25.05.2013 (sobota) A&B Jesteśmy u Mamy w Poznaniu. O 10:00 przyjeżdża Dorota z Maksem i Stasiem. Gram z wnukami w SPUZZLE. Później wszyscy jemy wczesny lunch bardzo smaczne polędwiczki wieprzowe na słodko z makaronem. Na deser lody. O 12:33 wyjeżdżamy pociągiem do Berlina. Po dwóch godzinach i czterdziestu pięciu minutach jesteśmy już na dworcu głównym stolicy Niemiec. Wsiadamy w S- Bahn i dojeżdżamy do stacji Hackescher Markt. Leje deszcz i jest chłodno. Idziemy piechotą do hotelu Radisson Blu. W zadaszonym dziedzińcu hotelu stoi gigantyczne akwarium o wysokości pięciu kondygnacji, pełne egzotycznych ryb. Lokujemy się w ładnym pokoju 5117. Po krótkiej drzemce wychodzimy do miasta. Przez zadaszony pasaż między budynkami i stację S-Bahn przechodzimy do części miasta nazywanej Hackescher Markt. Główną atrakcją są tu połączone ze sobą dziedzińce kamienic z przełomu XIX i XX wieku z ich zielenią, małą architekturą, sklepami z wyrobami artystycznymi, kawiarniami i restauracjami. Wracamy pod dworzec kolejki i w pełnej uroku restauracji BBQ jemy świetne wieprzowe żeberka z frytkami i piwem. W drodze powrotnej do hotelu kupujemy małą butelkę wina Geldermann Carte Noire robionego metodą szampańska. Wypijamy je w pokoju, aby uczcić przyjęcie mnie do Polskiej Akademii Nauk. 26.05.2013 (niedziela) A&B Rano śniadanie w hotelu. Telefonujemy do obu Mam i składamy życzenia z okazji Dnia Matki. Ok. 11:00, mimo mżawki, wychodzimy do miasta. Zaczynamy od Schlossplatz z odbudowywanym właśnie zamkiem królów pruskich i leżącej bardzo blisko nas potężnej, neobarokowej katedry; później przechodzimy na Wyspę Muzeów. Myślimy o wejściu do Muzeum Pergamońskiego bądź Altes Museum, ale odstraszają nas wielkie kolejki. Idziemy więc na Unter den Linden, przechodzimy koło budynków Uniwersytetów Hu mb oldtów i koło pomnika Fryderyka II, a także zaglądamy do środka Nowego Odwachu (Neue Wache), będącego miejscem pamięci ofiar wojny i despotyzmu. Dochodzimy do Bramy Brandenburskiej. Na leżącym przed nią Placu Paryskim krąg poduszek i niebieskich parasoli to miejsce medytacji. Przechodzimy koło bramy i skręcamy na południe. Idąc wzdłuż wielkiego budynku Ambasady USA dochodzimy do monumentalnego Pomnika Pomordowanych Żydów Europy zbudowanego według projektu Petera Eisenmana. Pomnik składa się z 2711 betonowych bloków-steli (po jednym na każdą stronę Talmudu). Krążymy jakiś czas korytarzami oddzielającymi poszczególne bloki. Wchodzimy w nowoczesną zabudowę Placu Poczdamskiego. Wchodzimy na duży zadaszony plac w
do niewielkiej kawiarni Erster Wiener. Pijemy kawę i jemy ciastka. Później robię Basi zdjęcia w dziwnej rzeźbie przedstawiającej kwadrygę ciągniętą przez niedźwiedzie i powożonej także przez niedźwiedzia. Idziemy ulicą Budapester Str., przechodzimy koło głównego wejścia do ogrodu zoologicznego i wchodzimy do parku Tiergarten. Park po deszczu wygląda przepięknie. Podziwiamy m.in. kwitnące rododendrony i azalie. Wychodzimy koło Sony Center. Później idziemy ulicą Potsdamer Str. koło brzydko się starzejących budynków Biblioteki Państwowej i Kulturforum z Filharmonią i Salą Muzyki Kameralnej z lat 60. XX wieku. Dobra architektura broni się jednak przed upływem czasu, czego przykładem jest leżąca obok Nowa Galeria Narodowa zaprojektowana w tym samym czasie przez Ludwiga Miesa van der Rohe. Dochodzimy do dosyć brzydkiej Kurfürsten Strasse. Skręcamy w mniejsze ulice zabudowane kamienicami z przełomu XIX i XX wieku. Dochodzimy do Winterfeldplatz, a stamtąd przez Lietzenburger Strasse idziemy do Kurfürstendamm najelegantszej ulicy dawnego Berlina Zachodniego. Wstępujemy nowoczesnych betonowoszklanych budynków Urzędu Kanclerskiego. Wokół mnóstwo policji, strzelcy wyborowi, a przed głównym Nowa Galeria Narodowa budynkiem wojskowa orkiestra i kompania honorowa. Niemcy odwiedza premier Chin w swojej pierwszej europejskiej podróży. Dwie małe demonstracje zwolenników i przeciwników Chińskiej Republiki Ludowej. Oglądamy z zewnątrz przebudowany przez Normana Fostera gmach Reichstagu. Idziemy wzdłuż północnego brzegu Sprewy oglądając imponujące nowe budynki rządowe, a później budowle na Wyspie Muzeów. Mocno zmęczeni docieramy do hotelu. Wieczorem Basia wychodzi do miasta i przynosi do pokoju ciepłe smakołyki z włoskiej i wietnamskiej restauracji na kolację. 27.05.2013 (poniedziałek) A&B Dziś kolejny dzień zwiedzania Berlina. Na szczęście świeci słońce. Rozpoczynamy od spaceru na Alexanderplatz. Jestem trochę rozczarowany myślałem, że po połączeniu obu części miasta ten zbyt duży i chaotyczny plac będzie wyglądał lepiej. Idziemy na Molkenmarkt gdzie oglądamy Alte Stadthaus, który tak naprawdę jest nowszym budynkiem ratusza zbudowanym na początku XX wieku. To okropny, gigantyczny kamienny budynek w bardzo pruskim stylu z nieproporcjonalną wieżą. Dochodzimy do Sprewy i oglądamy wielką boczną fasadę neobarokowego budynku dawnych
królewskich stajni (Neue Marstall) zbudowanego w 1901 roku. Później zaglądamy do wnętrza katolickiej neoklasycznej katedry św. Jadwigi. Ogromna kopuła zbudowanej w drugiej połowie XVIII wieku świątyni robi duże wrażenie. Kolejne miejsce to Gendarmenmarkt jedno z najciekawszych założeń urbanistycznych w Berlinie. Po obu stronach stoją bardzo podobne do siebie katedry francuska i niemiecka. Pierwszą z nich zbudowano w pierwszych latach XVIII wieku dla osiadłych w Prusach hugenotów, a drugą nieco później dla rodzimych protestantów. Między katedrami stoi neoklasyczna sala koncertowa zbudowana w 1821 roku według projektu Karla Friedricha Schinkla, architekta znanego także z budowli na terenie Wielkopolski, jak pałac w Owińskach czy pałac myśliwski w Antoninie. Na Friedrichstrasse idziemy do kawiarni, w której zamawiamy ciastka i kawę. Później idziemy tą zapewne najważniejszą handlową ulicą współczesnego Berlina, zaglądając do niektórych sklepów. Dochodzimy do Oranienburger Strasse, którą idziemy aż do Hackescher Markt. Po drodze oglądamy z zewnątrz imponującą Nową Synagogę zbudowaną w drugiej połowie XIX wieku, spaloną w 1938 roku podczas nocy kryształowej i odbudowaną nieco ponad dwadzieścia lat temu. Wchodzę ponownie w słynne tutejsze podwórza (Hackescher Höfe) by zrobić trochę zdjęć. Solidnie zmęczeni docieramy do hotelu. Wieczorem recepcja powitalna dorocznego spotkania Global Research Council. Odbywa się na siódmym piętrze hotelu Radisson Blu w Dom Lounge. Z góry szeroki widok na centrum Berlina upstrzone dźwigami pracującymi na licznych budowach. Tuż obok wielka bryła katedry, a nieco dalej widok na wylewaną właśnie płytę fundamentową odbudowywanego zamku królów Prus. Najpierw kilka krótkich mów, a potem jemy, pijemy bardzo dobre Montepulciano d Abruzzo i rozmawiamy z wieloma osobami. Gdy impreza zaczyna już dogorywać, siadamy z prezesem Deutsche Forschungsgemeinschaft (DFG) Peterem Strohschneiderem, byłym prezesem DFG Matthiasem Kleinerem, prezesem European Science Foundation Pärem Omlingiem i dyrektorem ds. międzynarodowych DFG Priyą Bondre-Beil. Rozpoczynamy długą rozmowę o nauce, a szczególnie o naukach humanistycznych i teologicznych. Kończymy po 23:00. 28.05.2013 (wtorek) A&B Po śniadaniu jadę autobusem z innymi uczestnikami spotkania GRC do siedziby Berlińsko-Brandenburskiej Akademii Nauk (Berlin-Brandenburgischen Akademie der Wissenschaften), niegdyś zwanej pruską przy Placu Żandarmerii. Członkami tej M. Kleiner, P. Bondre-Beil, P. Strohschneider, Basia, P. Omling
Akademii byli m.in.: Euler, Monteskiusz, Diderot, Kant, Wolter, Helmholtz, Planck, Einstein czy Bracia Grimm. Obrady odbywają się w sali noszącej ślady wojennych zniszczeń; zamiast sklepienia jest oryginalny szklany, podświetlany sufit. W pierwszej sesji poświęconej integralności naukowej wygłaszam dziesięciominutowy referat pt. The National Science Centre (NCN) and responsible conduct of research. Wygłaszam go nie tylko w imieniu NCN, ale także całej Europy. W tej samej sesji prezentacje mają przedstawiciele Kenii, Arabii Saudyjskiej, Meksyku i Tajlandii. W przerwie na lunch stoję przy stoliku skupiającym przypadkowo przedstawicieli agencji z krajów wchodzących niegdyś w skład Austro-Wegier: Austrii, Czech, Polski i Węgier. Nic więc dziwnego, ze rozmowa schodzi na temat tego byłego mocarstwa. Christoph Kratky, szef Austriackiej Fundacji Nauki FWF, opowiada historyjkę, którą słyszał od swojej prababki, pracującej jako kucharka cesarza Franciszka Józefa. Cesarz, który pod koniec życia był podobno zdziwaczałym, sklerotycznym staruszkiem, zaczynał dzień regularnie ok. piątej rano wypijając szklankę mleka. Robił to od kilkudziesięciu lat, czyli od czasu, gdy mając jakieś problemy zdrowotne w wieku dwudziestu pięciu lat, lekarz zalecił mu pić co rano mleko i jeść pokrojony w kostkę i podpieczony chleb. Prababka Christopha wstawała codziennie o 4:30 i przygotowywała ten chleb. Najśmieszniejsze jednak, ze cesarz przez te kilkadziesiąt lat pił tylko mleko, ale chleba nigdy nie ruszył. Nikt ze służby nie odważył się jednak zapytać Franciszka Józefa, czy z podpiekanego chleba można zrezygnować. Sesja popołudniowa jest poświęcona swobodnemu dostępowi do publikacji i innych wyników naukowych. Później omawiamy plan działań GRC na najbliższe miesiące. Wieczorem kolacja w restauracji dla parlamentarzystów w gmachu Reichstagu. Do budynku wchodzimy po kontroli bezpieczeństwa. Pijemy najpierw wino musujące i rozmawiamy na stojąco. Z okien piękny, poburzowy widok na nowoczesne budynki urzędu kanclerskiego. Siedzimy przy długim stole. Basia siedzi miedzy przedstawicielką Portugalii Joaną Almeida Palha a szefem Japońskiej Agencji Nauki i Techniki (JST) Michiharu Nakamurą. Moje miejsce znajduje się naprzeciw Basi, a po moich bokach siedzą szef działu ds. międzynarodowych DFG Jörg Schneider i dyrektor zespołu strategicznego brytyjskich agencji grantowych Sophie Laurie. W części oficjalnej przemawiają: szef DFG Peter Strohschneider, federalny minister edukacji i badań Johanna Wanka i senator z Hamburga Dorothee Stapelfeldt. Rozmowy przy stole są bardzo interesujące i miłe. Na przystawkę podają mus z białych szparagów i sałata ze szparagów zielonych. Główne danie to stek wołowy ze szparagami i sosem holenderskim, a deser to gałka lodów z owocami. Do tego bardzo dobre niemieckie wina: Grauer Burgunder, Merlot z winnicy Borell Diehl i Scheurebe Trockenbeerenauslese z winnicy Petri. Po kolacji oglądamy przez szyby salę posiedzeń plenarnych Bundestagu, a potem wyjeżdżamy windą na podstawę szklanej kopuły zaprojektowanej przez Normana Fostera. Obiegającymi ją pochylniami wchodzimy na jej górę. Piękne widoki zarówno do wnętrza budynku jak i na pogrążający się w nocy Berlin. Po zjeździe windą na dół wsiadamy do autobusów i wracamy do hotelu. Tu nasz dobry znajomy Hanoch Gutfreund, były rektor Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie i szef Izraelskiej Fundacji Nauki, a także przewodniczący zespołu opiekującego się archiwum Alberta Einsteina, zaprasza nas i prezesa Fundacji na rzecz Nauki Polskiej Macieja Żylicza na drinki. Rozmawiamy długo o Polsce, Żydach i nauce. Kopuła Reichstagu
29.05.2013 (środa) A Na śniadanie idziemy o 6:30. Po nim odprowadzam Basię na przystanek autobusowy, skąd jedzie na lotnisko Tegel by odlecieć stamtąd do Gdańska. Wracam do hotelu i pakuję się. O 8:15 jadę autobusem do siedziby Akademii Nauk, gdzie rozpoczynamy kolejny dzień obrad GRC. Dziś dosyć burzliwe dyskusje na temat członkostwa w GRC. Wstępne propozycje praktycznie eliminują małe kraje. W przerwie na kawę proponuję żartem grupie osób z Austrii, Chorwacji, Słowacji i Węgier odtworzenie monarchii Austro-Węgierskiej, aby rozwiązać ten problem. Wybuchają śmiechem i zgadzają się na propozycję. Na szczęście dla integralności granic Europy po przerwie udaje się uzgodnić kompromisowe rozwiązanie. Uczestnicy spotkania wychodzą na Plac Żandarmerii i stają na schodach sali koncertowej, gdzie robią nam zbiorowe zdjęcie. Potem jeszcze krótka prezentacja współpracujących z GRC organizacji i kończymy obrady. Dyskusje kontynuujemy w czasie lunchu. Do hotelu idę piechotą z Hanochem Gutfreundem. Przyłącza się do nas dyrektor Research Council of Zimbabwe Susan Muzite, która boi się, że nie znajdzie drogi. Hanoch prowadzi nas na plac między operą i Uniwersytetem Humboldtów (Bebelplatz). Tu wśród bruku niepozorne okienko z szybą. Przez nie widać duże podziemne pomieszczenie na planie kwadratu, otoczone dookoła białymi regałami na książki. Ale półki są kompletnie puste. Ta instalacja, dzieło przyjaciela Hanocha, izraelskiego artysty Michy Ullmana, w taki poruszający sposób upamiętnia palenie w tym miejscu, w maju 1933 roku, książek przez hitlerowców. Idziemy dalej w kierunku hotelu. Uczestnicy posiedzenia GRC. Zdjęcie ze strony: http://www.dfg.de/ Hanoch zwraca mi uwagę na rozrzuconą po Berlinie wystawę upamiętniającą niemieckich obywateli, którzy musieli opuścić kraj po dojściu Hitlera do władzy. Na wielkich stojakach znajdują się zdjęcia i krótkie życiorysy takich osób, m.in. Alberta Einsteina czy Marleny Dietrich. W lobby hotelu żegnam się z Hanochem, idę do pokoju i nieco się przepakowuję. Ok. 2:15 schodzę do recepcji i wymeldowuję się z hotelu, zostawiając na kilka godzin bagaże. Idę w rejon zwany Nikolaiviertel, w którym jeszcze w czasach NRD odrestaurowano nieco starych kamienic stojących wokół gotyckiego
kościoła św. Mikołaja. Niestety przy nich zbudowano także tandetne bloki z wielkiej płyty, które co prawda gabarytami i niektórymi detalami chcą dopasować się do kamieniczek, ale i tak wyglądają fatalnie. Idę dalej Leipziger Strasse. Później odbijam w lewo i idę w kierunku Friedrich Strasse, mijając po drodze ogromną i trochę ludyczną współczesną rzeźbę. Dochodzę do słynnego Checkpoint Charlie, leżącego niegdyś na granicy podzielonego Berlina. Chciałem go sforsować od strony zachodniej w 1974 roku, gdy wracałem do Polski z długiej podróży autostopem po Europie. Ale okazało się wtedy, ze piesi turyści mogli przechodzić granicę tylko na dworcu S- Bahn Friedrichstasse. Teraz okolice pełne są pamiątek po obalonym murze, m.in. jego muzeum, kawałki samego muru z graffiti oraz sklepy i stragany z pamiątkami. Idę do Muzeum Żydowskiego. Przy budynku barokowego pałacu stanęła bardzo oryginalna budowla na rzucie zygzaka, projektu urodzonego w Łodzi Daniela Liebeskinda. Jeszcze bardziej oryginalne jest jej wnętrze. Najniższy, podziemny poziom muzeum składa się z przecinających się osi: Wygnania, Holokaustu, Kontynuacji. Szczególne wrażenie robią, skłaniające do refleksji, wielkie puste pomieszczenia ze ścianami z surowego betonu, o nazwach takich, jak Wieża Holokaustu czy Pustka Pamięci. Oglądam dwie bardzo różne wystawy. Pierwsza to Bedřich Fritta. Rysunki z getta w Theresienstadt. To wstrząsająca relacja czeskiego artysty i więźnia. Największe wrażenie robią na mnie nie rysunki dokumentujące straszne warunki życia w getcie, ale album ze znakomitymi, Wieża Holokaustu pogodnymi rysunkami i komentarzami zrobiony przez artystę dla przebywającego z nim w getcie syna Tomasza na jego trzecie urodziny. Druga wystawa jest zatytułowana Cała prawda co zawsze chcieli Państwo wiedzieć o Żydach. Zdjęcia, teksty i opisy są często przewrotne i próbują w dowcipny sposób zmierzyć się z antysemickimi stereotypami. Niestety zaczyna padać deszcz. Dochodzę do najdłuższego zachowanego dotąd odcinka muru berlińskiego. Obok, na terenie na którym mieściły się główne siedziby gestapo i SS, znajduje się Centrum Dokumentacji Trzeciej Rzeszy. Oglądam, znajdująca się na wolnym powietrzu, fotograficzną ekspozycję przedstawiającą działania hitlerowców w pierwszych miesiącach po objęciu władzy. Dalej dziewiętnastowieczny budynek Muzeum Martin-Gropius-Bau zbudowany w stylu włoskiego renesansu i znany obecnie z wystaw sztuki współczesnej. Niestety nie mam już czasu, aby tam wstąpić. Idę na Plac Poczdamski. Ponownie oglądam powstałą po zburzeniu muru nowoczesną zabudowę. Przechodząc przez pole stel Pomnika Pomordowanych Żydów Europy zaglądam do podziemnego centrum informacji. Są tam m.in. informacje o hitlerowskiej polityce terroru i kilka tematycznych sal, jak: Sala Świadectw zawierająca wpisy do pamiętników czy ostatnie notatki robione w czasie prześladowań, Sala Rodzin pokazująca historie piętnastu bardzo różnych rodzin żydowskich z kilku miejsc Europy, Sala Nazwisk, w której można usłyszeć nazwiska i krótkie biografie pomordowanych Żydów (odczytywanie wszystkich zajęłoby ponad sześć lat) czy Sala Miejsc ze zdjęciami i mapami pokazującymi miejsca prześladowań i zagłady. Na Unter den Linden oglądam opuszczony i niszczejący budynek Ambasady Polski. Na jego miejscu ma powstać nowa siedziba zaprojektowana przez warszawskie biuro JEMS Architekci. Odbieram bagaże z hotelu i autobusem TXL jadę na lotnisko Tegel, skąd liniami Air Berlin lecę do Krakowa. Tekst i zdjęcia (poza oznaczonym): Andrzej Jajszczyk