Zima 2008 2009. Newsletter



Podobne dokumenty
Marcin Budnicki. Do jakiej szkoły uczęszczasz? Na jakim profilu jesteś?

10 najlepszych zawodów właściciel szkoły tańca

mnw.org.pl/orientujsie

wymarzony prezent Prezent Marzeń Lot awionetką

Beniamin Krasicki: rugbiści zrobili na mnie duże wrażenie

REFERENCJE. Instruktor Soul Fitness DAWID CICHOSZ

Paulina Szawioło. Moim nauczycielem był Jarek Adamowicz, był i jest bardzo dobrym nauczycielem, z którym dobrze się dogadywałam.

Jesper Juul. Zamiast wychowania O sile relacji z dzieckiem

AUDIO / VIDEO (A 2 / B1 ) (wersja dla studenta) ROZMOWY PANI DOMU ROBERT KUDELSKI ( Pani domu, nr )

Moja Pasja: Anna Pecka

Rozumiem, że prezentem dla pani miał być wspólny wyjazd, tak? Na to wychodzi. A zdarzały się takie wyjazdy?

Igor Siódmiak. Moim wychowawcą był Pan Łukasz Kwiatkowski. Lekcji w-f uczył mnie Pan Jacek Lesiuk, więc chętnie uczęszczałem na te lekcje.

WZAJEMNY SZACUNEK DLA WSZYSTKICH CZŁONKÓW RODZINY JAKO FUNDAMENT TOLERANCJI WOBEC INNYCH

Moje pierwsze wrażenia z Wielkiej Brytanii

Wywiady. Pani Halina Glińska. Tancerka, właścicielka sklepu Just Dance z akcesoriami tanecznymi

ERASMUS COVILHA, PORTUGALIA

O międzyszkolnym projekcie artystycznym współfinansowanym ze środków Ministerstwa Edukacji Narodowej w ramach zadania ŻyjMy z Pasją.

Konkurs Arsenal!!! Zaczynajmy!!!

Kolejny udany, rodzinny przeszczep w Klinice przy ulicy Grunwaldzkiej w Poznaniu. Mama męża oddała nerkę swojej synowej.

Dzięki ćwiczeniom z panią Suzuki w szkole Hagukumi oraz z moją mamą nauczyłem się komunikować za pomocą pisma. Teraz umiem nawet pisać na komputerze.

10 SEKRETÓW NAJLEPSZYCH OJCÓW 1. OKAZUJ SZACUNEK MATCE SWOICH DZIECI 2. DAJ DZIECIOM SWÓJ CZAS

Copyright 2015 Monika Górska

Rolnik - szachista: wywiad z Panem Piotrem Ptaszyńskim

Bo razem naprawdę możemy więcej! wywiad z Magdaleną Różczką, ambasadorką akc. ENDO Razem Możemy Więcej

Wójt wręczył młodym muzykom z Gminy Ełk stypendia artystyczne

Czy na pewno jesteś szczęśliwy?

Z wizytą u Lary koleżanki z wymiany międzyszkolnej r r. Dzień I r.

Hektor i tajemnice zycia

JAK ŁATWO POLECAĆ FM INNYM? Prezentacja podstawowa

Kamila Kobylarz. A oto wyróżnione prace i kilka ciekawych opracowań: Wesołych Świąt

CZYTANIE B1/B2 W małym europejskim domku (wersja dla studenta) Wywiad z Moniką Richardson ( Świat kobiety nr????, rozmawia Monika Gołąb)

Interesuje się motoryzacją, a pasją zaraził się od taty. Od lat bierze udział w wyścigach motocyklowych, a w przyszłości chciałby jeździć w

Internauci a Święta Bożego Narodzenia. Badanie ilościowe gemiusadhoc, listopad 2004

3 największe błędy inwestorów, które uniemożliwiają osiągnięcie sukcesu na giełdzie

Zrób sobie najlepszy prezent

Pomorska Akademia Kulinarna

Copyright 2015 Monika Górska

Zwycięstwo Pawła Babicza

ROZPACZLIWIE SZUKAJĄC COPYWRITERA. autor Maciej Wojtas

Raciborzanka w Finale Konkursu Miss Polonia

30-dniowe #FajneWyzwanie Naucz się prowadzić Dziennik!

FILM - W INFORMACJI TURYSTYCZNEJ (A2 / B1)

KATARZYNA POPICIU WYDAWNICTWO WAM

Nowy projekt Leonardo da Vinci w ZSZ Nr 3. "Perspektywy twojej przyszłej kariery zawodowej"

Program Coachingu dla młodych osób

OFERTA SPONSORINGOWA.

TRENER MARIUSZ MRÓZ - JEDZ TO, CO LUBISZ I WYGLĄDAJ JAK CHCESZ!

AUTYZM DIAGNOZUJE SIĘ JUŻ U 1 NA 100 DZIECI.

Wywiady z pracownikami Poczty Polskiej w Kleczewie

Co obiecali sobie mieszkańcy Gliwic w nowym, 2016 roku? Sprawdziliśmy

/5 Mistrzynie z POS

BIEDRONKI MAJ. Bloki tematyczne: Polska Moja ojczyzna Jestem Europejczykiem Mieszkańcy łąki Święto mamy i taty

NAUKA JAK UCZYĆ SIĘ SKUTECZNIE (A2 / B1)

Kwestionariusz stylu komunikacji

STRZELECTWO PARKUROWE, MYŚLISTWO WSPIERAMY PASJE

Witaj, Odważ się i podejmij wyzwanie- zbuduj wizję kariery, która będzie odzwierciedleniem Twoim unikalnych umiejętności, talentów i pragnień.

WYWIAD Z VIDASEM BLEKAITISEM

BURSZTYNOWY SEN. ALEKSANDRA ADAMCZYK, 12 lat

Strona 1 z 7

PODRÓŻE - SŁUCHANIE A2

Indywidualny Zawodowy Plan

Goście przy Piłsudskiego

Nikt nigdy nie był ze mnie dumny... Klaudia Zielińska z Iławy szczerze o swoim udziale w programie TVN Projekt Lady [ZDJĘCIA]

W ramach projektu Kulinarna Francja - początkiem drogi zawodowej

LearnIT project PL/08/LLP-LdV/TOI/140001

Liczą się proste rozwiązania wizyta w warsztacie

GIMNAZJALNA LIGA RUGBY TAG

ŚWIĘTA TO PIĘKNY CZAS, KIEDY MOŻEMY SPOTKAĆ SIĘ W RODZINNYM GRONIE I ZJEŚĆ ULUBIONE POTRAWY

LEKCJA 1. Diagram 1. Diagram 3

ANALIZA ANKIETY: JA I SZKOŁA - Ankieta dla uczniów

SP 20 I GIM 14 WSPARŁY AKCJĘ DZIĘKUJEMY ZA WASZE WIELKIE SERCA!!!

WYCIECZKA DO ZOO. 1. Tata 2. Mama 3. Witek 4. Jacek 5. Zosia 6. Azor 7. Słoń

RELACJA Z PRAKTYKI HUDDERSFIELD/ MANCHESTER

"Dwójeczka 14" Numer 15 04/17 PROJEKTU

Plan Daltoński Grupa I Krasnoludki Rok szkolny 2018/2019

Rozmowa ze sklepem przez telefon

ZARZĄDZANIE CZASEM JAK DZIAŁAĆ EFEKTYWNIEJ I CZUĆ SIĘ BARDZIEJ SPEŁNIONYM

Chwila medytacji na szlaku do Santiago.

SOCIAL STORIES HISTORYJKI Z ŻYCIA WZIĘTE

To My! W numerze: Wydanie majowe! Redakcja gazetki: Lektury - czy warto je czytać Wiosna - czas na zabawę Strona patrona Dzień MAMY Święta Krzyżówka

PROJEKT: RIO DE JANEIRO

CZYTAJ PIŁKA NOŻNA IBRA. CHŁOPAK, KTÓRY ODNALAZŁ WŁASNĄ DROGĘ

Czym jest Marzycielska Poczta?

Idealna sukienka na wesele.

Jak bezrobotny może wyjechać na Wolontariat Europejski? Prześledźmy to na przykładzie:

Hotel Am Brunnenberg odpoczynek wśród zieleni

Część I Konwersacja Przeprowadź z egzaminatorem trzy rozmowy na zaproponowane przez niego tematy.

/5 Nagroda dla mistrzów

Jak zdobyć atrakcyjną pracę?

Kto uczestniczył w badaniu? W ankiecie wzięli udział uczniowie klas II Gimnazjum w Zbuczynie oraz ze szkół w Caceres w Hiszpanii i Swansea z Walii.

WERSJA: B ANKIETER: JEŚLI RESPONDENT JEST MĘŻCZYZNĄ, ZADAĆ GF1. JEŚLI RESPONDENT JEST KOBIETĄ, ZADAĆ GF2.

Od początku funkcjonowania naszej placówki promujemy pozytywne przykłady działalności i sukcesy ludzi w różnych dziedzinach.

Spotkanie z Jaśkiem Melą

Tak prezentują się laurki i duży obrazek z życzeniami. Juz jesteśmy bardzo blisko.

SOPOT TOKIO. Nie musisz uzyskać jednomyślnej zgody na proponowane przez Ciebie rozwiązanie. Wystarczy, że uzyskasz konsensus w stosunku 3:2.

potrzebuje do szczęścia

METODA KARTECZEK ROWIŃSKIEJ

Turniej World Grand Prix

Wygraj pojedynki na Arenie Mody!

Sytuacja zawodowa pracujących osób niepełnosprawnych

Transkrypt:

Zima 2008 2009 Newsletter

2 Apart Newsletter Zima 2008 2009

Zima 2008 2009 Newsletter Spis treści 28 Rozmowy Piękna profesjonalistka Rozmowa z Anetą Kręglicką 4 Tylko nam Aneta Kręglicka, ambasadorka diamentów Apart, opowiada o swoich ukochanych miejscach na świecie, najpiękniejszych sukniach, biżuterii i nie tylko 26 Biżuteria Apart Diamenty 26 Złoto 42 Srebro 48 10 Spełnione marzenie Rozmowa z Pawłem Olbrychem 11 Założyciel klubu w Bukszy, opowiada nam o narkotycznej sile polo, spotkaniach z mistrzami i turniejach z książętami. Paweł Olbrych uchodzi za ambasadora gry w polo w naszym kraju. Wysokie loty Rozmowa z Robertem Kowalikiem 15 Ośmiokrotny mistrz Polski w akrobacji lotniczej, Robert Kowalik zdradza nam, o czym marzy i w czym tkwi sekret jego nieustających podniebnych sukcesów. 8 Wydarzenia Na czerwonym dywanie 8 Copa Argentina 10 Apart i Breitling na pikniku Góraszka 14 Warsaw Fashion Street 18 Jubileusz Macieja Zienia 20 Apart na pokazie w Paryżu 21 64 Kolekcje zegarków Vacheron Constantin 64 Jaeger-LeCoultre 65 Audemars Piguet 66 IWC 67 Zenith 68 Piaget 69 Baume & Mercier 70 Breitling 71 Eterna 72 Louis Erard 73 Edox 74 Versace 76 Paco Rabanne 77 Elixa 78 Jacques Lemans 80 Pierre Lannier 81 14 20 71 www.apart.pl 3

Aneta Kręglicka piękna profesjonalistka 4 Apart Newsletter Zima 2008 2009

rozmowa Piękna, elegancka, niezależna. Od dwóch lat kojarzy się również z największym luksusem brylantami. Tylko nam Aneta Kręglicka, ambasadorka diamentów Apart, opowiada o swoich ukochanych miejscach na świecie, najpiękniejszych sukniach i biżuterii oraz najskrytszych marzeniach, które drzemią w zalakowanej kopercie. Zdradza też, co robiła na czerwonym dywanie Festiwalu Filmowego w Wenecji i jak spędzi Boże Narodzenie. Zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Pewnie jako nieuleczalna perfekcjonistka przygotowania zaczyna Pani już w listopadzie? Zgadła Pani (śmiech). Świętami zawsze bardzo się przejmuję. Jedyne czego nie robię to gotowanie nie umiem. To zostawiam mojej mamie, która jest w tym genialna. Ale poza tym robię wszystko. Przed świętami stawiam dom do góry nogami. Począwszy od gigantycznego sprzątania, takiego, gdzie zagląda się do wszystkich kątów, a skończywszy na dekoracji. Przywiązuję bardzo dużą wagę do tego, jak wygląda dom w czasie Gwiazdki. Choinka oczywiście żywa i ogromna pod sam sufit, a do tego bombki, łańcuchy, światełka, świece. W każdym roku nowe mój mąż się śmieje, że możemy już otworzyć hurtownię. Do tego obowiązkowo kwiaty wiele tygodni wcześniej jadę na giełdę, oglądam, planuję, wymyślam, potem tuż przed świętami kupuję i komponuję. Gorzej jest z prezentami, często robię je w ostatniej chwili, chyba że wcześniej gdzieś wyjeżdżam za granicę i znajdę tam coś pięknego, o czym wiem, że sprawi przyjemność najbliższym. Każdy prezent musi być cudnie zapakowany. Jednakowo! W ten sam papier, z taką samą kokardą, żeby pięknie prezentował się pod choinką. Gdyby miała Pani polecić idealny prezent, co by to było? Nie ma jednego idealnego prezentu. Uważam, że prezent musi być przede wszystkim osobisty, indywidualny, dopasowany do osoby, którą obdarowujemy. Święta są takim momentem, że fajnie jest podkreślić: Myślę o tobie i wiem, czego pragniesz. Dlatego trzeba uważnie słuchać, a wtedy na pewno będziemy wiedzieli, co sprawi bliskim największą przyjemność. Na przykład prezent w postaci zegarka ma dla mnie wartość symboliczną obdarowywany nosząc go, kilka razy dziennie sprawdza godzinę i przypomina sobie o osobie, od której dostał ten prezent. Podobnie jest z biżuterią, którą często się zakłada. A jaki jest najpiękniejszy prezent, jaki Pani dostała na Gwiazdkę? Przyznam się, że najbardziej lubię prezenty domowe może niekoniecznie musi to być lodówka czy pralka, ale coś pięknego do wnętrza. Generalnie takie rzeczy, które potem cieszą oko na co dzień. Mój mąż wie o tym doskonale. Dostałam od niego na przykład przepiękne świeczniki. Zawsze kupuje mi też jakąś biżuterię, mam od niego kilka ślicznych, oryginalnych drobiazgów. Jak będzie Pani spędzać tegoroczne święta? W tym roku Wigilia znów u nas. Będzie rodzinnie (my oraz nasze mamy) i tradycyjnie. Oczywiście na stole pojawi się barszcz z uszkami, karp smażony, knedle z kapustą i grzybami, łazanki z makiem, śledziki na słono i na słodko. A następnego dnia obowiązkowo pasztet mojej babci, absolutnie wyjątkowy. Jego przygotowanie przejęła teraz mama. No i oczywiście ciasta przepadam za nimi. Dla mnie święta bez ciast się nie liczą.więc przede wszystkim wspaniały, tradycyjny, mokry sernik krakowski, makowiec, piernik, jabłecznik tych ciast po prostu musi być dużo. A ja co roku odchudzam się, specjalnie po to, żeby w święta móc sobie pozwolić na jedzenie wszystkich tych pyszności. Potem też próbuję to spalić na nartach. Narty to obowiązkowy punkt programu w naszej rodzinie. W tym roku także zaraz po świętach jedziemy do Włoch i tam również w rodzinnym gronie spędzimy Sylwestra. Będzie Pani robić postanowienia noworoczne? Oczywiście! Zawsze je robię. 31 grudnia wypisuję długą listę marzeń i planów. Chowam do koprety, zaklejam i zaglądam dopiero po roku. Nie wszystkie udaje się spełnić. Bo nie dość, że jestem perfekcjonistką, to do tego jeszcze maksymalistką, więc to są naprawdę duże rzeczy. Chociaż... Kiedyś założyłam sobie, że skończę studia doktoranckie, co przy mojej pracy i tempie życia wydawało się zupełnie nierealne. I co? Jestem już po dyplomie na kierunku stosunki międzynarodowe i Unia Europejska. Bardzo mnie cieszy, kiedy udaje mi się zrealizować te ukryte pragnienia. Robi się wtedy miejsce na kolejne. A ja kocham wyzwania. Ostatnio w prasie głośno było o pojawieniu się Pani na czerwonym dywanie podczas Festiwalu w Wenecji. Jak się Pani tam znalazła? Oczywiście nie pojawiłam się tam przypadkowo. Firma Apart, której jestem ambasadorką, współpracuje z firmą Jaeger-LeCoultre. To producent luksusowych szwajcarskich zegarków. Prezes Jaeger-LeCoultre zobaczył niedawno katalog brylantów, wydany przez Apart. Zachwycił się nim, docenił również moją w nim obecność i poprosił właścicieli firmy o zaproszenie mnie na Festiwal, którego Jaeger-LeCoultre jest sponsorem. Pierwszego dnia byłam gościem bardzo eleganckiego, zamkniętego przyjęcia. Zaprezentowano tam najnowsze projekty zegarków Jaeger-LeCoultre. Nie mogło więc zabraknąć na nim twarzy marki aktorki Diane Kruger. Następnego wieczoru zostałam zaproszona na premierę filmu Vegas: Based on a True Story. Tak znalazłam się na czerwonym dywanie. Która z gwiazd Festiwalu zrobiła na Pani największe wrażenie? Szczerze mówiąc jestem przyzwyczajona do spotkań ze znanymi ludźmi i nie mdleję na ich widok (śmiech). W końcu jako Miss Świata już to przeżywałam, niejednokrotnie w większym natężeniu. Pewnie dlatego obecność znanych twarzy nie oszałamia mnie. Chociaż oczywiście miło jest spotkać takich ludzi, bo zazwyczaj są to bardzo sympatyczne i ciekawe osoby. Tak jak Diane Kruger, która robi teraz dużą karierę w Hollywood; podczas przyjęcia Jaeger-LeCoultre opowiadała mi, że niebawem zaczyna zdjęcia u Tarantino. Bardzo dobrze wspominam właśnie to przyjęcie, bo choć było bardzo eleganckie, to bez zadęcia. Po prostu miłe spotkanie w wybranym gronie. No, może tylko stężenie luksusowej biżuterii na metr kwadratowy było większe, niż gdzie indziej. Ja również miałam na sobie jeden z najnowszych i jak się potem okazało najdroższych zegarków Jaeger-LeCoultre, wart 330 tysię cy euro. Miała Pani prywatną ochronę, która pilnowała tego zegarka? Nawet jeśli tak, to była tak dyskretna, że nie dała mi tego odczuć (śmiech). Ale to naturalne, że tego typu imprezy bez ochrony nie mogłyby się obyć. To była Pani pierwsza wizyta na Festiwalu w Wenecji? W Wenecji byłam wielokrotnie, dobrze znam to miasto. Ale w charakterze gościa Festiwalu rzeczywiście pojawiłam się po raz pierwszy. I muszę przyznać, że na czerwonym dywanie czułam się trochę zakłopotana. W końcu jest on zarezerwowany dla gwiazd filmowych. Dobrze się Pani czuje za granicą? Oczywiście. A najlepiej właśnie we Włoszech. Kocham ten kraj od początku do końca. Jego język, kulturę, kuchnię. Niesamowicie dodaje mi energii, bo Włosi, jak żaden inny naród, umieją żyć, cieszyć się z najdrobniejszych rzeczy. Mieszkałam we Włoszech przez rok, kiedy miałam praktyki studenckie. Często wracam do tego miejsca. Mam tam przyjaciół, mówię po włosku. Moje ukochane miejsca to Toscania i Florencja. Poza Włochami, lubię też bardzo Nowy Jork, tam też mieszkałam, przez 8 miesięcy. Może nie jest to miasto do życia, ale na pewno takie, do którego z radością się wraca. Lubię tam wpadać na kilka dni. Mam sprawdzone świetne restauracje, galerie, chodzę po muzeach. Dlatego bardzo się ucieszyłam, że sesja do katalogu Apart z diamentową kolekcją była robiona właśnie w Nowym Jorku. Ten pobyt był dla mnie tak ogromną przyjemnością, że zostałam jeszcze po sesji kilka dni, aby pooddychać tym miejscem. www.apart.pl 5

Wracając do Festiwalu, po Pani pojawieniu się na czerwnym dywanie uznano, że miała Pani na sobie jedną z najpiękniejszych sukni tego wieczoru. Długo zastanawiała się Pani nad jej wyborem? Niedługo. Zdecydowałam się na moją suknię ślubną od Valentino. Oczywiście to nie była taka typowa biała ślubna suknia z falbanami, tylko przepiękna, szyta na miarę, długa do ziemi kreacja w pudrowym kolorze, z rękawkami obszytymi norką. Elegancka, stonowana, niewyzywająca w moim charakterze. Włożyłam ją z dwóch powodów po pierwsze uhonorowanie Valentino, który w ubiegłym roku obchodził jubileusz 45-lecia pracy. To jest mój ukochany projektant. Uwielbiam jego kreacje, zwłaszcza te wieczorowe. Zawsze żałowałam, że nie miałam okazji założenia ponownie tej mojej sukni, zwłaszcza, że kupując ją wiedziałam, że jest ponadczasowa i będę mogła w niej jeszcze wielokrotnie wystąpić, tylko w Polsce po prostu nie miałam okazji. A tutaj ta okazja była wymarzona. Drugi powód, bardziej osobisty był taki, że właśnie w tym roku, we wrześniu obchodziliśmy z mężem dziesiątą rocznicę ślubu. Pozostałe Pani kreacje na Festiwalu również zwróciły na siebie uwagę. Było mi bardzo miło, że tak zostały odebrane. Usłyszałam sporo komplementów. Śliczną bladoróżową sukienkę od Maćka Zienia miałam podczas sesji zdjęciowej, którą robiliśmy w Wenecji dla Apart i Jaeger- LeCoultre. Wiele osób pytało o nazwisko projektanta, a inną kreację od Maćka piękną, czarną, koktajlową suknię, w której wystąpiłam na przyjęciu Jaeger-LeCoultre, brano za najnowsze dzieło Galliano. Te komplementy nie dziwią, bo od dawna uchodzi Pani za jedną z najlepiej ubranych Polek. W czym tkwi sekret Pani doskonałego stylu? W minimalizmie (śmiech). Nie lubię się przebierać, tylko ubierać. Moje rzeczy faktycznie są najczęściej stonowane, chociaż zdarza mi się od czasu do czasu jakieś szaleństwo. Polega ono na mocnym kolorze, czy jakimś szczególnym dodatku. Na co dzień jednak cenię przede wszystkim tak zwaną lekką klasykę. Taką, która nie dodaje powagi, tylko młodzieńczości. Koturnowe, nudne kostiumy odpadają, choćby nawet były od Chanel. Zawsze stawiam na świetną jakość i szlachetną konstrukcję, które ożywiam fantazyjnym akcentem w postaci zabójczej torebki czy butów. Ma Pani słabość jeszcze do jakichś projektantów poza Valentino? Gdzie Pani robi zakupy? Generalnie za zakupami nie przepadam. Najprzyjemniejsze i najfajniejsze są wtedy, kiedy robię je przypadkowo, przy okazji wyjazdów zagranicznych, w interesach, albo wakacyjnych. Wpadam wtedy do dwóch, trzech ulubionych butików i jeśli znajduję coś, co mi odpowiada, natychmiast kupuję. Resztę czasu mogę spędzić już na samych przyjemnościach, zwiedzaniu. Oprócz Valentino bardzo lubię Pradę, trochę mnie zaskoczyła najnowsza kolekcja i jeśli chodzi o buty, które są bardzo ekstrawaganckie, i ubrania, ze względu na koronki, za którymi nie przepadam. Lubię dodatki Chanel, ubrania Miu Miu, casualowy styl Stelli McCartney. Mam rzeczy od YSL, Ferre, Gucciego. No i oczywiście od Maćka Zienia, u którego ubieram się od dawna. Przede wszystkim kupuję buty, torby i płaszcze, bo one mogą mi się przydać jeszcze w innym sezonie, a przy nowych dodatkach, w odmiennej kombinacji będą wyglądać równie dobrze. Na pewno nie noszę mini tylko dlatego, że jest akurat modne. I raczej nie przyswajam w całości konkretnego looku, który akurat lansuje dany projektant, wybieram z niego tylko to, co do mnie pasuje. A jaki ma Pani stosunek do ubrań? Chomikuje Pani, czy wręcz przeciwnie, pozbywa się bez żalu? Zatrzymuję takie, które są ponadczasowe, ponadsezonowe. Pięknie skrojone marynarki, płaszcze. Innych ubrań szybko pozbywam się po sezonie. Przekazuję na aukcje, albo oddaję kuzynkom czy koleżankom. Tylko buty wyrzucam, bo strasznie je niszczę. Ulubione dodatki zostawiam, bo za kilka lat, piękna, choć dziś juz niemodna torba Prady może złapać drugą młodość, jako unikalny okaz vintage. Mówiła Pani o dodatkach, a biżuteria? Lubi ją Pani nosić? Kilkakrotnie wspominałam w wywiadach, że nie rozstaję się z obrączką ślubną i dwoma pierścionkami zaręczynowym i tym, który dostałam od rodziców z okazji skończenia studiów. Oba z brylantami. Oprócz nich bardzo ważnym dla mnie akcesorium jest zegarek. Teraz noszę przepiękny model Jaeger-LeCoultre. Jest uniwersalny, bo dwustronny. Z jednej strony wysadzany brylantami w wersji wieczorowej, z drugiej delikatniejszy, bardziej stonowany, spor- towy tak, że można go nosić na co dzień. Do tego ma bardzo oryginalny granatowy pasek z krokodylej skórki. Bardzo lubię też bransoletki. Z przyjemnością odkryłam, że w nowej kolekcji Apart jest bardzo wiele naprawdę pięknych bransoletek. I mimo, że Apart uchodzi za firmę tradycyjną i klasyczną, to te drobiazgi wcale nie są nudne, wręcz przeciwnie bardzo modne i nowoczesne. Podobnie, jak bardzo fajne wisiorki, które noszę do grubych swetrów. Czy w noszeniu biżuterii są jakieś niepisane zasady? Myślę, że to zależy od kobiety. Są takie, które dobrze się czują mając na sobie dużo biżuterii. To dodaje im pewności siebie, odwagi. Ja nie należę do tak zwanych srok i podobnie jak w ubiorze, stosuję tu zasadę minimalizmu. Najchętniej więc noszę barnsoletkę i zegarek, (teraz jest bardzo modne noszenie bransoletek na obu rękach, wtedy już rezygnujemy z zegarka). Rzadziej zakładam kolczyki, czy klasyczne duże naszyjniki. Jeśli mam kolczyki, to raczej unikam naszyjnika i zakładam coś na ręce. A jeśli naszyjnik, to rezygnuję z biżuterii na rękach, żeby całość nie wyglądała zbyt ciężko. Generalnie na co dzień nie przesadzam z biżuterią. Natomiast wieczór rządzi się swoimi prawami, można zaszaleć i takim właśnie szaleństwom biżuteria przecież służy. 6 Apart Newsletter Zima 2008 2009

Bardzo dobrze wspominam właśnie to przyjęcie, bo choć było bardzo eleganckie, to bez zadęcia. Po prostu miłe spotkanie w wybranym gronie. No, może tylko stężenie luksusowej biżuterii na metr kwadratowy było większe, niż gdzie indziej. Ja również miałam na sobie jeden z najnowszych i jak się potem okazało najdroższych zegarków Jaeger-LeCoultre, wart 330 tysięcy euro. Osoby, które Panią znają, często podkreślają Pani elegancję i klasę. Odkąd została Pani ambasadorką brylantów Apart, stała się Pani również symbolem luksusu i prestiżu. Czuje Pani na co dzień, że nie świadczy już Pani jedynie o sobie, ale również o marce, którą Pani reprezentuje? Na pewno tak. To duża odpowiedzialność. Dlatego zawsze staram się wyglądać i zachowywać odpowiednio do mojego wizerunku. Nie jest on przypadkowy. Budo wałam go przez wiele lat. Teraz, przez współpracę z Apartem uwiarygodnił się jeszcze bardziej i faktycznie upowszechnił, bo jestem aktualnie bardziej eksponowana, niż osoba prywatna. Bardzo satysfakcjonujące jest to, że ten wizerunek jest dobrze odbierany, mimo że jest w 100 procentach mój. Nie jest efektem pracy specjalistów od PR, którzy wymyślili: Tak będziemy sprzedawać Kręglicką. To nie jest rzecz sztucznie wykreowana, tylko wypracowana przez lata w zgodzie ze sobą. Dlatego bardzo bym chciała, aby ta atmosfera, ten klimat wokół mojej osoby trwał, bo dobrze się z tym czuję. Złoty pierścionek z diamentami Biżuteria z diamentami na stronie 26. więcej informacji na www.apart.pl...wieczór rządzi się swoimi prawami, można zaszaleć i takim właśnie szaleństwom biżuteria przecież służy. www.apart.pl 7

Niezwykłe miejsca Wenecji, wspaniała biżuteria i piękna kobieta. Tym razem Aneta Kręglicka na zaproszenie firmy Apart i szwajcarskiej manufaktury Jaeger-LeCoultre pojawiła się na czerwonym dywanie 65 Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Wenecji. Na czerwonym dywanie Jerome Lambert, prezes Jaeger-LeCoultre z Anetą Kręglicką. Stojąc przy złotym lwie symbolu Wenecji i festiwalu, strzegącym wejścia do Sala Grande Pałacu Filmowego, zachwyciła włoskie media swoim czarem oraz biżuterią Apart z diamentami i najmniejszym na świecie mechanicznym zegarkiem Jaeger-LeCoultre Joaillerie Riviere 101 Reine Baguette, wartym 330.000 euro, który zdobił jej dłoń. To katalog Diamenty, wydany przez Apart, tak zachwycił zarząd Jaeger-LeCoultre, że postanowili zaprosić naszą ambasadorkę na tak ważne wydarzenie. Firma Jaeger-LeCoultre od 4 lat jest sponsorem festiwalu. Wenecja to serce Włoch, miasto słynące z zamiłowania do sztuki, kultury, estetyki i eleganckiego stylu życia. Czy można zatem znaleźć lepsze miejsce i okazję na premierowy pokaz drogocennej biżuterii? Tak, jak Wenecja rozwija czerwony dywan marzeń, tak Jaeger-LeCoultre prezentuje zupełnie nową kolekcję biżuterii Le Lierre w niepowtarzalnej atmosferze festiwalu i tego magicznego miasta. Na premierowy wieczór i uroczystą kolację wybrano wysublimowaną scenerię ogrodów i refektarza byłego klasztoru weneckiej wyspy San Giorgio Maggiore. Jerome Lambert, prezes Jaeger-LeCoultre (CEO) miał okazję przywitać tego wieczoru wielu gości specjalnych. Galę uświetnili m.in.: aktorka Diane Kruger, modelka Eva Riccobono, reżyser Carlos Saura, książę Charles Philippe d Orleans, aktorzy: Joshua Jackson, Huang Yi, Valeria Golino, jak też Aneta Kręglicka i wielu innych. Na czerwonym dywanie weneckiego festiwalu w zegarkach marki Jaeger-LeCoultre wystąpiło w poprzednich latach wielu aktorów i aktorek, m.in: Catherine Deneuve, Clive Owen, David Lynch, Helen Mirren, Sting, Diane Kruger, Richard Gere, Terrence Howard, Joely Richardson, Valeria Solarino. W produkcjach filmowych zagrały na dłoniach choćby Alicii Keys, Diane Kruger czy Leonardo DiCaprio. więcej informacji na www.apart.pl 8 Apart Newsletter Zima 2008 2009

24 OBLICZA CZASU. REVERSO SQUADRA WORLD CHRONOGRAPH. Kaliber 753/1000 Jaeger-LeCoultre. Pierwszy automatyczny mechanizm z chronografem i z 24 strefami czasowymi na dwóch tarczach. Stworzony specjalnie dla legendarnego Reverso. MIAŁEŚ KIEDYŚ PRAWDZIWY ZEGAREK? www.apart.pl 9

Wydarzenia COPA ARGENTINA Oprócz rozgrywek polo, gości bardzo interesowała ekspozycja biżuterii Apart z diamentami i zegarków Jaeger-LeCoultre. Tegoroczny sezon polo w Bukszy zakończył turniej V COPA ARGENTINA. Firma Apart zaprezentowała kolekcję biżuterii z diamentami i zegarków Jaeger-Le- Coultre. Jednym z modeli Reverso od niemal 100 lat inspirowanych polo został nagrodzony najlepszy gracz sezonu Maciej Olbrych. Na boisku spotkali się najlepsi zawodnicy z Argentyny, Niemiec, Szwecji i oczywiście z Polski, a spotkanie zaszczycił swoją obecnością ambasador Argentyny w Polsce, Jego Ekscelencja Carlos Alberto Passalacqua. Podczas pikniku w klimacie argentyńskim towarzyszącemu zawodom, nie zabrakło pokazu tanga, konkursu kapeluszy i loterii. Miałem marzenie, aby w Polsce można było zagrać w najwspanialszą grę świata polo. To marzenie udało mi się spełnić mówi gospodarz Bukszy, Paweł Olbrych. więcej informacji na www.apart.pl Maciej Olbrych, najlepszy gracz polo w sezonie 2008, dumnie prezentuje wygrany zegarek Jaeger-LeCoultre, z kolekcji Reverso. 10 Apart Newsletter Zima 2008 2009 Helena Palej (Apart) po wręczeniu nagrody z Maciejem Olbrychem i Uwe Zimmermannem, światowej sławy organizatorem turniejów polo.

rozmowa Paweł Olbrych Spełnione marzenie Kiedy sześć lat temu zaczynał grać w polo w podwarszawskiej Bukszy, w Polsce mało kto wiedział, na czym polega ta dyscyplina. Ci, którzy o niej słyszeli, z powątpiewaniem przyglądali się jego wysiłkom. Polo u nas? To się nie przyjmie mówili. Przyjęło się, a Paweł Olbrych, założyciel pierwszego klubu polo w Polsce, dziś uchodzi za ambasadora tej gry w naszym kraju. Nam opowiada o narkotycznej sile polo, spotkaniach z mistrzami i turniejach z książętami. Jak to się stało, że Pan manager, który kierował wielką miedzynarodową korporacją z dnia na dzień zamienił biały kołnierzyk i klimatyzowane biuro na gumiaki i stajnię? Przez dłuższy czas nosiłem się z myślą, żeby mieć farmę i mieszkać pod miastem. Jeszcze nie wiedziałem, że tam będzie polo, ale wiedziałem na pewno, że będą konie. Kupowałem ziemię i powoli przygotowywałem się do tej życiowej zmiany. W pewnym momencie zaczęło coraz bardziej do mnie docierać, że to, co robiłem jako manager w korporacjach, nie daje mi już takiej satysfakcji i że chyba już nie chcę, aby tak wyglądało moje życie. Wcześniej spotkałem parę osób, które zainspirowały mnie swoim stylem życia prowadziły interesy, ale mieszkały na przykład na zboczu góry w Beskidach, albo potrafiły rzucić wszystko i na trzy miesiące jechać do Indii jako wolontariusze. Widziałem, że jakość życia tych ludzi była niesamowita. Oni przeżywali masę rzeczy, żyli dużo intensywniej, ciekawiej. Krótko potem poznałem polo. A polo jest tak narkotycznym sportem, że jeżeli ktoś dostaje szansę od losu żeby się z nim zetknąć, to potem tej szansy nie marnuje. Wiedziałem, że właśnie tym chciałbym się zająć. Swoją drogą dziękuję za ten wątek o gumiakach i stajni, bo rzeczywiście większość ludzi, którzy nie zajmują się polo, a oglądają je tylko podczas turniejów, ma dość romantyczne wyobrażenie o tej grze aksamitna murawa, panie w kapeluszach, konie z zaplecionymi ogonami, gracze w śnieżnobiałych spodniach... A tak naprawdę za tym pięknym obrazkiem stoi ogrom pracy. Czasem trzeba samemu wziąć widły, ubrudzić się, przystrzyc trawę. Początki pewnie były trudne? Moja sytuacja i tak była stosunkowo komfortowa. Nie zaczynałem zupełnie od zera. Z końmi miałem do czynienia od 13 roku życia, zajmowałem się nimi, żyłem tym sportem. A potem, kiedy doszły możli wości finansowe, miałem już duże stajnie, pastwiska, no i miejsce, żeby zbudować boisko. Poza tym bardzo pomocna okazała się rada, którą dostałem na początku, żeby nie mieć własnych pomysłów. Polo jest wymyślone w świecie. Nie ma powodu, żeby kombinować. Wystarczy obserwować dobre wzorce i z pokorą uczyć się od lepszych. Sześć lat temu, kiedy zaczynał Pan zajmować się polo w Polsce nie było ani jednej drużyny. Niewiele osób miało jakiekolwiek pojęcie o tym sporcie, poza tym, że widzieli w kolorowych magazynach zdjęcia brytyjskich książąt Williama i Harry ego z meczu. Skąd wiara, że polo miało szansę się u nas przyjąć? Rzeczywiście, w polskich warunkach przez kilkadziesiąt lat trudno było o polo, bo klimat społeczny temu nie sprzyjał. Jest to sport dość kosztowny, postrzegany jako elitarny. Więc siłą rzeczy dopiero po przemianach ostatnich kilkunastu lat pojawiło się u nas na niego miejsce. Przyznam, że początkowo sam byłem dość sceptycznie nastawiony do polo w Polsce. Choć byłem już wtedy zagorzałym pasjonatem tej gry, wydawało mi się to nie do udźwignięcia w naszych warunkach. Przez kilkanaście miesięcy z zachwytem przyglądałem się klubom w Anglii, Stanach Zjednoczonych, Argentynie, Indiach i... w końcu postanowiłem zaryzykować. To była pionierska praca. Dziś w Polsce takich miejsc, gdzie można grać w polo, jest kilka. Ale kiedy zaczynaliśmy w 2002 roku byliśmy pierwsi i przecieraliśmy szlaki innym. Dziś uchodzi Pan nie tylko za pioniera, ale i ambasadora polo w Polsce. Co jest takiego niesamowitego w tym sporcie, że tak wciąga? Nie bez znaczenia jest fakt, że uczestniczy się w procesie, który trwa już dwa i pół tysiąca lat. Nie wiem jak innym, ale mi działa na wyobraźnię to, że w polo grał Aleksander Wielki, Winston Churchill, cała elita oficerów wszystkich armii świata, począwszy od armii chińskiej dynastii Ming, poprzez armie perskie czy dwór cesarski w Japonii. Na polo decydują się ludzie, którzy gdzieś w świecie albo u nas w klubie w Bukszy zetknęli się z tą grą i ona ich oszołomiła. Jej tempo, estetyka, rytuał. Myślę że w dzisiejszym świecie jesteśmy coraz bardziej stęsknieni rzeczy prawdziwych. Praca z końmi, a polo w szczególności, to zapewnia. Tu nie ma drogi na skróty. Oczywiście można konia ładnie wypastować, ubrać w białe getry, życiorys oprawić w ramkę i powiesić złotą tabliczkę na boksie, ale na boisku i tak się zweryfikuje, czy ten koń jest ułożony do gry. To samo z zawodnikami, albo umieją grać w polo, albo nie. Tu, w odróżnieniu od innych sportów nie da się udawać, że coś się potrafi. Można pojechać do Courchevel z bajeranckimi nartami, zjechać trzy razy niebieską trasą pługiem, resztę dnia spędzić w barze, i mówić, że jeździ się na nartach. Można przesiedzieć cały dzień w klubie golfowym z kijami i robić wrażenie, że się gra w golfa. Natomiast jeśli ktoś zmyśla, że gra w polo, sporo ryzykuje, bo gdy wsadzi się go na konia, to w 30 sekundzie tej przygody może www.apart.pl 11

Paweł Olbrych, założyciel pierwszego w Polsce klubu polo w Bukszy. Miałem marzenie, aby w Polsce można było zagrać w najwspanialszą grę świata polo. To marzenie udało mi się spełnić. po prostu stracić życie. Dlatego niewielu jest takich, którzy udają, że umieją grać, bo prawda szybko wychodzi na jaw. Ale ci, którzy zaczynają przygodę z polo, są mu wierni. Co jest w nim takiego wyjątkowego? To dyscyplina, która łączy w sobie wszystko to, czego ludzie szukają w sportach. Polo to gra w piłkę, a my przecież od wieków kochamy piłkę kopanie, odbijanie na korcie, wrzucanie do dołka na polu golfowym. Uwielbiamy też sporty drużynowe a polo to oczywiście gra drużynowa. I ta drużynowość, która przypomina zaciekłą bitwę, jest bardzo wciągająca. Polo jest także sportem walki, kontaktowym, często agresywnym, czasem brutalnym, wymagającym odwagi. Ma tradycję kawaleryjską, zostało wymyślone przez armię. Kolejna rzecz, która tak pociąga w polo, to jego szybkość. Mimo, że prędkość na koniu to około 50-60 km na godzinę, to odczuwalnie jest największa ze wszystkich możliwych sportów. Robert Kubica nie czuje tak prędkości w swoim bolidzie, jak pędzący cwałem gracz polo. Suma tych elementów powoduje, że ktoś kto szuka w sporcie czegoś naprawdę wyjątkowego i kompleksowego, odnajduje to w polo. O polo mówi się też, że to bardzo wdzięczny sport, bo szybko opanowuje się podstawowe umiejętności i czerpie przyjemność z gry. Rzeczywiście początkujący zawodnik jest w stanie już po dwóch, trzech godzinach treningu trafiać w piłkę. Sekret drzemie w koniach. W odróżnieniu od innych dyscyplin jeździeckich, gdzie przez przeszkodę można przeskoczyć plus minus pół metra w prawo czy w lewo, w polo niezbędna jest absoluta precyzja, bo piłka jest niewielka, a trzeba w nią trafić jadąc cwałem. Dlatego konie muszą być perfekcynie przygotowane do gry, w pełni kontrolowalne. Mają być szybkie, zwrotne i łatwe do zatrzymania. Tym bardziej, że prowadzi się je tylko jedną ręką, bo w drugiej trzyma się kij. Jak wygąda przeciętny grafik polisty? Ile godzin dziennie spędza Pan w stajni i na treningach? Ktoś kiedyś policzył za mnie i okazało się, że wsiadam na konia jakieś tysiąc razy w roku, czyli średnio trzy razy dziennie. Są dni, kiedy tych koni jest sześć. Jedynym okresem kiedy zupełnie staram się nie jeździć, to pierwsza połowa listopada i luty. Pod koniec listopada jedziemy na miesiąc na polo do Argentyny, a luty to moment wytchnienia dla koni przed sezonem. Staram się dwa razy w tygodniu grać mecze, trzy razy w tygodniu potrenowć z kijem i z piłką. Równocześnie zawsze jest coś do zrobienia z końmi. Są nowe, które wymagają układania, starsze, które potrzebują treningu. Oczywiście mam dedykowane osoby, które się tym zajmują, ale wiadomo, że wszystko wymaga nadzoru. Poza tym coraz częściej jeżdżę za granicę na turnieje. To jest gigantyczne przedsięwzięcie logistyczne. Właśnie wróciłem ze Szwecji, gdzie byliśmy z 14 końmi. W świecie polo bardzo przestrzega się zasady wzajemności. Jeżeli ktoś liczy na to, że jakiś wariat będzie się tłukł promem albo ciężarówką przez pół Europy z piętnastoma końmi i kilkoma osobami obsługi i wyda na to kilkadziesiąt tysięcy złotych, to musi się liczyć z tym, że on też zostanie o to kiedyś poproszony. To jaki jest bilans zysków i strat po tych sześciu latach polo w Bukszy? Żałuje Pan czegoś? Jeszcze nie miałem czasu na wątpliwości, bo każdy rok jest w sposób niesamowity lepszy od poprzedniego, pod każdym względem. Mam wielką satysfakcję z tego, że udało nam się w klubie Buksza zrobić przez ten czas rzeczy nieprawdopodobne. Po tych sześciu latach mamy na koncie ponad 20 turniejów, które w sumie obejrzało 20 tysięcy osób. Mieliśmy u siebie z wizytą prezesa Światowej Federacji Polo, Patricka Gerarda Hermesa, potomka słynnej rodziny Hermes. To jest tak, jakby ktoś, kto interesuje się modą chciałby, żeby do niego na podwórko przyjechał Giorgio Armani. Nam się udało. Gościliśmy reprezentację narodową Indii. W tym roku zorganizowaliśmy turniej, na który przywieźliśmy największe gwiazdy światowego polo. Ludzie, którzy to oglądali, mogli uczestniczyć w czymś, co do tej pory było zarezerwowane dla Anglii, Stanów Zjednoczonych, a wydarzyło się w Polsce, w Bukszy. Poprzeczkę postawiliśmy i sobie i konkurencji bardzo wysoko. A Pan na jakim jest teraz etapie? Ambicji sportowych, czy ambasadorskich? Chce Pan być przede wszystkim zawodnikiem czy propagatorem polo? Bardzo się cieszę, że udało mi się zetknąć z polo, ale kiedy to się stało, miałem już 36 lat, więc o zawodowstwie mogę zapomnieć. Biologii się nie oszuka. Nie będę mistrzem świata, choćbym bardzo chciał. Nie rozpaczam z tego powodu, tym bardziej, że grając w parze z moim synem, wciąż jesteśmy w Polsce najlepszymi graczami. Jednak dla mnie frajda z polo nie polega tylko na tym, żeby wygrać mecz. Ważniejsze jest to, żeby mieć te konie, żeby je sobie samemu ułożyć. Jestem dumny z tego, że konie, na których gram sam wyhodowałem, wytrenowałem do takiego poziomu, że udało nam się już kilka razy sprzedać je za granicę. Czy na polo da się zarobić? Niestety. Polo to nie jest biznes, tylko styl życia. Przyznaję, że 90 procent mojego czasu spędzam zajmując się polo, ale daje mi to 10 procent moich dochodów. Bo rzeczywiście to sport niesłychanie inwestycyjny. I te inwestycje nie mają końca. Konie nigdy nie są ułożone raz na zawsze, poza tym po pewnym czasie trzeba kupować nowe. Poza tym wszędzie w świecie sezon polo trwa 6-7 miesięcy, a koń chce jeść przez 12 miesięcy w roku. Kolejne koszty to utrzymanie boiska do polo, które jest kilkukrotnie większe od boiska do piłki nożnej. Po każdej grze trzeba je reperować, dosiewać trawę, kosić. To jest olbrzymia praca. Z drugiej strony to, co jest naprawdę piękne w polo, to fakt, że jest to jedna z niewelu dyscyplin, która w czasach megakomercji w sportowym świecie zachowała czystość. W polo gra się wyłącznie dla honoru i przyjemności. Najważniejsze turnieje na świecie nie wiążą się z żadną wymierną materialną nagrodą. Zamiast tego jest symboliczny uścisk dłoni królowej, czy puchar wręczony przez inną koronowaną głowę czy celebrity. Oczywiście polo na najwyższym poziomie nie istniałoby bez graczy zawodowych, ale ci zawodnicy są opłacani przez swoich patronów. Dostają pensję za sezon i to wcale nie są wielkie pieniądze. Nie mają szans na gwiazdorskie zarobki ani kontrakty reklamowe z Nike. W tym sensie ten sport pozostał bardzo czysty. 12 Apart Newsletter Zima 2008 2009

Pana syn gra od dziecka. Widzi pan korzyści, które wypływają z polo dla młodego człowieka? Generalnie sporty związane z końmi są doskonałą szczepionką, która chroni przed większością, jeśli nie wszystkimi chorobami społecznymi dzisiejszej młodzieży. Chłopak czy dziewczyna, którzy doskonale jeżdżą konno, nie mają potrzeby imponowania rówieśnikom tym, że wypiją duszkiem butelkę wódki, czy że się zaciągną głębiej papierosem, bo wcześnie odkrywają system prawdziwych wartości. Dzieciaki uczą się dbać o zwierzęta i sprzęt bo koń sam się nie wyczyści, a siodło jak nie będzie dobrze konserwowane, odpowiednio natłuszczane, to się zniszczy i nie będzie na czym jeździć. Niestety zazwyczaj w wieku 18-19 lat ludzie odchodzą od jeździectwa, pojawiają się studia, praca i brak wolnego czasu. Natomiast ja sam w swoim krótkim życiu polisty nie spotkałem nikogo, kto by mi powiedział: Jak miałem 20 lat to na uniwersytecie grałem, ale teraz to nie mam czasu. Od polo się nie odchodzi, ono tak wciąga. Przy tym wprowadza w życie pewną dyscyplinę, organizację. Ustala rytm tygodnia, miesiąca, roku. Uczy szacunku dla innych. Bo żeby odbył się mecz, kilka osób musi się spotkać w jednym czasie w tym samym miejscu, nie wypada się spóźniać. Równolegle rozwija się arcyciekawe kontakty. W tej chwili mamy z moim synem listę zaproszeń z całego świata, z których myślę, że nie starczy nam życia, żeby skorzystać. Możemy teraz grać w polo właściwie wszędzie, nie płacąc za to. W Indiach, Australii, Brazylii, Peru, Argentynie. Te kontakty owocują. Kilka bardzo fajnych interesów udało mi się zrobić z ludźmi, z którymi grałem w polo. Takiego założenia nie było kiedy zaczynałem grać, ale poniekąd to koło się zamknęło. Bo w 2001 roku uciekłem od biznesu, a teraz ten biznes do mnie wraca. Ale wraca już w takiej formie jaka mi odpowiada, na moich warunkach. To co Panu w tej chwili daje największą przyjemność w polo? Najbardziej kręci mnie uczestniczenie w turnieju samych dżentelmenów amatorów, bez wsparcia zawodowych graczy. Wtedy widać ile każdy z nas jest wart, a zwycięstwo nie wynika z tego, kto sobie kupił droższego zawodowca, tylko z tego, ile godzin spędził na treningach. Z drugiej strony wielką przyjemność sprawia mi patrzenie na fantastyczne mecze zawodowców rozgrywane na najwyższym światowym poziomie. No i wciąż satysfakcję czerpię z tego, że poznaję wspaniałych ludzi, gram w niezwykłych miejscach. To jest dla mnie miarą uznania, potwierdzeniem przynależności do tego świata. Ten świat to także marki, które jednoznacznie kojarzą się z polo. Pan jest w stosunku do nich lojalny? Nie jestem gadżeciarzem, ale rzeczywiście jest kilka marek, które w świecie polo są oznaką prestiżu. Na przykład Hermes, który od grubo ponad stu lat robi wspaniały sprzęt jeździecki i to jest serce tej firmy. Nie apaszki i torebki, tylko właśnie rymarstwo najwyższej klasy. Siodło z ich logo to prawdziwy skarb. Kosztuje kilkadziesiąt razy więcej niż zwykłe siodło, ale nie jest to pusty szpan, tylko prawdziwa wartość, tradycja. Podobnie jest z zegarkami. Jest taka szwajcarska manufaktura Jaeger-LeCoultre, która od 80 lat wytwarza luksusowe zegarki, zaprojektowane pod kątem polo. I jeśli ktoś taki zegarek nosi, to nie po to, aby pokazać, że go stać. W pewien sposób składa hołd marce, która przez kilkadziesiąt lat pomagała temu sportowi, organizowała i sponsorowała turnieje. A jeśli chodzi o sprzęt do gry, to po prostu wygodnie jest polegać na dobrych, sprawdzonych producentach. Jak każdy z polistów, kupuję kije do gry u tego samego człowieka. Dochodziłem do niego metodą prób i błędów. Wybrałem takiego, u którego te kije najszybciej są naprawiane, gdzie uwzgledniają reklamacje, są solidni i gotowi, aby dopasowywać je do moich potrzeb. To samo z butami. Szyję je na miarę i naprawiam od lat u tego samego szewca pod Buenos Aires. Tak jest też z siodłami, kaskami. Ta lojalność wynika z tego, że w odróżnieniu od innych dyscyplin, znam osobiście tych ludzi, których sprzętu używam. Mało który tenisista może pochwalić się, że zna osobę która robiła mu rakietę. Ma Pan poczucie spełnionej misji, że udało się Panu to, co Pan zaplanował? Moja misja jest już chyba zakończona. Bo udało mi się wypromować polo w Polsce. Kiedy w maju 2003 roku odbywał się pierwszy mecz pokazowy w Bukszy, wzięło w nim udział 6 koni, z czego 5 należało do mnie. W tej chwili koni do polo jest już w kraju około 60. Jest też kilka ośrodków które mają własne boiska do gry. To powód do satysfakcji i moment, kiedy mogę już chyba przestać być ambasadorem polo, bo ono samo już się broni. Właśnie gra w polo zainspirowała prawie 80 lat temu projektantów manufaktury Jaeger-LeCoultre do stworzenia pierwszego modelu Reverso zegarka z odwracaną kopertą. Jaeger-LeCoultre Reverso Squadra World Time Polo Fields 702J67P, zegarek męski, koperta wykonana z tytanu i ceramiki, mechanizm automatyczny, chronograf, datownik, sekundnik, szafirowe szkło, kauczukowy pasek, wodoszczelność 50 m. 63 300 zł Więcej o zegarkach Jaeger-LeCoultre na stronie 65. więcej informacji na www.apart.pl www.apart.pl 13

Wydarzenia Apart i Breitling na Pikniku Lotniczym Góraszka Zapierające dech w piersiach akrobacje lotnicze, ogromna moc, niesamowita precyzja... Te słowa w wielkim skrócie oddają klimat 2-dniowej imprezy lotniczej, urządzanej z ogromnym rozmachem w podwarszawskiej Góraszce. Przedstawiciele firmy Apart z mistrzami lotnictwa: Robertem Kowalikiem i Jackiem Osińskim Firma Apart już po raz kolejny zaprezentowała kolekcję zegarków Breitling na corocznym Pikniku Lotniczym w Góraszce. Breitling to marka, która jako pierwsza związała się z lotnictwem i konsekwentnie od ponad 100 lat produkuje precyzyjne urządzenia pomiarowe na potrzeby lotnictwa oraz dla celów naukowych i przemysłowych. Czysta funkcjonalność absolutna precyzja. Te słowa krótko i trafnie opisują chronografy Breitling, które cieszą się ogromnym powodzeniem nie tylko wśród lotników. W tym roku fani lotnictwa i podniebnych akrobacji mogli podziwiać m.in. latające oldtimery rodem z Wielkiej Brytanii, w tym zabytkowy Spitfire w charakterystycznym malowaniu dowódcy słynnego Dywizjonu 303, Jana Zumbacha z rysunkiem Kaczora Donalda na burcie oraz transportowy Douglas C-47 Dakota z czasów II wojny światowej. Jako gość specjalny na piknik przybył były pilot Royal Air Force, Jerzy Główczewski. W tym miejscu warto zaznaczyć, że w 1936 r. firma Breitling została oficjalnym dostawcą brytyjskich sił zbrojnych RAF. Podczas pikniku, na kilkanaście sekund nad lotniskiem pojawiła się też para F-16, a pokaz akrobacji zespołowej dał wojskowy zespół akrobacyjny Orlik z Radomia na polskich samolotach PZL-130 Orlik. Pokaz indywidualnego kunsztu lotniczego dali też mistrzowie akrobacji z Polski i z zagranicy. więcej informacji na www.apart.pl 14 Apart Newsletter Zima 2008 2009

rozmowa ROBERT KOWALIK WYSOKIE LOTY Najlepszy polski pilot, w środowisku lotniczym jego nazwisko to marka, symbol absolutnej perfekcji. Robert Kowalik, ośmiokrotny mistrz Polski w akrobacji samolotowej. zdradza nam, o czym marzy i w czym tkwi sekret jego nieustających podniebnych sukcesów. Pilot Robert Kowalik (fot. Wojciec Krzywda). Pamięta Pan swój pierwszy lot samolotem? Oczywiście. Ten pierwszy raz zaliczyłem siedząc w kabinie pilota. Miałem 17 lat i uczyłem się latać na szybowcach. To był tak zwany lot zapoznawczy leci się z instruktorem, aby zobaczyć, jak szybowiec zachowuje się w powietrzu. Pamiętam, że już podczas tego lotu mój instruktor przekazywał mi na krótko stery, żebym sam mógł poczuć, jak to jest prowadzić taką maszynę. Od razu zakochałem się w lataniu. Pana dzieci już się zaraziły od Pana tą pasją? Moja 12-letnia córka, kiedy była mniejsza, latała ze mną jako pasażerka. Ale zdecydowanie większe zainteresowanie samolotami przejawia mój 7-letni syn. Często siada przy komputerze i włącza symulator lotu. Jest już nawet w stanie sam wystartować dużym odrzutowym samolotem, powłączać sobie odpowiednie przyrządy i automatycznego pilota. Połowa chłopców marzy o tym, aby być pilotem, ale zostaje nimi niewielu. Pan spełnił to marzenie. Bo odkąd pamiętam, samoloty były moją pasją. Chciałem latać i było mi wszystko jedno, czy to będzie lotnictwo komunikacyjne i duże samoloty pasażerskie, czy zakład usług agrolotnicznych, czyli opylanie pól albo gaszenie pożarów. Zastanawiałem się nawet nad studiami w Rzeszowie, bo tam na Politechnice jest jedyny w Polsce wydział pilotażu. Ostatecznie wybrałem jednak transport w Wyższej Szkole Inżynierskiej w Radomiu, bo tam był i do dziś jest najlepszy aeroklub, gdzie mogłem trenować akrobacje. Czas pokazał, że to był dobry wybór. Dziś ma Pan na swoim koncie osiem tytułów mistrza Polski w akrobacjach. Jak to możliwe, że od tylu lat jest Pan niepokonany? Jest wielu pilotów, którzy zaczynają uprawiać akrobacje, ale brakuje im cierpliwości. Chcieliby szybko wygrywać, być najlepsi, ale to wymaga dużo pracy, treningów i determinacji. Zniechęcają się, gdy się okazuje, że nie wszystko im wychodzi. A w tej dyscyplinie przede wszystkim potrzebna jest wytrwałość. Ja też przecież nie byłem mistrzem od razu. Robert Kowalik w przestworzach (fot. Andrzej Bąk). Teraz Pan nim jest. Gdzie trzyma Pan swoje lotnicze trofea? Pochowane w szafach, szufladach, gdzie się da. Żona zdecydowała, że nie będą wystawione na pokaz, bo nie ma na nie miejsca, mimo, że ostatnio zmieniliśmy mieszkanie na większe (śmiech). Może kiedyś, gdy będę miał duży dom, doczekają się odpowiedniej ekspozycji i własnego pokoju. Gdy przez tyle lat jest się niepokonanym, jak znaleźć w sobie motywację, żeby ciągle się ścigać? Ściganie się z samym sobą też może być ciekawe. Oczywiście chciałbym wygrywać jak najdłużej, ale jeśli znajdzie się ktoś lepszy ode mnie, to z pewnością nie będzie to dla mnie powód, aby zerwać z akrobacjami. Ja to po prostu kocham. Bez względu na to, które miejsce zajmuję. www.apart.pl 15

rozmowa Samolot, na którym lata Robert Kowalik, Extra 300L, to jedna z najlepszych na świecie maszyn, specjalnie skonstruowana na potrzeby akrobacji samolotowej. Niemal w całości wykonana jest z włókien węglowych. (fot. Piotr Ślósarski) Długo trzeba trenować, żeby osiągnąć taki poziom jak Pan? Aby startować w tych najtrudniejszych zawodach przynajmniej kilka lat. Ja akrobacją zajmuję się od dwudziestu. Na samym początku ćwiczy się proste figury, takie jak korkociąg, czy pętla, które każdy, kto ma licencję pilota umieć powinien. To takie elementy, które pomagają wyjść cało z trudnych sytuacji w powietrzu, nie tylko kiedy lata się na samolotach akrobacyjnych. W akrobacji sportowej są cztery etapy szkolenia: podstawowy, średni, wyższy i wyczynowy. Osiągnięcie tej najwyższej klasy to jak sama nazwa wskazuje wyczyn, który udaje się niewielu. Ale tylko tacy piloci mogą brać udział w mistrzostwach. Jak często musi Pan latać aby utrzymywać mistrzowską formę? Koledzy twierdzą, że w tej chwili bazuję na swoim doświadczeniu, więc nie potrzebuję już intensywnego treningu. Jest w tym trochę prawdy, ale uważam, że nigdy nie można powiedzieć: już wszystko wiem, wszystko potrafię. Zawsze można doskonalić umiejętności, no a poza tym, bez treningów nie jest możliwe utrzymywanie wysokiego poziomu. W lotnictwie sportowym w ciągu roku wylatuje się około 80-100 godzin. W moim przypadku, o tym ile ich będzie decyduje czas, którym dysponuję, no i pieniądze bo to niestety bardzo kosztowny sport. Na szczęście mogę opierać się na pomocy sponsorów. Dzięki nim mogę latać, trenować i brać udział w zawodach. Do takiego latania potrzebny jest jakiś specjalny sprzęt? Na świecie są tylko cztery typy maszyn do akrobacji wyczynowej. Niemiecki Extra300, na którym ja latam, jest też amerykański Edge540, francuski Cap232 i rosyjski SU26. Wszystkie zaprojektowane specjalnie do tego celu. Bardzo wytrzymałe na potężne przeciążenia rzędu nawet 20 g. Niestety, te samoloty są bardzo drogie, więc w Polsce mamy taki tylko jeden. Może nim latać wyłącznie kadra narodowa. Startujemy na nim w mistrzostwach i zawodach międzynarodowych. Na czym polegają takie zawody? Ocena konkurencji w akrobacjach jest bardzo zbliżona do łyżwiarstwa figurowego są programy dowolne i obowiązkowe. W ustalonej kolejności trzeba wykonać konkretne figury. Takiego programu zazwyczaj staram się uczyć na pamięć, ale na wszelki wypadek przyklejam na pulpicie ściągawkę, bo jeden błąd, pominięcie któregoś z elementów potem drogo kosztuje, może pozbawić miejsca na podium. Mamy też ograniczoną strefę akrobacji, w której trzeba się zmieścić to jest sześcian o wymiarach kilometr na kilometr wyjście poza strefę też powoduje utratę punktów. Liczy się również położenie samolotu, czyli na przykład to, czy leci się dokładnie 90 stopni względem ziemi do góry albo w dół każde 5 stopni ponad normę to punkty karne. Wszyscy zawodnicy biorący udział w zawodach oczywiście potrafią wykonać każdą z figur. O zwycięstwie decyduje więc tylko precyzja. Im dokładniej, ładniej wykona się poszczególne elementy, tym więcej punktów. A wprawne oko sędziego bez problemu potrafi wychwycić wszystkie niuanse. Ma Pan swój sposób na tę figurę? Gdy prowadzę w zawodach, wiem, że aby wygrać nie muszę już wykonywać jej super precyzyjnie. Nie robię idealnego pionu do góry, wtedy łatwiej jest zapanować nad maszyną, a ja mam pewność, że samolot przechyli się w tę stronę, w którą chcę. Co nie znaczy oczywiście, że nie zdarza mi się wykonywać idealnych ślizgów na ogon (śmiech). A czy z takiego latania można utrzymać rodzinę? Akrobacje traktuję wyłącznie sportowo, to moja pasja, nie sposób na zarabianie pieniędzy. Chociaż są na świecie ludzie, którzy zajmują się tym zawodowo, stale występując na pokazach. Ale jest to zajęcie bardzo wyczerpujące. W czasie wykonywania figur przeciążenia dochodzą do +10 g, co oznacza, że w jednej chwili nasze ciało robi się dziesięć razy cięższe, a kręgosłup kurczy się o 2 centymetry. Na szczęście zazwyczaj po 24 godzinach dochodzi do siebie, niemniej nie jest Uważam, że nigdy nie można powiedzieć: już wszystko wiem, wszystko potrafię. Zawsze można doskonalić umiejętności. Co uchodzi za najtrudniejszy manewr w akrobacjach lotniczych? Ślizg na ogon. Samolot wznosi się do góry pionowo, po czym zatrzymuje się w miejscu, a następnie musi się cofnąć minimum dwie długości ogonem w dół. Przy tej figurze manetka gazu musi pracować na minimalnych obrotach, wobec czego nie ma napływu powietrza na tylne usterzenie, co uniemożliwia sterowanie samolotem i przez moment jest on właściwie zupełnie poza kontrolą. Chodzi o to, żeby w tym ślizgu siłą bezwładności samolot przewrócił się do przodu lub do tyłu tak, jak zaplanuje sobie zawodnik. Problem w tym, że jeśli chce się wykonać to absolutnie idealnie, często się nie udaje w ogóle. Wystarczy podmuch wiatru, źle ustawiony pion, i pilot nie ma już wpływu na to, w którą stronę samolot się przechyli, a wtedy sędziowie dają za ten element zero punktów. to bez wpływu na organizm. Trzeba więc liczyć się z tym, że przy dość intensywnym lataniu akrobatycznym mogą pojawić się kłopoty ze zdrowiem. Dlatego zdecydowałem się na bardzo spokojne latanie sportowe, tyle ile potrzeba aby doskonalić umiejętności. Zawsze jednak marzyłem, aby z lotnictwem związać również moje życie zawodowe. No i wreszcie się udało. Od trzech lat pracuję w lotnictwie komunikacyjnym. W liniach Centralwings pilotuję pasażerskiego boeinga 737. Na przykład dziś za dwie godziny odlatuję do Kijowa. I choć to zupełnie inne latanie niż akrobacje, 16 Apart Newsletter Zima 2008 2009

to mogę powiedzieć o sobie, że jestem szczęściarzem, bo w pracy mogę realizować swoją pasję. Trudno zostać pilotem Boeinga? Trudno. Trzeba przejść skomplikowane szkolenie. Przynajmniej 50 godzin latania na symulatorze, jest też masa egzaminów teoretycznych. Około 15 specjalistycznych przedmiotów, takich jak mechanika, meteorologia, nawigacja, przepisy. Kiedy zda się to wszystko, można wtedy próbować dostać się do linii lotniczych. Umiejętności sportowe pomagają w pilotowaniu dużych samolotów? Na pewno, bo czasem mimo całej elektroniki, w jaką takie samoloty są wyposażone warunki pogodowe bywają trudne i wtedy przydaje się doświadczenie zdobyte na małych samolotach, gdzie tej elektroniki jest dużo mniej i trzeba w większym stopniu polegać na swoich umiejętnościach manualnych. Generalnie staram się latać tak, aby moi pasażerowie czuli się komfortowo i bezpiecznie. Zdarzały się Panu niebezpieczne sytuacje w powietrzu? Nie da się tego uniknąć. Na pewno w lataniu sportowym czyha więcej niebezpieczeństw, bo te samoloty mają lżejszą, prostszą konstrukcję i przez to są bardziej narażone na działanie warunków atmosferycznych. W przypadku lotnictwa komunikacyjnego, na ponad trzy tysiące wylatanych godzin, zdarzyło mi się kilka trudnych lądowań z silnym bocznym wiatrem. Ale zapewniam wszystkich, którzy boją się latać, że te duże samoloty pasażerskie są naprawdę super bezpiecznym środkiem transportu. Mają kilka uzupełniających się systemów. Co ciekawe, w samolotach sportowych nawet jeśli nie pracuje silnik, to wcale nie znaczy, że samolot musi spaść. Szybowce przecież nie mają silników, a latają. Więc jeśli znajdzie się tylko kawałek równego pola, można bezpiecznie wylądować. A po czym poznać prawdziwego pilota na pierwszy rzut oka? Są jakieś specyficzne gadżety, które lubicie mieć, poza tymi nieodłącznymi elementami wizerunku, znanymi z filmów czyli kurtką pilotką i okularami Ray Ban? Rzeczywiście, są takie marki, które piloci lubią szczególnie. Na przykład Breitling. Każdy pilot zna tę szwajcarską firmę, która od 120 lat robi zegarki specjalnie z myślą o nas. Zresztą nie tylko zegarki, bo Breitling produkuje też wiele urządzeń stanowiących wyposażenie paneli sterujących w samolotach. Przez lata był nawet licencjonowanym dostawcą RAF-u. To wzbudza szacunek. Można powiedzieć, że rozpoznajemy się po tych zegarkach. Niektóre modele są bardzo drogie, więc nie wszystkich na nie stać, ale z pewnością jest to gadżet marzeń dla wielu pilotów. Tym bardziej, że są tak niezawodne, że jeden zegarek wystarcza na całe życie. Te najnowsze, wzbogacone wersje, mają różne udogodnienia właśnie z myślą o pilotach, są wyposażone w funkcje ustawiania międzyczasów, pomagają w nawigacji, mają urządzenia, które w przypadku awarii czy niebezpiecznych sytuacji, wysyłają sygnały alarmowe. Breitling przez wiele lat był rownież zaangażowany w akrobacje. Z myślą o publiczności stworzył Puchar Breitlinga, czyli zawody, na które zaprasza 10 najlepszych pilotów na świecie, robiących rewelacyjne lotnicze show. Czy taki mistrz, jak Pan ma jakiegoś idola, kogoś, kogo podziwia Pan za umiejętności w pilotażu? Jasne! Mój idol to fenomenalny Litwin Jurgis Kairys. Od 1996 roku zajmuje się już tylko lataniem zawodowym, na pokazach. Można go było oglądać w tym roku w Polsce. To niesamowita osobowość, wielki talent, a przy tym bardzo skromny człowiek. Zawsze chętny do pomocy kolegom. Imponuje mi zwłaszcza jego tak zwany finał jedna z dodatkowych konkurencji na mistrzostwach świata, gdzie zawodnik pokazuje to, co umie najlepiej. I właśnie w tej konkurencji Jurgiś wielokrotnie zdobywał puchar. On jako jeden z pierwszych pilotów przeleciał pod mostami, ale żeby było trudniej zrobił to również kołami do góry. Niesamowity widok. Lata na rosyjskim samolocie SU26. Marzy mi się taka maszyna. Jest fantastyczna, bardzo trudna w pilotażu, bardzo wrażliwa na błędy, potrzeba dużej wprawy, aby nią latać. Jest więc dostępna tylko dla bardzo ścisłego grona pilotów. Ma Pan jeszcze jakieś marzenia związane z lotnictwem? Chciałbym zostać mistrzem świata. Zdaję sobie sprawę, jakie to trudne, że na taki sukces składa się w 30 procentach pilot, w 30 procentach świetny samolot, w 30 procentach trening i w 10 procentach szczęście. Przydałby się też sztab ludzi, którzy pomogą wypracować wyniki, no i oczywiście pieniądze oraz sporo wolnego czasu. Ale wierzę, że to jest wykonalne. W ubiegłym roku w mistrzostwach Europy zdobyliśmy drużynowo brązowy medal. To zachęca do dalszej walki, no i dodaje pewności, że ten wymarzony złoty medal mistrzostw świata, też jest w naszym zasięgu. Breitling Montbrillant Olympus A1935012/B774/743P, zegarek męski, koperta stalowa, mechanizm automatyczny, chronograf, datownik, kalendarz, tachometr, fazy księżyca, szafirowe szkło, skórzany pasek, wodoszczelność 30 m. 20 820 zł Więcej o zegarkach Breitling na stronie 71. więcej informacji na www.apart.pl www.apart.pl 17

Wydarzenia Gwiazdą pokazu Apart podczas Warsaw Fashion Street była piękna Aneta Kręglicka. Jej wyjście zrobiło ogromne wrażenie nie tylko na publiczności, ale również na dziennikarzach. Ambasadorka diamentów Apart pojawiła się w relacjach z imprezy w większości tytułów prasowych w Polsce. Długie miesiące żmudnych przygotowań, by pewnego letniego dnia Nowy Świat jedna z najpiękniejszych ulic stolicy stała się najmodniejszą w Polsce! 18 Apart Newsletter Zima 2008 2009

Podczas tegorocznego Warsaw Fashion Street firma Apart otrzymała statuetkę Modna Firma za wspieranie polskiej mody, kultury i sztuki. Pokaz biżuterii Apart i wyjście w wielkim stylu Anety Kręglickiej podczas wielkiego święta mody w Warszawie. Długie miesiące żmudnych przygotowań, by pewnego letniego dnia Nowy Świat jedna z najpiękniejszych polskich ulic stała się dodatkowo najmodniejsza! Był efektowny, bardzo długi wybieg, świetna muzyka, piękne dziewczyny i oczywiście wspaniałe kreacje projektantów mody. Na wybiegu najpierw prezentowali się debiutanci i młode talenty, następnie pojawiły się stroje biorące udział w konkursie New Look Design 2008 (finał w grudniu br.). Swoje kolekcje pokazali też projektanci organizatora imprezy Domu Mody Forget-me-Not. Wieczorem odbyła się wielka gala finałowa. Wybieg zdominowała moda i gwiazdy: Agnieszka Maciąg, Magdalena Walach, Agnieszka Wagner, Katarzyna Zielińska, Małgorzata Socha, Halina Mlynkova... Podczas gali wręczono też statuetki modnym firmom. Tytuł Modna Firma został przyznany firmom Apart i L Oreal za wspieranie polskiej mody, kultury i sztuki. Uroczystość zakończył niezwykły pokaz biżuterii Apart, który stylizowała Joanna Horodyńska, wykorzystując stroje specjalnie zaprojektowane przez grupę MMC na potrzeby prezentacji naszej biżuterii tego wieczoru. W finale pokazu Apart wystąpiła zjawiskowa Aneta Kręglicka. Jak zawsze uroku dodawała jej szlachetna biżuteria z diamentami naszej marki. Podczas Warsaw Fashion Street przez cały dzień odbyło się 70 pokazów mody. Pogoda dopisywała, świeciło słońce i nawet wieczór pozwolił na założenie letnich ubrań. Jednak pod koniec gali wichura i deszcz wisiały w powietrzu, cierpliwie czekając na zakończenie tego wielkiego widowiska mody. I właśnie w momencie, gdy organizatorzy żegnali już gości, zapraszając ich na bankiet VIP do pobliskiej restauracji zerwał się wiatr, a kilka minut później rozszalała się burza. więcej informacji na www.apart.pl www.apart.pl 19

Wydarzenia Apart partnerem wystawy jubileuszowej Macieja Zienia Projektant gwiazd z okazji X-lecia twórczości, otworzył w warszawskiej Królikarni oddziale Muzeum Narodowego, wystawę swoich prac. W wyrafinowany sposób zaprezentował suknie, które znamy z czerwonych dywanów. Manekiny odziane w tafty i jedwabie maszerują wśród błysku fleszy, tkaniny powiewają, a draperie na ścianach tworzą jedyny w swoim rodzaju klimat kulis show-biznesu. Sukienki z najszlachetniejszych materiałów, idealnie leżące na smukłych figurach pięknych i znanych kobiet, często oglądamy na zdjęciach kolorowych magazynów. W lipcu każdy mógł podziwiać niezwykłą kolekcję najpiękniejszych kreacji na żywo! Na wystawie prezentowane były m.in. suknie, w których występowała Aneta Kręglicka ambasadorka diamentów Apart i muza Macieja Zienia. I przy nich nie mogło zabraknąć wieczorowej, błyszczącej biżuterii Apart! Firma Apart od kilku już lat współpracuje z projektantem, sponsorując jego pokazy mody. W tym roku jubileuszowym dla Apart (25-lecie istnienia firmy) i dla projektanta (10-lecie twórczości) powstaje mieniąca się światłem i srebrzysta kolekcja biżuterii, specjalnie projektowana przez Macieja Zienia dla Apart. Na otwarciu wystawy zostały zaprezentowane pierwsze dwa naszyjniki tej kolekcji (w komplecie z kolczykami) błyszczące, subtelne i kobiece niczym suknie autorstwa zdolnego kreatora mody. Monika Richardson krótko podsumowała: On po prostu kocha kobiety!, a pierwsza klientka-gwiazda, Justyna Steczkowska wspominała ich pierwsze spotkanie: To, co mnie najbardziej w nim zachwyciło, to determinacja w dążeniu do celu. Było widać iskrę w jego oku, to że naprawdę jest pasjonatem tego, co robi. więcej informacji na www.apart.pl Na uroczystym otwarciu wystawy dla mediów, Joanna Horodyńska, która od lat współpracuje z projektantem i stylizuje jego pokazy, opowiadała o tajemnicy jego sukcesu: Maciek wie, że my, kobiety, mamy trochę biustu, mamy biodra, ładne nogi jesteśmy kobiece, chcemy to pokazywać i on nigdy o tym nie zapomina. To jest klucz do wszystkiego, co on tworzy. Michał Stawecki, dyrektor marketingu Apart z Maciejem Zieniem. Justyna Steczkowska była pierwszą znaną klientką projektanta. Joanna Horodyńska od lat współpracuje z projektantem. 20 Apart Newsletter Zima 2008 2009