Pierścień Ziemi W roku 2054 przybyłam na Ziemię planetę, która przez dziesiątki lat pokryta była lodem i całe życie na niej się skończyło. Przybysze z całej galaktyki odwiedzali Ziemię, by tu wraz z rodzinami i znajomymi zakładać nowe miasta. Nazywam się Julia, teraz jest rok 2057, mam 16 lat, mieszkam wraz z rodzicami w mieście Metropolis, które założył mój ociec Tom. Podoba mi się na tej planecie, przybyliśmy z Gebab, gdzie nie istnieje żadna przyroda, a życie obraca się przeważnie wokół hazardu. Na Ziemi jest całkiem inaczej, pełno tu fabryk i zakładów pracy, jednak jedna rzecz mnie niepokoi - odwieczna wojna o Pierścień Ziemi. Był to pierścień dający właścicielowi ogromną moc panowania nad całą planetą, jednak zaginął po zlodowaceniu, a teraz wszyscy potężni władcy - mój ojciec również, próbują go odnaleźć. Nasze miasto bardzo prężnie się rozwija, ojciec utworzył armię robotów, która ma bronić nas przed zagrożeniami płynącymi z zewnątrz. Dla wzmocnienia ochrony miasto podzielono na trzy części, w najmniejszej, ale najbardziej rozwiniętej części, w samym centrum, mieszkałam ja i moja rodzina, oraz bliscy znajomi. W drugiej części mieszkają służący, uczeni i wszelkie wybitne jednostki. Trzecia część zamieszkiwana jest przez pospolitych mieszkańców, stanowią oni część ochronną. Całe miasto otaczają również grube mury, wieże z laserami i strażnicy - roboty o super siłach. W naszym mieście, w części trzeciej, mieszka rodzina Szulców - Justyna, jej brat Kamil i rodzice. Bardzo ich polubiłam. Zaprzyjaźniłam się z Justyną, ale nie możemy zbyt często się widywać, 1
prawo zabrania mi opuszczać centralnej części państwa częściej niż raz w tygodniu. Moje wyjście też nie jest łatwe, zawsze towarzyszy mi przynajmniej jeden robot, który ma za zajęcie ochraniać mnie w razie zagrożenia. Jednak zawsze, gdy odwiedzam rodzinę Justyny, poprawia mi się humor, jestem tam mile widziana i nie czuję się samotna. Życie w warstwie trzeciej bardzo mi się podoba, żałuję, że nie mogę tu zostawać na dłużej. Młodzież może wychodzić do kina, na imprezy, czy mecze Galactic Football, ja, niestety, ograniczam się do samotnej gry w kręgle czy spaceru z moim psem, a zarazem najlepszym przyjacielem - Aderem. Mogłabym kontaktować się ze znajomymi przez Internet, ale niestety ojciec dla mojego bezpieczeństwa ogranicza mi do niego dostęp, według niego wszystko jest dla mnie ogromnym zagrożeniem. Rozumiem, że bardzo się o mnie martwi, ale bez przesady - nie ma ryzyka, nie ma zabawy! Pewnej soboty obudziłam się o 9:00, jak co weekend miałam odwiedzić Justynę. Wstałam, uczesałam włosy, wyprasowałam swoją ulubioną, niebieską koszulkę, założyłam wygodne spodnie i poszłam do kuchni. Na śniadanie zazwyczaj jadam tosty, ale tego dnia miałam ochotę na płatki, do kuchni wszedł ojciec - Smacznego powiedział. - Dziękuję - odparłam uśmiechnięta. - Wybierasz się gdzieś? - zapytał zaciekawiony. - Jak zawsze, idę odwiedzić Justynę. - Dobrze, tylko uważaj na siebie - rzekł troskliwie i opuścił kuchnię. Dokończyłam swoje śniadanie i wyszłam z domu, tego dnia towarzyszył mi Bob - jeden z robotów. Wzięłam też Adera, nie lubił zostawać sam w domu, a poza tym był dobrym towarzyszem na dłuższe wyprawy. Droga do domu Szulców była długa, przechodząc kolejnymi ulicami 2
miasta mijałam mieszkańców Metropolis, wszyscy byli dla mnie bardzo mili, możliwe że to dzięki mojej urodzie i urokowi osobistemu, ale raczej było to uwarunkowane tym, że rządził nimi mój ojciec. Co do mojej urody to była ona ponadprzeciętna - nie, nie wpadłam w samouwielbienie, jestem piękną kobietą, tak jak moja matka, jednak mój charakter pozostawia wiele do życzenia, i nie mówię tu o moich ironicznych wypowiedziach czy szczerości, po prostu trudno ze mną wytrzymać. Jednak mimo wszystko Justyna mnie polubiła, a jeszcze bardziej polubił mnie jej brat. Nie ukrywam, że on również nie był mi obojętny. Kamil był wysokim brunetem o brązowych oczach i czarującym wyrazie twarzy, biel jego zębów powalała przy każdym uśmiechu - kocham ten uśmiech! Dotarłam na miejsce, Ader był zmęczony, ja z resztą też, weszliśmy do środka jednak nikogo nie zastaliśmy. Ujrzałam sąsiada Tomka, wyglądał na przestraszonego - Hej, nie wiesz gdzie wszyscy się podziali? - Nic nie widziałem, ale wszyscy mówią, że w nocy całą rodzinę porwały roboty Sowera, mówili też coś o jakimś pierścieniu, ale nie wiem dokładnie o co chodzi... Sower był władcą sąsiedniego miasta. Mam tylko nadzieję, że nie chodzi o "ten" pierścień, właściwie to co wspólnego z nim mogła mieć rodzina Justyny? Przestraszyłam się i postanowiłam jak najszybciej wrócić do domu i poprosić o pomoc w poszukiwaniu przyjaciółki. Po powrocie również nie zastałam nikogo, ale to nic dziwnego, rodzice rzadko bywali w domu, matka całe dnie spędzała u przyjaciółek lub na zakupach, a ojciec nie miał czasu się mną zajmować, gdyż musiał zarządzać miastem. Postanowiłam więc działać sama. Poprosiłam Boba o pomoc, nie 3
mógł odmówić, przecież miał mnie ochraniać. Wzięliśmy ze sobą jeszcze kilka innych robotów i wyruszyliśmy. Wiedziałam, że może to się nie spodobać mojemu ojcu, ale wyruszyłam do miasta Sowera. Przemierzaliśmy długą drogę początkowo przez dzielnicę fabryk, w której było dość bezpiecznie. Nikt nie zwracał na nas większej uwagi. Wkroczyliśmy w dzielnicę centralną, strzeżoną przez armię Sowera, jednak nasze roboty były silniejsze i lepiej skonstruowane, komputery w ich głowach stworzone były na wzór ludzkiego mózgu, potrafiły one wyczuć zagrożenie, bronić się, a w odpowiednich momentach atakować. Armia Władcy Sowendwaru nadal oczekiwała na rozkazy, sama nie potrafiła podjąć jakiejkolwiek decyzji. Bez problemu dostaliśmy się do centrum. Szliśmy długim, ciemnym korytarzem. Z oddali słychać było głos Kamila, szliśmy coraz szybciej... Bicie mojego serca przyśpieszało, bałam się, bałam się o siebie, ale i o przyjaciół. Wkrótce dotarliśmy do końca korytarza. Rodzina Szulców była uwięziona za grubymi kratami, jednak nie stanowiło to żadnej przeszkody dla Boba. Bez problemu stopił kraty swoim laserowym spojrzeniem. Próbowaliśmy się wydostać z Sowendwaru, jednak zaraz za drzwiami budynku centralnego czekała nas niespodzianka - strażnik zauważył nas i podjął kroki obronne. Pilnowały nas setki robotów gotowych zaatakować, nie mieliśmy żadnych szans. Na szczęście był z nami Ader! - Posłuchaj piesku, znajdź mojego ojca i przyprowadź go tu powiedziałam. Ader wesoło zamerdał ogonem i wybiegł z budynku, nikt nawet nie zwrócił na niego uwagi, któż mógłby się spodziewać, że ten pies jest w stanie nam pomóc... Musieliśmy czekać kilka godzin więzieni w budynku centralnym, klimat nie był najlepszy, ale dużo rozmawialiśmy. 4
- O co chodzi, dlaczego was tu uwięziono? zapytałam. - Chodzi o pierścień, który znalazłam w ogrodzie, podobno ma jakąś niezwykłą moc - odparła matka Justyny - Pierścień Ziemi? To niemożliwe! Pomyślałam, że możemy mieć dużo kłopotów przez ten pierścień, ale z drugiej strony może on wzmocnić pozycję naszego miasta, gdy znajdzie się w rękach mojego ojca. Nie potrafię opisać moich uczyć, strasznie się bałam, ale byłam szczęśliwa. Myślałam, że jeżeli ojciec posiądzie taką władzę, to częściej będzie w domu i będzie miał więcej czasu dla mnie. Kilka godzin spędzonych z najbliższymi dało mi wiele do zrozumienia. Nie byłam już samotna, miałam cudownych przyjaciół, mogłam na nich liczyć, a ponadto w końcu się do tego przyznałam - byłam zakochana. Tak, to miłość, miłość od pierwszego wejrzenia. Może to przez ten uśmiech, a może po prostu tak miało być... Godziny rozmów z Kamilem były cudowne, mimo tego, że byliśmy uwięzieni. Z niecierpliwością czekaliśmy na jakąkolwiek pomoc... Nareszcie jest! Ader wbiegł do korytarza, wiedziałam, że to dobry znak. Wyjrzeliśmy na zewnątrz, widok był niesamowity. W Sowendwarze rozgrywała się największa bitwa na tej planecie! Mój ojciec przybył z całą swoją armią, aby nas ratować. Roboty były wszędzie. Lasery, metalowe części, zburzone mury - taki okropny, a zarazem cudowny widok miałam przed oczami. Jest i on - Tom, jako wielki przywódca walczył razem ze swoją armią, lecz nie miał on szans z potężnymi robotami, wycofał się więc dla własnego bezpieczeństwa, wiedząc że jego drużyna i tak zwycięży. Podszedł do mnie i zapytał: - Nic Ci się nie stało? Martwiłem się. - Wszystko w porządku odparłam. 5
Walkę oczywiście wygraliśmy, miasto zostało zniszczone, a Sorwer opuścił planetę. Wróciliśmy bezpiecznie do Metropolis. Pierścień znaleziony w ogrodzie okazał się zwykłą biżuterią nie posiadającą jakiejkolwiek mocy. Mój ojciec, nie mając syna, na swojego następcę wyznaczył Kamila, pod warunkiem, że w przyszłości weźmiemy ślub. Rodzina Szulców przeprowadziła się do centralnej części miasta i żyliśmy jak jedna rodzina. A to wszystko dzięki Aderowi. Julita Szkałuba Kl. III g. 6