Literka.pl Uroczystość z okazji Dnia Matki i Dnia Ojca. Data dodania: 2006-03-17 09:30:00 Uroczystość z okazji Dnia Matki i Dnia Ojca, którą organizuję wspólnie z uczniami kl. IV pragnę poświęcić twórczości Ks. Jana Twardowskiego. Dlaczego tego właśnie Poety? Ponieważ Jego wiersze są w szczególny sposób związane z każdym człowiekiem, uczą jak żyć by być szczęśliwym. Przepełnione są miłością, radością, uśmiechem i entuzjazmem, których często nam brakuje. Zapraszamy w podróż do krainy poezji ks. Jana Twardowskiego, który zostawił nam swoje wiersze, byśmy z nich nauczyli się, co jest najważniejsze w życiu. Spotkanie z poezją ks. Jana Twardowskiego Uroczystość z okazji Dnia Matki i Dnia Ojca Prowadzący W imieniu Pani Wychowawczyni i uczniów kl. IV serdecznie witamy nasze kochane mamy oraz naszych kochanych tatusiów. Tę uroczystość z okazji Dnia Matki i Dnia Ojca chcemy poświęcić twórczości Ks. Jana Twardowskiego. Dlaczego tego właśnie Poety? Ponieważ Jego wiersze są w szczególny sposób związane z każdym człowiekiem, uczą jak żyć by być szczęśliwym. Przepełnione są miłością, radością, uśmiechem i entuzjazmem, których często nam brakuje. Zapraszamy w podróż do krainy poezji ks. Jana Twardowskiego, który zostawił nam swoje wiersze, byśmy z nich nauczyli się, co jest najważniejsze w życiu. Śpieszmy się Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą Zostaną po nich buty i telefon głuchy Tylko to, co nieważne, jak krowa się wlecze Najważniejsze tak prędkie, że nagle się staje Potem cisza normalna, więc całkiem nieznośna Jak czystość urodzona najprościej z rozpaczy Kiedy myślimy o kimś, zostając bez niego. Nie bądź pewny, że czas masz, bo pewność niepewna Zabiera nam wrażliwość, tak jak każde szczęście Przychodzi jednocześnie jak patos i humor Jak dwie namiętności, wciąż słabsze od jednej Tak szybko stąd odchodzą, jak drozd, milkną w lipcu Jak dźwięk trochę niezgrabny lub jak suchy ukłon Żeby widzieć naprawdę, zamykają oczy Chociaż większym ryzykiem, rodzić się niż umrzeć
Kochamy wciąż za mało i stale za późno. Nie pisz o tym zbyt często lecz pisz raz na zawsze A będziesz tak jak delfin, łagodny i mocny. Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą I ci co nie odchodzą, nie zawsze powrócą I nigdy nie wiadomo, mówiąc o miłości Czy pierwsza jest ostatnią, czy ostatnia pierwszą. Wszystko jest wtedy, kiedy nic dla siebie Jaka to radość Pomagać Dźwigać Biec do chorego z wywieszonym językiem Własne serce nieść jak gorączkę Rozdawać I wciąż się czuć Bezradnym Być niczym By Pan Bóg mógł działać Wszystko jest wtedy Kiedy nic dla siebie Co to znaczy kochać Koniec i bomba. Nie kochał więc trąba. Tak przeczytała pewna dziewczynka w pamiątkowym albumie. Co to znaczy kochać? Pomyślała sobie, że kochać to tylko dawać. To znaczy: Troszczyć się o kogoś, Martwić się, czy ukochanego brzuch czasem nie boli, Smarować komuś bułki grubo masłem, Zasłonić szalikiem klosz od lampy, żeby światło nie raziło i żeby nie mrugał w chorobie, Załatwiać mu tysiące spraw tak szybko, że na jednej nodze, Szyć mu rękawiczki po nocach, żeby mu nie zmarzł mały palec u lewej ręki, bo podobno z niego największy zmarzlak. Tymczasem kochać to nie tylko dawać, ale i przyjmować. Przyjmować: Skrzywioną minę, kiedy ktoś wstanie lewą nogą z łóżka, Deszcz, nawet wtedy, kiedy nie ma parasolki,
Stłuczony ulubiony talerz, Ból zęba. Przyjmować to ufać, wierzyć, że Bóg daje wszystko to, Co smuci, i to co cieszy: słoneczny dzień i ciężkie chmury, Nie mówić jednym tchem przy końcu Ojcze nasz: alenaszbawodezłegoamen bo właśnie amen nie jest nigdy złe. Amen trzeba mówić zawsze po kropce i oddzielnie. Wiedzieć, że Bóg widzi nawet w ciemną noc czarną mrówkę na czarnym kamieniu. Wiedzieć, że i ból jest czasem pożywny i smakuje. Kochać to nie tylko dawać, ale i przyjmować. Żal Żal, że się za mało kochało Że się myślało o sobie Że się już nie zdążyło Że było za późno Choćby się teraz pobiegło W przedpokoju szurało Niosło serce osobne W telefonie szukało Słuchem szerszym od słowa Choćby się spokorniało Głupią minę stroiło Jak lew na muszce Choćby się chciało ostrzec Że pogoda nie stała Bo tęcza zbyt czerwona A sól zwilgotniała Choćby się chciało pomóc Własną gębą podmuchać W rosół za słony Wszystko już potem za mało Choćby się łzy wypłakało Nagie niepewne Komentarz A co Ks. Jan Twardowski pisał o swojej matce? Jak ją wspomina? Posłuchajmy. Ręce Twoje ręce mamusiu
Dobre jak szafirek po deszczu Jak czajki towarzyskie Przyniosły mnie na świat Kołysały Ustawiały na podłodze Sadzały na stołku Mówiły że motyl dzwoni Że młodych grzybów nie sposób rozeznać Uczyły trzymać łyżkę, by nie trafiała do ucha Rozróżniać klon od jaworu Prowadziły przy oknie po ciemku Po ziemi co czernieje jak szpak Suche i ciepłe Za słabe Żeby wyprowadzić mnie z tego świata. Czas niedokończony Nie opowiadajcie, razem i osobno Że nie ma ludzi niezastąpionych Bo przecież moja matka Łagodna i nieubłagana Cała w czasie teraźniejszym niedokończonym Wychyla się z nieba Żeby mi przyszyć oberwany guzik Kto to lepiej potrafi? W czyich palcach drży igła, jak drucik ciepła Gdy tyle dzisiaj uczuć, a mało miłości I tyle cudzych kobiet, a żadna nie moja A śmierć tak bardzo ważna, bo się nie powtórzy I smutek, jak sprzed wojny, ostatnia choinka Trudno No widzisz mówiła matka Wyrzekłeś się domu rodzinnego Kobiety Dziecka, co stale biega, bo chciałoby fruwać Wzruszenia, kiedy miłość podchodzi pod gardło A teraz martwi ciebie Kubek z niebieską obwódką Puste miejsce po mnie Trzewiki, o których mówiłeś, że są Tak jak wszystkie do sprzedania A nie do noszenia Zegarek co chodzi po śmierci Stukasz w niewidzialną szybę Patrzysz, jak czapla w jeden punkt Widzisz jak łatwo się wyrzec Jak trudno utracić
W niebie Trzeba minąć świętego Piotra z ciężkim kluczem Agnieszkę z barankiem przy twarzy Teresę co jeszcze kaszle Bo marzła w klasztorze Trzeba przepychać się przez męczenników Co stanęli z krzyżami i utworzyli korek Obok skromnego bociana Obok Agaty co częstuje solą Obok świętego Franciszka z wilkiem (zdejmuje mu kaganiec żeby mógł poziewać) Obok świętego Stanisława z zeszytem do polskiego - i widzę wreszcie moją matkę W nieopalonym domu Przyszywa guzik co się gubił stale Ile trzeba przejść nieba, żeby ją odnaleźć Takie proste Matka moja tak święta, że tylko przez skromność W naszym domu rodzinnym nie czyniła cudów Odeszła czuwa niewidzialna To przecież takie proste, wątpliwości nie ma Wiadomo, miłość na śmierć nie umiera Zostać niewidocznym nie szkodzi nikomu Świat prawdziwy, gdy mniej w nim widocznych Pozorów To co widzimy, może być zmyślone Jak zęby sztuczne w ustach równo ustawione W marcu szafirek, niebieski kubeczek Podnosi w górę potem z nim się schowa I tyle niewidocznych kochanków na świecie Tych co za późno i innych za wcześnie Wrzosów, co mają zwyczaj kwitnąć jednocześnie Żeby się pokazać i odchodzić razem Gdy czas biegnie jak kuna od wiewiórki szybsza Tego co się kocha... Dostęp do pełnej treści możliwy po zalogowaniu. Literka.pl Literka.pl