Latające bułeczki Dzień był śliczny. Lili obudziła się w świetnym humorze. Jej pokój był pełen słońca, za oknem rosły wysokie topole, a niebo było intensywnie błękitne, bez żadnej chmurki. Lili zerwała się łóżka i na bosaka zbiegła po schodkach do salonu. - Ciociu? - zawołała. - Ciooociu, już wstałam! Odpowiedziała jej cisza. Lili wróciła na górę i podreptała do sypialni ciotki. Uchyliła drzwi Ciotka Małgorzata spała jeszcze w najlepsze. Na ramie łóżka siedziała papuga Irena i też chyba spała, bo miała zamknięte oczy i przekrzywiony łebek. I wydawało się, że leciutko chrapie o ile papugi mogą chrapać. Lili nie chciała nikogo zbudzić, więc cichutko zamknęła drzwi i na paluszkach zeszła do kuchni Ojej, a co tu tak pięknie pachnie? Och! To słodkie bułeczki! Jeszcze ciepłe, świeżutkie, chyba prosto z piekarni! Ale skąd one się tu wzięły? Ciotka spała, a poza nią i Lili w domu nie było przecież nikogo. Hmm czyżby stoliczek naprawdę nakrył się sam? - Dzieńdobrry - wrzasnęła Irena. - Aaaa! - wrzasnęła Lili. - Ale mnie wystraszyłaś! Przecież dopiero co chrapałaś w sypialni. Na te słowa do kuchni weszła ciotka, w jasnozielonym szlafroczku z falbankami. - Nie mów Irenie, że chrapie, bo gotowa się obrazić! Jest bardzo czuła na tym punkcie.
- Ojej przepraszam. - Ja żartuję - roześmiała się ciotka. - Obawiam się, że słyszałaś moje chrapanie, Lili. - Mój tata też czasem chrapie - powiedziała Lili. - Hmm, niewielkie pocieszenie mruknęła ciotka. - Tak długo nie ma go już w domu, a ja tak bardzo za nim tęsknię - Wiem, Kochanie - powiedziała ciotka i pogłaskała Lili po policzku. - Ja także za nim tęsknię, w końcu Twój tata to mój mały braciszek, jestem od niego duuużo starsza. - Ciociu, a skąd wzięły się tutaj te pyszne bułeczki? - A rzeczywiście! Bułeczki! Ciepłe bułeczki na śniadanie. I co? Fajna niespodzianka? - Taaak! Ale kto je przyniósł? - Nie mam pojęcia przecież spałam do tej pory. Hmm okno było otwarte, więc może wleciały przez okno! Są takie świeżutkie i puszyste, że wcale nie zdziwiłabym się gdyby przyfrunęły tu same jak dmuchawce. - Żartujesz, prawda? - uśmiechnęła się Lili. - No dobrze - powiedziała ciotka. - Zdradzę Ci tajemnicę bułeczek. Piekę je sama, gdyż na ogół wstaję bardzo wcześnie. Jednak od tego słodkiego zapachu świeżego ciasta, szybko znowu robię się senna. I wskakuję jeszcze do łóżka, na jakieś pół godzinki. Zazwyczaj mam wtedy bardzo słodkie sny. - Słodkie sny? To znaczy o bułeczkach i
- Nie, nie miałam na myśli inny rodzaj słodyczy, Kochanie Chcesz bułeczkę z serem, czy z powidłami gruszkowymi? - Obie! - roześmiała się LiIli - Czy mogę zjeść dwie? - No jasne! Gdybyś zjadła tylko bułeczkę z serem, ta z powidłami byłaby zazdrosna! Musisz zjeść dwie! Ciotka Małgorzata postawiła na stole dwa wielkie kubki herbaty i przez chwilę ani ona, ani Lili nie mówiły nic, zajęte jedzeniem. Lili sięgnęła po drugą bułeczkę, a wtedy rozległo się głośne gęganie. - Ojej! - ciotka rzuciła się aby otworzyć drzwi! - Moja biedna Eugenia! Jak mogłam nie zaprosić jej na śniadanie! Eugenia lubi mi towarzyszyć przy śniadaniu i bardzo chętnie zjada okruszki z podłogi. Kiedy ma się domową gęś, nie potrzeba odkurzacza! Tak, między nami, Moja Droga Lili, przyznam Ci się, że nie lubię sprzątać. Bardzo lubię mieć porządek, ale nie lubię sprzątać! Och! Dochodzi już jedenasta, a ja nadal jestem w szlafroku! To doprawdy nie wypada! Ciotka wyszła i Lili została sama z Eugenią. Na stole stały puste talerzyki i kubki po herbacie. - Hej Eugenio - Lili zwróciła się do siedzącej pod stołem gęsi - chyba powinnam posprzątać ze stołu, prawda? Ten stoliczek chyba nie sprzątnie się sam Lili zaniosła talerzyki do zlewu i dokładnie je umyła. Potem wyszorowała kubki. Odstawiła naczynia na suszarkę i wytarła mokry blat. Była z siebie bardzo zadowolona. Poczuła się dorosła. Sama posprzątała po śniadaniu! Nawet Eugenia patrzyła na nią z szacunkiem. Lili pomyślała, że kiedy ciotka Małgorzata wejdzie do kuchni i zastanie tam idealny porządek,
to znowu będzie to niespodzianka! Naprawdę fajnie jest robić takie niespodzianki! Chyba jeszcze fajniej jest zrobić niespodziankę komuś niż kiedy ktoś zrobi niespodziankę nam. Ciotka upiekła bułeczki, a Lili posprzątała kuchnię. I tak, z jednej niespodzianki zrobiły się już dwie. Ile jeszcze takich niespodzianek może zdarzyć się przez całe lato! Lili wyjrzała przez okno i zobaczyła piękny, ukwiecony ogród. A wtedy, tuż przed nią, na parapecie usiadł ogromny, cytrynowo-żółty motyl. - Miłego dnia, Panie Motylku szepnęła Lili. - Dzień będzie bardzo miły, Panno Lilianno odpowiedział motyl Och nie! To jednak nie motyl To ciotka Małgorzata. Była już ubrana i uczesana w kok. Miała na sobie błękitną sukienkę i sznur pereł. Wyglądała niezwykle elegancko Usta i paznokcie pomalowała na jasnoróżowy kolor. - Ciociu! - krzyknęła Lili. - Wyglądasz przepięknie! - Dziękuje bardzo! Ty, Moja Droga, też powinnaś już się ubrać. Wybieramy się z wizytą do mojej starej przyjaciółki. Za dwadzieścia minut przyjedzie po nas - Autobus? - zapytała Lili. - Nie, nie! Jeszcze lepiej! Prawdziwa limuzyna! - Co to jest limuzyna? - Zobaczysz! W każdym razie, kiedy przyjeżdża po Ciebie limuzyna, musisz wyglądać elegancko, więc lepiej się pośpiesz! Mam nadzieję, że wzięłaś ze sobą jakąś sukienkę? - Tak odparła Lili. Mama mi spakowała ładną, kremową sukienkę. Tak na wszelki wypadek.
- Bardzo rozsądnie. Kobieta musi być przygotowana na wszystko! Myślisz, że jedziesz na wieś, żeby biegać po łące, a tu nagle - No wiem - mruknęła Lili. - Niespodzianka, tak? - Tak! Bo dzień bez niespodzianki to dzień zmarnowany. A im jest ich więcej, tym ciekawszy jest nasz dzień! - Ciooociu.. a czy mogę zabrać ze sobą Zuzannę? Ona jeszcze nigdy nie jechała limo. limu limuzyną. Ma śliczną sukienkę, zobaczysz! Ubiorę ją raz, dwa! - No to biegnij. A ja posprzątam ze stołu Ooo, widzę, że ktoś już to zrobił! - Ciotka Małgorzata uśmiechnęła się od ucha do ucha. - To bardzo miłe. - Nie wiem kto to mógł być. - powiedziała Lili, tłumiąc śmiech. - Ale okno cały czas jest otwarte, więc może ktoś wleciał i - No i sama widzisz. W tym domu co chwilę zdarza się coś takiego. Czary od samego rana! - Ciotka Małgorzata mrugnęła i zaklaskała w dłonie: - No to szybciutko! Zbierajmy się do wyjścia! Nasz kierowca będzie tu lada moment. - Makabrra! - wrzasnęła na to papuga, z wyraźnie obrażoną miną. - A Tobie co się nie podoba moja Ireno? Przecież jedziesz z nami! Tylko zachowuj się normalna papuga, bardzo cię proszę. Bądź taka łaskawa i wejdź na chwilkę do swojej klatki, bo inaczej kierowca nie zechce nas zabrać. Nie wszyscy są przyzwyczajeni do podróżowania z papugą na ramieniu. Chyba nie chcemy spowodować wypadku na autostradzie, prawda? - Autostrrada! zaskrzeczała papuga. Makabrra! Korrek!