aut. Maksymilian Dura 23.12.2018 BRYTYJCZYCY POKAZUJĄ, JAK ZE ŚLĄZAKA ZROBIĆ GAWRONA [OPINIA] Wizyta brytyjskiej fregaty HMS Westminster na początku grudnia 2018 r. w Gdyni była pierwszą okazją, by zobaczyć w Polsce zamontowany na niej system przeciwlotniczy Sea Ceptor oparty o rakiety CAMM. System ten jest interesujący nie tylko dlatego, że proponuje się go dla przyszłych polskich okrętów Miecznik i programu Narew, ale również dlatego że może również posłużyć do bardzo prostego przerobienia patrolowca Ślązak w pełnowartościową korwetę. System CAMM od dwóch lat jest proponowany przez koncern MBDA dla programu Narew, mającego zabezpieczyć polskie siły zbrojne w zestawy przeciwlotnicze krótkiego zasięgu. Tego samego typu rakiety, z praktycznie takim samym systemem startowym można zastosować na przyszłych polskich okrętach bojowych planowanych do pozyskania w ramach programu Miecznik. Kiedy jednak brytyjska fregata typu 23 HMS Westminster zacumowała przy Nabrzeżu Francuskim w Gdyni jasne stało się, że będące na jej uzbrojeniu rakiety CAMM można by bez problemu zaadoptować również dla innego polskiego okrętu, który stał w tym samym czasie w odległości około 3 kabli po drugiej stronie kanału portowego. A był nim budowany przez PGZ Stocznia Wojenna okręt patrolowy Ślązak. Próby morskie tej jednostki, które rozpoczęły się 14 listopada 2018 r. są sygnałem, że kilkunastoletni proces jej budowy zbliża się wreszcie do końca. Jeżeli testy stoczniowe i zdawcze zakończą się powodzeniem (na co wszyscy liczą) przyjdzie czas, by się zastanowić co dalej zrobić ze Ślązakiem, który był od początku zaprojektowany do zupełnie innych, bardziej bojowych zadań. Brytyjczycy w Gdyni pokazali, jak łatwy do przeprowadzenia może być ten proces. Czytaj też: "Ślązak", czyli jak nie budować okrętów Czy Ślązak może być jednocześnie Gawronem? Ślązak to okręt, którego budowę trzeba było wszelkimi sposobami zakończyć. Dlatego budząca kontrowersje decyzja by ograniczyć jego klasę do patrolowca, montując na nim jedynie najważniejsze systemy pokładowe, miała rzeczywiście swoje uzasadnienie. Po pierwsze uwzględniono w ten sposób ryzyko, że okrętu Ślązak po prostu nie uda się ukończyć. Specjaliści zdawali sobie bowiem sprawę, że kilkunastoletnie często systemy napędowe mogą nie zadziałać tak jak powinny. Po drugie, zakupy pocisków przeciwlotniczych i przeciwokrętowych oraz systemu zwalczania okrętów podwodnych z torpedami znacząco zwiększyły by całkowite koszty programu Gawron, i tak już uznawanego za niezwykle drogi. Tak więc w ten sposób uniknięto zarzutów kolejnego topienia pieniędzy podatników. W normalnej sytuacji takie zarzuty byłyby całkowicie bezzasadne. Trzeba
bowiem pamiętać, że koszty budowy Gawrona/Ślązaka nie byłyby tak duże, gdyby tego programu cały czas nie przerywano. Po trzecie montaż skomplikowanych i rygorystycznych pod względem standardów systemów bojowych znacząco wydłużyłby czas budowy okrętu oraz okres potrzebny na wykonanie wszystkich prób. Ograniczenie się tylko do patrolowca dało więc szansę na w miarę szybkie oddanie jednostki pływającej, która w przyszłości wcale nie musi wykonywać jedynie zadań pokojowych i kryzysowych. Wystarczy bowiem na Ślązaku zamontować tylko : rakietowy system przeciwlotniczy, rakietowy system przeciwokrętowy oraz system zwalczania okrętów podwodnych, by z tego patrolowca powstała nowoczesna korweta i to zbudowana z wykorzystaniem technologii stealh. Czytaj też: Ślązak z rakietami manewrującymi? [ANALIZA] System przeciwlotniczy problem tylko z decyzją Przerobienie korwety Gawron na patrolowiec Ślązak nie polegało na szczęście na przebudowie kadłuba, ale głównie na rezygnacji z instalacji tego, co zamierzano zamontować w momencie rozpoczęcia programu w 2001 roku. W przypadku rakietowego systemu przeciwlotniczego na okręcie teoretycznie potrzebne jest miejsce na: konsole operatorskie, wyrzutnie z rakietami oraz bloki sterowania i kierowania ogniem: pod pokładem (systemy zasilania i sterowania) i na pokładzie (np. na radary oświetlające w przypadku rakiet naprowadzanych półaktywnie). Jeżeli chodzi o konsole operatorskie to problemu w ogóle nie ma, ponieważ Bojowe Centrum Informacyjne na okręcie patrolowym Ślazak jest wyposażone w odpowiednią liczbę konsol wielofunkcyjnych oraz system dowodzenia TACTICOS. Daje to możliwość kierowania działaniem rakietowego systemu przeciwlotniczego do czego wystarczy w większości przypadków wprowadzeniu odpowiedniego oprogramowania. Sytuacja będzie jeszcze prostsza, gdy wybierze się rakiety, do którego takie oprogramowanie w TACTICOS-ie już zostało opracowane. Pozornie większym problemem jest zamontowanie na okręcie systemów startowych dla rakiet przeciwlotniczych. Ale i w tym przypadku na Ślązaku nie będzie trudności, ponieważ na jego pokładzie dziobowym, za armatą kalibru 76 mm, jest nadbudowana specjalna, wysoka na ponad dwa metry podstawa. Z założenia miała ona właśnie służyć do montażu wyrzutni pionowego startu VLS (Vertical Launch System) dla rakiet przeciwlotniczych (myślano o pociskach MICA, ESSM lub SM-2), a nawet jeżeli taka by była potrzeba dla rakiet manewrujących.
Blok do wpuszczania kontenerów z rakietami CAMM na fregacie HMS Westminster wcale nie jest dłuższy i wyższy od tego jaki istnieje w podobnym miejscu na patrolowcu Ślązak. Fot. M.Dura
Patrolowiec Ślązak z miejscem na wyrzutnię rakiet przeciwlotniczych (za armatą dziobową). Fot. M.Dura Na rynku zachodnim oferowane są głównie dwa typy tego rodzaju, okrętowych zestawów startowych: amerykański Mk41 oraz francuski Sylver (SYstème de Lancement VERtical), z których każdy ma osiem komór dla kontenerów z rakietami (po cztery w dwóch rządach). Pomiędzy wylotami tych silosów, zamkniętymi oddzielnymi pokrywami, zawsze znajduje się klapa otwierająca wspólny komin dla gorących gazów z silników startujących rakiet. Co do różnic w liczbie stanowisk startowych na poszczególnych typach okrętów to nie wynikają one z jakiejś odmiennej konstrukcji samych wyrzutni, ale z liczby zamontowanych w pokładzie takich samych modułów z kontenerami dla rakiet. W przypadku wyrzutni Mk41 wszystkie te moduły zajmują na pokładzie taką samą powierzchnię - prostokąt o rozmiarach 3,2x2,1 m. Sylver jest nieco mniejszy i potrzebuje miejsce o rozmiarach 2,6x2,3m. Moduły obu tych typów mogą się różnić długością i wagą w zależności od zastosowanych rakiet. W przypadku VLS typu Mk41 wyróżnia się więc tzw.: wersję samoobrony (self-defense version) o długości 5,3 m - ważącą bez ładunku 12 200 kg, wersję taktyczną (tactical version) o długości 6,8 m ważącą bez ładunku 13 500 kg oraz wersję uderzeniową (strike version) o długości 7,7 m - ważącą 15 000 kg (m.in. dla rakiet manewrujących). W przypadku VLS typu Sylver proponuje się cztery różne wersje: A35 o długości 3,5 m i wadze 7000 kg, A43 o długości 4,3 m i wadze 7500 kg, A50 o długości 5,0 m i wadze 8000 kg oraz A70 o długości 7,0 m i wadze 12 000 kg (m.in. dla rakiet manewrujących). Te różne długości wynikają z faktu stosowania niejednakowych kontenerów startowych dla różnych pocisków. I tak w przypadku rakiet Tomahawk stosuje się kontener typu Mk 14 (o długości 6,7 m), dla
rakietotorped ASROC-VLS i rakiet przeciwlotniczych Standard stosuje się najczęściej kontenery kolejno typu Mk 15 i Mk 13 (o długości 5,79 m) a dla rakiet plot. Sea Sparrow/ESSM kontenery typu Mk 22 (o długości 5,79 m). Moduły Mk41 i Sylver są w pełni autonomiczne i potrzebują tak naprawdę jedynie doprowadzenia przewodów zasilania i sterowania oraz zewnętrznego zabezpieczenia (np. przeciwpożarowego). Ich wielkość pozwala zakładać, że na okręcie Ślązak można by umieścić nawet dwa takie moduły, co pozwalałoby wykorzystać na okręcie maksymalnie 16 rakiet średniego zasięgu (np. SM-2 lub Aster-30) lub 64 pociski krótkiego zasięgu (ESSM lub CAMM). Liczba rakiet krótkiego zasięgu jest większa, bo w ich wypadku w jednej komorze można zamontować nawet cztery pociski.
W jednej komorze startowej wyrzutni Sylver i Mk41 mieszczą się cztery rakiety CAMM lub cztery rakiety ESSM. Fot. M.Dura dziobową). Fot. M.Dura Miejsce na pokładzie dziobowym korwety patrolowej Ślązak pozwala na zamontowanie nawet dwóch modułów pionowego startu Mk41 lub Sylver. Fot. M.DuraFot. M.Dura Najprostsze i najtańsze rozwiązanie zostało pokazane w Gdyni razem z fregatą HMS Westminster. Oba opisywane wcześniej moduły są bowiem dosyć skomplikowanym systemem startowym potrzebujących dodatkowo wymagających systemów zabezpieczenia. Jest to związane przede wszystkim z przyjętym, gorącym sposobem startu, w których rakiety są wynoszone w powietrze cięgiem własnego silnika rakietowego. Dlatego w modułach Sylver i Mk41 trzeba było uwzględnić miejsce na zintegrowany systemem przewodów kominowych zakończonych otworem pomiędzy silosami zamykanym specjalną klapami. To właśnie tędy są wydalane na zewnątrz gazy wylotowe silników startujących rakiet.
Suchy start rakiety CAMM z wyrzutni fregaty typu 23. MBDA Zwiększa to rozmiar samej wyrzutni, jej ciężar oraz wydłuża sekwencję strzelania salwą. Odstęp pomiędzy startami kolejnych rakiet (szczególnie tych większych) jest bowiem uzależniony od krytycznej granicy dopuszczalnego ciśnienia i temperatury. Wpływa to także na koszty zakupu i montażu. W przypadku rakiet CAMM takiego problemu nie ma. Są to bowiem pociski przeciwlotnicze, w których silnik uruchamiany jest już po ich wyrzuceniu w powietrze za pomocą specjalnego pneumatycznego tłoka (tzw. soft launch). Taki mechanizm jest w każdym kontenerze z rakietą i to nie ważne: czy w wersji dla pojazdów na lądzie, czy dla okrętów. HMS Westminster jest wyposażony w okrętowy system obrony powietrznej Sea Ceptor, wykorzystujący pociski przeciwlotnicze następnej generacji CAMM, który zapewnia kluczowe zdolności NATO. Cieszę się, że po raz pierwszy będzie można zobaczyć go w Polsce. Zastosowanie wspólnego pocisku CAMM i jednego kanistra wyrzutni, daje niepowtarzalne jak dotąd możliwości w środowisku lądowym i morskim. Jako że CAMM nie oddziałuje na okręt-nosiciela i może współpracować z istniejącymi radarami, umożliwia modernizację uzbrojenia przy minimalnej ingerencji w strukturę użytkowanych okrętów, czego już dowiedziono w przypadku HMS Westminster. Z kolei nasza kompleksowa oferta dla wojsk lądowych także opiera się na pociskach CAMM, spełniających wymogi polskiego programu obrony powietrznej Narew. Jesteśmy pewni, że gwarantuje ona Polsce najlepsze, suwerenne zdolności wojskowe i przemysłowe. Adrian Monks Dyrektor ds. Sprzedaży i Rozwoju Działalności na Polskę MBDA Missile Systems: Teoretycznie można więc w pokład wpuścić jedynie kontenery z rakietami CAMM, co zmniejsza koszty zakupu (nie trzeba kupować drogich modułów typu Sylver i Mk41), upraszcza prace potrzebne do wykonania na okręcie, ogranicza dołożony ciężar i pobór energii z systemu okrętowego. Należy przy tym pamiętać, że wyrzutnie systemu przeciwlotniczego Sea Ceptor, które można było zobaczyć na fregacie HMS Westminster wcale nie muszą być tymi, jakie trzeba by było ewentualnie zastosować na przyszłej korwecie ORP Ślązak. Brytyjczycy wykorzystali bowiem już istniejącą instalację wcześniej wykorzystywanego na tym okręcie systemu przeciwlotniczego Sea Wolf. System ten posiadał zainstalowane w pokładzie 32 charakterystycznie odseparowane komory startowe, które zaadoptowano praktycznie bez przeróbek dla kontenerów z rakietami CAMM.
Wyrzutnie systemu przeciwlotniczego Sea Ceptor na fregacie HMS Westminster zaadoptowane z wcześniej wykorzystywanego na tym okręcie systemu przeciwlotniczego Sea Wol. Fot. M.Dura W przypadku Gawrona kontenery startowe CAMM można by wkładać ciaśniej w mechaniczne prowadnice przygotowane przez PGZ Stocznia Wojenna, albo co łatwiejsze (choć droższe), skorzystać z już zaprojektowanego stelaża startowego - np. takiego jaki jest reklamowany przez koncern Lockheed Martin.
Porównanie wielkości standardowego, ośmiokomorowego modułu wyrzutni Mk41 dla przykładowo 32 rakiet CAMM i modułu trzykomorowego specjalnie dla 12 rakiet CAMM (w której widać brak niepotrzebnego wylotu dla gorących gazów z silników rakietowego). Fot. M.Dura Problemem dla Ślązaka nie będzie również montaż bloków sterowania i kierowania ogniem. Po wizycie fregaty HMS Westminster wiadomo bowiem, że w przypadku rakiet CAMM pod pokładem trzeba będzie zamontować jedynie dwa bloki układu zasilania i sterowania wielkości pralki automatycznej. Brytyjczycy specjalnie wprowadzili dziennikarzy do dużego pomieszczenia w całości zajmowanego wcześniej przez aparaturę zabezpieczającą pracę systemu przeciwlotniczego Sea Wolf. Obecnie kabina ta została całkowicie opróżniona, a w jej kącie stoją dwa małe bloki z elektroniką pozbawione praktycznie jakichkolwiek elementów wymagających ciągłej obsługi.
Systemy elektroniczne wykorzystywane w systemie przeciwlotniczym Sea Ceptor na fregacie HMS Westminster mieszczą się w dwóch blokach wielkości pralki automatycznej. Fot. M.Dura W przypadku elementów pokładowych systemu jest również łatwiej, ponieważ rakiety CAMM są naprowadzane aktywnie. Po starcie mogą więc działać według zasady wystrzel i zapomnij, ale mogą być również korygowane w locie. W tym drugim przypadku nie potrzeba jednak specjalistycznych radarów kierowania ogniem ( oświetlających cel), ale wystarczy prosta antena dla urządzenia łączności zapewniających komunikację z rakietą. Jej zamontowanie na okręcie nie powinno być więc żadnym problemem. Takie rozwiązanie daje dodatkowo teoretyczną możliwość wystrzelenia kilkudziesięciu rakiet prawie jednocześnie z zachowaniem kontroli nad każdą z nich (ta ilość nie zależy od ilości radarów kierowania uzbrojeniem).
Kopuła z anteną systemu łączności, jaki zabezpiecza kierowanie rakietami CAMM zajmuje bardzo niewiele miejsca na pokładzie. Fot. M.Dura W ramach programu Narew oferujemy Polsce głębokie partnerstwo. MBDA zamierza przekazać krajowemu przemysłowi technologie i wiedzę niezbędną do produkcji własnych pocisków CAMM. Te same pociski CAMM mogą być używane zarówno przez wojska lądowe, jak i marynarkę wojenną. Adrian Monks Dyrektor ds. Sprzedaży i Rozwoju Działalności na Polskę MBDA Missile Systems: Do samego naprowadzania rakiet wystarczają bowiem dane z radaru obserwacyjnego, którym w przypadku fregaty HMS Westminster jest trójwspółrzędna stacja radiolokacyjna typu 997 Artisan 3D, natomiast w przypadku Ślązaka jest jego odpowiednik trójwspółrzędna stacja radiolokacyjna SMART-S Mk2 (firmy Thales). W przypadku patrolowca będzie ona wykorzystana w niewielkim zakresie. W przypadku korwety jej zakup zwróciłby się z nawiązką.
Antena trójwspółrzędnego radaru wykrywania celów powietrznych i nawodnych typu 997 Artisan 3D na fregacie HMS Westminster, która wystarcza do naprowadzania rakiet CAMM w systemie Sea Ceptor. Fot. M.Dura
Antena trójwspółrzędnego radaru wykrywania celów powietrznych i nawodnych SMART-S Mk2 na patrolowcu Ślązak, która wystarczyłaby do naprowadzania rakiet CAMM ewentualnie zamontowanych na tym okręcie. Fot. M.Dura Rakiety przeciwokrętowe bez problemu Jeszcze mniej problemu na Ślązaku będzie z ewentualnym dołożeniem rakiet przeciwokrętowych. Na pokładzie tego okrętu zachowano bowiem puste miejsce (pomiędzy masztami), na którym na Gawronie zamierzano wcześniej zamontować tego rodzaju pociski.
Stanowisko do 8 rakiety przeciwokrętowych Harpoon na fregacie HMS Westminster wcale nie zajmują dużo miejsca na pokładzie. Fot. M.Dura
Patrolowiec Ślązak z miejscem na wyrzutnie rakiet przeciwokrętowych (pomiędzy masztami). Fot. M.Dura Co więcej koszty zakupu i montażu można ograniczyć do minimum, ponieważ dla Ślązaka jest możliwość zaadoptowania pocisków typu RBS-15 Mk3 i systemu kierowania ogniem już zakupionych przez Marynarkę Wojenną dla małych okrętów rakietowych typu Orkan. Może to być związane z wycofaniem jednego z takich okrętów (co pozwoliłoby dodatkowo zaoszczędzić środki, jakie i tak trzeba będzie wydać na jego modernizację), albo z zainstalowaniem na nim starszych rakiet typu RBS-15 Mk2 (które Marynarka Wojenna uzyskała, gdy nie było jeszcze dostępnych rakiet w wersji Mk3). Oczywiście można tutaj zacząć dyskusję na temat tego, czy właśnie tego rodzaju pociski przeciwokrętowe są najlepsze, a nie np. stosowane w Nadbrzeżnym Dywizjonie Rakietowym rakiety NSM. W tej analizie autor stara się jednak podać najtańsze i najbardziej efektywne rozwiązanie. Za RBS-15 Mk3 w takich rozważaniach przemawia kilka czynników. Pierwszym jest czynnik operacyjny. W przypadku okrętów, na których nie można łatwo uzupełnić amunicji zawsze lepsze są rakiety, które po trafieniu dają większy efekt. Głowica bojowa RBS-15 jest dwukrotnie większa niż NSM, a więc okręt potrzebuje mniej rakiet by wyeliminować dany cel. Dodatkowo może to zrobić w każdych warunkach atmosferycznych ze względu na zastosowaną głowicę bojową (naprowadzaną radiolokacyjnie a nie na podczerwień). Ważnym czynnikiem jest również niższy koszt integracji. Na okrętach typu Orkan jest bowiem starsza wersja systemu walki TACTICOS zastosowanego na Ślązaku. Problem integracji rakiet RBS-15 z tym systemem został więc już rozwiązany (i to za polskie pieniądze), a więc koszty z tym związane na patrolowcu byłyby niewątpliwie mniejsze. Nie ma też problemu z dodatkowym wyposażeniem ponieważ kierowanie ogniem na Orkanach odbywa się z konsol wielofunkcyjnych teoretycznie
podobnych z zasady działania do tych, jakie wprowadzono na Ślązaku. Kontenery z rakietami RBS-15 Mk3 można z łatwością przenieść z Orkanów na Ślązaka Fot. M.Dura
a w ich miejsce zamontować np. rakiety RBS-15 Mk2. Fot. M.Dura Zwalczanie okrętów podwodnych z problemami ale można Najtrudniejsze w ewentualnym dostosowaniu Ślązaka do zadań bojowych jest zintegrowanie systemu zwalczania okrętów podwodnych. Najmniej trudności będzie z montażem efektorów, czyli wyrzutni torpedowych, ponieważ są one w miarę kompaktowe, a same torpedy ZOP typu MU90 Imapct są już na polskich fregatach typu Oliver Hazard Perry i można z nich skorzystać. Gorzej jest jednak z sonarem podkilowym, ponieważ jego zastosowanie wymagałoby już gruntowej ingerencji w kadłub okręty, a to jest związane z długimi i bardzo kosztownymi pracami projektowymi oraz stoczniowymi. Ale i w tym przypadku można znaleźć rozwiązanie, którym jest np. kompaktowy sonar holowany CAPTAS. Jego również można było zresztą zobaczyć na przebywającej w Gdyni fregacie HMS Westminster. Jest to stosunkowo duży okręt stąd zastosowano tam najbardziej rozbudowaną wersję tej stacji hydroakustycznej CAPTAS-4. Pomimo tego, system opuszczania i podnoszenia holowanej anteny sonarowej jest bardzo kompaktowy i zajmuje niewiele miejsca w pomieszczeniu rufowym pod lądowiskiem dla śmigłowca.
Kompaktowy system do opuszczania i podnoszenia anteny sonaru holowanego CAPTAS-2 na fregacie HMS Westminster. Fot. M.Dura Dodatkowo w przypadku Ślązaka można by było zastosować mniejszy sonar typu CAPTAS-2 przeznaczonych dla średniej wielkości okrętów o wyporności od 1500 ton. Jest to aktywna, holowana stacja hydroakustyczna klasy VDS (Variable Depth Sonar) - o zmiennej głębokości zanurzania, którą dobiera się w zależności od rozkładu temperatury wody. Dzięki temu można szukać zagrożeń nawet wtedy, gdy obcy okręt podwodny ukryje się pod warstwą wody odbijającą fale akustyczne.
Porównanie wielkości sonarów CAPTAS-4 i CAPTAS-2 firmy Thales. Fot. M.Dura Przy czym jest to jedyny sonar VDS pracujący na niskich częstotliwościach (900-2100 Hz) wykorzystywany w krajach NATO. Stacja ta powstała na bazie wieloletnich doświadczeń marynarki francuskiej i jest wykorzystywana m.in. na okrętach francuskich, brytyjskich, włoskich, Arabii Saudyjskiej, Maroka i Zjednoczonych Emiratów Arabskich.
Rufa fregaty HMS Westminster (z lewej) z dobrze widocznym slipem do wypuszczania sonaru CAPTAS-4 (z lewej strony) i otworem do wypuszczania anteny systemu zakłócania torped (z prawej strony) oraz rufa patrolowca Ślązak z dużą pawężą, z której spokojnie można by było wypuszczać sonar holowany np. typu CAPTAS-2. Fot. M.Dura Podsumowanie Jak widać proces przerobienia patrolowca Ślązak na korwetę Ślązak wcale nie musi być trudny, ani kosztowny. Oczywiście zawsze znajdą się ludzie (na szczęście nieliczni), którzy zarzucą Defence24.pl, że rozważania na temat ewentualnego dozbrojenia Ślązaka są bez sensu, gdy jednostka ta nadal jest budowana i nie wiadomo kiedy ta budowa się zakończy. I rzeczywiście najważniejszym obecnie zadaniem dla PGZ Stocznia Wojenna jest skończenie i przykazanie okrętu. Jednak myślenie o tym Co dalej? wcale w tym procesie nie przeszkadza.