Warszawa Tyrmanda. Teologia Polityczna Co Miesiąc. Warszawa lat 50. wiele jeszcze może nauczyć nas, bywalców sterylnych sieciówek.



Podobne dokumenty
Dzięki ćwiczeniom z panią Suzuki w szkole Hagukumi oraz z moją mamą nauczyłem się komunikować za pomocą pisma. Teraz umiem nawet pisać na komputerze.

Czy na pewno jesteś szczęśliwy?

Najważniejsze lata czyli jak rozumieć rysunki małych dzieci

AUDIO / VIDEO (A 2 / B1 ) (wersja dla studenta) ROZMOWY PANI DOMU ROBERT KUDELSKI ( Pani domu, nr )

WPŁYW CZYTANIA NA ROZWÓJ DZIECI I MŁODZIEŻY

BĄDŹ SOBĄ, SZUKAJ WŁASNEJ DROGI - JANUSZ KORCZAK

Odzyskajcie kontrolę nad swoim losem

NAUKA JAK UCZYĆ SIĘ SKUTECZNIE (A2 / B1)

WZAJEMNY SZACUNEK DLA WSZYSTKICH CZŁONKÓW RODZINY JAKO FUNDAMENT TOLERANCJI WOBEC INNYCH

Laureat: Nagrody Nobla 80 Nagrody NIKE 98

Szczęść Boże, wujku! odpowiedział weselszy już Marcin, a wujek serdecznie uściskał chłopca.

Izabella Mastalerz siostra, III kl. S.P. Nr. 156 BAJKA O WARTOŚCIACH. Dawno, dawno temu, w dalekim kraju istniały następujące osady,

Copyright 2015 Monika Górska

CZEGO NIE MOGLIŚMY WYKRZYCZEĆ ŚWIATU

30-dniowe #FajneWyzwanie Naucz się prowadzić Dziennik!

E-450. Jak wybrać aparat cyfrowy? 20 lat fotografii Gazety Wyborczej OLYMPUS. lustrzanka na miarę GUY GANGON WADEMEKUM KUPUJĄCEGO

Kwestionariusz stylu komunikacji

3 dzień: Poznaj siebie, czyli współmałżonek lustrem

Skala Postaw Twórczych i Odtwórczych dla gimnazjum

POLITYKA SŁUCHANIE I PISANIE (A2) Oto opinie kilku osób na temat polityki i obecnej sytuacji politycznej:

Jesper Juul. Zamiast wychowania O sile relacji z dzieckiem

KATARZYNA POPICIU WYDAWNICTWO WAM

oferta programowa 01 Polskie filmy o 20:00 04 Kabaretowy rejs 02 Filmowa Liga Mistrzów 05 Serial Dom 03 Program obowiązkowy

Punkt 2: Stwórz listę Twoich celów finansowych na kolejne 12 miesięcy

Kto to zrobi? Co jest do tego potrzebne?

FILM - W INFORMACJI TURYSTYCZNEJ (A2 / B1)

Carlo Maria MARTINI SŁOWA. dla życia. Przekład Zbigniew Kasprzyk

Joanna Charms. Domek Niespodzianka

O czym, dlaczego i dla kogo napisaliśmy Jak na dłoni. Genetyka Zwycięstwa

TEST TKK TWÓJ KAPITAŁ KARIERY

Rozumiem, że prezentem dla pani miał być wspólny wyjazd, tak? Na to wychodzi. A zdarzały się takie wyjazdy?

NASTOLETNIA DEPRESJA PORADNIK

1 Ojcostwo na co dzień. Czyli czego dziecko potrzebuje od ojca Krzysztof Pilch

Opinie o polskim filmie

Ankieta, w której brało udział wiele osób po przeczytaniu

Wizyta w Gazecie Krakowskiej

Rodzicu! Czy wiesz jak chronić dziecko w Internecie?

To My! W numerze: Wydanie majowe! Redakcja gazetki: Lektury - czy warto je czytać Wiosna - czas na zabawę Strona patrona Dzień MAMY Święta Krzyżówka

WPŁYW POCHWAŁY NA ROZWÓJ DZIECKA

ROZDZIAŁ 7. Nie tylko miłość, czyli związek nasz powszedni

(UDOWNf MY~ll. MiłO~Cl ~ życlllwo~ci. o ODWADl[, rrzyjaźni, U1L KAŻDY Dll[N w- ROKU

KRYTERIA OCENIANIA KLASA I KLASA II KLASA III

Chwila medytacji na szlaku do Santiago.

2. Zdefiniuj pojęcie mitu. Na wybranych przykładach omów jego znaczenie i funkcjonowanie w kulturze.

Część 11. Rozwiązywanie problemów.

Na skraju nocy & Jarosław Bloch Rok udostępnienia: 1994

Ewa Kurek: Gdyby to Żydzi mieli ratować Polaków, to nie ocalałby ani jeden Polak Paweł Kopeć

Kwestionariusz AQ. wersja dla młodzieży lat. Płeć dziecka:... Miesiąc i rok urodzenia dziecka:... Miejsce zamieszkania (miasto, wieś):...

Najpiękniejszy dar. Miłość jest najpiękniejszym darem, jaki Bóg wlał w nasze serca

Bank pytań na egzamin ustny

ODKRYWCZE STUDIUM BIBLIJNE

Zasady oceniania na lekcjach języka angielskiego w klasach 4-8

ZACZNIJ ŻYĆ ŻYCIEM, KTÓRE KOCHASZ!

Nikt z nas nie jest przygotowany na starość Starość na ogół zaskakuje człowieka Różnie sobie z nią radzimy Jest najbardziej zindywidualizowanym

Dlaczego warto czytać dzieciom?

Człowiek biznesu, nie sługa. (fragmenty rozmów na FB) Cz. I. że wszyscy, którzy pracowali dla kasy prędzej czy później odpadli.

Porozumiewanie się z użytkownikami aparatów słuchowych. Rady dotyczące udanego porozumiewania się

wyniki oglądalności 0,37 0,38 +3,5% Dane: NAM, za okres styczeń-sierpień dla wszystkich prezentowanych lat, grupa A16-49

Liczą się proste rozwiązania wizyta w warsztacie

Naszą misją jest wspieranie miast w świadomym i partycypacyjnym zarządzaniu przyszłością.

Kwestionariusz PCI. Uczniowie nie potrafią na ogół rozwiązywać swoich problemów za pomocą logicznego myślenia.

TEMATY Z JĘZYKA POLSKIEGO NA MATURĘ USTNĄ na rok 2010/ 2011 w ZSP im. Orląt Lwowskich w Stopnicy

Wymagania do przedmiotu Etyka w gimnazjum, zgodne z nową podstawą programową.

Dla klas 4-7 przed warsztatami

mnw.org.pl/orientujsie

HANS CHRISTIAN ANDERSEN. Przygotawała Katarzyna Semla SP-5 Żywiec

10 najlepszych zawodów właściciel szkoły tańca

Religia. wolność czy zniewolenie? Odrzuć wszystko, co sprzeciwia się wolności i poznaj to, co najbardziej człowiekowi potrzebne.

CZYTANIE B1/B2 W małym europejskim domku (wersja dla studenta) Wywiad z Moniką Richardson ( Świat kobiety nr????, rozmawia Monika Gołąb)

Rozmowa ze sklepem przez telefon

10 SEKRETÓW NAJLEPSZYCH OJCÓW 1. OKAZUJ SZACUNEK MATCE SWOICH DZIECI 2. DAJ DZIECIOM SWÓJ CZAS

Trzy filary motywacji wewnętrznej: jak je budować? Joanna Steinke-Kalembka

Paweł Kowalski ZJEDZ KONKURENCJĘ. Jak maksymalizować zyski i pisać skuteczne teksty sprzedażowe

tato cıarz SzCzĘś Joanna Papuzińska ilustracje: Maciej Szymanowicz

Indywidualny Zawodowy Plan

TEMATY NA EGZAMIN USTNY Z JĘZYKA POLSKIEGO W ROKU SZKOLNYM 2013/2014 LITERATURA

Bibliotekarze - koordynatorzy projektu: Joanna Drabowicz Joanna Pietrzyńska Justyna Szymańska

PRZEWODNIK OBYWATELSKI

Materiały wypracowane w ramach projektu Szkoła Dialogu - projektu edukacyjnego Fundacji Form

Zatem może wyjaśnijmy sobie na czym polega różnica między człowiekiem świadomym, a Świadomym.

CBOS CENTRUM BADANIA OPINII SPOŁECZNEJ OPINIA PUBLICZNA NA TEMAT SONDAŻY BS/55/2004 KOMUNIKAT Z BADAŃ WARSZAWA, MARZEC 2004

Świat pozbawiony piękna ogrodów byłby uboższy

Przeżyjmy to jeszcze raz! Zabawa była przednia [FOTO]

-Czy aborcja płodu 2 miesięcznego to to samo co aborcja płodu np 6 miesięcznego, do jakiego wieku płodu powinna być dozwolona?

Seria Współczesne Społeczeństwo Polskie wobec Przeszłości tom VI

Młodzi internauci - od paradygmatu ryzyka do paradygmatu szans. prof. UAM dr hab. Jacek Pyżalski Uniwersytet im. A. Mickiewicza w Poznaniu

Osoba, która Ci przekazała tego ebooka, lubi Cię i chce, abyś poświęcał wiele uwagi swojemu rozwojowi osobistemu.

Kilka słów o autorze. Józef Mackiewicz (ur r., zm. 31 stycznia 1985) polski pisarz i publicysta.

Poradnik opracowany przez Julitę Dąbrowską.

WERSJA: B ANKIETER: JEŚLI RESPONDENT JEST MĘŻCZYZNĄ, ZADAĆ GF1. JEŚLI RESPONDENT JEST KOBIETĄ, ZADAĆ GF2.

COACHING dla każdego

Język polski kwiecień

Uniwersytet Jagielloński Instytut Psychologii ROZMOWA W SPOTKANIU AGNIESZKA BARAŃSKA. pod kierunkiem: Prof. dr hab. Adama Węgrzeckiego

Centrum Nauki i Biznesu ŻAK w Stargardzie Szczecińskim

TEST OSOBOWOŚCI. Przekonaj się, jak jest z Tobą

ASERTYWNOŚĆ W RODZINIE JAK ODMAWIAĆ RODZICOM?

Jaka jest Ania z Zielonego Wzgórza? Oczekiwanie, że coś miłego się wydarzy, to niemal połowa przyjemności. /Ania Shirley/

oferta programowa 01 Kalejdoskop Polski 04 Obywatel Kuźniar 02 Świat według Jachimka 05 Bliżej! Magazyn reporterów 03 Miłość 06 Szeptunka

Pierwsza Komunia Święta... i co dalej

Transkrypt:

Warszawa Tyrmanda Warszawa lat 50. wiele jeszcze może nauczyć nas, bywalców sterylnych sieciówek. Sprawa do załatwienia - propagandowa komedia z początku lat 50. w reżyserii Jana Rybkowskiego. Młoda robotnica z prowincji przyjeżdża do Warszawy po pianino, które obiecał jej pracownik powstającej właśnie telewizji. Razem z nią oglądamy place budowy. W filmie znajdziemy unikalne ujęcia budowanego Placu Konstytucji i uwaga! warszawskiego metra. Kilka lat później robotnica miała pojechać świeżo wybudowaną kolejką. Z filmu nie dowiemy się, że jeśli pojechała to dopiero za kilkadziesiąt lat. Budowę metra wstrzymano, a kanały zostały zalane. Bohaterowie tego filmu, podobnie jak i większość jego widzów o metrze zapomniała. Pamięć stymulowana przez propagandę jest krótka. W filmach z lat 50. Warszawa jest piękna i młoda i tylko ludzie, niektórzy ludzie, szkodnicy i chuligani, do niej nie dorastają. Jak w jeszcze jednym filmie, debiucie dokumentalnym Jerzego Hoffmana: Uwaga, chuligani znów młody człowiek, tym razem mężczyzna, świetnie zapowiadający się przodownik pracy, wpada w złe towarzystwo. Zaczyna się od słuchania jazzu, a kończy się morderstwem. Taka była Warszawa widziana oczami propagandystów schyłkowego stalinizmu. Piękna bryła, którą psują nieliczni chuligani. Wszystko zmieniło się wraz ze Złym Tyrmanda, a potem tzw. małym realizmem, chuligańskimi opowieściami Hłaski, Nowakowskiego i Orłosia. Okazało się, że najpiękniejsza Warszawa, ta oaza wolności i prawdziwego człowieczeństwa, nie znalazła swojego miejsca w socrealistycznym bryłach, ale gdzieś na marginesie, wśród ludzi społecznie niedostosowanych, tych wszystkich, którzy stali się wyłomem w totalitarnym systemie. Owa Warszawa stworzyła własną hierarchię wartości i wyhodowała własny tryb celebryty, zawieszonego gdzieś między wielkim światem z odległego Zachodu a podrzędną speluną. Między szykowną elegancją i żulerią. Własnych Tyrmandów, Himilsbachów i innych. Jeśli systemy mają w naturze to, by ludzi niewolić i linią prostą tłamsić w nich najlepsze odruchy, to dusza ucieka gdzieś na margines, w rejony zapomniane i przemilczane. Tam, gdzie niektórzy poszukiwaliby upadku i dna człowieczeństwa, skondensował się ekstrakt człowieczeństwa. Teologia Polityczna Co Miesiąc Czasopismo internetowe Redakcja Redaktor naczelny: Mateusz Matyszkowicz Sekretarz redakcji: Jakub Dybek Zespół i współpracownicy: Ziemowit Gowin, Leszek Zaborowski, Jan Czerniecki, Mateusz K. Dziób, Stanisław Starnawski, Michał Dorociak, Adrian Sinkowski, Monika G. Bartoszewicz, Marcin Furdyna, Marek Rodzik, Przemysław Piętak, Tomasz Herbich, Anna Stępniak, Marcin Darmas, Jerzy J. Kopański, Tomasz Bednarek Projekt graficzny Michał Czekaj Redakcja językowa i korekta, opracowanie Jerzy J. Kopański, Jakub Dybek Serwis informatyczny symbioza.net.pl Teologia Polityczna Co Miesiąc dostępna na http://www.teologiapolityczna.pl Kontakt Teologia Polityczna ul. Marszałkowska 87/5 00-683 Warszawa tel. 22 408 84 10 faks 22 625 17 14 redakcja@teologiapolityczna.pl http://www.teologiapolityczna.pl Dziś szukamy takiej Warszawy. I choć trudno porównywać obecną kulturę do tej z czasów stalinowskiej opresji, to swoją aktualność zachowało przeczucie, że być może ci, którzy wychodzą poza margines kultury, zachowali te cząstki człowieczeństwa, których zabrakło płynącym z prądem filistrom. Kto dziś uchyli czapkę, gdy przechodzi obok kościoła? Mateusz Matyszkowicz redaktor naczelny

ROZMOWA TPCM 4

ROZMOWA TPCM Literat w dzisiejszej Polsce to przede wszystkim ktoś, kto dostarcza intelektualnej rozrywki, bywalec, stypendysta i na ogół wyznawca politycznej poprawności, wypowiadający się przy różnych okazjach w duchu postępowym Mateusz Matyszkowicz: Kim jest literat w dzisiejszej Polsce? Nie ma oczywiście jednego wzoru. Niemniej istnieje pewna tendencja dominująca. Jej źródłem i motorem nie jest jednak, jak dawniej, taki czy inny prąd filozoficzny czy estetyczny, lecz uwarunkowania cywilizacyjne i obyczajowe. Chodzi o to, że o roli pisarza coraz bardziej decyduje rynek i kultura masowa. To on właśnie stał się swoistym kreatorem, on narzuca rolę i zachowania społeczne pisarza. Przede wszystkim więc pisarz został włączony do klasy gwiazdorów, a w każdym razie do postaci publicznych bardziej podobnych do artystów show-businessu, niż wycofanych, tajemniczych samotników, skłóconych ze światem mizantropów lub profetów. Tak więc pisarz w odbiorze społecznym to przede wszystkim ktoś, kto mniej więcej co rok lub co dwa lata wydaje nową książkę, którą następnie spektakularnie promuje i która wchodzi albo nie wchodzi na listy bestsellerów i jest lub nie jest nominowana do nagród. Pisarz udziela również wywiadów, pisuje scenariusze, zasiada w rozmaitych gremiach, jury itp. Jeżeli człowiek parający się literaturą odrzuca taki model bycia pisarzem, ryzykuje, że zostanie zapoznany albo w ogóle nie będzie rozpoznawany jako pisarz, lecz raczej jako dziwak, snujący się na obrzeżach sztuki. Podsumowując: literat w dzisiejszej Polsce to przede wszystkim ktoś, kto dostarcza intelektualnej rozrywki, bywalec, stypendysta i na ogół wyznawca politycznej poprawności, wypowiadający się przy różnych okazjach w duchu postępowym. Czym różni się pozycja pisarza III RP od PRL? Pisarze w PRL oczywiście też byli różni, ale główny podział przebiegał według kryterium: proreżimowy opozycyjny. Pisarze proreżimowi pisali książki na ogół słabe i prawomyślne lub oderwane od rzeczywistości, i byli beneficjentami władz (wysokie nakłady, nagrody państwowe, przydziały na mieszkania i samochody, domy pracy twórczej). Z kolei pisarze opozycyjni, niezależnie od tego, jaką formę pisarstwa uprawiali i jaką podejmowali tematykę, mieli poczucie misji: troszczyli się o kulturę narodową i sytuację społeczno-polityczną w kraju; angażowali się w rozmaite akcje protestu. Niewątpliwie kultywowali oni w jakiś sposób etos pisarza romantycznego, który bierze na siebie odpowiedzialność za los wspólnoty. W III RP ta figura pisarza poważnie straciła na znaczeniu, wyparta przez inne. Pisarzem starego typu był, na przykład, Janusz Krasiński. Takimi pisarzami są nadal Jarosław Marek Rymkiewicz, Jan Polkowski i Bronisław Wildstein. A także Ryszard Legutko jako eseista. Są oni w mniejszości i znajdują się na marginesie, chociaż ich twórczość jest ważna, ciekawa i bardziej pobudzająca do myślenia niż produkcja pisarzy nowego typu, która z reguły jest miałka, sezonowa, w najlepszym razie pięknoduchowska. Ciekawe, że do degradacji pisarza pierwszej kategorii, tj. pisarza-zaangażowanego, pisarza- -sumienia-narodu, przyczyniło się w znacznym stopniu środowisko, które w PRL-u właśnie do tej ikony się odwoływało i ją promowało. Chodzi o środowisko Gazety Wyborczej, której Nagroda Nike ustanowiła zupełnie przeciwne standardy. 5

ROZMOWA TPCM Dlaczego tak się stało? W jaki sposób Nagroda Nike ustanawia własne standardy? Gremium decydujące o roli i znaczeniu Nagrody Nike a nie jest to tylko jury, lecz przede wszystkim instancja, która to jury powołuje przyjęło następującą strategię: naprzód stworzyć prestiżową kapitułę i dopiero na tej podstawie kreować nowy parnas. Dlatego też pierwsze edycje tej nagrody były przyznawane głównie autorom powszechnie znanym i uznanym z Miłoszem na czele. Na pozyskaniu noblisty organizatorom zależało do tego stopnia, że nieco się pośpieszyli, przyznając mu nagrodę już w drugiej edycji za wydanego akurat Pieska przydrożnego, po czym w 2000 roku powstał kłopot, kiedy ukazał się naprawdę wybitny tom poetycki To. Ale wtedy Miłosz nie chciał już słyszeć o ponownym kandydowaniu. Inni luminarze tej akumulacji pierwotnej to Barańczak, Różewicz, Myśliwski i Rymkiewicz. Mając taką kapitułę, przystąpiono do wynoszenia autorów średniego pokolenia oczywiście wyłącznie z kręgu akolitów, takich jak Pilch, Stasiuk i Tokarczuk. A później to już było to, o czym mówię, czyli stanowienie własnych standardów. Jeśli zestawi się nazwiska pierwszych edycji z nazwiskami edycji lat ostatnich, to zobaczy się niebywały wprost kontrast i wymowną sprzeczność, bo cóż ta promowana obecnie literatura ma wspólnego z wzorcami początkowymi? Innym chwytem autopromocyjnym Nagrody Nike było uzurpatorskie zdefiniowanie jej jako nagrody za najlepszą książkę ubiegłego roku. Nikt z uczciwych ludzi zajmujących się literaturą i sztuką, a nawet szerzej: nikt z szanujących się humanistów nie użyłby nigdy takiego sformułowania, bo jest ono w swej istocie fałszywe. Nie istnieje coś takiego jak najlepsza książka jakiegoś roku, tym bardziej że chodzi o książki różnych gatunków. Jest to marketingowa manipulacja słowna szkodliwa, bo wprowadzająca opinię publiczną w błąd. Niestety, to samozwańcze hasło przyjęło się i teraz mało kto pamięta, że nie jest to kwalifikacja obiektywna. Nagroda ta powinna się nazywać: nagroda literacka Gazety Wyborczej. Wtedy byłoby i prawdziwie, i uczciwie. A tak jest fałszywie i nieuczciwie. Co wyróżnia literacki mainstream? Płytkość intelektualna, bylejakość warsztatowa, wtórność, nowinkarstwo, oportunizm, bycie zawsze po aktualnej słusznej stronie, niewychylanie się, konformizm. Jak się zostaje skazanym na banicję? Składa się na to kilka czynników. Głównym jednak jest przyjęcie określonej postawy politycznej, czy prościej: wyznawane poglądy. Jeśli nie pokrywają się one z obowiązującą linią postępowego ducha dziejów, a zwłaszcza ją kwestionują lub podważają, jest to wystarczający powód wykluczenia lub przynajmniej zmarginalizowania. Ale są i pomniejsze. Można na przykład jedynie stronić od postępowych i jedynie słusznych środowisk opiniotwórczych, można się na tych forach nie pokazywać i nie udzielać, za to chodzić własnymi drogami. Wtedy wprawdzie nie jest się jeszcze wykluczonym alias trędowatym, lecz trudno liczyć na wyróżnienie i poparcie. Jest się skazanym na przemilczenie, które z czasem w rękach centrali staje się argumentem na brak większych wartości artystycznych. Czuje się pan pisarzem wykluczonym czy skazanym na przemilczenie? A jeśli tak, jak do tego doszło? Nie czuję się autorem wykluczonym ani szczególnie atakowanym, jak chociażby Rymkiewicz czy Wildstein. Mam spore grono czytelników, jestem dość często zapraszany na spotkania autorskie lub innego typu dyskusje literackie. Odczuwam jednak wyraźny dystans ze strony mainstreamowych mediów. Przemilczanie, niezauważanie jest starą metodą na obniżenie czyjejś rangi. Nieobecni nie maja głosu. Nieobecni nie mają racji. W moim wypadku ma to ewidentnie podkład polityczny. Czym jest antysemityzm w dzisiejszej Polsce? Współczesny polski antysemityzm to głównie judeizacja przedmiotów znien a w i d z o n y c h. W Polsce prawie nie ma Żydów i nie istnieją konflikty interesów na tym tle (które istniały przed II wojną). Antysemityzm jest rozkręcany sztucznie, głównie werbalnie i służy zohydzaniu Polski 6

ROZMOWA TPCM w oczach Zachodu. Antysemityzm jest narzędziem walki politycznej. Jednym z głównych ośrodków, który go generuje, jest bastion medialny Gazety Wyborczej. Ośrodkowi temu z jakichś względów zależy na podtrzymywaniu antysemickich odruchów i zachowań, w związku z czym prowokuje do nich, wszczynając rozmaite kampanie publicystyczne, wywołujące sprzeciw nawet u osób jak najdalszych od postaw antysemickich. Jest to szkodliwe i niebezpieczne. Deklarowana przez to środowisko terapia polskiego społeczeństwa poprzez przyznawanie się do win popełnionych w przeszłości i nieustanne kajanie się zawiodła, a wręcz przyniosła odwrotne rezultaty. Jednym z nich jest skwapliwe poparcie dla tej tendencji udzielone przez Niemcy, które od dawna marzyły, by podzielić się z kimś odpowiedzialnością za zbrodnię holokaustu. Czy działają zwykłe mechanizmy rynkowe i czytelnicze? Co trzeba zrobić, by znaleźć się na literackim parnasie? Zależy, co rozumiemy przez literacki parnas. Jeśli to, o czym mówię powyżej, to należy odpowiednio wcześnie dostosować się do jego reguł gry, czyli płynąć z prądem, powtarzać postmodernistyczne mantry, w każdej sprawie stać po słusznej stronie. Oczywiście nie gwarantuje to jeszcze sukcesu, ponieważ łaska agory na pstrym koniu jeździ, ale podstawowy warunek jest już spełniony: wchodzi się do puli kandydatów do lauru. Na tym tle pewniejszy wydaje się mechanizm czysto czytelniczy, czyli utrafienie w gust publiczności lub w coś, co wisi w powietrzu. Ale tego z kolei nie da się na zimno wykalkulować. Do tego właśnie potrzeba intuicji, talentu albo trzeba mieć coś naprawdę ważnego do powiedzenia i umieć to atrakcyjnie przekazać. Antoni Libera - pisarz, tłumacz, reżyser, znawca twórczości Samuela Becketta. Autor powieści Madame, Godot i jego cień. Ostatnio opublikował zbiór nowel pt. Niech się panu darzy (Więź, 2013). 7

WARSZAWA TYRMANDA Tyrmand i Warszawa - Kochać, czepiając się każdego szczegółu Autor: Leszek Zaborowski Tyrmand serwuje nam w swoich tekstach Warszawę bez znieczulenia, nad którą zachwyt wydaje się być cokolwiek nieoczywisty 8

WARSZAWA TYRMANDA Przedstawianie Tyrmanda jako piewcy Warszawy jest dziś czymś częstym i banalnym. Łatwo wkomponować je w uproszczony wizerunek autora Złego, w którym zostaje zredukowany do roli zbuntowanego przeciwko szarzyźnie wielbiciela jazzu, obowiązkowo w kolorowych skarpetkach i staromodnych okularach. Zyskujemy w ten sposób kolejny nośny element do zbioru barwnych frazesów. Tymczasem Tyrmand serwuje nam w swoich tekstach Warszawę bez znieczulenia, taką, nad którą zachwyt wydaje się często cokolwiek nieoczywisty. Warto się nad ich fragmentami zatrzymać, by zobaczyć, w jak różnorodny sposób dawał wyraz swojej miłości oraz skonfrontować je ze współczesnymi problemami naszej stolicy. Miłość a kompleksy Tyrmand uparcie kochał miasto zniszczone, brudne i chaotyczne. Aby je poznać, trzeba przejść się kiedyś w wiosenny wieczór pod fabrycznymi murami Krochmalnej czy Chłodnej, położyć się na zaśmieconych, pokrytych suchotniczą trawą i odłamkami cegieł łąkach, przysiąść na chwilę zadumy nad mokotowskimi gliniankami, powędrować wśród torowisk i nasypów Dworca Wschodniego i odkryć warszawską atmosferę 1. Potem zagłębiać się dalej, by móc powiedzieć: O, peryferie warszawskie! Jakże kocham waszą pełną groźnego wdzięku brzydotę! Ileż niepokojącego, gorzkiego humoru tkwi w waszym odpychającym niechlujstwie! 2. Obdarzył miłością stolicę zmiażdżoną i okrutnie okaleczoną przez historię. Narrator Złego zauważa: W dzień widać, że dzielnicami tymi przeszła straszna, niszcząca wojna, widać, jak nadciąga ku nim odbudowa i przebudowa, widać zdarte bombami i domowym sposobem zamurowane, zabite deskami wyrwy, samodziałowe remonty, poprawki, przybudówki ( ). 3. Dla bacznych obserwatorów ocalałych warszawskich kamienic uderzająca jest aktualność słów sprzed sześćdziesięciu lat. Do dziś elewacje wielu z nich są posiekane pociskami, brak im ostatnich pięter, poddaszy, czy części oficyn. Tymczasem panujący w Warszawie urbanistyczny i estetyczny chaos pozostaje dla wielu jej mieszkańców źródłem kompleksów. Wciąż nieliczne rewitalizacje, wskazywanie zalet nadwiślańskiego modernizmu i socrealizmu, kolejne inicjatywy varsavianistyczne Wszystkie te działania, na różnych poziomach wspierające proces oswajania stolicy, nadal zdają się mieć ograniczony wpływ na to, jaki jej odbiór dominuje wśród warszawiaków i przybyszów z różnych zakątków Polski. Tęsknota za utraconą, przedwojenną tkanką miejską wzbudza nie tylko zainteresowanie jej historią, ale i rozgoryczenie. Łączy się ono z przeświadczeniem, że zarówno w czasie odbudowy doby stalinizmu, jak i późniejszych dekadach PRL popełniono błędy, których nie da się już naprawić. Skoro zaś mieszkańcy odbudowują swoje miasto za cenę własnego oddechu, to na pewno nie straci ono swej duszy, mimo zniszczenia przez Niemców starych murów metropolii. 9 Nadzieja a pogarda Tyrmand zaś, wspominając przedwojenną Warszawę, nie popadał w rozpacz ani popularne do dziś rojenia o masowej rekonstrukcji niezabytkowej tkanki miejskiej w kształcie z poprzedniej epoki. Patrzył z nadzieją na nowe miasto, powstające na gruzach zniszczonych kamienic, przemienione, ale posiadające tę samą duszę: Warszawa z pobojowiska gruzów i ruin stała się znów dawną Warszawą, wieczną Warszawą, tą samą Warszawą mimo nowych kształtów ulic i konturów domów ( ) 4. Brak tu przechodzącej w masochizm tęsknoty za nieodwracalnie zniszczonym. Tyrmanda cieszyło tempo powstawania nowej stolicy, stanowiącej specyficzną mieszankę rekonstrukcji, modernizmu i socrealizmu. Z radością przyjął uwypuklenie zalet odbudowywanych warszawskich kościołów i pałaców, wcześniej częstokroć zasłoniętych przez gęstą, czynszową zabudowę. Nowy sposób wyeksponowania podczas budowy Trasy W-Z świątyni pw. św. Anny poruszył go na tyle, że posunął się do uznania tego budynku za nowy symbol miasta 5. Jednocześnie nie odbierał poszczególnych elementów odbudowy bezkrytycznie. Wystarczy tu wspomnieć jego złośliwe uwagi z Dziennika 1954 dotyczące fasad nowych bloków mieszkalnych na Muranowie 6, nie mówiąc już o Pałacu Kultury i Nauki, o którego pseudorenesansowych zdobieniach pisał wręcz z obrzydzeniem 7. Krytykę niektórych modernistycznych budynków przy Nowym Świecie, nieprzystających do zrekonstruowanych kamienic, udało mu się przemycić również w prasie 8. Niestety, na publikacje podobnych uwag dotyczących socrealizmu nie pozwalała cenzura. W utyskiwaniach Tyrmanda nie znajdziemy niczego, co przypominałoby wciąż żywą pogardę skutków. względem powojennej Warszawy. Nieudane fragmenty powojennej zabudowy zdają się dziś w oczach wielu usprawiedliwiać kolejne zakłócenia ładu przestrzennego i estetycznego oraz architektoniczną bylejakość. Warszawa jest brzydka i taka już na zawsze pozostanie tak można w skrócie ująć mentalność przyzwalającą na jej ustawiczne szpecenie. Konsekwencje takiego podejścia mogliśmy zaobserwować choćby przy okazji prób nagłośnienia problemu chaosu reklamowego, panującego w stolicy. W czasie, gdy władze kolejnych miast coraz śmielej zwalczają montowane niezgodnie z przepisami oraz rażąco nieestetyczne reklamy, stołeczny ratusz zdobywa się jedynie na pozorowane działania, ostatecznie nieprzynoszące konkretnych Działający na rzecz prawnego rozwiązania tej i innych kwestii związanych z estetyką częstokroć zderzają się z całkowitym niezrozumieniem zarówno u mieszkańców, jak i urzędników. Skoro Warszawa jest odpychająca, to czemu ktoś miałby nie zarobić, zasłaniając reklamową płachtą jeden z budynków? Co miałaby zmienić rezygnacja z wykładania jej wzdłuż i wszerz kostką bauma oraz nabijania tandetnymi biało-czerwonymi słupkami (tam, gdzie chodników nie zamieniono w latach 90. na parkingi)? Stolica, nazywana pieszczotliwie przez niektórych

WARSZAWA TYRMANDA przyjezdnych Mordorem, odbierana jest często jako ponure miejsce dorabiania się, z definicji nieprzyjazne, chaotyczne i brzydkie. Zresztą spojrzenie to podziela również wielu rdzennych warszawiaków, co najwyżej nie używających zaczerpniętego od Tolkiena określenia. jednocześnie bardziej funkcjonalne miasto. Zarazem Tyrmand nie pozwala na to, by wojenne zniszczenia stolicy stawały się wymówką, usprawiedliwieniem wszelkich niepowodzeń w jej zagospodarowywaniu. Tak popularnym wśród ludzi nią zarządzających również dziś. Łatwo przywoływać Tyrmanda w dyskusji z tymi, którzy rozłożoną na raty zagładę zabudowy w latach 1939, 1943 i 1944 uznają za kres marzeń o wielkomiejskiej Warszawie. Czy jednak ma to sens w przypadku estetycznego chaosu, który opanował dziś jej reklamę i małą architekturę? Pisarza, który zachwycał się rozpadającymi się kamieniczkami Rakowca czy Kamionka? Opisującego speluny wolskiego Dzikiego Zachodu, Solca czy Czerniakowa, zarośnięte brudem bramy Śródmieścia, podniszczone mury i płoty ogradzające warsztaty i magazyny na obrzeżach miasta? Kochać bezwarunkowo, czepiać się szczegółów Tyrmand doskonale odnajdywał się w powojennym, warszawskim bałaganie. Jednocześnie lektura jego tekstów publikowanych na przełomie lat 40. i 50. w Przekroju, Stolicy i Tygodniku Powszechnym uświadamia nam jak bardzo jego uwagę pochłaniała jakość najdrobniejszych szczegółów, składających się na krajobraz miasta. Znajdziemy w nich nie tylko utyskiwania na stan warszawskich chodników 9, ale nawet foteli w teatrach 10. Refleksje na temat wyglądu rozmaitych szyldów 11 warto by polecić zarówno współczesnym copywriterom, jak i domorosłym producentom reklamowych plandek, znaków i napisów. Nie brak też uwag na temat miejskiego oświetlenia, estetyki budek handlowych, czy hałasu generowanego przez motocykle 12. Lista ta pasuje nie tylko do Warszawy lat 40. i 50., ale również XXI-wiecznej. Paradoksalny związek dwóch aspektów stosunku Tyrmanda do Warszawy gorącego, radosnego uczucia, jakim obdarzył sponiewierane, chaotyczne miasto oraz troski o jego ład przestrzenny, czystość i piękno - świetnie ilustruje zestawienie dwóch cytatów. Dotyczą one miejskiego pyłu, którym krztuszą się warszawiacy. W Złym narrator przywołuje anonimowego filozofa twierdzącego, że przeciętny warszawiak wdycha średnio 4 cegły rocznie. Skoro zaś mieszkańcy odbudowują swoje miasto za cenę własnego oddechu, to na pewno nie straci ono swej duszy, mimo zniszczenia przez Niemców starych murów metropolii 13. Inną wersję anegdoty poznamy jednak, sięgając do starszego od powieści o 5 lat artykułu ze Stolicy. Liczba wdychanych cegieł spada wtedy czterokrotnie, a wspomniany filozof okazuje się lekarzem. Głównym źródłem pyłu są zaś nie budowy i rozbiórki, lecz... szczeliny nigdy niesprzątanego bruku, co Tyrmand komentuje z oburzeniem 14. Świadomość tragicznych losów nieujarzmionego miasta pozwala autorowi Złego wybaczyć niemal każdą niedogodność.. Jednocześnie nie pogrąża go w beznadziei, a raczej skłania do pobudzania entuzjazmu czasu odbudowy, ukazywania jej jako szansy na równie piękne, a Warto wracać do Tyrmanda, by odnaleźć miłość bezwarunkową, a zarazem nigdy nieprzyzwalającą na wydawanie swojego miasta na pastwę brzydoty. Tandeta zalewająca współczesną Warszawę miałaby dla Tyrmanda najprawdopodobniej tyle wspólnego z jej duszą, co zwalczana przez niego peerelowska szarzyzna czy najbardziej kiczowate i odrzucające elementy socrealizmu. W przeciwieństwie do zaniedbanych kamienic, przemysłowych kwartałów i pomysłowej, wymuszonej prowizorki czasów odbudowy, jest naroślą na tkance nieujarzmionej stolicy, która wciąż czeka na to, aby być traktowana z szacunkiem. Warto wracać do Tyrmanda, by odnaleźć miłość bezwarunkową, a zarazem nigdy nieprzyzwalającą na wydawanie swojego miasta na pastwę brzydoty. Pisarza, który pamiętał, że dla stworzenia metropolii o europejskim znaczeniu nie wystarczą pieniądze, potrzeba także miłości do miasta i potężnej woli jego rozwoju 15. Rozejrzyjmy się po Warszawie i spróbujmy odpowiedzieć sobie na pytanie, którego z tych trzech elementów brakuje dziś najbardziej? 1. Leopold Tyrmand, Zły, Warszawa 2004, s. 59. Sporą pomocą w pisaniu niniejszego tekstu okazała się lektura strony Warszawa śladami ZŁEGO, opracowanej przez Pawła Kozdrowicza, [na:] http:// www.zly.ownlog.com. 2. Tamże, s. 318. 3. Tamże, s. 185. 4. Tamże, s. 459. 5. Leopold Tyrmand, Tyrmand Warszawski. Teksty niewydane, [e-book b.m.w., ISBN 978-83-7779-142-4] 2011, loc. 317. 6. Leopold Tyrmand, Dziennik 1954 wersja oryginalna, Warszawa 1996, s. 48. 7. Tamże, s. 193. 8. Tyrmand Warszawski. Teksty niewydane, dz. cyt., loc. 641. 9. Tamże, loc. 101. 10. Tamże, loc. 118. 11. Tamże, loc. 112, 1602 i in. 12. Tamże, loc. 929. 13. Zły, dz. cyt.., s.459. 14. Tyrmand Warszawski. Teksty niewydane, dz. cyt., loc. 775. 15. Tamże, loc. 199. 10

WARSZAWA TYRMANDA Rzecz jasna nie ulicę. Nie śmiałbym i nie widzę powodu. Nowy Świat jest jednym z wyobrażeń o Warszawie i jednym z jej zdrobniałych synonimów. Każda stolica ma kilka takich zdrobniałych synonimów, których dźwięk wywołuje momentalne skojarzenie geograficzne. Mówiąc Champs Élysées lub Wielkie Bulwary, mamy na myśli Paryż, Piccadilly Londyn, Krasnaja Płoszczad Moskwę, a Vaclavskie Namesti Pragę. Mówiąc, szepcąc czy śpiewając o Nowym Świecie, myślimy natychmiast o Warszawie. Ta pozycja Nowego Światu nie jest ani czymś przypadkowym, ani doraźnym. Trzy wieki istnienia najsamprzód przedmiejskiej, później śródmiejskiej arterii, jej pejzażowy wdzięk, a po tym architektoniczny ekwipunek, jej popularność w literaturze i malarstwie wreszcie, umiejscowiły trwale Nowy Świat w polskiej kulturze. Nie śmiał- 11

WARSZAWA TYRMANDA bym w niczym tedy uchybiać ulicy, przeciwnie najgorzej pragnąłbym podkreślić wagę jej spraw i wszystkiego, co się na niej dzieje. A właśnie co się na niej dzieje? Otóż dzieje się wiele rzeczy ciekawych. Wojna, która, jak wiadomo, zmieniła większość miasta w ruiny, nie oszczędziła i Nowego Światu, raczej obeszła się z nim szczególnie okrutnie. W roku 1945 wspinaliśmy się na Nowym Świecie po zwałach gruzów, smutnie ogarniając rozpostarty wokół chaos błota, lejów, stłuczonych murów. Ale już w 1946 czytaliśmy, pełni kołaczącej w nas sympatii, entuzjastyczne i porywające deklaracje warszawskich architektów i urbanistów. Przed wojną Nowy Świat zaśmiecony był komercyjnym budownictwem, jakie się na nim przez kilka dekad panoszyło. My odbudujemy Nowy Świat w całej jego historycznej krasie było sensem tych deklaracji. Wskrzesimy jego dawne piękno. Ożywimy jego właściwą dawność, przywrócimy mu jego dawny styl a Warszawa otrzyma jedyną w swoim rodzaju ulicę wygodnie nowoczesną i czarująco historyczną zarazem. Tak wtedy mniej więcej pisano i warszawiakom rosły serca, no bo przecież otrzymać od swych architektów i urbanistów jedyną w swoim rodzaju ulicę w Europie to prezent nie byle jaki. Przy tej okazji zapomniano uzgodnić szereg rzeczy zasadniczych i oto korzenie smutku jak mawiał poeta. Wszyscy domyślamy się, że wskrzeszać dawne piękno czy ożywiać dawny wyraz historyczny zburzonej ulicy można w sposób dwojaki. Wszelka plastyka użytkowa, zdobnictwo, sztuki stosowane. a w pierwszym rzędzie architektura dysponują w tym względzie dwiema zasadniczymi metodami: metodą stylizacji i metodą rekonstrukcji. Mieliśmy przeto nadzieję, że gdy nadejdzie właściwa pora, gdy przyjdzie jego czas, architekci i urbaniści opracują bazową koncepcję odbudowy Nowego Światu według jednej z tych metod. Albo więc będą plastycznie rekonstruować według zachowanych planów i odtworzeń, albo pokuszą się o szereg stylizowanych rozwiązań, syntetyzujących klimat architektoniczny ulicy. Zaznaczam tu najusilniej, że nie chcę wartościować podanych metod, obydwie moim zdaniem mają swe blaski i cienie, swoje uroki i mankamenty. Nie opowiadam się za żadną z nich, natomiast mocno podkreślam fakt, że metody te różnią się między sobą wyraźnie. Otóż gdy stwierdzimy dobrze ową różnicę i uświadomimy sobie, na czym ona polega, warto wybrać się na spacer po odbudowanym niemal Nowym Świecie, gdzie bez trudu przekonamy się. że w tej ślicznej i ogrzewającej serce ulicy tkwi kilka błędów, jak przypalone rodzynki w doskonałym cieście. Te błędy czy grzeszki mają właśnie charakter metodologiczny, czyli pomieszania dwóch zasadniczych koncepcji w odbudowie. Warszawa ostatnich czterech lat jest chyba największym zbiorowiskiem fanatyków architektury. Wszyscy tu jesteśmy entuzjastycznymi konsumentami tej sztuki jak najbardziej zainteresowanymi tym, co i jak się buduje, i dlatego nie mogłem zgodzić się z jednym z mych znajomych architektów, który rzeki mi niedawno: Na koncerty muzyki poważnej chodzą tylko prawdziwi melomani. O mikrobiologii rozprawiają tylko mikrobiolodzy, o architekturze zaś chcą teraz mówić i wygłaszać sądy wszyscy bez wyjątku. To jest niesłuszne. Nieprawda rzekłem. To jest bardzo słuszne. Słucha Beethovena tylko ten, kto chce. Mikroskopem posługują się tylko ci. Którzy potrafią osiągnąć z niego korzyści. Natomiast w domach mieszkają i po ulicach chodzą wszyscy bez wyjątku, toteż każdy ma prawo mieć o nich swoje własne zdanie. 12

WARSZAWA TYRMANDA Wracając więc na Nowy Świat, przechadzałem się po nim niedawno z Ewą i Krzysztofem, którzy do spółki mają lat dwadzieścia osiem i entuzjazmują się wszystkim, co piękne. Oczywiście odbudowany Nowy Świat jest dla nich niekończącym się pasmem wzruszeń, tym głębszych, iż ich zdolność odczuwania piękna rosła w jednym niemal rytmie z rusztowaniami i murami odbudowywanej ulicy. Otóż kilka obiektów na Nowym Świecie powoduje wydłużenie się min Ewy i Krzysztofa. Na widok tych kamienic twarze ich przybierają wyraz zakłopotania i niezrozumienia i dopiero w czasie ostatniej przechadzki doszło do zasadniczych wyjaśnień. Przed domem na rogu Ordynackiej, tak zwanym domem pod Lwem, Krzysztof spytał: Powiedz mi, dlaczego kamienica ta w tak dziwny sposób różni się od innych, od swego otoczenia? Ma taką samą wysokość i niby tak samo wygląda, a przecież ciągle mi się wydaje, że jest to wielki, nowoczesny gmach, spłaszczony na siłę do rozmiaru sąsiednich kamieniczek. Właśnie podchwyciła Ewa te sąsiednie kamieniczki wyglądają jak kopie ze starych sztychów i obrazków, a ten jest jakiś inny. Utrafiliście w samo sedno rzekłem. Rzecz polega im tym, że dom ten jest stylizacją architektoniczną, podczas gdy sąsiednie są mniej lub więcej wiernymi rekonstrukcjami, czyli dokładnymi odtworzeniami starych, historycznych kamieniczek. I starałem się im, w miarę mych możliwości, wytłumaczyć pojęcie stylizacji, które jest pojęciem trudniejszym od rekonstrukcji. Mówiłem o syntezie elementów historycznych, o przepuszczaniu przez pryzmat współczesnej świadomości artystycznej starych, stylowych wartości, o upraszczaniu świadomym, o starych wzorach w opracowaniu nowoczesnej techniki itd. Pokiwali głową ze zrozumieniem, przeszli obok domu narożnego przy Chmielnej, patrząc nań z zakłopotaniem, po czym długo zastanawiali się nad kamienicami nr 15 i nr 17. Była to pogodna niedziela i, jak zdołałem zauważyć, Ewa i Krzysztof nie byli w tym zamyśleniu odosobnieni. Wielu spacerowiczów zapytywało się w duchu, a także siebie nawzajem, dlaczego ładne skądinąd, lecz zupełnie oderwane od charakteru reszty ulicy, stylizowane obiekty otwierają po nieparzystej stronie Nowy Świat od strony Alei Jerozolimskich. A przecież powiedział Krzysztof gdyby wystylizowano, jak mówisz, całą ulicę, to też mogło być ładnie, nieprawda? Przypuszczam odparłem. Zakładając, że zrobiłoby się to z takim kunsztem, znawstwem i talentem, jak zrekonstruowano zasadniczą większość obecnego Nowego Światu. Zarówno stylizacja, jak i rekonstrukcja ma swoje zalety. W pierwszej więcej powiedzieć może architekt poeta, w drugiej architekt historyk. Błąd więc tkwi w tym. że nie ustalono uprzednio, jak ma się zrobić całość zakomunikowała Ewa. Mądra, rzeczowa Ewunia! Ta jej prosta i jasna konkluzja zadecydowała, że napisałem ten felieton. Nazwałem w nim rzeczy trudniej: nieporozumieniem metodologicznym, niezgodnością koncepcji, a tu tymczasem, abstrahując od tego. kto ma słuszność stylizatorzy czy rekonstruktorzy przychodzi nam stwierdzić po prostu, że nie zgodzono się uprzednio, jak ma się robić. Stąd przypalone ro- 13

WARSZAWA TYRMANDA dzynki w bardzo smacznym pierniku. Stąd dom pod Lwem przy Ordynackiej, zbyt daleko idące uproszczenia stylizacyjne w rekonstruowanych kamienicach Centrali Przemysłu Chemicznego (róg Foksal) i nr 21 (zbytnio kontrastujące z sąsiednią, stylową i bogatą elewacją dawnego pałacu Kossakowskich), stąd wreszcie przypominająca ładną dekorację teatralną kamieniczka Związku Zawodowego Pracowników Kultury i Sztuki oraz mający rzeczywiście bardzo mało wspólnego z Nowym Światem narożnik Chmielnej. Dlatego więc nie mogę zgodzić się ze zdaniem, wyczytanym w Stolicy, które brzmiało: a w trzysta lat po swych urodzinach Nowy Świat powraca znów do życia w swym JEDNOLITYM (?), stylowym wyrazie. To nie jest słuszne. Jednolity wyraz naruszony został tu i ówdzie i wszyscy to widzą, nawet ci, którzy nie potrafią swego wrażenia odpowiednio sformułować. Pewien szofer, jadąc ze mną przez Nowy Świat nocą, miał na przykład inne zastrzeżenia. Proszę mi powiedzieć rzekł pisali w gazetach, że na Nowym Świecie staną jakieś specjalne, dobrane pod historię latarnie, a tymczasem na Nowej Marszałkowskiej postawili takie same jak te tu. A jakże ta Nowa Marszałkowska może mieć historyczne lampy, kiedy ją niedawno przebili? Przyznam się, że byłem skłopotany tą celną uwagą, szybko jednak zrozumiałem, że nie miała ona na celu żadnej zgryźliwej krytyki, lecz była dowodem ogromnego, serdecznego zainteresowania, jakim otaczają warszawiacy wszystko tyczące się Nowego Światu. Szofer i Krzysztof, Ewa, ja i kilkaset tysięcy innych rozgorączkowanych warszawską odbudową oglądamy sobie Nowy Świat jak nowy prezent i chcemy o nim mówić, rozprawiać o jego zaletach i niedociągnięciach. I dlatego, mimo że zachwycam się i przywiązuję z każdym dniem bardziej, zatytułowałem ten artykuł: Atakuję Nowy Świat! Stolica, 1950: Tygodnik Powszechny, 1952 Przedruk powyższego felietonu dzięki uprzejmości Wydawnictwa MG. Ten oraz inne felietony Leopolda Tyrmanda, znajdą Państwo w książce <<Tyrmand warszawski>>, która ukazała się nakładem tegoż wydawnictwa w 2011 r. 14

WARSZAWA TYRMANDA 15

WARSZAWA TYRMANDA - Z Andrzejem Doboszem o Warszawie, Leopoldzie Tyrmandzie, kawiarniach i krawcach rozmawiają Jakub Dybek i Jerzy Kopański - Jakub Dybek, Jerzy Kopański: Czy mógłby Pan oprowadzić nas po Warszawie lat 50-tych? Andrzej Dobosz: Mieszkałem wtedy na WSM-owskim Żoliborzu. Była to dzielnica szalenie spokojna. Wiadomo było, że nie należy zapuszczać się na Marymont. Od jesieni 1950 byłem uczniem Liceum Batorego na Myśliwieckiej. Większość moich kolegów mieszkała w tamtych okolicach: Na Rozbrat, Cecylii Śniegockiej, Fabrycznej. Od 51 r. wprowadzono obowiązek kolektywnego uczenia się. Mieliśmy dobierać się w zespołach 4, 6 osobowych i cztery razy w tygodniu, po obiedzie, przez cztery godziny pod danym adresem musieliśmy uczyć się wspólnie. Tyle, że założyłem się sam ze sobą, że nigdy nie przeczytam fundamentalnego, założycielskiego dzieła realizmu socjalistycznego Matki Maksyma Gorkiego. Z.M.P-owskie Brygady Lekkiej Kawalerii sprawdzały czy rzeczywiście się w tym czasie uczymy. Wiązały się z tym pewne wygody. W mojej grupie był kolega niezły z matematyki, który rozwiązywał zadania a ja je tylko przepisywałem. Do mnie należało streszczanie lektur. Tyle, że założyłem się sam ze sobą, że nigdy nie przeczytam fundamentalnego, założycielskiego dzieła realizmu socjalistycznego Matki Maksyma Gorkiego. Pouczyłem jednak towarzyszy niedoli, że bohaterka nazywa się Pelagia Niłowna a jej dojrzewający ideowo syn to Paweł Własow. Większość czasu spędzaliśmy rozmawiając na wszystkie możliwe tematy. Po zmroku Fabryczna nie była bezpieczną ulicą dlatego kolega gospodarz odprowadzał nas do trolejbusu. On sam był swój, więc nic mu nie groziło. Natomiast wewnątrz grup chuligańskich dochodziło czasem do nieporozumień towarzyskich. W ścisłym śródmieściu niebezpiecznie było w ruinach w większości ocalałych lecz teraz burzonych kamienicach pod zabudowę MDM-u. Gorzej jeszcze było w kwartale dzisiejszego Pałacu Kultury. Wiadomo było, że należy unikać obszaru między Żelazną a Towarową. Coś złego słyszałem o dalekiej Grójeckiej i mieszkańcach wielkiego budynku zwanego Pekin. Ulice Bartoszewicza, Kopernika stanowiły wówczas granicę miasta. Poniżej Powiśle, tam gdzie dziś jest nowa Biblioteka Uniwersytecka, to było przez lata morze gruzów. W roku 1954 moi starsi koledzy z polonistyki stworzyli Studencki Teatr Satyryków. Pierwszy lokal znaleźli w dawnym budynku elektrowni. Przestawienia zaczynały się o ósmej, kończyły o północy. Bywałem tam zazwyczaj z Markiem Hłasko. Szliśmy pod góre przez te gruzy jakieś trzy kwadranse. Wiadomo było, że można się tam spotkać z propozycją nie do odrzucenia: nabycia cegły w cenie stu złotych. Do tego sprzedawca wymagał by zabrać cegłę ze sobą. Jeden z takich rodaków został po pewnym czasie rozpoznany w nocnej Kameralnej, ważnym miejscu tamtej Warszawy. Nie zaprzeczając spontanicznie zwrócił banknot, pytając czy warto za stówę łamać mu życie. W dalszym ciągu nocy doszło do pewnych serdeczności. Okazało się, że ma na imię Staś. Pokazano mi jegomościa na ulicy. Po dziesięcioleciach spotkałem go jako właściciela, oferowanego na sprzedaż, dobrego, dużego mieszkania w okolicach Łazienek. Marek potężny, większy ode mnie, w wielkim furmańskim kożuchu, mówił, że jak ktoś idzie naprzeciw nas to nie wolno się cofnąć, trzeba z impetem iść na niego. Nie dowierzając brał mnie pod rękę. Ze dwa razy zepchnęliśmy jakichś wyrostków na bok. Nigdy bez Hłaski nie wybrałbym się wieczorem na Pragę, gdzie lubił się włóczyć. Praga jeszcze dziś jest osobnym miastem. Przy niepewnej pogodzie, zapowiadanych przelotnych deszczach co trzeci, jeśli nie co drugi przechodzień na Nowym Świecie ma ze sobą parasol. W taki dzień można przejść całą Targową i Ząbkowską i nie zobaczy się jednego parasola. Przyczyny tej odmienności Pragi sięgają lat 80-tych XIX stulecia. Władze carskie zarządziły wówczas, że rosyjscy przestępcy kryminalni po odbyciu kary nie mają prawa mieszkać w Petersburgu I Moskwie. Przysyłano ich na osiedlenie w okolice prawobrzeżnej Warszawy: Kobyłka, Marki, Ząbki to było terytorium na którym stopniowo się polonizowali, nadając mu jednak szczególny koloryt. Współcześnie mówi się o Leopoldzie Tyrmandzie przede wszystkim jako warszawiaku. Czy podkreślanie bardzo silnego związku z Warszawą jest uzasadnione? Dla pana Leopolda w Polsce istniały cztery miasta. Sopot, gdzie od połowy lat 50-tych był ważną postacią festiwali jazzowych. Kraków Przekrój, potem Tygodnik Powszechny i krawiec, który szył marynarki. Tyrmand miał teorię, że krawcy lubią szyć całe garnitury ale w gruncie rzeczy jednym naprawdę udają się marynarki, innym spodnie. Trzecim miastem były Katowice, skąd pochodziła jego druga żona Barbara Hoff, i gdzie zamawiał spodnie u pewnego plastyka. Dwa razy w ciągu roku odbywał podróż przez Kraków do Katowic po nową marynarkę i spodnie. Wiosną 63 zastałem zaproszony w taką podróż szarym Oplem-Rekordem. Wyruszyliśmy wczesnym przedpołudniem. Długi wieczór spędziliśmy w Piwnicy pod Baranami. Nazajutrz po śniadaniu Basia udała się do Przekroju a my dwaj odwiedziliśmy Jerzego Turowicza w Tygodniku Powszechnym. Potem zostałem przed- 16

WARSZAWA TYRMANDA stawiony krawcowi od marynarek. Po obiedzie ruszyliśmy do Katowic. Tam poznałem mistrza spodni. Poza tym Leopold Tyrmand żył w Warszawie, w której pisał i którą tak zajmująco, ze zrozumieniem opisał. W Warszawie jedyne drobne poprawki powierzał krawcowi a zarazem sekretarzowi partii w Teatrze Ateneum, Jaracza 20, nazwiskiem Władysław Hrycek. Zadziwiła nas jedna sprawa. Tyrmand wraca do Warszawy i jakby nie zauważa tragedii żydowskich mieszkańców miasta, nie podkreśla wówczas swoich żydowskich korzeni. Czemu? W antrakcie podszedł do mnie jakiś młody człowiek i wręczył mi kartkę formatu połowy strony maszynopisu z tekstem wypisanym na maszynie z czcionką hebrajską, mówiąc: masz, przyjdź sobie potańczyć. W ówczesnej Warszawie jedynie trzy osoby ostentacyjne podkreślały swoje pochodzenie. Antoni Słonimski, dumny z pradziadka Abrahama Szterna, nonkonformistyczny krytyk teatralny Jerzy Pomianowski i Adolf Rudnicki, piszący o zagładzie i uważany nie bez racji za najwybitniejszego pisarza w kraju. Rudnicki właściwie Hirschhorn, debiutował przed wojną (1930) jako Rudnicki, podobnie jak Adam Ważyk (Wagman). Antykomunista Tyrmand nie chciał, by ktokolwiek bodaj przez moment myślał o nim jako człowieku z obozu władzy. Stąd, prócz prawdziwej przyjaźni z Kisielem, wybór katolicyzmu jako jedynej możliwej opozycji wobec reżymu. W tamtych latach istniało wprawdzie niewielkie koncesjonowane środowisko zawodowych Żydów Żydowskie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne, nie było jednak przyjęte zastanawianie się, czy mówienie, że ktoś jest Żydem. W powszechnej opinii dość przesadnie wiązano nie aprobowaną władzę z żydostwem. W roku 1953 oglądałem w Teatrze Żydowskim Idy Kamińskiej, wielkiej aktorki, Sen o Goldfadenie. Był to zachwycający spektakl, nawet przy całkowitej nieznajomości języka hebrajskiego. W antrakcie podszedł do mnie jakiś młody człowiek i wręczył mi kartkę formatu połowy strony maszynopisu z tekstem wypisanym na maszynie z czcionką hebrajską, mówiąc: masz, przyjdź sobie potańczyć. Złożyłem starannie papier, chowając do portfela. Po paru dniach zobaczyłem kordon milicji niedopuszczający zwykłych obywateli na jakąś ulicę co było wtedy częste. Wyjąłem wówczas mój hebrajski papierek i bez słowa podałem prostemu milicjantowi. Ten rzucił okiem i natychmiast mnie przepuścił. Ta sytuacja powtórzyła się jeszcze kilkanaście razy. Władza Ludowa na najniższym poziomie wobec domniemanej żydowskości przyznawała mi przywileje. Czy poleciłby Pan młodemu czytelnikowi lekturę Tyrmanda? Oczywiście, Zaczynając od Złego. Wystarczy otworzyć na dowolnej stronie by nie móc się oderwać. Także Filip jest wybitną powieścią. To są ciekawsze lektury niż Przygody człowieka myślącego czy Sława o chwała. Nie lubię Życia towarzyskiego i uczuciowego, gdzie autor najlepiej sprzedawanej powieści PRL-u ujawnia swoje urazy wobec zbyt wysoko notowanych autorów, o których nie warto pamiętać. Rozmawiali - Jakub Dybek, Jerzy Kopański Andrzej Dobosz - pisarz, krytyk literacki, felietonista, aktor nieprofesjonalny (Rejs, Stawiam na Tolka Banana). Autor książek Pustelnik z Krakowskiego Przedmieścia (Iskry 2011), Ogrody i śmietniki (Biblioteka Więzi 2008), Generał w bibliotece (Wydawnictwo Literackie 2001) 17

WARSZAWA TYRMANDA 18

WARSZAWA TYRMANDA Tyrmand blogerem lifestyle owym Co to jest ballada miejska? pytał Leopold Tyrmand (pod pseudonimem Jan Andrzej) w jednym ze swoich felietonów w Tygodniku Powszechnym w 1951 roku. I odpowiadał: jest to pieśń powołana do życia przez anonimowego twórcę, rozwijająca się i przekazywana ustnie w charakterze pewnej tradycji z pokolenia na pokolenie i zawierająca w sobie cząstkę duszy miasta, w którym powstała 1. Dalsza część definicji mówi o silnie społecznych akcentach ballady i jej tematyce bazującej wokół uczuć i takich spraw elementarnych jak miłość, nienawiść, zdrada i honor. Bywa, że ballada miejska dotyczy także czynów bohaterskich dokonywanych w momentach przełomowych dla narodu. Można uznać Tyrmanda za twórcę warszawskiej ballady. Bo wszystkie wyżej wymienione elementy definicji tego gatunku znajdziemy u niego. W jednej ze swoich powieści Tyrmand łamie tabu warszawskiego życia towarzyskiego i uczuciowego, w kolejnej buduje narodową epopeję (chodzi o Złego), zaś często w swoich felietonach skupia się na opisie czegoś, co dziś nazwalibyśmy warszawskim lifestylem. Można zaryzykować stwierdzenie, że gdyby Tyrmandowi przyszło żyć w dzisiejszej Warszawie, to swoje zapiski publikowałby na blogu, ćwierkał na Twitterze i miał grono fanów na Facebooku. Leopold Tyrmand pisał bowiem w swoim Dzienniku 1954: moje życie codzienne konstruuje się wokół tego dziennika. Prowadzę go zaledwie pół miesiąca, a już przerósł wszystkie zamiary. Coś rośnie. Tylko co? Zbyszek Herbert powiedział: <<Ostatniego dnia napiszesz: Dziś nigdzie nie wychodziłem i z nikim nie rozmawiałem. Pisałem dziennik. Po czym znajdą cię na podłodzie i obdukcja wykaże śmierć z wyczerpania Śmierć z wyczerpania może brzmieć jak końcówka życiorysu jakiegoś warszawskiego pracownika korporacyjnego, jednak zarówno treść jak i język tego fragmentu koresponduje z czymś, co znamy z dwóch książkowych pozycji najpopularniejszego polskiego blogera, czyli Tomka Kominka Tomczyka. Podobnie jak niegdyś Tyrmand swojemu dziennikowi poświęcał znaczną część swojego dnia, tak samo współczesnemu królowi blogerów zdarzało się, że odmawiał swoim przyjaciołom wspólnych wypadów, ponieważ musiał prowadzić bloga. Znamienne, że obaj skupiają się w swej twórczości na opisie czegoś, co zawarte jest w słowie lifestyle. Trzeba jednak wspomnieć, że Kominek czerpie ze swojej blogowej działalności znacznie większe profity niż Leopold Tyrmand ze swej działalności literackiej. Cóż, może po prostu autor Złego wyprzedził swoją epokę? Wyobrażam sobie lajki, które dziś zdobywałby publikujący na FB Leopold Tyrmand. Wracając jednak do ballad Tyrmanda - mają one charakter uniwersalny. Sportretowana w nich Warszawa łudząco przypomina w wielu aspektach dzisiejszą stolicę. Jej mieszkańcy, a w szczególności ich styl życia nie uległ znaczącej zmianie. Bo na tym właśnie polega warszawskość! W Warszawie bowiem się nie mieszka, w niej się (albo lepiej: nią) żyje. We wspomnianym wyżej Dzienniku 1954 Tyrmand pisał: dla mnie duży pisarz to ten, kto potrafi skonstruować bohatera swej własnej epoki. Wedle tej definicji Tyrmand jest kimś większym niż wspomniany duży pisarz, skoro jego postać nie tyle jest bohaterem swej epoki, co po prostu warszawskim bohaterem uniwersalnym, takim, który bez przeszkód mógłby żyć dziś. Tyrmand miał świadomość ponadczasowości swoich dzieł, gdyż 12. lutego 1954 r. pisał: przyszło mi ni stąd, ni zowąd na myśl, że to, co piszę w dzienniku może mieć wartość nieprzemijającą. Może nawet doniosłą. Już kiedyś o tym myślałem, lecz zdało mi się robieniem z siebie samego balona. Dziennik to psychiczne odprężenie na prywatny użytek i to musi wystarczyć. Dziś wydało mi się, że jeśli przetrwa i dotrze do drukarskiej prasy zostawi po mnie ślad. I Tyrmand nie mylił się. Mylił się jednak, co do odbiorców dzieła, gdyż krąg tych właśnie zawęził we wspomnianej Życie w Warszawie niesie za sobą zwykle pewien rodzaj pychy, nazwany eufemistycznie przez Tyrmanda warszawskimi wątpliwościami. notce do tych, którzy przetrwają komunizm. Ja komunizmu nie przetrwałem, nawet nie doświadczyłem go na swojej skórze, a jednak czuję, że Tyrmand pisał również dla mnie. A nawet o mnie, bo przecież Warszawę kocham i nią żyję (bo kocha się nigdy za coś, a zawsze pomimo; tak więc Warszawę kocham pomimo jej brzydoty i udręk codziennego życia). Tyrmand był prorokiem kiedy stwierdził, że pisze ten dziennik dla XXI-ego stulecia. Warszawskie wątpliwości Życie w Warszawie niesie za sobą zwykle pewien rodzaj pychy, nazwany eufemistycznie przez Tyrmanda warszawskimi wątpliwościami 2. Oznaczają one, że wszystko co dzieje się poza Warszawą jest niedobre, nudne, niewłaściwe i pozbawione wdzięku. Natomiast to, co ma miejsce w stolicy jest dobre, interesujące, pełne czaru i uroku. I trudno nawet nie mieszkając w Warszawie nie odnieść podobnych wrażeń. Warszawskie życie zajmuje znaczną część telewizyjnej ramówki począwszy od serwisów informacyjnych (cała Polska zazwyczaj wie o paraliżu miasta spowodowanego np. znalezieniem niewypału z czasów II Wojny Światowej, tudzież o cudownej niczym rozwój gospodarki Polski za Donalda Tuska, przemianie Stadionu Narodowego w Basen Narodowy), poprzez poważne filmy i seriale skończywszy na rynsztokowych produkcjach spod znaku Warsaw Shore (a może Whore?), czy Miłości na bogato, o których więcej mowy będzie w dalszej części wywodu. Mentalność pępka świata (a przynajmniej Polski) widać w postawie Warszawiaków. Są oni podobni do jednego z bohaterów Życia towarzyskiego i uczuciowego, Andrzeja, który w pewnym momencie boleje nad kimś, kto chce pracować na prowincji za pensję równą tej warszawskiej, skoro nie ma tam możliwości ucieczki do kina, do Bristolu, czy na Nowy Świat 3. Sam kilkakrotnie złapałem się na podobnym rozumowaniu. Zawsze niezwyciężona Paradoksalnie jednak te warszawskie wątpliwości to raczej brak tych wątpliwości, skoro niczym Tyrmand memu Miastu (!) wszystko potrafię wybaczyć, a w Warszawie nic mnie nie razi. No dobra, jednak nie do końca prawda z tym, że nic mnie nie razi, jeśli razi. A razi np. życie tramwajowe, opisane także tak przecież barwnie przez Tyrmanda. Ale wszystkie te niewygody giną w ogólnym rozrachunku. I piszę to jako słoik, występując jednocześnie przeciw Tyrmandowi, który twierdził, że by Warszawę kochać trzeba z niej pochodzić 4. Aby zakochać się w Warszawie wystarczy skosztować opisanych przez niego owoców z drzewa poznania, których sam zamakowałem, a także pewien sierżant, pod którego słowami mogę się podpisać obiema rękami. Mundurowy rzekł: ciągnie mnie tam [do Warszawy - M.D.], taka ich mać, na podwójnym napędzie. Żeby tylko tam móc żyć, żeby dali jakąś szansę. Opisałem jeden z dwóch elementów potrzebnych do stworzenia metropolii o wszecheuropejskim znaczeniu. Jest nim miłość do miasta. Drugim zaś składnikiem jest potężna wola rozwoju 5. Ten jest widoczny gołym okiem. Organizm Warszawy (zdaje się całkiem autonomiczny od Mazowsza! 6 ) wchłania wszystko, co stanie na jej drodze. Wchłania miasteczka, dzielnice, terytoria. Ale wchłania (a raczej wciąga) w siebie także ludzkie istnienia. Jest czasami miastem potworem, miastem wampirem, w którym można czasami się zagubić. Ale i tak je kochamy. Rozwój niesie za sobą także kolejne inwestycje. Gołym okiem widać, że ten organizm Warszawy żyje, żyje, bo jest w permanentnej budowie i przebudowie. Trudno znaleźć inną europejską metropolię o takiej plastyczności architektury i przestrzeni miejskiej. Zaskakujące jednak, że te zmiany nigdy nie naruszyły duszy miasta. Wystarczy, co wciąż podkreślam i udowadniam niniejszym esejem, porównać Warszawę malowaną przez Tyrmanda ze współczesną. Tej duszy nie zabiła ani II Wojna Światowa, ani martyrologia powstań, ani lata komunizmu (choć te najboleśniej odcisnęły na niej swe piętno ). Można odwrócić pewien cytat odnoszący się do depresji i powiedzieć, że poprzez te cierpienia, których doznało Miasto jego ciało niegdyś zmarło, choć dusza jeszcze żyje. 19

WARSZAWA TYRMANDA Duch zawsze niezwyciężonej Warszawy to także duch męstwa, waleczności, ale przede wszystkim triumfu. Rzadko mamy do czynienia z miastem, które przeżyło własną śmierć. Powstanie 44 to nic innego jak największe polskie Termopile i zwycięstwo duchowe odniesione mimo materialnej przegranej. Tak też tłumaczę sobie zachwyt Tyrmanda nad odbudową Warszawy. Jako jeden z niewielu zachwyca się nowym wizerunkiem Miasta (bo np. nie jest już tu tak ciasno 7 ) i w pewnym momencie przewrotnie nawet pyta cóżby się stało z Wenus Milońską gdyby jej zrekonstruować ręce? Ale może, patrząc na to z innej perspektywy, usilnie chce on po warszawsku klęskę obrócić w zwycięstwo? Sacco di Varsavia Warszawiacy jak Rzymianie mają swoje ruiny, swoje sacco di Varsavia. O ile jednak, w przypadku mieszkańców półwyspu Apenińskiego ich sacco przypominają o długoletniej historii i wielkości ówczesnego civitas, o tyle nasze, warszawskie są tylko bolesnym świadectwem podwójnej klęski zniszczenia i nieudanej odbudowy. Mylił się Tyrmand, który w swoim felietonie zatytułowanym nie inaczej jak właśnie sacco di Varsavia wieszczył, że w przyszłości w Warszawie zniknie wszelki, ale to wszelki ślad zniszczenia. A wystarczy przecież przejść się Marszałkowską, wstąpić na Plac Zwycięstwa (najboleśniejszym świadectwem jest Grób Nieznanego Żołnierza mieszczący się we fragmencie kolumnady Pałacu Saskiego), spojrzeć na odrażający Pałac Kultury i Nauki, czy też zboczyć nieco z Traktu Królewskiego i wejść w którąś z jego bocznych uliczek. Miejsca wolnego od zabudowy, stanowiącego właśnie sacco di Varsavia jest tam tyle, że od hulającego wiatru i przeciągów można dostać kataru. Jednakże odbudowa ukazała dobitnie, że choć Warszawa budzi kompleksy i jest niezbyt lubiana przez tych, którzy w niej nie mieszkają, to jednak budzi sentyment do tego stopnia, że kilkadziesiąt lat temu cały naród budował swoją stolicę. Sacco di Varsavia to jednak przede wszystkim milczący, antyhitlerowski i antykomunistyczny pomnik. Leopold Tyrmand pisał: Potrzebny jest ślad w wyglądzie miasta, który by świadczył o jego martyrium po wiek wieków, który by przekazywał następnym pokoleniom, wizualnie i najdobitniej, świadectwa prawdy o barbarzyństwie faszyzmu, nieludzkie i smutne odpryski epoki pieców i startych z ziemi miast. Zadaniem tych dowodów winy jest trwać w czasie i świadczyć przeciw upokarzającemu dla wszystkich żyjących w tym stuleciu, okresowemu zwycięstwu hitlerowskiego bestialstwa nad humanitas, tym największym skarbem społeczeństw ludzkich i celem postępu, tak jak po dzień dzisiejszy świadczą przeciw Wandalom strzaskane rzymskie kolumny 8. Dzisiejszych Warszawiaków trapi jakiś duch tęsknoty za przedwojenną Warszawą, której bądź co bądź nawet nie znali. Ogromną popularnością ciszą się strony internetowe z przedwojennymi warszawskimi fotografiami. Silny jest także kult Powstania 44 i szacunek do historii. Warszawa zatem jest wdzięczną i sentymentalną wizytówką Polski zniszczonej okrutnie, ale i powstającej. Jednakże nie wiedziałem, co czuć i autentycznie zagubiłem się w momencie, w którym oprowadzałem międzynarodową grupę studentów w charakterze przewodnika po Muzeum Powstania Warszawskiego. Pomijam szok, jaki ta wizyta u nich wywołała, natomiast jedno pytanie do dziś brzmi w uszach czy to naprawdę się wydarzyło? Wyżej wspomniani stwierdzili, że to wszystko jest niemożliwe i pokazałem im jakąś fikcję. Mekka hipsterów i pedałów Duch Warszawy to także jej pluralizm. Pluralizm architektoniczny jest odbiciem pluralizmu światopoglądowych postaw. Warszawiak jest indywidualistą 9. Niestety ma to swój minus w postaci tego, że Warszawa chcąc nie chcąc stała się mekką polskich homoseksualistów, którzy wyzwoleniu tu z patriarchalnej opresji swoich ciemnogrodów mogą lansować się swoją odmiennością. Nie jest to zjawiskiem nowym już w Można zaryzykować stwierdzenie, że gdyby Tyrmandowi przyszło żyć w dzisiejszej Warszawie, to swoje zapiski publikowałby na blogu, ćwierkał na Twitterze i miał grono fanów na Facebooku. 20 swoim Dzienniczku św. Faustyny, siostra Kowalska rysowała Warszawę, jako siedlisko niecnoty wszelakiej oraz innych grzechów postępu (podejrzewam, że chodzi tu o aborcję). Za te właśnie grzechy miała ona zostać zniszczona (spełnienie tej przepowiedni świadczy według mnie o autentyczności objawień, jakich doznawała święta). Ale do rzeczy pluralizm ten został dostrzeżony także przez Tyrmanda, który jeden ze swoich felietonów poświęcił kamienicy pod adresem Krakowskie Przedmieście 17, a dokładniej temu, jak różni ludzie na nią spoglądają 10. Opinie na jej temat choć zdecydowanie odmienne od siebie doskonale się uzupełniały. Dla każdego coś miłego w tym mieście świętych i grzeszników się znajdzie. W Warszawie spełnia się codziennie testament Hamleta, który krzyczał: być sobą, być sobą this above all! 11. Pytanie jednak, czy to bycie sobą zawsze jest byciem sobą, a nie wyłącznie naśladowaniem trendów? Nigdzie zaś nie rysuje się tak wyraziście polska apoprawność lub antypolitycznośc jak w Warszawie czytamy również w jednym z Tyrmandowych listów z Warszawy. I trudno nie przyznać publicyście racji. Czy jest inne miejsce w Polsce, gdzie znajdziemy tyle różnych osobowości, jak w Warszawie? Aby wczuć się w ten klimat, polecam obejrzeć najnowszy klip warszawskiego (a jakże!) zespołu Divines Warsaw, what you ve done to me? Ukazuje on, że pluralizm wespół z niepoprawnością, zaowocował wyjaskrawieniem najróżniejszych stylów i postaw. Ale czy sam Tyrmand nie był jakąś antycypacją subkultury? Zamieniał przecież swój bunt w styl do tego stopnia, że aż mu w pięty poszło i nawet swoimi kolorowymi skarpetkami przedstawiał swój stosunek do szarej codzienności życia w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Warszawa na wdzięk nieopisany pisał we wspomnianym już felietonie bulgoce żywotnością, urzeka intensywnością barw kipiącego w niej życia zaprzeczając na każdym kroku poprawności, depcąc ja pogardliwie, nie znosząc jej. Jest idealnym miejscem życia dla hipsterów przeszłych i obecnych. Architektura miasta zdaje się także pasować do tego opisu. Jest niespójna i chaotyczna. Jest tak brzydka, że aż piękna. Jak hipsterski styl. Architektura ciastkowa i zbrukana przestrzeń miejska Co zaś się tyczy jeszcze architektury miasta, to trudno o bardziej adekwatny zwrot jak architektura ciastkowa Leopolda Tyrmanda. Ta architektura ciastkowa cechuje się zupełną, doskonałą sztucznością, głoszącą wszem i wobec nieprawdę nieprawdopodobnych zestawień kolorów i faktur, kukiełkowatośc odtwarzanych przedmiotów i symbolów 12. Przykładami takiej architektury ciastkowej w moim przekonaniu są: Złota 44 (która niczym ciastko ma byt krótka i nietrwała, z powodu tej plastikowej okładziny psującej cały efekt), vitkac (to ci dopiero sztuczność i piękno brzydoty!), czy biurowiec Senator (najlepiej go po prostu określić przymiotnikiem: nijaki). Nie wspominam już nawet tutaj o architekturze Wilanowa, która jest tak plastikowa, że aż odrzuca. Aczkolwiek jest jeden plus takiego rozwiązana sztuczność wilanowskiego osiedla doskonale będzie korespondować z równie koszmarną Świątynią Opatrzności Bożej właśnie tam budowaną. I przy okazji dochodzimy do kolejnej cechy, która zawiera się w Warszawskości jest nią permanentny stan budowy. Nie jest on wprawdzie już tak dynamiczny jak w listach z Warszawy pisanych w 1951 r., ale jednak wciąż bije na głowę wszystkie inne miasta. Kurz i błoto, błoto, błoto, na które ciągle narzeka Tyrmand w Dzienniku 1954 r. jest przecież równie dobrze znany np. mieszkańcom terenów budowy II linii metra. Wciąż powstają nowe, dumne budowle. Czy są one udane jest już inną kwestią. Reakcje na ten stan ciągłej budowy nazwał Leopold Tyrmand świadomością warszawską, która polegała na oswojeniu się z dynamiczną zmianą otoczenia 13. Stałem w długiej kolejce do kasy dworca Warszawa Śródmieście i z nudów oglądałem rozwieszone szyldy reklamowe. Otóż brzydota tych szyldów jest czymś nieporównywanym 14 - żalił się pewnego razu Leopold Tyrmand. Paskudnych reklam w Warszawie jest aż nadto. I taki