Relacje: Józef Podgóreczny ciwgazowe. Nad ranem ustały całkowicie pojedyncze strzały i wtedy to chłop, który wiedział o grupie żołnierzy będących obok jego zabudowania, przyszedł i oznajmił nam, że jest zawieszenie broni, że gen. Kleeberg z generałami niemieckimi postanowili o zawieszeniu broni. Był to 7 X 1939 r., gdzie prawie przez cały dzień wojsko wychodziło wielkimi grupami i poddawało się do niewoli. Z miejscowości, której nazwy nie pamiętam, zorganizowali Niemcy dwie kolumny i przez całą noc maszerowaliśmy do Dęblina pod strażą pieszych Niemców oraz jadących konno na koniach zdanych przez szwadron Centrum Wyszkolenia Kawalerii z Grudziądza. Z Dęblina przewieziono nas transportem do Radomia. Mój pobyt w Radomiu trwał do końca października i pewnego dnia zorganizowano nas na transport i wywieziono do Niemiec. Podróż trwała dzień i noc i w drugim dniu pod wieczór wyładowano nas w Luckenwalde Stalag IIIA. W Stalagu przebywałem do września 1940 r. Od września 1940 r. przebywałem na tzw. Arbeitskomando pod nadzorem wojskowym w przedsiębiorstwie i [byłem] zatrudniony przy różnych pracach fizycznych. W sierpniu 1942 r. pozostawałem nadal w przedsiębiorstwie w miejscowości Jüterbog na pracach przymusowych pod nadzorem policji. W kwietniu 1945 r. oswobodzony przez Armię Radziecką wracam do rodziny, skąd w 1939 r. wyjechałem na wojnę. Oryginał, rękopis; CAW, Kolekcja Kleeberczyków, rel. nr 282/292 251. Ppor. rez. Józef Podgóreczny, dowódca 3 kompanii strzeleckiej samodzielnego batalionu 79 pp. Od Słonimia do Woli Gułowskiej, Bydgoszcz, lata 70. [ ] 343 Rozkaz mobilizacyjny wręczono mi 29 VIII podczas uroczystości oddania do użytku nowo wybudowanego gmachu siedmioklasowej Szkoły Powszechnej w Zaostrowieczu na Nowogródczyźnie. Byłem kierownikiem tej szkoły i od kilku lat zabiegałem o tę budowę. Niestety nie mogłem ani jednego zajęcia poprowadzić w nowym gmachu. Niewiele mi pozostało czasu na przekazanie służbowych obowiązków i pożegnanie się z rodziną. 343 Pominięto fragment dotyczący przedwojennej pracy zawodowej i służby autora. 509
SGO Polesie w dokumentach i wspomnieniach Zgodnie z rozkazem mobilizacyjnym w jak najkrótszym czasie trzeba się było zgłosić do Ośrodka Zapasowego 20 Dywizji Piechoty w Słonimiu. 1 IX w Ośrodku Dywizyjnym zastałem już duży ruch. Mobilizacja kierowała do Słonimia rezerwistów zarówno z Nowogródczyzny, jak i z Pomorza, Wielkopolski i Polesia. Po załatwieniu formalności otrzymałem przydział do batalionu piechoty, który miał być sformowany pod dowództwem mjr. Michała Bartuli, oficera służby czynnej z 79 pp. Po zameldowaniu się u mjr. Bartuli otrzymałem rozkaz włączenia się do pracy nad organizowaniem nowego batalionu z rezerwistów 80 i 79 pp, w połowie pochodzących z zachodnich stron Polski, a druga połowa z Polesia i Nowogródczyzny. Formowanie miało odbywać się w koszarach 79 pp, ale gdy 3 IX miasto zostało ostrzelane z broni pokładowej Luftwaffe, w nocy wyprowadziliśmy żołnierzy do wsi Żyrowice pod Słonimiem i rozlokowaliśmy ich po stodołach. Do 9 IX z kadrą podoficerską dokonaliśmy podziału na kompanie i plutony, a po południu prowadzone były wstępne ćwiczenia. 9 IX wieczorem batalion powrócił do koszar, został umundurowany i uzbrojony oraz zaopatrzony w sprzęt bojowy. Przez następny dzień trwały uzupełnienia i poprawki. Kadra oficerska składała się z trzech oficerów służby stałej: mjr Michał Bartula, dowódca baonu, kpt. Paweł Wacławowicz, zastępca dowódcy (obaj z 79 pp) 344, i ppor. Bronisław Ratułowski (z 80 pp oficer zapasowy), reszta oficerów (porucznicy i podporucznicy) z rezerwy w większości pochodzący z Warszawy, kadra podoficerska z obu pułków zawodowi, podchorążowie rezerwy w większości z Nowogródczyzny i Polesia, przeważnie nauczyciele. Adiutant batalionu i dowódcy kompanii [to] porucznicy, dowódcami plutonu [byli] podporucznicy i starsi podchorążowie, zastępcami dowódców plutonów podoficerowie i młodsi podchorążowie rezerwy. Ja zostałem jako oficer w zapasie. Batalion otrzymał nowe, jednolite umundurowanie, ale wyposażenie bojowe nie było kompletne, np. tylko część żołnierzy w kompaniach strzeleckich otrzymała bagnety, brak było opatrunków osobistych i metryczek śmierci, żaden z oficerów nie otrzymał broni krótkiej. Wieczorem mój pułk wojenny został załadowany do pociągu towarowego i przez Baranowicze, Brześć n/b. skierowany do Warszawy. Nie dojechaliśmy, 11 IX o świcie nasz pociąg zatrzymał się na stacji kol. Orańczyce. Nagle nad pociągiem pojawiły się samoloty hitlerowskie, obrzuciły stację kolejową i sąsiednie zabudowania bombami, które nie spadły na pociąg. Żołnierze zaalarmowani opuścili wagony i skryli się w lesie. Batalion nie poniósł strat w ludziach, jedynie w sprzęcie. Jednak dalsza podróż pociągiem była niemożliwa wobec zniszczenia lokomotywy i torów kolejowych. Po zorganizowaniu taboru z jednokonnych furek poleskich batalion dalej ruszył pieszo. Tabor ciągnący się długim wężem był poważną przeszkodą w manewrowaniu batalionem. Ponieważ niebo od początku było patrolowane przez nieprzyjacielskie samoloty, batalion mógł poruszać się tylko nocami, i to lasami. Wkrótce stwierdziliśmy, że na północnym Polesiu, którędy się posuwaliśmy, działała już hitlerowska partyzantka, wspomagana przez Ukraińców. W dzień batalion prowadził rozpoznanie okolicy, w nocy posuwał się marszem ubezpieczonym. Nie było map tego terenu i trzeba było korzystać z miejscowych chłopów jako przewodników, którzy świetnie orientowali się w terenie i drożynach leśnych. 510 344 Kpt. Wacławowicz podaje w swojej relacji, że był dowódcą kompanii. Ponieważ był najstarszym stopniem, po mjr. Bartuli, oficerem batalionu, jest naturalne, że oficerowie rezerwy uważali go za zastępcę dowódcy.
Relacje: Józef Podgóreczny Batalion maszerował w kierunku Kobrynia. 11 IX 1939 r. rozkaz operacyjny Naczelnego Wodza wyznaczył gen. bryg. Franciszkowi Kleebergowi zadanie zorganizowania od północy osłony odwrotowi całości wojsk polskich, wycofujących się w kierunku płd.-wsch. W tym celu generał zorganizował Samodzielną Grupę Operacyjną Polesie, która liczyła ok. 15 000 żołnierzy różnej broni, i zgrupował ją pod Kobryniem i tam stoczył bój z hitlerowcami. Po tej walce SGO Polesie przeprawiła się przez Bug. Batalion mjr. Bartuli dołączył do SGO Polesie i otrzymał przydział do Dywizji Kobryń, dowodził nią płk Adam Epler. 12 IX dywizja zaczęła przygotowywać linię obrony nad Kanałem Bony Muchawcem. Nasz batalion objął pozycję na wschodnim skrzydle dywizji w Kamieniu Szlacheckim i Piaskach Luterskich. 19 IX o świcie batalion został odwołany znad Kanału Królewskiego i przesunął się do rejonu na południe od Sławek. Tam batalion został wzmocniony działonem artylerii 75 mm. 18 IX hitlerowcy natarli na Kobryń, ale wzięci ogniem z dwóch stron zostali zmuszeni do wycofania się. Samodzielny batalion piechoty mjr. Bartuli nie brał udziału w tej bitwie, jedynie wysłał patrole zwiadowcze, które były w styczności ogniowej z nplem. W tym dniu wieczorem doszła do nas wiadomość o przekroczeniu granicy wschodniej przez oddziały Armii Czerwonej. Wiadomość tę przynieśli rozbrojeni żołnierze. Do tego czasu nasz zorganizowany batalion stykał się z żołnierzami (z bronią i bez) uciekającymi z zachodu, od tego czasu grupy żołnierzy wycofywały się w odwrotnym kierunku. Powstał niesamowity chaos. Ta sytuacja nie oddziaływała korzystnie na zwarte oddziały, walczące nadal z najeźdźcą. Zarządzono tego dnia wieczorem zbiórki w kompaniach i ich dowódcy oświadczyli żołnierzom, że ci z nich, którzy pochodzą z województw wschodnich, jeżeli zechcą, mogą opuścić szeregi i powrócić do domu. Zgłoszeń było kilka, chociaż ok. 25% stanu batalionu pochodziło z tamtych terenów. Żołnierze ci nadal pozostali w batalionie i przykładnie pełnili swe powinności. Sytuacja na wschodzie skłoniła generała do przesunięcia swoich sił. Dywizja Kobryń w nocy z 18 na 19 IX została przesunięta do lasów dywińskich. Batalion mjr. Bartuli zajął lasy piwońskie, a następnie okolice Ratna. W Piasecznie 3 kompania strzelecka stoczyła walkę z dywersantami, których rozproszono, ale były straty, m.in. został ranny dowódca 3 kompanii por. Zygmunt Liciński, a jego miejsce zająłem ja. Nie było dnia, by patrole wysłane z batalionu nie były ostrzelane na ziemi czy z powietrza. 22 IX batalion otrzymał nowe zaopatrzenie amunicji z magazynów wojskowych w Małorycie. 24 IX Dywizja Kobryń została skierowana w rejon Krymna. Nasz batalion przeprawił się przez Bug pod Włodawą mostem zbudowanym przez saperów. Inne oddziały przeprawiły się przez most kolejowy koło Orchowa. Tam spotykaliśmy Straż Obywatelską, która czuwała nad przeprawą, została ona zorganizowana na zarządzenie gen. Kleeberga. Byli to przedstawiciele władzy administracyjnej, którą powołano na polecenie generała. Na postoju w nocy z 27 na 28 IX Dywizja Kobryń zatrzymała się w Adampolu, nasz batalion w Suchej. Tam doszła nas wiadomość o nowej reorganizacji SGO Polesie. Dywizja Kobryń otrzymała nomenklaturę 60 DP. W jej skład weszły: 182 pp, 183 pp i 184 pp. Dywizja miała 8 batalionów piechoty, oddziały dyspozycyjne (kawaleria dywizyjna, oddziały zwiadowcze, komp. strzel., komp. ckm, komp. łącz., zmot. komp. saperów i służby). Nasz batalion wchodził w skład dywizji jako 179 pp. 29 IX dalszy marsz zreorganizowanej dywizji odbywał się przez Żuków Opole Jabłoń na Milanów. 1 X zatrzymała się nad rzeczką Bystrzycą w rej. Kraszew Wola Osowińska Borki, 511
SGO Polesie w dokumentach i wspomnieniach 512 a nasz batalion stanął w Sitnie i wysłał zwiady w kierunku Radzynia, zamykając w lesie duchty przy drodze Hordzieżka Gułów. Parę słów o marszu batalionu po opuszczeniu rozbitego transportu kolejowego na st. Orańczyce. Posuwaliśmy się dróżkami leśnymi i polnymi, również dlatego że szosy były zapełnione uchodźcami z Pomorza i Wielkopolski oraz limuzynami oficerów sztabowych i wysokich urzędników państwowych. Wszystko to uciekało w stronę Rumunii. Wojsko w zwartych oddziałach odczuwało szczególnie brak chleba, uciążliwe i denerwujące marsze nocne. Pod względem wytrzymałości fizycznej najlepiej prezentowali się żołnierze z Polesia i Nowogródczyzny. Byli to wspaniali żołnierze. Odpoczynek w dzień był często przerywany alarmem. Od 17 IX batalion posuwał się luką między Sowietami i Wehrmachtem. Towarzyszyły nam strzały, huki armat oraz zaskoczenia dywersantów, którzy najczęściej atakowali oddziały tylne zabezpieczające siły główne. W nocy świeciły nam łuny palonych wsi. Żołnierze początkowo samowolnie oddalali się od oddziałów podczas postoju, na własną rękę szukając chleba. Oddaleni od oddziałów padali zabici przez dywersantów. To ostrzegło innych, by się samotnie nie oddalać od oddziałów. Batalion na swej drodze marszu spotykał rozbite lub rozbrojone oddziały. Żołnierze prosili o przyjęcie ich do batalionu, by nadal walczyć. Mjr Bartula nie reflektował na przypadkowe zwiększenie stanu batalionu. Raz, że nie mieliśmy zapasowej broni, a po drugie nie chciał przyjmować niepewnego elementu. Wyjątkowo godził się na przyjęcie, gdy zgłaszał się specjalista (celowniczy, strzelec wyborowy, zwiadowca) i gdy ktoś z kadry batalionu potwierdził jego tożsamość. Dlatego mimo trudnych warunków marszowych i bojowych oraz głodu i nielicznych strat w ludziach mieliśmy nadwyżkę stanu batalionu. Batalion przed wyjazdem ze Słonimia otrzymał kilka zaplombowanych pak, które należało otworzyć tylko przed bezpośrednim spotkaniem się z nplem. Okazało się, że były to karabiny ppanc., które nam się dobrze przydały w zwalczaniu czołgów. Wypróbowaliśmy je już pod Ratnem. Była to broń precyzyjna i bardzo skuteczna. Hitlerowcy nad polskimi oddziałami nie górowali ilościowo, ale posiadali broń lepszej jakości. Pod tym jednym względem myśmy mieli przewagę. Po kapitulacji hitlerowcy bardzo poszukiwali tych karabinów ppanc. Wiadomość o kapitulacji Warszawy doszła do nas w lasach adampolskich. Do szeregowych wiadomość ta doszła drogą nieoficjalną przez uciekinierów, wiadomość tę potraktowali jako pogłoskę puszczoną przez dywersję i każdorazowo [o niej] meldowali, wskazując roznosicieli tych pogłosek. Trzeba stwierdzić, że duch wśród żołnierzy SGO Polesie mimo rozbitków i sytuacji, jaką widzieliśmy wokół siebie, był znakomity. Batalion miał w swej obsadzie żołnierzy służby czynnej, dobrą kadrę i młodszych rezerwistów, żołnierze chcieli się bić z wrogiem. Batalion 1 X zamykał drogę z Hordzieżki do Gułowa. Hitlerowska 13 DPZmot dowodzona przez gen. [Paula] Otto uderzyła na Serokomlę w marszu z Dęblina. 2 X walki zaczęły się na szosie Charlejów, hitlerowcy zostali odrzuceni, pozostawiając zabitych rannych i tracąc jeńców. Walki przesunęły się w okolicę Kocka. 60 DP prowadziła rozpoznanie na Dęblin. Nasz batalion na swoim przedpolu zwalczał patrole motocyklowe. Sztab dywizji kwaterował na stacji kol. Krzywda. Dywizja kawalerii gen. [Zygmunta] Podhorskiego ubezpieczała dywizję od południa w kierunku na Ryki. Walki z Kocka przesunęły się w stronę Woli Gułowskiej, która do godz. 15 była w polskich rękach.
Relacje: Józef Podgóreczny Po godz. 15.00 hitlerowcy wdarli się do wschodniej części wsi i po gwałtownych walkach opanowali centrum wsi, cmentarz i kościół. Walka w nocy na bagnety wyrzuciła Niemców ze wsi, ale po północy, wobec silnego ognia artylerii, polskie oddziały musiały wieś oddać w ręce wroga. Po obu stronach straty były znaczne. 4 X trwały boje o Konorzatkę i Serokomlę oraz w Adamowie i Woli Gułowskiej. Hitlerowcy zostali wyrzuceni z Woli Gułowskiej, ale po pewnym czasie ponowili natarcie i w nocy wdarli się do Woli Gułowskiej. Samodzielny batalion mjr. Bartuli cały nie brał udziału w walce, tylko jego poszczególne oddziały i w nocy z 4 na 5 X był w drugim rzucie. Świt 5 X zastał cały batalion na skraju lasu przed Wolą Gułowską. Otrzymał rozkaz, by w tym dniu wyrzucić hitlerowców z Woli Gułowskiej i utrzymać wieś. Tymczasem hitlerowcy wprowadzilinowe jednostki do walki: wieś była broniona przez 29 DPZmot od strony Żelechowa, a od Adampola zbliżyła się 13 DPZmot To wszystko odbywało się na froncie 60 DP. Przed lasem do wsi rozpościerało się ściernisko, jedynie na lewo było kartoflisko. Na skraju lasu mjr Bartula zarządził odprawę dowódców kompanii i samodzielnych plutonów. Oto jego słowa do nas: Otrzymaliśmy rozkaz wyrzucenia wroga ze wsi, która leży przed nami. Hitlerowcy w nocy wyrzucili spieszonych ułanów i zagrodzili nam drogę, a my innej nie mamy i nasz batalion musi ją otworzyć. Na prawo od nas naciera 184 pp. Batalion do natarcia wyruszy w ugrupowaniu: 1 komp. strzel. pod dowództwem por. [rez. Józefa] Aleksandrowicza na prawym skrzydle i utrzyma łączność ze 184 pp, od niej w lewo, w kierunku na kościół 2 [kompania] strzelecka pod dowództwem por. Władysława Smoleńskiego, 3 kompania pod dowództwem por. Podgórecznego zostaje w drugim rzucie do mojej dyspozycji i posuwa się za mną, moje stanowisko dowodzenia na styku 1 i 2 kompanii 345. Czy są pytania?. Ktoś zapytał: A co robi batalion po zdobyciu wsi? Tam otrzymacie dalsze rozkazy odpowiedział mjr Bartula. Oddaliliśmy się do swoich oddziałów, by je ustawić do natarć. Gdy kompanie zajmowały stanowiska pod kierunkiem adiutanta batalionu por. Tytusa Wilskiego, wydałem wskazówki dowódcom plutonów 3 kompanii. Wówczas zbliżył się do mnie mjr Bartula i wydał mi jeszcze jeden rozkaz: Por. Podgóreczny, lewe skrzydło batalionu nie ma z nikim łączności, brak rozeznania, co tam się dzieje, proszę go zabezpieczyć, bym nie dostał flankowego ognia podczas natarcia batalionu. Był to ostatni rozkaz, jaki otrzymałem od swego dowódcy. 3 kompania przesunęła się lasem w lewo i korzystając z wgłębienia terenowego (i kartofliska), wysunęła się znacznie naprzód od formującej się na prawo tyraliery. Nagle pluton natknął się na gniazdo ckm-ów npla, które przygotowywało się do flankowego ognia na naszą tyralierę. Dowódca plutonu ppor. Jerzy Czapnik z półplutonem wykonał manewr okrążający gniazdo km-ów i zaatakował npla, który się poddał, a reszta piechoty Wehrmachtu cofała się w kierunku wsi wzdłuż drogi Adamów Gułów. Stało się to bardzo szybko, ale pluton ten poniósł znaczne straty, kilku zabitych i rannych, w tym również ppor. Jerzy Czapnik 345 Numeracja kompanii ustalona przez J. Podgórecznego na podstawie własnych wspomnień oraz relacji innych oficerów batalionu odbiega od podawanej w pracach L. Głowackiego i J. Wróblewskiego, według której kpt. Wacławowicz był dowódcą 1 kompanii, 2 dowodził ppor. Podgóreczny, a 3 por. rez. Władysław Smoleński. 513
SGO Polesie w dokumentach i wspomnieniach i zastępca dowódcy plut. sierż. pchor. Balcerski śmiertelnie ranni, po wycofaniu się i dojściu do brzegu lasu obaj zmarli z ran. Jeńców skierowałem do sztabu dywizji i ruszyliśmy dalej. Po rozejrzeniu się w sytuacji zauważyłem, że nasza tyraliera została ogniem artylerii i bronią maszynową bijącą ze wsi przykuta do ścierniska mniej więcej w połowie drogi do wsi. W tym momencie dopadł mnie łącznik batalionowy z rozkazem ze sztabu dywizji, bym udał się natychmiast na punkt dowodzenia batalionu i objął dowodzenie, gdyż mjr Bartula poległ, a ranny kpt. Wacławowicz opuścił pole walki. Zdałem kompanię i popełzłem za łącznikiem. Do punktu dowodzenia batalionem dotarłem z trudem, gdyż wyborowi strzelcy ukryci na wieży kościoła i innych punktach dominujących wsi skutecznie razili nas swoimi strzałami. Mieli dobry wgląd w nasze pozycje. Mjr Bartula poległ przy aparacie telefonicznym, gdy relacjonował sztabowi 60 Dywizji ciężką sytuację swego batalionu. A sytuacja była ciężka. W połowie drogi do wsi tyraliera została przyduszona ogniem artylerii i ciężkiej broni maszynowej. Mimo usiłowania dowódców kompanii i plutonów nie można było jej poderwać do dalszego natarcia. Połączyłem się telefonicznie ze sztabem 60 Dywizji i zażądałem wsparcia artylerii, a przede wszystkim ostrzelania wsi. Zanim artyleria się odezwała, nasz działon artylerii ppanc. oddał parę strzałów do wieży kościelnej i uciszył dokuczających tam hitlerowców. Była to samorzutna inicjatywa ppor. [Bohdana] Bobiatyńskiego 346. Wówczas podniosła się nasza tyraliera i teraz błyskawicznymi skokami ruszyła do wsi. Widziałem dokładnie, jak ją prowadzili dowódcy kompanii 1 i 2 por. Smoleński i Aleksandrowicz. Swoim przykładem, mimo morderczego ognia, uchwycili krańce wsi i wkrótce uderzyli na hitlerowców bagnetami. Ci nie wytrzymali naszego ataku na bagnety i pośpiesznie zaczęli uciekać ze wsi i wówczas dostali się pod ogień własnych ckm-ów, zdobytych przez 3 kompanię. Wieś było zdobyta. Zanim doszedłem do skraju wioski, na wieś spadła lawina ognia artyleryjskiego. To artyleria hitlerowska otworzyła ogień zaporowy we wsi, by powstrzymać nasz pościg za uciekającą piechotą niemiecką. Skutki tego ognia artylerii były dla nas ciężkie. Już po zwycięstwie we wsi, w okolicy kościoła zginęli: por. Smoleński, por. Aleksandrowicz (zginął na prawym krańcu wsi), adiutant batalionu por. Tytus Wilski, dowódca komp. por. [Józef] Skarbek Kruszewski, ppor. [Zygmunt] Waleszyński, dowódca plutonu zwiadowców, i inni. Zwycięstwo było pełne, gdyż oprócz jeńców zdobyto również sporo broni i innego sprzętu, ale straty naszego batalionu były bardzo wysokie. Batalion nie był zdolny do dalszej walki. Również 184 pp zajął wyznaczone pozycje na prawo od Woli Gułowskiej. Nasz batalion jeszcze przed wieczorem został wycofany z Woli Gułowskiej. Po zluzowaniu nas resztki batalionu wycofywały się przez pobojowisko. Dałem rozkaz, by zabrać rannych z pola walki, a poległym zabrać dokumenty, pozostawią kartkę z nazwiskiem zatkniętą w mundur. Po powrocie do lasu, skąd rano wyszliśmy do natarcia, i po oddaniu rannych pod opiekę lekarza batalionu ppor. lek. [Wacława] Grossglika zacząłem sporządzać listę poległych i sprawdzać z zastępcami dowódców kompanii stan batalionu. Od tej roboty zostałem oderwany rozkazem ze sztabu dywizji, by stawić się na odprawę dowódców batalionów (pułków). Udałem się tam z ppor. Marianem Brandysem i ppor. Bohdanem Bobiatyńskim. 514 346 Dowódca plutonu samodzielnej kompanii ppanc. Dywizji Kobryń, który podczas walk o Wolę Gułowską znajdował się na odcinku batalionu mjr. Bartuli. Patrz zamieszczona wcześniej relacja B. Bobiatyńskiego.
Relacje: Józef Podgóreczny Odprawa odbyła się w jakiejś gajówce i była krótka. Odczytano nam rozkaz gen. Kleeberga o kapitulacji, wręczono nam tenże rozkaz na maszynowej odbitce i polecono, by go odczytać przed frontem wszystkich oddziałów, i naznaczono zbiórkę oddziałów na punkt kapitulacyjny za wsią Wola Gułowska o godz. 9 rano. Po odczytaniu tego rozkazu nie chcieliśmy uszom wierzyć. Jak to po zwycięstwie i kapitulacja!? Ale nie było nad czym się zastanawiać, rozkaz był wyraźny i trzeba było się do tego zastosować. Jak to przyjmą żołnierze? Mimo strat i zmęczenia duch w oddziałach po odniesionym zwycięstwie był bowiem bojowy. Nie potrafię opisać, co przeżywałem, i zresztą każdy z nas w drodze powrotnej do swych oddziałów. Zarządziłem zbiórkę batalionu, tak by wszyscy inni słyszeli, i odczytałem ostatni rozkaz. Chwilę batalion trwał w ciszy, zdawało mi się, że zasnął albo nie zrozumiał. Ale po chwili powstał taki zamęt i hałas, że trudno było zrozumieć, co się dzieje. Ażeby tę sytuację opanować, poleciłem wystrzelić najbliższemu żołnierzowi z karabinu. Zaległa cisza, zacząłem mówić do żołnierzy, po chwili stwierdziłem, że opanowałem sytuację. Wyjaśniłem, że to nie jest żadna zdrada, wskazałem na rannych kolegów, że nie ma ich gdzie leczyć, że brak amunicji i że właśnie my walczyliśmy najdłużej i że dalsza walka jest już niepotrzebna. Zaapelowałem, by mi pomogli załatwić jeszcze pewne sprawy z bronią i innym sprzętem i wezwałem, by udali się do swoich biwaków. Żołnierze się rozeszli. Z dowódcami plutonów postanowiliśmy co należy zniszczyć, zakopać itd. Pracowaliśmy do północy, następnie udaliśmy się na krótki sen. Rano po śniadaniu ruszyliśmy w kierunku wsi, z lasu wynurzały się inne oddziały zdążające na punkt kapitulacyjny, który był za wsią. Mijając mogiłkę mjr. Bartuli, poderwałem batalion i wydałem rozkaz defilady. Żołnierze z początku z niechęcią (nie wiedząc, przed kim mają defilować), ale wkrótce wyrównali krok i batalion odbył swoją ostatnią defiladę. Po zdaniu broni odłączono oficerów od swoich żołnierzy i zaczęła się niewola. Kopia, maszynopis; CAW, Kolekcja Kleeberczyków, rel. nr 68/146a 515
SGO Polesie w dokumentach i wspomnieniach 252. Ppor. rez. Józef Podgóreczny, dowódca 3 kompanii strzeleckiej samodzielnego batalionu 79 pp. Brałem udział w bitwie o Wolę Gułowską (październik 1939 r.), Bydgoszcz, 9 maja 1969 r. 516 [ ] 347 Nocowaliśmy w ostatnią noc w Gułowie. Było to z 4 na 5 X. Już przedtem mieliśmy rannych, nie mieliśmy ich komu oddać pod opiekę, woziliśmy ich ze sobą. W kilku wypadkach zostawiliśmy w jakiejś szkole, zwłaszcza tych, których nie można było wozić na chłopskim wozie jednokonką. Brakowało nam jakichkolwiek opatrunków, na cały batalion mieliśmy jednego lekarza ginekologa z Warszawy w podeszłym wieku. (Jeśli pamięć mnie nie myli, dr [Zyskind] Flaks). W nocy z 4 na 5 X zostaliśmy zaalarmowani i pospiesznym marszem ruszyliśmy w kierunku Woli Gułowskiej. Już od Kocka w drodze docierały do nas skąpe wiadomości, że Kleeberg zebrał poważną armię, że dysponuje wszystkimi rodzajami broni, że nawet walczą pod jego rozkazami spieszeni marynarze, że jest osłona kawalerii, stworzono Legię Oficerską. Oczywiście wiadomości były wyolbrzymione, ale docierały do naszych żołnierzy i oczywiście podnosiły ducha, wpływały na morale żołnierza. Dochodziły głuche wieści o zajęciu Warszawy, ale nikt temu nie dawał wiary, a jeżeli ktoś powoływał się na wiadomości radiowe, to sami żołnierze protestowali, że te wiadomości są nadawane chyba z radia hitlerowskiego. Zbliżając się do Woli Gułowskiej i wyczuwając, że przyjdzie do jakiejś walnej rozprawy z hitlerowcami, duch bojowy wśród żołnierzy był jak najlepszy. W lesie natknęliśmy się na kawalerię i marynarzy, ci potwierdzili wiadomość o walkach Kleeberga i jego sukcesach oraz wzięciu do niewoli pokaźnej ilości jeńców. To jeszcze wzmocniło animusz bojowy naszego batalionu, który właściwie jeszcze w ogniu porządnej walki nie brał udziału, choć przez miesiąc z obu stron się o nią opierał. Przed świtem zbliżyliśmy się na skraj lasu. Na brzegu lasu major zarządził odprawę oficerów swego batalionu. Bartulę zwaliśmy między sobą Michał Ponury, co mu nie przeszkadzało żartować, żołnierze lubili go, my szanowaliśmy go jako zdolnego dowódcę. Przed nami rozciągało się równe pole, a na horyzoncie wyłaniały się z ciemności kontury wsi z wieżą kościelną. To jest w Wola Gułowska, którą nasz batalion dziś ma zdobyć zaczął mjr Bartula po zdobyciu wsi zostaną wydane dalsze rozkazy. Na prawo od nas idzie inna jednostka i łączność z nią będzie utrzymywać 2 kompania na prawym skrzydle batalionu. Na lewe skrzydło wsi będzie nacierać 1 kompania, 3 kompania zostaje jako od- 347 Opuszczono obszerny fragment omawiający wcześniejsze dzieje batalionu.