Rodzina Majora Kupricza - Łódzkie Start łódzkiego zespołu, Rodzina Majora Kupricza, w roku 2013, był pierwszym w kilkuletniej historii Rajdu Ptasiarzy. Postanowiliśmy tak dobrać jego skład by nie zaniedbać niczego, co pozwoliłoby uzyskać jak najlepszy wynik. Tadeusz i piszący te słowa, z racji zaawansowanego wieku, mieli zapewnić spokój pracy. Ani - zespół mógł zawdzięczać umiejętność wyszukiwania rzadkich gatunków i poprawę estetyki grupy. Radek wnosił żelazną kondycję maratończyka i chłodną kalkulację naukowca. A najmłodszy Mateusz oznaczał dla nas radość i nadzieję na start w 50. edycji Rajdu, kiedy najstarsi będą mogli już tylko podziwiać grzbiety i pokrywy naskrzydłowe krążących w górze orłów i sępów. Przed startem zaplanowaliśmy trasę i zrobiliśmy małą symulację tego, co możemy na niej zobaczyć. Okazało się, że blisko 120 gatunków to właściwie pewniaki. Kolejnych 30 możemy zaobserwować przy pewnym szczęściu. Wszystkie kolejne będą zaś bardzo miłym zaskoczeniem. Zaczęliśmy spokojnie, bo dopiero o 4.00 zbiórką koło Parku im. Ks. Józefa Poniatowskiego w Łodzi, bo trzeba było się wyspać po ciężkim tygodniu. Dlaczego zaczęliśmy w Łodzi? Głównie dlatego, że to piękne miasto - zwłaszcza o poranku. Naszym celem było jednak także zobaczenie samicy czarnowrona, który już trzeci sezon gniazduje w mieszanej parze z samcem wrony siwej na terenie Parku. Zaczynamy jednak zliczanie gatunków od kilku pospolitych ptaków w każdym z parków: kosa, kapturki, bogatki, modraszki. Jest też słowik rdzawy i parę innych. O 4.23 docieramy nad staw, w pobliżu, które zwykle można spotkać czarnowrona. I od razu widzimy poszukiwana parę z naszą gwiazdą. Oba ptaki spokojnie żerują na brzegu zbiornika. Syci sukcesu udajemy się na spacer po bezludnym jeszcze parku, który kończymy koło 5-tej z wynikiem 23 gatunków. Cieszy nas szczególnie obserwacja samca muchołówki żałobnej. Po pierwsze to rzadki w łódzkich parkach gatunek lęgowy. Po drugie nie było takie pewne, iż w którymś z dwóch kompleksów leśnych, które zamierzaliśmy potem odwiedzić, będą rozwieszone skrzynki lęgowe, które przynajmniej w Łódzkiem, a myślę, że i gdzie indziej, działają na ten gatunek jak magnes. Ruszamy do odległego o ok. 25 km Lasu Domaradzyńskiego, gdzie zamierzamy głównie zaliczyć trochę gatunków związanych z siedliskami borowymi, ale także wodno-błotnych. W Lesie są, bowiem również dwa ładne, zarośnięte zbiorniki otoczone fragmentami turzycowisk. Po drodze, zatrzymując się jeszcze wśród pól i we wsiach, dopisując sporo innych gatunków. Kiedy około 6.00, zatrzymujemy się na leśnym parkingu mamy na swoim koncie już ich 44. Tu od razu wita nas m.in. dzięcioł czarny i pleszka. Ruszamy w stronę stawów dopisując do listy kolejne gatunki leśne: świergotka drzewnego, rudzika, piecuszka, świstunkę leśną, sosnówkę, trznadla. Po parunastu minutach docieramy do pierwszego ze stawów gdzie prawie od razu zaliczamy trzciniaka, trzcinniczka i błotniaka stawowego. Bardzo miłym zaskoczeniem jest samiec zielonki, który intensywnie odzywa się z zarośniętego szuwarami pałkowymi rogu zbiornika. Obiekt jest elementem sieci Natura 2000, jako obszar chroniony w oparciu
o kryteria z Dyrektywy Siedliskowej, jednak jest to także miejsce gniazdowania kilku ciekawych gatunków ptaków. Zielonka jest tu notowana rzadko, dlatego tego gatunku raczej nie spodziewaliśmy się tutaj zarejestrować. Na stawach obserwujemy jeszcze kilka innych ptaków wodno-błotnych m.in. żurawia i samotnika. Wracamy inną trasą, gdzie dopisujemy kolejne gatunki w tym borowe : czubatkę, mysikrólika i pełzacza leśnego. Jest też piegża. To dobrze, bo jej pierwszy szczyt aktywności głosowej mamy w Łódzkiem już za sobą, a nie zamierzamy raczej spędzać zbyt dużo czasu w odpowiednich dla niej biotopach. Ciągle nie mamy na swoim koncie lerki, na stwierdzenie, której szansę być może będziemy mieć dopiero wieczorem. Dlatego dość rozpaczliwie i z nerwowymi wypiekami przeszukujemy bez skutku napotkaną porębę. Ostatnia o poranku szansa czeka nas jeszcze przy samochodzie. Dziesięć minut czesania ostatniej poręby i jest! Wypłoszyliśmy najpierw jednego, a potem drugiego ptaka. Pierwsza z lerek siada na suchej gałęzi na czubku sosny, gdzie można się mu zupełnie dobrze przypatrzeć. Co robią wszyscy za wyjątkiem piszącego tego słowa. Oddalam się nieco i słyszę najpierw jedną, a potem także drugą czarnogłówkę. Niestety ptaki oddalają się i milkną nim reszta grupy zdążyła dotrzeć. I choć wydaje nam się, że będzie jeszcze okazja do spotkania gatunku to mylimy się. Czarnogłówki do końca dnia już nie obserwujemy. Las Domaradzyński opuszczamy dopiero o 9.00, a myszołów jest ostatnim żegnającym nas jego mieszkańcem, gatunkiem numer 73. Na razie nie jest źle, choć ciągle nie mamy paru leśnych ptaków, które powinniśmy już zarejestrować np. pokrzywnicy, ale także i gila, na którego po cichutku liczyłem. Wydaje się jednak, że jest jeszcze na nie szansa w bogatym lesie koło Goślubia w dolinie Bzury, gdzie zamierzamy też zajechać. No i drapieżniki zawodzą. Po 5 godzinach obserwacji mamy dopiero 2 gatunki błotniaka stawowego i myszołowa. Przebieramy się w stroje prawie-plażowe, bo Słońce zaczyna mocno grzać. Niektórzy smarują sobie nawet buźki substancja antyopalającą z faktorem 50. Naszym celem są teraz stawy w Psarach. Jedziemy tam nieśpiesznie, zaglądamy w okolice autostrady A1 koło Mąkolic, gdzie paręnaście dni temu była para białorzytek to ptak pospolity, ale możemy go potem nie znaleźć. I pudło! Nie ma ich niestety, a tracimy w ten sposób czas. Na szczęście białorzytki są nieco dalej, koło cmentarza znak jakiś, czy co? Jedziemy dalej w kierunku wsi Jasionna, gdzie zaczyna się polna, obsadzona jesionami droga, która zawsze pełna jest ortolanów. Co prawda gatunek ten już mamy na swoim koncie, ale śpiewa i wygląda tak ładnie, że nie możemy się tej zachciance oprzeć. Po drodze już koło Jasionnej widzimy pięknego, samca błotniaka łąkowego, który przez parę sekund leci bliziutko, równolegle do jadącego samochodu. Ten widok nas pokrzepia i upewnia, że nie tylko liczbą widzianych gatunków dziś człowiek żyje. Ortolanowa Aleja nie zawodzi spotykamy, co jakiś czas śpiewające samce ortolanów i sporo gąsiorków, ale także niewidzianego jeszcze przez nas szczygła, słowika szarego, dzwońca, bażanta, potrzeszcza, pokląskwę i pliszkę żółtą. Tak czy inaczej koło 10.20 jesteśmy w Psarach i mamy na swojej liście 83 gatunki. Stawy w Psarach to najbardziej na południe wysunięta część Obszaru Specjalnej Ochrony Ptaków Pradolina Warszawsko-
Berlińska. To tutaj generalnie mieliśmy szukać tych gatunków, których spotkanie przyprawia o drżenie serca. Niektórzy zauważają, że chyba coś późno zaczyna się robić Ale zadufane w sobie Kierownictwo niesłusznie lekceważy te głosy. Szybciutko dopisujemy do swej listy kilka gatunków kaczek i wszystkie 4 perkozy. Cieszymy się szczególnie z perkoza rdzawoszyjego, bo to ostatnie miejsce, gdzie spodziewaliśmy się go w podstawowym wariancie trasy, i gągoła, którego zobaczenie w naszych planach wiązało się z pewną dozą szczęścia i mógł być wszędzie, i nigdzie. Był też piękny dorosły bielik. Na spuszczonym stawie widzimy też dwie niespodzianki. Mniejszą był biegus mały, a tą większą siewnica. Ten ostatni gatunek to prawdziwa rzadkość na terenie Ziemi Łódzkiej na wiosnę, gdzie w ostatnich 30 latach zanotowano ją zaledwie 10.krotnie. Dużą niespodzianką była też obecność innej Rajdowej grupy, z których 2 osoby: Jacka i Szymona; świetnie znamy. Niespodzianka, bo koledzy zwykle operują na Południowym -Wschodzie. Machamy im rączkami, ale nie odpowiadają. Może machali nam wcześniej lub później, ale tego nie widzieliśmy? Pewnie na wszelki wypadek omijamy się z daleka, bo gadatliwość, mają we krwi członkowie obu grup. Jeszcze byśmy sobie coś wystawili, a to przecież zgodnie z regulaminem, surowo zabronione. Z sympatii zostawiamy im za wycieraczką auta Jacka, kartkę z pozdrowieniami, a z poczciwości nienaruszone opony. Kończymy wizytę na kompleksie ze 102. widzianymi gatunkami. O 12.45 wjeżdżamy na sąsiedni kompleks stawowy w Walewicach, gdzie od razu Ania daje po hamulcach. Z jednej z przydrożnych, rosnących jednocześnie przy kanale starych wierzb zrywa się ślepowron. Ptak zatacza małe kółko, siada na kolejnym drzewie. Choć skrywa się w listowiu można mu przypatrzeć się do woli. Jest jeszcze niedojrzały, ale i tak nam się bardzo podoba. Jeszcze ze dwa razy powtarza ten sam manewr, by w końcu odlecieć dalej i usiąść w kępie olch, za stawowymi budynkami gospodarczymi. Ruszamy na stawy. Dopisywanie gatunków idzie nam już dość opornie. Bo to i godzina późna, a i lista łatwych do zobaczenia ptaków wyczerpuje się. W końcu docieramy do spuszczonego stawu, który był naszym głównym celem. Tu mamy w końcu to, czego oczekiwaliśmy tj. kilka nowych gatunków siewkowców. Jest sieweczka obrożna, rycyk, łęczak, biegus zmienny i rzadki o tej porze biegus malutki. W końcu widzimy też bociana czarnego. Miłą niespodzianką jest obecność pary rybitw białoczelnych, które trochę udają, że mają tu gniazdo, przez co tracimy znów kwadrans. Kiedy po 14-tej opuszczamy Walewice widzimy jeszcze kilka rybitw białoskrzydłych. Mamy 113 gatunków, a w planie jeszcze odwiedziny na rozlewiskach w Bzury koło Siemienic i Kter, las w Goślubiu, potem przeskok pod Łęczycę oraz w dolinę Neru. No i jeszcze jeden duży skok na Zbiornik Jeziorsko. Już wiemy, że nie wszystko uda nam się planu wypełnić. Na razie grzejemy nad Bzurę. Pogoda niestety się psuje, bo pochmurnieje i zrywa się wiatr. Rozlewiska w dolinie są, ale wyrośnięte już bardzo rośliny utrudniają obserwacje. Cieszy widok setek krążących i niepokojących się rybitw białoskrzydłych. Ale do listy dopisujemy tylko świergotka łąkowego, pustułkę, kruka i kokoszkę, którą w czasie jazdy samochodem dostrzegł na wiejskim stawku Radek. Także z auta obserwujemy parę kuropatw. Je z kolei
zawdzięczamy bystrości Tadeusza. Uff zapowiadało się, że nie będziemy jej mieli na koncie. Rezygnujemy z wizyty w lesie w Goślubiu. Bye, bye jastrzębiu, dzięciołku, dzięciole średnim, sikorze ubogiej. Zresztą o tej porze i przy tej pogodzie szanse zobaczenia ich i tak były minimalne. Ze 118 gatunkami, ok. 17.15. dojeżdżamy na torfowiska pod Łęczycę. Chyba musimy zmienić taktykę, i tak robimy. W 5 minut zaliczamy kląskawkę, i nie ma żadnego długiego oglądania! Ruszamy między zarośnięte torfianki, gdzie odnotowujemy wodnika. Nie ma czasu, ani warunków by szukać tu podróżniczka i wąsatki. Jedziemy w dolinę Neru pod Bronno, gdzie mamy umówione spotkanie z jarzębatką i kulikiem wielkim. Nie zawodzi tylko pokrzewka. Oglądamy ją krótko w krzaku, tam gdzie powinna być. A kulika nie ma. Jest za to znajomy fotografik ptaków. Wie gdzie dziś są kuliki, ale nie chcemy podpowiedzi. Widzimy jeszcze o 18.05. przelatującego dudka, którego do tej pory słyszał w Psarach tylko Radek. I mamy ok. 50 km do przejechania na zbiornik Jeziorsko. Ania jedzie jak Szatan, ale jak nawet na tę istotę przystało przestrzega wszystkich przepisów o ruchu drogowym. O 19.00. zatrzymujemy się na tamie zbiornika. Jak brzydko, fe, nie tak miało być, ani z czasem ani z ptakami!!! Bez dużych mew, a rybitw jak na lekarstwo. Zaliczamy tylko rybitwę rzeczną i piskliwce biegające po tamie od strony lustra wody. I to wszystko. Następny przystanek stawy w Pęczniewie. Tu miały być ohary, ale zamiast tego jest samiec bączka, który siedzi tuż przy drodze. Pięknie sobie śpiewa. No takiej okazji nie możemy przepuścić i spędzamy przy nim dobry kwadrans. To błąd? Był jeszcze krwawodziób, ale widzi go tylko Ania. Zaglądamy jeszcze na zbiornik pod Brodnię gdzie o 19.57 zaliczamy parę oharów. I start do odległego o ok. 10 km Glinna. Po drodze Mateusz wypatrzył przemykającego we wsi krogulca. Zatrzymujemy się. Na szczęście ptak zechciał zatoczyć kółko tak, że wszyscy mogli go zobaczyć. Na rozlewiskach pod Glinnem widzimy w końcu tokującego kszyka i rybitwy czarne, jako ostatnie rybitwy z rodzaju Chlidonias. Co za czasy nastały? I o zachodzie Słońca kończymy dzień w okolicach mostu pod Wartą. Nie zawodzi nas obserwowany tu od jakiegoś czasu łabędź krzykliwy i wszyscy widzimy Mistrza Drugiego Planu - krwawodzioba. Czeka nas jeszcze ładny wieczór i stąd jest szansa na parę kolejnych gatunków. Z tych materializuje się tylko świerszczak i jako ostatni o 21.05 derkacz. Łąki, łozowiska i szuwary nad Wartą pełne są słowików szarych, świerszczaków, derkaczy, Odzywa się też bąk i kolejny bączek. Niestety nie ma spodziewanej kropiatki i strumieniówki. Wracamy. Zatrzymujemy się jeszcze na parkingu w lesie pod Rossoszycą, gdzie niestety nie ma ani słonki ani lelka. Jest za to jakiś tajemniczy samochód, który podjeżdża do nas, ogląda sobie w światłach reflektorów i cofa się parkując obok innego. Dwie osoby są już za chwilę w jednym samochodzie. Nie czekamy na ciąg dalszy O 22.00 po 18 godzinach krążenia i obserwacji żegnamy się. Ostatecznie startujemy do Łodzi z wynikiem 134 gatunków, gdzie kończymy z 300 przejechanymi kilometrami. Zawiodło nas kilka zdawało się pewnych gatunków m.in. jastrząb, kobuz, kulik wielki, czarnogłówka. Ach, jakie były niegrzeczne. No cóż bywa.
W imieniu zespołu Rodzina Majora Kupricza: Tomek Janiszewski Skład Zespołu: Anka Kleszcz, Mateusz Cichy, Tomek Janiszewski, Tadek Musiał, Radek Włodarczyk