PRZYSTANKI. Historie z Okrzeszyna i Uniemyśla



Podobne dokumenty

Kolejny udany, rodzinny przeszczep w Klinice przy ulicy Grunwaldzkiej w Poznaniu. Mama męża oddała nerkę swojej synowej.

W MOJEJ RODZINIE WYWIAD Z OPĄ!!!

VIII TO JUŻ WIESZ! ĆWICZENIA GRAMATYCZNE I NIE TYLKO

Piaski, r. Witajcie!

Czy na pewno jesteś szczęśliwy?

Trzebinia - Moja mała ojczyzna Szczepan Matan

USZATKOWE WIEŚCI. PRZEDSZKOLE NR 272 im. MISIA Uszatka. w Warszawie

USZATKOWE WIEŚCI MARZEC 2018 Gazetka Przedszkola nr 272 im. Misia Uszatka WARSZAWA

Tak prezentują się laurki i duży obrazek z życzeniami. Juz jesteśmy bardzo blisko.

10 najlepszych zawodów właściciel szkoły tańca

Alwernia. Moja Mała Ojczyzna. Opracowała: Karolina Hojowska

Marcin Budnicki. Do jakiej szkoły uczęszczasz? Na jakim profilu jesteś?

WYWIAD Z ŚW. STANISŁAWEM KOSTKĄ

Igor Siódmiak. Moim wychowawcą był Pan Łukasz Kwiatkowski. Lekcji w-f uczył mnie Pan Jacek Lesiuk, więc chętnie uczęszczałem na te lekcje.

PODRÓŻE - SŁUCHANIE A2

Hektor i tajemnice zycia

mnw.org.pl/orientujsie

Moje pierwsze wrażenia z Wielkiej Brytanii

Wizyta w Gazecie Krakowskiej

STRUKTURA I RUCHLIWOŚĆ SPOŁECZNA POLPAN Edycja 6

Szczęść Boże, wujku! odpowiedział weselszy już Marcin, a wujek serdecznie uściskał chłopca.

Gościmy gimnazjalistów ze Społecznego Gimnazjum STO nr 8 w Krakowie. Augustów, września 2014

Jaki jest Twój ulubiony dzień tygodnia? Czy wiesz jaki dzień tygodnia najbardziej lubią Twoi bliscy?

Pani Janina Rogalska urodziła się 16 listopada 1915 roku w Alwerni. Przez prawie całe swoje dorosłe życie mieszkała w rodzinnej miejscowości w Rynku

Z wizytą u Lary koleżanki z wymiany międzyszkolnej r r. Dzień I r.

Zawsze wydaje się, że coś jest niemożliwe, dopóki nie zostanie to zrobione. Nelson Mandela. Te słowa są idealnym poparciem mojej kandydatury na

LearnIT project PL/08/LLP-LdV/TOI/140001

WZAJEMNY SZACUNEK DLA WSZYSTKICH CZŁONKÓW RODZINY JAKO FUNDAMENT TOLERANCJI WOBEC INNYCH

Jak dzieci spędzają swój wolny czas? Dzieci po szkole wolne czy zajęte

Dwa kwiaty. Historia dwóch sióstr

MISTRZÓW. Niezwykłe spotkanie

News 9 (numer 1/IX/2017) Numer 1/IX/2017. W numerze:

FILM - W INFORMACJI TURYSTYCZNEJ (A2 / B1)

AUDIO / VIDEO (A 2 / B1 ) (wersja dla studenta) ROZMOWY PANI DOMU ROBERT KUDELSKI ( Pani domu, nr )

Projekt "Seniorzy na wsi"

PONIEDZIAŁEK, 11 marca 2013

Internetowy Projekt Zbieramy Wspomnienia

Niektórym z nas konieczna okazała się pomoc. Dzieci z naszej grupy dorównują sprawnością starszakom. Brawo!

Rodzina Gierlachów - koncert w rodzinnym mieście

Rozumiem, że prezentem dla pani miał być wspólny wyjazd, tak? Na to wychodzi. A zdarzały się takie wyjazdy?

Andrzej Olaszek. Piastowski Słownik Biograficzny

I się zaczęło! Mapka "Dusiołka Górskiego" 19 Maja 2012 oraz zdjęcie grupowe uczestników.

Kielce, Drogi Mikołaju!

Interesuje się motoryzacją, a pasją zaraził się od taty. Od lat bierze udział w wyścigach motocyklowych, a w przyszłości chciałby jeździć w

Opowiedziałem wam już wiele o mnie i nie tylko. Zaczynam opowiadać. A było to tak...

Zaimki wskazujące - ćwiczenia

Wywiady z pracownikami Poczty Polskiej w Kleczewie

Paulina Szawioło. Moim nauczycielem był Jarek Adamowicz, był i jest bardzo dobrym nauczycielem, z którym dobrze się dogadywałam.

Dzięki ćwiczeniom z panią Suzuki w szkole Hagukumi oraz z moją mamą nauczyłem się komunikować za pomocą pisma. Teraz umiem nawet pisać na komputerze.

Jestem pewny, że Szymon i Jola. premię. (dostać) (ja) parasol, chyba będzie padać. (wziąć) Czy (ty).. mi pomalować mieszkanie?

Rok Nowa grupa śledcza wznawia przesłuchania profesorów Unii.

Podziękowania dla Rodziców

RODZINA JAKUBOWSKICH

Spotkanie z Jaśkiem Melą

DZIĘKUJĘ MAMO DZIĘKUJĘ TATO

5. To, jak Ci idzie w szkole jest dla Twoich rodziców (opiekunów): A niezbyt ważne B ważne C bardzo ważne 1 ANKIETA DLA UCZNIÓW GIMNAZJUM

LP JA - autoprezentacja JA - autoidentyfikacja MY ONI 1. SZKOŁA: nie było jakiejś fajnej paczki, było ze Ŝeśmy się spotykali w bramie rano i palili

BĄDŹ SOBĄ, SZUKAJ WŁASNEJ DROGI - JANUSZ KORCZAK

Cała prawda o nas. Wszystko o nas - KLASA 1B

Wigilia na wsi, czas szczególnej tradycji

Powojenna historia mojej miejscowości. W dniu 31 maja 2010 r. przeprowadziłam wywiad z Panem Władysławem.

Klasa 2b sp. Klasa II B. Wychowawca: Lidia Grzeszczak. {jgtabber} [tab ==Z życia klasy==] Z życia klasy

XVI Finał SZLACHETNEJ PACZKI już za nami!

Moja Pasja: Anna Pecka

Dowiemy się, w jaki sposób oznacza się poprzez znaki graficzne pogodę. Utrwalimy sobie również nazwy poszczególnych dni tygodnia.

Witajcie nasi przyjaciele! Chcielibyśmy wam podziekować za wasze listy. Bardzo nam się podobały. Na kolejnych slajdach znajdziecie nasze odpowiedzi

TEST SPRAWDZAJĄCY UMIEJĘTNOŚĆ CZYTANIA ZE ZROZUMIENIEM DLA KLASY IV NA PODSTAWIE TEKSTU PT. DZIEŃ DZIECKA

Jutro też się przejedziemy? Noc Muzeów po ursynowsku

Punkt 2: Stwórz listę Twoich celów finansowych na kolejne 12 miesięcy

Rozpoczęcie roku szkolnego 2012/2013

SP 20 I GIM 14 WSPARŁY AKCJĘ DZIĘKUJEMY ZA WASZE WIELKIE SERCA!!!

Plan Daltoński Grupa I Krasnoludki Rok szkolny 2018/2019

Moja Przyjaciółka Lucyna wspomina Zbyszek Hawranek

Akcja Rodacy Bohaterom we Lwowie Marzec 2012

KATARZYNA POPICIU WYDAWNICTWO WAM

NASZE MIASTO rozmowa z Panem Tomaszem Korczakiem, Burmistrzem Miasta i Gminy Międzylesie.

WITAJCIE PO FERIACH!!!

Rolnik - szachista: wywiad z Panem Piotrem Ptaszyńskim

Obóz odbywał się od 6 do 28 lipca i z naszej szkoły pojechały na niego dwie uczennice r. (wtorek)

Czyli w co bawili się nasi rodzice i dziadkowie

11 Listopada. Przedszkole nr 25 ul. Widok Bielsko-Biała

Agroturystyka szansą dla mniejszych gospodarstw

WERSJA: C NKIETER: JEŚLI RESPONDENT JEST MĘŻCZYZNĄ, ZADAĆ GF1. JEŚLI RESPONDENT JEST KOBIETĄ, ZADAĆ GF2.

Gałąź rodziny Zdrowieckich Historię spisał Damian Pietras

MIESIĄC PAŹDZIERNIK 2015r. W GRUPIE POZIOMKI W PRZEDSZKOLU OMNIBUSEK W REDZIE

PLAN PRACY SAMORZĄDU UCZNIOWSKIEGO KLAS I-III W ROKU SZKOLNYM 2015/2016

"Dwójeczka 14" Numer 15 04/17 PROJEKTU

145 cm i mniej 146 cm-154 cm 155 cm-164 cm 165 cm-174 cm 175 cm i więcej

Akcja Szlachetna Paczka

ERASMUS COVILHA, PORTUGALIA

MAŁGORZATA PAMUŁA-BEHRENS, MARTA SZYMAŃSKA. Kim będę?

Rumia Oczami Dzieci z "dziesiątki":)

oryginalny tekst i zdjęcia

10 SEKRETÓW NAJLEPSZYCH OJCÓW 1. OKAZUJ SZACUNEK MATCE SWOICH DZIECI 2. DAJ DZIECIOM SWÓJ CZAS

Czy znacie kogoś kto potrafi opowiadać piękne historie? Ja znam jedną osobę, która opowiada nam bardzo piękne, czasem radosne, a czasem smutne

Oto sylwetki kandydatów, którzy spełnili w/w warunki oraz to, co chcieli nam powiedzieć o sobie i swoich planach

Oni zasługują na pamięć

Transkrypt:

PRZYSTANKI Historie z Okrzeszyna i Uniemyśla

Gdyby przystanki mogły mówić, na pewno opowiedziałby wszystkie zasłyszane przez siebie historie, westchnienia i wyznania. Były świadkami rozstań, pożegnań, powitań Pełniły i pełnią rolę miejsca spotkań, orientacji w terenie, wyznaczają miejsca graniczne, są tablicami informacyjnymi. Dla nas były inspiracją do opowiedzenia naszych historii, przypomnienia sobie początków życia w Okrzeszynie i Uniemyślu, a także tego czym są dla nas miejsca w których żyjemy. Mieszkańcy Okrzeszyna i Uniemyśla Projekt PRZYSTANKI został zrealizowany przez nieformalną grupę mieszkańców Okrzeszyna i Uniemyśla w lecie 2014 roku. Dofinansowano ze środków Programu Działaj Lokalnie Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności realizowanego przez Akademię Rozwoju Filantropii w Polsce i Stowarzyszenie Społeczno-Kulturalne Granica. Fragment muralu na przystanku w Okrzeszynie fot. Anka Grzegorzewska

Jestem obecnie jedną z najstarszych mieszkanek Okrzeszyna. Mieszkam tu już 68 lat - przyjechałam w 1947 roku na jedną zimę. Miałam wracać do domu rodzinnego w Kaliskiem do wsi Blizanówek. Tam mieszkałam z mamą. W domu rodzinnym w kaliskiem było nas siedmioro dzieci. Wszyscy zawsze trzymaliśmy się blisko domu, pomagając przy gospodarstwie. Po przyjeździe szybko przestałam myśleć o powrocie wiosną do mamy, skusiły mnie zabawy, nowa praca w fabryce Gopło w Okrzeszynie. Poznałam wielu nowych ludzi, a wśród nich swojego męża Stanisława Łuczyńskiego. Pierwszy raz zobaczyłam go, kiedy łowił ryby w rzece. Razem z innymi dziewczynami przyglądałyśmy się młodym chłopakom. I jak tu wracać, skoro dla mnie to idealne miejsce do życia. W tym czasie pozostała część rodzeństwa też wyfrunęła z rodzinnego gniazda. To były wspaniałe, wesołe czasy, w samej fabryce pracowało ok. 200 osób, w większości sami młodzi ludzie. Kościół był pełny, pod chórem zawsze byli żołnierze ze straży granicznej, którzy pięknie śpiewali. Wielu z nich poznało tu swoje przyszłe żony i zostali w Okrzeszynie na stałe. W świetlicy, przynajmniej raz w miesiącu, organizowane były zabawy przy żywej muzyce, a w tygodniu na osiedlu przy muzyce mechanicznej z adapteru. W kółku artystycznym szykowaliśmy przedstawienia, z którymi jeździliśmy między innymi do Lubawki. Potrafiliśmy zarabiać na tym pieniądze, za które mogliśmy organizować sobie wycieczki, kupować rzeczy do świetlicy. Po czasach okrutnej wojny czuliśmy się tu jak w raju. Kiedy wyszłam za mąż i urodziłam dzieci, skończyła się działalność kulturalno - oświatowa. Jednak nie mogę zapomnieć tego, jacy dobrzy wobec siebie byli mieszkańcy naszej miejscowości. Byli bardzo gościnni, życzliwi i uczynni, wiadomo było, że zawsze można było na nich polegać. Mimo tego, że było ciężko, potrafiliśmy się cieszyć tym co mieliśmy. Oczywiście zdarzały się i gorsze momenty, a także ludzie, których niezbyt chętnie wspominam. Dobre wspomnienia chcę zachować do końca Moje dwie córki, Krystyna i Grażyna wyjechały do Wrocławia, założyły rodziny. Po śmierci męża zostałam w swoim Okrzeszynie, a po pięciu latach wdowieństwa wyszłam ponownie za mąż za Bolesława Kupracza. Wiedliśmy spokojne życie we dwoje. Jednak los płata figle i w roku 1993 ponownie zostałam wdową. Do dziś sama, ale nie samotna, mieszkam nadal w swoim raju, wokół siebie mam nadal ludzi, na których mogę zawsze liczyć, każdemu życzyłabym takich sąsiadów. Mam nadzieję, że ludzie młodzi, którzy teraz mieszkają w Okrzeszynie też będą mieć dobre wspomnienia, kiedy osiągną mój wiek. Janina Kupracz

W Uniemyślu mieszkam od urodzenia. Moi rodzice pochodzili z Płotyczy w powiecie tarnopolskim. Mama Franciszka z d. Grabas urodziła się w roku 1916, ojciec w 1914. Pobrali się w 1936, a w 1945 przyjechali na ziemie odzyskane. fot. Anka Grzegorzewska Najpierw mieszkali w Bukówce, po roku, nie mając nadziei na powrót do swoich stron, osiedli - jak się okazało - na stałe w Uniemyślu. Tu na świat przyszedł mój brat Roman, a trzy lata później w 1950 roku urodziłem się ja. Jako dziecko, w sezonowym (letnim) przedszkolu w Uniemyślu miałem opiekę, kiedy rodzice pracowali w polu. W 1957 rozpocząłem naukę w szkole podstawowej, następnie kształciłem się w Szkole Przysposobienia Rolniczego w Krzeszowie, gdzie uzyskałem zawód rolnika. W tym czasie mój ojciec sprawował funkcję Przewodniczącego GRN (Gromadzkiej Rady Narodowej) w Okrzeszynie. Po śmierci ojca, jako piętnastolatek, musiałem, przy niewielkiej pomocy brata, przejąć obowiązki gospodarza i pomagać matce. Mając 18 lat zacząłem pracę w Zakładach Przemysłu Dziewiarskiego Watra w Chełmsku Śląskim. Nadal też zajmowałem się gospodarką. Były to czasy obowiązkowego wywiązywania się z planu rolnego (trzeba było oddawać 150 kg żywca i podatek pieniężny państwu). W 1974 roku większą uwagę zwróciłem na dziewczynę z sąsiedniej wsi (Okrzeszyn) - Barbarę Sztejkowską, zaczęliśmy się spotykać i po roku wzięliśmy ślub, oczywiście w kościele w Okrzeszynie, a wesele nasze odbyło się w domu panny młodej. Pierwszy rok naszego życia spędziliśmy w Okrzeszynie, potem przenieśliśmy się do mojego rodzinnego domu w Uniemyślu. Wspólne życie to pasmo sukcesów i porażek, z których wychodziliśmy na szczęście obronną ręką. Do sukcesów musimy zaliczyć przyjście na świat naszych trzech synów: Daniela, Jarosława i Marcina. Moja żona nie mogła podjąć pracy (trójka małych dzieci) i, by jakoś wiązać koniec z końcem, zaczęliśmy hodować owce i krowy. Niestety moje dochody z Watry były zbyt niskie, by utrzymać liczną rodzinę, więc żona w tym czasie podjęła się pracy chałupniczej, by żyło się nam lżej. Dzieci rosły, skończyły szkoły zawodowe, a w końcu nasi chłopcy pożenili się. Dziś mamy pięć wspaniałych wnuczek Julię, Anię, Martynkę, Zosię i Haneczkę. Nie mogę nie wspomnieć o wyjątkowych synowych.

Teraz jesteśmy na zasłużonym wypoczynku, ja na emeryturze (już piąty rok), a żona Barbara w przyszłym roku będzie emerytką. Często podczas rodzinnych spotkań opowiadam razem z żoną swoim dzieciom i wnukom o tym, jak żyło się dawniej w Uniemyślu. Jak ówcześni mieszkańcy chętnie i bezinteresownie pomagali sobie podczas prac polowych (sianokosy, żniwa, wykopki), potem spotykali się przy rozmowach i szklaneczce wina domowego, cieście drożdżowym. Wielokrotnie kończyły się takie spotkania wspólną zabawą przy akordeonie. Do roku 1970 funkcjonowała świetlica w Uniemyślu, gdzie odbywały się zabawy sylwestrowe, wieczorki, przedstawienia szkolne. Czasami przyjeżdżało kino objazdowe, potem kino było tylko w świetlicy w Okrzeszynie. Dziś, w związku z postępem w rolnictwie - maszyny, mechanizacja - ludzie coraz bardziej oddalają się od siebie, każdy żyje swoim życiem. Czasami z nostalgią wspominam tamte, może trudniejsze, cięższe, jednak weselsze czasy. Zdzisław Sendyk Wspólne śpiewanie na świetlicy fot. Anka Grzegorzewska

Obydwoje pochodzimy z Okrzeszyna, tu spędziliśmy swoje dzieciństwo, zresztą od zawsze mieszkaliśmy po sąsiedzku. Spotykaliśmy się więc codziennie. Jednak nie od razu zwróciliśmy na siebie uwagę, jak na kogoś bardzo bliskiego. Mile wspominany wspólne dyskoteki organizowane na świetlicy w Okrzeszynie. Świetlica była wtedy przy plebanii. Dużo czasu spędzaliśmy przy grze w siatkówkę tuż przy przystanku autobusowym. Zresztą przystanek, to zawsze było miejsce spotkań młodzieży, tej starszej (młodsi musieli spędzać czas na przystanku koło kościoła). Ze wzruszeniem wspominamy kino objazdowe, gdzie w prowizorycznych warunkach mieliśmy możliwość oglądania filmów na dużym ekranie - filmy dla młodzieży poprzedzały seans dla dorosłych mieszkańców Okrzeszyna. Zimę najczęściej spędzaliśmy na nartach, czasami zjeżdżaliśmy też na workach. W tamtych czasach, czasach naszej beztroskiej młodości fot. Marcelina Halaś-Linkiewicz większą część czasu byliśmy poza domem. Bardzo często robiliśmy ogniska na harcerskiej polanie. W pewnym momencie zaczęliśmy się sobą bardziej interesować. Zimą, a dokładnie 12 lutego 1994 r., pobraliśmy się, ślub wzięliśmy w kościele w Okrzeszynie. Tutaj (dosłownie) urodził się nasz pierwszy syn - Bartek. Z czasem nasza rodzina powiększyła się o Mateusza, Patryka i Kacpra. Jesteśmy dumni z naszych synów i mamy nadzieję, że oni też w przyszłości dobrze będą wspominać Okrzeszyn, a może któryś z nich tu zostanie. Anetta i Rafał Sołdyńscy Okrzeszyn to miejscowość, o której nie słyszałam do roku 1984. Od urodzenia mieszkałam w Świdnicy, tam chodziłam do żłobka, przedszkola, liceum ogólnokształcącego Moje życie przebiegało bardzo spokojnie, byli rodzice i młodszy brat, niedaleko dziadkowie i pozostała część rodziny. Z moimi dziadkami związane są bardzo ciekawe historie. Na Dolny Śląsk przybyli oni po II wojnie światowej z Warszawy, gdzie przeżyli najgorszy czas. Rodzice mojej mamy, a dokładnie ojciec, to dawna szlachta herbu LELIWA, z tego też powodu moje dzieciństwo było bardzo ciekawe - spotykałam interesujących ludzi, poznawałam wiele ciekawych historii rodzinnych, tych wesołych, a także okrutnych wojennych

Dodam, że mój dziadek Mieczysław Piechowski od najmłodszych lat związany był z wojskiem, podczas Powstania Warszawskiego był dowódcą jednego z oddziałów. Najpierw zamieszkali w Grodziszczu k/ząbkowic, gdzie dziadek otrzymał posadę leśniczego. Z opowiadań wiem, że mieszkali wśród wspaniałych ludzi i byli szczęśliwi. Tam urodziła się najmłodsza siostra mojej mamy. Dziadkowie ze strony ojca to przesiedleńcy ze wschodu, a dokładnie przyjechali na ziemie odzyskane z wileńszczyzny, gdzie przed wojną mieli posiadłości ziemskie. Tu osiedli na wsi i prowadzili gospodarstwo rolne. U nich spędzałam część wakacji i bardzo miło wspominam tamte chwile. Kiedy miałam sześć lat na świecie pojawił się mój brat, z tego powodu nie byłam najszczęśliwsza, ale w końcu przetrawiłam fakt, że nie jestem już jedynaczką. Bardzo dobrze wspominam swoje dzieciństwo, byłam szczęśliwa, bezpieczna, niczego mi nie brakowało. Jednak w wieku dwunastu lat wszystko fot. Anka Grzegorzewska (tak mi się wtedy wydawało) wywróciło się do góry nogami. 12 września 1975 roku zmarł nagle mój tato i od tej chwili musiałam wydorośleć i razem z mamą i małym bratem dalej jakoś żyć. No i się żyło, doszło trochę obowiązków, przede wszystkim zajmowanie się Wojtkiem, kiedy mama pracowała po godzinach przed wypłatami pracowników. Kiedy skończyłam liceum zaczęłam pracę. Trzy lata pracowałam jako nauczyciel w Szkole Podstawowej nr 13 w Świdnicy. Bardzo miło wspominam tę pracę, moich pierwszych uczniów, do dziś mam z nimi kontakt dzięki internetowi. Po trzech latach chciałam bardziej się usamodzielnić, zacząć mieszkać w swoim mieszkaniu, żyć samodzielnie Starałam się o mieszkanie w Świdnicy, jednak kolejka oczekujących była bardzo duża. Co jakiś czas odwiedzałam w Urzędzie Miasta pana Prezydenta, ale dawał nikłe nadzieje na własne M. Wtedy od znajomych, którzy nas odwiedzili, usłyszałam o Okrzeszynie. Po rozmowie z ówczesnym inspektorem oświaty w Lubawce panem Kormanem, obejrzeniem mojego przyszłego mieszkania i miejsca pracy w Szkole Podstawowej w Chełmsku Śląskim oraz Oddziału przedszkolnego w Okrzeszynie, zdecydowałam się na przeprowadzkę. I tak 1 września 1985 roku rozpoczęłam pracę w Chełmsku i Okrzeszynie. Zostałam bardzo dobrze przyjęta przez mieszkańców Okrzeszyna. Bardzo miło wspominam jak pomagali mi podczas przeprowadzki z hotelu Kamieniołomu, gdzie miesz-

kałam przez pierwsze miesiące do czasu wyremontowania mieszkania w budynku szkolnym. Bardzo ciepło wspominam ówczesnych rodziców moich dzieci: Krystynę i Czesława Stalmach (już niestety nie żyją), Bernadetę i Marcina Gamoń, Barbarę i Zdzisława Sendyk, Genowefę i Stanisława Jakubas, Krystynę i Marka Ułanek (obecnie mieszkających w Błażejowie), Marię i Jana Izworskich Dzięki tym ludziom poczułam się prawie jak w domu, chociaż często jeździłam do mamy. I chyba jestem u siebie. Ludzie, których poznawałam byli wspaniali, zawsze można było na nich liczyć, często spotykaliśmy się nie tylko służbowo (przecież uczyłam ich dzieci!). Chociaż zdarzało się, że niektórzy traktowali mnie jak obcą i dawali to odczuć. Ale nie zawsze jest idealnie! Tamte czasy i tak były wyjątkowe, bo otaczali mnie wyjątkowi ludzie. Dziś jest inaczej, brakuje mi tego! W pierwszym roku pracy w Okrzeszynie poznałam mojego męża Andrzeja, po roku znajomości 4 października 1986 roku wzięliśmy ślub, a wesele, jakżeby inaczej, mieliśmy w Okrzeszynie! Po prawie roku pojawiła się na świecie nasza pierwsza córka Magdalena, która była wówczas jedyną wnuczką moich teściów, wcześniej mieli dwunastu wnuków (chłopców!). Pracowałam wtedy w Oddziale przedszkolnym w Okrzeszynie. Młodsza córka Monika urodziła się trzy lata później. Oddział przedszkolny w Okrzeszynie został w tym czasie zlikwidowany - dzieci przedszkolne musiały dojeżdżać do Chełmska Śląskiego. Przy szkole prowadziłam filię biblioteki gminnej, którą odwiedzali mieszkańcy, aby wypożyczać książki i spotkać się ze znajomymi. Szkoda, że te czasy minęły, chyba bezpowrotnie. Dziś mieszkańcy są inni, choć to przeważnie dzieci tamtych rodziców, jednak żyją sami dla siebie, coraz rzadziej otwierają się na innych. W pewnym sensie cos się skończyło i zaczęła się pewnego rodzaju stagnacja, nikomu nic się nie chce. Mam cichą nadzieję, że to chociaż trochę się zmieni. Młodzi, bardzo młodzi zaczynają trochę działać na rzecz naszej miejscowości, pomagają przy realizacji różnych projektów, są w tym naprawdę dobrzy. Dobrze by było, żeby ich śladem poszli inni Iwona Gamoń

Powyżej kościół pw. Narodzenia NMP w Okrzeszynie... fot. Daria Ułasik...poniżej Karczma Sądowa w Uniemyślu

Jestem jednym z mieszkańców, którzy mieszkają w Okrzeszynie od urodzenia. Korzenie moje sięgają jednak ziemi nowosądeckiej, skąd przyjechali na zachód moi rodzice. Moja mama - Zofia Gamoń z d. Majerska przybyła tu z rodzicami i rodzeństwem z miejscowości Zagorzyn k/łącka, a ojciec Dominik Gamoń z okolic Łukowicy razem ze swoim kuzynem Józefem Hajdukiem szukając tu pracy. Rodzice poznali się w Okrzeszynie i rozpoczęli swoje wspólne życie, już w powojennej Polsce, w lepszym świecie. Tu na świat przyszło całe moje rodzeństwo: Jan, Krystyna, Marek, Leszek, Marcin i oczywiście ja. Ojciec pracował na kolei, a matka zajmowała się domem i wychowaniem nas. Dzieci dorastały, kończyły szkoły i wyfruwały z rodzinnego domu, jedni dalej (żywiecczyzna, Nowa Sól) inni bliżej (Krzeszów i Okrzeszyn). Najdłużej z rodzicami mieszkałem ja, w końcu byłem najmłodszym dzieckiem. Ojciec często opowiadał, jak wyglądało życie w Okrzeszynie w czasach jego młodości. Słuchałem tych opowieści z zainteresowaniem. Od niego dowiedziałem się jak okazała była nasza miejscowość, jak wiele było tu ciekawych budynków. Rodzice dostali dom na własność, z czego bardzo się cieszyli, z podjęciem pracy też nie było większych problemów, jeśli ktoś chciał, to zawsze mógł ją dostać. W porównaniu z pracą parobkową w Nowosądeckiem, tu poczuli się wartościowymi ludźmi, w końcu mieli coś swojego. W samym Okrzeszynie była kopalnia uranu (tam ojciec krótko pracował), młyny, zakłady dziewiarskie, a w Uniemyślu Gambit. Wielu mieszkańców podejmowało pracę w pobliskim Chełmsku Śląskim. Dojeżdżali tam rowerami i pociągiem (jeszcze w latach 50-tych), czasami ciężarówkami dostosowanymi do przewozu ludzi. Łączyli wówczas pracę zawodową z pracą w gospodarstwie, hodowali zwierzęta. Nie wszyscy oczywiście mieli odpowiedni sprzęt do prac polowych i musieli sobie wzajemnie pomagać, bądź odpracowywać. Zawsze dopisywał im humor, szczególnie po zakończeniu prac. Bawili się wtedy wspólnie popijając wino domowej produkcji. Niewiele im trzeba było, żeby wesoło spędzać czas. Wlatach 1970-80 część mieszkańców wyjechała na Śląsk, gdzie mogli dostać lepiej płatną pracę np. w kopalniach węgla kamiennego i mieć swoje mieszkanie w mieście. Ja jednak zostałem w Okrzeszynie. Po ukończeniu szkoły zawodowej pracowałem w kilku zakładach(dofama, PKP, Watra). W 1986 r. ożeniłem się, potem na świat przyszły moje dwie córki Magdalena i Monika. Dziś, kiedy spaceruję po Okrzeszynie i szukam miejsc z opowieści ojca, często już żaden ślad po nich nie został. Czasami tylko stare, bardzo stare fotografie są uzupełnieniem wspomnień z mojego dzieciństwa. Andrzej Gamoń

Głos młodego pokolenia fot. Patryk Sołdyński W Okrzeszynie jest bardzo dobrze, bo przyroda wokół nas jest bardzo bujna. Jest po prostu bardzo pięknie. Pełno tutaj drzew, łąk, pól. Jest wiele gatunków ptaków, zwierząt i różnorodne rośliny. Można chodzić po lasach i obserwować przyrodę. Lubimy razem chodzić na spacery, podczas których zdarzają nam się różne przygody. W naszej okolicy dzieje się wiele ciekawych rzeczy np. ogniska lub imprezy. Jest jedna noc w roku, kiedy robimy ludziom psikusy. W wakacje śpimy w namiotach. Nasza świetlica to dawne pomieszczenie gospodarcze państwa Święsów, od paru lat pełni rolę świetlicy wiejskiej. Posiada wyposażoną kuchnię i bardzo dużą salę, w której mamy stół do ping ponga, bilard, gry planszowe i małą bibliotekę założoną przez panią Anię. Rok temu, latem, wokół całego budynku zrobiono odwodnienie. Świetlica jest remontowana wewnątrz. Tutaj odbywają się wesela i inne przyjęcia organizowane, nie tylko przez mieszkańców, ale też ich znajomych. Tekst i zdjęcia: Wiktoria i Wiktoria, Daria, Angelika i Angelika, Patryk, Seweryn, Dawid

Na okładkach fragmenty murali z przystanków w Okrzeszynie i Uniemyślu fot. Anka Grzegorzewska