Muszę mu pomóc. Rozumiesz? Oczywiście, ale za dwie godziny najpóźniej masz być w domu. Ja dużo rozumiem, ale bez przesady. To trzymaj się. Na razie. Cześć.

Paweł rozłączył się, oparł się wygodnie i przymknął oczy. Marzył o chwili spokoju. Cieszył się słońcem i jego ostrymi promieniami. Pod powiekami tańczyły mu jasne promienie. Uwielbiał takie gorąco. Czuł się wtedy zrelaksowany. Uśmiechnął się do swoich myśli. Po chwili skupił się z zamiarem psychicznego odpoczynku. I wtedy pojawiły się obrazy. Tysiące wydarzeń przelatywało mu przez głowę. Nie mógł sobie przypomnieć żadnego z nich. Może to zapowiedź czegoś co ma się zdarzyć? Byli tam ludzie, których nie znał, i wydarzenia, których w żaden sposób nie mógł skojarzyć z tym, co pamiętał. Trochę było to dziwne. Nawet przez moment pomyślał, że może ma jakieś zdolności, o których nie wie. No bo z jakiej racji, coś takiego mu się pojawiło. Przecież musi mieć jakiś powód. Ocknął się i wstał. Chwila odpoczynku go uspokoiła. Nie zaprzątał sobie głowy tymi obrazami. Nie miał na to czasu, ani siły. Poszedł do biura. Skupił się na tym co miał zrobić. Szef faktycznie chciał tylko niewielkich prac. Nie wymagał od niego myślenia i precyzyjnego rysowania, ponieważ w stanie, w jakim znajdował się Paweł, nie przyniosłoby to żadnego pożytku. Chciał wykonać powierzoną mu pracę jak najlepiej i stosunkowo, jak najszybciej. Miał dość pracy na dziś i marzył o odpoczynku. Na myśl o wygodnym łóżku mimowolnie się uśmiechnął. Skup się człowieku zganił się w myślach. Pomyślał jeszcze o koledze, który tak go załatwił. Pokój dzielił, ze starszym od siebie o cztery lata, Grześkiem. Przyszedł tu wcześniej niż tamten, ale nie wiedzieć czemu, Grzesiek był jawnie faworyzowany przez kierownika. Zastanawiał się, dlaczego szef wsadził swojego pupila do

niego. W biurze pracowało ponad dziesięciu grafików. Nie gnieździli się w jednym pokoju. Mieli do dyspozycji kilka ładnych, jasnych pokoi. Kierownik nie przydzielał ich na siłę. Dbał o dobrą atmosferę w pracy i pozwalał, żeby pracownicy sami się dobrali w konkretne zespoły. Nie wiedział dlaczego akurat Grześka, wyjątkowo sam przydzielił do niego. Wiedział za to, jakim obibokiem był jego nowy kolega. Na uwagi, że Grzesiek nie stara się wcale i że większość pracy odwala on, szef zawsze z przepraszającym uśmiechem tłumaczył, że Grzesiek jest nowy i trzeba go trochę wdrożyć w obowiązki. Paweł miał ochotę tak go wdrożyć żeby chłopak zapamiętał dokładnie i na długo, co ma robić. Praca, która spadła na niego nie była przypadkowa. To był jeden z większych projektów. Ogromna kampania reklamowa, której realizacji podjął się kierownik, spadła na barki wszystkich pracowników. I faktycznie wszyscy pracowali, Grzesiek też, ale nagle zachorował. W tej branży liczyła się efektywność i obowiązkowość. Trzeba było skończyć swoją i Grześka część projektu. Nie byłoby w tym nic złego, każdy ma prawo zachorować, gdyby nie to, że wspomniany kolega pomylił adresy e-mail i zamiast do szefa, faktycznego adresata, nie wysłał listu do niego. Oczywiście przez przypadek. Listu o znamiennej treści tu jest super. Żałuj, że cię z nami nie ma. To co przyszło mu do głowy nie nadawało się do powtórzenia. Aż nim zatrzęsło. Oficjalnie Grzesiek był chory a nieoficjalnie? Gdzieś na wakacjach. I to za zgodą kierownika, który, bez wątpienia był jego kolegą. I to najwyraźniej - dobrym. Dlatego kierownik, chociaż mógł po prostu rozkazać, mu zostać dokończyć pracę, bardzo go prosił. Widocznie

przynajmniej odrobinę czuł się winny. Otrząsnął się z ponurych myśli i spróbował się uspokoić. Wziął kilka głębszych oddechów i zajął się pracą. Jesteś? przez uchylone drzwi wyjrzała głowa szefa. - Jak ci idzie? Już skończyłem. Jeśli coś jest źle, to proszę samemu poprawić, bo ja mało na oczy widzę. To jest nie do pomyślenia, żeby tyle pracować Paweł wyciągnął się na krześle i westchnął głośno. Szef usiadł na krześle przeznaczonym dla klientów. Przepraszam za to zatrzymanie, ale to naprawdę była pilna praca. Tyle że nie moja w głosie Pawła dało się wyczuć sarkazm. Wiem, ale sam wiesz jaka była sytuacja. Szefie wyjaśnijmy sobie coś. Grzesiek pojechał na wczasy a całą robotę zwalił na mnie. Gdybym ja to zrobił, konsekwencje by mnie nie ominęły. Może mi pan wyjaśnić, czemu on cieszy się takimi względami u pana? Dyrektor siedział bez słowa. Po chwili wstał. Dobra. Masz dwa dni wolne. Może być? Może Paweł nie chciał być zbytnio czepialski, ale faworyzowanie kolegi wytrącało go z równowagi. Miał rodzinę i chciał z nimi spędzać czas a nie nadganiając pracę za kolegę. Wiedział, że oszukał Monikę. Nie umiał jej jednak powiedzieć, jak wstrętnie postąpił z nim kierownik. Jego żona miała cięty język i mógł się spodziewać, że pójdzie do kierownika z awanturą. Przydałaby się, ale nie teraz. Pracował nad wielkimi projektami, które dawałyby mu jakąś markę, ale dopiero po skończeniu. Z ulgą wyszedł z biura i skierował się do samochodu. Był tak zmęczony, że

ledwie widział na oczy. Całe szczęście, że kierownik dotrzymał słowa i odwiózł go pod dom. Nawet sobie nie umiał wyobrazić, jak wróciłby sam, niewiele widząc. Ku jego ogromnemu zdziwieniu, zanim wyszedł z samochodu, dostał od szefa kopertę. Co to jest? - zajrzał do środka. Bez wątpienia była tam spora suma pieniędzy. Szybko przeliczył. Miał w kopercie 500 zł. Twoja premia za dzisiejszą noc. Tak naprawdę nie musiałeś tego robić, więc tym bardziej jestem ci za to wdzięczny. Czy to mnie do czegoś zobowiązuje Paweł do takiej sumy podszedł nadzwyczaj ostrożnie. Nie. Rób to co dotychczas. O tej premii, nikt nie powinien wiedzieć, i tylko o to cię proszę. No dobra. Skoro tak Panu na ty zależy. Zależy. Ok. Do widzenia Paweł skinął głową, otworzył drzwiczki samochodu i wyszedł zamykając je. Nim zamknął, usłyszał jeszcze jak szef mówi Do widzenia i dziękuję. Wszedł do domu zmęczony, z trudem otwierając drzwi. Już w progu rzuciły mu się w ramiona dzieci. Tatusiu pójdziemy jutro do wesołego miasteczka. Mama obiecała ucieszyła się Amelka. Pójdziesz z nami? Bardzo prosimy- Tomek próbował przekrzyczeć siostrę. Dzieci, dajcie mi spokój. Chcę odpocząć - Paweł odsunął dzieci i wszedł do kuchni. Żona przygotowywała obiad.

Cześć kochanie pocałował ją w policzek. - Co słychać? - Usiadł na krześle, ale nie odgonił się od maluchów. Dzieciaki widząc ojca siedzącego, natychmiast wskoczyły mi na kolana. Paweł wiedząc, jak bardzo są spragnione jego uścisku i obecności, uśmiechnął się i przytulił je. Długo cię nie było. Opowiedz mi, co się właściwie stało. Czemu szef każe ci tak długo pracować? Przecież ty się wykończysz. Monika krążyła po kuchni, niby zajęta gotowaniem, jednak nie udawało jej się ukryć irytacji i niepokoju związanego z pracą męża. Te nadgodziny mogły wykończyć każdego, a ona bardzo kochała męża i chciała dla niego jak najlepiej. Trudno więc było się dziwić, że tak gwałtownie reagowała na jego długie ilości pracy. Nic się nie stało. Po prostu szef miał mnóstwo pracy, bo kolega zachorował i trzeba było nadgonić pracę. Ale tylko teraz zostałem dłużej. Reszta będzie robiona na bieżąco. Kochanie, chcę odpocząć. Postaraj się, żeby dzieci mi nie przeszkadzały, dobrze? Jestem bardzo śpiący. Nie tylko teraz, bo takie dłuższe godziny zdarzały się częściej. - dziewczyna nie dawała się uspokoić. Wiem, ze były takie sytuacje, ale nie aż tak długie. Poza tym obiecuję, że bardziej będę walczył o takie same traktowanie, jak innych kolegów. Obiecuję. Tylko teraz złapał za rękę żonę i przysunął się do niej, przytulając dłoń do policzka daj mi możliwość się przespać bo inaczej padnę. Dobrze. Zjedz i połóż się. Dopilnuję dzieci. Nie jestem głodny tylko śpiący. Jesteś głodny Monika popatrzyła mu w oczy

bardzo uważnie i stanowczo. Nie groźnie, ale Paweł i tak wiedział, że za tym spojrzeniem żony, kryje się brak możliwości jakiegokolwiek ustępstwa. No dobra. Jestem głodny. Daj jeść i idę spać. Paweł uśmiechnął się. Zjadł szybko obiad, głośno ziewając i rozbawiając tym dzieci. Malcy po każdym ziewnięciu ojca, próbowały go naśladować, co wychodził im niezwykle pociesznie. Chłopak, mimo zmęczenia, nie mógł się nacieszyć obecnością swoich najbliższych. Dzieciątka, starczy tej zabawy ze śmiechem usiłował powstrzymać rozbawione towarzystwo. - Dajcie mi się trochę przespać. My też pójdziemy pisnęła Amelka. Zaopiekujemy się tobą - dziewczynka jak na swój wiek, mówiła niezwykle czysto i płynnie. Pewnie nie bez znaczenia był fakt, że od najmłodszych lat, rodzice często czytali im bajki. O nie, nie koleżanko uśmiechnięty jeszcze, ale już stanowczy tatuś zdjął opierającą się dziewczynkę z kolan i postawił na podłodze. Tomek zeskoczył sam, jak tylko usłyszał stanowczy ton ojca. - Idę spać. Ale sam. Zrozumiano? - zmarszczył groźnie i zabawnie brwi. Tak jest dziewczynka natychmiast stanęła na baczność. - Melduję, że będę grzeczna. Ale melduję też, że jutro to sobie odbiję. - uśmiechnęła się figlarnie, po czym uciekła do pokoju. Dobra, to ja idę spać. - uśmiechnął się do żony. Jasne. Odpocznij. Dopilnuję dzieci. Paweł wyszedł z kuchni. Wszedł do sypialni i zamknął drzwi. Sypialnia była malutka i dość skromnie urządzona. Głównie dlatego, że miała służyć wyłącznie do spania. Miała duże łóżko i malutki stolik. Jedna ze

ścian, tworząca wnękę, zabudowano dużą szafą. Była niezwykle pakowna, co pozwalało nie zawalać pomieszczenia dodatkowymi meblami. Tak umeblowany pokój był bardzo przytulny, wobec czego bardzo fajnie i miło się w nim spało. Położył się na wygodnym łóżku i przymknął oczy. Jeszcze z lubością, wsłuchiwał się w życie tętniące za drzwiami. Dzieci bawiły się u siebie w pokojach, a żona krzątała się po kuchni. Monika była cudowną żoną. Czułą i wyrozumiałą, chociaż czasem miał z nią krzyż pański, jak się na coś uparła i była święcie przekonana o swojej racji. Konia z rzędem temu, kto w danym momencie namówiłby ją na zmianę zdania. Jednak wiedział, że na tym właśnie polega kompromis w małżeństwie, iż czasem on też musi ustąpić. Be wątpienia dzieci Amelka i Tomek byli jak promyki słońca w jego życiu. Chociaż także psociły, gdzie popadło. No cóż. Takie są dzieci. Mimo wszystko kochał tą swoją rodzinkę jak wariat. Zasypiając, uśmiechnął się do swoich myśli. Miał cudowną rodzinę. Po chwili usnął. Śniły mu się wydarzenia, których nie pamiętał. Nie wiedział co one oznaczają. Miejsca, których nie znał. W każdym razie nie mógł ich sobie przypomnieć. Była jakaś kobieta, chyba bardzo mu bliska. Czuł całym sobą, że dawała mu poczucie bezpieczeństwa. Ale nie była nikim, kogo by znał. Raczej osoba, bez wyraźnej twarzy. Ktoś, komu ufał, ale nie bardzo wiedział, kto to jest. Przespał cały dzień i noc. Był bardzo zmęczony i potrzebował dużo snu, ale koszmary, a raczej obrazy i wydarzenia, które targały nim przez większość snu, nie przyniosły wytchnienia, którego tak bardzo potrzebował. W efekcie nazajutrz wstał

niewyspany. Bardzo chciał wypocząć, ponieważ następny dzień mieli zaplanowany co do minuty, jednak sen zafundował mu niezbyt miłą niespodziankę. Ustąpiło osłabienie, ale czuł się jakby całą noc z czymś się zmagał. Męczyły go myśli, co to za miejsca i kim byli ci ludzie ze snów. W końcu dał spokój. Pomyślał że to muszą być wydarzenia, które dopiero będą. Czyżby miał ukryte zdolności jasnowidzenia? Ponieważ nic nie potrafił wymyślić, postanowił o tym zapomnieć. Przypomniał sobie co mówiła Amelka. Idą do wesołego miasteczka. Pójdzie z nimi i trochę się rozerwie. Ten dzień miał być wolny od pracy więc mógł go spędzić z rodziną. Spojrzał w okno. Dzień zaskoczył ich swoją pięknością. Był cudownie słoneczny. Stworzony do tego by spędzić go z rodziną. Wstał, przeciągnął się, rozluźnił, i poszedł do kuchni. Monika przygotowywała śniadanie. Dzieci, pełne radosnego oczekiwania siedziały przy stole. - Cześć dzieciaki uśmiechnął się - jakie macie plany na dzisiaj? - Dobra zabawa wykrzyknęli jednocześnie. - Idziesz z nami? Amelka zeskoczyła ze swojego krzesła i wdrapała się ojcu na kolana. - Oczywiście. Wyobrażasz sobie dobrą zabawę beze mnie? spytał z uśmiechem Amelka roześmiała się szczęśliwa. Była radością ojca. Śliczne czarne kędziory były dokładnie takie jak u jej matki, którą kochał nad życie. Teraz była ubrana w jasnoróżową sukieneczkę w kwiatki, która podkreślała jej urodę i duże oczy okolone długimi rzęsami. Paweł pomyślał że kiedyś ta dziewczynka, będzie miała mnóstwo adoratorów. Miał nadzieję że wybierze mądrze. Na razie nie musiał się o to martwić. Popatrzył na

Tomka. Ubrany praktycznie, w krótkie spodenki i zwykłą bawełnianą koszulkę, beztrosko zajadał się śniadaniem i wesoło machał nogami pod stołem. Zawsze tak robił jak się z czegoś cieszył lub jak był czymś podekscytowany. Chłopiec był jego wyraźnym odbiciem. Nie miało znaczenia, czy był ładny. Choć dla ojca wydawał się najpiękniejszy, zdawał sobie sprawę że ten chłopiec nie słynie z urody. Ot taki przeciętny, ale jak na swój krótki jeszcze wiek, był dzielny i godny zaufania. Jeśli coś obiecał to starał się dotrzymać słowa. Ojciec miał nadzieję że ta wyjątkowa cecha, nie zniknie w jego dorosłym życiu. Wtedy dużo mu w życiu pomoże i przysporzy wiernych przyjaciół. Miał oczywiście świadomość, że dobre serce też ludzie bardzo często wykorzystują. Wiedział to najlepiej, jednak odgonił od siebie te myśli, ponieważ nie ma nic cenniejszego, niż dobre serce. Popatrzył na dzieci. Najwyraźniej cieszyły się że ten dzień spędzą razem. Czas spędzany z ojcem zawsze był rzadki i mocno okrojony. Ten dzień spędzili wesoło i beztrosko. Wesołe miasteczko było bardzo rozbudowane. Miało sporo doskonałych atrakcji, które wprowadzały dzieci w euforię. Nie na wszystkich pozwolił im się wyszaleć, jednak wiele z nich było przeznaczonych dla dzieci. Maluchy wiedziały, że nie ma co marzyć na przykład o diabelskim młynie, więc nawet nie prosiły ojca o pozwolenie. Śmigały więc na kolejnych dozwolonych im karuzelach, okrzykiem radości zmuszając rodziców do oglądania ich poczynań. Z głośników płynęła radosna muzyka zachęcając gości do zabawy. Ogrodzone płotkami ogródki kawiarniane zachęcały do odpoczynku. Można też było zjeść i wypić w cieniu rozłożonych parasoli, chowając się jednocześnie

przed nadmiarem słońca. Monika i Paweł spacerowali po placu i spoglądali na uszczęśliwione dzieci. Po harcach na karuzelach dzieci mocno zgłodniały u ubłagały rodziców, żeby zabrały ich na colę i frytki. Monika niezbyt chętnie, jednak przystała na to, ponieważ miał to być dzień wyjątkowy dla dzieci. Zwykle żywiła ich dość zdrowo, bardzo zwracając uwagę na to, żeby nie jadły czegoś niewłaściwego. Jednak obecnie było inaczej. Tak rzadko razem wychodzili, że czasem takie jedzenie, nie narobi im zbyt wielkiej szkody. Amelka popijając przez słomkę, chłodną colę rozglądała się ciekawie po placu. Nagle pociągnęła ojca za rękaw. - Tatusiu wystrzel mi misia. O tam wskazała na rozstawioną strzelnicę - Kochanie, nie mogę. Zawsze byłem kiepski w strzelaniu. - Tato, proszę dziewczynka patrzyła na ojca z żalem. Paweł zawahał się. Nie chciał robić dziecku przykrości, jednak wiedział, że spudłuje. Nie wiedział, co będzie większym zawodem dla dziecka, dlatego zdecydował się spełnić jej prośbę. - Dobrze, spróbuję - uśmiechnął się - ale nie obiecuję że się uda. - Nie ma sprawy dziewczynka ucieszyła się ważne, ze spróbujesz. A może się uda. Paweł wstał od stolika i podszedł do strzelnicy. Wykupił strzały. Chwilę się zastanawiał, ale obróci się do dzieci i napotkał wyczekujące, pełne nadziei oczy córki. Nie mógł jej zawieść. Wziął do ręki strzelbę. Jeszcze nigdy nie strzelał. Skąd ma wiedzieć jak to się robi? Nie chciał się skompromitować, ale żal mu było córki. Trudno.

Ułożył sobie strzelbę po swojemu. Nie wiedział czy dobrze robi, ale coś mu podpowiadało że to jakoś tak miało być. Chyba gdzieś widział to w telewizji. Jeszcze chwilę się zastanowił i nacisnął spust. Trafił w sam środek tarczy. Jego oczy zrobiły się okrągłe ze zdumienia. Jakim cudem można mieć takie szczęście, żeby bez przygotowania, trafić w sam środek. Jednak wrzask dzieci przywrócił go do rzeczywistości. Amelka piszczała z radości, gdyż dostała wielkiego misia. Paweł nie mógł wyjść ze zdumienia. Jakim cudem udało mu się trafić w sam środek tarczy? Szczęśliwe dzieci znów pobiegły na karuzele zostawiając osłupiałego ojca przy strzelnicy. - Doskonały strzał pochwalił go pracownik strzelnicy. Jak się to panu udało? Musiał pan dużo trenować. - Niestety, muszę pana rozczarować. Strzelbę miałem w ręku pierwszy raz. - No to skąd taki doskonały, wręcz profesjonalny strzał? - Nie mam pojęcia. Może mam jakieś ukryte talenty? Do widzenia uśmiechnął się do pracownika strzelnicy i odszedł. Usiadł sobie na wolnej ławce i zaczął intensywnie myśleć. Dziwnie się czuł w otoczeniu takich atrakcji. Rozejrzał się za Moniką. Stała przy jakimś sztucznym koniku i wsadzała na niego Amelkę. Chciał do nich podejść ale nie miał ochoty ruszać się z miejsca. Słońce i poprzednie zmęczenie bardzo go rozleniwiły. Pomyślał sobie, że trochę odpocznie, gdyż dzieci i tak nie za bardzo zwracały na niego uwagę, mając tyle atrakcji. Właściwie, to się cieszył z takiego obrotu sprawy,

ponieważ zmęczenie nie chciało ustąpić. Jednak niedługo pocieszył się spokojem. - Tato Tomek podbiegł do ojca pojedź ze mną kolejką. Paweł zerknął we wskazanym przez dziecko kierunku. Kolejka nie była wysoka. Raczej nie sprawiała zagrożenia nikomu z uczestników. Jeździła nisko, wykonując fale, jakby poruszała się po niewielkich pagórkach. - Czemu sam nie chcesz? - zainteresował się. - Boję się, ale z tobą będę bezpieczny. Proszę popatrzył na niego błagalnie. - No dobrze. - wstał z ławki i wziął syna za rękę. Nagle coś dziwnego zaczęło się z nim dziać. To, co poczuł, było zaskakujące. Nie chciał nawet podchodzić do kolejki. Nie wiedział nawet, czy chce, żeby Tomek nią jechał. Ale wzrok chłopca był taki proszący. - Synku, nie za dobrze się czuję a karuzela jeszcze bardziej zakręci mi w głowie Paweł z całego serca chciał pomóc dziecku, ale gdy podeszli do kolejki, nagle poczuł dziwny, ściskający gardło, strach. Nie miał pojęcia skąd się wziął, ale wiedział że nie pozwoli mu wejść na karuzelę. Nie wiedział, jak mu to powiedzieć, ale za nic na świecie, nie wszedłby na kolejkę. Na szczęście po chwili pojawiła się żona. - Monisiu poprosił ją pojedź z nim kolejką. Dziwnie się czuję. - Może jesteś chory spojrzała na niego dziwnie wyglądasz. Jesteś strasznie blady. - Jedź z nim powtórzył prośbę on sam się boi a bardzo chce. - Dobrze, uspokój się bo za chwilę zemdlejesz. Ja

idę po bilety a ty zaprowadź ich do karuzeli. Niech sobie wybiorą miejsca. - Gdzie Amelka? - zatroskał się. - Tam Monika wskazała karuzelę z konikami. Dziewczynka roześmiana trzymała się konika i jechała szczęśliwa. Paweł podprowadził Tomka do kolejki a Monika poszła do kasy. Co się ze mną dzieje myślał przerażony. W głowie mu szumiało, na czole perliły się krople potu. Chwiał się niemal na nogach. Nie był dla syna już żadnym oparciem, bo sam ledwo się na nogach trzymał. Nagle poczuł, jak nogi się uginają, ale nie przewraca się, bo ktoś zdecydowanie chwyta go pod pachy. - Paweł Monika chwyciła go, bo się zachwiał i podprowadziła go do ławki poczekaj tu. Zaraz pójdziemy do domu. Posadziła go na ławce. Patrzyła na niego z niepokojem. Paweł był niemal przezroczysty. To raczej nie efekt zmęczenia, chociaż nie była pewna. Na wszelki wypadek wybrała miejsce w cieniu i podała mu wodę. Masz. Będziesz sobie popijał. Chyba jesteś chory. Może pójdziemy do domu? Nie. Dzieci tak się cieszyły na ten dzień. Posiedzę tu i mi przejdzie uspokoił ją. Na pewno? Tak. Idź do niego. On tak czeka na ten przejazd. Dobra Monika zostawiła męża i odeszła do czekającego na nią zniecierpliwionego już syna. Wsiedli na karuzelę. Paweł siedział na ławce i obserwował ich. Przez dłuższy czas miał wrażenie że zaraz coś się stanie. Te wagoniki za wysoko wjeżdżały.

Nie rozumiał dlaczego wcześniej wydawało mu się, że są nisko. Teraz ta karuzela była taka niebezpieczna. Miał ochotę krzyknąć żeby wszyscy poschodzili, ale w porę się opanował. Co cwhila ogarniała go jakaś niewytłumaczalna panika, nad która z wielkim trudem panował. Przecież nic się nie działo. Postanowił pomyśleć o czymś innym i w końcu się uspokoił. Dzieci śmigały na wy branych przez siebie karuzelach. Paweł widział ich roześmiane twarze, szczególnie miał na widoku Tomka, który na kolejce był przeszczęśliwy. Nie widać było po nim strachu, tylko euforię. Czuł się już lepiej. Cień dwał mu ulgę, a woda zwilżała wyschnięte strachem gardło. Był strasznie zdumiony, czemu tak zareagował na kolejkę. W końcu maluchy miały dość i mogli wyjść z placu. Dla nich dzień się skończył i nadszedł czas powrotu do domu. Paweł, w przeciwieństwie do dzieci, z ulgą opuszczał teren wesołego miasteczka. Monika patrzyła na niego z niepokojem, ale nic już się nie działo. Chłopak czuł się dobrze. Jego twarz miała już naturalny kolor, a ruchy były znowu pewne i normalne. Odetchnęła z ulgą ale nie do końca. Wciąż ją niepokoiło nagłe pogorszenie zdrowia męża. Może to przepracowanie, a może jakaś choroba. Póki co, nic nie mówiła, bo nie chciała straszyć dzieci. Na rozmowę będzie czas jak maluchy zasną. Wrócili do domu. Paweł wszedł do kuchni i opadł ciężko na krzesło. Zdawał się być zmęczony dzisiejszym wydarzeniem. Monika poszła położyć pociechy spać. Dzieci zmęczone wrażeniami, szybko usnęły. Dziewczyna weszła do kuchni i spojrzała na męża. Znowu się zaniepokoiła. Był jakiś przygaszony., Miała przeczucie, że to nie dotyczy zmęczenia, tylko tego

niewytłumaczalnego osłabienia, które go nagle dopadło. Nawet nie popatrzył na nią. Siedział przy stole z głową opartą na rękach. - Kochanie przysiadła obok niego na taborecie i położyła mu rękę na ramieniu co się stało? Czego się tak bardzo wystraszyłeś. Nigdy nie jeździłeś na karuzelach? Zawsze tak na nie reagowałeś? - Nie wiem głos Pawła był spokojny, tylko lekko drżał pamiętam że w dzieciństwie jeździłem na karuzelach i bardzo to lubiłem. - Więc co się stało? Jesteś chory? - Nie wiem. Może. - Połóż się i odpocznij. Jutro rano wstajesz do pracy. Wiesz. Wydaje mi się, że to zwyczajne zmęczenie. Za mało spałeś i nie wypocząłeś. Do tego ten upał i hałas. - Nie idę jutro do pracy odezwał się cicho. - Co? - Nie idę jutro do pracy powtórzył. - szef za ten nadmiar pracy dal mi dwa dni wolnego. - To doskonale. Trochę lepiej wypoczniesz. Teraz idź spać. Paweł poszedł sypialni. Czuł się już dobrze, tylko był wyczerpany. Powoli się przebierał w piżamę. Domyślał się, że szybko zaśnie, ponieważ czuł się ogromnie zmęczony i śpiący. Położył się do łóżka, ale jeszcze przez chwilę przechodziły mu przez głowę migawki dzisiejszego dnia. Po chwili usnął. Śniła mu się kolejka i krzyki jej towarzyszące, ale te krzyki nie przypominały normalnych, towarzyszących każdej karuzeli. Wyczuwało się w nich strach. Jakąś grozę. Paweł obudził się zlany potem. To tylko sen pomyślał. Jak ja mam wypocząć, przy takich snach?. Spróbował myśleć o

czymś innym, weselszym i wkrótce usnął. Już nie śniło mu się nic niepokojącego, więc tę noc dospał w miarę spokojnie. Rano jednak wstał z bólem głowy. Poszedł do kuchni. - Monisiu, zrób mi kawy. Boli mnie głowa. - Co się stało? - Nie wiem. Od jakiegoś czasu mam koszmarne sny. Nie tylko sny. Też na jawie zdarzają się jakieś przebłyski wspomnień o ludziach i wydarzeniach. Myślałem że to zapowiedź czegoś co ma się zdarzyć w przyszłości ale nie. Nic się takiego nie dzieje. Wiesz? Dzisiaj miałem sen. O kolejce. Myślałem że o tej co nasze dzieci jeździły, że to wczorajsze wydarzenie, ale nie. Tamta we śnie była bardzo dziwna. - Czemu? - Nie wiem. Jakaś straszna, z okrzykami przerażenia. Jakby coś miało się zdarzyć. Coś przerażającego. Nie wiem co o tym myśleć. - Może w dzieciństwie coś widziałeś. Przypomnij sobie. Może jakieś zdarzenie wbiło ci się w pamięć. - Nie wiem. Nie mogę sobie przypomnieć co to może znaczyć. Nie pamiętam nic takiego. Z tego co mówili rodzice, to nigdy nie jeździłem na karuzeli. - Dobrze. Nie zaprzątaj sobie tym głowy. Może to tylko koszmary. - Może. Idę się położyć. Dziś mam wolne i chciałbym odespać i odpocząć. - Jasne. Rozumiem uśmiechnęła się. Dzień rzeczywiście był spokojny. Chłopak wypoczywał i cieszył się dziećmi. Czuł się już o wiele lepiej. Minęło kilka dni. Koszmary nie wracały. Pomyślał że to

były nic nie znaczące sny. Znowu pracował wytrwale i powoli zapominał o tych wizjach. Pewnego dnia uświadomił sobie że jego wspomnienia i to co mówili jego rodzice nie zgadza się ze sobą. Przypomniał sobie że rodzice zawsze mówili iż on nigdy nie jeździł na karuzeli. Że się bał. Tymczasem coś we wspomnieniach mówiło mu że dawno temu był częstym bywalcem wesołych miasteczek. Miał wrażenie że bardzo to lubił. Nie dawało mu to spokoju. Coś w jego życiu się nie zgadzało. Pewnego dnia siedział przy stole w kuchni. Monika gotowała obiad. - Iza odezwał się Paweł. Monika zdębiała. Nie znała nikogo o takim imieniu. Paweł też. - Co mówiłeś? - spytała. - Wiesz chłopak westchnął gdzieś we wspomnieniach pojawia się jakaś kobieta. Nawet nie wiem czy była ładna. Po prostu wiem że gdzieś była. Nie wiem kim ona jest dla mnie, ale na pewno jest mi bardzo bliska. Czuję to. Kiedy mi się śni, mam wrażenie, że jej obecność, daje mi poczucie bezpieczeństwa. Jak się dowiedzieć co to ma znaczyć? - Nie wiem. Od rodziców już się nie dowiesz. Rodzice Pawła od kilku lat już nie żyli. Nie miał kogo o to spytać bo rodzeństwa też nie miał. - Zaraz chłopak nagle ożywił się ciotka Wanda powinna coś wiedzieć. - Masz rację poparła go żona idź tam jutro i porozmawiaj z nią. Paweł ucieszył się. Wiedział że jest ktoś, kto może mu pomóc w rozwiązaniu zagadki. Ciotka Wanda mieszkała na drugim końcu miasta. Była

rodzoną siostrą jego ojca i choć bardzo ją lubił, to odwiedzał ją rzadko, ponieważ nigdy nie miał czasu. Była więc bardzo zdziwiona wizytą bratanka. Zaparzyła mu herbaty i usiadła obok. - Co cię sprowadza do mnie? spytała z życzliwością zaglądasz tu tak rzadko że prawie zapomniałam jak wyglądasz. - Ciociu Paweł popatrzył jej w oczy przyszedłem bo potrzebuję twojej pomocy. Nie, nie chcę pieniędzy dodał widząc jej zdumioną minę potrzebuję informacji ze swojego życia. Wydarzyło się coś, co wprowadziło do mojej głowy mętlik. - Jak mogę ci pomóc? - Pamiętam że jako dziecko, jeździłem na karuzeli. Chyba nawet to lubiłem. Tymczasem pamiętam jak rodzice mówili że bałem się takich atrakcji. Jak wygląda prawda? - Niestety Pawełku, niewiele wiem o tobie. Nika i Janek, twoi rodzice, mieszkali prawie pod niemiecką granicą. Na maleńkiej wsi. Jazówka czy jakoś tak. Nie pamiętam dokładnie, to było tak dawno. Nic nie wiedziałam co się u nich działo. Z twoją mamą nie byłyśmy w najlepszych stosunkach. Wiem tylko że mieli syna. Nie widziałam go do czasu aż przyjechaliście tutaj. Dziwne tylko jest to twoje skojarzenie o karuzelach. Z tego co wiem, nigdy na nich nie jeździłeś. Panicznie się ich bałeś i omijałeś z daleka. - Kto może mi pomóc dowiedzieć się o mojej przeszłości? Coś mi w tym wszystkim nie gra. Czemu moje wspomnienia różnią się od tego co mówili moi rodzice. Coś też musiało się wydarzyć w dzieciństwie, skoro tak zareagowałem na karuzelę.

- A jak zareagowałeś? - Niemal zemdlałem. Panicznie się jej balem. Miałem wrażenie, że mi bardzo zagraża. Jest to o tyle dziwne, że miałem nią jechać z Tomkiem. Tymczasem gdyby Monika mnie nagle nie złapała, przewróciłbym się. Kobieta zamyśliła się. To rzeczywiście niepokojące. Kto może mi pomóc to wyjaśnić. - Nie wiem. Podam ci adres, gdzie mieszkaliście wcześniej. Twoja mama nic ci nie mówiła? Zresztą powinieneś choć trochę sam pamiętać. - Nie. Nic nie mówiła. U nas w dokumentach nie ma śladu o innym miejscu zamieszkania a ja nie znam innego niż to. Po prostu nie pamiętam innego. Ciotka Wanda podała mu stary adres, gdzie kiedyś mieszkali. Paweł patrzył na kartkę w zdumieniu. - Jak to możliwe, że ten adres mi nic nie mówi skoro tam mieszkaliśmy? - Nie wiem. A dlaczego dopiero teraz się tym zainteresowałeś? Minęło tyle czasu. Paweł westchnął i zaczął opowiadać o wydarzeniach, które ostatnio się wydarzyły. O swoich rozterkach i lękach. Ciotka słuchała w skupieniu. Nic nie mówiła choć była coraz bardziej zaskoczona. - Myślę zamyśliła się że nie powinieneś szukać tak chaotycznie. Powinieneś zacząć od informacji o swoich rodzicach. Szukać od początku. Może coś się faktycznie wydarzyło o czym nie pamiętasz, ale ludzie którzy tam mieszkają mogą wiedzieć nawet ze szczegółami. - Bardzo dziękuję. Pójdę już.

Dopił herbatę i wstał. Pożegnał się z ciotką i obiecał że ją jeszcze odwiedzi z całą rodziną. Wyszedł a ciotka się zamyśliła. Coś tu nie grało. Nie wiedziała tylko co. To prawda. Nie miała z Dominiką dobrych kontaktów. Nigdy się nie lubiły, choć były spokrewnione przez Janka. Czyżby oni ukrywali jakąś tajemnicę? Wyglądało na to że tak. W dodatku wciągnięty był w to ich syn. Rozdział 2 - Czego się dowiedziałeś? Monika przywitała męża w drzwiach. - Właściwie niewiele usiadł z ciężkim westchnieniem ciotka nic nie wiedziała. Dała mi tylko adres, tam gdzie mieszkałem i podsunęła pomysł gdzie mogę się dowiedzieć. To znaczy u kogo. - I co? - Pojadę tam. Zobaczę czego się dowiem. Kiedy zamierzasz jechać? - Nie wiem. Na razie nie mogę się wyrwać z pracy. Za dużo mam obowiązków. - Masz jeszcze te wizje? - Czasami. Niewiele. Właściwie tylko wtedy były takie wyraźne. - Nie wiesz co to było? - Nie. Paweł zamyślił się. Coś się działo w jego życiu. Tylko co? Wiedział że nie spocznie, dopóki się nie dowie. Za dużo kosztowało go to zdrowia i nieprzespanych nocy, żeby sobie tak darować wyjaśnienia. Nie wspominał żonie, że owe sny męczą go niemal codziennie, tyle, że

nie tak intensywnie jak wtedy. * * * - Paweł co z tobą, śpisz? głos kierownika sprowadził go na ziemię. - Przepraszam chłopak oderwał się od swoich myśli zamyśliłem się. - Coś się stało? zatroskany kierownik usiadł obok niego jesteś jakiś dziwny. Jakby nieobecny. Może jesteś chory. - Nie wiem. Dziwnie się ostatnio czuję Paweł nie wiedział jak powiedzieć kierownikowi o tym co się ostatnio z nim dzieje. Bał się żeby ten nie pomyślał że on zwariował. To wszystko było tak dziwne, że nie wiedział czy w tej kwestii można komukolwiek zaufać. Jedyną osobą która o tym wiedziała, była jego własna żona. No i ciotka. Ale one należały do rodziny. Właściwie dziwne było to że ciotka nic o nich nie wiedziała. Była ich bliską rodziną a zdawała się wiedzieć naprawdę niewiele. Dopiero teraz uświadomił sobie, że wokół jego całej rodziny dzieją się tajemnicze rzeczy. Nie tylko z nim. Spojrzał na kartkę, którą dostał od ciotki. Tak. Pojedzie tam i wszystkiego się dowie. Kłopot w tym że nie wiedział skąd zacząć. - Paweł głos szefa uporczywie wkradał się w jego myśli potrzebujesz urlopu? Jeśli chcesz to weźmiesz. Za tydzień możesz wyjechać. Potrzebujesz odpoczynku. - Kiedy mogę jechać? - Za tydzień. Podgonimy pracę, która została i pojedziesz.

Paweł westchnął i skupił się na pracy. Jeśli chciał wyjechać, musiał się postarać. Bardzo mu na tym zależało. Ostatnio jego wspomnienia nie dają mu spokoju. Wreszcie nadszedł jego upragniony dzień i mógł wyjechać. Pojechał prosto do miejscowości z której pochodził. Dom w którym mieszkali, odnalazł bez trudu. Miał dokładny adres. Niestety ani wioski, ani samego domu w którym się przecież wychował, nie pamiętał. Stał pod furtką dłuższy czas i zastanawiał się jak to możliwe, że dom, w którym spędził niemal całe dzieciństwo, nie przywoływał żadnych wspomnień. W końcu odważył się i zadzwonił. Po chwili w drzwiach ukazała się kobieta. - Przepraszam. Nie wiem czy dobrze trafiłem. Szukam domu w którym ponad 20 lat temu mieszkali państwo Adamscy. - To tutaj. A kim pan jest? kobieta przyglądała mu się z uwagą. - Jestem ich synem. Mieszkałem tu. - Głupie żarty mruknęła kobieta. - To nie żarty. Proszę mi pomóc, jeśli coś pani wie. W moim życiu jest tak poplątane, że nie jestem w stanie w ogóle się połapać w ważnych sprawach. Mam wrażenie, że moje życie, wcale nie jest moje. - Naprawdę pan nie żartuje? - kobieta patrzyła na determinację w oczach tego młodego człowieka. - Nie. Podobno tu mieszkałem, ale nie pamiętam kompletnie nic. A nie ma nikogo, kto mógłby mi pomóc. - Ale pan nie może się nazywać Paweł Adamski. - Ale tak się nazywam. Tak mam w metryce i w dokumentach. - Niemożliwe kobieta zbladła proszę wejść.

Musimy porozmawiać. Czegoś tu nie rozumiem. Paweł wszedł. Coś w zachowaniu tej kobiety mówiło mu że dowie się od niej dziwnych rzeczy. - Jak się pan nazywa? gospodyni popatrzyła na niego badawczo. - Paweł Adamski. - Gdzie mieszkają pana rodzice? - Już nie żyją. Mieszkali tu, potem przenieśli się do Poznania. Tam mieszkali do śmierci. - Czy poza panem były jakieś dzieci? - Nie. Chyba nie, bo teraz już niczego nie jestem pewien. Nie mogę zrozumieć pani zdziwienia. Co w mojej rodzinie jest nie tak? - W tym domu rozegrała się tragedia. Małżeństwo, które tu mieszkało, szybko się stąd wyprowadziło. Mieli syna, Pawła. Wszystko się zgadza. - Tylko co? - Ten chłopiec nie żyje. Wpadł pod rozpędzony samochód. Miał 6 lat. - Nie rozumiem wystękał blady Paweł nie wiedziałem że miałem brata. - Nie jestem pewna. Nie wiem czy mówimy o tej samej rodzinie. Może to zbieg okoliczności. - Gdzie jest grób tego chłopca? - Na naszym cmentarzu. - Zaprowadzi mnie tam pani? - Tak. Zapraszam pana na obiad. Potem pójdziemy. Poszli po obiedzie. Paweł zdumiony przypatrywał się nagrobkowi z jego imieniem i nazwiskiem. Nic nie rozumiał. Chłopiec miał 6 lat, to znaczy że ta kobieta się nie myliła. Jeszcze nie wiedział, ale czuł że coś

dziwnego dzieje się wokół jego rodziny. Niemożliwe by rodzice dali mu to samo imię co bratu a wszystko wskazywało na to, że to ta sama rodzina. - Jak mam to rozumieć? spytał bezradny. - Nie wiem. Niech pan poszuka w książkach parafialnych. Tam nic nie ginie. Powinien się pan czegoś dowiedzieć. Może był pan adoptowany. - Chyba nie. Po rodzicach nie zostało wiele dokumentów. Nie było ani dokumentów adopcyjnych, ani aktu zgonu tamtego chłopca. Nic. Żadnych śladów. - Ale księgi parafialne to dobry pomysł upierała się kobieta. Zawsze to jakiś początek. Za radą tej kobiety poszedł do księdza. Był to starszy już kapłan i doskonale pamiętał rodzinę Adamskich. Tak jak tamta kobieta był zdumiony widokiem młodego człowieka, który podawał się za syna Adamskich. Potwierdził słowa kobiety. - Państwo Adamscy mieli jednego syna w głosie księdza była pewność z tego co mówili po jego śmierci, nie mogli mieć więcej dzieci. - Skąd ksiądz wie? - Pani Adamska strasznie rozpaczała po stracie syna. Pocieszałem ją że jest młoda i jeszcze będzie miała niejednego, wtedy ona powiedziała że już nigdy nie będzie matką biologiczną. Że ten chłopiec to była ich jedyna szansa. Nie mogli mieć dzieci. Wiem to na pewno. - Czemu nie zostawili żadnych dokumentów. Jak mam się dowiedzieć kim jestem? - Nie wiem. Może pan poszukać w szpitalu. - Pomoże mi ksiądz? Mnie samego nawet jeżeli wpuszczą, to nic mi nie powiedzą. Proszę ze mną

pojechać. - Dobrze ksiądz widząc determinacje i oczach tego młodego człowieka, postanowił mu pomóc. Pojechali do szpitala. Mimo wielkiej pomocy ze strony księdza, niczego się nie dowiedzieli. Ksiądz raczy żartować? - zdenerwował się lekarz, na prośbę o dokumenty. Nie. Proszę o pomoc w odkryciu prawdy. Tutaj? A może mi ksiądz powiedzieć, na jakiej podstawie mam wydać księdzu dokumenty jakiejś kobiety? Nie mnie, tylko temu młodemu człowiekowi. No to rzeczywiście różnica - ironizował lekarz. - Taka, że księdza troszkę znam, a jego pierwszy raz na oczy widzę. Mówi, że jest synem Adamskich. Księdza rola wierzyć ludziom, a moja, sprawdzać wiarygodność. Nie wydam dokumentów przypadkowej osobie. To moja matka szepnął Paweł. A może mi pan to udowodnić? Jak? - Paweł rozłożył ręce. No widzi pan. Nie jestem w stanie wam pomóc. Przykro mi. A jeśli przywiozę swoje dokumenty, to mi pan uwierzy? Na podstawie dokumentów tak. Wobec tego jeszcze tu wrócę. Idziemy zwrócił się do księdza, po czym wyszli. Pożegnał się z księdzem i wrócił do domu. Musiał się dowiedzieć, co jest takie niejasne w jego życiu, nawet jeśli będzie musiał jeździć tam często. Przy pomocy

przyjaciół, dostał dość szybko dokumenty, które potwierdzały jego akt urodzenia, po czym wrócił do lekarza. W danym momencie już sam. Lekarz obejrzał jego akt urodzenia, sprawdził kilka razy imię i nazwisko matki, po czym bez protestów wyszukał odpowiednie dokumenty. - Dominika Adamska lekarz przeglądał kartę miała syna. Zaraz po porodzie dostała silnego krwotoku. Uratowano ją, ale pozostała jej trwała bezpłodność. Sześć lat później w tym samym szpitalu zmarł jej jedyny syn. Miał wypadek a obrażenia były za duże by go odratować. To wszystko co mogę powiedzieć. - Czy to możliwe, żeby po zmianie miejsca zamieszkania urodziła drugie dziecko? - Nie. - Czemu? - Operacyjnie usunięto jej narządy kobiece. - To znaczy że. - To znaczy, że nie jest pan tym, za kogo się podaje. Mógł być pan adoptowany, albo kupiony nielegalnie. Są takie sytuacje. Może pańska matka skorzystała z usług surogatki, ale chyba nie, bo wtedy nie była to profesja zbyt popularna. To przesadzało sprawę. Wiedział jedno. Nie był synem Adamskich. Pozostały ważne pytania. Kim jest, gdzie jego rodzina i jak znalazł się u Adamskich. - Co mam teraz zrobić? Gdzie szukać?- pytał bezradnie. Nie wiem. Wydaje mi się że pańskie pochodzenie powinno się wyjaśnić w pana miejscu urodzenia, może i zamieszkania. Tutaj sprawa jest zamknięta i nie ma żadnych śladów. lekarz nie pozostawiał złudzeń.

Paweł wrócił do domu. Był zszokowany. Musiał odsapnąć i zebrać myśli. Monika weszła do domu i stanęła w drzwiach pokoju zaskoczona. W oczach Pawła było tyle bólu że zrobiło się jej go żal. - Czego się dowiedziałeś? - Jesteś moją żoną czy mi się wydaje? odparł pytaniem na pytanie. - Co ty bredzisz? zdumiała się. - Przepraszam. Jestem w szoku Paweł ukrył twarz w dłoniach nie wiem co mam robić. - Co się stało? - Adamscy nie są moimi rodzicami. - Co?- Monika była zdumiona czemu w takim razie twoja ciotka nic ci nie powiedziała? - Wcale nie musiała wiedzieć. - Co ty mówisz? - Jeśli wierzyć temu co mówi ciotka, to ona i mama nie lubiły się. Delikatnie określając nie miały dobrego kontaktu. Ona tylko wiedziała że moi rodzice mieli dziecko, syna. Reszty nie musiała wiedzieć. - A jaka jest ta reszta? - Taka że oni faktycznie mieli dziecko. Chłopczyk nazywał się dokładnie tak jak ja. - Nie rozumiem. Co to znaczy? - Ten chłopiec nie żyje. Żył sześć lat. Potem Adamscy wyprowadzili się stamtąd. Tego ciotka Wanda nie musiała już wiedzieć. Nie wiem jak to się stało ale ja figuruję jako ich syn, gdy tymczasem ich prawdziwego dziecka już nie ma. - Skąd wiesz? - Byłem tam. Byłem w szpitalu, w kościele i na cmentarzu. Tamtejszy zapis kończy się śmiercią tego

dziecka i ich wyjazdem. Widzisz? popatrzył na żonę wiem mniej niż wtedy, gdy nie znałem prawdy. - Co teraz zrobisz? Zostawisz to tak jak jest? - Nie wiem. Nie wiem od czego zacząć by coś znaleźć. - Wydaje mi się że od metryki. Powinna coś powiedzieć. - Co mi powie? Ile mam lat? - W jakim szpitalu i kto cię urodził. Paweł popatrzył na żonę. Zastanowił się. Faktycznie, powinien zacząć od szpitala zapisanego w swoich dokumentach, ale zbliżał się koniec urlopu i musiał wracać do pracy. Wrócił do pracy. Starał się jak mógł i wykonywał rzetelnie swoje obowiązki. Wiedział że tylko od niego zależy dalsze powodzenie w rozwikłaniu zagadki. Chciał skończyć pracę przed czasem i wygospodarować sobie chwilę na dochodzenie. Mimo to nie udawało mu się. Pewnego dnia problem czasu rozwiązał się sam. Siedział w pokoju sam i pracował nad projektem, gdy potworny ból głowy niemal zwalił go z nóg. Zwijał się przez chwilę z bólu, jęcząc i próbując dojść do gabinetu szefa z prośba o pomoc, aż do pokoju zajrzał zaniepokojony szef. - Paweł, co się dzieje? - Nie wiem. Potwornie boli mnie głowa wyszeptał z wysiłkiem. Kierownik nawet nie zastanawiał się ani sekundy. Widząc zachowanie Pawła, wiedział, że trzeba działać. - Chyba nie ma sensu podawać ci leków powiedział zdecydowanie szykuj się. Jedziemy do szpitala.

- Nie można samych leków? zdziwił się Paweł. - Przy takim bólu mogą nie pomóc a wtedy pomoc lekarza się odwlecze i będziesz niepotrzebnie cierpiał. Poza tym taki ból nie jest normalną migreną i może sygnalizować poważny problem. No zbieraj się. Kierownik zawiózł go do szpitala, załatwił, żeby ktoś zajął się cierpiącym chłopakiem i zostawił go. - Zostawię cię. Nie mogę tu siedzieć. W firmie nikogo nie ma, a praca musi być wykonana. - Rozumiem. Proszę jechać szepnął Paweł trzymając się za głowę dam sobie radę. - Jak będziesz coś wiedział to daj znać. - Dobrze. - Trzymaj się chłopcze. - Do widzenia. Kierownik wyszedł a Paweł poszedł na badania. - Teraz musi pan poczekać na wyniki. - Długo? - Około pół godziny. Zobaczymy czy nie trzeba będzie pana zostawić u nas. Proszę tylko o pana dokumenty. Muszę wypełnić kartę. Paweł oddał mu dokumenty i usiadł na korytarzu. Nawet nie pomyślał, że w dowodzie złożony był akt urodzenia, którym kiedyś się posłużył w innym szpitalu. Był już spokojniejszy, bp leki zaczynały działać. Głowa już go nie bolała, ale intensywnie myślała. Skoro jestem w szpitalu, to może zapytać lekarza. Może coś mi powie. Jego myślenie przerwała pielęgniarka. - Przepraszam stanęła nad nim ordynator pana prosi. - Już idę podniósł się zdumiony że sam ordynator chce z nim rozmawiać.

Wszedł do gabinetu. - Wzywał mnie pan? - Tak. Proszę usiąść wskazał mu krzesło. Paweł usiadł. - Coś nie tak z moimi wynikami? - Nie. Mam do pana inną sprawę. - O co chodzi? popatrzył zaniepokojony. - O pana metrykę urodzenia. Znalazłem ją złożoną w okładce dowodu. - Co z nią nie tak? - Niby wszystko jest w porządku, ale nie jest. - Nie rozumiem? - Ta metryka nie była wydana w naszym szpitalu mimo że widnieje na niej nasza pieczątka. - Proszę jaśniej bo mi się w głowie już mąci. - No cóż. Chodzi o to że lekarz który ja wystawiał, w momencie pana urodzenia nie pracował u nas. Przyszedł tu kilka lat później. Nie ma u nas też akt pana urodzenia. Specjalnie sprawdzałem w archiwum. Skąd ma pan tą metrykę? - Była u moich rodziców od kiedy pamiętam. - Gdyby się pan tu urodził, powinny zostać tu jakieś dokumenty, a nie ma nic. Nie rozumiem tego. Wygląda na to że jest fałszywa. - Ja też już nic nie rozumiem odezwał się Paweł Zaczynam się gubić. W mojej rodzinie dzieje się coś dziwnego i nie wiem co robić złożył ręce proszę mi pomóc rozwikłać tę zagadkę. Mam wrażenie że nie należę do nikogo. Nie wiem kim jestem. Wie pan co to znaczy? Jak ja się czuję? Ludzie, których przez lata uważałem za rodziców, nimi nie byli. Pewność że mam jakąś tożsamość dawała mi metryka urodzenia. Teraz już