Proletariusze wszystkich krajów ktoś was zrobił W Wała



Podobne dokumenty
Dzięki ćwiczeniom z panią Suzuki w szkole Hagukumi oraz z moją mamą nauczyłem się komunikować za pomocą pisma. Teraz umiem nawet pisać na komputerze.

BĄDŹ SOBĄ, SZUKAJ WŁASNEJ DROGI - JANUSZ KORCZAK

Hektor i tajemnice zycia

Izabella Mastalerz siostra, III kl. S.P. Nr. 156 BAJKA O WARTOŚCIACH. Dawno, dawno temu, w dalekim kraju istniały następujące osady,

POLITYKA SŁUCHANIE I PISANIE (A2) Oto opinie kilku osób na temat polityki i obecnej sytuacji politycznej:

Rozumiem, że prezentem dla pani miał być wspólny wyjazd, tak? Na to wychodzi. A zdarzały się takie wyjazdy?

W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego

Naturalne metody planowania rodziny- błogosławieństwo dla naszego małżeństwa

AUDIO / VIDEO (A 2 / B1 ) (wersja dla studenta) ROZMOWY PANI DOMU ROBERT KUDELSKI ( Pani domu, nr )

Kolejny udany, rodzinny przeszczep w Klinice przy ulicy Grunwaldzkiej w Poznaniu. Mama męża oddała nerkę swojej synowej.

Podziękowania naszych podopiecznych:

KATARZYNA POPICIU WYDAWNICTWO WAM

W MOJEJ RODZINIE WYWIAD Z OPĄ!!!

ASERTYWNOŚĆ W RODZINIE JAK ODMAWIAĆ RODZICOM?

Chwila medytacji na szlaku do Santiago.

Wiersz Horrorek państwowy nr 3 Ania Juryta

Sytuacja zawodowa pracujących osób niepełnosprawnych

Joanna Charms. Domek Niespodzianka

BEZPIECZNY MALUCH NA DRODZE Grażyna Małkowska

To My! W numerze: Wydanie majowe! Redakcja gazetki: Lektury - czy warto je czytać Wiosna - czas na zabawę Strona patrona Dzień MAMY Święta Krzyżówka

ZACZNIJ ŻYĆ ŻYCIEM, KTÓRE KOCHASZ!

Proszę bardzo! ...książka z przesłaniem!

"Żył w świecie, który nie był gotowy na jego pomysły". T estament Kościuszki

HISTORIA WIĘZIENNEGO STRAŻNIKA

Zatem może wyjaśnijmy sobie na czym polega różnica między człowiekiem świadomym, a Świadomym.

Zaimki wskazujące - ćwiczenia

1 Ojcostwo na co dzień. Czyli czego dziecko potrzebuje od ojca Krzysztof Pilch

Chrzest. 1. Dziękuję za uczestnictwo w Sakramencie Chrztu Świętego

Przygody Jacka- Część 1 Sen o przyszłości

Zuźka D. Zołzik idzie do zerówki

a przez to sprawimy dużo radości naszym rodzicom. Oprócz dobrych ocen, chcemy dbać o zdrowie: uprawiać ulubione dziedziny sportu,

I Komunia Święta. Parafia pw. Św. Jana Pawła II Gdańsk Łostowice

Jesper Juul. Zamiast wychowania O sile relacji z dzieckiem

mnw.org.pl/orientujsie

Na skraju nocy & Jarosław Bloch Rok udostępnienia: 1994

Irena Sidor-Rangełow. Mnożenie i dzielenie do 100: Tabliczka mnożenia w jednym palcu

Newsletter. DeNews. Nr. 3 Dziewczyna z Nazaretu. SPOTKANIE DeNews. Temat: Matka Jedyna Taka. Wyjątkowo godz 22:00

Wstęp. także wiedzieć, że w każdej chwili możesz wrócić do grona zdrowych ludzi. Naprawdę!

W ramach projektu Kulinarna Francja - początkiem drogi zawodowej

Przeżyjmy to jeszcze raz! Zabawa była przednia [FOTO]

Punkt 2: Stwórz listę Twoich celów finansowych na kolejne 12 miesięcy

Anioł Nakręcany. - Dla Blanki - Tekst: Maciej Trawnicki Rysunki: Róża Trawnicka

Otwarcie Fundacji we Wrocławiu 19 stycznia 2013

Najczęściej o modlitwie Jezusa pisze ewangelista Łukasz. Najwięcej tekstów Chrystusowej modlitwy podaje Jan.

Scenariusz ślubowania uczniów klasy pierwszej

-Czy aborcja płodu 2 miesięcznego to to samo co aborcja płodu np 6 miesięcznego, do jakiego wieku płodu powinna być dozwolona?

Kazanie na uroczystość ustanowienia nowych animatorów. i przyjęcia kandydatów do tej posługi.

Marcin Budnicki. Do jakiej szkoły uczęszczasz? Na jakim profilu jesteś?

ROZDZIAŁ 7. Nie tylko miłość, czyli związek nasz powszedni

Co to jest niewiadoma? Co to są liczby ujemne?

Moja Pasja: Anna Pecka

S P O T K A N I E ZE S Ł O W E M

Odkrywam Muzeum- Zamek w Łańcucie. Przewodnik dla osób ze spektrum autyzmu

Biblia dla Dzieci. przedstawia. Kobieta Przy Studni

Biblia dla Dzieci przedstawia. Kobieta Przy Studni

Ryszard Sadaj. O kaczce, która chciała dostać się do encyklopedii. Ilustrował Piotr Olszówka. Wydawnictwo Skrzat

Ankieta. Instrukcja i Pytania Ankiety dla młodzieży.

BURSZTYNOWY SEN. ALEKSANDRA ADAMCZYK, 12 lat

Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie

RYSZARD SADAJ KRAKÓW 2010

SMOKING GIVING UP DURING PREGNANCY

" To jestem ja" " Moja grupa" Moja droga do przedszkola " Idzie jesień przez las, park"

Nazywam się Maria i chciałabym ci opowiedzieć, jak moja historia i Święta Wielkanocne ze sobą się łączą

Ofiaruję Ci. Kiedyś wino i chleb

LP JA - autoprezentacja JA - autoidentyfikacja MY ONI 1. SZKOŁA: nie było jakiejś fajnej paczki, było ze Ŝeśmy się spotykali w bramie rano i palili

Bł. Pier Giorgio Frassati

Dzieci 6-letnie. Stwarzanie sytuacji edukacyjnych do poznawania przez dzieci swoich praw

Uwaga, niebezpieczeństwo w sieci!

Gra Labirynt - Zajęcia 4

KOCHAM CIĘ-NIEPRZYTOMNIE WIEM, ŻE TY- MNIE PODOBNIE NA CÓŻ WIĘC CZEKAĆ MAMY OBOJE? Z NASZYM SPOTKANIEM WSPÓLNYM? MNIE- SZKODA NA TO CZASU TOBIE-

DZIENNIK BUDOWY... TROCHĘ Z PRZYMRUśENIEM. czyli o tym, jak powstawało nasze nowe boisko

Kielce, Drogi Mikołaju!

nego wysiłku w rozwiązywaniu dalszych niewiadomych. To, co dzisiaj jest jeszcze okryte tajemnicą, jutro może nią już nie być. Poszukiwanie nowych

Metody wychowawcze Janusza Korczaka

Spis treści. Od Petki Serca

BAJKA O PRÓCHNOLUDKACH I RADOSNYCH ZĘBACH

Odzyskajcie kontrolę nad swoim losem

Rozdział II. Wraz z jego pojawieniem się w moim życiu coś umarło, radość i poczucie, że idę naprzód.

Wskrzeszenie amatorskiej koszykówki

ALLELUJA. Ref. Alleluja, alleluja, alleluja, alleluja. Alleluja, alleluja, alleluja, alleluja.

Część 11. Rozwiązywanie problemów.

Szczęść Boże, wujku! odpowiedział weselszy już Marcin, a wujek serdecznie uściskał chłopca.

Słowo wstępne. Z PRACY swojej ma człowiek pożywać chleb: bo z pracy rąk twoich będziesz pożywał, będziesz szczęśliwy i dobrze ci będzie (Ps 128,2)

I Komunia Święta. Parafia pw. Bł. Jana Pawła II w Gdańsku

Agnieszka Frączek Siano w głowie, by Agnieszka Frączek by Wydawnictwo Literatura. Okładka i ilustracje: Iwona Cała. Korekta: Lidia Kowalczyk

Świat naszym domem. Mała Jadwinia nr 29

Liczą się proste rozwiązania wizyta w warsztacie

30-dniowe #FajneWyzwanie Naucz się prowadzić Dziennik!

70. rocznica zakończenia II Wojny Światowej

mnw.org.pl/orientujsie

i na matematycznej wyspie materiały dla ucznia, klasa III, pakiet 3, s. 1 KARTA:... Z KLASY:...

10 najlepszych zawodów właściciel szkoły tańca

Wizyta w Gazecie Krakowskiej

Część 4. Wyrażanie uczuć.

Numer 1 oje nformacje wietlicowe

TEST SPRAWDZAJĄCY UMIEJĘTNOŚĆ CZYTANIA ZE ZROZUMIENIEM DLA KLASY IV NA PODSTAWIE TEKSTU PT. DZIEŃ DZIECKA

Portfolio Plan daltoński Gr I

Transkrypt:

Nr 2 22 XI 2012 Wrocław Nieperiodyczny Organ Stowarzyszenia Mędrców Wrocławskich z siedzibą w Instytucie Literatka Proletariusze wszystkich krajów ktoś was zrobił W Wała Długo nas nie było na rynku prasowym, a to dlatego, że upojeni sukcesem finansowym, pierwszego numeru naszej gazety Jak Rzyć, udaliśmy się do ciepłych krajów. Gościliśmy w Sobótce, Dzierżoniowie, Ostrzeszowie i na jeszcze kilku wyspach gorących. Jednakże, kiedy wróciliśmy do macierzy Wrocławia, okazało się, że dopiero tutaj jest niezły upał. A miało być tak pięknie, cudownie i ślicznie, miało być, a tu wulkan mruczy i nie wiadomo czy wyrzuci lawę, czy może przyschnie jak na psie. Kto to wie. Redakcja jaka jest, każdy widzi. Nieraz zabraknie do pierwszego, na alimenty, na buty dla dziecka, nieraz też na piwo. To jednak nie boli, patrzymy wtedy w przyszłość tego miasta, spoglądamy na Stadion Miejski, na Forum Muzyki, okazały gmach Capitolu i na Termos Romana ( dawny Helios )i robi się nam wtedy lżej na duszy, że jednak można. Po nas choćby potop, a my siedzimy w Literatce i czekamy, nawet huragan Sandy nam nie grozi, chyba, że Odra zmieni się w ocean. Siedzimy i piszemy dla was, bo was kochamy i podziwiamy, że potraficie to czytać. Może znowu nam się uda. I na koniec, cytat z Ewangelii według Kolorów: 1234515, 44 45 44. Rzekł Ibisz do Krupy. Czyż nie za mało wstrzyknęłaś sobie jadu. 45. Krupa odpowiedziała. Mój to jad, i z dala trzymaj się dziadu. vice-goniec Maciej Żurawski Już nazajutrz po ukazaniu się pierwszego numeru Jak rzyć otrzymaliśmy pierwszą recenzję (patrz poniżej). Sporządził ją własnoręcznie w Warszawie Aleksander Kwaśniewski. Na zdjęciu z red. Stanisławem Pelczarem ( I sekretarzem redakcji) i pierwszym numerem pisma( patrz powyżej). Fot. Jolanta Macenowicz Testament mój Aczkolwiek, jak na razie, medycyna jest bezsilna,to nie można wykluczyć, że pewnego dnia opuszczę padół łez zwany Polską, gdzie wiorsty, mogiły i strzygi wyjące po uroczyskach. Ha, ścierpła Wam skóra na plecach? Dobra, idę dalej. Z ogromną szkodą dla naszej judeo-chrześcijańskiej cywilizacji byłoby, żeby coś tak uroczego i inteligentnego na zawsze zniknęło w jakiejś jamie lub zamknięte w puszce czekało na Sąd Ostateczny. Dlatego zarządzam co następuje.ciało moje, po usunięciu zbędnych podrobów, poddać należy procesowi wygarbowania i po wypchaniu wonnymi ziołami ustawić przy barze spelunki o nazwie Literatka. Twarz moja ma zachować tak charakterystyczny dla mnie wyraz życzliwości dla chlejących za zdrowie mumii. Jako że jestem człowiekiem praktycznym zapisuję wewnętrzne podzespoły organizmu następującym grupom społecznym: - serce, żonie mojej, gdyż za życia było z tym różnie, być może niedostatecznie - nosiłem się z zamiarem, aby mój genialny mózg zapisać paru politykom, ale po zastanowieniu doszedłem do wniosku, że to daremny trud. Niech Go sobie weźmie grupa profesorów od lotniczych katastrof, żeby przynajmniej popatrzyli sobie jak wygląda sprawny, chociaż cokolwiek nieświeży organ - kości, a jest tego od cholery, zapisuję schronisku dla zwierząt; niech sobie bracia mniejsi użyją i zachowają mnie we wdzięcznej pamięci i pełnych żołądkach - wątrobę, która przez dziesiątki lat była wdzięczną towarzyszką moich eksperymentów, zapisuję Stowarzyszeniu Mędrców Wrocławskich, gdyż przy Ich łajdackim trybie życia, prędzej czy później będzie któremuś z Nich potrzebna - układ pokarmowy, ze szczególnym uwzględnieniem jelita grubego, zapisuję baletowi męskiemu Teatru Muzycznego Capitol. A co? Niech chłopaki sobie poćwiczą - i jako bonus serdeczny - prawą stopę przeznaczam dla działaczy ZSP, aby się mocno kopnęli w dupę za sprzedanie Pałacyku, który przez lata był kuźnią talentów, w tym również nie tylko alkoholowych Stanisław Szelc Szatan Szatan jaki jest każdy widzi. Szatan prezentuje swoją wredną mordę na licznych obrazach, uzbroiwszy łeb rogami (fajną żonę musi mieć) widłami od gnoju dźga (słusznie) nieszczęsnych grzeszników, dodatkowo smażąc ich w smole i wrzącym oleju. Dobrze im tak, hedonistom, sybarytom, cudzołóżcom, zboczeńcom, masonom, liberałom, pedikiurzystkom i cyklistom. Trzeba się było prowadzić porządnie, a nie jak te świnie nieczyste. Tfuj, po trzykroć, tfuj. No! Coś mi się jednak tutaj, kurdka, nie zgadza. Szatan, jak powszechnie wiadomo upadły Anioł, miałby być idiotą? Przedstawiać się potencjalnym klientom, w tej liczbie mnie, w pokracznej postaci? Spadając z Góry na sam Dół istotnie mógł się potłuc, a nawet połamać, ale skoro nadal funkcjonuje, to zapewne nie upadł na łeb, gdyż z pewnością zabiłby się i mielibyśmy święty spokój. Coś jest nie tak. Jaki, powiedzmy właściciel gastronomicznego lokalu (choćby tak podejrzanej spelunki jak znana we Wrocławiu kawiarnia Literatka ), ogłaszałby wszem i wobec, że podaje stare piwo i gnijącą kiełbasę, kelnerki kradną, w toalecie biją zamroczonych tym piwem gości, a zbierająca się tam podejrzana hołota zwana Stowarzyszeniem Medrców Wrocławskich pokątnie handluje narkotykami i żywym towarem, chociaż niczego nie można wykluczyć. Nie wierzę więc, że Pan Szatan wygląda tak jak Go malują. Moim zdaniem jest to przystojny brunet, w typie Ronaldo, ubierający się u Prady, w obuwiu od Armaniego albo innego szewca, pachnący wytworną Przemysławką, czarujący w obejściu jak jaki Europarlamentarzysta, albo nawet Senator. Szykując się na bliskie już z Nim spotkanie, tak sobie Go wyobrażam. Aż szkoda, że tego sukinsyna nie ma... Stanisław Szelc 1

Pół wieku temu sprośny cyrulik, pokurcz parchowaty, zerwał dziewictwa mego wonny kwiatuszek. Aby zagłuszyć myśli o rzeczonej sromocie, po pierwszym pianiu kura wypijałam antałek krzepkiej siwuchy zmieszanej z szalejem i gadzią juchą. Podczas pełni księżyca masowałam lędźwie mistrza tajemnych guseł, który w dzień był jezuitą, w nocy rabinem. Ten rudawy obłędnik nie tylko uraczył mnie francuską chorobą, lecz również szponem Asmodeusza wydrapał na moim pośladku trzy pentagramy okolone cytatem z księgi plugawej jak bździna bazyliszka. Owe grzeszne praktyki spowodowały, że zapadłam w ciężki, dubeltowy sen. Szybowałam w przestworzach. Gdy wreszcie runęłam na ziemię, zobaczyłam cudną kamieniczkę z inskrypcyją Literatka. Wbiegłam do jej komnat niczym sarneczka salwująca się ucieczką przed wściekłymi ogarami. Usłyszałam śpiewy seraficzne, dysputy polerowane wielce i miłe pobrzękiwania pucharków. Z rewerencyją powitał mnie mąż dowcipu tęgiego, cnotą hartowny, bliźnim użyteczny. Wszelako miał w źrzenicach jakoweś diabliki, co znamionuje do niewiast inklinacyję. Wokół niego pląsały wąskostope, pieszczotne i chędogo umyte dzierlatki. Jedna z tanecznic, zielonooka i stercznopierśna, krzyczała popędliwie: Bierz mnie, bierz, Dominie, wigor rychło minie. Nie wiem, czy Domin spełnił tę obsekracyję. Jako klacz bujnogrzywa ziarnem arabskim karmiona, zadem foremnym warowna i cienką pęciną urodna, góruje nad szkapą wychudłą, szpotawą i dychawiczną, tako z Wolnych Agnieszka, Hamkałą garnirowana, która literatkowców jest Muzą, przewyższa i rówieśnice, i samą Minerwę dostojną. Przed konterfektem tej gibkomyślnej sawantki lud zapala gromnice i nuci pieśni pochwalne. Paradne theatrum, godne Nowej Safony. Zawistnie na to spozierałam. Rozdzwoniły się sygnaturki, gdy do Literatki wkroczył człek hetmańskiej postawy, nadobnie glaberowny, dzierżący szklenicę z arakiem. Momusy, Ezopy i Marchołty mogą mu cerować szarawary. Najzawilsze nawet pytanie potrafi on rozbroić ciętym responsem, umie zespolić krotochwilę z melankoliją. Zna wszytkie jedwabne słówka, wszytkie synonimy tylnej twarzy, wszytkie zalatujące piołunem dykteryjki. Dlatego bez targu kupiłam bławatny kilimek z wyhaftowanym dwuwersem: Szpaczkujże Szelcu, figlujże żywo Przeciw głupocie prezerwatywo. Byłam kiedyś w paryskiej świątyni wzniesionej za panowania cesarza Karola. W jej przedsionku dostrzegłam marmurowe popiersie rycerza bez skazy. Oświecono mnie w Literatce, że po wiekach rycerz ów przybrał postać Macieja Żurawskiego, dwornego gładysza. Zażyłam z nim cielesnej słodkości, aczkolwiek weneryczne galopy musiałam opłacić sześcioma dukatami. W pewnej chwili Maciej zaczął coś gadać do kolorowej deseczki, komórką zwanej. Gdy zakończył perorę, nastała ciemność i zawył wilk. Wkrótce potem przebudziłam się w łożu jezuity rabina. Nota edytorska Opublikowany wyżej przekaz jest kopią tekstu utrwalonego kaligraficznym pismem rondowym na papierze czerpanym. Manuskryptowi przydaje uroku purpurowy inkaust, który zachował świeżość mimo upływu lat ( Wizja powstała zapewne u schyłku XVIII. stulecia). Wydawca rękopis ów otrzymał w darze od nękanego neurastenią nekrofila, potomka Lilith Tumornickiej. 2 Wizja Lilith Tumornickiej Sążnisty Sękaty Siermiężny Słowa te po prostu kojarzą mi się z okresem dzieciństwa. Bogusław Bednarek Mój tatuś, którego nazywaliśmy oficjalnie ojcem, był sążnistym drwalem, w przeciwieństwie do wujka mikrego gajowego, odwiedzającego zazwyczaj naszą matuś - oficjalnie zwaną przez naszą ósemkę matką - kiedy tatuś akurat był na wyrębie. Owóż pamiętam jak ojciec wracał z wyrębu i tymi swymi sękatymi palcy... palcyma... palcami skręcał tytuń w tutce i popatrywał spod siwego oka na matkę, która kręciła się po kuchni co rusz podśpiewując i podkładając drew do ognia, aż gorąc buchał na naszą małą izdebkę. Zawsze wówczas, gasząc machorkowego skręta tatuś rzucał uwagę: coś mi się widzi, Hanuś, żeś ty znów brzemienną. A matuś ino głowę odwracała, by ukryć rumieniec i odpowiadała: a dyć tam, Ignac, dyć tam. Prawdę mówiąc do dziś nie mam pojęcia co to oznaczało, ale zazwyczaj okazywało się, że ojciec miał rację. Potem, siedząc przy siermiężnym stole, ale z prawdziwego drzewa... po prawdzie był to pień starej wierzby, co go tatuś z wyrębu przywlókł, ale nam, całej dziesiątce dziecisków, zdał się jakimś królewskim meblem... matuś krajała bochen gorącego chleba, wprzódy - rzecz jasna - kreśląc na nim nożem znak krzyż... to znaczy uniwersalny znak pewnego symbolu..., który to chleb potem maczaliśmy w pośnej jaglanej kaszy okraszonej gęsim sadłem, któren jak wiadomo jest najlepszy na suchoty. Czasami bywało, że wpadał do naszej chałupiny posadowionej na spłachetku ugoru wujek gajowy. Ale zazwyczaj zaraz wypadał wraz ze słowami: a ty, Ignac, jeszcze nie na karczowisku? A nie doczekawszy się odpowiedzi, dodawał: to ja wpadnę później. Ojciec nas kochał. Fakt, że po swojemu, ale kochał... Tak myślę... No cóż, każde dziecko musi swoją porcję cięgów zebrać. Żeby na ludzi wyjść. Mogę tylko powiedzieć, że mnie kochał chyba najbardziej. Mimo to, że nie byłem po nim ani sążnisty, ani nie miałem sękatych palców. Raczej mikry byłem. A może właśnie za to kochał mnie bardziej od pozostałej dwunastki... przepraszam, czternastki... Wiem to, bo mi się właśnie najwięcej od tatusia obrywało. A i matuś swoje dokładała. Zwykle wówczas kiedy tatuś był na wyrębie, a wujka ani śladu. Ja zaś zwykle byłem pod ręką, bo lubiłem sobie w kąciku koło pieca takie wiatraczki z patyczków strugać. Teraz, z perspektywy lat, z ręką na sercu mogę powiedzieć, że miałem wprawdzie siermiężne, ale szczęśliwe dzieciństwo. I na ludzi wyszłem... przepraszam - wyszedłem. Nawet z ramienia pewnej partii do Sejmu Nayjaśniejszej Rzeczpospolitej kandyduję i jestem pewien, że zostanę posłem... pardon posedłem. Bom choć najprostszy z najprostszych, to zawsze będę miał świadomość tego skąd mój ród i dlatego mym świętym obowiązkiem będzie przede wszystkim żywić y bronić - przede wszystkim tego co moje - i to jak źrenicy oka na ojczyzny łonie. Tak mi dopomóż A juści! Jan Węglowski Okiem Mazura z warszawskim adresem Szanowny panie redaktorze naczelny stanisławie szelcu, pragnę panu donieść, że znajomość języków obcych staje się w naszym społeczeństwie coraz bardziej powszechna i trafia nawet do obywateli, którzy do tej pory posłygiwali się wyłącznie slangiem, w którym słowa na k... I ch... Były obowiązujące. jako dowód przedstawiam panu eminencjo historię z koszalina, gdzie na ławce w parku rozmawiała ze sobą elegancko ubrana strasza para, dla ułatwienia dodam, że ona i on. I podeszło do niej dwóch smakoszy regionalnych win i jeden z nich zagaił, do pewnego stopnia, literackim językiem. - czy szanowne państwo, może nas wspomóc skromną kwotą 2 złote, żebyśmy za chwilę mogli, w podobny sposób, zapatrzeni w siebie, rozmawiać tak czule jak to państwo czynicie. - nicht ferschtein. - odpowiedział pan językiem wydawałoby się obcym - zwei euro. - wytłumaczył niemcom drugi i ja żegnam się z panem też nie w naszym języku. - guten apetiten. Krzysztof Daukszewicz KOMUNIKAT Kapituła Stowarzyszenia Mędrców Wrocławskich na posiedzeniu w Instytucie Narodowym Literatka, wychodząc naprzeciw oczekiwaniom, postanowiła uczynić kandydatem na Premiera R.P. JANUSZA DOMINA bezpartyjnego Członka Kapituły. 54 letni JANUSZ DOMIN, po ukończeniu studiów wyższych na Wydziale Kulturoznawstwa Uniwersytetu Wrocławskiego, nigdy nie pracował na państwowej posadzie. Kierując się poczuciem sprawiedliwości społecznej, Kapituła postanowiła ten niedostatek, w życiu Janusza Domina, naprawić. Janusz Domin W ciągu najbliższego miesiąca nasz Kandydat ma przedstawić Kapitule proponowany skład przyszłej Rady Ministrów. Propozycja zostanie przez Kapitułę przyjęta pod warunkiem, że Profesorowi Bogusławowi Bednarkowi zostanie powierzona teka Ministra Spraw Wewnętrznych i Szefa Wszystkich Służb Specjalnych, zaś Wandzie Ziembickiej teka Ministra Kultury i Dziewictwa Narodowego. Rząd Jerzego Domina zostanie zobowiązany przez Kapitułę do zbudowania V R.P., ale dopiero po wyborze na Urząd Prezydenta Najjaśniejszej R.P. - Stanisława Szelca, który do tego czasu ukrywać się będzie w Instytucie Narodowym Literatka cierpiąc za miliony. Rodaków rzecz jasna. Fot. archiwum... Stanisław Pelczar

Po czym poznać, że zbliża się, a nawet że już nadeszła jesień? Po wysypie. Nie mylić z wysypką, wyspą czy Wysyp wsypą. Chodzi o wysyp festiwali. Muzyki współczesnej, oratoryjnej, kantatowej, awangardowej W Warszawie mamy najłatwiej. Zobaczę na mieście plakat z komunikatem Warszawska Jesień, zaczynam się cieplej ubierać. Wyobraźmy sobie statystyczną mieszkankę Czerniakowa. Na imię ma Halina, wraca z bazarku warzywnego przy ulicy Nehru, zatrzymuje się przed słupem ogłoszeniowym i dowiaduje się, że w kościele ewangelicko reformowanym, w ramach Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Współczesnej Warszawska Jesień, Camerata Silesia wykona Preludium, psalm i medytację na chór, organy i tam tam Krzysztofa Baculewskiego. Oczywiście poniosło mnie w formę warszawskiej ballady podwórzowej: Na Czerniakoskiej, przy Gagarina, Halina w siatce coś niesie, Sądząc po stroju, to ta Halina Idzie na Warsiawską Jesień. Halina w siatce niesie banany, Spieszy się tak, że ich nie zje, Idzie pod kościół reformowany Na Cameratę Silesię. Patrzy Halina na stada sójek, Halina ma to po mamie, Że najprzyjemniej się medytuje Przy chórze i przy tam tamie. Halina jakoś tak smutno idzie Przyglądając się bananu, Gdyż jej małżonek już drugi tydzień Nie wraca z Sacrum Profanum. Nagła zmiana rytmu. Oberek dolnośląski typu Nie idźcie dziewice na Osobowice : Wrocławskie dziewice Przydybały policjanta, Który był pseudokibicem Wratislavia Cantans. Artur Andrus Przewodnik po Czeskiej Republice, czyli co Polak powinien wiedzieć o Czechach. Dzisiaj chciałbym porozmawiać o naszych południowych sąsiadach i kilku różnicach między Nami. Cieszę się bardzo, że zainteresowaliśmy Państwa tematem czeskim i uprzedzam, że będziemy kontynuować tę zabawę raz poważną, a raz mniej. Co Czesi myślą o Polakach? Co Polacy myślą o Czechach? Myślę, że pewien stereotyp Polaka w oczach naszego sąsiada zmienia się z roku na rok na plus dla Nas. Dawniej Czesi postrzegali Nas jako handlarzy, cwaniaków, co oznaczało non stop targowanie, kombinowanie, niezadowolenie z wysokiej ceny. Czesi są zupełnie inni, im bardziej zależy na sielskim życiu przy piwku oczywiście, są spokojniejsi i mają duży większy dystans do Świata. Nie są urodzonymi handlarzami oraz kombinatorami. Kiedy artysta David Černý zrobił rzeźbę Patrona Czech, świętego Václava na padłym koniu, lub fontannę w kształcie Republiki Czeskiej, do której załatwia się dwóch mężczyzn, wszyscy oczekiwali pikiet, wzburzonych polityków, protestów, a tutaj nic. I co Wy na to, może również nabierzmy dystansu do życia, będzie Nam łatwiej. W oczach Czecha jesteśmy nadgorliwi katolicko, a nawet zmierza to do fanatyzmu patriotycznego. I tutaj Czech się gubi, bo skoro tak jest, to dlaczego Polak z Polakiem nie może się dogadać, dlaczego szukamy pracy za granicą i opuszczamy Nasz kraj, dlaczego nie jesteśmy wobec siebie życzliwi? A jak słyszą o katastrofie smoleńskiej, choć nie rozumieją wiadomości, to pytają Pro o tom furt melete? Dlaczego ciągle to wałkujecie? Jesteśmy mistrzami świata w cierpieniu i trudno się nie zgodzić, że potrafimy czcić tylko klęski. My także znamy stereotypy czeskie z filmów o kreciku, z książek o Szwejku, czy z piosenek Vondráčkowej, lub Gotta. Czech dla Nas to podlizujący się Niemcom Pepik, który woli wypić piwko, zamiast walczyć. Jednak bardzo szybko wszystko się pozytywnie zmienia. Czesi patrzą na Nas troszkę inaczej, zwłaszcza po Euro 2012. Podobały im się nasze miasta, życzliwość i przychylność ludzi, nasze dziewczyny i posmakowało im nasze polskie piwo. My również inaczej zaczynamy patrzeć na Naszych południowych sąsiadów i mniej nam przeszkadza, a więcej odpowiada i nie wykluczone, że za parę, lub paręnaście lat będziemy najlepszymi sąsiadami, Czego sobie i Wam życzę. Pozdrowienia wasz Zdenek z Hradce Králove. Na koniec czeski dowcip: Jednoho večera uléhá pár do manželského lože. Po chvíli manžel lehce poklepe ženě na rameno.a začne ji hladit po ruce. Žena se otočí a povídá: Miláčku, jdu zítra na prohlídku ke gynekologovi a chci zůstat čerstvá. Odmítnutý manžel se tedy uraženě otočí a snaží se usnout. Po chvíli se zase nadzvedne ašeptá ženě do ucha: Drahá, ale k zubaři objednaná nejsi, že? Uléhá = kładzie Lehce poklepe = delikatnie poklepie Povídá = mówi Zítra = jutro Prohlídku = badanie Čerstvá = świeża Odmítnutý = odepchnięty Snaží se = stara się Nadzvedne se = Podniesie się K zubaři = do dentysty Rys. Krzysztof Truss Petra&Arek Rys. Jacek Szadkowski 3

Recydywa Ewa wyszła ze spanielką przed blok. Był zaskakująco ciepły jesienny wieczór. Potuptały pod drzewko, poszukały w liściach orzechów, spanielka je rozgryzała z radością. Zobaczyły panią Hanię, znaną architektkę i przewodniczkę miejską. Zbliżała się posuwistym krokiem, jakby jechała na kółkach. Była wysoka i chuda, z ciemnorudymi włosami upiętymi w kok. W ustach trzymała złotą lufkę, z której wystawał długi pet dymiący obficie. Obok niej stąpał z wysiłkiem olbrzymi ssak. - Popadło się w recydywę stwierdziła widząc, że Ewa również dołącza ze swoją fają do ogólnych dymów i nastrojów jesieni. - No, lekarz zabronił odrzekła bez sensu, na co pani Hania pokiwała głową ze zrozumieniem. Jej potężny pies wyglądał jak postać z Gwiezdnych Wojen. Parował i śmierdział. Pysk przez całe życie pozostawał ukryty pod zwojami kudłów i Ewa nie wiedziała, jaki ma wyraz twarzy. She patrzyła melancholijnie w gwiazdy. Głupia Luka w czerwonym płaszczyku krzyczała, że Bóg umarł. Powarczał na nią łypiący złośliwie brzydki kundel starego ubeka. Wszystko to może jest szyte ze ścinków, nadpsute, ale pokrzepiająco stałe, na właściwym miejscu: pies śmierdzi, Luka w płaszczyku. Może to wystarczy pomyślała nagle Ewa. Skręcając z ulicy w zarośniętą ścieżkę Ewa spłoszyła jakąś kobietę, która sikała w zaroślach. Widziała jej wielki biały tyłek, kiedy ta poderwała się do góry w pełnym wstydu przerażeniu. Była zadbaną szatynką w średnim wieku i wyglądało na to, że to wyjątkowe okoliczności zmusiły ją do skorzystania z okolicznych krzaków. Wstyd to ludzkie uczucie pomyślała Ewa ono pomoże przetrwać tej kruchej maszynerii, jaką jest cywilizacja. Lubiła tę trasę na skróty. Po lewej stronie mijała ogrodzony teren wojskowy: spory kwartał ze stadkiem łabędzi na środku sztucznego stawu. Kiedyś widziała tu żołnierzy drzemiących w trawie, nieruchomo, cały oddział wśród wesołych słomek i kaczeńców. Po prawej znajdowały się działki, maleńkie królestwa emerytów, którzy bawili się w domki, dróżki, deszczówkę, ślimaczki. Uśmiechała się w duchu widząc pomysłowość dzierżawców, którzy odstraszali szpaki przy pomocy wiatraczków i dziwacznych konstrukcji z plastikowych butelek. Czasem na ścieżkę wymykał się jeden czy drugi tłusty winniczek i Ewka nabożnie i głupio unosiła go w górę, przestawiając w bezpieczne miejsce. Teraz jednak patrzyła w niebo, liście eksplodowały w powietrzu, wpadały w drobne wiry, rozpraszały się. Nagle, u wylotu drogi, kiedy widziała już bloki, usłyszała dziwny dźwięk, jakby stukot tysięcy pałeczek uderzających w drobne bębenki. Nigdy w życiu nie słyszała czegoś podobnego. Na próżno próbowała zlokalizować dźwięk, przypisać do jakiegoś obrazu, przedmiotu. Na działkach w poniedziałkowe przedpołudnie było pusto. Oprócz nieszczęsnej kobiety poniżonej niechybnie przez zapalenie pęcherza - Ewa nie spotkała nikogo. I nagle to zobaczyła: pośrodku największej z szeregu działki znajdował się plastikowy półprzeźroczysty pojemnik o wysokości około dziesięciu centymetrów, szerokości czterech, pięciu metrów kwadratowych. Był więc wyjątkowo niski i szeroki, Ewa nie miała pojęcia, co można trzymać w czymś tak niepraktycznym. Dochodził stamtąd przytłumiony, ale jakby zmasowany dźwięk, nierównomierny stukot. Kiedy podeszła bliżej zobaczyła ruch pod przydymioną pleksi, jak pod lodem, kotłowały się cienie, połamane, wysypane ze zniszczonego kalejdoskopu ścinki, skrawki cieni, biegające w panice, zderzające się i umykające, a jednak uwięzione w pułapce, zamknięte. Dłuższą chwilę przyglądała się tej panice, dynamicznym zjawiskom, aż nagle zrozumiała: gołębie. Atak dziobów i skrzydeł uderzających o plastik. Podniosła wzrok i zobaczyła na drugim planie gołębniki, całkiem nowe, a potem dwóch mężczyzn omawiających coś przy plastikowym stole, nad kartką papieru. Uciekła stamtąd przerażona, jak ta kobieta, którą przyłapała bez majtek, przykucniętą pośród zarośli. I tak, było jej wstyd. Też bym wypił! Ale nie! Nie można tak żyć.według opozycji - generalnie żyć się nie da. A trzeba dla idei, dla dzieci, dla czegoś tam jeszcze co tam kto ma. Można żyć ponad stan, ponad przeciętność. Ponad siły. Według przykazań. Nie da się. Za dużo ich. Gdyby można było wybrać...oczywiście, można żyć z żoną, jeśli już mamy. Rozwodząc się albo też długo się nie rozwodząc, korzystać z żon innych. Można iść na lewiznę. Można iść na łatwiznę żyć na kocią łapę. Ale, czy o to chodzi?... Żeby ktoś, kiedyś, gdzieś dał taką Instrukcję ŻYCIA. Użycia ŻYCIA.Nasz produkt jest rewelacyjnym wynalazkiem, co do którego pochodzenia do dziś trwają spory. Według niektórych teorii dał mu początek wielki wybuch. Inni twierdzą, że życie wywodzi się z jaj. Na pewno wiemy, że już starożytni Grecy używali ŻYCIA... Nie mówiąc o Rzymianach, bo ich Cesarstwo upadło wskutek nadużyciaale przecież musieli używać życia już neandertale, australopiteki, czy człowiek kromanioński. Ba, wykopaliska świadczą, że używały życia nie tylko człekokształtne. Oczywiście, ze względu na dużo niższe zaawansowanie, nie byli w stanie sprawdzić wszystkich ŻYCIA rozkoszy! Używali i tyle. Bezmyślnie i bez większego sensu. Używali po prostu i ile wlezie. Używaj żywota z żoną rzecze Eklezjastes. Pierwsze wzmianki pisane na ziemiach polskich znajdujemy już w staropolszczyźnie, ale są nieczytelne. Używaj żywota! mówi poeta. A warto też wspomnieć, że cały czas trwają badania nad ŻYCIEM po ŻYCIU Życia używać można, a nawet trzeba!niektórzy twierdzą, że życie zaczyna się po pięćdziesiątce, inni, że po setce, a dla niektórych dopiero po półlitrze. (Tu ŻYCIE bywa mylone z pospolitym żytkiem. Jeśli tak, to ŻYCIA można używać saute, ale też można pięknie mieszać.) Najlepsze efekty daje ŻYCIE w pożyciu i ze współżyciem. Gwarantuje niesamowite przeżycie. Znakomite efekty daje używanie w grupach. Używać jednak należy z pewnym umiarem. Każdy użytkownik stosownie do własnych potrzeb, charakteru i wytrzymałości organizmu. Zwiększanie dawki niekoniecznie daje oczekiwane rezultaty. Przedawkowanie (nie mylić z przeżyciem) grozi co najmniej wstrząsem. (Ale co to za ŻYCIE bez wstrząsów!) Niewłaściwe używanie grozi kalectwem, a nawet zejściem! W najcięższych przypadkach przedawkować można tylko raz.dlatego przed użyciem zapoznaj się z ulotką lub skontaktuj się z lekarzem bądź znajomym farmaceutą! Najistotniejsze, że dobrze użyte ŻYCIE to rewelacyjny sposób na istnienie. Niezapomniana frajda dla często używających. Używaj więc ŻYCIA! I pamiętaj, że jakkolwiek byś się wykręcał, dupa zawsze z tyłu! Artur Kusaj Agnieszka Wolny-Hamkało Instrukcja użycia Życia Często wzdychamy: Oj, życie, życie! Bo jak cię inaczej nazwać? A nawet: Ech, życie, bo jak cię w dupę kopnę! Ale to rzadko, bo to życie kopiejak żyć? Sam często staję jak durny przed tym pytaniem. Bo każdy staje. (Tyle że ja długo nie postoję, bo mam coś z nogami. Z głową zresztą też. Na szczęście na głowie muszę stawać tylko przed wypłatą.)rano, przypuśćmy, się budzę i pytam sam siebie: Jak żyć? Niemyty jeszcze, przed zaczeską z odzyskiem. Spodziewam się, co ujrzę, gdy udam się do toalety i spojrzę w lustro. I mam lęk. Egzystencjalny. Więc się przewracam na drugi bok i ponownie pytam: Jak, kurza-nieduża, inni przede mną żyli, że jakoś przeżyli? Zacząć od piwa, papierosa? To mnie ustawi na cały dzień. Jak co dzień. A chciałbym raz inaczej.w końcu staję przed lustrem, patrzę i myślę. Jak z tym żyli inni? Co sobie odpowiadali? Ciekawość mnie pali. Pali strasznie. Okrutnie chce się pić. Zacząć od płatków? Mleko się zwarzy. Jak zwykle w poniedziałek. Nie widzę sensu. W ogóle mało widzę. Guma od piżamy pije. Kapcie piją. Wszystko pije! 4 Rys. Krzysztof Truss

Kącik obłąkanych Rok 1886 rok.stany Zjednoczone Ameryki Północnej. Na ulicach beznodzy weterani wojny secesyjnej. W cukierkowatym gmachu SĄDU, sędzia Morrison Waite prowadzi sprawę: Hrabstwo Santa Clara przeciw Kolej Południowego Wybrzeża Pacyfiku. Korporacja nie godzi się na wyższe obciążenia podatkowe niż od osób fizycznych. Czternasta poprawka do konstytucji U.S.A. zakazuje Państwu odmawiania jakiejkolwiek osobie pozostającej w granicach jego jurysdykcji równej ochrony praw. Sędzia Morrisom Waite uznał, że jeżeli to prawo dotyczy czarnoskórych, posiadanie duszy przez nich jest przecież wątpliwe, to tym bardziej korporacja zacnych białych dżentelmenów owąż duszę posiada. Wydał wyrok po myśli Kolei. Takie były narodziny Diabła Wyrok ów, precedensowy (Prawo USA opiera się na precedensie) nadał osobowość, PODSTAWOWA CECHĘ CZLOWIEKA abstrakcyjnemu tworowi: spółce. Dodatkowo z ustawowo ograniczoną odpowiedzialnością. Spółki nie można uwięzić, skazać na karę więzienia. Można jedynie wydać karę śmierci: ogłosić bankructwo spółki. JEJ zarząd żyje długo i szczęśliwie, czego i Państwu życzę. Potwór żyje. Europejski Trybunał sprawiedliwości w 2002r. stwierdził, że spółka założona w jednym kraju członkowskim musi być uznana w innym, aż wreszcie Konwencja z Lugano stanowi dla spółek WŁASNE PRAWO MIĘDZY- NARODOWE 13grudnia 2005r. Tu dodać należy, że kodeks Spółek/ kodeks-zbiór przepisów niemal a randze konstytucji/ wymaga od Prezesa Spółki działania dla osiągnięcia maksymalnego zysku przez akcjonariuszy spółki. Jeżeli tego nie robi podlega odpowiedzialności prawnej, odpowiada jak złodziej. W ten sposób CHCIWOŚĆ została podniesiona do rangi prawnej; grzech ciężki stał się cnotą kardynalną. Czy ktokolwiek z nas przyjaźni się z chciwcem? Wyjżyjmy przez okno Literatki: same spółki, ludzie tylko chodzą. To im wolno. Kiedy chciwy, bezduszny psychopata został uznany za równego Człowiekowi, spowodowało to degenerację Sądów. Sędzia nie rozważa już sporów między ludźmi tylko przestrzega procedury. Siłą rzeczy wydaje wyroki bezduszne. Chociaż człowiek, nawet murzyn, ma duszę. Tak przynajmniej uważał Sędzia Morrisom Waite Nie czytacie Państwo kacika dla obłąkanych. Zyjecie w obłąkanym świecie. Tomasz Piss PRAWDZIWY DŻENTELMEN NIE ZAPŁADNIA Przy legendarnym stoliku w Literatce podejmowane są rozmaite tematy rozmów prowadzonych przez szacowne grono Mędrców Wrocławskich. Oczywiście debaty Mędrców zazwyczaj dotyczą spraw zasadniczych, transcendentalnych, o zasięgu światowym a nawet wszechświatowym. Dyskusje zawsze są na najwyższym poziomie intelektualnym, przy zachowaniu olbrzymiej kultury słowa, skrzące się erudycją i dowcipem. Od czasu do czasu, w rozmowach owych, przewinie się motyw tzw. spraw damsko męskich. A tu niepoślednim zagadnieniem jest problem zachowania godnego dżentelmena. W jego kanonie zawarty jest imperatyw chronienia wybranki serca (i nie tylko) przed niepotrzebnymi kłopotami. Ujmijmy problem krótko: jak, nie pozbawiając się uroków życia, nie zwiększać niepotrzebnie populacji ludzkiej, która i tak rośnie w zastraszającym tempie. Problem ten ciekawi zwłaszcza młodszych akolitów z nabożnym szacunkiem przysłuchujących się uczonym dyskusjom. Co, rzecz to jasna, nie oznacza braku aktywności Mędrców, a zwłaszcza Ojców Założycieli, których sprawność na tym polu jest wręcz legendarna? Oni po prostu mają unormowane życie erotyczne i zawczasu pomyśleli o koniecznych krokach. Weźmy przykład z Najlepszych i przypomnijmy o kilku metodach zabezpieczenia się przed niechcianą ciążą. Zacznijmy od najpewniejszych. Jedyną metodą dającą 100 % pewności jest wyjazd na bezludną wyspę samemu. Ale, zdaje się, nie o to nam chodzi. Bądźmy, zatem mniej radykalni i zafundujemy sobie metodę pewną w ponad 99 %. Tabletki hormonalne. Jest to odpowiednio dobrana mieszanka hormonów, która poprzez rozmaite mechanizmy działania nie dopuszcza do zajścia w ciążę. Analogiczny zestaw hormonów i taki sam mechanizm działania mają plastry antykoncepcyjne. Ich zaletą jest omijanie przewodu pokarmowego i stosowanie raz w tygodniu.często kobiety boją się tych hormonów. Jednak dawka substancji czynnej w nowoczesnej tabletce jest minimalna. Dla porównania: w prawidłowej ciąży kobieta wydziela kilkusetkrotnie większą dawkę tych hormonów. Tabletki antykoncepcyjne mają tez sporo innych zalet. Czyżby same plusy? Niestety to nie jest tak. Jak każdy lek, tabletki antykoncepcyjne mogą mieć też działania niepożądane? Dlatego też jest tak dużo rodzajów preparatów by dobrać je indywidualnie dla każdej kobiety. Czasem jednak nie można dobrać odpowiedniej tabletki. Wtedy mamy kolejną, także pewną (niewiele mniej niż tabletki hormonalne) metodę: wkładkę domaciczną, zwaną w języku ludowym spiralą. Nowoczesne wkładki spirali w ogóle nie przypominają, najczęściej mają kształt litery T. Ta metoda antykoncepcji ma swoja długą i ciekawą przeszłość. Podobno już Nomadzi na pustyniach Arabii wkładali do macicy wielbłądzic kamienie by te nie zachodziły w ciążę. Widzę spory postęp dzisiejszej medycyny na tym polu. Olbrzymią zaletą wkładki jest to, że po założeniu można na 5 lat zapomnieć o problemie antykoncepcji. Oczywiście są też wady. Dlatego warto porozmawiać z rozsądnym specjalistą. Nie trzeba za to z nikim rozmawiać ( no, może poza partnerką) by stosować tzw. metodę barierową, czyli prezerwatywę. Poza, całkiem przyzwoitą skutecznością antykoncepcyjną, chronią też przed różnymi zarazami: od błahych swędzeń po śmiertelny AIDS. A pseudo argumenty przeciwników mówiących o braku 100% pewności ochrony są, delikatnie mówiąc, bałamutne. Nie ma postępowania terapeutycznego, leków czy metod leczniczych całkowicie pewnych i bezpiecznych. Poza tym mamy koło ratunkowe w razie pęknięcia prezerwatywy, czyli after morning pills, zwane niekiedy planem B.Pigułka taka, przyjęta do 72 godzin po stosunku ( najnowsze produkty wydłużają ten okres do 120 godzin, ale nie igrajcie z tygrysem) z wysoką skutecznością nie dopuszcza do zajścia w ciążę. Stosunkowo nową metodą, szybko zdobywającą popularność, jest pierścień dopochwowy z hormonami uwalnianymi miejscowo. Aplikacja (bez potrzeby wizyty u ginekologa) raz w miesiącu, mała dawka hormonów to poważne zalety. Przyznam się, że początkowo miałem ostrożny stosunek do tej metody wyobrażając sobie, że pierścień o średnicy ok. 5 cm może w tak delikatnych okolicznościach nieco przeszkadzać. Ale panie chwalą sobie ten sposób antykoncepcji. Będę jeszcze tylko musiał porozmawiać z ich facetami. Niekiedy pacjentki dopytują się o zastrzyki antykoncepcyjne podawane raz na trzy miesiące. Owszem istnieje i taka metoda. Ale obarczona jest kilkoma wadami i raczej ograniczona do określonych sytuacji ( np. karmienie piersią). Za to podobno doskonale sprawdza się w misjach na rozległych przestrzeniach Afryki, gdzie niekiedy kobiety mogą przyjść do lekarza tylko raz na 3 miesiące. Ale u nas chyba dostępność do służby zdrowia nie jest aż tak zła. Naturalne planowanie rodziny jest to metoda diagnostyczna określająca okresy płodności kobiety. Nie jest to metoda antykoncepcyjna, gdyż nie zapobiega zapłodnieniu ( anti conceptio - przeciw poczęciu). W określonych sytuacjach dobrze się sprawdza. Wymaga akceptacji abstynencji seksualnej w czasie pni płodnych. Problemem jest uporczywa żywotność tych skubanych plemników ( w sprzyjających warunkach nawet do 7 dni), czyli w praktyce pewne są tylko dni po owulacji. Niestety łatwo dostępne metody potrafią być omylne w określeniu momentu owulacji. Stany chorobowe, aktywne życie, przemęczenie, stresy itp. znacząco wpływają na zawodność metody. Jest ona lansowana ze względów ideologicznych, a nie jest dobrze mieszać ideologii z nauką. A na końcu o metodzie najbardziej zawodnej, a najczęściej stosowanej przez naszych Rodaków, czyli coitus interruptus. Jest ona tak popularna, że połowa dzieci rodzi się dzięki jej stosowaniu. Celowo napisałem metoda w cudzysłowie, gdyż stosunek przerywany jest to po prostu szczególnie marny sposób aktywności seksualnej i jeszcze marniejszy sposób na zapobieganie ciąży. Osobiście znam sporo o wiele ciekawszych rodzajów stosunków seksualnych, dających o niebo lepsze rezultaty antykoncepcyjne. Ale to już osobny temat, tym razem z zakresu seksuologii. dr Jacek Robaczyński 5

Strzęp epopei Za panowania króla Bronisława Ubogi szlachcic mieszkał pod Warszawą Nie pił, nie palił i przestrzegał prawa Pisywał wiersze (czasem i oktawą) Epoka nudna była, bo bezkrwawa Spokój gdzie spojrzysz, w lewo czy też w prawo W Polsce zaś, wiemy, gdy krew się nie leje Śmiało rzec można, że nic się nie dzieje Czasy więc były nad wyraz spokojne Choć w Sejmie nieraz poleciały pióra Toczono nawet polsko-polską wojnę Zagrzewał do niej niejeden szlachciura Na szczęście starcie to nie było zbrojne Bo zamiast szabel-farsa dość ponura Walczący krzyże dzierżyli i brzózki Wszystkiemu winien był jak zawsze Ruski Od lat, wiadomo, kraj nasz był folwarkiem Gdzie cham za grosze haruje aż skona Pan czasem świśnie mu batem nad karkiem I tak rozkwita ta wyspa zielona Etat jest cennym a rzadkim podarkiem Nie awansujesz wyżej ekonoma Jest sześć stadionów i dwie autostrady A lud czci Dziady i schodzi na dziady Aliści w kraju wieść się niosła chyża Szeptali o tym wieszcze i guślarze Że będzie kiepsko, bo kryzys się zbliża Więc nieco zbladły władców Polski twarze Poparcie dla nich mocno się obniża Jak wykazały niejedne sondaże Pomyślał szlachcic: teraz czas na księży W Polsce się kryzys pacierzem zwycięży I tak się stało, ksiądz się zjawił żwawo Wiodąc za sobą mokrawe stadko Różańcem machał przy tym jak buławą Obok niejeden znęcony posadką Rządową, w tłumie wołał: hura! Brawo! A więc wymiana elit pójdzie gładko Nowy pan chłopu powie: marnie płacę Ale się modlę i daję na tacę Tutaj pieśń przerwę. Co będzie z narodem Który przywódcę wybiera przy wódce Po czym wybory kończą się zawodem O tym się wszyscy przekonamy wkrótce Ciężko w tym kraju żyć, nie będąc płodem (Muszę zaznaczyć że rym wódce-wkrótce Hańba to moja oraz beznadzieja Z Waligórskiego ściągnąłem Andrzeja) Piotr Pio Ciesielski Olimpijska rudera Przez blisko 90 lat niewiele się na nim zmieniło. A właściwie zmieniło się, tyle, że na niekorzyść. Mogłem się o tym przekonać, kiedy w ręce wpadła mi pocztówka z początków lat trzydziestych ubiegłego wieku. Trochę starszy brat dorodnej córy niejakiego Maxa Berga, której na imię Hala Stulecia (lub, jak kto woli, Jahrhunderthalle), prezentował się elegancko, nawet dostojnie. Tak to sobie wykombinował jego twórca, inny breslauer owych czasów Richard Konwiarz. O tym, że kombinował nie najgorzej świadczył zdobyty przez Ryśka brązowy medal olimpijski w konkursie sztuki i literatury na igrzyskach olimpijskich w Los Angeles roku 1932. Dostał go za nowatorskie podejście do projektu areny sportowej Stadionu Olimpijskiego we Wrocławiu. Projektu, który umiejscawiał piękny obiekt z mojej pocztówki w dużym kompleksie, obejmującym m.in. boiska na tzw. Polach Marsowych, halę sportową oraz otwarte baseny. I nieprawdą jest, że stadion ochrzczono mianem Olimpijskiego, ponieważ wujek Adolf zamierzał na nim zorganizować igrzyska 1936 roku. Te od zawsze miały się odbyć w Berlinie, i tamże się odbyły. A co do wspomnianej nazwy, do dziś jest wiele teorii na ten temat, więc nie warto sobie tym d zawracać. Lekko zniszczony wojennymi działaniami, nie ucierpiał jednak na tyle, by można za wszystkie późniejsze nieszczęścia obciążać agresora i wybawców. To już była nasza, socjalistyczna robota, której kontynuatorami okazali się ci, co przypisywali sobie zasługi w obalaniu zbrodniczego systemu. Na początku lat siedemdziesiątych minionego wieku Olimpijski wraz z przyległościami dostał się w spadku Akademii Wychowania Fizycznego. Trudno zgadnąć, czyja to zasługa, faktem pozostaje, iż w 1978 roku wokół stadionu wybudowano cztery wysokie na 80 metrów maszty oświetleniowe o mocy 2800 luksów, co czyniło Olimpijski najjaśniej oświetlonym stadionem w Europie. Rok później właściciele zaszaleli jeszcze mocniej, bo zafundowali nowoczesne podgrzewanie murawy nie miało takiego żadne miasto w Polsce. Nie minęła dekada, i zaczął się proces rozpieprzania tego, co z takim trudem stworzono. Wpierw jednak obalono wieżę spadochronową, stanowiącą jedną z większych atrakcji Wrocławia, potem unicestwiono kompleks basenów. Lampy na masztach oświetleniowych wykruszały się, by osiągnąć moc 1400 luksów (czyli o połowę mniejszą, niż w momencie uruchomienia), zaś w 1987 roku zdechła podgrzewana murawa. AWF nie było stać na utrzymywanie przy życiu wspomnianych urządzeń, więc w kwietniu 2006 r. miasto odkupiło od uczelni stadion wraz z otoczeniem. Ale już wówczas Olimpijski stanowił obraz nędzy i rozpaczy. Lekko zdezelowane, wiecznie brudne foteliki, ciąg przegniłych ławek tworzyły widok, który w najmniejszym stopniu nie przypominał owego z pocztówki. Żużlowcy WTS-u, czyli Sparty z różnymi w różnych czasach dodatkami (ASPRO, Polsat, Atlas, obecnie Betard) nie pozwalali całkowicie zapomnieć o istnieniu rozpadającej się areny. Bo futboliści już dawno choć rozgrywano tam w przeszłości mecze międzypaństwowe skreślili Olimpijski ze swego kalendarza. Ale i dla wielkiego speedwaya we Wrocławiu przyszły ciężkie czasy. W 2007 odbyły się ostatnie zawody z cyklu Grand Prix, a przecież to w stolicy Dolnego Śląska zainaugurowano w 1995 indywidualne mistrzostwa świata w tej formule (wygrał Gollob), potem jeszcze ośmiokrotnie ścigali się we Wrocławiu najlepsi żużlowcy globu. Ktoś uznał, że wystarczy może i dobrze, bo jak długo można się kompromitować przed gośćmi zza granicy. To jednak nie był jeszcze koniec demontażu stadionu. Przed dwoma laty przebudowano tor, zmieniono jego geometrię kosztem boiska piłkarskiego, które od tego czasu nie spełnia wymogów FIFA, UEFA, a także rodzimej ekstraklasy. Czyli kopacze won z Olimpijskiego. Teraz ta arena znajduje się pod kuratelą instytucji, która jeszcze niedawno zwała się Młodzieżowym Centrum Sportu. Obecnie to już Wrocławskie Centrum Sportu, Hippiki i Rekreacji pod światłym przywództwem wafla prezydenta Dutkiewicza, specjalisty od deweloperki J. Pękalskiego. Po facecie, twórcy owego tworu można się spodziewać wszystkiego (niestety, nie dobrego), więc może wykorzysta obiekt słusznie nazwany przez jednego ze znanych wrocławskich dziennikarzy Skansenem Olimpijskim (takiej oficjalnie używa nazwy, anonsując imprezy rozgrywane na stadionie) jako naturalny tor przeszkód. Wszak to także Centrum Hippiki, chyba, że chodzi o zasygnalizowanie, iż Pękalski i włodarze miasta postanowili robić wszystkich w konia. Piłkarze są persona non grata, wyznawcy Jehowy, którzy organizowali tam swoje spędy przenieśli się na nowy Stadion Miejski, pozostali więc jedynie żużlowcy. Remontować niczego nie trzeba, bo 2-3 tysiące widzów na meczach ligowych zmieści się w dwóch sektorach. A mogło być jeszcze gorzej, bowiem żużlowcy Betardu Sparty rzutem na taśmę uratowali ekstraligowy byt. Ich forma przez znaczną część sezonu 2012 była adekwatna do imponującego wyglądu areny, na której się ścigali. Prezydent Dutkiewicz marzy jednak o tym, by Olimpijski na przekór Adolfowi H. stał się takowym nie tylko z nazwy. Dlatego chce na nim zorganizować kilka konkurencji przyznanych Wrocławiowi igrzysk dyscyplin nieolimpijskich, np. pici polo, pchełki wysokogórskie, rugby stuosobowe, ale i żużel. To zaś zmusi włodarzy miasta do zainwestowania w remont obiektu. Tylko, kto go przypilnuje, skoro najbardziej zaufanego człowieka wysłał p. Rafał na zieloną trawkę. Chyba, że powoła kolejną spółkę. Bo to władcom ratusza wychodzi nadzwyczajnie. Waldemar Niedźwiecki Przerwa na reklamę Gdy coś reklamuje Chuck Ja tej firmie mówię fuck 6

TRAKTAT Każdy chce wejść do Historii, najmniejsza ptaszyna (oj, bo się wzruszę),jeż, kura, robaczek najdrobniejszy, ot, choćby ogólnie pogardzany owsik, chętniej wszedłby do historii niż do miejsca wyznaczonego mu przez Mać Naturę. Skoro chce owsik, pragnę i ja. Nie posiadam jakichś szczególnych zdolności (szczerze mówiąc, wogóle niewiele posiadam), nie znam się na prawie, medycynie, polityce, propedeutyce filozofii, Kant mnie śmieszy, Hegel nudzi, za posłem Cymańskim intelektualnie nie nadążam, nabyta głuchota powoduje, że kompletnie nie wiem co z telewizora mówi do mnie Pan Ryszard Czarnecki (nad czym boleję, łzy roniąc), no, ogólnie nędzna ze mnie istota. Co mi zatem zostało? Opierać się na autorytetach uznanych mi zostało. Oparłem się więc na wybitnych dziełach uznanych autorytetów - Pierre Thomasa Nicolasa Hurtaut (cholera wie jak się to czyta), oraz J.L.Doussin-Dubreuila (a niech to). Pierwszy autorytet napisał dzieło pt. Niebezpieczeństwa onanizmu, drugi natomiast mistrzowskim piórem spłodził Esej Teoriofizyczny i Metodyczny Sztuka Pierdzenia. Aczkolwiek obydwa tematy liznąłem empirycznie, była to jednak wiedza trywialna, pozbawiona naukowego warsztatu. Aliści, jako Azjata z urodzenia, zatem osobnik podstępny, zauważyłem że uwadze uczonych uszła tak ważna dla rodzaju ludzkiego czynność smarkania. I również tym razem inspiracją były mi autorytety najwyższych lotów, polscy piłkarze mianowicie. Zauważyłem otóż, że niekwestionowane gwiazdy światowego futbolu, jakimi bez najmniejszych wątpliwości są nasze orły, wchodząc na arenę swoich gladiatorskich popisów, przyklękają, żarliwie się żegnają (widać czują co ich czeka) i już po chwili oddają się czynności smarkania na arenę jak wyżej. Jest to nowa świecka tradycja, wzbogacona o elementy religijne, co powinno być inspiracją dla zgromadzonych na trybunach dżentelmenów. I jest inspiracją! Oto po wielu meczach widzowie z upodobaniem opluwają swoich pupili, a co bardziej wrażliwi wysyłają w ich kierunku bogate w żelatynę smarki. Mało tego, również liczni w lidze cudzoziemcy, idąc za przykłądem naszych chłopców, z ochotą oddają się smarkaniu na murawę, uznawszy widać, że jest to staropolska, szlachecka tradycja. Miło pomyśleć, że w ten sposób ubogaciliśmy sportowe widowisko i rozławiliśmy imię Polski w świecie. Co by tu jeszcze, bo jest w czym wybierać... S.S. Goniec Naczelny JATKI, czyli jak sprzedawać sztukę. Wrocław ma miejsce dla sztuki. I tak jest, i to dobrze. Historycznie ma to wszystko przecież sens. Od zawsze handlowano tam sztuką. Co prawda raz była sztukamięs, a dziś sztuka malarzy, rzeźbiarzy czy szklarzy. Ku pamięci zwierząt rzeźnych, konsumenci wybudowali im pomnik, a nawet pomniki. Zwierzęta są głaskane i dosiadane nie tylko przez dzieci. Najdziwniejszym z nich jest jajo. To chyba jedyny pomnik pamięci jajowych ofiar pożartych przez wygłodniałych mieszczan. Nieprzystojnie acz wspaniale prezentuje się też pomnik kozich bobków, odlanych wszak ze szlachetnego brązu. Jatka to pierwotnie namiot, później buda, kram. Od późnego średniowiecza kojarzone są przede wszystkim z jatkami mięsnymi. Wydany na mięsne jatki, to jest opuszczony. Król Stefan Batory w rozmowie z Andrzejem Opalińskim, który zaproponował jednego z bratanków królewskich na kandydata do polskiej korony odrzekł: Wszedłbym sam w najnędzniejszy czyściec, by mi nie szło o sławę, puściłbym to królestwo, a miałbych na takie jatki synowca dać? Batory mówiąc o jatkach nawiązał do sporów politycznych toczonych na sejmach. Jeszcze u Jana Nepomucena Potockiego czytamy: zdybawszy dziada przy drodze w jacie. Na naszych Jatkach dziadów już nie uświadczysz, chociaż... Odwiedzając Jatki nie można pominąć tablicy Ku czci działań na prostych liczbach sławnego wrocławskiego twórcy Eugeniusza Geta-Stankiewicza, na której możemy się przekonać, że 1+1=2 Na Jatkach zamieszkał też kolejny wrocławski krasnoludek Rzeźnik. Dzierży dumnie toporek i kawał mięsa z kością. Pilnuje bramy do niewielkiej, acz własnej piwniczki. Musimy pamiętać, że dawnymi czasy to kramy mięsne były jedną z podstaw dobrobytu naszego miasta, ważnym źródłem książęcych dochodów i miejscem, gdzie zrodziły się fortuny wrocławskich patrycjuszy. Mamy nadzieję, że podobny los czeka właścicieli obecnych galerii sztuki aktualnej i współczesnej mieszczących się na Jatkach. Wszak człowiek nie samą sztuką mięsa żyje. Jak rzyć? Sztuką dzieła, dziełem Sztuki drogie Panie i drodzy Panowie... jatkami sztuki! Igor Wójcik obecny właściciel kramów nr 12 i 13 Rys. Krzysztof Truss UWAGI GOŃCA NACZELNEGO Kiedy już redakcja dokonała brutalnej ingerencji w znakomity tekst Igora Wójcika, bezczelnie go cenzurując, wystraszyła się i do tej pory trzęsie się ze strachu. Skróty których dokonano mogą u szanownego Autora spowodować frustrację, a wiadomo do czego jest zdolny sfrustrowany malarz. Przypomnę zatem, że malarzem był pewien Austriak o imieniu Adolf, Rydz Śmigły i Eligiusz Niewiadomski. Strach się bać... Rys. Tomasz Broda Wielki wrocławski ninja 7

Kącik poetycki wal się powiedziała do kamienia na kamieniu Tomasz Majeran Lepiej ćwiczyć mięśnie Kegla Marcin Świetlicki Niż czytać Hegla prof Mariusz Czubaj Rys. Krzysztof Truss Kopytko, które leczy. Z satysfakcją i radością informujemy Czytelników, że otrzymaliśmy pierwszy list. Autorka jest absolwentką Wyższej Szkoły Zarządzania Zasobami Intelektualnymi w Kolbuszowej (podkarpackie). Znanego bioenergoteraputy Jerzego Matysiaka ps. Koń Rys. Nicol Nascov Pszeczytałam żem waszo gazete o Rzyci i pisze. matko jedyna co to sie porobiło i kary na was nie ma ale ona pszyńdzie prendzy abo jeszcze prendzyj. Jak można bez wstydu pisać do młodych bez przerwy o ruch (ocenzurowane) i wogule innych świństfach świńskich. No co to sie porobiło ja po nocach spać nie moge jak wtedy kiedy pluskfy były i inne robaki. U nasz to takie były wielkie że nie wiem co ale żeby pisać o tym ruch (ocenzurowane) i tyj witrojni to świat sie konczy ale to juz niedługo byndzie bo hindusy napisały że koniec świata blisko i antychryst s koso stoi i wygubi was do imentu czego i wam życze. Ja sie was nie boje bo swoje wiem i mam odwage. Nic nie zrobiom takie wyżutki bo za nami siła stoi i nie tylko a was wygubi zaraza czego wam s całego serca rzycze. Ja tam serce mam chore na chorobe od serca ale mam siłe rzeby sie waszej zguby doczekać. I żeby to was góbicieli młodzieży naszej szlak troisty trafił chociaż ja kobieta dobra jezdem co cud. Wszystkie moje znajome i ludzie nawet co mnie mało znajom tak myślom i jak to może być żeby babóf jak krowy albo inne zapószczać. Ja swuj rozumam i wiem że som takie baby w mieście co to wolom z maszynom albo cóś gorszego i jak tak można żeby dzieci sie rodziły z rurki śklanej. Kończyć musze bo serce mnie tak nad niedolo rozbolało że musze kónczyć. I jeszcze wam rzycze niech was szlak i zaraza troista albo mór i horoba. A jakby ście sobie myślały że was szanuje to nijak. I sie was nijak nie boje dlatego sie bez strachu podpisuje jako Martyna. PS. I zrupta cóś z tymi homosocyjalistami. Chłopy majom nas żywiom i broniom, ale żeby dwuch razem ten tego to jak to tak wstyd i skaranie. Gazeta nieobliczalna Cały Goniec: Stanisław Szelc Vice Goniec i Redaktor odpowiedzialny: Maciej Żurawski I sekretarz redakcji: Stanisław Pelczar II sekretarz redakcji: Janusz Domin Redaktor graficzny: Nicol Nascov Skład i łamanie: Bartosz Harlender Stali współpracownicy: Tomasz Broda, Krzysztof Truss, Artur Andrus, Krzysztof Daukszewicz, Tomasz Piss, Rafał Bryndal, Artur Kusaj... Redakcja serdecznie przeprasza panią Ewe Nowel za przekręcenie nazwiska w pirwszym numerze gazety Jak Rzyć. Realizacja wydawnicza: Oficyna Wydawnicza Atut, Wrocławskie Wydawnictwo Oświatowe ul. Kościuszki 51a, 50-011 Wrocław, tel. 71 342-20-56...58, fax 71 341-32-04; http://www.atut.ig.pl, e-mail: oficyna@atut.ig.pl 8