Czterdzieści lat minęło jak jeden dzień, czterdzieści lat minęło to piękny wiek TATA I BABCIA W DWUDZIESTCE Naszej Dwudziestce minęło już 45 lat i gdyby mury potrafiły śpiewać to pewnie często nuciłyby czterdzieści pięć lat minęło.. Kiedy w poprzednich edycjach konkursu opisywałem szkołę moich dziadków, to była to szkoła wiejska, mała, uboga. Uczęszczało do niej niewiele dzieci. Szkoła, do której chodził mój tata i w której pracowała moja babcia to duża, nowoczesna jak szkoła miejska, do której uczęszczało około 1000 uczniów, po 30-35 dzieci w każdej klasie. To szkoła nowego pokolenia, całkowicie różniąca się od szkoły dziadków. Mój tata uczęszczał do Dwudziestki w latach 1976 1984. W tym samym okresie w szkole pracowała moja babcia. Szkoła podstawowa była wówczas ośmioklasowa, a lekcje odbywały się od poniedziałku do soboty. Dwudziestka należała do szkół bardzo nowoczesnych, często była odwiedzana przez ważne delegacje, pokazywana w mediach. Nowy, okazały budynek był bardzo ładny, sale jasne, wyposażone w nowy sprzęt. W szkole była piękna, duża sala gimnastyczna. Ze względu na ogromną liczbę uczniów nauka trwała do późnych godzin wieczornych, niektórzy kończyli lekcje nawet o godz. 20.00. Z sali gimnastycznej korzystały tylko klasy starsze. Dla młodszych dzieci nie można było znaleźć wolnych godzin. Podobnie jak my teraz, dzieci chodziły do szkoły ubrane w mundurki. Na rękawie każdy musiał mieć naszytą tarczę szkolną. Pierwszoklasiści dodatkowo nosili kolorowe chusty. Każda klasa miała chustę w innym kolorze.
W szkole było dużo różnych kółek zainteresowań, odbywały się zajęcia sportowe. Istniały też organizacje nieznane obecnym uczniom np. Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Radzieckiej, Liga Obrony Kraju, Szkolna Kasa Oszczędności. Bardzo aktywnie działało harcerstwo. Do zuchów i harcerzy należało 3/4 uczniów. Mój tata był bardzo dumny, gdy przypinano mu harcerską odznakę. Każde dziecko należało do jakiegoś kółka zainteresowań. Wujek Marcin, który również uczył się w Dwudziestce uwielbiał kółko fotograficzne. Tam nauczył się fotografować, wywoływać zdjęcia itp. Tata występował w szkolnym kabarecie Piórem przez kalkę. Raz w tygodniu odbywały się próby, od czasu do czasu kabaret uświetniał szkolne uroczystości.
Wszyscy byli szczególni dumni z nowoczesnych klasopracowni. Babcia wspomina, że niektóre były fantastyczne, np. pracownia biologiczna przypominała małą palmiarnię. Wypełniały ją olbrzymie, egzotyczne rośliny w donicach, terraria, różne okazy zwierząt i roślin. W takiej sali było bardzo przyjemnie się uczyć, chociaż czasami uczniowie bardziej interesowali się np. chomikiem niż lekcją. W latach osiemdziesiątych w szkole nie było komputerów. Była jedna sala audiowizualna z zaciemnieniem, do której od czasu do czasu udało się załapać na zajęcia. Pierwsze komputery Spectrum zaczęły pojawiać się w 1988 roku. Wtedy też powstało pierwsze w Dwudziestce kółko informatyczne. Tata wspomina, że chociaż w jego szkole nie było takich pomocy naukowych i wyposażenia, jakie mamy dziś, to uczniowie bardzo lubili szkołę i wielu z nich odnosiło duże sukcesy w olimpiadach przedmiotowych i zawodach sportowych. Klasy rywalizowały ze sobą o tytuł Klasy sztandarowej, tak jak my rywalizujemy teraz o tytuł Superklasy. Kryteria były bardzo podobne. Oceniano noszenie mundurka, udział w akcjach charytatywnych, w konkursach. Tata mów, że nauczyciele byli surowi i wymagający, ale bardzo weseli. Najbardziej lubił nauczycielkę geografii, bo pozwalała ściągać na sprawdzianach. Bardzo wesoło było podczas dużych przerw. Samorząd Szkolny umilał wszystkim czas puszczając przez szkolny radiowęzeł największe muzyczne hity. Zawsze też jakiemuś nauczycielowi dedykowano jego ulubioną piosenkę. Na przerwach dzieci grały w kapsle, koraliki, wymieniały się
historyjkami z gum Donald. Bardzo popularne były wtedy pamiętniki, do których uczniowie (szczególnie dziewczyny) wpisywali sobie wierszyki i dedykacje. Babcia wspomina, że bardzo uroczyście obchodzono rozpoczęcia roku szkolnego i ślubowania pierwszoklasistów. W czasach kiedy była zastępcą dyrektora, zawsze uświetniały je występy Milicyjnej Orkiestry Dętej. Tata i jego koledzy najbardziej cieszyli się na przemarsz z orkiestrą po boisku szkolnym. Zdawało im się wtedy, że są tacy dorośli... Wujek i tata wspominają też różne śmieszne sytuacje. Dobrze pamiętają, jak kiedyś na muzyce zginęła gąbka do tablicy i nie było czym zetrzeć kredy. Zakłopotana pani zdjęła kozaczek i nim wyczyściła tablicę. Wszyscy pokładali się ze śmiechu. Do śmiechu za to nie było tacie, kiedy dostawał jakąś karę. Pewnego razu z kolegami poszedł na przerwie na pyzy do pobliskiego baru. Było to zabronione przez nauczycieli. Kucharz wiedząc o tym odprowadził ich do Pani Dyrektor. Za karę musieli posprzątać całe boisko z liści. Tato mówi, że kiedy odprowadza mnie do szkoły, to czuje się tak jak wtedy kiedy sam był jej uczniem. Chociaż szkoła jest wyremontowana, na elewacji pojawił się napis Dwudziestka, zmienili się nauczyciele, to atmosfera ciągle jest ta sama. Czterdzieści (45) lat minęło jak jeden dzień, na drugie tyle teraz przygotuj się, a może i na trzecie, któż to wie?
Mikołaj Szymkowiak klasa 6a