Podnieść żagle! krzyknął kapitan dobrego statku Alfa. Szybciej, wyżej! Albo nigdy nie wypłyniemy z tego sztormu!. Mimo że załoga ledwo słyszała jego głos podczas wycia wiatru, potoków deszczu i rozbijających się fal, był on wystarczająco donośny, żeby obudzić Kubusia Kotwiczyńskiego ze snu w kajucie pod pokładem. Co to za hałas? spytał Kubuś, mrugając zaspanymi oczami. I gdzie zniknął mój kocyk? zastanawiał się, wyglądając z koi. Nie zmrużę oka, dopóki go nie znajdę oświadczył, zakładając szlafrok na piżamę i kapcie z zamiarem przeszukania reszty statku. Najpierw odwiedził
kambuz, gdzie spotkał stewarda Piotrka, usiłującego przytrzymać gigantyczny garnek z gotującymi się homarami i nie dopuścić, żeby spadł na podłogę, kiedy statek kołysał się na nocnym sztormie. Kocyk? burknął Piotrek z niecierpliwością, jakby Kubuś był krabem usiłującym uszczypnąć go w palec.. Nie, Kubusiu, nie mam pojęcia. A teraz proszę, odsuń się. Jeśli do rana nie przygotuję śniadania dla kapitana, będę mieć poważne kłopoty. Mechanik Michał w maszynowni był równie niemiły. Jego tłusta, zdezorientowana twarz wyglądała znad hałasującego silnika. Krzyknął: Nie, Kubusiu (brzęk, chlap, bęc). Oczywiście!! pomyślał Kubuś. Na pewno ktoś znalazł mój śliczny kocyk i zabrał go do pralni!. Dziękuję, panie Michale krzyknął przez ramię i wesoło wybiegł z kambuzu..
Pralnia była z przodu łodzi i Kubuś dobrze wiedział, jak tam się dostać. Pralnię prowadziła żona kapitana, pani Małgosia Palczewska. Pani Małgosia Palczewska była jedną z najbardziej lubianych przez Kubusia osób na pokładzie statku i zawsze miło było ją odwiedzać. Przy każdej wizycie przestawała prasować i prać i przygotowywała herbatę i ciasteczka. Bez wątpienia, całe to siedzenie i jedzenie ciasteczek pomogło jej w osiągnięciu kształtu jaki miała: była okrągła i pulchna, w kształcie łezki. Kubuś w sekrecie nazywał ją w myślach nie panią Małgosią Palczewską,a panią Podusią Brzuszewską, gdyż jej brzuch był wygodniejszy od każdej poduszki w pralni, co mruczeniem potwierdzał jej kot! Ach, Kubusiu, mój mały przyjacielu. Jak miło cię widzieć. Wejdź, proszę przywitała go pani Małgosia Palczewska. Kiedy nastawiała czajnik i rozpoczynała ceremonię przygotowania herbaty i ciasteczek, Kubuś opowiedział jej, jak obudził go sztorm i krzyk kapitana, jak zauważył, że kocyk zniknął, przeszukiwał cały statek i w końcu przyszedł do niej. Pani Małgosiu, czy ma pani może mój kocyk? zapytał na koniec. Widząc biednego Kubusia Kotwiczyńskiego, sennego w piżamie i w szlafroku, zmartwionego i zmęczonego, ze stopami obolałymi od chodzenia przez prawie całą noc w kapciach, pani Małgosia bardzo chciała powiedzieć tak. Tak bardzo chciała powiedzieć tak, że zaproponowała mu każdy koc z pralni, ale żaden nie wyglądał jak kocyk Kubusia, który on znał i tak bardzo lubił. Prawie pękło jej serce, kiedy w końcu musiała mu powiedzieć, że nie ma pojęcia, gdzie może być jego kocyk.
Wychodząc na pokład, Kubuś zauważył, że sztorm minął i zastąpiło go wschodzące słońce. Jego piękno nie pocieszyło Kubusia, który usiadł na pokładzie, smutno wzdychając. Ledwo zauważył załogę statku, kręcącą się wokół niego, rozwiązującą węzły i wypuszczającą liny; nie słyszał też krzyku kapitana: Opuścić liny kiedy powoli, jak miękki śnieg opadający na wodę, został okryty znajomym miękkim ciepłem swojego ukochanego kocyka. Ale jak? Jak to możliwe? roześmiał się Kubuś, z radością wsuwając się pod kocyk. Ach Kubusiu, drogi chłopcze powiedział kapitan. Mam nadzieję, że nie masz nam za złe, że pożyczyliśmy twój kocyk. Musieliśmy nim zastąpić jeden żagiel, który podarł się podczas sztormu. Naprawdę bardzo nam pomógł. Ale Kubuś tak bardzo się cieszył z odnalezienia kocyka, że nie miał nic przeciw temu. Uśmiechnął się, patrząc na morze i słuchając cichych odgłosów mew i oceanu uderzającego o łódź. Poczuł, że ogarnia go przyjemne połączenie szczęścia i senności, tak silne, że na pokładzie, w ciepłym porannym słońcu, owinął się kocykiem i zasnął.. Koniec