Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród, Nie damy pogrześć mowy! Polski my naród, polski ród, Królewski szczep piastowy. Nie damy, by nas gnębił wróg. Tak nam dopomóŝ Bóg - Tak nam dopomóŝ Bóg! Do krwi ostatniej kropli z Ŝył, Bronić będziemy Ducha, AŜ się rozpadnie w proch i pył, KrzyŜacka zawierucha. Twierdzą nam będzie kaŝdy próg, Tak nam dopomóŝ Bóg Tak nam dopomóŝ Bóg! Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz, Ni dzieci nam germanił. OręŜny wstanie hufiec nasz, Duch będzie nam hetmanił. Pójdziem, gdy zabrzmi złoty róg, Tak nam dopomóŝ Bóg! Tak nam dopomóŝ Bóg! Nie damy miana Polski zgnieść, Nie pójdziem Ŝywo w trumnę, Na Polski imię, na Jej cześć, Podnosim czoła dumnie. Odzyska ziemię dziadów wnuk, Tak nam dopomóŝ Bóg! Tak nam dopomóŝ Bóg!
Warszawianka 1905 Oto dziś dzień krwi i chwały Oby dniem wskrzeszenia był W gwiazdę Polski orzeł biały Patrząc lot swój w niebo wzbił! A nadzieją podniecany Woła do nas z górnych stron: Powstań Polsko, skrusz kajdany Dziś twój tryumf, albo zgon! Hej, kto Polak na bagnety! śyj swobodo, Polsko śyj! Takim hasłem cnej podniety, Trąbo nasza wrogom grzmij, Trąbo nasza wrogom grzmij! Grzmijcie bębny, ryczcie działa Dalej dzieci w gęsty szyk Wiedzie hufce wolność, chwała, Tryumf błyska w ostrzu pik! Leć nasz orle w górnym pędzie, Sławie, Polsce, światu słuŝ! Kto przeŝyje wolnym będzie, Kto umiera wolny juŝ. Hej, kto Polak na bagnety! śyj swobodo, Polsko śyj! Takim hasłem cnej podniety, Trąbo nasza wrogom grzmij, Trąbo nasza wrogom grzmij!
Pieśń konfederatów Nigdy z królami nie będziem w aliansach, Nigdy przed mocą nie ugniemy szyi, Bo u Chrystusa my na ordynansach, Słudzy Maryi. Bóg naszych ojców i dziś jest z nami! Więc nie dopuści upaść w Ŝadnej klęsce, Wszak póki On był z naszymi ojcami, Byli zwycięzce! Ze skowronkami wstaliśmy do pracy I spać pójdziemy o wieczornej zorzy. Ale w grobowcu my jeszcze Ŝołdacy I hufiec BoŜy. Bóg jest ucieczka i obrona naszą! Póki On z nami całe piekła pękną! Ani ogniste smoki nas ustraszą Ani ulękną. Bo kto zaufał Chrystusowi Panu I szedł na święte Kraju werbowanie, Ten, de profundis, z ciemnego kurhanu Na trąbę wstanie Raduje się serce - Pierwsza kadrowa Raduje się serce, raduje się dusza, Gdy Pierwsza Kadrowa na wojenkę rusza. Oj da, oj da dana, kompanio kochana, Nie masz to jak Pierwsza, nie!
ChociaŜ do Warszawy mamy długą drogę, PrzecieŜ jednak dojdziem, byle by iść w nogę. Oj da, oj da dana... Gdy Moskal, psia wiara, drogę nam zastąpi, Kulek z manlichera nikt mu nie poskąpi. Oj da, oj da dana... Kiedy wybijemy po drodze Moskali, Ładne warszawianki będziem całowali. Oj da, oj da dana... ChociaŜ w butach dziury i na portkach łaty, To Pierwsza Kadrowa pójdzie na armaty. Oj da, oj da dana... A gdy się szczęśliwie zakończy powstanie, To Pierwsza Kadrowa gwardyją zostanie. Oj da, oj da dana... Bywaj dziewczę zdrowe Bywaj dziewczę zdrowe, Ojczyzna mnie woła, Idę za kraj walczyć wśród rodaków koła. I choć przyjdzie ścigać jak najdalej wroga, Nigdy nie zapomnę, jak mi jesteś droga. Po cóŝ ta łza w oku, po cóŝ serca bicie? Tobiem winien miłość, a Ojczyźnie Ŝycie. Pamiętaj, Ŝeś Polka, Ŝe to za kraj walka, Niepodległość Polski to twoja rywalka. Polka mnie zrodziła, z jej piersi wyssałem
Być Ojczyźnie wiernym, a kochance stałym. I choć przyjdzie zginąć w ojczystej potrzebie, Nie rozpaczaj dziewczę, zobaczym się w niebie. Nie mów o rozpaczy, bo to słabość duszy, Bo mię tylko jarzmo mego kraju wzruszy. Gdzie bądź się spotkamy, spotkamy się przecie Zawsze Polakami, chociaŝ w innym świecie. Jeszcze jeden Mazur dzisiaj Jeszcze jeden Mazur dzisiaj Choć poranek świta, Czy pozwoli Panna Krysia Młody ułan pyta. I nie długo błaga, prosi, Boć to w polskiej ziemi, W pierwszą parę ją unosi, A sto par za niemi. On jej czule szepcze w uszko, Ostrogami dzwoni. W pannie tłucze się serduszko I liczko się płoni. Cyt serduszko, nie płoń liczko, Bo ułan nie stały, O pół mili wre potyczka, Słychać pierwsze strzały. Słychać strzały, głos pobudki, Dalej na koń, hura! Lube dziewczę, porzuć smutki,
Zatańczym mazura. Jeszcze jeden krąg dokoła, Jeden uścisk bratni. Trąbka budzi, na koń woła. Mazur to ostatni! O mój rozmarynie O mój rozmarynie rozwijaj się, Pójdę do dziewczyny, pójdę do jedynej, zapytam się. A jak mi odpowie: nie kocham Cię Ułani werbują, Strzelcy maszerują, Zaciągnę się. Dadzą mi buciki z ostrogami I siwy kabacik, i siwy kabacik z wyłogami. Dadzą mi konika cisawego, I ostrą szabelkę, i ostrą szabelkę do boku mego. Powiodą z okopów na bagnety. Bagnet mnie ukłuje, śmierć mnie pocałuje, Bagnet mnie ukłuje, śmierć mnie pocałuje ale nie ty
Piechota Nie noszą lampasów lecz szary ich strój, Nie noszą ni srebra, ni złota, Lecz w pierwszym szeregu podąŝa na bój Piechota, ta szara piechota. Maszerują strzelcy, maszerują, Karabiny błyszczą, szary strój, A przed nimi drzewa salutują, Bo za naszą Polskę idą w bój! Idą, a w słońcu kołysze się stal, Dziewczęta zerkają zza płota, A oczy ich dumnie utkwione są w dal, Piechota, ta szara piechota! Maszerują strzelcy, maszerują, Karabiny błyszczą, szary strój, A przed nimi drzewa salutują, Bo za naszą Polskę idą w bój! Nie grają im surmy, nie huczy im róg, A śmierć im pod stopy się miota, Lecz w pierwszym szeregu podąŝa na bój Piechota, ta szara piechota. Maszerują strzelcy, maszerują, Karabiny błyszczą, szary strój, A przed nimi drzewa salutują, Bo za naszą Polskę idą w bój!
Rozkwitają pąki białych róŝ Rozkwitają pąki białych róŝ, Wróć Jasieńku z tej wojenki wróć. Wróć, ucałuj, jak za dawnych lat Dam Ci za to róŝy najpiękniejszy kwiat. Ponad stepem nieprzejrzana mgła, Wiatr w burzanach cichuteńko łka, Przyszła zima, opadł róŝy kwiat, Poszedł w świat Jasieńko, zginął po nim ślad. Przeszło lato, jesień, zima juŝ, JuŜ przekwitły pąki białych róŝ. CóŜ ci teraz dam Jasieńku, hej, Gdy z wojenki wrócisz do dziewczyny swej. Jasieńkowi nic nie trzeba juŝ, Rosną Ci mu nowe pąki róŝ. Tam nad jarem, gdzie w wojence padł, Rozkwitł u mogiły biały róŝy kwiat. Nie rozpaczaj lube dziewczę, nie! W Polskiej ziemi nie będzie mu źle. Policzony będzie trud i znój, Za Ojczyznę poległ ukochany twój. Wojenko, wojenko Wojenko, wojenko, CóŜeś ty za pani, śe za tobą idą, Ŝe za tobą idą,
Chłopcy malowani? Chłopcy malowani, sami wybierani, Wojenko, wojenko, wojenko, wojenko, CóŜeś ty za pani? Na wojence ładnie, kto Boga uprosi, śołnierze strzelają, śołnierze strzelają, Pan Bóg kule nosi. Maszeruje wiara, Pot się krwawy leje, Raz dwa stąpaj bracie, Raz dwa stąpaj bracie, Bo tak Polska grzeje. Wojenko, wojenko, Co za moc jest w tobie, Kogo ty pokochasz, Kogo ty pokochasz W zimnym leŝy grobie. Ten juŝ w grobie leŝy Z dala od rodziny, A za nim pozostał, A za nim pozostał Cichy płacz dziewczyny. Przybyli ułani pod okienko Przybyli ułani pod okienko,
Pukają, wołają: puść panienko! O BoŜe, a cóŝ to za wojacy? Otwieraj! Nie bój się to czwartacy! Przyszliśmy napoić nasze konie, Za nami piechoty pełne błonie. O Jezu! A dokąd Bóg prowadzi? Warszawę odwiedzić byśmy radzi. Gdy zwiedzim Warszawę, juŝ nam pilno Zobaczyć to stare nasze Wilno. A z Wilna juŝ droga jest gotowa, Prowadzi prościutko aŝ do Lwowa. Dziś do ciebie przyjść nie mogę Dziś do ciebie przyjść nie mogę, Zaraz idę w nocy mrok, Nie wyglądaj za mną oknem, W mgle utonie próŝno wzrok. Po cóŝ ci, kochanie, wiedzieć, śe do lasu idę spać. DłuŜej tu nie mogę siedzieć, Na mnie czeka leśna brać. KsięŜyc zaszedł hen, za lasem, We wsi gdzieś szczekają psy, A nie pomyśl sobie czasem, śe do innej tęskno mi.
Kiedy wrócę znów do ciebie, MoŜe w dzień,a moŝe w noc, Dobrze będzie nam jak w niebie, Pocałunków dasz mi moc, Gdy nie wrócę, niechaj z wiosną, rolę moją sieje brat. Kości moje mchem porosną I uŝyźnią ziemi szmat. W pole wyjdź pewnego ranka, Na snop Ŝyta dłonie złóŝ, I ucałuj jak kochanka, Ja Ŝyć będę w kłosach zbóŝ. I ucałuj jak kochanka, Ja Ŝyć będę w kłosach zbóŝ My, Pierwsza Brygada Legiony to Ŝołnierska nuta, Legiony to ofiarny stos, Legiony to Ŝołnierska buta, Legiony to straceńców los, My, Pierwsza Brygada, Strzelecka gromada, Na stos rzuciliśmy Swój Ŝycia los, Na stos, na stos! O, ile męk, ile cierpienia, O, ile krwi, wylanych łez, Pomimo to nie ma zwątpienia, Dodawał sił wędrówki kres.
Krzyczeli, Ŝeśmy stumanieni, Nie wierząc nam, Ŝe chcieć - to móc! Laliśmy krew osamotnieni, A z nami był nasz drogi Wódz! Nie chcemy dziś od was uznania, Ni waszych mów ni waszych łez, JuŜ skończył się czas kołatania Do waszych serc, do waszych kies! Dzisiaj juŝ my, jednością silni Tworzymy Polskę, przodków mit! śeby w tej pracy nie bezsilni Zostanie wam potomny wstyd! śeby Polska była Polską Z głębi dziejów, z krain mrocznych, Puszcz odwiecznych, pól i stepów, Nasz rodowód, nasz początek, Hen od Piasta, Kraka, Lecha. Długi łańcuch ludzkich istnień, Połączonych myślą prostą. śeby Polska, Ŝeby Polska! śeby Polska była Polską! Wtedy, kiedy los nieznany Rozsypywał nas po kątach, Kiedy obce wiatry grały, Obce orły na proporcach- Przy ogniskach wybuchała
NiezmoŜona nuta swojska. śeby Polska, Ŝeby Polska, śeby Polska była Polską! Zrzucał uczeń portret cara, Ksiądz Ściegienny wznosił modły, Opatrywał wóz Drzymała, Dumne wiersze pisał Norwid. I kto szablę mógł utrzymać Ten formował legion, wojsko. śeby Polska, Ŝeby Polska, śeby Polska była Polską! Matki, Ŝony w mrocznych izbach, Wyszywały na sztandarach Hasło: Honor i Ojczyzna I ruszała w pole wiara. I ruszała wiara w pole Od Chicago do Tobolska. śeby Polska, Ŝeby Polska, śeby Polska była Polską! Jeszcze Polska nie zginęła Jeszcze Polska nie zginęła, Póki my Ŝyjemy, Co nam obca przemoc wzięła, Szablą odbierzemy. Marsz, marsz, Dąbrowski, Z ziemi włoskiej do Polski,
Za twoim przewodem, Złączym się z narodem. Przejdziem Wisłę, przejdziem Wartę, Będziem Polakami, Dał nam przykład Bonaparte Jak zwycięŝać mamy. Marsz, marsz... Jak Czarniecki do Poznania Po szwedzkim zaborze, Dla Ojczyzny ratowania Wrócim się przez morze. Marsz, marsz... JuŜ tam ojciec do swej Basi mówi zapłakany: Słuchaj jeno, pono nasi Biją w tarabany Marsz, marsz...