Pacyfikacja wsi lubelskich na tle losów mojego pradziadka
Józef Toros Mój pradziadek urodził się 20-tego listopada 1923r w Maryninie. Jego rodzice, moi pra-pradziadkowie to Antonina i Władysław, chłopi z dziada i pradziada. Od dziecka mój pradziadek przyjaźnił się między innymi z Aleksandrem Palikotem, chłopakiem z tej samej wsi. Alek był osobą niepełnosprawną karłowatą i garbatą oraz lekko ułomną.
Żulin i okoliczne miejscowości Żulin to wieś położona w gminie Rejowiec. Wraz z okolicznymi wsiami: Maryninem, Czechowym Kątem, Borowicą, Łopiennikiem, Hruszowem oraz Zagrodami była bardzo represjonowana podczas II Wojny Światowej. Specyficzne położenie tych wsi, bowiem znajdowały się one na kresach wschodnich, generowało wiele konfliktów ze względu na powiązania narodowościowo-religijne. Należy zwrócić uwagę na rozpaczliwy bunt ludności polskiej przeciw narastającemu żywiołowi ukraińskiemu, który wprowadzał czystki etniczne. Linia podziałów była trudna do ustalenia. Ludność polska tego regionu ucierpiała podwójnie. Z jednej strony była represjonowana przez ukraińskich sąsiadów, z drugiej zaś poddana terrorowi ze strony hitlerowskiego okupanta. Nasilał się on tym bardziej, iż Ukraińcy donosili Niemcom o konspiracyjnej działalności bardzo rozwiniętej na ty terenie partyzantki. Oddziały partyzanckie walczyły jednocześnie z miejscowymi donosicielami-zdrajcami oraz z okupantem.
Mój pradziadek wspierający partyzantów Po 17-tym września 1939 roku, gdy polskie wojska cofały się z centralnej Polski na wschód, do Rejowca trafiły wagony kolejowe z taborem wojskowym. Miejscowość ta była (i jest do dziś) ważną stacją przełącznikową. W wagonach transportowani byli żołnierze oraz konie, uprząż, zapasy pożywienia i broń. Sowiecka armia rozstrzelała wojsko eskortujące tabor. Miejscowa ludność pochowała polskich żołnierzy i rozkradła wszystko, co znajdowało się w wagonach. Mój pradziadek wraz ze swym przyjacielem Alkiem przez kilka dni wykradał z wagonów pistolety i karabiny. Było ich około kilkudziesięciu sztuk. 16-letni wówczas chłopcy zakopali łup na polu. Kiedy dotarła do nich wiadomość, że w okolicy tworzy się oddział partyzancki, przekazali broń jego dowódcy Józefowi Zadurze, który co prawda nie przyjął ich w szeregi partyzanckie, ale niejednokrotnie korzystał z ich pomocy informatorskiej o tym, co dzieje się w okolicy.
Józef Zadura (trzeci od lewej) Józef Zadura pseudonim Orzeł był dowódcą oddziału z Żulina i mieszkał na Zarzeczu. Pracował na kolei, początkowo na stacji Bzite, a następnie w Rejowcu. Założył oddział partyzancki po wzmagających się represjach okupacyjnych władz niemieckich, które wzbudzały niezadowolenie miejscowej ludności. Stopniowo niezadowolenie to przerodziło się w bunt, a następnie w ruch partyzancki. Powstawały małe grupy partyzanckie. Józef Zadura odegrał bardzo ważną rolę w ruchu partyzanckim. Jako kolejarz brał udział w gromadzeniu sprzętu niezbędnego podczas działalności partyzanckiej w okresie okupacji niemieckiej. Jedną z większych akcji zbrojeniowych wykonanych przez partyzantów było rozładowanie wagonów w Bzitem w marcu1944r. Zadura skierował 2 wagony z bronią na południe do stacji w Bzitem zamiast do Lublina.
Oddziały partyzanckie w Żulinie i okolicznych wsiach.
Zdrajca wśród partyzantów W okolicznych wsiach stacjonowało wiele jednostek niemieckiego Wermachtu. Nikogo nie dziwiły więc przemarsze wojsk niemieckich, które zmieniały się na odpoczynek kwaterując po wsiach, szczególnie w okolicy Borowicy i Żulina. Stałe donosy Ukraińców zamieszkałych w Żulinie, Woli Żulińskiej i Czechowym Kącie dokładnie informowały Gestapo w Chełmie o działalności konspiracyjnej Polaków. Między innymi jeden z partyzantów o nazwisku Rudnik okazał się zdrajcą i doniósł Niemcom kto jest dowódcą oddziału partyzanckiego, wydając tym samym wyrok na wiele osób. 9-tego czerwca 1944 roku na pozór spokojna dywizja pancerna Wiking otoczyła pobliskie wsie: Żulin, Czechów Kąt, Wolę Żulińską, Zagrody, Borowicę oraz Łopiennik. Zaczęły się masowe aresztowania, w których brali udział Gestapowcy i ukraińscy agenci z Chełma. Niewielu mieszkańców zdążyło się ukryć. Aż 140 osób z okolic Żulina spotkał straszny los. Byli torturowani w stodołach, zmuszani do zdania broni i ujawnienia konspiracji. Działo się to na oczach ich rodzin. Akcja ta trwała 20 dni. Skazani byli wywożeni do więzienia w Chełmie, a następnie rozstrzeliwani w Kumowej Dolinie. Partyzantka w okolicy Żulina, wraz z jej przywódcą Józefem Zadurą przestała istnieć.
Jedyny ocalały W dniu 29 czerwca 1944 roku transportowany do Chełma Józef Szyper ryzykując życie zeskoczył z samochodu i we wsi Zagrody pod ostrzałem gestapowców uciekł do lasu. Ukrywał się w miejscowości Dziadówka koło Czechowego Kąta. Był jedynym ocalałym z łapanki czerwcowej.
Kapliczka dziękczynna Gdy wojna się skończyła Józef Szyper na pamiątkę swojego ocalenia postawił przy drodze we wsi Zagrody, w miejscu, gdzie udało mu się zbiec z transportu niemieckiego, kapliczkę z wizerunkiem Matki Bożej. Stoi tam ona do dnia dzisiejszego.
Hitlerowski obóz koncentracyjny na Majdanku Represje na Lubelszczyźnie sięgnęły zenitu, gdy w roku 1941 Hitlerowcy, na mocy postanowień Heinricha Himmlera, rozpoczęli budowę obozu dla pierwotnie 25-50 tys., a po modyfikacji aż dla 150tys. więźniów i jeńców. Majdanek pod Lublinem miłą stać się największym obozem w okupowanej Europie. Trudności gospodarcze i porażki Niemców na froncie wschodnim zniweczyły jednak plany Himmlera. Budowany od jesieni 1941 roku obóz na Majdanku stanowił ogniwo realizacji Ostatecznego Rozwiązania Kwestii Żydowskiej i wykorzystywany był jako obóz przejściowy dla polskiej ludności wiejskiej. Osadzonymi byli mężczyźni, kobiety, a nawet dzieci żydowskie, białoruskie i polskie z Zamojszczyzny. W sumie ginęli tam ludzie z 30 państw. Tragiczna historia obozu dobiegła końca 23 lipca 1944 roku, gdy Armia Czerwona wkroczyła do Lublina.
Zdjęcie lotnicze KL Lublin wykonane niespełna dwa miesiące po likwidacji obozu. U dołu szosa do Chełma i Zamościa (obecnie Droga Męczenników Majdanka), na pierwszym planie obóz więźniarski i część gospodarcza z magazynami i warsztatami Ogólny widok obozu. Na pierwszym planie pole III, w głębi pole II i I, po lewej warsztaty i magazyny mienia więźniarskiego
Ekshumacja zwłok z masowego grobu Ofiary ostatniej egzekucji w dniu 21.07.1944 r. Zdjęcie wykonane podczas ekshumacji zwłok w sierpniu 1944 r.
Józef Toros w szeregach Armii Krajowej Józef Toros doszedł do zdrowia i wstąpił w szeregi Armii Krajowej wraz ze swym przyjacielem Feliksem Lewczukiem. Ten ostatni do dziś żyje i mieszka we wsi Czechów Kąt, gdzie po wojnie osiadł z żoną pradziadek. Pan Feliks jest ojcem chrzestnym mojej babci Wiesławy. Panowie walczyli razem na froncie. Szli szlakiem bojowym od południa Polski. W jednej z walk pradziadek wyniósł na plecach za linię ognia, będąc pod ostrzałem Niemców, chorego żołnierza Stefana Pędziwiatra. Los po raz kolejny sprzyjał dziadkowi Józiowi, gdyż kula przeszyła tylko połę płaszcza pana Stefana. Dziadek uratował mu życie. Wdzięczny Pan Stefan odwiedził go po raz ostatni na łożu jego śmierci w 1986 roku. Żołnierze AK
Pradziadek więźniem obozu na Majdanku Wspominam o obozie na Majdanku z racji tego, iż wiosną 1942 roku trafił tam mój pradziadek. Aresztowany we własnym domu za działalność konspiracyjną został osadzony w obozie na około 1,5 roku. Jego przyjaciel Józef Palikot uniknął złapania, gdyż w ostatnim momencie jego matka schowała go w stercie skoszonej koniczyny. Pradziadek zmuszany był do budowy obozu w głodzie, zimnie i chorobie. Jego historia przybrała niespodziewany obrót, gdyż wydostał się z Majdanka w niezwykły sposób, za sprawą przygotowanej przez grupę partyzantów Józefa Zadury prowokacji. Partyzanci pamiętając o odważnych wyczynach dziadka we współpracy z żołnierzem Wermachtu, niejakim Wilim- z zawodu muzykiem (stacjonującym u siostry pradziadka Stefanii), wywieźli go z obozu wraz z innym więźniem pod stertą kapusty. Pradziadek prawie do końca nie zdawał sobie sprawy z przebiegu zdarzeń. Pewien, że jest przewożony w innym celu podjął próbę ucieczki z wozu. Wtedy jeden z partyzantów, przebrany w hitlerowski mundur zdemaskowała się i udaremniąc jego plan. Pragnę dodać iż mój przodek nie dość, że wychudzony, był wówczas ciężko chory na tyfus. Trafił do swojego domu, gdzie długo ukrywany dochodził do zdrowia. Aby nie przejadł się po długich głodowych katuszach chowano przed nim jedzenie, zakopując je pod ziemią. Z relacji mojej mamy, która zna historię z opowiadań swojej babci, a żony pradziadka Janiny Toros wynika, iż drugi uratowany przed zagładą więzień zmarł z powodu komplikacji po nadmiernym nasyceniu się pokarmem.
Niestety pradziadek nie walczył na froncie do końca wojny. W 1944 roku zachorował przewlekle na nerki i 9 maja został przewieziony do Pragi Czeskiej do szpitala wojskowego. Potem służył jeszcze w armii do 1946 roku. Zdemobilizowany powrócił na łono rodziny do spalonego Marynina. Jeszcze jako mundurowy poznał przyszłą żonę, moją prababcię Janinę Lewczuk. Pobrali się i zamieszkali w Czechowym Kącie, gdzie urodziły się ich córki. Znam tę wieś bardzo dobrze, gdyż sąsiaduje ona z Wolą Żulińską, gdzie w latach 50-tych pradziadek pobudował pierwszy murowany dom we wsi, który stoi do dziś i gdzie czasami spędzam wakacje. Nie ma tam moich pradziadków, spoczywają na cmentarzu w Żulinie, ale pozostały po nich wspomnienia i opowieści mojej cioci-babci Haliny Toros (zagorzałej humanistki i miłośniczki historii II Wojny Światowej i jedyne zdjęcie pradziadka w mundurze.
Źródło informacji W mojej prezentacji zawarłem fakty, które miały miejsce w latach 1939-1945. Losy mojego pradziadka Józefa Torosa były ściśle powiązane z losami ludzi, których przedstawiłem. Często byli to jego najbliżsi znajomi, chłopcy z tej samej lub sąsiedniej wsi oraz ich rodziny. Dramatyczne życie pradziadka poznałem z relacji mojej mamy oraz jej ciotki- Haliny Toros, starszej córki pradziadka. Dziś minęło już lat jak pradziadek nie żyje. Los go nie szczędził, gdyż w długich męczarniach zmarł na raka. Nie miałem zaszczytu go poznać. Był bohaterskim chłopcem, odważnym żołnierzem Armii Krajowej, więźniem, wspaniałym gospodarzem i wybitnym działaczem po wojnie. Ponadto zapisał się w pamięci naszej rodziny jako wspaniały ojciec dla mojej babci i ukochany dziadek dla mojej mamy.
Autor Eryk Bubeła kl.6d Sp. Nr.277 im. Elizy Orzeszkowej w Warszawie