Ekstremalne pożegnanie z Włochami Trasa 48 etapu Stazione Carnia, Venzone Udine Tarvisio Udine liczyła 48 kilometrów. Średnia wysokość, na jakiej tym razem poruszał się Janusz Radgowski, to 800 metrów nad poziomem morza. Śmiało można więc powiedzieć, że pożegnanie z Włochami odbywało się na wysokim poziomie. To był ostatni etap przebiegający w całości na terenie Włoch. Całe 48 kilometrów przy słonecznej, niemal zupełnie bezwietrznej pogodzie. Dziękuję Bogu za doświadczenia życiowe i drogę, jaką mi wyznacza mówił Janusz tuż przed startem. Tylko sport pozwala mi zajrzeć w głąb samego siebie. I to jest w nim piękne. Początkowo Janusz jechał po stosunkowo płaskich drogach. Z czasem jednak zaczęły się wzniesienia i zjazdy. Nie obyło też bez przeprawy autem przez tunel. Końcówka etapu mocno dała się we znaki naszemu maratończykowi. Było niemal jak w piosence Maanamu Z dołu do góry, z góry na dół. W końcu jednak udało się dotrzeć do mety. A tam cudowne krajobrazy w pełni zrekompensowały (nie po raz pierwszy) wszystkie trudy poniesione na trasie. Znów góry tym razem czas na
Alpy Janusz Radgowski w swej wyprawie Każdy ma swój Mount Everest dotarł do podnóża Alp. Tam właśnie dotarła do niego wiadomość, że Lao Che zamierza przeznaczyć pieniądze z piątkowego Koncertu na Dachu na leczenie Klaudii Kamińskiej. Dwudziesty etap to licząca 45 kilometrów trasa Udine-Stazione Carnia,Venzone Udine. Przed startem Janusz czule pożegnał się z ekipą Polonika Polonii mieszkającej w Udine i najbliższej okolicy tego miasta. Od samego rana na dworze było słonecznie, ale zimno. Czuć już wyraźnie ostre alpejskie powietrze skwitował to Janusz Radgowski tuż przed startem. Zapowiadają się niezłe górki. Czuję, że będzie fajnie. Chociaż trasa była mocno pofalowana, dzięki idealnej wręcz nawierzchni Janusz mógł sobie pozwolić na stosunkowo szybką jazdę. Oczywiście, od czasu do czasu musiał zatrzymać się dla złapania oddechu, później jednak ze zdwojoną energią ruszał w dalszą drogę. A gdy i tym razem spotkał grupkę kolarzy, jego radość zdawała się nie mieć granic. Ten etap był szybki i bez większych kłopotów udało nam się dotrzeć do celu zwierzał się Janusz Radgowski, gdy dotarł do końca dwudziestego odcinka. W kilku miejscach musiałem posłuchać wskazówek Janusza-kierowcy i wejść do naszego auta, aby przejechać tunele i przewężenia drogowe. Nasz maratończyk nie ukrywał wzruszenia, gdy dotarła do niego informacja, że muzycy formacji Lao Che postanowili, że swój piątkowy Koncert na dachu zagrają dla Klaudii Kamińskiej. Wielki szacunek dla chłopaków. Jesteście super mówił wyraźnie poruszony tą informacją Janusz Radgowski.
Zarejestruj się z Bednarkiem W środę 22 i czwartek 23 kwietnia odbędzie się piąta edycja ogólnopolskiej akcji Dwa Wymazy i Do Bazy. W Płocku potencjalni dawcy szpiku rejestrowani będą tym razem w siedzibie Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej przy placu Dąbrowskiego. Twarzą tej edycji został Kamil Bednarek. Tak wielu ludzi o normalnym życiu marzy. Zrób dwa wymazy i do bazy apeluje artysta. Ja już się zarejestrowałem. A wy? Jesteście gotowi? Tym razem swój akces do akcji zgłosiło 130 uczelni z 54 miast całego kraju. Organizatorzy całego przedsięwzięcia podkreślają, że w walce z rakiem krwi liczy się każdy potencjalny dawca. I nie jest ważne, czy będzie on studentem, biznesmenem czy robotnikiem. Zarejestrować się może każdy chętny. Każdego roku akcja Dwa Wymazy i Do Bazy organizowana przez studentów przy wsparciu Fundacji DKMS Polska skupia tysiące ludzi, dla których jest to nie tylko wyraz wewnętrznych
przekonań, ale i chęci niesienia pomocy. Okazuje się jednak, że ma również zupełnie inny wymiar. Pracodawcy coraz częściej postrzegają tego typu działalność jako wyraz zaangażowania społecznego i przejaw kreatywności. W piątej edycji akcji Dwa Wymazy i Do Bazy weźmie udział 350 Studenckich Ambasadorów oraz kilka tysięcy Wolontariuszy. Dla mnie ta idea, to coś co nie podlega dyskusji tłumaczy Aleksandra Kloc, Studencki Ambasador z Politechniki Łódzkiej. Bo choć przeszczep jest ryzykowny dla każdego biorcy i związany z bardzo ciężką walką i dużym ryzykiem, to prawda jest taka, że gdyby nie dawca nie mielibyśmy najmniejszych szans na powrót do zdrowia i normalnego życia. Każdy zdrowy człowiek, który jest już pełnoletni, ale nie przekroczył 55. roku życia, ważący co najmniej 50 kilogramów, może znaleźć się w bazie Fundacji DKMS. Procedura rejestracji w bazie potencjalnych dawców szpiku zaczyna się od przeprowadzenia wstępnego wywiadu medycznego i wypełnienia formularza z danymi osobowymi. Ostatni etap to pobranie wymazu z wewnętrznej części policzka. Na podstawie próbki pobranej w ten sposób określane są cechy zgodności tkankowej. Kiedy okaże się, że genetyczny kod dawcy zgodny jest z kodem chorego, może dojść do przeszczepu. Każda osoba, która zechce się zarejestrować, powinna mieć ze sobą dokument tożsamości potwierdzający numer PESEL. Przeszczep krwiotwórczych komórek macierzystych jest stosowany przede wszystkim w przypadku pacjentów, którzy cierpią na choroby układu krwiotwórczego (najczęściej w różnych postaciach ostrej białaczki). Co czwarty chory ma szansę na przeszczep od krewnych. Większość musi jednak szukać dawców niespokrewnionych. Przeszczepu komórek macierzystych krwi lub szpiku potrzebuje w Polsce około 700 pacjentów rocznie. Co dziesiąty z nich nigdy nie znajdzie genetycznego bliźniaka i nie będzie miał szans na przeszczep. Fundacja DKMS Polska to największa w Polsce baza
niespokrewnionych potencjalnych dawców szpiku, w której znajduje się niemal 680 tysięcy osób. Do tej pory genetycznych bliźniaków znalazło 1936 dawców z bazy Fundacji DKMS. Piątą edycję akcji Dwa Wymazy i Do Bazy organizuje w naszym mieście Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa. Rejestracja potencjalnych dawców odbywać się będzie w siedzibie tej uczelni przy placu Dąbrowskiego 2 w środę 22 i czwartek 23 kwietnia od 11.00 do 18.00. Zmęczenie makaronem Podziwiamy za siłę ducha, odwagę i wiarę, że marzenia się spełniają mówią o Januszu Radgowskim przedstawiciele Polonii z Udine. Przede wszystkim chylimy głowę przed tym, co robi on dla innych. Mamy nadzieję, że uda się pomóc Klaudusi. Po trudach liczącego 47 kilometrów dziewiętnastego etapu z Portogruaro Venezia do Udine Janusz wraz z ekipą wyprawy Każdy ma swój Mount Everest skorzystał z gościny Polonii mieszkającej w mieście, które było celem kolejnego odcinka trasy.
Od samego rana Janusz Radgowski mógł cieszyć się z pięknej pogody. Chociaż świeciło słońce, nie było mowy o nadmiernym upale. Również wiatr nie przeszkadzał w jeździe. A nasz maratończyk mógł mieć dodatkowe powody do radości. Czy zauważyliście, że to już półmetek? pytał, ruszając na trasę. Kiedy Janusz zaczął odczuwać zmęczenia na końcowej części odcinka, tłumaczył je sobie włoską dietą, w dużej mierze opartą na makaronie pod wszelkimi możliwymi postaciami. Zdołał jednak dotrzeć do końca etapu, a nagrodą za to było spotkanie z włoską Polonią zamieszkującą Udine. Walka z deszczem i wiatrem Na trasie siedemnastego etapu swej wielkiej wyprawy z Watykanu do Wadowic Janusz Radgowski musiał zmagać się z ekstremalnymi warunkami atmosferycznymi. Na szczęście dzień wcześniej naładował baterie podczas spotkania z Polonią w Treviso. Janusz Radgowski już ponad dwa tygodnie przemierza na wózku inwalidzkim trasę z Watykanu do Wadowic. Każdy ma swój Mount Everest to projekt niepełnosprawnego sportowca, który swoją eskapadą udowadnia, że warto walczyć z własnymi słabościami. Ale głównym celem niezwykłej podróży maratończyka na wózku jest finansowe wsparcie Klaudii Kamińskiej, czteroletniej dziewczynki chorej na nowotwór. Wraz z rodzicami Klaudia przebywa obecnie w klinice we Włoszech, gdzie przechodzi eksperymentalną terapię, dającą jej nadzieję na pełen powrót do zdrowia. Rodzice dziewczynki nie mają jednak pieniędzy, aby sfinansować pełne koszty leczenia. I właśnie zebranie brakującej sumy jest głównym celem wyprawy Każdy ma swój Mount Everest. Janusz opowiada o Klaudii przy każdej możliwej
okazji. I zjednuje jej kolejne rzesze sympatyków, otwierając nie tylko ich serca, ale i portfele. Tak było również w Treviso, gdzie nasz maratończyk korzystając z dnia przerwy spotkał się z Jerzym Bariaszem i innymi przedstawicielami grupy społecznej-polacy w Treviso. Przed wyruszeniem w dalszą drogę ekipa wyprawy Każdy ma swój Mount Everest nocowała u włoskiego księdza parafi rzymskokatolickiej. Od rana pada deszcz. Jutro zaczynamy nowe etapy, a służby meteo podaja, że będzie deszcz z burzami mówił Janusz w dniu przerwy. No cóż. Trzeba będzie stawić czoła i temu wyzwaniu. Jestem pewien, że dam radę. Jestem przygotowany na tyle dobrze, że tylko trzęsienie ziemi noże mnie zatrzymać. Meta siedemnastego etapu wyznaczona została w San Dona di Piave Venezia. Trudno byłoby stwierdzić, że jej osiągnięcie było dla Janusza formalnością. Przeciwnie, to był jeden z najbardziej ekstremalnych odcinków na trasie. Nie ze względu na pokonywany dystans, czy ukształtowanie terenu, ale przez warunki pogodowe. Od samego startu trzeba było walczyć z mniej lub bardziej dającym się we znaki deszczem. Do tego doszedł jeszcze wiejący coraz ostrzej wiatr. Były jednak i przyjemne momenty spotkanie z Włochem, który zamienił z Januszem kilka słów, biorąc go początkowo za Słowaka oraz z trenującymi kolarzami. Etap osiemnasty to zaledwie 33 kilometry łączące San Donà di Piave Venezia z Portogruaro Venezia. Jazda po płaskim sprawiła, że pod koniec etapu Janusz tęsknił za bardziej ekstremalnymi wyzwaniami, których tym razem nie dane było mu przeżyć. To był wyjątkowo spokojny etap przyznał Janusz Radgowski. Przyznam, że osobiście wolę coś o wiele mocniejszego.
Pożegnanie z Via Romanie Piętnasty etap wyprawy Każdy ma swój Mount Everest rozpoczął się w Rosolina Rovigo, a zakończył w Malcontenta di Mira Venezia. Tym razem Janusz Radgowski przejechał 50 km kończąc swoją trzydniową przygodę z Via Romanie. Zapowiadało się, że na trasie piętnastego odcinka Janusz ponownie zmagać się będzie musiał z upałem. Tymczasem okazało się, że nie upał był największym problemem, ale mgła, sprawiająca, że nasz maratończyk czuł się niemal jak w Wielkiej Brytanii. Tym bardziej, że miał do pokonania wyjątkowo dużo mostów. Janusz na trasie 15. etapu czuł się wyjątkowo dobrze. Na niektórych wypłaszczeniach gnałem nawet 16-17 km/h mówił nam Janusz Radgowski. Przed startem do tego etapu, martwiłem się o natężenie ruchu. Tymczasem okazało się, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Niezwykle cenna już po raz kolejny okazała się pomoc Jurka Owsiaka i Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Gdy po zakończeniu 14. etapu Janusz zdjął buty, okazało się, że ma zerwany paznokieć stopy. Bez WOŚP-owej apteczki byłoby niezwykle ciężko. Janusz Radgowski powoli kończy włoską część swojej eskapady, dlatego chciał za pośrednictwem Dziennika Płockiego przekazać podziękowania dla ludzi, których pomoc daleko wykraczała poza ramy ich służbowych obowiązków. Chciałbym przede wszystkim podziękować pracownikom Konsulatu Rzeczypospolitej Polskiej w Rzymie na czele z kierownikiem wydziału konsularnego Agatą Ibek-Wojtasik oraz panie Ewę Mamaj i Ewę Obrok powiedział nam
Janusz Radgowski. Nie mogę nie pamiętać również o pracownikach AMBASADY RP Watykanie, z panem Antonim Szubertem, dzięki któremu mogłem modlić się przy grobie świętego Jana Pawła II i uczestniczyć w audiencji papieża Franciszka. Żadne słowa nie są w stanie oddać wdzięczności Janusza Radgowskiego dla pracowników ambasady Sławomira Pietrzaka i jego żony Joanny. Bez ich nieprawdopodobnego zaangażowania trudno byłoby sobie wyobrazić przeprawę naszej ekipy przez Włochy. Sławek i Joanna pomogli mi w załatwianiu kolejnych noclegów mówi Janusz. Ale to nie wszystko. Okazali mi niesamowicie wiele serca. Nie było sytuacji, z której nie potrafiliby znaleźć wyjścia. Dzięki takim właśnie ludziom wciąż wierzę w sens całego przedsięwzięcia. Nowe wybiegi dla drapieżników Niespełna milion złotych kosztować będzie nowy wybieg dla panter i tygrysów w płockim zoo ogrodzie zoologicznym. Unijne dofinansowanie do tej inwestycji wyniesie 435 tysięcy złotych.
Pozyskanie środków zewnętrznych było dzięki projektowi Zwiększenie atrakcyjności turystycznej ZOO w Płocku poprzez budowę wybiegu dla panter śnieżnych i tygrysów syberyjskich. Umożliwi on rozbiórkę istniejącego dotychczas pawilonu hodowlanego lampartów wraz z wybiegiem oraz budowę: wybiegu dla panter śnieżnych i tygrysów syberyjskich; groty dla przetrzymywania zwierząt; altany dydaktycznej dla zwiedzających; toalety dla zwiedzających. W planie znalazło się również zagospodarowanie terenu. Plac budowy został już oficjalnie przekazany, a zakończenie inwestycji planowane jest na 31 sierpnia 2015 roku. Wybieg dla panter i tygrysów zostanie usytuowany tuż obok wybiegu dl goryli i kangurów. Obecnie znajdują się tam niewykorzystywane klatki z wybiegami dla śnieżnych panter. Groty panter śnieżnych oraz tygrysów syberyjskich, pawilon dydaktyczny oraz toaleta dla odwiedzających ZOO mają się znaleźć w dolinie nad stawami, u podnóża skarpy. Roboty budowlano-montażowe o wartości 940 tysięcy złotych wykonywać będzie firma Global Systems z Gostynina. Objęte zostaną one sześcioletnią gwarancją. Umowa w sprawie dofinansowania tej inwestycji ze środków unijnych podpisana została przez prezydenta Płocka Andrzeja Nowakowskiego i marszałka województwa mazowieckiego Adama Struzika w grudniu 2013 r. Wyjątkowy weekend w Wiśle
To pokaz mody, sztuki i designu. Dla dzieci i dorosłych. Każdy znajdzie tu coś dla siebie mówi Marta Fuksińska, organizatorka Targów Rzeczy Wyjątkowych. Szereg dodatkowych atrakcji zaproponujemy naszym najmłodszym klientom. Będą oni mogli bezpłatnie skorzystać m. in. z warsztatów tanecznych, zabaw muzycznych z językiem angielskim, skosztować waty cukrowej. Po raz kolejny Galeria Wisła organizuje imprezę, o której będzie można powiedzieć Tego jeszcze w Płocku nie było. Tym razem takim unikatowym wydarzeniem mają być Targi Rzeczy Wyjątkowych, zaplanowane na 18 i 19 kwietnia. Swoje wyroby zaprezentują polscy twórcy sztuki użytkowej i projektanci, którzy zyskają możliwość dotarcia do szerokiej grupy odbiorców. Współorganizująca targi Wioleta Skawińska podkreśla, że lista wystawców będzie otwarta niemal do ostatniej chwili. Projektanci i designerzy, którzy zechcą zaprezentować swoje wyroby w Galerii Wisła, zgłaszać się mogą mailowo lub telefonicznie do organizatorów. Szczegóły dotyczące kontaktu z nimi dostępne są na facebookowym profilu TRW https://www.facebook.com/targirzeczywyjatkowych
Walka z upałem Drugi dzień jazdy po słynnej Via Romanie upłynął pod znakiem walki. Nie tyle z wielkimi ciężarówkami, których nie brak na tej niezwykle ruchliwej trasie, ale z upałem, który potwornie dawał się we znaki. Janusz Radgowski, który pokonuje trasę z Watykanu do Wadowic, tym razem miał do pokonania 43 kilometry z Lido delle Nazioni Ferrara do Rosolina Rovigo. Ktoś mógłby powiedzieć, że to niewiele więcej niż trasa klasycznego maratonu. Jednak dla człowieka, który jest w drodze już od kilkunastu dni, a który porusza się na wózku inwalidzkim, ma częściowo amputowaną jedną z nóg, ma przeszczepioną nerkę, zupełnie nie widzi na jedno oko, a częściowo również na drugie, jest to wysiłek ekstremalny. Czternasty etap to dla Janusza niesamowita walka z samym sobą, swoimi słabościami, z pragnieniem. Co najważniejsze walka wygrana. Jak mówi sam Janusz, głównie dzięki niezliczonej, a w dodatku wciąż rosnącej, rzeszy wspierających go ludzi. Kochani. Ogromne dzięki, że cały czas jesteście przy mnie i że zapraszacie ludzi do udziału w akcji mówi Janusz Radgowski. Jesteście niesamowici. Macie wielkie serca. Jesteście dla mnie wielkim wsparciem! Trzynastka nie przyniosła
pecha Celowo nie podaję tego numeru, by nie zapeszać mówił Janusz Radgowski przed startem do trzynastego etapu wyprawy z Watykanu do Wadowic. Wszystko jednak poszło zgodnie z planem. Przed startem do etapu z Ravenny do Lido delle Nazioni Ferrara członkowie wyprawy Każdy ma swój Mount Everest skorzystali z gościny księdza Pawła Szczepaniaka w rzymsko-katolickiej parafii w Ravennie. Nasi maratończycy wrócą w to miejsce po pokonaniu 54-kilometrowej trasy, podczas której Janusz Radgowski rozpocznie swoją walkę z Via Romanie, słynną drogą, z której korzystają ciężarówki i inne ciężkie pojazdy chcące uniknąć opłaty za korzystanie z autostrady. Jeżeli będzie bardzo niebezpiecznie, nie będę ryzykował, ale kawałek podjadę naszym autem zapowiadał Janusz Radgowski. Przecież w wyprawie Każdy ma swój Mount Everest nie chodzi o to, by stać się szaleńcem i męczennikiem. Najważniejszy cel tej eskapady to przecież pomoc dla Klaudusi Kamińskiej. Przed wjazdem na Via Romanie swoją pomoc dla Janusza Radgowskiego zaoferowali włoscy policjanci. Spotkanie z nimi okazało się bardzo przyjemne. A asysta na trasie niezwykle dyskretna. Początek wydawał się stosunkowo spokojny. Z czasem jednak na trasie pojawiało się coraz więcej ciężkich pojazdów. Miejscem postoju tym razem stał się Port Garibaldi. Tam właśnie można było napić się małej kawy i porozmawiać z rybakami, ciężko pracującymi ludźmi morza. Niektórzy brali mnie za Jugosłowianina. Większość rybaków pozdrawia mnie jednak słowami Viva Polacco. Mówię wam, jak w takich chwilach mocno i radośnie bije moje serce. Jestem dumny z Polski i Polaków mówi Janusz Radgowski. Mój kierowca Janusz okazał się urodzonym marynarzem i wilkiem morskim. Gdy postój dobiegł końca, ekipa ruszyła w dalszą trasę. Mimo stale rosnącego ruchu i wysokiej temperatury, w końcu udało się dotrzeć do mety w Lido delle Nazioni Ferrara.