Zjednoczone Emiraty Arabskie i Oman 2014

Podobne dokumenty
Przystanek Nowoczesny Dubaj i Abu Dhabi 5 dni/4 noce

Z wizytą u Lary koleżanki z wymiany międzyszkolnej r r. Dzień I r.

WYJAZD DO TURCJI W RAMACH PROJEKTU COMENIUS EURO VILLAGES

FILM - W INFORMACJI TURYSTYCZNEJ (A2 / B1)

Przygody Jacka- Część 1 Sen o przyszłości

Sen o bogactwie - Dubaj, Oman, Emiraty

Ekspresowo na Mazury? Tak, ale tylko z GigaBusem!

Czy na pewno jesteś szczęśliwy?

Moja przygoda w CzechachKarolina. Zaleńska

Friedrichshafen Wjazd pełen miłych niespodzianek

ERASMUS COVILHA, PORTUGALIA

Przystanek Tradycyjny Dubaj & Abu Dhabi, 5 dni/4 noce

Kurs metodyczny we Florencji, maj Katarzyna Konik, Iwona Mochocka

Zjednoczone Emiraty Arabskie wycieczka objazdowa

I się zaczęło! Mapka "Dusiołka Górskiego" 19 Maja 2012 oraz zdjęcie grupowe uczestników.

Magic Abu Dhabi - Desert Classic Golf Golfowy Obóz Sportowy VIP 27 Luty-7 Marca 2018

Przewodnik po Muzeum nad Wisłą Muzeum Sztuki Nowoczesnej

Tak prezentują się laurki i duży obrazek z życzeniami. Juz jesteśmy bardzo blisko.

Jakieś 12 godzin później dotarliśmy do miasta Darwin w Australii. Zostaliśmy tam 2 dni, dlatego że byliśmy zmęczeni i potrzebowaliśmy odpoczynku.

SPRAWOZDANIE Z PRAKTYKI

STAŻ ZAGRANICZNY MÓJ UDZIAŁ I KORZYŚCI PŁYNĄCE Z UCZESTNICTWA W PROJEKCIE. Autor :Karolina Suda

Greece - University of Patras MIASTO

PONIEDZIAŁEK, 11 marca 2013

Porady dla podróżnych

Dobry nocleg w Iławie Villa Port

Relacja z pobytu na Majorce

Leśnicka Łucja Kołodziej Alicja Kościelniak Stefania Bryniarski Wojciech

Moje pierwsze wrażenia z Wielkiej Brytanii

Hotel Am Brunnenberg odpoczynek wśród zieleni

Trening INTEGRA Dodatkowe dialogi

Dzięki ćwiczeniom z panią Suzuki w szkole Hagukumi oraz z moją mamą nauczyłem się komunikować za pomocą pisma. Teraz umiem nawet pisać na komputerze.

Singapur. Singapur był końcowym portem naszego rejsu z Hongkongu, statkiem Sapphire Princess

Ostatnia aktualizacja: esky.pl 2. Porady dla podróżnych

Pod hiszpańskim niebem

Dowód osobisty. Dowód osobisty mówi, kim jesteś, jakie masz imię i nazwisko, gdzie mieszkasz. Dowód osobisty mówi, że jesteś obywatelem Polski.

Zapraszamy na wyprawę do omanu.

Kolejny udany, rodzinny przeszczep w Klinice przy ulicy Grunwaldzkiej w Poznaniu. Mama męża oddała nerkę swojej synowej.

Wycieczka do Torunia. Wpisany przez Administrator środa, 12 czerwca :29

Przedstawienie. Kochany Tato, za tydzień Dzień Ojca. W szkole wystawiamy przedstawienie. Pani dała mi główną rolę. Będą występowa-

W dniach r. w Sankt Petersburgu odbył się I Światowy

Rozumiem, że prezentem dla pani miał być wspólny wyjazd, tak? Na to wychodzi. A zdarzały się takie wyjazdy?

Comenius wyjazd do Włoch. Jagoda Kazana 6a Alicja Rotter 6a

KATARZYNA POPICIU WYDAWNICTWO WAM

Pomysł na weekend: Success Trip we Lwowie

Uwaga, niebezpieczeństwo w sieci!

VIII Międzyświetlicowy Konkurs Literacki Mały Pisarz

Działanie nr 7 - druga wymiana.

SPRAWOZDANIE Z POBYTU W HISZPANII (PROGRAMU ERASMUS+)

Wycieczka do Karpacza

BAJKA O PRÓCHNOLUDKACH I RADOSNYCH ZĘBACH

TaniePlanowanie.com Maciej Urbański tel Krzysztof Szymański tel

Sprawozdanie z praktyk

FlixBus Zielony przewoźnik z Niemiec.

8 sposobów na więcej czasu w ciągu dnia

LUBIN OCZAMI MŁODEGO ROWERZYSTY. Imię i nazwisko autora: MARCEL ŚWIĄTEK Szkoła Podstawowa nr 10 w Lubinie klasa IV e Opiekun autora: Andrzej Olek

Sprawozdanie z wyjazdu HORSENS DANIA

Obóz odbywał się od 6 do 28 lipca i z naszej szkoły pojechały na niego dwie uczennice r. (wtorek)

II dzień. Podczas porannego zwiedzania wstąpiłyśmy też do sklepu z żelkami. Obiad zjadłyśmy w restauracji.

Dojazd Z Wrocławia do Bielawy kursują autobusy PKS, rozkład jazdy i cennik można sprawdzić na oficjalnej stronie przewoźnika. Możliwy jest również

Zaimki wskazujące - ćwiczenia

Dojazd Z Wrocławia do Bielawy kursują autobusy PKS, rozkład jazdy i cennik można sprawdzić na oficjalnej stronie przewoźnika. Możliwy jest również

Nasza Kosmiczna Grosikowa Drużyna liczy 77 małych astronautów i aż 8 kapitanów. PYTANIE DLACZEGO? Jesteśmy szkołą wyróżniającą się tym, że w klasach

W MOJEJ RODZINIE WYWIAD Z OPĄ!!!

Jestem pewny, że Szymon i Jola. premię. (dostać) (ja) parasol, chyba będzie padać. (wziąć) Czy (ty).. mi pomalować mieszkanie?

3 rzeczy które musisz zrobić po 50-ce: 1. polecieć do Azji

Warszawa Bemowo, ul. Powstańców Śląskich

Przewodnik po Muzeum nad Wisłą Muzeum Sztuki Nowoczesnej

Sprawozdania z wycieczki po Szlaku Piastowskim

Joanna Charms. Domek Niespodzianka

Część I Konwersacja Przeprowadź z egzaminatorem trzy rozmowy na zaproponowane przez niego tematy.

wymarzony prezent Prezent Marzeń Lot awionetką

WYCIECZKA DO ZOO. 1. Tata 2. Mama 3. Witek 4. Jacek 5. Zosia 6. Azor 7. Słoń

FILM - SALON SPRZEDAŻY TELEFONÓW KOMÓRKOWYCH (A2 / B1 )

FILM - BANK (A2 / B1)

Jak wytresować swojego psa? Częs ć 7. Zostawanie na miejscu

Hektor i tajemnice zycia

Ostatnia aktualizacja: esky.pl 2. Porady dla podróżnych

Strona 1 z 7

Pokochaj i przytul dziecko z ADHD. ADHD to zespół zaburzeń polegający na występowaniu wzmożonej pobudliwości i problemów z koncentracją uwagi.

TRZECIOKLASIŚCI W WARSZAWIE!!!

ZASADY BEZPIECZNEGO ZACHOWANIA DLA NAJMŁODSZYCH, cz. 2.

Hotel Canifor**** - wylot Gdańsk - AI OPIS. Symbol oferty: 1672/6034. Pobyt wypoczynkowy, Wyjazd rodzinny, Nad morzem.

AUDIO / VIDEO (A 2 / B1 ) (wersja dla studenta) ROZMOWY PANI DOMU ROBERT KUDELSKI ( Pani domu, nr )

Uniwersytet Rzeszowski

Szanowni Uczestnicy, Do zobaczenia w Warszawie! Zespół Cyfrowobezpieczni.pl

Dzień Kulturalnego Kierowcy

Zad. 1 Samochód przejechał drogę s = 15 km w czasie t = 10 min ze stałą prędkością. Z jaką prędkością v jechał samochód?

MAŁGORZATA PAMUŁA-BEHRENS, MARTA SZYMAŃSKA. W szpitalu

Wspomnienia z praktyki

Wspomnienia z Grecji. Natalia Kucharczyk klasa VI

Szczegóły organizacyjne Angloville Junior lipca 2018 hotel Pałac Pakosław

Zapoznaj się z opisem trzech sytuacji. Twoim zadaniem będzie odegranie wskazanych ról.

Szczegóły organizacyjne Angloville Junior 8-14 lipca 2018 hotel Ameliówka

Kuba Cayo Coco Hotel Melia All Inclusive

Jak trafić. Nasz adres: ul. Leśna 10 (wejście od ul. Żelaznej na dzwonek!) Chorzów Batory. tel skype: thermasilesia. Jak trafić!

Mistrzostwa Polski Pilotów i Personelu Pokładowego w biegu na 10 km.

Wyjazd na Erasmusa polecam każdemu. Moim zdaniem wynikają z niego same korzyści zaczynając od udowodnienia samemu sobie na ile nas stać, nauczenia

WEEKEND MAJOWY NA LITWIE

EGIPT CALLING. facebook.com/remplustravel remplus kitesurfing. Wyjazd stacjonarny + kite safari łodzią. info@remplustravel.

Transkrypt:

1 Zjednoczone Emiraty Arabskie i Oman 2014 Dzień 1. (11.11.2014. Wtorek) Warszawa Abu Dhabi Tym razem mieliśmy do dyspozycji tylko tydzień czasu na podróż. Jednym z ciepłych miejsc, do których można niedrogo polecieć naszą zimą są Zjednoczone Emiraty Arabskie. Na promocję lotniczą do ZEA długo polowaliśmy, bo aż kilka miesięcy, ale się udało. W podróż udaliśmy się razem z moją siostrą Anną i jej mężem Mateuszem. Oni jednak po naszym wspólnym zwiedzaniu Emiratów polecieli jeszcze na 9 dni na Sri Lankę. Pomimo organizowanych tego dnia biegów i innych zgromadzeń w Warszawie, bez problemów dotarliśmy komunikacją miejską na lotnisko. Punktualnie wystartowaliśmy liniami Alitalia do Rzymu (13:25). Podczas lotu poczęstowano nas ciasteczkami i napojami. Po 2 godzinach i 40 minutach lotu wylądowaliśmy w Rzymie. Kolejny lot mieliśmy dopiero o godzinie 21:45. Oczekując na samolot pochodziliśmy trochę po lotnisku. Z nudów wyszliśmy nawet na chwilę na dwór. Nic tam jednak ciekawego nie było poza tym, że panowało przyjemne ciepło i rześkość zarazem. Próbowaliśmy znaleźć dla Szymona jakiś plac zabaw, ale kiepsko z tym tutaj. Udało nam się znaleźć jedną zjeżdżalnię obok odbioru bagaży oraz pokój dla rodziców z dziećmi przy bramce G1, gdzie były duże klocki i jeden plastikowy konik do bujania. Do Abu Dhabi wystartowaliśmy z około 10-minutowym opóźnieniem. Wszyscy byliśmy już zmęczeni. Szymon zasnął jeszcze przed startem. My czekaliśmy ze snem do kolacji. Jednak obsługa trochę się guzdrała. Kiedy przystąpiła do akcji, okazało się że rozdali tylko napoje i ciasteczka. Zaczęliśmy się obawiać, że jednak nie będzie kolacji, a jedynie śniadanie. Po kilku minutach poczuliśmy zapachy gorących posiłków, a zaraz potem stewardessy zaczęły nosić pojedyncze tacki z jedzeniem. Pojawiła się więc nadzieja, że kolacja jednak będzie, ale z drugiej strony długo się to przeciągało, co oznaczało, że będziemy krótko spać, a przecież następnego dnia mieliśmy od rana zwiedzać. Siedzieliśmy na samym tyle, a obiady zaczęto rozdawać od przodu samolotu. Oznaczało to, że pójdziemy spać jeszcze później niż zakładaliśmy. Do tego wszystkiego zacząłem się słabo czuć. Czułem jak bym miał lekką gorączkę i małe bóle brzucha. Po kolacji próbowałem zasnąć, żeby pospać chociaż z 2,5 godziny. Jednak nie mogłem zasnąć z powodu złego samopoczucia. Zaczęło mnie mdlić. Poszedłem do łazienki, ale mi przeszło. Potem udało mi się na chwilę zasnąć, ale znowu mnie zemdliło i pogoniło do toalety. Tym razem dostałem biegunki. Po powrocie udało mi się zasnąć na jakąś godzinkę. Szymon obudził się jakiś czas przed śniadaniem, co oznaczało, że i my musieliśmy wstać. Czułem się już lepiej, ale nadal nie miałem apetytu. Dzień 2. (12.11.2014. Środa) Abu Dhabi W Abu Dhabi wylądowaliśmy z około 15-minutowym opóźnieniem. Kontrola paszportowa przebiegła sprawnie i bez żadnych problemów. Po odebraniu bagaży poszliśmy wymienić pieniądze - jest tylko jedno biuro Travelex, gdzie kurs jest słaby (3,5 AED za 1 USD + 2% prowizji lub minimum 15 AED, w mieście płacili 3,65 AED i tylko 2 AED prowizji niezależnie od kwoty wymiany). Następnie wyszliśmy na zewnątrz lotniska, gdzie znajduje się przystanek autobusu A1, którym następnie dojechaliśmy do centrum Abu Dhabi (4 Dh) do Abu Dhabi Mall. Stamtąd doszliśmy do Emirate Plaza Hotel. Nie mogliśmy się jednak zakwaterować, ponieważ nie pozwalali na to przed godziną 14:00! Nie spotkaliśmy się z czymś takim do tej pory. Na szczęście pozwolili nam zostawić bagaże przy recepcji.

2 Przebraliśmy się i odświeżyliśmy, po czym udaliśmy się wymienić większą gotówkę i coś zjeść. Trafiliśmy do libańskiej restauracji Tripoli. Mieściła się obok naszego hotelu (na lewo po wyjściu z hotelu). Zamówiliśmy dania z kurczakiem i ryżem (20-25 Dh). Jak się jednak okazało potem, w zestawie była jeszcze zupa, a samo danie główne starczyłoby dla dwóch osób lub nawet jeszcze małego dziecka! Nie byliśmy w stanie tego wszystkiego zjeść, więc musieliśmy zostawić ponad połowę tego co zamówiliśmy. Proponowano nam zawinięcie tego ma wynos, ale uznaliśmy, że w tym upale kurczak szybko się zepsuje i zostawiliśmy to. Następnie poszliśmy na przystanek, na którym zatrzymuje się autobus nr 54. Dojechaliśmy nim do Wielkiego Meczetu Zayeda (2 Dh, jechaliśmy prawie 1,5 godziny!). Meczet wygląda pięknie. Jest zbudowany z rozmachem. Dookoła baseny. Biel oślepia oczy. W środku piękne wykończenia, świetne zielonkawe dywany dające świeżość i nowość. Jednak największe wrażenie zrobiły na mnie ogromne i niesamowite żyrandole. Po zwiedzaniu rozdzieliliśmy się z Anką i Mateuszem. My pojechaliśmy do Ferrari World, oni nad wybrzeże. Było już późno, więc wzięliśmy taksówkę (45 Dh). Bilety do świata Ferrari kosztują dużo, ale było warto. Przejażdżka najszybszą kolejką na świecie w przednim wagoniku (a nawet i w tylnym) jest nie do opisania. Coś naprawdę niesamowitego - to przyspieszenie, ta prędkość, zakręty i wiatr. Pisząc tą relację chciałbym przeżyć to jeszcze raz. Druga "podwójna" kolejka też daje duże emocje. Świetną atrakcją jest też przejazd wagonikiem z animacją 4D. Pozostałe atrakcje raczej zainteresują tylko fanów ferrari. Z Ferrari World wyszliśmy kilka minut przed 20:00. Planowaliśmy wrócić darmowym autobusem Yas Express i dalej taksówką, ale niestety ostatni jego kurs był o 19:30. Jeden pracownik doradził nam, abyśmy pojechali autobusem 195 lub 190 do centrum Abu Dhabi. Były to o tyle ciekawe połączenia, że do centrum Abu Dhabi jechały ekspresówką przez wyspę Yas, bez żadnych przystanków tak samo, jak Yas Express. Czekaliśmy razem z innymi ludźmi na autobus. Wśród nich większość to byli pracownicy Ferrari World. Długo nic nie przyjeżdżało, chociaż wg rozkładu jazdy powinno. Po około 40 minutach nadjechał autobus 190. Wysadził pasażerów, zawrócił się i pojechał z powrotem nie zatrzymując sią na naszym przystanku. Wszyscy byli zdziwieni tą sytuacją, w tym również tubylcy! Zaczęliśmy się już zastanawiać czy nie wziąć taksówki. Zgadaliśmy się z jednym chłopakiem, że moglibyśmy podjechać razem do dworca, on by wysiadł i zapłacił połowę za kurs, a my byśmy pojechali dalej. Po rozmowach z taksówkarzami, oszacowano, że koszt dla nas wyszedłby około 50 Dh. W trakcie rozmowy przyjechał 195. Wysadził pasażerów i pojechał dalej, nie zawracając się na pętli! Znowu się zawiedliśmy. Za jakieś 10 minut przyjechał ponownie 190. Niektórzy zaczęli machać do kierowcy. Zatrzymał się, ale tylko po to, żeby powiedzieć, że kończy swój kurs i nikogo nie weźmie! Zaraz jak odjechał, usłyszałem rozmowę jednej dziewczyny, że za około 10-15 minut powinien być 195. Pomimo zniechęcenia, postanowiliśmy jeszcze poczekać, tym bardziej, że nie chcieliśmy wydawać pieniędzy na taksówkę. 195 rzeczywiście przyjechał, ale od innej strony, i zatrzymał się! Hurra, udało się! Bilet kosztował 4 Dh. Kierowca autobusu pomylił trasę 2 razy, ale na szczęście pasażerowie byli czujni. W około 40 minut dojechaliśmy do centrum. Początkowo myśleliśmy, że wysiedliśmy obok naszego hotelu, ale po krótkim rozpoznaniu terenu okazało się, że jesteśmy około 30 minut dalej idąc pieszo. Wzięliśmy więc taksówkę do naszego hotelu (10 Dh). Anka z Mateuszem byli już zakwaterowani i wzięli do siebie nasze plecaki. W hotelu zgodnie z opisami innych gości odbywała się dyskoteka, z której muzykę było słychać nawet na 8 piętrze. Na szczęście byliśmy już wszyscy tak zmęczeni, że kompletnie nam to nie przeszkadzało w spaniu.

3 Dzień 3. (13.11.2014. Czwartek) Abu Dhabi Dubai Ze wstawaniem tego dnia było ciężko. Z hotelu wyszliśmy blisko 11:00. Skierowaliśmy się na autobus nr 5 (2 Dh), dojeżdżający w okolice hotelu Palace of Emirates. Podróż trwała około 30 minut. Skierowaliśmy się do hotelu. Wpuszczono nas wszystkich z wyjątkiem Mateusza, bo wbrew ostrzeżeniom nie wziął długich spodenek. Hotel jest zbudowany rzeczywiście z wielkim rozmachem. Nawet łazienki wykończone są z przepychem. Po zwiedzaniu wróciliśmy autobusem pod nasz hotel. Zanim zabraliśmy bagaż, wstąpiliśmy na obiad do tej samej restauracji, co poprzedniego dnia. Tym razem zamówiliśmy duże shoarmy. Jedynie Anka zamówiła małą. Okazało się, że jej kanapka była praktycznie taka sama jak nasze! Następnie autobusem nr 54 dojechaliśmy do dworca autobusowego, z którego odjeżdżały autobusy do Dubaju co 10 minut. Kupiliśmy bilety (25 Dh) i wyszliśmy na zewnątrz. Okazało się, że do autobusów ustawiły się długie kolejki. Po około pół godzinie czekania zapakowaliśmy się do autobusu E100, którym dojechaliśmy do Dubaju, do dworca przy stacji metra Al Ghubeiba. Autobus miał darmowe WiFi! Podróż trwała dłużej niż 1,5 godziny ze względu na korki - rozpoczynał się weekend. W trakcie podróży Szymonowi zachciało się siku, ale na szczęście miałem przygotowaną na tą sytuację małą butelkę, co świetnie się sprawdziło! Na miejscu, ze względu na brak wolnych taksówek (weekend), wzięliśmy taksówkę międzymiastową do naszego hotelu za umówioną cenę 50 Dh. Po zakwaterowaniu się poszliśmy jeszcze na zakupy spożywcze i jakiś posiłek. Do hotelu wróciliśmy po północy. Na ulicach było tak dużo ludzi, że zupełnie nie czuliśmy, że było tak późno. Dopiero jak spojrzeliśmy na zegarek bardzo się zdziwiliśmy. Dzień 4. (14.11.2014. Piątek) Dubai Hatta Ras Al Khaimah O godzinie 8:00 stawiliśmy się pod wypożyczalnią samochodów Budget przy Deira City Center, aby odebrać zarezerwowany wcześniej samochód. Budget blokuje na karcie kredytowej 2000 Dh na wypadek np. mandatów (lub przyjmuje taką kwotę w gotówce, ale nie wiem co dzieje się z tą gotówką gdy oddaje się samochód, ponieważ na karcie blokują tą kwotę na około miesiąc na wypadek, gdyby zeszły do nich jakieś mandaty). Tego nie przewidziałem i ustawione limity na mojej karcie nie pozwoliły na zablokowanie takiej kwoty. Ostatecznie w pobliskim hotelu Novotel znalazłem dostęp do internetu (recepcjonistka pozwoliła za darmo skorzystać ze stanowiska komputerowego) i zmieniłem limity karty. Podczas rezerwacji poprosiliśmy również o przygotowanie ubezpieczenia samochodu na Oman. Po wypełnieniu formalności wyruszyliśmy w trasę, kierując się do Hatta. Jadąc do Hatta należy odpowiednio wybierać trasę, aby nie jechać przez Oman lub enklawy omańskie, ponieważ według mojej wiedzy wizę do Omanu na granicy można otrzymać tylko raz na 3 tygodnie. Po wyjechaniu z Dubaju krajobraz zamienił się na pustynny. Drogi były bardzo dobre, ale z niewiadomych mi przyczyn w większość z ograniczeniami do 60 km/h i to poza terenami zabudowanymi. Hatta jest malowniczo położona wśród gór Hajjar. Zatrzymaliśmy się tam przy parku ze wzgórzem, z którego rozciąga się piękna panorama. W parku jest basen, ale tylko dla arabskich mężczyzn i dzieci (obcokrajowcy nie mogą się tam kąpać). Jest też plac zabaw dla dzieci, z którego oczywiście skorzystał Szymon. Po odpoczynku wstąpiliśmy do lokalnej

4 restauracji na indyjskie jedzenie - pyszne. Następnie pojechaliśmy na jedną z tam, która zbiera wodę tworząc jeziorko. Na samą tamę wjeżdża się ostrym podjazdem, ale na szczęście asfaltowym. Natomiast jest tam bardzo mało miejsc parkingowych. Po południu światło do zdjęć jeziorka jest niekorzystne. Po niedługiej przerwie pojechaliśmy na drugie jeziorko utworzone w ten sam sposób co pierwsze. Tutaj podobna sytuacja - ostro pod górkę, mało miejsc parkingowych i kiepskie warunki na zdjęcia. Dzień powoli się kończył, więc wyruszyliśmy w drogę powrotną do Ras Al Khaima. Zaraz za Hatta wybraliśmy drogę na Dubai. Po kilku kilometrach ujrzeliśmy bramki. Pomyśleliśmy, że to autostrada, chociaż to by było dziwne, ponieważ w Emiratach o ile mi wiadomo nie ma bramek, tylko bezbramkowy system Salik i to chyba tylko w Dubaju. Podjechaliśmy do okienka i pytam faceta "how much?". On nie rozumie, więc pytam po arabsku "bi kam?". On nadal nie rozumie, ale po chwili zaczął mówić po angielsku. Okazało się, że jest to przejście graniczne do Omanu pewnie jakiejś enklawy (chociaż na naszej mapce nie było widać żadnej granicy)! Na szczęście sprawdzili nam tylko paszporty i pozwolili się zawrócić. Polecili nam kierować się na Sharjah. Tak też zrobiliśmy. Do Ras Al Khaimah dojechaliśmy około 22:00. Zameldowaliśmy się, zrobiliśmy zakupy w pobliskim sklepie i wróciliśmy do hotelu na kolację. W pokojach mieliśmy napoje i smakołyki, które niestandardowo były za darmo - była napisana karteczka, że to wszystko jest za darmo! Dzień 5. (15.11.2014. Sobota) Ras Al Khaimah Khasab Dubai Z hotelu wyjechaliśmy po 6:30, aby dojechać do Khasab na 9:00. Jak się okazało później, wyjechaliśmy trochę za późno. Będąc jeszcze w Polsce zarezerwowaliśmy rejs po fiordach Półwyspu Musandam, który rozpoczynał się o 9:30. Ponieważ nie chcieliśmy płacić z góry za bilety przelewem (koszt przelewu wynosił więcej niż jeden bilet), umówiliśmy się, że na 9:00 stawimy się w biurze podróży Altaif Tours i zapłacimy za bilety. Przejazd jednak nam się opóźnił ze względu na formalności na granicy. Koszt wyjazdu z ZEA wynosił 35 Dh za osobę, natomiast koszt wizy omańskiej 50 Dh. Jest to o tyle ciekawe, że jak wylatywaliśmy z Dubaju, to żadnych opłat wyjazdowych od nas nie pobierano! Po przekroczeniu granicy staraliśmy się jechać szybciej. Zaczęliśmy się denerwować. Musieliśmy pokonać mnóstwo zakrętów, co niestety odbiło się na Szymonie, który zwymiotował, ale na szczęście do woreczka. Po tym niemiłym incydencie jednak był zadowolony i chętnie pocieszył się lizakiem. Pod koniec trasy udało nam się dodzwonić do biura i uprzedzić, że się spóźnimy na rejs. Na szczęście nie było z tym problemu. Umówiliśmy się z niejakim Eldo pod supermarketem Lulu. Byliśmy tam ok. 9:30. Stali tam jacyś dwaj mężczyźni. Spytałem więc, czy ktoś z nich to Eldo. Okazało się, że nie, ale znali go. Byli z innego biura podróży. Jeden z nich zadzwonił do Eldo i umówiliśmy się, że pojedziemy za poznanymi mężczyznami, razem z innymi turystami, do portu i tam się spotkamy. W porcie czekały już na nas dhow'y. Na miejscu spotkaliśmy Eldo. Przypomniałem mu, że jeszcze nie zapłaciliśmy za rejs. Był zdziwiony, ale przyjął należność. Przed rejsem przyszła starsza Brytyjka i przekazała nam kilka technicznych informacji, po czym wyruszyliśmy w drogę. Na łodzi były dostępne napoje, herbata, kawa i owoce. Cały pokład był wyłożony dywanami i poduszkami. Po drodze udało nam się zobaczyć delfiny, ale niestety dosyć daleko od nas. Zwabiały je szybkie łodzie motorowe, które w pewnym momencie zaczęły koło nas się kręcić. W ten sposób delfiny są zachęcane do zabawy i dzięki temu są większe szanse, aby je zobaczyć. Jak widać biura turystyczne dbają nawet o to, aby turyści zobaczyli również delfiny. Kiedy dopłynęliśmy pod wyspę telegraficzną,

5 zatrzymaliśmy się na snorkeling. Mieliśmy niecałe pół godziny. Woda na początku była bardzo przeźroczysta. Dopiero pod koniec lekko zmętniała. Widzieliśmy dużo kolorowych rybek i rafę. Jednak najciekawsze były dla mnie jeżowce - czarne najeżone kule z długimi kolcami, a w dodatku wyglądały jakby miały świecące oczy. Piękne. W trakcie pływania poparzyły nas trochę meduzy, chociaż ja osobiście żadnej z nich nie widziałem. Na szczęście pieczenie nie trwało długo. Po nurkowaniu ruszyliśmy w drogę powrotną. Szymonowi tak posmakowała tutejsza herbata, że wypił chyba z 6 szklaneczek pod rząd, prosząc w kółko "pan naleje". Poznaliśmy starszą Szkotkę, która od wielu lat mieszka w Dubaju. Chwaliła to miejsce. Pracowała jako menadżer od obsługi klientów handlowych z Azji, natomiast jej mąż był architektem. Płynęła z nami również rodzinka Hindusów. W pewnym momencie mama rodziny pomachała do mnie, abym przyszedł z Szymonem na zdjęcie. Poszliśmy. Szymon jednak był nieśmiały. Przy okazji porozmawialiśmy chwilę i pośmialiśmy się. Kiedy dopływaliśmy do portu pan z załogi poprosił tych, co byli w strojach kąpielowych, aby się ubrali. Po opuszczeniu łodzi skierowaliśmy się autem na punkt widokowy Khor al-najd. Na sam punkt widokowy odbija krótka gruntowa droga, która wije się w górę. Na szczęście da się tam wjechać samochodem osobowym. Widok przepiękny. Fiordy i przestrzeń rozciągająca się przed nami oczarowała mnie. Patrzyłem i nie mogłem się napatrzeć. Zdjęcia niestety tego nie oddają. Z wielką chęcią posiedziałbym tutaj nawet godzinę dłużej po prostu podziwiając widoki, ale niestety nie mieliśmy tyle czasu, bo musieliśmy tego dnia dojechać do Dubaju. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się na jednej z przydrożnych plaż omańskich (nie daleko granicy z ZEA). Szymon pohasał na piasku. Do wody nie chciał wchodzić, bo była dla niego za zimna. My zaś trochę posnorkelowaliśmy. Meduzy i tym razem nas trochę poparzyły (również ich nie widziałem!). Tuż przed zachodem wyruszyliśmy w dalszą drogę. Na granicy były pustki, ale sprawdzanie paszportów zajęło nam dłuższą chwilę czasu. W Ras Al Khaimah zatrzymaliśmy się na obiadokolację. Wybraliśmy ponownie kuchnię indyjską. Po posiłku skierowaliśmy się dalej do Dubaju. Tam z kolei mieliśmy mały problem ze znalezieniem zarezerwowanego hotelu, ale na szczęście po jakimś czasie dopatrzyliśmy się na danych rezerwacji hotelu jego współrzędnych GPS. Dzięki temu trafiliśmy bezbłędnie. Trzeba powiedzieć, że dane adresowe tutejszych hoteli nie są precyzyjne. Często jest podana tylko ulica, albo skrzyżowanie! Podobnie zresztą jest z placówką wypożyczalni Budget na Deira - na stronie podano tylko informację, że mieści się na przeciwko centrum handlowego Deira City Center. Wielu miejscowych zna to miejsce, ale dla przyjezdnych to jest problematyczne. Dzień 6. (16.11.2014. Niedziela) Dubai Tego dnia razem z Mateuszem wstaliśmy około 7:00, żeby na godzinę 8:00 oddać samochód. Nie znaliśmy ulicy, przy której mieściła się wypożyczalnia - zapomnieliśmy się spytać o to przy odbiorze samochodu. Wiedzieliśmy tylko, że mieści się przy Deira City Center. Na szczęście w recepcji hotelu były dostępne mapki Dubaju, na których było zaznaczone Deira City Center. Dzięki temu wiedzieliśmy gdzie jechać. Przed oddaniem auta musieliśmy jeszcze zatankować do pełna. Do hotelu wróciliśmy metrem. Tutejsze metro jest sterowane przez komputery. Nie ma w nich maszynisty. Całość jest tylko monitorowana przez ludzi. Zarówno wchodząc jak i wychodząc z metra/tramwaju przykłada się bilet do czytnika. Kiedy dotarliśmy do hotelu, zjedliśmy śniadanie i wyruszyliśmy do Parku wodnego Wild Wadi Water Park. Bilety kupiliśmy wcześniej (jak się okazało na miejscu bilety nie były droższe od tych w internecie na tydzień przed). Początkowo my z Ewą planowaliśmy pobyć

6 tutaj do około 14:00, jednak wszystko się przedłużyło do 16:00. Park był bardzo fajny. Szymon popluskał się w ciepłym basenie, my zaś pobawiliśmy się na różnych zjeżdżalniach i innych atrakcjach wodnych. Przy basenie podłoże przypominało piasek, ale tylko z wyglądu. Tak na prawdę było to tworzywo sztuczne imitujące piasek. W razie tarcia działa prawie jak papier ścierny. Przez to wszystko po połowie dnia biegania, skakania i czołgania się Szymon mocno pozdzierał sobie skórę na kolanach i stopach, a na dużych palcach u nóg aż do krwi! Pomimo to, nie chciał w żadnym wypadku opuszczać basenu. Na koniec razem z Ewą poszliśmy jeszcze na rybki, aby dać im najeść się naszym złuszczonym naskórkiem (kupiliśmy jeden bilet na dwoje). Pierwszy raz mieliśmy okazję czegoś takiego doświadczyć. Bardzo ciekawe uczucie. W pierwszej minucie odczuwa się intensywne łaskotanie. Potem człowiek przyzwyczaja się do tego. Kilkanaście minut po 16:00 wyszliśmy z Ewa i Szymonem z parku wodnego. Chcieliśmy wziąć taksówkę do najbliższego metra, ale okazało się, że do taksówek ustawiła się spora kolejka! Swoje usługi oferowali nam kierowcy jakichś innych, nieoznaczonych taksówek, za ustaloną z góry kwotę, ale odmówiliśmy im. Odeszliśmy kawałek od parku i chcieliśmy złapać taksówkę na ulicy, ale prawie wszystkie były zajęte. Zatrzymały się ze dwie, ale jak powiedzieliśmy, że chcemy tylko do metra, to nie chcieli nas brać. W rezultacie do metra przy Mall of Emirates doszliśmy piechotą. Zaczęliśmy się denerwować, że nie zdążymy do Burj Khalifa, ponieważ bilety wstępu kupiliśmy na godzinę 18:00, a pozostało nam ok. 40 minut! Na początku ucieszyliśmy się, że metro dojeżdża pod sam Burj Khalifa, jednak jak się później okazało, z przystanku metra do samego wejścia "At the top" trzeba jeszcze iść ok. 15-20 minut przez klimatyzowane tunele i centrum Dubai Mall. Zastanawialiśmy się czy Anka z Mateuszem zdążą, ponieważ oni jeszcze zostali w parku wodnym kiedy wychodziliśmy i zamierzali przejechać się na każdej z atrakcji. Co prawda planowali wziąć taksówkę, ale na ulicach panowały korki. My na miejsce dotarliśmy dokładnie o 18:03. Dostałem smsa od Anki, że się spóźnią ok. 15 minut i żeby zostawić im bilety, jeśli się da. Spytałem sympatycznej pani przy stanowisku z biletami, czy pomimo tego, że mamy bilety na 18:00 możemy wejść pół godziny później, bo moja siostra się spóźni. Sprawdziła w komputerze dostępność miejsc i powiedziała, że możemy wejść o 19:00. Co za miła niespodzianka, patrząc na ostrzeżenia na biletach, że są nie zwracalne i nie przekładalne! Kiedy Anka z Mateuszem do nas dołączyli, postanowiliśmy spróbować wejść wcześniej, co nie stanowiło żadnego problemu. Cała atmosfera wokół tego budynku była bardzo podniosła, aż moim zdaniem przesadnie. Odnosiło się wrażenie jakby wchodziło się do jakiegoś świętego miejsca. Czekając na windę zabawiał nas pewien ciemnoskóry pracownik prawdziwy showman. Jak już przyjechała winda, spytał nas czy chcemy jechać na górę. Tylko niektórzy odpowiedzieli, inni pokiwali głowami z aprobatą. To jednak showman'owi nie wystarczyło. Chciał usłyszeć głośne i chętne "tak". Osiągnął swój cel. Mogliśmy wjechać tylko nieco wyżej niż połowa wysokości budynku. Całość mierzy ponad 840 metrów. Na punkt widokowy wjeżdżaliśmy minutę najszybszą windą świata. Nie czuliśmy żadnych przeciążeń, a jedynie uszy nam się zatykały. Widoki wieczorną porą były rewelacyjnie! W jednym z miejsc był taras ze szczelinami w oknach, dzięki czemu można było zrobić dobre zdjęcia bez odbić w szybie jednak najlepiej mieć ze sobą wysoki statyw albo próbować robić zdjęcia z ręki jak ja, co jednak jest bardzo trudne. Kiedy poszliśmy pod windę, żeby wracać na dół, pracowniczka zaproponowała nam obejrzenie fontann z góry przez okno. Oczywiście z chęcią to zrobiliśmy. Co ciekawe, muzyka, która leciała na dole była też słyszalna przez głośniki u nas. Fajny spektakl. Zamierzaliśmy obejrzeć ten pokaz jeszcze na dole - odbywa się co pół godziny wieczorami. Byliśmy już głodni, bo w parku wodnym nic nie jedliśmy, a w drodze do Burj Khalifa nie było na to czasu, zaś w Dubai Mall było drogo. Chcieliśmy jednak zobaczyć jeszcze słynne akwarium w Dubai Mall oraz pokaz fontann. Skierowaliśmy się więc najpierw w stronę

7 akwarium. Jest wielkie i bardzo nam się podobało. Można przejść się szklanym tunelem przez akwarium, ale za dodatkową opłatą (jak dobrze pamiętam 150 Dh). Następnie skierowaliśmy się na fontanny. Wszystko tak się złożyło, że nie musieliśmy długo czekać na pokaz. Wziąłem Szymona na barana. Po chwili chciał zejść na dół. Zacząłem mu tłumaczyć, że zaraz będzie pokaz fontann, ale wszystko to na próżno. Wiercił się i denerwował. Po 3 minutach rozpoczęło się przedstawienie. W tym momencie Szymon jakby zamarzł. Oglądał z zaciekawieniem cały pokaz. Już mu nie przeszkadzało, że siedzi na barana. Przedstawienie trwało ok. 4 minut przy muzyce Michael'a Jackson'a. Wszystko było bardzo dobrze zsynchronizowane. Bardzo fajne show. Każdy pokaz jest inny. Potem skierowaliśmy się od razu na metro, aby dojechać nad Dubai Creek na stację Aj Ghubeiba. Tam zamierzaliśmy coś zjeść. Stamtąd mieliśmy też niedaleko do naszego hotelu. Stacja metra jest położona bardzo blisko dworca autobusowego, na który przyjechaliśmy z Abu Dhabi. Co ciekawe, windy do metra były wbudowane w wieże wiatrów. Rewelacyjny pomysł i realizacja. Na zewnątrz kompletnie nie widać, że to windy do metra. Tuż przy dworcu znaleźliśmy tanią knajpkę z jedzeniem. Tym razem zamówiliśmy shoarmy (mała 4, duża 8 Dh) i falafele. Obsługa była bardzo sympatyczna. Jeden pan ciągle zaczepiał Szymona. Dał mu również ciastko w prezencie. Po posiłku uznaliśmy, że wracamy już do hotelu, bo wszyscy byliśmy już zmęczeni. Dojście zajęło nam około 20 minut. Dzień 7-8. (17-18.11.2014. Poniedziałek-Wtorek) Dubai Warszawa To był już nasz (mój, Ewy i Szymona) ostatni dzień w Emiratach. Anka z Mateuszem kolejnego dnia lecieli na Sri Lankę, zaś w drodze powrotnej mieli jeszcze spędzić prawie dwa dni w Dubaju. Tego dnia postanowiliśmy zobaczyć Marinę, Palmę Jumirah oraz Dubai Creek. Skierowaliśmy się najpierw na Marinę. Na miejscu uznaliśmy, że jak starczy czasu, to wrócimy tutaj jeszcze wieczorem. Miejsce bardzo fajne. Dużo wysokich wieżowców, które robią wielkie wrażenie, oraz port dla jachtów. Za wieżowcami kryje się plaża. Następnie dojechaliśmy tramwajem pod palmę Jumirah. Podczas jazdy Szymon wskazując na ciemnoskórą kobietę zadał pytanie: Dlaczego ta pani ma brudne rączki i buzię?. Zaskoczył nas tym bardzo, ale wyjaśniliśmy mu, że to nie brud tylko kolor skóry :). Z tramwaju przesiedliśmy się na kolejkę monorail (25 Dh w dwie strony), którą dotarliśmy na sam czubek palmy do stacji obok hotelu Atlantis. Tory kolejki są położone wysoko, więc podczas jazdy można dużo zobaczyć. Widoki są bardzo fajne. Na miejscu od pracownika hotelu, a później od taksówkarza, dowiedzieliśmy się, że na samą palmę nie można dojść. Nie można też tam wysiąść, żeby sobie pochodzić. Czy to rzeczywiście prawda, nie wiem, ale jest to bardzo możliwe, bo przecież ci, którzy zakupili sobie posiadłości na palmie, na pewno nie życzyliby sobie pod domem tłumów szwędających się turystów. Chcieliśmy pójść na plażę, ale była tylko płatna z hotelu Atlantis (250 Dh), więc zrobiliśmy sobie tylko spacer wzdłuż wybrzeża i wróciliśmy do kolejki. Obok hotelu znajduje się duży park wodny Aquaventure Waterpark. Darmowy wstęp mają do niego goście hotelu Atlantis. Z góry wygląda ciekawie. Podobno jest równie interesujący jak np. Wild Wadi, tylko droższy. Po palmie dojechaliśmy metrem na Dubai Creek. Tam zjedliśmy i przeszliśmy się przez bazar. Zrobiło się już ciemno. Mieliśmy wątpliwości, czy jechać jeszcze raz na Marinę, bo to szmat drogi, a ja z Ewą i Szymonem mieliśmy tego dnia samolot powrotny do domu o 1:15 i w związku z tym na Marinie mielibyśmy tylko godzinę czasu. Zdecydowaliśmy się jednak tam pojechać i wstąpić na fajkę wodną. W nocy Marina wygląda moim zdaniem jeszcze fajniej niż w dzień. Zrobiliśmy sobie spacer wzdłuż portu jachtów i na koniec wstąpiliśmy na fajkę wodną. Niestety mieliśmy bardzo mało czasu, więc w pełni nie nacieszyliśmy się tą chwilą. Musieliśmy szybko wracać. Kiedy odebraliśmy bagaże z hotelu i

8 wsiadaliśmy do metra w Al Ghubeiba, mieliśmy już tylko 2 godziny do odlotu! Jechaliśmy linią zieloną. Wysiedliśmy na przystanku "Dubai Airport Free Zone". Jednak już wyglądając przez okno coś mi tu było za ciemno. Szybko okazało się, że to nie jest lotnisko! Powinniśmy byli się przesiąść na linię czerwoną na stacji Union! No to pięknie, nie zdążymy na samolot - stwierdziliśmy! Pośpiesznie pobiegliśmy na ulicę łapać taksówkę. Mieliśmy dodatkowy problem - oddaliśmy nasze wszystkie dirhamy dla Anki i Mateusza. Pozostały nam drobne pieniądze w euro! Dodatkowo obawialiśmy się, że trudno będzie złapać taksówkę, patrząc na nasze ostatnie doświadczenia po wyjściu z parku wodnego Wild Wadi. Szczęśliwie po minucie czekania jechała taksówka, która była wolna i zatrzymała się. Kierowca zgodził się przyjąć płatność w euro. Doszedł kolejny problem - z którego terminalu mamy lot? W Dubaju, wg kierowcy, są trzy terminale, ale w pewnych odległościach od siebie. Po nazwie linii lotniczej i naszego kierunku ustalił terminal (był to chyba terminal 1). Mówił, że terminale podzielone są w zależności od kierunków i linii lotniczych. Kiedy dojechaliśmy na lotnisko taksówkarz musiał jeszcze spytać jaki jest kurs euro, bo my nie wiedzieliśmy. Zapłaciliśmy (5 EUR) i wbiegliśmy do hali odlotów. Pozostała nam godzina z minutami. Szybko znalazłem tablicę odpraw i zamarłem. Przy naszym locie widniał status "closing"! Przy innych lotach widziałem też status "closed", więc nadzieja jeszcze nie zgasła. Szybko odnaleźliśmy punkt odpraw. Pracowniczka klikając w komputerze zmarszczyła się i powiedziała, że chyba już za późno, bo ma problem z komputerem. No to pięknie! Poprosiła jednak o pomoc swoją koleżankę obok. W czasie kiedy ona sprawdzała co da się zrobić, my szybko wypakowaliśmy cieplejsze ubrania i naszykowaliśmy plecaki do oddania. W pewnym momencie Szymon odezwał się, że chce siku! No nie, tylko nie to! Nie w tak krytycznym momencie. Przekonywaliśmy go, że zaraz pójdziemy do łazienki, ale musi jeszcze chwilkę poczekać. Po kilku minutach usłyszeliśmy, że załapiemy się na samolot! Jaka cudowna wiadomość! Co za ulga i szczęście! Jednak pomimo to, musieliśmy się dalej spieszyć, żeby nie zamknęli nam bramki na pokład. Kontrola paszportowa, nie wiedzieć czemu, trwała wieki! Kiedy dotarliśmy do kontroli bagażu przeraziliśmy się wielkiej kolejki. Szymon ciągle się przypominał, że chce siku, ale nigdzie nie mijaliśmy łazienek. Kiedy byliśmy już blisko kontroli, Ewa desperacko poprosiła obsługę, aby nas przepuścili bez kolejki, bo Szymon zaraz się zsika. Pozwolili bez żadnych problemów. Po kontroli zaczęliśmy się kierować do naszej bramki szukając po drodze kibelka, jednak ciągle nic! Ewa spytała pracowników obsługi lotniska, którzy jechali meleksem, gdzie jest najbliższa łazienka. Odpowiedzieli, że dalej, ale wzięli Ewę z Szymonem do pojazdu i pojechali. Ja za nimi biegłem, ale i tak zostałem w tyle. Kiedy dotarłem do końca korytarza, stał pusty meleks. Łazienek nie było, więc uznałem, że musieli wjechać na pierwsze piętro i tam też wjechałem. Czekałem, spoglądając też w dół, ale pustka. Po kilku minutach zaczął ktoś do mnie krzyczeć z drugiego piętra. Był to kierowca meleksa. Dał mi znać, żebym wjechał na drugie piętro. Wjechałem. Wskazał mi drogę do łazienek i tam się odnaleźliśmy z Ewą i Szymonem. Ewa się martwiła już, że się nie odnajdziemy i nie zdążymy na lot, bo ja miałem wszystkie karty i paszporty. Szczęśliwie zdążyliśmy wejść na pokład samolotu. Zdaliśmy sobie sprawę, że w całym tym zamieszaniu zapomnieliśmy wyjąć pieluch dla Szymona na czas lotu! Mieliśmy nadzieję, że się jednak nie zasika podczas snu. Najważniejsze jednak było to, że zdążyliśmy! Mogliśmy już odetchnąć z ulgą, że udało nam się załapać na samolot. Obiecaliśmy sobie, że nigdy więcej nie będziemy jechać na styk na lotnisko. Do tej pory zawsze jeździliśmy nawet 3 godziny przed odlotem, co kończyło się zawsze dłuższym czekaniem na samolot. Jednak po tej przygodzie wolę czekać tą godzinę dłużej niż nie zdążyć na samolot i przeżywać takie historie jak tego dnia! Szymon zasnął jeszcze zanim ruszyliśmy na pas startowy. Siedmiogodzinny lot do Paryża bardzo szybko nam minął, bo prawie całą trasę wszyscy przespaliśmy. Szymon nie zasikał się. W Paryżu mieliśmy godzinę na przesiadkę, więc super. W kolejnym samolocie do Rzymu Szymon również zasnął zanim ruszyliśmy. Ten prawie 2,5 godzinny lot również szybko nam

9 minął. Potem ostatnia godzinna przesiadka i po 2 godzinach wylądowaliśmy w Warszawie. To była krótka podróż, ale bardzo ciekawa i zróżnicowana. Udało nam się dużo zobaczyć i doświadczyć. Przydałby się jeszcze jeden dzień na relaks na plaży, ale trudno - odpocząć można w domu :)! Szymon tym razem zupełnie inaczej reagował na nowe miejsca i ludzi. Pytał o wiele rzeczy, obserwował, słyszał obce języki pytając co pan/pani mówi? i dzielnie znosił podróż. Było dużo łatwiej niż poprzednim razem i odczuwaliśmy dużą satysfakcję z tego, że nasz syn prawdziwie zaczął interesować się nowym otaczającym go światem. Zapamiętał kilka angielskich wyrazów, a w dodatku po kilku dniach od powrotu z podróży wypowiedział nam nawet arabską nazwę jednego z przystanków metra. Zapytany o nią po miesiącu powtórzył ją. My zaś nie możemy jej nadal zapamiętać :).