Kilka miesięcy później

Podobne dokumenty
Dzięki ćwiczeniom z panią Suzuki w szkole Hagukumi oraz z moją mamą nauczyłem się komunikować za pomocą pisma. Teraz umiem nawet pisać na komputerze.

Magdalena Bladocha. Marzenie... Gimnazjum im. Jana Pawła II w Mochach

Joanna Charms. Domek Niespodzianka

Izabella Mastalerz siostra, III kl. S.P. Nr. 156 BAJKA O WARTOŚCIACH. Dawno, dawno temu, w dalekim kraju istniały następujące osady,

30-dniowe #FajneWyzwanie Naucz się prowadzić Dziennik!

NASTOLETNIA DEPRESJA PORADNIK

Czyli tam i z powrotem ISKRY

Anioł Nakręcany. - Dla Blanki - Tekst: Maciej Trawnicki Rysunki: Róża Trawnicka

Przyjaciele Zippiego Ćwiczenia Domowe

Jesper Juul. Zamiast wychowania O sile relacji z dzieckiem

Olaf Tumski: Tomkowe historie 3. Copyright by Olaf Tumski & e-bookowo Grafika i projekt okładki: Zbigniew Borusiewicz ISBN

Przedstawienie. Kochany Tato, za tydzień Dzień Ojca. W szkole wystawiamy przedstawienie. Pani dała mi główną rolę. Będą występowa-

BĄDŹ SOBĄ, SZUKAJ WŁASNEJ DROGI - JANUSZ KORCZAK

ASERTYWNOŚĆ W RODZINIE JAK ODMAWIAĆ RODZICOM?

BURSZTYNOWY SEN. ALEKSANDRA ADAMCZYK, 12 lat

Szczęść Boże, wujku! odpowiedział weselszy już Marcin, a wujek serdecznie uściskał chłopca.

KATARZYNA POPICIU WYDAWNICTWO WAM

Przygody Jacka- Część 1 Sen o przyszłości

Śpiewnik. Teksty autorstwa Adriana Nafalskiego. Zapraszamy na stronę zespołu

JĘZYK. Materiał szkoleniowy CENTRUM PSR. Wyłącznie do użytku prywatnego przez osoby spoza Centrum PSR

Mimo, że wszyscy oczekują, że przestanę pić i źle się czuję z tą presją to całkowicie akceptuje siebie i swoje decyzje

Rozdział II. Wraz z jego pojawieniem się w moim życiu coś umarło, radość i poczucie, że idę naprzód.

Część 11. Rozwiązywanie problemów.

STARY TESTAMENT. JÓZEF I JEGO BRACIA 11. JÓZEF I JEGO BRACIA

Pan Toti i urodzinowa wycieczka

Podziękowania dla Rodziców

Irena Sidor-Rangełow. Mnożenie i dzielenie do 100: Tabliczka mnożenia w jednym palcu

Śpij dobrze! Jak ważny jest dobry sen Dlaczego dobry sen nie jest czymś oczywistym Co możemy zrobić, żeby lepiej spać

Witajcie dzieci! Powodzenia! Czekam na Was na końcu trasy!

Nazywam się Maria i chciałabym ci opowiedzieć, jak moja historia i Święta Wielkanocne ze sobą się łączą

ZACZNIJ ŻYĆ ŻYCIEM, KTÓRE KOCHASZ!

FILM - W INFORMACJI TURYSTYCZNEJ (A2 / B1)

Paulina Grzelak MAGICZNY ŚWIAT BAJEK

Copyright 2015 Monika Górska

Część 9. Jak się relaksować.

Bangsi mieszkał na Grenlandii. Ogromnej, lodowatej

Krystyna Wajda Horodko. Opowieści spod złocistej. Kraina Wodospadów. Moim dorosłym już dzieciom: Natalii, Filipkowi i Jakubowi

Kto chce niech wierzy

s. Adriana Miś CSS Mały Ogrodnik Opowiadania o owocach Ducha Świętego Wydawnictwo WAM


Królowa zwierząt. Dawno, dawno temu, przed wiekami w leśnej krainie stał. Klara Mikicka 5a

Spis treści. Od Petki Serca

STARY TESTAMENT. JÓZEF I JEGO BRACIA 11. JÓZEF I JEGO BRACIA

MARTYNA SUCHY G W I A Z D Y

mnw.org.pl/orientujsie

SZOPKA. Pomysły i realizacja: Joanna Góźdź

INSCENIZACJA OPARTA NA PODSTAWIE BAJKI CZERWONY KAPTUREK

Samoobrona. mężczyzny. Głowa Oczy Nos Szyja. Głos. Zęby. Łokieć. Dłoń Jądra Palce. Kolana. Golenie. Pięta. Stopa

Jak mówić, żeby dzieci się uczyły w domu i w szkole A D E L E F A B E R E L A I N E M A Z L I S H

(opr. na podst. To jest właśnie wolność, [online], dostęp: , <

MIŚ MAŁGORZATKI Paweł Księżyk

Tłumaczenia: Love Me Like You, Grown, Hair, The End i Black Magic. Love Me Like You. Wszystkie: Sha-la-la-la. Sha-la-la-la. Sha-la-la-la.

3 dzień: Poznaj siebie, czyli współmałżonek lustrem

Publikacja pod patronatem wiedza24h.pl. Wypracowania J.R.R. Tolkien. Hobbit

Miłosne Wierszyki. Noc nauczyła mnie marzyć. Gwiazdy miłością darzyć. Deszcz nauczył mnie szlochać A ty nauczyłeś mnie kochać!

Kocham Cię 70 sekund na minutę, 100 minut na godzinę, 40 godzin na dobę, 500 dni w roku...

MAŁGORZATA PAMUŁA-BEHRENS, MARTA SZYMAŃSKA. A. Awantura

I Komunia Święta. Parafia pw. Bł. Jana Pawła II w Gdańsku

Chwila medytacji na szlaku do Santiago.

Koncentracja w Akcji. CZĘŚĆ 4 Zasada Relewantności Działania

Nie ruszaj, to moje!

(na podstawie książki Elżbiety Sujak Małżeństwo pielęgnowane )

Wolontariat. Igor Jaszczuk kl. IV

Punkt 2: Stwórz listę Twoich celów finansowych na kolejne 12 miesięcy

JAK RADZIĆ SOBIE Z NASTOLATKIEM W SYTUACJACH KONFLIKTOWYCH?

AUDIO / VIDEO (A 2 / B1 ) (wersja dla studenta) ROZMOWY PANI DOMU ROBERT KUDELSKI ( Pani domu, nr )

SZTUKA SŁUCHANIA I ZADAWANIA PYTAŃ W COACHINGU. A n n a K o w a l

to myśli o tym co teraz robisz i co ja z Tobą

Copyright 2017 Monika Górska

Akcja edukacja. zadania treningowe z Języka polskiego ZESTAW 7. Minotaur

Ilustrował Marek Nawrocki. Nasza Księgarnia

Copyright 2015 Monika Górska

Na skraju nocy & Jarosław Bloch Rok udostępnienia: 1994

SCENARIUSZ ZAJĘĆ REWALIDACYJNYCH Z WYKORZYSTANIEM TECHNOLOGII INFORMACYJNO-KOMUNIKACYJNYCH

PROGRAM WARSZTATÓW ROZWOJOWYCH DLA KOBIET PROGRAM WARSZTATÓW ROZWOJOWYCH DLA KOBIET

Prywatny Rubikon. Esterko zaczął po chwili niepewnie

Ziemia. Modlitwa Żeglarza

Część 4. Wyrażanie uczuć.

KARMIENIE SWOICH DEMONÓW W 5 KROKACH Wersja skrócona do pracy w parach

Pielgrzymka, Kochana Mamo!

Igor Siódmiak. Moim wychowawcą był Pan Łukasz Kwiatkowski. Lekcji w-f uczył mnie Pan Jacek Lesiuk, więc chętnie uczęszczałem na te lekcje.

Serdecznie zapraszamy na warsztaty rozwojowe dla Kobiet

VIII Międzyświetlicowy Konkurs Literacki Mały Pisarz

Zazdrość, zaborczość jak sobie radzić?

Świat bez Klamek opowiadanie surrealistyczno erotyczne cz. 2/3

Nagrodzone prace

STARY TESTAMENT. GŁÓD W KANAAN 13. GŁÓD W KANAAN

W ramach projektu Kulinarna Francja - początkiem drogi zawodowej

Opowiedziałem wam już wiele o mnie i nie tylko. Zaczynam opowiadać. A było to tak...

Pokochaj i przytul dziecko z ADHD. ADHD to zespół zaburzeń polegający na występowaniu wzmożonej pobudliwości i problemów z koncentracją uwagi.

Pomniejszy szok. Ach! Serce wali ci jak oszalałe i mimowolnie wstrzymałeś oddech. Rozpatrz natychmiast. Brak dodatkowego efektu. Zakryj tę kartę.

BAJKA O PRÓCHNOLUDKACH I RADOSNYCH ZĘBACH

Muszę przyznać, iż niezbyt lubię gry czysto kooperacyjne oraz oparte na bleie. Nemesis na szczęście okazał się grą innego typu.

Chrzest. 1. Dziękuję za uczestnictwo w Sakramencie Chrztu Świętego

Metody wychowawcze Janusza Korczaka

Podobny czy inny? Dziedziczyć można też majątek, ale jest coś, czego nie można odziedziczyć po rodzicach.

Dzieci 6-letnie. Stwarzanie sytuacji edukacyjnych do poznawania przez dzieci swoich praw

Transkrypt:

Wstęp Drogi czytelniku, przed tobą fan fikcja nawiązująca głównie do filmowej trylogii Hobbit. Jest ona o tyle specyficzna, że powstała w wyniku połączenia talentów dwóch pisarek. W ten sposób rozdziały były tworzone na przemian. Nieparzyste, a więc zaczynając od 1 napisała Demeter19 (http://demeter19.deviantart.com/) Parzyste, a więc zaczynając od 2 napisała Krusiaczka (http://krusiaczka.deviantart.com/) Dotychczas rozdziały znajdowały się na dwóch kontach. Postanowiłyśmy jednak złączyć je w całość, by ułatwić wam ich odnalezienie. Życzymy miłego czytania. Sprawdźcie, co się stanie, gdy na drodze kompanii Thorina stanie tajemnicza dziewczyna. Rozdział 1. Zielone oczy uważnie lustrowały pomieszczenie karczmy, gdy w końcu natrafiły na pożądaną postać. Jej usta wykrzywiły się w delikatnym, wręcz wymuszonym uśmiechu. Śledziła tego krasnoluda od dłuższego czasu i dobrze wiedziała kim on jest. Każdy łowca wiedział jak wygląda Thorin Dębowa Tarcza. Tylko, że ona tak naprawdę nie polowała na niego. Udawała, z resztą przez większość swojego życia to robiła. Udawała, że jest martwa, udawała, że nic ją nie obchodzi stracone życie, że potrafi żyć mimo braku całej rodziny. Dlatego też bez większych trudności podszywała się pod mordercę. Dzięki temu mogła bez problemu poderżnąć gardło dwóm zbójom, którzy zrobili zasadzkę na Thorina. Oczywiście on o tym nie wiedział, a ona nie zamierzała się ujawniać. Z jednej strony czuła się odpowiedzialna za jego los, bo kiedyś to jej ród pilnował smoki. Opiekował się nimi i trenował, a raczej wychowywał. Gdzie popełnili błąd ze Smaugiem? Kiedy wyrwał się spod ich kontroli? Tego nie wiedziała, to zdarzyło się zanim się urodziła. Za to doskonale wiedziała, kiedy Smaug zaatakował Erebor. Widziała to i widziała cierpienie krasnoludów, ale była wtedy zbyt młoda by cokolwiek zrobić. Wtedy też po raz pierwszy go ujrzała, co prawda z daleka, ale była pewna, że to on, Thorin książę Ereboru. Tak już zostało, zawsze widywała go z daleka. Kiedy dowiedziała się o nagrodzie za jego głowę nie wahała się ani chwili. W jakimś sensie chciała mu pomóc, ale był jeden problem. Ona bała się krasnoludów. W końcu dotarła do małego miasteczka zwanego Bree i do karczmy. Szybko podszyła się pod kelnerkę i podała tacę z jedzeniem Thorinowi. To był jeden z jej bardziej szalonych wyczynów, ale uznała, że ma prawo w końcu się do niego trochę zbliżyć. - Dziękuję - odpowiedział z uśmiechem, a ona prawie się potknęła. Nigdy wcześniej nie była tak blisko niego. Przełknęła ślinę, czuła jak wali jej serce. W swoim życiu spotkała wielu majestatycznych ludzi, ale on był inny. Było w nim coś magnetycznego, a jego uśmiech i niebieskie oczy wydawały się ogarniać jej duszę. Po chwili otrząsnęła się, miała ważniejsze zajęcie niż flirtowanie z nim. Oprócz niej w karczmie było też dwóch innych zabójców. Krasnolud także ich spostrzegł, ale nim sięgnął po broń dosiadł się do niego czarodziej. Odetchnęła z ulgą i podała drugi posiłek. Gandalf przyjrzał się jej uważnie, ale po chwili wrócił do rozmowy z Thorinem. Ona tymczasem ukryła się w cieniu i przysłuchiwała rozmowie. Wyostrzony słuch ułatwiał jej to.

Krasnolud pytał się o swojego ojca, a czarodziej mu odpowiedział. Potem zaczęła się ta część rozmowy, która jeszcze bardziej przykuła jej uwagę. - Nie pokonasz go. Możesz z nim walczyć tygodniami, a nawet jedna łuska mu nie odpadnie. - Więc po co ta cała wyprawa czarodzieju, jeśli nie wierzysz w jej powodzenie! Dwaj przyszli mordercy speszyli się nieco i ku jej radości opuścili karczmę. Dobrze zapamiętała ich twarze i przyrzekła sobie zrobić z nimi porządek. Była świetna w potajemnym zabijaniu pojedynczych osób. Gorzej szło jej w otwartej walce z wieloma przeciwnikami. Wróciła do podsłuchiwania. - Wierzę w sukces. Informuje cię tylko, że sam nie zdołasz zabić smoka. - Spróbuję. - Nie uda ci się to głupcze! Może zacząłbyś mnie słuchać. W całym Śródziemiu istnieje tylko jedna rasa zdolna zgładzić smoka. Jedyna rasa, która potrafi przebić jego skórę samymi swoimi myślami, jedyna rasa, której smoki były niegdyś posłuszne. On wie pomyślała i automatycznie schowała się jeszcze bardziej w cieniu. - Co to za rasa? - zapytał z wyraźnym zainteresowaniem krasnolud. - Niegdyś potężna i szlachetna, zwana Smoczym Rodem. Chroniła ona Śródziemie przed smokami, szkoliła je, a te które No cóż, nie współpracowały, usuwali. Niestety, jak sam się przekonałeś jeden wyrwał się spod ich kontroli. Sami także odczuli jego gniew. Smaug z pomocą innych, mroczniejszych sił, zniszczył smoczy medalion, który chronił królestwo i jego mieszkańców. Zrobił to dla czystej przyjemności, bowiem Smoczy Ród nigdy nie zbierał złota, ich jedynym skarbem był tylko ten medalion. Zamknęła na chwile oczy i wróciła myślami do swego miasta, do ukochanych, nie robiła tego zbyt często. Mimo to wszystko wciąż było takie wyraźne. Smoczy medalion, ogromny, szafirowy kamień, zawieszony na szczycie wieży. Jego światło skutecznie zmuszało smoki do posłuszeństwa, ale został zniszczony, gdy nad miasto nadeszła czarna mgła. Gęsta i dusząca. Nim się zorientowali ich medalion runął w dół i rozpadł się na setki kawałków, a potem zjawił się Smaug. Poczuła dreszcze, otrząsnęła się i wróciła do podsłuchiwania. - Czegoś nie rozumiem - powiedział Thorin. - Mówisz, że ten ród został zniszczony, że wszyscy zginęli. - Nie wszyscy. Wiem z pewnych źródeł, że przeżyła księżniczka. Była najmłodszym dzieckiem i pewnie ktoś pomógł jej uciec z miasta opanowanego ogniem. Ma na imię Drachna. Teraz jest już zapewne prawie dorosła i kto wie, może gotowa do walki. - A czy te twoje źródła mówiły, gdzie ona jest? - zapytał lekko zirytowany i podniósł brwi. - Myślę, że bliżej niż myślimy. Dziewczyna nie zamierzała dłużej się narażać, czuła że ten czarodziej wie zbyt wiele. Chciała już wybiec na zewnątrz, gdy przyłapał ją gospodarz. - A ty kto? - Yyy Ja Jenna. - Kto? - Twoja żona mnie zatrudniła. Gospodarz się odwrócił i zawołał: - Marta!!! Gdy ponownie spojrzał na dziewczynę, już jej tam nie było, a ona jeszcze przed wyjściem zdążyła złapać kufel piwa. Musiała się napić i uspokoić. Kilka miesięcy później Śledzenie krasnoludów nie było najłatwiejszą i najprzyjemniejszą sprawą. Szczególnie odkąd zeszli na dzikie krainy, w których rzadko kiedy można było znaleźć schronienie w karczmach. Musiała trzymać odpowiednią odległość i nie wydać się, a to było trudne. Doskonale

pamiętała, jak serce skakało jej, kiedy krasnoludy zostały porwane przez trolli. Wałczyła z myślami. Chciała im pomóc, ale właściwie to najważniejszy był dla niej Thorin. Dopóki on znajdował się w worku, a nie w zębach, albo na ruszcie trolla nie powinna się wtrącać. Poza tym Thorin uwięziony niczym larwa w kokonie i próbujący przegryźć sznur był dla niej zabawnym widokiem. Na jej szczęście mały hobbit wykazał się niezwykłym sprytem, a Gandalf zdążył w porę. Wiedziała jednak, że czarodziej nie będzie w stanie wiecznie chronić kompanii. Musiała być czujna. Usłyszała trzask łamanej gałęzi, który wyrwał ją z zamyśleń i odwróciła się nagle. Instynktownie złapała swój sztylet zakończony rękojeścią w kształcie smoczej głowy. - Denis, nie podchodź mnie tak - powiedziała spokojnie i znów powróciła do obserwacji. - Wybacz. - Co tu robisz? - Przebywałem w pobliżu i rozpoznałem twojego konia. Pomyślałem, że musisz być niedaleko. Wiesz, że jest tu niebezpiecznie, pełno tu wargów. - Wiem, polują na nich. Wskazała ręką na oddalone ognisko. - Krasnoludy? - Owszem. - Dlaczego chcesz im pomóc? Odwróciła się i spojrzała na niego z dezaprobatą. Przecież wiedział o niej prawie wszystko, a mimo to wciąż zadawał głupie pytania. - Nie rozumiesz. Oni chcą zgładzić smoka, a tylko ja mogę to zrobić. Wiesz ile złota jest w Erebor? Zaledwie mała część tego skarbu pomogłaby mi odbudować moje królestwo. - Och, kochanie, łatwiej dogadałabyś się ze Smaugiem niż z krasnoludem. Poważnie, pomyśl o tym. Jenna pokręciła głową i ucałowała Denisa. - Martwisz się o mnie? - zapytała z uśmiechem. - Jak zawsze, a teraz chodź. Moi ludzie rozpalili ognisko, mamy jedzenie i ciepłe posłania. - Jedziecie w przeciwną stronę. - Co nie znaczy, że nie możesz na chwilę do nas dołączyć. Popatrzyła w stronę obozowiska. Już o dawna była sama. Kilka godzin w przyjaznym towarzystwie nie powinno jej zaszkodzić. Dwa dni później Miała już tego dosyć, deszcz lał niemiłosiernie, a jej wyostrzony wzrok był coraz słabszy. Najchętniej wypchałaby Thorina, a potem postawiła go przed swoim kominkiem i wtedy miałaby go ciągle na oku. Było tylko kilka problemów. Po pierwsze nie miała domu z kominkiem, po drugie nie znała się na wypychaniu i po trzecie, nie mogła go zabić. Ciężko westchnęła i po raz kolejny zawróciła konia. Od godziny kręciła się w kółko. Wiedziała, że sama zawiniła, bo niepotrzebnie spędziła noc z Denisem. Przez to zgubiła trop krasnoludów, co było nie lada wyczynem. Kompania zostawiała wyraźne ślady, trudno było nie odcisnąć śladu tak ciężkim butem. Nawet, gdy się starali jej czujne oczy zawsze spostrzegły ułamaną gałąź, popiół na ziemi, który zapewne spadł z fajki. Zawsze było coś, ale nie teraz. Deszcz wszystko zmył. - Idiotka - powiedziała sama do siebie. Już miała zawrócić, gdy coś zobaczyła, jakiś ruch w oddali i zamazane postacie. Uśmiechnęła się pod nosem. - Mam was. - Grrrrrrr!!!

Usłyszała za sobą warczenie. Jej koń stanął dęba, a ona spadła na ziemię. Kiedy się podniosła była otoczona przez stado wargów. - Cholera - syknęła. To, że zgubiła krasnoludy było teraz niczym w porównaniu z faktem, że nie zauważyła, że sama jest śledzona. Gorszego scenariusza nie mogła sobie wyobrazić. Dwa wargi rzuciły się na jej siwego wałacha, a dziewczyna nie miała przy sobie żadnej broni oprócz sztyletu. Wszystko było w sakwach na koniu, który teraz został gdzieś odciągnięty. To nie odebrało jej nadziei. - No chodź piesku - syknęła. Pierwszy warg się na nią rzucił, zrobiła unik i poderżnęła mu gardło. Padł z piskiem na ziemię, ale potem podbiegły dwa kolejne. Jeden machnął łapą i podarł jej ubranie. Rozejrzała się, po jej wierzchowcu nie było śladu, a z wąwozu nadciągało kolejne stado. Nie miała większych szans. Spojrzała w stronę gdzie widziała zarys kompani. No trudno pomyślała. - Pomocy!!! - krzyknęła i z całych sił zaczęła biec w ich stronę. Była szybka, nawet bardzo szybka, ale wargi były tuż za nią. Starała się nie myśleć o konsekwencjach swojej decyzji, tylko skupić się na ucieczce, ale to było trudne. Przecież nie powinna się do niego zbliżać, on był Krasnoludem. Ba, tam było trzynastu krasnoludów. O trzynastu za dużo, jak dla niej. Co jeśli ją rozpozna? W sumie nie mógł jej rozpoznać, ale jeśli? Kotłowanina w jej głowie sprawiła, że na chwilę zwolniła i to był jej błąd. Jedna z bestii zdołała ją zahaczyć przednią łapą i przewrócić, a ona wpadła w błoto. Okrążyło ją sześć wargów, a ona miała tylko sztylet i magię. Starała się skupić i przywołać najbardziej użyteczne zaklęcie, ale wtedy usłyszała świst strzały i jej przeciwnik, który stał najbliżej niej, padł martwy. Potem wszystko działo się w zawrotnym tempie. Krasnoludy doskonale poradziły sobie z wargami. Zawsze ją to dziwiło, z pozoru tak ociężali, w walce wykazywali się niezwykłą zwinnością. Instynktownie schowała swój sztylet pod ubraniem i pomyślała, że musi wyglądać żałośnie. Swój płaszcz zrzuciła podczas biegu, więc została tylko w białej bluzce, która wskutek błota i krwi wyglądała paskudnie, skórzanej kamizelce, podrapanej przez warga. Ponadto miała na sobie jeszcze obcisłe, czarne spodnie, również niemiłosiernie umorusane i wysokie, skórzane buty, które jakimś cudem zachowały minimum dawnej świetności. Jej włosy były roztrzepane, bo gumka spinająca je pękła. Obraz nędzy i rozpaczy. Kiedy tak rozmyślała nad swoim żałosnym położeniem jeden z krasnoludów podszedł do niej i pomógł jej wstać. Dopiero wtedy przypomniała sobie, że jej wygląd to nic w porównaniu z tarapatami w jakich się znalazła. Przełknęła ślinę i ostrożnie przyjrzała się mu. Był dość wysoki, wyższy od niej o pół głowy. Miał delikatny zarost, ciemne włosy, brązowe oczy i dziwnym trafem nie wywołał u niej panicznego lęku. - Nic ci nie jest? - zapytał troskliwie, ale nie zdołała odpowiedzieć. - Coś ty za jedna? Usłyszała zimny głos. Jej zielone oczy napotkały niebieski chłód. Thorin patrzył na nią gniewnie, zupełnie tak jakby przysporzyła mu kłopotów. Wydawał się być zupełnie inny niż w karczmie. Może tak, jak ona był już zmęczony trudami podróży i ciągłym deszczem. Jego ton wywołał u niej dreszcze. Weź się w garść, weź się w garść. Powiedz mu prawdę. Dasz radę powtarzała w myślach. - Ja Ja jestem Nie potrafiła z siebie wydusić prawdy. - Czemu ją dręczysz Thorinie? - odezwał się czarodziej, który teraz przepchnął się przez tłum zgromadzony wokół niej. - Nie widzisz, że to zwykła dziewczyna. Ja ją znam. Uśmiechnęła się i liczyła na to, że starzec wyjawi jej pochodzenie za nią. - Skąd? - Widziałem ją w Bree, w karczmie. Nie trudno zapamiętać taką ładną twarz. Nie! No za co?! Za co los mnie tak każe?!

- Pytanie, co robi tak daleko od miasta? Och, jakiś ty ciekawski Thorinie syknęła w myślach. - Ja miałam coś dostarczyć, ale wargi zabiły mojego konia. Straciłam swój towar i zgubiłam się. Thorin uważnie jej się przyglądał. Była nie za wysoka, całkiem zgrabna, o wyraźnych kobiecych kształtach. Twarz miała młodą i gdyby nie jej piersi, dałby jej nie więcej niż 16 lat. Włosy miała proste, długie i brązowe. Wyglądała dość zwyczajnie, ale jej oczy. To one budziły w nim niepokój. Nie były ani ludzkie, ani elfie, były zwierzęce. - No dobrze. Wracaj do siebie. Uff Tak, tak. Zaczęła już rozważać ile mogło zostać z jej konia i juków, oraz czy uda jej się odnaleźć Denisa, gdy nagle los znów zagrał jej na nosie. - Ale Thorinie - odezwał się Balin. - W okolicy jest pełno wargów i orków. Czy nie lepiej jeśli zostanie z nami, a gdy będziemy przy jakimś mieście - Nie. Miała ochotę jednocześnie go uściskać i uderzyć. - Ma rację, po co nam dodatkowe koło u wozu, mamy już hobbita - odparł Dwalin. - No wiecie - pisnął Bilbo. - Thorinie, dla niej to pewna śmierć. Krasnoludy zaczęły się ze sobą kłócić. Część, w tym Fili, Kili, Bofur uważali, że dziewczyna powinna zostać, inni się temu sprzeciwiali. - Cisza!!! - Usłyszeli krzyk Gandalfa. - Uważam, że dziewczyna powinna z nami zostać. Co z ciebie za król Thorinie, jeśli wysyłasz niewinną dziewczynę na śmierć. Mamy dość jedzenia i ciepła. Myślę, że nie będzie nas opóźniać. Jak masz na imię? - Jenna - powiedziała ze zrezygnowaniem. - A więc witaj Jenna. Dziewczyna uśmiechnęła się i zrobiła krok do przodu, ale drogę zastąpił jej Thorin. - Nie radzę ci kręcić mi się pod nogami, bo pożałujesz, że wargi cię nie zjadły. Poczuła lęk i spuściła głowę, przynajmniej inni nie wydawali się aż tak niemili. Kiedy go ominęła znów znalazł się przy niej młody brunet. - Pani Jenna, czy Panna? - zapytał z uśmiechem trzyletniego dziecka. - Panna - odpowiedziała nie do końca z prawdą. Nie zamierzała mu tłumaczyć zawiłości swojego życia. Ona nie planowała nawet z nimi być, ale los okazał się być przewrotny. Odwróciła się i ruszyła za krasnoludem, a Kili poczuł uderzenie w tył głowy. - Czy ty musisz podrywać wszystko co ma piersi i damskie imię? - zapytał jego brat i już szykował się do kolejnego ciosu, ale Kili zdołał go uniknąć. - Oj daj spokój - odparł młodszy z braci i dołączył do reszty. Dziewczyna oddaliła się z kompanią, a daleko na wzgórzu wszystko obserwował Denis. Spojrzał wściekle na swoich ludzi. - Mieliście dopilnować, żeby wargi ją zabiły!!! - Wybacz panie. - Milczeć durnie!!! Czy chodź jeden z was, zdaję sobie sprawę, co się stanie, gdy ona powróci? Rozdział 2. Nastał kolejny, jak i zarazem pierwszy jej dzień w kompani, który już z samego początku przewidywał gradowe chmury nad jej losem. Wszyscy powoli budzili się do życia i krzątali koło Jenny, gdy ta jeszcze spała, dopóki nie przyuważył tego Thorin. Z uśmiechem na

twarzy i chochlikowatym pomysłem w swej głowie skierował się pośpiesznie do kuców i rozejrzał się za jednym z kubłów z wodą, które służyły zwierzętom, jako poidła. Niezauważony przez żadnego kompana zabrał wiadro i podszedł do posłania dziewczyny, po czym z wielką satysfakcją wylał na nią całą jego zawartość. Jenna z niemym okrzykiem na twarzy dosłownie zerwała się z łóżka i w ostatniej chwili powstrzymała się od odruchu złapania za broń. Rozejrzała się rozespana wokół siebie próbując zanalizować, co się przed chwilą wydarzyło. - Co się stało? Wydusiła z siebie niepewnie. - Wstawaj! Wyruszamy - odparł szorstko, a w głębi siebie aż pękał z dumy z tego, co zrobił dziewczynie. Nawet nie niego nie spojrzała, tylko utuliła siebie rękoma i lekko się skuliła. Nie wiedziała czy czuje się zmarznięta, czy raczej speszona całą sytuacją. Krasnoludy ją również lekko przerażały, lecz była to raczej trauma z dawnych lat, która została w niej głęboko i powracała w takich momentach, jak ten, gdy rasa, której się boi, nie potrafi zaufać jeszcze ją gnębi, poniża. Poczuła się przez nich osaczona, niczym dziki zwierz w potrzasku, który nie potrafi siebie uratować. Przeszedł ja nieprzyjemny dreszcz, po którym lekko uniosła wzrok i napotkała stare, spokojne acz zmartwione oczy starca, które dały jej poczucie delikatnego ukojenia, uspokojenia myśli. Mgła lekko je zasnuwająca dawała znak, że zachowanie krasnoluda zdenerwowało Gandalfa, zaburzyło jego harmonię i spokój. Jenna jednak bez żadnego słowa skargi zagryzła boleśnie dolną wargę i klękła przy swoim posłaniu, aby je uporządkować i złożyć do podróży. Zimno przenikało ją do kości, powodowało dreszcze, drżenie rąk, szybki i nierówny oddech oraz gęsią skórkę na całym ciele. Skostniałe dłonie nie pomagały jej przy pracy tym samym się denerwowała i skupiła się wyłącznie na próbie złożenia posłania. Nawet nie zauważyła, kiedy zbliżył się do niej siwy krasnolud w szkarłacie i klęknął koło uśmiechając się smutno. - Jesteś cała mokra stwierdził lustrując ją od stóp do głów swym wzrokiem. - Nic mi nie będzie - odparła nie podnosząc na niego oczu, choć czuła, że on nadal się jej intensywnie przygląda. Lata temu zauważyła, że gdy na nich nie patrzy, nie są w zasięgu jej wzrok, to nie czuje do tej rasy, aż tak wielkiego strachu, niźli się im przygląda. Była to dość skuteczna metoda w wielu sytuacjach jednak nie zawsze możliwa do uczynienia z przyczyn kulturowych i zachowawczych oraz od zaistniałych sytuacji. W tym jednak wypadku odsunęła już całkowicie dobre wychowanie, gdy same krasnoludy je odsunęły. - Nie możesz tak jechać. Masz poszarpane, mokre i brudne ubranie, a i cała się trzęsiesz z zimna - odparł troskliwie i lekko wyciągnął w jej stronę rękę, acz ta szybko się odsunęła. Niektóre jej odruchy były nieświadome. Nie panowała nad nimi i często ich żałowała, jak w tamtym momencie, jednak nie mogła już go cofnąć. - Nie bądź dla mnie już taki czuły krasnoludzie, bo odbije ci się to czkawką ze strony przywódcy i tego w tatuażach wskazała posępnie na łysego krasnoluda, który od samego początku przyglądał jej się złowrogo. - Ten w tatuażach jak go nazwałaś, to mój rodzony brat, Dwalin. A Thorina się nie boję, za dobrze go znam i on zna również mnie, abyśmy skoczyli sobie do gardeł. Dziewczyna speszyła się lekko swym błędem i czując, że palą ją policzki pośpiesznie wyszeptała: - Przepraszam za twego brata, nie powinnam tak o nim złowrogo mówić, jednak wyczuwam, że za mną nie przepada - odpowiedziała zamieszana i lekko potarła się po szyi. Krasnolud zaśmiał się i machnął ręką. - Nic się nie stało. Ten widząc, że już więcej nic z nią nie porozmawia, że nic więcej się o niej nie dowie, powoli się podniósł i z niedowierzaniem spojrzał na jej przemoczone ubrania. Sam nie miał

zapasowych, jednak mógł sądzić, kto je ma i czym prędzej zwrócił się w stronę jednych najmłodszych krasnoludów w kompanii. Podszedł do nich, czym prędzej i zaczął dyskusję, a Jenna chwile im się przyglądała dopóki starzec nie wskazał na nią palcem. Zaraz się odwróciła i skupiła całkowicie na składaniu derki. Zawiązując ostatni rzemyk, podniosła się z pakunkiem, po czym lekko się zachwiała wystraszona faktem, że ujrzała nad sobą kolejnego krasnoluda. Instynktownie powinna się cofnąć, jednak jego pogodna twarz i kołyszące się dwa blond warkoczyki przy wąsach wzbudzały w niej coś na rodzaj spokoju niż przestrachu. Było to jeszcze silniejsze uczucie, niż przy staruszku. To wszystko spotęgowane było w oczach krasnoluda, które były młode, przyjazne, a kolorem dorównywały niebu. Nim zwróciła uwagę wyjął z jej dłoni pakunek i sam sobie je przerzucił przez ramię mówiąc do niej spokojnie: - Chodź za mną. Dam ci parę swoich ubrań, w które się przebierzesz, bo te już do niczego się nie nadają - Nie powinnam - jęknęła lekko zakłopotana, lecz ten już ją złapał za rękę i bez precedensu pociągnął za sobą, nim ta w ogóle zareagowała. Nie starała się już nawet mu wyrywać tylko posłusznie doszła z nim do jego kuców i przyglądała się jak ten umieszcza za siodłem jej derkę i grzebie w swoich jukach. - Za chwile je znajdę, daj sekundę rzekł lekko zirytowany przekopując swoją broń i jedzenie. Nic mu nie odpowiedziała tylko trzymając się za łokieć rozglądała wokół siebie, niczym się bojąc. Bo się bała. Nagle ktoś włożył jej w dłoń dziwnie miękki i delikatny materiał. Spojrzała w dół zaskoczona i ujrzała w niej białą, krochmalową koszulę, bardzo podobną, którą krasnolud miał na sobie. Zawiązywana była na szare rzemyki, a rękawy na tyle szerokie, aby można je było podwinąć. - Dziękuję rzekła zaskoczona, lecz młodzieniec ją zignorował. - Idź załóż koszulę, za chwilę przyniosę ci spodnie. Jenna lekko przytaknęła głową nie będąc pewna czy nawet to zauważył i czym prędzej skryła się za pobliskimi krzakami. Zdążyła złapać za swój podarty strój i powoli rozwiązywać supły, które musiały powstać podczas gonitwy przed wargami, gdy usłyszała głos od strony, z której przyszła: - Masz na sobie gorset? - Tak odparła rozumiejąc, o co się rozchodzi krasnoludowi. Nic nie odpowiadając przeszedł przez krzaki i podał jej parę ciemnych, materiałowych spodni, bardzo dobrych również do podróży w siodle. Zmusiła się na lekki uśmiech w jego stronę, po czym ukazała gestem ręki prośbę o odwrócenie się, którą on posłusznie uczynił. Pospiesznie zdjęła swoje zniszczone spodnie i założyła nowe, wygodne, ciepłe i suche, w przeciwieństwie do poprzednich. Stanęła na chwilę i prostując się przyjrzała się tyle krasnoluda. Nie rozumiała tego, co czuła, jednak było to na tyle silne, ab zmusić ją do zadania mu pytania. - Jak ci na imię? - Fili odparł pospiesznie i odwrócił się w jej stronę z łagodnym wyrazem twarzy. Uśmiechnęła się ponownie, po czym zaczęła zdejmować resztki ze swej bluzki.- Dziękuję Fili, że dajesz mi ubra... Podniosła materiał, spod którego wypadł jej sztylet. Nim zdążyła go pochwycić ten złapał go w locie i odwrócił się do niej bokiem, aby przyjrzeć się uważnie klindze. - Skąd masz ten sztylet? - Spytał okręcając ostrze w dłoni i pokazując je dziewczynie. - Eee... Jęknęła i przeczesała palcami włosy. - Znalazłam to u jednego z jeźdźców wargów wybełkotała po dłuższej chwili modląc się do Valarów, aby nie poznał ostrza. - Dziwna broń jak na orki... Rzekł zamyślony - Umiesz walczyć?

- Nie! - Zaprzeczyła instynktownie kręcąc głową. - To, dlaczego to wzięłaś? - Żeby mieć się przy kolejnej sposobności jakoś samemu się obronić - odpowiedziała z dumą i zadarła lekko nos. Krasnolud uśmiechnął się i podał jej ostrze, chowając dłonie do kieszeni. - Jak nie umiesz walczyć, to i tak ten sztylet nic ci nie da, ale trzymaj go, a najlepiej schowaj za pas. Może ci się kiedyś przyda do obrobienia mięsa, albo otwarcia listu. Jenna miała na te słowa ochotę prychnąć z irytacją. Gdyby wiedział, co to jest za broń i z jakich metali została ona stworzona prosiłby, aby mógł ją w ogóle utrzymać i nie ważyłby się, na takie słowa, jakie wypowiedział. Udało jej się jednak w ostatniej chwili ugryźć się w język i z wyrazem wdzięczności przyjęła od niego swą broń. - Dziękuję - rzekła, gdy schowała sztylet i lekko poprawiła na sobie ubiór. Fili przyjrzał jej się od stóp do głów i lekko się do niej uśmiechnął. Odczuła to, jako pozytywny efekt swego wyglądu mimo faktu nieładu włosów oraz smug brudu na twarzy, którego nie miała jeszcze okazji zmyć. Po dłuższej chwili uciekła od krasnoluda wzrokiem i lekko zakołysała się na piętach, dając znak, że lekko się niecierpliwi. - Lepiej już chodźmy, bo zaraz Thorin się wścieknie, że opóźniamy wyjazd odparł pospiesznie i ruszył w stronę kompanów, a Jenna podążyła za nim. Ponownie znalazła się między dużą gromadą krasnoludów, która działała na nią tak samo jak na klaustrofobika małe pomieszczenie. Z oczu szybko zniknął jej Fili, a otoczyły nadal niezbyt jej znane twarze, których wyrazy, albo było pogodne, wręcz dobroduszne, albo ukazywały zniesmaczenie, niezadowolenie i złość. - Chodź dziecko, mamy dla ciebie kuca usłyszała za sobą znajomy głos. Odwróciła się do Balina i przyjrzała się karemu kucowi, którego uzdę trzymał w dłoniach. - Dziękuję rzekła zauroczona pięknem zwierzęcia i pogłaskała go po chrapach. Gdy krasnolud podał jej wodzę, ta szybko wskoczyła na siodło kuca i poklepała go po boku i cofnęła się nim na koniec kompani, która powoli ruszyła w dalszą podróż. Nie będę się plątać pod nogami Thorina. Powtarzała to sobie, jak mantrę, która o dziwo bardzo ją uspokajała i pozwalała w pewnym stopniu opanowania przebywać wśród przedstawicieli rasy krasnoludzkiej. Z czasem nawet zaczęła się wszystkim w zaciekawieniu przyglądać i starać się poznać ich zachowanie, które zawsze uważała za wulgarne i nietaktowne. Najbardziej jednak skupiała się na Thorinie i Dwalinie, którzy razem jechali na przedzie i widocznie o czymś zawzięcie dyskutowali. Nie mogła oprzeć się pokusie posłyszeć skrawka rozmowy i skupiając się całkowicie na nich zaczęła wyłapywać urwane słowa, po czym już cały dialog. - Od kogo ona dostała ubrania? - Spytał zirytowany Thorin. - Podobnież od któregoś z twoich siostrzeńców - odparł ponuro Dwalin i łypnął na najmłodsze krasnoludy, które jechały niedaleko za nimi. - Kili, Fili! Krzyknął na siostrzeńców przywódca, a ci posłusznie do niego podjechali.- Od którego z was ta dziewczyna ma ubrania? Warknął bez ogródek krasnolud. - Ode mnie - odparł stanowczo Fili wcześniej wymieniając porozumiewawcze spojrzenie z bratem. - A dlaczego jej je dałeś?! Syknął jeszcze bardziej wściekły. - Ponieważ potrzebowała ich, a ja, jako jeden z nielicznych miałem zapasowe odpowiedział spokojnie lekko prostując się w siodle, tym samym próbując pokazać, że nie boi się konsekwencji swych czynów.. Dwalin nawet nie wtrącał się w ich rozmowę tylko uważnie lustrował ich wszystkich swym wzrokiem - Podziękowała ci w ogóle? Kolejne pytanie zadał już spokojniejszym głosem. -Tak Thorinie, podziękowała.

Krasnolud nic już więcej nie powiedział ani nie spojrzał na swoich siostrzeńców, których odprawił gestem ręki. Zaraz odwrócił się do swego przyjaciela i zaczął z nim kolejną, już bardziej spokojną rozmowę. Dziewczyna cicho westchnęła nie rozumiejąc, o co musi być tyle hałasu, dodatkowo na jej temat. Przestała się skupiać nie chcąc więcej słyszeć i cicho wzdychając opuściła głowę. Nie zdążyła nawet dobrze zacząć nad wszystkim rozmyślać, gdy podjechał do niej Bilbo i uśmiechając się pogodnie zagaił: - Witaj. - Witaj odpowiedziała zaskoczona jego obecnością. - Ty masz tak samo jak ja - rzekł nadal uśmiechnięty, lecz ton jego głosu był smutny, odległy, na pewien sposób nieobecny. - W jakim sensie hobbicie? - A w takim, że i za mną i za tobą Thorin szczególnie nie przepada i przy każdej sposobności dobitnie to ukazuje. Jenna przyjrzała się swemu nowemu towarzyszowi, po czym spojrzała w dal, na krasnoludy, Thorina i jego dumną postawę, przypominając sobie swą przeszłość i nauki. - Tak, to prawda, ale nie wolno się tym, hobbicie przejmować. Nie jest to warte naszych nerw i niespokojnego snu. Tylko spokój i opanowanie przyniosą nam zwycięstwo, a jemu porażkę, a może i z czasem się również czegoś mądrego nauczy. Hobbit zaśmiał się cicho, lecz już nie podtrzymał tego tematu, jakby czując satysfakcje z uzyskanej odpowiedzi. - Jaki jest cel twej podróży? - Nie wiem... Skłamała. -A twój? Taki jak ich, czy może prywatny? - Do końca sam nie wiem... Moim celem podróży jak na razie jest raczej szczęśliwy powrót do domu, do swej norki, książek oraz ogródka. Wiesz, jak lubisz wygodę, spokój i brak przygód to powinnaś zamieszkać w Shire. To mój dom i moje miejsce, bo chociaż nie jestem osobą lubiącą monotonnie, jestem pewien, że lepiej bym się czuł teraz jedząc podkurek i słysząc jak na ogniu gwiżdże czajnik. Shire. Byłam tam lata temu. Przyjemna okolica, w której otrzymuje się spokój i harmonię ducha. Miejsce wspaniałe, aby się zestarzeć, doczekać swych ostatnich dni z rodziną, bliskimi, dziećmi i wnukami. Jednak to nie jest miejsce dla mnie, dla mego życia, bo nie taką drogę, nie przez to miejsce ustalił los. - Miło z twojej strony, że polecasz mi to miejsce. Zastanowię się kiedyś nad tym, acz teraz jednak mam i ja i ty inne zmartwienia na głowie niż to, gdzie można byłoby zamieszkać. - Też prawda... Zasępił się lekko. - W ogóle Bilbo jestem. - Jenna. I tak zaczęła się ich długa rozmowa, w której głównym mówcą był hobbit. Opowiadał on o swojej norce, książkach, spokojnym życiu, aż nie przybył do niego Gandalf. Potem oczywiście ze śmiechem wspominał swoje reakcje na coraz to więcej krasnoludów w swym domu, potem na ich niemoralnej, jak dla niego propozycji, aż do dnia, kiedy jednak coś mu się odmieniło i stwierdził, że jednak podpisze kontrakt. - I tak właśnie znalazłem się tutaj, na własne życzenie mówił to niby rozpaczą, a jednak uśmiechając się. - Pamiętaj Bilbo, że z minusa zawsze da się zrobić plus, jednak z plusa minusa już nie. Oboje okazali się do siebie podobni, co tylko ułatwiło im obiecanie sobie wzajemnej pomocy i wsparcia tej wyprawie, którego cel nie był nadal do końca znany Gdy zapadł zmierzch kompania zatrzymała się, aby przenocować. Miejscem obozu była polana na urwisku, na którym rósł również pokaźny bór. Nim się dokładnie rozstawiono rozpalono ognisko i przygotowano strawę. Ku zadowoleniu Jenny gotował Bufor, któremu

bez problemów udało się wyjaśnić, że nie ma ze sobą żadnych sztućców ani mis, a jednak chciałaby również nie mieć pustego żołądka. Ku jej miłemu zaskoczeniu krasnolud od razu zainteresował się jej problemem i szybko go załatwił i Bombur zaraz jej wszystko dał i kazał nalać jak najwięcej się da, bo jak to rzekł: Mizernie wygląda. Nawet nie zasiadła z kompanią przy ognisku, tylko odsunęła się i na ubocze, gdzie rozłożyła posłanie i postanowiła spędzić tą noc. Czuła się wśród nich dziwnie, jednak jak tylko blask ognia przestał ją dosięgać, poczuła jak jej mięśnie się rozluźniają. Oparła się o skałę plecami i odchylając głowę do tylu zaczęła rozglądać się po niebie. Nawet nie zasiadła z kompanią przy ognisku, tylko odsunęła się i na ubocze, gdzie rozłożyła posłanie i postanowiła spędzić tą noc. Czuła się wśród nich dziwnie, jednak jak tylko blask ognia przestał ją dosięgać, poczuła jak jej mięśnie się rozluźniają. Oparła się o skałę plecami i odchylając głowę do tylu zaczęła rozglądać się po niebie. Pas Oriona Wielki Wóz Wielka Niedźwiedzica Gwiazda Południa - Nie chcesz z nami posiedzieć przy ognisku? Mało nie podskoczyła słysząc krasnoluda. Gwałtownie się do niego odwróciła i złowieszczym wzrokiem przyjrzała się mu, a ten lekko się zarumienił speszony. No wiesz Jest cieplej - dokończył niepewnie i powstał z kucek. Jenna wzięła głęboki, uspokajający wdech i przymykając powieki odpowiedziała: - Nie chce się narzucać. Połowa z was za mną specjalnie nie przepada, a ja wolę ciszę i samotność - ostatnie słowo dobitnie podkreśliła. Szczerze, nienawidziła samotności i z chęcią poprosiłaby tego krasnoluda, aby z nią został, jednak To był krasnolud., Na dodatek siostrzeniec Thorina. Kili lekko przytaknął i bez słowa wrócił do ogniska. Krasnoludy szybko położyły się do snu, wiedząc, że kolejny dzień będzie nadal dość ciężką i mozolna wędrówką. Dziewczyna jednak nadal siedziała oparta o skałę i w głębi siebie wyczekiwała tej chwili. Od kiedy wypadła jej broń spod ubioru miała wielką ochotę znów jej użyć, potrenować, tak jak robiła to od lat. Nie mogła tego jednak zrobić przy krasnoludach jednak, gdy już była pewna, że nikt jej nie obserwuje bezszelestnie się podniosła i ruszyła w stronę pobliskiego lasu. Im dalej była od obozowiska tym bardziej przyspieszała, a gdy tylko minęła pierwsze drzewa, znów w ręce poczuła znajome zimno rękojeści w dłoni. Zaśmiała się bezgłośnie sama do siebie i wyskakując w powietrzu przecięła jedną z gałęzi drzewa, zaczynając tym samym serię ataków i pchnięć w powietrze i krzaki, które stawały jej na drodze. Nie wiedziała ile trenowała, nie była nawet świadoma, jak bardzo oddaliła się od krasnoludów. Zapomniała o wszystkim. Była wolna! Całe ciało krzyczało te nieme słowa, gdy ta znów była w swoim żywiole. Wszystko szło bardzo dobrze, nic nadzwyczajnego się nie działo, dopóki krzaki tuż za jej plecami nie zaszeleściły. Gwałtownie zatrzymała się i odwróciła w ich stronę czujnie, a jej pozycja przypominała zaczajone na ofiarę zwierzę. Zakradła się do nich, będąc pewną, że jest to jakieś leśne zwierzę. Dzik, zając, łania, lis Jednak, gdy tylko rozsunęła delikatnie gałęzie, aby przyjrzeć się sprawcy szelestu zamarła, a z jej ust mało nie wydarł się krzyk przerażenia. Zdawało jej się, że krew zamarza jej w żyłach, a nad nią wisi już kosa śmierci, która lada moment ma spaść. Rozdział 3.

Zobaczyła czarnoksiężnika, a jej serce zadrżało. Przyglądała mu się uważnie. Był wysoki i szczupły, o szerokich ramionach, cały ubrany w czarne szaty. Jego twarz ukryta była pod kapturem, ale nie była pewna czy chce ją ujrzeć. Dawno nie widziała żadnego przedstawiciela czarnej magii, ale pamiętała jak okropne są to istoty. Pozbawieni uczuć, żądni władzy, złota i niezważający na czyjeś cierpienie. Potwory gotowe przelać wiele krwi dla własnej przyjemności. Na samo wspomnienie ich bezdennych, czarnych oczu zbierało jej się na wymioty. Nienawidziła ich, wiedziała, że są to złe dusze, które podjudzały smoki. Ojciec zawsze jej powtarzał: Czarny mag to zwiastun zła, zwiastun śmierci. Nigdy nie walcz z żadnym, jeśli będziesz sama. Zacisnęła mocno dłoń na rękojeści sztyletu. Podejrzewała, że to właśnie z nimi Smaug zawarł układ. Chciała się zemścić i to bardzo. W końcu miała okazję wyładować na kimś swój gniew. On musi zapłacić za nasz ból tato pomyślała i już miała zrobić krok do przodu, gdy do jej celu podeszła druga postać. Była niższa, ona także miała twarz ukrytą w cieniu kaptura. Jenna się wstrzymała i przysłuchiwała. - Znowu mnie zawiodłeś synu - odezwał się czarnoksiężnik. - Niepotrzebnie skupiasz się na zniszczeniu tej nic nieznaczącej dziewczyny, to on - wskazał kościstym palcem na oddalony obóz krasnoludów. - Thorin Dębowa Tarcza, jest naszym problemem. Udasz się teraz do Azoga, to największy wróg tego krasnoluda. Pamiętaj, wróg naszego wroga, jest naszym przyjacielem. Pomożesz mu w polowaniu. Jej serce zadrżało na myśl o niebezpieczeństwie czyhającym na Thorina. Tajemniczy mężczyzna kiwnął głową i odszedł. Jenna walczyła z myślami, a gdyby tak wyskoczyła z ukrycia. Nie miała, co prawda zbroi ani miecza ani tarczy, ale przecież miała jeszcze magie. Szaman zaczął wyczarowywać ciemny krąg. Wiedziała, że w ten sposób może się przemieścić w dowolne miejsce. Jeśli teraz go nie zaatakuje on ucieknie. Wyskoczyła z krzaków, a czarnoksiężnik odwrócił się i uderzył ją niewidzialną siłą. Poczuła ból w klatce piersiowej i runęła na ziemię. Nie spodziewała się takiego refleksu u przeciwnika. Był coraz bliżej niej i wiedziała, że to może skończyć się źle. Skupiła myśli, a runa na jej barku zaświeciła się. - Neren! - krzyknęła, a z jej ciała buchnął płomień, który odrzucił jej wroga. On wskoczył szybko w wyczarowany portal i zniknął. Jenna wciąż leżała na ziemi i nie była w stanie się podnieść. Tak dawno nie używała magii ognia, że to ją dodatkowo osłabiło. Czuła też, że mroczne siły zadały jej bolesne uderzenie. Starała się zachować świadomość, ale z każdą sekundą była coraz słabsza. Drzewa nad nią zaczęły się rozmazywać i w końcu zamknęła oczy, a gdy je otworzyła nie była już w ciemnym lesie, lecz leżała na rozległej polanie. Nad nią rozciągało się błękitne niebo, po którym co jakiś czas przelatywały smoki. Większość z nich należała do tak zwanych: leśnych smoków. Były one niewiele większe od konia, najczęściej koloru zielonego lub brązowego. - Drachna, Drachna!!! Dziewczynka podniosła się i ujrzała swoją matkę, królową Annę, która była piękną kobietą o jasnoniebieskich włosach i ciemnozielonych oczach. Drachna podbiegła do niej i wtuliła się w jej jasną suknię. - Co robisz kochanie? - zapytała ciepłym głosem Anna. - Patrzę na smoki. - A wiesz, że już czas na obiad? - Ech, nie muszę jeść. Kobieta zaczęła się śmiać. - No pewnie, ty żywisz się oddechem smoków - mówiąc to połaskotała ją po brzuchu. Po chwili matce udało się namówić córeczkę do powrotu na zamek. Po drodze postanowiły odwiedzić króla i zaprosić go na obiad. Gdy weszły do sali tronowej, odbywało się właśnie

spotkanie. Przed królem stała grupka krasnoludów, a dziewczynka zamarła na ich widok i mocniej ścisnęła dłoń rodzicielki. Nigdy przedtem nie widziała khuzdów na żywo, zawsze oglądała ich tylko w książkach. Nie potrafiła oderwać od nich wzroku. Wydawali jej się jednocześnie tacy potężni i niezgrabni, zaś ona była przy nich kruszynką. Jej ojciec, król Adam wydawał się lekko podenerwowany, ale ponieważ z natury był sympatycznym człowiekiem starał się mówić spokojnie. - Prosiłem was byście nie zabijali naszych smoków. Łatwo je rozpoznać, mają obrożę. - Smoki to zło!!! - krzyknął jeden z krasnoludów i groźnie machnął toporem. Drachna pisnęła na ten widok i spojrzała na swojego tatę, ale on nie okazywał oznak strachu. - Smoki to istoty żywe, takie jak my, ja i wy - mówił spokojnie król Adam. Krasnoludy zaczęły się śmiać. - Twoja polityka doprowadzi cię do klęski!!! - To się okaże - powiedział i podniósł się z tronu. - Skończyłem z wami rozmawiać. Dzieci Aulego parsknęły oburzone i odwróciły się, nawet nie okazując należytego szacunku władcy. Kiedy wychodzili, jeden z nich spojrzał surowo na Drachne i wymamrotał coś pod nosem. Dziewczynka poczuła niezrozumiały strach, a w jej oczach pojawiły się łzy. Z lękiem obserwowała, jak opuszczają salę. - Córeczko. Usłyszała głos taty i zobaczyła jego rozłożone ręce. Natychmiast podbiegła do niego i mocno wtuliła się w jego pierś. Spojrzała w jego niebieskie oczy i wplotła rączki w jego długie, brązowe włosy, a on mocniej ją do siebie przycisnął. - Dlaczego płaczesz Drachne? - zapytał. - Czy oni są źli? Nie lubią mnie. Adam uśmiechnął się i pocałował ją w czubek głowy. Jego córeczka miała zaledwie pięć lat, nie mógł jej winić za irracjonalny strach. - Och, mój mały smoku. Krasnoludy to dumna i uparta rasa. Nie dostrzegają piękna wokół siebie, ale Oni także mają swoje zalety. Być może pod tą grubą skorupą futer i kamiennego pyłu, jest coś jeszcze. - Co? - zapytała wyraźnie zaciekawiona. - Serce. Odpowiedź ojca jakoś nie zdołała ją zbytnio przekonać i zmarszczyła nosek. - Oni mnie nie lubią - stwierdziła. - Jest wiele różnych krasnoludów. Ci, którzy tu byli nie lubią nas wszystkich, ale wierzę, że są tacy, którzy potrafiliby nawet nas miłować. Kwestia miłowania też jej nie przekonała i ze smutkiem powiedziała: - Tatusiu, oni zabijają smoki. Anna postanowiła przerwać tą rozmowę, bo uważała, że Drachna nie jest jeszcze gotowa, by usłyszeć o poglądach krasnoludów i zrozumieć, że istnieją też smoki przepełnione złem. - Mój kochany mężu, czas na obiad. Mam nadzieję, że pomożesz mi nakarmić naszą córkę. - Oczywiście - odparł i postawił dziewczynkę na ziemi. Udali się do ogrodu, gdzie czekał na nich długi stół po brzegi wypełniony najróżniejszymi potrawami. Przy nim siedziało już rodzeństwo Drachny: Ferra, która miała dwadzieścia jeden lat i szesnastoletni Marks. Starsze rodzeństwo uśmiechnęło się do siostrzyczki. Rodzina zasiadła do posiłku i zapanowała przyjemna atmosfera. Ojciec i matka żartowali ze swoimi dziećmi, a pod ich nogami biegały małe smoki. Drachna głośno się śmiała i zdawało się, że zapomniała o wizycie nieprzyjemnych krasnoludów. Wesoło machała nogami i połykała kolejny kęs podawany przez ukochanego tatę. Stanowili zgraną rodzinę, która zawsze starała się nawzajem wspierać. Nagle wszystko się zmieniło. Ogród przemienił się w jałową ziemię, pokrytą trupami smoków. Niedaleko na schodach leżały martwe ciała rodziny królewskiej. Dookoła panował

chaos. Drachna, jedyna ocalała, stała po środku zgliszczy i płakała. Cóż innego miała robić? Przed nią i za nią stała ściana ognia. Płomienie były coraz bliżej i poczuła piekący ból na policzku. Otworzyła oczy, a Thorin po raz kolejny uderzył ją w twarz. Widząc, że odzyskała przytomność, pociągnął ją i zmusił do wstania. Ledwo trzymała się na nogach. Był na nią wściekły, choć w głębi siebie cieszył się, że znalazł ją żywą. - Co tu robisz?! - wrzasnął. - Ja - zaczęła, nie mogła mu powiedzieć o czarnoksiężniku. - Dzik on wybiegł z lasu. - Jesteś głupia. Sama łazisz w nocy po lesie!!! Jego ręka boleśnie zaciskała się na jej ramieniu, gdy zaczął ją ciągnąć w stronę polany. - Ała, ała To boli. Zupełnie nie zwracał uwagi na jej jęki i próby wyrwania się. - Sprawiasz tylko same problemy! Zamiast ruszyć dalej, szukamy ciebie. Uważasz się za księżniczkę! - Właściwie to ja - Milcz!!! - Zostaw ją!!! Thorin odwrócił się i zdziwiony spostrzegł, że krzyczy na niego Bilbo. - Nie wtrącaj się włamywaczu, bo pożałujesz - warknął krasnolud. - Może i pożałuję, ale nie zamierzam pozwolić ci, żebyś nią tak pomiatał. To młoda i bardzo miła osoba. Dostrzegłbyś to, gdybyś okazał trochę empatii. Jeśli nie zauważyłeś to jest ranna. Potrząsaj nią dalej, a naprawdę będziemy mieli problem. Thorin spojrzał na nią z uwagą. Jenna przez chwilę dostrzegła coś na wzór troski, ale uznała, że to niemożliwe. Krasnolud zauważył, że z boku jej koszula była zakrwawiona. Poluźnił nieco uścisk i spojrzał wściekle na hobbita. - Skoro stajesz w jej obronie, to od tej pory ty się nią zajmujesz - mówiąc to delikatnie popchnął ją w stronę Bilba, a sam odszedł ciężkim krokiem. Hobbit objął ją ramieniem i zaczął prowadzić w stronę obozowiska. -O rety, musimy ci to opatrzyć - powiedział zmartwiony. Na miejscu od razu zajął się nią Oin, który uważnie przyglądał się ogromnemu siniakowi na jej boku i rozciętej skórze. - To był dzik? - zapytał medyk. - Tak - odpowiedziała cicho. - To musiał być bardzo duży dzik - stwierdził Fili, który właśnie do nich podszedł. Uklęknął przy dziewczynie i położył jej dłoń na ramieniu. - Nie wiem, było ciemno - powiedziała i spuściła wzrok. - Oin, długo to potrwa?! Usłyszeli krzyk Thorina, a blondyn i medyk spojrzeli na niego ze zrezygnowaniem. - Postaram się pospieszyć - mruknął Oin. Rana została posmarowana specjalną maścią i zabandażowana. Po wszystkim Jenna podeszła do swojego kucyka i próbowała na niego jak najszybciej wsiąść, żeby jeszcze bardziej nie opóźniać wyjazdu. - Poczekaj. Usłyszała czyjś głos, a kiedy się odwróciła zobaczyła Kiliego. Znała już imiona większości krasnoludów. - Pomogę ci na niego wskoczyć - powiedział i uśmiechnął się. - Nie trzeba, dam sobie radę - zapewniła go. - Dlaczego nie chcesz pomocy? - odparł smutno i spojrzał na nią jak szczeniak, któremu zabrano zabawkę. - Yyy.. Kili, nie powinieneś mi pomagać. Twój wuj

- Mój wuj zawsze robi dużo hałasu i udaje surowego. Nie martw się, nie ty pierwsza w tej kompani popełniłaś błąd. Gdybyś go widziała po akcji, kiedy razem z Filim zgubiliśmy kucyki. - Ja nie należę do kompani - powiedziała ze smutkiem. - Ech Los, przeznaczenie lub coś innego sprawiło, że jesteś z nami. Myślę, że chwilowo należysz do nas. No dalej, daj sobie pomóc. Kiwnęła głową, a on położył dłonie na jej biodrach. Poczuła dreszcz przyjemności, jednak szybko się za to skarciła. Złapała dłońmi siodło, a on podniósł ją. Gdy się już usadowiła, spojrzała na niego z uśmiechem. - Dziękuję - powiedziała. Thorin patrzył na to wszystko ze złością. - Dlaczego ona tak ci przeszkadza? Usłyszał głos Gandalfa. - Jest dodatkowym ciężarem - warknął. Rozdział 4. Znów jechała, jako ostatnia, lekko oddalona od reszty. Czuła się okropnie z powodu rany, która strasznie ją piekła. Również dokuczał jej brak snu, lecz postanowiła z nim walczyć i nawet nie myślała o poddaniu się. Dzień mijał jej powoli w ciszy i nieprzyjemnym upale, który korcił jej ciało, aby odpoczęło. Zdawała się być wiotka, jakby jej mięśnie przestały z nią pracować, a ciało było pozbawione kości. Chwiała się w siodle, a jej głowa coraz częściej opadała bezwładnie, aby po chwili gwałtownie się zerwać i rozejrzeć zdezorientowana dookoła. Zmęczenie zaczęło władać jej ciałem coraz bardziej. Trudniej było jej samej wybudzać się z lekkich snów, a powieki zdawały się być stworzone z mosiądzu. Wszystko narastało przez rytmiczne bujanie się w siodle i równomierny stuk kopyt wszystkich kuców. Temu wszystkiemu przyglądał się Bofur, którego dziewczyna od początku bardzo intrygowała. Nie patrzył na nią kątem piękna jednak całej jej tajemniczości, mgły, która otaczała jej osobę. Gdy kolejny raz Jenna zachwiała się w siodle, kiedy Morfeusz znów położył na jej oczach rękę, krasnolud postanowił coś z tym zrobić, jednak potrzebował pomocy. Spiął kuca i pojechał do hobbita, który był przed nim. Bez większego problemu zwrócił na siebie jego uwagę i kiwnięciem głową wskazał na dziewczynę. - Spójrz na nią. Jest prawie nieprzytomna, jak tak dalej pójdzie uśnie i może spaść z siodła rzekł pośpiesznie, gdy lekko odsunęli się od kompani. Hobbit przyglądał się dziewczynie z nutą strachu. Przed oczami sunęła mi wizja jej upadku, krzyku przeszywającemu powietrze, a następnie kałuży krwi koło ciała. Brr Okropna wizja. - Widzę odparł po chwili Ale co możemy zrobić nie narażając się Thorinowi? Spytał gorzko. - A pal licho Thorina! Ona jest ważniejsza niż fanaberie Thorina. Przyłączono ją do kompani, więc jesteśmy za nią odpowiedzialni surowy ton krasnoluda był całkowicie do niego nie podobny, jednak to właśnie on przekonał stroskanego hobbita mam już pomysł, co możemy zrobić. Podjedziemy do niej, ja ją wezmę do siebie, a do twojego siodła zaczepimy jej kuca, aby się nie zerwał. Dla spokoju własnego i kompani będziemy się trzymać na końcu. Zgoda? - Zgoda przytaknął pan Baggins. Oboje wstrzymali kuce i zaczekali, aż dojedzie do nich dziewczyna, po czym zaczęli jechać obok niej. Bofur delikatnie klepnął ją w ramię, aby ją przebudzić, a ta zerwała się i rozejrzała sennie po jej nowych towarzyszach w pierwszej chwili ich nie poznając. - Coś się stało? Spytała niepewnie, uświadamiając sobie, że koło niej jest Bilbo, a nie

Denis, którego mogłaby przysiąc, że jeszcze przed chwilą widziała na jego miejscu. -Tak. Chwiejesz się i usypiasz w siodle. Lepiej chodź do mnie. Prześpisz się, a twojego kuca zaczepimy do siodła Bilba. Jesteś za słaba na taką podróż - powiedział Bofur i wyciągnął do niej zachęcająco dłoń. Jenna lekko się zmieszała i wbiła wzrok w siodło. Nie chciała przyjmować pomocy krasnoluda, nie czuła się wśród nich pewnie, jednak czuła, że on nie chce jej zrobić krzywdy. - Nie, lepiej nie róbmy tak. Thorin się tylko wścieknie, a szkoda jego nerwów... - Odpowiedziała jąkając się i skubiąc palcami uzdę. - Tym to się nie martw. Będziemy jechać z tyłu, więc nas nie zobaczy, a w ogóle ja się nim i jego chimerami nie przejmuję - odparł stanowczo. - Chodź do mnie. Prześpisz się chociaż spokojnie i nie będziesz się musiała męczyć. - Nie, ja naprawdę nie chcę się narzucać... Wybełkotała, chociaż całe jej ciało już rwało się na jego kucyka aby wreszcie zaznać rozkosz snu. - Nie będziesz się narzucać zaśmiał się pogodnie i skinął na Bilba, aby wziął od niej uzdę - Czego się boisz, że nie chcesz? Zanim poczuła, że cugle wyślizgły się z jej rąk, a z ust wydał się dziwny jęk oznaczający, że nie wie jak odpowiedzieć krasnoludowi. Spojrzała na niego i przypomniała sobie krasnoluda, którego widziała, gdy była dzieckiem. Bofur miał roziskrzone oczy, przyjazny i szczery uśmiech, który sam przez się ukazywał, że nie może cię zwieść. Chłopięce, lecz zmęczone już rysy twarzy, a czapka, którą nosił na głowie dopełniała mu charakteru i przyjacielskiego wyglądu. Tamten krasnolud był inny. Przede wszystkim był potężny i barczysty. Miał długą brodę, w przeciwieństwie do niego, a jego oczy nie były pełne iskier, lecz zmatowiałe, jak srebrne monety, które się utleniły. Cała jego postura była spięta, wroga, niby gotowa do ataku, za to Bofura cały czas zachęcała, aby go przytulić i najlepiej nie puszczać. Ku ironii wszystkiemu, dawny gość jej ojca bardziej przypominał Thorina, którego ujrzała nad sobą w nocy niż Bofura, z którym wyruszył. - No i jak? Idziesz? Spytał i machnął zachęcająco ręką. Jenna westchnęła lekko, lecz bardziej ze zmęczenia niż z irytacji i przytaknęła głową, a krasnolud zbliżył swojego kuca do niej. Ostrożnie złapał ją w pasie i pomógł przesiąść się na jego siodło. Poszło to dość sprawnie i już po chwili oparła głowę na jego klatce. - Dobra, a teraz śpij dziecinko na te słowa w normalnej sytuacji parsknęłaby śmiechem jednak zmęczenie i ból w boku nie pozwoliły jej na to. - Już nie musisz się obawiać, że spadniesz, a Bilbo zajmie się twoim kucem. Hobbit machnął ręką, jakby odganiał muchę zajęty przywiązywaniem uzdy kucyka do swego siodła. Powoli przymknęła powieki i po chwili usnęła. Śniła o szafirze, który władał smokami u niej w królestwie. Jak zawsze znajdował się na wieży i odbijał blask słońca, który oblewał go swymi promieniami, każdego dnia, gdy nastawała jutrzenka. Był wielki i wspaniały, zdający się być darem od samych Valarów. Przyglądała mu się długo, sama nie wiedząc czemu to robi, gdy nagle zauważyła, że zachwiał się, po czy gwałtownie przechylił i spadł. Rozbił się tuż przed jej nogami na dwa równe kawałki, które uniosły się w powietrze i zaczęły wirować, maleć, a potem stawać się parą oczu, które na pozór były zimne i puste, ale miały coś w sobie, że przyciągały. Omamiały jej duszę powoli. Wydawały się prosić aby podeszła do nich, spojrzała w nie dokładnie, spróbowała odgadnąć, kto jest ich właścicielem. Zrobiła krok do przodu, lecz gdy nie poczuła pod stopą podłoża spanikowała, jednak było już za późno i zaczęła spadać. Gwałtownie się zbudziła o mało nie uderzając w brodę krasnoluda. - Spokojnie, nie musiałaś się tak zrywać. Budziłem cię, ponieważ zaraz zatrzymujemy się na nocleg odparł spokojnie krasnolud.