1 Helena Miklaszewska przyjmujący protokół asystent Instytutu Frostavallen, dnia 10.2.1946 r. przepisany Protokół przesłuchania świadka 178 Staje Pani Stanisława Niedźwiedź urodzona 24.7.1921 r. w Muchach k/wielunia, zawód bez zawodu wyznanie rzym. kat., imiona rodziców Antoni, Frańciszka [sic] ostatnie miejsce zamieszkania w Polsce Muchy gm. Czajków, pow. Wieluń obecne miejsce zamieszkania Frostavallen pouczonya o ważności prawdziwych zeznań, oraz o odpowiedzialności i skutkach fałszywych zeznań, oświadcza, co następuje: przebywałeam w obozie koncentracyjnym w Ravensbrücku w czasie od 2.2.43 9.3.43 do i od 7(8?).6.44 25.4.45 jako więzień polityczny pod numerem 16777 i nosiłem trójkąt koloru czerwonego z literą P następnie przebywałem w Kontorei od 9.3.1943 r. do 7,8(?).6.1944 r. Na pytanie, czy w związku z pobytem, względnie pracą moją w obozie koncentracyjnym mam jakieś szczególne wiadomości w przedmiocie organizacji obozu koncentracyjnego, trybu życia i warunków pracy więźniów, postępowania z więźniami, pomocy lekarskiej i duchowej oraz warunków hygienicznych w obozie, oraz szczególnych wydarzeń, tudzież wszelkiego rodzaju przejawów życia więźniów w obozie, podaję, co następuje: Zostałam osadzona w obozie koncentracyjnym za to, że pracując na przymusowych pracach w Niemczech pod Kiel, opuściłam swoje zajęcie i udałam się do siostry, aby razem z nią pracować. Po zaaresztowaniu byłam osadzona w więzieniu w Fussbiten. Warunki higieniczne były tu względnie dobre, wyżywienie było liche, ja jako więźniarka Polka otrzymywałam jedzenie gotowane co drugi dzień, taksamo [sic] traktowano i Rosjanki, natomiast Francuski [sic], żydówki [sic] dostawały jedzenie gotowane codziennie. W więzieniu w Fussbiten byłam trzy tygodnie, następnie zostałam przeniesiona do więzienia do Hamburga do sali transportowej. Warunki tutaj były bardzo ciężkie. Do spania miałyśmy prycze zbite z desek, bez sienników, conajwyżej [sic] dostawałyśmy koc. Jeśli było bardzo dużo ludzi to dla wielu kocy brakło. W sali tej były brudy, wszy i pluskwy. Byłyśmy czasami bardzo stłoczone, było nas bardzo dużo, nie było gdzie spać, jak kładłyśmy się wieczorem na jednym boku, trzeba było tak spać przez całą noc, bo dla braku miejsca nie można było przekręcić się. Odżywianie stanowiły głównie zupy, na cały dzień dostawałyśmy małe dwa kawałki chleba, głód dokuczał nam bardzo. Z tego więzienia w dniu 4-ym lutego 1943 r. wyjechałam do Berlina, tutaj w więzieniu na Aleksanderplatz spędziłam noc i w południe wyjechałam do obozu koncentracyjnego do Ravensbrücku. Do obozu jechałam pociągiem, transportem liczącym 150 osób, grupę tą stanowiły różne narodowości. BLOMS BOKTRYCKERI, LUND 1945
2 Dalszy ciąg zeznań Stanisławy Niedźwiedź Przyjechałyśmy na stację do Füstemberga [sic] tu wysiadłyśmy, czekały już na nas Ausierki i partiami odwoziły nas autami ciężarowemi do obozu. Dzień był słotny, padał deszcz przenikliwy, przemokłyśmy i było nam zimno. Koło 15-ej godz. przybyłam do obozu; do wnętrza w jechałam [sic] przez bramę samochodem. Obóz stanowił teren zamknięty, otoczony murem i drutem kolczastym, przez druty przechodził prąd elektryczny. Zaraz po przyjeździe kazano nam zejść z aut i ustawić się przed budynkiem łaźni, potem kolejno udawałyśmy się do biura politycznego, otrzymywałyśmy numery porządkowe i z niemi udawałyśmy się do budynku kąpielowego. Tam odebrano nam wszystkie rzeczy prywatne, ścięto włosy i wykąpano. Po kąpieli stawałyśmy kolejno przed lekarzem obozowym, on robił wstępne badania, zaglądał nam do oczu i gardła oraz zapytywał każdą za co została przywieziona do obozu koncentracyjnego. Po badaniach lekarskich wydano nam cienką bieliznę obozową, pończochy, drewniaki, grubą sukienkę obozową w pasy granatowe, kurtkę z takiego samego materiału co sukienka i cienką chusteczkę na głowę. Po przebraniu zaprowadzono nas na blok Zugangowy nr. 14. Na tym bloku było dość czysto, nie było robactwa, lecz blok był przepełniony i był tu straszny chałas [sic]. W sypialni otrzymałam łóżko na trzecim piętrze, spałam sama, łóżko było dosyć szerokie, miało siennik, wiórkową poduszkę pod głowę, dwa koce, poszwę w kratkę granatową na koc i poszewkę na poduszkę. W nocy zimna nie odczuwałam bardzo, ale w dzień marzłam silnie. Blokową tutaj był Niemka asocjalna, była to kobieta niedobra, biła, kopała, była straszna. Stubową po mojej stronie była Polka Miecia z Warszawy, była dobra, wprawdzie krzyczała na nas, ale musiała to robić, aby zachować porządek. Miecia nie biła nas nigdy. Będąc na Zügangbloku dwa razy byłam w biurze politycznym poza murami obozu, tam sfotografowano mnie w trzech pozycjach, opisano z wyglądu zewnętrznego, spisano moje personalja i przyczynę dla jakiej zostałam osadzona w obozie koncentracyjnym. W tym czasie otrzymałam dwa kawałki szmatki na których był wydrukowany mój numer ewidencyjny i dwa czerwone trójkąty z literą P. Jeden z tych numerów musiałam naszyć na lewym ramieniu sukienki a centymetr nad nim trójkąt, drugi zaś na lewym boku kurtki a nad nim trójkąt tak jak na sukience. Od tej pory trójkąt i numer stał się jedyną moją legitymacją, zatraciłam nazwisko używano tylko mego numeru. W okresie pobytu na Zugangbloku byłyśmy parę razy w rewirze, gdzie poddano nas dokładnym badaniom lekarskim i ginekologicznym. Do pracy wtym [sic] czasie nie chodziłam, dwa razy byłam na próbie w zakładach Simensa [sic] ale do fabryki nie zostałam przyjęta. Dwa razy dziennie, rano i wieczór brałam udział w ogólnych apelach obozu. Jedzenie, które dostawałyśmy było jałowe, prawie bez tłuszczu i mięsa. Rano przed apelem dostawałyśmy 1/4 l. czarnej niesłodkiej kawy. W południe wydawano nam 3/4 l. zupy, była to przeważnie brukiew gotowana w wodzie, prócz tego otrzymywałyśmy parę ziemniaków gotowanych w łupinach. Na wieczór otrzymywałyśmy 3/4 l. zupy mącznej lub z krup i 20 dk. chleba. W sobotę i niedzielę zamiast zupy otrzymywałyśmy 1/4 litra kawy a do chleba kawałek margaryny i plasterek kiełbasy, w niedziele w miejce [sic] kiełbasy był serek. Jedzenie to zbiegiem [sic] czasu stawało się coraz gorsze i było wydawane w mniejszych ilościach. Kiedy w czerwcu 1944 r. wróciłam z Kontorei do Ravensbrücku stwierdziłam, że jedzenie było znacznie gorsze niż dawniej i było go znacznie mniej. Po trzech tygodniach pobytu na Zugangbloku przeszłam na blok 18-ty. Zarząd tego bloku był dobry, szczególniej zaś wiele serca okazała nam stubowa Czeszka Maria. Była ona dla nas bardzo ludzka, zwracała się do nas w miłej uprzejmej formie, mówiąc do nas często używała zwrotu moje owieczki, traktowała nas bardzo łagodnie. Po dwu tygodniowym pobycie na tym bloku wzięto mnie przymusowo do pracy w majątku ziemskim Kontorei. Wyjechałam do pracy 7-ego czy 8-ego marca 1943 r. Transport nasz liczył koło 20-tu kobiet. Obóz w Kontorei nie był duży liczył koło 120-tu do 130-tu kobiet i tyleż mężczyzn. Kobiety mieszkały w baraku, zaś mężczyźni w namiocie niedaleko nas, potem zostali oni przeniesieni do baraku w lesie, miejsce to było od nas znacznie oddalone. Więźniowie byli przydzieleni do poszczególnych kolumn pracy, jedne z nich pracowały na roli inne przy różnych pracach mających na celu podniesienie gospodarcze i kulturalne majątku. Ja pracowałam w kolumnie mieszanej kobiet i mężczyzn zwanej Bauleitung. Mieliśmy robotę różną, najpierw budowaliśmy w majątku drogi bite, następnie rozbijaliśmy stare domy, potem planowaliśmy tereny, zasypywaliśmy bagniska, przygotowywaliśmy tereny pod założenie parku. Prócz tego pracowaliśmy przy zładowywaniu wagonów z cegłą i kamieniami. Czasami nocą chodziliśmy do sprzątania mieszkań. Naogół [sic] praca była ciężka często przeciągała się wiele ponad 12-ście godzin. Ausierki pilnujące przy pracy były niedobre, napędzały bardzo do roboty, biły, zmuszały nas do pracy ponad nasze siły. Początkowo w niedzielę nie pracowaliśmy, od lipca 1943 r. niedziele stały się dniami roboczemi.
3 Dalszy ciąg zeznań Stanisławy Niedźwiedź Nasz blok mieszalny był czysty, nie było w nim robactwa, każda z nas miała własne łóżko, dwa koce, poduszkę z wiórek pod głowę, dużą poszwę w kratkę na koce i małą poszewkę na poduszkę. Wody miałyśmy dostatek, mogłyśmy dostać ciepłej wody do prania, miałyśmy ciepły prysznic. Skanalizowane ubikacje znajdowały się na bloku. Bieliznę pościelową zmieniano nam raz na miesiąc, bieliznę osobistą co dwa lub trzy tygodnie. Porządek dnia był męczący, rano wstawałyśmy o 5-ej godzinie, przynosiłyśmy kawę, robiłyśmy porządek na bloku, słałyśmy bardzo dokładnie w kostkę łóżka; następnie wydawano nam kawę w dowolnej ilości i wychodziłyśmy na apel. Był on krótki trwał 10 15 minut. Potem ustawiałyśmy się kolumnami do pracy i w kolumnach wychodziłyśmy do swoich zajęć. Musiałyśmy bardzo dobrze maszerować. Początkowo nie umiałyśmy, a więc uczono nas marszu, chodziłyśmy całemi godzinami wokół bloku, po pewnem czasie nauczyłyśmy się, ale zdarzały się wypadki, że czasami któraś z nas pomyliła krok lub zaczęła z nie właściwej nogi wtedy dostawała po plecach od Ausierki. Na obiad miałyśmy między 12 13 godziną przerwę. Wracałyśmy na blok, dostawałyśmy litr zupy z jarzyny i parę ziemniaków. Po obiedzie był krótki apel robotniczy i szłyśmy do pracy. O 19-ej godzinie wracałyśmy na blok, dostawały litr zupy i 20 dk. chleba, myłyśmy się i szłyśmy spać. W sobotę i niedzielę wieczorem zamiast zupy otrzymywałyśmy kawę słodką lub z mlekiem, a do chleba w sobotę margarynę i kawałek kiełbasy, zaś w niedzielę margarynę i serek i łyżkę marmolady. Na czele obozu stał szef i oberynka, byli oni względnie dobrzy ale wymagający szczególniej w pracy. W większych przewinieniach sami kar nie wymierzali, lecz odsyłali do obozu do Ravensbrück. Kary w obozie istniały były one zbiorowe i indywidualne. Najczęstszą karą była stójka, stosowana była tak pojedyńczo [sic] jak i do całych grup. Raz za karę cały obóz nie dostał obiadu. Pamiętam wypadek jak za karę kiedy jedna żydówka nie chciała przyjść pracować w naszej kolumnie zbiła ją oberynka, poszczuła psem, który silnie pokaleczył jej nogę i na cały dzień zamknęła w szopie bez jedzenia. Obóz nasz nie był okolony drutem naelektryzowanym, ale nikt z kobiet nie próbował ucieczki, bo bałyśmy się, aby nas nie schwytano. Znam jednak wypadek ucieczki trzech mężczyzn Niemców, siedzieli oni bardzo długo w obozie i przygotowali sobie ucieczkę przez jezioro, kiedy przeprawiali się spostrzegła ich oberynka i uciekających schwytano. Wieczorem dwuch [sic] z nich za karę roztrzelano [sic] na łączce. Ja tego wieczoru wraz z całą kolumną pracowałam najwyżej o sto metrów od miejsca egzekucji. Widziałam bardzo dobrze wraz z współpracującemi jak strzelano do nich z ręcznego karabinu, słyszeliśmy wszyscy strzały i widzieliśmy jak skazańcy upadali, potem leżeli oni na łączce do końca naszej pracy, w nocy musiano ciała ich uprzątnąć, bo gdy rano wstałyśmy na drugi dzień już ich nie było. Kontakt z wolnością był trudny, czasami zamieniałyśmy kilka słów z robotnikami Polakami z wolności, musiałyśmy bardzo uważać, aby nie widziała tego Ausierka. Robotnicy ci pocieszali nas mówili, że wojna niedługo skończy się i już wreszcie powrócimy do domu. W obozie zorganizowany był rewir i izba chorych, lekarką była Szwajcarka więźniarka, ona była niezła. W rewirze na miejscu leżały tylko lżej chore, bo ciężej chore odsyłano do Ravensbrücku. Śmiertelnych wypadków w obozie nie było. Pamiętam jeden cięższy wypadek przy pracy przy spuszczaniu drzewa, jedną więźniarkę upadające drzewo uderzyło w łokieć, który począł obierać się od kości, więźniarka ta nazywała się Aniela Wróbel, odesłano ją do Ravensbrücku i tam amputowano jej rękę. Co dzieje się z nią teraz nie wiem, bo już w obozie w Ravensbrücku utraciłam z nią kontakt. W obozie w Kontorei było między Polkami współżycie, pomagałyśmy sobie wzajemnie i pocieszały siebie. Poza nami istniała grupa Niemek asocjalnych do której nie zbliżałyśmy się, one zaś ze sobą żyły dość blisko. W pracy miałyśmy kolonkę Polkę Poklównę Marię, była ona dla nas niedobra, biła nas, zmuszała do większej wydajności w pracy, skarżyła na nas do Ausierek i gnębiła nas jak mogła. Na bloku naszą blokową była początkowo Holenderka, ona była dobra, potem na jej miejsce przyszła Polka Janina Poczwarska z Kielc, ta była bardzo niedobra, skarżyła na nas do Ausierek i często przez nią miałyśmy stójki karne. Z każdym głupstwem szła zawsze do Ausierki i wszystko im donosiła. Modlitwa w obozie była zakazana, ale modliłyśmy się w ukryciu przed Ausierkami i blokową, bo bałyśmy się, aby ona nie doniosła o tym władzom. Ksiądz ani Czerwony Krzyż do obozu nie miał dostępu. Pamiętam wypadek z Haneczką Brzezińską, pracowała ona w prywatnym ogrodzie i tam stykała się niekiedy z jednym Polakiem, który pracował jako wolny robotnik. Haneczka raz napisała do niego karteczkę i chciała mu podać, zobaczyła to oberynka. Brzezińska została odesłana do Ravensbrücku i jako karę otrzymała trzy miesiące bunkra. Po odsiedzeniu kary została już w Ravensbrücku. Pamiętam również wypadek z Holenderkami pracującemi w śpichżu [sic] na górze
4 Dalszy ciąg zeznań Stanisławy Niedźwiedź inspektor Niemiec chciał jedną z nich zgwałcić, ale ona nie dała się jemu, wyrwała i zameldowała o tym oberynce równocześnie korzystając z okazji poruszyła kwestię nadużć [sic] w kuchni i wydawania żywności przychodzącej dla więźniarek osobom poza obozem. Holenderkę tą odesłano do obozu do Ravensbrücku, stamtąd po kilku dniach przybyła komisja do zbadania tej sprawy. Jednego dnia jak zwykle bez żadnego wyjaśnienia po pracy na apel zebrano wszystkie kolumny i jeden z SSmanów począł wybierać kobiety między kolumnami. Ponieważ wiedziałyśmy, że czasami z obozów biorą kobiety do wojskowych domów publicznych przeto zaczęłyśmy się domyślać że wybór ten jest robiony w tym celu; kobiety wybrane martwiły się bardzo i płakały. Wybrano pięć Holenderek szósta zaś zgłosiła się dobrowolnie. Wszystkie zostały zaprowadzone do biura obozowego. Opowiadały nam potem, że nie był to wcale wybór do domu publicznego, ale przesłuchiwania w związku z nadużyciami jakie miały miejsce w obozie. Po tym fakcie zmieniono w obozie oberynkę, a wkrótce po niej blokową Polkę, na której miejsce przyszła dawna Holenderka. Nowa oberynka była surowa i wymagająca, ale za jej czasów polepszyły się w obozie znacznie warunku wyżywienia. Zdarzało się często w obozie, że wskutek tego iż nigdy nie wyjaśniano nam dlaczego odbywają się pewne rzeczy i w jakim celu, z sytuacji tragicznych wynikały groteski co na długi czas dawało nam okazję do śmiechu. Tem zaś milej wspominałyśmy te wypadki jeśli przyczyniały się one w swych konsekwencjach do poleprzenia [sic] naszego życia. Naogół jednak praca w obozie w Kontorei na dłuższy okres była bardzo ciężka i wyczerpująca, zaczęłam przemyśliwać o tem jakby dostać się do obozu w Ravensbrück. Zaczęłam kombinować, miałam krótki wzrok i poczęłam prosić o okulary, wobec tego przyjechałam z Ausierką do rewiru do Ravensbrücku po nie. Umieszczono mnie na bloku 10-ym i tam miano dopasować mnie okulary. Byłam parę razy w rewirze, ale mówiłam ciągle, że okulary które mnie dają są nieodpowiednie, w ten sposób pobyt mój w Ravensbrücku przedłużał się. Pozostawałam ciągle na bloku chorych. Zaobserwowałam wtedy, że na bloku 10-ym była większa liczba nienormalnych kobiet, początkowo traktowano je tak jak inne, potem zauważyłam, że dostawały mniej jedzenia i były traktowane szczególniej surowo szczególniej te które urządzały awantury. Były one bite przez blokową i pielęgniarki Niemki, za karę zamykano je po kilka godzin w tualecie. Pamiętam jak jedna z wariatek świeżo przyprowadzona na blok chorych, kiedy pielęgniarka Niemka zwróciła jej uwagę aby nie siedziała na stole, ta uderzyła ją dzbankiem alumińjowym [sic] w głowę tak silnie, że pielęgniarka zalała się krwią. Inne pielęgniarki rzuciły się jej na ratunek ubezwładniły wariatkę i poszkowowanej [sic] zrobiły opatrunek. Skoro pobita pielęgniarka przyszła do przytomności ogarnęła ją pasja, rzuciła się na wariatkę, poczęła ją kopać i bić, zobaczyły to pielęgniarki z innego bloku i kazały jej uspokoić się. Blok 10-ty był blokiem chorych na płuca, w okresie kiedy tam byłam umierało dużo kobiet, ciała zmarłych rozbierano okrywano prześcieradłem i odnoszono do trupiarni na noszach, następnie wywożono je do krematorium i palono. Z bloku 10-ego przeszłam na blok 17-ty. Spostrzegłam tu olbrzymią różnicę z tem co zastałam kiedy w lutym 1943 r. przybyłam do obozu. Tłok na bloku był ogromny, było znacznie mniej czysto niż dawniej. Wyżywienie było znacznie gorsze. Dawano nam najczęściej gotowane liście w których były robaki. Zupy były bardzo jałowe i było ich mniej niż dawniej. Na bloku panował ścisk, bielizny osobistej nie zmieniano nam zupełnie. Życie między więźniarkami znacznie cięższe, brak było uczuć koleżeńskich, ludzie poczęli myśleć bardziej o sobie. Zarząd bloku był jeszcze względny, ale stubowe i blokowe bardzo krzyczały postępowały surowo i bezwzględnie. Początkowo nie pracowałam nigdzie, ale męczyło mnie życie obozowe wyczerpywały długie apele i noszenie kotłów z jedzeniem. W połowie stycznia 1945 r. rozpoczęłam pracę, bo stubowe poczęły bardzo wyganiać mnie do roboty. Pracowałam w Bekleidunksverke przy zładowywaniu rzeczy z wagonów, przy pracy tej uległam wypadkowi. W czasie obiadu wyrzucałam z pod wagonów rzeczy które tu spadły podczas wyładowywania. Prowadzący pociąg nie przypuszczał, że w czasie przerwy obiadowej może ktoś pracować i ruszył pociąg, noga moja dostała się pod koło i została zmiażdżona. Przeniesiono mnie zaraz na noszach do rewiru nr. 1, tu dano mnie zastrzyk przeciw zakarzeniu [sic] zabandarzowano [sic] i przeniesiono na rewir nr. 9. Na tym bloku jeszcze tego samego dnia operowano mnie amputując nogę przed kolanem i pozostawiono na bloku. Opiekowała się mną lekarka więźniarka Wiedenka, była ona bardzo dobra interesowała się mną i doglądała pierwszych opatrunków, które były robione przez pielęgniarkę Polkę. Pielęgniarka ta obchodziła się ze mną po ludzku, potem na zmianę robiły mnie opatrunki pielęgniarki Polki lub Rosjaki [sic], naogół były troskliwe nie mogę na nie skarżyć się. Na bloku 9-ym leżałem do czasu wyjazdu do Szwecji. W czasie mego pobytu odbywały się selekcje do kamery gazowej. W naszym bloku selekcja taka miała miejsce w lutym, wzięto wtedy tylko parę kobiet, były wśród nich kaleki bez rąk lub nóg z bombardowania fabryki amunicji w której pracowały. Ja wskutek tego że nie miałam nogi obawiałam się ciągle, że pójdę na selekcję,
5 Dalszy ciąg zeznań Stanisławy Niedźwiedź ale bardzo życzliwe były dla mnie pielęgniarki Polki, one postarały się o to, że nie figurowałam w bloku na liście chorych, w ten sposób nie stanęłam nigdy przed lekarzem w czasie jego wizyt na bloku 9-ym, gdyż on wywoływał tylko chore z listy. Wobec tego kalectwo moje nie zostało ujawnione. Wogóle [sic] pielęgniarki Polki były dla mnie bardzo dobre, ale też i wiele serca okazywały innym chorym, chciały bronić wszystkich przed selekcjami do kamery gazowej, lecz nie zawsze mogły. Mnie stale mówiły, abym jak najmniej pokazywała się w jadalni, bo może kto spostrzedz [sic] że nie mam nogi i donieść do lekarza. Leżąc na bloku 9-ym widziałam jak kilkakrotnie odbywały się selekcje na bloku 10-ym gruźliczek. Pod blok zajeżdżały auta ciężarowe; chore pakowano do nich, tak jak leżały w samych koszulach, był to luty i marzec, był mróz i było bardzo zimno. Chore popychano, bito, kopano i wogóle postępowano z niemi bardzo brutalnie, robiły to Ausierki i SS-mani. W auta ładowano bardzo dużo kobiet, leżały one tam jedna na drugiej tak jakby były to osoby nieżywe. Nie było żadnej możliwości ucieczki chorych z auta, wszystkie bowiem były bardzo chore nie mogły chodzić a tem bardziej uciekać. Na bloku 10-ym wraz z gruźliczkami było dużo chorych umysłowo, zabierano je przy selekcjach wraz z choremi na gruźlicę. Wiem że na blokach mieszkalnych były również umysłowo chore, które ukrywały zarządy bloków w obawie aby nie zostały wysłane do kamery gazowej. Czy w ostatnich czasach utrzymały się te wariatki na blokach nie wiem, bo leżałam przez cały czas na rewirze. Jednym z faktów, który wywarł na mnie wielkie wrażenie to było przybywanie do obozu transportów ewakuowanej Warszawy. Setki kobiet stały całemi dniami pod murem obozu na zimnie deszczu lub upale. Dostąpić do nich nie było można, przyjść im z jakąkolwiek pomocą nie było można, pilnowane bowiem były przez SS-manów i Ausierki, każda zbliżająca się do nich więźniarka była bita. Było bardzo ciężko patrzyć na te tysiące kobiet, którym Niemcy rabowali resztki dobytku wyniesionego z gruzów, a następnie osadzali w obozie w okropnych warunkach. W licznych transportach z ewakuowanej Warszawy było bardzo dużo kobiet zupełnie starych, niekiedy zaś zdarzały się i dzieci. To wszystko było straszne. Od chwili przybycia ewakuowanej Warszawy bloki zostały przepełnione, w łóżkach mieściło się niekiedy po pięć kobiet, wyżywienie stało się bardzo liche i było jego bardzo mało. W obozie panował głód, nie przestrzegano żadnej higieny, brudy były straszne i szerzyły się epidemje, śmiertelność ogromnie wzrosła, bloki chorych były przepełnione, na blokach mieszkalnych zdarzały się częste wypadki śmiertelne. W tym czasie było w obozie wiele kobiet ciężarnych, które rodziły w okropnych warunkach, nic też dziwnego że dzieci i matki często marły. W dniu 25 kwietnia 1945 r. przybył na blok lekarz niemiecki, stwierdził moje kalectwo i przeznaczył mnie na wyjazd do Szwecji samochodem. Do Szwecji przyjechałam 29 kwietnia 1945 r. bezpośrednio dostałam się do szpitala i tu leżałam do 15 stycznia 1946 r. w tym czasie byłam jeszcze operowana na nogę, a następnie otrzymałam protezę. Obecnie czuję się dobrze. P.p.p. Niedźwiedź Wadsława [sic] Helena Miklaszewska Zeznająca osoba prosta, obdarzona dobrą pamięcią, mimo kalectwa zachowała pogodę ducha, zeznaniom należy ufać. Helena Miklaszewska [stempel]
Zeznania p. Stanisławy Niedźwiedź ur. 24.7.1921 r. Zeznania obejmują 5 stron pisma maszynowego i zawierają: 1. opis obozu w Ravensbrück z uwzględnieniem selekcji do kamery gazowej na blokach szpitalnych; 2. warunki życia i pracy w obozie Kontorei.