POLSKI INSTYTUT ŹRÓDŁOWY W LUND Dowerstorp [sic], dnia 29.I 1946 r. 1 Ludwika Broel Plater przyjmujący protokół asystent Instytutu Protokół przesłuchania świadka 173 Staje Pani Zajkowska Helena urodzona 28.6.1892 r. w Warszawie, zawód pielęgniarka wyznanie rz. katolickie, imiona rodziców Józef Anna ostatnie miejsce zamieszkania w Polsce Warszawa obecne miejsce zamieszkania Dowerstorp pouczony o ważności prawdziwych zeznań, oraz o odpowiedzialności i skutkach fałszywych zeznań, oświadcza, co następuje: przebywałem w obozie koncentracyjnym w Oranienburgu w czasie od 13.8.44 do 14.VIII.44 jako więzień polityczny ewakuowana pod numerem 52488 i nosiłem trójkąt koloru czerwony [sic] z literą P. następnie przebywałem w Rawensbrück [sic] od 14.8.44 do 5.9.44 r. następnie przebywałam w Eberswalde obóz pracy od 5.9.44 r. do 21.IV.45 r. powrotnie Rawensbrück od 21.IV.45 r. do 25.IV.45 r. Na pytanie, czy w związku z pobytem, względnie pracą moją w obozie koncentracyjnym mam jakieś szczególne wiadomości w przedmiocie organizacji obozu koncentracyjnego, trybu życia i warunków pracy więźniów, postępowania z więźniami, pomocy lekarskiej i duchowej oraz warunków hygienicznych w obozie, oraz szczególnych wydarzeń, tudzież wszelkiego rodzaju przejawów życia więźniów w obozie, podaję, co następuje: Streszczenie zawiera str. 4. Ewakuacja dnia 10.8.44 r. z Warszawy do Pruszkowa, do Oranjenburga [sic] i Rawensbrück. Bicie w drodze. Zabieranie pieniędzy, kosztowności i rzeczy. Prześladowanie w bloku. Śmierć cyganki. Badania lekarskie. Transport do Eberswalde. Warunki życia w obozie. Transport do Rawensbrücku, pobyt w sztrafbloku. Komórka karna w sypialni. Wygląd aresztantek w ciemnicy. Wyjazd do Szwecji. BLOMS BOKTRYCKERI, LUND 1945
2 Zeznanie Heleny Zajkowskiej ur. 26.6.1892 r. w Warszawie. Dnia 10.VIII.44 r. znajdowałam się od 10-u dni u córki na ul. Filtrowej 68. Na ulicach był ruch normalny, tramwaje kursowały. O godzinie 17-ej powróciłam z targu, gdzie ruch też był normalny. Nagle z mieszkania usłyszałam wystrzały. Potem ludzie zaczęli uciekać do schronu, bo zaczęła się silna kanonada, bo z domu akademickiego niemcy [sic] walili pociskami, granatami, z domu akad. wyjechały tygrysy, do ludzi gaszących pożar, strzelano i rozeszła się wiadomość, że to jest powstanie. Publiczność była zaskoczona tem, bo nie przewidywano żadnej ruchawki, dzieci matki z wózkami były na skwerach i na ulicy. Domy były bombardowane przez tygrysy i samoloty, ludzie powywieszali białe chorągwie, bo domy się paliły a ludzie nie mieli możności gaszenia. Weszli wtedy ukraińcy z niemcami do schronów i powyciągali będących tam ludzi; jak wyszłam na ulicę zobaczyłam pozabijanych ludzi i masę wózków z pozabijanemi dziećmi. Prowadzili nas przez Grójecką do rogu Opaczewskiej, przechodziliśmy wzdłuż szpaleru ukraińców, którzy w ordynarny sposób obszukiwali nas. Ukraińcy pokazali się w Warszawie na dwa tygodnie wcześniej i ludzie już wtedy podejrzewali, że coś będzie się działo. Na Opaczewskiej zagoniono nas na plac, gdzieśmy pozostali przez noc, nazajutrz wyprowadzili nas ukraińcy i żandarmerja na dworzec Zachodni. Tej nocy ukraińcy pijani i uzbrojeni, biegali po tym placu, strzelali do ludzi, gwałcili dziewczęta, samoloty krążyły nad nami a wkoło paliła się Warszawa. O 6-ej rano pociągami pojechałyśmy do Pruszkowa. Potem towarowemi, pociągami do Niemiec. Po 2 nocach i jednym dniu przyjechałyśmy nad ranem do Oranjenburga. Cały dworzec obstawiony był wojskiem, które konwojowało nas przez 3 kilometry do obozu. W obozie byłyśmy przyjęte przez wermacht, dali nam jeść, umyć się, po 1 2-godzinnym odpoczynku, dostałyśmy paczki z jedzeniem, i wyprawili nas na kolej, pomagając nieść tłomoczki. Do Rawensbrück przyjechałyśmy nad ranem. Od pociągu eskortowali nas SS-mani. Jedna pani nie mogła iść tak prędko jak oni kazali, więc do niej podskoczył SS-man, młody, może 30-letni, i tak ją zbił i skopał, że kobieta upadła
3 na ziemię i zaczęła się krztusić protezę zębną. Podeszłam do niej, ledwie zdążyłam jej tę protezę z ust wyjąć, bo się dławiła, SS-man zbliżył się do mnie z takim groźnym spojrzeniem, że na krzyk córki uciekłam, pozostawiwszy leżącą kobietę. Tego samego dnia, dowiedziałam się od policjantki obozowej, że ta kobieta umarła. W transporcie było około 1200 kobiet, bo 300 mężczyzn zostało w Oranjenburgu. Na placu trzymali nas na zimnie, na piasku dwa dni i dwie noce. Rzeczy trzeba było zrzucać na sterty, a resztę zabrano nam w kąpieli, frau Liba zabrała córce 70 sztuk dolarów, monety złote angielskie z wizerunkiem ś-tego Jerzego, biżuterję niby to do podziału, ale jej nigdy nic nie oddała. Z placu poszła delegacja 3 pań, znających niemiecki, do komendanta, żeby się poinformować dlaczego przywieziono nas do obozu koncentracyjnego. Komendant obiecał dać odpowiedź za trzy dni, bo w tej sprawie napisze do Franka, po trzech dniach odpowiedział, że jesteśmy więźniami ze zbuntowanego miasta. Po kąpieli, nagie mokre, bose, okryte zaledwie kilkoma szmatami zostałyśmy skierowane partjami do 21 bloku. Tam była blokowa Ciszo, niemka z czarną łatą. Sztubowa Olga, czeszka była nienajgorsza, najbardziej dokuczała nam młoda 18-o-letnia sztubowa polka Lola. Oblewała nas w łóżkach kubłami zimnej wody, biło i kopała. Blok był brudny, zatłoczony, po 600 osób na każdej stronie, po 2 do 3 w łóżku. Zupa z brukwi i pokrzyw. Do prac nie byłyśmy używane, tylko nosiłyśmy bardzo ciężkie kotły, wstawałyśmy na apel o 3 1/2 rano i apele trwały nieraz do południa. Mydła nie było. Były pluskwy i pchły. W bloku 22 widziałam, jak w sypialni powiesiła się cyganka. W Rawensbrü [sic] były z nami tylko kobiety zdolne do pracy a matki z dziećmi pozostały w Oranjenburgu. Po dwóch tygodniach zaczęło się badanie lekarskie w rewirze, w zimno, wiatr stałyśmy nagie ustawione na podwórzu przez 6 godzin, gdzie przychodzili SS-mani, żołnierze, obserwowali nas i wyśmiewali się z nas. Po 10 wchodziłyśmy do ogródka, przed lekarza, ale badań nie było, tylko przedefilowałyśmy przed tym wojskowym doktorka zaglądała w usta i wróciłyśmy na blok.
4 Na transport do Eberswalde przyjechało nas 600 i 200 oświęcimianek. Osoby ze spuchniętemi nogami lub defektami były przez oberkę w Eberswalde wywoływane na transport powrotny do Rawensbrücku, ale ślad po nich zaginął, nie wiedziałyśmy, co się z nimi stało, dopiero na samym końcu pobytu, dowiedziałyśmy się, że w Rawensbrücku kobiety niezdolne do pracy są niszczone i palone. Ja nie pracowałam w fabryce, tylko byłam zajęta pracą w obozie. Oberką była SS-manka niemka, ale cały zarząd był w rękach Reginy Borys (Volksdeutschki), która z Ewą Nagel była przez nas wszystkie znana jako lesbijki [sic]. Regina biła i znęcała się nad nami a Ewa nie dawała nam należnych ubrań, brudy z kibli wylewała nam na podłogę w sypialni. Oberka broniła mnie przed pracę przy kopaniu kartofli, wobec Borys. Borys była również oficjalnym oprawcą. Przy pomocy komendanta dokonywała egzekucji bicia. Stołki były pokryte skrzepami krwi i kałem. Był tam straszny głód, kobiety mdlały z głodu przy pracy i na apelach. Zupa była czysta wodzianka. Bloki były czyste, każda miała swoje łóżko. Lepsze robotnice dostawały dodatkowe porcje zupy, innych pensji nie było. 21.IV.45 w nocy zrobili alarm i nad ranem wyjechałyśmy transportem do Rawensbrücku. Przed odjazdem zabrali nam swetry, chusteczki na głowę itp. drobiazgi. W drodze była katastrofa. W Rawensbrücku byłyśmy 4 dni, w owszonych blokach, szczególniej męski obóz był zawszony. W sztrafbloku byłyśmy w okropnych warunkach. Trzymali jedne w ciemnicy zrobionej z ubikacji, wyglądały jak warjatki. W bloku karnym w dużej sypialni był odgrodzony deskami kąt, bez okna z zamykanemi drzwiami mający mniej więcej 1 m x 1 m. o trójkątnej powierzchni i w tej norze na śmieciach siedziały w kuczki [sic] dwie kobiety, mając tak mało miejsca, że się musiały jedna o drugą ocierać. Przypadkowo jak im podawała więźniarka wody, zobaczyłam te strzępy ludzkie, miały twarze zupełnie dzikie, myślałam, że to warjatki, ale od miejscowych kobiet dowiedziałam się, że to są osoby, które siedzą za karę już
5 od trzech miesięcy w tej ciemnicy. Koło tej komórki spałam i przebywałam i przez 24 godziny nie wyprowadzano ich, ani nie zauważyłam, żeby prócz wody i czegoś jeszcze podanego w południe, otrzymały coś więcej. Smród wydzielał się stamtąd okropny, nie wiem, czy wyszły stamtąd żywe, choć obóz miał się ku końcowi. Osoby te były okropne, czarne, chude, włosy miały jak jeden kołtun, oczy obłąkane i ubranie w strzępach, jak stukały po wodę i odzywały się, to ten głos ich był jak nieludzki. Za wysunięcie głowy przy otworzeniu drzwi przez sypialnianą, jedna z tych nieszczęśliwych była brutalnie wepchnięta do tego kąta. Dnia 25.IV.45 r. wyprowadzono nas na główną ulicę, poździerano [sic] nam numery i wtedy myślałyśmy, że idziemy na stracenie, do komina, ale jak nam dano paczki żywnościowe amerykańskie, tośmy zrozumiały, że dzieje się coś niezwykłego. Jakeśmy te paczki rozpakowały, do nas ausjerki zaczęły prosić o mydło i czekoladę, były takie, co dawały. Następnie esesman stojący przy koszu z chlebem i z uprzejmością podawał nam po bochenku na trzy osoby. Widziałyśmy przytem, jak w wielkim nieładzie nawalono wozy różnemi materjałami, kocami, mundurami wyjeżdżały w pośpiechu za bramę i wtedy pomyślałam sobie, że Niemcy się kończą. Poszłyśmy na stację Rawensbrück i tam ładowano nas do towarowych wagonów po 90 do 100 osób. Na przystanku stało ambulansowe szwedzkie i to nam dało otuchę, że naprawdę jedziemy do wolności. W drodze chorowałyśmy bardzo na żołądki, a nie mogąc wyjść z wagonu byłyśmy w okropnych warunkach sanitarnych. Tak jechałyśmy 6 dni, przyjechałyśmy do Lubeki a potem do Danii a potem już statkiem do Kopenhagi, a stamtąd do Szwecji. Byłyśmy tak zmęczone, głodne, brudne, że na razie otrzymanie czystego ubrania, umycie się i pozbycie gryzących nas wszy, było jedynym naszem pragnieniem. Zajkowska Helena Opinia. Osoba praktyczna, zaradna, zdająca sobie dokładnie sprawę z sytuacji. Wiarygodna. Asystent. Ludwika Broel Plater