KTE KURIER. Wejście smoka! Drodzy członkowie i sympatycy TRAMPa! W tym numerze: str. 2. str. 5. str. 8. str. 12. str. 14. str. 21. str. 22. str.

Podobne dokumenty
I się zaczęło! Mapka "Dusiołka Górskiego" 19 Maja 2012 oraz zdjęcie grupowe uczestników.

Z wizytą u Lary koleżanki z wymiany międzyszkolnej r r. Dzień I r.

W Beskidzie Sądeckim

Nadszedł wreszcie upragniony czas wycieczki. Wszyscy nie mogliśmy się doczekać. Agnieszka Kaj i Arek Grześkowiak ciągle odliczali dni do wyjazdu.

Wędrówki odbędą się 8-mego i 10-stego listopada (sobota i poniedziałek).

Bieszczady Ustrzyki Górne Połonina Caryńska Kruhly Wierch (1297 m n.p.m.) Tarnica(1346 m n.p.m.) Wielką Rawkę (1307 m n.p.m.

FILM - W INFORMACJI TURYSTYCZNEJ (A2 / B1)

26 maja 2018 r., w sobotę, zapraszamy na wiosenną wycieczkę podczas której:

WYMIANA POLSKO NIEMIECKA 2018r

RAJD ŚNIEŻNY BESKID ŻYWIECKI TRASA TRZYDNIOWA. DOJAZD: WAGON 15, miejsca 21-28; 31-38; 42-44; 47; 48; 51; 53; 71; 72; 74-78

Witajcie dzieci! Powodzenia! Czekam na Was na końcu trasy!

PONIEDZIAŁEK, 11 marca 2013

Klub PTTK "ŁAZIK" w Stalowej Woli

Ekspresowo na Mazury? Tak, ale tylko z GigaBusem!

XXIV Rajdu Rodzin Chorzowskich

Wycieczka klas 1f, 1b, 2f Bieszczadzka Przygoda

W dniach maja 2012 odbył się wyjazd rowerzystów z Zielonej Góry do Zittau.

Sprawozdania z wycieczki po Szlaku Piastowskim

Wycieczka do Torunia. Wpisany przez Administrator środa, 12 czerwca :29

W trzy godziny dookoła świata

Młode Opalenie PROJEKTU. Kraków opanowany... Wilhelm Weldman

REGION - TURYSTYKA: W poniedziałek ruszają zapisy do Rajdu GAP

PODRÓŻE - SŁUCHANIE A2

XLV Ogólnopolski Młodzieżowy Turniej Turystyczno-Krajoznawczy PTTK Finał Centralny Ustrzyki Dolne, r.

Niektórym z nas konieczna okazała się pomoc. Dzieci z naszej grupy dorównują sprawnością starszakom. Brawo!

Gościmy gimnazjalistów ze Społecznego Gimnazjum STO nr 8 w Krakowie. Augustów, września 2014

Copyright 2015 Monika Górska

Sprawozdanie z działalności wspinaczkowej Masyw Mont Blanc, Alpy Zima 2015

Sokolica najbardziej znany szczyt i drzewo w Polsce

Cienków Niżny, ujście Białej Wisełki i Wylęgarnia Przemysław Borys, , 9:30-13:30

Piaski, r. Witajcie!

Trasy narciarstwa biegowego

Źródło: Wygenerowano: Środa, 28 grudnia 2016, 12:36

ERASMUS COVILHA, PORTUGALIA

SPRAWOZDANIE Z POBYTU NA WYMIANIE STUDENCKIEJ W RAMACH PROGRAMU ERASMUS UNIVERSIDAD DE MURCIA 2013/2014 Maria Malec

Trasy narciarstwa biegowego

ZIELONA SZKOŁA KLAS IV SZLAK PIASTOWSKI

Wymiana uczniów w ramach projektu unijnego COMENIUS Część 2 wyjazd do Finlandii

Wiosenny Kompas. Regionalny Oddział Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego w Częstochowie. zaprasza na

ciekawe i piękne domaniewice i okolice

Sprawozdanie z realizacji projektu,,na pieszo przez Śródkę. W roku szkolnym 2014/2015

Czy na pewno jesteś szczęśliwy?

Polska na urlop oraz Polska Pełna Przygód to nasze wakacyjne propozycje dla Was

Friedrichshafen Wjazd pełen miłych niespodzianek

Przygody Jacka- Część 1 Sen o przyszłości

Biuro podróży EUD Etap I. Planowanie

R E G U L A M I N Y, O D Z N A K I, H I S T O R I A P T T K

Uwaga, niebezpieczeństwo w sieci!

Przed-przewodnik dla osób ze spektrum autyzmu

Nasza wielka katalońska przygoda, czyli wizyta w szkole Joan Sanpera i Torras w Les Franquesses.

Szczęść Boże, wujku! odpowiedział weselszy już Marcin, a wujek serdecznie uściskał chłopca.

Wiosna na "Przedmościu Piła"

Obóz odbywał się od 6 do 28 lipca i z naszej szkoły pojechały na niego dwie uczennice r. (wtorek)

Jak tworzyć mapy myśli

Punkt 2: Stwórz listę Twoich celów finansowych na kolejne 12 miesięcy

Pan Toti i urodzinowa wycieczka

Oddział Wojskowy PTTK przy Klubie SOW we Wrocławiu Klub Imprez na Orientację ORIENTOP. zaprasza na OGÓLNOPOLSKI GÓRSKI MARATON NA ORIENTACJĘ

OPIS TRASY Jablunkov Puńców. Śląsk Cieszyński

Turystyczny 3 dni. Ramowy Program Pobytu

Odkrywam Muzeum- Zamek w Łańcucie. Przewodnik dla osób ze spektrum autyzmu

FlixBus Zielony przewoźnik z Niemiec.

WYJAZD DO TURCJI W RAMACH PROJEKTU COMENIUS EURO VILLAGES

WPISUJE UCZEŃ. dzień miesiąc rok

SPRAWOZDANIE Z REALIZACJI PROJEKTU SZKOŁA DIALOGU W GIMNAZJUM W KLEOSINIE

Przed podróŝą na Litwę

W dniach r. w Sankt Petersburgu odbył się I Światowy

Nasze wrażenia z Finlandii

Dobry nocleg w Iławie Villa Port

Wycieczka do Karpacza

Rowerowa lekcja historii z finałem w Gdyni

Karpacz zimą Co można robić zimą w Karpaczu z dziećmi? jeździć na sankach, nartach i na desce

Karkonosze maj 2014 Dzień 1 Dzień 2

WYCIECZKI DLA CIEBIE NA 2013 ROK

Sprawozdanie dotyczące wyjazdu kulturalno-edukacyjnego do Warszawy w okresie r.

Działanie nr 7 - druga wymiana.

SP 20 I GIM 14 WSPARŁY AKCJĘ DZIĘKUJEMY ZA WASZE WIELKIE SERCA!!!

Wszystko to zostało razem zapakowane i przygotowane do wysłania.

TRYB ROZKAZUJĄCY A2 / B1 (wersja dla studenta)

20 czerwca 2015 roku. Na czerwca zaplanowaliśmy rajd pieszy do Legionowa szlakiem Armii Krajowej.

III. Temat: Pakujemy plecak na pielgrzymkę. ks. Marek Studenski

SP Jawor - powiat-jawor.org.pl. Rajd "Karkonosze" Edyta Czopp-Jankowska, Wykonanie: CONCEPT Intermedia

KATARZYNA POPICIU WYDAWNICTWO WAM

Oferta. Niezale ne wyjazdy. Nie marnuj czasu. Podró uj tak, jak chcesz.

Towarzystwo Oświatowe Edukacja - Beskidy klas szóstych. Dzień 1

KRYNICA-ZDRÓJ PIWNICZNA-ZDRÓJ

Centrum Misji i Ewangelizacji / Konspekt szkółki niedzielnej propozycja Ostatnia niedziela po Epifanii

Zielona Szkoła Wyjazd uczniów na Zieloną Szkołę r. Murzasichle Zakopane Czorsztyn

W ramach projektu Kulinarna Francja - początkiem drogi zawodowej

OBÓZ TURYSTYKI AKTYWNEJ KAJAKOWY /kajakowo pieszo - rowerowy/

ODZNAKA REGIONALNA,,TURYSTA POWIATU KĘPIŃSKIEGO

udzielania zniżek organizacyjnych PTTK

Wakacje z OSiR dobiegły końca

Wykonawcy: Wiktoria Szuper Anna Bielówka Marcin Sanduła

Turystyczny 3 dni. Ramowy Program Pobytu

południowa ściana - relacja

ZAMIAST KOCA I SERIALU PROPONUJEMY JESIEŃ DLA AKTYWNYCH. w Zakopanym

BAJKA O PRÓCHNOLUDKACH I RADOSNYCH ZĘBACH

POLSKIE TOWARZYSTWO TURYSTYCZNO KRAJOZNAWCZE. II OGÓLNOPOLSKI RAJD AKADEMICKI Tykocin maja 2011 r.

Kurs metodyczny we Florencji, maj Katarzyna Konik, Iwona Mochocka

ISLANDIA. Kraina ognia i lodu - bezdrożami przez Islandię

Transkrypt:

K T E T R A M P p r e z e n t u j e... KTE KURIER Wejście smoka! NR 1 ZIMA 2 013 /2014 07.01.201 4 R. W tym numerze: Drodzy członkowie i sympatycy TRAMPa! C h c ia ł ob y si ę rzec: Oddajemy w Wasze ręce pierwszy numer TRAMPowego kwartalnika!, jednak - z racji multimedialnej formy naszego pisma zwrot ten nie jest całkiem precyzyjny. Zamiast podejmowania skazanej na porażkę próby dopasowania go do sytuacji Prezentujemy przed Was z y m i o c z a m i?, Ukazujemy na ekranach W a s z y c h k o m p u t e - rów? ) wolimy zaprosić Was do zapoznania się z tym, czym nasi redaktorzy chcieli się z Wami podzielić. Tematyka jest nam wszystkim szczególnie bliska, a jest nią turystyka w najszerszym z szerokich ujęć. Znajdziecie tu m.in.. relacje z TRAMPowych wypraw, informacje o działalności Polskiego Towarzys t w a T u r y s t y c z n o - Krajoznawczego, turystyczne porady, kącik o kulturze, humor i wiele, wiele innych, interesujących treści. Nasi redaktorzy Trampy z krwi i kości - dzielą się tu z W a m i s w o j ą p a s j ą, wiedzą i doświadczeniem z d o b y t y m i p o d c z a s kolejnych podróży, a także wspomnieniami, które z nich przywieźli. Bo każda podróż sprawia, że plecak wrażeń i doświadczeń staje się wciąż cięższy i cięższy. Nie jest to jednak zbędny balast, ciężar, który chciałoby się jak najszybciej zrzucić z pleców takiego bagażu nigdy nam nie dość! Moglibyście wraz z nami podpisać się pod tymi słowami? Zapraszamy więc do lektury! Redakcja Co można robić w długi weekend listopadowy, czyli TRAMPowy wypad w Beskid Żywiecki TRAMP kończy 40 lat! obchody urodzin i obóz zerowy w Beskidzie Sądeckim i Pieninach Niedźwiedzie wychodzące z murów uczelni po zimowym śnie - Posesyjne Bieszczady PTTK okiem ekonomisty, czyli jakie są korzyści z członkostwa Zwiedzaj Warszawę z PTTK i Warszawską Odznaką Krajoznawczą! str. 2 str. 5 str. 8 str. 12 str. 14 Tanie podróżowanie! str. 17 A może wspinaczka? str. 18 Czekając na Joe - przegląd filmu podróżniczego str. 21 Kartki z historii MnO Ucieczka z Egiptu str. 22 Patrząc w góry wokoło, człowiek staje się lepszy... str. 24 Humor str. 26 Zdjęcie z wyjazdu Mrówki w Gorce (październik 2013 r.) Od lewej: Piotr Mucha, gitara, flaga TRAMPa i Karol Strzałkowski. Co w TRAMPie gra... str. 27 Życzenia Redakcja str. 28

Co można robić w długi weekend listopadowy, czyli TRAMPowy wypad w Beskid Żywiecki ( ) po niedługim czasie dotarliśmy do Mładej Hory, gdzie spodziewaliśmy się zrobić postój w Schronisku u Bacy. I tutaj czekała nas niespodzianka, ponieważ jeden z pracujących w okolicy panów poinformował nas, że owszem, "Schronisko było, ale go już nie ma". Kolejną niespodzianką był brak Ani K. Tegoroczny Rajd Listopadowy rozpoczęliśmy w piątek ósmego listopada około godziny 22.30 na Dworcu Centralnym. Ponad dwudziestoosobową grupą wyruszyliśmy pociągiem w kierunku Katowic. Czas mijał szybko i już około godziny 3.30 dotarliśmy na miejsce, gdzie po ponad godzinie czekania przesiedliśmy się w pociąg Kolei Śląskich, który miał nas dowieźć bezpośrednio na początek naszego szlaku. Jeszcze tylko kilka ostatnich godzin snu w pociągu i już główna grupa wysiadała w Rycerce, żegnając się z Moniką, Łukaszem i Kubą, którzy na ten dzień mieli znacznie ambitniejsze plany, w związku z którymi wysiadali dopiero na następnej stacji. Zaraz po wyjściu z pociągu mieliśmy jeszcze krótki postój przy sklepie, w celu uzupełnienia zapasów, po czym wyruszyliśmy czerwonym szlakiem w kierunku Rycerzowej Wielkiej. Prowadzenie wycieczki objęli Ania Ch. z Sylwkiem. Pogoda, jak to w listopadzie, nie rozpieszczała nas: było dość pochmurnie i od czasu do czasu padał deszcz. Pierwsze podejście było stosunkowo męczące, jednak dość szybko szlak stał się łagodniejszy. W dobrych nastrojach i niezbyt szybkim tempem pokonaliśmy znaczną część drogi do naszego schroniska, od czasu do czasu robiąc postoje. W pewnym momencie zorientowaliśmy się jednak, że nasza ścieżka rozgałęzia się i brak jakiegokolwiek drogowskazu, w którą stronę powinniśmy pójść. Jak się okazało, już od dłuższego czasu nie szliśmy po szlaku, który zgubiliśmy prawdopodobnie jakieś pół godziny wcześniej w okolicach wyrębu drzew. Ale Trampom to niestraszne i w końcu postanowiliśmy iść dalej w kierunku, który powinien nas doprowadzić do najbliższego rozgałęzienia szlaków. Okazało się to dobrą decyzją i po niedługim czasie dotarliśmy do Mładej Hory, gdzie spodziewaliśmy się zrobić postój w Schronisku u Bacy. I tutaj czekała nas niespodzianka, ponieważ jeden z pracujących w okolicy panów poinformował nas, że owszem, "Schronisko było, ale go już nie ma". Kolejną niespodzianką był brak Ani K., która jak się okazało, w czasie gdy reszta naradzała się, czy wrócić do zgubionego szlaku, czy iść dalej, poszła w drugą stronę sprawdzić, dokąd zaprowadzi nas drugie odgałęzienie ścieżki. Ponieważ, jak to bywa w górach, telefony nie przydały się z braku zasięgu, Ania Ch. oraz Sylwek cofnęli się po naszych śladach, aby odnaleźć brakującą uczestniczkę. Reszta grupy, prowadzona przez Martę M. i Marcina, zaczęła pokonywać ostatni odcinek czerwonego szlaku prowadzącego do schroniska, w którym mieliśmy nocować. Obyło się na szczęście bez dalszych niespodzianek i już około godziny 16, idąc w gęstnącej mgle, dotarliśmy do Bacówki PTTK Str. 2 NR 1

na Rycerzowej. Tam wszyscy zostali zakwaterowani w dwóch pokojach, mieli okazję zjeść pierwszy ciepły posiłek tego dnia i umyć się - już niekoniecznie w ciepłej wodzie. A wieczorem, przy grzanym winie i gitarze, na której grał Adam, zaczęła się impreza. Atmosferę była bardzo nastrojowa, ponieważ w całym schronisku włączano prąd jedynie na dwie godziny, a więc większość wieczoru spędziliśmy przy świecach. W miedzy czasie dołączyli do nas - zmęczeni, mokrzy i ubłoceni - Monika, Kuba i Łukasz, którzy tego dnia przeszli idotyka. W końcu wszyscy zaczęli rozchodzić się spać. Następnego dnia rano zza okien przywitał nas śnieg. Już około godziny 6 opuściła nas część uczestników, między innymi Marta M., Łukasz i Marcin, którzy schodzili z gór, aby wrócić do Warszawy. Pozostali uczestnicy wyruszyli ze schroniska znacznie później. Już na początku podzieliliśmy się na dwie grupy: kilka osób postanowiło wydłużyć sobie trasę i zrobić jeszcze pętelkę na Przysłop, natomiast pozostali poszli czerwonym szlakiem w stronę Przegibka i Wielkiej Raczy. Prowadzenie objął Kuba i tak już zostało do końca wyjazdu. Trasa, mimo że strasznie błotnista, była łatwa i dość szybko udało nam się dojść do przełęczy Przegibek. Tam postanowiliśmy, że nie będziemy schodzić do schroniska na postój i ruszyliśmy dalej. Nie uszliśmy jednak daleko, gdy dołączyła do nas kolejna grupa uczestników: Justyna, Paulina i dwie Anie, które szły od miejscowości Sól. W nowym składzie, podziwiając piękne widoki, kierowaliśmy się w stronę Schroniska PTTK Wielka Racza. Trasę pokonywaliśmy jednak dość wolno, więc kiedy wreszcie tam dotarliśmy, część osób poszła jeszcze szybko na punkt widokowy, by zdążyć zrobić kilka zdjęć, zanim zacznie się ściemniać. W schronisku, jak zwykle, wszyscy sie rozgościli, pomyli i pojedli. Nastąpiło też spotkanie z grupą, która rano poszła wydłużoną trasą. A wieczorem znowu wspólne śpiewanie, do którego ochoczo przyłączył się jeden z panów przebywających w schronisku, mający już niewątpliwie dużą liczbę promili we krwi. W końcu wszyscy się rozeszli i część poszła do łóżek, a część zgromadziła w jednym z pokoi, by jeszcze trochę pograć w mafię. Ostatniego dnia rajdu musieliśmy zdążyć na pociąg, wyszliśmy więc już znacznie wcześniej niż w niedzielę. Plan zakładał dojście czerwonym szlakiem, zdobywając po drodze Magurę, do Zwardonia. Plan został jednak bardzo szybko zweryfikowany. Niedługo po tym, jak wyruszyliśmy ze schroniska, trafiliśmy na przecinkę leśną, gdzie po raz drugi podczas tego wyjazdu zorientowaliśmy się, że zgubiliśmy szlak. Postanowiliśmy jednak nie zawracać i idąc na rympał w dół stoku, postarać się trafić na słupki graniczne w znacznej części ustawione wzdłuż szlaku. Z kompasem i mapą zaczęliśmy przedzierać się przez krzaki, powalone drzewa i błoto. Słupków granicznych nie znaleźliśmy, ale za to trafiliśmy na koryto rzeczne, które doprowadziło nas do żółtego Postanowiliśmy jednak nie zawracać i idąc na rympał w dół stoku, ( ) Z kompasem i mapą zaczęliśmy przedzierać się przez krzaki, powalone drzewa i błoto. Słupków granicznych nie znaleźliśmy, ale za to trafiliśmy na koryto rzeczne, które doprowadziło nas do żółtego szlaku. W ten sposób Tramp wytyczył nowe połączenie miedzy dwoma szlakami. KTE KURIER Str. 3

szlaku. W ten sposób Tramp wytyczył nowe połączenie miedzy dwoma szlakami. Poszliśmy więc nim dalej, aż do asfaltu, który następnie miał nas zaprowadzić do stacji, jednak nie w Zwardoniu, jak pierwotnie planowaliśmy, a w Rycerce. Dotarliśmy tam dość szybko, bo do odjazdu pociągu została nam ponad godzina. Odpoczywaliśmy więc na stacji, umilając sobie czas grą w mafię. Jednak jakieś 20 minut przed planowanym przyjazdem pociągu cała grupa została poderwana na nogi. Okazało się, że ponieważ mamy 11. listopada, pociąg nie zatrzymuje się na tej stacji. Ruszyliśmy więc biegiem w kierunku Rajczy, aby wsiąść tam. Zdążyć, owszem, zdążyliśmy, jednak ponownie okazało się, że pociąg nie zatrzymuje się w Rajczy Centrum, gdzie byliśmy, a dopiero na następnej stacji - "Rajcza", gdzie na pewno nie zdążymy dobiec. Sprawa zaczynała wyglądać nieciekawie - następny pociąg do Katowic był dopiero dwie godziny później i dojeżdżał na miejsce już po odjeździe naszego TLK do Warszawy. Autobusy PKS praktycznie nie kursowały. Na szczęście okazało się, że bezpośrednio z Rajczy odjeżdża wcześniej jeszcze jeden pociąg do Katowic, którym damy radę dotrzeć na nasz transport do stolicy. Pokonaliśmy więc pieszo ostatni odcinek dzielący dwie stacje i już bez problemów wsiedliśmy do Kolei Śląskich. Plany pójścia na pizzę w Katowicach trzeba było z braku czasu porzucić. Byliśmy jednak tak wygłodniali, że postanowiliśmy zamówić ją na dworzec. W końcu dotarliśmy do Katowic, jeszcze tylko złapaliśmy naszą pizzę i już bezpiecznie siedzieliśmy w pociągu do Warszawy. Na miejsce dotarliśmy przed północą, już bez żadnych niespodzianek i tak zakończyliśmy tegoroczny Rajd Listopadowy. Marta Jednak jakieś 20 minut przed planowanym przyjazdem pociągu cała grupa została poderwana na nogi. Okazało się, że ponieważ mamy 11. listopada, pociąg nie zatrzymuje się na tej stacji. Str. 4 NR 1

TRAMP kończy 40 lat! obchody urodzin i obóz zerowy w Beskidzie Sądeckim i Pieninach Ostateczna wersja tego tekstu jest zarazem jego czwartą odsłoną. Napisać relację z wyjazdu tuż po wyjeździe? Żaden problem! Ale trzy miesiące później hmm fakty tracą chronologię, pojedyncze zdarzenia zlewają się w jedno wspomnienie zatytułowane Zerówka z TRAMPem, pierwsze wrażenie o nowopoznanych osobach zaciera się w miarę ich bliższego poznawania, słowem - obiektywizm gdzieś sobie poszedł. Proszę więc o wyrozumiałość, niewiele tu bowiem rzetelnie spisanych faktów, a więcej wrażeń czy pojedynczych wspomnień. Mam nadzieję, że dadzą Wam one obraz nieco subiektywny, to prawda, ale chyba lepszy taki niż żaden mojego pierwszego i, jak widać, nie ostatniego wyjazdu z TRAMPem. Wyjazd zaplanowaliśmy dopiero na godz. 21:50, mimo to część z nas spotkała się wcześniej w kanciapie na Spotkaniu Przedzerówkowym. Na to zdarzenie spuśćmy litościwie zasłonę milczenia. Dość powiedzieć, że gitara i śpiewniki, uszykowane na wyjazd, zostały w ogólnym zamieszaniu spowodowanym przez 5-litrowy baniak Maćkowego wina pozostawione w kanciapie. Winny podobno był Tomasz (opuścił kanciapę jako ostatni), choć on sam uważa to za pomówienia, Niektórzy twierdzą, że Łukasz, wówczas nieobecny, również maczał w tym palce. W przeciwieństwie do instrumentu dużo szczęścia miał Piotrek wpadł jako ostatni na płytę Dworca Zachodniego, tuż przed odjazdem autobusu, a jeszcze Kuba wręczył mu kupiony naprędce kebab. Ostatecznie zebrało się nas dziesięcioro: Ania, dwie Justyny, dwóch Piotrków, Kuba, Maciek, Tomasz, Paweł i Adam; tylko czworo z nas to SGHowi pierwszacy. U kresu naszej nocnej podróży była Krynica Zdrój, gdzie dotarliśmy o 5:40. Szybkie śniadanie na dworcu i zakupy w jedynym czynnym o tej porze sklepie Żabce. Po krótkim poszukiwaniu szlaku dookoła stacji kolejki liniowej rozpoczęliśmy wędrówkę. Szlakiem niebiesko-żółtym dotarliśmy do Przełęczy Krzyżowej, stamtąd zielonym na krótki przystanek w schronisku PTTK Jaworzyna Krynicka, a następnie czerwonym do miejsca naszego noclegu, schroniska PTTK na Hali Łabowskiej. Podczas postoju Justyna i Ania zakupiły sobie książeczki Górskiej Odznaki Turystycznej i od tej pory, wraz ze mną i Tomaszem, skrupulatnie wpisywały do niej każdy zdobyty punkt. Jesienna, deszczowa pogoda sprawiła, że już pierwszego dnia z naszych ubrań można było wycisnąć wiadra wody. Zaproponowano nam skorzystanie z suszarni Dość powiedzieć, że gitara i śpiewniki, uszykowane na wyjazd, zostały w ogólnym zamieszaniu spowodowanym przez 5- litrowy baniak Maćkowego wina pozostawione w kanciapie. pomieszczenia obok kotłowni, w którym dzięki bliskości pieca wszystko miało szybko wyschnąć), co też ochoczo uczyniliśmy. Szczęśliwi ci, którzy nie zdążyli zawiesić tam swoich ubrań! Rano bowiem wynieśliśmy stamtąd rzeczy tak samo mokre, jak je wieczorem powiesiliśmy, nieco tylko bardziej śmierdzące wilgocią. Te natomiast ubra- KTE KURIER Str. 5

nia, którymi obłożyliśmy wszystkie dostępne kaloryfery, wyschły idealnie. Z pierwszego noclegu pamiętam także ciemność, która zapadła o godz. bodajże 22, kiedy to wyłączono wszystkie światła. W tej ciemności siedzieliśmy, oświetlając śpiewnik latarką, aby Ania mogła nam zagrać na pożyczonej gitarze. W tej ciemności dołączyli do nas Kuba i Paweł, idący z Krynicy naszymi śladami i w tej ciemności się z nami przywitali. Przez cały kolejny dzień zastanawiałam się, który z nich jest Pawłem, a który Kubą (mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe, chłopcy). Urocze schronisko rodem z lat młodości naszych dziadków, bez prądu, bieżącej wody, z kuchnią z fajerkami opalaną drewnem i emaliowanymi naczyniami - teraz prawie bez emalii. Aha, zapomniałam wspomnieć o stole do grania w właściwie nie wiadomo w co, który stał przed chatką. Kolejnego dnia wyruszyliśmy niebieskim szlakiem w stronę Piwnicznej Zdrój. Szybko podzieliliśmy się na mniejsze grupki, bo Pawła bolało kolano, a ja trzy dni przed wyjazdem straciłam nieco skóry na piętach, na co spacer z plecakiem nie jest najlepszym lekarstwem. Trochę więc trwało, zanim spotkaliśmy się na dole, przy sklepie. Kiedy już wszyscy zrobili niezbędne zapasy, panowie zadbali o rezerwy na wieczór, a Paweł przytroczył do plecaka te ze swoich zakupów, które nie zmieściły się do środka, poszliśmy na pizzę. Posileni, znów założyliśmy plecaki (ku uciesze pań kelnerek, zerkających kątem oka na nasze bagaże i ubłocone buty) i wkroczyliśmy na żółty szlak prowadzący do Chatki pod Niemcową. Urocze schronisko rodem z lat młodości naszych dziadków, bez prądu, bieżącej wody, z kuchnią z fajerkami opalaną drewnem i emaliowanymi naczyniami - teraz prawie bez emalii. Aha, zapomniałam wspomnieć o stole do grania w właściwie nie wiadomo w co, przy którym doskonale radził sobie Maciek mistrz gier wszelakich. Zostałyśmy z Justyną i Anią zakwaterowane w osobnej izbie na piętrze. Ledwo wniosłyśmy plecaki po drabinie, a już prosiłyśmy Piotrka, żeby pomógł nam znieść je powrotem. Na górze było tak zimno, że szczękanie zębów przeszkadzało nam w rozmowie. A na dole ogień już palił się pod kuchnią i w wielkim garze gotowała się woda na herbatę/zupki chińskie. Atmosfera robiła się coraz bardziej gorąca gitara (pożyczona oczywiście) grała, wokół stołu krążył kubek wypełniony coraz to innym smakiem (a kiedy przyszła kolej na naszego ulubionego grejpfruta, kubki były już dwa), Paweł zaczął prezentować swe kulinarne umiejętności, koty drzwiami i oknami ciągnęły do ciepełka. Nikomu poza Anią (odważna!) nie chciało się wyściubiać nosa za drzwi, a co dopiero wykąpać się w prysznicu, zbudowanym z systemu rur, wiader i drewnianej ramy owiniętej grubą niebieską folią. Zmęczeni śpiewaniem, ulokowaliśmy się wreszcie na piętrowych łóżkach. Żałowaliśmy nieco, że nie jest tu jednak trochę chłodniej. Następnego dnia z samego rano powitało nas (o dziwo!) słońce i quad GOPRu za oknem. Piotrek, w trosce o poszkodowaną uczestniczkę, poprosił panów ratowników o zawiezienie mnie na dół, do Jaworek. Niestety panowie jechali w przeciwną stronę i nie mogli w żaden sposób pomóc moim piętom. Zaproponowano mi natomiast, abym zamiast traperów włożyła klapki i w tym oto obuwiu pokonała trasę emerycką, co zmuszona byłam uczynić. Tymczasem Paweł znów realizował się kulinarnie, gotując kluski leniwe z ok. 7 kg składników. Wystawił tym samym na poważną próbę cierpliwość pozostałych uczestników, gotowych już od dawna do drogi. Postanowiliśmy więc pobić rekord w dzieleniu 12-osobowej grupy na jak największą liczbę małych grupek: część zdobyła wieżę na Radziejowej (najwyższym szczycie Beskidu Sądeckiego), inni poszli na Rusinowski Wierch, trzy osoby zaliczyły trasę emerycką przez Wąwóz Białej Wody. Po kilku godzinach spotkaliśmy się wszyscy U Pani Rozalii w Jaworkach. Dołączył też do nas Karol. Wieczór upłynął w towarzystwie Śliwowicy Łąckiej, cytryny i odgrzewanych leniwych. Hitem okazała się zabawa polegająca na odgadywaniu imienia postaci, które inna osoba przyczepiła nam do czoła. Kto jak kto, ale Ania na pewno nie jest Łysa... Kolejnemu porankowi towarzyszyły niemal sportowe emocje: kto pierwszy zaloguje się do Wirtualnego Dziekanatu? Z przyjemnością stwierdzam, że z pierwszego starcia z SGHowymi serwerami wyszłyśmy z Justyną zwycięsko. Chwilę później musiałyśmy także wyjść na szlak. Ale zanim to się stało, powitaliśmy Ewę i Krzyśka, którzy dołączyli do nas na kolejne dni. Większość zasilonej o trzy osoby grupy skierowała się do Wąwozu Homole, stamtąd na Wysoką (najwyższy szczyt Pienin), aby po wcale nie takiej krótkiej przygodzie z tabletem - wzdłuż granicy dotrzeć do pięknie położonego schroniska PTTK Orlica w Szczawnicy. Alternatywna grupa emerycka w składzie: Ania (jak się później okazało, chora na anginę), Maciek i ja udała się natomiast w kierunku przystanku, gdzie o 12:20 wsiedliśmy do autobusu jadącego do Szczawnicy. Stamtąd Ania odjechała do Krakowa, a my poszliśmy wzdłuż Dunajca do schroniska, gdzie było już zakwaterowanych kilkoro Trampów. Czas oczekiwania umilały nam gra w karty (spróbujcie wygrać z Maćkiem w tysiąca ) i krzyżówki. Nasi wędrowcy wrócili wreszcie ze szlaku, powoli przyjeżdżały kolejne osoby z Warszawy. Str. 6 NR 1

Biedni pierwszoroczni męczyli się, próbując zapamiętać te wszystkie imiona i dopasować je do twarzy, nieświadomi, że to dopiero początek tego, co ich czeka. O wieczorze powiem tyle, że rozgrzewka przed obchodami 40-lecia Trampa udała się znakomicie. I że było śmiesznie, choć odrobinę żenująco. Pobudka była dla niektórych ciężkim przeżyciem. A gra toczyła się o wysoką stawkę 40 GOTów na 40-lecie. Kilku śmiałków podjęło to wyzwanie, choć niektórzy jak donosi Łukasz potrzebowali dodatkowej motywacji w postaci wyśmiewającego się Cyryla. Inni udali się wzdłuż Dunajca do przeprawy tratwą, weszli na Sokolicę i Trzy Korony, skąd zeszli do Sromowców. Zamierzali skorzystać tam z wielkiej atrakcji Pienin, spływu Dunajcem, ale cena tej przyjemności skutecznie ich odstraszyła, wrócili więc pieszo lub autobusem. Ostatecznie wszyscy wrócili do schroniska z tarczą bądź na tarczy w sam raz, by mogły zacząć się właściwe obchody Trampowych urodzin. W obchodach wzięło udział 38 starszych i młodszych Trampów. Na niemal rodzinną atmosferę wpływał fakt, iż ci pierwsi przywieźli swych małżonków i dzieci. Każdy z nas musiał się przedstawić, powiedzieć o sobie kilka słów i odpowiedzieć na pytanie z serii trudnych: Co chciał(a)byś robić za 5 lat?. Wysłuchaliśmy historycznego manifestu prezesa Trampa. Następnie zostaliśmy podzieleni na dziewięć grup, rywalizujących przy rozwiązywaniu różnych zadań. Mile widziana była inwencja twórcza i wiedza o klubie, musieliśmy bowiem narysować Potwora Zza Kanapy, rozwinąć skrót TRAMP, wymyślić odpowiedzi na kilka interesującej treści pytań. Jury sprawiedliwie wytypowało zwycięzcę, hojnie go nagrodziło i w końcu rozpoczęła się impreza. Zagrała gitara, zawrzały rozmowy, polały się procenty (właściwie jednocześnie). Można powiedzieć, że na dobre zaczęto się integrować słuchaliśmy opowieści starszych jak to dawniej w Trampie bywało, rozmawialiśmy o podróżniczych przygodach i planach. A że następnego dnia można było spać wyjątkowo długo Leniwa niedziela ostatni dzień wyjazdu. Czas na odjazdy i pożegnania. Autobus dopiero o 13:10, ale i tak się na niego spieszyliśmy, a później musieliśmy czekać. Ostatecznie wsiedliśmy do niego w komplecie, mimo że niektórzy postanowili jeszcze wybrać się na poszukiwania czynnego sklepu. Droga do Krakowa upłynęła nam w atmosferze dość dusznej, zarówno z powodu tłoku, jak i delikatnych aluzji naszych współpasażerów, kto i dlaczego powinien zajmować miejsca siedzące. W grodzie Kraka napadliśmy jeszcze na pobliską pizzerię. Czasu nie było dużo, pociąg miał zaraz odjechać. Zajęliśmy więc wygodne (siedzące bądź leżące) miejsca w przedziałach, zbudowaliśmy jedną piramidę z butów i dwie kolejne z plecaków. Pociąg ruszył, odwożąc nas (prawie w komplecie, za to planowo) do Warszawy. Wyjazd dobiegł końca, a wraz z nim wraz z nim właściwie nic się nie skończyło: ani nasze podróżnicze przygody, ani Trampowe wyjazdy w góry, ani nawet nasza chęć do pakowania co rusz plecaka i wyjeżdżania w coraz to inne strony nie znalazła tu kresu. I oby nigdy nie znalazła. O wieczorze powiem tyle, że rozgrzewka przed obchodami 40- lecia Trampa udała się znakomicie. I że było śmiesznie, choć odrobinę żenująco. JA Współautorzy: Tomasz, Łukasz KTE KURIER Str. 7

Niedźwiedzie wychodzące z murów uczelni po zimowym śnie - Posesyjne Bieszczady Wbrew staraniom Łukasza K. nasze plecaki nie wypadły z luku bagażowego i w komplecie dotarliśmy Do tegorocznego wyjazdu w Bieszczady członkowie Trampa przymierzali się już od marca. Początkowo miał on stanowić reaktywację wyjazdu Ryby, jednak napięty harmonogram imprez klubowych na wiosnę, a potem zamieszanie związane z zaliczeniami i sesją zweryfikowały te plany i ostatecznie powstały Posesyjne Bieszczady. Nazwa ma charakter raczej roboczy, powstał pomysł (autorstwa Łukasza K.) by zapoczątkować nowy tradycyjny wyjazd pt. Niedźwiedzie (jak tłumaczy Łukasz wychodzące z murów uczelni po zimowym śnie ) odbywający się właśnie na początku wakacji/końcu sesji. Zobaczymy, czy uda się w kolejnych latach stworzyć taki nowy element klubowej tradycji. Wyjazd rozpoczął się nietypowo, bo na przystanku autobusowym przy Dworcu Zachodnim. Na zbiórkę stawiło się 10 osób. Trzy niestety już wcześniej poinformowały nas o swojej rezygnacji. Pod czujnym okiem prezesa Mateusza autobusem do Sanoka pół godziny po północy ostatecznie wyruszyli Ania, Tomasz, Kuba S., Maciek, Łukasz, Paulina oraz trójka debiutantów - znajomych organizatorów Karolina, Kuba M. i Janek. W autobusie chyba nikomu nie udało się zasnąć na dłużej niż 2 godziny, za to można było spokojnie pogadać i innym pasażerom (autobus był pełny) na szczęście to nie przeszkadzało. Około godziny 6 dotarliśmy do Sanoka, gdzie zjedliśmy śniadanie i skorzystaliśmy z długo wyczekiwanej toalety. Co bardziej rozrzutni pozwolili sobie nawet na wydanie 20 groszy na umycie rąk. Po godzinie 7 siedzieliśmy już w kolejnym autobusie, który miał nas zawieźć na początek naszego szlaku do Pszczelin. Wbrew staraniom Łukasza K. nasze plecaki nie wypadły z luku bagażowego i w komplecie dotarliśmy na początek naszej pieszej wyprawy. W ramach przygotowań do wędrówki wysmarowaliśmy się porządnie kremami do (nie)opalania i nałożyliśmy czapki/chustki/koszulki na głowy. Słońce grzało bowiem bardzo mocno, a temperatura przekraczała zapewne 30 stopni, co zresztą nie zmieniło się przez cały okres naszego wędrowania po szlakach. Kiedy byliśmy gotowi do wymarszu, na miejsce dojechały dwie Ewy, które dotar- na początek naszej pieszej wyprawy. Str. 8 NR 1

ły na trasę z Przemyśla. Po zebraniu całej grupy i zerknięciu na mapę rozpoczęliśmy wędrówkę, w planach na pierwszy (najtrudniejszy) dzień mieliśmy zdobycie Bukowego Berda i Tarnicy. Po kilometrowej rozgrzewce dotarliśmy do budki Bieszczadzkiego Parku Narodowego, gdzie nabyliśmy bilety i pieczątki. Początkowo grupę prowadziłem ja, jednak kiedy pomyliłem trasę przy pierwszym odbiciu szlaku w bok, prowadzenie przejął Kuba S. i nie oddał go do ostatniego dnia. Podejście przez las na Bukowe Berdo było dość żmudne, szybko nastąpił podział na grupę emerycką i resztę, który przetrwał aż do poniedziałku. Około godziny 14 wdrapaliśmy się na Bukowe Berdo, skąd nareszcie mogliśmy podziwiać piękne zielone bieszczadzkie widoki. Przejście przez Berdo zwieńczone było dość wymagającym podejściem, po pokonaniu którego rozciągał się piękny widok na nasz kolejny cel, czyli Tarnicę. Przed wejściem na Tarnicę mieliśmy jeszcze dwie dość irytujące i męczące przełęcze. Na drugiej Maciek i Ewa zaczekali na resztę grupy, która już bez plecaków zdobyła najwyższy szczyt Bieszczad. Kiedy zebraliśmy się ponownie w komplecie pod Tarnicą zorientowaliśmy się, że jest już dość późno i zaczyna nam brakować wody, więc czym prędzej rozpoczęliśmy marsz w kierunku Ustrzyk Górnych i naszego schroniska. Około godziny 19 dotarliśmy do celu, rozgościliśmy się w pokojach, pomyliśmy i pojedliśmy. Elementem wieńczącym pierwszy dzień wyjazdu była trampowa inicjacja Pauliny, która poczęstowała nas swoim winem wiśniowym. W międzyczasie pewien swoich sił Łukasz K. postanowił założyć się z Mateuszem, że poniesie jego plecak następnego dnia, jeśli ten przejdzie jutrzejszą trasę w sukience Ani. Potem jednak ku niezadowoleniu całej grupy (oprócz Ani) wycofał się z tej obietnicy, ale zdjęcie prezesa w sukience mamy. Potem było jeszcze kilka rundek lubelskiej i poszliśmy spać. Następnego dnia czekała nas nie mniej ciekawa i równie trudna trasa z Ustrzyk przez Połoninę Caryńską na Wetlińską. Przed wejściem na szlak ponownie zakupiliśmy bilety, a Paulina z Karoliną nabyły po książeczce GOT i zbierających pieczątki była nas już piątka. Przebieg trasy był podobny jak dnia poprzedniego zaczęliśmy w lesie, następnie wdrapaliśmy się na grzbiet Połoniny Caryńskiej i zdobyliśmy wszystkie jej szczyty, za każdym razem mając nadzieję, że to już ten ostatni. Kolejnym punktem było dość długie i strome zejście do Brzegów Górnych, chyba najbardziej męczący fragment naszej wycieczki. W trakcie schodzenia napotkaliśmy dziarskiego dziadka, który jak twierdził, wyszedł o 8 ze wsi Smerek i właśnie idzie do Ustrzyk, czyli w jeden dzień robi naszą trasę przeznaczoną na niedzielę i poniedziałek. Pogratulować zdrowia. Kiedy już udało nam się dotrzeć do wsi okazało się, że oprócz kilku domków, budki parku narodowego i przystanku busów, jest w niej także namiastka sklepu. Zaopatrzyliśmy się w nim w napoje i zapiekanki (ciepłe, ale z pewnością niezbyt świeże). Około godziny 17 udało nam się zmotywować do powrotu na szlak. Okazał się wówczas, że budka parku jest już zamknięta zaoszczędziliśmy 3 złote, ale stempelek przepadł. Podejście, które nas czekało nie napawało optymizmem, według wyliczeń miało ono średnio 20% i sugerowaną prędkość pokonywania 1,5 km/h, jednak dzięki temu, że na najbardziej stromych odcinkach wspomagały nas schody i poręcze, udało nam się całkiem sprawnie osiągnąć Połoninę Wetlińską. Wieczór i noc spędzaliśmy w Chatce Puchatka urokliwym miejscu pozbawionym elektryczności i z łazienką w postaci rury i beczki z wodą oddaloną o 0,5 km od schroniska. Przed rozgoszczeniem się w pokojach część naszych wędrowców raczyła się jeszcze Leżajskiem zakupionym w schronisku za 10 zł, jednak jak twierdzą, wartym swojej ceny. Na noc od bardzo miłego kierownika schroniska otrzymaliśmy 2 pokoje, jeden cały dla siebie, drugi dzielony z inną grupką amatorów bieszczadzkich szlaków. Mycie w nietypowej łazience było dużą atrakcją, W trakcie schodzenia napotkaliśmy dziarskiego dziadka, który jak twierdził, wyszedł o 8 ze wsi Smerek i właśnie idzie do Ustrzyk, czyli w jeden dzień robi naszą trasę przeznaczoną na niedzielę i poniedziałek. Pogratulować zdrowia. KTE KURIER Str. 9

( ) wyruszyliśmy do Bazy Ludzi z Mgły, która była naszym głównym celem tego dnia. Przez cały dzień każdy myślał tylko o tym, ile da radę wypić lokalnych drinków, zwanych pieszczotliwie mózgojebami. szczególnie, że niedaleko od niej można było spotkać kilka jeleni zaprzyjaźnionego Filipa i Cyca z koleżankami. Po obejrzeniu bardzo urokliwego i bardzo czerwonego zachodu słońca udaliśmy się do pokojów, gdzie przy świetle czołówek graliśmy w mafię. Myśleliśmy, żeby zrobić jeszcze coś szalonego, ale ostatecznie odłożyliśmy to do jutra i wizyty w Wetlinie. Zanim jednak dotarliśmy do Wetliny, czekało nas kilkanaście kilometrów wędrówki przez Przełęcz Orłowicza, z której odbiliśmy jeszcze na najwyższy tego dnia Smerek. Po zejściu ze Smerka robiliśmy pierwsze przymiarki do nowego zdjęcia w tle na klubowym fanpage u układając się w napis TRAMP. Samo zejście do Wetliny minęło dość szybko, na miejscu dopadliśmy do najbliższego sklepu, w którym zaopatrzyliśmy się głównie w rozmaite napoje. Po krótkich zakupach ruszyliśmy do naszego schroniska (PTSM, dawna szkoła), gdzie jednak dowiedzieliśmy się, że doba hotelowa jest dopiero od 17 i na razie nie możemy wejść. Rzuciliśmy plecaki za budynkiem i poszliśmy coś zjeść do jedynej otwartej knajpy, było bowiem dopiero koło 15. Po drodze spotkaliśmy pana busiarza, który okazał się być mężem pani prowadzącej schronisko i jednocześnie ratownikiem GOPR i sołtysem. Bez problemu zgodził się nas podwieźć na Przełęcz Wyżniańską następnego ranka. Początkowo planowaliśmy powrót do Ustrzyk z samej Wetliny, jednak stopień zmęczenia i czas przejścia już po pierwszym dniu zweryfikował nasze plany. W karczmie zamówiliśmy głównie pierogi i naleśniki ze świeżymi truskawkami, które okazały się być racuchami. Po powrocie do schroniska mogliśmy już rozłożyć się po pokojach i umyć się w bardziej typowej niż ostatnio łazience (a niektórzy myli się po raz pierwszy od soboty). Działał tylko jeden prysznic, więc sporo nam to zajęło, w międzyczasie przeszła burza. Czas umilaliśmy sobie opowiadaniem zagadek i innych czarnych historii. Kiedy przestało padać, a wszyscy zdążyli się umyć, wyruszyliśmy do Bazy Ludzi z Mgły, która była naszym głównym celem tego dnia. Przez cały dzień każdy myślał tylko o tym, ile da radę wypić lokalnych drinków, zwanych pieszczotliwie mózgojebami. W Bazie spędziliśmy kilka godzin, jednym mózgojeby smakowały, innym nie, reakcje na nie były różne, jednak nikomu nie udało się pobić rekordu trzech, czego szczególnie Maciek potem żałował. Noc była dość burzliwa, ostatecznie jednak udało nam się zapędzić wszystkich do łóżek. Następnego dnia udało nam się zebrać jak na nas wyjątkowo wcześnie, bus było bowiem zamówiony już na 9.00. Mimo przygód z mózgojebami wszyscy byli w zaskakująco dobrej formie. Jedynie Maciek i Kuba M. postanowili dojechać od razu do Ustrzyk i zaczekać tam na resztę grupy, ale wiedzieliśmy o tym już dzień wcześniej i było to efektem nadmiaru GOTów, a nie procentów. Przy śniadaniu narodził się fantastyczny pomysł, by ta dwójka zabrała ze sobą do Ustrzyk wszystkie nasze plecaki, tak żebyśmy mogli wdrapać się na Rawki na lekko no prawie. Na wycieczkę wzięliśmy tylko jeden plecak, ale wypełniony po brzegi wodą. Nosiliśmy go na zmianę w męskim gronie. Około 9.30 wysiedliśmy na przełęczy Wyżniańskiej i ruszyliśmy na ostatni bieszczadzki szlak. Szybko dotarliśmy do Bacówki pod Rawkami, w której zdobyliśmy najbardziej okazałą pieczęć wyjazdu. Kolejnym punktem była Mała Rawka, na którą prowadziło naprawdę strome podejście i każdy z jednym wyjątkiem cieszył się, że plecaki zostały w Ustrzykach. Z Małej Rawki przeszliśmy na Wielką, która była zwieńczeniem naszej czterodniowej wędrówki. Na szczycie całą dziesiątką ułożyliśmy się w napis KTE Tramp i oblaliśmy wyprawę winem Bieszczady, które chłopaki dzielnie wnieśli na górę. Jest ono również bohaterem najbardziej słitaśnej foci wyjazdu wykonanej najdłuższą rąsią w klubie. Str. 10 NR 1

Po obfotografowaniu się na szczycie Rawki nie pozostało nam nic innego jak ruszyć ostatnim odcinkiem w dół do Ustrzyk. Zejście tym szlakiem było jeszcze bardziej strome niż podejście (o jego trudności dobitnie świadczą drogowskazy - przy wiacie pod szczytem 1h 40 min na górę, na szczycie 30 min w dół), brak plecaków ponownie sprawiał wiele radości i szybkim krokiem wylądowaliśmy na szosie pod Ustrzykami. Z budki parku wzięliśmy ostatnią pieczątkę i klamrą w postaci asfaltu zamknęliśmy nasz marsz po Bieszczadach. Pod sklepem spotkaliśmy dwóch naszych kolegów, którzy zarzekali się, że piją dopiero pierwsze piwo. W pobliskiej knajpie pojedliśmy i przeczekaliśmy godzinę do autobusu. I tu po raz pierwsze rozdzieliliśmy się już na stałe. Ewa zabrała ze sobą 4 osoby do Przemyśla, a pozostała siódemka wybrała się tam właśnie autobusem, a nawet dwoma, z przesiadką w Ustrzykach Dolnych. Ja skorzystałem z wariantu autobusowego i trzeba przyznać, że podróż pomiędzy Ustrzykami Dolnymi a Przemyślem była niezapomnianym przeżyciem. Te emocje przy wyprzedzaniu rowerzysty damy radę czy nie. W pewnym momencie myśleliśmy z kolei, że na autobus napadła ukraińska mafia, jednak to nie byli oni. My mieliśmy niezłą zabawę, za to rutynowany pan kierowca nic sobie z tych przygód nie robił i tylko co pół godzinki serwował wycieczce przerwę na papieroska. Trzeba mu jednak oddać, że przyjechał punktualnie. Po dojechaniu na dworzec w Przemyślu pożegnaliśmy się z Jankiem, Karoliną, Pauliną i Kubą M., którzy tej nocy wrócili już do Warszawy. Reszta wycieczki spędziła noc w posiadłości Ewy, w której zostaliśmy niezwykle serdecznie przyjęci i nakarmieni. Początkowo wieczór planowaliśmy spędzić na mieście, jednak rozpętała się ogromna burza i posiedzieliśmy w salonie, przy piwie wspominając wyjazd i snując plany na klubową przyszłość. Następnego dnia od rodziców Ewy ponownie otrzymaliśmy potężną porcję jedzenia, w tym kanapki na drogę i z rana pojechaliśmy na dworzec, po drodze zwiedzając krótko Przemyśl z okien samochodu. Sama podróż pociągiem była jednak mocno uciążliwa. Dość powiedzieć, że odcinek do Lublina pokonaliśmy w 6 godzin. Czas umilaliśmy sobie rozwiązując krzyżówki i grając w karty, także z Grześkiem kolegą Mateusza, który niespodziewanie dosiadł się w Kraśniku. Po 18 byliśmy nareszcie w Warszawie i definitywnie zakończyliśmy nasze Posesyjne Bieszczady. Pod sklepem spotkaliśmy dwóch naszych kolegów, którzy zarzekali się, że piją dopiero pierwsze piwo. Tomasz KTE KURIER Str. 11

PTTK okiem ekonomisty, czyli jakie są korzyści z członkostwa w Polskim Towarzystwie Turystyczno-Krajoznawczym Wielu ludziom PTTK kojarzy się wyłącznie ze schroniskami i oznakowaniem szlaków, tymczasem działalność w strukturach Polskiego Towarzystwa Turystyczno- Krajoznawczego wykracza zdecydowanie poza te dwie aktywności. Można by wymienić przeróżne dziedziny, jakimi się zajmuje i propaguje (wioślarstwo, kolarstwo, etc.), ja jednak chciałbym przedstawić PTTK od strony materialnej, która w obecnych czasach wydaje się być najbardziej przemawiającą formą reklamową. Zniżki w schroniskach 20% Członkostwo w PTTK udokumentowane legitymacją z aktualnym znaczkiem (wykupionym w danym roku ważnym do końca marca roku następnego, czyli de facto na 15 miesięcy) pozwala zaoszczędzić 20% przy każdym noclegu w schronisku PTTK. Obecnie noclegi kosztują średnio 25-30zł, co przekłada się na oszczędność 5-6zł. Ubezpieczenie NNW 24h/dobę Każdy członek PTTK z ważną legitymacją jest ubezpieczony w AXA TUiR S.A. od Następstw Nieszczęśliwych Wypadków 24h/dobę na terytorium Europy. Ubezpieczenie obejmuje wypadki w życiu prywatnym oraz podczas uprawiania turystyki, zarówno zorganizowanej, jak i indywidualnej, co jest bardzo ważne i wyróżnia je spośród innych ubezpieczeń. Wielu innych ubezpieczycieli wyłącza z ubezpieczenia uprawianie turystyki ekstremalnej, a wędrówki w górach wysokich są bardzo często zaliczane do turystyki ekstremalnej. Rabaty w PTTK HiMountain 10% - W sklepach turystycznych marki HiMountain posiadacze ważnej legitymacji mają prawo do 10% rabatu. Niedużo, ale ze względu na ceny oferowanych produktów posiadana zniżka pozwala zaoszczędzić od kilku do nawet kilkudziesięciu złotych. Rabat jest ważny również w sklepie internetowym HiMountain. AlpenSki 10% - Następne złotówki można zaoszczędzić robiąc zakupy w internetowym sklepie alpenski.pl, który oferuje 10% upustu dla członków PTTK. W sklepie zakupimy nie tylko sprzęt narciarski ofercie znajduje się również szeroka gama odzieży, butów, plecaków, śpiworów, namiotów i pozostałych akcesoriów. Zniżki od 2% do 50% przysługują na terenie całego kraju i obejmują przeróżne usługi. Należą do nich między innymi: - przewóz osób i towarów - handel, czyli sklepy z wyposażeniem sportowym i nie tylko (w tym kwiaciarnie, antykwariaty, sklepy spożywcze i inne) - gastronomia, czyli zniżki w różnego typu barach, kawiarniach i restauracjach - wypożyczalnie sprzętu sportowego oraz ich serwis - usługi fotograficzne - usługi kulturalne, czyli tańsze bilety wstępu do muzeów i innych ośrodków kultury - tzw. usługi różne, począwszy od fotograficznych, przez kserograficzne, fryzjerskie, budowlane, zdrowotne - wiele, wiele innych. Dokładne zestawienie znajduje się na stronie www.pttk.pl/zycie/rabaty Str. 12 NR 1

Źródło: www.pttk.pl Ile kosztuje legitymacja PTTK? Osoba uprawniona do ulgi (tj. młodzież ucząca się, studenci, żołnierze, emeryci, renciści i bezrobotni) musi się liczyć na początku z wydatkiem 26 zł, a później 20 zł co roku. Osoby nie posiadające ulgi zapłacą za pierwszym razem 50 zł, a każdego następnego roku będą opłacać 40 zł. Czy się zatem opłaca? Największą zaletą są zniżki w schroniskach, które pozwalają średnio zaoszczędzić 5 zł na jednym noclegu. Koszt opłacenia legitymacji zwróci się zatem już po 5-6 noclegach studenckich bądź 8-10 noclegach w przypadku osób bez ulgi. W ciągu roku 8-10 noclegów w schroniskach PTTK wydaje się być już dużą liczbą, ale wziąwszy pod uwagę możliwość zaoszczędzenia dodatkowych minimum 5-10 zł podczas zakupów sprzętu turystycznego w HiMountain, koszty członkostwa nie wydają się być wysokie i zaczynają przynosić mierzalne korzyści. Warto odnotować, że mając aktualną legitymację PTTK jesteśmy ubezpieczeni 24h/dobę od NNW. Szczecinianin KTE KURIER Str. 13

Zwiedzaj Warszawę z PTTK i Warszawską Odznaką Krajoznawczą! Jak wiecie lub nie, PTTK (do którego Tramp oczywiście należy jako Koło nr 26 przy Oddziale Międzyuczelnianym) proponuje swoim członkom i sympatykom zdobywanie różnych odznak. Dla jednych są one miłą pamiątką po przemierzonych (pieszo, rowerem, kajakiem czy na nartach) kilometrach i zwiedzonych zabytkach, dla innych motywacją do dalszej turystycznej aktywności. Do najpopularniejszych odznak należą: Górska Odznaka Turystyczna (GOT), Odznaka Turystyki Pieszej (OTP), Kolarska Odznaka Turystyczna (KOT), Odznaka Imprez na Orientację - wśród odznak turystyki kwalifikowanej - oraz Odznaka Krajoznawcza Polski (OKP) Niewielką (niesłusznie!) popularnością cieszy się natomiast jedna z odznak krajoznawczych, Warszawska Odznaka Krajoznawcza (WOK). A szkoda, bo stolica zasługuje na to, by ją poznać bez względu na osobiste sympatie i antypatie do tego miasta. Dlatego zachęcam, aby choć jeden wieczór w miesiącu poświęcić Warszawie, zwiedzając nieznany sobie zakątek miasta, poznając jego historię i teraźniejszość. Niech po studiach zostanie nam w głowach coś więcej niż mikroekonomia i ekonometria! A jeśli już zwiedzać, to czemu nie z książeczką WOKu w ręku? W każdym numerze KTE Kuriera opiszę dla Was jeden bądź kilka ciekawych warszawskich zakątków uwzględnionych w Regulaminie WOKu tak, abyście wraz z nami mogli zdobyć odznakę. Nawet jeśli nie zdecydujecie się na zbieranie wpisów w książeczce, będziecie mogli dowiedzieć się tutaj czegoś więcej o mieście, w którym studiujecie i być może zamieszkacie w przyszłości. Zacznę może od streszczenia regulaminu, według którego zdobywa się odznakę. WOK ustanowiona jest w czterech stopniach: popularnym, brązowym, srebrnym i złotym. W ciągu jednego roku można zdobyć tylko jeden stopień odznaki, nie dotyczy to jednak stopnia popularnego i brązowego, które można zdobyć w ciągu jednego roku. Poznanie każdego obiektu dokumentuje się poprzez dokonanie w książeczce (do nabycia np. w Składnicy Turystycznej: www.sklep-pttk.pl) odpowiedniego wpisu, który może być potwierdzony przez osobę prowadzącą wycieczkę (instruktora krajoznawstwa, przodownika turystyki kwalifikowanej, warszawskich przewodników miejskich i organizatorów turystyki, instruktorów harcerstwa, nauczycieli szkół warszawskich w odniesieniu do młodzieży szkolnej) bądź przez uzyskanie potwierdzenia w terenie (pieczątka, bilet wstępu do zwiedzanego obiektu itp.). Aby zdobyć kolejny stopień odznaki należy zwiedzić określoną ilość obiektów krajoznawczych wymienionych w załączniku do regulaminu. Następnie należy przedstawić książeczkę zespołowi weryfikacyjnemu, np. przy Regionalnej Pracowni Krajoznawczej w Warszawie, który zatwierdzi przyznanie odznaki. W linku znajduje się pełna treść regulaminu wraz z wykazem obiektów: http://www.msw-pttk.org.pl/ odznaki/reg_odznak/pdf/wok.pdf. Str. 14 NR 1

Aby zdobyć pierwszy stopień odznaki, tzw. stopień popularny, należy przejść trasę Szlaku Królewskiego bądź jedną z tras alternatywnych, tj. trasę W-Z od Pragi (Dworzec Wileński) do Reduty Wolskiej bądź trasę N-S od Placu Wilsona do Placu Unii Lubelskiej. Na każdej z nich trzeba poznać 10 obiektów krajoznawczych (udokumentowanych wpisem do książeczki), tj. zabytki, obiekty współczesne, obiekty walki i męczeństwa, parki, ogrody, pomniki. Przykładowa trasa Szlakiem Królewskim może prowadzić przez takie miejsca: 1. Akademicki Kościół Św. Anny Świątynia powstała z fundacji księżnej mazowieckiej Anny z Olszańskich. Pierwszy kościół stanął w tym miejscu w roku 1454; wielokrotnie ulegał pożarom i przebudowom. Ostatnią odbudowę, po zniszczeniach wojennych, ukończono w 1962r. Wnętrze zachwyca różnorodnością stylów od gotyku po neorenesans. 2. Kolumna Zygmunta III Wazy To najstarszy, publiczny pomnik w Warszawie. Ufundowana w 1644r. przez Władysława IV, syna Zygmunta III, wznoszona przy proteście bernardynów sprzeciwiających się stawianiu pomnika osobie świeckiej. Zrekonstruowana po wojnie kolumna została odsłonięta 22 lipca 1949r. 3. Zamek Królewski Historia zamku sięga XIVw., kiedy Bolesław II zjednoczył Mazowsze i rozpoczął budowę nowego grodu dzisiejszej Warszawy. Zamek uzyskał status rezydencji królewskiej wraz z przyłączeniem Mazowsza do Korony w 1526r. W dniu 02.09.1980r. Stare Miasto i Zamek Królewski wpisano na Światową Listę Dziedzictwa UNESCO jako przykład udanej i wiernej rekonstrukcji. 4. Katedra Św. Jana Pełni funkcję archikatedry, jest jednym z najstarszych kościołów w Warszawie. Odbył się tutaj ślub Władysława IV, koronacja Stanisława Leszczyńskiego i Poniatowskiego, zaprzysiężenie Konstytucji 3. Maja. W podziemiach znajdują się groby m.in. Stanisława Augusta Poniatowskiego, Henryka Sienkiewicza, Gabriela Narutowicza, Ignacego Paderewskiego. 5. Rynek Starego Miasta Plac, na którym znajduje się Rynek, liczy 70x90m., a od niedawna jego środek zdobi Syrenka. Rynek podzielono na cztery imienne strony, na cześć warszawskich działaczy oświeceniowych. W kamienicach wokół rynku znajdują się restauracje, kawiarnie, kluby, galerie i muzea. 6.Barbakan Barbakan wraz z murami obronnymi został zbudowany w 1548r., tworząc linię obronną na dł. 1200m. Pełnił wówczas strategiczną funkcję w systemie miejskich murów obronnych. KTE KURIER Str. 15

7. Kościół Nawiedzenia NMP Jest to kościół parafialny Nowego Miasta. Został ufundowany przez Księcia Janusza i jego żonę Annę w roku 1409. Jego wizerunek był wielokrotnie zmieniany. Dziś, ze strzelistą, charakterystyczną wieżą-dzwonnicą, reprezentuje styl gotycki. 8. Muzeum Marii Skłodowskiej-Curie Muzeum znajduje się w budynku, w którym urodziła się uczona. Utworzone je w 1967r. Maria Skłodowska-Curie urodziła się w Warszawie, jednak większość życia spędziła we Francji, gdzie prowadziła badania nad radiochemią, zwieńczone odkryciem dwóch pierwiastków radu i polonu. Jest jedyną kobietę, która dwukrotnie otrzymała Nagrodę Nobla (1903, 1911). 9. Pomnik Powstania Warszawskiego Potężny pomnik, stojący w prawym rogu placu Krasińskich, przedstawia grupę powstańców w czasie walki. Wzniesiono go w 45. rocznicę wybuchu powstania warszawskiego, które wybuchło 01.08.1944r., a zakończyło się po 63 dniach nierównej walki z najeźdźcą. 10. Pałac Krasińskich (Pałac Rzeczypospolitej) Pałac był rezydencją Jana Krasińskiego starosty warszawskiego. Obecnie mieszczą się tu Zbiory Specjalne Biblioteki Narodowej. Pałac został wzniesiony w latach 1677-1682 przez architekta Tylmana z Gameren (Holandia). Budowla jest utrzymana w stylu barokowym. Trasa liczy sobie 2,3 km., jej przejście nie powinno więc zająć dużo czasu. Warto jednak zatrzymać się na chwilę w każdym z odwiedzonych miejsc i postarać się co nieco o nich zapamiętać.. W następnym numerze KTE Kuriera zwiedzania ciąg dalszy! Opracowanie: JA Str. 16 NR 1

Tanie podróżowanie! Hej! Witam wszystkich w kąciku porad. Nie wiem, czy macie tak jak ja, ale jeśli chodzi o podróżowanie, to lubię podróżować po kosztach. Odczuwam dużą satysfakcję, jeśli uda mi się znaleźć naprawdę tanie przejazdy. Dlatego od dłuższego czasu niezmiennie jestem na bieżąco z informacjami pojawiającymi się na stronie www.fly4free.pl Tu pojawia się wiele ciekawych promocji oraz porad dotyczących wyjazdów. Na tej stronie możemy też zawsze uzyskać odpowiedź na nurtujące nas pytania za pośrednictwem forum, gdzie inni użytkownicy chętnie dzielą się swoimi przeżyciami. Myśleliście, że bilety za złotówkę oferuje tylko PolskiBus? Otóż nie. W internetowym systemie rezerwacyjnym Przewozów Regionalnych dostępna już jest pula najtańszych biletów od 1 PLN. Do sprzedaży trafiło ponad tysiąc biletów na wybranych trasach. Tanie bilety są dostępne w ramach promocji super bilet. Każdego dnia przewoźnik udostępni pulę 1100 tanich biletów na pociągi interregio. Promocja działa na zasadzie systemu dynamicznej sprzedaży biletów, który doskonale znany jest pasażerom tanich linii lotniczych i autobusowych. Ceny Super Biletów uzależnione są m.in. od daty podróży, relacji wybranego pociągu i terminu zakupu biletu. Bilety w ramach nowej promocji dostępne są wyłącznie przez internet. Każdy Super Bilet jest dostępny także w wersji ulgowej, dzięki czemu posiadacze zniżek ustawowych (np. uczniowie i studenci) mogą podróżować jeszcze taniej! Wasz Tygrys! KTE KURIER Str. 17

A może wspinaczka? Nie no, przecież ten ruch jest za trudny; no jak nic polecę myślę sobie wczepiając się w skałę jakieś 15 metrów nad ziemią. Ale łańcuch zjazdowy już widać, jeszcze dwie wpinki do końca. Nie ma lipy, trzeba napierać. Nie bój nic do góry nie polecisz, jak mawiał instruktor. Rzut oka w dół, partner uważnie trzyma linę, dobra jest, to idziemy. Stopnie są beznadziejne, ale nie ma wyjścia trzeba zaufać butom. Skręt prawym biodrem do ściany i sięgam do następnego chwytu, potem analogicznie w lewo. Cholera, krawądka! opuszki palców ledwo się mieszczą, ale jakoś trzymam. Trzeba się wpiąć, najpierw ekspres, potem lina. Palce powoli się odginają Zaraz się stąd spier***ę z liną w łapie myśli wspinacza prowadzącego trudną drogę są mało wysublimowane. Jeszcze trochę Klik! nic nie działa tak uspokajająco jak metaliczny dźwięk karabinka przy ekspresie świadczący o tym, że lina jest już wpięta w kolejny przelot. To opis jednej ze skałkowych przygód. Chcecie przeżyć kiedyś coś podobnego? W tym tekście podpowiem Wam, jak zacząć swoją przygodę ze wspinaniem i dlaczego warto. Stopnie są beznadziejne, ale nie ma wyjścia trzeba zaufać butom. Skręt prawym biodrem do ściany i sięgam do następnego chwytu, potem analogicznie w lewo. Cholera, krawądka! opuszki palców ledwo się mieszczą, ale jakoś trzymam. Radość i satysfakcja po zrobieniu drogi. Str. 18 NR 1

Dlaczego warto spróbować? Po pierwsze wspinaczka to sport, który angażuje i rozwija w zasadzie wszystkie partie ciała ręce, barki, plecy, brzuch, nogi. Angażuje też nasz umysł trzeba odpowiednio czytać drogę, tzn. wykorzystywać chwyty, znaleźć właściwe ustawienie itd. oraz oswoić się z wysokością. Dzięki temu wspinanie świetnie odstresowuje, bo kiedy odrywasz się od ziemi, zostawiasz za sobą również wszystkie myśli niezwiązane ze wspinaniem. Po drugie, wspinaczka - wbrew pozorom - jest bezpiecznym sportem, w każdym razie dla początkujących. Swoje pierwsze wspinaczkowe kroki będziecie stawiać na sztucznej ściance, a tam, przy zachowaniu elementarnych zasad bezpieczeństwa, nie ma prawa stać Wam się żadna krzywda. Po trzecie, wspinaczka to sport naprawdę dla każdego wspinają się ludzie o najróżniejszej budowie ciała oraz w najróżniejszym wieku (widywałem na ściance zarówno 6- jak i 60-latków). Co ważne, żeby zacząć się wspinać nie trzeba być herosem o stalowych przedramionach znam ludzi, którzy z łatwością robią na wędkę drogi o trudności VI/VI+, a na drążku nie podciągną się ani razu J Poza tym, na każdej ściance są drogi zarówno dla początkujących, jak i tych bardziej zaawansowanych....wspinaczka to sport, który angażuje ( ) nasz umysł trzeba odpowiednio czytać drogę, tzn. wykorzystywać chwyty, znaleźć właściwe ustawienie itd. oraz oswoić się z wysokością. Dzięki temu wspinanie świetnie odstresowuje, bo kiedy odrywasz się od ziemi, zostawiasz za sobą również wszystkie myśli niezwiązane ze wspinaniem. Ścianka wspinaczkowa Jak zacząć? Najpierw trzeba znaleźć sobie wspinaczkowego partnera/partnerkę, gdyż jest to sport zespołowy (lub dwójkowy, jak mawiają niektórzy). A potem po prostu trzeba przyjść na ściankę. Jeśli będzie to Wasza pierwsza wizyta na ściance, to będziecie musieli przejść obowiązkowy instruktaż dla dwóch osób trwa on zwykle około 40 minut. Instruktor pokaże Wam, jak założyć uprząż, jak asekurować, jak przywiązać linę do uprzęży itd. Opanowanie tych podstaw nie jest trudne. Oczywiście na początek będziecie się wspinać tylko na wędkę ; wspinanie z dolną asekuracją zaczyna się ćwiczyć z reguły dopiero po 4-6 miesiącach wspinania. KT Str. 19

Wspinaczka na wędkę Wspinaczka z dołem Ważne jest również zapoznanie się ze skalą trudności dróg wspinaczkowych. W Polsce stosuje się tzw. skalę Kurtyki, gdzie stopnie trudności to I, II VI, VI.1, VI.2 VI.12, gdzie I oznacza najłatwiejszą drogę. Na większości sztucznych ścianek poszczególne drogi ułożone są kolorami dla ułatwienia orientacji. Co trzeba ze sobą zabrać? Na początek wystarczy zwykły strój sportowy (polecam zakładanie spodni zakrywających kolana unikniecie obtarć) oraz sportowe buty najlepiej, jakby były lekko za małe, co pozwoli lepiej czuć stopnie. Cały potrzebny do wspinania sprzęt, taki jak uprząż, przyrząd asekuracyjny czy worek na magnezję, można wypożyczyć na ściance. Profesjonalne buty wspinaczkowe. Ciasne przyleganie do stopy oraz charakterystyczny czubek zapewniają stabilność na małych stopniach. Gdzie się wspinać w Warszawie? W Warszawie jest wiele ścianek wspinaczkowych; ja wymienię trzy znane mi obiekty: Arena Wspinaczkowa W górę w dawnej hali Warszawianki (ul. Merliniego, Mokotów) Ścianka wspinaczkowa w OSiR Ochota (ul. Nowowiejska, Ochota) Centrum Wspinaczkowe OnSight (ul. Obozowa, Bemowo) Ceny biletów ulgowych wahają się od 14 do 20 zł, koszt instruktażu wstępnego to 35 zł. Zima to świetny czas na trening, zatem nie ma obijania ładujemy!!! Do zobaczenia na ściance! Kuba Str. 20 NR 1