1.2 Konspekt lekcji języka polskiego o Krzysztofie Kamilu Baczyńskim Opracowanie: Olga Krzywicka, nauczycielka języka polskiego w Szkole Podstawowej w Wilczopolu Temat: Umrzeć przyjdzie, gdy się kochało wielkie sprawy głupią miłością Krzysztof Kamil Baczyński. Klasa: III gimnazjum Ilość uczniów: Czas: 90 minut Nauczyciel Cele ogólne: - zapoznanie uczniów z biografią Krzysztofa Kamila Baczyńskiego jako przedstawiciela pokolenia Kolumbów - rozwijanie umiejętności analizy i interpretacji wiersza Cele operacyjne: - Rozpoznaje środki stylistyczne i podaje ich definicje. - Streszcza tekst, wybiera najistotniejsze fakty (selekcja informacji). - Dokonuje analizy i interpretacji wiersza, stosując m.in. przekład intersemiotyczny, Formy pracy: indywidualna, grupowa, zbiorowa Metody pracy: podaniowe; pogadanka (praca z tekstem biograficznym fikcyjny list poety, rozmowa) aktywizujące: przekład intersemiotyczny ćwiczeniowe: analiza i interpretacja wiersza karta pracy Środki dydaktyczne: zakładki do książek z fragmentami tekstów Baczyńskiego, cztery koperty z fikcyjnymi listami Baczyńskiego, tekst wiersza Z głową na karabinie z pytaniami pomocniczymi do analizy i interpretacji utworu, kredki, flamastry, klej, białe kartki A4, duży karton, wybrane utwory poety, zdjęcia związane z Baczyńskim Załączniki: karta pracy, fikcyjne listy Baczyńskiego 12
Przebieg zajęć. 13
Załączniki K. K. Baczyński Z głową na karabinie Nocą słyszę, jak coraz bliżej drżąc i grając krąg się zaciska. A mnie przecież zdrój rzeźbił chyży, wyhuśtała mnie chmur kołyska. A mnie przecież wody szerokie na dźwigarach swych niosły ptaki bzu dzikiego; bujne obłoki były dla mnie jak uśmiech matki. Krąg powolny dzień czy noc krąży, ostrzem świszcząc tnie już przy ustach, a mnie przecież tak jak innym ziemia rosła tęga - nie pusta. I mnie przecież jak dymu laska wytryskała gołębia młodość; teraz na dnie śmierci wyrastam ja - syn dziki mego narodu. Krąg jak nożem z wolna rozcina, przetnie światło, zanim dzień minie, a ja prześpię czas wielkiej rzeźby z głową ciężką na karabinie. Obskoczony przez zdarzeń zamęt, kręgiem ostrym rozdarty na pół, głowę rzucę pod wiatr jak granat, piersi zgniecie czas czarną łapą; bo to była życia nieśmiałość, a odwaga - gdy śmiercią niosło. Umrzeć przyjdzie, gdy się kochało wielkie sprawy głupią miłością. 4 XII 43 r. 14
Przypomnij informacje o pokoleniu Kolumbów. Czy podmiot liryczny można utożsamić z K. K. Baczyńskim? W utworze można wyodrębnić trzy plany czasowe: przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Wpisz w tabelkę wybrane fragmenty wiersza, które wskazują na określony czas. Teraźniejszy Przeszły Przyszły Jakie słowa w wierszu wskazują na dzieciństwo poety? Jakie uczucia budzi w poecie dom rodzinny? O czym marzył K. K. Baczyński u progu młodości? Wypisz z tekstu metafory wojny. Jaki środek stylistyczny w warstwie dźwiękowej tekstu powoduje, że słowa budzą uczucia negatywne? Czym jest czas wielkiej rzeźby? Umrzeć przyjdzie, gdy się kochało wielkie sprawy głupią miłością. Co to są wielkie sprawy? Dlaczego poeta nazywa tę miłość głupią? Jakiej epoce pod względem stylistyki jest bliski ten wiersz? Jaka rolę pełnią w tym wierszu powtórzenia, np. A mnie przecież? Czy znasz inne wiersze K. K. Baczyńskiego o podobnej tematyce? Wymień ich tytuły. 15
Serwus Trzecia Klaso! Niebo, 30.05.2017r. Urodziłem się w Ojczyźnie wolnej i niepodległej. Moje narodziny odnotowano wpierw pod datą 3.3.1921, na co jest dowód w postaci wpisu do ksiąg. Natomiast z księgi parafialnej odnalezionej przez Wiesława Budzyńskiego wynika, że urodziłem się 22.I.1921 o godzinie 6 rano. Ochrzczony 7.9.1922 - Rodzicami chrzestnymi zostali Adam Zieleńczyk i Paulina Kmita. Drugie imię zostało nadane mi przez wzgląd na siostrę, która urodziła się przede mną i szybko zmarła, miała na imię Kamila. Przyczyną tak późnego chrztu było nie pierwsze nieporozumienie między moimi rodzicami, w wyniku którego latem 1921 roku, kilka miesięcy po moim urodzeniu mama opuściła dom i wyjechała do Białegostoku, gdzie w roku szkolnym 1921-1922 pracowała jako nauczycielka. Po ukończeniu 6 lat zostałem uczniem w ćwiczeniówce matki, moją nauczycielką była Władysława Cuszlak, która tak oceniła mnie po latach: " z natury był szalenie uczuciowy, nerwowy, kapryśny (...) odnosiłam wówczas wrażenie, że zostanie malarzem" Opowiadałem jej fantastyczne bajki, które barwnie ilustrowałem. Starałem się pięknie pisać. Bardzo lubiłem rysować. W szkole średniej, którą rozpocząłem w roku 1931 (Gimnazjum im. Stefana Batorego - kierunek humanistyczny) należałem do tajnego radykalnego ugrupowania "Spartakus". Byłem zafascynowany ideą komunizmu, wydawała mi się taka sprawiedliwa, życie szybko zweryfikowało mój błędny pogląd. Dopóki się o tym nie przekonałem, brałem czynny udział w akcji popierającej strajk nauczycielski organizowałem na czas strajku absencje uczniów w szkołach. Innym razem dostarczałem wałówek strajkującym robotnikom. Z tego okresu pochodzi mój pierwszy znany wiersz Wypadek przy pracy (1936). Uczniem byłem średnim; choć nie miałem szczególnych trudności z żadnym przedmiotem, na moich świadectwach szkolnych więcej figurowało "trójek" niż innych stopni. Konsekwentnie za to przez cały czas pobytu w szkole miałem bardzo dobre wyniki z rysunków. Właściwie nie lubiłem szkoły i nie zachowałem o niej najcieplejszych wspomnień, napisałem nawet satyrę o moim gimnazjum. W tej to szkole zdałem maturę w 1939 roku i radosny jak ptak, uwolniony od jarzma obowiązków uczniowskich, wyjechałem z kilkoma kolegami do wielokrotnie już przeze mnie odwiedzanej Bukowiny Tatrzańskiej. Wówczas padł pierwszy grom: 27 lipca zmarł ojciec. Szykowałem się na studia w warszawskiej ASP, dzięki pomocy Fernauda, poety i lektora na Uniwersytecie Lwowskim, miałem szansę na studia we Francji. Wszystko było już załatwione, wiza gotowa - na przeszkodzie stanęła śmierć ojca i wojna. Matka załamała się zupełnie. Rozpacz po śmierci męża, którego zawsze gorąco kochała, spowodowała znaczne pogorszenie się stanu jej serca. Jeszcze przed paroma tygodniami otaczany w domu pieczołowitą troską, musiałem się z dnia na dzień stać dorosły. Teraz zmieniły się role: ja opiekowałem się matką, czuwałem nad nią, pocieszałem, a także musiałem myśleć o stronie materialnej dalszego życia w sytuacji zbliżającej się z przerażającą szybkością katastrofy wojennej. Swój własny serdeczny żal po stracie ojca, a także reakcję na to, co zaczynało się już dziać w Warszawie zajętej przez hitlerowców -- musiałem kryć przed matką, żeby jej jeszcze bardziej nie roztkliwiać, nie rozżalać. W tej sytuacji jedynym ujściem dla wyrażenia szarpiących mnie uczuć i myśli, jedynym miejscem, gdzie mogłem być szczery, gdzie mogłem wypowiedzieć to, co naprawdę czuje, stają się różnokolorowe, różnokształtne kartki papieru, na które w pośpiechu, w rzadkich wolnych chwilach rzucam swe pierwsze z tych "prawdziwych, wiersze. Matka była "najważniejszą kobietą w moim życiu" -- aż do momentu, gdy w wieku lat niespełna dwudziestu jeden (1 grudnia 1941 w mieszkaniu Emilii i Tadeusza Hiżów) poznałem Barbarę Drapczyńską, koleżankę z tajnej polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Pobraliśmy się pół roku później, 3.6.1942 16
o godzinie dziesiątej, w kościele na Solcu. Odtąd moje uczucie dzielone było pomiędzy te dwie kobiety sprawiedliwie. Barbara pochodziła z rodziny drukarzy. Ojciec Basi miał drukarnie przy Pięknej (wtedy Piusa XI). Po ślubie zamieszkaliśmy w wynajętym, dwuizbowym lokalu na ul. T. Hołówki 3. Darzyłem młodzieńczym uczuciem i inne kobiety - stworzyłem cały zbiorek wyznań miłosnych do Zuzanny Chuweń. Ale nie tylko "Zuza", była przedmiotem moich westchnień. Była jeszcze Anna, pierwsza miłość i pierwszy zawód miłosny, byliśmy nawet zaręczeni, ale W moim życiu był też pies. A właściwie dwa psy. Najpierw był ukochany foksterier Fred, uwieczniony na fotografii zamieszczonej w tomie wspomnień ("Żołnierz poeta, czasu kurz...", Kraków 1967), a gdy jako staruszek dokonał swego żywota, zastąpił go piękny, złotobrązowy spaniel Dan, towarzysz moich młodzieńczych wypraw, adresat dedykacji w poświęconym mu znanym wierszu "Z psem". Zostałem absolwentem Szkoły Podchorążych Rezerwy "Agrykoli", uczestniczyłem w kilku przeciw niemieckich akcjach sabotażowych, m.in. głośnej akcji "T.U.", mającej na celu wysadzenie pociągu niemieckiego na trasie Tłuszcz--Urle, która została przeprowadzona 27 kwietnia 1944 r. Rwałem się do czynnego udziału w akcjach zbrojnych przeciw okupantowi, ale nie chciano mnie do nich dopuszczać w obawie o moje życie - życie poety, nie żołnierza. Boleśnie to przeżywałem, gdyż chciałem być równy swoim kolegom tak w prawach, jak i obowiązkach. Do roku 1947 moja poezja, znana była tylko z przekazów maszynowych lub z rzadkich przedruków w czasopismach, moje wiersze ukazały się w tym roku w pierwszym oficjalnym -- po kilku tomikach konspiracyjnych - wydaniu książkowym pt. "Śpiew z pożogi" (Wydrukowanych na maszynach ojca Barbary - wydzierżawionych po wojnie "Wiedzy"). Od tego czasu każde wydania zbiorów moich wierszy znikają z księgarń niemal momentalnie. A przecież ta poezja nie jest łatwa w recepcji. Dotarcie do wszystkich jej uroków wymaga od czytelnika dużego wysiłku umysłowego. Mój ostatni znany wiersz nosi datę 13 lipca 1944. Pisze tam o kimś, kto "pochylony nad śmiercią zaciska palce na broni". Przeczuwam najgorsze - cień śmierci kładzie się na całą moją twórczość! - śpieszę się z pisaniem. Na przykład tylko w ciągu ośmiu miesięcy, od września 1941 do lata 1942, napisałem około stu(!) wierszy. I to prawie w tajemnicy... Poległem w czwartym dniu Powstania Warszawskiego, zginąłem od kuli niemieckiego snajpera... Po wojnie szukał mnie Urząd Bezpieczeństwa, widocznie nie spodobałem się nowej władzy. 17