W trakcie debat o imigrantach i uchodźcach część zwolenników przyjmowania muzułmanów do Europy walczy ze swoimi przeciwnikami za pomocą argumentu, że przecież chrześcijaństwo jest tak samo złe jak islam, że przecież katoliccy fanatycy niczym się nie różnią od islamistów, że w XII wieku były wyprawy krzyżowe, a w XVII palono czarownice. Przyznam, że sam kiedyś tak myślałem. Ateistów uznających, iż chrześcijaństwo jest mniej groźne od innych religii, zwłaszcza od islamu, nazywałem nawet chrześcijańskimi ateistami. Było to jakieś kilkanaście lat temu i obecnie zmieniłem zdanie. Należę do tych wyjątkowych chyba osób, które zmieniają czasem zdanie i wcale się tego nie wstydzę. Widząc zacietrzewienie wielu ludzi w obronie swoich własnych dogmatów, jestem wręcz szczęśliwy, że potrafię zmienić zdanie, przyznać się przed sobą do fiaska części żywionych wcześniej poglądów. Życzę tego wszystkim bez tego bowiem przestajemy się uczyć od świata, od ludzi, wraz z biegiem czasu, wraz z analizą wydarzeń, które mają miejsce. W międzyczasie badałem sztukę orientalną, głównie indyjską, ale nie tylko. Skupiałem się głównie na muzyce i wiele uwagi poświęcałem twórcom muzułmańskim, gdyż mieli oni spore zasługi w tym względzie, również w Indiach, gdzie, choć dominują hinduiści, udział muzułmanów w tworzeniu kultury artystycznej był i jest ogromny. Ale przekonałem się też, że ci muzułmanie artyści są jedną z grup najbardziej zagrożonych przez islamskich ortodoksów i stanowią niestety zdecydowaną mniejszość, nawet jeśli dodamy do nich wszystkich wyznających Allacha miłośników ich twórczości, ich wykonawstwa etc. Tym niemniej przez te kilkanaście lat poznałem wiele faktów związanych z historią
Turcji, Iranu, Indii, Pakistanu, Indonezji, Afganistanu, Uzbekistanu, Azerbejdżanu, oraz Egiptu, Maroka, Algierii i innych państw arabskich. Z muzułmańskich państw Czarnej Afryki nie pozostałem oczywiście obojętny na wspaniałe tradycje muzyczne Mali. Muzułmanie nie są zatem dla mnie żadnymi Marsjanami, kimś niepojętym, nieznanym etc. Na moim Facebooku mam setki znajomych muzyków i dziennikarzy kulturalnych z państw muzułmańskich, większość z nich mieszka (lub mieszkała) poza Europą. Moje spotkania na żywo z muzułmanami, czy to w Turcji, czy to w Indiach uważam przeważnie za bardzo miłe. Jako, że moim przewodnikiem były badania dotyczące muzyki, poznawałem zarówno muzułmanów liberalnych, jak i konserwatywnych, choć nie skrajnie konserwatywnych, bo Ci często nie uznają żadnej sztuki, tylko modlitwę i recytację Koranu. Dodam, że niestety, gdybym był kobietą, takie badania byłyby znacznie trudniejsze, a czasem wręcz niemożliwe. Wśród liberalnych muzułmanów mam przyjaciół i dobrych znajomych. Dlatego w tym, co teraz piszę, nie pobrzmiewa raczej kompletna niewiedza, czy uprzedzenia wobec muzułmanów jako takich. Gdyby moi muzułmańscy znajomi mogli przeczytać ten tekst, część z nich by się rozgniewała, część by mi wybaczyła, a część pokiwałaby głową na znak tego, że mam niestety trochę racji. Ogólnie, nie jestem w tej chwili zmartwiony tym, że żaden z nich nie zna języka polskiego.
Poprzedziwszy ten esej takim szczerym wstępem, muszę stwierdzić, że na bazie tego, co się dzieje przez ostatnie lata, nie można dłużej bronić tezy, iż wszystkie religie są tak samo potencjalnie niebezpieczne i twierdzeń typu: skoro mamy naszych fanatycznych katolików, to jakie mamy podstawy, aby bać się (czy krytykować) muzułmanów. Uważam, że w roku 2015 wyznawcy islamu są statystycznie znacznie bardziej niebezpieczni i mniej tolerancyjni od wyznawców chrześcijaństwa. Zrównywanie mocno katolickiego Polaka, Portugalczyka czy Meksykanina z mocno islamskim Arabem, Pakistańczykiem czy Irańczykiem uważam za płynące z niewiedzy, lub za będące celowym zabiegiem propagandowym na usługach ideologii multikulti (a sam jestem całkiem mocno multikulti ale nie ideologicznie). W Polsce, czy w Meksyku działają organizacje ateistyczne i nikt ich nie zamyka, nie ściga i nie wyklucza. Za sam fakt bycia ateistą polscy czy meksykańscy katolicy nie mają zamiaru nikogo zabijać. Nawet najbardziej radykalni z nich nie myślą o takich rzeczach. Tymczasem w 13 krajach muzułmańskich za ateizm grozi kara śmierci. Podobnie jest z odejściem od religii i przejściem na inną. Nawet bardzo radykalni katolicy z Malty, Polski, czy Argentyny nie mają zamiaru zabijać odstępców. Czasem odstępstwo od wiary naraża odstępców na ostracyzm ze strony rodziny, czy przyjaciół, ale to wszystko. Taka osoba nie jest zabijana, zamykana w areszcie (bo poza karą śmierci w 13 krajach w innych krajach muzułmańskich grożą odstępcom mniejsze prześladowania). To samo dotyczy protestantów nie ma protestanckiego kraju, gdzie za odejście od chrześcijaństwa groziłaby kara śmierci, więzienie etc. W krajach
protestanckich można prowadzić działalność ateistyczną, czy związaną z innymi religiami. W Polsce, w Chile, czy w Hiszpanii można budować świątynie niechrześcijańskie. Można zakładać niechrześcijańskie związki wyznaniowe. W niektórych państwach muzułmańskich jest to niemożliwe, a w bardzo wielu ogromnie utrudnione. Oczywiście zdarzają się protesty wobec budowy meczetów w państwach zdominowanych przez religię chrześcijańską, ale te meczety jednak powstają, nie są burzone przez rząd. Te protesty związane są z lękiem przed islamem, a nie z dążeniem do tego, aby wszędzie stały tylko kościoły. Nie sądzę, aby ktokolwiek chciał sprofanować głową wołową świątynię hinduistyczną w Warszawie Nie sądzę, aby Szwajcarom przeszkadzała dominanta buddyjskiej pagody w ich kraju. Sunnici, czyli przedstawiciele głównego odłamu islamu, często przeżywają to, że część ziem należących kiedyś do islamu, takich jak Izrael, Indie, czy Andaluzja, obecnie nie jest objęta władzą muzułmanów (lub w przypadku Indii, tylko po części). U chrześcijan nie spotykam się z tego typu przekonaniem, wyrażanym w mediach i kulturze, obecnym w wielu prywatnych rozmowach. A przecież kiedyś niemal cały świat był we władzy chrześcijan Indie, Indonezja, Sri Lanka, Wietnam, Laos, Libia, Maroko etc. etc. Nie spotkałem nigdy księdza, ani pastora nawołującego do tego, aby przywrócić w Indiach czy w Maroku rządy chrześcijan. Nawet w bardzo radykalnych pismach religijnych, nawet na Frondzie, nie pojawiają się tego typu narracje. Ta różnica związana jest między innymi z tym, że dla sunnitów również historia podbojów islamu na swój sposób jest święta. Mahomet był zdobywcą, a Jezus tylko nauczał. Nie podbił niczego, był mistykiem, jeśli wierzyć mitowi o nim.
Chrześcijaństwo raczej nie tworzy miejsc, do których nie można wejść. Być może coś by się znalazło u fundamentalistycznych protestantów w USA. Ale wejść do Bazyliki Świętego Piotra może każdy, Muzeum Watykańskie może zwiedzać każdy. Tymczasem w islamie całe miasto jest całkowicie zakazane dla niemuzułmanów. Jest nim Mekka. Chrześcijanom zdarza się blokować ulice na na przykład na procesje Bożego Ciała. Ale są to sporadyczne momenty w skali roku. Tymczasem część muzułmanów urządza modły na ulicach pięć razy dziennie każdego dnia. W piątek chrześcijanie nie zmuszają innych ludzi do niejedzenia mięsa. W okresie Ramadanu, w co bardziej ortodoksyjnych krajach muzułmańskich, nikt nie może publicznie pić wody ani jeść czegokolwiek za dnia. Nie istotne, że nie jest muzułmaninem i przyjechał w celach turystycznych czy zawodowych. Jeśli złamie ten zakaz, może mieć problemy z policją w państwach, gdzie nie panuje anarchia, lub zostać nawet zlinczowanym na terenach objętych władzą radykalnych fundamentalistów. W państwach gdzie dominuje chrześcijaństwo kobiety przeważnie mogą ubierać się tak, jak im się podoba, również bardzo oszczędnie zakrywając ciało. Kobieta może poruszać się po tych krajach sama, bez opieki ojca, brata, czy męża. Kobieta w państwach gdzie dominuje chrześcijaństwo może pójść na kawę z kumplem, a nie z mężem i nie spotkają ją z uwagi na to szykany. Może też zdradzić męża i jedyną ewentualną karą będzie jego zazdrość, a nie kara wymierzona w majestacie prawa. Być może doprowadzi to do rozwodu, ale to wszystko. W niektórych państwach muzułmańskich karą za zdradę męża jest śmierć przez ukamienowanie. W innych można mieć mniejsze
problemy, ale jednak i tak dość poważne. Samo przebywanie w obecności obcego mężczyzny w większości państw muzułmańskich naraża kobietę przynajmniej na ostracyzm. W większości państw, gdzie dominuje chrześcijaństwo, można otwarcie krytykować tę religię. W państwach muzułmańskich jest to faktycznie, lub praktycznie niemożliwe. Nawet w nadal stosunkowo liberalnej Turcji jakakolwiek krytyka islamu ściąga na krytyka liczne problemy. Przykładem niech będzie wielki pianista turecki, Fazil Say i szykany, jakie go spotkały za krytykę obyczajów islamskich na Twitterze. W niektórych państwach chrześcijańskich mamy paragrafy dotyczące obrazy uczuć religijnych. Ale są one bardzo rzadko wykorzystywane i dotyczą naprawdę mocnej krytyki, a nie każdej. W sieci są dziesiątki, setki moich materiałów, gdzie krytykuję chrześcijaństwo. Nikt nawet nie próbował pozwać mnie za nie do sądu. W części państw muzułmańskich nawet najdelikatniejsza krytyka islamu jest całkowicie niemożliwa. Jakakolwiek krytyka. Oczywiście bywa czasem, że członkowie elit rządzących pozwalają sobie na więcej i tylko oni mogą liczyć na to, że im się upiecze. Mniejszości chrześcijańskie w Indiach, Japonii, na Sri Lance czy w Chinach nie starają się narzucić swoich zwyczajów niechrześcijanom. Niektórzy chrześcijanie występują przeciwko nauce. Na przykład kreacjoniści w USA. Ale w wielu państwach muzułmańskich za samo stwierdzenie, że człowiek pochodzi od zwierząt można mieć realne, prawne problemy. Choć w średniowieczu cywilizacja islamu rozwijała (proto)naukę lepiej niż cywilizacja chrześcijańska, to już w epoce renesansu i później ta relacja się zupełnie odwróciła świat islamu odszedł od nauki,
natomiast w Europie ona zaczęła się rozwijać, mimo brutalnych często ingerencji Kościoła czy wspólnot protestanckich. Na przykład w X wieku powstały w cywilizacji islamu genialne jak na swoje czasy traktaty o optyce. Zainspirowały one naszych uczonych średniowiecznych, na przykład związanego z Polską Witelona. Ale później ortodoksja muzułmańska zakazała stosowania soczewek, a Kościół, choć próbował, wyszedł z tej próby bez powodzenia. Wielu chrześcijan nie uważa wyznawców innych religii za osoby opętane przez szatana i z góry skazane na piekło. Silne są w chrześcijaństwie ruchy ekumeniczne, uznające, iż każda religia jest godną drogą do Boga. W islamie obecnie prawie nie ma takich ruchów, zwłaszcza, gdy w grę wchodzą politeiści. Wyjątkiem są sufici i Indie, gdzie żyje największe chyba grono w miarę tolerancyjnych muzułmanów (choć są też i tam radykalni ortodoksi). Dodam, że wbrew temu, co może nawet wynika z Koranu, nawet Ludy Księgi czyli żydzi i chrześcijanie, są przez wielu muzułmanów uważani za skazanych na piekło. Żadna religia nie jest wolna od aktów terroru nią dyktowanych. Zdarzają się one hinduistom i buddystom, katolikom, judaistom i protestantom. Jednakże islam zdecydowanie przoduje pod tym względem, za mało jest też krytyki tych aktów terroru ze strony samych muzułmanów. Przykładowo krytyki katolików wobec motywowanego również katolicyzmem terroryzmu irlandzkiej IRA było znacznie więcej. Zdecydowanie więcej jest też krytyki radykalnych ruchów hinduistycznych ze strony wielu hinduistów. Żadne państwo, gdzie islam jest dominującą religią, nie jest w pełni demokratyczne. W większości państw muzułmańskich łamie się prawa mniejszości. W większości kuleje wolność słowa. Te nędzne w tym względzie statystyki nie wynikają raczej z biedy
Hindusi są znacznie biedniejsi od obywateli wielu państw muzułmańskich, a jednak w Indiach jest demokracja, jest niezależna prasa, stara się bronić praw mniejszości. Na koniec, jeśli spojrzymy na historię, to rzeczywiście śmiało można bronić tezy, że chrześcijaństwo bywało bardziej radykalne i nietolerancyjne niż islam. Ale w 2015 roku tak nie jest. Nie żyjemy w XII wieku, nie jesteśmy też winni za grzechy z tego okresu. Gdyby wina obowiązywała setki lat wstecz, to ileż winni są muzułmanie Grecji czy Krajom Bałkańskim, albo Indiom? Czy ludy Bantu nie powinny spłacać kontrybucji Pigmejom? Żyjemy w roku 2015. Istnieje tylko garstka osób pamiętających pierwsze dekady XX wieku. My, Polacy, przykładowo nie winimy już raczej Niemców za nazizm i Hitlera. A ucierpieliśmy bardziej, niż niejeden skolonizowany naród. Hindusi w ogromnej większości nie winią Brytyjczyków. Francuzi nie winią Włochów za atak na ich kraj razem z Niemcami. Żydzi w Izraelu nie obrzucają kamieniami niemieckich turystów. Jest rok 2015. Mój, czy Twój przodek mógł być 300 lat temu katem, który spalił czarownicę na stosie. Albo inkwizytorem, który wydał wyrok na jakiegoś bezbożnika. A może był dzieckiem z nieprawego łoża jakiegoś Tatara? A może było odwrotnie może nasi przodkowie 300 lat temu byli prześladowani. Może Turcy spalili ich wioskę lub miasteczko? Kto przy zdrowych zmysłach będzie dochodził wobec żyjących dziś ludzi win z czasów polowań na czarownice, czy z okresu Wypraw Krzyżowych? (Oczywiście można nadal winić stojące u podstaw tych aktów idee.) Zresztą przed krucjatami muzułmanie zajmowali w brutalny sposób Iran. Czy zatem czują się winni wobec zoroastrian, których niedobitki jeszcze istnieją, i kultywują swój kult ognia, dominujący i brutalnie zgaszony podczas podboju Persji przez muzułmanów? Czy muzułmanie czują się
winni za narzucanie, niekiedy bardzo brutalne, islamu w Indiach czy w Indonezji? Naprawdę, teraz jest rok 2015. Winić za cokolwiek można żyjące pokolenia, a nie osoby sprzed wieków. W roku 2015 chrześcijaństwo jest całościowo znacznie mniej groźne niż całościowo islam. Polski katolik, nawet najbardziej zagorzały i nietolerancyjny, nie jest porównywalny w swoich poglądach religijnych i dyktowanych nimi działaniach z wojownikiem ISIS, z członkiem Bractwa Muzułmańskiego, czy z funkcjonariuszem szariackiej policji obyczajowej w Iranie, czy, oczywiście, z żołdakiem Al Kaidy. Nie jest też porównywalny z wieloma mocno religijnymi mieszkańcami Pakistanu, Jemenu, Somalii czy Afganistanu, nawet jeśli Ci nawet nie słyszeli o czymś takim jak ISIS czy Al Kaida. Choć jestem ateistą, który krytykuje bardzo często chrześcijaństwo, uważam, że nieuczciwie jest zrównywać radykalnego polskiego katolika z radykalnym muzułmaninem i protestuję przeciwko takiemu porównaniu! Uważam, że powinniśmy wspierać przede wszystkim liberalnych muzułmanów, którzy protestują przeciwko prawom szariatu, przeciwko fundamentalizmowi religijnemu w swoich krajach i związanej z nim przemocy i niesprawiedliwości. Obecnie mamy u swoich bram uchodźców (obok imigrantów zarobkowych i, niestety, osób związanych z ISIS). Rzeczywistym uchodźcom powinniśmy pomóc, pomimo tego, że ich przekonania mogą być znacznie mniej tolerancyjne i humanistyczne od naszych. Powinniśmy pomóc, bo rzeczywistym uchodźcom zagraża śmierć. Ale jeśli nadal będą uważać, że na przykład za odejście od islamu należną karą jest śmierć, powinniśmy ich odesłać z powrotem, jak tylko w ich części świata zapanuje pokój, w którego budowanie najwyraźniej będziemy musieli się zaangażować, możliwe niestety, że również militarnie.
Ps.: W artykule, dla urozmaicenia i podkreślenia muzycznego wątku, użyłem nagrań dwóch legendarnych muzyków z Indii, muzułmanów. Pierwsze z nich to dhrupad śpiewany przez Wasifuddina Dagara, dziedzica najstarszej stylistyki śpiewu klasycznego Północnych Indii. Dagar, właściwie znajdujący dźwięki, to imię rodowe. Dagarowie przeszli na islam w XVI wieku, dzięki czemu łatwiej im było śpiewać na dworach arystokratów, wówczas w większości muzułmańskich. W XX wieku zdarzały się powroty Dagarów do religii pradziadów, przybierali wtedy dawne, hinduistyczne imię Pandey. Drugi przykład to wielki sarodzista Ali Akbar Khan. Był on przyjacielem pandita Raviego Shankara, razem z nim uczył się u swojego legendarnego ojca, Allauddina Khana, który wykształcił największych instrumentalistów indyjskich XX wieku. Co ciekawe, Allauddin był Baulem, czyli łączył religię hinduistyczną z islamem. Baulowie przeważnie wierzą zarówno w boginię Kali i w Allacha. Są oczywiście prześladowani poza Indiami przez wielu prawdziwych muzułmanów. Allauddin z uwagi na geniusz muzyczny stał się kapłanem jednej z najważniejszych świątyń bogini muzyki Saraswati w Bengalu. Swego syna uczynił muzułmaninem, córkę hinduistką. Sarod, na którym gra Ali Akbar Khan przywędrował do Indii wraz z najeźdźcami z Afganistanu w XVII wieku. Afganowie często najeżdżali Indie i zaprowadzali swoje rządy w części kraju. Ich najazdy przeplatały się z inwazjami dynastii wywodzących się z ludów tureckich. Tureckie dynastie przeważnie były bardziej tolerancyjne, czego kulminacją były w XVI wieku rządy cesarza Akbara z dynastii Mogołów, de facto dalekiego już w czasie, turecko mongolskiego potomka Timura, który już taki miły nie był Indie są najaktywniejszą na świecie areną aktów terroryzmu ze strony różnych ugrupowań, w większości muzułmańskich, ale też hinduistycznych, maoistycznych i nacjonalistycznych. Mimo to część indyjskich muzułmanów należy do najbardziej tolerancyjnych na świecie. Być może też od Indii powinniśmy się uczyć jeśli chodzi o mniejszości muzułmańskie żyjące w Europie.