O czym marzy Karolinka, siedząc na pierwszej lekcji - przeczytajcie sami: Niektórzy nie nudzą się w szkole i nawet chętnie do niej chodzą:



Podobne dokumenty
Magdalena Bladocha. Marzenie... Gimnazjum im. Jana Pawła II w Mochach

Czerwony Kapturek inaczej

Joanna Charms. Domek Niespodzianka

Izabella Mastalerz siostra, III kl. S.P. Nr. 156 BAJKA O WARTOŚCIACH. Dawno, dawno temu, w dalekim kraju istniały następujące osady,

VIII Międzyświetlicowy Konkurs Literacki Mały Pisarz

Pan Toti i urodzinowa wycieczka

Anioł Nakręcany. - Dla Blanki - Tekst: Maciej Trawnicki Rysunki: Róża Trawnicka


Paulina Grzelak MAGICZNY ŚWIAT BAJEK

Przygody Jacka- Część 1 Sen o przyszłości

Bajkę zilustrowały dzieci z Przedszkola Samorządowego POD DĘBEM w Karolewie. z grupy Leśne Ludki. wychowawca: mgr Katarzyna Leopold

WYCIECZKA DO ZOO. 1. Tata 2. Mama 3. Witek 4. Jacek 5. Zosia 6. Azor 7. Słoń

Żołądź o imieniu Jacek

BURSZTYNOWY SEN. ALEKSANDRA ADAMCZYK, 12 lat

Nowe przygody Pana Toti

Królowa zwierząt. Dawno, dawno temu, przed wiekami w leśnej krainie stał. Klara Mikicka 5a

MAŁA JADWINIA nr 11. o mała Jadwinia p. dodatek do Jadwiżanki 2 (47) Opracowała Daniela Abramczuk

INSCENIZACJA OPARTA NA PODSTAWIE BAJKI CZERWONY KAPTUREK

BIEDRONKI MAJ. Bloki tematyczne: Polska Moja ojczyzna Jestem Europejczykiem Mieszkańcy łąki Święto mamy i taty

Na skraju nocy & Jarosław Bloch Rok udostępnienia: 1994

Płynęły statkiem aż zobaczyły na wodach ogromnego wieloryba. Dziewczynki bardzo się przestraszyły.

"PRZYGODA Z POTĘGĄ KOSMICZNA POTĘGA"

Szczęść Boże, wujku! odpowiedział weselszy już Marcin, a wujek serdecznie uściskał chłopca.

Kto chce niech wierzy

Ekologiczne działania w postaci historyjki. Ratowanie kasztanowców. Our Eco Story. PG 13 Radom

Umiłowani, jeśli Bóg tak nas umiłował, to i my winniśmy się wzajemnie miłować. (1 J 4,11) Droga Uczennico! Drogi Uczniu!

ZAGUBIONA KORONA. Autor:,,Promyczki KOT, PONIEWAŻ NICZYM SYRENCE, W WODZIE WYRASTAŁ IM RYBI OGON I MOGLI PRZEMIERZAĆ POD WODĄ CAŁE MORZA I OCEANY.

Uprzejmie prosimy o podanie źródła i autorów w razie cytowania.

Opowiedziałem wam już wiele o mnie i nie tylko. Zaczynam opowiadać. A było to tak...

ZADANIA DYDAKTYCZNE NA STYCZEŃ

Copyright 2015 Monika Górska

Podziękowania dla Rodziców

Kielce, Drogi Mikołaju!

SCENARIUSZ Z UROCZYSTOŚCI Z OKAZJI DNIA MATKI I OJCA

Hektor i tajemnice zycia

Język polski marzec. Klasa V. Teraz polski! 5, rozdział VII. Wymogi podstawy programowej: Zadania do zrobienia:

Wolontariat. Igor Jaszczuk kl. IV

30-dniowe #FajneWyzwanie Naucz się prowadzić Dziennik!

Nazywam się Maria i chciałabym ci opowiedzieć, jak moja historia i Święta Wielkanocne ze sobą się łączą

Dzięki ćwiczeniom z panią Suzuki w szkole Hagukumi oraz z moją mamą nauczyłem się komunikować za pomocą pisma. Teraz umiem nawet pisać na komputerze.

i na matematycznej wyspie materiały dla ucznia, klasa III, pakiet 3, s. 1 KARTA:... Z KLASY:...

BEZPIECZNY MALUCH NA DRODZE Grażyna Małkowska

Copyright 2015 Monika Górska

SCENARIUSZ UROCZYSTOSCI

i na matematycznej wyspie materiały dla ucznia, klasa III, pakiet 109, s. 1 KARTA:... Z KLASY:...

BĄDŹ SOBĄ, SZUKAJ WŁASNEJ DROGI - JANUSZ KORCZAK

Zuźka D. Zołzik idzie do zerówki

Witajcie dzieci! Powodzenia! Czekam na Was na końcu trasy!

Streszczenie. Streszczenie MIKOŁAJEK I JEGO KOLEDZY

Przedstawienie. Kochany Tato, za tydzień Dzień Ojca. W szkole wystawiamy przedstawienie. Pani dała mi główną rolę. Będą występowa-

Ilustracje. Kasia Ko odziej. Nasza Księgarnia

Październik. TYDZIEŃ 3.: oto bardzo ważna sprawa strona lewa, strona prawa

Piaski, r. Witajcie!

ERASMUS COVILHA, PORTUGALIA

INFORMACJE PODSTAWOWE

BAJKA O PRÓCHNOLUDKACH I RADOSNYCH ZĘBACH

Numer 1 oje nformacje wietlicowe

Kolejny udany, rodzinny przeszczep w Klinice przy ulicy Grunwaldzkiej w Poznaniu. Mama męża oddała nerkę swojej synowej.

Świat naszym domem. Mała Jadwinia nr 29

AUDIO / VIDEO (A 2 / B1 ) (wersja dla studenta) ROZMOWY PANI DOMU ROBERT KUDELSKI ( Pani domu, nr )

NIE BLEDNIJ, KORALICZKU!

WYBÓR SIEDMIU DIAKONÓW

INSCENIZACJA NA DZIEŃ MATKI I OJCA!!

I Komunia Święta. Parafia pw. Św. Jana Pawła II Gdańsk Łostowice

Wreszcie nadszedł ten dzień, na który tak długo czekały. Rodzice przygotowali im tort.

I Komunia Święta. Parafia pw. Bł. Jana Pawła II w Gdańsku

SCENARIUSZ ZAJĘĆ REWALIDACYJNYCH Z WYKORZYSTANIEM TECHNOLOGII INFORMACYJNO-KOMUNIKACYJNYCH

Rozumiem, że prezentem dla pani miał być wspólny wyjazd, tak? Na to wychodzi. A zdarzały się takie wyjazdy?

TEST SPRAWDZAJĄCY UMIEJĘTNOŚĆ CZYTANIA ZE ZROZUMIENIEM DLA KLASY IV NA PODSTAWIE TEKSTU PT. DZIEŃ DZIECKA

Pielgrzymka, Kochana Mamo!

Konspekt zajęcia przeprowadzonego w grupie 3-4 latków w dniu r. przez Joannę Słowińską

STARY TESTAMENT. JÓZEF I JEGO BRACIA 11. JÓZEF I JEGO BRACIA

Kurs online JAK ZOSTAĆ MAMĄ MOCY

JĘZYK. Materiał szkoleniowy CENTRUM PSR. Wyłącznie do użytku prywatnego przez osoby spoza Centrum PSR

Bangsi mieszkał na Grenlandii. Ogromnej, lodowatej

Odkrywam Muzeum- Zamek w Łańcucie. Przewodnik dla osób ze spektrum autyzmu

Kocham Cię 70 sekund na minutę, 100 minut na godzinę, 40 godzin na dobę, 500 dni w roku...

Chrzest. 1. Dziękuję za uczestnictwo w Sakramencie Chrztu Świętego

Tekst zaproszenia. Rodzice. Tekst 2 Emilia Kowal. wraz z Rodzicami z radością pragnie zaprosić

s. Adriana Miś CSS Mały Ogrodnik Opowiadania o owocach Ducha Świętego Wydawnictwo WAM

Geneza. Plan wydarzeń

i na matematycznej wyspie materiały dla ucznia, pakiet 159, s. 1 KARTA:... Z KLASY:...

HISTORIA WIĘZIENNEGO STRAŻNIKA

BLOKI TEMATYCZNE: 1.Taki sam, ale inny. 2. Na moim podwórku. 3. Nadchodzą wakacje

ŁOWYŃ JGZ i 36 JGZ

POWTÓRZENIE WIADOMOŚ CI PRZED TESTEM

Jak pies z kotem czy warto się kłócić?

Nie ruszaj, to moje!

Każdy patron. to wzór do naśladowania. Takim wzorem była dla mnie. Pani Ania. Mądra, dobra. i zawsze wyrozumiała. W ciszy serca

Rozdział 1. Pierwszy dzień w czwartej klasie.

Uratowanie Prosiaczka

W MOJEJ RODZINIE WYWIAD Z OPĄ!!!

Spis treści. Od Petki Serca

Katalog wzorów statuetek Statuetki z akrylu lub sklejki.

STARY TESTAMENT. JÓZEF I JEGO BRACIA 11. JÓZEF I JEGO BRACIA

Katarzyna Michalec. Jacek antyterrorysta

WAŻNE Kiedy widzisz, że ktoś się przewrócił i nie wstaje, powinieneś zawsze zapytać, czy możesz jakoś pomóc. WAŻNE

Przepraszam, w czym mogę pomóc?

VIII TO JUŻ WIESZ! ĆWICZENIA GRAMATYCZNE I NIE TYLKO

Transkrypt:

Bardzo się cieszymy, że tak wielu z Was chętnie zamieszcza u nas swoje prace. Zachęcamy wszystkich do zapoznania się z następnym numerem naszego Kącika.... Znajdziecie w nim wiele ciekawych opowiadań i bajek, a także śmieszne fraszki, które poprawią Wam humor. Czas na zaprezentowanie kolejnych prac literackich. Życzymy miłych wrażeń! Oto krótkie humorystyczne wierszyki, które napisali dla Was uczniowie klasy III d. O czym marzy Karolinka, siedząc na pierwszej lekcji - przeczytajcie sami: Gdy na pierwszej lekcji siedzę, słucham pani o kwiatuszku lecz bym chciała leżeć w łóżku. Karolina Szajer Niektórzy nie nudzą się w szkole i nawet chętnie do niej chodzą: Nasza klasa fajna jest, nasza pani super jest my się w szkole nie nudzimy tylko pięknie się uczymy. Patrycja Dawidowska Do szkoły zapraszam was, chodźcie już czas! Mateusz Kondracki Koniec wakacji Choć Słońce nadal świeci do szkoły idą dzieci. Uśmiech mają na twarzy ciekawe co się wydarzy? Julia Depczyńska Widać, iż autorzy tych fraszek są pozytywnie nastawieni do szkoły.

Kosmici też mają dobre serca. Inwazja kosmitów Pewnego dnia rodzinka poszła do Mc Donalda na frytki. Nagle zgasły światła, rodzinka się przestraszyła. Gdy wyjrzeli przez okno zobaczyli brzydkich kosmitów. Mieli czułki na głowie, zieloną i pomarszczoną skórę oraz po trzy palce u nóg i dwa u rąk. Nie mieli zębów, a ich języki były długie i podobne do języków węży. Kosmici chcieli się zaprzyjaźnić, ale im to nie wyszło. Ludzie zaatakowali kosmitów i zaczęła się I wojna międzygalaktyczna pomiędzy ludźmi a kosmitami. Ludzie walczyli nożami, a kosmici mieczami. Walczyli mężczyźni i kobiety. W walce jeden z kosmitów zobaczył 8-letnie dziecko, które miało duże kłopoty, ponieważ mogło wypaść z okna. Kosmita uratował dziecko. Ludzie zrozumieli, że wygląd nie ma znaczenia. Liczy się to, co jest w środku. Michał J. O pieniądzach.. Pieniężny dół Dawno, dawno temu żył chłopiec o imieniu Michał. Był bezdomny. Nie miał jedzenia, ani pieniędzy. Prosił mieszkańców miasteczka o jedzenie, ale nikt mu nie dał, z wyjątkiem pewnej kobiety. Pewnego dnia zobaczył spadającą gwiazdę i poprosił, żeby z nieba spadły pieniądze. Po tygodniu życzenie się spełniło. Spadł deszcz pieniędzy. Niestety monety i banknoty spadły do dużego dołu. Michał i reszta mieszkańców zbiegli do dołu. Zaczęli kopać, ale tylko Michał i kobieta, która mu pomogła wykopali pieniądze. Inni ludzie wykopali kamienie. Michał i kobieta poszli do miasta. Pani spytała się, czy chce z nią zamieszkać. Michał zgodził się, żyli długo i szczęśliwie. Ania Kwidzińska z klasy IIIb O miłości.. Mała Syrenka Dawno temu w odległych głębinach żyła sobie mała syrenka, która nazywała się Wiktoria. Miała pomarańczowy ogon i piękne blond włosy. Pewnego razu tata małej syrenki powiedział, że jak ukończy piętnaście lat to będzie mogła się wynurzyć. Pierwsza syrenka wypłynęła i zobaczyła dzieci bawiące się na plaży. Druga syrenka zobaczyła księżyc i dużo gwiazd na niebie. Trzecia zobaczyła piękny zachód słońca. Czwarta ptaki na niebie. Nadeszła kolej Wiktorii, ale ona zobaczyła pięknego księcia na morzu. Nagle na morzu rozszalała się burza i książę zaczął tonąć. Syrenka uratowała go. Rano książę się obudził, wyszedł na balkon i zobaczył małą syrenkę. Od razu się zakochał z wzajemnością. Następnego dnia odbył się piękny ślub. Książe i Syrenka żyli długo i szczęśliwie. Paulina Golcz z klasy IIIb

O braterskiej miłości. Auto Za siedmioma górami, za siedmioma lasami było sobie miasteczko, w którym mieszkał chłopiec o imieniu Artur. Artur pochodził z bardzo biednej, ale kochającej się rodziny. Pewnego razu, kiedy szedł do szkoły zobaczył na wystawie piękne czerwone auto. Bardzo zapragnął je mieć, ale jego rodzicom ledwie starczało na chleb. Samochodzik był bardzo drogi. Pomyślał, że mógłby chodzić po szkole do pracy i zarobić pieniądze na wymarzone auto. Po miesiącu ciężkiej pracy dostał wypłatę. Tak się ucieszył, że postanowił iść do domu pokazać starszemu bratu ile zarobił. Kiedy był już w domu, przez przypadek podsłuchał rozmowę rodziców. Mama płakała, że jego siostra jest bardzo chora a rodzice nie mają pieniędzy na drogie lekarstwa. Chłopiec się przestraszył, że jago młodsza siostrzyczka nie wyzdrowieje. Postanowił zarobione pieniądze oddać rodzicom. Artur doszedł do wniosku, że najważniejsze dla niego jest zdrowie i szczęście rodziny a marzenia i tak się spełniają. Paulina Golcz z klasy IIIb Teraz chciałybyśmy zaproponować zagłębienie się w świat bajek. Bajki każdy lubi czytać, miło także jest posłuchać jak opowiadają je nasze babcie albo mamy. W naszym Kąciku... możecie zapoznać się ze wspaniałymi opowieściami, które stworzyli wasi rówieśnicy wraz z rodzicami lub dziadkami. Są to niepowtarzalne bajki! Musicie koniecznie je poznać! Zapraszam Was do zaczarowanego świata waszej wyobraźni!!! Autorzy: Ida Komorek, klasa Ib Beata Komorek Bajkowy ogród Wcale niedawno temu, w pewnym mieście mieszkało dwóch braci - Antoś i Kacper. Chłopcy uwielbiali wyjeżdżać do swojej babci Michaliny, która mieszkała w malutkim domku z przepięknym ogródkiem. Babcia była starszą panią i nie miała już sił na pielęgnowanie ogrodu. Na skutek tego ogród wyglądał jakby był tajemniczą krainą. Drzewa już były stare i powykrzywiane od wiatrów, krzewy urosły do ogromnych rozmiarów, ale dzieci uwielbiały się w nim bawić. Zawsze coś ciekawego się wydarzyło Pewnego razu, kiedy Antoś z Kacperkiem jak zwykle bawili się w ogrodzie u babci, zauważyli dziwny kamień, leżący w najdalszym kącie ogrodu. To był dość duży kamień, kształtem przypominał ogromne jajo. Chłopcy pomyśleli, że wygląda jak jajo dinozaura Antoś wskoczył na kamień bo chciał udawać Indianina i nagle poczuł, że kamień się rusza. Zeskoczył z niego i wraz z Kacperkiem spróbowali odsunąć ten dziwny kamień Bez problemu przesunęli go i ich oczom ukazała się wielka dziura.

- Antoś, zobacz! To jest chyba jakiś tunel wykrzyknął Kacperek chodź, zobaczymy dokąd on prowadzi! - Boję się, ale strasznie jestem ciekawy co tam jest! Zabierzmy tylko latarki, bo tam jest bardzo ciemno! odpowiedział Antoś. I chłopcy odważnie weszli do tunelu, trzymając się za ręce. Szli, szli w ciemnościach, aż tu nagle z bocznego tunelu wyłonił się wielki kret. Miał piękne aksamitne futro i mówił ludzkim głosem! - A to kto idzie? - odezwał się kret. Chłopcy wystraszyli się, bo nigdy nie widzieli kreta i to w dodatku takiego, który mówi! - Dzień Dobry, jesteśmy Kacper i Antek odezwał się odważniejszy Kacperek. Przepraszamy, ale chyba się zgubiliśmy - Tak, tak - kret wyglądał na niezadowolonego Tu wciąż ktoś się kręci Niedawno była tu taka mała panienka, którą miałem poślubić, ale uciekła z jakimś ptaszyskiem - Z jaskółką? nie wytrzymał Antek. Pamiętał, że mama czytała mu kiedyś baśń o Calineczce i śmiał się co to za bajki - Może i z jaskółką Ale nie rozumiem, jak mogła zrezygnować z mojego pięknego mieszkanka pod ziemią - kret był chyba zasmucony. Wy pewnie też wolicie życie na powierzchni ziemi? Słońce, kwiaty i te inne głupoty - Tak, Panie krecie. Mógłby nam Pan pomóc się wydostać na powierzchnię? zapytał Kacper. Chłopcy już bardzo chcieli znaleźć się w bezpiecznym domu u babci Obawiali się, że kret nie będzie chciał im pomóc Jednak stało się inaczej i kret mówiący ludzkim głosem zaprowadził chłopców krętym tunelem do wyjścia. - Hurra, słońce! wykrzyknął Kacper dziękujemy Panie krecie! - Kacper - zaczął Antoś, przecierając oczy oślepione letnim słońcem to nie jest ogród naszej babci Gdzie my jesteśmy? Istotnie, chłopcy stali pośrodku leśnej polany i nie mieli pojęcia co teraz zrobić. W tej samej chwili przyleciał do nich ptaszek i usiadł na ramieniu Antosia. - Czyżbyście się zgubili? zaświergotał. Jestem słowik, właśnie lecę na kolację. Żona czeka i pewnie się martwi. Czasem wracam piechotą i się spóźniam - Ojej, znam cię słowiku, czytałem o Tobie w książce - powiedział Antoś, zupełnie nie zdziwiony, że ptaszek przemówił ludzkim głosem. To prawda, zgubiliśmy się i spotykają nas dziwne przygody. Czy mógłbyś nam wskazać drogę do naszej babci? - O, tu w lesie mieszka jedna babcia, ale ona ma wnuczkę, dziewczynkę - zaśpiewał słowik - Czerwony Kapturek? odgadł Kacper - gdzie myśmy zawędrowali.. - Tak, tak Czerwony Kapturek na nią mówimy. Często tędy przechodzi - odpowiedział słowik śpiewająco. Ale może łabędzie, co latają wysoko będą znały drogę do waszej babci? Mieszkają niedaleko przy jeziorze. Zaprowadzę was. Oj, żona znów się pogniewa I chłopcy pobiegli za słowikiem. Tuż za polaną było piękne jezioro, po którym pływały śliczne białe łabędzie - Nie zdziwię się, jeśli jedno z nich było Brzydkim Kaczątkiem - zaczął Kacper - A, tak, tak było zaświergotał Słowik. - Skąd wiecie? - Dziś spotykamy samych bajkowych bohaterów, a ja już chcę do babci - powiedział Antoś. Kiedy tylko chłopcy dotarli do łabędzi, najpiękniejszy z nich podpłynął i zapytał czy może im pomóc. Chłopcy opowiedzieli swoje przygody - począwszy od wielkiego kamienia, który znaleźli u babci w ogrodzie Okazało się, że piękny łabędź widział podobny kamień, ale na innej polanie. Postanowili się tam udać. Łabędzie były tak miłe, że wzięły chłopców na grzbiet i poleciały na sąsiednią polanę. - Tam, na skraju polany, pod sosną znajdziecie kamień, może jest pod nim tunel, którym wrócicie do domu. powiedział piękny łabędź i pożegnał się z dziećmi. Po chwili chłopcy znaleźli się przy kamieniu. Był dokładnie taki sam jak ten z ogrodu babci. Postanowili, że zrobią jak poprzednio i przesunęli kamień. Okazało się, że pod kamieniem też jest tunel. Jednak tym razem zawahali się czy do niego wejść. - Kacper, a może znów się zgubimy? zapytał przestraszony Antoś, który już miał łzy w oczach.

W tym samym momencie z tunelu wyskoczyła mała mysz i zagadnęła ludzkim głosem: - Co się stało chłopcy? Zgubiliście się? I dzieci opowiedziały myszce o kamieniu, tunelu, krecie, który im wskazał drogę Mysz przerwała im opowieść: - Kret? To mój mąż Odkąd uciekła od nas z jaskółką ta dziewczynka, którą sama uratowałam podczas zimy mieszkamy z kretem razem tu - pod ziemią. Ale on ma słabą pamięć. Ja Was zaprowadzę do właściwego wyjścia. Chodźcie za mną! I mysz zniknęła w tunelu. Chłopcy ruszyli za energiczną myszką, wciąż zdziwieni niezwykłymi przygodami Szli tak dość długo w całkowitym milczeniu, tylko mysz cały czas opowiadała o swoim życiu z kretem. - No, jesteśmy wykrzyknęła mysz. Do zobaczenia chłopcy! odwróciła się i zniknęła w ciemnościach tunelu. Antoś i Kacper niepewnie wyszli z tunelu, ale okazało się, że trafili w końcu do ogrodu babci. Szybko pobiegli do domu i jednocześnie opowiedzieli babci, co też ich spotkało. Babcia uśmiechnęła się tylko i powiedziała swoim łagodnym głosem: - A nie mówiłam wam, że to jest bajkowy ogród? Chłopcy długo nie mogli zasnąć tego wieczoru. A na drugi dzień okazało się, że w ogrodzie nie ma już tego tajemniczego kamienia I Antoś z Kacprem już nie mieli pewności czy to, co się wydarzyło działo się naprawdę. Jedno jest pewne od tego czasu chętniej zaglądali do książek z bajkami, które kryły niesamowite historie Autor: Agata Kwidzyńska, klasa IIa KWIATOWE ELFY Jest jeszcze dużo planet nie odkrytych przez ludzi. Jedną z nich jest Kwiatolandia a zamieszkuje ją stary, dobry czarownik o imieniu Dobrodziej, który zawsze pomaga innym. W rodzinie czarownika, przekazywane były cztery tajemnicze nasionka, które według starej, rodzinnej przepowiedni właśnie Dobrodziej miał zasadzić. Aby wyhodować roślinki z ziarenek potrzeba było najbardziej miękkiej ziemi na świecie, najczystszej wody świata oraz dużo miłości. Gdy czarodziej zdobył najbardziej miękką ziemię na świecie oraz najczystszą wodę świata zasadził nasionka w jednej donicy. Nie wiedział, co zrobić z trzecią rzeczą - miłością, skąd ją zdobyć. Stara, mądra sowa, która mu towarzyszyła również tego nie wiedziała. Mimo to czarodziej doglądał zasadzonych nasionek, aż pewnego razu wyrosły z nich cztery piękne kwiaty, każdy inny. Pierwszy kwiat był piękną czerwoną różą, drugi żółciutkim słonecznikiem, trzeci błękitnym bławatkiem a czwarty fioletową lilią. Dobrodziej bardzo troszczył się o roślinki. Sprawdzał czy ziemia jest wystarczająco miękka a woda do podlewania najczystsza na świecie. Pewnego dnia, kiedy właśnie chciał podlać rośliny, wszystkie cztery kwiaty otworzyły się równocześnie. Z pierwszego kwiatka wyłoniła się malutka dziewczynka w sukience z płatków róży. Miała blond włosy uczesane w dwa kitki. Z drugiego kwiatka wyszła dziewczynka w słonecznikowej sukience z rozpuszczonymi, rudymi włosami, z wpiętym małym słonecznikiem. Trzecia dziewczynka miała sukienkę jak bławatek i czarne włosy spięte w koka. Czwarta, ostatnia dziewczynka ubrana była w liliową sukienkę a brązowe włosy upięte były w trzy koczki. Dziewczynki miały około czterech centymetrów wzrostu a ważyły tyle, co garstka płatków. Każda miała po dwa skrzydełka w odcieniu swojej sukienki. Czarodziej był zachwycony i obserwował elfy w ciszy. Dziewczynki po kolei poprosiły go, aby nadal im imiona. Pierwszą Dobrodziej nazwał Różyczka, drugą Słoneczko, trzecią Błękitka a czwartą Lilidka. Od tej pory czarodziej nie był już nigdy smutny ani samotny. Cztery elfy zaprzyjaźniły się z Dobrodziejem i jego sową a ci dowiedzieli się, że miłości trzeba szukać w sobie. I wszyscy żyli długo i szczęśliwie, rozsiewając miłość dookoła.

Autor: Marta Grotkowska, klasa IIIb Niezwykłe przygody myszki Raperki. Kiedyś w Waszyngtonie żyła mysz o imieniu Raperka. Jej imię pochodziło od tego, iż uwielbiała śpiewać i tańczyć- oczywiście rap. Mysz kochała swoje urocze, bogate, ale i odrobinę zaniedbane miasto. Były tam ogromne wysokie wieżowce, piękne i duże wille oraz ogromne, dostojne budynki wielu instytucji państwowych i cudowny pałac prezydencki, w pobliżu, którego Raperka mieszkała. Mysz uwielbiała rapować a jej ulubione motto, które zwykle podśpiewywała brzmiało : Mieszkam w Waszyngtonie Chociaż miasto w śmieciach tonie, Przyjaciół mam tysiące, Żyjemy jak bąki na kwiatowej łące Pewnego razu gdy mysz Raperka przechadzała się po jednej z ulic miasta zauważyła w małej szczelinie między krawężnikiem a piwnicznym okienkiem coś niebiesko-zielonego. Podeszła bliżej i usłyszała głos, który cichutko namawiał : - Wskocz w portal, wskocz w portal... Raperka nie zastanawiała się długo, szybko wskoczyła do świetlistej bramki, po chwili poczuła silne zawirowanie a jej oczy poraził silny błysk światła. Znalazła się w innym czasie i przestrzeni, przeniosła się o 500 lat wstecz. Myszka Raperka zamiast pałacu prezydenta ujrzała piękny, kamienny zamek z trzema wieżami przyozdobionymi dużymi, kolorowymi proporcami. W miejscu gdzie wcześniej stały wille teraz znajdowały się gliniane domy ze słomianymi dachami. A na środku placu, gdzie przed chwilą jeszcze była siedziba głównego banku stał malutki, drewniany kościół. Raperka postanowiła skierować się do zamku. Spotkała tu wiele myszy, niemal za każdym rogiem i pod każdym meblem spotkać można było przedstawiciela mysiego rodu. W zamku trwały właśnie przygotowania do wielkiego balu. Król poszukiwał kandydata na męża dla swej pięknej córki Matyldy. Niestety powszechna obecność myszy sprawiła, iż na bal nie przybyło zbyt wielu dostojnych, urodziwych i mężnych kawalerów - właśnie w obawie przed gryzoniami. Wtedy to król ogłosił wśród poddanych, że ten, kto pomoże uwolnić zamek od myszy zostanie obsypany złotem. Mieszkający niedaleko zamku sprytny ślusarz imieniem Leo wymyślił proste urządzenie zbudowane z deseczki, paru sprężynek i drucików. Leo obiecał królowi, że za pomocą tego wynalazku zdoła uwolnić zamek od wszędobylskich myszy. Sprytny ślusarz właśnie przystępował do rozmieszczania swoich przemyślnych pułapek na terenie zamku. Tymczasem nasza bohaterka, myszka Raperka odszukała zamkową kuchnię gdzie na zbliżające się przyjęcie przygotowywano już całą masę smakołyków. Skryła się w małej norce obok spiżarni gdzie spotkała aż dziesięć innych myszek. Myszek zupełnie innych od tych, które znała z Waszyngtonu. Żadna z nich nie nosiła czapki z daszkiem ani dżinsów. Myszki te na głowach miały jakieś dziwne koronkowe czepki lub kapelusze. Panienki chodziły w długich, bogato zdobionych sukniach, a panowie w ciemnych smokingach. Wszyscy, choć mówili tym samym, co Raperka, językiem nie mogli tak łatwo się porozumieć. Mysz Raperka nie rozumiała wielu obcych, starodawnych słów, których używały zamkowe myszy. Podobnie mieszkańcy zamku nie rozumieli wielu nowoczesnych słów mysiego języka z Waszyngtonu. Raperka starała się porozmawiać z myszkami o tym gdzie jest i jak tu się znalazła, jednak zamkowe myszki nie wierzyły Raperce, że przeszła przez portal czasu i przestrzeni. Nie wierzyły też w to, że pochodzi z Waszyngtonu. Raperka tymczasem dziwiła się, że tak ogromna liczba myszy zamieszkuje beztrosko w zamku, w towarzystwie ludzi a ci nie czynią nic, aby się ich pozbyć. Nie mogła uwierzyć, gdy zamkowe myszy zapewniały ją, że w całym zamku jest bezpiecznie, że jedynym zagrożeniem jest tylko stary, bezzębny i otyły kot, który z powodu swej wagi rusza się tak wolno, iż od dawna nie jest w stanie złapać żadnej myszy. Litościwa kucharka widząc, że kot nie radzi sobie z polowaniem na myszy dokarmia kocura mięskiem z dzika i sarny, a ten tyje przez to jeszcze bardziej. Zamkowe

myszki przestrzegały też przed giermkami, którzy czasami tylko, jakby dla rozrywki, rzucali się na myszy z siekierami, ale myszki traktowały to bardziej jako zabawę, niż polowanie na nie. Raperka cały czas z kuchni podpatrywała przygotowania do balu. W ogromnej balowej sali orkiestra ćwiczyła menueta. I wtedy cała dziesiątka myszy w norce rozkoszując się tą muzyką dreptała krok za krokiem dostojnie przestępując z nogi na nogę. Raperka bardzo się zdziwiła i rozbawiona powiedziała: - I wy nazywacie to tańcem? Ten spacerek, to ma być taniec? Chyba żartujecie? U nas w Waszyngtonie to - Aaaaauuuuuuuuu!!! przeraźliwy krzyk myszy można było usłyszeć w całym zamku. Raperka wraz ze znajomymi z kuchennej norki szybko wybiegła na pomoc. Biegnąc przez korytarz Raperka zauważyła kilka urządzeń znanych jej z Waszyngtonu. Wyglądały identycznie jak te spotykane w domach i piwnicach jej ukochanego miasta. Raperka unikała ich od małego. Nauczyła ją tego jej mama. Nagle Raperka zrozumiała, że w tym zupełnie odmiennym świecie jedynie te pułapki na myszy wyglądają identycznie jak te, które znała z Waszyngtonu. Wkrótce gromada myszy dobiegła do uwięzionego przyjaciela. Był to Xawery. A ten zdyszany, zdenerwowany i z przytrzaśniętym ogonem nerwowo tłumaczył, co zaszło. - Poczułem kuszący zapach sera i wyszedłem z norki. Wyglądał taki świeżutki, mięciutki, już, już miałem go prawie w łapkach, gdy nagle huk, podłoga się trzęsie, spada na mnie to coś, ta jakby druciana szczęka, to ja szybko chcę uciekać, robię parę kroków. Ale co to? Patrzę, a tu coś trzyma mój ogon. Patrzcie, patrzcie to właśnie ta sprężyna błyskawicznym ruchem zatrzasnęła mój ogonek. Pomóżcie. - zaskomlał na koniec Xawery. Przez cały czas nerwowo się wiercił i nie zamierzał się poddać, starając się wyrwać z tej przedziwnej pułapki. Raperka postanowiła pomóc. Nie raz była w Waszyngtonie świadkiem mysiej akcji ratunkowej. Wiedziała jak należy postępować z tym urządzeniem. Sprawnie pokierowała grupą nowych przyjaciół i wspólnie uwolnili nieszczęśnika. - Udało się!!! Hurra!!! krzyczeli nowi przyjaciele. W ten sposób Xawery został uratowany. Myszy z zamku w końcu uwierzyły Raperce skąd przybyła i zrozumiały, że dzięki jej wiedzy i doświadczeniu zdołali uwolnić Xawerego z pułapki. Wiadomość ta szybko rozeszła się po całym zamku, a potem i w okolicy. Myszy wiedziały już, że tych niebezpiecznych urządzeń należy unikać. Co więcej dzięki Raperce dowiedziały się nawet jak ratować nieszczęśnika, który mimo wszystko popadł w tarapaty. Sprytny ślusarz Leo mimo, że wpadł na całkiem niezły pomysł, który później stosowano przez setki lat nigdy niestety nie został bogaczem. Zawiedziony król nie chciał nawet zamawiać już u niego zamków do skarbca, ani rygli do lochów. Tydzień później, gdy Raperka przemykała korytarzem między tarasem a kuchnią, znowu ujrzała portal przemieszczający w czasie i przestrzeni, ale tym razem pomarańczowo czerwony. Raperka już wiedziała co trzeba zrobić. Zapytała: - Kto chce ze mną zamieszkać w Waszyngtonie? Szybko, to wasza ostatnia szansa, możecie zobaczyć zupełnie inny świat. Zgłosiła się tylko jedna mysz. Był to oczywiście Xawery. We dwójkę wybrali się więc w fascynującą podróż do Ameryki XXI wieku. Autor: Nikola Królak, klasa IIIa RATUJĄCA ANIOŁY Opowiem Wam o pewnej dziewczynce. Na pozór nie różniła się ona od innych 9-latek. Uśmiechnięta twarzyczka, zadziorne piegi na nosku i dwa warkoczyki zakończone białymi kokardami, które unosiły się i opadały, kiedy Alicja skakała przez skakankę. Tak, ta dziewczynka miała na imię Alicja. I właściwie była taką Alicją z Krainy Czarów, ponieważ to, co miała w sobie było niesamowite. Alicja posiadała pewien dar, chociaż teraz już tak nie

uważam. Na początku tego nie rozumiałam, a nawet trochę jej zazdrościłam. Przecież każdy z nas chce wyróżniać się czymś niesamowitym i niezwykłym. Alicja potrafiła przewidywać przyszłość. Czyż to nie wspaniałe wiedzieć, co może nas spotkać i jaka będzie nasza przyszłość? Moglibyśmy mieć wpływ na to jak ułoży się nasze życie i wiedzielibyśmy jak unikać niepowodzeń. Alicja jednak uważała inaczej. W swoim mały serduszku skrywała tajemnicę, o której nikt nie wiedział. Gdybym teraz wiedziała, z czym wiąże się jej dar, na pewno nie pozwoliłabym jej, aby z niego korzystała. Ale od początku Był piękny majowy dzień. Bez pachniał za oknem, kwitły kasztany, trawa się zieleniła a słońce tak rozpieszczało nas swoimi promieniami, że nie sposób było wysiedzieć w domu. Tego dnia poznałam Alicję i był to jeden z najpiękniejszych dni mojego życia. Chyba większość dni spędzonych z Alicją mogłabym zaliczyć do właśnie takich dni. Zaraz po śniadaniu wyszłam z psem na spacer. Maksio biegał jakby chciał nabiegać się na zapas. Buszował między krzakami. Machał ogonkiem, co jakiś czas poszczekując. Korzystając z tej pięknej pogody postanowiłam zabrać Maksia na dłuższy spacer do lasu. Zadowolony Maksio nie miał nic przeciwko temu. Nagle zupełnie niespodziewanie, jakby wyskakując spod ziemi przebiegła koło mnie dziewczynka. Smycz Maksia zaplątała się wokół jej nóżki i dziewczynka o mało nie przewróciła się. Złapałam ją za ramię, aby pomóc jej odzyskać równowagę. I w tym momencie ogarnęło mnie jakieś dziwne uczucie. Uczucie, którego wcześniej nie znałam. Było to połączenie wielkiej miłości, dobroci i strachu. Taka mieszanka uczuć spowodowała, że na moment zakręciło mi się w głowie i teraz Alicja chwyciła moje ramię abym to ja nie upadła. - Czy mogę pobawić się z Maksiem.? zapytała. Zdziwiłam się skąd zna imię psa ale pomyślałam, że może kiedyś słyszała jak go wołam. Nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć, bo znałam Maksia i wiedziałam, że on boi się dzieci. Przy każdym spotkaniu z dzieckiem kulił ogonek i jak najszybciej próbował gdzieś się schować. Nawet nie wiecie jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam Maksia łaszącego się do Alicji. Machał ogonem, lizał ją po twarzy i radośnie podskakiwał. - Oczywiście że możesz pobawić się z Maksiem,, on chyba bardzo tego pragnie. Jeszcze nie widziałam, aby był taki zadowolony. Dziewczynka z psem ganiali dookoła trawnika. Alicja rzucała mu kijek, a Maksio posłusznie go przynosił. I mogliby tak bez końca, gdyby nie coś złego, co za chwilę miało się stać. Alicja stanęła jak wryta i zrobiła się całkiem blada. Wystraszyłam się nie na żarty. Po chwili powiedziała: - Niech pani odsunie się jak najdalej od ulicy. Szybko! Zakryła oczy dłońmi i przykucnęła. Stałam przez krótką chwilę jak wryta, po czy najszybciej jak potrafiłam odskoczyłam w stronę trawnika. Rozpędzony samochód wjechał na chodnik i zostawiając za sobą długi ślad hamowania zatrzymał się w pobliskich krzakach. - Co pan robi? - powiedziałam do kierowcy, który wysiadł z auta. - Nic się pani nie stało? zapytał kierowca. - Najmocniej panią przepraszam. Oślepiło mnie słońce i przez chwilę nie widziałem gdzie jadę. W momencie, kiedy zorientowałem się, co się dzieje byłem już na chodniku. Jak to dobrze, że pani tak szybko zareagowała. Wiedziałam, że gdyby nie ostrzeżenie Alicji teraz leżałabym pod kołami tego samochodu. Wiedziałam, że muszę wyjaśnić tę sytuację, ale kiedy chciałam porozmawiać o tym z dziewczynką, zobaczyłam ją leżącą na trawniku. Szybko do niej podbiegłam, jednak w tym momencie Alicja już podnosiła się z ziemi. - Co się stało? - zapytałam. - To nic takiego, zawsze tak się dzieje. - Ale co się dzieje? - Dalej dopytywałam. - No - to, że jak coś zobaczę i o tym powiem to wtedy to się dzieje. Z trudem odpowiedziała Alicja.

Nie chciałam jej dłużej męczyć, przecież właśnie to dziecko uratowało mi życie. Postanowiłam zaprowadzić ją do domu i dowiedzieć się czegoś więcej od rodziców. Alicja mieszkała niedaleko. Mały żółty domek był dobrze ukryty za drzewami jabłoni. Wąska ścieżka otoczona krzewami róż zaprowadziła nas prosto do drzwi. Wokoło roztaczał się przepiękny zapach konwalii, a małe ptaszki wesoło ćwierkały ukryte na gałęziach jabłonek. Teraz słońce grzało jeszcze mocniej, a Maksio z wywieszonym językiem domagał się wody. Nie zdążyłyśmy dojść do domu, kiedy zobaczyłam jak otwierają się drzwi. Na progu stanęła starsza pani, której włosy połyskiwały od szronu pozostawionego przez życie. Lata wyryły się na jej twarzy, ale mimo to wydawała się ona ciepła i pełna jakiejś niesamowitej dobroci. - Alicjo powinnaś się położyć i odpocząć. stanowczo, ale ciepło powiedziała starsza pani. - Dziękuję, że zaopiekowała się pani moją wnuczką. - Właściwie to ja powinnam podziękować. Nie zdążyłam powiedzieć tego Alicji. Jakby pani mogła to zrobić w moim imieniu, byłabym naprawdę wdzięczna. - Czy mogłaby mi pani wytłumaczyć, co tak naprawdę stało się wnuczce? próbowałam się czegoś dowiedzieć. - Myślę, że to nie czas na taką rozmowę, powinnam teraz zająć się Alicją. Niech ona zdecyduje czy powinna pani wiedzieć o jej sekrecie.- Powiedziała starsza pani i zniknęła za drzwiami małego żółtego domku. Wróciliśmy z Maksiem do domu. Ta cała sytuacja, która wydarzyła się rano nie dawała mi spokoju. Jeszcze późno w nocy o tym myślałam, aż w końcu zasnęłam. Minęło kilka dni. Widywałam przez okno Alicję jak gra z dziećmi w piłkę lub buja się na huśtawkach. Była radosna jak wtedy, kiedy pierwszy raz ją zobaczyłam. - Alicjo, Alicjo! Zawołałam. - Alicjo może chciałabyś pobawić się z Maksiem? - Chętnie, byłoby naprawdę fajnie. Już się za nim stęskniłam. wesoło odpowiedziała Alicja. Razem z Maksiem zeszliśmy na podwórze. Piesek tak ucieszył się na widok Alicji, jakby znał ją od zawsze. Spacerowaliśmy razem po parku. Maksio ganiał za ptakami, a Alicja za nim. W pewnym momencie Maksio zaczaił się na ptaszka, który usiadł na niskim murku. Rozpędził się, skoczył i tylko usłyszałam głośne plusk. Piesek nawet nie przypuszczał, że za tym niewielkim murkiem znajduje się staw. Na szczęście był to bardzo płytki staw, po którym pływały kaczki. Mokry Maksio stał w wodzie i merdał ogonem. Alicji tak się to spodobało, że wskoczyła do wody za psem. Chlapali się i skakali po wodzie. Nagle Alicja poślizgnęła się i dała porządnego nura pod wodę. Gdy wyłoniła się z wody, to tak głośno zaczęła się śmiać, że pouciekały wszystkie kaczki. Po takiej kąpieli musieliśmy szybko wracać do domu, bo dopiero by było gdyby najlepsza towarzyszka zabaw Maksia dostała kataru. Odprowadziłam ją pod drzwi, a Alicja powiedziała: - Już dawno tak dobrze się nie bawiłam. Czy mogłabym częściej spotykać się z Maksiem? - Kiedy tylko będziesz chciała. Maksio bardzo Cię lubi i pewnie będzie zadowolony jeśli będzie mógł częściej się z Tobą spotykać. Dni upływały nam na zabawie i śmiechu. Pewnego razu Alicja zaproponowała zabawę w piratów. Ja byłam strażnikiem, który opiekował się skarbem, a ona z Maksiem byli piratami. Próbowali przeróżnych sztuczek, aby wykraść mi skarb. Raz Alicja spróbowała mnie zaskoczyć i aby dostać się do mojego skarbca skorzystała ze zjeżdżalni. Tak szybko na niej zjeżdżała, że podmuch wiatru uniósł jej sukienkę, która zasłoniła jej całą twarz. Alicja nie widziała gdzie kończy się ślizgawka i z całym impetem spadła pupą na piach. Jeszcze sukienka nie dążyła wrócić na miejsce, a ja usłyszałam niesamowicie głośny śmiech. Alicja tak się śmiała aż trzęsła się jej sukienka na twarzy. Tym razem nie udało się małym piratom zdobyć skarbu, ale obiecali mi, że kiedyś na pewno to zrobią. - Szkoda że nie mam takiej mamusi jak pani ze smutkiem w głosie powiedziała dziewczynka. - A gdzie jest twoja mama?

- Pomaga aniołom. Chroni je przed złymi rzeczami, które mogą napotkać na swojej drodze. Ona mnie też chroni, ale nie może uratować mojego serduszka. Kiedyś razem będziemy pomagały aniołom. W tym momencie do Alicji podbiegł Maksio ze znalezionym w krzakach kijkiem i zaczął zachęcać ją do zabawy. Mijały dni, a my stawaliśmy się sobie coraz bliżsi. W połowie czerwca zabrałam Alicję na wycieczkę do wesołego miasteczka. Wydawało mi się, że Alicja jest smutna, trochę blada i osłabiona. Pomyślałam, że jest to spowodowane ciężką pracą w szkole. Niedługo będą wakacje, więc wszystko powinno wrócić do normy. Tego dnia naprawdę było pięknie. Ani jedna chmurka nie płynęła po niebie, wiał lekki wiatr, który niósł za sobą zapach słońca. Drzewa były tak zielone, że miało się ochotę je dotknąć. Czuło się zbliżające się lato. Aby dostać się do wesołego miasteczka musieliśmy przejść spory kawałek drogi. Maksio nas wyprzedził, a my podziwiałyśmy okolicę, przez którą właśnie przechodziłyśmy. Alicja dużo nie mówiła, co jakiś czas pojawiał się uśmiech na jej piegowatej twarzyczce. Była zadowolona. Nie wiedziałam jaką tajemnicę w sobie skrywa i nie chciałam z niej tego wyciągać. W wesołym miasteczku było tyle atrakcji, że nie wiedziałyśmy od czego zacząć. Kilku klaunów przechadzało się dookoła placu i rozdawało dzieciom kolorowe baloniki. Była strzelnica, na której można było wygrać misie, była kabina krzywych luster, w której Alicji najbardziej podobało się odbicie Maksia. Raz wyglądał jak jaszczurka z wielką kudłatą głową, a innym razem jak prosiaczek ze spłaszczonym pyszczkiem i zakręconym ogonkiem. Obok kabiny można było zobaczyć najsilniejszego człowieka świata. Potrafił utrzymać na każdej ręce po dwoje dzieci. Chłopcy klaskali, a dziewczęta piszczały, gdy siłacz podnosił je do góry. Na samym środku stała ogromna karuzela. Długa kolejka oczekujących dzieci wcale nas nie zniechęciła. Długo czekałyśmy na swoją kolej, aż w reszcie udało się nam wejść na karuzelę. Ja usiadłam na słoniu z trąbą uniesioną wysoko w górę, natomiast Alicja wybrała niebieskiego konika ze złotą grzywą. Gdy karuzela ruszyła dzieci zaczęły krzyczeć, a Alicja razem z nimi. Śmiała się i machała rączkami do ludzi czekających w kolejce. Było niesamowicie. Dni takie jak ten mogłyby trwać wiecznie. Pod wieczór kupiłyśmy największą z możliwych watę cukrową i wróciłyśmy do domu. - Czy mogę zabrać Maksia do szkoły? zapytała pewnego dnia Alicja. - Do szkoły nie wolno przyprowadzać zwierząt. - odpowiedziałam. - Ale pani pozwoliła. Możemy przyprowadzić swoje zwierzątko i pokazać wszystkim dzieciom, co ono potrafi. - Dobrze, ale będę musiała wam towarzyszyć. Wiesz, że Maksio boi się dzieci i nie chciałabym, aby Ci uciekł. Dzień przed zakończeniem roku szkolnego dzieci poprzynosiły do szkoły swoje zwierzęta. Klasa Alicji naprawdę stanęła na wysokości zadania. Jedno z dzieci przyniosło parkę papużek, inne kanarka, dwie dziewczynki przyniosły swoje kotki, a pewien chłopiec żółwia. Były też chomiki, świnki morskie i króliczek. Ach jak te wszystkie dzieci się cieszyły, wymieniały się doświadczeniami, opowiadały co ich zwierzątko potrafi albo co najbardziej lubi jeść. Każde dziecko miało parę minut, aby przedstawić swojego zwierzaka innym dzieciom. Alicja nie mogła się doczekać kiedy będzie jej kolej. Gdy ta chwila nadeszła zdenerwowana Alicja zaczęła pokazywać sztuczki, których nauczyła Maksia. Zaciekawiło mnie zachowanie innych dzieci w momencie, gdy Alicja wystąpiła na środek. Zapadła cisza, a po sali przeszedł niezrozumiany szmer. Wydawało się, że Alicja tego nie zauważyła. Pies podawał łapę, szczekał na komendę daj głos, siadał i kulał się po podłodze. Na koniec Alicja trzymając w ręku metalowe kółko, kazała Maksiowi przez nie przeskoczyć. Psina bez namysłu posłusznie wykonała prośbę swojej małej przyjaciółki. Zachwycone dzieci śmiały się, klaskały w rączki, a niektóre wybiegły na środek, aby lepiej przyjrzeć się Maksiowi. Wszyscy chcieli też zrobić z Maksiem jakąś sztuczkę.

Podskakiwały z radości, gdy Maksio podał im łapkę lub usiadł na żądanie. Jeden z chłopców stojących z tyłu chciał zobaczyć coś więcej i wszedł na stojącą w rogu sali drabinkę. Krzyknął, że chce, aby pies wspiął się po drabince tak samo jak on to zrobił. Alicja odwróciła się i krzyknęła: - Karol, zejdź!!! Karol jednak nie słyszał, ponieważ na sali panował straszny gwar. Alicja podbiegła do mnie i powiedziała, że mam go ratować, bo zaraz spadnie. Próbowałam jak najszybciej przedostać się przez tłum dzieci do Karola i w tym momencie usłyszałam trzask pękającego szczebelka. Karol próbował się czegoś chwycić, jednak nie miał czego. Zaczął spadać. W ostatniej chwili złapał go pan woźny i bezpiecznie postawił na ziemi. W sali zapanowała cisza. - Już wszystko w porządku. powiedziałam, ale cisza trwała nieprzerwanie. - Alicja powiedziała jakaś dziewczynka chwytając mnie za rękaw. - Co z nią? Wymyśliła nową sztuczkę? Ach - ten Maksio jeszcze nigdy nie wykonał tylu sztuczek jednego dnia uśmiechnęłam się. - Alicja powtórzyła dziewczynka. Poszłam na miejsce, w którym wcześniej Alicja wykonywała sztuczki z Maksiem. Alicja leżała na podłodze, obok siedział Maksio i nerwowo lizał ją po twarzy. To był mój ostatni dzień spędzony wspólnie z Alicją. Miesiąc później przechodziłam obok ogrodu pełnego drzew jabłoni dorodnie obsypanych owocami, po środku, którego stał mały żółty domek. Róże przy ścieżce kwitły kolorem purpury i słońca. Drzwi domu były zamknięte, a na progu nie było starszej miłej pani. Zapukałam. Po długiej chwili drzwi otworzyły się i ujrzałam tą samą dobrą, ale teraz jakże zmęczoną twarz. - Alicja jest szczęśliwa. Powiedziała miła starsza pani. - Teraz może pomagać bez końca. Tutaj po każdej pomocy udzielonej innym jej serduszko robiło się coraz słabsze. Wiedziała, że nie musi tego robić, wiedziała też, że jeśli nie przestanie, to kiedyś jej serce nie wytrzyma takiego wysiłku. Wystarczyło, że nie powie ani słowa, że nie zaingeruje w przyszłość, ale ona tak nie potrafiła. Chciała wszystkim pomagać, ostrzegać ich przed nadchodzącym niebezpieczeństwem. Teraz Alicja pomaga aniołom Autor: Kinga Kosakowska, klasa IIIc Przygoda z owadami. Lenka, drobniutka dziewczynka z długimi blond włosami, przyjechała razem ze swoim starszym o dwa lata bratem na wakacje na wieś do dziadków. Rodzeństwo tak bardzo było ze sobą związane, że nigdy żadne z nich bez drugiego nie wyjeżdżało. Wszędzie jeździli razem. Był piękny, słoneczny poranek. Jak zwykle Lena obudziła się skoro świt i pobiegła przywitać się z mieszkańcami pobliskiej łąki. Po jakimś czasie obudził się Kajtek brak dziewczynki. Przetarł oczy i zbiegł do kuchni, z której ulatywał zapach gorącego kakao i świeżych bułek. - Babciu, nie widziałaś Lenki? zapytał. - A widziałam kochanieńki. Wybiegła na łąkę... Ale zaraz, zaraz. To było już jakieś dwie godziny temu. Już dawno powinna wrócić zmartwiła się babcia. - Wiesz babciu, pójdę jej poszukać powiedział stanowczo Kajtek i wybiegł. Dlaczego ta moja siostra tak długo nie wraca? myślał. - Hop, hop. Lenka! Gdzie jesteś? wołał. Zniknęła - jak kamień w wodę, po dziewczynce nie było śladu. Aż tu nagle, tuż przed nim ukazała się tęcza. Ogromna, mieniąca się kolorami, jak brama, zapraszała by wejść. Coś dziwnego pchało Kajtka do środka. Nie bacząc na nic szybkim krokiem ruszył w jej kierunku. Po kolei przechodził przez wszystkie kolory tęczy. Kiedy mijał ostatni kolor pojawił się blask niczym z tysiąca gwiazd.

- Ojej, a co to takiego? blask oślepił Kajtka, ale miał wrażenie, że jak przez mgłę widzi swoją siostrę. - Lenka! To ty? zawołał. Ale nikt nie odpowiadał. Trwała martwa cisza. Podszedł bliżej i ku swemu zdziwieniu zobaczył ogromne, wielkości ludzkiej głowy, biedronki, pająki, mrówki i inne żyjątka. Te, które mieszkały na łące, do których Lenka przybiegała co ranka. A na tronie z gigantycznego liścia łopianu siedziała dziewczyna oświetlona ze wszystkich stron światłem świetlików. - Co się tutaj dzieje? zapytał chłopiec zostawcie moją siostrę! - Lena! Lena! To ja! Kajtek! zaczął szarpać siostrę chłopiec. Ale ona siedziała i nawet nie mrugnęła powiekami, tak jakby była zaczarowana. Kajtek rozpłakał się. - Siostrzyczko! Co ja teraz zrobię? Nie mogę ciebie tak tutaj zostawić. Co ja powiem babci i rodzicom? Chwycił Lenę za rękę i próbował ją podnieść, jednak na niewiele się to zdało. Wtem niespodziewanie rozsunęły się dwa ogromne kamienie i do komnaty weszła ludzkich rozmiarów biedronka i... o dziwo - przemówiła ludzkim głosem. - Drogi młodzieńcze zwróciła się do chłopca nie wolno dotykać naszej królowej. Jest teraz bardzo zmęczona. Przeobraża się i już niedługo będzie pięknym motylem. - Ale to moja siostra! krzyknął z przerażeniem Kajtek. Ona nie jest żadnym motylem! To ona była dla was taka dobra, tak się wami opiekowała, nie pozwoliła żadnemu z was zrobić krzywdy, a wy tak się jej za to odpłacacie? Nie pozwolę na to! Zabieram ją do domu! - Straż! Do mnie! Natychmiast! rozkazała biedronka. Do środka wbiegły tysiące obrzydliwych karaluchów i obstąpiły chłopca. - Brać go! rozkazała przywódczyni. Wtrącić do lochu! dodała. Robactwo zaczęło szarpać Kajtka i oblepiać lepką mazią tak, że chłopiec nie mógł się bronić. Nagle poczuł ukłucie i zaczęło ogarniać go odrętwienie. Świat zawirował... Poczuł chłód i wilgoć. Otworzył oczy i zobaczył, że leży na glinianej posadzce, a wokół było pełno pajęczyn. W rogu zauważył przycupniętego szerszenia. W pierwszej chwili bardzo się przestraszył, bo to niebezpieczny owad. Jednak za chwilę zorientował się, że to on jest bardziej przerażony, tak jakby był czymś zastraszony. Kajtek podniósł się i ruszył w kierunku szerszenia, a ten jeszcze bardziej przycisnął się do ściany. - Co się stało? Dlaczego tak się mnie boisz? spytał Kajtek. Widzisz? Ja jestem tak samo jak ty uwięziony. - Już sam nie wiem powiedział drżącym głosem szerszeń. Te złe owady, które teraz rządzą mogły specjalnie zamknąć ciebie razem ze mną abyś się ode mnie czegoś dowiedzieć o naszej dawnej królowej i całym królestwie owadów. - Nie bardzo rozumiem o czym ty mówisz rzekł Kajtek. - O złych i dobrych owadach. - Czy to znaczy, że moją siostrę porwały złe owady? Wytłumacz mi, proszę. - Tak, zgadza się zaczął opowiadać szerszeń. Kiedyś wszystkie owady były bardzo szczęśliwe. Miały swoją ukochaną królową, która dla wszystkich była bardzo dobra i wyrozumiała. Wszystkich zawsze wysłuchała i służyła radą. Niestety jej siostra była bardzo zazdrosna. Postanowiła odebrać władzę. Otoczyła się samymi opryszkami, a królową wraz ze świtą uwięziła w bursztynowej komnacie. Twoją siostrę też zdecydowała się ukarać za jej dobroć. - To co my teraz zrobimy? zatroskał się chłopiec. - Musimy uwolnić moją królową oraz jej gwardię i przerwać proces przeobrażania się twojej siostry w motyla. - Ale jak to zrobimy? - Nie martw się. Mam pomysł. Trzeba przekopać się przez gliniany mur. Za nim jest bursztynowa komnata. Jednak sam nie dam rady, ale z twoją pomocą to jest możliwe. Kajtek natychmiast zabrał się do pracy. Kopał i kopał w pocie czoła. Chciał jak najszybciej przebić się do sąsiedniego pomieszczenia. Już opadał z sił, aż nagle usłyszał gwar owadów. Był już bardzo blisko. To dodało mu sił, całe zmęczenie przestało się liczyć. Zaczął kopać szybciej i

jeszcze szybciej aż w końcu przebił się przez ścianę. Zobaczywszy chłopca wszystkie owady zamarły z przerażenia. W chwili gdy szerszeń, towarzysz niedoli Kajtka z glinianej celi wszedł do komnaty, owady zaczęły wiwatować na cześć swoich wybawców. Królowa biedronka przemówiła: - Moi kochani! Dziękuję Wam w imieniu swoim i wszystkich moich przyjaciół! Jesteśmy wam bardzo wdzięczni. Powiedzcie, co możemy dla was zrobić. - Królowo! Twoja zła siostra uwięziła siostrzyczkę tego chłopca zaczął szerszeń wskazując na Kajtka. Chce przemienić ją w motyla! - Mamy zatem mało czasu aby jej w tym przeszkodzić odparła królowa. Stoi przed nami wielkie wyzwanie! Musimy stawić czoła mojej złej siostrze. Trzeba zewrzeć szyki i ruszyć do ataku! Inaczej nie zdążymy uratować Lenki naszej przyjaciółki, która zawsze dotrzymywała nam towarzystwa. -Tak! Ruszajmy natychmiast na ratunek Lenie! zawołały zgodnym chórem owady. Wezwały czym prędzej dżdżownicę, która zaczęła przekopywać się do złotej komnaty. W niej właśnie przebywała Lena i złe owady. Gdy już stanęli przed jej drzwiami królowa wydała rozkaz do ataku!. Zaczęła się walka pomiędzy dobrymi a złymi owadami. Dzięki zaskoczeniu wojska królowej szybko opanowały sytuację. Królowa zganiła swoją siostrę za złe postępowanie, jednak dała jej jeszcze jedną szansę. Ta przyrzekła, że już nigdy więcej jej nie zawiedzie. - Możesz to teraz udowodnić rzekła królowa. Powiedz, co może zatrzymać proces zamiany Leny w motyla. - Potrzebny jest do tego jad szerszenia, ale tylko tego, który był uwięziony razem z chłopakiem. - Czy mam rozumieć, że wystarczy jak tylko ukłuję i wpuszczę jad w ciało Lenki? zapytał szerszeń. Nic prostszego! Zatem już do niej lecę! - Zaczekaj rzekła siostra królowej. Muszę powiedzieć ci coś ważnego. Ratując życie dziewczynce - sam zginiesz. Szerszeń długo się nie zastanawiał. - Trudno, jeżeli taka jest cena to niech tak będzie. Nasza Lena nie raz ratowała życie nam wszystkim. Moje życie nie jest wielkim poświęceniem odparł. I poleciał w kierunku dziewczynki. Wszyscy podążyli za nim. Szerszeń wpuścił jad i... po chwili Lena otworzyła oczy. Zobaczyła leżącego obok martwego szerszenia. - Mój drogi przyjacielu! powiedziała. Ocaliłeś mnie, więc ja teraz zaniosę ciebie w twoje ulubione miejsce na naszej polanie, żebyś odpoczywał wśród szumu traw, pachnących kwiatów i śpiewu ptaków. Dziewczynka wstała, wzięła szerszenia i wszyscy udali się za nią na łąkę. Po pogrzebie Lena pożegnała się z owadami i obiecała, że zawsze będzie do nich przychodzić i opiekować się nimi. A one ogłosiły ją swoją ludzką królową. Rodzeństwo wróciło do domu. Babcia czekała na ganku przecierając oczy chusteczką. - Tak bardzo się martwiłam. Tak długo was nie było. - Przepraszamy babuniu rzekła skruszona Lena ale spotkało mnie dzisiaj tyle zadziwiających i pouczających przygód. Może kiedyś o nich opowiem, ale teraz jestem taaaaka głodna... Babcia uściskała wnuki i zabrała do domu na przepyszną drożdżówkę. Autor: Jaś Gałat, klasa Ic BAJKA O CUDAKU Wstęp Za nieskończonymi rzeczami. Za nieskończonymi drzwiami, Żył sobie Cudak. Czasem mówili na niego Cudaczek.

Wyglądał następująco: Miał 30 nóg, które nie były schowane, 2000 głów, był bez nosa, a do tego wystawało z niego 11 rąk i (?) nieskończona ilość nóg, schowanych w nogawkach spodni. Był okrągły i dziwny. Dziwny- jak na dziwaka przystało. Cudak w szkole Pewnego dnia Cudak poszedł do szkoły. Nie wiadomo czy sam to wymyślił, czy wysłali go rodzice- bo chyba miał rodziców. Niestety tego nie wiem na pewno. W każdym bądź razie udał się tam (do szkoły rzecz jasna) w określonym celu. Chciał rozśmieszać dzieci. A był w tym bardzo dobry- przynajmniej według mnie. Czasami rozśmieszał zupełnie niechcący. Jak to możliwe- spytacie? Sami zobaczcie!!! W tej historii opowiem Wam jak i kogo rozśmieszył, a kogo zdenerwował w szkole. Pomysły miał (trzeba przyznać) niesamowite!!! Kiedy tylko pojawił się w murach szkoły wzbudził sporą sensację wśród wszystkich dzieci. Na Pani woźnej wygląd Cudaka nie zrobił wrażenia. Była czujna jak zawsze. Kazała mu zmienić buty- wtedy wszystko się zaczęło Po pierwsze nie zabrał Cudak ze sobą butów na zmianę, więc wszedł do pierwszej lepszej szatni i ze wszystkich worków zaczął wyciągać buty. Jak już je powyciągał, zaczął zakładać je na swoje nieskończone stopy. Sznurówki latały w lewo i prawo. Wszystkie 11 rąk robiło co mogło, ale po 5 minutach wszystkie nogi (prawie wszystkie) były powiązane sznurówkami tak, że Cudaczek nie mógł zrobić ani kroku i przewrócił się jak długi. Nawet 10 rąk było wplątanych między nogi i sznurki. Jedyną wolną ręką nasz bohater drapał się po głowie, nie wiedząc co robić dalej. Z pomocą jednak przyszły mu dzieci z I c, które akurat szły na lekcję WF-u. Po 10 minutach wyciągnęły Cudaka z opresji. Podziękował grzecznie i poszedł dalej szukać swojej klasy, a po szkole rozeszła się wieść o dziwnym stworku, który do niej zawitał. Wśród niektórych wzbudzał ciekawość, byli i tacy co się go obawiali Jak powiedziałem- po historii w szatni Cudak poszedł szukać swojej klasy. Jednak zamiast do klasy, trafił do biblioteki. Kiedy tylko otworzył drzwi- szybko wszedł do środka a jego szybkie ręce dopadły półek z książkami!!! W 3 minuty wszystkie książki znalazły się na podłodze. Cudaczek rzucił się na nie i wpadł w wir czytania. Ale nie było to takie proste!!! W każdej ręce była inna książka, a każda ręka chciała by jej książka była przeczytana jako pierwsza. I zaczęła się nowa batalia, którą przerwał dopiero pan od WF-u. Pana od WF-u zawołała Pani bibliotekarka, bo sama nie mogła dać sobie rady z nieskończonością Cudaka. Pan od WF-u kazał cały ten bałagan w bibliotece posprzątać stworkowi. Trwało to dobrą chwilę. Potem nasz bohater skłonił się z przeprosinami w kierunku Pani bibliotekarki i powędrował dalej. Trafił na stołówkę. Stwierdził, że jest bardzo głodny Napracowałem się w tej szkole jak mało kiedy. A jakże! Należy mi się solidny obiad - pomyślał Cudaczek. Zasiadł więc w stołówce za 3 stołami i zaczął nakładać sobie 15 porcji obiadu. Widząc to Pani kucharka pogoniła 9 rąk na bok i kazała pozostałej parze rąk grzecznie jeść, tak jak to robią inne dzieci. Nawet się udało!!! Po obiedzie niepocieszony stworek udał się do łazienki. Podobało mu się, że były tam trzy umywalki i trzy toalety. Cudaczek umył wszystkie 11 rak rozrzucając pianę z mydła po całym

korytarzu I piętra, potem parteru, a na koniec rozrzucając na boisku. Wiecie ile piany może się narobić z 11 cudaczkowych rąk??? Piany było tak dużo, że trzeba było wzywać strażaków, aby usunąć ją z budynku szkoły i z boiska. Po takich gościnnych występach zmęczony Cudaczek położył się w sali gimnastycznej by odpocząć. Ale - co to? Usłyszał płacz jakiegoś chłopca Kiedy wybudził się z drzemki zobaczył jak trzech szkolnych dryblasów zaczepia pewnego małego chłopca. Jego cudaczne serce od razu zareagowało. Nie myśląc wiele zrobił dryblasom taką karuzelę na swoich 11 rękach i 30 (tych widocznych) nogach, że po piętnastu minutach łobuzy uciekli z sali gimnastycznej w popłochu. Mały- uratowany przez Cudaka chłopiec patrzył na stworka z zachwytem, wdzięcznością i lekkim przerażeniem zarazem. Był jednak Cudakowi bardzo wdzięczny i zdołał wykrztusić Dziękuję. Cudak powiedział, że nie ma za co i że mogą być przyjaciółmi, a w dowód przyjaźni chciał zrobić coś miłego dla chłopca. Wtem ujrzał leżące w kącie piłki. Natychmiast wszystkie ręce i nogi pognały do zabawy. Wyglądało to jak przedstawienie w cyrku. Piłki wirowały wokół Cudaka, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. Trwało to może 10 minut Do sali gimnastycznej zbiegli się wszyscy uczniowie i nauczyciele, a nawet Pani dyrektor, ponieważ wieść o dziwnym stworku rozeszła się (pisałem już o tym wcześniej) po całej szkole. Dzieci chciały z ciekawości zobaczyć Cudaka. Zastanawiały się: - Jak to wygląda ten, co trzech dryblasów pokonał?. Pani dyrektor i nauczyciele chcieli zakończyć nieszczęsne wybryki Cudaka, zanim szkoła się rozpadnie. Tak czy inaczej, bez względu na powód- cała szkoła zebrała się w sali gimnastycznej, gdzie trwał cyrkowy występ Cudaka. Wszyscy zgromadzeni byli oczarowani talentem Cudaka. Gdy tylko piłki spadły na parkietzerwała się burza oklasków. Nawet Pani dyrektor, która chciała wyrzucić Cudaka ze szkoły za akcję z pianą, śmiała się i wiwatowała na cześć naszego bohatera. Po takich owacjach, zadowolony Cudaczek ukłonił się grzecznie, wyrównał wszystkie widoczne (trzydzieści!) nogi, wyciągnął wszystkie (jedenaście!) rąk i zaczął odbierać zasłużone gratulacje. A uratowany chłopiec cały czas asystował Cudakowi. Cudak co i raz przedstawiał chłopca jako swojego przyjaciela. Chłopiec był bardzo dumny. Kiedy wrzawa ustała i zrobiło się ciszej, rozpoczęła przemowę Pani dyrektor: - Hm..Hm.. Drogi Cudaku. Tak się nazywasz- prawda? Przyszłam tu z zamiarem usunięcia cię ze szkoły za twoje wybryki, ale twój występ i obrona tego małego chłopca przed łobuzami nakazuje mi dać ci jeszcze jedną szansę. Musisz podjąć próbę zmiany i chociaż trochę poprawić swoje zachowanie, a wtedy możesz tu uczęszczać. Cudak rzekł na to ze smutkiem, że on chyba nie da rady: - Taki już jestem, więc chyba odejdę ze szkoły. Szkoda, fajnie tu jest. I już chciał odejść, ale wtedy mały, uratowany przez niego chłopiec krzyknął wyjątkowo głośno ja na siebie: - Nie odchodź. Ja ci pomogę. Od czego ma się przyjaciół?

Co się wtedy stało? Na sali gimnastycznej rozległy się ponownie oklaski, bo nikt nie chciał (nawet Pani dyrektor) aby cudaczny stworek odchodził ze szkoły. A co na to Cudak? Tak się ucieszył, że złapał w pół swego nowego przyjaciela, uściskał a potem podskoczył wysoko pod sam sufit sali gimnastycznej. Wykonał trzy tysiące cudacznych fikołków, a swoimi cudacznymi nogami zrobił sporą dziurę w suficie, ale w tym momencie nikt nie zwracał na to uwagi. Tylko Pani dyrektor westchnęła i pomyślała: Oj Cudaczku. Sporo się jeszcze będziesz musiał nauczyć. A z drugiej strony, będzie wesoło przez ten czas i może tak na 100% to niech się ten Cudaczek nie zmienia? Autor: Emilia Skrzypczak, klasa Ib RÓŻA SZCZĘŚCIA W państwie zwanym Kwiatowo żył ogrodnik imieniem Ksawery razem z żoną i pięcioletnią córeczką Lilią. Lilia nosiła imię na pamiątkę pięknego kwiatu, który udało się wyhodować jej tacie. Ogrodnik Ksawery co roku brał udział w konkursie Najpiękniejszy kwiat, ale jeszcze nigdy nie udało mu się zwyciężyć, zawsze zajmował drugie miejsce. W tym roku również postanowił wystartować. Kwiatem, którym chciał się pochwalić miała być cudowna róża. Zbliżał się termin pokazu, ale kwiat wcale nie chciał zakwitnąć. Ogrodnik Ksawery był bardzo smutny. Żadne nawozy nie pomagały, kwiat wcale nie rósł. Przyglądała się temu jego córeczka i bardzo chciała pomóc tacie, ale nie wiedziała jak. Parę dni przed konkursem usiadła obok kwiatka i zaczęła do niego mówić. Róża ożyła. Ku zdumieniu dziewczynki kwiat zaczął się rozwijać, wypuszczać liście a nawet pąki różyczek.w tym momencie przyszedł smutny i zrezygnowany ogrodnik, stanął obok córki i z niedowierzaniem przecierał oczy. Największy kwiat róży rozwinął się, a w środku Lilia i jej tata zobaczyli dziesięć malutkich perełek. Zdziwieni spojrzeli na siebie. Róża przemówiła. Perełki te były perełkami szczęścia. Róża poprosiła ogrodnika, by do czasu konkursu odnalazł dziesięć najsmutniejszych osób w państwie i podarował im po perełce szczęścia. Tak też się stało. W dzień konkursu, kwiat przybrał najpiękniejszy kolor tak, że wszyscy jednogłośnie orzekli zwycięstwo Ksawerego. I tak róża przyniosła szczęście aż jedenastu osobom. Dla Ksawerego był to najpiękniejszy dzień w jego życiu, wreszcie spełniło się jego marzenie. Autor: Mariusz Denc z mamą, klasa Ic Dziwna zima Był styczeń. Dawno już minęły Święta Bożego Narodzenia, które wyjątkowo nie były białe. Ferie zimowe zbliżały się dużymi krokami, a śniegu jak nie było tak nie ma. Dzieci martwiły się tym faktem, bo co to za ferie bez lepienia bałwana, bitwy na śnieżki i zjeżdżania z górki na sankach. Z wszystkich zamartwiających się dzieci najbardziej wyróżniała się Ola z I klasy. Dziewczynka na nic się nie skarżyła, ale chodziła ze spuszczoną głową i tęsknie wzdychała. Całe popołudnia spędzała w domu z nosem przyklejonym do szyby. Odrywała go tylko wtedy, gdy w telewizji była prognoza pogody. Przed snem jeszcze raz spoglądała przez okno na bezchmurne, gwieździste niebo, wzdychała i kładła się do łóżka. Rano, po przebudzeniu najpierw biegła do okna. Nietrudno się domyśleć, ze dziewczynka bardzo liczyła na to, że jak rano wstanie to za oknem będzie biało i srebrzyście. Niestety, zima nadal miała wolne. Mama Oli

bardzo się martwiła, że dziewczynka ciągle jest smutna. Próbowała ja pocieszać. Obiecywała, że w ferie będą robić mnóstwo ciekawych i przyjemnych rzeczy. Zaproponowała kino, lody, basen, a nawet wyprawę rowerową. Jednak Ola dalej była smutna. Na pytanie mamy, czemu się tak martwi odpowiedziała, ze czeka na śnieg, bo dostała pod choinkę wymarzone narty i nawet nie mogła ich jeszcze wypróbować. Mama nie umiała pocieszyć córeczki, chociaż gdyby mogła dałaby jej wszystko - nawet śnieg, ale niestety nie była czarodziejką. Dzień przed feriami Ola była tak zmęczona, że poszła bardzo wcześnie spać. Nawet nie wypatrywała śniegu przez okno, jak to miała w zwyczaju. Obudziła się wypoczęta jak nigdy. Tradycyjnie pierwsze kroki zaprowadziły ją do okna i Ola przecierała oczy ze zdziwienia. - Mamo, mamo! Widziałaś to? w całym domu rozległ się krzyk dziewczynki. - Szybko, chodź, zobacz! Mamo! Ja chyba śnię! wołała Ola. Mama podeszła do okna i nie mogła uwierzyć własnym oczom. Wszystko było białe, skrzące i prześliczne. Z nieba leciały śnieżynki, z których każda miała inny kształt. Ola szybko się ubrała, chwyciła narty i wybiegła z domu. Nikt i nic nie było w stanie jej zatrzymać. Przecież spadł śnieg, nie można zmarnować ani chwili. Dziewczynka pobiegła prosto na górkę przed domem. Górka nie była duża, ale na pierwsze kroki na nartach akurat. Kiedy stanęła na szczycie była najszczęśliwszą dziewczynka na świecie. Nie mogła tylko sobie przypomnieć kiedy zdążyła założyć narty. Nagle usłyszała za sobą głos: - No jedź, na co czekasz? Na wiosenne roztopy? mówił głos. Ola obejrzała się za siebie i nikogo nie zobaczyła. Stał tam tylko śnieżny bałwan. Dziewczynka uznała, że musiało jej się cos przesłyszeć. Szykowała się dalej do zjazdu. Głos znowu się odezwał. - Ruszaj, potrafisz! mówił. Dziewczynka pomyślała, ze ktoś robi sobie z niej żarty. Odwróciła się i powiedziała: - Kto tu jest? Kto to mówił? Wtedy śniegowy bałwanek poruszył marchewkowym nosem i powiedział: - Ja, a myślałaś Olu że kto? Ola aż przysiadła z wrażenia na śniegu. - Przecież bałwany nie mówią- powiedziała jesteś zaczarowany?- zapytała dziewczynka. Bałwanek głośno się roześmiał. - Tak, ty mnie zaczarowałaś swoimi westchnieniami i tęsknotą za zimą. A teraz jedź, przecież tak długo na to czekałaś- powiedział śniegowy stworek Dziewczynka wzięła głęboki oddech, uśmiechnęła się i ruszyła. Zjazd był udany, a mała przydomowa górka wydawała się być prawdziwym stokiem narciarskim. Bałwanek gdzieś zniknął, a dziewczynka rozglądała się wypatrując go z każdej strony. Nagle pojawił się i miał ze sobą sanki. - Po co ci te sanki bałwanku?- zapytała Ola - To są zaczarowane sanki, wsiadaj, zapraszam na przejażdżkę powiedział bałwan. Ola, zdziwiona jeszcze bardziej niż tym, że bałwanek mówi usiadła nieśmiało na sankach. Bałwan wgramolił się za nią i sanki zaczęły się unosić w powietrzu. Wzniosły się nad górkę, później nad dom Oli, a po pewnym czasie dziewczynka widziała z góry całe swoje osiedle. Wszystko wyglądało jak okryte białą, puszystą kołderką. Widok był piękny. Nagle dziewczynka usłyszała wołanie. Najpierw cichutkie, później coraz głośniejsze: - Ola, Ola, Oleńko, córeczko Olka, już rano, obudź się! to był głos mamy. Ola otworzyła oczy i zaczarowane sanki zamieniły się w jej własne łóżko. - A wiec to był tylko sen smutno wyszeptała Ola. Łzy zaczęły jej spływać po policzkach. Mama zapytała się czemu płacze? Wtedy Ola rozpłakała się na dobre i przez łzy zaczęła opowiadać swój sen. Że był śnieg, że bałwanek na górce, że sanki i narty Mama uśmiechnęła się serdecznie i powiedziała: - Może to wcale nie był sen? Chodź, zobacz sama.

Podeszły obie do okna. A za oknem było biało, padał puszysty śnieg. Na górce przed domem stał uroczy, śniegowy bałwanek. Przez chwilę wydawało się dziewczynce, ze mruga do niej okiem z węgielka. Uśmiech zagościł na buzi Oli. Może jednak mama jest czarodziejką? Autor: Weronika Szubiak, klasa IVc Na wyspie Mako Był rok 3552. Na wyspie Mako panowała miłość i przyjaźń. Ludzie żyli w harmonii, dbali o przyrodę, która bujnie i malowniczo otaczała wyspę. Każdy czuł się tu jak w Raju, sumiennie wykonując swoje obowiązki. Aby mieszkańcom żyło się jeszcze lepiej, zostało stworzone specjalne Laboratorium Badawcze i powołano zespół naukowców, którego zadaniem było skonstruowanie doskonałego robota. Robot taki miał być odpowiedzialny za czynności wykonywane w domu, w polu, w fabrykach. Jednym słowem miał wyręczać człowieka we wszelkich pracach, aby rodziny, przyjaciele mogli spędzać ze sobą jak najwięcej czasu. Jednym z najbardziej pracowitych i pomysłowych naukowców okazał się profesor Josz, który w wielkiej tajemnicy, już po kilku miesiącach wytężonej pracy skonstruował robota. Wynalazek swą inteligencją przewyższał wielu ludzi. Robota nazwano Wero. Wero zbudowany był z metalowych części. Jego głowa miała kształt sześcianu, z którego wystawały dwa przewody, służące do określania położenia. Tułów podobny był do średniej wielkości pudła, w którym mieściła się niezliczona ilość przewodów na zewnątrz połączona z różnokolorowymi guzikami. Guziki Wero pozwalały na wybranie odpowiedniego programu działania. Robot poruszał się na dwóch gąsienicach, co robił bardzo szybko i z wielką gracją. Cała rodzina profesora - czyli żona, córka i dwóch synów bardzo polubili Wero, gdyż okazał się niezwykle pomocnym urządzeniem. Spełniał wszystkie oczekiwania. Szybko stał się jednym z domowników, traktowanym z wielką miłością i szacunkiem. Posiadał jednak jedną wadę, nie potrafił okazywać uczuć. Tajemnica istnienia Wero w błyskawicznym tempie wyszła na jaw. Profesor Josz został zmuszony przez władze do udostępnienia planów konstrukcyjnych w celu masowej produkcji. Po kilku miesiącach każda rodzina mieszkająca na wyspie Mako, posiadała swojego robota. Z upływem lat pomoc maszyn spowszedniała i stała się niedoceniana. Część z nich z powodów nawet niewielkich usterek lądowała na śmietniku. Całej tej tragicznej sytuacji z wielką uwagą przyglądał się Wero. Stawał się coraz bardziej tajemniczy. Rodzina profesora Josza często zastanawiała się nad jego stanem. Próbowali nawet dowiedzieć się, co go gnębi, ale robot nieustannie milczał. Bywały wieczory, kiedy bohater znikał na całe godziny, porzucając swoje domowe obowiązki. Nikt nie miał mu jednak tego za złe. Uważali, że potrzebuje chwili samotności i odpoczynku. W końcu nadszedł dzień, w którym wszystko się wyjaśniło. Na głównym placu wyspy Mako zebrały się wszystkie roboty. Zebraniu przewodniczył Wero, który ogłosił, że od tej chwili wszyscy jego bracia staję się wolni i nie muszą służyć. Był to pierwszy krok do wielkich zmian. Zbuntowane roboty postanowiły wypędzić wszystkich mieszkańców z wyspy. W niepohamowanym płaczu, szlochaniu i prośbach o zmianę decyzji Makaończycy opuścili swe domy. Zapanowała era robotów. Sielanka nie trwała zbyt długo. Po kilku tygodniach okazało się, że roboty nie potrafią dobrze funkcjonować bez kontroli człowieka. Wyspa z dnia na dzień stawała się bardziej zaniedbana. Daleko jej było do dawnej świetności. Pewnego dnia podczas deszczowej pogody Wero przemókł. Nagle poczuł w sobie uporczywe iskrzenie. To deszcz spowodował zwarcie, które robot odczuł jako tęsknotę do profesora i jego rodziny. W taki sposób w bohaterze narodziły się uczucia. Zrozumiał, że zrobił źle odwracając się od najbliższych przyjaciół. Zwołał zebranie i w szczerej rozmowie wszyscy zgodnie przyznali, że brakuje im ludzi. Postanowił jak najszybciej spotkać się z profesorem i

spróbować naprawić błędy. Odpalił swe odrzutowe silniki i po chwili wylądował na sąsiedniej wyspie, gdzie osiedlili się wygnani mieszkańcy Mako. Profesor po długich przekonaniach żony i dzieci postanowił spotkać się z nim. Spotkanie trwało bardzo długo. Wero opowiedział stwórcy o wszystkich kłopotach jakie spotkały roboty, o zniszczeniach spowodowanych czasem, z którymi nie potrafili sobie poradzić bez pomocy człowieka. Profesor Josz wysłuchał opowieści w milczeniu i gdy zobaczył łzy na metalowych policzkach zrozumiał, że Wero naprawdę ma uczucia i rozumie swe błędy. Nie trzeba było długo namawiać ludzi na powrót. Jeszcze tego samego wieczoru robot wrócił na wyspę Mako i przekazał dobre wiadomości swym braciom. Zostały one przyjęte z wielką radością. Kilka dni później Mako zaludniło się. Ludzie odpowiednio zadbali o stan maszyn i otaczającą ich przyrodę, która w mgnieniu oka powróciła do dawnej kondycji. Mieszkańcy zrozumieli, że muszą szanować swych pomocników a roboty, że ich istnienie nie ma sensu bez człowieka. Od tej pory wyspa Mako stała się najpiękniejszym miejscem na świecie, gdzie oprócz czystej wody, pachnących kwiatów i wiecznie zielonych lasów, jest dawna harmonia, wzajemna przyjaźń i miłość. Autor: A. Pagudis Bajka o pająkach! Był raz sobie bardzo ciekawski i żwawy pajączek,miał na imię Tedi. Lubił oglądać nowe miejsca i często oddalał się od mamy, ale szybciutko wracał. Bał się bardzo ludzi, a szczególnie tych mniejszych. Gdy któreś z nich pojawiało się, rozlegał się przeraźliwy hałas, który go paraliżował. Pewnego dnia Tedi znów oddalił się od mamy. Przez otwarte okno wszedł do czegoś bardzo różowego, nie było tam drzew ani kwiatów, dlatego czuł się trochę zagubiony. Nagle zobaczył że ktoś wielki, różowy zbliża się do niego. Rozległ się ten przeraźliwy hałas, a buzia tego różowego kogoś otworzyła się szeroko. To była Monika w nowej różowej sukience, która zobaczyła pająka w swoim pokoju na ścianie. Tediego nic podobnego w życiu nie spotkało, a jeszcze gorsze było to, że mamy nie było w pobliżu. Pajączek nie potrafił uciec - tak bardzo się bał. Bardzo zatęsknił za mamą. Monika zdziwiona, że pająk nie ucieka przestała krzyczeć. Spojrzała w smutne oczy pajączka i spytała: -Czemu jesteś smutny? Tedi odpowiedział: -Bo nie wiem gdzie jest moja mama, a tu jest nieprzyjemnie i głośno. -A jak wygląda twoja mama?- spytała Monika. - Pomogę ci ją znaleźć. -Jest cała czarna i ma chude nogi- odpowiedział Tedi Wyszli razem na podwórko. -O - jest twoja mama! Ucieszyła się Monika i wskazała paluszkiem srokę, która siedziała na płocie. -To nie jest moja mama. Moja mama ma 6 nóg a nie dwie. Zapłakał znów pajączek. Po chwili na krzaku róż spotkali mamę pajączka. Mama bardzo się ucieszyła na widok Tediego i bardzo mocno go przytuliła. Monika popatrzyła na nich i na śliczną serwetkę z białych nitek, wiszącą obok różowej różyczki i usmiechnęła się. - Czy mogę cię tu odwiedzać Tedi? - spytała. -Tak, będę bardzo szczęśliwy gdy cię znowu zobaczę. Dziękuję ci za pomoc - odpowiedział pajączek i uwolnił się trochę z mocnego uścisku mamy.

Od tej pory Tedi nie bał się już małej różowej panienki, a Monika nie krzyczała już na widok pająka. To jeszcze nie wszystko!!! Kolejne bajki znajdziecie w następnym numerze Kącika młodego pisarza. A także wiele innych utworów napisanych przez Wasze koleżanki i kolegów. Zachęcamy do zaglądania na stronę internetowa naszej szkoły! Następny numer po feriach zimowych. Na zakończenie kilka prac o różnej tematyce. Poczytajcie, a na pewno znajdziecie tutaj coś dla siebie! Autor: Weronika Olańczuk, klasa IIb Udane Mikołajki Wczoraj w moim domu był Święty Mikołaj. Napełnił moje buty słodyczami. Mikołaj okazał się bardzo miły. Miał czerwoną czapkę, kamizelkę i długie spodnie a do tego skórzane rękawiczki oraz czarny pasek. Do babci także przyszedł Mikołaj, babcia przyniosła pozostawione przez niego podarunki. To był bardzo udany dzień. Autor: Olaf Zażembłowski, klasa Iib Islandzka przygoda Dawno temu w Islandii, zimą, kiedy mocno padał śnieg, chłopczyk o imieniu Ernesto bawił się na dworze. Kopał dużą łopatą i układał kostki śniegu aż zbudował wielkie igloo. Nagle zobaczył wielkiego niedźwiedzia polarnego. Był on w miarę daleko. Ernesto pobiegł do domu i opowiedział, co widział. Rodzice zadzwonili na policję. Policjanci uśpili niedźwiedzia i złapali go. Okazało się, ze przypłynął on na krze lodowej z Grenlandii. Jak wygląda wiatr? A teraz nadszedł czas na prace dzieci z klasy IIa i IIb i IIIb. Zobaczycie ile radości da Wam zapoznanie się z nimi! Może wiatr to mały duszek z liści który chodzi i szeleści, i ciągle się na nas złości. Złości się i pieje jak kura bez kości. I cały czas wychodzi z zarośli. A jak chodzi to przyklejają się do niego liście i wtedy wygląda złociście. Jak wygląda wiatr co ma tysiąc lat? Kajetan z klasy IIc