Dawno temu w Twierdzy Kłodzko. Ulubiona historia misia Zniszczysława.,,Legenda o piłkarzu''
Cześć dzieciaki, jestem misiem, nazywam się Zniszczysław Fortek i będę Waszym narratorem. Opowiem Wam legendę o pewnym chłopcu, który bardzo kochał grać w piłkę nożną. Mógł grać w nią bez przerwy od rana do wieczora. Ale oprócz piłki nożnej kochał też z całych sił swoich rodziców. Usłyszałem tę historię od chłopaków z klubu Nysa Kłodzko, z którymi nieraz spotykam się na boisku. Myślę, że ta opowieść bardzo Was zaciekawi. Posłuchajcie. Dawno, dawno temu w mieście Kłodzku, mieszkał pewien chłopiec, który nazywał się Piotrek Szymczak. Dokładnie 1 czerwca 1979 roku wydarzyła się historia, którą obiecałem Wam opowiedzieć. A musicie wiedzieć, że były to trochę inne czasy niż te, które mamy teraz. Ponieważ nie było wtedy komputerów i oczywiście telefonów komórkowych dzieci miały trochę inne marzenia i zajęcia. Ale wszystko po kolei, Zniszczek nie rozpędzaj się. Piotrek wstał rano z łóżka i zorientował się, że oto właśnie nadszedł jego wymarzony dzień - dzień dziecka. Bardzo się ucieszył ponieważ spodziewał się, że dostanie prezent, na który tak bardzo długo czekał. Jego największym marzeniem były nowe buty do gry w piłkę nożną. A musicie wiedzieć, że piłka nożna to była jego ukochana gra. Wesoły i podekscytowany, szybko się ubrał i zbiegł po schodach na dół na śniadanie. Zanim wszedł do kuchni już na korytarzu krzyknął: - Mamusiu, tatusiu macie dla mnie nowe buty, te które już kiedyś mi obiecaliście? - Niestety synku - odpowiedziała mama zasmucona. - Nie mamy pieniędzy na takie buty, przecież wiesz dobrze ile one kosztują, po prostu nie stać nas na nie - dodał tata - Niedługo są twoje urodziny i wszystkie pieniążki odkładamy, żeby móc ci coś kupić, ale niestety chyba nie damy rady kupić Ci nowych butów do gry w piłkę. Bardziej przydałyby Ci się nowe buty do szkoły - powiedziała trochę ze smutkiem mama. - Lepiej się pomódl o zdrowie dla nas, bo to jest najważniejsze, abyśmy w tym dniu mogli być razem i byli zdrowi, a prezenty to tylko miły dodatek - powiedział tata, który bardzo cierpiał, że nie może spełnić marzenia swojego syna.
Chłopiec pokiwał głową na znak, że zrozumiał ale i tak bardzo smutny poszedł do swojego pokoju, aby się przebrać na spotkanie z kolegami z boiska. Ubrał swoje stare buty, ulubioną koszulkę z numerem siedem, piłkarskie getry i wyszedł z domu zagrać w piłkę z chłopakami. Boisko znajdowało się nieopodal kłodzkiej twierdzy. Był to kawałek betonowego placu z żelaznymi bramkami bez siatek. Gdy tylko przyszedł na plac, wszyscy koledzy już tam byli i chwalili się swoimi prezentami. Tylko Piotrek jako jedyny z dzieci nic nie dostał. Było mu z tego powodu bardzo przykro i był trochę zły, ale rozumiał rodziców i wiedział, że jest im ciężko. Chłopcy byli bardzo radośni i szczęśliwi, w dniu dziecka postanowili sie dobrze bawić. Po chwili zaczęli mecz. Piotrek był zły i rozczarowany. W pewnym momencie wykopnął piłkę bardzo wysoko i daleko. Ta zakręciła sie w powietrzu i wpadła do środka twierdzy. Chłopcy bardzo się wystraszyli, bo słyszeli różne historie zwiazane z tym miejscem. Po za tym rodzice zawsze im powtarzali, że nie wolno im chodzić samemu do twierdzy ani bawić sie w pobliżu. Piotr, jako sprawca całego zamieszania postanowił po krótkiej chwili zawahania wejść do środka. Jak postanowił tak zrobił. Obiecał kolegom, że zaraz odnajdzie piłkę i wróci. Powiem Wam jako miś - to było bardzo odważne z jego strony. Koledzy czekali na niego długo, tak długo, że w końcu nadszedł czas kiedy musieli wracać do domów. Chłopcy zastanawiali się dlaczego Piotrek nie wraca. Gdy już zapadł zmrok, rodzice Piotrka bardzo sie zaniepokoili, że jeszcze nie ma go w domu. Chłopiec był bardzo grzeczny i posłuszny i do tej pory zawsze wracał na czas do domu. Bardzo sie o niego martwili i z niepokojem wypatrywali go przez okno. W tym samym czasie Piotrek samotnie przemierzał ciemne i mokre korytarze twierdzy. Była głucha cisza i tylko jego kroki odbijały się echem w ciemnościach. Kamienne wilgotne ściany pokryte były niezliczoną ilością pajęczyn. Kiedy tak szedł przed siebie i zupełnie nie wiedział gdzie jest wyjście, wydawało mu sie, że słyszy głosy. Piotrek przeszukał wiele korytarzy twierdzy, ale nigdzie nie było piłki. Krążąc po korytarzach twierdzy, zorientował się w pewnej chwili, że się zgubił. Było mu bardzo zimno, czuł ogromne pragnienie a oczy zaczęły się już dobrze przyzwyczajać do ciemności. Był zmęczony i przerażony. Postanowił na chwilę usiąść na ziemi i odpocząć. Czuł, że ogarnia go błogość i robi mu się ciepło na sercu. Nagle zasnął. Gdy się z obudził nie wiedział ile czasu minęło. Otaczała go ta sama ciemność. Wstał i właśnie wtedy usłyszał bębnienie. W pierwszym momencie wystraszył się
bo pomyślał, że to jakieś duchy. Jest przecież noc, twierdza jest pusta a tu nagle walenie w bęben. W pewnym momencie przerażony Piotrek przypomniał sobie starą legendę o Janie Żiżce, dowódcy wojsk czeskich walczących po stronie polskiej w wojnie przeciwko Krzyżakom. W 1415 roku na Soborze w Konstancji zginął męczeńską śmiercią czaeski ksiądz, kaznodzieja, reformator religijny i nauczyciel - Jan Hus. Jego śmierć spowodowała wiele rozruchów religijnych, które przekształciły się w wojny, zwane w historii wojnami husyckimi. Jednym z najważniejszych dowódców wojsk husyckich był właśnie Jan Żiżka. Żiżka był bardzo dzielnym rycerzem i dowódcą, który pomimo utraty oczu nadal dowodził swoimi wojskami na podstawie informacji od swoich przybocznych adiutantów, którzy przekazywali mu informacje z pola bitwy. Trafne rozkazy Jana Żiżki prowadziły jego wojska do kolejnych zwycięstw i sukcesów. Pewnego razu Jan Żiżka zebrał swoich najlepszych rycerzy wokół wielkiego ogniska i ogłosił im swoją wolę. Nakazał, aby po swojej śmierci zdjęto z niego skórę i wykonano z niej wielki, wojenny bęben. Rycerze byli bardzo zdziwieni prośbą swojego dowódcy, ale jako ludzie honoru obiecali mu spełnić prośbę. Podczas jednej z bitew Jan Żiżka został zabity. a jego żołnierze spełnili obietnicę. Wykonano wielki, bitewny bęben, który przez wiele lat porywał do boju żołnierzy. Bęben można było usłyszeć do roku 1428, do czasu wielomiesięcznej walki pomiędzy husytami a obrońcami zamku kłodzkiego. Bęben w czasie walki dostał się w ręce obrońców zamku i był przechowywany na zamku przez kilka stuleci. Dopiero po pierwszej Wojnie Śląskiej w 1734 roku ówczesny komendant twierdzy Fouque podarował ten bęben wraz z włosami oraz łukiem Waleski królowi Fryderykowi II i wszelki ślad o nim zaginął. Legenda głosi, że bęben odezwie się ponownie, gdy państwo czeskie odzyska pełnię niezależności. To wszystko przypominał sobie wystraszony chłopiec, który samotnie spędzał noc w twierdzy. Pamiętał dokładnie każde słowo, ponieważ jego nauczycielka języka polskiego Pani Danuta była chodzącą encyklopedią wiedzy o starym Kłodzku. Piotrek słyszał wyraźnie miarowe uderzenia w bęben. Czyżby to Jan Żiżka bębnił sam w siebie błądząc po labiryncie niekończących sie korytarzy? Piotrek aż się spocił ze strachu i natychmiast poszedł dalej, byle nie słyszeć tego okropnego dźwięku. Pomimo ciemności chłopiec w dalszym ciągu szukał swojej piłki. W pewnym momencie wydawało mu się, że widzi cień kobiety na murze. Kiedy podszedł bliżej zobaczył kobietę, która pochylała się nad studnią i coś do niej wlewała. Chłopiec ze strachu nie mógł sie ruszyć a głos zamarł mu w gardle. Kobieta wlała coś do studni, rozejrzała się i szybko odeszła w stronę schodów
prowadzących do podziemi. W tym samym momencie Piotrkowi przypomniała sie historia Charlotty Ursinus zwanej hrabianką Ursini. - To musiała być ona - szepnął przerażony chłopiec. Na Donżonie znajdowała się wykuta w skale pięćdziesięciometrowa studnia. Nazywana była studnią piekarską, ponieważ znajdowała się pomiędzy dwiema piekarniami fortecznymi i jak głosi legenda kosztowała więcej niz cała twierdza. W 1806 roku podczas oblężenia Kłodzka i twierdzy przez wojska francuskie, mieszczanka kłodzka Charlotta Ursinus, będąca zwolenniczką cesarza Napoleona zatruła wodę w studni. Zatrucie wody bardzo osłabiło załogę fortecy i doprowadziło do zawarcia rozejmu z oblegającymi wojskami. Nieszczęśliwie dla siebie Charlotta otruła również swojego ówczesnego kochanka. Za to co zrobiła została osądzona, skazana i uwięziona na dwadzieścia lat w twierdzy. Jak podaje legenda, po odbyciu kary aż do śmierci mieszkała w kamienicy z widokiem na twierdzę. W momencie kiedy Piotrek przypominał sobie tę legendę w całym Kłodzku zrobiło się wielkie poruszenie i wszyscy byli bardzo przygnębieni. Rodzice powiadomili milicję, bo tak kiedyś nazywała sie policja i rozpoczęły sie poszukiwania. Ludzie zdawali sobie jednak sprawę, że twierdza ma tak dużo zakamarków, że ciężko będzie chłopca odszukać. Piotrek nie mogąc uwierzyć w to czego był świadkiem podszedł do studni. Postanowił zajrzeć do środka i sprawdzić czy jest głęboka. Nagle potknął się i wpadł do środka. Na szczęście nic mu się nie stało tylko lekko się poobijał. Na dnie studni znajdowało się tajemne przejście do lochów. Z bocznej ściany wystawała rurka, z której wypływała woda. W pierwszej chwili Piotrek chciał się napić bo był bardzo spragniony, ale po chwili zorientował się, że woda ma dziwny czerwony kolor. Wtedy zrozumiał, że była to studnia z zatrutą wodą a winę za to ponosiła Charlotta Ursinus, którą jeszcze przed chwilą chłopiec widział jak żywą. Piotrek z każdą chwilą stawał się co raz bardziej przerażony. W pewnym momencie poczuł wielka tęsknotę za rodzicami, za uściskiem mamy i taty. Po chwili usiadł na wielkim głazie i zaczął rozmyślać co powinien zrobić i jak się stamtąd wydostać. Nagle usłyszał odgłos odbijającej się po bruku piłki. Postanowił podażyć za tym odgłosem. Wspiął się po ścianie, chwytając się wystających prętów i kamieni i po jakimś czasie udało mu się wydostać z
mokrej studni. Poszedł dalej uważnie nasłuchując z jakiego kierunku dochodzi hałas. W pewnym momencie usłyszał cichy płacz. Zatrzymał się i zaczął słuchać uważnie. Cichy, ledwo słyszalny płacz dochodził od strony muru. Piotrek podszedł ostrożnie i umierając ze strachu wpatrywał się w ścianę ale nic nie widział. Ledwo słyszalny głos szeptał: - Proszę, oddajcie mi włosy..., proszę, oddajcie mi moje włosy... Chłopiec zamarł. Wydawało mu się, że to nie może być prawda i wszystko co usłyszał tylko wydawało mu się. A jednak nie. Głos po chwili powtórzył się i wyraźnie było go słychać od strony muru. Piotrek dobrze znał legendę o Walesce, którą kiedyś opowiadał mu jego nauczyciel, znany przyrodnik i podróżnik Pan Józef. Legenda głosi iż, pogańska Dziewica Waleska miała układy z samym diabłem, przez co była zła, okrutna a zarazem piękna i mężna. Jej siła i moc jej czarów była związana bezpośrednio z pięknymi i zaczarowanymi włosami, które posiadała. Waleska była bardzo okrutna i jej związki z diabłem sprowadzały na ludzi mnóstwo nieszczęść. Pewnego razu ludzie sie zbuntowali i podczas snu napadnięto na nią i obcięto jej magiczne włosy. W ten sposób groźna władczyni starciła swa diabelską moc i stała się bezbronna. Za karę zamurowano ją w murze zamkowym a obcięte włosy oraz cudowny łuk złożono w kościele na wzgórzu zamkowym. Legenda głosi również, że dzięki pomocy diabła zamurowane ciało Waleski zamieniło się w kamień. To miało świadczyć o przekleństwie zamkowego wzgórza. Legenda mówi również o dwóch próbach kradzieży włosów Waleski. Pierwsza próba była tragiczna w skutkach i doprowadziła złodzieja, żołnierza z twierdzy do szybkiej śmierci. Druga była udana i prawdziwa i miała miejsce kilkanaście wieków od momentu złożenia ich w kościele. Komendant twierdzy, wspomniany już wcześniej Fouque w 1743 roku ukradł włosy wraz z łukiem oraz wojennym bębnem Jana Żiżki i podarował królowi Fryderykowi II. Podobno włosy bardzo chciały w jakiś tajemniczy sposób powrócić, jednak w żaden sposób nie mogły, ponieważ zaraz po kradzieży pogański kościół został wyburzony. Do dzisiejszego dnia na jednym z murów fortecznych zachował się gotycki posąg pogańskiej dziewicy wykonany z piaskowca. Znajduje się on w kurtynie łączącej Bastion Alarmowy z Bastionem Dzwonnik. Piotrek trzęsąc się ze strachu przypominał sobie legendę o Waleskiej. Ale po głowie chodziła mu jeszcze jedna wersja tej legendy, którą opowiadał jego klasie polonista Pan Mirosław. Legenda mówi, że w czasach dawnych, pogańskich zamkiem oraz okoliczną
ludnością władała piękna dziewica. Była ona ponoć jedną z córek słynnego króla Kraka. A na imię miała Waleska, co w starosłowiańskim języku oznacza złotowłosą. Pani ta była bardzo piękna, znała się na myślistwie i posiadała ponoć nieludzka siłę. Według legendy, strzały które wypuszczała z żelaznego łuku leciały na odległość dzisiejszych ośmiu kilometrów trafiając w pień grubego drzewa. Potrafiła zginać i łamać podkowy palcami jednej ręki, a w nogach taką siłę, że siedząc na koniu potrafiła ścisnąć go tak mocno, że chwytając się gałęzi podnosiła siebie i konia nad ziemią. Pewnego razu przybył na zamek rycerz z dalekich stron i zauroczony jej urodą poprosił ją o rękę. Ona jednak odmówiła mu, ponieważ była kobietą niezależną i zamierzała podporządkować się żadnemu mężczyźnie. Bardzo uraziło to ambicję niedoszłego męża, który z liczną pomocą okolicznych rycerzy, którzy również bali się siły i niezależności Waleski, napadł na nią i uwięził. Na zamku kłodzkim odbył się nad nią sąd, na którym jak to było w tamtych czasach bardzo popularne posądzono ją o czary. Karą było powieszenie za ręce i nogi nad ziemią, aby nie miała styczności z ziemią a następnie zamurowanie żywcem... Piotrek szedł przed siebie potykając się czasmi o wystające kamienie. Był już bardzo zmęczony. W pewnym momencie idąc po kretych schodach nadepnął na coś miękkiego. Wyszukał to coś rękami i poczuł, że jest to but. Gdy wyszedł na obszerny dziedziniec ujrzał w świetle księżyca bardzo dziwnego buta. But wyglądał na bardzo stary. Chłopiec ocenił go na trzysta, może nawet i czterysta lat. Ale co dziwnego but był w bardzo dobrym stanie, czysty i suchy. W tym momencie Piotrek przypomniał sobie jeszcze jedną kłodzką legendę, którą usłyszał w szkole. Dawno, dawno temu w 1393 roku, kiedy opatem klasztoru augustianów był proboszcz Jan II, rozpoczęto budowę studni. A musicie wiedzieć drogie dzieci, że w tamtych czasach studnia w mieście była bardzo ważna. Bez wody nie ma życia. Legenda głosi, że budowniczym studni był kłodzki szewc o imieniu Czesław. Niesamowite jest to, iż według legendy szewc ten "dziennie tyle kamienia z ziemi wydobyć zdołał, ile po zakończonej wieczorem pracy, mógł zmieścić i wynieść w swoim skórzanym szewskim fartuchu". Budowa studni trwała dziewięć lat i liczyła sobie ona trzydzieści metrów głębokości oraz dwa metry szerokości. Kolejną ciekawostką był fakt, iż wodę ze studni czerpano przy pomocy urządzenia "ojczenasz" - wyciągnięcie wody od jej lustra do krawędzi studni zajmowało tyle czasu co modlitwa "Ojcze nasz"... Piotrek pomyślał, że to niesamowite ale jakoś dziwnie mu się ten but skojarzył z szewcem Czesławem. Może i on krąży po twierdzy w nocy w poszukiwaniu butów do naprawy lub miejsca na nową studnię?
W tym czasie rodzice chłopca mieli cały czas nadzieję, że ich syn jeszcze żyje. Mama i tata przypominali sobie jak to ich synuś grał w piłkę, przytulał się do nich. Mama powiedziała do taty, że zrobiłaby wszystko, aby ich syn wrócił i powiedział im jak bardzo ich kocha. Chłopiec też bardzo tęsknił za rodzicami, ale przyszła mu w pewnym momencie do głowy bardzo smutna myśl, że może już ich nigdy nie zobaczy. Piotrek zaczynał tracić nadzieję na dobre zakończenie swojej nocnej wycieczki. Był coraz bardziej przygnębiony i nachodziły go smutne myśli. Krążąc po lochach i korytarzach było mu co raz bardziej zimno. Każdy z nas byłby pewnie przerażony, gdyby był sam w ciemnych lochach i nie miałby nikogo do kogo można by powiedzieć miłe słowo lub po prostu przytulić się. Inaczej jest o czymś przeczytać w książce lub gazecie a inaczej przeżyć przygodę samemu - to naprawdę nie jest takie hop-siup. Dlatego ta legenda o Piotrku piłkarzu naprawdę dla nas wszystkich, a zwłaszcza dzieci powinna mieć dużą wartość. Kontynuując, sytuacja w jakiej byli rodzice chłopca też nie należała do komfortowej, a poza tym jaki rodzic nie martwi się o swoje dziecko? Żadne bogactwa świata, najlepsze buty i piękne domy nic nie znaczą w porównaniu z prawdziwą rodzicielską miłością, której nie da się kupić za żadne pieniądze. Kochający rodzic jest dla swoich dzieci gotowy na wszystko, nawet żeby oddać za nie własne życie. Dlatego mamy nadzieję, że po przeczytaniu tej legendy wszyscy będziecie dbać i szanować swoich rodziców bo gdy ich zabraknie niczym nie da się wypełnić tej pustki, którą po sobie pozostawią. To pewnie czuł Piotrek kiedy samotnie pustymi korytarzami szukał drogi wyjścia z twierdzy. Musimy pamiętać, że nasi rodzice ciężko pracują, żeby nam niczego nie brakowało. Piotrek przestał słyszeć odgłos odbijanej piłki. Był wyczerpany i głodny.usiadł na kamieniu i zasnął. Śniło mu się, że wraca do domu i wtedy okazuje się, że jego mama i tata umarli z tęsknoty za nim. Nagle się przebudził i nie mógł się uspokoić, ponieważ bał się, że to może być prawda. Miał wyrzuty sumienia i cały czas dręczyła go myśl, że dla poszukiwania piłki zrobił coś tak przykrego swoim rodzicom. Cały czas zostawała mu jeszcze nadzieja, bo jak to się mówi,,nadzieja umiera ostatnia'', co według mnie jest prawdą. Piotrek miał 12 lat i już w tak młodym wieku przeżywał takie ciężkie chwile. Był jeszcze dzieckiem, a żadne dziecko nie powinno mieć takich nieprzyjemnych wspomnień. Nagle chłopiec dostrzegł jasne światło, które przebijało się przez szczeliny w murze. Natychmiast wstał i prędko wybiegł na zewnątrz. Pomyślał przez chwilę, że to Charlotta
wyprowadziła go na zewnątrz, a może to była Waleska, a może Jan Żiżka wskazał mu drogę w ciemnościach przy pomocy swojego bębna, a może to szewc Czesław? Prędko wybiegł za mury twierdzy. Gdzieś w pobliżu przejeżdżał samochód milicyjny. Zorientował się, że to chyba właśnie jego w dalszym ciągu wszyscy szukają. Miał łzy w oczach z radości, że już niedługo zobaczy rodziców. Błąkając się samotnie po twierdzy Piotrek zrozumiał, że rodzice to jego cały świat i już nigdy nie będzie ich narażał na taki stres. Zapukał do drzwi, lecz nikt mu nie otworzył. Nagle zobaczył swojego sąsiada, podbiegł do niego i zapytał się czemu nikt mu nie otwiera? Sąsiad ze smutkiem odpowiedział mu, że jego rodzice bardzo się o niego martwili. Kiedy nie było żadnej wiadomości o Piotrku mama nagle poczuła się bardzo źle. Tata wezwał pogotowie, które przyjechało bardzo późno, o wiele za późno. On również nie mógł się pogodzić z myślą, że Piotrkowi coś się stało i że nie może synowi w żaden sposób pomóc. Oboje rodzice umarli w szpitalu ze smutku i cierpienia. Ich serca nie wytrzymały z żalu i smutku, że ich ukochany syn już nigdy nie wróci. Piotrek załamał się psychicznie i pomyślał że jego życie bez rodziców nie ma sensu, dlatego w tym momencie postanowił spędzić resztę swojego życia w samotności. Pobiegł do twierdzy, znowu pobiegł przez zimne korytarze i wilgotne labirynty, aby pozostać tam już na zawsze. Legenda głosi, że chłopca już nikt więcej nie widział. Poszukiwania trwały kilka miesięcy ale nie dały żadnych rezultatów. Piotrek rozpłynął się jak we mgle. Tylko czasami ci, którzy zabłądzą w korytarzach twierdzy słyszą odgłos odbijanej piłki...