Opracowanie redakcyjne, korekta, skład i projekt graficzny: JACEK CZARNIK



Podobne dokumenty
Dzięki ćwiczeniom z panią Suzuki w szkole Hagukumi oraz z moją mamą nauczyłem się komunikować za pomocą pisma. Teraz umiem nawet pisać na komputerze.

30-dniowe #FajneWyzwanie Naucz się prowadzić Dziennik!

Przedstawienie. Kochany Tato, za tydzień Dzień Ojca. W szkole wystawiamy przedstawienie. Pani dała mi główną rolę. Będą występowa-

Szczęść Boże, wujku! odpowiedział weselszy już Marcin, a wujek serdecznie uściskał chłopca.

MAŁGORZATA PAMUŁA-BEHRENS, MARTA SZYMAŃSKA. W szpitalu

Przygody Jacka- Część 1 Sen o przyszłości

KATARZYNA POPICIU WYDAWNICTWO WAM

Kurs online JAK ZOSTAĆ MAMĄ MOCY

Anioł Nakręcany. - Dla Blanki - Tekst: Maciej Trawnicki Rysunki: Róża Trawnicka

Z wizytą u Lary koleżanki z wymiany międzyszkolnej r r. Dzień I r.

Hektor i tajemnice zycia

Tekst: Barbara Wicher Ilustracje: Ewa Podleś

FILM - W INFORMACJI TURYSTYCZNEJ (A2 / B1)

ROZPACZLIWIE SZUKAJĄC COPYWRITERA. autor Maciej Wojtas

VIII Międzyświetlicowy Konkurs Literacki Mały Pisarz

BEZPIECZNY MALUCH NA DRODZE Grażyna Małkowska

Zaimki wskazujące - ćwiczenia

Zuźka D. Zołzik idzie do zerówki

Irena Sidor-Rangełow. Mnożenie i dzielenie do 100: Tabliczka mnożenia w jednym palcu

Drogi Rodzicu! Masz kłopot ze swoim dzieckiem?. Zwłaszcza rano - spieszysz się do pracy, a ono długo siedzi w

Izabella Mastalerz siostra, III kl. S.P. Nr. 156 BAJKA O WARTOŚCIACH. Dawno, dawno temu, w dalekim kraju istniały następujące osady,

AUDIO / VIDEO (A 2 / B1 ) (wersja dla studenta) ROZMOWY PANI DOMU ROBERT KUDELSKI ( Pani domu, nr )

i na matematycznej wyspie materiały dla ucznia, klasa III, pakiet 109, s. 1 KARTA:... Z KLASY:...

Olaf Tumski: Tomkowe historie 3. Copyright by Olaf Tumski & e-bookowo Grafika i projekt okładki: Zbigniew Borusiewicz ISBN

BĄDŹ SOBĄ, SZUKAJ WŁASNEJ DROGI - JANUSZ KORCZAK

Streszczenie. Streszczenie MIKOŁAJEK I JEGO KOLEDZY

Część 9. Jak się relaksować.

Rozdział II. Wraz z jego pojawieniem się w moim życiu coś umarło, radość i poczucie, że idę naprzód.

Joanna Charms. Domek Niespodzianka

Copyright 2015 Monika Górska

Chłopcy i dziewczynki

WAŻNE Kiedy widzisz, że ktoś się przewrócił i nie wstaje, powinieneś zawsze zapytać, czy możesz jakoś pomóc. WAŻNE

Kolejny udany, rodzinny przeszczep w Klinice przy ulicy Grunwaldzkiej w Poznaniu. Mama męża oddała nerkę swojej synowej.

Utrzymać formę w ciąży Skuteczna gimnastyka żył

Uwaga, niebezpieczeństwo w sieci!

Jak mówić, żeby dzieci się uczyły w domu i w szkole A D E L E F A B E R E L A I N E M A Z L I S H

Czy na pewno jesteś szczęśliwy?

Pokochaj i przytul dziecko z ADHD. ADHD to zespół zaburzeń polegający na występowaniu wzmożonej pobudliwości i problemów z koncentracją uwagi.

Liczą się proste rozwiązania wizyta w warsztacie

Nowe przygody Pana Toti

Rozumiem, że prezentem dla pani miał być wspólny wyjazd, tak? Na to wychodzi. A zdarzały się takie wyjazdy?

Jestem pewny, że Szymon i Jola. premię. (dostać) (ja) parasol, chyba będzie padać. (wziąć) Czy (ty).. mi pomalować mieszkanie?

Przeżyjmy to jeszcze raz! Zabawa była przednia [FOTO]

SOCIAL STORIES HISTORYJKI Z ŻYCIA WZIĘTE

BAJKA O PRÓCHNOLUDKACH I RADOSNYCH ZĘBACH

Jesper Juul. Zamiast wychowania O sile relacji z dzieckiem

MAŁGORZATA PAMUŁA-BEHRENS, MARTA SZYMAŃSKA. A. Awantura

Katarzyna Michalec. Jacek antyterrorysta

SZOPKA. Pomysły i realizacja: Joanna Góźdź

Widziały gały co brały

SMOKING GIVING UP DURING PREGNANCY

"PRZYGODA Z POTĘGĄ KOSMICZNA POTĘGA"

Kto chce niech wierzy

JAK ZAPISAĆ MYŚLI BOHATERÓW

SCENARIUSZ ZAJĘĆ DLA UCZNIÓW KL III SZKOŁY PODSTAWOWEJ KULTURALNY UCZEŃ

FILM - BANK (A2 / B1)

Pan Toti i urodzinowa wycieczka

8 sposobów na więcej czasu w ciągu dnia

Nagrodzone prace

NASTOLETNIA DEPRESJA PORADNIK

"Chciałem cię chronić, będąc twoim cieniem..." Pearlic. Reda 2015.

Samouczek Jak utworzyć e- portfolio

Sprawdzian kompetencji trzecioklasisty 2014

M Ą D R O Ś Ć N O C Y

Copyright 2015 Monika Górska

W MOJEJ RODZINIE WYWIAD Z OPĄ!!!

Wiersz Egzaminy, egzaminy... Ania Juryta

BURSZTYNOWY SEN. ALEKSANDRA ADAMCZYK, 12 lat

Jak rozważnie korzystać z telefonu podczas jazdy samochodem

Projekt współfinansowany w ramach Rządowego Programu na rzecz Aktywności Społecznej Osób Starszych na lata

Na skraju nocy & Jarosław Bloch Rok udostępnienia: 1994

Operacja KRAINA MARZEN

Witajcie dzieci! Powodzenia! Czekam na Was na końcu trasy!

Śpij dobrze! Jak ważny jest dobry sen Dlaczego dobry sen nie jest czymś oczywistym Co możemy zrobić, żeby lepiej spać

Koncentracja w Akcji. CZĘŚĆ 4 Zasada Relewantności Działania

Sytuacja zawodowa pracujących osób niepełnosprawnych

Temat zajęć: Agresja jak sobie z nią poradzić?

Część 4. Wyrażanie uczuć.

Spis treści. Kiedy dziecko kaprysi Kiedy dziecko się wyrywa Kiedy dziecko nie chce czegoś zrobić samo Kiedy dziecko czuje strach przed nieznanym (2)

Spis treści. Od Petki Serca

Magdalena Bladocha. Marzenie... Gimnazjum im. Jana Pawła II w Mochach

Punkt 2: Stwórz listę Twoich celów finansowych na kolejne 12 miesięcy

Ilustrował Marek Nawrocki. Nasza Księgarnia

ŻYCIE BEZ PASJI JEST NIEWYBACZALNE

I się zaczęło! Mapka "Dusiołka Górskiego" 19 Maja 2012 oraz zdjęcie grupowe uczestników.

to myśli o tym co teraz robisz i co ja z Tobą

AUTYZM DIAGNOZUJE SIĘ JUŻ U 1 NA 100 DZIECI.

Tłumaczenia: Love Me Like You, Grown, Hair, The End i Black Magic. Love Me Like You. Wszystkie: Sha-la-la-la. Sha-la-la-la. Sha-la-la-la.

7 KROKÓW DO POWIEŚCI. LEKCJA 1

Nikt nigdy nie był ze mnie dumny... Klaudia Zielińska z Iławy szczerze o swoim udziale w programie TVN Projekt Lady [ZDJĘCIA]

i na matematycznej wyspie materiały dla ucznia, klasa III, pakiet 3, s. 1 KARTA:... Z KLASY:...

MIŚ MAŁGORZATKI Paweł Księżyk

KARMIENIE SWOICH DEMONÓW W 5 KROKACH Wersja skrócona do pracy w parach

CO NAPISAĆ - kiedy dziewczyna wyśle Ci TYLKO oczko, uśmieszek lub buziaczek?

WARSZTATY pociag j do jezyka j. dzień 1

Opowiedziałem wam już wiele o mnie i nie tylko. Zaczynam opowiadać. A było to tak...

Świat bez Klamek opowiadanie surrealistyczno erotyczne cz. 2/3

Transkrypt:

Wydawca: DOLNOŚLĄSKA BIBLIOTEKA PUBLICZNA im. Tadeusza Mikulskiego we Wrocławiu Opracowanie redakcyjne, korekta, skład i projekt graficzny: JACEK CZARNIK

SPIS TREŚCI Od wydawcy... 4 Anna Strzeszewska SCHODY DO NIEBA... 6 Ewa Kuryło BLOG NN... 30 Anna Wajs UPADEK... 47 Kinga Rajchel MARIA... 67 Magdalena Kasprzak OSTATNIA ARIA... 84 Joanna Gręda PIERWSZA SPRAWA K.... 114 Patryk Hirsekorn MARTWICA... 141 Adrian Jankowski PODOBNO...... 151 Zbigniew Kucia 27 GODZIN... 168 Hanna Woźniak CO SIĘ PRZYDARZYŁO PANI M.?... 181 Wojciech Kulawski MORDERSTWO W ŁAGOWIE... 192 Hanna Białas KELLER I JA... 207 Daria Smosna DÉJÀ VU... 221

Od wydawcy Zamieszczony w tej książce zbiór opowiadań jest pokłosiem konkursu ogłoszonego podczas pierwszej edycji dorocznej imprezy pod nazwą Tydzień w kryminale, organizowanej w Dolnośląskiej Bibliotece Publicznej. Ten konkurs miał szczególny charakter. Trzeba było napisać opowiadanie kryminalne na temat Co się przydarzyło pani M.?, inspirując się zdjęciem wybranym przez organizatorów. Jego autorem jest Marek Wójciak. W regulaminie został więc określony główny motyw i wskazane niektóre składniki świata przedstawionego.

Nadesłano około 200 opowiadań. Kilkunastu autorów poradziło sobie z postawionym przed nimi zadaniem znakomicie, dając dowód nie tylko wielkiego potencjału własnej wyobraźni, ale także sprawności warsztatowej, świetnej znajomości cech gatunkowych kryminału, a często także godnej podziwu swobody narracji. Książka prezentuje 13 opowiadań. Pierwsze Schody do nieba napisane przez Annę Strzeszewską z Gliwic zostało uhonorowane Nagrodą Główną. Trzy następne Blog NN Ewy Kuryło z Warszawy, Upadek Anny Wajs z Tarnowa i Maria Kingi Rajchel z Tych otrzymały równorzędne wyróżnienia. Pozostałe utwory znalazły się w tomie, bo tak zdecydowało jury konkursowe, które podkreślając ich wysoki poziom, postanowiło wyróżnić je właśnie publikacją w niniejszym zbiorze.

Anna Strzeszewska SCHODY DO NIEBA Szalała burza; błyskawice raz po raz rozświetlały niebo, złowrogie odgłosy grzmotów były coraz bliższe i coraz głośniejsze. Kręte schody zdawały się nie mieć końca, już jej brakowało tchu, nogi odmawiały posłuszeństwa, a pantofelki na wysokim obcasie dodatkowo utrudniały wspinaczkę. Nie, nie podda się, jeszcze trochę wysiłku, jeszcze kilka stopni, a będzie bezpieczna Małe światełko na szczycie wieży było już prawie na wyciągnięcie ręki. Magda ziewnęła i odłożyła książkę. Wiedziała, że jak zaraz nie zaśnie, to jutro będzie miała poważne kłopoty z poranną pobudką do pracy. Poza tym już troszkę zaczynała się bać, ale co tam Przecież lubi się bać, tak na niby! Najwyżej zrezygnuje z porannej gimnastyki. Przestawiła budzik o kwadrans, otworzyła książkę, wygładziła pożółkłe, mocno podniszczone kartki i na powrót zatonęła w powieści. Pozostało tylko kilka stopni. Ostatkiem sił kurczowo chwyciła się drewnianej poręczy. Przystanęła głośno łapiąc oddech, gdy niemal oślepił ją błysk, a zaraz potem ogłuszyło gwałtowne uderzenie pioruna. Zgasła lampka na szczycie wieży. Ogarnęła ją lepka, nieprzenikniona, złowieszcza ciemność. I wtedy usłyszała ten dźwięk. Zadrżała z przera-

żenia. Wiedziała, że to koniec. Nie było już dla niej ratunku. Rozpostarła ręce i pochyliła się nad balustradą. Jej długie, czarne włosy zalśniły w świetle błyskawicy jak skrzydło kruka. Co za idiotyczny kicz zdenerwowała się Magda. Co jej do głowy przyszło, żeby w nocy czytać takie grafomańskie wypociny? A pani Zosia w bibliotece tak ją namawiała na pożyczenie tego starocia, że to niby klasyka i sam staroświecki wdzięk. Nigdy więcej nie będzie czytać takich głupot! Magda zdecydowała się ostatecznie zakończyć lekturę, niedbale rzuciła książkę na podłogę obok łóżka i zgasiła nocną lampkę. Sen jednak długo nie nadchodził. Wstała i sprawdziła drzwi. Były zamknięte. Potem wydawało się jej, że słyszy w oddali pomruki burzy, więc znowu wstała i sprawdziła okna. Też zamknięte. A gdy wreszcie zasypiała, zdawało się jej, że słyszy kroki. Na schodach Poniedziałek Ranek był oczywiście koszmarny; skaleczyła się nożyczkami, wylała kawę na świeżo wyprany obrus, a co gorsza na jedyną wyprasowaną bluzkę, nie mogła znaleźć kluczyków do samochodu. Gdy wreszcie w panice i z obłędem w oczach wybiegła z mieszkania, na schodach zauważyła dziwne ślady. Jak gdyby ktoś tam i z powrotem

pokonywał stopnie w ubłoconych butach. Czy była w końcu ta nocna burza, czy nie? W biurze agencji czekała już cała ekipa techniczna, ale nikt nie zwrócił uwagi na spóźnienie Magdy. Dzisiaj przecież nie na Magdę czekali. To właśnie dziś zaczynały się zdjęcia. Po tylu tygodniach przygotowań wreszcie mieli zacząć realizować zlecenie. A było to wyjątkowo dobre zlecenie; bardzo korzystne finansowo i dawało świetne perspektywy na przyszłość. Największe problemy były z wyborem gwiazdy, która wystąpi i swoim blaskiem zareklamuje nowy obiekt. Klient był bardzo kapryśny i bardzo wybredny, ale dobrze płacił. Właśnie na tę wybraną i wymarzoną gwiazdę wszyscy czekali i gdzie tam te marne 15 minut Magdy mogło się równać z efektownym spóźnieniem artystki. Wreszcie pani M. przybyła. Naprawdę nazywała się Mirosława Maciejko, ale jeszcze w szkole aktorskiej, podczas drobnych chałturek, przybrała nieco pretensjonalny pseudonim Milena M. W swoim środowisku, potocznie i z pewnym lekceważeniem, nazywana była panią M. I właśnie w tym momencie pani M. przybyła we własnej, urodziwej osobie. Budynek był świeżo po generalnym remoncie albo jak mawiano wśród znawców, po rewitalizacji. Wszędzie unosił się zapach farby, tynku, surowego drewna. To miał być ostatni krzyk mody i ósmy cud świata. Sam szyk i awangarda. Uwieńczeniem dzieła ambitnego i bardzo drogiego architekta oraz równie ambitnego, co drogiego dekoratora wnętrz,

miała być najnowocześniejsza kawiarnia w kraju. Raj dla snobów. Do tego raju wiodły okazałe, spiralne schody. Wysokie prawie do nieba. I tak właśnie miał się ów nowy lokal nazywać: Schody do nieba. Na te schody, z mniejszą lub większą gracją, wbiegała wystrojona Milena M. Na nogach miała luksusowe, białe szpileczki, a w ręku dzierżyła parasol. Była coraz bardziej zmęczona i zirytowana, co dawała odczuć całej ekipie. Robert młody reżyser i scenarzysta w jednej osobie, za nic miał jej miny i fochy. Pani Mileno, jeszcze raz wbiega pani na schody. Ale nie tak, nie tak, inaczej się umawialiśmy. Powtarzamy! Pani Mileno, gdzie ma pani parasol? Magda, przynieść zaraz parasol! Pani Mileno, proszę o uśmiech. Uśmiech!!! Magda, gdzie jest parasol?! No nie! Cholera jasna! zaklęła pod nosem Magda. Ten przeklęty parasol zapadł się chyba pod ziemię. A zresztą, po co w pomieszczeniu parasol? Tę ostatnią kwestię niebacznie wypowiedziała już na głos i pan reżyser się nieco zdenerwował. Tak jest w scenariuszu i basta! Magda ma siedzieć cicho. Ma zaraz znaleźć parasol i dopilnować, żeby był pod ręką podczas każdej sceny. Od ustalania, co jest potrzebne, a co nie, jest on, reżyser, a nie Magda. Potem się jednak zmitygował i ogłosił półgodzinną przerwę w zdjęciach. Następnie, pomiędzy pospiesznymi łykami kawy z termosu, objaśnił Magdzie zawiłości scenariu-

sza. Parasol jest bardzo ważny. W ostatniej scenie będzie on najistotniejszym rekwizytem całego filmu, clou programu. Pani Milena, pokonując niezliczone zakręty i stopnie, dotrze w końcu do tej niebiańskiej knajpy i tam zostanie poczęstowana wspaniałym, magicznym koktajlem. Po wizycie w Schodach do nieba i spożyciu tego napoju, piękna Milena miała ze szczytu schodów spłynąć na ziemię na parasolu. Lekko, z wdziękiem, niesiona zachwytem i szczęściem. Oczywiście, ów lot na parasolu będzie trikiem filmowym. O rany! Milena w roli Mary Poppins! zachichotała szyderczo Magda. Totalna bzdura i kicz! Tym razem, na swoje szczęście, widząc powagę Roberta, nie wyraziła głośno tej opinii. Zrobiła potulną minę i nadal pękając w duchu ze śmiechu, ruszyła na poszukiwanie gwiazdorskiego parasola. Ten leżał w najlepsze na składanym krzesełku, na samym środku planu, jakiś gamoń przykrył go kurtką. Na razie jeszcze nie był potrzebny, bo pani Milena zwlekała z powrotem na plan. Nie była zadowolona ani z makijażu, ani z fryzury. Charakteryzatorka i fryzjerka uwijały się jak w ukropie; poprawiały, pudrowały, tapirowały, ale ciągle coś było nie tak. Tymczasem reszta ekipy snuła się po kątach, paliła na zewnątrz kolejne papierosy. W końcu Robert zmobilizował zespół, a przede wszystkim Milenę i praca rozpoczęła się na nowo. Gdy po godzinie pani M. wymogła przerwę na lunch, wszyscy

odetchnęli z ulgą. Mieli serdecznie dość tego zlecenia, a przede wszystkim narzekań artystki. Po południu praca szła sprawniej, ale nawet Robert nie oponował, gdy pani Milena oznajmiła, że jest zmęczona, i kazała się odwieźć do domu. Nigdy więcej żadnych schodów zarzekała się Magda, przygotowując się do spania. I żadnych kryminałów ze schodami w roli głównej. Nawet nie spojrzała na niedokończone powieścidło, porzucone od wczoraj na podłodze. Nastawiła budzik, okręciła się kołdrą i natychmiast mocno zasnęła. Wtorek Nad ranem męczył ją sen o latarni morskiej, na którą wspinała się, popychana przez napierający tłum turystów. Schody były strome, wąziutkie, trzymała się kurczowo drewnianej poręczy. Najgorszy był ten wzmagający się tupot kroków na schodach. Coraz głośniejszy. I ten odgłos kroków zbudził ją, jeszcze na długo przed budzikiem. Zerwała się gwałtownie, usiadła, ale z ulgą skonstatowała, że to tylko sen. Dla poprawienia humoru przygotowała sobie dobre śniadanie, odprasowała najbardziej twarzową tunikę, zrobiła staranny makijaż.

Wczesna pobudka ma swoje dobre strony uznała pogodnie Magda. Zdenerwowała się dopiero, gdy zamykała drzwi; dostrzegła znowu te dziwne, ubłocone ślady, a przecież głowę by dała, że wczoraj wieczorem schody były czyste. Ślady mijały jej drzwi i wiodły powyżej, ale przecież tam teraz nikt nie mieszka, a wyżej jest tylko strych Niby głupstwo, ale zdarzenie zasiało ziarno niepokoju. Kto i po co nocami wędruje po domu? Pani Milena w jedwabnym, turkusowym kostiumie, na niebotycznych obcasach i z wytwornym kokiem wyglądała olśniewająco. Przyjechała prawie punktualnie. Z uśmiechem przyjmowała komplementy, opowiadała o weekendowym wypadzie do Mediolanu. Czar prysł, gdy reżyser, bez zbędnych ceregieli, dał sygnał do rozpoczęcia pracy. Z niechęcią przebrała się w obcisłą małą czarną i rozpuściła długie, ciemne loki. W ogóle mnie nie widać na tych schodach narzekała. Ależ widać, widać, pani Milenko zapewnił oświetleniowiec. Zwłaszcza nogi dodał. Magda zmartwiała, pewna, że za chwilę wybuchnie awantura. A tymczasem, ku ogólnemu zaskoczeniu, pani Milena uśmiechnęła się promiennie i do samego lunchu miała znowu dobry humor.

Pogoda była piękna. Przed nowym lokalem był imponujący skwer, zapewne dzieło jakiegoś fachowca od aranżacji zieleni. Magda rozłożyła się na ławce, podwinęła nogawki spodni i w ramach lunchu konsumowała przygotowane rano, smakowite kanapki. Pani M. pojechała z reżyserem na jakiś bardziej wyrafinowany posiłek. Reszta ekipy rozlazła się leniwie po okolicy. Nastąpiła błoga cisza. Najgorsze, że była to cisza przed burzą. I to zupełnie nieprzewidzianą burzą, bo po południu miały być realizowane proste, niekłopotliwe ujęcia w kawiarni. Problemy pojawiły się jednak zaraz po przerwie. Pani Milena najpierw zażądała zmiany kreacji na bardziej kolorową, a przynajmniej innego kroju, bo ta już się jej kompletnie opatrzyła. Domagała się też dobranego do sukienki kapelusza. Na koniec zaproponowała, że zamiast wchodzić na te schody, mogłaby na nich zatańczyć Reżyser najpierw oniemiał, potem zaczął mówić za dużo. Pani Gosia charakteryzatorka, osoba z niemałym doświadczeniem i wielkimi pokładami cierpliwości, stanowczym ruchem dłoni odprawiła zdenerwowanego Roberta i spokojnie wytłumaczyła Milenie konieczność realizowania zatwierdzonego scenariusza. Za to obiecała Milenie rewelacyjną maseczkę z kawioru, zaraz po zakończeniu zdjęć. Podziałało i pani M., już bez kaprysów, przystąpiła do pracy, w dotychczasowej kreacji i bez kapelusza. Ekipa maksymalnie skoncentrowana pracowała. Oświetleniowiec popra-

wiał ustawienia lamp, Magda pilnowała szczegółów planu, podawała kolejne rekwizyty. Parasol chwilowo poszedł w kąt, bo pani M. w jednej ręce trzymała wdzięcznie torebeczkę, w drugiej drinka. Właśnie podnosiła do ust smukłą szklaneczkę, gdy nastąpiło istne trzęsienie ziemi. Na plan zdjęciowy przybył bowiem pan Piotr zleceniodawca i właściciel Schodów do nieba w jednej osobie. Przybył jednak nie sam, bo towarzyszyli mu wspólnik, kierownik nowego lokalu oraz jakaś młoda i bardzo efektowna panienka w czerwonej sukience. Pan Piotr przedstawił ją ekipie i dodał, że to wschodząca gwiazda modelingu. Pozostałych ekipa z agencji reklamowej już wcześniej poznała. Szef i jego świta hałaśliwie przywitali się z zespołem i zapewniając, że przeszkadzać nie będą, ulokowali się w dalszej części sali. Jednak przeszkadzali i to bardzo. Odzyskany z takim trudem spokój i skupienie na planie znikły bezpowrotnie. Reżyser pokrzykiwał, operator powtarzał bez końca ujęcia, Magda plątała rekwizyty, a pani M. grała coraz gorzej. Nie uszło to uwadze pana Piotra. Restaurator, zwalisty i potężny, w czarnej, skórzanej marynarce, stanął obok reżysera i zaczął udzielać mu wskazówek. To był już początek końca. Robert gwałtownie zamilkł i pobladł, a pani Milenka wprost przeciwnie, najpierw dostała czerwonych plam na twarzy, potem zrobiła się cała pąsowa. Konflikt osiągnął apogeum, gdy pan Piotr najpierw zaczął komentować grę pani Mileny, by wreszcie tonem nieznoszącym sprzeciwu, zaproponować,

aby to Izabelka pokazała pani M., jak tę scenę zagrać. Izabelka, była to owa panienka w czerwonej sukience. Na szczęście miała na tyle taktu, czy raczej instynktu samozachowawczego, że nie kwapiła się do zastępowania Mileny. Pani M. zaś dostała histerii: krzyczała, płakała, klęła i groziła na zmianę. W końcu wybiegła z kawiarni i jak szalona pędziła na dół po schodach, a Magda za nią. Matko jedyna myślała przerażona Magda. Przecież ona zaraz spadnie i się zabije. Pani Milenko, niech pani poczeka! wołała Magda. Pani Mileno!!! Złapała M. dopiero na dole. Na tyle ją udobruchała i pocieszyła, że Milena przestała histeryzować i zgodziła się, żeby to Magda odwiozła ją do domu. W swoim własnym domu, zmęczona i zniesmaczona Magda poszła wcześnie spać i chociaż raz nic jej się nie śniło. Nie słyszała ani burzy na zewnątrz, ani kroków na schodach. Może i dobrze, bo tym razem kroki dochodziły z pustego dotąd mieszkania nad Magdą Środa Nazajutrz rano Magda z najwyższą niechęcią wstała do pracy. Bolała ją głowa. Ubrała się w dżinsy i pierwszy z brzegu t-shirt. Przed samym wyjściem z domu wahała się,

czy zażyć tabletkę przeciwbólową, czy zaaplikować sobie kolejny kubek kawy. W końcu zastosowała obie metody na raz. Na schodach tym razem nie było żadnych podejrzanych śladów, za to, co jeszcze dziwniejsze, schody były zupełnie mokre, jakby przed chwilą myte. O siódmej rano? Zaklęła, gdy pośliznęła się na mokrej posadzce. Aura też dostosowała się do jej nastroju. Było szaro, siąpił deszcz, a pełnoletnie cinquecento długo nie chciało zapalić. O dziwo i tak była w pracy pierwsza, sporo przed czasem. Inni członkowie zespołu, z podobnym jak u Magdy zapałem do pracy, zaczęli się schodzić przed dziewiątą. Pani M. nie było ani o dziewiątej, ani godzinę później. Jej telefon też nie odpowiadał. W końcu Robert zadecydował, aby Magda z ekipą udała się do lokalu i zaczęła przygotowywać plan, a on sam pojedzie po Milenę. Już jadąc służbowym busikiem, Magda zdała sobie sprawę, że nie ma kluczy do Schodów do nieba. Pytany przez komórkę Robert też ich nie miał i co gorsze, nie wiedział, co się z nimi stało. Klucze okazały się niepotrzebne. Drzwi do budynku były bowiem otwarte. Magdę ogarnęło złe przeczucie, gdy wraz z innymi pracownikami wchodziła do słabo oświetlonego holu. Nie myliła się. Na posadzce z białoczarnej mozaiki leżała bez ruchu Milena. W swojej filmowej minisukience, białych szpileczkach, z burzą czarnych włosów. W prawej ręce trzymała swój parasol, a obok lewej ręki leżała jej torebka. Magda podbiegła do Mileny, odruchowo chciała ją

podnieść, szukała pulsu, potem pani Gosia i młody kierowca busika próbowali ją reanimować. Wszystko na próżno. Nastąpiła ogólna panika. Później Magda właściwie już nie pamiętała, czy to ona zadzwoniła na pogotowie, a operator na policję, czy odwrotnie. Nie miało to chyba większego znaczenia. Oba samochody, policyjny i karetka pogotowia, nadjechały równocześnie. Wyjaśnień bezładnie udzielali policji wszyscy naraz. Chyba wypadek, ale skąd się tu wzięła, nie mają pojęcia. Nazywa się Milena albo raczej Mirosława czy Mieczysława Maciejko, jakoś tak. Tak, kręcą tu film reklamowy. Tak, pani Milena grała w tym filmie. Nie, nikogo przy tym nie było. Nie, nie wiedzą, kiedy się to stało. Nie, nie dawała żadnych oznak życia. Chyba nie żyje. Wtedy, na to wszystko, wszedł Robert. Nie zastał Mileny w domu, miał nadzieję, że jednak zastanie ją na planie. Gdy zobaczył karetkę pogotowia i wóz policyjny przed budynkiem kawiarni, myślał już o najgorszym. Magda pierwsza podbiegła do reżysera i zaczęła mu gorączkowo tłumaczyć sytuację. Znowu powstało zamieszanie. Lekarz z pogotowia nie pytał o nic. Pochylony nad Mileną ostrożnie prowadził badanie. Potem wezwał sanitariuszy i rzucił krótko do policjantów: Zabieramy ją. Błyskawicznie przeniesiono bezwładną Milenę na nosze. Za chwilę było tylko słychać zapalanie silnika i przenikliwy sygnał oddalającej się szybko karetki.

Wtedy dopiero dotarło do wszystkich, że Milena żyje. Ulga, ogromna ulga. Policjanci też już z grubsza zorientowali się w przedmiocie sprawy. Wezwali techników do zabezpieczenia ewentualnych śladów. Ekipa pracowników agencji pojechała na komendę złożyć wstępne zeznania. Gdy Magda wróciła wreszcie do domu, nie miała już siły na nic. Włączyła telewizor, próbowała obejrzeć jakąś komedię romantyczną, ale nie mogła się skupić. Wzięła długą kąpiel, zrobiła sobie ulubionego drinka z limonką, aż wreszcie położyła się do łóżka z mocnym postanowieniem poszukania od jutra innej, bardziej normalnej pracy. Na przykład w bibliotece osiedlowej albo przy krojeniu serów, albo w pralni chemicznej Skąd ta pralnia jej przyszła do głowy, sama nie wie. Mocnych wrażeń miała chwilowo dość! Sen jednak nie nadchodził. Magda zapaliła nocną lampkę i wzdychając nad własną głupotą, podniosła z ziemi porzuconą kilka dni temu książkę. Zaczęła ponownie czytać od owego kulminacyjnego punktu: Rozpostarła ręce i pochyliła się nad balustradą. Jej długie, czarne włosy zalśniły w świetle błyskawicy jak skrzydło kruka. Gdy już chciała skoczyć w bezmiar ciemności, ktoś pochwycił ją w ramiona, czyjś głos cichy i kojący, wyszeptał uratuję cię. Uczuła nadzieję. Kroki prześladowcy umilkły Kroki jednak nie umilkły, lecz wręcz się nasiliły. Magda zdała sobie sprawę, że słyszy bardzo wyraźne kroki na

schodach. Ktoś szedł ociężale, jakby był bardzo zmęczony lub niósł coś bardzo ciężkiego. Po chwili usłyszała skrzypienie drzwi ze strychu. Ostrożnie wyjrzała przez uchylone drzwi wejściowe. Na schodach znowu były brudne, błotniste ślady. Zatrzasnęła drzwi. Poczuła irracjonalny strach. Postanowiła zadzwonić na policję. Gdy już wystukiwała numer, zdała sobie sprawę z absurdu tej sytuacji; rano wzywa policję, bo gwiazda filmowa spadła ze schodów, wieczorem dzwoni ponownie, bo ktoś chodzi po schodach w jej kamienicy. Policja pomyśli, że jest niespełna rozumu albo ma na punkcie schodów jakąś maniakalną obsesję. Choć zdawała sobie sprawę, że niebezpieczeństwo jest pewnie tylko w jej wyobraźni, to jednak do rana nie zmrużyła oka. Czwartek Rano czekały na nich w agencji nowe, choć skąpe wiadomości. Milena żyła, ale była nadal nieprzytomna. Podejrzewano wstrząs mózgu. Miała złamaną nogę. Tylko tyle przekazała im policja. Żadnych bliższych szczegółów nie udało się dowiedzieć. Nie byli przecież rodziną, a lekarze, pomni niejasnych okoliczności zdarzenia, odmawiali udzielania wiadomości o stanie zdrowia aktorki. Robert reżyser miał ponownie składać zeznania w komendzie. Bardzo niewyraźnie wyglądała sprawa kluczy: skąd miała je Milena?

Ustalono, że poprzedniego dnia po aferze z Mileną i jej nagłej ucieczce z planu, filmowcy zakończyli pracę, a w lokalu pozostał jeszcze właściciel z gośćmi. Miał, rzecz jasna, swoje klucze. Późnym popołudniem drzwi wejściowe do budynku zamykała Izabelka. Twierdzi, że na polecenie pana Piotra. A gdzie się podziały klucze reżysera? Czy to nimi posłużyła się Milena? Izabelę przesłuchiwano dziś jako pierwszą. Na korytarzu, chodząc tam i z powrotem, czekał na nią zdenerwowany Piotr. Wyszła wyraźnie przestraszona, co spowodowało natychmiast poruszenie wśród innych, czekających na swoją kolej, a następnie lawinę plotek. Klucze Roberta policja odnalazła. Były w Schodach do nieba, niedaleko miejsca, gdzie leżała Milena. Wpadły w jakiś ciemny kąt albo je tam ukryto. Czy to ich użyła M., czy ktoś inny jej te drzwi otworzył? Już było wiadomo, że obrażenia Mileny były spowodowane upadkiem ze schodów. Z dużej wysokości. Jak się tam znalazła? Po co poszła tak wczesną porą do lokalu? Czy była z kimś umówiona? Spadła wskutek nieszczęśliwego wypadku czy ktoś ją z tych schodów zepchnął? Może to jednak samobójstwo? Domysłom nie było końca. Choć z komendy wrócili wczesnym popołudniem, do pracy nikt się nie kwapił. Magda, która miała zeznawać następnego dnia, stwierdziła, że wybiera wolne za przepracowane ostatnio nadgodziny, i wyszła. Pojechała do szpitala do Mileny. W drzwiach kliniki niemal zderzyła się

z Robertem. Był, tak jak i Magda, wstrząśnięty tą sytuacją. Choć udało się im ustalić, na jakim oddziale leży Milena M., to jednak nie pozwolono im tam wejść ani nie dowiedzieli się niczego nowego. Żeby odwrócić ponure myśli, wybrali się na kawę do pobliskiej kawiarenki. Małej, bezpretensjonalnej i parterowej Wieczorem, uspokojona i pokrzepiona nieco na duchu i ciele, Magda wzięła latarkę, klucze ze strychu i weszła na górę. Choć mieszkała tu już od kilku lat, to praktycznie ani ze strychu, ani z piwnicy nie korzystała. Drzwi otworzyły się z trzeszczeniem godnym najlepszych horrorów. W środku jednakże nie było nic drastycznego, jakieś stare krzesła i stół upchane wbrew przepisom przeciwpożarowym pod ścianą, w kącie duży karton z pustymi słoikami i rzędy sznurków z praniem. Normalny strych w normalnym domu. Dopiero gdy już wychodziła, za drzwiami spostrzegła jakiś spory pakunek przykryty płachtą i nie byłoby w nim nic niezwykłego, gdyby nie znajome ślady błota dookoła i wystająca z niego równie ubłocona łopata Nie zawracała sobie głowy zamykaniem strychu na klucz. Zbiegła ze schodów w tempie przynoszącym chlubę olimpijczykom. Przed spaniem kilka razy sprawdziła drzwi wejściowe, założyła łańcuch i zażyła dwie tabletki na sen.

Piątek Wiadomość o tragicznym zdarzeniu z udziałem gwiazdy, no, może gwiazdki, filmowej szybko przeniknęła do mediów. Niemal wszędzie pojawiły się wzmianki o Milenie, opatrzone jej zdjęciami z archiwalnych zapasów redakcji, głównie z jej głośnego rozwodu sprzed kilku miesięcy. Dopiero aktualne wydanie popularnego brukowca wzbudziło ogólną sensację. Gdy Magda przyszła rano do pracy, w agencji już wrzało w najlepsze. Plotkom, ale i pomówieniom nie było końca. Publikacja z pierwszej strony gazety nosiła wielki, krzyczący na czerwono tytuł CO SIĘ PRZYDA- RZYŁO PANI M..?. Tym razem nie była to lakoniczna wzmianka. Artykuł był długi i zawierał dokładną relację ze zdarzenia. Autor artykułu, piszący zwykle pod pseudonimem Łukasz Kowalski, dobrze orientował się w sprawie i powoływał na swojego informatora, określonego literką M. Kandydatura Magdy wysunęła się na pierwszą pozycję. Oczywiście, niby nikt głośno tego nie powiedział, ale Magda Marczak zbieżność liter nasuwała się sama. No i Magda wyszła wczoraj wcześniej z pracy Niby tłumaczyła, że ma jakieś sprawy do załatwienia Wtedy wmieszał się Robert i zaczął mówić o wspólnej wizycie w szpitalu, co spowodowało dalsze domysły. Oliwy do ognia dolał Tomek operator, przypominając z niewinną miną, że w zasadzie

pani Gosia charakteryzatorka ma imię Małgorzata, a kierowca busika Marek Magda miała zeznawać dzisiaj jako pierwsza. Z ulgą opuściła gniazdo szerszeni, w jakie zamieniła się dzisiaj ich agencja, i pojechała na komendę policji. Opowiedziała wszystko bardzo dokładnie: najpierw o incydencie z dnia poprzedzającego zdarzenie, po którym odwiozła Milenę swoim samochodem do domu, i o znalezieniu Mileny nazajutrz rano. Wahała się bardzo, ale na koniec, gdy już podpisała zeznanie, zacinając się i szukając odpowiednich słów, opowiedziała o dziwnych, nocnych wizytach w swoim spokojnym dotychczas domu. Przesłuchujący Magdę starszy, bardzo rzeczowy i taktowny oficer potraktował ją bardzo poważnie, a przynajmniej nie dał po sobie poznać, że jest inaczej. Obiecał rozeznać sprawę i powiadomić Magdę o wynikach. Sobota Szef zarządził, że dla ich agencji to będzie sobota robocza. Jeszcze poprzedniego dnia wieczorem Agatka sekretarka szefa, obdzwoniła zespół i w ramach nadrabiania straconych ostatnio dni pracownicy mieli się stawić w sobotę do pracy. Pociągnięta za język Agata wygadała się Magdzie, że przede wszystkim szef chce ustalić źródło przecieku do brukowca.

Teraz właśnie, mówiąc różne brzydkie rzeczy, czasem pod nosem, a czasem całkiem głośno, zaspana Magda szykowała się do pracy. Z niepokojem lustrowała szafę, bo z wyprasowanych rzeczy miała tylko ścierki do naczyń. Wreszcie, w akcie desperacji, porwała z półki dżinsy i nie całkiem odpowiednią do nich koronkową, ale za to niemnącą się kreację. W przedpokoju, po krótkim wahaniu, zmieniła ulubione mokasyny na bardziej pasujące do koronek szpilki i popędziła do pracy. O tym, że jak się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy, miała się wkrótce przekonać. Zaraz za progiem diabeł podstawił jej nogę, a ściśle mówiąc, wysoki, cienko zakończony obcasik pozostał w kratce wejściowej, a sama Magda poszła dalej Próbowała złapać równowagę, uchwycić się drzwi lub framugi, ale bezskutecznie. Jeszcze kątem oka zauważyła młodego człowieka w wytartych bojówach, który biegł w jej kierunku. Padła jak długa, niemal prosto na jego ubłocone buty. I straciła przytomność. Ostry dyżur był w szpitalu na Mazowieckiej i tam karetka zawiozła Magdę. Szybko odzyskała przytomność, ale kostka spuchła i bolała okropnie. Była niestety zwichnięta. Magda zaliczyła kolejno badanie, prześwietlenie i wreszcie gipsowanie. W dodatku lekarz dyżurny zaniepokojony jej omdleniem zlecił EKG, badanie krwi i zatrzymał Magdę w szpitalu. Przymusowy urlop od życia pomyślała zrezygnowana, przebierając się w okropną szpitalną koszulę.

O mnie to nawet nikt nie napisze CO SIĘ PRZYDARZY- ŁO PANI M.? skonstatowała z ironią. Zastrzyk i przeżycia zrobiły swoje. Zasnęła mocno. Niedziela Milena M. odzyskała przytomność w niedzielne przedpołudnie. Otworzyła oczy, próbowała mówić, ale lekarze z oddziału intensywnej opieki nadal byli bardzo ostrożni w diagnozowaniu stanu pacjentki. Poprawa mogła być chwilowa, a na informacje o stanie zdrowia niecierpliwie czekała i policja, i prasa. Poniedziałek Przesłuchanie Adama M.., znanego biznesmena i zarazem byłego męża Mileny, nie wniosło nic nowego do sprawy. Dopiero wczoraj wrócił do kraju. Twierdził, że o wypadku Mileny dowiedział się z prasy. Nie utrzymuje z nią żadnych kontaktów. Rzeczywiście podczas rozprawy rozwodowej miał powiedzieć, że jeszcze dopadnie tę pazerną k. i skręci jej kark, ale to było w nerwach. Od wielu tygodni nie widział jej na oczy. Dwutygodniowy pobyt na Ibizie był faktem. Alibi Adama M. było niepodważalne.

Tymczasem Magda z wielką ulgą powróciła w domowe pielesze. Noga nadal tkwiła w gipsie, ale pozostałe badania nie wykazały nic niepokojącego, więc wypisano Magdę do domu. W domu było miło; nikt nie będzie jej mierzył temperatury o piątej rano, nikt nie będzie chrapał w nocy, a co najważniejsze nie będzie zmuszona oglądać telewizji przez całą dobę. Z pomocą siostry wdrapała się na swoje piętro, przebrała w ulubioną piżamkę i zaparzyła najlepszą kawę na świecie. Do teraz nie wiedziała, kto właściwie wezwał karetkę. Wtorek Milena w szpitalnej izolatce, słabiutka i blada, składała pierwsze, bardzo króciutkie zeznania. Tak, byłam zrozpaczona i chciałam się zabić usłyszała przypadkowo pielęgniarka z OIOMu. Szybko pobiegła do dyżurki i sięgnęła po telefon. Byłam upokorzona, nie chciałam żyć mówiła coraz ciszej Milena. Nie zrobiłam jednak tego wyszeptała w końcu z trudem do policjantów. Środa Nieudane samobójstwo pani M..!, Milena wybrała śmierć krzyczały od rana wielkie nagłówki brukowców.

W szpitalu kontynuowano przesłuchiwanie Mileny. Ciekawska pielęgniarka, ku swojej niekłamanej rozpaczy, nie miała niestety dziś dyżuru. Czwartek Wczesnym popołudniem Agatka i pani Gosia odwiedziły Magdę. Przyniosły kwiaty, słodycze i upominki od całej agencji. Przede wszystkim jednak przyniosły moc plotek i tak długo wyczekiwanych nowin. Milena M. złożyła już ostateczne zeznania. To ona wzięła klucze Roberta z kieszeni jego kurtki, gdy wychodziły wtedy z budynku wraz z Magdą. Postanowiła jeszcze raz sama poćwiczyć sceny według swojego pomysłu i nazajutrz olśnić reżysera. Wczesnym rankiem włożyła swoją filmową kreację i pojechała do lokalu, otworzyła drzwi kluczami Roberta. Potknęła się na tych schodach i spadła. Idiotka, co nie? Aha! Nie będziemy już powtarzać tego zlecenia, bo pan Piotr zrezygnował z pomysłu na reklamę. Teraz ponoć postanowił zmienić nazwę lokalu na Schody dla gwiazd i organizować tam pokazy mody. Może znowu wpadnie nam jakieś lukratywne zlecenie? I wiesz co, to on, Piotr, udzielił brukowcom tych informacji o wypadku. Przyznał się szefowi. Mówił, że liczył na darmową reklamę lokalu. Cwaniak, co? Ale te wczorajsze plotki, to już chyba nie on sprzedał prasie, jak myślisz?

Ten dzień był pełen niespodzianek, aż do samego końca. Gdy wieczorem zadźwięczał dzwonek, Magda skacząc na jednej nodze, dotarła do przedpokoju i otworzyła drzwi bez zastanowienia, pewna, że to siostra z zakupami. W drzwiach jednak stał policjant, jak się potem okazało dzielnicowy, z jakimś młodym człowiekiem. Ten ostatni wydał się Magdzie znajomy. Pani nie powinna tak od razu otwierać obcym osobom pouczył zaskoczoną Magdę policjant. Jeszcze pani mało kłopotów? Następnie przedstawił siebie i młodego człowieka. Ten pan to Michał Wójcicki, pani nowy sąsiad z góry. To on właśnie wezwał do pani pogotowie. I to on straszył panią w nocy Michał Wójcicki był najwyraźniej zmieszany słowami dzielnicowego. Nie miałem takiego zamiaru i w ogóle nie zdawałem sobie sprawy, że panią niepokoję tłumaczył się. Wynająłem to mieszkanie u góry tylko na czas zlecenia, które tu prowadzę. Przyznaję, bez żadnych wymaganych formalności i meldunków, ale zależało mi na czasie. Jestem archeologiem i złapałem tu sezonową pracę. Wracałem późno i bardzo ubrudzony z wykopalisk. W tym mieszkaniu są jasne wykładziny, więc wolałem swoje robocze rzeczy trzymać na strychu, ale zawsze myłem po sobie zabłocone schody. Bardzo panią przepraszam