Seminaria europejskie 11. seminarium 25 marca 2014 r. koordynator: Joanna Różycka-Thiriet j.rozycka@schuman.pl Tematem seminarium 25 marca były Bałkany Zachodnie i zachodzące tam w związku z integracją europejską zmiany. Gośćmi spotkania była pani Marta Szpala z Ośrodka Studiów Wschodnich i Draginja Nadaždin, dyrektor Amnesty International w Polsce. Draginja Nadaždin stwierdziła, że tak naprawdę z pojęciem Bałkanów Zachodnich spotkała się dopiero będąc zagranicą. W samym tym regionie mówi się o Bałkanach jako o odrębnej kulturze, a z drugiej strony termin ten kojarzony jest przez tamtejszych mieszkańców z pewnym prymitywizmem. W krajach Półwyspu Bałkańskiego określenie Bałkany ma więc raczej pejoratywne znaczenie. Jest poczucie, że to gorsza Europa. Lecz jest ono też używane, kiedy chce się podkreślić wyjątkowość tego regionu. Na Bałkanach mówi się także o Jugosławii jako o wspólnocie losów, którą można do dziś wiele rzeczy wytłumaczyć. Jest to element, który nadal silnie łączy państwa regionu, które były częścią Jugosławii. Do tego stopnia, że traci się z oczu Albanię czy Grecję, które nie wschodziły w jej skład. Nie wspominając o Bałkanach Wschodnich, bo np. Rumunia to zupełnie inna bajka. Natomiast Turcja funkcjonuje w historii wyłącznie jako najeźdźca (Serbowie do tej pory zrzucają na Turków winę za swoje problemy). Marta Szpala doprecyzowała, że termin Bałkany został wymyślony przez XIX-wiecznych podróżników jako nazwa dla swoistego Orientu w Europie, czegoś prymitywnego, czym był ten region w Europie. Zaś określenie Bałkany Zachodnie wprowadziła Unia Europejska na określenie krajów byłej Jugosławii, z pominięciem Słowenii, ale za to z uwzględnieniem Albanii. Bałkany Zachodnie składają więc według Unii Europejskiej z Chorwacji (która zdaniem Unii nadal się do nich zalicza, mimo że weszła do UE), Bośni i Hercegowiny, Serbii, Macedonii, Kosowa, Czarnogóry i Albanii. Na pytanie, czy jeszcze jakieś nowe państwa powstaną na Bałkanach, Marta Szpala odpowiedziała, że chyba nie. Wydaje się, że Kosowo, które utworzono w 2008 roku, będzie ostatnie. W Bośni i Hercegowinie są tendencje do dezintegracji, ale na Bałkanach nie ma ani klimatu politycznego, ani zgody na kolejny rozłam. Jej zdaniem ciekawe są bałkańskie reakcje na sytuację na Ukrainie. Reakcja na samostanowienie Krymu była raczej ostrożna, bo w każdym bałkańskim kraju są mniejszości np. w Serbii, skądinąd kraju przyjaznym Rosji, reakcja była bardzo zachowawcza. Premier Serbii się nie wypowiadał, miał wymówkę,
bo właśnie były wybory i zmieni się ekipa u władzy. Jakby powiedział coś na poparcie Krymu, to by się odezwała albańska mniejszość, że chce się wydzielić. Na Bałkanach kwestia mniejszości to broń obosieczna, bo żaden kraj nie jest czysty etnicznie. W związku z tym np. w Albanii pojawiło się hasło, po co nam Wielka Albania, skoro w UE będziemy mieć tyle głosów dzięki głosom Kosowa, Macedonii i samej Albanii. Podobnie w Unii wszyscy Serbowie byliby razem. Draginja Nadaždin potwierdziła, że obecnie nie są podejmowane aktywne działania na rzecz stworzenia kolejnego państwa. Wracając do kwestii narodowościowych, zwróciła uwagę, że nawet we Słowenii, w której sytuacja jest lepsza niż gdzie indziej, są pewne problemy narodowościowe. Np. z dnia na dzień wykreślono tam z rejestru ludności 200 000 rezydentów o niższym pochodzeniu (ich dane zniknęły przykładowo ze słoweńskiego ZUS-u). Z tych 200 000 nadal 20 000 ma nieuregulowany status. A ci co go uregulowali i tak mają nieciągłość zatrudnienia (więc będą mieć mniejsze emerytury). Z kolei Chorwacja ciągle ma problem z rozliczeniem się ze zbrodniami chorwackich żołnierzy podczas wojny. Jeśli procesy będą się wlekły w takim tempie jak teraz, potrwa to jeszcze 30 lat. Niektóre sprawy są nadal badane przez prokuraturę. Sprawy Serbów toczą się w Chorwacji szybciej, samych Chorwatów wolniej. Serbowie są skazywani nawet zaocznie. Zdarza się, że nie wiedzą o swoich wyrokach, a potem nagle podczas wizyty w Chorwacji (mającej np. na celu zadbanie o sprawy majątkowe) trafiają do więzienia. W efekcie Serbowie niechętnie jeżdżą do Chorwacji regulować kwestie majątkowe. Zresztą mają problem, aby udowodnić, że porzucone przez nich mienie jest ich dowodem na posiadanie domu mają być np. rachunki za wodę czy prąd. A przecież domy te były zajmowane przez Chorwatów. Dodatkowo duży procent Chorwatów uważa chorwackich zbrodniarzy wojennych za swoich bohaterów. W opinii dyrektor Amnesty Interrnational Bośnia i Hercegowina jest ciekawym, sztucznym tworem, ale uważa ona, że Jugosławia też była sztucznym krajem. Podczas wojny na Bałkanach starano się uczynić ze sztucznych państw prawdziwe, przelewając za nie mnóstwo krwi. W samej Chorwacji było 250 000 uchodźców. Bośnia i Hercegowina to dziwne państwo, w którym obywatele serbscy tego kraju żyją pod presją (że inni są przeciw nim). A wszyscy Chorwaci z Bośni mają chorwackie obywatelstwo, więc żeby wjechać do UE posługują się chorwackim paszportem. W piłce nożnej kibicują chorwackiej drużynie. W lutym tego roku w dużych miastach Bośni i Hercegowiny (Sarajewie, Mostarze, Tulzie) doszło do obywatelskiego buntu przeciwko lokalnym władzom, korupcji. Obywatele wyszli na ulice. Doszło nawet do podpalenia budynków lokalnej administracji, na co reakcja władz była dosyć ostra. Potem protesty przybrały jednak formę pokojową. Co kilka dni dochodzi do pokojowych protestów. Po raz pierwszy mieszkańcy stali się obywatelami, a nie przedstawicielami jakiegoś narodu, mówią o państwie. W Serbskiej Republice (będącej częścią Bośni i Hercegowiny) też mają powody do buntu, ale nie wychodzą na ulice z obawy, że ktoś co przeciwko nim knuje. Draginja Nadaždin najbardziej się teraz przygląda Serbii, gdzie mieszkają jej rodzice. Po niedawnych wyborach parlamentarnych doszło do ciekawej sytuacji. W parlamencie zasiadają nacjonaliści i opowiada się jednogłośnie za Unią Europejską. Wszystkie partie zrobią wszystko, żeby Serbia weszła do UE. Politycy serbscy widzą, że dla Serbii nie ma alternatywy poza Unią. Ekonomicznie kraj jest zrujnowany. Projekt Wielkiej Serbii poniósł porażkę. Kolejne pytanie do prelegentek dotyczyło stosunków między krajami regionu i ostatniego zbliżenia między Serbią i Kosowem, do którego doszło dzięki pośrednictwu Unii Europejskiej. Zdaniem Marty Szpali proces
Serbia-Kosowo to kamień milowy, największy sukces w polityce zagranicznej UE. Oto serbscy politycy były rzecznik Milosevica i minister ds. informacji za Milosevica, stojący za serbsko-kosowskim konfliktem, byli nacjonaliści zawarli historyczne porozumienie, choć jeszcze nie wiadomo, jakie będą jego owoce w przyszłości. Ekspertka OSW uważa, że to pierwszy konflikt po zakończeniu zimnej wojny, który ma szansę się zakończyć. Podkreśliła ona, że UE faktycznie ma soft power. Ma siłę nacisku, którą boi się czasem wykorzystywać. Jest atrakcyjna np. dla Kosowa, którego PKB to 10% tego, co mamy w UE. Pod presją Unii Prisztina i Belgrad zawarły porozumienie. Tym samym mediacja szefowej unijnej dyplomacji Catherine Ashoton wyzwoliła ich od demona, który pogrążał politykę tych państw. W Serbii to Kosowo był tematem, mimo bezrobocia, złej sytuacji gospodarczej. Tak było przez ostatnie 30 lat. Serbia normalnieje, zaczyna rozmawiać o reformach wewnętrznych. Natomiast Serbom w Bośni i Hercegowinie wmówiono, że ktoś ciągle na nich czyha, więc bronią swojego stanu posiadania. W jakiś sposób Serbia pogodziła się z niepodległością Kosowa, choć na jego uznanie jest za wcześnie. Oczywiście Serbowie oczekują, że za ustępstwa wobec Kosowa dostaną coś więcej od Unii Europejskiej. Fakt, że Serbia zaczęła negocjacje akcesyjne z UE, też wpływa na cały region. Przez lata Bałkany udawały, że się reformują, a Unii udawała, że je przyjmie. Teraz to się zmienia. Serbia jako największy kraj regionu ciągnie za sobą kolejne kraje. Ruszyła do przodu, a pozostałe państwa muszą ją gonić, żeby sąsiad nie miał lepiej niż my. Zdrowa rywalizacja między negocjującymi z Unią krajami byłaby bardzo dobra (tak jak to było za czasów polskich negocjacji). UE taka sztuczka już raz się w tym regionie udała, gdy negocjowano z krajami bałkańskimi liberalizację wizową w zamian za spełnienie określonych warunków (np. ochronę praw mniejszości seksualnych, ochronę granic itd.). Byłoby bardzo dobrze, gdyby to doświadczenie udało się powtórzyć w procesie rozszerzenia. Bośnia i Hercegowina może zostać otoczona przez kraje UE. Więc już nie będzie tłumaczenia, że Unia nas nie chce. Bo Unia faktycznie nagradza reformy. To daje nadzieję, że za 10, 20 lat to rozszerzenie się zakończy. Draginja Nadaždin stwierdziła, że ją osobiście bardziej interesują prawa człowieka niż stosunki międzypaństwowe. Przypomniała jednak, że minister spraw zagranicznych pierwszego rządu po erze Milosevicia (składającego się z opozycji) powiedział, że trzeba się pogodzić z tym, że Kosowo już nie będzie w Serbii. Kiedy serbski prezydent Boris Tadić spotkał się z premierem Kosowa Hashimem Thaçim (byłym członkiem Armii Wyzwolenia Kosowa, którego Serbowie uważają za zbrodniarza) i podał mu rękę, dużo się o tym mówiło w mediach. Teraz większość parlamentarna nie ma problemów, aby z Kosowem rozmawiać, choć ton w rozmowach z Ashton jest inny niż na potrzeby krajowe. Kosowo przestaje być traktowane jak serce, dusza Serbii. Jak stwierdziła dyrektor Nadaždin, ona nie lubi myślenia w tych kategoriach, bo wtedy zapomina się o ludziach. Wskazała, że Serbowie w Kosowie też cierpieli, nie ukarano winnych, chociaż UE stara się, żeby tamtejszy wymiar sprawiedliwości działał. Kosowscy Serbowie mieszkają w Kosowie w enklawach. W Serbii ludzie zrzucali się na paczki dla nich. Tymczasem do kosowskich Serbów dary nie docierały. Znikały gdzieś po drodze. Zdaniem Draginji Nadaždin ani Serbia, ani Kosowo ma mają świadomości, że trzeba się rozliczyć z przeszłością, bo to buduje przyszłość. Podała przykład kosowskiej Albanki, która walczy o zadośćuczynienie dla Albanek zgwałconych przez Serbów w 1999 roku. Specyficznymi ofiarami bałkańskich konfliktów były bowiem kobiety. Dostawała ona pogróżki. Na Bałkanach panuje ogólna niechęć do wyciągania przeszłości, żeby rozliczyć winnych, zadośćuczynić ofiarom. Lista osób zaginionych ciągle jest długa, podobnie jak lista nierozliczonych zbrodni. Winnych się nie szuka, mimo że politycy grają zbrodniami, tymi dokonanymi przez innych na nich, bo to w jakiś sposób państwotwórcze.
Marta Szpala podkreśliła, że zbrodnie wojenne rzutują na relacje. Każda rozmowa o zbrodniach dokonanych na naszych powoduje, że trzeba rozmawiać i o zbrodniach dokonanych przez nas. Tak jest np. w przypadku Chorwacji. Serbowie mówią, że bronili swojej ludności, choć nic nie może usprawiedliwić skali popełnionych przez nich zbrodni. Serbia i Chorwacja wzajemnie oskarżają się o ludobójstwo. Na Bałkanach, jeśli ktoś zajmuje się rozliczaniem zbrodni, to staje się wrogiem wszystkich, bo każdy każdego tam zabijał. Dużo czasu zajmie przezwyciężenie tego problemu. Draginja Nadaždin przywołała jednak pewne oznaki poprawy. W serbskim parlamencie uchwalono uchwałę, w której przyznano się do zbrodni. W Serbii pokazano też film Krzyk zza grobu o Srebrenicy, w którym widać bośniackich Serbów w mundurach, Ratko Mladicia. Ludzie, którzy go obejrzeli, byli zbulwersowani, ale też mówili myśmy nie wiedzieli. Nikt już nie może powiedzieć, że nie wie o oblężeniu Sarajewa, masakrze w Srebrenicy. Ale ludzie mają ochotę powiedzieć, że to Serbowie z Bośni, a nie Serbowie z Serbii. Zapominają, że do pewnego momentu wspólnym patronem serbskich i bośniackich Serbów było Milosević. Serbowie z Bośni nadal kochają Serbię, choć już bez wzajemności. Dyrektorka Amnesty International przytoczyła kolejny przykład. W miastach regionu, nawet w Chorwacji można było spotkać na murach antyserbskie graffiti o treści takiej jak powiesić Serbów. Teraz przedmiot nienawiści się zmienił. Teraz napiętnowuje się mniejszości seksualne. Choć definicja Innego się zmieniła, ludzi bardzo takiego wroga potrzebują. Na Bałkanach trzeba jeszcze wykonać dużo pracy u podstaw, by to się zmieniło. Ta niechęć do homoseksualistów, nie wynika z tego, że traktowani są jak zagrożenie niesione przez Unię Europejską. UE kojarzy się na Bałkanach z normalnością. Nauczyła też ludzi, że otwarcie nie można drugiego narodu nienawidzić. Tyle że frustracja musiała znaleźć nowe ujście i znalazła cel w postaci homoseksualistów, o których istnieniu się dowiedziano. Poza tym, w regionie silna jest kultura macho. Kobieta to ta, która czeka na powrót swojego żołnierza. Na razie homoseksualizm traktowany jest jak choroba, choć na papierze osoby homoseksualne są chronione. Draginja Nadaždin przypomniała też, że ostatnio w Chorwacji odbyło się referendum, w którym potwierdzono, że rodzinę tworzy tylko związek kobiety i mężczyzny. Marta Szpala dodała, że gdy przyglądamy się wynikom tego referendum, można dojść do ciekawych wniosków. Otóż przeciwko takiej definicji rodziny opowiedziały się chorwackie wioski zamieszkane przez Serbów, których skądinąd nie podejrzewalibyśmy o taką postępowość obyczajową. Przeciw głosowali też ci, którzy należą do mniejszości narodowych. Marta Szpala wyjaśniła, że chociaż to nieprawda, że Unia nic na Bałkanach nie osiągnęła, to u zarania podejścia UE do Bałkanów był pewien błąd. Zastosowano te same narzędzia co do Europy Środkowej. Nie wzięto pod uwagę, że tamtejsze instytucje są słabe, a wielu polityków ma mafijną przeszłość, powiązań polityki ze światem przestępczym. Poza Serbią wszystkie kraje tworzyły struktury państwowe od początku. Nie było zaufania społecznego, wymiaru sprawiedliwości. Tak więc to, że UE się nie udaje, wynika z tego, że zastosowano złą metodę. Np. Polska musiała się dostosować do unijnych wymogów, ale nie budowała państwa od podstaw. Unia zaoferowała integrację za reformy, tymczasem, zdaniem Marty Szpali, Bałkany są teraz na etapie Polski około 94 roku. Granice są mniej więcej ustabilizowane, nastąpiła częściowa wymiana polityków (część z nich została wybita w mafijnych porachunkach). Nacjonalizm już się zgrał. Nie bez znaczenia jest tu kryzys. Rodacy pracujący w UE przysyłają pieniądze (ok. 10% PKB). Teraz ten strumień już tak szeroko nie płynie. Więc ludzie oczekują od polityków, żeby było lepiej.
UE też się wiele nauczyła jeżeli coś jest na papierze, nie oznacza to, że działa w praktyce. Zdaniem Marty Szpali w Polsce również tak jest, że albo coś zreformowano do 2002 roku (zakończenia negocjacji akcesyjnych), albo wcale. Dlatego Chorwacja wchodząc do Unii miała mało okresów przejściowych. Analityczka OSW uważa, że w przypadku innych bałkańskich krajów też takich okresów nie będzie. Sądzi także, że proces integracji nie będzie szybki, będzie trwać latami. Jako pozytywny przykład podała historię chorwackiego byłego premiera, który został skazany przez wymiar sprawiedliwości, który sam wcześniej zreformował. Osoba z sali zadała pytanie o to, czy Serbowie zrezygnują ostatecznie z Kosowa. Według Marty Szpali Serbowie mogą jeszcze zagrać kosowską kartą, ale nieprzesadnie. Choć za darmo z niego nie zrezygnują. Serbia nie wejdzie do Unii nie uznając niepodległości Kosowa. Decyzja tak naprawdę zapadła, choć można to jeszcze przeciągać. Draginja Nadaždin przypomniała, że żaden rząd serbski od 15 lat nie miał programu dla Kosowa. Ta rezygnacja widoczna jest w zmianie retoryki, w drobnych rzeczach. Np. Serbów z Kosowa odcięto od serbskiej sieci komórkowej, lecz Serbia nie mogła nic z tym zrobić. Nie ma pomysłu na ochronę Serbów w Kosowie, ale zawsze można wyciągnąć takie hasło wyborcze, jeśli Serbia rozczarowuje się unijną normalizacją. Przedstawicielka OSW zwróciła uwagę, że Kosowo jest najbiedniejszym regionem Serbii i nie ma na nie w Serbii pieniędzy. Serbia nie ma funduszy nawet na pozostałych obywateli. Panuje wielki kryzys. Tak więc integracja Kosowa z Serbią jest niemożliwa. Kosowo żyje wyłącznie z pomocy międzynarodowej. W Kosowarach jest pewnego rodzaju nostalgia za Jugosławią, bo było państwo, było prawo. A teraz nie ma zasad, sądy nie działają. W Jugosławii było jednak pewne poczucie, że państwo chroni. Draginja Nadaždin stwierdziła, że Serbii panuje duża świadomość tego, że Serbia musi spełnić warunki, by wejść do Unii. Marchewka jest daleko, ale obywatele tęsknią do symbolizowanej przez UE normalności, szczególnie ludzie młodzi. Ludzie chcą, by Serbia wyszła z izolacji, była normalnym krajem. Marta Szpala przypomniała, że największa euforia UE była na początku lat 2000. Teraz zapanował realizm, poparcie dla Unii spadło. Najbardziej entuzjastyczni są Albańczycy, którzy są na początku drogi. Narasta świadomość, że trzeba samemu pracować, choć UE pomaga. Do świadomości przebija się fakt, że UE nie jest magiczną różdżką. Na zakończenie Draginja Nadaždin stwierdziła, że w Bośni i Hercegowinie mamy do czynienia z fermentem demokracji bezpośredniej i potrzebne jest wparcie dla tego ruchu.