Jakub Glatsztejn Lublinie, moje œwiête miasto Lublinie, moje œwiête ydowskie miasto, miasto wielkiej ydowskiej nêdzy i radosnych ydowskich œwi¹t. Twoja ydowska dzielnica pachnia³a œwie ym razowym i sitkowym chlebem, kiszonymi ogórkami, balsamink¹, œledziem i ydowsk¹ wiar¹. Bó nica chasydów, synagogi Maharama i Maharszala, bó nice i bó niczki rzemieœlników okrywa³y, rzec mo na, aur¹ œwiêtoœci powszedni handel. Om¹czeni tragarze, którzy stali w oczekiwaniu na parê groszy, wpadali od czasu do czasu do chasydzkiego domu modlitwy nacieszyæ siê at³asowym brzmieniem œpiewnych g³osów. Lublinie, moje œwiête miasto, miasto rozbudzonej walki klasowej. Twoi krawczykowie i szewczykowie, czeladnicy i s³u ¹cy powstali, by zaprowadziæ sprawiedliwoœæ, równoœæ, braterstwo dla wszystkich towarzyszy i obywateli. Œwiêty ogieñ rozjaœnia³ im wzrok, kiedy szli radoœnie do wiêzienia œpiewaj¹c po drodze rewolucyjne pieœni. Lublinie, moje œwiête miasto spragnionych wiedzy ch³opców i dziewcz¹t, pe³ne œwie ych jak pierwszy bez woni odradzaj¹cego siê jêzyka hebrajskiego i smakowitoœci dumnego jidysz, miasto Hazomiru 1, stowarzyszeñ zawodowych, naszej wspólnej têsknoty za Odess¹ i Warszaw¹, naszych fascynacji Bialikiem, Friszmanem, Mendele, Perecem, Szo³em Alejchemem i Rejzenem. Moje miasto rozmarzonych malarzy, poetów i skrzypków. Œwiête miasto moje, z prastarym i nowym cmentarzem, z ohelami cadyków, grobami, do których nie mo na siê zbli aæ, chyba e w wielkiej potrzebie, bo ziemia dos³ownie arzy siê od œwiêtoœci. Lublinie, miasto moje, wyprosi³eœ dla siebie ten zaszczyt, e kiedy bêdzie p³on¹æ pó³tora miliona ydów, ma to nast¹piæ w cieniu twojej niemal tysi¹cletniej ydowskiej obecnoœci. Ów œwiêty cmentarz przypad³ w³aœnie tobie, aby ze wszystkich twoich œwiêtych cmentarzy sta³ siê grobem dla jednego wielkiego cadyka ydowskiego narodu. Zdejmujê buty ze stóp, kiedy wchodzê do lasku Majdanka. Ziemia jest tam uœwiêcona, bo naród ydowski spoczywa w niej w cieniu setek pobo nych pokoleñ. Kto ciê podniesie z ruin i odbuduje, moje œwiête miasto, skoro zosta³eœ zniszczony do samych podstaw i jesteœ jedn¹ przera aj¹c¹ macew¹. Przybija siê dachówki, k³adzie dachy, reperuje i porz¹dkuje stary, paskudny œwiat, ale mojego œwiêtego miasta, miasta mojego œwiata nikt ju nigdy nie odbuduje. 1 Hazomir Towarzystwo Muzyczno-Literackie za³o one w 1908 roku. Prze³o y³a z jidysz Monika Adamczyk-Garbowska 187
Ludzie pamiêæ miejsce Jakub Glatsztejn Umarli nie chwal¹ Boga Na górze Synaj przyjêliœmy Torê, A oddaliœmy j¹ w Lublinie. Umarli nie chwal¹ Boga, Tora ma s³u yæ ywym. I tak jak wszyscy razem Staliœmy przy nadaniu Tory, Tak samo umarliœmy wszyscy w Lublinie. Kêdzierzawej g³owie, pobo nym oczom Dr ¹cym ustom ma³ego ydowskiego dziecka Wplotê cudownoœci W tê straszliw¹ opowieœæ. Dla niego rozgwie d ê ydowskie niebo I powiem mu tak: ydowski naród jest ognistym s³oñcem Ucz e siê, ch³opczyku, mój ydowski ch³opczyku, Ten ca³y wyœniony naród Sta³ na górze Synaj I przyjmowa³ Torê. Umarli, yj¹cy, jeszcze nie narodzeni. Wszystkie ydowskie dusze odpar³y: Bêdziemy s³uchaæ i us³uchamy. Ty, najsmutniejszy ydowski ch³opcze ze wszystkich pokoleñ, Sta³eœ tak e przy górze Synaj. Twoje nozdrza wdycha³y zapach Rodzynków i migda³ów ka dego s³owa Tory. By³ Szwues, œwiêto zieleni. Ty jak ptak zaœpiewa³eœ z innymi: Bêdê s³uchaæ i s³yszeæ, s³yszeæ i s³uchaæ ydowski ch³opcze, naznaczone jest twoje ycie Na rozgwie d onym ydowskim niebie, Nigdy ciê nie brak³o, Nie mog³o ciê brakowaæ. ywiliœmy nadziejê i modliliœmy siê, Zawsze kiedy byliœmy, ty tak e by³eœ. A kiedy zostaliœmy zniszczeni, Zgas³eœ razem z nami. 188
Umarli nie chwal¹ Boga Jakub Glatsztejn I tak jak razem Staliœmy przy darowaniu Tory, Tak samo wszyscy umarliœmy w Lublinie. Zewsz¹d nadlecia³y drogie nam dusze Prze yte, m³odo umar³e, Drêczone, we wszystkich ogniach wypróbowane, Jeszcze nie pochowane, Wszyscy zmarli ydzi, pocz¹wszy od pradziada Abrahama, Byli w Lublinie przy wielkiej zag³adzie. Wszyscy, którzy stali na górze Synaj I przyjmowali Torê, Wziêli na siebie œwiêt¹ œmieræ. My chcemy umrzeæ z ca³ym narodem, My chcemy jeszcze raz byæ umarli, Jêcza³y dusze. Matka Sara, matka Rachela, Miriam i prorokini Debora, Umar³y z modlitw¹ i œpiewem. Moj esz, nasz nauczyciel, który tak nie chcia³ umrzeæ, Kiedy przyszed³ jego czas, Umar³ raz jeszcze. I jego brat Aaron I król Dawid I Majmonides, wileñski gaon, Maharam i Maharszal, Widz¹cy i Abramele Eiger I z ka d¹ œwiêt¹ dusz¹, Która odesz³a w bólu, Umar³y setki dusz Drogich umar³ych ydów. A ty, s³odki ch³opcze, tak e tam by³eœ. Ty, naznaczony na gwieÿdzistym ydowskim niebie, By³eœ tam tak e i umar³eœ. S³odko jak go³¹b wyci¹ga³eœ szyjê I œpiewa³eœ z matkami i ojcami naszego narodu Zamknij oczy, drogi ydowski ch³opcze, I przypomnij sobie, jak Bal Szem Tow ko³ysa³ ciê W ramionach, Kiedy ca³y wyœniony naród Umiera³ w komorach gazowych Lublina. 189
Ludzie pamiêæ miejsce A nad komorami gazowymi I œwiêtymi duszami umar³ych Dymi³a samotna góra Synaj. Ch³opcze z kêdzierzaw¹ g³ow¹, Pobo nymi oczyma i dr ¹cymi ustami, To ty przecie, cichy, ma³y, samotny Otrzyma³eœ na nowo Torê. Sta³eœ na górze Synaj i p³aka³eœ, Wlewa³eœ swoje ³zy w umar³y œwiat I tak p³aka³eœ: Torê przyjêliœmy na górze Synaj, A oddaliœmy j¹ w Lublinie. Umarli nie chwal¹ Boga. Tora ma s³u yæ ywym. Prze³o y³a z jidysz Monika Adamczyk-Garbowska 190