Najświętszej Maryi Panny, Matki Kościoła Rdz 3,9 15.20 J 2,1 11 Dzisiejsze czytania zestawiają dwie pary: Adama i Ewę oraz Jezusa i Maryję. W obu zestawieniach niewiasta inicjuje działanie mężczyzny. Pierwsza niewiasta przyszła do mężczyzny, oferując mu zerwany zakazany owoc: weź i jedz!. Druga Niewiasta Najświętsza Maryja Panna, mówi do swojego Syna: Wina nie mają Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie (J 2,3.5). I tak bywa w życiu ludzi. Kobieta często daje mężczyźnie natchnienie do działania. Niezmiernie istotne jest jednak to, czym kierowane jest to natchnienie. Ewa, ulegając podszeptom węża, spostrzegła, że drzewo to ma owoce dobre do jedzenia, że jest ono rozkoszą dla oczu i że owoce tego drzewa nadają się do zdobycia wiedzy (Rdz 3,6). Wzbudza się w niej pożądanie domniemanego dobra. Robi coś dla siebie, robi z ciekawości, robi, aby osiągnąć coś więcej, niż obecnie posiada. Inaczej Maryja, która troszczy się o dobro innych. Brak wina na weselu był złym omenem. Przesąd mówił, że zapowiada on wyczerpanie się miłości małżonki dla męża. Maryja nie chce, by taki przesąd stał się samospełniającym się proroctwem. Być może chodziło także o to, aby nie okazało się ubóstwo gospodarzy, których nie było stać na przygotowanie odpowiedniej ilości wina. Istotny jest także następny moment: Ewa daje Adamowi gotowy sposób działania: daje mu owoc do zjedzenia. Maryja natomiast przedstawia problem do rozwiązania, pozostawiając Jezusowi sposób działania. Ona jedynie sygnalizuje troskę i możliwe do wykonania dobro. Potwierdza to jeszcze zdaniem: Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie (J 2,5). Potrafi następnie usunąć się na bok, pozostawiając Jezusowi przestrzeń do osobistej inicjatywy. W dialogu Pana Jezusa z Matką nie jest dla nas do końca jasna odpowiedź Syna. W Biblii Tysiąclecia próbuje się to oddać słowami: Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? Czyż jeszcze nie nadeszła godzina moja? (J 2,4). Można to tak interpretować, ale nie jest to jedyna
możliwość, a nawet taka interpretacja jest szczególna. Właściwie Pan Jezus mówi: Co Mnie lub Tobie, Niewiasto, co w tym kontekście raczej oznacza odmowę. Tym bardziej że następnie mówi: Jeszcze nie nadeszła moja godzina (J 2,4). Pytajnik postawiony w polskim przekładzie jest próbą wyjścia z pojawiającej się trudności polegającej na odmowie, choć przecież za chwilę Pan Jezus jednak robi to, czego oczekiwała Matka. Tak czy inaczej, Maryja zainicjowała znak, jakiego Pan Jezus dokonał. Dlaczego pierwotna odmowa ostatecznie przeradza się w pozytywne działanie? Pomocna wydaje się inna scena z Ewangelii, gdzie także niewiasta prosi Pana Jezusa o uzdrowienie swojej córeczki (zob. Mk 7,25 30). Pan Jezus także odmawia, ale na jej słowa, pełne pokory, robi to, o co prosiła. Przekonała Go do działania wiara Syrofenicjanki. Wydaje się, że w Kanie także wiara i zdecydowanie Maryi przekonały Pana Jezusa. Wskazują na to jeszcze słowa, jakie Pan Jezus wypowiedział o potrzebie wytrwałości na modlitwie. Jako przykład ukazał ubogą kobietę, która z uporem prosiła niesprawiedliwego sędziego (zob. Łk 18,2 8), a także człowieka, którego niespodziewanie nawiedzają goście i musi z uporem prosić w nocy swojego przyjaciela (Łk 11,5 10). Wytrwała wiara wydaje się przemagać Pana Jezusa. Przy czym nie chodzi o sam upór, ale o wiarę w to, że Jezus ma moc dokonania tego. Taka wiara jest dla Niego znakiem, że pochodzi ona od Ojca. I to wydaje się rozstrzygające, bo przecież przyszedł On na ziemię po to, aby pełnić wolę Ojca. I rzeczywiście, kiedy spojrzymy na całą scenę symbolicznie, to prośba Maryi: Wina nie mają, w istocie jest prośbą o miłość. Przy czym jeżeli uwzględnimy biblijny obraz miłości oblubieńczej istniejącej między Bogiem i człowiekiem, to dar wina symbol miłości i Ducha Świętego streszcza w sobie sens Misji Chrystusa. Wydaje się, że Pan Jezus to zobaczył i zrozumiał, że wolą Ojca jest to, by dał im wino zgodnie z prośbą Maryi. Wesele w Kanie Galilejskiej jeszcze bardziej odsłania symboliczne znaczenie, kiedy uwzględni się dalsze teksty Nowego Testamentu. Święty Paweł w Liście do Efezjan w odniesieniu do małżeństwa napisał: Tajemnica to wielka, a ja mówię: w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła (Ef 5,32). W 12 rozdziale Apokalipsy św. Jan przedstawił wspaniały obraz Niewiasty obleczonej w słońce i księżyc pod jej
stopami, a na jej głowie wieniec z gwiazd dwunastu (zob. Ap 12,1), w którym Maryja stała się ikoną Kościoła. Gdy uwzględnimy te teksty, ukaże się nam piękny obraz zaślubin Chrystusa z Oblubienicą, którą jest Kościół reprezentowany przez Maryję. Warto w tym momencie zwrócić uwagę na to, że nie znamy ani imion, ani rodziny młodej pary, na której wesele przyszli Jezus z Maryją. Zamiast tego na pierwszym planie pojawiają się Jezus i Maryja. Uwzględnijmy jeszcze inną wypowiedź Pana Jezusa w odpowiedzi na pytanie faryzeuszy i uczniów Jana, dlaczego Jego uczniowie nie poszczą: Czy goście weselni mogą pościć, dopóki pan młody jest z nimi? Nie mogą pościć, jak długo pana młodego mają u siebie (Mk 2,19). Kana Galilejska ukazuje się jako początek owego oblubieńczego związku Chrystusa z Kościołem. Chrystus przywraca w ten sposób więź miłości Boga z człowiekiem, więź dawniej przez człowieka zdradzoną. Wino powstałe z przemienienia wody jest nie tylko symbolem miłości, ale także symbolem Ducha Świętego oraz Eucharystii i Uczty niebieskiej. Podczas Ostatniej Wieczerzy, tuż przed wyjściem do Ogrójca, Pan Jezus powiedział do uczniów: Odtąd nie będę już pił z owocu winnego krzewu aż do owego dnia, kiedy pić go będę nowy w królestwie Bożym (Mk 14,25). Kana Galilejska odnosi nas w ten sposób do ostatecznego celu: uczty, na której sam Bóg zatroszczy się o wszystko dla nas.
Najświętszej Maryi Panny, Matki Kościoła Dz 1,12 14 J 19,25 27 Wczorajsza uroczystość Zesłania Ducha Świętego była jednocześnie uroczystością rodzącego się Kościoła. Jak Go określa Sobór: Jest on w Chrystusie niejako sakramentem, czyli znakiem i narzędziem wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem i jedności całego rodzaju ludzkiego (KK 1). To misterium rodzi się w momencie Zesłania Ducha. Wcześniej, pomimo tego, że uczniowie znali już całe orędzie Pana Jezusa, mimo że spotkali się ze Zmartwychwstałym, mimo że byli razem wraz z Maryją i innymi niewiastami, stanowili tylko grupę przyjaciół Jezusa na wspólnej modlitwie. Dopiero gdy ich ogarnęła moc Ducha, tego samego, który przenika głębokości samego Boga, który jest komunią Ojca i Syna, misterium Kościoła się w pełni urzeczywistniło. Wielkanoc, która była okresem radości z dokonanych zbawczych dzieł Pana Jezusa, kończy się tą uroczystością Zesłania Ducha Świętego i narodzin Kościoła. Od dzisiaj wchodzimy w nowy okres, okres, który zwiemy zwykłym. Jest to okres Ducha Świętego i Kościoła, który narodził się jako zwieńczenie wielkich dzieł Boga. Pan Jezus powiedział wcześniej o Duchu, że jest On Duchem Prawdy, który nas doprowadzi do całej prawdy. I w tym okresie zwyczajnym mamy dochodzić do całej prawdy. To, co się w cudowny sposób objawiło w Jezusie przez Jego nauczanie i miłość do końca, powinno teraz w naszym sercu dojrzewać, aby przez zrozumienie przemieniać nas samych. Jest to czas naszego rodzenia się do życia w królestwie niebieskim przez podejmowanie zwykłej codzienności. Zesłanie Ducha Świętego jest punktem zwrotnym, który może najlepiej oddaje scena przy Wniebowstąpieniu; jej opis bezpośrednio poprzedza scenę z dzisiejszego pierwszego czytania. Uczniowie stali, wpatrując się uporczywie w niebo, gdzie odszedł ich Mistrz i Nauczyciel. Wtedy pojawili się dwaj mężowie w białych szatach. I rzekli: Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo? (Dz 1,10). Oni wytrącili uczniów ze swoistego letargu i wskazali na potrzebę powrotu do codziennego życia. Ale nie będzie to już taka codzienność jak
dawniej. Jak ją teraz, po doświadczeniu tych wielkich dzieł, należy podejmować, co robić? To staje się obecnie zasadniczą troską życia. Na tę drogę Chrystus daje nam Ducha Świętego, który ma doprowadzić nas do całej prawdy, czyli do całkowitej przemiany. Nie przypadkiem sam okres zwykły po Zesłaniu Ducha rozpoczyna się od święta Najświętszej Maryi Panny, Matki Kościoła. Maryja bowiem w sposób doskonały potrafiła w życiu współdziałać z Duchem Świętym. Nie sprowadziło się to jedynie do poczęcia i narodzenia Pana Jezusa, ale całe życie było dla Niej jedną wielką szkołą dochodzenia do całej prawdy. Gdyby w którymś momencie się zamknęła w swoich wyobrażeniach o życiu, to niechybnie by się załamała wobec tak trudnych doświadczeń, jakie stały się Jej udziałem. Wiemy, że wszyscy uczniowie, poza Janem, rozproszyli się i załamali w poczuciu całkowitej klęski. Ona trwała przy Synu do końca, tak jakby widziała już brzask zmartwychwstania. Pełnia prawdy już pod krzyżem zaczęła Ją oświetlać. Zobaczmy, jak przedziwny jest dialog Syna z Matką. Ta, która po ludzku sądząc powinna być w sytuacji skrajnego bólu i rozpaczy, słyszy: Niewiasto, oto syn Twój (J 19,26). Słyszy wezwanie do odpowiedzialności. Może prawdę tej sceny najlepiej oddają słowa wypowiedziane przez Pana Jezusa podczas Ostatniej Wieczerzy: Wy będziecie płakać i zawodzić, a świat się będzie weselił. Wy będziecie się smucić, ale smutek wasz zamieni się w radość. Kobieta, gdy rodzi, doznaje smutku, bo przyszła jej godzina. Gdy jednak urodzi dziecię, już nie pamięta o bólu z powodu radości, że się człowiek narodził na świat (J 16,20n). Ta radość w pełni objawiła się po Zmartwychwstaniu, a osiągnęła szczyt przy Zesłaniu Ducha Świętego. Odtąd Ona będzie przewodniczką na drogach współdziałania z Duchem. Jest mistrzynią w tej dziedzinie. Co dla nas może najważniejsze z Jej postawy, to ogromna pokora. Jedynie prawdziwa pokora prowadzi do pełni życia w Duchu. Maryja nigdy nie stara się być kimś ważnym. Zawsze natomiast umie dobrze obserwować życie, zapamiętywać to, co się dzieje i rozważać wszystko w swoim sercu, opierając się na Słowie Bożym. Tak naprawdę niczego specjalnego nam nie potrzeba na drodze dochodzenia do całej prawdy. Jesteśmy wyposażeni we wszystko: Słowo Boże, sakramenty, tradycję, nauczycieli, współbraci w drodze...
Cóż więcej potrzeba? Pokory i konsekwencji, byśmy byli tymi, kim jesteśmy, nie chcąc być kimś innym, niż jesteśmy. Samo życie jest nauczycielem. Tak było w życiu Maryi i tak powinno być w naszym. Maryja jest mistrzynią zwykłego życia. Jej świętość jest owocem właściwego podejmowania tego zwykłego życia. Oby nam przewodziła na ścieżkach codzienności.