- Kamienie na szaniec Aleksandra Kamińskiego to najsłynniejsza książka z czasów okupacji. To poruszająca opowieść o Alku, Rudym, Zośce i kilku innych niezwykłych ludziach, którym przyszło żyć w trudnych czasach II wojny światowej. Historia ta fascynuje kolejne pokolenia czytelników od przeszło siedemdziesięciu lat, ponieważ przedstawia nam autentycznych bohaterów, którzy potrafili żyć pełnią życia, których czyny i rozmach wycisnęły piętno na stolicy oraz rozeszły się echem po kraju, którzy w życie wcielili dwa wspaniałe ideały: braterstwo i służbę. Profesor Janusz Tazbir nazwał tę książkę Kamieniami milowymi polskiej świadomości i wpisał ten utwór na honorową listę dzieł XX wieku. - Kim byli główni bohaterowie tej opowieści? Jak wyglądała ich codzienność? O czym marzyli? Do czego dążyli? Jak spędzali wolny czas? Które miejsca w Warszawie powiążemy z ich niezwykłymi wojennymi życiorysami? To pytania, na które spróbujemy znaleźć odpowiedź podczas naszej wycieczki do stolicy. Zapraszamy na wspólną wyprawę śladami bohaterów Kamieni na szaniec Aleksandra Kamińskiego. - Warszawa w 1939 r. była miastem grozy. Od pierwszych dni okupacji spektakularny terror miał być jednym z zasadniczych elementów niemieckiej polityki, skłaniającej warszawiaków do pogodzenia się z okupacją. Do tego schematu należało założenie, że każde wystąpienie antyniemieckie musi spotkać się z masowymi represjami. - Bądźcie bezlitośni. Bądźcie brutalni. [ ] Prawo jest po stronie silniejszego. Trzeba postępować z maksymalną surowością. To fragment przemówienia führera skierowanego do niemieckich żołnierzy. Zgodnie z zaleceniami Adolfa Hitlera Polaków zamierzano przekształcić w naród niewolników. Pozbawieni elit politycznych i kulturalnych, o wykształceniu docelowo sprowadzającym się do umiejętności napisania nazwiska i liczenia do 500, mieli wykonywać prace pożyteczne dla Niemców. Zmierzając do biologicznej zagłady ludności Warszawy, niemieckie władze okupacyjne eksploatowały dla potrzeb wojennych potencjał przemysłowy i ekonomiczny miasta. Pod groźbą ostrych represji, aż do kary śmierci włącznie, zakazano również mieszkańcom miasta działalności politycznej, kulturalnej, społecznej, oświatowej i sportowej. Zamknięto szkoły wyższe i średnie, instytucje naukowe, muzea, biblioteki, skonfiskowano ich majątek i dorobek naukowy. Zezwolono na naukę tylko w szkołach podstawowych i w kilku otwartych szkołach zawodowych. - Wojna spowodowała ogromne spustoszenia gruzy hamowały ruch na ulicach, ruiny, dymiące zgliszcza po bombardowaniach, domy bez szyb, mieszkania bez prądu, wody, gazu. I przede wszystkim ogromna liczba ofiar. To chyba najstraszniejszy czas, w którym młody człowiek mógłby wkraczać w dorosłość. Dzisiaj miasto wygląda zupełnie inaczej to nowoczesna metropolia, w której trudno znaleźć ślady bolesnej przeszłości. Poszukajmy jednak miejsc związanych z bohaterami naszej książki Janem Bytnarem, Maciejem Aleksym Dawidowskim i Tadeuszem Zawadzkim. - Dom to miejsce szczególne w życiu każdego człowieka. Powinien stwarzać możliwości zdrowego rozwoju psychicznego i fizycznego zarówno rodzicom, jak i dzieciom. Wpływają na to następujące elementy: odpowiednie warunki materialne, miłość, zgoda, troska, akceptacja, właściwy poziom kulturalny i atmosfera, która dodaje odwagi, zapewnia spokój. - W tym domu przy ulicy Dworskiej 29, dzisiaj jest to ulica Kasprzaka, mieszkał Aleksy Dawidowski. Swoje imię bohater otrzymał po ojcu dyrektorze fabryki karabinów mieszczącej się także w tej kamienicy. W listopadzie 1939 roku pan Dawidowski odmówił współpracy z Niemcami, zginął rozstrzelany. W trzy lata później aresztowano matkę Alka, Janinę Dawidowską. Uwięziono ją na Pawiaku, a następnie przewieziono do obozu koncentracyjnego w Ravensbruck. Kobieta nie 1
wiedziała o śmierci syna, głęboko wierzyła do końca, że po wojnie jej rodzina znów będzie razem. W 1942 r. po aresztowaniu matki Alek musiał zmienić miejsce zamieszkania i przeniósł się na ulicę Mickiewicza. - Z kolei w tym miejscu przy alei Niepodległości 159 znajdowało się mieszkanie drugiego bohatera książki Jana Bytnara, pseudonim Rudy. Dom ten przed wojną tętnił życiem rodzice Janka byli nauczycielami, którzy kochali swoją pracę i kochali dzieci. Matka Rudego przetrwała wojnę i kontynuowała swoją działalność pedagogiczną. Ojciec natomiast aresztowany w 1943 r. wraz z synem zginął w dwa lata później w Oświęcimiu. W obozie ratował życie towarzyszom niedoli, tak jak Rudy ratował życie swych przyjaciół przed gestapo. - Szczęśliwe lata chłopięce Tadeusza Zawadzkiego, pseudonim Zośka związane będą z mieszkaniem przy ulicy Koszykowej 75, które znajdowało się w tym miejscu. Rodzina Zośki przeniosła się do lokalu na parterze tak zwanego Domu profesorskiego w połowie lat trzydziestych. Wchodziło ono w skład budynku politechniki. Ojciec Tadeusza Józef Zawadzki był sławą nauki polskiej, założycielem i kierownikiem Katedry Chemii Nieorganicznej Politechniki Warszawskiej. Z kolei matka Zośki Leona Siemińska-Zawadzka w przeszłości prowadziła tajną szkołę polską w zaborze rosyjskim. W hallu centralnym politechniki widnieje tablica poświęcona pamięci Tadeusza Zawadzkiego Zośki, natomiast przed wejściem do audytorium im. prof. Józefa Zawadzkiego można znaleźć tablicę poświęconą temu wybitnemu naukowcowi i przyjacielowi młodzieży. - Królewsko-Polskie Gimnazjum im. Stefana Batorego rozpoczęło działalność 1 września 1939 r. W akcie założycielskim napisano: aby kształcącą się młodzież miała zawsze przed oczyma majestat Państwa Polskiego. Do dziś tutaj przy ulicy Myśliwieckiej mieści się szkoła nosząca imię zwycięzcy spod Pskowa. Pochodem idziemy uczniowska gromada, świat wielki się oczom naszym rozkłada. Łamiemy rozumem wciąż nowe zapory, więc naprzód i naprzód, bo znak nasz Batory! To słowa hymnu szkolnego, który nasi bohaterowie śpiewali co dzień rano na apelu. Batory to była marka. Szkolny dzień zaczynał się hejnałem odgrywanym na trąbce z wieży. Tutaj młodzi chłopcy zdobywali wykształcenie uczyli się samodzielności, miłości do wiedzy i ojczyzny, szacunku dla drugiego człowieka. Jednym z nauczycieli, z którym Zośka, Alek i Rudy mieli szczególny kontakt był geograf Leszek Domański pseudonim Zeus, przewodniczący Pogotowia Harcerzy. Prowadził on lekcje w sposób niezwykły i niejednokrotnie kończył dyskusje z uczniami na ulicy. Zginął w 1941 r. w więzieniu w Orszy lub w Mińsku. Gdy do Warszawy weszli Niemcy, przez miesiąc usiłowano prowadzić szkołę. Potem ją zamknięto. Nasi bohaterowie kontynuowali naukę na tajnych kompletach w prywatnych mieszkaniach. Tak dotrwali do matury. - W tym miejscu przy ulicy Mokotowskiej 4 mieściła się szkoła budowy maszyn. W 1940 r. Zośka, Alek, Rudy i kilku innych wstąpiło do tej szkoły zawodowej im. Hipolita Wawelberga, w której nauka dawała więcej niż tajne komplety. Bohaterowie uzupełniali zdobytą wiedzę przez samokształcenie i dodatkowe wyjaśnienia profesorów. W ten sposób stwarzali pozory normalnej nauki w normalnej szkole. - Marzec 1941 roku to czas przełomowy w życiu Zośki, Alka i Rudego. Związali się oni wtedy z akcją Małego Sabotażu prowadzoną przez organizację podziemną Wawer. Pierwszym działaniem Małego Sabotażu była tak zwana akcja fotograficzna. Wielu warszawskich fotografów w czasie okupacji umieszczało na wystawach fotografie żołnierzy niemieckich. Takie działanie miało demoralizujący wpływ na mieszkańców stolicy. Gdy listy organizacji konspiracyjnych z żądaniami usunięcia zdjęć nie przynosiły rezultatów, przystępowano do działania tłuczono szyby wystawowe w takich zakładach. Znajdujemy się właśnie przy ulicy Marszałkowskiej. To tutaj Alek wybijał szyby wystawowe, w których widniały zdjęcia niemieckich żołnierzy. Jednym z takich zakładów był zakład 2
fotograficzny Polonus, który mieścił się pod numerem 150. Akcja ta była jednym z pierwszych udanych działań Małego Sabotażu. - Ważnym działaniem Małego Sabotażu było także malowanie na murach haseł. W tych czynnościach szczególną rolę odegrał Rudy. Pewnego dnia napisał slogan na ścianie koszar lotniczych znajdujących się przy ulicy Rakowieckiej 2. Hasło brzmiało: Tylko świnie siedzą w kinie, obok ilustrację stanowiły dwie świnie siedzące na krzesłach. W ten sposób Mały Sabotaż chciał zniechęcić ludność Warszawy do oglądania w kinach propagandowych filmów niemieckich. - Z kolei w tym budynku przy ulicy Krakowskie Przedmieście pod numerem 11 podczas wojny mieścił się Fundusz Kwaterunkowy. 11 listopada 1941 r. Mały Sabotaż zorganizował akcję wypisywania na murach, płotach i chodnikach haseł: Polska zwycięży!. Alek umieścił taki napis właśnie tu na murze Funduszu Kwaterunkowego. - Umieszczanie rysunków na murach i chodnikach miało ogromne znaczenie dla warszawiaków dodawało otuchy, pokazywało Niemcom, że nie mogą czuć się tak bardzo swobodnie w stolicy. By pracę nad rysunkami usprawnić, Rudy wymyślił tak zwane wieczne pióro, dzięki któremu można było pisać farbą wielkie i grube litery na wysokości trzech do czterech metrów. Takim piórem wykonano między innymi poprawkę na wielkim szyldzie zawieszonym na wysokości pierwszego piętra na niemieckim urzędzie pracy, znajdującym się tutaj przy ulicy Nowy Świat pod numerem 68. Janek przerobił napis na niemieckim plakacie propagandowym z Jedźcie z nami do Niemiec na Jedźcie sami do Niemiec. - Jak już wspominaliśmy wcześniej, jednym z głównych zdań Małego Sabotażu było oddziaływanie na własne społeczeństwo, przyprowadzanie do porządku kolaborantów, uczenie ludzi o małym wyrobieniu obywatelskim rozumu, a także upowszechnianie haseł walki cywilnej. Zarówno akcja przeciw fotografom, jak i przeciwko kinom te właśnie cele miała do spełnienia. W pierwszej wybił się Alek, w drugiej Rudy. Wspólnie jednak podjęli działania przeciwko Paprockiemu. Tutaj, przy ulicy Madalińskiego Paprocki prowadził restaurację i szczycił się sprzedażą prenumeraty propagandowego pisma niemieckiego Der Strumer. Nasi bohaterowie najpierw wysyłali kolaborantowi listy z apelem o zakończenie ten hańbiącej działalności. Gdy jednak ten krok nie przyniósł rezultatów, Rudy i Alek przy pomocy innych kolegów przystąpili do wybijania szyb wystawowych w restauracji Paprockiego, nękania właściciela telefonami informacyjnymi o charakterze pisma Der Strumer. Restaurator zaprzestał sprzedaży prenumeraty dopiero wtedy, gdy na drzwiach swojego lokalu zobaczył klepsydrę żałobną informującą o jego własnym zgonie. - W tym miejscu - przy ulicy Nowy Świat 43 mieścił się sklep Wohlfahrta, w którym mogli robić zakupy tylko Niemcy. Dla zrujnowanej, głodującej Warszawy widok wędlin, mięs, cukru i innych produktów żywnościowych będących poza zasięgiem przeciętnego mieszkańca stolicy, był czymś nie do zniesienia. Zośka wspólnie z Rudym podjęli działania przeciw tej sieci handlowej. Pewnej soboty o 12 w południe bohaterowie wrzucili do sklepu pełnego Niemców bombę gazową i zatrzasnęli drzwi wejściowe. Nastąpił wybuch, klienci zaczęli uciekać w popłochu, a nasi bohaterowie byli zadowoleni, bo pokazali hitlerowcom, by w Warszawie nie czuli się tak, jak w domu. - Mistrzem w dręczeniu Niemców był Alek. Do jednych z najbardziej niebezpiecznych działań bohatera należeć będzie zrywanie niemieckich flag z budynków. Znajdujemy się na jednym z najbardziej ruchliwych skrzyżowań w stolicy róg ulic Świętokrzyskiej i Marszałkowskiej. Tutaj swoją siedzibę miał bank PKO. W tym tak bardzo eksponowanym miejscu, mimo obecności tłumu, Alek zerwał jedną z największych niemieckich flag. Rudy trochę zazdrościł swemu przyjacielowi 3
zdobyczy i sam wybrał się do Zachęty przy placu Małachowskiego, by zerwać trzy olbrzymie flagi spośród czterech wiszących. - Z innych działań Rudego w Małym Sabotażu warto wymienić jeszcze jedną malowanie znaków Polski walczącej na murach i pomnikach. Znajdujemy się teraz na placu Unii Lubelskiej. To tutaj Janek, korzystając ze swojego wynalazku, przypomnijmy wiecznego pióra namalował wielką kotwicę na pomniku Lotnika. Niezwykłość tego czynu tkwi w fakcie, że niedaleko stąd, przy alei Szucha, miało swoja siedzibę gestapo. Nasz bohater mógł zostać w każdej chwili aresztowany i rozstrzelany za działalność konspiracyjną. Namalowany tutaj znak Polski walczącej przeżył Rudego, powstanie warszawskie, śmierć miasta. Cokół z kotwicą zginął dopiero za czasów PRL-u. - Kopernikowska afera to najsłynniejsza, głośna na cały kraj i świat, sprawa tablicy na pomniku Mikołaja Kopernika. Tuż po zajęciu stolicy, jesienią 1939 r., hitlerowcy zasłonili polski napis: Mikołajowi Kopernikowi rodacy i umieścili odpowiednio zmieniony napis niemiecki. 11 lutego 1942 r. na przededniu urodzin wielkiego astronoma Alek usunął niemiecką płytę i odsłonił polski napis. W tym miejscu, a jesteśmy na Krakowskim Przedmieściu, reprezentacyjnym trakcie w Warszawie w środku dnia, w pobliżu posterunku niebieskiej policji i w obecności Niemców, Alek odkręcił śruby z mosiężnej tablicy i wrzucił niemiecki napis do śnieżnej zaspy. W kilka dni później tablica była już w drodze do miejsca, gdzie miała czekać na swe szczęśliwe dnie. Gdy gubernator Fischer zauważył zniknięcie tablicy, zarządził usunięcie z jednego z placów w stolicy pomnika Jana Kilińskiego i schowanie go w piwnicach Muzeum Narodowego. Alek podpatrzył, dokąd Niemcy wywożą monument i umieścił na ścianie budynku napis: Jam tu jest, ludu Warszawy. Kiliński Jan. - Aleja Szucha numer 25. W latach 1939-1945 w tym miejscu miała swoją siedzibę niemiecka policja bezpieczeństwa na miasto Warszawę oraz dystrykt warszawski. W piwnicach gestapo prowadziło przesłuchania więźniów. Jednym z nich był również aresztowany 23.03.1943 r. Jan Bytnar Rudy skatowany przez niemieckich oprawców. Ogolona głowa, twarz zielono-żółta, zapadnięte policzki, olbrzymi siniec pod okiem, sine uszy, wielkie oczy szeroko rozwarte Dłonie miał czarne i spuchnięte. Tak zobaczył Rudego po katowni w gestapo Tadeusz Zawadzki Zośka. Janek dał wyraz największego męstwa, podczas tortur nie wydał żadnego ze swych kompanów. - Arsenał znajdujący się między ulicą Bielańską, Długą i Nalewkami. 26 marca 1943 r. miała tutaj miejsce pierwsza duża uliczna akcja zbrojna przeprowadzona przez żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego w Warszawie, nazwana później akcją pod Arsenałem. Po aresztowaniu Rudego, jego przyjaciele Alek i Zośka natychmiast rozpoczęli opracowywanie planu odbicia Janka. Udało się ustalić, że rano jest przewożony więźniarką na przesłuchania z więzienia na Pawiaku do siedziby gestapo w alei Szucha, a wieczorem wraca do więzienia. Plan uwolnienia więźnia zakładał, że więźniarka zostanie zaatakowana podczas powrotu na Pawiak, w pobliżu Arsenału przy ulicy Długiej. W akcji wzięło udział 28 harcerzy, którym udało się odbić przewożonych w ciężarówce 25 więźniów politycznych, w tym Rudego. W wyniku ciężkich obrażeń doznanych w czasie brutalnego śledztwa Janek zmarł w kilka dni po uwolnieniu. Dwóch innych harcerzy uczestniczących w akcji zostało śmiertelnie rannych byli to Aleksy Dawidowski Alek oraz Tadeusz Krzyżewicz Buzdygan. - Tutaj, na ulicy Długiej 40, postrzelony został Alek. To właśnie jego męstwo i przytomność umysłu zdecydowały o sukcesie ucieczki. W trakcie odwetu ciężko ranny młodzieniec rzucił przez okno samochodu granat, który utorował drogę jego oddziałowi. - Podczas kolejnych akcji odwetowych harcerze wykonali wyroki śmierci na gestapowcach, którzy przesłuchiwali Rudego. Jesteśmy teraz na ulicy Mokotowskiej. To właśnie w tej okolicy znajdowało 4
się mieszkanie jednego z katów Janka Bytnara Herberta Schulza. Gestapowiec został zastrzelony przez Zośkę i Maćka 30 kwietnia 1943 r., w miesiąc po śmierci przyjaciela. - Z kolei tutaj, na ulicy Bolesława Prusa, niedaleko Placu Trzech Krzyży 22 maja 1943 r. wykonano wyrok śmierci na gestapowcu, który prowadził sprawę Rudego Ewaldzie Lange. - Tadeusz Zawadzki zginął w niespełna pięć miesięcy po swoich kolegach Alku i Rudym. 20 sierpnia 1943 r. został śmiertelnie raniony podczas próby zdobycia posterunku żandarmerii niemieckiej w Sieczychach. - Rudy i Alek siedzieli w jednej ławce w gimnazjum Batorego. Zmarli z ran jednego dnia 30 marca 1943 r. Po wojnie ciało Alka zostało złożone obok mogiły Janka Bytnara na Cmentarzu Wojskowym Powązki w Warszawie. Dziś przyjaciele spoczywają w jednej mogile i pod jednym krzyżem. 24 sierpnia 1943 r. pochowano Tadeusza Zawadzkiego obok Rudego. Podczas jednej ze swych licznych wizyt na cmentarzu, stojąc przy samotnej jeszcze mogile Janka, Tadeusz powiedział: Chyba się tu wszyscy nie zmieścimy. Tak się stało. - Dlaczego bohaterowie Kamieni na szaniec tak się narażali? To było niewyobrażalne walczyć i ginąć, jeszcze w dodatku wytrzymywać katusze przesłuchań. Czy gdyby zaistniała taka konieczność, my poszlibyśmy w ich ślady? Wydaje się, że jest to problem czasu i dojrzałości. Bohaterowie Kamieni na szaniec nie lubili górnolotnych słów, deklaracji, uduchowionych haseł. Ich patriotyzm nie polegał na przekrzykiwaniu się, kto mocniej Polskę kocha, lecz w tym, by po cichu, z zaciętymi zębami, nieco pochylonym karkiem, ale z podniesioną głową żyć w niej i nie uciekać. - Jacy byliby, gdyby przeżyli Maciej Aleksy Dawidowski, Jan Bytnar i Tadeusz Zawadzki? Czy zrealizowaliby marzenia, o których mówił Rudy, który chciał pchnąć z zacofania tę bryłę nad Wisłą. Tego niestety nigdy się nie dowiemy. Pewne jest jednak to, że ich piękne wojenne życiorysy pomogą nam odnaleźć własną drogę we własnym kraju. 5